kobierski_lacrimosa

Szczegóły
Tytuł kobierski_lacrimosa
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

kobierski_lacrimosa PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie kobierski_lacrimosa PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

kobierski_lacrimosa - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Rados³aw Kobierski „Lacrimosa” Strona 4 Strona 5 Dowody na istnienie Mo¿e nie by³o, nie wydarzy³o siê. Biografia ojca oka¿e siê snem, Bo topniej¹ dowody na jego istnienie (Niewielu ju¿ mo¿e zaœwiadczyæ). S¹ zdjêcia, tak, pozosta³y koszule, Ale przedmioty same nic nie mog¹, I moja wiedza, pewnoœæ, której nikt Nie móg³ mi nigdy odebraæ, Staje siê takim samym problemem Jak wiara, jesteœ lub ciebie nie ma. Piêæ dowodów na istnienie, z ruchu, przyczyny, skutku. Szósty to ja. 5 Strona 6 Zapachy istnienia, po otwarciu szafy Zapachy istnienia, po otwarciu szafy (Gdzie wisz¹ marynarki, swetry, spodnie), Ca³a drogeria poranków, popo³udni, Kremu Nivea, wody koloñskiej. Bardzo odleg³e Gamy tytoniu, no i w³aœciwy zapach Tego, a nie innego cz³owieka. Siedem dekad Zawarte w jednej kropli essence absolue. Otwieram szuflady, wyblak³y neseser, Szafkê z butami, skórzane etui na okulary. Jak pies, który straci³ trop i nie mo¿e trafiæ, Chocia¿ wszystko jest po staremu, takie samo: Ulice, place w mieœcie, przystanki, Schody na klatce. I boje siê, ¿e któregoœ dnia Wybrzmi ostatni akord albo stracê wêch, I ktokolwiek mi powie, ¿e by³eœ, nie uwierzê. 6 Strona 7 Anastasis By³ kwiecieñ, wracali z ciemnicy, z grobu. Z popio³ów znów budzi³ siê Mesjasz, Raz jeszcze z wysokoœci schodzi³ na dno piek³a Czyli na ziemiê, na ulice i do ciemnych Suteren. W opary gor¹cych mydlin i tytoniu, Miêdzy sznury z bielizn¹, chusteczkami Pe³nymi kaszlu. Europa by³a ciemna I ciemne by³y jej sprawy. Jeszcze nie tak dawno Wierzyli w monarchiê, modlili do portretów Przed prac¹ i po pracy. Fleming odkrywa³ Penicylinê, Bu³hakow pisa³ rozdzia³ o mistrzu. Hitler w Wiedniu wykrada³ w³óczniê. Tê sam¹, któr¹ ci¹gle czuje w sercu. Ale wtedy sta³ nad ich ³ó¿kiem Dalekim od postu, spl¹tanym od szeptów. Podawa³ wodê i wino. I oliwê. W kobiecie zostawi³ list, z³o¿y³ na nim Trzy pieczêcie, imiê, œwiête trzy litery. 7 Strona 8 Teologika I To nie przypadek, ¿e w³aœnie czajki, Nie szpaki, kosy, niezgrabne gawrony, Które dzier¿awi³y ogród, winoroœl, Szlaki handlowe w zaspach œniegu. Czajki – pocz¹tek historii, przyjaŸni, Zlecia³y w lipcu pod nowy dom, I teraz myl¹ tropy do p³ytkich gniazd (Ty jesteœ za g³êboko, ¿eby zobaczyæ). Piski rozdzieraj¹ noc i poranek, Dzieñ pierwszy, drugi i tak w nieskoñczonoœæ. Jak mam ci powiedzieæ, ¿e historia Trwa dalej. Niosê na rêkach ciebie, A ty we œnie moim niesiesz mnie umar³y, Pod nowy dom, który kiedyœ bêdzie stary (Zegar stan¹³, co nie znaczy, ¿e niesprawny). 8 Strona 9 Ju¿ nic nie napiszê, dokoñczê tylko mi³oœæ Ju¿ nic nie napiszê, dokoñczê tylko mi³oœæ, Siedem rozdzia³ów bêdzie o rozpuœcie, W nocy, pod poœciel¹, o winie i oliwkach, I serach z zio³ami. Siedem grzechów g³ównych. Pañstwo w pañstwie, z hymenem w hymnie, Flagami bielizny i mokrych przeœcierade³. „¯eby zag³uszyæ dŸwiêk szewskiego m³otka”. Pióra sun¹cego po papierze, kaszlu ojca, ¯yletki, która o œwicie usuwa siwy zarost. Bêdziemy siê kochaæ we wszystkich pozycjach, ¯eby zadyszeæ wiecznoœæ, pust¹ jak koœcio³y. Jêczeæ z rozkoszy. W ³ó¿ku i w wannie, W kuchni na siatkach z zakupami. I na kamieniach, Dwa metry od szlaku. I niech nie bêdzie dzieci, Ich heroicznej wiary, za któr¹ bêd¹ musia³y zap³aciæ (T¹ wiar¹ albo ¿yciem, wszystkim bajkami). 9 Strona 10 Jeden z moich pierwszych snów o ojcu. Jeden z moich pierwszych snów o ojcu (Utopi³ siê w ka³u¿y, kapelusz Jak lilia p³ywa³ po powierzchni wody). Groteskowy, a jednak dziecko Szeœcioletnie nie wie, czym jest groteska, Nie rozumie takich ¿artów z losu. Uwierzy³em. Nie wierzy³em, ¿e ¿ycie Tak ³atwo mo¿na naprawiæ, I ojciec rzeczywiœcie wszed³ do pokoju ca³y. Nie mia³ nawet mokrych r¹k czy mankietów. On chyba siê przerazi³, jak pamiêtam, ¯e tyle nas ju¿ mo¿e ³¹czyæ, Jaka musi byæ odpowiedzialnoœæ, Nie od jutra, ale od teraz na zawsze. Teraz znów siê utopi³ (w wiecznoœci, W Bogu). A ja próbujê zasn¹æ, ¯eby móc siê znów obudziæ Pod drzwiami, jak tamtego dnia rano. Pytanie tylko, co zrobiæ z w³asn¹ Œmierci¹, któr¹ zapowiadaj¹ sny Mojego dziecka. Ono ju¿ wie, ¯e to nie groteska. Nie pomog¹ Sny, mod³y, p³acz, pe³na skarbonka (A w niej dwieœcie siedemdziesi¹t z³otych). 10 Strona 11 Vanitas Pozwalam pleœni na chlebie, w szklance z kaw¹, Niech roœnie. Ona te¿ ma prawo, tak jak huba, Jemio³a, grzyb na œcianie, pajêczyny w k¹tach, Które zbieraj¹ w sieci kurz tego œwiata. Pozwalam muchom piæ z mojego talerza, Po tym jak pi³y istnienie z je¿a w ogrodzie. £agodnie obchodzê siê z doros³ym ko³atkiem, Chocia¿ nied³ugo z³o¿y œmieræ w drewnie. Zapraszam komary, wije, pijawki w stawie. Kulawego kota, który na dodatek œlepnie. Nie zd¹¿y zauwa¿yæ, tym bardziej uciec Przed ko³ami samochodu. Wessie go i³ I glina, z sierœci mo¿e bêdzie gniazdo. Zapraszam tego, co by³ w ziemi przed tob¹. I cieszê siê, ¿e jeszcze jesteœ w dobrym stanie. 11 Strona 12 Œlub odby³ siê za szybko jak na ówczesne obyczaje Œlub odby³ siê za szybko jak na ówczesne Obyczaje, po trzech miesi¹cach, I mama z pewnoœci¹ mia³a ciekawszych Konkurentów ni¿ m³ody prawnik, Aktor, re¿yser, pisarz (nawet ksi¹dz w sutannie). To tylko czêœæ powodów, dla których Móg³bym nie istnieæ (chyba, ¿e dusza Wybiera ró¿ne cia³a i nie ma znaczenia Z kogo, kiedy i w jakim miejscu). I sam nie wiem, czy ojciec póŸniej Próbowa³ dorównaæ wci¹¿ groŸnym jeszcze Konkurentom (walcz¹ nawet zza grobu), Czy by³o w nim coœ przeciwnego orzekaniu, Czego nie móg³ mieæ aktor, re¿yser, pisarz (Nawet ksi¹dz w sutannie). Teraz jednak Znaczenie ma tylko to, ¿e jestem, Nie walczê o siebie, nie wynoszê siê, nie bywam, (I nie mam nic przeciwko ¯ydom). 12 Strona 13 L’inassouvissement Poeta buduje dom, w milczeniu, nie u¿ywa Jêzyka. Nie pamiêta metafor, buduje Z cegie³ i wapna. Pracuje w kurzu ¿r¹cych Cementów, w pyle z drewna. Œlêczy we wszystkich Urzêdach po pr¹d, gaz i wodê, po telefon. Nie czuje lêku, sam siebie nie poznaje. K³adzie pod³ogi, deska po desce, sosnowe. Sprowadza ¿onê i dziecko i urz¹dza pokoje. Tu kuchnia, tu garderoba, tam przedpokój. Sypialnia jest w kolorze wrzosu, salon bia³y. Œciœle wyznaczony jest równie¿ czas rozejmu. Budzi siê nad ranem, jak zwykle tu¿ przed pi¹t¹. Powtarza jak mantrê: kawa, papieros, zegarek. I w³aœnie teraz, gdy wszyscy w niego wierz¹, Zamyka kuchniê i odkrêca kurek z gazem. 13 Strona 14 Miejsca, które nic nie znacz¹ JD Miejsca, które nic nie znacz¹. S¹, ale nie W twoim ¿yciu. Poczta, nadajesz z niej Pierwszy telegram, szpital, sanatorium. Przechodzisz obok ogrodu, a za rok Bêdziesz w nim zbiera³ jab³ka, maliny. Usypia³ w cieniu drzewa pierwsz¹ córkê. Miasto, które jest bliskie z niewiadomych Powodów: Rynek, bulwar nad Wis³¹, Muszla koncertowa w parku. Dekadê wczeœniej malujesz na p³ótnie most (Studium, æwiczenie dla wprawy), Z którego wiele razy bêdziesz z nim spogl¹da³ W dó³, ciemne odmêty rzeki, na kamienie. Zbieg okolicznoœci? Przypadek? A mo¿e w ka¿dej chwili zawarte s¹ przesz³e I nastêpne? Nie ma koñca ani pocz¹tku, Nastêpstw i czasów, by³eœ zawsze i bêdziesz. Nie jesteœ wolny, ale lepsze to ni¿ cieñ kosmosu- Py³ gwiezdny, lód i gaz, œwiat³o, kwarki, atomy. Choæ i to coœ porusza, utrzymuje przy ¿yciu. I nawet jeœli nie wiadomo po co – jest tym w³aœnie czu³oœæ. 14 Strona 15 Wizerunek z Edessy Ca³e to twoje pos³ugiwanie przy ciele, Czesanie i mycie w³osów, masowanie stóp. Wcieranie olejków i spirytusu przeciw Odle¿ynom, czyszczenie tracheotomii Ze œluzu, krwi, wydzielin, przemywanie oczu, ¯eby zbyt prêdko nie oœlep³y. Nawil¿anie ust, Przewracanie na bok, jeden i drugi. Zmiana pieluch, podmywanie (nauczy³aœ siê Prêdko). Wreszcie rozmowa, nie mniej wa¿na Pielêgnacja duszy, która równie¿ cierpi. Jak cia³o le¿y ob³o¿nie oszukana. Godziny, które wykrad³aœ tajemnicy W nieprosty sposób (schud³aœ prawie dziesiêæ kilo). Janie, Szymonie z Cyreny, Weroniko, Z góry czasem widaæ mur chiñski, tylko oceany. 15 Strona 16 Wehiku³ Do tego dnia, kiedy papieros (teraz niedopa³ek Le¿¹cy za domem) zosta³ zapalony. Do tej godziny, kiedy zak³ada³em ¿y³kê Na ko³owrotek. Kiedy pi³em z kubka Mawxell House ostatni raz kawê. Kiedy ostatnim razem w baniaku na wodê By³a woda. Do tego wieczoru, Którego zapala³em ognisko. Jest jeszcze popió³, wêgiel drzewny, Nadgryzione p³omieniem pude³ko zapa³ek. Do tego dnia, nie pamiêtam w lipcu Czy w sierpniu, kiedy w moŸdzierzu Ut³uk³em ró¿ane p³atki z cukrem (¯ona robi najlepszy pleœniak w kraju). Kiedy ostatnim razem usiad³em w tym fotelu. Do tego dnia chcia³bym wróciæ, tego czasu. Przynajmniej jeden raz, choæ na moment. (Tylko nie wiem, z t¹ wiedz¹, czy bez tej wiedzy). 16 Strona 17 Józef przy œpi¹cym ojcu Oto demiurg, który nie ma w³adzy, w g³êbokim Poni¿eniu, wœród stert nieaktualnych gazet. W poœcieli pachn¹cej starymi zio³ami. Sam jeden stworzy³ miasto, ulice, rynek. I wielki gmach gimnazjum. Uczy w nim Rysunku pan Aredt do póŸnej nocy. Wprawia w ruch o³ówki, wêgiel drzewny, grafit. Stworzy³ mu warunki do egzystencji (Która rzuca pewien cieñ na jego ¿ycie): Po³udniowe œwiat³o, ruchome obrazy. Tchn¹³ zapachy pomarañczy, deszczu, liœci. I przypraw korzennych. A teraz nie potrafi Unieœæ rêki, ci¹gle œpi na jednym boku. Pokonany przez formê, wyrzucony Z monarchii tapet, karniszy i gniazd ptasich. Czy umar³? I tak i nie. Bo s¹ zdarzenia Za wielkie by pomieœciæ siê w zdarzeniu. Zbyt donios³e, ¿eby móc siê wydarzyæ. (Arkusz papieru, o³ówek, rysunek piórkiem). 17 Strona 18 Villa dei Misteri W nocy obchodzê wszystkie pokoje, werandê. Od kwitn¹cych pokrzyw dzwoni¹ weneckie okna, Skrzypi pod³oga, nawet ko³atki zamar³y W pustych belkach. Szklanka z herbat¹, Niegdyœ, teraz pusta. Szkli siê jedynie na dnie Kr¹¿ek cukru, upite s³odem szeleszcz¹ Trupy pszczó³, trupy siedmiu pokoleñ. W nocy obchodzê wszystkie pokoje, otwieram Szuflady, nadpalone ksi¹¿ki. Có¿ za opór, I cierpliwoœæ, ¿eby mimo wszystko trwaæ. Przykrywam te¿ cia³o mojej córki i ¿ony, Zanim siê znów, miêdzy nimi w kurzu po³o¿ê. 18 Strona 19 Kaszuby, jest rok siedemdziesi¹ty trzeci Kaszuby, jest rok siedemdziesi¹ty trzeci Lub czwarty (ojciec jak zwykle gubi drogê). Przypadkiem trafia na miejsce, które odt¹d Bêdzie œwiêtym. Zbuduje o³tarz na wzgórzu Z widokiem na jezioro, las po przeciwnej stronie, Bogu sk³adaj¹c dziêki, runo poziomek, Malin, borowików z mchem i zapachem wrzosowisk. Przybêdzie tu pierwszy spoœród setek osób, Ale nie zmieni nic w przyrodzie, Tajemnym uk³adzie si³. Dlatego bêd¹ mu Dziêkowaæ i mchy i paprocie, parasole KoŸlarzy, ryby podp³yn¹ pod sam dom, Jak palimpsesty, z których ca³e ¿ycie czyta³ (Nie jestem pierwszy, mówi³, nic nie jest moje). Teraz te¿ siê wycofa³, ale na zawsze. Kto wie, czy nie poszed³ za mnie, za ciebie, Siostro, a nawet za borowiki z mchem I zapachem wrzosowisk, poziomki, maliny. 19 Strona 20 Motyw z Baki Jego królestwo wilgoci, baœñ tysi¹ca narzêdzi, Z których ka¿dy recytuje swoj¹ historiê. Grabie o ogrodzie, ³opata odê do wêgla, Rêczna pi³a treny o œliwach i topoli. Orzechy schn¹ w wiklinowych koszach. Jego komnaty, perskie dywany py³u i kurzu. Salon z dostojn¹ kot³owni¹, a w œrodku W samym centrum – tron, chwiejne krzes³o Z politur¹, z zamierzch³ej epoki bonów. I insygnia w³adzy, wiadro i pogrzebacz. To tu przyjmowa³ ho³dy, wszystkie lenna. Sz³y do niego mrówki i stonogi, Paj¹ki tr¹ca³y cienkie struny sieci, æmy pisa³y Na ¿arówce raport o stanie pañstwa, W³asnym ¿yciem. Sprowadzi³ nawet mistrzów G³êboko spod ziemi, speców od sztukaterii. Grzyby i pleœñ. Wszystkie powoli nim siê zajê³y. Nasta³y dni ¿a³oby, ciemne czasy republiki. 20