To bedzie moj dom - Don Wallace
To bedzie moj dom - Don Wallace
Szczegóły |
Tytuł |
To bedzie moj dom - Don Wallace |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
To bedzie moj dom - Don Wallace PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie To bedzie moj dom - Don Wallace PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
To bedzie moj dom - Don Wallace - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Copyright © Don Wallace 2014
Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo Pascal. Wszelkie prawa zastrzeżone
Tytuł oryginalny: The French House
Tytuł: To będzie mój dom
Autor: Don Wallace
Tłumaczenie: Katarzyna Bieńkowska
Konsultacja językowa: Monika Motkowicz
Redakcja: Ewa Ressel
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Projekt graficzny okładki: Studio KARANDASZ
Projekt okładki oryginalnej: Jennifer K. Beal Davis, jennykate.com; Tom Hallman
Zdjęcia na okładce:
Dreamstime.com: Aleksandar Radovanovic; iStock: Tweetyclaw, DigiClicks, Elenathewise,
Tree4Two, kaetana_istock
Mapa: Jacek Majerczak
Redaktor prowadząca: Agnieszka Górecka
Redaktor naczelna: Agnieszka Hetnał
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
www.pascal.pl
Bielsko-Biała 2015
ISBN 978-83-7642-592-4
eBook maîtrisé par Atelier Du Châteaux
Strona 4
Dla Mindy i Rory’ego
Każde z nas
może opowiedzieć własną historię,
odwołując się do losu,
szczęścia lub wyboru,
i nigdy nie będziemy
wiedzieć z całą pewnością,
co właściwie kieruje naszym życiem.
Sheena Iyengar, The Art of Choosing
(Sztuka wyboru)
Strona 5
Dziesięć najważniejszych faktów
dotyczących Belle-Île
Strona 6
1. Leży z dala od lądu niczym usmaż on a na maśle tłusta sola, ale szkielet ma z błękitn oz ielon e‐
go gran it u.
2. Znajduje się na Ocea nie Atlant yckim, dziesięć mil od wybrzeż y Bret an ii, w Zat oce Biskaj‐
skiej.
3. Twarde klif y o ostrych zębach unoszą ku górze jej złociste pola niczym ofiarę dla dawn ych bo‐
gów.
4. Sto pięćdziesiąt dwie małe wioski, z których większość liczy zaledw ie po kilka dom ów, wy‐
grzew ają się w słońcu w dolin ach przecin an ych przez szemrzące pot oki albo kulą się pod
osłon ą niskich pagórków.
5. Każda osada ma własny charakt er, harm on ogram i historię. Każda ma też swoją krow ę. I ta‐
jemn icę. (Do kogo należy ta krowa?).
6. Każda wioska współdzieli rytm dnia ze wszystkim inn ym, pon iew aż życie wyspy regulują
pływ y ocea nu. Farm y, plaż e, skaliste wybrzeż e, zwodzon e mosty, łodzie rybackie, małż e za‐
grzeban e w mule, rozt ańczon e sardynki, które wkrótce stan ą się dan iem dnia wypisan ym
kredą na tablicy przed naleśnikarn ią Gue rveur, naw et sznury rozchybot an ych turystów na
row erach blokujących drogi na wyspie – wszystko zdaje się wzmagać i słabn ąć, unosić i opa‐
dać, zgodn ie z odpływ am i i przypływ am i, które nadchodzą dwa razy w ciągu dnia i dwa razy
w ciągu nocy.
7. Jest tu piękn ie, często dram at yczn ie piękn ie.
8. Ale jak zaw sze, piękn o ma swoją cenę. W lipcu i sierpn iu jest tu za dużo turystów, chociaż są
błogosław ieństwem dla lokaln ej gospodarki. Istn ieje presja, by odsprzedaw ać pola uprawn e
pod nowe inw estycje. Problem stan ow i zan ieczyszczen ie środow iska, główn ie z pow odu
przestarzałych szamb. Młodzi ludzie nie mogą znaleźć pracy na miarę swojego wykształce‐
nia i muszą przen osić się na stały ląd. Moja żona Mindy, która opuściła swoje rodzinn e Ha‐
waje, wie, że to może być bolesne: gdy człow iek raz wyjedzie, jego życie zmien ia się bez‐
powrotn ie.
9. Wyspa targan a jest starym i wciąż niez aż egnan ym dram at em. Gdy przybyw a się do Le Pala‐
is, otoczon ego murem port u po osłon ięt ej stron ie wychodzącej na francuskie wybrzeż e, na‐
szym oczom otwiera się widok śliczn y jak z poczt ówki. Na zachodn im brzegu, trafn ie na‐
zwan ym Côte Sauv age, Dzikim Wybrzeż em, wyspa równ ież prez ent uje waleczn e oblicze,
ale poz ostaje uwięz ion a w burzliw ym związku ze zdradziecką Zat oką Biskajską i boleśnie
odczuw a zmienn e nastroje morza. Klif y się kruszą, ciemn e zwały wodorostów zaściełają
plaż e, walą się całe rzędy cyprysów, rozdzierając ziem ię korzen iam i. Rybacy i turyści zostają
zabran i przez wodę, by stać się przyn ęt ą dla krabów. Po sztorm ie wczesnym rankiem wy‐
spa próbuje przekon ać, że jej sińce nic nie znaczą, mydląc wam oczy rozświet lon ym i słoń‐
cem mgłam i i wyższym i od człow ieka hałdam i pian y grom adzącym i się w zat oczkach i pot o‐
kach. Ale cień przem ocy w jej oczach nie daje wam spokoju. Nig d y nie odwrac ajc ie się tyłem do
morza.
Strona 7
10. Równ ocześnie klim at wyspy łagodzi przyjemn e łecht an ie kon iuszka Golfsztrom u. Jest tu
mnóstwo słońca, mniej deszczu niż na stałym lądzie, zdarzają się też okresy roziskrzon ej
szklistej ciszy, która lat em przyn osi czasam i coś, co miejscow i naz yw ają beau temps, piękn ą
pogodą: dzień lub dwa ciepłej, bezw ietrzn ej jasności i spokoju o psychodeliczn ym niem alż e
charakt erze, kiedy to krzyż aki tkają wysadzan e diam ent am i rosy arrasy wzdłuż ścież ek
w dolin ie, pod nogam i śmigają lśniące zielon e jaszczurki, a ludzie rozm aw iają szept em pełn i
instynkt own ego lęku i czci.
Inn ym i słow y, ta wyspa nie bez pow odu nosi naz wę Belle-Île, czyli Piękn a Wyspa.
Strona 8
Wskazówki
Po otwarciu domu
Bonjour et bienvenue, Witajcie!
Jest kilka rzeczy, które trzeba zrobić nat ychm iast po otwarciu domu. Przeczyt ajcie proszę
uważn ie WSZYSTKIE pon iższe wskaz ówki. Po pierwsze, przepraszam, jeśli ocea n był wzburzo‐
ny podczas przepraw y prom em. Mamy nadzieję, że nikt nie cierpiał na chorobę morską. Jeśli
kogoś jedn ak dopadła, proszę sprawdzić i oczyścić podeszwy jego (oby nie waszych) but ów.
Uwaga: Nie zaczyn ajcie się rozpakow yw ać ani pić tego mocn ego drinka, choć jest jak naj‐
bardziej zasłuż on y, ani ugan iać się za kot am i, jaszczurkam i czy gwiazdkam i film ow ym i, żeby
nie wiem jak były urocze, dopóki nie wykon acie wszystkich wstępn ych zadań. W przeciwn ym
raz ie może dojść do małej kat astrof y, takiej jak brak gorącej wody do kąpieli, albo i większej,
w rodzaju odkręcon ych kran ów zalew ających pięt ro.
Ale być może jeszcze nie dot arliście na miejsce. Może czyt acie z wyprzedzen iem (zalecan e)
albo też, jak my przed trzydziestu laty, przyjechaliście i oto stoicie w sam ym środku małej wio‐
ski, nie mając pojęcia, gdzie jesteście ani gdzie znajduje się chat a, którą musicie odszukać, nie
widząc nigdzie żadn ej naz wy ulicy ani num eru domu. Jeśli jesteście w tej drugiej syt ua cji, nale‐
ży mieć nadzieję, że schow aliście te wskaz ówki w takie miejsce, skąd będzie je łat wo wyjąć. Bo
się wam przydadzą.
Jak znaleźć dom
Wyobraźcie sobie wioskę jako row er leż ący na boku wśród pól. Nasze pierwsze pyliste skrzyż o‐
wan ie to piasta tyln ego koła, której szprychy wyz naczają cztery cien iste drogi. Należ y wybrać
tę po praw ej, biegnącą pod górę.
Pierwszy dom, który min iecie, spraw ia wraż en ie praw ie zaw alon ego lub opuszczon ego.
W oknach nie ma szyb, a kam ienn e ścian y bez zapraw y murarskiej porasta win orośl, która
Strona 9
zdaje się jedyn ym, co je przyt rzym uje. Może zobaczycie damską bieliz nę suszącą się tu i ówdzie
na krzakach. Albo małe kotki. Prawdopodobn ie nie uda się wam dostrzec Suz ann e, zwłaszcza
jeśli przeczuła wasz przyjazd czy też w ogóle przybycie kogoś obcego, ale to jej dom.
Następn y, w środku naszego szeregu trzech budynków, jest mały wąski dom ek, pom alow a‐
ny lśniącą białą farbą, z róż ow ym i i zielon ym i zdobien iam i pod okapem oraz wokół okien
i drzwi. Wszyscy wykrzykują, jaki to on jest śliczn y i doskon ały, więc śmiało, wy też piszczcie:
„Jaki słodki!”. Przyw ykliśmy już do tego.
Data jego budow y została wyryt a na nadproż u: MDCCCXLII. Pewn ie ta chełpliw a paraa n‐
tyczn ość podoba się turystom, ale do waszej wiadom ości: to nie jest nasz dom.
Nasz dom to ten następn y, idąc ścieżką w górę, ku niebu i zachodow i słońca. Jest starszy od
tego śliczn ego z datą – właściw ie w całej wiosce zachow ał się tylko jeden budyn ek starszy od
naszego – ale tym, co robi najw iększe wraż en ie na miejscow ych, jest fakt, że nigdy nie trzy‐
man o w nim zwierząt gospodarskich. Na Belle-Île to świadect wo najw yższej klasy.
Jakby was to ciekaw iło, dom został zbudow an y pon ad sto osiemdziesiąt lat temu, a przez
cały ten czas trzeba było jedyn ie wym ien ić deski podłogow e i łupkow e dachówki – jedn o i drugie
raz. Kam ienn e ścian y i większość belek są orygin aln e.
Mamy nadzieję, że to wszystko wyw rze na was wystarczająco duże wraż en ie, żeby odw ró‐
cić waszą uwagę od łuszczącej się farby, odkryt ych kabli i pogięt ych gwoździ, od popękan ych
szyb szafki, koślaw ych mebli, które wyglądają tak, jakby w każdej chwili miały się rozlecieć, od
poplam ion ych smołą zielon ych nylon ow ych sieci rybackich zaw ieszon ych między krokwiam i jak
ham aki, poczern iałego kom in a i tak dalej. Ale mamy świadom ość, że spraw a jest bezn adziejn a.
Nic nie zat rze fakt u, że właściw ie kupiliśmy ruinę, która nadal, po tylu lat ach, czeka na re‐
mont. Dobrze chociaż, że nas tam nie ma i nie widzim y waszych min.
To miał być żart, jakby co. Więc śmiało, śmiejcie się – z tego dowcipu, z tego domu, z nas.
Przyw ykliśmy do tego.
Klucz…
…jest u Suz ann e. Tak, właścicielki tej drugiej ruiny w naszym szeregu dom ów. Ta starsza pani
jest naszą bret ońską przyjaciółką i byłą pasterką, zaw sze szykown ie ubran ą w niebieską su‐
kienkę i niebieski fart uch w kwiatki. Jej czarn e włosy mogą spraw iać wraż en ie, jakby nigdy nie
widziały wnęt rza salon u fryz jerskiego Elle-Lui Salon du Coiff eur w Le Palais, ale to nieprawda.
Suz ann e chodzi do fryz jera jakieś cztery razy w roku. Jest koło osiemdziesiątki. To wspan iała
ogrodn iczka – w całej wiosce rosną jej kwiat y. Chodzi po okolicy z sadzonkam i w kieszen iach
niebieskiego fart ucha i wsuw a je w szczelin y w kam ienn ych murach i w luki w zaroślach. Myślę,
że nimi rozm aw ia. (W każdym raz ie porusza wargam i).
Jesteśmy praw ie pewn i, że Suz ann e to sekretn a druidka, wyw odząca się z Wen et ów, Cel‐
tów czy jak tam naz yw a się ta kult ura sięgająca czasów przedchrześcijańskich. Wtedy to Rzy‐
Strona 10
mian ie pod wodzą Juliusza Cez ara podbili Galię oraz Bryt an ię i zepchnęli wszystkich uciekają‐
cych celt yckich Bryt ów i Bret ończyków do ślepego zaułka, jakim był półw ysep zwan y Bret an ią.
Suz ann e ma takich właśnie niez wykłych przodków i spędziła całe życie na obszarze o prom ie‐
niu trzech mil od naszej wioski. Wybrzeż e Bret an ii znajduje się w odległości zaledw ie dziesięciu
mil i łat wo przepraw ić się tam z Belle-Île prom em, ale dla Suz ann e równ ie dobrze mogłoby to
być dziesięć tysięcy, jeśli wziąć pod uwagę liczbę jej odw iedzin na stałym lądzie.
Wioska Kerbordardoué zaw sze była piękn a, ale gdy zjaw iliśmy się w niej po raz pierwszy, jej
uroda poz ostaw ała w ukryciu. Nat om iast odkąd Suz ann e wprow adziła się tu przed dwudziestu
laty, główn a droga prow adząca od jej kam ienn ej szopy do naszego domu stała się min iat uro‐
wym Wiszącym Ogrodem Babilon u, pełn ym kiw ających wielkim i głow am i hort ensji, drobn ych
czerw on ych i żółt ych azalii, zuchwale rum ian ych róż, fiolet ow ych hiacynt ów, stokrot ek, a ostat‐
nio dzięki rozm okłej ziem i w miejscach, gdzie co wieczór płuczem y nasze deski surf ingow e
i kombin ez on y piankow e, takż e delikatn ych fiolet ow o-białych lilii, które Suz ann e przesadza tu
z odw iedzan ych przez siebie bagienn ych okolic i ukryt ych źródełek.
Jeśli chodzi o samą Suz ann e, to jest nieśmiała. Poroz um iew a się za pośredn ict wem swoich
kwiat ów, delikatn ego jedn oz ębn ego uśmiechu i koron ek. Kiedy spot kaliśmy ją (a raczej dostrze‐
gliśmy) po raz pierwszy, dosłown ie przed nami uciekała. Przem ykała po wiosce tu i tam, zbyt
szybko, by ją dogon ić, a co dopiero zat rzym ać na chwilę rozm ow y. Przez jakiś czas wszyscy na‐
zyw ali ją La Femme Sauvag e, Dzika Kobiet a.
Zgadzam się, to nief ort unn e przez wisko. Przestaliśmy go używ ać po tym, jak dostrzegliśmy
Suz ann e, siedząc przy ogrodow ym stole przed dom em Gwen ed, kaw ałek dalej przy tej sam ej
uliczce. Wśród gości było paru dość nadęt ych paryż an, wyn ajm ujących dom z datą MDCCCXLII,
sąsiadujący z naszym. Ktoś z nich postan ow ił dla draki zakraść się od tyłu i z zasadzki wysko‐
czyć na Suz ann e, zaglądającą nieśmiało przez żyw opłot. „La Femme Sauvag e!” – zaśmiew ali się,
pat rząc, jak z rozw ian ą spódn icą i fart uchem przeskakuje przez rów niby wielki podstarzały
króliczek i ucieka gdzieś w pola. Nie sądzę, by kiedykolw iek było mi bardziej wstyd niż wtedy,
bo siedziałem tam i nic nie pow iedziałem.
Jestem przekon an y, że to przez tych paryż an trzeba było przez cały rok nam aw iać Suz an‐
ne, by wróciła do wioskow ego życia. Zajął się tym le vic omte, wicehrabia, stary gburow at y pa‐
triarcha naszej wioski. Mam nadzieję, że będziecie mieli okaz ję go poz nać. Arystokrat yczn y,
acz dem okrat yczn y w swoim postrzępion ym czarn ym swet rze. „Le Vic” prycha pogardliw ie:
„trop snob”, „co za snoby”, ilekroć jego bardziej wykwintn i goście zadzierają nosa – a wielu robi
to w poczuciu, że tego właśnie wicehrabia oczekuje.
Le Vic trakt uje Suz ann e z pobłażliw ą, lecz serdeczn ą uwagą, zdając sobie, jak sądzę, spraw ę,
że oboje są przedstaw icielam i gin ącego gat unku – wioskow y hrabia i pasterka – więc mają wię‐
cej wspóln ego ze sobą naw zajem niż z późn iejszym i przybyszam i. Jego dom znajduje się na
sam ym początku naszej ulicy, obok ruin, których malown iczą rujn ację pieczołow icie podt rzym u‐
je sam Le Vic, jego żona Yvonn e oraz ich dzieci, Thierry i Philippe, podczas gdy ich własny bielo‐
ny wapn em dom jest bardzo zadban y.
Strona 11
Naw iasem mów iąc, to właśnie Suz ann e wydziergała koronkow e firanki, które zdobią nasze
okna, prawdziw e cudeńka. Kiedy ją poz drow ić, rum ien i się niczym osiemdziesięcioletn ia nasto‐
latka. Więc jeśli niez byt pewn ie czujecie się we francuszczyźn ie albo jesteście zden erw ow an i
lub zmęczen i po długiej podróż y, a nadszedł już późn y wieczór, nie przejm ujcie się. Sama będąc
nieśmiała, Suz ann e jest biegła w dukan iu.
Ale podczas gdy ona sama unika tow arzystwa, zaz wyczaj niet rudn o ją znaleźć. Na ogół
kręci się gdzieś w pobliż u. Jeśli nie ma jej w szopie u szczyt u naszej uliczki, sprawdźcie w gospo‐
darstwie, do którego prow adzi droga odchodząca od środka pierwszego tun elu z drzew, którym
tu jechaliście. Suz ann e regularn ie odw iedza tam Madam e Morgan e, swoją najlepszą przyjaciół‐
kę jeszcze z dzieciństwa.
Madam e Morgan e stan ow i kam ień węgieln y naszej wioski, nie tyle z pow odu akt ywn ości,
jak Le Vic doglądający ruin czy Suz ann e kwiat ów, ale ze względu na stat us ostatn iej mieszkan‐
ki osady, która urodziła się tut aj, mieszkała tu i pracow ała przez całe życie (nie licząc czterech
lat na stałym lądzie podczas hit lerowskiej okupacji). Liczym y się z jej słow am i. Jej obecn ość na‐
daje wagę przypadkow em u spot kan iu, jej aprobat a ma znaczen ie. Słow o ostrzeż en ia: jej dez‐
aprobat a jest druz gocząca.
Ta wdow a po roln iku nosi popularn e oraz wpływ ow e naz wisko i stan ow i, wraz z Suz ann e,
ostatn ie ogniw o łączące Kerbordardoué z bret ońską tradycją agrarn ą. (Brzmi to dość pret ensjo‐
naln ie, wiem, ale oklepan e określen ie „chłopstwo” byłoby obraźliw e i nieścisłe. Ci ludzie są wła‐
ścicielam i i kow alam i własnego losu). Do Madam e Morgan e należ ą okoliczn e pola, a kiedy tu
przyjechaliśmy, posiadała takż e tuz in krów. W przeciw ieństwie do Suz ann e wyszła za mąż
oraz ma dzieci i wnuki. Z tego pow odu zaw sze mówi się o niej mad ame, pani, a o Suz ann e ma‐
demoiselle, pann a.
Żeby znaleźć klucz do naszego domu, trzeba pow iedzieć po francusku: „Je cherc he à Suzanne
pour la clé du maison Wallac e”. Dosłown ie znaczy to: „Szukam Suz ann e dla klucza do domu Wal‐
lace’ów”.
Dalej, spróbujcie to pow iedzieć: „Ży szersz. La kle. Dju mezą Łolas” (Wall-Ass). I proszę, sta‐
rajcie się nie chichot ać1).
1) Nazwisko Wallace w angielskiej transkrypcji francuskiej wymowy (wall-ass)
znaczy „ścienny dureń” lub „ścienna dupa” (przyp. tłum.).
Och, Mindy mówi, że mój francuski znow u jest niepoprawn y. Właściw e zdan ie brzmi… Su‐
per, teraz nie chce mi pow iedzieć!
•
Strona 12
Między sobą lubim y naz yw ać nasz dom Chez Jea nn ie, na cześć ostatn iej przedstaw icielki
pierwszej rodzin y, która tu mieszkała. Jea nn ie (Guer’ch) Morgan e była ciotką, matką albo bab‐
ką wielu mieszkańców wioski, w tym równ ież Madam e Morgan e. Podobn o tryskała energią
i radością życia. Ale tubylcy, niesent ym ent aln i, jak to wieśniacy na całym świecie (w każdym
raz ie tak czyt ałem w książkach pisan ych przez sent ym ent aln ych miastow ych), ku naszem u
zdziw ien iu nie docen ili tego gestu, choć mieliśmy najlepsze int encje. Dla nich ten dom jest
nasz i mów ią o nim jako o „dju mezą Wall-Ass”. Niez byt to dla nas pochlebn e, zgadzam się.
No dobra, dot arliście na miejsce. Oto dalsze wskaz ówki:
Elekt ryka. Kiedy otworzycie drzwi, po praw ej stron ie zobaczycie oszklon ą szafkę. Tam znajdują
się włączn iki elekt ryczn e i zaw ory wody.
Woda. W tej sam ej szafce, na dole, są rury instalacji wodn ej wraz z zaw orem odcin ającym.
Otwórzcie zaw ór do końca. Uwaga: na zimę zostaw iam y odkręcon e kran y, żeby rury nie popę‐
kały. Proszę, idźcie od razu na górę i sprawdźcie kurki przy wann ie i umyw alce, jeśli jesteście
pierwszym i użytkown ikam i w tym roku, bo wtedy kran y prychają, a chwilę pot em tryska z nich
woda.
Bojler. Żeby podłączyć wodę do bojlera, podejdźcie do szaf y ścienn ej naprzeciwko oszklon ej
szafki. Jest pełn a sprzęt u sport ow ego (rakiet ten isow ych, kijów golf ow ych, płetw, masek i fajek
do nurkow an ia, kuszy, kostium ów piankow ych, frisbee, kul do gry; moż ecie z tego wszystkiego
korzystać po tym, jak już wykon acie wszystkie kroki tych wskaz ów ek).
Chcecie dopuścić wodę do bojlera. W tym celu zajrzyjcie za zbiorn ik wody – u jego podstaw y
przy ścian ie zobaczycie czarn y przełączn ik. Ustawcie go równ olegle do podłogi. Pow inn iście
usłyszeć pstrykn ięcie. Uwaga: nie dot ykajcie czerwon ego kurka. Nikt nie wie, do czego on służ y.
Sądzim y, że jest połączon y z tajemn ym rdzen iem gorącej magm y, która znajduje się pod wy‐
spą, a po włączen iu spow oduje świat ow ą kat astrof ę.
Za jakieś trzy, cztery godzin y będziecie mieli gorącą wodę. I będzie naprawdę gorąca. Bar‐
dzo! Uważ ajcie, żeby się nie poparzyć. Jeśli jest was więcej, bierzcie pryszn ic – trzym ając w ręku
tę końcówkę w kształcie słuchawki telef on iczn ej połączon ej z kran em za pom ocą węża. Na
pewn o dostrzegliście brak zasłonki pryszn icow ej, więc proszę, korzystajcie z nat rysku, siedząc
w wann ie. W przeciwn ym raz ie woda, którą rozpryskacie po całej łaz ience, z całą pewn ością
przen ikn ie przez szparę w podłodze, zbierze się na suf icie pon iż ej i wreszcie kapn ie – plusk! –
na stół w jadaln i akurat w mom encie, gdy postaw icie na nim przed głodn ym i gośćm i sałatkę,
sole meunière i tart ę cyt ryn ow ą.
Zaz wyczaj wody w zbiorn iku wystarcza na jakieś trzy i pół porządn ych pryszn iców z rzędu
pod kon iec dnia, po plaż y, kiedy najbardziej ich pot rzebujecie. Poza tym woda szybko nagrzew a
się pon own ie. Mimo to ten, komu przypadn ie owo ostatn ie pół pryszn ica, będzie się czuł wy‐
staw ion y do wiat ru, więc uważ am y, że pom ocn a okaż e się rot acja „pierwszej kąpieli” – przykła‐
Strona 13
dow o: „Dziś jako pierwszy bierze pryszn ic Dav id! Wczoraj rundę rozpoczyn ał Rory”. W ten spo‐
sób nikt nie zam arz n ie, a osoba z upodoban iem okupująca łaz ienkę – a niew ątpliw ie taka się
traf i – szybko nauczy się umiarkow an ia.
(Uwaga do rodzeństwa, kuz yn ów i rodziców takich łaz ienkow ych okupant ów: kiedy usłyszy‐
cie, że w łaz ience leje się woda z kran u, moż ecie uznać za wskaz an e rozpoczęcie zmyw an ia
przy użyciu ogromn ych ilości gorącej wody).
Łaz ienka. Znajduje się na górze. Obok sedesu zobaczycie pudełka z chem ikaliam i do szamba,
które nadadzą wszystkiem u słodki zapach. Należ y umieścić dwa opakow an ia w muszli kloz et o‐
wej i spłukać.
Mimo to czasam i da się wyczuć charakt erystyczn y mdlący zapach, jakby wyz iew y unoszące
się nocą, kiedy cała wioska żyje za zam knięt ym i drzwiam i, a okna pokryw ają się mgiełką od
tych wszystkich kolejn ych kąpieli. Należ y ignorow ać ten odór, bo zwracan ie na niego uwagi tyl‐
ko go zachęca.
Tylko dla kobiet: zauważcie, że w łaz ience znajduje się tylko jedn o maleńkie lusterko
oraz w całym domu nie ma żadn ych inn ych. Jest to celow e działan ie dla waszego własnego do‐
bra. Moż ecie oczyw iście myć twarz oraz czesać włosy rano i po plaż y, poza tym jedn ak zaleca‐
my pielęgnow an ie typow ego dla Belle-Île wyglądu swobodn ego sport ow o-nadm orskiego zan ie‐
dban ia, pasującego do opalen iz ny Coco Chan el, nad którą pracujecie. To samo tyczy się ubrań.
Nigdy nie przebijecie Francuz ek w Paryż u, ale tut aj wszyscy robią sobie przerwę od nad‐
miern ych starań. Te kurort ow e naw yki – przebieran ie się w nową krea cję trzy razy dzienn ie –
moż ecie spokojn ie zaw iesić na kołku aż do pow rot u na stały ląd. I proszę, zapom nijcie o obca‐
sach. Tradycyjn e Bret onki nie bez pow odu nosiły drewn ian e sabot y. Nie chcecie przecież ugrzę‐
znąć w błocie z pow odu szpilek od Man olo Blahn ika. Takie zan iedban ie stan ow i osobn y styl: le
sportif.
Och, Mindy mówi, że chyba zgłupiałem, jeśli sądzę, że Francuzki się tu nie starają. A niech
to… A teraz podkreśla, że nie zapom niała tamt ego lata, kiedy to nasza sąsiadka, gwiazdka fil‐
mow a, położ yła swój ręczn ik tuż obok mojego, zdjęła punkrockow y T-shirt i odsłon iła to okrop‐
ne czarn e bikin i. Dobra, dobra – nie zdaw ałem sobie spraw y z tego, co się dzieje, dopóki, no
wiecie, się nie stało… (No i nie miałem pojęcia, że pat rzysz, skarbie).
Tylko dla mężczyzn: jeśli macie dzieci płci męskiej, dobrze by było, gdyby tat uś zadem on‐
strow ał, jak działa klapa od sedesu czy też jak nie działa, kiedy usiłujecie wysikać się na stojąco.
W mom encie, kiedy akurat najm niej się tego spodziew acie – łup! – klapa opada jak gilot yn a.
Nie przejm ujcie się, jeśli spart aczyliście tę prez ent ację. Naw et jeśli wasz syn zacznie mo‐
czyć się w nocy, bo omal nie amput ow aliście sobie własnego członka, macie szczęście – nie bez
pow odu Belle-Île bywa naz yw an a „wyspą psychiat rów”. W Karbordardoué jest dwóch, kolejn i
trzej mieszkają w sąsiedn ich wioskach, a na plaż y wszyscy siadają raz em, co ułat wia zasięgnię‐
cie nief orm aln ej porady.
Strona 14
Kuchenka/piekarn ik. We Francji używ a się propan u do got ow an ia, co jest ciekaw e, jeśli pom y‐
śleć o jego znakom it ym kucharskim rodow odzie i o tym, że w Ameryce zbiorn ik z propan em
kojarzy się z grillem w ogrodzie lub z pikn ikiem na parkingu przed meczem futbolow ym.
Pod zlew em znajduje się niebieska but la z płaskim okrągłym zaw orem na szczycie. Należ y
go odkręcić do końca. Odczekajcie min utkę i włączcie paln ik, po czym przyłóżcie do niego na
próbę zapalon ą zapałkę. Uwaga: na noc zakręcam y but lę gaz ow ą. (Pewn ie to już takie neuro‐
tyczn e amerykańskie podejście, ale kiedy przeczyt acie o piekarn iku, zroz um iecie nasz punkt
widzen ia).
Ważn a uwaga odn ośnie piekarn ika: niestet y, stał się on tak nieprzew idyw aln y, że musim y
pow iedzieć: starajcie się unikać używ an ia go. Pokręt ła nic nie znaczą, więc moż ecie sądzić, że
go wyłączyliście, a on radośnie napełn ia się gaz em.
Istn ieje przyczyn a, dla której te gałki są zaw odn e. Pewn ego popołudnia Devo, starszy ku‐
zyn naszego syna Rory’ego, napełn ił kuchenkę gaz em, zan im zapalił piekarn ik. Wybuch, który
w wyn iku tego nastąpił, poz baw ił go brwi i zapuszczan ej właśnie małej bródki. Wystrzelił takż e
pokręt ła na całą kuchn ię. Na obron ę Deva trzeba pow iedzieć, że próbow ał tylko zaimprow iz o‐
wać pizz ę na cieście francuskim, której zaż ądał Rory.
Rory wiedział, jak się włącza kuchenkę, ale był zbyt len iw y, żeby się zwlec z „pe-efa” (jest to
skrót, który przyjęliśmy dla „pieprzon ego fot ela”, czyli dla małej kan apki jak dla lalek, o którą
chłopcy biją się każdego dnia). Tak więc Rory dykt ow ał Dev ov i stosown e wskaz ówki, wylegując
się na pe-efie niby jakiś młodocian y Kaligula, tak się jedn ak złoż yło, że omin ął część mów iącą
o nat ychm iastow ym zapalen iu zapałki, aż upłyn ęło parę min ut.
Mindy i ja zostaliśmy pot em rzecz jasna oskarż en i przez chłopców o to, że poszliśmy surf o‐
wać zam iast got ow ać, jak pow inn iśmy byli na mocy Uniw ersaln ego Rodzicielskiego Kodeksu
Karn ego. Zdaje mi się, że jedn o pokręt ło wciąż jest gdzieś wbit e w ścian ę. Poz ostałe dyndają na
kuchence i tylko udają, że działają.
(Słuchajcie, usiłujem y napraw ić ten piekarn ik od trzech lat, ale fachowcy jakoś zaw sze mają
co inn ego na głow ie – chociażby tę gwiazdkę film ow ą, słynn ą z mordow an ia twardzieli i no‐
szen ia gat ek z czarn ego błyszczącego win ylu, która straszy w tym upiorn ie białym zamku za
wioską).
Aha, przepis na pizz ę z kiełbasą choriz o z wykorzystan iem got ow ego ciasta z superm arket u
(nie ciasta francuskiego – Devo improw iz ow ał) znajduje się w szuf ladzie z noż am i. Z kolei
przepisy na słynn ą czekoladow ą piłkę futbolow ą Mindy i na naleśniki Madam e Morgan e są
w szuf ladzie z folią alum in iow ą i korkociągiem. Uwaga: ta niez nośnie gorąca, trzęsąca się i roz‐
padająca kolejka, którą jechaliście dzisiaj na czubek półw yspu, gdzie znajduje się przystań dla
prom ów, naz yw a się le tire-bouchon. Korkociąg. Sprytn ie, co?
Inn ych przepisów nie ma, książki kucharskiej też nie. Po prostu kupujcie dobre lokaln e pro‐
dukt y i got ujcie. Używ ajcie masła do jajek i soli, a oliw y do wszystkiego inn ego, niew ażn e, czy
to zwierzę, roślin a czy min erał. A jeśli znajdziecie torbę śwież ych sardyn ek pod drzwiam i, nie
zadaw ajcie żadn ych pyt ań – pędźcie prosto do grilla.
Strona 15
Kom in ek. Działa sprawn ie. Kiedy kupow aliśmy ten dom, był to bodaj jedyn y poz yt yw w oczach
naszego sąsiada Francka. Tak czy owak, nie dokładajcie za dużo do ognia, zwłaszcza na począt‐
ku, żeby dym zdąż ył polecieć w górę kom in a i wysuszyć go po długiej zim ie. Ogień w kom inku
po całym dniu na plaż y to miła spraw a. Nie bójcie się przekon ać o tym na własnej skórze.
W przeciw ieństwie do propan u, drewn o pali się bez niespodzian ek, w przew idyw aln ym tempie.
P.S. Grill należ y wystaw ić z kom inka na praw ą stron ę domu, tam, gdzie biała ścian a styka
się z szorstkim kam ienn ym murem szopy. W tym miejscu właśnie przez całe lato grillujem y te
sardynki, które znaleźliście na progu, podobn ie jak kot let y jagnięce z mięsa lokaln ych jagniąt,
pasiaste bassy, makrele, kiełbaski mergue z i chipolat a. Wy też moż ecie to zrobić!
P.P.S. Row er też należ y wydostać z kom in a, zan im zaczniecie rozpalać. Jeśli uda wam się
umocow ać łańcuch tak, żeby nie spadał, moż ecie śmiało na nim jeździć. Nie pyt ajcie, dlaczego
tam go trzym am y. To opow ieść na inną okaz ję.
Ryzykowne atrakcje
To dzika i surow a wyspa, co stan ow i część jej uroku. Nie jesteśmy bojącym i dudkam i, ale pewn e
miejsca, syt ua cje, pływ y i warunki ocea niczn e omijam y szerokim łukiem. Na przykład tę piękn ą
rozległą plaż ę: na Donn ant przypływ sięga siedm iu met rów, a kiedy woda wzbiera, pojaw iają
się ogromn e grzyw acze, którym staw ić czoło zdołają tylko mistrzow ie – dziecko lub słaby pły‐
wak mogą mieć kłopot y. Ludzie tam toną. A jeśli chodzi o tę gigant yczn ą, głęboką na trzydzie‐
ści met rów podm orską jaskin ię zaz naczon ą na wszystkich mapach turystyczn ych, Grott e de
L’Apot hicairerie, zyskała poczt ówkow ą ren om ę ze względu na wyjątkow e piękn o – a takż e na
to, że co roku pochłan ia paru turystów.
Na wrzosow iskach nie brakuje kolcolistów i ostów, które mogą porwać wam kostki na strzę‐
py. Zupełn ie jak w Psie Bas kerville’ów jest tu parę skaln ych otworów odpływ ow ych, w tym jeden
głęboki na trzydzieści met rów, Le Trou de Vaz en. Klif y od stron y Côte Sauv age, Dzikiego Wy‐
brzeż a, są bardzo strom e i ostre. Pon iew aż jest tam tyle zat oczek i grot kuszących was z góry,
łat wo możn a sobie wyobraz ić, że wystarczy zejść na dół po tych skalistych żeberkach i zrobić so‐
bie rom ant yczn y pikn ik na odludziu. No cóż, gdzien iegdzie to się może udać, gdzie indziej nie.
Więc piln ujcie swoich dzieci na skraju Côte Sauv age. I nie traćcie zdrow ego rozsądku, zachwyca‐
jąc się tymi oszałam iającym i widokam i z góry; tu jest naprawdę wysoko i bardzo łat wo o upa‐
dek.
Jakie inne ryz ykown e atrakcje czekają tu na was? Żony, zroz um iałyście aluz ję do gwiazdki
film ow ej? Chłopy, naprzód patrz! Nie rozdziaw iać ust i wciągnąć brzuchy. Nie propon ujcie jej
pom ocy dom ow ej. Kobitki, jeśli marzy wam się mała zem sta, spróbujcie flirt u à la française. Po‐
dobn o przyjeżdża tut aj Johnn y Depp, a jego dziewczyn a na pewn o odw róci wzrok. (W końcu
jest Francuzką, prawda?). O rom ant yczn e rady moż ecie poprosić kobiet ę o wyglądzie Cyganki,
Strona 16
która krąż y po wiosce o zmierzchu, cała w pastelow ych woa lach niczym emeryt ow an a wersja
Stev ie Nicks. Była kochanką Marlon a Brando. Serio.
Pow in ien em takż e wspom nieć o bykach. Wygląda na to, że we francuskich roln ików wstąpił
duch ryw aliz acji lub też poczuli się zagroż en i w swym stat usie i zaczęli kupow ać byki rozpłodo‐
we, zam iast polegać na sztuczn ym zapłodn ien iu. Rzecz w tym, że owi roln icy byw ają cokol‐
wiek nief rasobliw i, jeśli chodzi o dbałość o swoje łagodn ie nae lekt ryz ow an e ogrodzen ia; często
są to zreszt ą słabe pojedyncze drut y, ładow an e akum ulat orem sam ochodow ym.
Wiem, że ta przestroga może się wam wydać mocn o na wyrost, ale jeśli zauważ ycie, że
wielkie prychające bydle z ostrym i rogam i wykaz uje czynn e zaint eresow an ie wami lub waszą
czerw on ą wiat rówką, jak to się kiedyś przydarzyło mnie, najrozsądn iej byłoby wiać w te pędy,
zdejm ując równ ocześnie wyż ej wspom nian ą wiat rówkę i rzucając ją na jakiś krzak, sam em u
zaś skoczyć do głębokiego wąw oz u pełn ego kolczastych jeż yn. Ja przeż yłem tę przygodę, więc
może i wam się uda.
•
Zobaczmy… Czy o czymś nie zapomniałem?
A, tak… Za naszym dom em droga skręca w lewo i przechodzi w tun el drzew oraz usian y liśćm i
podjazd. Gdy będziecie iść pod górę pom iędzy wysokim i przeryw an ym i żyw opłot am i, niew ątpli‐
wie nieco oszołom ien i podróż ą i nadm iarem wraż eń, przyciągan i zachodem słońca lub też,
wczesnym rankiem, popychan i łagodn ie w plecy ciepłą migot liw ą dłon ią wschodzącego słońca,
uważ ajcie na czerw on y sznurek. Jeśli zobaczycie, że coś takiego zagradza wam drogę, nie idź‐
cie ani kroku dalej.
Gdzieś w pobliż u znajduje się łuczn iczka zen, mierząca właśnie z trzym et row ego klejon ego
warstwow o łuku kyudo. Jest cała ubran a na biało, ma czarn ą szarf ę i czerw on ą opaskę na gło‐
wę. Przed każdym strzałem medyt uje czterdzieści min ut. Nie widzi was ani nie słyszy, wpa‐
trzon a jest w maleńką białą papierow ą tarczę, przypięt ą w odległości czterdziestu met rów.
Czekajcie.
Czekajcie.
Czekajcie na stukot traf ien ia. Albo na świst przelat ującej strzały.
Pot em moż ecie iść dalej. Nie zat rzym ujcie się, żeby się przedstaw ić. Gwen ed właśnie toczy
wojn ę z rakiem, a to pow ażn a spraw a, dosłown ie kwestia życia i śmierci. Ma jeszcze jedn ą
strzałę do wyciągnięcia i wystrzelen ia tego dnia, waszego pierwszego w Kerbordardoué. Wierz‐
cie mi, nie chcecie wejść Gwen ed w drogę.
Nagłe wypadki
Strona 17
Policja. To nie do końca prawda, że na Belle-Île nie ma policji. Lat em dwóch czy trzech żandar‐
mów zaw sze śmiga po rondzie w Le Palais w niebieskich land rov erach, wypisując mandat y
i sprawdzając plakietki z norm am i emisji spalin oraz dow ody rejestracyjn e pojazdów. Pam ięt aj‐
cie o zapięciu pasów bezpieczeństwa – ich brak to gwarant ow an y mandat. W Kodeksie Napole‐
ona nie ma lit ości dla tych, którzy nie zapin ają pasów.
Na Belle-Île policja naprawdę jest niepot rzebn a, bo nie ma tu przestępczości. No dobra,
parę lat temu jakiś podstępn y złodziej buchn ął mi węgiel do grilla i to nie raz, a dwa razy. To
dopiero int ryga na miarę Agat hy Christie!
Ale prawdziw a przestępczość? Bardzo niew iele. Och, oczyw iście wszyscy mamy swoje opo‐
wieści o ulubion ych morderstwach, zarówn o tych wyjaśnion ych, jak i niew yjaśnion ych, ale to są
tylko opow ieści i wyspiarskie plotki. (Nieudow odn ion a poz ostaje zwłaszcza pogłoska o turystach
przyjeżdżających tu, żeby zam ordow ać swoje matki. Cała masa psychiat rów spędzających lato
na wyspie uważ a za bardziej prawdopodobn e, że ta myśl pojaw ia się dopiero po przybyciu, naj‐
pewn iej po przejrzen iu menu na zamku nad morzem i zorient ow an iu się, że nie mogą sobie
oboje poz wolić na hom ara).
Istn ieje takż e niew idzialn a, ale pon oć bardzo akt ywn a siatka przem ytn icza, wykorzystują‐
ca szybkie łodzie mot orow e, które kursują wzdłuż wybrzeż a od Port ugalii po Kornw alię i wy‐
mien iają ładunki ekst az y, haszyszu i kokainy, przew oż ąc jedn ocześnie nielegaln ych imigran‐
tów z półn ocn ej Afryki. To, co i skąd o tym wiem, lepiej zachow ać na inną okaz ję i opow iedzieć
nad kuf lem piwa w hałaśliw ym barze dla maryn arzy na nabrzeż u Le Palais. (A pot em, gdy
chwiejn ym krokiem będziem y wracać do domu, rozpłyn iem y się we mgle. Przypadkow i świad‐
kow ie usłyszą głośny plusk, ale niczego nie zobaczą, a nasze ciała nigdy nie zostan ą odn alez io‐
ne). Ogóln ie rzecz biorąc, nie będziecie pot rzebow ali policji. Teoret yczn ie.
Straż poż arn a. Nat om iast jeśli zdarzy się wam jakiś nagły wypadek, dzwońcie do straż y poż ar‐
nej, czyli Les Pomp iers. Oni zajm ują się wszystkim, w tym równ ież wzyw an iem pogot ow ia, ra‐
town ików czy helikopt era rat unkow ego. Jeśli ktoś wysadzi dom w pow iet rze, używ ając piekar‐
nika na propan, wpadn ie do studn i, złam ie nogę albo uwięźn ie w wąw oz ie pełn ym jeż yn,
niech wzyw a Les Pomp iers.
Czy mam ich num er? Nie. My w ogóle nie mamy telef on u.
O telef on ach. Pam ięt ajcie, że przyjechaliście tu na wakacje, ale jeśli naprawdę musicie zadzwo‐
nić gdzieś z kom órki, będziecie musieli podjechać sam ochodem, row erem albo pójść piechot ą do
główn ej drogi, ustaw ić się przy dwóch menhirach, tych stojących głaz ach sprzed pięciu i pół tysią‐
ca lat, i wym achiw ać pięścią (trzym ającą kom órkę, ma się roz um ieć) w kierunku nieba, przekli‐
nając przy tym siarczyście. To w każdym raz ie najw yraźn iej działa w przypadku paryż an.
Och, i pam ięt ajcie, żeby stać twarzą w kierunku wschodn im – nie z jakichś mistyczn ych czy
religijn ych pow odów, ale dlat ego, że tam właśnie znajduje się najbliższy przekaźn ik.
Strona 18
Kwestie zdrowotn e. Pani dokt or Pleybien, którą moż em y polecić w główn ym mieście, Le Palais,
to energiczn a, pełn a werwy osoba, o duż ym apet ycie int elekt ua ln ym i erot yczn ym, który tak
mała wyspa może trochę ogran iczać. Wspom in am o tym dlat ego, że niestet y rzuciła prakt ykę
lekarską w diabły i popłyn ęła w rejs mierzącym dwadzieścia met rów slupem z całym harem em
pot encjaln ych chłopaków. Podejrzew am, że zostaw ia za sobą kilw at er złam an ych serc i rozbi‐
tych małż eństw.
A tak w ogóle, jeśli będziecie pot rzebow ali konsult acji lekarskiej, zapyt ajcie w apt ece w mie‐
ście. Myślę, że mogę was zapewn ić, iż uznacie francuski syst em opieki zdrow otn ej za rew ela‐
cję.
Och, a jeśli będziecie pot rzebow ali psychiat ry? Po prostu zapukajcie do którychkolw iek drzwi
w wiosce. Istn ieje duże prawdopodobieństwo, że jakiegoś znajdziecie. Albo jeszcze lepiej
znajdźcie jakiegoś mieszkańca, który tylko czeka na to, żeby zaprosić kogoś na kawę i miłą dłu‐
gą pogaw ędkę. To może być bardzo krzepiące, naw et jeśli nie mów icie po francusku. Ja nie mó‐
wiłem, w każdym raz ie niew iele, przez długi czas – i spójrzcie na mnie teraz. No, w każdym
raz ie min ęło ładn ych parę lat, odkąd zapropon ow ałem kom uś, że obet nę mu pen isa, będąc
święcie przekon an y, że propon uję skoszen ie trawn ika…
A teraz, gdy to wszystko zostało pow iedzian e, wit ajcie w Kerbordardoué, najpiękn iejszej
wiosce na magiczn ej Belle-Île! Tylko nie dot ykajcie tej czerw on ej rączki na bojlerze z gorącą
wodą.
Strona 19
Rozdział pierwszy
Far breton
Dzień jak co dzień w Kerbordardoué
Wstaję o ósmej, przed inn ym i. Lat em na tej szerokości geograf iczn ej słońce nie zachodzi przed
wpół do dziesiąt ej albo i dziesiąt ą, więc mam poczucie, że jest jeszcze wcześnie. Rozkoszując się
ciszą i poruszając się niczym bret oński ninja, nastaw iam wodę, zapalam kuchenkę gaz ow ą, po
cichu myję kieliszki do wina, talerzyki deserow e i puste but elki z ubiegłego wieczoru. Ostrożn ie
otwieram okno naprzeciwko jadaln ego stołu. Olbrzym i kwitn ący krzew ładuje się do środka. Co
wieczór trzeba go wypychać na zew nątrz, niczym ostatn iego niet rzeźw ego gościa. Wdycham
przesycon e zapachem ziół pow iet rze, słucham bzyczen ia pszczół. Placyk jest pusty, wioska mil‐
cząca, niebo róż ow e od słońca przen ikającego przez puszystą nadm orską mgiełkę.
Delikatn y chrzęst żwiru pod nogam i sygnaliz uje pojaw ien ie się Suz ann e. Idzie z rękam i
splecion ym i za plecam i, a za nią biegnie mały kot ek. Kobiet a ma na sobie zwykły niebieski far‐
tuch na zwykłej niebiesko-czarn ej szmiz jerce, ten sam strój, który nosiła codzienn ie przez
ostatn ie dziesięć lat, a pewn ie w ogóle przez całe swoje dorosłe życie. Kociak doskakuje jej do
pięt i trąca brzeg sukienki.
Suz ann e podchodzi do wgłębien ia w murze. Dzięki odn óżkom, które umieściła w wilgot‐
nych szczelin ach między nierówn ym i kam ien iam i, pow stał prawdziw y Wiszący Ogród Babilo‐
nu. Jej palce ciągle mają jakieś zajęcie, upychają i popraw iają sadzonki. Suz ann e wyryw a kilka
pędów, żeby schow ać je do kieszen i fart ucha i przesadzić gdzie indziej. Pot em znów splat a dło‐
nie za plecam i i rusza dalej w górę uliczki, mija nasz dom, omiat a wzrokiem kwiat y i krzew y
rosnące na wąskim skrawku naszego ogrodu, w większości zasadzon e i doglądan e przez nią
pod naszą nieobecn ość, kiedy byliśmy w Stan ach. Gdyby podn iosła wzrok, zobaczyłaby mnie.
Ale Suz ann e, jak większość starszych mieszkańców wyspy, stara się nie zaglądać w okna ani
otwart e drzwi. A w każdym raz ie, jeśli już to robi, uważ a, żeby nie dać się przyłapać.
Syk wody wypluw an ej przez czajn ik wyryw a mnie z zapat rzen ia i przyw ołuje z pow rot em
do kuchenki. Suz ann e pewn ie i tak wie, że na nią pat rzę.
Strona 20
Stuk-stuk-stuk. Gdzieś zaczyn a się praca. Wyglądam przez wydziergan e przez Suz ann e ko‐
ronkow e firanki w okienku drzwi i dostrzegam krótko ostrzyż on ą głow ę unoszącą się nad lin ią
spadzistego, kryt ego dachówką dachu wysokiej obory po drugiej stron ie placyku. Trzym ając
w ustach z tuz in gwoździ, Loup kładzie na miejsce kolejn e łupkow e dachówki i stuka stuk-stuk-
stuk. Kolejn a dachówka położ on a, dziew ięć tysięcy wciąż czeka.
Loup, umięśnion y facet z ogromn ym tat ua żem przedstaw iającym jego owczarka niem iec‐
kiego na bicepsie, sam odzieln ie rem ont uje długi wąski budyn ek. Przyw rócił kam ienn ym, budo‐
wan ym bez zapraw y murarskiej ścian om zew nętrzn ym dawn e proste piękn o. Sam musiał się
nauczyć tej siedemn astow ieczn ej techn iki. Usun ął przegrody dla bydła i położ ył podłogę ze sta‐
rych, ocalon ych skądś dębow ych desek, a pot em tam, gdzie kiedyś gnieździły się i srały jaskółki,
zrobił pięt erko. Prorokuję tej oborze świet lan ą przyszłość: budyn ek, który przez czterdzieści lat
stał zapom nian y i popadał w ruinę, wkrótce będzie możn a uznać za elegancką zabytkow ą cha‐
tę. Paryż anki będą zastaw iać sidła na Loupa, ale pom iesza im szyki i przechyt rzy je jego pierw‐
sza miłość, praca. Tymczasem jeszcze jeden sczern iały ząb w krzyw ym uśmiechu Kerbordardo‐
ué zostan ie zrekonstruowan y.
Odzian a w stylow e bladon iebieskie ciuchy do biegan ia blondw łosa żona z Zaw zięt ej Pary
wychodzi na placyk i robi szybki zestaw skłon ów oraz ćwiczeń rozciągających. Piętn aście lat
temu para ta kupiła pustą parcelę naprzeciwko nas, pole chwastów poszatkow an e zardzew iały‐
mi żelaz nym i przęsłam i, które kiedyś podt rzym yw ały dach jakiegoś budynku gospodarczego.
Przyjęliśmy z Mindy utrat ę naszego widoku – błękitn ego pasa morza – ze stoickim spokojem.
Sądziliśmy, że pewn ego dnia te przęsła mogłyby stan ow ić zagroż en ie dla naszego syna i in‐
nych dzieci z wioski.
Ale zan im mieliśmy okaz ję poz nać ową parę, złoż yła ona w Mairie de Sauz on, czyli w me‐
rostwie, urzędzie miejskim, plan y budow y ogromn ej trzypięt row ej rez ydencji. Kiedy wystar‐
czająca liczba osób rzuciła okiem i je zat kało, Gwen ed Łuczn iczka przeszła do ofensyw y z wyko‐
rzystan iem swego uroku osobistego. Para zmiot ła ją w proch. Gwen ed przedstaw iła nasz pro‐
test w merostwie, ale została odpraw ion a jako właścicielka jedyn ie letn iego domu, mimo że jej
dziadek pochodził z Belle-Île, a ona przyjeżdżała tu przez całe życie.
Kiedy poinf orm ow ała mera o przepisach zakaz ujących wznoszen ia trzypięt row ych budyn‐
ków, pot rakt ow ał ją prot ekcjon aln ie. To przebrało miarkę. Gwen ed przeszła od domu do domu
z pet ycją, pierwszą, jak mów ion o, w historii wyspy. Pet ycję podpisała mniej więcej połow a wła‐
ścicieli letn ich dom ów, ale nie my – Gwen ed miała poczucie, że udział un étrang er Améric ain, cu‐
dzoz iemca Amerykan in a, przyn iesie odw rotn y skut ek. Rodow ici mieszkańcy postan ow ili nie
składać podpisów, tak siln a jest tut aj niechęć do narzucan ia inn ym swojego zdan ia. Kiedy Gwe‐
ned wróciła do merostwa, mer wzruszył ram ion am i. „Madam e, nigdy jeszcze nie przedstaw io‐
no nam pet ycji i to nie jest mom ent, żeby wprow adzać takie pom ysły”.
Los tej parceli poz ostał więc w rękach owdow iałej mat riarchin i naszej wioski, właścicielki
okoliczn ych pól. Mowy nie było, żeby surow a i pow ściągliw a Madam e Morgan e podpisała coś
równ ie nachaln ego jak pet ycja, zgodziła się jedn ak udać na poczt ę, sąsiadującą z Mairie de Sau‐