Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Thomas Dormandy - Krótka historia opium PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Krótka historia opium
Thomas Dormandy
Tłumaczenie: Patrycja Zarawska
Originally published by Yale University Press as OPIUM, REALITY’S DARK DREAM
Copyright © 2012 by Thomas Dormandy
All rights reserved.
Polish language translation © 2017 Wydawnictwo RM
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
[email protected], www.rm.com.pl
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek
formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie
z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez
pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące
w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami
zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło
wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie
udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku
odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji
zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione
o możliwości wystąpienia szkód.
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem:
[email protected]
ISBN 978-83-7773-727-9
ISBN 978-83-7773-869-6 (ePub)
ISBN 978-83-7773-870-2 (mobi)
Redaktor prowadzący: Agnieszka Trzebska-Cwalina
Redakcja: Anna Czubska
Korekta: Składnica Literacka
Nadzór graficzny: Grażyna Jędrzejec
Projekt graficzny okładki, książki i ilustracji: Studio GRAW
Edytor wersji elektronicznej: Tomasz Zajbt
Opracowanie wersji elektronicznej: Marcin Fabijański
Weryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
Strona 4
Dla Johna
i ku bezcennej pamięci Daisy
Strona 5
Spis treści
Wprowadzenie
CZĘŚĆ I: SOK
1 Skamieniałe bułeczki
2 Magiczne wysączenie
3 Dar bogów
4 Konkurencyjne mikstury
5 Affyon
6 Nasenna gąbka
7 Większy niż Celsus?
8 Tynktura i proszek
9 Nad brzegami Gangesu
10 Turecki łącznik
11 Romantyczne opium
12 Pałac rozkoszy w Xanadu
13 Opiumiści
14 Ludzie
15 Balsam na wszelkie boleści
CZĘŚĆ II: ESENCJA
Strona 6
16 Kształt snów
17 Najbardziej nikczemna z wojen
18 Żółte niebezpieczeństwo
19 Doktorzy rządzą
20 Głosy z Ameryki
21 Wyczerpanie nerwowe
22 Heroiczna substancja
23 Narodziny krucjaty
24 Wojna i pokój (tak jakby)
25 Ofiary i niedobitki
26 Nieświęte przymierza
27 Ćpuny
28 Strażnicy prawa
29 Zero tolerancji
30 Lekarstwo samego Boga
31 Kuracje odwykowe
32 Życie i śmierć narkotykowego barona
33 Utworzenie współczesnego narkostanu
34 Nowe szlaki, stare perypetie
Epilog
Podziękowania
Strona 7
Przypisy
Strona 8
Wprowadzenie
Sir William Osler nazwał je „lekarstwem samego Boga”. Jego
przyjaciel, wybitny chirurg i uzależniony, William Stewart
Halsted, okrzyknął je nikczemnym przekleństwem społeczeństwa.
Sprzeczne opinie o lekach są czymś powszechnym, ale takie
skrajne osądy mogą się odnosić tylko do jednego specyfiku.
Samo to, od jak dawna opium jest nieustannie w użyciu,
przesądza o jego niezwykłości. Pod tym względem prześciga je
być może tylko sfermentowany sok winogron, ale pojawienie się
opium jest bardziej godne uwagi. Aby rozpoczęła się fermentacja
alkoholowa, wystarczy trochę nadpsutych owoców w garnku
i kilka godzin słońca. Prehistoryczny człowiek mógł się
wzdrygnąć po pierwszym łyku, jednakże to, co po nim poczuł,
zapewne sprawiło, że sięgnął po następny łyk, a potem być może
po kolejny. Zbiór i przetworzenie soku makowego nie mogły być
tak przypadkowe. Uprawa maku to mordęga – tak było dawniej
i tak jest dzisiaj. Ponadto wymaga sporej znajomości rzeczy – to
Strona 9
też nie zmieniło się od tysiącleci. Przetwarzanie jest czasochłonne
i skomplikowane. Nie mogło wyewoluować bez mozolnego
eksperymentowania. Sfermentowanemu sokowi winogron można
było nadać boski smak. Naturalny sok mleczny z maku zawsze był
obrzydliwy w smaku. Mimo to człowiek epoki kamienia uprawiał
mak i przetwarzał jego sok, a odkąd specyfik został odkryty,
nigdy już nie poszedł w zapomnienie. Nawet w średniowieczu,
kiedy w Europie zaniechano uprawy maku, rozkwitła ona
w świecie muzułmańskim.
***
Jednak o unikatowości opium przesądzają nie tylko jego wiek,
sława i fakt, że pozostaje w użyciu od tak dawna. Jeszcze przed
odkryciem endorfin – czyli podobnych do morfiny substancji,
które ludzkie ciało wytwarza sobie samo – wielu uważało, że
opium w jakiś tajemniczy sposób jest „naturalne”. Mimo że mogło
poważnie zaburzać zachowanie, i tak uchodziło za część
normalnego funkcjonowania mózgu. Albo gdyby, wzorem
Kartezjusza, wierzyć w ten nieuchwytny dodatek, ludzką duszę
zagnieżdżoną w szyszynce, opium działałoby przez nią…
Sto lat przed Kartezjuszem XVI-wieczny lekarz – albo szarlatan –
Paracelsus, choć często błądził w mroku, miewał przebłyski
jasności umysłu, a nawet olśnienia. W jednym z nich porównał
działanie swojego laudanum do ponownego zapalania w duszy
świec wiary i nadziei, zgaszonych przez szkodliwe wichry
zwątpienia i rozpaczy. A w 1700 roku John Jones, autor pierwszej
nowożytnej monografii tego leku, przypisywał jego właściwości
nie, „jak sądzą niektórzy z moich kolegów o prostych umysłach,
atakującym mózg zewnętrznym oparom, wyziewom, aurom
i miazmatom (…). Cudownym skutkom jego działania nie można
się nadziwić, jako że jego Substancja Czynna (…) jest naturalnie
przenoszona w naszych tkankach (…), wywyższona przez Naturę,
aby nas stymulować, gdy to potrzebne”. Jego spostrzeżeń nie
przebadano przez trzysta lat, powszechne jednak było
Strona 10
przekonanie, że opium jest w jakiś sposób specyficznie naturalne
dla człowieka.
I rzeczywiście, dla milionów narkomanów opium nigdy nie
będzie lekarstwem. Baudelaire porównywał je do „drogiej, starej
przyjaciółki (…), pieszczotliwej i, niestety, podstępnej”. Coleridge
uskarżał się na swoje zniewolenie, ale nie mógł funkcjonować bez
opium. Jego rywal, Thomas de Quincey, nazwał opium swoim
„jednym jedynym prawdziwym towarzyszem”. Zarówno
Coleridge, jak i de Quincey dożyli wieku siedemdziesięciu kilku
lat, a to całkiem sporo jak na ich czasy. Niektórzy spekulowali –
a część wciąż to robi – że „naturalność” tej substancji może
wyjaśnić zdumiewające indywidualne różnice. Naturalne
hormony, takie jak insulina czy tyroksyna, też mogą uratować
życie komuś, komu ich brakuje, podczas gdy podobna dawka
zabije człowieka, u którego nie ma takiego deficytu.
***
Żaden poważniejszy postęp w historii opium nie dokonał się bez
szerszych następstw. W Europie Zachodniej pojawienie się
sprzedawanego w przystępnej cenie laudanum utorowało drogę
romantyzmowi. Mniej więcej w tym samym czasie rewolucja
przemysłowa przyczyniła się do rozwoju gruźlicy w jej
współczesnej postaci. Wytworzył się jedyny w swoim rodzaju
związek lekarstwa z chorobą. Gruźlica, choć początkowo
bezbolesna, w późniejszych stadiach staje się nieznośną udręką.
Ulgę w cierpieniu przynosił tylko jeden specyfik. Gruźlica i opium
wspólnie ukształtowały sztukę takich osobistości jak Keats,
Shelley, Novalis, Thoreau, Weber, Chopin i Czechow, a także
żywoty nieprzeliczonych innych osób, mniej sławnych, ale dla
siebie samych równie ważnych.
W 1805 roku wyizolowanie substancji czynnej, morfiny,
umożliwiło precyzyjne dozowanie. Kilkadziesiąt lat później
wprowadzenie aplikacji leków za pomocą podskórnych
zastrzyków wyznaczyło początek nowoczesnego lecznictwa.
Zsyntetyzowanie mocniejszej od morfiny pochodnej, heroiny,
Strona 11
zrobiło z narkotyków wielki biznes. Wielki biznes oznacza wielkie
zbrodnie (między innymi), a od zbrodni już tylko krok do wojny.
Wojny opiumowe Wielkiej Brytanii z Chinami (z udziałem innych
zachodnich mocarstw), wciąż marginalizowane w podręcznikach
szkolnych, w rzeczywistości przyczyniły się do ukształtowania
dzisiejszego świata.
Wielkie zbrodnie domagają się także wielkich działań
prewencyjnych albo przynajmniej prób zapobiegania
przestępczości. Opium i jego pochodne pociągnęły za sobą
powstanie najdroższej w historii międzynarodowej organizacji
przeciwdziałającej przestępczości. Czy należy jej również
przypisać największe marnotrawstwo, nierozważność i korupcję?
Opinie są podzielone. Przeszłość nie daje wyraźnych odpowiedzi,
ale wskazówki wypływają na wierzch nieproszone.
***
Sir William Osler w swoich pochwałach i William Stewart Halsted
w swych słowach potępienia obaj mieli rację. Podobnie jak inni
eksperci, z pasją zaprzeczający sobie nawzajem. Opium i jego
pochodne zniszczyły, upodliły, zdeprawowały i zabiły liczne
jednostki, rodziny, społeczności, a nawet całe narody. Jednak
wielu lekarzy jeszcze przed Oslerem twierdziło, że bez
błogosławionych skutków, jakie opium wywiera na ich
pacjentach, nie mogliby się zmierzyć ze swoim zawodem. U sir
Josepha Listera w londyńskim King’s College Hospital, na swego
czasu najbardziej zaawansowanym oddziale chirurgii w świecie,
każdy pacjent otrzymywał dawki morfiny, co obecnie wywołałoby
zdumienie lub przerażenie. Powody były różne. Żaden szanujący
się oddział nie mógłby funkcjonować bez środków odurzających,
a słynne kalambury sir Josepha zginęłyby we wrzawie oburzenia.
Morfina podawana pacjentom uśmierzała ich cierpienia jak nic
innego. To też się liczyło. Gdyby diaboliczny doktor Fu Manchu[1]
był charakterystycznym bohaterem w epickiej opowieści o opium,
drugą postacią byłaby dobrotliwa Cicely Saunders[2].
Strona 12
***
Traktaty historyczne zajmujące się samym opium oraz jego
pochodnymi, morfiną i heroiną, skupiają się głównie na ich
wyniszczającym działaniu. Historia powinna jednak starać się
ukazywać zarówno blaski, jak i cienie. Opium nigdy nie
poddawało się łatwym osądom. Jean Cocteau, uzależniony
entuzjasta tego narkotyku, aby wyrazić o nim opinię, napisał, że
to jakby próbować wyrazić opinię o ludzkiej naturze – nie ludzkiej
naturze w jej najłagodniejszej i najbardziej racjonalnej postaci,
lecz ludzkiej naturze w jej najbardziej groteskowym, tragicznym,
kreatywnym i świętym wymiarze. Podobnie jak inni wielbiciele
opium, Cocteau nigdy nie wywiązał się z tego zadania.
Żadna historia opium nie może być idealnie obiektywna,
a historycy być może powinni deklarować swój osobisty bagaż
doświadczeń. Autorowi niniejszego opracowania szczęśliwe
dzieciństwo zakłócił szereg operacji – albo raczej tak by się stało,
gdyby w owych odległych czasach życzliwi anestezjolodzy nie
podali mu zastrzyku zwanego premedykacją. Zastrzyk ten,
aplikowany dokładnie na dwie godziny przed zabiegiem
chirurgicznym, miał za zadanie – między innymi – uspokoić
pacjenta. Przyszłego autora przeniósł w krainę nieopisanej
błogości, czego nie doświadczył nigdy przedtem ani potem.
Chłopak pielęgnował w sobie to cudowne wspomnienie między
operacjami jeszcze długo po tym, jak ustępowały ból
i dolegliwości. Na szczęście dopiero po wielu latach uświadomił
sobie, że zastrzyk zawierał końską dawkę pochodnej morfiny.
Gdyby się o tym dowiedział wcześniej, dziś mógłby być
uzależniony albo – co nieskończenie bardziej prawdopodobne –
byłby tylko wspomnieniem po nieszczęśliwie przedwcześnie
zmarłym narkomanie. Zresztą wiedzę i doświadczenie zdobył jako
lekarz; i nie wykazuje żadnych zapałów reformatorskich. Może
z wyjątkiem jednego.
W minionym stuleciu zawodowi historycy w tkaninę swej
specjalizacji wplatali wątki kulturalne, ekonomiczne, społeczne,
Strona 13
przemysłowe, antropologiczne i wiele innych, ale nie zdrowie
i choroby. Na ich uwagę wydaje się zasługiwać co najwyżej
czarna śmierć, która unicestwiła jedną trzecią ludności Europy.
Rozliczne książki traktujące o epoce wiktoriańskiej z pietyzmem
rozpisują się o zawiłościach teologicznych dysput albo o sztuce
Marie Lloyd, ale zupełnie nie wspominają o ogólnej
anestezjologii, antyseptyce, uodparnianiu, gwałtownym wzroście
zachorowań na syfilis czy jakimkolwiek innym medycznym
temacie. W poszczególnych stuleciach gruźlica, ospa prawdziwa,
szkarlatyna, kamienie w pęcherzu moczowym, komplikacje
okołoporodowe, a nawet zwykłe przeziębienie bardziej zajmowały
ludzkie umysły i zmieniły więcej żywotów niż którakolwiek
pomniejsza wojna albo traktat międzynarodowy, ale nawet
w wielotomowych ogólnych opracowaniach historycznych
chorobom rzadko poświęca się więcej niż jeden akapit. Działa to
też w drugą stronę. Historycy specjalizujący się w dziejach
medycyny czasami nadzwyczaj szczegółowo opisują postępy
i porażki w tej dziedzinie, ale traktują je tak, jakby miały miejsce
gdzieś na Księżycu.
Historii opium nie można opowiedzieć w ten sposób. Zażywanie
i nadużywanie tego specyfiku mocno wpłynęło na wydarzenia
spoza świata medycznego, a wydarzenia pozamedyczne w równie
istotny sposób kształtowały zażywanie i nadużywanie opium. Do
dziś mak jest znaczącym graczem na międzynarodowej scenie,
utrzymuje przy władzy albo obala rządy, zapoczątkowuje wojny.
Częścią tej historii są pozornie niezwiązane z makiem wydarzenia
z przeszłości, takie jak zakończenie konfliktów religijnych
w Europie czy budowa transkontynentalnych linii kolejowych
w Stanach Zjednoczonych.
***
Ta historia w naturalny sposób dzieli się na dwie części. W ciągu
tysięcy lat przez „opium”, znane pod kilkoma nazwami,
rozumiano mleczny sok wypływający z nacięć na owocach maku
lekarskiego (makówkach). Pod jedną z tych cywilizowanych nazw,
Strona 14
laudanum, opium wywierało znaczący wpływ na europejską
literaturę i sztukę. A były też inne. To właśnie stanowi pierwszą
część tej książki. Jednak od połowy XIX wieku „opium” zaczęło
oznaczać nie sok, lecz jego substancję czynną, alkaloid o nazwie
morfina. Sto lat później z morfiny otrzymano bardziej „heroiczną”
pochodną – heroinę. Te zmiany wpłynęły na naturę uzależnienia,
przekształciły postrzeganie go przez opinię publiczną oraz
stworzyły najsilniejsze organizacje przestępcze, jakie widział
świat. To jest tematem drugiej części tej opowieści.
Strona 15
CZĘŚĆ I
SOK
Strona 16
ROZDZIAŁ 1
Skamieniałe bułeczki
Zima 1854 roku była w Alpach wyjątkowo surowa. Dzieci traciły
uszy i nosy z powodu odmrożeń, słabi i starsi umierali. Silnym
i przedsiębiorczym zimno dostarczyło jednak wyjątkowych okazji.
Minionego lata po Jeziorze Zuryskim zaczęły kursować małe
parostatki, a obecnie niski poziom wody stworzył dogodne
warunki do budowy przystani. Taka inwestycja zdziałałaby cuda
dla turystycznego biznesu w małej nadjeziornej miejscowości
Meilen. Niestety, niemal od razu kopacze natrafili na trudności.
Z dna jeziora wystawało bowiem kilkanaście drewnianych słupów,
które zdawały się nie do ruszenia. Najwyraźniej wbili je tutaj
ludzie, tylko jacy i z jakiego powodu? Wkrótce pojawiły się
odpowiedzi. W mule wokół pali znaleziono mnóstwo kamiennych
i drewnianych artefaktów, a także sfosylizowanych przedmiotów,
w tym skamieniałe jabłka, rodzynki, orzechy laskowe i coś, co
wyglądało jak bułeczki około ośmiocentymetrowej średnicy. Do
tej pory wszystkie prehistoryczne znaleziska w Europie były
Strona 17
związane z pochówkami: groby, broń, rzeczy potrzebne w życiu
pozagrobowym. W Meilen jednakże dokonano iście baśniowego
odkrycia – odkopano nadjeziorną osadę, w której naprawdę
kiedyś żyli ludzie[1].
Odkrycie zostało nagłośnione. Wkrótce prowadząca wykopaliska
ekipa z Uniwersytetu Zuryskiego pod kierownictwem profesora
Ferdinanda Kellera z trudem opędzała się od złodziei kradnących
archeologiczne skarby. Nic nie mogło jednak powstrzymać
wysypu sensacyjnych doniesień prasowych, po których
nieuchronną koleją rzeczy pojawiły się prehistoryczne romanse
(gatunek literacki obecnie na szczęście będący na wymarciu),
kalendarze, zabawki, dioramy i kosztowne podróbki. Jedną
z sensacji ujawnionych przez profesora Kellera okazał się fakt, że
skamieniałe bułeczki zawierały rozpoznawalne nasiona maku.
Profesor zidentyfikował je nawet i stwierdził, że pochodzą raczej
od uprawnej odmiany białej niż od dzikiej, czerwonej. Gdy były
świeże – zasugerował – po poddaniu obróbce dawały łagodny
efekt zbliżony do działania opium.
Z jego interpretacją nie zgadzali się zazdrośni koledzy po fachu.
Profesor Maurice Rochat z Nancy przekonywał, że nawet
niesfosylizowane nasiona różnych odmian maku, nie większe niż
główka od szpilki, są niemożliwe do rozróżnienia. Ale profesor
Keller, szwajcarski patriota, zaczął już czcić swoich nadjeziornych
przodków i trzymał się swej wersji. Jego prehistoryczni antenaci
musieli być ludem roztropnym – bo przecież budowali domostwa
na palach nad jeziorami i na bagnach – a także uczciwym
i pracowitym. Zasługiwali na okazjonalny odpoczynek. Nie
znaleziono żadnych zapierających dech w piersi dzieł sztuki, jak
kilkadziesiąt lat później we francuskim Lascaux i w hiszpańskiej
Altamirze, brak takich znalezisk jednak nie wykluczał działalności
artystycznej. Woda jeziorna nie jest przyjaznym środowiskiem dla
malowideł, a innego rodzaju skarby mogły ulec zniszczeniu[2].
Być może odkryto również świadectwa przeprowadzania
fermentacji alkoholowej, ale ludzie znad Jeziora Zuryskiego nie
byli pijakami, o nie. Budowanie domów na palach zapewne
Strona 18
wymagało planowania i pomysłowości. Uprawa białego maku też
musiała się wiązać z wyspecjalizowaną wiedzą. Stopniowo udało
się ustalić, że odkopana osada kwitła w VI tysiącleciu przed naszą
erą, to jest w późnej epoce kamienia (neolicie). Mieszkańcy
wioski nad jeziorem mogli być zatem pierwszymi ludźmi, którzy
zakosztowali opium.
***
Następni prawdopodobnie byli przedstawiciele starożytnych
cywilizacji Bliskiego Wschodu. Na sumeryjskim ideogramie
z około 4500 roku przed naszą erą – mniej więcej w czasach
biblijnego Abrahama – mak został nazwany Hul Gil, czyli „rośliną
radości”. Jest to pierwsze znane tego rodzaju wyrażenie dużego
uznania. Poza wychwalaniem maku tabliczka pokrótce instruuje,
w jaki sposób należy o świcie zbierać mleczny sok z makówek
i jak go przerabiać na napój. Asyryjczycy, którzy w regionie
pojawili się po Sumerach, najwyraźniej mieli specjalne żelazne
łyżki do zbierania makówek i uwalniania z nich soku. Mleczny sok
maku nazywali aratpa-pal, co może być źródłosłowem dla
łacińskiego papaver[3] – określenia o niejasnym pochodzeniu.
Persowie, pierwsi w historii twórcy imperium, odnotowali
używanie wyciągów z maku do celów medycznych. Jednak
klasyczny świat, a za nim historycy późniejszych epok za kolebkę
opium uznali dolinę Nilu.
Chociaż na mapie dolina Nilu wygląda na spory teren,
w rzeczywistości obszar regularnie zalewany wodami wielkiej
rzeki i dzięki temu będący w stanie podtrzymać życie był mniejszy
od dzisiejszej Belgii. Żaden skrawek ziemi nie mógł się
marnować, ale przez tysiące lat znajdowało się miejsce na uprawę
maku. Szczególnie pola wokół Teb (dzisiejszego Luksoru) oraz
nad Górnym Nilem zasłynęły z bogactwa upraw, i to już w III
tysiącleciu przed naszą erą. Jeszcze na początku XIX wieku
brytyjski książę regent wznosił w Brighton toast za „boskie,
uwznioślające działanie” tebańskiego opium.
Strona 19
Dla zrozumienia fascynacji makiem w starożytnym Egipcie
szczególnie użyteczne są dwa godne uwagi papirusy. Odkrycie
obu wiąże się z nazwiskiem Edwina Smitha, którego na ogół
opisywano jako amerykańskiego farmera i archeologa
prowadzącego w Egipcie wykopaliska w latach 60. XIX wieku.
W rzeczywistości Smith był raczej wytwórcą aniżeli odkrywcą
starożytnych zabytków, ale nie można mu zarzucić nieuctwa.
Natychmiast zdał sobie sprawę z wartości dwóch zwojów, które
zaproponowali mu bardziej „przedsiębiorczy” złodzieje plądrujący
groby, i zapłacił im za nie – jak to później określił – godziwą cenę.
Pierwszy, znany obecnie jako papirus Edwina Smitha, jest
przechowywany w Nowym Jorku[4]. Drugi, jeszcze cenniejszy,
nazwano na cześć niemieckiego egiptologa Georga Moritza
Ebersa, który nigdy nie był w pobliżu Luksoru, ale odkupił skarb
od Smitha i przetłumaczył hieroglificzny tekst na niemiecki[5].
W tych dwóch starożytnych tekstach, liczących około trzech
tysięcy lat, opisano wszelkie choroby leczone medycznie
i chirurgicznie. Najdłuższe fragmenty dotyczą serca uważanego
za miejsce, w którym zlewają się wszystkie płyny ustrojowe:
krew, łzy, mocz i sperma. Na to właśnie miejsce – jak sądzono –
wpływa opium. (W przeciwieństwie do serca mózg uchodził za
gąbczaste wypełnienie, niepotrzebne w zaświatach, i dlatego
pozbywano się go w procesie mumifikacji). Oddzielne rozdziały
poświęcono ciąży, dolegliwościom ginekologicznym, chorobom
jelit, pasożytom, problemom z oczami i skórnym, ugryzieniom
przez węże, psuciu się zębów, oparzeniom, złamaniom,
deformacjom ciała i metodom antykoncepcji. W każdym
przypadku nacisk położono na działania praktyczne, nie ma też
ostrego rozgraniczenia między dolegliwościami ciała i duszy.
Właśnie to łączne, nieuznające podziału podejście
usprawiedliwiało posługiwanie się makowym sokiem przy
zaskakująco licznych i różnorodnych schorzeniach.
To również sprawiło, że niektóre fragmenty brzmią znajomo dla
uszu obeznanych z terminem „psychosomatyczny”. Jedynie samo
określenie jest stosunkowo nowe. W Egipcie, podobnie jak
Strona 20
w większości starożytnych cywilizacji, leczenie w takim samym
stopniu zależało od medycznej pomocy udzielanej ciału, jak od
ustanowienia duchowego kontaktu z bogiem. Jeżeli chory miał
szczęście i zasłużył na to, bóg mógł wziąć na siebie jego
dolegliwość i w razie potrzeby zasięgnąć porady bardziej
wyspecjalizowanych bóstw. W jednym ustępie papirusu Ebersa
osoba cierpiąca na silne bóle głowy identyfikuje się z bogiem
Horusem jako pośrednikiem, a Horus wykrzykuje: „Moja głowa,
moja głowa, o, głowa mi pęka”. „Która część głowy?” – pyta ze
współczuciem bóg Thot. „Górna część czoła i prawa skroń” –
odpowiada Horus. „To poważne. Będę musiał poprosić o radę Ra”
– rzecze Thot. Ra, wszechwiedząca moc zwykle utożsamiana ze
słońcem, okazuje współczucie i grozi demonom, które ściągnęły
na człowieka takie utrapienie – zapowiada im straszliwe kary:
„Porozcinam wasze tułowie, nieposłuszne duchy!”. Lecz to
najwyraźniej nie wystarcza, demony wciąż nękają Horusa (i
pacjenta). Ra zaleca sprawdzony kataplazm z czaszek sumów.
Horus przykłada sobie okład i wprawdzie przynosi mu to ulgę
w bólu, ale tylko chwilowo. Wobec tego Ra dochodzi do wniosku,
że cierpienie może złagodzić tylko specjalny wyciąg z maku,
i rozkazuje swoim pomocnikom przyrządzić odpowiednią
miksturę. Horus zażywa ją i – voilà! – ból głowy znika. A z nim
pacjent.
Sok makowy osłodzony miodem był również środkiem na
biegunki – częstą dolegliwość zarówno w starożytnym Egipcie,
jak i dziś. Podnosił na duchu przygnębionych. Przynosił ulgę
pacjentom cierpiącym na bilharcjozę (schistosomatozę) i mającym
kamienie w pęcherzu moczowym – obie te choroby nadal są
powszechne w Afryce i kilku innych rejonach świata. Dawał
ukojenie przy bolesnym opatrywaniu ran i nastawianiu złamanych
kości. Musiał być prawdziwym darem niebios podczas borowania
kości szczęki – zabieg ten, wykonywany w celu oczyszczenia ropni
zębów, sądząc po śladach na zachowanych szkieletach,
stosowano wcale nie tak rzadko[6]. Ponieważ nawet po
zmieszaniu z miodem mikstura była gorzka, a jej zapach