10005
Szczegóły |
Tytuł |
10005 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10005 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10005 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10005 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aleksander �ytinski
Efekt Brumma
Rozdzia� 1. - Pisz� list
W�a�ciwie w�cuda nie wierz�. Oduczono mnie jeszcze w�szkole. Wierz� w�nauk� i�w �wietlan� przysz�o��. A�jednak czasem cuda si� jeszcze zdarzaj� i�trzeba si� z�nimi liczy�.
M�wi�c kr�tko, pewnego razu znalaz�em na swoim biurku list od szefa. Szef lubi ze mn� korespondowa�. To znaczy pisze wy��cznie szef, a�ja czytam. Szef cz�sto przesiaduje w�laboratorium do p�nych godzin i�wtedy przychodz� mu do g�owy r�ne my�li. Rano je studiuj�. �Pietia! Zastan�w si�, czy nie nale�a�oby wyja�ni� anomalii w�obszarze podczerwieni mi�dzystrefowym rozproszeniem.� Albo co� w�tym rodzaju.
Przewa�nie nie reaguj� zbyt po�piesznie na pomys�y szefa. Nigdy nie wiadomo, a�nu� to zwyczajne zawracanie g�owy? Szef cz�sto sam tak m�wi. A�raczej krzyczy, wbiegaj�c do laboratorium: �Wszystko, co wczoraj wymy�li�em - zawracanie rzeki kijem�. Po co zawraca� kijem rzek� - poj�cia nie mam. Normalne zawracanie g�owy, i�to nie najgorsze.
Ale tym razem by�o co� nowego. Na biurku le�a�a koperta zaadresowana fioletowym atramentem. Zamaszy�cie napisany adres naszego instytutu, a�zamiast nazwiska adresata widnia�o po prostu: �Najwa�niejszy naczelnik�. Ni mniej, ni wi�cej. Do listu spinaczem by�a przyczepiona karteczka z�dyspozycjami:
�Pimenow. Zbada� spraw�.� Podpis rektora.
�Turczin. Sprawdzi�, o�co chodzi�. Podpis Pimenowa.
��o�dadze. Odpowiedzie� w�ci�gu tygodnia�. Podpis Turczina.
�Barsow. Nic nie rozumiem. Mam co innego na g�owie�. Podpis �o�dadze.
�P. Wier�uchin. Pietia, na mi�o�� bosk�, zorientuj si� w�tym wszystkim i�napisz odpowied��. Podpis szefa.
Wier�uchin - to ja. Ni�ej ode mnie w�hierarchii s�u�bowej naszego instytutu jest ju� tylko kosz na papiery. Dlatego nie napisa�em kolejnej dyspozycji, tylko przeczyta�em list. List mnie zainteresowa�.
Tym samym fioletowym charakterem pisma list informowa�, �e jego autor odkry� pr�d elektryczny w�kutym �elazie. W�nawiasie sprecyzowano �podkowa�. Wynalazca podgrzewa� podkow� nad �wieczk�, co powodowa�o przep�yw pr�du, i�to bardzo silnego, W�obu kierunkach. Tym pr�dem autor listu �adowa� akumulator motocykla, a�potem je�dzi� na nim p� roku. Co, jak si� okazuje, potwierdza teori� Brumma. Autor prosi� o�powt�rzenie eksperymentu i�wydanie opinii, kt�ra jest niezb�dna do otrzymania patentu.
Na dole by� adres. Wie� Kogutki G�rne. Obw�d Jaros�awsk. Wasilij Fomicz Smirny.
Jedno tylko pozosta�o dla mnie niejasne. Sk�d w�Kogutkach G�rnych znaj� teori� Brumma. Ja, na przyk�ad, nie mia�em o�niej poj�cia.
Wzi��em podr�cznik. Teorii Brumma brak. Zajrza�em do encyklopedii fizyki. Na liter� B. po Maxie Bornie znalaz�em has�o: Hans Fryderyk Brumm, zmar�y, jak si� wyja�ni�o, dwie�cie dwana�cie lat temu. Co� tam wykoncypowa� w�swojej klasztornej celi, poniewa� by� mnichem i, zdaje si�, nawet alchemikiem. P�niej to wszystko zosta�o oczywi�cie wyszydzone i�na jego teorii postawiono krzy�yk. A�Wasilij Fomicz zamierza ten krzy�yk uniewa�ni�. O�ile dobrze zrozumia�em.
Sprawa by�a nadzwyczaj prosta! Z�miejsca usiad�em i�napisa�em: �Szanowny towarzyszu Smirny! Poniewa� tacy wybitni uczeni jak Maxwell, Hertz i�inni odrzucili teori� Brumma jako nienaukow�, nie mo�emy przyj�� pa�skiej propozycji. Najwidoczniej w�czasie do�wiadcze� musia� pan pope�ni� jakie� b��dy�.
Jednym s�owem �co� takiego nie istnieje, poniewa� w��adnym wypadku istnie� nie mo�e�. Za�atwi�em Smirnego w�pi�knym stylu, a�przy okazji jeszcze raz przygwo�dzi�em Brumma!
Nast�pnie wypisa�em pe�ny rejestr podpis�w i�tytu��w naukowych z�wymienieniem zajmowanych stanowisk. Wygl�da�o to imponuj�co. Rektor instytutu, cz�onek korespondent. Prorektor, profesor, i�tak dalej. A�na dole skromniutko - m�odszy pracownik naukowy Piotr Wierluchin.
Zanios�em list maszynistce i�usiad�em zadowolony z�siebie i�swojej dzia�alno�ci. Kiedy przyszed� szef, kr�tko zameldowa�em mu o�Brummie i�szef si� u�miechn��. Nawiasem m�wi�c on r�wnie� s�ysza� o�Brummie po raz pierwszy - pozna�em to po jego oczach.
Gdyby wiedzia�, kt�rym bokiem wyjdzie nam ten Brumm, toby si� nie u�miecha�.
W tym momencie wszed� Lisocki. Lisockiego wszyscy traktuj� u�nas powa�nie. Lisocki bez przerwy pisze doktorat. Kiedy jeszcze by�em studentem, ju� wtedy s�ysza�em, �e Lisocki pisze. Kiedy wreszcie napisze, b�dzie to co� wstrz�saj�cego. Co� w�rodzaju �Wojny i�pokoju� Lwa To�stoja. Na posiedzeniach Lisocki zawsze powo�uje si� na trudno�ci. Za to go w�a�nie szanuj�. Wszyscy s� zachwyceni, �e cz�owiek ju� dziesi�� lat przezwyci�a trudno�ci i��e mu si� do tej pory nie znudzi�o.
Lisocki ma fenomenalny w�ch. Je�li w�dowolnym laboratorium obchodz� czyje� urodziny, zawsze tam wpada i�prosi o�tablice matematyczne. Po co mu te tablice, nie wiadomo. Oczywi�cie trzeba go pocz�stowa�, inaczej nie wypada. Lisocki pije wytrawne wino oraz kaw�, zjada ciastko, potem zabiera tablice, przeprasza, wychodzi. Tym razem, jestem pewien, te� nieprzypadkowo zajrza�.
- Co nowego w�kwestii podczerwieni? - zapyta� Lisocki. Jest mu dok�adnie wszystko jedno, czy chodzi o�podczerwie�, czy o�ultrafiolet, wiem o�tym dobrze. Ale jako� musi zacz��.
No i�szef powiedzia� o�Brummie. Dla hecy oczywi�cie. Lisocki r�wnie� si� po�mia�, chwil� porozmawia� o�telepatii, a�wychodz�c wzi�� encyklopedi� fizyki. Powiedzia�, �e chce od�wie�y� w�pami�ci pierwsz� zasad� termodynamiki.
Laborantka Nela przynios�a mi list przepisany na firmowym blankiecie, szef i�ja z�o�yli�my podpisy i�przes�ali�my do Kogutk�w G�rnych w�charakterze oficjalnego dokumentu.
List odszed�, zd��yli�my o�nim zapomnie�. Wszystko sz�o swoj� kolej�. Wr�ci� z�wyk�adu Sasza Rybak�w i�przyssa� si� do swojego oscylografu. Gena, drugi asystent, zarz�dzi� dla swoich student�w kolokwium z�fizyki cia�a sta�ego, a�ja, �eby by�o ciekawiej, podrzuca�em studentom �ci�gaczki. Gena siedzia� bardzo zadowolony, �e grupa tak dobrze opanowa�a materia�. Bez przerwy kiwa� g�ow� i�my�l�, �e go rozbola�a.
Pod koniec dnia pracy Brumm znowu wyp�yn�� na powierzchni�, nie wiadomo, z�jakiej okazji. Okaza�o si�, �e Sasza Rybak�w s�ysza� o�efekcie Brumma. Zreszt� Sasza s�ysza� o�wszystkim, tak �e nie ma si� czemu dziwi�. Na moment oderwa� si� od oscylografu, przetar� okulary i�powiedzia�:
- Jeszcze si� przez niego nap�aczesz. To bardzo chytra teoria.
- Te� co� - powiedzia�em. - Ta teoria dawno le�y w�grobie.
Sasza chrz�kn�� i�popatrzy� bez okular�w gdzie� w�dal. Najwidoczniej w�osiemnasty wiek, na miasto Koloni�, w�kt�rym �y� kiedy� Hans Fryderyk Brumm.
Rozdzia� 2. - Przeprowadzam eksperyment
Po trzech tygodniach historia z�Brummem wesz�a w�now� faz�. Szef przyszed� do pracy ponury i�d�ugo przek�ada� na stole papierki. Pomy�la�em nawet, �e znowu nie przyj�li go do sp�dzielni mieszkaniowej. Okaza�o si�, �e nie o�to chodzi.
- A�wi�c tak, Piotrze Niko�ajewiczu - powiedzia� szef. To spodoba�o mi si� jeszcze mniej. Zwykle nie zwraca si� do mnie tak oficjalnie.
Szef wyj�� z�akt�wki kartonow� teczk�, a�z teczki papiery. Od razu zauwa�y�em na samym wierzchu list ze znajomym fioletowym charakterem pisma, i�koperta by�a identyczna �Powinszowania z�okazji �smego marca!� A�na �wiecie, je�li ju� o�to chodzi, mamy obecnie wrzesie�, Tym razem do listu by�o przypi�te pisemko z�gazety rejonowej. Nie licz�c dyspozycji rektora itp. Tyle, �e dyspozycje by�y w�tonie kategorycznym.
Szef w�milczeniu po�o�y� to wszystko przed moim nosem i�zapali� papierosa. Czu�em, jak z�wolna si� nagrzewa. Niczym kocio� parowy. Nast�pnie szef podskoczy� na krze�le i�r�bn�� pi�ci� w�st�, wskutek czego fioletowe litery skoczy�y gdzie� w�bok.
- Przera�aj�ce! - krzykn�� szef. - Ciemnogr�d! Nie mam �yczenia zajmowa� si� alchemi�!
- Nie szkodzi, szefie - powiedzia�em - wszystko w��yciu si� przydaje. Niech pan si� tylko nie denerwuje, na pewno to za�atwimy.
- Bardzo ci� prosz�, Pietia - poprosi� szef. - Odpisz mu jako� �agodnie. Co� mu obiecaj.
- Na przyk�ad po�miertn� s�aw� - zaproponowa�em.
- W��adnym wypadku! - przerazi� si� szef. - Najlepiej jaki� przyrz�d. Powiedzmy amperomierz... O�Bo�e! - szef nerwowo zacz�� biega� po laboratorium. Zawsze wszystko bierze zbytnio do serca.
W pi�mie z�gazety pouczono nas, �e z�niedopuszczalnym lekcewa�eniem potraktowali�my list cz�owieka pracy. Okazuje si�, �e sami powinni�my empirycznie sprawdzi� efekt Brumma, zamiast zas�ania� si� jakim� tam Maxwellem.
- Brumm - brumm - brumm... - zanuci� szef na melodi� marsza.
- On tu cytuje Engelsa - powiedzia�em zaznajomiwszy si� z�listem Wasilija Fomicza do redakcji gazety rejonowej.
- Brumm - brumm - brumm! - jeszcze g�o�niej zanuci� szef. Od�o�y�em na p�niej swoje do�wiadczenia i�zaj��em si� eksperymentem Wasilija Fomicza. Przede wszystkim nale�a�o zdoby� �wieczk�. W�katedrze �wieczki nie by�o, poniewa� wysz�y z�u�ycia. Gena poradzi� mi sklep, a�Sasza cerkiew. Z�instytutu jest bli�ej do cerkwi ni� do sklepu, wi�c wybra�em cerkiew.
Cerkiew jest czynna w�bardzo dziwnych godzinach. Czasami jest zamkni�ta przez ca�y dzie�, a�czasem otwarta nawet w�nocy. Mia�em szcz�cie, cerkiew w�a�nie by�a czynna. Przed wej�ciem jaka� staruszka handlowa�a �wieczkami. �wieczki by�y cienkie jak makaron i�piekielnie drogie. Kupi�em pi�� sztuk i�staruszka prze�egna�a mnie znakiem krzy�a.
Z podkow� sprawa wygl�da�a znacznie gorzej. Po prostu nie wyobra�a�em sobie, gdzie w�mie�cie mo�na dosta� podkow�. Zadzwoni�em do informacji miejskiej, ale mi naubli�ali za rzekome chuliga�stwo. Wobec tego zam�wi�em podkow� w�warsztacie mechanicznym. Majster Fiedia, specjalista od wydmuchiwania szklanych naczy�, narysowa� mi z�pami�ci szkic podkowy. Fiedia pochodzi ze wsi. Zrobi�em techniczny rysunek, wed�ug wszelkich zasad, w�trzech rzutach i�w przekroju te�. Jak trzeba. Wypisa�em zlecenie i�zacz��em czeka�.
Trzy dni biega�em do warsztatu, �eby dopilnowa� realizacji zam�wienia. Wreszcie podkowa zosta�a wykonana.
- Ten tw�j ko� ma tylko jedn� nog�, czy co? - zapyta� �lusarz.
- Reszta to protezy - wyja�ni�em.
- Ogier, czy koby�a?
- Raczej ogier.
- Biedne zwierz� - powiedzia� �lusarz.
Przynios�em podkow� na katedr� i�przyst�pi�em do eksperymentu. Pok�j by� pe�en ludzi. Szef, �eby si� nie denerwowa�, poszed� do biblioteki. Czu�em, �e nie jest zupe�nie pewien, jaki b�dzie wynik. Lisocki chodzi� i�rzuca� ironiczne uwagi na temat podkowy. Ale schemat przestudiowa� nader uwa�nie. Umocowa�em podkow� na statywie, przylutowa�em do niej przewody, pod��czy�em amperomierz i�zapali�em �wieczk�. Ze �wiec� w�r�ku przypomina�em pana m�odego. Na miejscu panny m�odej sta� Lisocki.
- Nale�y od�piewa� marsza weselnego - zaproponowa� Sasza.
Przysun��em p�omie� �wiecy do podkowy i�zacz��em j� nagrzewa�. Strza�ka aparatu drgn�a i�przesun�a si� o�jedn� podzia�k�.
- Pr�d termoelektryczny - skonstatowa� Lisocki.
Sam wiedzia�em. �adnym Brummem tu nawet nie pachnia�o. Zu�y�em trzy �wiece nagrzewaj�c podkow� w�r�nych miejscach. Podkowa straci�a po�ysk, zakopci�a si� i�wygl�da�a �a�o�nie. Jak mocno zu�yta podkowa.
- Figa z�makiem - stwierdzi� Sasza Rybak�w i�powr�ci� do swojej aparatury.
- Czego nale�a�o oczekiwa� - rozleg� si� g�os szefa, kt�ry wszed� i�nie zauwa�ony przez nikogo obserwowa� przebieg do�wiadczenia.
- Dajcie lutownic� - za��da� Lisocki.
- Nie przeszkadzaj w�eksperymencie - powiedzia� szef.
- Dajcie lutownic�! - krzykn�� Lisocki.
Dosta� lutownic� i�w ci�gu dziesi�ciu sekund roz�arzy� podkow� do bia�o�ci. Przewody odpad�y, a�rezultat nie uleg� zmianie.
- Podkowa, jest niew�a�ciwa - o�wiadczy� Lisocki. - Ersatz, a�nie podkowa. Potrzebna jest prawdziwa, prosto od konia. Z�kopyta, �e tak powiem.
- Dosy� tego! - powiedzia� szef. - Pietia, napisz uprzejmy list. Za��cz schemat do�wiadczenia. Obiecaj mu amperomierz. Nie zapomnij zako�czy�: �pozostajemy z�szacunkiem...� To zbrodnia! Zmarnowa� tydzie� czasu na jakiego� Brumma! A�je�eli ten Fomicz jutro o�wiadczy, �e ziemia ma kszta�t obwarzanka? To te� b�dziemy sprawdza� do�wiadczalnie? Tak?
- Poczekajcie - zagadkowo powiedzia� Sasza Rybak�w. - To jeszcze ma�e piwo.
Lisocki wy�ebra� podkow� i�zabra� j� do swojego laboratorium. Powiedzia�, �e na szcz�cie.
Znowu napisa�em list do Kogutk�w G�rnych. Do Wasilija Fomicza zwraca�em si� per �kolego�, zu�y�em ogromn� ilo�� termin�w naukowych, ca�o�� uzasadni�em teoretycznie przy pomocy wielu skomplikowanych wzor�w. Wypisa�em nawet r�wnanie Schr�dingera, chocia� nie mia�o ono nic do rzeczy. Po to, �eby Fornicz d�u�ej siedzia� nad tym listem. Przeczuwa�em ju�, �e walka b�dzie d�uga. Szef przeczuwa� to r�wnie�.
- Pietia, przestudiuj dok�adnie tego Brumma - powiedzia�. - �eby w�razie czego nikt nas nie zahaczy�.
Nast�pnego dnia poszed�em do dzia�u starych r�kopis�w biblioteki publicznej i�wypo�yczy�em orygina�. Brumm pisa� po �acinie. Z�tym jeszcze sobie poradzi�em. Ale podstawy jego teorii by�y ca�kowicie mistyczne. Na przyk�ad twierdzi�, i�to zupe�nie powa�nie, �e pr�d elektryczny jest jedn� z�form istnienia szatana, i��e �wi�ty ogie� zmusza szatana do biegania wzd�u� przewodu i�krzesania iskier. W�jaki spos�b szatan mo�e �adowa� akumulatory, Brumm nie pisa�.
I tak dalej.
Zdo�a�em przestudiowa� dopiero jeden traktat z�czternastu, gdy Wasilij Fomicz zd��y� wykona� nast�pny ruch.
Rozdzia� 3. - Wyruszam w�podr�
Tym razem Smirny zmobilizowa� opini� publiczn�. Opini� publiczn� mo�na mobilizowa� w�r�ny spos�b. Wasilij Fomicz wybra� drog� zbiorowej petycji. Nie mam poj�cia, sk�d nazbiera� w�Kogutkach G�rnych tyle ludzi. Mo�e pojecha� do rejonu. Tak czy inaczej, pi��dziesi�t os�b stwierdza�o pod przysi�g�, �e towarzysz Smirny motocykl z�przyczep� eksploatowa� przez sze�� miesi�cy i�to do�� intensywnie. A�akumulator �adowa� od podkowy. Wszyscy widzieli. Sk�d bra� podkow�, te� by�o napisane. Bra� j� mianowicie z�ku�ni.
- Sam widzisz, nie z�cerkwi, tylko z�ku�ni - powiedzia� Rybak�w.
- Przecie� ja z�cerkwi przynios�em �wiec�, a�nie podkow� - powiedzia�em.
- Wszystko jedno - melancholijnie stwierdzi� Sasza. Moim zdaniem Rybak�w postawi sobie za cel doprowadzenie mnie do stanu szefa. Ale to mu si� nie uda!
Kiedy czyta�em list, szef patrzy� na mnie z��a�o�ci�. W�jego m�zgu kie�kowa�a my�l. Zacz�� z�daleka.
- Jeste� jeszcze m�ody, Pietia - powiedzia� �agodnie. - Masz mocne nerwy. Jed� do tych Kogutk�w. Bo inaczej Fomicz sam przyjedzie na swoim motocyklu. Wtedy nie r�cz� za siebie. A�przecie� mam �on� i�dzieci.
Poszed�em za�atwia� delegacj�. Kierownictwo instytutu podpisa�o nie patrz�c, a�ksi�gowo�� wyrazi�a zaniepokojenie.
- A�gdzie le�� te Kogutki - Ci�gutki? zapyta� g��wny ksi�gowy. - I�po co ty tam w�a�ciwie jedziesz? Przyznaj si� - na grzyby?
Cierpliwie wyt�umaczy�em, �e w�Ci�gutkach G�rnych odb�dzie si� mi�dzynarodowe sympozjum. To jest, tfu, nie w�Ci�gutkach, a�w Kogutkach. Porz�dek obrad: aparaty do dojenia kr�w na tranzystorach, zbieranie jajek przy pomocy elektromagnesu i�stosowanie podkowy jako generatora. O�podkowach powiedzia�em prawd�.
- A�zbo�a tam jeszcze nie siej� na tranzystorach? - za�artowa� g��wny ksi�gowy.
- Zaplanowano na nast�pn� pi�ciolatk� - za�artowa�em w�odpowiedzi.
- Jed�! - powiedzia� g��wny ksi�gowy. - Cudzoziemcy b�d�?
- Trzy autokary - powiedzia�em.
G��wny ksi�gowy by� usatysfakcjonowany. Otrzyma�em zaliczk� i�poszed�em zbiera� informacje, w�jaki mianowicie spos�b mam dotrze� do wsi Kogutki. Okaza�o si�, �e najpor�czniej jecha� tam konno. Samoloty do Kogutk�w nie lata�y, poci�gi nie chodzi�y, statki r�wnie�. Powa�nie zaniepokoi�em si� o�cudzoziemc�w. Jak oni tam dojad�?
Wreszcie wszystko dok�adnie wyja�ni� mi jaki� staruszek na dworcu. Trzeba jecha� poci�giem do miasta rejonowego, a�potem autobusem. Je�li si� wepchniesz, powiedzia� staruszek. A�nast�pnie statkiem po jakiej� tam rzece. Je�li b�dzie kursowa�, powiedzia� staruszek.
- A�je�li nie b�dzie? - zapyta�em.
- To na piechot� - powiedzia� staruszek. - To niedaleko. Ze dwadzie�cia pi�� wiorst.
Podzi�kowa�em staruszkowi za informacj� i�poszed�em kupowa� gumiaki. Oraz waciak.
Na katedrze m�j wyjazd narobi� mn�stwo ha�asu. Posypa�y si� zam�wienia na suszone grzyby. A�Sasza Rybak�w zaproponowa� mi w�dk� do �owienia pod lodem.
- Przecie� lodu jeszcze nie ma - powiedzia�em.
- Kto wie - zagadkowo wypowiedzia� si� Sasza. - Eksperymenty mog� si� przeci�gn��.
Przybieg� majster Fiedia z�paczk�. Poprosi�, �ebym j� po drodze podrzuci� na wie� jego siostrze�cowi. W�paczce by�y suszone owoce i�p�yta Muslima Magomajewa. Przes�ucha�em majstra Fiedi� na okoliczno�� miejsca urodzenia.
- Jestem z�Tulskiej guberni - powiedzia� majster Fiedia.
- S�uchaj, czy ty znasz geografi�? - zapyta�em.
- Nie znam - odpar� majster Fiedia z�dum�. - Troch� zapomnia�em... A�co, nie b�dzie ci po drodze?
Specjalnie pobieg�em po map� i�pokaza�em majstrowi Fiedi, gdzie le�� Kogutki G�rne.
- Co� takiego! - zmartwi� si� majster Fiedia. - Zreszt� wszystko jedno. Oddaj komukolwiek. Tam te� na pewno s�yszeli o�Magomajewie.
M�j baga� naukowy sk�ada� si� z�konspektu traktatu Brumma i�pirometru, kt�ry zabra�em dla nadania sobie powagi. Pirometr to taki przyrz�d, kt�rym mo�na mierzy� wysokie temperatury. Jest dosy� portatywny.
Potem wys�a�em depesz� do Fomicza. �Delegujemy przedstawiciela komisji sprawdzenia efektu Brumma przygotowa� aparatur�.
Nikt nie przyszed� na dworzec, �eby mnie odprowadzi�. Nawet �ona. Poci�g odchodzi� o�trzeciej w�nocy. Bardzo wygodny poci�g dla uciekaj�cych potajemnie i�na zawsze. Zrozumia�em, dlaczego odjazd wyznaczono o�tak p�nej godzinie. Albo o�tak wczesnej. Rzecz w�tym, �e poci�g w�najmniejszym stopniu nie przypomina� �Czerwonej Strza�y�.
Rozdzia� 4. - Jad�
Zst�pi�em na plac przy dworcu, jak Kolumb na brzeg Ameryki. Miasteczko by�o niskopi�trowe. Po ulicach �azi�y kury z�kurcz�tami. Kiedy ni z�tego, ni z�owego nadje�d�a� samoch�d, kury bieg�y d�ugo przed mask� nie wiedz�c, gdzie uciec. Potem wskakiwa�y do rowu. Stwierdzi�em, �e autobus b�dzie za trzy godziny, i�poszed�em zwiedza� okolic�.
Dotar�em do jakiej� rzeki. Rzeka by�a dosy� du�a. Na drewnianej przystani sta� dziadek z�brod� i�w czapce. Na pewno przewo�nik. Albo latarnik.
- Co to za rzeka, ojcze? - zapyta�em.
- Wo�ga, matko - powiedzia� dziadek z�wyrzutem.
- Nie pozna�em - wymamrota�em czerwony ze wstydu.
- D�ugo siedzia�e�? - zapyta� dziadek patrz�c na m�j waciak.
- Gdzie siedzia�em? - zdziwi�em si�.
- Wiadomo gdzie - powiedzia� dziadek mru��c oczy.
- Trzy lata - powiedzia�em, �eby mu nie zrobi� przykro�ci.
- A�za co?
- Utopi�em ko�chozowy traktor.
- Zdarza si� - powiedzia� dziadek. - A�wyci�gn�li przynajmniej traktor?
- Nie - powiedzia�em. - Tam jest bardzo g��boko. To by�o nad Morzem Czarnym.
- A�teraz dok�d si� wybierasz? - zapyta� skrupulatny dziadek.
- Do Kogutk�w G�rnych.
- Pok�o� si� ode mnie Wa�ce Smirnemu. Powiedz, znaczy, �e Timofiej mu si� k�ania.
Okazuje si�, �e Fomicz by� znan� osobisto�ci�. Upewni�em si� w�tym, kiedy przechodzi�em ko�o komitetu wykonawczego. Wisia�a tam tablica ze zdj�ciami i�w prawym g�rnym rogu znajdowa�a si� fotografia towarzysza Smirnego. By�o tam napisane, �e jest on przoduj�cym mechanizatorem i�racjonalizatorem. No, to mnie nie zdziwi�o.
Po przeciwnej stronie na budynku Pa�acu Kultury r�wnie� wisia�a tablica. Tyle �e odmiennej tre�ci: �Ci kt�rzy s� ha�b� naszego rejonu�. W�tym samym g�rnym prawym rogu znowu zobaczy�em portret Fomicza. Napis g�osi�, �e towarzysz Smirny zajmuje si� konstruowaniem aparat�w do p�dzenia bimbru. Jak wida�, tablice wywiesza�y r�ne organizacje, i�niekoniecznie uzgadnia�y mi�dzy sob� ich tre��. Fomicz na fotografiach wygl�da� bardzo przyzwoicie. Tak na oko mia� oko�o pi��dziesi�ciu lat. Jego fryzura przypomina�a niewielk� plantacj� w�os�w.
Zapragn��em zobaczy� tak wielostronnego cz�owieka i�po�pieszy�em na autobus.
Staruszek w�Leningradzie, kt�ry uprzedzi� mnie o�tutejszych obyczajach, dobrze zna� miejscowe warunki. Nikt nie jecha� ot tak sobie, bez niczego. Wszyscy co� wie�li. Opony do motocykla, pralk�, klatk� z�kanarkiem, dwa telewizory i�gumowego w�a do polewania ogrodu. Nie licz�c mojego pirometru.
Autobus podjecha� na przystanek. Kierowca wysun�� g�ow� przez okno i�krzykn��:
- �eby�cie mi wozu nie przewr�cili!
Ale nikt go nie s�ucha�. Dwaj ch�opi z�pralk� gotow� do boju z�ogromnym przyspieszeniem pop�dzili w�stron� autobusu. Po drodze zaczepili o�gumowego w�a i�w rezultacie nie trafili w�drzwi, chybili. W�boku autobusu pojawi�o si� wkl�ni�cie.
- Zaraz wyjd� - obieca� kierowca.
Wszyscy w�milczeniu odpychali jeden drugiego r�kami. Przypomina�o to p�ywanie w�zag�szczonej glicerynie. Przysun��em do piersi pirometr i�napiera�em nim na worek, kt�ry d�wiga�a na plecach jaka� baba.
- Ej, ty! Ostro�nie! Tam jest serwis! - wrzasn�a baba. i�od razu wszyscy zacz�li krzycze�, co kto ma w�worku. Nie - wiadomo dlaczego absolutnie wszystkie przedmioty by�y kruche i��atwo si� t�uk�ce.
- Ostro�nie! - zarycza�em i�ja. - Pirometr jest odbezpieczony! Wybucha od uderzenia! - i�potrz�sn��em nad g�ow� pirometrem.
Wok� mnie momentalnie powsta�a pr�nia. Wszed�em do autobusu i�usiad�em. Reszta pasa�er�w kontynuowa�a swoje wysi�ki. Wreszcie kierowcy to zbrzyd�o, wi�c ruszy�. Pralk� do tego momentu zd��yli wepchn�� tylko do po�owy. A�gumowego w�a zaledwie niewielki fragment. W�� rozwin�� si� i�sun�� za autobusem niby knut. Jeden z�w�a�cicieli pralki bieg� obok drzwi i�pr�bowa� przepchn�� si� do �rodka. Ze zgrozy roz�piewa� si� kanarek.
Ze czterdzie�ci kilometr�w jeszcze trwa�y awantury, potem zapanowa� spok�j. Na m�j pirometr wszyscy patrzyli z�szacunkiem i�nas�uchiwali, czy przypadkiem nie tyka. Wreszcie wysiad�em przy jakim� mo�cie.
Przy mo�cie by�a przysta�. Na przystani czekali na statek jacy� ludzie. Jak si� dowiedzia�em, czekali od wczoraj wiecz�r. Powszechna pewno��, �e statek jednak przyjdzie, nape�ni�a mnie optymizmem.
Statek istotnie przyszed�. Tyle, �e dopiero nazajutrz rano. Noc sp�dzili�my przy ognisku. Dobrze, �e w�r�d czekaj�cych byli tury�ci. Rozbili namioty i�mieli�my wspania�y nocleg. Rano tury�ci nakarmili mnie konserwami.
Zapyta�em, czy w�r�d oczekuj�cych s� mieszka�cy Kogutk�w.
- Jakich Kogutk�w? - zapyta�a dziewczyna z�rowerem, kt�ra wczoraj przy ognisku �piewa�a piosenk� ludow�. - Tu jest du�o Kogutk�w. Kogutki Dolne, Kogutki G�rne, Krzywe Kogutki i�Jasne Kogutki.
Powiedzia�em, �e chodzi o�G�rne, i�doda�em, �e szukam Smirnego.
- Wujka Wasi! - ucieszy�a si� dziewczyna. Potem spojrza�a na mnie podejrzliwie i�zapyta�a, czy nie jestem z�milicji. Powiedzia�em, �e nie jestem. Dziewczyna spojrza�a jeszcze podejrzliwiej i�zainteresowa�a si�, czy nie przyjecha�em po aparat?
- Wujek Wasia ju� ich nie robi. Przez te aparaty tylko od nauki go odrywaj�. Tacy to u�nas ludzie bez poj�cia.
Jak wida�, naukowe sukcesy Fomicza by�y tu dobrze znane. Dziewczyna oznajmi�a, �e Smirny z�kineskopu telewizora skonstruowa� jaki� aparat. Na�wietla nim wymiona kr�w ko�chozowych. Udoje wzros�y niebywale.
Jednym s�owem, przekona�em si�, �e intelektualne zainteresowania Fomicza s� nadzwyczaj rozleg�e.
Dwie godziny nasz statek przep�ywa� obok najr�niejszych Kogutk�w i�innych skupisk ludno�ci. Przyroda by�a dziewicza. Powietrze sterylnie czyste. Ludzie surowi, nawykli do przezwyci�ania trudno�ci. Rolnicy, hodowcy, wiejska inteligencja.
Dawno temu istnia�o poj�cie �sojusz miasta i�wsi�. Ot� ja osobi�cie ten sojusz w�a�nie realizowa�em. Poproszono mnie, �ebym dok�adniej opowiedzia� o�pirometrze. Zapali�em si� do tematu i�niedostrzegalnie przeszed�em do cz�stek elementarnych. Potem opowiedzia�em o�laserze. Promieniowanie koherentne i�tak dalej.
- A�powiedz mi, synku, czy tym laserem mo�na kosi� traw�? - zapyta�a jaka� babule�ka.
- W�zasadzie mo�na - powiedzia�em. - Ale nie ma sensu. Mniej wi�cej tak, jakby kto� wbija� gwo�dzie aparatem fotograficznym.
Kr�tko m�wi�c, zanim dop�yn�li�my do Kogutk�w G�rnych, pasa�erowie, jak przypuszczam, nabrali elementarnego poj�cia o�fizyce. No, a�ja za to wiele dowiedzia�em si� o�siewie, orce, �niwach i�innych takich rzeczach.
Rozdzia� 5. - Poznaj� Fomicza
- A�gdzie jest wie�? - zapyta�em dziewczyn� z�rowerem, kt�ra ofiarowa�a si� wskaza� mi drog�.
- O�tam - pokaza�a d�oni�.
Na wzg�rzu sta�o pi�� domk�w. Absolutnie chaotycznie. Wzd�u� zbocza prowadzi�a �cie�ka w�d� rzeki. Szczeka�y psy. Pia�y koguty. M�wi�c kr�tko, nie wygl�da�o to na centrum �wiatowej nauki.
- To jest dom wujka Wasi - machn�a r�k� dziewczyna. Na kominie tego domu widnia�a jaka� konstrukcja z�grubego drutu.
- Pu�apka magnetyczna - wyja�ni�a mi w�a�cicielka roweru.
- Jasne - wymamrota�em. Je�eli ten Fomicz otrzymuje w�swoim piecu plazm�, to rzucam fizyk�, postanowi�em.
Poszed�em do domku i�zapuka�em w�okienko. Na pukanie zza firaneczki wyjrza�a g�owa. Od razu j� pozna�em. Nieco gorsza ni� na honorowej tablicy, ale za to z�ca�� pewno�ci� �ywa. Wasilij Fomicz zrobi� przera�one oczy i�zamacha� r�kami.
- Przyszed�em z�interesem! - krzykn��em.
- A�kysz! - g�ucho dobieg� zza szyby jego g�os. - Nie ma aparat�w!
- Przyjecha�em w�sprawie Brumma! - krzykn��em.
- Bhumma? - rude brwi Fomicza unios�y si� jak wzlatuj�ce ptaki. Znik� z�okna i�po chwili otworzy� mi drzwi.
- A�nie ��esz? - zapyta� Fomicz. - Je�li nie, to wchod�.
Fomicz by� w�sportowym dresie z�dzianiny. W�r�ku trzyma� o��g. Na ko�cu o�oga by�a umocowana dwuwypuk�a soczewka. A�wi�c nie by� to ju� o��g, tylko przyrz�d optyczny.
Fomicz bardzo sympatycznie grasejowa�. Czasami w�og�le nie mo�na by�o zrozumie�, o�czym m�wi. Jak s�dz�, g��wnie ze wzgl�du na specyficzn� terminologi� naukow�. Terminologia Fomicza r�ni�a si� od og�lnie przyj�tej.
- Nie daj� mi �y� ci aparatczycy - powiedzia� Fomicz. Pieni�dzy od nich nie bior�. �eby si� tylko odczepili! M�wi�, �e tak to przynajmniej jaka� korzy�� jest z�tej mojej nauki. A�ty sk�d jeste�?
Wyja�ni�em. Fomicz by� nie na �arty zdziwiony. Szczeg�lnie tym, �e nasza podkowa nie chcia�a da� pr�du. Wprowadzi� mnie do chaty. Wygl�da�o tam podobnie jak w�naszym laboratorium. Bardzo du�o kabli i��elastwa. Na stole sta�a lampa naftowa. Na szkie�ku wisia�a podkowa. Od podkowy prowadzi�y przewody do radioodbiornika. Fomicz zapali� lamp� i�w��czy� radio. Radio m�wi�o.
- Bezpo�rednie przekszta�cenie. Przeno�na pr�dnica - wyja�ni� Fomicz.
W tym momencie zapuka�a listonoszka. Przynios�a Fomiczowi m�j telegram. Gdybym wiedzia�, zabra�bym depesz� ze sob�. �eby si� poczta nie m�czy�a. Fomicz uwa�nie przestudiowa� tekst.
- Wydelegowali przedstawiciela - powiedzia� znacz�co. - Te� w�sprawie Brumma.
- To w�a�nie ja jestem tym przedstawicielem - powiedzia�em. - Sk�d wiecie o�Brummie?
- Ta historia si�ga korzeniami w�przesz�o�� - literacko zacz�� Fomicz. - Pracowa�em przy rozbi�rce dom�w. Pod nowe zabudowania, i�kiedy� znalaz�em na strychu traktat. Nic nie zrozumia�em, ale to by�o nadzwyczaj ciekawe. Nadzwyczaj!
- Ciekawe! - zgodzi�em si�. - Rzadko spotyka si� takie brednie.
- No, brednie, nie brednie, a�ziarno prawdy czasem si� trafia - obrazi� si� Fomicz w�imieniu Brumma. Chcia� przez to powiedzie�, �e uda�o mu si� to ziarno wy�uska�.
- A�szatan? - zapyta�em.
- Nie szatan, tylko czort - poprawi� mnie Fomicz. - Elektron, czort - to bez r�nicy. Najwa�niejsze, �eby dzia�a�o!
- No, to jeszcze sprawdzimy - zastrzeg�em si�.
- Ranek m�drzejszy od wieczora - powiedzia� Fomicz. Zacz�li�my szykowa� si� do snu. Przysz�a sk�d� �ona Fomicza, mi�a i�pogodna. Fomicza nazywa�a Wasiut�, a�fizyk� traktowa�a z�sympati�, jak domowego kota. Nakarmiono mnie z�ca�ego serca. Przed snem Fomicz dobr� chwil� poobserwowa� niebo przez teleskop robi�c jakie� notatki. Moim zdaniem Fomicz urodzi� si� stanowczo za p�no. Najbardziej pasowa�by do renesansu.
W nocy przy�ni� mi si� Hans Fryderyk Brumm. Przyszed� na nasz� katedr� w�waciaku na�o�onym na czarn� tog�. W�r�ku trzyma� depesz� �piln��. Pokaza�em mu podkow� i�Brumm okropnie si� �mia�.
- Ciekawe! Nadzwyczaj ciekawe! - krzycza�.
Potem Brumm przeszed� na �acin� i�bardzo d�ugo o�czym� m�wi�. Z�ca�ego przem�wienia zapami�ta�em jedynie zdanie: �Quod licet lovi, non licet bovi�. To znaczy, �e co wolno Jowiszowi, tego nie wolno bykowi. Kiedy� kolekcjonowa�em takie powiedzenia. Tyle �e nie by�o dla mnie jasne, kogo Brumm ma na my�li m�wi�c o�byku.
Rozdzia� 6 - Eksperymentujemy razem
Kiedy si� obudzi�em, Fomicza nie by�o. Przyszed� po p� godzinie z�wiadrem, w�kt�re by� wmontowany kineskop z�siedemnastocalowym ekranem. Najwidoczniej Fomicz w�a�nie uko�czy� poranne na�wietlanie kr�w.
Obudzi� si� chyba bardzo wcze�nie. Wskazywa� na to stan pirometru. Pirometr by� roz�o�ony na cz�ci sk�adowe do ostatniej �rubki. Jego fragmenty le�a�y starannie u�o�one na czystej szmatce. Fomicz mia� dzieci�c� metod� poznawania otaczaj�cego �wiata. Ja r�wnie� w�dzieci�stwie rozmontowywa�em zabawki, �eby zobaczy�, co jest w��rodku.
- Pihometh b�dzie nam potrzebny? - zapyta� Fomicz wskazuj�c palcem na �rubki.
- Tak - powiedzia�em. - B�dzie.
- Zaraz zmontuj� - powiedzia� Fomicz.
I rzeczywi�cie w�ci�gu niespe�na pi�tnastu minut zmontowa� pirometr. Nie zosta�a ani jedna spr�ynka. Przy okazji co� tam zmodernizowa� i�w rezultacie zdaniem Fomicza pirometr m�g� teraz s�u�y� r�wnie� jako mikroskop.
- Masz co� jeszcze? - zapyta� z�nadziej� w�g�osie.
- Nie - powiedzia�em - nast�pnym razem przywioz� wi�cej.
- Ech, �ebym ja tak mia� komor� Wilsona - marz�co powiedzia� Fomicz. - Ja bym wtedy...
Jak wynika�o z�rozmowy, Fomicz by� ca�kowicie pozbawiony pr�no�ci. Jego listy do instytucji naukowych wynika�y z�prostego powodu. Rodacy niezbyt szanowali dzia�alno�� naukow� Fomicza. Mo�na nawet stwierdzi�, �e nie wierzyli w�jego gwiazd�. Wobec tego Fomicz postanowi� zdoby� patent, �eby umocni� sw�j autorytet, i��eby nie przeszkadzali mu w�pracy naukowej.
- M�wi�, �ebym hemontowa� thaktohy! - skar�y� si� Fomicz.
Z trudem poj��em, �e chodzi o�remont traktor�w. - A�je�eli mnie nie intehesuje hemont thaktoh�w? Teraz mnie plazma intehesuje.
Zjedli�my �niadanie i�przyst�pili�my do eksperyment�w.
Nagrzewali�my podkow�. �wieczk�. P�omieniem lampy naftowej. Palcem. P�yn�� pr�d o�niebywa�ej sile. Radio gra�o. Moja maszynka do golenia goli�a. Goli�em si� przy pomocy podkowy! Je�li opowiem o�tym w�katedrze - chyba mnie zabij�!
Hipnoza wykluczona. Czary r�wnie�. Pozostawa�o jedno - uchyli� kapelusza w�obliczu fakt�w.
- A�ty powiadasz - brednie! - rado�nie wykrzykiwa� Fomicz.
- Prawa fizyki s� wsz�dzie jednakowe - twierdzi�em. - Nie mog� by� inne w�Kogutkach ni� w�Leningradzie.
- Kto wie, kto wie! - pl�sa� wok� podkowy Fomicz. - Tu w�a�nie mylisz si�, kochany.
Jeszcze raz sprawdzi�em schemat, zanotowa�em dane, zmierzy�em temperatur� i�poszed�em rozmy�la� w�r�d p�l. P�l, Bogu dzi�ki, by�o dosy�. Mog�em przemy�le� ca�� fizyk� od pierwszej zasady Newtona do ostatnich odkry� Fomicza.
Nies�ychane! Uko�czy�em szko��, instytut, przygotowuj� doktorat. Wywalczy�em dla siebie male�k� cz�stk� fizyki i�nikt nie wie o�niej wi�cej ni� ja. Bardzo male�k�. Mniejsza ju� by� nie mo�e. A�tymczasem Fomicz rozwija fizyk� globalnie przy pomocy czystego entuzjazmu. O�doktoracie nawet nie my�li. Po prostu jest ciekaw i�koniec. Powstaje pytanie, kto z�nas w�a�ciwie zajmuje si� fizyk�?
Ze wszystkiego wynika�o, �e fizyk� zajmuje si� Wasilij Fomicz. Ja za� badam jakie� ziarenka prawdy, kt�re nikogo ani zi�bi�, ani grzej�. W�a�ciwo�ci optyczne anizotropowych zwi�zk�w bizmutu. No dobrze, powiedzmy, �e napisz� w�ko�cu doktorat. A�tymczasem Fomicz �aduje akumulator motocykla od podkowy. Radio gra. Maszynka do golenia goli. Tylko patrze�, jak otrzyma plazm� w�swoim piecu.
A je�li to szarlatan? Przypomnia�em sobie oczy Fomicza, kiedy krz�ta� si� ko�o �wieczki. Nie, Fomicz nie jest szarlatanem. Takiej wiary nie ma w�oczach szarlatan�w.
Niczego nie wymy�li�em i�zrobi�o mi si� zimno w�r�d p�l. Nadszed� wiecz�r. Chwyci�y przymrozki. To si� chyba tak nazywa w�j�zyku agrotechnicznym. Chwyci� przymrozek... Kiedy przypomnia�em sobie ten zwrot, zapragn��em przenie�� si� na wie�. A�co? Zostan� asystentem Fomicza. Zdob�dziemy komor� Wilsona, zabierzemy si� do cz�steczek elementarnych. Kupi� sobie krow�... Motocykl...
I lekko mi si� zrobi�o na sercu i�zarazem jako� sm�tnie, poniewa� wiedzia�em, �e nigdy si� nie przenios� na wie�. B�d� ca�e �ycie robi� jakie� pomiary, pisa� artyku�y do �Fizyki cia�a sta�ego�. A�te artyku�y opr�cz szefa i�mnie zrozumie jeszcze siedemnastu ludzi. Na ca�ej kuli ziemskiej.
Rozstrojony wr�ci�em do Fomicza. Fomicz napoi� mnie mlekiem prosto od krowy i�na dobranoc porozmawiali�my sobie o�promieniowaniu kosmicznym i�wzgl�dno�ci czasoprzestrzeni. Dawno ju� nie rozmawia�em na takie tematy ze �wie�ym cz�owiekiem. A�Fomicz by� zupe�nie �wie�y. Ze dwa razy zap�dzi� mnie w��lep� uliczk�. Okazuje si�, �e w�czasoprzestrzeni jest jeszcze wiele nie rozwi�zanych problem�w.
- Wasiuta, �pij! - poprosi�a z�pieca �ona Fomicza.
- Poczekaj. Spok�j duszy mi odebra� ten Einstein. Jak�e nie wpad�em na to wcze�niej?
- Einstein po prostu wcze�niej si� urodzi� - uspokoi�em Fomicza.
- Chyba �e tak - zgodzi� si� Fomicz. - Ale i�tak przykro. Jeszcze d�ugo si� kr�ci�, a�potem zasn��. Patrzy�em w�okno, widzia�em zaorane pole zalane zielonkaw� po�wiat� ksi�yca. Ka�dy, najmniejszy pag�rek rzuca� cie�. Z�mord� przy ziemi przebieg� polem pies. Zrozumia�em, �e chc� do mamy. Albo do �ony.
Rozdzia� 7. - Jedziemy z�powrotem
- Zbierajcie si� - powiedzia�em rano. - Pakujcie aparatur�. Jedziemy do Leningradu.
- Tylko mnie tam brakuje! - kategorycznie o�wiadczy� Fomicz.
- Brakuje - powiedzia�em.
- Dacie sobie rad� beze mnie!
- Podarujemy wam oscylograf - obieca�em.
- Oscylograf? - Fomicz marz�co przymru�y� oczy. Nawet w�oski na g�owie mu zadr�a�y. - Nie, nie pojad�. Kto b�dzie krowy na�wietla�? Przewodnicz�cy mnie nie pu�ci.
Poszed�em do przewodnicz�cego do s�siedniej wsi, gdzie mie�ci� si� zarz�d ko�chozu. Przewodnicz�cego wcale nie zdziwi�a moja wizyta. Widocznie cz�sto odwiedzano go w�sprawie Fomicza. Dziwne, �e jeszcze zachowa� dla niego ciep�e uczucia.
- Z�ota g�owa! - powiedzia� przewodnicz�cy. - To raz. Nie pije. To dwa... Ale ka�dy mo�e go wykorzysta�, rozumiesz? Wiesz, ile on tych aparat�w porozdawa�? Ani grosza nie wzi��. Nie potrafi odm�wi�. Zreszt�, jak tu odm�wi�, kiedy przystawiaj� n� do gard�a!
Zrozumia�em, �e z�tym no�em to przeno�nia.
- Czasem traci czas na g�upstwa, to prawda. Wymy�li co� bez po�ytku. Ale na przyk�ad promiennik zrobi� - tylko przyklasn��. Ale znowu ta plazma - komu ona potrzebna?
Ze s��w przewodnicz�cego wynika�o, �e z�ot� g�ow� Fomicza czasem nawet wydzier�awiano. S�siednim ko�chozom. Fomicz tamtym - pomys� racjonalizatorski, a�tamci - pieni��ki. Jednym s�owem, jak u�nas na katedrze umowy z�zak�adami przemys�owymi.
- Dobra, przekona�e� mnie! - powiedzia� przewodnicz�cy, kiedy zrobi�em aluzj� do nagrody Nobla. - B�dzie nagroda - zbudujemy obor�.
- Za t� nagrod� mo�na pawilon dla s�oni zbudowa� - powiedzia�em.
- A�po co nam s�onie? - nie zrozumia� przewodnicz�cy.
- Zamiast kogut�w - powiedzia�em. - Nauczycie je tr�bi� nad ranem.
Przewodnicz�cy spojrza� na mnie z�zainteresowaniem. Zrozumia�em, �e si� pot�nie wyg�upi�em. Tak ze mn� cz�sto bywa. Dlatego postanowi�em naprawi� b��d.
- Tak w�og�le to s�onie wykorzystuje si� w�Indiach jako si�� poci�gow�.
- Przecie� ca�y nasz urodzaj p�jdzie na pasz�! - powiedzia� przewodnicz�cy. - A�ile kosztuje s�o�?
By�em niezadowolony, �e zacz��em t� rozmow� o�s�oniach. Po prostu nie wiedzia�em, jak si� wykr�ci�.
- S�onie trudno dosta�. S� tylko z�importu - uspokoi�em przewodnicz�cego.
Przewodnicz�cy od razu straci� zainteresowanie tematem i�wypisa� Fomiczowi jakie� dokumenty na wyjazd. Na koniec poprosi�, �eby Fomicz nauczy� pastuszka Kolk�, jak si� na�wietla krowy.
Dzie� zszed� na przygotowaniach do podr�y. Wzi�li�my aparatur� Fomicza, �eby zachowa� czysto�� eksperymentu.
�ona Fomicza da�a nam suszonych grzyb�w i�powiedzia�a:
- Trzymaj si� tam, Wasiuta!
I ruszyli�my w�drog�.
Kiedy przybyli�my do miasta, Fomicz ca�y si� zje�y�. Przeszli�my obok Pa�acu Kultury. Ale na tablicy: �Ci kt�rzy s� ha�b� naszego rejonu�, fotografii Fomicza ju� nie by�o. Fomicz u�miechn�� si�...
Do Leningradu przyjechali�my rano i�natychmiast zaci�gn��em Fomicza do Instytutu. Fomicz bez przerwy spoziera� na boki i�tuli� do piersi woreczek z�podkowami. Dwa razy wyci�ga�em go spod k� transportu miejskiego. Raz Fomicz wyci�gn�� mnie. Ale to by� przypadek.
Szli�my korytarzem obrastaj�c z�ty�u ogonem ciekawych. Przy wej�ciu do laboratorium przypomina�o to ju� komet�. J�dro komety stanowi� Fomicz i�ja.
Wepchn��em Fomicza do laboratorium, wszed�em sam i�oznajmi�em jak na przyj�ciu dyplomatycznym:
- Pozw�lcie, �e przedstawi� wam Wasilija Fomicza Smirnego.
Szef w�a�nie udziela� konsultacji studentce. Siedzia� do nas plecami. Po wyrazie twarzy studentki zrozumia�em, co dzieje si� z�szefem. Oczy jej zrobi�y si� jak spodki i�wyszepta�a:
- To mo�e lepiej przyjd� innym razem...
Szef powoli odwr�ci� g�ow�. Sasza Rybak�w zdj�� okulary i�przetar� szk�a. Odby�a si� niema scena, jak w��Rewizorze�. A�Fomicz powiedzia�:
- Pami�ta mnie pan? To ja pisa�em o�Bhummie.
- Pami�tam - powiedzia� szef. - Pami�tam bardzo dobrze.
Rozdzia� 8. - Podejmujemy Fomicza (1)
Publiczno�� zasiad�a p�kolem jak na stadionie i�szef z�Fomiczem przyst�pili do rozgrywki. Zacz�� szef. Asystowa� mu Rybak�w. Ja wyst�powa�em jako s�d rozjemczy. Nie bardzo wiem, co to takiego. Podobno tak si� m�wi.
Szef uj�� podkow� przez chustk� do nosa i�zamocowa�. Przylutowali�my kable i�tak dalej. Podgrza�. Oczywi�cie �adnego rezultatu.
- No? - powiedzia� szef.
- To po waszemu - powiedzia� Fomicz. - Dajcie �wiec�. Fomicz stan�� przy pulpicie i�b�yskawicznie osi�gn�� rezultat. Pr�d pop�yn��. By� remis. Z�wynikiem 1:1.
Nie wiadomo, sk�d zjawi� si� Lisocki. Podszed� do Fomicza i�czule obj�� go za ramiona. Fomicz podskoczy� ze strachu.
- A-ja-jaj - powiedzia� Lisocki. - Jak wam nie wstyd, koledzy? Nie wypada tak przyjmowa� go�cia. Gdzie nasza s�ynna leningradzka go�cinno��?
- Ja nie pij� - cicho powiedzia� Fomicz.
- Piotrze, czy jest hotel dla naszego go�cia? - zapyta� mnie Lisocki.
- Przecie� on jest z�Kogutk�w, a�nie z�Pary�a - powiedzia�em. - Spr�buj za�atwi� mu pok�j.
- Bior� to na siebie - powiedzia� Lisocki.
A tymczasem podkowa dalej dawa�a pr�d. Kt�ry� z�laborant�w po cichu pod��czy� do niej �ar�wk�. �ar�wka oczywi�cie zacz�a �wieci�. Szef usiad� na krze�le i�otar� czo�o t� sam� chusteczk�, przez kt�r� trzyma� podkow�. Sasza Rybak�w zmierzy� napi�cie i�o�wiadczy�:
- Dwie�cie dwadzie�cia wolt... A�czy s� podkowy na sto dwadzie�cia?
- Dlaczego nie? S�. - odpar� Fomicz.
- Nie trzeba - ledwie dos�yszalnie wyszepta� szef.
- Drogi go�ciu - powiedzia� Lisocki. - Zaraz za�atwimy panu hotel, odpocznie pan, a�jutro b�dziemy kontynuowa� prace badawcze.
- Co tu jeszcze bada�? - zdziwi� si� Fomicz.
- Mog� si� ujawni� uboczne efekty - wymijaj�co powiedzia� Lisocki. - Poza tym konieczne jest uzasadnienie teoretyczne.
- To ju� zrobi� Brumm - powiedzia�em. - Ca�a rzecz w�czorcie. Albo w�szatanie.
W tym momencie Lisocki wyprowadzi� Fomicza. Fomicz zd��y� rzuci� mi niespokojne spojrzenie, ale musia�em przecie� pisa� sprawozdanie z�delegacji.
- Pietia, zlikwiduj ten iluzjon - powiedzia� szef um�czonym g�osem.
- Nic na to nie poradzimy. Pali si� - roz�o�y�em r�ce.
- Ha! - krzykn�� ze swojego miejsca Rybak�w.
Szef zerwa� si� na nogi i�cisn�� �ar�wk� do metalowego pud�a. Tam szcz�liwie wybuch�a. Szefa kopn�� pr�d od podkowy. To by� niez�y argument. Ale szef nie wzi�� go pod uwag�. Jak to m�wi�, szefa ponios�o.
- Pietia - zacz�� gro�nie. - �ebym ja tego Fomicza wi�cej na oczy nie widzia�, i�podk�w tak�e. Zr�b mi t� przyjemno��. Na tydzie� zwalniam ci� z�innych obowi�zk�w. Zaprowad� go do Ermita�u. Do cyrku, do weso�ego miasteczka, na basen. Gdzie tylko sobie �yczysz!
- A�efekt Brumma? - zapyta�em.
- Wypluj to s�owo! - wrzasn�� szef. Jego spojrzenie pad�o na podkow�, zarycza� jak ranny lew i�skoczy� jak tygrys. Nigdy nie przypuszcza�em, �e szef jest takim si�aczem. W�ci�gu sekundy rozgi�� podkow� i�wrzuci� j� do tego samego pud�a. W��lad za podkow� polecia�a �wieca. Szef wyj�� z�fiolki tabletk� i�wsun�� pod j�zyk. Pomy�la�em, �e je�li teraz szef umrze na atak serca, winien b�d� ja, a�nie Brumm. Dlatego rakiem wycofa�em si� z�laboratorium.
Rozdzia� 9. - Podejmujemy Fomicza (2)
Nast�pnego dnia odby� si� benefis Fomicza w�laboratorium Lisockiego. Lisocki przebieg� na katedr� z�samego rana, co nie zdarzy�o si� od lat. W�r�ku trzyma� worek z�podkowami. Zapewne wy�ebra� je pomimo wszystko. Znowu na szcz�cie. S�dz�c z�ilo�ci podk�w, szcz�cia powinno teraz Lisockiemu wystarcza� do roku dwutysi�cznego.
- Piotrze Niko�ajewiczu - zwr�ci� si� do mnie Lisocki - ulokowa�em Smirnego w�hotelu �Leningrad�. Niech go pan przywiezie, bo nied�ugo przyjdzie korespondent.
- Jaki korespondent? - zapyta�em. - Z�gazety - wyja�ni� Lisocki.
Wzruszy�em ramionami, ale po Fomicza pojecha�em.
Fomicz st�skni� si� za mn�. Omal mnie nie uca�owa�. W�apartamencie hotelowym umeblowanym w�stylu fi�skim na wysoki po�ysk wygl�da� jak le�ny diabe� w�celofanie. Fomicz siedzia� przed wielkim na ca�� �cian� lustrem i�przyg�adza� brwi. Bez rezultatu. W�czasie tego zaj�cia rozmawia� sam ze sob�.
- Co. Wa�ka, zosta�e� genera�em - m�wi� Fomicz. - I�po diab�a przynios�o ci� do miasta? Na choler� ci te wszystkie badania? Aha, milczysz, durniu?
Zrobi� pauz�, �eby jego odbicie rzeczywi�cie chwil� pomilcza�o. Nast�pnie podni�s� but stoj�cy pod fotelem, potrz�sn�� nim i�powiedzia�:
- Jeste� g�upi jak but! S�yszysz? Jak but!
- Szkoda nerw�w - powiedzia�em.
- Wcale si� nie denerwuj�. Sk�d ci to przysz�o do g�owy - zapyta� Fomicz.
Odnios�em wra�enie, �e Fomicz nie zdecydowa� si� na spanie w���ku - po�ciel by�a nie naruszona, widocznie drzema� w�fotelu. Zeszli�my na d� po schodach pokrytych dywanami, przy czym pokoj�wka spojrza�a na Fomicza ze zdumieniem. Zapewne od dawna nie widzia�a normalnych ludzi.
Przyjechali�my na katedr�, gdzie oczekiwa� ju� korespondent. Zdumiewaj�co uczony cz�owiek. Bez przerwy sypa� naukowymi terminami. Lisocki chodzi� za nim po korytarzu i��piewa� hymny na cze�� podk�w.
- A�oto nasz samouk! - zawo�a� Lisocki. Korespondent wyj�� notes i�zajrza� Fomiczowi w�z�by.
Fomicz skrzywi� si�, jakby po�kn�� kilogram �urawin.
- Zaczniemy intryguj�co - powiedzia� korespondent i�roze�mia� si� ze szcz�cia. By� zachwycony tematem. - Najpierw historia podkowy. Od czas�w faraon�w egipskich do naszych dni. Podkowa prze�y�a ju� sw�j czas. Mo�na powiedzie�, �e obserwujemy jej agoni�, i�oto prosz�! Powt�rne narodziny. Taki w�a�nie damy tytu�!
Korespondenta niezw�ocznie trzeba by�o zastopowa�, poniewa� Fomicz poblad� jak �ciana. Pobieg�em do siebie i�zadzwoni�em do laboratorium Lisockiego. Poprosi�em do telefonu korespondenta.
- S�ucham - powiedzia� korespondent do s�uchawki.
- M�wi� z�radia - powiedzia�em. - Jest nam pilnie potrzebny materia� do dziennika. Informacje z�pracowni uczonych. Dwie strony maszynopisu. Nale�y zw�aszcza podkre�li� gospodarcze znaczenie odkrycia towarzysza Smirnego.
- Na kiedy? - zapyta� korespondent.
- Za godzin�.
- Zrobione! - powiedzia� korespondent. - Podyktuj� przez telefon. Numer waszego telefonu?
Poda�em mu numer mojej ciotki. Samotnej emerytki. Z�przyjemno�ci� pos�ucha. Potem zadzwoni�em do ciotki i�poprosi�em, �eby przyj�a dla mnie telefonogram.
Kiedy wr�ci�em do laboratorium Lisockiego, eksperyment szed� pe�n� par�. Fomicz wygl�da� dosy� marnie. By� mo�e dlatego pr�d z�podkowy by� du�o s�abszy ni� wczoraj. �ar�wka �wieci�a s�abiutko. Ale korespondent pisa� ju� o�znaczeniu gospodarczym.
Sko�czy� szybciej ni� Fomicz i�niezw�ocznie zadzwoni� do mojej ciotki. Zacz�� od Egiptu faraon�w. Jego twarz promienia�a natchnieniem. Potem pop�dzi� do redakcji.
- Trzeba zadzwoni� do telewizji - powiedzia� Lisocki. - Prosz� - powiedzia�em. - A�my na razie p�jdziemy do Ermita�u. Fomicz jeszcze nigdy nie by� w�Ermita�u.
�ci�le stosuj�c si� do polece� szefa, pokaza�em Fomiczowi kulibinowskie jajo. Niestety nie mo�na by�o go z�miejsca roz�o�y� na czynniki pierwsze. Dlatego Fomicz pokr�ci� si� chwil� przed ekspozycj� i�poszli�my zwiedza� malarstwo. Picasso wywar� na Fomiczu wra�enie wstrz�saj�ce. D�ugo sta� studiuj�c jak�� kompozycj�, a�nast�pnie zapyta�:
- Gdzie tu sprzedaj� bilety kolejowe?
Odchodz�c, ze strachem ogl�da� si� na obraz, jakby dzie�o mistrza mog�o skoczy� za nim niczym pies. Ostatecznie dobi� go Matisse. Fomicz wyszed� z�muzeum na wp� �ywy. Do cyrku nie chcia� i�� za �adne skarby.
- Lepiej wypijmy co�, Pietia - zaproponowa�.
Zacz��em si� o�niego powa�nie l�ka�. Poszli�my z�powrotem do hotelu. Tam by� bar. Fomicz usiad� na wysokim sto�ku obok ch�opca podobnego do dziewczyny. Albo na odwr�t. Barman przysun�� nam koktail ze s�omk�. Fomicz wychyli� zawarto�� razem z�lodem i�zacz�� melancholijnie prze�uwa� s�omk�.
- Troch� bez smaku - powiedzia�. - A�poza tym niczego sobie. Zak�ska jak zak�ska.
Dooko�a ha�asowano w�zagranicznym j�zyku. Fomicz zmorzony zagapi� si� na koniec swojego buta. O�czym� tam przez ca�y czas rozmy�la�. Grupa turyst�w chcia�a si� z�nim sfotografowa�. A�la Russe. Fomicz zsun�� si� ze sto�ka, z�gorycz� machn�� d�oni� i�gdzie� poszed�. Dwie cudzoziemki, podobne do g�oduj�cych Marsjanek, pobieg�y za nim. Schwyci�y go pod r�ce i�wtedy Fomicz co� im powiedzia�. Najdziwniejsze, �e cudzoziemki zrozumia�y. Omal im oczy nie wypad�y spod okular�w. Wr�ci�y do swojego towarzystwa i�d�ugo tam o�czym� szepta�y.
A Fomicz kr�ci� si� po hallu, jak �lepy na dansingu. Wszyscy obchodzili go skrz�tnym �ukiem. Portier ju� zacz�� zwraca� uwag� na Fomicza i�wtedy ja si� wmiesza�em. Obj��em Fomicza za ramiona i��agodnie skierowa�em do pokoju. Tam Fomicz nie wytrzyma� i�zaszlocha�. Da�em mu tabletk� ataraxu, kt�ry nosz� przy sobie od pewnego czasu. Dok�adnie od pocz�tku historii z�Brummem. Je�li s�dzicie, �e �atwo mi to wszystko przychodzi, to jeste�cie w�b��dzie.
U�o�y�em Fomicza w���ku, usn�� wzdrygaj�c si� we �nie. Wyszed�em na palcach i�poprosi�em pokoj�wk�, �eby od czasu do czasu zagl�da�a do pokoju.
Rozdzia� 10. - Wyst�pujemy w�TV
Rano zajrza�em do Lisockiego. Lisocki rozwija� burzliw� dzia�alno��. Tw�rcze pomys�y tryska�y z�niego jak potoki g�rskie. Na �cianie laboratorium ju� wisia� schemat z�podkow� wykre�lony tuszem. Laboranci szlifowali ko�ce podk�w.
- Ju� si� um�wi�em - rzuci� mi Lisocki. - Dzi� mamy nagranie w�telewizji. Jed� po Smirnego i�nie odst�puj go ani na krok. Nagranie o�czternastej.
Zrobi�o mi si� smutno. Ciekawe, kiedy pozwol� mi zaj�� si� nauk�? Ale z�drugiej strony, Fomicz zginie beze mnie. Ju� do mnie przywyk�. Ufa mi.
Stara�em si� wybiera� spokojne miejsca. Spacerowa�em z�nim do obiadu. Letni Ogr�d, park Taurydzki, muzeum Suworowa. Fomicz by� melancholijny, nie do poznania.
Wreszcie przywioz�em go do instytutu. Po korytarzu ju� biega� Lisocki ubrany nadzwyczaj od�wi�tnie. Re�yser spojrza� na buty Fomicza i�chrz�kn�� pogardliwie.
- Przebra�! - krzykn�� przez rami�.
Fomicza porwano i�gdzie� powleczono. Biedak zapiera� si� z�ca�ej si�y i�patrzy� na mnie tak, �e poczu�em si� zdrajc�. Dlatego poszed�em za nim.
Dwie dziewczyny o�bardzo w�adczym wygl�dzie zaprowadzi�y Fomicza do garderoby. Nie odzywa�y si� do niego. To nie wchodzi�o w�zakres ich obowi�zk�w. Dyskutowa�y ze sob�.
- Frak si� dla niego nie nada - powiedzia�a pierwsza. - Zbyt prostacka twarz.
- Mo�e szynel? - zapyta�a druga z�zadum�. �e niby oficer w�stanie spoczy