ZWSJM
Szczegóły |
Tytuł |
ZWSJM |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
ZWSJM PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie ZWSJM PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
ZWSJM - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Pamięci czasu w Laśmiadach
Strona 4
W tej p o wieś ci ws zy s tk o jes t fik cją, ale n iek tó re fak ty , zjawis k a, p o s tacie mo g ą
p rzy p ad k o wo p rzy p o min ać rzeczy wis to ś ć.
Strona 5
1.
Krzy s zto f o d s zed ł n ad ran em, n ie o d zy s k aws zy ś wiad o mo ś ci. Nie o two rzy ł n awet
o czu . M arian n a d rzemała k o ło n ieg o n a k rześ le, k ied y o b u d ziła ją cis za, p ik n ięcia
w mo n ito rze u cich ły , s in u s o id aln e wy k res y zamarły . Wy b ieg ła w p o ń czo ch ach
n a k o ry tarz i s zep tem o b u d ziła p ielęg n iark ę.
Wracał z Wars zawy i zjeżd żał w Grajewie n a Ełk , miał zielo n e ś wiatło , g d y u d erzy ł
w n ieg o ro zp ęd zo n y TIR n a litews k ich tab licach . Pch ał jeg o v o lv o p rzed s o b ą
jes zcze k ilk an aś cie metró w, aż wb ił je w n aro żn y s k lep . Na wy s tawie wy p ch an y
n ied źwied ź trzy mał w łap ach tab liczk ę z n ap is em „Nied źwied ź”. Krzy s zto f n ie czu ł
żad n eg o b ó lu , zo b aczy ł jes zcze, jak z k ab in y TIR-a wy s k ak u je mło d y k iero wca
alb in o s i rzu ca s ię d o u cieczk i. Śled ził g as n ący m wzro k iem o d d alającą s ię wich u rę
p rawie b iały ch wło s ó w o taczający ch g ło wę jak au reo la i falu jący ch w ry tm k ro k ó w,
jak na zwo ln io n y m filmie. Po g o ń p rzech o d n ió w d o p ad ła alb in o s a
p o k ilk u d zies ięciu k ro k ach , s tars zy mężczy zn a zaczął b ić g o p o g ło wie filco wy m
k ap elu s zem. Ro zś mies zy ło to Krzy s zto fa, p o my ś lał: „Przecież to n ie b o li, p o co
b ić?”. Wted y zemd lał. Op rzy to mn iał n a p arę s ek u n d , k ied y k aretk a wjeżd żała
n a p o d jazd s zp itala wo js k o weg o . Za s zy b ą mig n ęła tab lica: Helicopter landing area.
– Wiem, g d zie jes tem. U n as ! – p o wied ział n a g ło s d o s ieb ie i zap ad ł w s en ,
z k tó reg o s ię ju ż n ie o b u d ził.
Lek arz d y żu rn y w ran d ze p o ru czn ik a p o d ał M arian n ie jak iś ś ro d ek u s p o k ajający
i n ak ło n ił ją, ab y n a ch wilę p o ło ży ła s ię w s ep aratce. Leżała n a b o k u , z o twarty mi
o czy ma, s tarała s ię n ie my ś leć o n iczy m.
Po tem zaczęły s ię zwy czajn e p ro b lemy : M arian n a ju ż zg o d ziła s ię o d s tąp ić o d
p o my s łu p o ch o wan ia męża n a cmen tarzu w Stary ch J u ch ach i zamó wiła tran s p o rt
zwło k d o Wars zawy , g d y p rzy jech ała s io s tra Krzy s zto fa z Krak o wa i p o wied ziała, że
wo lą ro d zicó w b y ło , ab y ws zy s tk ich ch o wać w g ro b o wcu n a Rak o wicach , razem
z n imi. J es zcze p rzed ś miercią o jciec wy k u p ił d u żą k waterę z p o zwo len iem
n a zb u d o wan ie o b s zern ej k ry p ty n a o s iem tru mien . „A g d y b y p ań s two k azali s ię
s k remo wać, b ęd zie tu mo żn a u mieś cić trzy d zieś ci d wie u rn y ” – p o wied ział u rzęd n ik
w zarząd zie cmen tarza.
M arian n a ap aty czn ie zg o d ziła s ię n a Krak ó w, ch o ciaż d zieci d o k o ń ca o p to wały
za Po wązk ami.
– Będ zies z wciąż jeźd ziła d o Krak o wa? – k rzy czał zd u s zo n y m g ło s em J acek .
– Nie, n ie wciąż. Dam s ię s k remo wać i p o ło ży cie mn ie k o ło n ieg o – o d p o wiad ała,
Strona 6
p atrząc p y tający m wzro k iem w o czy s zwag ierk i. Tamta p o tak iwała g ło wą
u s p o k ajająco .
Pu łk o wn ik W., k o men d an t s zp itala wo js k o weg o , g ry wający u n ich w b ry d ża,
zg o d ził s ię n a p rzetrzy man ie ciała Krzy s zto fa w ch ło d n i p rzez jes zcze jed n ą n o c,
a p rzed s ięb io rca p o g rzeb o wy n a p rzeło żen ie p rzewo zu n a n as tęp n y d zień . Po jech ały
razem z tru mn ą czarn y m, b ły s zczący m k arawan em ze zło ty m n ap is em n a d rzwiach : We
proudly offer you our Cadillacs.
– Co za lu k s u s ! – zach wy cała s ię s zwag ierk a.
– Tu d u żo lu d zi wraca z Amery k i, z emig racji. Przy wo żą co ś , n a czy m mo żn a ro b ić
b izn es – wy jaś n iła rzeczo wo M arian n a. Po tem ju ż milczały całą d ro g ę, zap ad ając s ię
w p o d u s zk i wy g o d n ej p lu s zo wej k an ap y i trzy mając s ię k u rczo wo za ręce w czarn y ch
s k ó rzan y ch ręk awiczk ach . Z g ło ś n ik ó w s ączy ła s ię cich a, żało b n a mu zy k a, ale
p o p ro s iły k iero wcę, żeb y ją wy łączy ł.
Na p o g rzeb Krzy s zto fa d o Krak o wa p rzy jech ało więcej lu d zi, n iż M arian n a s ię
s p o d ziewała. Po za o ficjaln ą d eleg acją z Un iwers y tetu Wars zaws k ieg o , jeg o k o leg ami
i s tu d en tami d o s trzeg ła też wielu s ąs iad ó w z M azu r i g o ś ci częs to b y wający ch w ich
p en s jo n acie. W p ewn ej o d leg ło ś ci p rzes u n ęła s ię eleg an ck a mło d a d ama, w k tó rej
M arian n a ro zp o zn ała d o k to ran tk ę Bas ię, k ied y ś p o wó d s wo ich zg ry zo t. Ud awała, że
jej n ie wid zi, ale tamta p rzy łap ała jej s p o jrzen ie i p rzez s ek u n d ę p atrzy ły s o b ie
w o czy . Oczy Bas i p ro s iły o p rzeb aczen ie, o czy M arian n y b y ły p u s te. Na cmen tarz
p rzy b y ła też s p o ra g ru p a k rak o ws k ich p rzy jació ł s zwag ierk i, jak ró wn ież
g imn azjaln y ch k o leg ó w Krzy s zto fa – więk s zo ś ć z n ich wy g ląd ała d u żo s tarzej n iż
o n , i M arian n a d o zn ała mu ś n ięcia irracjo n aln ej d u my , że jej mąż wciąż tak s ię
trzy ma, co ty lk o p o s k u tk o wało k o lejn y m, b ezrad n ie tłu mio n y m s zlo ch em.
Szwag ierk a ws k azała jej wzro k iem mo cn o s tareg o p an a w czarn y m p alcie
z ak s amitn y m k o łn ierzem i s zep n ęła:
– On b y ł jes zcze as y s ten tem n as zeg o o jca. Zaws ze p rzy ch o d zi tu w ro czn icę jeg o
ś mierci, b y ł też n a p o g rzeb ie mamy .
Kied y p o n ab o żeń s twie wy ch o d zili z k ap licy , d awn y as y s ten t s tał p rzy wejś ciu .
M arian n a p o czu ła s iln y zap ach n aftalin y , ale n ie b y ła p ewn a, czy to o d n ieg o . Szła za
tru mn ą p o d trzy my wan a z jed n ej s tro n y p rzez J ack a, z d ru g iej p rzez J as ia, k tó ry
p rzy leciał z Lo n d y n u p ro s to d o Krak o wa. M arian n a z ro zp aczą i b ó lem wp atry wała
s ię w jad ącą p rzed n ią tru mn ę, ale co ch wila o d wracała wzro k n a wn u k a i wted y
o d czu wała wielk ą d u mę i p o cies zen ie. Karciła s ię n awet w d u ch u , że n ie p o win n a
tu i w tak iej ch wili d o zn awać u czu cia rad o ś ci, ale n ie mo g ła s ię n ap atrzeć n a n ieg o ,
Strona 7
n ad ziwić, że tak u ró s ł i wy d o ro ś lał. W lecie s k o ń czy ł s zes tn aś cie lat, ale wy g ląd ał
n a więcej, mo że ze wzg lęd u n a wy s o k i wzro s t i p o ważn y teraz wy raz d ziecin n ej
jed n ak twarzy , n a k tó rej cień zaro s tu to czy ł zaciek łą walk ę z trąd zik iem
mło d zień czy m. Za M arian n ą, J ack iem i J as iem s zed ł Ro b ert. Trzy mał mo cn o p o d
ramię o s łab io n ą Kas ię, p ro wad zącą za rączk ę ju ż p rawie d zies ięcio letn ią An ię. Tro ch ę
za n imi, jak b y o n ieś mielo n a p o d ążała s amo tn ie Iza. Te d ziewięć lat, k tó re min ęły o d
jej ro zwo d u z J ack iem, b ard zo ją zmien iły : zes zczu p lała i jak b y n awet o d mło d n iała.
By ła ś wietn ie u b ran a, d o b rze u czes an a i jak ieś d ro b n e, p rawie n ieu ch wy tn e
s zczeg ó ły o d razu wy ró żn iały ją z o to czen ia, k walifik o wały jak o cu d zo ziemk ę.
Ch o ciaż wp rawn e o k o d o s trzeg ło b y , że jej o d zież n ie p o ch o d zi z mark o wy ch
b u tik ó w, ewen tu aln ie w n ajlep s zy m razie o d M ark s a i Sp en cera, eman u jąca z n iej
en erg ia ś wiad czy ła, że jes t k o b ietą s u k ces u , mo że ty lk o g ard zi ws p ó łczes n y m
s y s temem s y g n alizacji, p o k azu jący m p o zy cję s p o łeczn ą za p o mo cą to reb ek Fen d i
i b u tó w o d Vers aceg o . Te, k tó re s tu k ały teraz p o as falcie cmen tarn ej alejk i, b y ły
n iezap rzeczaln ie w d o b ry m g atu n k u , ale ich mark a n ie s tałab y s ię p rzy czy n ą
wn ik liwy ch d o ciek ań ży jący ch tak imi tajemn icami b y tu d am, g d y b y tak o we
zn alazły s ię p rzy p ad k iem n a ty m p o g rzeb ie. Na s zczęś cie s ię n ie zn alazły , k u mn iej
lu b b ard ziej s zczerej u ld ze J ack a, k tó ry wciąż lu b ił s ię p rzed s tawiać jak o ich o fiara.
Gd y d o tarli d o g ro b o wca ziejąceg o d ziu rą o d walo n ej p ły ty , k o ś cieln y trzy mający
w d ło n iach d wa d o złu d zen ia p o d o b n e d o s ieb ie p rzed mio ty : mik ro fo n i p rzen o ś n e
k ro p id ło , b ez wah an ia wy b rał p ierws zy z n ich i p o d ał k s ięd zu . Ten p o d rap ał
w s iateczk ę u rząd zen ia, o d ch rząk n ął i p rzez n ad miern ie wielk i g ło ś n ik p o p ły n ęła
n a cały cmen tarz zag matwan a mo wa, w k tó rej ch walił zmarłeg o , a tak że wy mien iał
jeg o zas łu g i, o p is u jąc je tak o g ó ln ik o wo , że p as o wały b y d o k ażd eg o . Z u zn an iem
p o witał d ecy zję p o ch o wan ia g o tu taj, co o k reś lił jak o „p o wró t d o p ras tary ch k o rzen i
ro d zin y k rak o ws k iej”, a co ś wiad czy ło o ty m, że n ic o tej ro d zin ie n ie wie.
Gro b o wiec b y ł tro ch ę u p ro s zczo n ą rep lik ą d ziewiętn as to wieczn ej k ap licy ro d u
Kalin o ws k ich n a cmen tarzu Ły czak o ws k im we Lwo wie, k tó rą n ied łu g o p rzed s wo ją
ś miercią k azał b y ł wy b u d o wać s tary p ro fes o r, i to w p ewn y m s en s ie tłu maczy ło
tro ch ę k s ięd za: tu też ro iło s ię o d tak ich k ap lic w s ty lu g alicy js k iej p s eu d o k las y k i,
k tó re k rak o wian ie u ważają za s wó j wk ład d o k u ltu ry o g ó ln o lu d zk iej, ch o ć s ą o n e
k o p iami wied eń s k ich lu b p ary s k ich g ro b o wcó w.
Po p o g rzeb ie g o ś cie zo s tali zap ro s zen i n a p o częs tu n ek d o s tarej res tau racji
Hawełk a w Ry n k u . Wy s o k a, tro ch ę p o s ęp n a s ala o ś cian ach wy ło żo n y ch ciemn ą
b o azerią i o b wies zo n y ch o b razami w zło ty ch ramach , k tó ra w in n y m mieś cie
Strona 8
u ch o d ziłab y za mu zeu m, b y ła d o b ry m miejs cem n a s mu tn ą s ty p ę. Ks iąd z, teraz ju ż
p o cy wiln emu , zatarł o ch o czo ręce.
– M ają tu d o b rą maczan k ę – p o wied ział.
M arian n a aż d rg n ęła, s ły s ząc to s ło wo .
– Co za wu lg arn a n azwa!
– Nazwa p ro s tack a, ale s mak wy k win tn y – o d p arł k s iąd z z d wu zn aczn y m
u ś miech em, jak b y czy tał w jej my ś lach . Przep ro s iła g o i p o d es zła d o Kas i, k tó ra
czek ała n a n ią z b o k u . Ob jęły s ię b ez s ło wa i u ś cis k ały .
– J es tem w ciąży … – s zep n ęła jej Kas ia d o u ch a.
M arian n a s ię ro zjaś n iła.
– Ws p an iale! Od k ied y ?
– J u ż trzeci mies iąc.
– I n ic n ie mó wiliś cie?
– Ty m razem ch cieliś my to u k ry wać, ile s ię d a. Zwłas zcza jak d o k to r wy liczy ł
termin . Po win n o s ię u ro d zić w two je u ro d zin y , d wu d zies teg o czwarteg o k wietn ia.
Bard zo b y ś my ch cieli, żeb y b y ł tak i jak ty , ch o ciaż to b ęd zie ch ło p iec…
M arian n a s ię ro zp łak ała. Do tej ch wili trzy mała s ię d zieln ie, s zy b k o o cierała
wilg o tn iejące o czy i w s zp italu , k ied y lek arz s twierd ził zg o n , i n ad g ro b em, k ied y
p o d ch o d zili z k o n d o len cjami, a teraz ta rad o s n a n o win a zb u rzy ła ws zy s tk ie tamy .
Kas ia o b jęła mo cn o matk ę i ch o ciaż p rzy wo łała ws zelk ie s wo je s zo rs tk o ś ci, całe
s wo je o p an o wan ie i d y s tan s wo b ec ś wiata, też n ie mo g ła p o ws trzy mać łez. Uciek ły
d o łazien k i, jak d wie k o leżan k i n a p rzerwie w s zk o le, żeb y s ię wy p łak ać, n as zep tać
i p o p rawić ro zmazan y tu s z.
Nie ch ciała wracać z Ro b ertem i Kas ią ich s amo ch o d em. J acek p o s tan o wił
wy s k o czy ć d o Zak o p an eg o o d wied zić k u mp la, s k o ro b y ł ju ż tak b lis k o , a jeg o min a
łg arza zd rad zała p łeć teg o p rzy jaciela. Iza zd ecy d o wała s ię zo s tać, ab y p o k azać
J as io wi Krak ó w. M arian n a wy b rała p o wró t p o ciąg iem. J as io o d p ro wad ził ją aż d o
wag o n u , p o żeg n ała s ię z n im czu le, a o n o b iecał p rzy jech ać n a ferie ś wiąteczn e.
Całą d ro g ę p rzed rzemała, zak ry ta p o łą p łas zcza. Czas em u ch y lała ją tro s zk ę
i p atrzy ła n a p rzes u wające s ię za s zy b ą s zare, mo k re lis to p ad o we p o la. Ob razy traciły
o s tro ś ć, ro zmazy wały s ię, p rzelaty wały p rzez n ie s trzęp k i n ied awn y ch wy d arzeń , ale
b ez żad n eg o p o rząd k u i s en s u , jak ieś n ieis to tn e frag men ty , n ag le o s tre s zczeg ó ły :
tab liczk a n a tru mn ie, k s iąd z n a s ty p ie zas łan iający s o b ie u s ta s erwetk ą, czarn e
o k u lary J ack a, w k tó ry ch o d b ija s ię b ezlis tn e d rzewo n a cmen tarzu . To d rzewo n ie
Strona 9
wied zieć czemu wzru s zało ją b ard zo i k ied y czu ła s tru żk ę łez ś ciek ający ch jej
p o p o liczk u , o cierała ją wierzch em d ło n i i ch o wała g ło wę p o d p łas zcz, ale zaraz zn ó w
ro b iła s o b ie s zp ark ę i wp atry wała s ię w co raz b ard ziej ciemn iejące p as mo p ejzażu
wy trwale u ciek ająceg o za o k n em. Cały czas wracała my ś lami d o s łó w Kas i: „Bard zo
b y ś my ch cieli, żeb y b y ł tak i, jak ty … ” i n ie mo g ła s ię n imi n acies zy ć. Kas ia,
có reczk a tatu s ia, zaws ze o s ch ła, n ajeżo n a, k ry ty k an ck a, i n ag le tak a zmian a?! J eżeli
ma s ię u ro d zić p o d k o n iec k wietn ia, jeś li n awet n ie 2 4 , to w k ażd y m razie b ęd zie
By k , jak ja… Ale – p o liczy ła s o b ie n a p alcach – jeś li b ęd zie w k wietn iu , to zn aczy ,
że b y ł p o częty p o d k o n iec lip ca, p o d zn ak iem Lwa… J ak Krzy s zto f.
W Ełk u n a d wo rcu czek ał J ó zek z s amo ch o d em. Po cało wał ją w ręk ę, czeg o n ig d y
n ie czy n ił, wy mamro tał jak ieś n iezręczn e k o n d o len cje, p o czy m p rzez całą d ro g ę d o
Pan is tru g i o p o wiad ał, co s ię wy d arzy ło p rzez o s tatn ie d n i, a n ie wy d arzy ło s ię n ic.
Na p o d wó rzu en tu zjas ty czn ie p o witały ją p s y , Najk i i Czarn y , mały Hen iek ,
s zo rs tk o wło s y jamn iczek , p u p ilek Krzy s zto fa, p łak ał, wy rzu cając z s ieb ie p reten s je
za jej d łu g ą n ieo b ecn o ś ć, i s zarp ał k arcąco n o g awk ę jej d żin s ó w.
Hen iek b y ł n as tęp cą Bax tera, b ard zo p o d o b n eg o jamn ik a, też s zo rs tk o wło s eg o ,
k tó reg o Krzy s zto f k u p ił M arian n ie n a u ro d zin y zaraz n a p o czątk u ich mazu rs k ieg o
ży cia. M iało b y ć o n o ty lk o wak acy jn y m ep izo d em, a czy m s ię s tało , teraz właś n ie s ię
o k azu je. Bax ter b y ł p s em mąd ry m, o zd ecy d o wan y m ch arak terze i wy ro b io n y ch
p o g ląd ach n a ży cie, n a p rzy k ład n ie lu b ił d zieci, zwłas zcza mały ch . Niewy k lu czo n e,
że malu ch y p rzy p o min ały mu o jeg o k o mp lek s ie małeg o wzro s tu , ch o ciaż mo g ły mu
też, o d wro tn ie, d o d awać ty m o tu ch y . J ak b y ło n ap rawd ę, ju ż s ię n ig d y n ie d o wiemy ,
zwłas zcza że b ied ak zmarł, w k ażd y m razie liczb a u g ry zio n y ch (n ie p o g ry zio n y ch , b o
zaws ze b y ło to ty lk o jed n o cap n ięcie) i p o s tras zo n y ch d zieci zatrważająco ro s ła.
Kalin o ws cy g rali wo b ec g o ś ci k o med ię, że s ię ty m p rzejmu ją, b y ło jo d y n o wan ie,
u ś mierzan ie b ó lu czek o lad ą, p rzep ro s in y , p o k azo we k arcen ie Bax tera s u ro wy mi
s ło wami, g o d n y mi n iep rzejed n an y ch p ro k u rato ró w ś więtej in k wizy cji, zaws ty d zan ie
g o p u b liczn e i k aran ie k arcerem (w rzeczy wis to ś ci zamy k an ie w s y p ialn i, g d zie
ro zwalał s ię w ich p o ś cieli i p o d żerał h erb atn ik i zap o mn ian e n a n o cn ej s zafce).
W s k ry to ś ci d u ch a cies zy li s ię, że mo że p rzy n ajmn iej n iek tó rzy , z n ajb ard ziej
d o k u czliwy mi b ach o rami, z p o wo d u p s a zrezy g n u ją z n as tęp n eg o p rzy jazd u .
Klas y czn y u k ład k ija i march ewk i: k ijem b y ł Bax ter, a march ewk ą – march ewk a
à la k s iążę Rad ziwiłł, g o to wan a w mlek u z p iep rzem i o d ro b in ą mio d u .
Łak o mczu ch o m tru d n o b y ło z n iej zrezy g n o wać.
Niep o h amo wan e wś cib s two Bax tera, k tó ry mu s iał zaws ze b y ć b lis k o M arian n y ,
Strona 10
więc łaził za n ią k ro k w k ro k , p rzy s łu ch iwał s ię jej ro zmo wo m telefo n iczn y m,
s k ro b ał d o d rzwi, k ied y zamy k ała s ię w łazien ce, s zwen d ał s ię p o s ch o d ach w g ó rę
i w d ó ł, u g an iał s ię za zającami p o p o lach , wczo łg iwał d o p o d ziemn y ch , lis ich
lab iry n tó w, d o p ro wad ziło jeg o k ręg o s łu p d o ru in y : zo s tał d o tk n ięty p araliżem
ty ln y ch łap . Wo żen ie g o p o wetery n arzach i k lin ik ach n ic n ie d ało , wład zy w n o g ach
n ie o d zy s k ał. Wló k ł za s o b ą ty ln e b ezwład n e łap k i p o k amien iach p o d wó rk a,
ś cierając je s o b ie d o k rwi, b o za n ic n ie ch ciał ab d y k o wać ze s weg o tro n u wład cy
teg o małeg o ś wiata. Co p rawd a wy g ląd ał raczej n a Łazarza n iż k ró la Dawid a,
p o g ro mcę Go liata – Najk ieg o , k tó reg o p o trafił n ieraz zd ro wo p o g o n ić. M arian n a
n ajp ierw wy p ro wad zała g o , u n o s ząc mu ty łek n a s zalik u , p o tem Krzy s zto f
o b s talo wał d la n ieg o d wu k o ło wy wó zeczek , k tó ry p rzy twierd zo n y p as k ami d o jeg o
tu ło wia zaczął mu d o b rze s łu ży ć. Bax ter s tał s ię atrak cją p o d wó rk a, k tó re d u mn ie
p rzemierzał, tu rk o cząc k ó łk ami, n iczy m wó z b o jo wy . Kied y ś n a wid o k
n ad jeżd żająceg o d ziwn eg o wó zk o -p s a jak iś zab łąk an y k u n d el, k las y czn y wiejs k i
rau b ritter, rzu cił s ię d o p an iczn ej u cieczk i ze s k o wy tem p ro s taczk a, k tó ry s p o tk ał
k o s mitę. Na n o c b ied n eg o in walid ę ws tawian o d o d ziecin n eg o k o jca, g d zie
p o b ezs k u teczn y ch p ró b ach s fo rs o wan ia cias n y ch s ztach et s p ał, ch cąc n ie ch cąc,
n a p amp ers ach d o ran a. Na ty d zień p rzed Wig ilią M arian n a, k tó ra zaws ze ws tawała
wcześ n iej o d Krzy s zto fa, zo b aczy ła, że Bax ter, zamias t w k o jcu , ś p i n a ś ro d k u h allu ,
o b o k o g ro mn ej k ału ży s ik ó w. „Nie ws ad ził g o n a n o c w p amp ers y !” – zło rzeczy ła
w my ś lach Krzy s zto fo wi, a d o p iero za trzecim p rzejś ciem p rzez h all zo b aczy ła, że
Bax ter n ie ży je. J ak ąś n ad p rzy ro d zo n ą, n ad jamn iczą s iłą wy d o s tał s ię z k o jca, mo że
wy leciał n a s k rzy d łach , k tó ry ch n a ch wilę mu u ży czy ł an io ł ś mierci, ab y u mrzeć
wo ln y m, d u mn y m p s em.
Krzy s zto f i J ó zek p o ch o wali g o n a zwierzęcy m cmen tarzy k u za s tarą o b ó rk ą,
g d zie leżała ju ż s ęd ziwa jamn iczk a J ó zk a, k tó ra s ię u to p iła w b as en ie, co wy g ląd ało
n a s amo b ó js two , p ięk n a Lo lk a, fesche Lo la, z b rwiami M arlen y Dietrich , zab ita
merced es em p rzez s tęs k n io n eg o au to ch to n a, o tru ty p o d s tęp n ie, w tajemn iczy ch
o k o liczn o ś ciach Graf i d wa zad u s zo n e p rzez n ieg o łab ęd zie o raz k ilk a b ezimien n y ch
k o tó w, s zczu ró w i p tak ó w p ad ły ch w walce o b y t. J ó zek z mo zo łem ro zb ijał
zmarzn iętą ju ż ziemię, Krzy s zto f p rzy g ląd ał mu s ię w milczen iu . Wło ży li d o
p ły tk ieg o g ro b u ciało Bax tera s p o wite w cału n z fo lii k u ch en n ej, J ó zek zas y p ał d ó ł
i u k lep ał mały k o p czy k . Po s tali n ad n im ch wilę w milczen iu , p o tem p o d ali s o b ie
ręce i ro zes zli s ię b ez jed n eg o s ło wa. Ilek ro ć Krzy s zto f o p o wiad ał o ty m M arian n ie,
o d wracał g ło wę, żeb y n ie wid ziała, że mu wilg o tn ieją o czy .
Strona 11
– O k tó rej b y ł p o g rzeb ? – zap y tał n ag le J ó zek .
– O p ierws zej.
– On o d wczo raj, g d zieś właś n ie o d p ierws zej, n ic n ie jad ł. Ty lk o wo d ę p ije.
M arian n ie łzy zak ręciły s ię w o czach , ale n ic n ie p o wied ziała. Do p iero g d y
zn alazła s ię w łó żk u , zg as iła ś wiatło i ws łu ch ała s ię w zn ajo me n o cn e o d g ło s y s weg o
d o mu , g d y zamarła w b ezru ch u w o czek iwan iu n a g łu ch y ło s k o t p o mp y w p iwn icy ,
k tó ry k ied y ś b rała za jęk jak iejś p o tęp io n ej d u s zy i ten jęk , ju ż o s wo jo n y w k o ń cu
n as tąp ił, g d y zaczęła mach in aln ie liczy ć s k rzy p n ięcia b las zan ej ch o rąg iewk i
n a d ach u , k tó rą k ażd ej n o cy Krzy s zto f o b iecy wał n ao liwić, a zaws ze o ty m ran o
zap o min ał, wted y n ag le s p o s trzeg ła, że p an cern e s k ry tk i w p rzech o waln i n a s tary m
d wo rcu zap o mn ian ej lin ii k o lejo wej, w k tó ry ch p o ch o wała ws zy s tk ie s wo je
ws p o mn ien ia, zaczy n ają s ię teraz z ty m ry tmiczn y m s k rzy p ien iem o twierać, że
wy s y p u ją s ię z n ich o b razy ws p an iały ch lat, p ięk n y ch d n i i ch wil p rzeży ty ch
z Krzy s zto fem, i g d y zro zu miała, jak b ard zo b y ł jej b lis k i, jak mo cn o g o k o ch ała,
d o p iero wted y n ak ry ła g ło wę k o łd rą i ro zry czała s ię jak d zieck o .
Ran o ws tała o zwy k łej p o rze, s zy b k o u my ła s ię i u b rała, p o czy m zes zła d o
k u ch n i. Pan i Helen k a p o d ała jej k awę i żeb y p o h amo wać ch ęć ro zmo wy , p o s zła
g d zieś , u d ając zaafero wan ie, jak b y b y ł s zczy t s ezo n u , p en s jo n at o twarty , a jad aln ia
p ełn a g o ś ci. M arian n a p iła k awę zap atrzo n a w jak iś d alek i p u n k t za o k n em, p o tem
p o s zła n a s try ch i wy s zu k ała k arto n o we p u d ło z IKEI z n ap is em „1 9 9 9 – 2 0 0 4 ”. By ło
ciężk ie, ale M arian n a p rzemo g ła ch ęć, ab y tam je o two rzy ć, i zn io s ła je z wy s iłk iem
d o b iu ra, o d p o czy wając co k ilk a s ch o d ó w. Tu o two rzy ła p u d ło i wy ciąg n ęła
k ilk an aś cie k arto n o wy ch teczek i d u ży ch k o p ert. Na k ażd ej b y ł p ed an ty czn y n ap is
czarn y m flamas trem: „Do k u men ty ”, „Fo to g rafie” lu b „Lis ty ” z zazn aczen iem d aty .
Zaczęła o d k o p erty ze zd jęciami z 1 9 9 9 ro k u .
Strona 12
2.
Na k o p ercie b y ł n ap is : „Lato 9 9 – n as i g o ś cie”. M arian n a wy s y p ała fo to g rafie
n a b iu rk o i zaczęła je p rzeg ląd ać. Po wtarzała s ię reg u ła: g o ś cie u ś miech n ięci,
o p alen i, trzy mający w ręk ach s ło ik i p rzetwo ró w, k tó ry mi o b d aro wała ich
n a p o żeg n an ie, o taczają g o s p o d y n ię u ś miech ającą s ię z lek k im zażen o wan iem, ale
i z s aty s fak cją. Na o d wro cie częs to zn ajd o wała p o ch waln e d o p is k i i p o d zięk o wan ia
za u d an y p o b y t, „fan tas ty czn e wak acje”, „n iezap o mn ian y k limat”, „cu d o wn ą
k u ch n ię” itd . Zau waży ła, że n a tak ich z reg u ły p rzy s y łan y ch p o tem z o d leg ły ch
mias t i k rajó w fo to g rafiach , b ard zo rzad k o u ch wy co n y b y ł Krzy s zto f. Uch wy co n y –
to d o b re o k reś len ie, b o zaws ze wy g ląd ało n a to , że trafił n a zd jęcie, g d y ż właś n ie
p rzech o d ził o b o k alb o d ał s ię u p ro s ić w o s tatn iej ch wili i mig awk a p rzy łap ała g o
w ru ch u , p o wo d u jący m lek k ą n ieo s tro ś ć, zamazan ie ry s ó w twarzy . Po wtarzało s ię
to z n iemal ch ro n iczn ą u p o rczy wo ś cią, n iezależn ie o d teg o , k to b y ł n a zd jęciu i k to
je wy k o n ał. Teraz, k ied y M arian n a ro zło ży ła k ilk an aś cie fo to g rafii o b o k s ieb ie,
u d erzy ło ją to i zas tan o wiło . J ak g d y b y Krzy s zto f u k ry wał s ię p rzed czy mś lu b p rzed
k imś i b ał s ię, że tak ie zd jęcia g o zd emas k u ją. M arian n a o czy wiś cie zn ała jeg o
n iech ęć d o zawieran ia n o wy ch zn ajo mo ś ci, d o n awiązy wan ia b liżs zy ch k o n tak tó w
z o s o b ami, k tó re n ie b u d ziły w n im zau fan ia, n ie mó wiąc ju ż o ty ch , k tó ry ch u ważał
za k rety n ó w, czy li, co tu k ry ć, więk s zo ś ci lu d zk o ś ci.
Kied y wy jeżd żali n ad mo rze z mały mi jes zcze d ziećmi, Krzy s zto f p ro wad ził
ro d zin ę w n ajd als zy k ąt p laży , k o p ał tam g rajd o ł i o taczał p łó cien n y m p arawan ik iem
w n ad ziei, że n ik t tam n ie p rzy jd zie i n ie ro zło ży s ię tu ż o b o k . Nies tety
p o k ilk u n as tu , n o , mo że k ilk u d zies ięciu min u tach s p o k o ju , p o d s zy teg o jed n ak że
n erwo wy mi o b awami, k ied y Krzy s zto f co jak iś czas wy s tawiał g ło wę zza p arawan ik u
i czu jn ie lu s tro wał o k o licę, co ro zś mies zało M arian n ę, b o u p o d ab n iało g o d o p ies k a
p u s ty n n eg o czy in n eg o g ry zo n ia o g ląd an eg o w telewizji, n a h o ry zo n cie u k azy wała
s ię liczn a ro d zin a – d zieci, d ziad k o wie, u p io rn e cio tk i p o d k iero wn ictwem
zarad n eg o o jca lu b ap o d y k ty czn ej matk i – i ro zk ład ała s ię tu ż o b o k n ich . Przeważn ie
b y li to Ślązacy , zaws ze mieli rad io Szaro tk a s k rzeczące n a cały reg u lato r. Krzy s zto f
p rzeży wał to rtu ry : z jed n ej s tro n y , o b u rzało g o ch ams two tak ich in tru zó w, z k tó reg o
o n i n ie zd awali s o b ie wcale s p rawy i n awet s y g n alizo wali ch ęć n awiązan ia
zn ajo mo ś ci, z d ru g iej za n ic w ś wiecie n ie o k azałb y s wo jej d ezap ro b aty , n ie mó wiąc
o wy g ło s zen iu s łó w p ro tes tu . Pó ł b ied y , jeś li wś ró d in tru zó w trafiła s ię jak aś mło d a
zg rab n a d ziewczy n a alb o d o ro d n a d o jrzała k o b ieta o ru b en s o ws k ich k s ztałtach ,
Strona 13
wted y Krzy s zto f d awał n iek o n tro lo wan y k o n cert o b łu d y : n ib y fu k ał n iezad o wo lo n y
z s ąs ied ztwa, ale zza g azety , alb o k ry jąc o czy za ciemn y mi o k u larami i n ib y p atrząc
n a mo rze, zezo wał w k ieru n k u p rzy b y łeg o o b iek tu i z p rzy jemn o ś cią k o n temp lo wał
u lu b io n e k s ztałty . M arian n a zaws ze wy czu wała to n aty ch mias t jak imiś czu jn ik ami
u mies zczo n y mi w ciele k o b iety ws zęd zie: n a p lecach , n a ty le g ło wy , n a p iętach . Nie
p atrząc, wid ziała, jak Krzy s zto f n ie mo że s ię n ap atrzeć n a k o b iece wd zięk i.
Szczeg ó ln ie g u s to wał w u ro d ach p ro s ty ch , żeb y n ie p o wied zieć p ro s tack ich . Ład n a
p ro letariu s zk a alb o wieś n iaczk a, k tó rej fig u ra b y ła n ib y zg rab n a i p rawie s zczu p ła,
lecz ws zy s tk ie k o b iece atry b u ty , b iu s t, p u p a, u d a, jak b y o n u mer więk s ze,
wy razis ts ze – to b y ł jeg o id eał. Po trzeb o wał s zczy p ty wu lg arn o ś ci alb o jak ieg o ś
p rzery s o wan ia. Ko b iety , n a k tó re zwracała mu u wag ę M arian n a, zwy k le p o s ąg o we
p ięk n o ś ci czy s zlach etn e p ro file, w o g ó le g o n ie in teres o wały . W d o mach p ięk n y ch
d am zaws ze ły p ał p o żąd liwie n a ład n e p o k o jó wk i, jeś li tak ie u n ich s łu ży ły .
M arian n a, w s wo jej wielk iej mąd ro ś ci, n ie miała mu teg o za złe. Z jed n ej s tro n y
wied ziała, że o n s ię za b ard zo jej b o i, żeb y zary zy k o wać p rzy g o d ę n a b o k u , z d ru g iej
b y ła zad o wo lo n a, że tak d o cen ia u ro k i k o b ieco ś ci, że jes t tak im k o n es erem
d ams k ich wd zięk ó w.
Kied y ś s p o tk ali n a d ep tak u k o leg ę Krzy s zto fa ze s tu d ió w z jak ąś d łu g o n o g ą
g id ią i zap ro s ili ich d o s wo jeg o g rajd o ła. M arian n a zlu s tro wała k ry ty czn ie
d ziewczy n ę i u s p o k o iła s ię n a wid o k jej p rzeraźliwie b lad eg o , ch u d eg o ciałk a
z wy raźn y mi „s o ln iczk ami” i s p iczas ty mi ło k ciami. Led wo n ak remo wali s ię i u ło ży li
p o k o tem n a ręczn ik ach , n ad es zła jak aś h ałaś liwa ro d zin a, jak n a zło ś ć ze Śląs k a. Nie
zd ąży li n awet ro zło ży ć k o ca w s zaro -b u rą s zach o wn icę, a ju ż k o leg a Krzy s zto fa
zap ro p o n o wał p o d n ies io n y m g ło s em, żeb y raczej mu s ię p o ło ży li n a ręczn ik u alb o
p o p ro s tu n a jeg o g ło wie, żeb y mu , k u rwa, wp ierd o lili jeg o k an ap k i, a d zieciak żeb y
s ię p o rzy g ał n a jeg o g azety ! Ślązacy o d d alili s ię b ez s ło wa z p rzerażen iem w o czach
i ro zło ży li s ię w b ezp ieczn ej o d leg ło ś ci. Krzy s zto f u ś miech n ął s ię z ap ro b atą
i p o k azał k o led ze u n ies io n y k ciu k , ch u d a p an n a n ie u n io s ła n awet g ło wy , ty lk o
o p ias zczo n ą s to p ą p o tarła czu le ły d k ę s wo jeg o p an a, o n k lep n ął ją w ty łek
i mamro cząc p o d n o s em jak ieś o b elg i, wy ciąg n ął s ię n a ręczn ik u . M arian n a, ch o ciaż
mach o zaimp o n o wał jej zd ecy d o wan iem, tro ch ę żało wała, że o d p ęd ził tak b ru taln ie
d o ś ć s y mp aty czn ie wy g ląd ający ch lu d zi. On a w tak ich wy p ad k ach częs to s ama
zag ad y wała d o in tru zó w, wd awała s ię w ro zmo wy , w p o k azy wan ie s o b ie wzajemn ie
zd jęć, częs to wan ie o wo cami, a to d la Krzy s zto fa b y ło to rtu rą i p o wró t z p laży
p rzemien iał s ię w p rzy k rą k łó tn ię.
Strona 14
Właś ciwie ws zy s tk ie ich zn ajo mo ś ci, k tó re p o tem zamien iały s ię n awet w wielk ie
p rzy jaźn ie, zaczy n ały s ię o d n ab u rmu s zo n ej n ieu fn o ś ci Krzy s zto fa. Brało s ię to s tąd ,
że o n w g ru n cie rzeczy b y ł b ard zo n ieś miały , wręcz ws ty d liwy , n ie p o trafił
ro zmawiać „o ws zy s tk im i o n iczy m”, mu s iał k o g o ś zn ać, wied zieć, czy m s ię
in teres u je, mieć z n im ws p ó ln y języ k , wted y o twierał s ię, o k azy wał s ię ro zmo wn y m,
ciek awy m, s y mp aty czn y m, a n awet d o wcip n y m g o s p o d arzem lu b g o ś ciem,
w zależn o ś ci o d teg o , g d zie s p o tk an ie miało miejs ce.
A w latach s ied emd zies iąty ch zaczęło w Wars zawie k witn ąć ży cie to warzy s k ie.
Wzg lęd n y d o s tęp d o n ies p o ty k an y ch wcześ n iej d ó b r, zag ran iczn y ch alk o h o li,
cy tru s ó w, s ło d y czy , lep s ze zao p atrzen ie s k lep ó w, p o zo ry o twarcia s ię n a ś wiat d zięk i
wak acjo m w Bu łg arii czy J u g o s ławii, ws zy s tk o to zach ęcało d o o rg an izo wan ia
s p o tk ań w d o mach , co raz b ard ziej warty ch p o ch walen ia s ię n o wy mi meb lami, d o
wy k azan ia s ię talen tem k u lin arn y m, p o k azan ia s lajd ó w z p o d ró ży , p o częs to wan ia
p rzy wiezio n y m z Węg ier win em eg ri b ik av er, k tó re b y ło wted y d la n ich s zczy tem
lu k s u s u . Ich mies zk an ie n ie b y ło d u że jak n a s tan d ard y p rzed wo jen n e, ale Go mu łk a
i jeg o ek s p erci, u s talający n o rmy mies zk an io we w latach s ześ ćd zies iąty ch , s ły n n e
M 2 , M 3 , n azwalib y ich p o k o je s alami (n ie my lić z wło s k ą węd lin ą!). Ob s zern e,
a p rzed e ws zy s tk im wy s o k ie, o wielk ich o k n ach i d wu s k rzy d ło wy ch d rzwiach ,
s p rawiały wrażen ie więk s zy ch n iż w rzeczy wis to ś ci i lu k s u s o wy ch . Es tety czn e
k walifik acje M arian n y i zamiło wan ie d o p ed an terii Krzy s zto fa zao wo co wały
p ięk n y mi wn ętrzami, ch o ciaż n ie mieli cen n y ch meb li an i o b razó w. M arian n a d o s tała
o d jak iejś cio tk i p ięk n ą s y p ialn ię w s ty lu art d éco , k tó rej jej d zieci p o zb y ły s ię ze
ws trętem n a rzecz mo d n y ch meb lo ś cian ek . Krzy s zto f p rzy wió zł z Krak o wa
p arę o b razó w p o ro d zicach , a o g ó ln y k limat two rzy li o n i s ami s wo ją g o ś cin n o ś cią,
jeg o p o czu ciem h u mo ru , zap ach ami jej k u ch n i ju ż o d p ro g u witający mi
zap ro s zo n y ch . Że p o trafi d o b rze g o to wać, w o g ó le k ied y ś n ie wied ziała, p o mag ała
n ieraz mamie czy b ab ci w k u ch n i, ale wted y mało ją to ciek awiło , n ie s tarała s ię
zap amięty wać ich p rzep is ó w. J ak o ś p rzecież wch o d ziło jej w k rew i teraz n ag le
zak witło . Na g as tro n o miczn y d eb iu t zap ro s iła s weg o p ro fes o ra z ak ad emii,
ś wietn eg o , ch o ciaż tro ch ę n ied o cen ian eg o malarza An to n ieg o M ., k o n es era
i s mak o s za, k tó ry wiele jeźd ził p o ś wiecie, ale p rzed wo jn ą, k ied y to jes zcze b y ło
n o rmaln e. Pro fes o r s u ro wo zrecen zo wał k ażd e d an ie, k ażd ą p o trawę, ale jeg o k ry ty k a
n ie b y ła jało wa, lecz twó rcza, p o łączo n a z p rak ty czn y m s zk o len iem. Teg o wieczo ru
M arian n a n au czy ła s ię g o to wać ry ż n a s y p k o , a b iałe win o p o d awać s ch ło d zo n e,
p ro fes o r n ato mias t p o ch walił s mak M arian n y , p o n ieważ jej p o trawk a cielęca w s o s ie
Strona 15
cy try n o wo -k o p erk o wy m o k azała s ię wy b o rn a.
W ty m o k res ie zb liży li s ię d o trzech k o leg ó w ze s tu d ió w, k tó rzy w o d ró żn ien iu
o d Krzy s zto fa p o d jęli p rak ty k ę w s wo ich s p ecjaln o ś ciach : Eu zeb iu s z w g as tro lo g ii,
J an u ary w en d o k ry n o lo g ii, a Wacław w ch iru rg ii n aczy n io wej, p o zn ali ich żo n y ,
d zieci w wiek u ich włas n y ch , a że ws zy s cy mies zk ali n a Żo lib o rzu , zaczęli u s ieb ie
b y wać. Wk ró tce u two rzy ło s ię k ó łk o b lis k ich p rzy jació ł, d o k tó reg o p rzy łączy ł s ię
jes zcze jed en ich ró wieś n ik i k o leg a ze s tu d en ck ich czas ó w, Lu d wik , reży s er
o p ero wy , p o s iad acz p ięk n ej willi i g o s p o d arn ej żo n y o raz p ary ras o wy ch
p o s o k o wcó w, g d y ż jeg o p rawd ziwą p as ją b y ło my ś lis two . Dzięk i temu wciąż b y li
zap ras zan i n a u d źce, co mb ry i p as ztety ś wietn ie p rzy rząd zan e p rzez p an ią
Lu d wik o wą. Dzieln y n emro d miał jes zcze jed n ą o b o k p o lo wań p as ję: zb ieran ie
an ty k ó w. Ich d o m wy g ląd ał jak wielk i an ty k wariat, a trzeb a p rzy zn ać, że g o s p o d arz
miał wy jątk o wy s mak i wied zę, więc n ie u ś wiad czy ło s ię tu żad n eg o k iczu an i
fals y fik atu . Zb ierał o b razy i miał k ilk a ś wietn y ch : p arę b aro k o wy ch p o rtretó w
k awaleró w maltań s k ich wy s zab ro wan y ch k ied y ś z zamk u jo an n itó w w So n n en b u rg u
(o czy m ś wiad czy ł d o k u men t n alep io n y n a o d wro cie p łó tn a), a mimo to b ezczeln ie
ws tawio n y ch d o Des y i p rzez n ią mu s p rzed an y ch ; ś wietn y p o rtret o ficera
w czerwo n y m fezie i g alo wy m mu n d u rze o b wies zo n eg o med alami, z o rd y n an s em
trzy mający m za u zd ę p ięk n eg o k o n ia ras y arab s k iej, p o d p is an y n azwis k iem malarza
Gran d ch amp (Lu d wik wy k ry ł, że wy b itn eg o , p o s iad ająceg o n awet o s o b n e mu zeu m
w Lo zan n ie czy Gen ewie) i d atą – Caire 1 8 6 1 . Dziwn e b y ło to , że w tle n amalo wan a
b y ła p an o rama n ie Kairu , lecz Ko n s tan ty n o p o la z ch arak tery s ty czn ą k o p u łą
i min aretami meczetu Hag ia So fia… Sto p ! – ws p o mn ien ia M arian n y , ro zwijające s ię
jak n ić ze s zp u lk i, zatrzy mały s ię. „Nie mo g ę tak ro zp ęd zać p amięci, b o o s zaleję! –
s k arciła s ieb ie w d u ch u . – Trzeb a p rzejrzeć i u p o rząd k o wać p ap iery , jeś li zn ajd zie
s ię jak aś n ied o p ro wad zo n a d o k o ń ca s p rawa, jak aś k o res p o n d en cja b ez o d p o wied zi,
b ęd ę mu s iała to ws zy s tk o p o załatwiać”.
Ta p ers p ek ty wa p o ważn ie ją p rzeraziła. Biu ro p ro wad ził zaws ze Krzy s zto f, to o n
p iln o wał fak tu r, o n o b s łu g iwał k o mp u ter i zap ro wad ził tam s wo je p o rząd k i, o n
zajmo wał s ię k o res p o n d en cją i ro zmo wami z k lien tami w o b cy ch języ k ach , a n ie
d o ś ć, że miał id ealn y p o rząd ek w p ap ierach i k o mp u terze, to i n iezawo d n ą p amięć.
Nie mo g ła s ię n ad ziwić, że k to ś tak i, k to p rzes trzeg ał ws zy s tk ich termin ó w
p łatn o ś ci, czy tał, ro zu miał i zap amięty wał p rzep is y u rzęd o we, n ie jes t w s tan ie
zap amiętać d at p o p u larn y ch imien in , k to s ię k ied y i z k im ro zwió d ł, jak s ię n azy wają
p ań s two , k tó ry m o d k ło n iliś my s ię p rzed ch wilą n a u licy i s k ąd ich zn amy . Tak ą
Strona 16
wied zę o n a miała wy k u tą n a b lach ę i z tą wied zą teraz zo s tała, jak ze s tertą
zd ewalu o wan y ch b an k n o tó w, za k tó re n ie mo żn a ju ż n ic k u p ić.
Ws u n ęła fo to g rafie d o k o p erty i o d ło ży ła ją d o p u d ła. Wło ży ła n iep rzemak aln y
p łas zcz i wy s zła n a p o d wó rze, k ieru jąc s ię w s tro n ę p ó l. Ps y , Najk i i Czarn y , b ez
żad n ej zach ęty wy lazły ze s wo ich b u d i z rad o s n y m p o s zczek iwan iem p o b ieg ły
p rzo d em, mały Hen iek s zed ł p rzy n o d ze. W g ło wie M arian n y d o p iero w tej ch wili
zap alił s ię wielk i, żó łty n eo n : J ESTEM W DOM U.
M in ęła p iramid ę, s wo ją d u mę zb u d o wan ą n ied awn o mimo p ro tes tó w Krzy s zto fa,
k tó ry n ie wierzy ł w jej rzek o mo leczn icze d ziałan ie i mó wił, że tan iej b ęd zie
i n a jed n o wy jd zie zlep ić min iatu ro we p iramid k i z k arto n u i p rzy wiązać tas iemk ami
d o g łó w, o czy m z p o wag ą p rzek o n y wał au to r arty k u łu w jak imś s p ecjalis ty czn y m
p is emk u wy d awan y m ch y b a p rzez cy n ik ó w d la łatwo wiern y ch man iak ó w. Kied y
jed n ak p iramid a p o ws tała, a o n z g rzeczn o ś ci u leg ał en tu zjas ty czn y m n amo wo m
żo n y i wch o d ził tam n a s ak ramen taln e d wad zieś cia min u t, zaws ze p o wy jś ciu
twierd ził, że n ic n ie czu je. Nie wied ział, że M arian n a s zy b k o o d k ry ła jeg o tajemn icę:
p o p ro s tu n aty ch mias t tam zas y p iał, więc có ż miał czu ć? In aczej o n a: k ied y tam
s ied ziała n a p o d wy żs zen iu , w wy g o d n y m fo telu , s łu ch ając cich ej mu zy k i alb o
n ag ran y ch d źwięk ó w n atu ry , fal mo rs k ich lu b s zu mu wiatru , wy d awało s ię, że n iemal
wid zi s tru mień p ęd ząceg o p ro mien io wan ia k o s miczn eg o , k tó re p rzep ły wa p rzez jej
mó zg , zo s tawiając w n im leczn icze cząs tk i materii. Wy ch o d ziła z p iramid y
n aład o wan a en erg ią, eman u jąca en tu zjazmem i p o s zu k u jąca d la n ieg o u jś cia.
Zas tan awiające b y ło to , że s tad k o jej k u r zaws ze ro zp ierzch ało s ię wted y
z p an iczn y m g d ak an iem i u ciek ało w k rzak i, g d y n o rmaln ie zlaty wało s ię n a jej
wid o k , wied ząc, że zaws ze co ś s y p n ie. To ją tro ch ę d ep ry mo wało , p o d o b n ie jak
wy p ad k i zas łab n ięcia, k tó re zd arzały s ię g o ś cio m, tak że o d czas u , g d y mecen as o wa
R. z Krak o wa d o s tała tam atak u ep ilep s ji, zaws ze wy s y łała k tó rąś z d ziewczy n
z k u ch n i, ab y czu wała n ad b ezp ieczeń s twem ś miały ch amato rek „k o s mo terap ii”.
Krzy s zto fa n ig d y n ie p rzek o n ały n au k o we arg u men ty in ży n iera M arg ło , k tó ry
ch o ciaż ty lk o p o d jął s ię b u d o wy p iramid y jak o k o lejn eg o zad an ia fach o weg o , tak
s ię zain teres o wał n iety p o wy m o b iek tem, że p rzes tu d io wał całą literatu rę p rzed mio tu
i zan u d zał ws zy s tk ich s wą wied zą, b ęd ącą ws zelak o zb y t b lis k o zab o b o n ó w.
Krzy s zto f, racjo n alis ta i u ro d zo n y n ied o wiarek , mó wił wted y : „J eś li mi p o wiecie, że
w to p o p ro s tu wierzy cie – w p o rząd k u , n ie w tak ie b red n ie lu d zie wierzą i n awet jak
zaczn iecie s ię d o n iej mo d lić, o b ch o d ząc ją w k o ło ze ś p iewem, s ztan d arami
i z b iciem w b ęb n y , to n iech b ęd zie, o k ay , ró b cie s o b ie, co ch cecie, ale jak mi
Strona 17
zaczn iecie u d o wad n iać n au k o wo , że to d ziała, zró b cie n ajp ierw b ad an ia
lab o rato ry jn e i to n ajlep iej n a my s zach ”. Przy p o mn iała s o b ie teraz te s p o ry
i zezło ś ciła s ię zn o wu n a Krzy s ia, ale n aty ch mias t s ię zmity g o wała i s k arciła
w d u ch u : teraz ju ż n ic w n im n ie mo g ło jej zd en erwo wać, teraz mu s i mu zaws ze
wy b aczać ws zy s tk o .
Przes zła k o ło Czek o lad o weg o Drzewa, k tó re b y ło s wo is tą miarą czas u . Co ro k u
w wak acje jak ieś d zieci, d o tąd z p rzejęciem i n ad zieją b ieg n ące, ab y w jeg o d ziu p lach
zn aleźć łak o cie, p rzes tawały wierzy ć, że zo s tawiają je tam k ras n o lu d k i, i zaczy n ały
s tro ić p o ro zu miewawcze min y – zn ak , że d o ro ś leją. M in ęła k ap liczk ę i u ś miech n ęła
s ię n a ws p o mn ien ie ś więcen ia tu wielk an o cn y ch k o s zy czk ó w i g ras o wan ia Bax tera,
k tó ry n au czy ł s ię p o d k rad ać d ziecio m k iełb as y ze ś więco n ek , i s k ręciła w s tro n ę
altan y . Kied y d o n iej wes zła i zato czy ła wzro k iem p o k rajo b razie, w k tó ry m zn ała
k ażd e d rzewo , k ażd ą zato czk ę jezio ra, k ażd y łu k wzg ó rza, łzy p o lały s ię ciu rk iem
p o jej p o liczk ach . Ale s tłu miła s zlo ch i wy tarła ch u s teczk ą o czy .
Strona 18
Strona 19
3.
Nas tęp n eg o d n ia M arian n a u mo ś ciła s ię wy g o d n ie w b iu rze z zamiarem
s y s tematy czn eg o p rzejrzen ia zan ied b an ej p rzez o s tatn ie wy d arzen ia k o res p o n d en cji,
k ied y zad zwo n io n o d o b ramy . Un io s ła wzro k i zo b aczy ła n a mo n ito rze d o mo fo n u
twarz Kry s ty n y , mies zk ającej n ied alek o s ąs iad k i. Tłu miąc wes tch n ien ie rezy g n acji,
p o d n io s ła s łu ch awk ę.
– Otwieram, Kry s iu ! Wjeżd żaj!
W s łu ch awce o s tro zas k rzeczał zn iek s ztałco n y g ło s p rzy jació łk i:
– Wjad ę, ale ty lk o p o to , żeb y cię zab rać, u b ieraj s ię!
– Gd zie zab rać? – zap y tała lek k o p rzerażo n a M arian n a, ale Kry s ty n a ju ż
o d ch o d ziła o d d o mo fo n u i wb ijała s ię w s ied zen ie s wo jeg o au ta. En erg iczn e ru ch y
n ie p o zo s tawiały złu d zeń co d o zd ecy d o wan ia g o ś cia.
M arian n a p o s łu s zn ie n acis n ęła k lawis z, b rama zaczęła s ię o d s u wać.
Kry s ty n a p o jawiła s ię w ży ciu M arian n y , a ś ciś lej ro d zin a Wierczy ń s k ich
p o jawiła s ię w p en s jo n acie Kalin o ws k ich , b lis k o d zies ięć lat wcześ n iej, n ajp ierw
rep rezen to wan a p rzez mło d e p o k o len ie, to zn aczy p rzez ich có rk ę i zięcia, ró wieś n ik a
i k o leg ę J ack a ze s zk o ły n a Żo lib o rzu , w k tó rej o b aj cies zy li s ię s ławą an cy mo n k ó w:
J acu ś , czo ło wy czaru ś i p lay b o y , a Paweł ro zrab iacz i b o is k o wy zab ijak a. Ob u s tale
g ro ziło releg o wan ie z p o rząd n ej s zk o ły p rzy p ark u n a Cy tad eli d o o s ławio n ej
„So rb o n y ” p o d ru g iej s tro n ie p lacu In walid ó w, zb io ro wis k a ws zy s tk ich wy walo n y ch
ze s zk ó ł całej Wars zawy . Że d o teg o n ie d o s zło , d waj mło d zień cy zawd zięczali s wo im
tatu s io m: p an p ro fes o r Kalin o ws k i ro b ił wrażen ie n a p an i p o lo n is tce,
wy ch o wawczy n i, k tó ra p rzez n ieg o g rzes zy ła, my ś ląc o n im n awet w ramio n ach
s weg o ju ż tro ch ę n u d n eg o męża, o co p o tem wy p y ty wał ją s p o wied n ik ze
s zczeg ó ło wą wn ik liwo ś cią s ek s u o lo g a, a o jciec Pawła b y ł zn an y m ad wo k atem,
o b ro ń cą w g ło ś n y ch p ro ces ach p o lity czn y ch , co z k o lei o d s tras zało d y rek to rk ę
s zk o ły , mo że d lateg o , że b y ła p arty jn a, a o d s tan u wo jen n eg o w s zereg ach p artii
zaczęło s ię s zerzy ć p o d s k ó rn e d rżen ie n iep o k o ju o n ad ch o d zącą p rzy s zło ś ć.
Paweł i jeg o mło d a żo n a, d e d o mo Wierczy ń s k a, u ciek li n a jed en week en d
z Wars zawy , zo s tawiając s wo ją k ilk u mies ięczn ą có reczk ę d ziad k o m. Trafili n a jed en
z ty ch d n i n a p o czątk u p aźd ziern ik a, k ied y s ło ń ce ś wieci z melan ch o lijn ą
d o b ro tliwo ś cią, w p o wietrzu u n o s zą s ię s reb rn e n itk i b ab ieg o lata, a d rzewa
n a p rzeciwleg ły m b rzeg u jezio ra p rezen tu ją całą g amę zielen i, żó łci, b rązó w i zło ta.
Przy jech ali p ó źn y m wieczo rem, s zy b k o zjed li k o lację i zamk n ęli s ię w s wo im
Strona 20
ap artamen cie, g d zie w o g ro mn y m h o len d ers k im ło żu , wy p atrzo n y m p rzez M arian n ę
n a targ u s taro ci w Ełk u , d ali u p u s t tłu mio n y m p rzez mies iące g ło ś n y m k an tato m,
p s almo m, ario m, d u eto m a n awet recitativ o m n a cześ ć Ero s a, ich Pan a.
Nazaju trz, jed ząc ś n iad an ie n a weran d zie, p atrzy li o n iemiali, lek k o
p o d p u ch n ięty mi p o n o cy o czy ma n a ten s p ek tak l cu d ó w, k tó ry wielk o d u s zn ie
zafu n d o wała im n a p o witan ie n atu ra. Wted y jed n o cześ n ie p o d jęli d ecy zję, że mu s zą
tu zamies zk ać, że mu s zą s o b ie tu co ś zn aleźć. Paweł, k tó ry p o s zed ł w ś lad y o jca i s tał
s ię wzięty m i b ard zo s k u teczn y m n o tariu s zem, s p ecjalizu jący m s ię w o b s łu d ze
wielk ich k o n cern ó w międ zy n aro d o wy ch , zd ąży ł ju ż o d ło ży ć tro ch ę o s zczęd n o ś ci,
jeg o żo n a Ewa, jed y n aczk a, o czk o w g ło wie zamo żn y ch ro d zicó w (p ro d u k o wali ty lk o
jed en p ro s ty wy ró b : k ap s le d o b u telek , ale zao p atry wali p o ło wę b ro waró w
w Eu ro p ie), też mo g ła b y ć p ewn a, że ich n a to s tać, p o zo s tawało ty lk o d o wied zieć s ię,
jak s zu k ać i jak zn aleźć. J eś li ch o d zi o d o rad ztwo w k wes tii zn alezien ia
o d p o wied n ieg o miejs ca d o o s ied len ia s ię, ch y b a n a cały ch M azu rach n ie b y ło
b ard ziej k o mp eten tn ej o s o b y o d M arian n y . On i jes zcze teg o n ie wied zieli, n ie miało
to jed n ak zn aczen ia – o n a wied ziała. M iała zres ztą n iemałe d o ś wiad czen ie, u d ało s ię
jej n amó wić ju ż k ilk a ro d zin z Wars zawy , k tó re co ś tu k u p iły , zaczęły remo n to wać
lu b b u d o wać, wras tać w tu tejs ze k limaty .
Przy s zła n a weran d ę, ab y s wo im zwy czajem o b ejś ć s to lik i i zap y tać, czy g o ś cio m
czeg o ś n ie b rak u je, i k ied y p o d es zła d o Ewy i Pawła, ju ż p o ich min ach zo rien to wała
s ię, że wp ad li.
– Po d o b a wam s ię tu ? – zap y tała. – Pewn ie mn ie zap y tacie, czy n ie ma tu czeg o ś
d o k u p ien ia?
Tro ch ę p o n ad p ó ł ro k u p ó źn iej, k ied y p o la ju ż s ię zazielen iły , b o k wiecień b y ł
wy jątk o wo ciep ły , p ewn ej s ło n eczn ej s o b o ty n a p o d wó rk o Kalin o ws k ich wjech ały
trzy lu k s u s o we s amo ch o d y z wars zaws k ą rejes tracją. Pierws zy m jech ali mło d zi:
Paweł i Ewa ze s tars zy m s y n em M ich ałem, w d ru g im teś cio wie Pawła, czy li ro d zice
Ewy , Kry s ty n a i Hen ry k , z ju ż ro czn ą wn u czk ą M an iu s ią, a w trzecim n ied awn o
o wd o wiały o jciec Pawła, s ły n n y mecen as L. Przy jęci zo s tali n a taras ie, g d zie s ło ń ce
zmu s iło ich d o zd jęcia s wetró w i mary n arek , p rzy g o to wan y m ad h o c, ale wy s tawn y m
d ru g im ś n iad an iem, wy s trzeliły k o rk i s zamp an a p rzy wiezio n eg o p rzez n ich
w p o d zięce za p o mo c w k u p n ie p ięk n eg o s ied lis k a w s ąs ied ztwie. Wy s tras zo n e
h u k iem p s y aż p o ch o wały s ię w b u d ach . Po ch wili jed n ak wró ciły : łak o ms two
p o k o n ało s trach , b o o d p o czątk u wied ziały , że mecen as L. ma mięk k ie s erce.
Rzeczy wiś cie p o d k armiał je p o d s to łem, k ied y ty lk o M arian n a o d wró ciła s ię