To bedzie moj dom - Don Wallace

To bedzie moj dom - Don Wallace

Szczegóły
Tytuł To bedzie moj dom - Don Wallace
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

To bedzie moj dom - Don Wallace PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie To bedzie moj dom - Don Wallace PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

To bedzie moj dom - Don Wallace - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Copyright © Don Wallace 2014 Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo Pascal. Wszelkie prawa zastrzeżone Tytuł oryginalny: The French House Tytuł: To będzie mój dom Autor: Don Wallace Tłumaczenie: Katarzyna Bieńkowska Konsultacja językowa: Monika Motkowicz Redakcja: Ewa Ressel Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak Projekt graficzny okładki: Studio KARANDASZ Projekt okładki oryginalnej: Jennifer K. Beal Davis, jennykate.com; Tom Hallman Zdjęcia na okładce: Dreamstime.com: Aleksandar Radovanovic; iStock: Tweetyclaw, DigiClicks, Elenathewise, Tree4Two, kaetana_istock Mapa: Jacek Majerczak Redaktor prowadząca: Agnieszka Górecka Redaktor naczelna: Agnieszka Hetnał Wydawnictwo Pascal sp. z o.o. ul. Zapora 25 43-382 Bielsko-Biała www.pascal.pl Bielsko-Biała 2015 ISBN 978-83-7642-592-4 eBook maîtrisé par Atelier Du Châteaux Strona 4 Dla Mindy i Rory’ego Każde z nas może opowiedzieć własną historię, odwołując się do losu, szczęścia lub wyboru, i nigdy nie będziemy wiedzieć z całą pewnością, co właściwie kieruje naszym życiem. Sheena Iyengar, The Art of Choosing (Sztuka wyboru) Strona 5 Dzie​sięć naj​waż​niej​szych fak​tów do​ty​czą​cych Bel​le-Île Strona 6 1. Leży z dala od lądu ni​czym usma​ż o​n a na ma​śle tłu​sta sola, ale szkie​let ma z błę​kit​n o​z ie​lo​n e​‐ go gra​n i​t u. 2. Znaj​du​je się na Oce​a nie Atlan​t yc​kim, dzie​sięć mil od wy​brze​ż y Bre​t a​n ii, w Za​t o​ce Bi​skaj​‐ skiej. 3. Twar​de kli​f y o ostrych zę​bach uno​szą ku gó​rze jej zło​ci​ste pola ni​czym ofia​rę dla daw​n ych bo​‐ gów. 4. Sto pięć​dzie​siąt dwie małe wio​ski, z któ​rych więk​szość li​czy za​le​d​w ie po kil​ka do​m ów, wy​‐ grze​w a​ją się w słoń​cu w do​li​n ach prze​ci​n a​n ych przez szem​rzą​ce po​t o​ki albo kulą się pod osło​n ą ni​skich pa​gór​ków. 5. Każ​da osa​da ma wła​sny cha​rak​t er, har​m o​n o​gram i hi​sto​rię. Każ​da ma też swo​ją kro​w ę. I ta​‐ jem​n i​cę. (Do kogo na​le​ży ta kro​wa?). 6. Każ​da wio​ska współ​dzie​li rytm dnia ze wszyst​kim in​n ym, po​n ie​w aż ży​cie wy​spy re​gu​lu​ją pły​w y oce​a nu. Far​m y, pla​ż e, ska​li​ste wy​brze​ż e, zwo​dzo​n e mo​sty, ło​dzie ry​bac​kie, mał​ż e za​‐ grze​ba​n e w mule, roz​t ań​czo​n e sar​dyn​ki, któ​re wkrót​ce sta​n ą się da​n iem dnia wy​pi​sa​n ym kre​dą na ta​bli​cy przed na​le​śni​kar​n ią Gu​e rveur, na​w et sznu​ry roz​chy​bo​t a​n ych tu​ry​stów na ro​w e​rach blo​ku​ją​cych dro​gi na wy​spie – wszyst​ko zda​je się wzma​gać i słab​n ąć, uno​sić i opa​‐ dać, zgod​n ie z od​pły​w a​m i i przy​pły​w a​m i, któ​re nad​cho​dzą dwa razy w cią​gu dnia i dwa razy w cią​gu nocy. 7. Jest tu pięk​n ie, czę​sto dra​m a​t ycz​n ie pięk​n ie. 8. Ale jak za​w sze, pięk​n o ma swo​ją cenę. W lip​cu i sierp​n iu jest tu za dużo tu​ry​stów, cho​ciaż są bło​go​sła​w ień​stwem dla lo​kal​n ej go​spo​dar​ki. Ist​n ie​je pre​sja, by od​sprze​da​w ać pola upraw​n e pod nowe in​w e​sty​cje. Pro​blem sta​n o​w i za​n ie​czysz​cze​n ie śro​do​w i​ska, głów​n ie z po​w o​du prze​sta​rza​łych szamb. Mło​dzi lu​dzie nie mogą zna​leźć pra​cy na mia​rę swo​je​go wy​kształ​ce​‐ nia i mu​szą prze​n o​sić się na sta​ły ląd. Moja żona Min​dy, któ​ra opu​ści​ła swo​je ro​dzin​n e Ha​‐ wa​je, wie, że to może być bo​le​sne: gdy czło​w iek raz wy​je​dzie, jego ży​cie zmie​n ia się bez​‐ pow​rot​n ie. 9. Wy​spa tar​ga​n a jest sta​rym i wciąż nie​z a​ż e​gna​n ym dra​m a​t em. Gdy przy​by​w a się do Le Pa​la​‐ is, oto​czo​n e​go mu​rem por​t u po osło​n ię​t ej stro​n ie wy​cho​dzą​cej na fran​cu​skie wy​brze​ż e, na​‐ szym oczom otwie​ra się wi​dok ślicz​n y jak z pocz​t ów​ki. Na za​chod​n im brze​gu, traf​n ie na​‐ zwa​n ym Côte Sau​v a​ge, Dzi​kim Wy​brze​ż em, wy​spa rów​n ież pre​z en​t u​je wa​lecz​n e ob​li​cze, ale po​z o​sta​je uwię​z io​n a w burz​li​w ym związ​ku ze zdra​dziec​ką Za​t o​ką Bi​skaj​ską i bo​le​śnie od​czu​w a zmien​n e na​stro​je mo​rza. Kli​f y się kru​szą, ciem​n e zwa​ły wo​do​ro​stów za​ście​ła​ją pla​ż e, walą się całe rzę​dy cy​pry​sów, roz​dzie​ra​jąc zie​m ię ko​rze​n ia​m i. Ry​ba​cy i tu​ry​ści zo​sta​ją za​bra​n i przez wodę, by stać się przy​n ę​t ą dla kra​bów. Po sztor​m ie wcze​snym ran​kiem wy​‐ spa pró​bu​je prze​ko​n ać, że jej siń​ce nic nie zna​czą, my​dląc wam oczy roz​świe​t lo​n y​m i słoń​‐ cem mgła​m i i wyż​szy​m i od czło​w ie​ka hał​da​m i pia​n y gro​m a​dzą​cy​m i się w za​t ocz​kach i po​t o​‐ kach. Ale cień prze​m o​cy w jej oczach nie daje wam spo​ko​ju. Ni​g ​d y nie od​wra​c aj​c ie się ty​łem do mo​rza. Strona 7 10. Rów​n o​cze​śnie kli​m at wy​spy ła​go​dzi przy​jem​n e łech​t a​n ie ko​n iusz​ka Golf​sztro​m u. Jest tu mnó​stwo słoń​ca, mniej desz​czu niż na sta​łym lą​dzie, zda​rza​ją się też okre​sy roz​iskrzo​n ej szkli​stej ci​szy, któ​ra la​t em przy​n o​si cza​sa​m i coś, co miej​sco​w i na​z y​w a​ją beau temps, pięk​n ą po​go​dą: dzień lub dwa cie​płej, bez​w ietrz​n ej ja​sno​ści i spo​ko​ju o psy​cho​de​licz​n ym nie​m al​ż e cha​rak​t e​rze, kie​dy to krzy​ż a​ki tka​ją wy​sa​dza​n e dia​m en​t a​m i rosy ar​ra​sy wzdłuż ście​ż ek w do​li​n ie, pod no​ga​m i śmi​ga​ją lśnią​ce zie​lo​n e jasz​czur​ki, a lu​dzie roz​m a​w ia​ją szep​t em peł​n i in​stynk​t ow​n e​go lęku i czci. In​n y​m i sło​w y, ta wy​spa nie bez po​w o​du nosi na​z wę Bel​le-Île, czy​li Pięk​n a Wy​spa. Strona 8 Wskazówki Po otwarciu domu Bonjour et bienvenue, Witajcie! Jest kil​ka rze​czy, któ​re trze​ba zro​bić na​t ych​m iast po otwar​ciu domu. Prze​czy​t aj​cie pro​szę uważ​n ie WSZYST​KIE po​n iż​sze wska​z ów​ki. Po pierw​sze, prze​pra​szam, je​śli oce​a n był wzbu​rzo​‐ ny pod​czas prze​pra​w y pro​m em. Mamy na​dzie​ję, że nikt nie cier​piał na cho​ro​bę mor​ską. Je​śli ko​goś jed​n ak do​pa​dła, pro​szę spraw​dzić i oczy​ścić po​de​szwy jego (oby nie wa​szych) bu​t ów. Uwa​ga: Nie za​czy​n aj​cie się roz​pa​ko​w y​w ać ani pić tego moc​n e​go drin​ka, choć jest jak naj​‐ bar​dziej za​słu​ż o​n y, ani uga​n iać się za ko​t a​m i, jasz​czur​ka​m i czy gwiazd​ka​m i fil​m o​w y​m i, żeby nie wiem jak były uro​cze, do​pó​ki nie wy​ko​n a​cie wszyst​kich wstęp​n ych za​dań. W prze​ciw​n ym ra​z ie może dojść do ma​łej ka​t a​stro​f y, ta​kiej jak brak go​rą​cej wody do ką​pie​li, albo i więk​szej, w ro​dza​ju od​krę​co​n ych kra​n ów za​le​w a​ją​cych pię​t ro. Ale być może jesz​cze nie do​t ar​li​ście na miej​sce. Może czy​t a​cie z wy​prze​dze​n iem (za​le​ca​n e) albo też, jak my przed trzy​dzie​stu laty, przy​je​cha​li​ście i oto sto​icie w sa​m ym środ​ku ma​łej wio​‐ ski, nie ma​jąc po​ję​cia, gdzie je​ste​ście ani gdzie znaj​du​je się cha​t a, któ​rą mu​si​cie od​szu​kać, nie wi​dząc ni​g​dzie żad​n ej na​z wy uli​cy ani nu​m e​ru domu. Je​śli je​ste​ście w tej dru​giej sy​t u​a cji, na​le​‐ ży mieć na​dzie​ję, że scho​w a​li​ście te wska​z ów​ki w ta​kie miej​sce, skąd bę​dzie je ła​t wo wy​jąć. Bo się wam przy​da​dzą. Jak znaleźć dom Wy​obraź​cie so​bie wio​skę jako ro​w er le​ż ą​cy na boku wśród pól. Na​sze pierw​sze py​li​ste skrzy​ż o​‐ wa​n ie to pia​sta tyl​n e​go koła, któ​rej szpry​chy wy​z na​cza​ją czte​ry cie​n i​ste dro​gi. Na​le​ż y wy​brać tę po pra​w ej, bie​gną​cą pod górę. Pierw​szy dom, któ​ry mi​n ie​cie, spra​w ia wra​ż e​n ie pra​w ie za​w a​lo​n e​go lub opusz​czo​n e​go. W oknach nie ma szyb, a ka​m ien​n e ścia​n y bez za​pra​w y mu​rar​skiej po​ra​sta wi​n o​rośl, któ​ra Strona 9 zda​je się je​dy​n ym, co je przy​t rzy​m u​je. Może zo​ba​czy​cie dam​ską bie​li​z nę su​szą​cą się tu i ów​dzie na krza​kach. Albo małe kot​ki. Praw​do​po​dob​n ie nie uda się wam do​strzec Su​z an​n e, zwłasz​cza je​śli prze​czu​ła wasz przy​jazd czy też w ogó​le przy​by​cie ko​goś ob​ce​go, ale to jej dom. Na​stęp​n y, w środ​ku na​sze​go sze​re​gu trzech bu​dyn​ków, jest mały wą​ski do​m ek, po​m a​lo​w a​‐ ny lśnią​cą bia​łą far​bą, z ró​ż o​w y​m i i zie​lo​n y​m i zdo​bie​n ia​m i pod oka​pem oraz wo​kół okien i drzwi. Wszy​scy wy​krzy​ku​ją, jaki to on jest ślicz​n y i do​sko​n a​ły, więc śmia​ło, wy też piszcz​cie: „Jaki słod​ki!”. Przy​w y​kli​śmy już do tego. Data jego bu​do​w y zo​sta​ła wy​ry​t a na nad​pro​ż u: MDCC​CXLII. Pew​n ie ta cheł​pli​w a pa​ra​a n​‐ tycz​n ość po​do​ba się tu​ry​stom, ale do wa​szej wia​do​m o​ści: to nie jest nasz dom. Nasz dom to ten na​stęp​n y, idąc ścież​ką w górę, ku nie​bu i za​cho​do​w i słoń​ca. Jest star​szy od tego ślicz​n e​go z datą – wła​ści​w ie w ca​łej wio​sce za​cho​w ał się tyl​ko je​den bu​dy​n ek star​szy od na​sze​go – ale tym, co robi naj​w ięk​sze wra​ż e​n ie na miej​sco​w ych, jest fakt, że ni​g​dy nie trzy​‐ ma​n o w nim zwie​rząt go​spo​dar​skich. Na Bel​le-Île to świa​dec​t wo naj​w yż​szej kla​sy. Jak​by was to cie​ka​w i​ło, dom zo​stał zbu​do​w a​n y po​n ad sto osiem​dzie​siąt lat temu, a przez cały ten czas trze​ba było je​dy​n ie wy​m ie​n ić de​ski pod​ło​go​w e i łup​ko​w e da​chów​ki – jed​n o i dru​gie raz. Ka​m ien​n e ścia​n y i więk​szość be​lek są ory​gi​n al​n e. Mamy na​dzie​ję, że to wszyst​ko wy​w rze na was wy​star​cza​ją​co duże wra​ż e​n ie, żeby od​w ró​‐ cić wa​szą uwa​gę od łusz​czą​cej się far​by, od​kry​t ych ka​bli i po​gię​t ych gwoź​dzi, od po​pę​ka​n ych szyb szaf​ki, ko​śla​w ych me​bli, któ​re wy​glą​da​ją tak, jak​by w każ​dej chwi​li mia​ły się roz​le​cieć, od po​pla​m io​n ych smo​łą zie​lo​n ych ny​lo​n o​w ych sie​ci ry​bac​kich za​w ie​szo​n ych mię​dzy kro​kwia​m i jak ha​m a​ki, po​czer​n ia​łe​go ko​m i​n a i tak da​lej. Ale mamy świa​do​m ość, że spra​w a jest bez​n a​dziej​n a. Nic nie za​t rze fak​t u, że wła​ści​w ie ku​pi​li​śmy ru​inę, któ​ra na​dal, po tylu la​t ach, cze​ka na re​‐ mont. Do​brze cho​ciaż, że nas tam nie ma i nie wi​dzi​m y wa​szych min. To miał być żart, jak​by co. Więc śmia​ło, śmiej​cie się – z tego dow​ci​pu, z tego domu, z nas. Przy​w y​kli​śmy do tego. Klucz… …jest u Su​z an​n e. Tak, wła​ści​ciel​ki tej dru​giej ru​iny w na​szym sze​re​gu do​m ów. Ta star​sza pani jest na​szą bre​t oń​ską przy​ja​ciół​ką i byłą pa​ster​ką, za​w sze szy​kow​n ie ubra​n ą w nie​bie​ską su​‐ kien​kę i nie​bie​ski far​t uch w kwiat​ki. Jej czar​n e wło​sy mogą spra​w iać wra​ż e​n ie, jak​by ni​g​dy nie wi​dzia​ły wnę​t rza sa​lo​n u fry​z jer​skie​go Elle-Lui Sa​lon du Co​if​f eur w Le Pa​la​is, ale to nie​praw​da. Su​z an​n e cho​dzi do fry​z je​ra ja​kieś czte​ry razy w roku. Jest koło osiem​dzie​siąt​ki. To wspa​n ia​ła ogrod​n icz​ka – w ca​łej wio​sce ro​sną jej kwia​t y. Cho​dzi po oko​li​cy z sa​dzon​ka​m i w kie​sze​n iach nie​bie​skie​go far​t u​cha i wsu​w a je w szcze​li​n y w ka​m ien​n ych mu​rach i w luki w za​ro​ślach. My​ślę, że nimi roz​m a​w ia. (W każ​dym ra​z ie po​ru​sza war​ga​m i). Je​ste​śmy pra​w ie pew​n i, że Su​z an​n e to se​kret​n a dru​id​ka, wy​w o​dzą​ca się z We​n e​t ów, Cel​‐ tów czy jak tam na​z y​w a się ta kul​t u​ra się​ga​ją​ca cza​sów przed​chrze​ści​jań​skich. Wte​dy to Rzy​‐ Strona 10 mia​n ie pod wo​dzą Ju​liu​sza Ce​z a​ra pod​bi​li Ga​lię oraz Bry​t a​n ię i ze​pchnę​li wszyst​kich ucie​ka​ją​‐ cych cel​t yc​kich Bry​t ów i Bre​t oń​czy​ków do śle​pe​go za​uł​ka, ja​kim był pół​w y​sep zwa​n y Bre​t a​n ią. Su​z an​n e ma ta​kich wła​śnie nie​z wy​kłych przod​ków i spę​dzi​ła całe ży​cie na ob​sza​rze o pro​m ie​‐ niu trzech mil od na​szej wio​ski. Wy​brze​ż e Bre​t a​n ii znaj​du​je się w od​le​gło​ści za​le​d​w ie dzie​się​ciu mil i ła​t wo prze​pra​w ić się tam z Bel​le-Île pro​m em, ale dla Su​z an​n e rów​n ie do​brze mo​gło​by to być dzie​sięć ty​się​cy, je​śli wziąć pod uwa​gę licz​bę jej od​w ie​dzin na sta​łym lą​dzie. Wio​ska Ker​bor​dar​do​ué za​w sze była pięk​n a, ale gdy zja​w i​li​śmy się w niej po raz pierw​szy, jej uro​da po​z o​sta​w a​ła w ukry​ciu. Na​t o​m iast od​kąd Su​z an​n e wpro​w a​dzi​ła się tu przed dwu​dzie​stu laty, głów​n a dro​ga pro​w a​dzą​ca od jej ka​m ien​n ej szo​py do na​sze​go domu sta​ła się mi​n ia​t u​ro​‐ wym Wi​szą​cym Ogro​dem Ba​bi​lo​n u, peł​n ym ki​w a​ją​cych wiel​ki​m i gło​w a​m i hor​t en​sji, drob​n ych czer​w o​n ych i żół​t ych aza​lii, zu​chwa​le ru​m ia​n ych róż, fio​le​t o​w ych hia​cyn​t ów, sto​kro​t ek, a ostat​‐ nio dzię​ki roz​m o​kłej zie​m i w miej​scach, gdzie co wie​czór płu​cze​m y na​sze de​ski sur​f in​go​w e i kom​bi​n e​z o​n y pian​ko​w e, tak​ż e de​li​kat​n ych fio​le​t o​w o-bia​łych li​lii, któ​re Su​z an​n e prze​sa​dza tu z od​w ie​dza​n ych przez sie​bie ba​gien​n ych oko​lic i ukry​t ych źró​de​łek. Je​śli cho​dzi o samą Su​z an​n e, to jest nie​śmia​ła. Po​ro​z u​m ie​w a się za po​śred​n ic​t wem swo​ich kwia​t ów, de​li​kat​n e​go jed​n o​z ęb​n e​go uśmie​chu i ko​ro​n ek. Kie​dy spo​t ka​li​śmy ją (a ra​czej do​strze​‐ gli​śmy) po raz pierw​szy, do​słow​n ie przed nami ucie​ka​ła. Prze​m y​ka​ła po wio​sce tu i tam, zbyt szyb​ko, by ją do​go​n ić, a co do​pie​ro za​t rzy​m ać na chwi​lę roz​m o​w y. Przez ja​kiś czas wszy​scy na​‐ zy​w a​li ją La Fem​me Sau​va​g e, Dzi​ka Ko​bie​t a. Zga​dzam się, to nie​f or​t un​n e prze​z wi​sko. Prze​sta​li​śmy go uży​w ać po tym, jak do​strze​gli​śmy Su​z an​n e, sie​dząc przy ogro​do​w ym sto​le przed do​m em Gwe​n ed, ka​w a​łek da​lej przy tej sa​m ej ulicz​ce. Wśród go​ści było paru dość na​dę​t ych pa​ry​ż an, wy​n aj​m u​ją​cych dom z datą MDCC​CXLII, są​sia​du​ją​cy z na​szym. Ktoś z nich po​sta​n o​w ił dla dra​ki za​kraść się od tyłu i z za​sadz​ki wy​sko​‐ czyć na Su​z an​n e, za​glą​da​ją​cą nie​śmia​ło przez ży​w o​płot. „La Fem​me Sau​va​g e!” – za​śmie​w a​li się, pa​t rząc, jak z roz​w ia​n ą spód​n i​cą i far​t u​chem prze​ska​ku​je przez rów niby wiel​ki pod​sta​rza​ły kró​li​czek i ucie​ka gdzieś w pola. Nie są​dzę, by kie​dy​kol​w iek było mi bar​dziej wstyd niż wte​dy, bo sie​dzia​łem tam i nic nie po​w ie​dzia​łem. Je​stem prze​ko​n a​n y, że to przez tych pa​ry​ż an trze​ba było przez cały rok na​m a​w iać Su​z an​‐ ne, by wró​ci​ła do wio​sko​w e​go ży​cia. Za​jął się tym le vi​c om​te, wi​ceh​ra​bia, sta​ry gbu​ro​w a​t y pa​‐ triar​cha na​szej wio​ski. Mam na​dzie​ję, że bę​dzie​cie mie​li oka​z ję go po​z nać. Ary​sto​kra​t ycz​n y, acz de​m o​kra​t ycz​n y w swo​im po​strzę​pio​n ym czar​n ym swe​t rze. „Le Vic” pry​cha po​gar​dli​w ie: „trop snob”, „co za sno​by”, ile​kroć jego bar​dziej wy​kwint​n i go​ście za​dzie​ra​ją nosa – a wie​lu robi to w po​czu​ciu, że tego wła​śnie wi​ceh​ra​bia ocze​ku​je. Le Vic trak​t u​je Su​z an​n e z po​błaż​li​w ą, lecz ser​decz​n ą uwa​gą, zda​jąc so​bie, jak są​dzę, spra​w ę, że obo​je są przed​sta​w i​cie​la​m i gi​n ą​ce​go ga​t un​ku – wio​sko​w y hra​bia i pa​ster​ka – więc mają wię​‐ cej wspól​n e​go ze sobą na​w za​jem niż z póź​n iej​szy​m i przy​by​sza​m i. Jego dom znaj​du​je się na sa​m ym po​cząt​ku na​szej uli​cy, obok ruin, któ​rych ma​low​n i​czą ruj​n a​cję pie​czo​ło​w i​cie pod​t rzy​m u​‐ je sam Le Vic, jego żona Yvon​n e oraz ich dzie​ci, Thier​ry i Phi​lip​pe, pod​czas gdy ich wła​sny bie​lo​‐ ny wap​n em dom jest bar​dzo za​dba​n y. Strona 11 Na​w ia​sem mó​w iąc, to wła​śnie Su​z an​n e wy​dzier​ga​ła ko​ron​ko​w e fi​ran​ki, któ​re zdo​bią na​sze okna, praw​dzi​w e cu​deń​ka. Kie​dy ją po​z dro​w ić, ru​m ie​n i się ni​czym osiem​dzie​się​cio​let​n ia na​sto​‐ lat​ka. Więc je​śli nie​z byt pew​n ie czu​je​cie się we fran​cusz​czyź​n ie albo je​ste​ście zde​n er​w o​w a​n i lub zmę​cze​n i po dłu​giej po​dró​ż y, a nad​szedł już póź​n y wie​czór, nie przej​m uj​cie się. Sama bę​dąc nie​śmia​ła, Su​z an​n e jest bie​gła w du​ka​n iu. Ale pod​czas gdy ona sama uni​ka to​w a​rzy​stwa, za​z wy​czaj nie​t rud​n o ją zna​leźć. Na ogół krę​ci się gdzieś w po​bli​ż u. Je​śli nie ma jej w szo​pie u szczy​t u na​szej ulicz​ki, sprawdź​cie w go​spo​‐ dar​stwie, do któ​re​go pro​w a​dzi dro​ga od​cho​dzą​ca od środ​ka pierw​sze​go tu​n e​lu z drzew, któ​rym tu je​cha​li​ście. Su​z an​n e re​gu​lar​n ie od​w ie​dza tam Ma​da​m e Mor​ga​n e, swo​ją naj​lep​szą przy​ja​ciół​‐ kę jesz​cze z dzie​ciń​stwa. Ma​da​m e Mor​ga​n e sta​n o​w i ka​m ień wę​giel​n y na​szej wio​ski, nie tyle z po​w o​du ak​t yw​n o​ści, jak Le Vic do​glą​da​ją​cy ruin czy Su​z an​n e kwia​t ów, ale ze wzglę​du na sta​t us ostat​n iej miesz​kan​‐ ki osa​dy, któ​ra uro​dzi​ła się tu​t aj, miesz​ka​ła tu i pra​co​w a​ła przez całe ży​cie (nie li​cząc czte​rech lat na sta​łym lą​dzie pod​czas hi​t le​row​skiej oku​pa​cji). Li​czy​m y się z jej sło​w a​m i. Jej obec​n ość na​‐ da​je wagę przy​pad​ko​w e​m u spo​t ka​n iu, jej apro​ba​t a ma zna​cze​n ie. Sło​w o ostrze​ż e​n ia: jej dez​‐ apro​ba​t a jest dru​z go​czą​ca. Ta wdo​w a po rol​n i​ku nosi po​pu​lar​n e oraz wpły​w o​w e na​z wi​sko i sta​n o​w i, wraz z Su​z an​n e, ostat​n ie ogni​w o łą​czą​ce Ker​bor​dar​do​ué z bre​t oń​ską tra​dy​cją agrar​n ą. (Brzmi to dość pre​t en​sjo​‐ nal​n ie, wiem, ale okle​pa​n e okre​śle​n ie „chłop​stwo” by​ło​by ob​raź​li​w e i nie​ści​słe. Ci lu​dzie są wła​‐ ści​cie​la​m i i ko​w a​la​m i wła​sne​go losu). Do Ma​da​m e Mor​ga​n e na​le​ż ą oko​licz​n e pola, a kie​dy tu przy​je​cha​li​śmy, po​sia​da​ła tak​ż e tu​z in krów. W prze​ci​w ień​stwie do Su​z an​n e wy​szła za mąż oraz ma dzie​ci i wnu​ki. Z tego po​w o​du za​w sze mówi się o niej ma​d a​me, pani, a o Su​z an​n e ma​‐ de​mo​isel​le, pan​n a. Żeby zna​leźć klucz do na​sze​go domu, trze​ba po​w ie​dzieć po fran​cu​sku: „Je cher​c he à Su​zan​ne pour la clé du ma​ison Wal​la​c e”. Do​słow​n ie zna​czy to: „Szu​kam Su​z an​n e dla klu​cza do domu Wal​‐ la​ce’ów”. Da​lej, spró​buj​cie to po​w ie​dzieć: „Ży szersz. La kle. Dju mezą Ło​las” (Wall-Ass). I pro​szę, sta​‐ raj​cie się nie chi​cho​t ać1). 1) Nazwisko Wallace w angielskiej transkrypcji francuskiej wymowy (wall-ass) znaczy „ścienny dureń” lub „ścienna dupa” (przyp. tłum.). Och, Min​dy mówi, że mój fran​cu​ski zno​w u jest nie​po​praw​n y. Wła​ści​w e zda​n ie brzmi… Su​‐ per, te​raz nie chce mi po​w ie​dzieć! • Strona 12 Mię​dzy sobą lu​bi​m y na​z y​w ać nasz dom Chez Je​a n​n ie, na cześć ostat​n iej przed​sta​w i​ciel​ki pierw​szej ro​dzi​n y, któ​ra tu miesz​ka​ła. Je​a n​n ie (Guer’ch) Mor​ga​n e była ciot​ką, mat​ką albo bab​‐ ką wie​lu miesz​kań​ców wio​ski, w tym rów​n ież Ma​da​m e Mor​ga​n e. Po​dob​n o try​ska​ła ener​gią i ra​do​ścią ży​cia. Ale tu​byl​cy, nie​sen​t y​m en​t al​n i, jak to wie​śnia​cy na ca​łym świe​cie (w każ​dym ra​z ie tak czy​t a​łem w książ​kach pi​sa​n ych przez sen​t y​m en​t al​n ych mia​sto​w ych), ku na​sze​m u zdzi​w ie​n iu nie do​ce​n i​li tego ge​stu, choć mie​li​śmy naj​lep​sze in​t en​cje. Dla nich ten dom jest nasz i mó​w ią o nim jako o „dju mezą Wall-Ass”. Nie​z byt to dla nas po​chleb​n e, zga​dzam się. No do​bra, do​t ar​li​ście na miej​sce. Oto dal​sze wska​z ów​ki: Elek​t ry​ka. Kie​dy otwo​rzy​cie drzwi, po pra​w ej stro​n ie zo​ba​czy​cie oszklo​n ą szaf​kę. Tam znaj​du​ją się włącz​n i​ki elek​t rycz​n e i za​w o​ry wody. Woda. W tej sa​m ej szaf​ce, na dole, są rury in​sta​la​cji wod​n ej wraz z za​w o​rem od​ci​n a​ją​cym. Otwórz​cie za​w ór do koń​ca. Uwa​ga: na zimę zo​sta​w ia​m y od​krę​co​n e kra​n y, żeby rury nie po​pę​‐ ka​ły. Pro​szę, idź​cie od razu na górę i sprawdź​cie kur​ki przy wan​n ie i umy​w al​ce, je​śli je​ste​ście pierw​szy​m i użyt​kow​n i​ka​m i w tym roku, bo wte​dy kra​n y pry​cha​ją, a chwi​lę po​t em try​ska z nich woda. Boj​ler. Żeby pod​łą​czyć wodę do boj​le​ra, po​dejdź​cie do sza​f y ścien​n ej na​prze​ciw​ko oszklo​n ej szaf​ki. Jest peł​n a sprzę​t u spor​t o​w e​go (ra​kiet te​n i​so​w ych, ki​jów gol​f o​w ych, płetw, ma​sek i fa​jek do nur​ko​w a​n ia, ku​szy, ko​stiu​m ów pian​ko​w ych, fris​bee, kul do gry; mo​ż e​cie z tego wszyst​kie​go ko​rzy​stać po tym, jak już wy​ko​n a​cie wszyst​kie kro​ki tych wska​z ó​w ek). Chce​cie do​pu​ścić wodę do boj​le​ra. W tym celu zaj​rzyj​cie za zbior​n ik wody – u jego pod​sta​w y przy ścia​n ie zo​ba​czy​cie czar​n y prze​łącz​n ik. Ustaw​cie go rów​n o​le​gle do pod​ło​gi. Po​w in​n i​ście usły​szeć pstryk​n ię​cie. Uwa​ga: nie do​t y​kaj​cie czer​wo​n e​go kur​ka. Nikt nie wie, do cze​go on słu​ż y. Są​dzi​m y, że jest po​łą​czo​n y z ta​jem​n ym rdze​n iem go​rą​cej mag​m y, któ​ra znaj​du​je się pod wy​‐ spą, a po włą​cze​n iu spo​w o​du​je świa​t o​w ą ka​t a​stro​f ę. Za ja​kieś trzy, czte​ry go​dzi​n y bę​dzie​cie mie​li go​rą​cą wodę. I bę​dzie na​praw​dę go​rą​ca. Bar​‐ dzo! Uwa​ż aj​cie, żeby się nie po​pa​rzyć. Je​śli jest was wię​cej, bierz​cie prysz​n ic – trzy​m a​jąc w ręku tę koń​ców​kę w kształ​cie słu​chaw​ki te​le​f o​n icz​n ej po​łą​czo​n ej z kra​n em za po​m o​cą węża. Na pew​n o do​strze​gli​ście brak za​słon​ki prysz​n i​co​w ej, więc pro​szę, ko​rzy​staj​cie z na​t ry​sku, sie​dząc w wan​n ie. W prze​ciw​n ym ra​z ie woda, któ​rą roz​pry​ska​cie po ca​łej ła​z ien​ce, z całą pew​n o​ścią prze​n ik​n ie przez szpa​rę w pod​ło​dze, zbie​rze się na su​f i​cie po​n i​ż ej i wresz​cie kap​n ie – plusk! – na stół w ja​dal​n i aku​rat w mo​m en​cie, gdy po​sta​w i​cie na nim przed głod​n y​m i go​ść​m i sa​łat​kę, sole meu​ni​ère i tar​t ę cy​t ry​n o​w ą. Za​z wy​czaj wody w zbior​n i​ku wy​star​cza na ja​kieś trzy i pół po​rząd​n ych prysz​n i​ców z rzę​du pod ko​n iec dnia, po pla​ż y, kie​dy naj​bar​dziej ich po​t rze​bu​je​cie. Poza tym woda szyb​ko na​grze​w a się po​n ow​n ie. Mimo to ten, komu przy​pad​n ie owo ostat​n ie pół prysz​n i​ca, bę​dzie się czuł wy​‐ sta​w io​n y do wia​t ru, więc uwa​ż a​m y, że po​m oc​n a oka​ż e się ro​t a​cja „pierw​szej ką​pie​li” – przy​kła​‐ Strona 13 do​w o: „Dziś jako pierw​szy bie​rze prysz​n ic Da​v id! Wczo​raj run​dę roz​po​czy​n ał Rory”. W ten spo​‐ sób nikt nie za​m ar​z ​n ie, a oso​ba z upodo​ba​n iem oku​pu​ją​ca ła​z ien​kę – a nie​w ąt​pli​w ie taka się tra​f i – szyb​ko na​uczy się umiar​ko​w a​n ia. (Uwa​ga do ro​dzeń​stwa, ku​z y​n ów i ro​dzi​ców ta​kich ła​z ien​ko​w ych oku​pan​t ów: kie​dy usły​szy​‐ cie, że w ła​z ien​ce leje się woda z kra​n u, mo​ż e​cie uznać za wska​z a​n e roz​po​czę​cie zmy​w a​n ia przy uży​ciu ogrom​n ych ilo​ści go​rą​cej wody). Ła​z ien​ka. Znaj​du​je się na gó​rze. Obok se​de​su zo​ba​czy​cie pu​deł​ka z che​m i​ka​lia​m i do szam​ba, któ​re nada​dzą wszyst​kie​m u słod​ki za​pach. Na​le​ż y umie​ścić dwa opa​ko​w a​n ia w musz​li klo​z e​t o​‐ wej i spłu​kać. Mimo to cza​sa​m i da się wy​czuć cha​rak​t e​ry​stycz​n y mdlą​cy za​pach, jak​by wy​z ie​w y uno​szą​ce się nocą, kie​dy cała wio​ska żyje za za​m knię​t y​m i drzwia​m i, a okna po​kry​w a​ją się mgieł​ką od tych wszyst​kich ko​lej​n ych ką​pie​li. Na​le​ż y igno​ro​w ać ten odór, bo zwra​ca​n ie na nie​go uwa​gi tyl​‐ ko go za​chę​ca. Tyl​ko dla ko​biet: za​uważ​cie, że w ła​z ien​ce znaj​du​je się tyl​ko jed​n o ma​leń​kie lu​ster​ko oraz w ca​łym domu nie ma żad​n ych in​n ych. Jest to ce​lo​w e dzia​ła​n ie dla wa​sze​go wła​sne​go do​‐ bra. Mo​ż e​cie oczy​w i​ście myć twarz oraz cze​sać wło​sy rano i po pla​ż y, poza tym jed​n ak za​le​ca​‐ my pie​lę​gno​w a​n ie ty​po​w e​go dla Bel​le-Île wy​glą​du swo​bod​n e​go spor​t o​w o-nad​m or​skie​go za​n ie​‐ dba​n ia, pa​su​ją​ce​go do opa​le​n i​z ny Coco Cha​n el, nad któ​rą pra​cu​je​cie. To samo ty​czy się ubrań. Ni​g​dy nie prze​bi​je​cie Fran​cu​z ek w Pa​ry​ż u, ale tu​t aj wszy​scy ro​bią so​bie prze​rwę od nad​‐ mier​n ych sta​rań. Te ku​ror​t o​w e na​w y​ki – prze​bie​ra​n ie się w nową kre​a cję trzy razy dzien​n ie – mo​ż e​cie spo​koj​n ie za​w ie​sić na koł​ku aż do po​w ro​t u na sta​ły ląd. I pro​szę, za​po​m nij​cie o ob​ca​‐ sach. Tra​dy​cyj​n e Bre​t on​ki nie bez po​w o​du no​si​ły drew​n ia​n e sa​bo​t y. Nie chce​cie prze​cież ugrzę​‐ znąć w bło​cie z po​w o​du szpi​lek od Ma​n o​lo Blah​n i​ka. Ta​kie za​n ie​dba​n ie sta​n o​w i osob​n y styl: le spor​tif. Och, Min​dy mówi, że chy​ba zgłu​pia​łem, je​śli są​dzę, że Fran​cuz​ki się tu nie sta​ra​ją. A niech to… A te​raz pod​kre​śla, że nie za​po​m nia​ła tam​t e​go lata, kie​dy to na​sza są​siad​ka, gwiazd​ka fil​‐ mo​w a, po​ło​ż y​ła swój ręcz​n ik tuż obok mo​je​go, zdję​ła pun​kroc​ko​w y T-shirt i od​sło​n i​ła to okrop​‐ ne czar​n e bi​ki​n i. Do​bra, do​bra – nie zda​w a​łem so​bie spra​w y z tego, co się dzie​je, do​pó​ki, no wie​cie, się nie sta​ło… (No i nie mia​łem po​ję​cia, że pa​t rzysz, skar​bie). Tyl​ko dla męż​czyzn: je​śli ma​cie dzie​ci płci mę​skiej, do​brze by było, gdy​by ta​t uś za​de​m on​‐ stro​w ał, jak dzia​ła kla​pa od se​de​su czy też jak nie dzia​ła, kie​dy usi​łu​je​cie wy​si​kać się na sto​ją​co. W mo​m en​cie, kie​dy aku​rat naj​m niej się tego spo​dzie​w a​cie – łup! – kla​pa opa​da jak gi​lo​t y​n a. Nie przej​m uj​cie się, je​śli spar​t a​czy​li​ście tę pre​z en​t a​cję. Na​w et je​śli wasz syn za​cznie mo​‐ czyć się w nocy, bo omal nie am​pu​t o​w a​li​ście so​bie wła​sne​go człon​ka, ma​cie szczę​ście – nie bez po​w o​du Bel​le-Île bywa na​z y​w a​n a „wy​spą psy​chia​t rów”. W Kar​bor​dar​do​ué jest dwóch, ko​lej​n i trzej miesz​ka​ją w są​sied​n ich wio​skach, a na pla​ż y wszy​scy sia​da​ją ra​z em, co uła​t wia za​się​gnię​‐ cie nie​f or​m al​n ej po​ra​dy. Strona 14 Ku​chen​ka/pie​kar​n ik. We Fran​cji uży​w a się pro​pa​n u do go​t o​w a​n ia, co jest cie​ka​w e, je​śli po​m y​‐ śleć o jego zna​ko​m i​t ym ku​char​skim ro​do​w o​dzie i o tym, że w Ame​ry​ce zbior​n ik z pro​pa​n em ko​ja​rzy się z gril​lem w ogro​dzie lub z pik​n i​kiem na par​kin​gu przed me​czem fut​bo​lo​w ym. Pod zle​w em znaj​du​je się nie​bie​ska bu​t la z pła​skim okrą​głym za​w o​rem na szczy​cie. Na​le​ż y go od​krę​cić do koń​ca. Od​cze​kaj​cie mi​n ut​kę i włącz​cie pal​n ik, po czym przy​łóż​cie do nie​go na pró​bę za​pa​lo​n ą za​pał​kę. Uwa​ga: na noc za​krę​ca​m y bu​t lę ga​z o​w ą. (Pew​n ie to już ta​kie neu​ro​‐ tycz​n e ame​ry​kań​skie po​dej​ście, ale kie​dy prze​czy​t a​cie o pie​kar​n i​ku, zro​z u​m ie​cie nasz punkt wi​dze​n ia). Waż​n a uwa​ga od​n o​śnie pie​kar​n i​ka: nie​ste​t y, stał się on tak nie​prze​w i​dy​w al​n y, że mu​si​m y po​w ie​dzieć: sta​raj​cie się uni​kać uży​w a​n ia go. Po​krę​t ła nic nie zna​czą, więc mo​ż e​cie są​dzić, że go wy​łą​czy​li​ście, a on ra​do​śnie na​peł​n ia się ga​z em. Ist​n ie​je przy​czy​n a, dla któ​rej te gał​ki są za​w od​n e. Pew​n e​go po​po​łu​dnia Devo, star​szy ku​‐ zyn na​sze​go syna Rory’ego, na​peł​n ił ku​chen​kę ga​z em, za​n im za​pa​lił pie​kar​n ik. Wy​buch, któ​ry w wy​n i​ku tego na​stą​pił, po​z ba​w ił go brwi i za​pusz​cza​n ej wła​śnie ma​łej bród​ki. Wy​strze​lił tak​ż e po​krę​t ła na całą kuch​n ię. Na obro​n ę Deva trze​ba po​w ie​dzieć, że pró​bo​w ał tyl​ko za​im​pro​w i​z o​‐ wać piz​z ę na cie​ście fran​cu​skim, któ​rej za​ż ą​dał Rory. Rory wie​dział, jak się włą​cza ku​chen​kę, ale był zbyt le​n i​w y, żeby się zwlec z „pe-efa” (jest to skrót, któ​ry przy​ję​li​śmy dla „pie​przo​n e​go fo​t e​la”, czy​li dla ma​łej ka​n ap​ki jak dla la​lek, o któ​rą chłop​cy biją się każ​de​go dnia). Tak więc Rory dyk​t o​w ał De​v o​v i sto​sow​n e wska​z ów​ki, wy​le​gu​jąc się na pe-efie niby ja​kiś mło​do​cia​n y Ka​li​gu​la, tak się jed​n ak zło​ż y​ło, że omi​n ął część mó​w ią​cą o na​t ych​m ia​sto​w ym za​pa​le​n iu za​pał​ki, aż upły​n ę​ło parę mi​n ut. Min​dy i ja zo​sta​li​śmy po​t em rzecz ja​sna oskar​ż e​n i przez chłop​ców o to, że po​szli​śmy sur​f o​‐ wać za​m iast go​t o​w ać, jak po​w in​n i​śmy byli na mocy Uni​w er​sal​n e​go Ro​dzi​ciel​skie​go Ko​dek​su Kar​n e​go. Zda​je mi się, że jed​n o po​krę​t ło wciąż jest gdzieś wbi​t e w ścia​n ę. Po​z o​sta​łe dyn​da​ją na ku​chen​ce i tyl​ko uda​ją, że dzia​ła​ją. (Słu​chaj​cie, usi​łu​je​m y na​pra​w ić ten pie​kar​n ik od trzech lat, ale fa​chow​cy ja​koś za​w sze mają co in​n e​go na gło​w ie – cho​ciaż​by tę gwiazd​kę fil​m o​w ą, słyn​n ą z mor​do​w a​n ia twar​dzie​li i no​‐ sze​n ia ga​t ek z czar​n e​go błysz​czą​ce​go wi​n y​lu, któ​ra stra​szy w tym upior​n ie bia​łym zam​ku za wio​ską). Aha, prze​pis na piz​z ę z kieł​ba​są cho​ri​z o z wy​ko​rzy​sta​n iem go​t o​w e​go cia​sta z su​per​m ar​ke​t u (nie cia​sta fran​cu​skie​go – Devo im​pro​w i​z o​w ał) znaj​du​je się w szu​f la​dzie z no​ż a​m i. Z ko​lei prze​pi​sy na słyn​n ą cze​ko​la​do​w ą pił​kę fut​bo​lo​w ą Min​dy i na na​le​śni​ki Ma​da​m e Mor​ga​n e są w szu​f la​dzie z fo​lią alu​m i​n io​w ą i kor​ko​cią​giem. Uwa​ga: ta nie​z no​śnie go​rą​ca, trzę​są​ca się i roz​‐ pa​da​ją​ca ko​lej​ka, któ​rą je​cha​li​ście dzi​siaj na czu​bek pół​w y​spu, gdzie znaj​du​je się przy​stań dla pro​m ów, na​z y​w a się le tire-bo​uchon. Kor​ko​ciąg. Spryt​n ie, co? In​n ych prze​pi​sów nie ma, książ​ki ku​char​skiej też nie. Po pro​stu ku​puj​cie do​bre lo​kal​n e pro​‐ duk​t y i go​t uj​cie. Uży​w aj​cie ma​sła do ja​jek i soli, a oli​w y do wszyst​kie​go in​n e​go, nie​w aż​n e, czy to zwie​rzę, ro​śli​n a czy mi​n e​rał. A je​śli znaj​dzie​cie tor​bę świe​ż ych sar​dy​n ek pod drzwia​m i, nie za​da​w aj​cie żad​n ych py​t ań – pędź​cie pro​sto do gril​la. Strona 15 Ko​m i​n ek. Dzia​ła spraw​n ie. Kie​dy ku​po​w a​li​śmy ten dom, był to bo​daj je​dy​n y po​z y​t yw w oczach na​sze​go są​sia​da Franc​ka. Tak czy owak, nie do​kła​daj​cie za dużo do ognia, zwłasz​cza na po​cząt​‐ ku, żeby dym zdą​ż ył po​le​cieć w górę ko​m i​n a i wy​su​szyć go po dłu​giej zi​m ie. Ogień w ko​m in​ku po ca​łym dniu na pla​ż y to miła spra​w a. Nie bój​cie się prze​ko​n ać o tym na wła​snej skó​rze. W prze​ci​w ień​stwie do pro​pa​n u, drew​n o pali się bez nie​spo​dzia​n ek, w prze​w i​dy​w al​n ym tem​pie. P.S. Grill na​le​ż y wy​sta​w ić z ko​m in​ka na pra​w ą stro​n ę domu, tam, gdzie bia​ła ścia​n a sty​ka się z szorst​kim ka​m ien​n ym mu​rem szo​py. W tym miej​scu wła​śnie przez całe lato gril​lu​je​m y te sar​dyn​ki, któ​re zna​leź​li​ście na pro​gu, po​dob​n ie jak ko​t le​t y ja​gnię​ce z mię​sa lo​kal​n ych ja​gniąt, pa​sia​ste bas​sy, ma​kre​le, kieł​ba​ski mer​gu​e z i chi​po​la​t a. Wy też mo​ż e​cie to zro​bić! P.P.S. Ro​w er też na​le​ż y wy​do​stać z ko​m i​n a, za​n im za​cznie​cie roz​pa​lać. Je​śli uda wam się umo​co​w ać łań​cuch tak, żeby nie spa​dał, mo​ż e​cie śmia​ło na nim jeź​dzić. Nie py​t aj​cie, dla​cze​go tam go trzy​m a​m y. To opo​w ieść na inną oka​z ję. Ryzykowne atrakcje To dzi​ka i su​ro​w a wy​spa, co sta​n o​w i część jej uro​ku. Nie je​ste​śmy bo​ją​cy​m i dud​ka​m i, ale pew​n e miej​sca, sy​t u​a cje, pły​w y i wa​run​ki oce​a nicz​n e omi​ja​m y sze​ro​kim łu​kiem. Na przy​kład tę pięk​n ą roz​le​głą pla​ż ę: na Don​n ant przy​pływ się​ga sied​m iu me​t rów, a kie​dy woda wzbie​ra, po​ja​w ia​ją się ogrom​n e grzy​w a​cze, któ​rym sta​w ić czo​ło zdo​ła​ją tyl​ko mi​strzo​w ie – dziec​ko lub sła​by pły​‐ wak mogą mieć kło​po​t y. Lu​dzie tam toną. A je​śli cho​dzi o tę gi​gan​t ycz​n ą, głę​bo​ką na trzy​dzie​‐ ści me​t rów pod​m or​ską ja​ski​n ię za​z na​czo​n ą na wszyst​kich ma​pach tu​ry​stycz​n ych, Grot​t e de L’Apo​t hi​ca​ire​rie, zy​ska​ła pocz​t ów​ko​w ą re​n o​m ę ze wzglę​du na wy​jąt​ko​w e pięk​n o – a tak​ż e na to, że co roku po​chła​n ia paru tu​ry​stów. Na wrzo​so​w i​skach nie bra​ku​je kol​co​li​stów i ostów, któ​re mogą po​rwać wam kost​ki na strzę​‐ py. Zu​peł​n ie jak w Psie Ba​s ke​rvil​le’ów jest tu parę skal​n ych otwo​rów od​pły​w o​w ych, w tym je​den głę​bo​ki na trzy​dzie​ści me​t rów, Le Trou de Va​z en. Kli​f y od stro​n y Côte Sau​v a​ge, Dzi​kie​go Wy​‐ brze​ż a, są bar​dzo stro​m e i ostre. Po​n ie​w aż jest tam tyle za​t o​czek i grot ku​szą​cych was z góry, ła​t wo moż​n a so​bie wy​obra​z ić, że wy​star​czy zejść na dół po tych ska​li​stych że​ber​kach i zro​bić so​‐ bie ro​m an​t ycz​n y pik​n ik na od​lu​dziu. No cóż, gdzie​n ie​gdzie to się może udać, gdzie in​dziej nie. Więc pil​n uj​cie swo​ich dzie​ci na skra​ju Côte Sau​v a​ge. I nie trać​cie zdro​w e​go roz​sąd​ku, za​chwy​ca​‐ jąc się tymi osza​ła​m ia​ją​cy​m i wi​do​ka​m i z góry; tu jest na​praw​dę wy​so​ko i bar​dzo ła​t wo o upa​‐ dek. Ja​kie inne ry​z y​kow​n e atrak​cje cze​ka​ją tu na was? Żony, zro​z u​m ia​ły​ście alu​z ję do gwiazd​ki fil​m o​w ej? Chło​py, na​przód patrz! Nie roz​dzia​w iać ust i wcią​gnąć brzu​chy. Nie pro​po​n uj​cie jej po​m o​cy do​m o​w ej. Ko​bit​ki, je​śli ma​rzy wam się mała ze​m sta, spró​buj​cie flir​t u à la fra​nça​ise. Po​‐ dob​n o przy​jeż​dża tu​t aj John​n y Depp, a jego dziew​czy​n a na pew​n o od​w ró​ci wzrok. (W koń​cu jest Fran​cuz​ką, praw​da?). O ro​m an​t ycz​n e rady mo​ż e​cie po​pro​sić ko​bie​t ę o wy​glą​dzie Cy​gan​ki, Strona 16 któ​ra krą​ż y po wio​sce o zmierz​chu, cała w pa​ste​lo​w ych wo​a lach ni​czym eme​ry​t o​w a​n a wer​sja Ste​v ie Nicks. Była ko​chan​ką Mar​lo​n a Bran​do. Se​rio. Po​w i​n ie​n em tak​ż e wspo​m nieć o by​kach. Wy​glą​da na to, że we fran​cu​skich rol​n i​ków wstą​pił duch ry​w a​li​z a​cji lub też po​czu​li się za​gro​ż e​n i w swym sta​t u​sie i za​czę​li ku​po​w ać byki roz​pło​do​‐ we, za​m iast po​le​gać na sztucz​n ym za​płod​n ie​n iu. Rzecz w tym, że owi rol​n i​cy by​w a​ją co​kol​‐ wiek nie​f ra​so​bli​w i, je​śli cho​dzi o dba​łość o swo​je ła​god​n ie na​e lek​t ry​z o​w a​n e ogro​dze​n ia; czę​sto są to zresz​t ą sła​be po​je​dyn​cze dru​t y, ła​do​w a​n e aku​m u​la​t o​rem sa​m o​cho​do​w ym. Wiem, że ta prze​stro​ga może się wam wy​dać moc​n o na wy​rost, ale je​śli za​uwa​ż y​cie, że wiel​kie pry​cha​ją​ce by​dle z ostry​m i ro​ga​m i wy​ka​z u​je czyn​n e za​in​t e​re​so​w a​n ie wami lub wa​szą czer​w o​n ą wia​t rów​ką, jak to się kie​dyś przy​da​rzy​ło mnie, naj​roz​sąd​n iej by​ło​by wiać w te pędy, zdej​m u​jąc rów​n o​cze​śnie wy​ż ej wspo​m nia​n ą wia​t rów​kę i rzu​ca​jąc ją na ja​kiś krzak, sa​m e​m u zaś sko​czyć do głę​bo​kie​go wą​w o​z u peł​n e​go kol​cza​stych je​ż yn. Ja prze​ż y​łem tę przy​go​dę, więc może i wam się uda. • Zobaczmy… Czy o czymś nie zapomniałem? A, tak… Za na​szym do​m em dro​ga skrę​ca w lewo i prze​cho​dzi w tu​n el drzew oraz usia​n y li​ść​m i pod​jazd. Gdy bę​dzie​cie iść pod górę po​m ię​dzy wy​so​ki​m i prze​ry​w a​n y​m i ży​w o​pło​t a​m i, nie​w ąt​pli​‐ wie nie​co oszo​ło​m ie​n i po​dró​ż ą i nad​m ia​rem wra​ż eń, przy​cią​ga​n i za​cho​dem słoń​ca lub też, wcze​snym ran​kiem, po​py​cha​n i ła​god​n ie w ple​cy cie​płą mi​go​t li​w ą dło​n ią wscho​dzą​ce​go słoń​ca, uwa​ż aj​cie na czer​w o​n y sznu​rek. Je​śli zo​ba​czy​cie, że coś ta​kie​go za​gra​dza wam dro​gę, nie idź​‐ cie ani kro​ku da​lej. Gdzieś w po​bli​ż u znaj​du​je się łucz​n icz​ka zen, mie​rzą​ca wła​śnie z trzy​m e​t ro​w e​go kle​jo​n e​go war​stwo​w o łuku ky​udo. Jest cała ubra​n a na bia​ło, ma czar​n ą szar​f ę i czer​w o​n ą opa​skę na gło​‐ wę. Przed każ​dym strza​łem me​dy​t u​je czter​dzie​ści mi​n ut. Nie wi​dzi was ani nie sły​szy, wpa​‐ trzo​n a jest w ma​leń​ką bia​łą pa​pie​ro​w ą tar​czę, przy​pię​t ą w od​le​gło​ści czter​dzie​stu me​t rów. Cze​kaj​cie. Cze​kaj​cie. Cze​kaj​cie na stu​kot tra​f ie​n ia. Albo na świst prze​la​t u​ją​cej strza​ły. Po​t em mo​ż e​cie iść da​lej. Nie za​t rzy​m uj​cie się, żeby się przed​sta​w ić. Gwe​n ed wła​śnie to​czy woj​n ę z ra​kiem, a to po​w aż​n a spra​w a, do​słow​n ie kwe​stia ży​cia i śmier​ci. Ma jesz​cze jed​n ą strza​łę do wy​cią​gnię​cia i wy​strze​le​n ia tego dnia, wa​sze​go pierw​sze​go w Ker​bor​dar​do​ué. Wierz​‐ cie mi, nie chce​cie wejść Gwe​n ed w dro​gę. Nagłe wypadki Strona 17 Po​li​cja. To nie do koń​ca praw​da, że na Bel​le-Île nie ma po​li​cji. La​t em dwóch czy trzech żan​dar​‐ mów za​w sze śmi​ga po ron​dzie w Le Pa​la​is w nie​bie​skich land ro​v e​rach, wy​pi​su​jąc man​da​t y i spraw​dza​jąc pla​kiet​ki z nor​m a​m i emi​sji spa​lin oraz do​w o​dy re​je​stra​cyj​n e po​jaz​dów. Pa​m ię​t aj​‐ cie o za​pię​ciu pa​sów bez​pie​czeń​stwa – ich brak to gwa​ran​t o​w a​n y man​dat. W Ko​dek​sie Na​po​le​‐ ona nie ma li​t o​ści dla tych, któ​rzy nie za​pi​n a​ją pa​sów. Na Bel​le-Île po​li​cja na​praw​dę jest nie​po​t rzeb​n a, bo nie ma tu prze​stęp​czo​ści. No do​bra, parę lat temu ja​kiś pod​stęp​n y zło​dziej buch​n ął mi wę​giel do gril​la i to nie raz, a dwa razy. To do​pie​ro in​t ry​ga na mia​rę Aga​t hy Chri​stie! Ale praw​dzi​w a prze​stęp​czość? Bar​dzo nie​w ie​le. Och, oczy​w i​ście wszy​scy mamy swo​je opo​‐ wie​ści o ulu​bio​n ych mor​der​stwach, za​rów​n o tych wy​ja​śnio​n ych, jak i nie​w y​ja​śnio​n ych, ale to są tyl​ko opo​w ie​ści i wy​spiar​skie plot​ki. (Nie​udo​w od​n io​n a po​z o​sta​je zwłasz​cza po​gło​ska o tu​ry​stach przy​jeż​dża​ją​cych tu, żeby za​m or​do​w ać swo​je mat​ki. Cała masa psy​chia​t rów spę​dza​ją​cych lato na wy​spie uwa​ż a za bar​dziej praw​do​po​dob​n e, że ta myśl po​ja​w ia się do​pie​ro po przy​by​ciu, naj​‐ pew​n iej po przej​rze​n iu menu na zam​ku nad mo​rzem i zo​rien​t o​w a​n iu się, że nie mogą so​bie obo​je po​z wo​lić na ho​m a​ra). Ist​n ie​je tak​ż e nie​w i​dzial​n a, ale po​n oć bar​dzo ak​t yw​n a siat​ka prze​m yt​n i​cza, wy​ko​rzy​stu​ją​‐ ca szyb​kie ło​dzie mo​t o​ro​w e, któ​re kur​su​ją wzdłuż wy​brze​ż a od Por​t u​ga​lii po Korn​w a​lię i wy​‐ mie​n ia​ją ła​dun​ki eks​t a​z y, ha​szy​szu i ko​ka​iny, prze​w o​ż ąc jed​n o​cze​śnie nie​le​gal​n ych imi​gran​‐ tów z pół​n oc​n ej Afry​ki. To, co i skąd o tym wiem, le​piej za​cho​w ać na inną oka​z ję i opo​w ie​dzieć nad ku​f lem piwa w ha​ła​śli​w ym ba​rze dla ma​ry​n a​rzy na na​brze​ż u Le Pa​la​is. (A po​t em, gdy chwiej​n ym kro​kiem bę​dzie​m y wra​cać do domu, roz​pły​n ie​m y się we mgle. Przy​pad​ko​w i świad​‐ ko​w ie usły​szą gło​śny plusk, ale ni​cze​go nie zo​ba​czą, a na​sze cia​ła ni​g​dy nie zo​sta​n ą od​n a​le​z io​‐ ne). Ogól​n ie rzecz bio​rąc, nie bę​dzie​cie po​t rze​bo​w a​li po​li​cji. Teo​re​t ycz​n ie. Straż po​ż ar​n a. Na​t o​m iast je​śli zda​rzy się wam ja​kiś na​gły wy​pa​dek, dzwoń​cie do stra​ż y po​ż ar​‐ nej, czy​li Les Pom​p iers. Oni zaj​m u​ją się wszyst​kim, w tym rów​n ież wzy​w a​n iem po​go​t o​w ia, ra​‐ tow​n i​ków czy he​li​kop​t e​ra ra​t un​ko​w e​go. Je​śli ktoś wy​sa​dzi dom w po​w ie​t rze, uży​w a​jąc pie​kar​‐ ni​ka na pro​pan, wpad​n ie do stud​n i, zła​m ie nogę albo uwięź​n ie w wą​w o​z ie peł​n ym je​ż yn, niech wzy​w a Les Pom​p iers. Czy mam ich nu​m er? Nie. My w ogó​le nie mamy te​le​f o​n u. O te​le​f o​n ach. Pa​m ię​t aj​cie, że przy​je​cha​li​ście tu na wa​ka​cje, ale je​śli na​praw​dę mu​si​cie za​dzwo​‐ nić gdzieś z ko​m ór​ki, bę​dzie​cie mu​sie​li pod​je​chać sa​m o​cho​dem, ro​w e​rem albo pójść pie​cho​t ą do głów​n ej dro​gi, usta​w ić się przy dwóch men​hi​rach, tych sto​ją​cych gła​z ach sprzed pię​ciu i pół ty​sią​‐ ca lat, i wy​m a​chi​w ać pię​ścią (trzy​m a​ją​cą ko​m ór​kę, ma się ro​z u​m ieć) w kie​run​ku nie​ba, prze​kli​‐ na​jąc przy tym siar​czy​ście. To w każ​dym ra​z ie naj​w y​raź​n iej dzia​ła w przy​pad​ku pa​ry​ż an. Och, i pa​m ię​t aj​cie, żeby stać twa​rzą w kie​run​ku wschod​n im – nie z ja​kichś mi​stycz​n ych czy re​li​gij​n ych po​w o​dów, ale dla​t e​go, że tam wła​śnie znaj​du​je się naj​bliż​szy prze​kaź​n ik. Strona 18 Kwe​stie zdro​wot​n e. Pani dok​t or Pley​bien, któ​rą mo​ż e​m y po​le​cić w głów​n ym mie​ście, Le Pa​la​is, to ener​gicz​n a, peł​n a we​rwy oso​ba, o du​ż ym ape​t y​cie in​t e​lek​t u​a l​n ym i ero​t ycz​n ym, któ​ry tak mała wy​spa może tro​chę ogra​n i​czać. Wspo​m i​n am o tym dla​t e​go, że nie​ste​t y rzu​ci​ła prak​t y​kę le​kar​ską w dia​bły i po​pły​n ę​ła w rejs mie​rzą​cym dwa​dzie​ścia me​t rów slu​pem z ca​łym ha​re​m em po​t en​cjal​n ych chło​pa​ków. Po​dej​rze​w am, że zo​sta​w ia za sobą kil​w a​t er zła​m a​n ych serc i roz​bi​‐ tych mał​ż eństw. A tak w ogó​le, je​śli bę​dzie​cie po​t rze​bo​w a​li kon​sul​t a​cji le​kar​skiej, za​py​t aj​cie w ap​t e​ce w mie​‐ ście. My​ślę, że mogę was za​pew​n ić, iż uzna​cie fran​cu​ski sys​t em opie​ki zdro​w ot​n ej za re​w e​la​‐ cję. Och, a je​śli bę​dzie​cie po​t rze​bo​w a​li psy​chia​t ry? Po pro​stu za​pu​kaj​cie do któ​rych​kol​w iek drzwi w wio​sce. Ist​n ie​je duże praw​do​po​do​bień​stwo, że ja​kie​goś znaj​dzie​cie. Albo jesz​cze le​piej znajdź​cie ja​kie​goś miesz​kań​ca, któ​ry tyl​ko cze​ka na to, żeby za​pro​sić ko​goś na kawę i miłą dłu​‐ gą po​ga​w ęd​kę. To może być bar​dzo krze​pią​ce, na​w et je​śli nie mó​w i​cie po fran​cu​sku. Ja nie mó​‐ wi​łem, w każ​dym ra​z ie nie​w ie​le, przez dłu​gi czas – i spójrz​cie na mnie te​raz. No, w każ​dym ra​z ie mi​n ę​ło ład​n ych parę lat, od​kąd za​pro​po​n o​w a​łem ko​m uś, że obe​t nę mu pe​n i​sa, bę​dąc świę​cie prze​ko​n a​n y, że pro​po​n u​ję sko​sze​n ie traw​n i​ka… A te​raz, gdy to wszyst​ko zo​sta​ło po​w ie​dzia​n e, wi​t aj​cie w Ker​bor​dar​do​ué, naj​pięk​n iej​szej wio​sce na ma​gicz​n ej Bel​le-Île! Tyl​ko nie do​t y​kaj​cie tej czer​w o​n ej rącz​ki na boj​le​rze z go​rą​cą wodą. Strona 19 Rozdział pierwszy Far breton Dzień jak co dzień w Kerbordardoué Wsta​ję o ósmej, przed in​n y​m i. La​t em na tej sze​ro​ko​ści geo​gra​f icz​n ej słoń​ce nie za​cho​dzi przed wpół do dzie​sią​t ej albo i dzie​sią​t ą, więc mam po​czu​cie, że jest jesz​cze wcze​śnie. Roz​ko​szu​jąc się ci​szą i po​ru​sza​jąc się ni​czym bre​t oń​ski nin​ja, na​sta​w iam wodę, za​pa​lam ku​chen​kę ga​z o​w ą, po ci​chu myję kie​lisz​ki do wina, ta​le​rzy​ki de​se​ro​w e i pu​ste bu​t el​ki z ubie​głe​go wie​czo​ru. Ostroż​n ie otwie​ram okno na​prze​ciw​ko ja​dal​n e​go sto​łu. Ol​brzy​m i kwit​n ą​cy krzew ła​du​je się do środ​ka. Co wie​czór trze​ba go wy​py​chać na ze​w nątrz, ni​czym ostat​n ie​go nie​t rzeź​w e​go go​ścia. Wdy​cham prze​sy​co​n e za​pa​chem ziół po​w ie​t rze, słu​cham bzy​cze​n ia psz​czół. Pla​cyk jest pu​sty, wio​ska mil​‐ czą​ca, nie​bo ró​ż o​w e od słoń​ca prze​n i​ka​ją​ce​go przez pu​szy​stą nad​m or​ską mgieł​kę. De​li​kat​n y chrzęst żwi​ru pod no​ga​m i sy​gna​li​z u​je po​ja​w ie​n ie się Su​z an​n e. Idzie z rę​ka​m i sple​cio​n y​m i za ple​ca​m i, a za nią bie​gnie mały ko​t ek. Ko​bie​t a ma na so​bie zwy​kły nie​bie​ski far​‐ tuch na zwy​kłej nie​bie​sko-czar​n ej szmi​z jer​ce, ten sam strój, któ​ry no​si​ła co​dzien​n ie przez ostat​n ie dzie​sięć lat, a pew​n ie w ogó​le przez całe swo​je do​ro​słe ży​cie. Ko​ciak do​ska​ku​je jej do pięt i trą​ca brzeg su​kien​ki. Su​z an​n e pod​cho​dzi do wgłę​bie​n ia w mu​rze. Dzię​ki od​n óż​kom, któ​re umie​ści​ła w wil​got​‐ nych szcze​li​n ach mię​dzy nie​rów​n y​m i ka​m ie​n ia​m i, po​w stał praw​dzi​w y Wi​szą​cy Ogród Ba​bi​lo​‐ nu. Jej pal​ce cią​gle mają ja​kieś za​ję​cie, upy​cha​ją i po​pra​w ia​ją sa​dzon​ki. Su​z an​n e wy​ry​w a kil​ka pę​dów, żeby scho​w ać je do kie​sze​n i far​t u​cha i prze​sa​dzić gdzie in​dziej. Po​t em znów spla​t a dło​‐ nie za ple​ca​m i i ru​sza da​lej w górę ulicz​ki, mija nasz dom, omia​t a wzro​kiem kwia​t y i krze​w y ro​sną​ce na wą​skim skraw​ku na​sze​go ogro​du, w więk​szo​ści za​sa​dzo​n e i do​glą​da​n e przez nią pod na​szą nie​obec​n ość, kie​dy by​li​śmy w Sta​n ach. Gdy​by pod​n io​sła wzrok, zo​ba​czy​ła​by mnie. Ale Su​z an​n e, jak więk​szość star​szych miesz​kań​ców wy​spy, sta​ra się nie za​glą​dać w okna ani otwar​t e drzwi. A w każ​dym ra​z ie, je​śli już to robi, uwa​ż a, żeby nie dać się przy​ła​pać. Syk wody wy​plu​w a​n ej przez czaj​n ik wy​ry​w a mnie z za​pa​t rze​n ia i przy​w o​łu​je z po​w ro​t em do ku​chen​ki. Su​z an​n e pew​n ie i tak wie, że na nią pa​t rzę. Strona 20 Stuk-stuk-stuk. Gdzieś za​czy​n a się pra​ca. Wy​glą​dam przez wy​dzier​ga​n e przez Su​z an​n e ko​‐ ron​ko​w e fi​ran​ki w okien​ku drzwi i do​strze​gam krót​ko ostrzy​ż o​n ą gło​w ę uno​szą​cą się nad li​n ią spa​dzi​ste​go, kry​t e​go da​chów​ką da​chu wy​so​kiej obo​ry po dru​giej stro​n ie pla​cy​ku. Trzy​m a​jąc w ustach z tu​z in gwoź​dzi, Loup kła​dzie na miej​sce ko​lej​n e łup​ko​w e da​chów​ki i stu​ka stuk-stuk- stuk. Ko​lej​n a da​chów​ka po​ło​ż o​n a, dzie​w ięć ty​się​cy wciąż cze​ka. Loup, umię​śnio​n y fa​cet z ogrom​n ym ta​t u​a żem przed​sta​w ia​ją​cym jego owczar​ka nie​m iec​‐ kie​go na bi​cep​sie, sa​m o​dziel​n ie re​m on​t u​je dłu​gi wą​ski bu​dy​n ek. Przy​w ró​cił ka​m ien​n ym, bu​do​‐ wa​n ym bez za​pra​w y mu​rar​skiej ścia​n om ze​w nętrz​n ym daw​n e pro​ste pięk​n o. Sam mu​siał się na​uczyć tej sie​dem​n a​sto​w iecz​n ej tech​n i​ki. Usu​n ął prze​gro​dy dla by​dła i po​ło​ż ył pod​ło​gę ze sta​‐ rych, oca​lo​n ych skądś dę​bo​w ych de​sek, a po​t em tam, gdzie kie​dyś gnieź​dzi​ły się i sra​ły ja​skół​ki, zro​bił pię​t er​ko. Pro​ro​ku​ję tej obo​rze świe​t la​n ą przy​szłość: bu​dy​n ek, któ​ry przez czter​dzie​ści lat stał za​po​m nia​n y i po​pa​dał w ru​inę, wkrót​ce bę​dzie moż​n a uznać za ele​ganc​ką za​byt​ko​w ą cha​‐ tę. Pa​ry​ż an​ki będą za​sta​w iać si​dła na Lo​upa, ale po​m ie​sza im szy​ki i prze​chy​t rzy je jego pierw​‐ sza mi​łość, pra​ca. Tym​cza​sem jesz​cze je​den sczer​n ia​ły ząb w krzy​w ym uśmie​chu Ker​bor​dar​do​‐ ué zo​sta​n ie zre​kon​stru​owa​n y. Odzia​n a w sty​lo​w e bla​do​n ie​bie​skie ciu​chy do bie​ga​n ia blon​d​w ło​sa żona z Za​w zię​t ej Pary wy​cho​dzi na pla​cyk i robi szyb​ki ze​staw skło​n ów oraz ćwi​czeń roz​cią​ga​ją​cych. Pięt​n a​ście lat temu para ta ku​pi​ła pu​stą par​ce​lę na​prze​ciw​ko nas, pole chwa​stów po​szat​ko​w a​n e za​rdze​w ia​ły​‐ mi że​la​z ny​m i przę​sła​m i, któ​re kie​dyś pod​t rzy​m y​w a​ły dach ja​kie​goś bu​dyn​ku go​spo​dar​cze​go. Przy​ję​li​śmy z Min​dy utra​t ę na​sze​go wi​do​ku – błę​kit​n e​go pasa mo​rza – ze sto​ic​kim spo​ko​jem. Są​dzi​li​śmy, że pew​n e​go dnia te przę​sła mo​gły​by sta​n o​w ić za​gro​ż e​n ie dla na​sze​go syna i in​‐ nych dzie​ci z wio​ski. Ale za​n im mie​li​śmy oka​z ję po​z nać ową parę, zło​ż y​ła ona w Ma​irie de Sau​z on, czy​li w me​‐ ro​stwie, urzę​dzie miej​skim, pla​n y bu​do​w y ogrom​n ej trzy​pię​t ro​w ej re​z y​den​cji. Kie​dy wy​star​‐ cza​ją​ca licz​ba osób rzu​ci​ła okiem i je za​t ka​ło, Gwe​n ed Łucz​n icz​ka prze​szła do ofen​sy​w y z wy​ko​‐ rzy​sta​n iem swe​go uro​ku oso​bi​ste​go. Para zmio​t ła ją w proch. Gwe​n ed przed​sta​w i​ła nasz pro​‐ test w me​ro​stwie, ale zo​sta​ła od​pra​w io​n a jako wła​ści​ciel​ka je​dy​n ie let​n ie​go domu, mimo że jej dzia​dek po​cho​dził z Bel​le-Île, a ona przy​jeż​dża​ła tu przez całe ży​cie. Kie​dy po​in​f or​m o​w a​ła mera o prze​pi​sach za​ka​z u​ją​cych wzno​sze​n ia trzy​pię​t ro​w ych bu​dyn​‐ ków, po​t rak​t o​w ał ją pro​t ek​cjo​n al​n ie. To prze​bra​ło miar​kę. Gwe​n ed prze​szła od domu do domu z pe​t y​cją, pierw​szą, jak mó​w io​n o, w hi​sto​rii wy​spy. Pe​t y​cję pod​pi​sa​ła mniej wię​cej po​ło​w a wła​‐ ści​cie​li let​n ich do​m ów, ale nie my – Gwe​n ed mia​ła po​czu​cie, że udział un étran​g er Améri​c a​in, cu​‐ dzo​z iem​ca Ame​ry​ka​n i​n a, przy​n ie​sie od​w rot​n y sku​t ek. Ro​do​w i​ci miesz​kań​cy po​sta​n o​w i​li nie skła​dać pod​pi​sów, tak sil​n a jest tu​t aj nie​chęć do na​rzu​ca​n ia in​n ym swo​je​go zda​n ia. Kie​dy Gwe​‐ ned wró​ci​ła do me​ro​stwa, mer wzru​szył ra​m io​n a​m i. „Ma​da​m e, ni​g​dy jesz​cze nie przed​sta​w io​‐ no nam pe​t y​cji i to nie jest mo​m ent, żeby wpro​w a​dzać ta​kie po​m y​sły”. Los tej par​ce​li po​z o​stał więc w rę​kach owdo​w ia​łej ma​t riar​chi​n i na​szej wio​ski, wła​ści​ciel​ki oko​licz​n ych pól. Mowy nie było, żeby su​ro​w a i po​w ścią​gli​w a Ma​da​m e Mor​ga​n e pod​pi​sa​ła coś rów​n ie na​chal​n e​go jak pe​t y​cja, zgo​dzi​ła się jed​n ak udać na pocz​t ę, są​sia​du​ją​cą z Ma​irie de Sau​‐