Vesaas Tariei - Ptaki

Szczegóły
Tytuł Vesaas Tariei - Ptaki
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Vesaas Tariei - Ptaki PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Vesaas Tariei - Ptaki PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Vesaas Tariei - Ptaki - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TARJEI VESAAS PTAKI CZĘŚĆ PIERWSZA l Mattis rozejrzał się, czy wieczorne niebo jest bezchmurne i czyste. Tak, było czyste. Wobec tego, chcąc dobrze usposobić siostrę, powiedział: - Jesteś jak błyskawica. Wymawiając te słowa wzdrygnął się lekko, choć miał pełne poczucie bezpieczeństwa, bo niebo było pogodne. - Myślałem o twojej robocie - dodał. Hege obojętnie skinęła głową i dalej robiła duży kaftan. Druty migały w jej palcach. Wykonywała właśnie stylizowany kwiat o ośmiu promienistych płatkach, który wkrótce miał ozdobić plecy jakiegoś mężczyzny. - Tak, wiem o tym - odpowiedziała po chwili. - Ale ja znam się na tym, Hege. Środkowym palcem lekko opukiwał kolano, jak zawsze gdy rozmyślał. Do góry i na dół, do góry i na dół. Hege od dawna przestała prosić, aby zerwał z tym irytującym nawykiem. Po chwili Mattis podjął rozmowę: - Jesteś jak błyskawica, nie tylko kiedy robisz na drutach, ale we wszystkim, do czego się bierzesz. - Tak, tak - odparła. Mattis zadowolony umilkł. Słowo ,,błyskawica" kusiło go niezmiernie. Wymawiając je bowiem miał dziwne uczucie jakby przeszywającego krótkiego spięcia w mózgu, i to go nęciło. Błyskawicy na niebie bał się śmiertelnie, toteż nigdy nie używał tego słowa w upalne dni lub kiedy ciężkie chmury zasnuwały niebo. Tego wieczoru mógł być spokojny. Wiosną dwa razy już szalała burza z silnymi grzmotami. W najgroźniejszych chwilach Mattis zwykle chował się w ustępie, bo ktoś mu kiedyś powiedział, że w tego rodzaju budynek nigdy jeszcze piorun nie uderzył. Mattis nie wiedział, czy tak dzieje się na całym świecie, w każdym razie tutaj u nich na szczęście zawsze tak bywało dotychczas. - Jak błyskawica - mruczał zwrócony w stronę siostry. Hege miała już dosyć jego pochwał, Mattis jednak nie dawał za wygraną: - Chciałem powiedzieć, że i w myśleniu także. Hege pospiesznie podniosła wzrok, jakby lękała się tego niebezpiecznego tematu. - Na dzisiaj już dosyć - powiedziała surowo. - O co ci chodzi? - zapytał. - O nic. Siedź cicho! Hege hamowała słowa cisnące się jej na usta. Dotychczas nigdy nie mogła się opanować, ilekroć jej pomylony brat używał słowa “myśleć", zawsze odczuwała to niby bolesne ukłucie. Mattis coś zauważył, prawdopodobnie jednak łączył to z budzącą w nim wyrzuty sumienia sprawą: nie pracował przecież jak wszyscy ludzie, toteż zaczął od nowa dobrze znaną w tym domu śpiewkę: - Jutro musisz znaleźć dla mnie jakąś pracę. Tak dłużej być nie może. - Tak - odpowiedziała z roztargnieniem. - Ja tak dłużej nie mogę. Nic nie zarabiani. - Rzeczywiście sporo czasu minęło, odkąd przyniosłeś parę groszy - te słowa rzucone dość ostrym tonem wyrwały się jej mimo woli. Natychmiast ich pożałowała, ale za późno, Mattis nic znosił żadnych uwag na ten temat, tylko on mógł go poruszać. - Nie odzywaj się do mnie w ten sposób - powiedział ze zmienionym wyrazem twarzy. Hege zaczerwieniła się i spuściła głowę. Mattis natomiast ciągnął dalej: - Mów do mnie jak do człowieka. - No dobrze, już dobrze. Hege siedziała z pochyloną głową. Co począć z tym pomyleńcem? Czasem nie mogła się opanować i raniła go bolesnym słowem. 2 Brat i siostra siedzieli na progu ubogiej chaty, w której mieszkali sami, tylko we dwoje. Wieczór był ciepły, czerwcowy, ściany ze starych drewnianych bali, nagrzane słońcem, wydzielały silny, rozleniwiający zapach. Zanim zaczęli mówić o błyskawicy i zarabianiu, długi czas minął, a oni nie zamienili ani słowa. Ot, po prostu siedzieli obok siebie. Mattis z nieruchomą twarzą patrzył na korony drzew. Siostra przywykła już do widoku brata siedzącego w ten sposób. Wiedziała, że inaczej być nie może, w przeciwnym razie chętnie by poprosiła, ażeby i ten zwyczaj zmienił. Mieszkali w całkowitym niemal odosobnieniu, jak okiem sięgnąć ani jednej zagrody, dopiero za świerkowym lasem przebiegał główny trakt obok dużego osiedla. Po tej stronie lśniło jezioro, przeciwległe jego brzegi majaczyły daleko, daleko. Woda sięgała podnóża pagórka, na którym był zbudowany ich dom, tam w dole Mattis i Hege mieli własny pomost i łódź. Tylko ogrodzony kawałek ziemi przy domu stanowił ich własność, poza tym nic więcej nie posiadali. “Ona wie, na co ja patrzę" - myślał Mattis. Co za pokusa, żeby głośno powiedzieć: “Tu jest jeszcze coś, co nazywa się «Mattis i Hege»." A ona nic o tym nie wie. Mattis nie poruszał tego tematu. Już za ogrodzeniem, ponad zielonym świerkowym lasem, sterczały nagie, zbielałe korony dwóch usychających osik. Rosły tuż obok siebie, ludzie między sobą nazywali je “Mattis-i-Hege". Mattis dowiedział się o tym przypadkiem. “Mattis-i-Hege" - oba imiona wymawiano jak jedno słowo. Wiele czasu upłynęło, zanim to doszło do uszu Mattisa. Dwie wyschnięte osiki stały obok siebie pośród zielonego, bujnego lasu świerkowego. Mattis burzył się przeciw temu, a mimo to musiał na nie ciągle patrzeć. Ilekroć siadali na przyzbie jak teraz, postanawiał, że Hege nie śmie się o tym dowiedzieć. Gniewałaby się strasznie, a drzewa i tak nadal będą nosiły ich imiona. Jednocześnie zaś fakt, że drzewa te rosły tu wciąż jeszcze, Mattis uważał za pewnego rodzaju cichy wyraz szacunku. Osiki były szpetne i bezużyteczne, a jednak właściciel nie ściął ich, nie rzucił w ogień płonący u niego w domu na kominie. Zbyt wielkim okrucieństwem byłoby uczynić to na oczach ludzi noszących te same imiona - równałoby się niemal morderstwu. Oto czemu tego nie zrobił. “Chciałbym kiedyś spotkać tego człowieka" - myślał Mattis. Lecz człowiek ten nie zjawiał się tu nigdy. A kim był ten, kto dla zabawy ochrzcił osiki ich imionami? Nie wiadomo. Można było tylko snuć domysły siedząc wieczorami na przyzbie. W każdym razie na pewno mężczyzna. Mattis nawet nie dopuszczał myśli, że mogła to uczynić kobieta, bo do kobiet był przyjaźnie usposobiony. Gniewało go, że ktoś porównał Hege do usychającej osiki, przecież to do niej zupełnie nie pasowało! Każdy mógł się o tym przekonać. Hege była mądra i bystra. “Co znaczy ta tajemna udręka?" “Wiesz dobrze" - odpowiada jakiś glos, a choć to stwierdzenie wydaje się bez sensu, kryje prawdę. ..Należałoby odwrócić się od nich, zamiast na nie patrzeć - a przecież to jest pierwsza rzecz, jaką robię co ranka, i ostatnia, zanim pójdę spać. Naprawdę wielka głupota." - Mattis? Ocknął się z głębokiej zadumy. - Na co patrzysz? - spytała Hege. Doskonale znał to zapytanie. Nie powinien tak siedzieć, oczywiście nie powinien, należy być takim jak wszyscy, a nie pomyleńcem, który robi z siebie widowisko, gdziekolwiek się pokaże lub kiedy tylko spróbuje zabrać się do pracy. Spojrzał na siostrę. Dziwny miał wzrok. Zawsze bezradny, nieśmiały jak wzrok ptaka. - Na nic nie patrzę - odpowiedział. - Czyżby? - Dziwna jesteś, jeśli rozejrzę się dokoła, uważasz, że na coś patrzę, że czemuś się przyglądam - a przecież wtedy musiałoby tutaj być inaczej. Coś musiałoby się tutaj dziać. Hege skinęła głową. Udało jej się odwrócić uwagę brata, mogła zabrać się ponownie do roboty. Nigdy nie siadywała na progu bezczynnie jak Mattis, ręce jej nawykły do pracy na drutach - zresztą tak być musiało. Mattis z szacunkiem patrzył na robotę siostry, bo tylko dzięki niej mieli co jeść. On sam nic nie zarabiał. Nikt go nie chciał. Ludzie nazywali go: “Pomylony”, i wybuchali śmiechem, kiedy ktoś zaczynał o nim mówić. On i praca nie pasowali do siebie. W wiosce, gdzie robota wrzała, opowiadano sobie dowcipy o tym, jak wygląda pomoc Mattisa - wszystko robił na opak. “Dziobem o kamień" - przebiegło mu nagle przez myśl i ogarnął go lęk. “Co to znaczy?" Słowa oraz wywołany przez nie obraz równie prędko zjawiły się i umknęły, w ich miejsce wyrosła przed nim naga ściana. Zerknął z ukosa na siostrę. Niczego nie zauważyła. Siedziała obok niego drobna, mała, ale nie dziewczęco młoda, skończyła już czterdzieści lat. Gdyby jej o wszystkim opowiedział? “Dziobem o...” - nic by nie zrozumiała. Hege siedziała tuż obok niego. Patrzył na jej gładko zaczesane kasztanowate włosy. Nagle wśród ciemnych splotów ujrzał siwe pasma. Długie, srebrne nici. “Czyżbym miał dzisiaj oczy jak jastrząb? - pomyślał ze zdziwieniem i radością. - Nigdy tego przedtem nie zauważyłem.” Bez namysłu zawołał: - Hege, coś podobnego! Podniosła wzrok znad roboty, ucieszona brzmieniem jego głosu, gotowa dzielić jego radość. - O co chodzi? - Zaczynasz siwieć? Pochyliła głowę: - O, tak. - Siwe włosy! Zauważyłem je dopiero dzisiaj. A ty czy wiedziałaś? Hege milczała. - Ale to chyba za wcześnie. Dopiero skończyłaś czterdziestkę, a już jesteś taka siwa. Nagle poczuł, że ktoś skądś rzucił mu spojrzenie. Nie pochodziło od Hege. Padło na niego skądinąd. Płonące spojrzenie. A może to jednak Hege? Przestraszył się i pojął, że źle postąpił, chociaż nie rozumiał dlaczego; po prostu miał bystre oko. - Hege! Spojrzała na Mattisa i spytała: - O co ci znowu chodzi? Sam już nie wiedział, co chciał powiedzieć. Spojrzenie też zniknęło. - Właściwie o nic. Możesz spokojnie dalej machać drutami. Tym razem i Hege się uśmiechnęła: - Słusznie powiedziałeś, Mattis. - Chyba nic złego się nie stało? - zapytał ostrożnie. - Nic złego nie zrobiłem mówiąc o twoich siwych włosach? - Nie, naturalnie. Przecież o tym wiedziałam. Błyszczące druty migały w jej rękach nieustannie. “Zupełnie jakby się same poruszały, tam i z powrotem, przez cały dzień” - pomyślał Mattis. - Tak, ty jesteś bystra, wszystko przenikniesz jak nóż - stwierdził chcąc zatrzeć wrażenie słów, których nie powinien był powiedzieć. Nadarzyła mu się równocześnie sposobność użycia jednego z tych wyrażeń, które wydawały mu się ogromnie ponętne, urzekające. Istniało dużo takich ostrych słów. Słów nie dla niego. Niemniej jednak używał ich ukradkiem, gdyż mile łechtały język, a w mózgu aż świdrowały. Ale wszystkie były trochę niebezpieczne. - Słyszałaś, co powiedziałem, Hege? - Tak - odparła z westchnieniem. Ani słowa więcej! Nie, nie, ona już taka była. Może za dużo jej schlebiał? - Mimo wszystko za wcześnie na siwe włosy - zamruczał cicho, licząc, że go nie usłyszy. - A jak to jest ze mną? Muszę zobaczyć, póki pamiętam. - Idziesz spać, Mattis? - Nie, ja tylko... - nie dokończył. Chciał powiedzieć ,,przejrzę się w lustrze”, lecz przerwał i wszedł do domu. 3 Piękno tego wieczoru Mattis zauważył dopiero wracając do izby. Szeroko rozlane wody jeziora były spokojne niby zwierciadło. Łąki na zachodnim brzegu zasnuła mgła, co najczęściej się zdarzało. Pachniało wczesnym latem. Na szosie niewidocznej z podwórza, gdyż zasłaniał ją las, samochody warczały niegroźnie a wesoło. Niebo pogodne - burza na pewno nie nadejdzie tej nocy. “Skroś błyskawicy” - pomyślał i wzdrygnął się. “Na wskroś, od razu na wskroś.” “Kto się na to odważy!” Stał tuż obok swego posłania, zamyślony. Mattis od dziecka sypiał na ławie w tej izbie, toteż śmiało mógł powiedzieć, że ją znał dobrze. Miał też mocne postanowienie sypiać tutaj do końca życia. Szczerby na ławie pochodziły z czasów, gdy Mattis w chłopięcym wieku dostał pierwszy nóż. Na niemalowanym drzewie widniały także szerokie, ciemne krechy, ślady pierwszego ołówka. Owe kreski i dziwne figury znajdowały się na wewnętrznej stronie ławy, toteż co wieczór przed zaśnięciem obserwował je z przyjemnością, bo nigdy się nie zmieniały. Nie zmieniały się, były zawsze jednakowe. Mógł na nie liczyć. Hege zajmowała sąsiedni alkierzyk. Mattis ocknął się z zamyślenia i poszedł do izdebki, gdzie znajdowało się lustro Jedyne w tym domu. Wszedł do alkierza siostry. Pachniało tu czystością, ale inaczej aniżeli w całym domu. O, tam stoi lustro, którego teraz potrzebował. - Hm! - mruknął na widok własnego odbicia. Od bardzo dawna nie przeglądał się w ten sposób. Od czasu do czasu przychodził tu, kiedy miał zamiar się ogolić. Wtedy jednak patrzył przede wszystkim na brzytwę, a mimo to nie udawało mu się dokładnie usunąć zarostu. Teraz przyglądał się Mattisowi. “Nie, nie" - szeptał wewnętrzny głos. Z tym cichym, bezgłośnym nawoływaniem nie potrzebował się liczyć. - Nie ma na co patrzeć - mruknął. - Sadła ani trochę, ciała niewiele, gęba nie ogolona. Wszystko to brzmiało przygnębiająco. - Ale jednak coś w niej jest - dorzucił spiesznie, przyglądając się sobie w dalszym ciągu. Lustro było nierówne, zmieniało obraz, jednakże oboje przywykli do tego od lat. Mattis niewiele czasu spędził w małej, pachnącej czystością kobiecej izdebce, a już myśli jego schodziły na manowce. “Przeglądam się w lustrze jak dziewczyna - pomyślał z przyjemnością. - I na pewno niejedna dziewczyna przeglądała się w tym krzywym lusterku, zanim się ubrała.” W związku z tym w głowie zaczęły mu się roić przeróżne piękne, a kuszące obrazy. “Niechże chociaż o nich pomyślę! - Powstrzymał się jednak natychmiast. - Nie, nie można myśleć o dziewczętach w powszedni dzień. Nie wolno. Tego nikt nie robi!” Ogarnęły go wątpliwości: “ A jednak ja to robię od czasu do czasu” - stwierdził. Nikt jednak nie powinien o tym wiedzieć. Przyglądał się własnej twarzy. Spojrzał sobie prosto w oczy i w tejże chwili błysnął w nich wyraz przekory. “Wolno mi, skoro nikomu o tym nie opowiadam. Taki się już urodziłem.” Znowu napotkał spojrzenie własnych oczu - teraz nieco oddalonych, szeroko otwartych i jakby wyczekujących. Co to znaczy? “Nie, nie wolno" - odzywa się głos dziwny, nie wiadomo skąd pochodzący. Czasem odzywa się także, gdy chodzi o sprawy błahe, nie tak ważne jak te, o których teraz myślał. - Przecież patrząc nie robię nic złego - powiedział głośno. Udało mu się przezwyciężyć ten niewiadomy głos, narzucający mu się przemocą. Twarz w lustrze była zamyślona, szczupła, blada. Para oczu przyciągała go ku sobie i trzymała na uwięzi. Miał ochotę zapytać tego człowieka, którego widział naprzeciw siebie: “Skąd u licha się wziąłeś? Po co przyszedłeś?” Nie chciał usłyszeć odpowiedzi. Ale odpowiedź tkwiła w tych oczach - w oczach nie należących do Mattisa, lecz do kogoś, kto przybył z daleka, kto wzrokiem zgłębił ciemności nocy i światłość dnia. Zbliżały się. Płonęły. Nagle wszystko rozwiało się, zniknęło. W tej samej chwili błysnęła mu myśl: “Mattis wariat. Pomylony. Jakże by się śmieli, gdyby zobaczyli, że przeglądam się w lustrze.” Nareszcie przypomniał sobie, po co przyszedł do alkierzyka. Miał szukać siwych włosów. Z przodu nie ma. Pochylił głowę, spod opadających kosmyków usiłował dostrzec siwe włosy. Ani jednego. Potem próbował szukać ich aż za uszami. Nigdzie ani jednego siwego włosa. A przecież był zaledwie o trzy lata. młodszy od siostry, Hege liczyła ich sobie czterdzieści. “Nie, jeszcze długo nie będę miał siwych włosów. Ale za trzy lata będę w wieku Hege. Ani jednego siwego włosa. Hege musi się o tym koniecznie dowiedzieć, ucieszy się” - stwierdził zapominając, że siostra wcale nie okazała zadowolenia, kiedy poruszył ten temat. Wyszedł z chaty wielkimi krokami. Hege bez wątpienia siedzi nadal na przyzbie z robotą. Rzeczywiście siedziała dalej na tym samym miejscu. Kaftana przybywało, jakby sam się rozrastał pod dotknięciem jej zwinnych palców. Ręce Hege poruszały się w bezszelestnym tańcu, a tymczasem robota zdawała się wykańczać sama, bez jej pomocy. - No i co? - zapytała widząc, jak spiesznie wybiegł z izby. Mattis wskazał na swoją głowę mówiąc: - Nie mam ani jednego siwego włosa, Hege. Obejrzałem się w lustrze. Hege nie zamierzała wdawać się w rozmowę. - To dobrze - odpowiedziała zwięźle. - Prawda, że to bardzo dobrze? - zapytał. - Oczywiście, dobrze - odpowiedziała spokojnie. - Sama zobacz, na pewno masz ochotę sama sprawdzić... - Och, daj mi spokój! - wybuchnęła. Zamilkł natychmiast. Hege jednym słowem umiała poskromić jego zapał. - O co chodzi? - spytał przestraszony. - Mattis, ty... Patrzył na nią pełen napięcia. - Powiedz nareszcie. - Nie uważam, aby twoja dzisiejsza gadanina, której nie możesz skończyć, była przyjemna. - A czy my w ogóle mamy jakieś przyjemności? - spytał. Zdaniem Mattisa słowa siostry brzmiały bardzo dziwnie. Hege spojrzała bezradnie na brata, jakby z rosnącym lękiem. Jeżeli szybko temu nie zapobiegnie, Mattis może popaść w nastrój, z. którym nie będzie mogła sobie poradzić. - Mamy znacznie więcej przyjemności, aniżeli zdajesz sobie z tego sprawę! - powiedziała z naciskiem. - Po prostu o tym nie myślisz. Każdy dzień przynosi nam coś dobrego! Żachnął się, lecz zapytał: - Kiedy? - Kiedy? - powtórzyła ostrym tonem. Po czym spiesznie, jakby chciała czemuś przeciwdziałać, dodała: - Pomyśl, Mattis. Tym razem nie odczuła zwykłego bolesnego ukłucia. Patrzyła na niego władczo, choć była niższa od brata. - Myślę ze wszystkich sił. - W takim razie przypominasz sobie dużo dobrego! Mattis zamyślony nie odpowiadał. Hege nie ustępowała. Musiała nalegać tak usilnie, by nie zdołał jej się wymknąć. - Mamy więcej przyjemności niż inni! - Czy to rzeczywiście prawda? - wyszeptał bezsilnie, tak cicho, że ledwo było go słychać. - Tak! I nigdy nie wolno ci o tym zapominać. Rozmowa się urwała. Mattis wyprężył się z lekka, lecz nie śmiał oponować. Hege była mądra i doskonale wiedziała, co jest dobre. Lepiej nie przeczyć, nie robić z siebie głupca. Patrzyła na niego surowo. - Nie wiedziałem o tym - stwierdził po prostu. Nagle wszystko mu się rozjaśniło i radośnie oświadczył: - Jak to dobrze, że mi o tym powiedziałaś. - Co? - No, skoro o tym nie wiedziałem. - Uśmiechał się wesoło. - Teraz pójdziesz spać? - zapytał. Zamiast odpowiedzieć Hege z lekkim znużeniem skinęła głową i weszła do chaty. 4 Tegoż wieczora Hege położyła się wcześniej niż zwykle. A w każdym razie wcześniej poszła do swojej izdebki. Mattis zamierzał zapytać ją o przyczynę, lecz zanim zdążył otworzyć usta, Hege powstrzymała go mówiąc niecierpliwie: - Dobrze, dobrze, zaczekaj do jutra, Mattis. Na dzisiaj już dosyć rozmów, mój kochany. Po tych słowach stracił chęć do dociekań i pytań. Hege była w złym humorze, lepiej niech idzie spać. Nie mógł pojąć, co złego zrobił. Może jej chodziło o siwe włosy? Cóż w tym strasznego, że osiwiała, a on nie? Przecież to nie była jego wina. Jednakże Hege go żywiła i ona nim kierowała. Poza tym była mądra, a dla tej jej zalety Mattis miał jak największy szacunek. Hege odeszła bez słowa. Mattis rozmyślał w samotności. “Jutro trzeba będzie pójść do gospodarzy, może da mi kto pracę - rozważał, ale myśl ta z góry przejmowała go lękiem. - To ta sprawa dręczy Hege! Ona mnie żywi jak rok długi. Szczerze mówiąc i nie ujmując ani roku, trzeba przyznać, że żywi mnie przez całe moje życie.” “Żywi mnie. Żywi mnie.” W tym powiedzeniu kryło się nie mniej goryczy niż w korze osiki, którą kiedyś próbował żuć. A Mattis przeżuwał te słowa rok po roku. Jeżeli pozostawał sam - jak właśnie teraz - te bezlitośnie gorzkie słowa ciągle powracały na usta. W żadnym ze znanych mu słów nie kryło się tyle goryczy. “Jutro pójdę do pracy. Oczywiście jeśli nic mi nie przeszkodzi" - dodał w myśli na wszelki wypadek. Nawiedziło go mgliste wspomnienie licznych prób, kiedy to usiłował otrzymać jakąś pracę, bądź u gospodarza, bądź w polu czy w lesie. Zawsze coś mu przeszkodziło w przepracowaniu całego dnia. Dlatego też nigdzie nie wzywano go powtórnie do pracy. Ludzie mądrzy, właściciele ziemi, którzy mogą dać robotę, przechodzili obok niego, jakby go nie widzieli. I zawsze kończyło się na tym, że wracał do siostry z pustymi rękami. Przywykła już do tego, więc nigdy nie powiedziała mu złego słowa. Po prostu wlokła Mattisa przez życie, niby kulę u nogi. Gdyby można odgadnąć, co ona myślała? Jutro należy się przemóc. Należy iść prosto do gospodarzy i prosić o robotę. - Raz kiedyś musi mi się udać - powiedział przybierając Wojowniczą minę, choć nikt tego nie widział. - Muszę dostać pracę, bo Hege osiwiała. Usłyszał wewnętrzny głos: “Hege osiwiała przeze mnie!" Prawda ujawniła mu się w całej pełni. Zawstydził się ogromnie z własnego postępowania. 5 Z wolna zapadał wieczór. Wolniej niż zwykle, tak przynajmniej zdawało się Mattisowi. Nie miał jednak ochoty na spoczynek, wolał wyjść z domu. Jeżeli człowieka coś dręczy, najgorszą rzeczą jest położyć się i nie móc zasnąć. ,,A może Hege też jeszcze nie śpi? Może poszła wcześniej do swej izdebki, żeby mnie nie widzieć?" - Bardzo nieprzyjemna myśl - powiedział głośno, na tyle głośno, żeby Hege za ścianą mogła usłyszeć jego słowa. Czuł się samotny. Nagle wzdrygnął się pod wpływem niespodziewanej myśli: “Nie wolno ci odejść ode mnie! - spojrzał w kierunku alkierza. - Cokolwiek zdarzy się tobie czy mnie, nie wolno cl odejść!” Ta myśl, choć nienowa, ilekroć powracała, robiła wrażenie nowej i zawsze była równie przerażająca. Za każdym razem odpędzał ją jako zwykłe urojenie, bo Hege nigdy ani słowem nie wspominała, że go porzuci. A więc czemu się dręczyć? Ale obraz siostry odchodzącej coraz dalej i dalej nie znikał. Wszystko, co posiadała, niosła w węzełku pod pachą. “Odchodzisz?” “Tak, Mattis.” “Hege, to okrucieństwo!” “Tak, Mattis.” Ona odchodzi! Już nie słyszy jego słów, jej postać maleje, maleje, zamienia się w czarną kropkę i taka pozostaje. Podczas tej sceny rozgrywającej się w milczeniu Hege nigdy nie znika całkowicie. I wtedy właśnie zaszło owo wielkie wydarzenie. Rozmyślając o odejściu siostry, Mattis usiadł na zwykłym miejscu w progu, wzrokiem objął jezioro oraz wzgórza ciągnące się od zachodniej strony. Woda była czarna, a wzniesienia nabrały barwy głębokiego, ciemnego granatu. Łagodny letni zmierzch spowijał ziemię i niebo. Mattis był wrażliwy na piękno otoczenia. Ich chata stała w małej bagnistej dolince, łagodnie opadającej ku wybrzeżu. Las był mieszany, pośród drzew iglastych rosły brzozy i osiki. Strumyk płynął środkiem doliny. Czasem zdawało się Mattisowi, że jest to najpiękniejsze ze wszystkich miejsc, jakie widział - choć właściwie niewiele widział. W owej chwili odnosił zapewne to samo wrażenie. Siedział zapatrzony w dal, ulegając urokowi półmroku letniej nocy - a może raczej nie tyle półmroku, ile jakiejś nieokreślonej, bezmiernej łagodności. Wtem zaszła rzecz nieoczekiwana. “Cisza, nie ma wiatru" - myślał Mattis patrząc na czubki osik rysujące się wyraźnie na tle nocnego nieba. Nagle pośród koron drzew usłyszał jakiś szelest, szelest tak wyraźny, że wyobraził sobie, iż zaraz coś się zjawi. To nie wiatr szeleścił, to było jak tchnienie - wszystko dokoła ogarnęła głęboka cisza, ani jeden liść osiki nie zadrżał. Mattis usłyszał cichy odgłos. Przedziwny dźwięk! A jednocześnie wprost nad głową ujrzał szybko i bezszelestnie poruszające się skrzydła. Zabrzmiał wabiący zew, wyrażony w ptasiej, nieporadnej mowie. Śmignęło coś nad domem, prosto nad Mattisem, jakby przeszyło go na wskroś. Zawładnęło nim niepojęte podniecenie, wzruszenie i niepokój: “Czy stało się coś nienaturalnego?" “Nie. Nie o to chodzi, ale...” To była słonka. O tej porze roku nie mogła przelatywać tutaj przypadkiem - a zatem nad ich chatą prowadził szlak, którym ciągną słonki! “Odkąd tak jest?” Wiosną nie ciągnęły tędy. Za pamięci Mattisa nie ciągnęły tędy nigdy. Nieraz siedział przed domem o równie późnej godzinie, więc musiałby je słyszeć i widzieć, gdyby tędy przelatywały. Dzisiaj jednak ciągnęły wprost nad nimi, nad Hege i nad nim. I to samo będzie się powtarzało nadal każdego ranka i każdego wieczoru! Mattis spojrzał na chatę: nie była już ta sama, musiał patrzeć na nią innym okiem. Stada słonek przeciągały nad odległymi dolinami, hen, daleko! O tym dobrze wiedział! Ale dzisiejszego wieczoru ciągnęły wprost nad ich domostwem. Byleby mu się tylko nie przywidziało! Wiedział, że nieraz ulega złudzeniom. Czy ktokolwiek słyszał, żeby ciąg słonek zmieniał kierunek? W każdym razie on o tym nie słyszał. I dlaczego przyleciały tutaj ? Mattis czekał z zapartym tchem. Jeżeli to jest prawdziwy ciąg słonek, ptak powróci za chwilę tym samym szlakiem, tak zwykle bywa. Mattis wiedział o tym, bo dawniej widywał ciągi innych ptaków, dobrze sobie znanych. Wczesnym rankiem ptaki przelatują tą samą drogą - opowiadał mu o tym pewien myśliwy. A zresztą w okresie posuchy sam widywał na ziemi ślady dziobów i maleńkich łapek słonki. Czekał w napięciu, czas mu się dłużył, wątpliwości narastały. O, już leci! Szybko trzepocząc skrzydłami, ledwo dostrzegalny ptak przecina powietrze wprost nad domem, lecz w odwrotnym kierunku. Zniknął pośród łagodnej pomroki, między koronami uśpionych drzew. - Ciąg słonek się skończył! - powiedział głośno Mattis. Sam nie wiedział po co i do kogo to powiedział. Ale nic innego nie mógł zrobić i dlatego wymówił te słowa, choć nikt ich nie słyszał. Miał wrażenie, że po długotrwałym i ciężkim okresie nadeszła jakaś zmiana. Pierwszą jego myślą było opowiedzieć o tym siostrze, i to niezwłocznie. Obojętne, czy Hege śpi, czy nie śpi, musi dowiedzieć się o tym natychmiast. Mattis już zamierzał biec do niej, lecz zatrzymał się. Jeżeli to jest prawda, ptak wkrótce powróci jeszcze raz; Mattis miał do siebie tak mało zaufania, że postanowił zaczekać na trzeci przelot. Należało usiąść i czekać. “Hege będzie musiała uwierzyć, jeżeli zobaczę ptaka aż trzy razy. Wszyscy będą musieli uwierzyć!” Jest, wraca! Tak samo jak poprzednio w półmroku mignął cień szybki niby strzała i zabrzmiał wabiący zew; może ktoś go słyszał, może nie. Słonka przeleciała nad chatą i zniknęła w przestworzach! Pozostała tylko cisza letniego wieczoru. Ptak jednak powrócił. “Teraz coś wiem” - stwierdził stanowczo Mattis bez żadnego wahania. Coś się w nim przeobraziło. A Hege spała! Teraz Hege także musi się zmienić. 6 Mattis miał wątpliwości, kto jest ważniejszy: on sam czy Hege, która z błyskawiczną szybkością robiła na drutach wzorzyste kaftany i była bardzo zaradna, a teraz spała. W obecnej chwili był zdecydowanie skłonny sobie przyznać pierwszeństwo. Wszedł do izby w sposób raczej hałaśliwy. Głupio zrobił. Hege już dawno się położyła, na pewno zasnęła - Mattis obudził ją nie w porę. W głosie jej brzmiało niezadowolenie. - Co to znowu znaczy? - powiedziała gwałtownie, zanim zdążył choć jednym słowem ulżyć przepełnionemu sercu. Znał dobrze ten ton. Wszedł z hałasem, zaledwie usnęła. Wiedział także, co Hege zrobi za chwilę: już pochrząkuje, jakby się chciała usprawiedliwić i złagodzić boleśnie raniący ton swego odez- wania. - O co chodzi, Mattis? - spytała cichym, znużonym, a zarazem skruszonym i przyjacielskim głosem, Mattis przyszedł z niesłychanie ważną sprawą. Nie bardzo wiedział, jak właściwie to powiedzieć. Najlepiej zupełnie po prostu. - Słonki ciągnęły tu wieczorem! - oświadczył zwięźle. Czuł się dziwnie obco, stojąc obok łóżka siostry. Po sposobie, w jaki się odezwał, Hege zmiarkowała, że język mu się plącze ze zdumienia i podziwu. Z doświadczenia aż nazbyt dobrze wiedziała, z jak przedziwnymi sprawami Mattis do niej przybiegał. Ze sprawami, które najczęściej wyjaśniały się natychmiast i od razu traciły całą niezwykłość. Dlatego też z niezmąconym spokojem powiedziała: - Ciąg słonek? Idź spać, Mattis. Mattis zupełnie jej nie pojmował. - Idź i połóż się, Mattis - powtórzyła łagodnie, widząc jego wzburzenie. Zawiedziony Mattis krzyknął: - Czy nie słyszałaś, co powiedziałem? Ciąg słonek zmienił kierunek, przeleciał prosto nad naszym domem! Ciągną w tej chwili. Teraz, podczas kiedy ty leżysz w łóżku! Hege ani się nie poruszyła, ani nie zmieniła wyrazu twarzy. - Słyszałam, oczywiście. Ale cóż z tego? Niech sobie leci, którędy chce, ten ciąg słonek. Mattis zupełnie jej nie rozumiał. Mówiła do niego jakby w obcym języku. - Nie rozumiesz, jakie to ważne? Czy słyszałaś kiedy, żeby ciąg słonek zmieniał szlak i przelatywał komuś nad samą głową? Hege lekko wzruszyła ramionami. - Co ja o tym mogę wiedzieć. - Na pewno nigdy o tym nie słyszałaś. A teraz ubieraj się i chodź. - Na dwór? W nocy? - Naturalnie. Ty także musisz je zobaczyć. - O, nie! - odpowiedziała. - Musisz! Teraz ciągną nad nami. Uważasz, że to nie jest nadzwyczajne? Hege położyła się z powrotem na plecach, miała tego dosyć. Ze zmęczenia szeroko ziewnęła. - Na pewno zrobiło ci to przyjemność - powiedziała - ale ja mogę obejrzeć je innym razem. Jeżeli ciąg słonek tędy przelatuje, to będzie dalej przelatywał, prawda? Mattis ze zdumienia szeroko otworzył usta. - Jak przeleciały, to będą przelatywały - powtórzył.- Ty podobno jesteś mądra? - Te słowa wyrwały mu się z wielkiego zmieszania. - Co to znaczy? - spytała. Nie spuszczając z niej wzroku stwierdził dobitnie: - Ty w ogóle nic nie rozumiesz. Hege ujęła Mattisa za ramię. W tym ruchu wyczuł przyjazną życzliwość. Natomiast nie widział, jak ogromnie biedna i znużona czuła się Hege w tej chwili. Leżała w wyblakłej od prania koszuli, nie patrzyła na brata, głowę odwróciła ku ścianie. - Możemy porozmawiać o tym jutro, Mattis. Połóż się teraz, słyszysz? Zmarnować taką sposobność! Mattis uważał to za szaleństwo. - Mówię ci, że one ciągną teraz. I ty nie chcesz ich zobaczyć? Zupełnie nie rozumiem, jaka ty jesteś, dla ciebie nic nie jest dosyć nadzwyczajne! Tego już było Hege za wiele. Uderzyła pięścią w kant łóżka i krzyknęła: - Ty w ogóle nic nie wiesz! I ty ośmielasz się to mówić, ty... ty, który... Urwała nagle. - Który co...? - spytał wystraszony. Odwrócona do niego plecami zawołała: - Daj mi spokój! Nie zniosę tego dłużej, jeżeli nie... nie... możesz już odejść! Już późna noc, Mattis, trzeba odpocząć! Gwałtownym ruchem przysunęła się do ściany. Widział, że plecy jej drżą. Odczuł to boleśnie, poczuł się winien, niezależnie od tego, czy był winien, czy nie. Sam nie wiedział, co myśleć. Czy zrobił jej coś złego? Chciał ją tylko ucieszyć widokiem ciągu słonek. Nie przyszedłby tutaj, gdyby nie przekonanie, że to wydarzenie będzie miało dla niej takie samo znaczenie jak dla niego. Ptak przelatywał teraz, w tej chwili, a ją to nic nie obchodziło, kazała mu odejść, a sama leżała i płakała z niepojętą bezradnością. - Ależ, Hege, ja nie chciałem ci dokuczyć, ja chciałem tylko... Hege uniosła się gniewem. - Słyszałeś, co powiedziałam? - krzyknęła z taką wściekłością, że Mattis jednym susem przebył niewielką odległość, dzielącą go od progu. Drzwi zamknął ostrożnie, jakby Hege spała i bał się ją zbudzić. “Jeden człowiek jest taki, a drugi inny - pomyślał zalękniony Mattis stojąc przed domem. - A w każdym razie Hege różni się ode mnie.” “Ona pewno mi nie wierzy. A przecież ja widziałem i słyszałem ptaki. Mogę przysiąc, że je widziałem, ale na dzisiaj już koniec, nie będą więcej ciągnęły.” “Zaśpiewamy teraz pieśń” - szepnął wewnętrzny głos. Mattis nie lubował się w śpiewie, ale na zakończenie tego wieczoru pieśń byłaby odpowiednia. “Bywałem nieraz na różnych spotkaniach i wiem, jak to jest.” Koniec na dzisiaj, bo ptak spotkał swoją ukochaną. Mattis spojrzał na niebo: w miejscu, gdzie przelatywał ptak, pozostała świetlista smuga. Dokładnie nad dachem ich chaty. Mówiąc szczerą prawdę, niezupełnie był tego pewien, chociaż tam w górze coś zaszło, coś się zmieniło. Jutro wszystko się powtórzy i będzie tak pięknie jak dzisiejszego wieczoru. “Jutro Hege musi zobaczyć ptaki, choćbym miał uwiązać ją na dworze” Zanim usnął, skulony na ławie jak małe dziecko, pomyślał : ,,Od dzisiaj wszystko się zmieni... Czy dla mnie?” Ta myśl go rozpłomieniła. 7 Mattis usypiając nie rozstał się z ciągiem słonek, a wskutek tego - choć trudno powiedzieć jakim sposobem - powstał cudowny sen. Zanim ujrzał obrazy, usłyszał zapowiedź: - Przybywamy, przybywamy, czy jesteś tam? - Jestem, naturalnie - odpowiedział. - Długo to trwało, Mattis - mówiły przyjazne głosy - ale już się skończyło. Zjawiły się. Lśniące smugi powstały wysoko nad dachem i nisko nad chatą, i po obu stronach, a jednocześnie rozległ się dźwięk ledwo uchwytny, ale właśnie taki, jaki być powinien. Chata odmieniła się od razu, całkowicie. Ale to nie dom był najważniejszy, lecz on sam - jasne smugi przeniknęły go na wskroś i przeobraziły całkowicie. Zgiął rękę, aby wypróbować swoje nowe muskuły, które naprężyły się tak silnie, aż koszula pękła wzdłuż całego ramienia. Spojrzał na skórę gładko napiętą na mięśniach i wybuchnął śmiechem. - Dobrze jest, nareszcie mogę kogoś uścisnąć - powiedział. A potem rozglądając się wkoło zawołał: - Gdzie jesteście? Dźwięczny śmiech zabrzmiał w gaju. - Jesteśmy tam, gdzie być powinnyśmy. Dom był rzeczywiście jak nowy, Mattis podszedł bliżej, aby przejrzeć się w szybach. Nigdy w życiu nie widział chłopaka o równie męskim wyglądzie jak ten, który spoglądał na niego z mrocznej szyby. Mógł się przejrzeć jednocześnie ze wszystkich stron, z każdej strony jednakowo dokładnie. Z dumą zawołał: - Czy mnie widzicie? - Tak, na pewno, patrzymy tylko na ciebie - odpowiedział głos z gaju. - Zaczekajcie trochę - rzekł Mattis. A na to głosy chórem: - Czekać, teraz? - Czego chcesz, Mattis? - Przygotuj się, Mattis! - Tak, na pewno - odpowiedział ich własnymi słowami. Potrząsnął głową - w mgnieniu oka zaczęły się w niej tłoczyć słowa najwłaściwsze, takie, jakie mówi się dziewczętom, i nie tylko dziewczętom. To już nie były dawne nieudolne cienie słów. Z radością zaczął igrać nowymi słowami, wymawiał różne kolejno, a wszystkie były zuchwałe. - Hej, wy, tam w gaju, czy jesteście gotowe? - zawołał. - Jesteśmy gotowe, powiedz, która ma przyjść? - Przyjdź ty, ty o której myślę! - odkrzyknął napinając mięśnie ramienia. Silne ramię! Niemal natychmiast usłyszał odpowiedź: - I ja tego pragnę. Pozostałe głosy zamilkły. Stanęła na skraju lasu, już nie utajona. Tysiące razy wyobrażał ją sobie, a teraz była inna. Mimo to poznał ją i wcale się nie bał. Podeszła bliziutko - jak ślicznie pachnie! Ale nie wolno jej dotknąć. - Zrób coś - poprosił. - Dobrze - odparła - patrz tutaj. Poruszyła ręką, dokoła zabrzmiał śpiew ptaków. - Ciąg słonek cię zrodził - odezwał się Mattis - i wszystkie moje myśli należą do ciebie od dawna. Jeżeli chcesz mi coś powiedzieć, to mów zaraz. - Powiedzieć? - spytała. - Tak. - Nie, teraz nie chcę już nic powiedzieć. Patrzył jej prosto w oczy. Jednocześnie ukradkiem zgiął lewe ramię - koszula pękła z lekkim trzaskiem. Potężne, gładkie, zaokrąglone muskuły ręki błysnęły w słońcu tuż przed jej oczami. - Nie ma się czego martwić, mam dosyć koszul - zapewnił z całym spokojem. - I ten drugi w ten sposób podarłeś? - spytała z podziwem. - Tak - odpowiedział od niechcenia - prawy rękaw podarłem w strzępy już dawno. Nie odezwała się więcej, wstrząśnięta jego widokiem, nie mogła wypowiedzieć ani słowa. Tego pragnął. Miał teraz wszystko, czego pragnął. A prócz tego mógł wszystko wyrazić we właściwy sposób. - Teraz we wszystkim możesz kierować się tylko własną wolą - rzekł do niej. - Jesteś moim skarbem. - Natychmiast podeszła jeszcze bliżej. - Coraz lepiej pojmuję, czemu długo i wiernie czekałem - dodał. Milczała, posiadała bowiem tajemnicę, którą chciała zwierzyć. Zbliżała się coraz bardziej. Kiedy poruszyła ręką, rozległ się śpiew ptaków, teraz, gdy cała była w ruchu, rzucała czary. Widząc ją całą w ruchu, Mattis zatracał poczucie tego, co się działo. Czegoś, co nie miało nazwy. Podchodziła coraz bliżej. Tuż przy nim była ona, zrodzona z ciągu ptaków, ta, która do niego należała. 8 Hege jak zawsze wstała pierwsza. Mattis już nie spał, ale leżał nadal przeżywając od nowa swój sen. Słyszał, że Hege sprząta w swej izdebce, po chwili wyszła. Mattis prędko odwrócił się do ściany, udając, że śpi. Tak było bezpieczniej ze względu na sposób, w jaki rozstali się poprzedniego wieczora. Hege idąc do kuchni zatrzymała się na chwilę przy posłaniu brata. Sekunda napięcia. Odeszła - spieszyła się. Wkrótce Mattis usłyszał znajome poranne pobrzękiwanie filiżankami i łyżeczkami. ,,Wszystko się zmieni" - myślał roztargniony Mattis. Sięgnął po odzież i ubrał się. Czuł się przeobrażony, jakby unoszony przez dwoje silnych ramion - z jednej strony porywał go ciąg słonek, z drugiej senne rojenia. Nastawiał ucha: może dzisiaj też usłyszy coś niezwykłego. Może niespodziewane słowo lub radosne zdarzenie czeka w ukryciu - teraz po wielkiej zmianie. Jeszcze nie. Ale należy czuwać, bo dzisiejszy dzień nie może być podobny do niezliczonego szeregu zwykłych dni. - “Temu Pan Bóg daje” - powiedział do Hege, otwierając drzwi kuchni. Mattis przypomniał sobie część starego przysłowia i użył go jako powitania. Czuł się niepewnie. Niepokoiło go wspomnienie siostry z ostatniej chwili przed rozstaniem poprzedniej nocy. Nie mógł się opędzić myśli, że Hege odwrócona do ściany płakała z jego winy. A bezpośrednio po tym nawiedził go ów sen! W każdym razie Hege przespała się i odzyskała równowagę. Drobna, krępa, zręcznym ruchem krajała chleb. Mattis miał wrażenie, że specjalnie usiłowała przybrać beztroski i spokojny wyraz twarzy, by zatrzeć wczorajsze zajście. Na dziwne przywitanie brata odpowiedziała pytaniem: - Co się stało, że jesteś dzisiaj w takim dobrym humorze? Roześmiał się tajemniczo i odparł: - A dlaczego? - Nie? Nie jesteś w dobrym humorze? - Ale nie wiesz, dlaczego tak jest. Ani słowem nie wspomniała o wczorajszym wieczorze! Odezwała się ostrożnie, jakby nie chciała powiedzieć za wiele: - Chyba wiem, pewno dlatego że pójdziesz szukać pracy, jak umówiliśmy się wczoraj. I sprawdzi się przysłowie: “Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje” - wrócisz z zarobkiem. Ojej, zapomniał, że obiecał pójść do pracy! Natomiast Hege, jak się okazuje, nie zapomniała. Cień zaćmił jego radość. - Nie zgadłaś - odpowiedział. - Jak to, nie pójdziesz... - Ciąg słonek jest teraz nad nami - przerwał siostrze. W ten sposób zamierzał wyjaśnić nową sytuację. W obliczu tak radosnego wydarzenia chyba można oszczędzić sobie przykrej wędrówki do wsi i proszenia o robotę. Hege jednak nie pozwoliła się zbić z tropu. - No to co? Czy coś się zmieniło dlatego, że ciąg słonek przeleciał nad domem? - Sam nie wiem. A ty, czy jesteś pewna, że nic się nie zmieniło? Mówił teraz odważniej, lecz także bez lepszego skutku. - Siadaj i jedz teraz - upomniała Hege. Zabrał się do jedzenia. Ciągle jednak żył swoim snem. Trochę później trzeba jej będzie otworzyć oczy na niesłychanie ważne wydarzenie, którego ona nie chciała uznać. Nie mógł dłużej wytrzymać, głośno chrząknął, stuknął czubkiem buta o podłogę i mruknął: - Hm! - No i co? - Nic. To nie jest dla ciebie! - Och, chyba wręcz przeciwnie. Masz minę, jakbyś koniecznie chciał mi coś powiedzieć. Mattis w milczeniu jadł chleb małymi kęsami, ale trudno mu było opanować się. - Przedziwne, co też człowiekowi może się przyśnić, byle tylko chciał - oświadczył. Hege niechętnie dała się wciągnąć w rozmowę. - Aha, coś ci się śniło - powiedziała, jakby to w ogóle nie miało znaczenia. - Hm! - mruknął znowu Mattis. - Lepiej powiedz, co masz do powiedzenia, bo cię rozniesie! Wobec jej postawy sen nabierał wagi i realności. A nawet stawał się rzeczywistością. - Mam powiedzieć, co mi się śniło? Potwierdziła skinieniem głowy. - Tego nie mogę zrobić - odpowiedział z powagą, obrzucając ją dumnym spojrzeniem. - W takim razie na pewno nic ważnego, wyobrażam sobie - odparła z lekkim niezadowoleniem, nalewając mu kawy, lury, jaką zwykle pijali. W chwili kiedy zamierzała odejść, Mattis znów się odezwał: - Porządni ludzie nie mówią o takich rzeczach, jakie mi się śniły. Wiesz już teraz! - Ach, tak! - Na nic ci się nie zda wypytywać i badać mnie. Teraz już wiesz! Hege, w dalszym ciągu niewzruszona, pragnąc przywołać go do rozsądku, rzekła: - Pociesz się, że sny tłumaczy się na opak. Każdy sen jest przeciwieństwem rzeczywistości. - Co?! - zawołał. Wzdrygnął się słysząc jej słowa. Miał wrażenie, że chciała zadać mu ból. A właściwie sama nie wiedziała, co mówi, tak, nie wiedziała. - To, co powiedziałaś, jest wstrętniejsze, niż przypuszczasz - oświadczył wzburzony Mattis. Odechciało mu się jeść, zerwał się od stołu tak gwałtownie, że uniósł blat. Filiżanka spadła, kawa się wylała. - Patrz, jak nabrudziłeś, Mattis! - A czyja to wina? Niech wie, co zrobiła, jaką krzywdę mu wyrządziła. - Nie wolno ci psuć mi wszystkiego! - rzekł. - No, już dobrze, dobrze, Mattis. Mattis opamiętał się. - A zresztą mniejsza o to, bo teraz wszystko będzie inaczej. Zaczęło się w nocy. Hege przypomniała sobie, jak szorstka była ostatniej nocy, i pożałowała tego. - Wyjdę z tobą wieczorem i popatrzymy na słonki. Tylko nie nudź. - Nigdy nie będzie tak jak za pierwszym razem! Hege puściła słowa brata mimo uszu, sprzątnęła ze stołu i zabrała się do roboty na drutach. Co chwila zerkała spod oka w stronę Mattisa. On zaś wyczuwając wzrok siostry odezwał się ze złością: - Czego znowu chcesz? - Nic, patrzę tylko, czy wybierasz się na wieś do roboty, jak obiecałeś. Nie miała nad nim litości. - No, tak, ale ciąg słonek... Hege nie ustępowała. - Na to żadne ptaki ani ciągi słonek nie pomogą. Powiedziałeś, że pójdziesz, więc musisz iść. Mattis się zląkł. Jeżeli Hege jest aż tak wojownicza, to znaczy, że tym razem ma jakiś specjalny cel. Czy ona nie rozumie, co to za udręka dla niego? Wstał, wysunął się ze swego bezpiecznego kąta i z niepokojem zapyta!: - Czy to taka zmiana ma zajść u nas, teraz kiedy słonki ciągną? - Nie wolno nigdy dawać za wygraną, powtarzałam ci to tysiąc razy. - Łatwo ci tak mówić! Mattis zastanowił się, a po chwili głośno i żałośnie zawołał : - Dlaczego nie mam muskułów, które mógłbym tak naprężyć, żeby koszula pękła. Hege milczała. - Ty mnie nigdy nie pytasz! - wołał dalej w podnieceniu. - O co? - O to, o co należy pytać. - Cicho bądź! - rzekła surowo. Trudne sprawy - dla obojga. - Czy mogę zaczekać do jutra? - poprosił. Miał na myśli upokarzającą wędrówkę od domu do domu w poszukiwaniu pracy. Hege nieraz już dawała dowody, że była dobrą i oddaną siostrą, ale niestety ostatnio gniewała się dużo częściej niż dawniej. - Bo rozumiesz: dzisiaj to jest dzisiaj. - No dobrze, niech tak będzie - zgodziła się Hege. 9 Dzisiaj jest dzisiaj. Mattis włóczył się w pobliżu domu i rozmyślał . W jego śnie istniały trzy rzeczy. On sam był odmieniony w trojaki sposób. Krążył dokoła w piękny letni poranek. Hege na pewno siedziała w izbie, zła, bo nie poszedł szukać pracy, ale tak być musiało. Nowe wydarzenie było zbyt świeże i doniosłe. Czuł ożywczy powiew wiatru, ze wszystkich stron płynęły miłe wonie. Trzy wielkie zmiany. Ale rozwiały się wczesnym rankiem, nic innego nie mógł sobie wyobrazić - pozostało mu bowiem tylko głuche wspomnienie. Mimo to, gdy tak krążył dokoła, niespodziewanie usłyszał jakby głos, dźwięk śpiewny, zaczarowany, ale prawdziwy i rzeczywisty. “Jestem odmieniony w trojaki sposób, lecz dzisiaj jest dzisiaj. Zdumiewające, czemu Hege nie potrafi tego wszystkiego zrozumieć" - dumał Mattis schodząc nad brzeg jeziora. Stanął nad wodą i puszczał kaczki, jak mały chłopiec. Gładka tafla jeziora ani drgnęła, wszelkie próby łowienia ryb na nic by się nie zdały, a zatem Mattis mógł z całym spokojem pozostawić łódź u brzegu. Trzy rzeczy ze snu na pewno go otaczały, czekały w pobliżu. A nadto tej nocy on sam się odmienił. Wszystko, co pragnął, aby się w nim zmieniło, uległo przeobrażeniu, zgodnie z jego wolą. Stał z zamglonym wzrokiem, jakby nieobecny, i rzucał w wodę kamienie wielkości pięści. - Mattis! Chodź jeść - woła Hege od progu. Miłe dobrze znane nawoływanie kobiety. Trzy rzeczy zniknęły. Hege nie potrzebowała dodawać: “Chodź zaraz!" Mattis szybko reagował na wezwanie do jedzenia, biegł pod górę pędem i zaraz siadał do stołu. - Jedz, póki mamy co jeść - rzekła Hege podsuwając mu talerz. Wiedział dobrze, że tak powiedziała, ponieważ nie chciał iść szukać pracy. Dlatego tak się odezwała. - Jeżeli ktoś się zmienił w trojaki sposób - zaczął Mattis nie przerywając jedzenia. - Co za trojaki sposób? - To się łączy z tym, czego ty nie możesz wiedzieć. I z dziewczętami także... - Jedz teraz, jedz. - Ty się nigdy nie zmienisz, zawsze jesteś taka sama - zawołał gniewnie. - Nie potrafisz tego zrozumieć. - Nie, nie potrafię, ale czy ty pomyślałeś o tym, że jutro masz pójść do wsi? “Ona jest uparta i dziwna - zauważył Mattis w duchu. - Ale dzięki temu mamy co jeść.” - Powiedziałem, że pójdę, to pójdę - stwierdził, a jednocześnie przerażenie ogarnęło go, gdy wspomniał, że bezradny stanie w obliczu umiejętnie i szybko pracujących ludzi. Hege pilnie robiła kaftan. Mattis błagalnym tonem prosił: - Pójdziesz zobaczyć ptaka, kiedy przyleci tu wieczorem? Dziś rano powiedziałaś, że chcesz na niego popatrzyć? - Dzisiaj nie, będzie za późno. - Przecież powiedziałaś... - Wolę iść spać - odparła stanowczo. - A gdybyś się już nigdy nie obudziła? Dopiero wtedy byś żałowała - nalegał z uporem. Hege wzdrygnęła się. Te słowa podziałały Ha nią w sposób dla niego niezrozumiały. - Milcz, Mattis! - zawołała porywczo. Zerwał się do ucieczki. Rzuciła za nim jeszcze kilka słów, ale nie dosłyszał, co mówiła, bo przerażony już znajdował się za drzwiami. Wieczorem siedząc na przyzbie czuł dziwny niepokój w sercu i w rękach. Hege mimo wszystko zaryzykowała i poszła spać. Czas już na ptaka. Słychać jego zew, widać skrzydła trzepoczące trochę bezradnie w szybkim locie. Ptak szybuje wysoko w łagodnym nocnym powietrzu, a jednocześnie przeszywa na wskroś serce Mattisa. Miękki, ciemny cień czegoś niepojętego wypełnił go całego. “Ja i słonka to jedno" - błysnęła niejasna myśl. Uradowany złożył sobie przyrzeczenie: “Jutro pójdę, bo Hege tego chce, byle tylko burzy nie było. Błyskawica zawsze jest błyskawicą i wtedy nie pójdę, zresztą ona wie, że nie pójdę." Zaczekał, póki s�