Zajdel Janusz - Dowód
Szczegóły |
Tytuł |
Zajdel Janusz - Dowód |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zajdel Janusz - Dowód PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Zajdel Janusz - Dowód PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Zajdel Janusz - Dowód - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz A. Zajdel
Dowód
W drugim dniu Kongresu Antropologicznego wydarzył się dość niemiły
incydent. Owszem, bywa czasem, że ktoś spośród uczestników obrad,
szczególnie tych młodszych, żądnych błyskotliwej kariery, pozwala sobie
na wygłaszanie tez sprzecznych z powszechnie przyjętymi poglądami. Jest to
znany i wypróbowany sposób zwrócenia na siebie uwagi. Zrozumiała jest
wówczas żywa reakcja całego audytorium: starsi naukowcy ostro replikują i
wykazują delikwentowi braki w wykształceniu, młodsi działają przede
wszystkim w obronie własnej, przeciwko naruszaniu zasad uczciwej
konkurencji. Zdarza się, że mówca taki opuszcza salę z głową dokładnie
zmytą przez autorytety, odprowadzany szmerem dezaprobaty, a niekiedy
także gwizdami z tylnych rzędów krzeseł.
Tym razem jednakże incydent miał szczególnie pikantny wydźwięk:
zgromadzenie przerwało wypowiedź dość zaawansowanemu wiekiem i stażem
uczonemu. Fakt ten, trudny do zrozumienia nawet gdy się weźmie pod uwagę
kontrowersyjną treść referatu, można by chyba wytłumaczyć tylko w jeden
sposób: audytorium poczuło się obrażone!
Ci, którzy znali profesora Avaro osobiście, wiedzieli, że na ogół nie
przebiera w określeniach. Aby jednakże tolerować takie formy, należy
uprzednio do nich co najmniej przywyknąć...
- Wierzcie mi, moi panowie - mówił Avaro - że gdyby człowiek
neandertalski od chwili narodzin podlegał oddziaływaniu naszego,
współczesnego systemu wychowania i kształcenia, jego osiągnięcia
intelektualne mieściłyby się w granicach przeciętnych możliwości
umysłowych człowieka współczesnego. Zaryzykuję twierdzenie, że mógłby on
nawet zająć miejsce w prezydium tego zgromadzenia zamiast któregoś z
szanownych kolegów profesorów...
Pierwsze rzędy odpowiedziały pomrukiem dezaprobaty, za to z końca sali
dał się słyszeć zbiorowy chichot usatysfakcjonowanej młodzieży.
- ... a już z całą pewnością miałby on szansę na uzyskanie stypendium
naukowego - dokończył Avaro, czym wywołał dokładnie odwrotną reakcję
sali.
Gdy psykania zebranych i gesty przewodniczącego uciszyły nieco szum
protestów, Avaro ciągnął dalej:
- Proszę zauważyć, że mózg człowieka współczesnego wykorzystywany jest
zaledwie w nieznacznym stopniu w stosunku do jego możliwości. Podczas
sesji egzaminacyjnej miałem okazję przekonać się, że u studentów procent
wykorzystania mózgu zgodnie z jego przeznaczeniem osiąga nierzadko
wartości bliskie zera, zaś po ukończeniu studiów sytuacja na ogół się nie
zmienia.
Reakcja końca sali zabrzmiała jednoznacznie wrogo i przewodniczący
musiał użyć dzwonka. - Chciałbym również przypomnieć, że pojemność czaszki
neandertalczyka nie różni się w sposób zasadniczy od pojemności czaszki
człowieka współczesnego, a jego mózg, nawet jeśli nie przejawiał tak
wspaniałych możliwości, to posiadał spore rezerwy...
Być może ograniczona przepustowość kanałów informacyjnych, jakimi są
nasze zmysły, blokuje wykorzystanie całej pojemności informacyjnej i całej
potencjalnej sprawności mózgu człowieka. Liczne przykłady zjawisk
para-psychicznych zdają się potwierdzać to przypuszczenie, aczkolwiek -
tu muszę wyraźnie się zastrzec - podobnie jak większość kolegów, sprawy
te traktuję z rezerwą należną problemom nie w pełni wyjaśnionym.
Zmierzam do stwierdzenia, że człowiek pierwotny, niewątpliwie
sprawniejszy od nas, odporniejszy fizycznie, pod względem możliwości
umysłowych nie ustępował ludziom współczesnym - ot, choćby nam, zebranym
na tej sali. To pierwsza teza, którą stawiam i podejmuję się udowodnić.
Druga zaś - gwoli sprawiedliwości - winna brzmieć, jak następuje:
przeciętny człowiek współczesny, choćby pan, docencie, albo pan,
profesorze, niewiele różni się od swego starszego brata jaskiniowca...
Właściwie różnica polega jedynie na cienkiej powłoczce erudycji,
cywilizacji, wykształcenia... Nie chcę powiedzieć, że neandertalczyk był
prawie tak samo inteligentny jak człowiek dzisiejszy - bo z taką tezą
większość kolegów - chcąc nie chcąc - musiałaby się wreszcie zgodzić.
Wyrażę więc moją myśl nieco inaczej: to współczesny człowiek jest prawie
tak samo głupi jak neandertalczyk.
Nie popadajmy w megalomanię i samouwielbienie! Popatrzmy na naszych
współbraci, na siebie samych... Czy wiele potrzeba, byśmy przedzierzgnęli
się na powrót w jaskiniowców Czy stosunki w naszym środowisku, metody
walki o pozycję i karierę nie przypominają czasów maczugi i kamiennego
topora ?
W tym miejscu profesor najwyraźniej zboczył z tematu i drogą dość
przejrzystych aluzji zaczął dawać wyraz swojemu osobistemu rozgoryczeniu.
Przewodniczący bezskutecznie usiłował ratować sytuację.
Avaro zebrał notatki i wygrażając nimi nad głową wycofał się z mównicy.
Tylnym wyjściem opuścił salę obrad.
Przewodniczący z trudem uciszywszy zebranych ogłosił przerwę. Wrzenie
sali wylało się wraz z tłumem w kuluary. Nieliczni zwolennicy profesora
nie śmieli swoich poglądów wyrażać głośno i dyskusja - w braku
adwersarzy - zgasła niebawem.
- Wygłupił się nasz stary - powiedział adiunkt profesora do asystenta.
- To mu nie pomoże w dalszej pracy, a nam też nie wyjdzie na dobre.
- Masz rację. Stary zmieni znowu kierunek zainteresowań i za kilka lat
wypłynie w innej dziedzinie, a nas będą palcami wytykać.
- Słyszałeś, co on wykrzykiwał wychodząc? - Zdaje się, że groził.
„Jeszcze o mnie usłyszycie" czy coś w tym rodzaju. Musiał przecież jakoś
wyładować swoją złość.
- Wyładowywać to on się będzie na nas, niestety... - zakończył adiunkt
i poszli obaj do bufetu napić się kawy.
Na koktajlach u Prezesa Akademii bywało najlepsze towarzystwo ze sfer
naukowych. Tu można było dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy prawie o
każdym, kto liczył się choć trochę w nauce światowej. Uczeni potrafią
plotkować równie dobrze, jak każda inna grupa zawodowa.
- Pamięta pan, rektorze, to wystąpienie Avara na Kongresie
Antropologicznym?
- Avaro? Ach, ten... Oczywiście pamiętam, wygwizdano go okrutnie. Ale,
szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, z jakiego powodu?
- Ja też już nie pamiętam, to było strasznie dawno. Ale też przez
ostatnie dziesięć lat nie zdarzyło mi się słyszeć podobnego koncertu
kociej muzyki...
- Pozwoli pan jeszcze koniaku? A tak naprawdę, to co on teraz robi,
ten Avaro?
- A któż to wie? On już kilkakrotnie przerzucał się z jednej
specjalności do drugiej. Zajmował się, o ile wiem, paleontologią,
embriologią, genetyką, inżynierią genetyczną... Chwyta się wszystkiego,
co nowe.
- Tak, to wspólna cecha miernot. Tacy nigdy nie osiągną znaczących
sukcesów w nauce. Sądzą, zresztą słusznie, że najłatwiej wybić się w nowej
dziedzinie. Nie biorą jednakże pod uwagę, że czas upływa, człowiek się
starzeje... Ile on już może mieć lat?
- Przekroczył siedemdziesiątkę.
- No proszę... W tym wieku powinno się już tylko pisywać podręczniki
akademickie, i to z podstawowych dziedzin.
- On od dawna niczego nie opublikował. Natomiast jego syn - podobno
geniusz matematyczny. Nie ma jeszcze dwudziestu lat, a już się
doktoryzuje.
- On ma syna? Dwudziestoletniego?
- To, zdaje się, adoptowany syn. Avaro poświęcił mnóstwo wysiłku i
pieniędzy na jego wykształcenie. Wiem, że sprowadzał najnowsze urządzenia
uczące.
- Trzeba przyznać, że ładnie z jego strony. - To w ogóle przyzwoity
człowiek, rektorze. Tylko trochę zwariowany. Ale któż z nas dziś, tak z
ręką na sercu, jest zupełnie normalny? Trzeba by mu urządzić jakiś
jubileusz, na siedemdziesięciopięciolecie albo z jakiejś innej okazji...
Okazja nadarzyła się sama. Z urodzinami profesora Avaro zbiegło się
przyznanie jego synowi nagrody Nobla za wybitne osiągnięcia w fizyce
teoretycznej. Młody Luis przedstawił znakomity model struktury wewnętrznej
subkwarku beta minus, tłumaczący w sposób niewiarygodnie zgodny z
doświadczeniem prawie wszystkie własności tej infrasubmikrocząstki
materii.
W dniu, w którym Luis Avaro odbierał w Sztokholmie nagrodę, w salach
recepcyjnych Akademii Nauk odbył się bankiet z okazji jubileuszu starego
profesora. Przybyli licznie luminarze wiedzy. Wręczono jubilatowi wysokie
odznaczenie i mnóstwo kwiatów. Później były toasty, przemówienia, zdjęcia
dla prasy.
Po godzinie atmosfera rozluźniła się, dostojne towarzystwo rozpadło
się na swobodne grupki. Wśród zebranych kręcili się tłumnie dziennikarze,
których nie wiadomo kto tutaj wpuścił.
Największa grupka utworzyła się wokół dostojnego jubilata, który
usadzony na honorowym fotelu udzielał wywiadów, snuł wspomnienia, jednym
słowem, demonstrował dobry nastrój.
- Nie wiem, czy koledzy pamiętają - zwrócił się Avaro w pewnej chwili
do otaczających go osób - moje nieudane wystąpienie na Kongresie
Antropologicznym przed piętnastoma chyba laty. Teraz zdaję sobie sprawę,
jak przedwczesne były moje stwierdzenia. Choć podtrzymuję je przez cały
czas, do dziś... Powiedziałem, że jeszcze o mnie usłyszycie. I oto
nadszedł ten moment. Cieszę się, że i bez tego doceniono mój długoletni,
choć może mało efektowny wysiłek w kilku dziedzinach nauki o człowieku.
Myślę, że w pewnym stopniu także sukcesy syna wpłynęły na zainteresowanie
moją osobą. Ale sukces Luisa rzeczywiście jest moim sukcesem, i to w
sensie zupełnie dosłownym.
Nie ukrywałem, wielu z was wie o tym, że Luis jest moim przybranym
synem. Pytał mnie kiedyś o swoich rodziców. Wyjaśniłem mu wówczas, że jest
dzieckiem obciążonym dziedzicznie, synem genialnego uczonego i szatniarki
z Instytutu, nałogowe j alkoholiczki. Tym wyjaśniłem mu jego... powiedzmy,
niezbyt pociągającą powierzchowność.
Prawda jest jednak inna. Ci, którzy bywają w muzeum antropologicznym,
znają zapewne eksponaty będące przed ćwierćwieczem niesłychaną sensacją.
Są to znalezione w bryłach wiecznego lodu zamrożone ludzkie ciała,
datowane na okres środkowego paleolitu. Zajmowałem się ich badaniem, gdy
z miernym powodzeniem uprawiałem paleontologię. Wśród tych eksponatów
znajdują się dwie znakomicie zachowane postacie - mężczyzna i kobieta,
numery katalogowe jedenaście dwieście czterdzieści jeden i jedenaście
czterdzieści trzy. To są prawdziwi rodzice Luisa Avaro. Można to bez trudu
stwierdzić na podstawie podobieństwa cech antropologicznych.
Avaro przerwał i spojrzał po twarzach zebranych.
- Niech pan nie szepce do dziekana, panie rektorze. Ja nie wypiłem dziś
więcej nad dwa koniaki. Lekarz zabronił, a ja go słucham. Także cały ten
jubileusz nie pokręcił mi w głowie... Po prostu skompletowałem
odpowiednie chromosomy z komórek rozrodczych tych dwóch zamrożonych ciał.
Dlatego zajmowałem się genetyką. A potem - to już przecież prosta sprawa.
Embriologia nie była mi także obca, jak wiecie. Hodowla in vitro,
inkubator... Nie ma tu żadnych niemożliwych rzeczy. Oczywiście nie od
razu mi się to udało, ale jestem uparty i wytrwały. Ot, i wszystko,
panowie.
Przerwał i przymknął oczy, jakby zmęczony swą przemową. Słuchacze z
minami wciąż zakłopotanymi zaczęli się chyłkiem rozchodzić. Tylko
dziennikarz agencji Kosmopress nie stracił głowy, wyłączył magnetofon i
popędził do redakcji biuletynu prasowego.
Avaro wstał z fotela, skłonił się pozostałym i dziarskim krokiem ruszył
do wyjścia.
Nazajutrz około jedenastej rano na biurko prezesa Akademii Nauk dotarł
polecony list.
Wewnątrz szarej koperty znajdowała się druga, opatrzona odręcznym
napisem: Otworzyć po mojej śmierci, to jest... i tu widniała data
bieżącego dnia. Pod spodem podpis profesora Avaro.
Prezes zdenerwował się ogromnie, wsiadł w samochód i zabierając po
drodze dwóch napotkanych docentów medycyny, pojechał do willi profesora.
Drzwi wejściowe były otwarte. W przedpokoju stała walizka z wizytówką
Luisa Avaro. Pobiegli dalej. W sypialni na dywanie leżał profesor z głową
we krwi. Nie żył już od godziny, jak orzekli obaj lekarze. Obok porzucono
egzemplarz porannego sztokholmskiego dziennika. W oczy rzucał się
drukowany wielkimi literami sensacyjny tytuł: „Laureat Nobla -
troglodytą"
Teraz dopiero prezes akademii otworzył kopertę, którą dotąd bezwiednie
obracał w dłoniach. Na arkuszu papieru widniało jedno zdanie:
Sądzę, że w sposób dostateczny i przekonywający udowodniłem obie tezy,
za których wygłoszenie wygwizdał mnie Kongres Antropologiczny.
Tego samego dnia rano, kilka minut przed dziewiątą, dozorca, który
otwierał właśnie drzwi wejściowe Muzeum Antropologicznego, stwierdził, że
szyba jednego z parterowych okien została wybita, a kraty rozgięte.
Pośpiesznie przeszedł sale muzealne, sprawdził drzwi magazynu eksponatów
- nie brakowało niczego. Tylko na szklanych taflach, przykrywających
komory chłodnicze, w których spoczywały zamrożone w lodowych bryłach
eksponaty numer 11241 i 11243, leżały rozrzucone wiązki kwiatów.
Do całej tej historii można by jeszcze dołączyć wycinek prasowy
następującej treści:
Zrozumiałą panikę wśród grupy starszych pań - Amerykanek, zwiedzających
słynną jaskinię Del Horrore - wywołało wczoraj pojawienie się w jednym z
niedostatecznie oświetlonych korytarzy półnagiej postaci bujnie
owłosionego mężczyzny z kamienną maczugą w ręce. Dziwna postać przemknęła
wydając nieartykułowane, gniewne pomruki. Niektóre panie stwierdziły
nawet silny zapach alkoholu, jednak nie ma pewności, czy zapach ten nie
pochodził od przewodnika wycieczki.
Zwraca się uwagę, iż nadszedł czas, by otoczyć lepszą opieką jaskinie
i zabytkowe ruiny, które często bywają siedliskiem podejrzanych
chuligańskich elementów.
Do tej notatki należy odnieść się jednak z rezerwą, biorąc pod uwagę
fakt, że zamieściła ją popularna gazeta wieczorna. Dla ścisłości tylko
trzeba by nadmienić, że rzekoma kamienna maczuga mogła być brakującym
fragmentem balustrady w willi nieboszczyka profesora Avaro.