Szczepionka - PALMER MICHAEL
Szczegóły |
Tytuł |
Szczepionka - PALMER MICHAEL |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Szczepionka - PALMER MICHAEL PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Szczepionka - PALMER MICHAEL PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Szczepionka - PALMER MICHAEL - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PALMER MICHAEL
Szczepionka
(Fatal)
MICHAEL PALMER
Przelozyl Krzysztof Mazurek
Nicholasowi Aleksandarowi Palmerowi Wierz albo nie wierz, ale kiedys, kiedys twoj dziadek napisal te ksiazke.
A takze Danicy Damjanovic Palmer, Jessice Bladd Palmer i Elizabeth Hanke za to, ze troszczycie sie o moich chlopcow.
Ta powiesc jest dzielem z wyobrazni. Nazwiska, postaci, instytucje i przedstawione tu wydarzenia sa tworem wyobrazni autora lub tez autor posluguje sie nimi zgodnie z wymogami dziela literackiego. Wszelkie podobienstwo do rzeczywistych osob lub instytucji jest calkowicie przypadkowe.
PODZIEKOWANIA
Gdy koncze ksiazke i wiem, ze niedlugo bedzie w ksiegarniach, bibliotekach i na polkach moich czytelnikow na calym swiecie, z prawdziwa przyjemnoscia mysle o tym, ile wsparcia i pomocy otrzymalem podczas jej pisania.Jane i Don, dziekuje, ze byliscie ze mna, jak zawsze i na kazdym kroku.
Billowi Masseyowi dziekuje za znakomita redakcje tekstu. Nicie i Irwynowi, Andrei Nicolay, Kelly Chain i wszystkim w wydawnictwie Bantham Books dziekuje za entuzjazm i prowadzenie mnie po stromych sciezkach ku publikacji.
Kapitanowi Cole Cordrayowi, doktorowi Standonowi Kesslerowi, doktorowi Pierluigiemu Gambettiemu, doktorowi Erwinowi Hirschowi, Rickowi Macomberowi, Barbarze Loe Fisher oraz Kathi Williams dziekuje za pomoc techniczna. Billowi Wilsonowi i doktorowi Bobowi Smithowi dziekuje za wszystko, co uczynili dla mnie i dla wielu innych.
Daniel, dzieki serdeczne za strone internetowa i pomysly; Mimi, Matt i Beverly, dzieki za lekture.
I Lukowi, niezwyklemu czarodziejowi Lukowi, dziekuje za wyrozumialosc, gdy tato musial czasem powiedziec: "Pobawimy sie pozniej".
PROLOG
Wszystko zaczelo sie od bolu gardla.Nattie Serwanga dokladnie pamieta te chwile. Siedziala przy kolacji z Elim, swoim mezem, kiedy poczula bol przy przelykaniu fasolki szparagowej. Rozmawiali wlasnie o tym, czy lepiej byloby dac corce na imie Nadine, czy moze Kolette. Drapanie w gardle to poczatek zwyklego przeziebienia - tak sobie wtedy pomyslala. Nic wiecej.
Tymczasem pomimo leczenia, ktore zastosowali lekarze w przychodni, z gardlem bylo coraz gorzej. Teraz, po dziewieciu dniach od tamtego bolesnego drapania, Nattie wiedziala, ze jest chora - naprawde chora. Swiadczyl o tym pulsujacy bol glowy, a takze oblewajace ja na przemian fale zimna i goraca oraz bolesna opuchlizna w gardle, na ktora nic nie pomogly antybiotyki. A dzis o trzeciej w nocy doszedl do tego jeszcze kaszel.
Po drugiej stronie wysokiej szklanej witryny staly w kolejce po obiad dzieci ze szpitalnego oddzialu dziennego. Kurczak w panierce i spaghetti. Na deser budyn.
-Czesc, Nattie Smattie... Ja pierwszy, Nattie, ja bylem pierwszy... Ble, znowu spanetti.
Puszczajac perskie oko do cudownego czterolatka imieniem Harold, Nattie zmusila sie do przelkniecia kilku kropel sliny przez piekace gardlo i nalozyla mu jedzenie na talerz. Chwile pozniej, bez zadnego ostrzezenia - tak nagle, ze nawet nie zdolala podniesc reki do ust - chwycil ja i zgial w pol potworny, rozrywajacy oskrzela kaszel - takiego ataku jeszcze nie miala. Krople sliny rozprysly sie na talerze i na wszystko, co na nich lezalo. Zrobila krok w tyl, potknela sie, ale zdazyla sie czegos uchwycic. Z kazdym kaszlnieciem czula, jak w mozg wbija jej sie dlugi stalowy gwozdz.
-Cholera - mruknela, odzyskujac rownowage. Byla twarda, twarda jak stal, jak mowila jedna z jej siostr. Ale ta infekcja nie byla slabsza. Instynktownie wsunela dlonie pod fartuch i przycisnela je do lona. Przez kilka strasznych, martwych sekund nie bylo nic. Potem poczula ostre pchniecie po lewej stronie, ktore odbilo sie natychmiast szturchnieciem po prawej. Pomimo bolu glowy, kaszlu i goracych wegli w gardle na jej twarzy pojawil sie usmiech.
Nattie miala czterdziesci lat i od lat siedmiu byla mezatka. Powoli zaczela sie juz przyzwyczajac do mysli, ze jej smutnym przeznaczeniem bedzie stan bezdzietnosci. Eli, ktory pochodzil z dziesiecioosobowej rodziny, goraco pragnal dzieci. Prawie stracil nadzieje i zaczal mowic o stworzeniu rodziny zastepczej, a nawet o adopcji. Az tu nagle cud.
-Nattie, co z toba?
Szefowa zmiany, Peggy Souza, przygladala jej sie z niepokojem. Tym razem Nattie zmusila sie do usmiechu. Miedzy jej lopatkami zmaterializowal sie przeszywajacy bol.
-Nic mi... nie jest - powiedziala z trudnoscia. - To tylko katar, ktory sie za dlugo ciagnie. Bylam u ginekologa - juz dwa razy.
-Przepisal ci cos?
-Najpierw penicyline, a potem cos mocniejszego. Postanowila pominac milczeniem, ze posylal ja do specjalisty od infekcji, jesli jej stan sie wkrotce nie poprawi, i ze pytal o niedawna podroz do rodziny w Sierra Leone.
-Chcesz isc do domu?
Nattie wskazala reka na klebiacy sie tlum dzieciakow po drugiej stronie lady. Kilka pielegniarek i kilkoro lekarzy ustawilo sie teraz w kolejce za dziecmi.
-Moze, jak sie to przewali.
Zeby pojechac na wycieczke do Afryki, Nattie wykorzystala resztki urlopu. Zachowywala dni bezplatnego chorobowego, zeby moc je wykorzystac w polaczeniu z urlopem macierzynskim. Jezeli dopisze jej szczescie, bedzie mogla dopracowac do ostatniego tygodnia ciazy, a potem wziac prawie trzy miesiace urlopu. Nie, nie mogla teraz zadna miara isc do domu.
-Wiesz co - zwrocila sie do niej Peggy. - To moze bys na ten czas zalozyla maseczke? Masz paskudny kaszel.
Natty obrocila sie, zeby Peggy nie widziala, jak sie meczy z zawiazaniem tasiemek maseczki.
Na Boga, coz sie ze mna dzieje?
Nastepne dziesiec minut pamieta jako zamazany obraz bolu i powstrzymywanego kaszlu. Tak czy owak, Nattie udalo sie wydac cieply posilek dzieciakom i nawet pomoc przy obslugiwaniu personelu szpitalnego, wiedziala, ze nikt z nich nie ma czasu, zeby zejsc i zjesc obiad. Teraz procz nieustepujacego bolu czula skurcze i przepelnienie w kiszce stolcowej.
Boze, prosza, czuwaj nad moim malenstwem. Niech nic jej sie nie stanie.
-Nattie?... Nattie!
-Co takiego? Aha, przepraszam, Peggy. Zamyslilam sie.
-Stalas i gapilas sie przed siebie. Chyba powinnas dac sobie spocznij i... Nattie, popatrz tu na mnie.
-O co chodzi?
-Twoje oczy. Sa cale przekrwione. Masz tam plamki krwi.
-Co ty opowiadasz?
-Bialka oczu masz usiane jakby malymi latkami z krwi. Nattie, lepiej nie czekaj i od razu idz do lekarza.
Nagly, duszacy skurcz w kiszce stolcowej odebral jej calkowicie mowe. Ogarnieta panika, przytaknela i mozliwie najszybciej pobiegla do toalety. Z lustra patrzyla na nia twarz podobna do maski, wprost potworna. Wystajace spod papierowego czepka kepki hebanowych wlosow przyklejaly jej sie do spoconego czola. Ponizej bialka zmeczonych, niemal zmartwialych oczu byly prawie zupelnie niewidoczne spod jasnoczerwonych plam. Rozwiazala gorna tasiemke maseczki, ktora opadla jej na piersi. Wewnetrzna strona maseczki, poplamiona krwia, wygladala jak jakis nieprzyzwoity wytwor wspolczesnego malarstwa.
Kolejny skurcz w dolnej czesci brzucha - jak rozgrzany do bialosci grot dzidy przeszywajacy ja wewnatrz od dolu do gory.
Niedobrze. Jezu, jest naprawde niedobrze.
Kustykajac, podeszla do ubikacji. Jej ubranie bylo calkowicie przesiakniete potem. Po ostrym skurczu w dolnej czesci brzucha nastapila eksplozja biegunki. Ciezkie krople potu spadaly jej z czola.
Eli... skarbie, jestem taka chora...
Nattie z trudem udalo sie wstac. Za soba, w muszli, zobaczyla przerazajaca mieszanine stolca i skrzeplej krwi. Z przewaga krwi. Myslala tylko o dziecku. Znowu sprobowala wyczuc kopanie w brzuchu, ale tak sie trzesla, ze nie byla w stanie niczego stwierdzic. Eli wiedzialby, co robic, pomyslala. On zawsze jest spokojny. Pomacala dlonia w kieszeni, zeby zobaczyc, czy ma drobne na telefon, zeby zadzwonic do niego do pracy. Pusto. Telefon w biurze Peggy. Stamtad moglaby do niego zadzwonic.
Zataczajac sie z boku na bok, wytracona z naturalnej rownowagi ciaza, Nattie chwycila sie sciany i ruszyla naprzod. Teraz pot lal sie z niej strumieniami, szczypiac ja w oczy i skapujac z nosa. Dwa razy zatrzymal ja przeszywajacy zebra atak kaszlu. Reka Nattie i sciana tuz za nia byly upstrzone czerwienia.
-Nattie?... Nattie, poloz sie. Tutaj. Zadzwonie na izbe przyjec. Jezus, Maria, co sie porobilo z ta dziewczyna!
Wydawalo sie, ze glos Peggy niknie jak echo w tunelu.
-Moje dziecko...
Kiedy fala bolu o malo nie rozerwala jej glowy, Nattie przykleknela na jedno kolano. Biale swiatlo obmylo wnetrze jej oczu. Poczula, ze pecherz i zwieracze puszczaja, kiedy glowa opadla jej bezwladnie w tyl. Wiedziala, ze leci na ziemie, ale nie mogla nic zrobic, zeby temu zapobiec.
-Ona ma drgawki! Zadzwoncie na izbe przyjec!
Nattie uslyszala jeszcze slowa Peggy, po czym ciemnosc udzielila jej laski zapomnienia o bolu.
ROZDZIAL 1
Belinda, Wirginia Zachodnia
-Matt, mowi Laura z izby przyjec... Matt?
-Tak, slucham.
-Matt, ty sie jeszcze nie obudziles.
-Juz nie spie.
-Spisz. Przeciez wiem.
-Ktora godzina?
-Wpol do trzeciej. Matt, prosze cie, zapal swiatlo i obudz sie. W kopalni byl wypadek.
Matt Rutledge jeknal.
-Diabli nadali te kopalnie - mruknal.
-Doktor Butler wszczal procedure ratunkowa. Dzisiaj w nocy pod telefonem dyzuruje zespol B. Matt, obudziles sie?
-Tak, obudzilem sie, juz nie spie - oznajmil chrapliwym glosem, probujac znalezc dlonia wlacznik lampki nocnej. - Dziewiec razy siedem jest piecdziesiat szesc. Zespol baseballowy z Miami nazywa sie Heat. Piatym prezydentem...
-Dobra, w porzadku. Wierze ci.
Od czasow liceum, przez cala akademie medyczna, potem specjalizacje i teraz, kiedy pracowal jako lekarz internista, Matt z wielkim wysilkiem odrywal sie od rzeczywistosci i zamykal wieczorem oczy, ale jeszcze wiecej trudu kosztowalo go obudzenie sie rano, i to bylo prawdziwe wyzwanie. Laura Williams znala te jego ceche, tak jak znaly ja inne pielegniarki, bo przez dwa lata, zanim Matt postanowil otworzyc prywatna praktyke, pracowala z nim w oddziale ratunkowym Szpitala Okregowego Hrabstwa Montgomery. Zarowno ona, jak i inne pielegniarki zakladaly, ze doktor Matthew Rutledge nie jest do konca obudzony, dopoki nie udowodni tego ponad wszelka watpliwosc.
-Swiatlo zapalone? Stopy na podlodze?
-Juz wstalem, naprawde wstalem. Poczekaj chwilke. - Matt rzucil sluchawke na lozko i wciagnal na nogi znoszone dzinsy, koszulke z napisem ZAPUSZKOWAC AEROZOLE, a potem lekki sweter. - Co to bylo, zawal stropu? - spytal, przyciskajac ramieniem sluchawke do ucha. Odczul sciskanie w zoladku na sam dzwiek slow, ktore wypowiedzial.
-Chyba tak. Karetki wyjechaly, ale nikogo jeszcze nie przywiezli. Chociaz ktos z kopalni juz tu jest. Mowi, ze rannych jest okolo dziesieciu, moze dwunastu ludzi.
-Ktos z kopalni? - Matt wlozyl sportowe skarpety. Dwa palce lewej stopy - maly i czwarty - przeswitywaly przez przetarcia w skarpetce. Zastanawial sie chwile, czy nie siegnac po inna pare, ale przykurczyl palce i wciagnal buty.
-Mowi, ze jest glownym specjalista od BHP czy cos w tym guscie - odparla Laura.
-Wysoki, czarne wlosy z bialym pasmem nad czolem? Wyglada jak wielki skunks - pomyslal Matt, ale powstrzymal sie od komentarza.
-Wlasnie.
-To bedzie Blaine LeBlanc. Jest wielka szycha w naszym gorniczym swiatku. Wystarczy jego spytac, co sie stalo. Dzieki, Lauro. Jestem obudzony, ubrany i juz wychodze.
-Swietnie. Pierwszy zespol pogotowia bedzie tu dopiero za jakis czas, wiec niech pan jedzie ostroznie, doktorze.
-Wiem, wiem. Motocykl rowna sie dawcocykl organow. - Wciagnal buty z cholewkami. - Nie bede wlaczal szostego biegu, obiecuje. Reszta zespolu jest juz w drodze?
-Wszyscy poza doktorem Crookiem. Jak dotad nie podnosi sluchawki ani nie odpowiada na wezwania przez pager.
I oby juz tak zostalo - pomyslal Matt. Robert ("Nigdy nie mow mi Bob") Crook byl uznanym kardiologiem, jednym z najstarszych pracownikow wielospecjalistycznego Zespolu Opieki Zdrowotnej w Belindzie i jednym z najzagorzalszych oponentow Matta, kiedy ten chcial sie przeniesc ze szpitalnego oddzialu ratunkowego do zespolu. W koncu jednak ci, ktorzy sadzili, ze urodzony i wychowany w miasteczku Belinda internista po harwardzkiej akademii medycznej i specjalista z zakresu ratownictwa moglby wlasnie objac etat pilnie potrzebnego lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, zwyciezyli w sporze z Crookiem, ktorego glownym zarzutem (wypowiedzianym glosno) bylo to, ze Matt jest aroganckim dziwakiem, ktory ani sie nie ubiera, ani nie wyglada jak lekarz, a kolejnym (przemilczanym podczas ogolnej debaty), ze kiedys odrzucil zaproszenie jego corki na bal maturalny.
-Dobra, postaram sie tam byc za dziesiec minut.
-Powiedzmy, pietnascie.
-Niech bedzie.
-I jeszcze jedno, Matt.
-Tak?
-Dziewiec razy siedem jest szescdziesiat trzy, a nie piecdziesiat szesc.
-Myslisz, ze nie wiedzialem?
Matt odlozyl sluchawke, zwiazal ciemnokasztanowe wlosy w kucyk i zalozyl podwojna gumke. Caly czas kiedy byl z Ginny, nosil krotkie wlosy - moze nie obciete na jeza, ale prawie. A na mocy jej decyzji byla jedyna osoba, ktora miala prawo je strzyc. Od czasu jej smierci Matt tylko przycinal baczki. Mniej wiecej rok pozniej pojawil sie kolczyk w prawym uchu, a kilka miesiecy potem tatuaz na prawym ramieniu. Byl to mistrzowski obraz - wykreowany na podstawie fotografii - obsypanego bialymi kwiatami drzewa glogu na ich podworku - ulubionego drzewa Ginny.
Pieciopokojowy dom z drewnianych bali, ktory wspolnie zaprojektowali, przycupnal na wystepie skalnym, z ktorego roztaczal sie widok na doline Sutherland w gorach Allegheny. Wciagajac na siebie dzinsowa kurtke, Matt wyszedl na szeroki ganek, gdzie juz pod koniec Ginny spedzala wiekszosc czasu. Wlasciwie to specjalista od tatuazu w Morgantown namowil Matta, zeby nie tatuowac calego ganku tylko drzewo. ("Kapuje, ze chodzi o sentyment, ale, czlowieku, wierz mi, ze estetycznie ten ganek jest lekko kiczowaty").
Zawsze kiedy Matta ogarnialy watpliwosci, czy podjal sluszna decyzje, wracajac do Wirginii Zachodniej - a ostatnio zdarzalo sie to coraz czesciej - wystarczalo, ze wyszedl przed swoj drewniany dom. To byla noc Ginny. Na niebie ksiezyc w pelni i ani jednej chmurki. Tuz nad glowa odwieczna rzeka Drogi Mlecznej, pelgajaca oddalonym swiatlem w ciemnosci. Chlodne nocne powietrze konca lata bylo, jak zwykle, zabarwione delikatnym akcentem dymu z poteznej koksowni przylegajacej do kopalni. Ale i tak czulo sie w nim slodycz lawendy, dzikich orchidei, lipy, dzikich roz i setek innych rozkwitajacych roslin.
Polne drogi, zaprowadzcie mnie do domu, do tych miejsc, do ktorych rwie sie serce...
Matt obszedl dom dookola, otworzyl garaz i odpalil swojego czerwonobrazowego harleya electraglide. Oprocz tego potwora, mial jeszcze krazownika szos kawasaki z silnikiem 900 cm i krosowa honde 250 cm. Harleya bral, kiedy wyjezdzal w dalsze trasy, a blyskawicznie przyspieszajacego kawasaki, gdy chcial poczuc dreszcz emocji i choc przez chwile pozyc niebezpiecznie. Honda, oprocz tego, ze sprawiala mu ogromna frajde w gorskich lasach, byla nieoceniona przy wiekszosci wizyt domowych u pacjentow mieszkajacych tam, gdzie mozna dojechac tylko bocznymi gorskimi drogami.
Kiedy toczyl sie na poteznym motocyklu zwirowym podjazdem w kierunku autostrady stanowej nr 5, poczul przyplyw adrenaliny w zylach na mysl o tym, co sie moze wydarzyc w ciagu nastepnych paru godzin. Nie byl to oczywiscie pierwszy wypadek, ktory wydarzyl sie za sprawa kopalni w Belindzie, ale jesli jest dziesieciu do dwunastu rannych, to prawdopodobnie jak dotad najpowazniejszy. Przez te wszystkie lata zdarzaly sie rozne since, przeciecia skory, skrecenia stawow i naciagniecia wiezadel, zlamania zbyt liczne, zeby je wspominac. Bylo tez kilka ofiar smiertelnych. Jak dotad jednak jedyna katastrofa, do ktorej wzywano zespol B, okazala sie czysta farsa. Gleboko w kopalni wykoleila sie kolejka wozaca urobek i gornikow na podszybie. Od drugiej do trzeciej nad ranem dwudziestu czlonkow ekipy medycznej zespolu B krecilo sie po izbie przyjec, zanim przyszla wiadomosc, ze zamiast trzydziestu do czterdziestu rannych, o ktorych byla mowa na poczatku, nie ma ani jednego.
Tym razem jednak Matt czul, ze ta katastrofa to nie beda przelewki.
Dziesiec kilometrow, ktore dzielilo go od szpitala, pokonywal gorskimi serpentynami, do ktorych jego motocykl wydawal sie jakby stworzony. Pochylal sie w siodelku, wchodzac w znajome zakrety w rytmie, ktory stal sie jego druga natura. Zastanawial sie, czy ta katastrofa moze byc kolejnym skutkiem omijania przepisow bezpieczenstwa pracy w Kopalni i Koksowni Belinda. Pomimo ciaglej presji, by zmodernizowac i poprawic warunki bezpieczenstwa, jaka on i kilku innych co odwazniejszych wywieralo na wlascicieli przedsiebiorstwa, od lat zbyt wiele sie nie zmienialo. KKB byla uparta i niechetnie podejmowala jakiekolwiek dzialania oprocz niezbednego minimum, by zapewnic bezpieczenstwo gornikom. Dzisiejsza katastrofa przypominala potezny zawal w kwietniu dwadziescia dwa lata temu, kiedy tapnelo w C9, nad chodnikiem o uroczej nazwie Sue Ellen, zasypujac na smierc trzech gornikow, a wsrod nich sztygara zmianowego Matthew Rutledge'a, ojca Matta.
ROZDZIAL 2
Oddzial ratunkowy nowoczesnego, liczacego 120 lozek Szpitala Okregowego Hrabstwa Montgomery, ktory mogl przyjac dwunastu pacjentow, byl wyposazony w specjalistyczny sprzet ortopedyczny i pediatryczny, byla tam rowniez sala zabiegowa zwana dziesiatka, do ktorej kierowano nagle przypadki chirurgiczne i ostre stany powypadkowe. Kiedy Matt wszedl na oddzial, przy dyzurce pielegniarek czekalo juz dwoch chirurgow i internista, ale wiedzial, ze kreci sie tu gdzies co najmniej dwoch lub trzech lekarzy innych specjalnosci oraz radiolog. Ponadto w laboratorium z pewnoscia czuwal Hal Sawyer, glowny anatomopatolog i wuj Matta - troche czlowiek gor, troche dzialacz spoleczny, troche kobieciarz i hulaka, w pelni naukowiec, ktory byl bratem matki Matta i jego ojcem chrzestnym. To za jego sprawa Matt zdecydowal sie pojsc na medycyne. Od czasu, kiedy dwadziescia dwa lata temu zawalil sie strop w chodniku C9, Hal byl dla niego jak ojciec.Zaledwie minute potem, jak wszedl, Matt uslyszal pisk opon karetki z pierwszym rannym, ktora hamowala w zatoczce dla karetek. Ruchem reki odsunal pozostalych lekarzy i poszedl za dwiema pielegniarkami do karetki. Jesli ten gornik, ubrudzony mieszanina blota, pylu weglowo-wapiennego i potu, mial byc zapowiedzia rozmiarow tragedii w kopalni, znaczy to, ze noc bedzie dluga. Wyglad jego zakrwawionej nogi, dosyc skutecznie unieruchomionej miedzy dwiema deseczkami, wskazywal na skomplikowane zlamanie kosci udowej. W polowie uda przez rozdarcie w drelichowych spodniach wystawal groteskowo szpikulec kosci.
Matt poszedl za sanitariuszem, ktory popychal rozkladane nosze na kolkach do gabinetu ortopedycznego. Katem oka zauwazyl Blaine'a LeBlanca, glownego specjaliste BHP z kopalni, ubranego w wyprasowane na kant spodnie i koszule za sto dolarow; rozmawial z kierowca karetki i jednoczesnie zapisywal cos w notesie. Bylo juz za pozno, zeby uniknac kontaktu wzrokowego, i LeBlanc odwrocil sie w kierunku Matta. Twarz mial stezala w skurczu i blada. Mattowi przemknelo przez glowe, co tez specjalista BHP mogl sobie w tej chwili myslec.
No nie, to znowu on. Kolejna krucjata naszego doktora Dolittle'a. No, sprobuj wejsc mi w droge i jeszcze raz nabruzdzic kopalni, kretynie. I tak nikt nie slucha tego, co gadasz...
LeBlanc potrzasnal niechetnie glowa, a Matt odpowiedzial radosnym uniesieniem kciukow. Tak dlugo, jak Matt nie odpusci i bedzie sie staral przylapac KKB na omijaniu przepisow bezpieczenstwa, beda wrogami.
Brian O'Neil, ortopeda w zespole B, dotarl do drzwi gipsowni w tej samej chwili co Matt. Mial metr dziewiecdziesiat piec wzrostu, byl dziesiec centymetrow wyzszy od Matta i o kilka lat starszy. Od czasu gdy gral w obronie w zespole amerykanskiego futbolu na Uniwersytecie Zachodniej Wirginii przybral dobrych kilka kilogramow, ale i tak w wieku czterdziestu lat wciaz byl w niezlej formie sportowej. Byl rowniez jednym z najlepszych chirurgow w szpitalu i najblizszym przyjacielem Matta wsrod personelu medycznego.
-Ty masz pierwszenstwo - powiedzial Matt.
-Prosze podlaczyc pacjenta do urzadzen, Lauro. Zwykly roztwor soli fizjologicznej. Krew do rutynowych badan. Grupa i krzyzowka dla szesciu jednostek krwi. Niech podjada z aparatem i zrobia zdjecie rentgenowskie klatki piersiowej i konczyny. Jak tylko Doktor Ogniomistrz skonczy go badac, prosze mu podac siedemdziesiat piec miligramow dolarganu i dwadziescia piec miligramow hydroksyzyny domiesniowo.
-Robi sie - odparla Laura Williams, jak zwykle nieporuszona.
-Wiesz, bracie, Laura i kilka innych pielegniarek zakladaly sie, ze przespisz te akcje.
-Moze mialy racje. Kiedy ty przychodzisz punktualnie, zawsze wydaje mi sie, ze snie.
Razem podeszli do pacjenta i pomagali pielegniarce rozcinac ubranie mlodego gornika. Mial moze dziewietnascie, a moze dwadziescia lat, rudawe wlosy i duze kocie oczy. Jego waska twarz wykrzywial grymas bolu. Chlopak zacisnal usta i bez slowa skargi przetrwal szarpanie przy usuwaniu resztek odziezy z pokiereszowanej nogi.
-Nazywam sie O'Neil i jestem ortopeda - powiedzial Brian. - To jest doktor Rutledge. Jest weterynarzem, ale za to wybitnym. Zajmiemy sie toba, nic sie nie martw.
-Dz-dziekuje, panie doktorze - wydusil z siebie chlopak. - Jestem Fenton. Robby Fenton.
-Co sie tam stalo, Robby? - spytal O'Neil, podczas gdy Matt przystapil do pospiesznej oceny stanu pacjenta.
-To wszystko przez Dany la Teague, panie doktorze. On... kompletnie mu odbilo. Juz od jakiegos czasu zachowywal sie bardzo dziwnie, ale dzisiaj, kiedy obslugiwal kombajn, dostal szajby. Wie pan, co to jest kombajn?
-Olbrzymia maszyna, ktora odlupuje wegiel i podaje go na tasmociag?
-Wlasnie. Dwanascie ton albo i wiecej na minute.
-Nigdy nie przestanie mnie pan zaskakiwac, doktorze Rutledge - odezwal sie O'Neil. - Nic dziwnego, ze nie umawia sie pan z kobietami, chociaz mowi sie na miescie, ze jest pan swietna partia. Odstrasza je pan ogromem swojej wiedzy.
-Nie zwracaj na niego uwagi, Robby. Ma szczescie, ze jest niezlym doktorem od zlaman, bo inaczej w ogole nikt by nie chcial z nim rozmawiac. Mow dalej.
-No, to bylo tak: na poczatku szychty Teague zaczal sie bic na szufle z takim jednym od nas ze zmiany, Alanem Riggsem. Nie wiem, o co im poszlo. Teague juz od jakiegos czasu zachowywal sie dziwnie - byl zaczepny i wdawal sie w bojki, skarzyl sie, ze wszyscy na niego nalatuja i tym podobne. Potem, za jakis czas, Teague zaczal gonic Riggsa kombajnem. I przejechal go. Normalnie po nim przejechal. Potem pojechal dalej i zwalil ze szesc stempli. Wtedy zawalil sie strop. A co z reszta chlopakow? Jak oni?
-Jeszcze nie wiemy, Robby. Ciebie pierwszego przywiezli.
-Alan pewnie nie zyje. Trzeba to bylo widziec. Cholerny Darryl Teague. Nigdy nie zyczylem nikomu zle, ale mam nadzieje, ze dostal za swoje.
-Doktorze Rutledge, potrzebujemy pana - powiedziala od drzwi Laura Williams.
Mart byl jak zahipnotyzowany opowiescia Robby'ego Fentona i zupelnie zapomnial, ze za chwile zaczna naplywac kolejni ranni.
Na oddziale ratunkowym wrzalo jak w ulu. Na szesciu lozkach lezeli juz ranni. Technicy medyczni, pielegniarki i lekarze byli w ciaglym ruchu, ale ten chaos wydawal sie zorganizowany i nic sie nie dzialo przypadkiem.
-Jest pan potrzebny, doktorze, ale nie jako internista. Chcielibysmy wykorzystac pana jako specjaliste ratownictwa. Na trojce lezy pacjent z rana szarpana. Piekny, czysty przypadek. Poprosilam o zdjecia czaszki, ale to pewnie troche potrwa, bo jego stan nie jest alarmujacy.
Matt wszedl do dyzurki i szybko przebral sie w fartuch i biale spodnie. Szedl do sali numer 3, kiedy zatrzymal go Blaine LeBlanc. Piecdziesieciolatek z silnym nowojorskim akcentem, w swietnej formie fizycznej, kilka centymetrow nizszy od Matta i szerszy w ramionach. Mial geste kruczoczarne wlosy, ktore zaczesywal do tylu i nakladal na nie cos z tubki. Jego znakiem charakterystycznym bylo pasmo siwizny odbijajace sie od blyszczacej czerni reszty fryzury.
-Co panu powiedzial ten dzieciak? - spytal.
-To milo, ze pyta pan o jego zdrowie, Blaine. Ma otwarte zlamanie kosci udowej. To znaczy, ze kawalek kosci przebil skore. Przez jakis czas nie bedzie u was fedrowal.
-Niech pan sie nie czepia, Rutledge. Co mowi ten maly? Matt wytrzymal lodowate spojrzenie Blaine'a, patrzac mu prosto w oczy. Ten facet moze byc bardzo niebezpieczny. Co do tego Matt nie mial zadnych watpliwosci. Mozliwe, ze przed smiercia Ginny lepiej panowal nad uczuciem pogardy dla LeBlanca i KKB, ale gdy odeszla, po prostu przestalo mu zalezec. Dbajaca o zdrowie, niepalaca Ginny nie miala w rodzinie nikogo, kto by chorowal na raka. Kiedy postawiono diagnoze, miala dopiero trzydziesci trzy lata, a jej guz byl zbudowany z dosyc niezwyklych komorek - z tego typu niezwyklych komorek, ktorych wzrost mogla, mogla spowodowac jakas toksyna.
Bezsprzecznie w tej czesci kopalni, ktora zajmuje sie przerobka wegla, jest az nadto rakotworczych zwiazkow. Rzecz inna, czy kopalnia pozbywa sie szkodliwych odpadow w sposob bezpieczny i zgodny z prawem. Matt mial na ten temat wiele teorii i obijaly mu sie o uszy rozne opowiesci o niezgodnym z prawem usuwaniu i skladowaniu odpadow, ale nie mial dowodow. Nigdy nie bylo zadnych dowodow. Byl jednak pewien, ze jezeli w jakichs kwestiach dotyczacych bezpieczenstwa pracy i pozbywania sie toksycznych odpadow kopalnia mogla isc na skroty, dyrekcja na pewno to wykorzystywala. Tak wlasnie bylo, kiedy zginal w wypadku jego ojciec, a Matt byl przekonany, ze nic sie do dzisiaj nie zmienilo.
Przez te wszystkie lata niezmiennie wysylal korespondencje do OIG - Okregowej Izby Gorniczej - domagajac sie przeprowadzania sledztw i niezapowiedzianych kontroli. Pewnego razu, dwa lata temu, izba nawet zareagowala na jego zadania i przyslala inspektora. Nie stwierdzono niczego - absolutnie niczego, oprocz niewielkich uchybien w prowadzeniu dokumentacji konserwacji maszyn. Teraz jego wiarygodnosc byla rowna zeru. Urzednicy albo nie odpowiadali na jego telefony, albo wrecz wysmiewali pomysly, by podjac jakies dzialania na podstawie jego "informacji" czy przeprowadzic niespodziewana inspekcje.
Pomimo pogardy dla Blaine'a LeBlanca Matt nie widzial powodu, by nie podzielic sie ze specjalista od BHP wiedza o tym, co sie zdarzylo w jego kopalni.
-W dupe kopany Teague - powiedzial LeBlanc, kiedy Matt skonczyl. - Durny, w dupe kopany Teague.
Mickey Shannon, gornik, ktoremu Matt przyszedl zalozyc szwy, mial piecdziesiat cztery lata - a to wiek naprawde zaawansowany jak na prace na dole. Pamietal nawet czasy, kiedy razem z ojcem Matta fedrowali na przodku.
-To byl dobry czlowiek... Naprawde w porzadku... Kiedy awansowal na sztygara, nie zmienil sie i nie zadzieral nosa.
Ostry odprysk skaly z walacego sie stropu przesliznal sie wzdluz czola Mickeya tuz pod linia wlosow. Gdyby poszedl kilka centymetrow wyzej, mogloby mu rozlupac czaszke, a jego nazwisko mozna by znalezc na liscie ofiar wypadkow pod ziemia, ktora uzupelnia sie co jakis czas w Barze pod Glebokim Szybem. A tak odprysk oderwal tylko szeroki plat skory, ktory opadal Mickeyowi na oczy i podstawe nosa.
-Zaaplikuje nowokaine, zeby to troche znieczulic - powiedzial Matt.
-Niech pan sobie nie robi klopotu, doktorze. Prosze mnie zeszyc i isc do chlopakow, ktorzy rzeczywiscie potrzebuja pana pomocy.
Matt wiedzial z doswiadczenia, ze takie slowa nie sa czcza gadka. Mickey Shannon, tak jak pozostali gornicy, stykal sie z poszturchiwaniem, popychaniem i bolem fizycznym niemal codziennie przez cale swoje dorosle zycie. Chec opieki nad takimi jak on to jeden z glownych powodow, dla ktorych wrocil w rodzinne strony, zeby wlasnie tu wykonywac zawod lekarza. Ci milczacy, troche nieokrzesani ludzie z gor, ktorzy walcza o kazdy grosz, pomagaja sasiadowi, chociaz rzadko maja okazje z nim rozmawiac, tacy wlasnie ludzie stanowili wiekszosc jego pacjentow.
-Chlopie - powiedzial Matt - ty sie zajmij fedrowaniem, a mnie daj sie zajac medycyna.
-Skoro pan tak mowi. Ludzie stad naprawde pana szanuja, doktorze. Ostatnio myslalem o tym, ze moze powinienem sie zarejestrowac do jakiegos lekarza, i jak cos dopadnie, to wlasnie do pana zadzwonie.
-Zapraszam - odparl Matt, z niepokojem myslac o tym, co pokaze rentgen klatki piersiowej.
Znieczulil krawedzie rozleglej rany jednoprocentowym roztworem ksylokainy, oczyscil pole betadyna, przytwierdzil wokol rany jalowe gaziki i ostroznie umiescil luzny kawalek skory na swoim miejscu. Bedzie blizna. Po szyciu skory zawsze jest blizna. Stal teraz przed dylematem, czy zalozyc precyzyjne, mikroskopijne szwy i zamknac brzegi rany cieniutka nicia - wowczas szwy moga puscic, jezeli Mickey zechce sprawdzic ich sile, za wczesnie wracajac pod ziemie - czy uporac sie z tym zadaniem szybciej za pomoca grubszych nici, dajacych gwarancje wytrzymalosci niemal w kazdych warunkach.
-Kwalifikujesz sie do pelnego zasilku za czas niezdolnosci do pracy? - spytal Matt.
-Dostajemy pelne wynagrodzenie za okres czasowej niezdolnosci do pracy. Potem trzeba czekac miesiac na orzeczenie o trwalej niezdolnosci do pracy. Jezeli lekarz napisze, ze to jest choroba zawodowa, od razu wystepujemy o orzeczenie trwalej niezdolnosci. Ale ja...
-Ciiicho.
Matt wybral nici rozpuszczalne do wykonania dokladnego, warstwowego zamkniecia rany i cienka nylonowa nic 6, 0 do zszycia samej skory. Potem zalozyl powiekszajace okulary i rekawiczki. Na pooranej bruzdami, szorstkiej twarzy Mickeya zostawil swoje slady kazdy dzien sposrod trzydziestu lat spedzonych w kopalni. Niech wiec przynajmniej po tym szyciu wyjedzie z delikatna, cieniutka blizna.
-Masz dwa tygodnie zwolnienia. Dostaniesz odpowiednia adnotacje. A wlasciwie masz trzy tygodnie. A gdyby cie bolala glowa, chocby odrobine, dolozymy jeszcze pare tygodni.
Dwadziescia minut pozniej byl w polowie zakladania szwow, ktore zadowolilyby gwiazde filmowa, kiedy do sali wpadla bez tchu Laura Williams, wolajac juz od progu.
-Matt, doktor Easterly potrzebuje cie natychmiast w niezwykle waznej sprawie. Tu musisz skonczyc pozniej.
Matt polozyl gaze umoczona w roztworze soli fizjologicznej na rane Shannona i odlozyl na bok gaziki. Potem odszedl na krok od stolu zabiegowego, poruszajac glowa z boku na bok, zeby pozbyc sie uczucia sztywnosci w karku.
-Slyszales, Mickey?
-Niech pan sie o mnie nie martwi. Do kogo doktor jest wzywany, siostro?
-Przywiezli Darryla Teague - odparla Laura. - Podobno przycisnal go jakis ciezki sprzet.
-Niech zdycha! - rzucil Mickey Shannon.
Zwazywszy na to, ze wszystkie lozka na oddziale ratunkowym byly zajete i prawie przy kazdym pacjencie ktos sie krzatal, na dziesiatce bylo dosc tloczno. Wystarczyl rzut oka na monitor, by Matt zorientowal sie, po co zostal wezwany. Tetno 140. Cisnienie krwi 80/40. Wysycenie tlenem zaledwie 89 procent. Jon Lee, pielegniarz obslugujacy sprzet diagnostyczny zauwazyl spojrzenie Matta i szybkim ruchem skierowal kciuk w dol. Jak sie zdawalo, zyczenia Mickeya Shannona i Bobby'ego Fentona byly bliskie spelnienia. Gdzies tam, za ludzkim murem zlozonym z technikow, pielegniarek i doktor Judy Easterly, Darryl Teague szykowal sie do odejscia.
-Co sie dzieje?
Zaskoczona Judy Easterly obrocila sie na piecie i podeszla do niego. Nigdy nie tryskala energia ani entuzjazmem. Teraz byla w siodmym miesiacu ciazy i wygladalo na to, ze wolalaby byc wszedzie, tylko nie tam, gdzie sie akurat znalazla.
-To facet, ktory rozpetal cale to pieklo - szepnela.
-Wiem - odparl szeptem Matt. - Stwierdzilas gdzies krwawienie?
Easterly wypiela swoj ciazacy brzuch i odchylila sie do tylu, probujac pozbyc sie uczucia uwierania gdzies w srodku.
-Ja tu nic nie widze - powiedziala wciaz szeptem. - Przejechal czyms wielkim po dwoch facetach. Nikt nie wie dlaczego. Jeden z nich nie zyje. Drugi jest teraz na sali operacyjnej i chyba tez z tego nie wyjdzie. Potem zwalil kilka stempli i strop sie zapadl. Przygniotly go zwaly wegla i skaly. Ratownicy z pogotowia mowili, ze w drodze do szpitala caly czas cisnienie mial w porzadku. Sadze, ze nadzor dyzuru przypisal go mnie, bo jak go przywiezli, wygladal calkiem niezle.
-Teraz juz nie wyglada. Ma jakies widoczne zlamania?
Oprocz najczestszych przyczyn ukrytej utraty krwi - krwawienia do klatki piersiowej i do jamy brzusznej - zlamanie nogi, a nawet reki moze czasem dac takie krwawienie do miesnia, ze ranny doznaje wstrzasu.
-Nie - odparla Easterly. - Porusza wszystkimi konczynami. Poprosilam Joego Terry, ktory byl w poblizu, czekal, az przygotuja sale operacyjna dla jego pacjenta, zeby mu zalozyl bezposredni pomiar cisnienia tetniczego.
-Dobra robota.
Matt naprawde chcial ja pochwalic, chociaz bylo oczywiste, ze oprocz tej decyzji Easterly nie wykazala potrzebnej inicjatywy. Teraz wydawala sie bliska lez.
-Wiesz co, gdybym wiedziala, ze bede miala taki orzech do zgryzienia i bede musiala sie zajmowac kims, kto spowodowal cale to nieszczescie, zostalabym w domu.
-Posluchaj, Judy, moze teraz pojdziesz do domu - powiedzial Matt. - Sytuacje masz tu w zasadzie opanowana, a wyglada na to, ze ty i dziecko potrzebujecie troche odpoczynku.
Easterly zaczela protestowac, a potem nagle mu podziekowala.
-Pobrano krew na rutynowe badania i na krzyzowke dla szesciu jednostek - powiedziala tylko. - Zlecilam zdjecie brzucha i klatki piersiowej. To dla mnie wielka przysluga, naprawde, Matt.
-Nazwij dzieciaka po mnie - odparl Matt.
-Matthewina - powiedziala Easterly. - Chyba jej sie spodoba. Dzieki jeszcze raz. Powodzenia.
Zanim Matt zdazyl cokolwiek odpowiedziec, juz jej nie bylo. No i dobrze. Na pewno co innego jej w glowie i trudno powiedziec, czy byla tu bezuzyteczna, czy wrecz szkodliwa. Jeszcze raz rzucil okiem na monitor i zajal miejsce Easterly przy lozku chorego naprzeciw Jona Lee. Potem nagle sie zatrzymal i przygladal sie chwile z niedowierzaniem czlowiekowi, ktory w napadzie szalu zabil jednego, a moze i dwoch swoich kolegow. Twarz Darryla Teague pokrywaly miesiste grudki, bylo ich co najmniej dwadziescia, niektore wielkosci ziarenek groszku, ale inne znacznie wieksze, a jedno, tuz pod lewym uchem, niemal wielkosci orzecha. Prawie na pewno byly to nerwiako-wlokniaki, czastki tkanki nerwowej przemieszanej z wrzecionowata tkanka wloknista. Powod wystepowania: nieznany. Leczenie: nie istnieje. Darryl Teague mial sie wkrotce przeksztalcic w czlowieka slonia.
A co jeszcze dziwniejsze - byl to drugi taki przypadek, z ktorym Matt zetknal sie w ciagu ostatnich czterech czy pieciu miesiecy.
-Lauro, doktor Hal Sawyer jest w naszym zespole. Moglabys zadzwonic do niego do laboratorium i poprosic, zeby zszedl tu jak najszybciej?
-Juz sie robi.
Teraz Matt skupil uwage na gorniku. Teague byl przytomny i oddychal sam, ale skore mial w plamach, a usta w kolorze zszarzalej purpury.
-Jon, czy zlecono cos na cisnienie?
-Jeszcze nie, doktorze.
Z tonu Lee wynikalo jasno, ze jest wdzieczny za zmiane dowodzenia.
-Podlacz dopamine, standardowa kroplowke. Otworz maksymalnie i zobaczymy, jak zareaguje. Zaloz mu cewnik do zyly i utrzymuj prawidlowa objetosc krwi krazacej.
Wrocila Laura Williams.
-Doktor Sawyer zaraz bedzie - powiedziala.
Matt spojrzal w gore na monitor. Wysokosc zespolow komorowych na zapisie EKG wydawala sie znacznie mniejsza niz normalnie. Na chwile odsunal te informacje od siebie i zaczal badac pacjenta. Tony serca byly przytlumione i oddalone. Stwierdzil bolesnosc posrodku mostka, taka, ze chory w stanie polspiaczki krzyknal przy ucisku. Brzuch byl miekki i zupelnie niebolesny. Pluca czyste. Nogi i rece bez urazow. Czaszka i skora na glowie rowniez, tyle ze w drugich, brudnych i sztywnych jak siano blond wlosach krylo sie ze szesc lub wiecej nerwiako-wlokniakow.
Krotko mowiac, nigdzie nie bylo oznak krwawienia. Dlaczego wiec Teague byl we wstrzasie?
W tej chwili odpowiedz na to pytanie koncentrowala sie na urazie mostka i za mostkiem, na sercu.
-Gdzie jest doktor Crook, Lauro? - spytal Matt.
-Juz tu jedzie. Okazalo sie, ze jego pager byl przypadkowo wylaczony, a telefon nie dzialal. Policjanci z Sandersonville podjechali do niego i zbudzili go.
Miejscowosc Sandersonville lezala o dwadziescia minut drogi od szpitala, a Crook nie byl typem czlowieka, ktory by wskoczyl w dres i popedzil bez tchu do pracy - a zwlaszcza jesli nie bylo wyraznych sygnalow, ze ktorys z pacjentow potrzebuje kardiologa.
-Doktorze Rutledge?
Lee pokazal palcem na monitor. 70/30.
-Przygotuj go do intubacji, Jon. Jest w poblizu anestezjolog?
-Jest na sali operacyjnej.
-A radiolog?
-Tez. Pracuje z doktorem Terrym.
Matt jeknal cicho. Intubowal juz wczesniej dziesiatki pacjentow, wielu z nich w stanie krytycznym, wiec tego sie nie obawial. Ale jego umiejetnosci interpretacji obrazu ultrasonograficznego byly co najwyzej srednie. W sytuacji zagrozenia zycia, tak jak tutaj, wolalby miec u boku radiologa.
-Nie szkodzi. Poprosze o rurke siedem i pol. Lauro, moglibysmy porozmawiac na osobnosci?
Pielegniarka spojrzala na niego zaciekawiona.
-Prosze bardzo - odparla.
-Jon, zawolaj mnie, jezeli bede ci potrzebny.
Matt zaprowadzil Laure do dyzurki. Byla to starsza pani po piecdziesiatce, nosila koronkowe kolnierzyki recznej roboty, miala tradycyjne podejscie do medycyny i byla cholernie dobra pielegniarka. Otwartosc Matta, jego styl ubierania sie i maniery niezbyt jej odpowiadaly i kilka razy dala mu to jasno do zrozumienia. Niemniej przez te wszystkie lata udawalo im sie koegzystowac bez wiekszych konfliktow. Teraz Matt zdawal sobie sprawe, ze bedzie musial wystawic ich wzajemny szacunek na probe.
Na oddziale troche sie uspokoilo i coraz mniej bylo jekow rannych gornikow.
-Jak on sie czuje? - spytal Blaine LeBlanc, kiedy przechodzili obok.
-Pozniej - rzucil Matt.
-Niech pan ze mna porozmawia, zanim zrobi pan cos heroicznego, doktorze, slyszy pan? Ten... ten swir zabil jednego, a moze i dwoch moich ludzi.
-Oczywiscie, Doktorze Wszechmogacy - odparl Matt. - Na pewno sie z panem skonsultuje.
Odwrocil sie od LeBlanca i sciszonym glosem przemowil do pielegniarki. Uwazal, ze miedzy workiem osierdziowym a miesniem sercowym tego pacjenta zbiera sie krew. W rezultacie ucisk na miesien sercowy sprawial, ze serce miedzy kolejnymi uderzeniami nie napelnialo sie krwia tak, jak powinno.
-On ma tamponade, Lauro.
-Skad pan wie, doktorze?
-To nie moze byc nic innego. Musimy sie tam wkluc i odbarczyc serce.
-Nie mozna by poczekac na doktora Crooka?
-Gdybysmy mieli pewnosc, ze zjawi sie tu w ciagu najblizszych pieciu minut, mozna by poczekac. W przeciwnym razie odpowiedz brzmi "nie".
-Moze zlecic jakies dodatkowe badania? Zrobic USG?
-Radiolog jest na sali operacyjnej. Nie mam zaufania ani do technika, ani do siebie co do precyzyjnej interpretacji obrazu. Poza tym chyba nie mamy na to czasu. Ten chlopak nam odjezdza.
-Moze to byloby najlepsze.
-Prosze, nie zaczynajmy na te nute - odparl Matt. - Przygotuj mi zestaw do drenazu osierdziowego.
-Matt, musze powiedziec, ze zupelnie mi sie to nie podoba. Ile razy robiles taki zabieg?
-Kilka razy na stazu specjalizacyjnym - sklamal. - Znam sie na tym.
-Nie ma odczytu cisnienia - zawolal Lee. - EKG pokazuje mnostwo skurczow dodatkowych.
-Prosze - powiedzial Matt, kierujac sie z powrotem do dziesiatki.
-Jezeli zlecasz to oficjalnie, zaraz tam bede z zestawem.
-Niech pan nie zapomina, co mowilem - rzucil LeBlanc, kiedy Matt przechodzil obok niego na korytarzu.
Matt uklakl u szczytu lozka Darryla Teague, pewnym ruchem wsunal rurke intubacyjna do gardla pacjenta i przesunal ja miedzy strunami glosowymi. Technik odpowiedzialny za respirator podwiesil luzny fragment rury przy urzadzeniu i zainicjowal akcje oddechowa. Klatka piersiowa rozszerzyla sie znacznie bardziej niz przedtem, ale cisnienie krwi wzroslo zaledwie do 50.
-Ladnie go pan zaintubowal, doktorze.
W drzwiach stal Hal Sawyer. Siwiejace na skroniach ciemne wlosy, starannie przystrzyzone wasy, okulary w cienkiej zlotej oprawie i bialy fartuch nadawaly mu wyglad akademicki.
Istotnie mial etat wykladowcy na medycynie, ale wiekszosc czasu trzymal sie blisko Belindy, gdzie pelnil funkcje szefa anatomii patologicznej (pracowal tam jeszcze jeden anatomopatolog na pelnym etacie); byl tez urzedowym patologiem hrabstwa Montgomery. Mial bogata wiedze i duzo podrozowal. Podczas zebran lekarskich w szpitalu odzywal sie rzadko, ale kiedy otwieral usta, wszyscy z szacunkiem sluchali tego, co ma do powiedzenia.
Nie byl zonaty. Wydawalo sie, ze nie brakuje mu towarzystwa. Jego ostatnia dziewczyna, Heidi, byla mlodziutka i sliczna, poznal ja podczas jakiegos wakacyjnego splywu tratwami po rzece. Plotkarze z Belindy nieustannie mieli cos do powiedzenia na temat jego zycia osobistego, ale on sie nigdy tym nie przejmowal, podobnie jak przed laty, gdy plotkowano, ze jest homoseksualista. Hal trzymal sie zawsze na uboczu, a Matt byl mu wdzieczny za wyrobienie w nim samym poczucia niezaleznosci.
-Czesc, Hal - powiedzial Matt. - Dzieki, ze sie zjawiles. To ten facet, ktoremu odbilo na dole i przez niego jest ten caly koszmar. Podobno od kilku miesiecy zachowywal sie bardzo dziwnie. Paranoja w polaczeniu z rozproszona neurofibromatoza na twarzy i skorze glowy. Cos ci to mowi?
-Tak jak ten gosc, ktory spadl ze skaly w przepasc.
-Wlasnie. Nazywal sie Rideout. Teddy Rideout. A gdzie pracowal?
-Jezeli mnie pamiec nie myli - powiedzial Hal, dotykajac palcami narosli - tez w kopalni.
-Jak najbardziej. A scisle mowiac, w KKB.
-No prosze - powiedzial Hal.
Kilka miesiecy przedtem Matt jechal na swoim harleyu kreta, gorska droga, kiedy Rideout wyprzedzil go z ogromna predkoscia, jadac samochodem znacznie szybciej, niz bylo mozna na waskiej i niebezpiecznej drodze. Kilka minut pozniej Matt zobaczyl rozwalona barierke ochronna i kilkadziesiat metrow ponizej samochod lezacy kolami do gory. Rideout byl martwy, bez cienia szansy na reanimacje. Jego dziwne narosle na twarzy byly identyczne jak u Darryla Teague, a rozmowa z rodzina ujawnila historie gwaltownie rozwijajacej sie paranoi i irracjonalne, agresywne zachowania. Przy autopsji Matt zastanawial sie glosno, czy Rideout mogl sie zatruc jakas substancja toksyczna z kopalni.
Hal obiecal przeprowadzic kilka dodatkowych badan, ale ich wyniki okazaly sie negatywne. Hal uwazal, ze to odosobniony przypadek - bardzo niezwykly, ale jednak nie dajacy sie z niczym powiazac.
Coz - pomyslal teraz Matt - oto mamy numer dwa.
-Zobacze, co mi sie uda odkopac na temat pana Rideouta - powiedzial Hal. - Nie przypominam sobie niczego szczegolnego na temat tamtej sekcji, z wyjatkiem moze tych narosli, ktore nie byly interesujace mikroskopowo, a jedynie z uwagi na ich liczbe.
-Przynioslam zestaw - powiedziala Laura, umieszczajac tacke oznaczona jako PERIKARDIOCENTEZA na stoliku ze stali nierdzewnej.
-Doktor Crook sie nie pojawil?
-Bedzie tu pewnie lada chwila. Jestes pewny, ze...
-Ale jeszcze go nie ma. Cisnienie spadlo do zera. Ma skurcze dodatkowe. Chyba zaczynamy.
-Jak chcesz - powiedziala Laura chlodno.
Rzeczywiscie Matt wiele razy podejmowal proby odprowadzania krwi osierdziowej jako manewr ostatniej szansy u pacjentow z zatrzymaniem akcji serca, ktorzy i tak mieli umrzec pomimo najbardziej heroicznych wysilkow reanimacyjnych. Niemniej jednak podczas tego zabiegu nigdy nie spotkal sie z niespodziewana obecnoscia krwi osierdziowej. I zaden z pacjentow takiego zabiegu nie przezyl.
-Potrzebujesz pomocy? - spytal Hal.
-Chyba ze wkroczylby tu teraz doktor Crook - powiedzial Matt. - Ale nie mozemy czekac.
Z tylu, kilka krokow za Halem, Matt zauwazyl Blaine'a LeBlanca, ktory przygladal sie tej scenie w milczeniu.
-Wciaz nie ma cisnienia - odezwal sie Lee. - Sa pary pobudzen komorowych.
Czasami czlowiek musi zrobic to, co musi zrobic - ta mysl uparcie krazyla po glowie Matta.
Nalozyl dziesieciocentymetrowa igle o szerokim swietle na dwudziestocentymetrowa strzykawke i zalozyl zacisk na jej podstawe. Bedzie wiedzial, ze sie pomylil i ze nie ma zadnej krwi w osierdziu, gdy tylko wprowadzi gruba igle przez cienka jak serwetka warstwe osierdzia do podstawy serca pacjenta. Elektrokardiogram natychmiast zareaguje na uraz i jesli wszystko pojdzie dobrze, bedzie mial czas wycofac igle, zanim dokona powaznych uszkodzen w miesniu serca. Taka mial nadzieje. Jezeli jednak przebije miesien i uszkodzi tetnice wiencowa, zawal serca, ktory potem nastapi, nie da choremu zadnej szansy.
Matt wbil igle w skore tam, gdzie lewe dolne zebro styka sie z mostkiem, i skierowal ja ukosnie do lewego ramienia. Utrzymujac staly napor na igle, przesuwal ja naprzod w kierunku miejsca, gdzie spodziewal sie znalezc podstawe serca.
Powoli... powoli...
-Duzo skurczow dodatkowych - powiadomil go Lee.
-Dochodzisz do serca? - spytala Laura. Matt sprawdzil, co sie dzieje na monitorze. Mam szczera nadzieje, ze nie - pomyslal.
-Nie - odparl uspokajajaco.
-Na pewno?
Bez zadnego ostrzezenia strzykawka napelnila sie krwia.
Tak jest!
Matt przelaczyl lacznik trojdrozny, zeby oproznic strzykawke, i spuscil jej karmazynowa zawartosc do malego szklanego pojemnika. Potem wyciagnal jeszcze dwadziescia piec centymetrow krwi i wpuscil ja do wiekszego naczynia.
-Skad wiesz, ze nie czerpiesz krwi wprost z serca? - spytala Laura.
Ta kobieta nigdy nie odpusci.
W rozmowe zdecydowanie wlaczyl sie Hal.
-Pani Williams - powiedzial spokojnie - wyglada na to, ze doktor Rutledge wie, co robi. Jest sposob na to, zeby od razu poznac, gdzie znajduje sie czubek igly. Jezeli krew, ktora doktor Rutledge wlasnie usunal, znajdowala sie w przestrzeni osierdziowej pacjenta, prawdopodobnie nie bedzie krzepnac. Jezeli pochodzi bezposrednio z przedsionka, skrzepnie.
-Kiedy sie dowiemy?
Matt pominal milczeniem to pytanie i sciagnal kolejna strzykawke krwi. Stan chorego nie zmienil sie. Po jego lewej stronie Lee jeszcze raz sprobowal wysluchac tetno, a potem ponuro potrzasnal glowa.
-Jezeli on jest we wstrzasie, a ta krew moze pochodzic z miesnia sercowego, to czy nie pogarszamy sytuacji? - spytala Laura.
Odwal sie ode mnie, kobieto! - taki okrzyk cisnal sie Mattowi na usta. Pielegniarka w widoczny sposob zabezpieczala sie przed nieuchronnie nadciagajacym atakiem doktora Crooka.
Probowalam przemowic mu do rozsadku, doktorze Crook, naprawde.
Matt wsunal plastikowy cewnik przez igle w miejsce, ktore - jak mial nadzieje - okaze sie przestrzenia osierdziowa. Potem ostroznie wyciagnal igle i jednym szwem przymocowal cewnik do klatki piersiowej. Krew saczyla sie z cewnika i wsiakala poszerzajaca sie plama w jalowa gaze. Przez kilka sekund panowala pelna napiecia cisza.
-Cisnienie wciaz zero - oznajmil Lee, w chwili gdy Robert Crook z impetem wpadl do sali.
Przysadzisty, z ogorzala twarza, mial geste piaskowoszare brwi, ktore Mattowi zawsze przypominaly ogromne welniste gasienice gotowe do ataku. Na brzegu lewej szczeki, gdzie sie zacial przy goleniu, widac bylo kilka kropel zakrzeplej krwi i maly, zakrwawiony strzepek ligniny. Jego reakcja na wezwanie do szpitala byl sprint do lazienki po maszynke i krem do golenia.
-Co sie tu dzieje, Rutledge?
Matt wzruszyl ramionami.
-Cisnienie spadlo mu do zera i nie moglem sie zorientowac dlaczego, doszedlem do wniosku, ze ma tamponade, wiec wklulem sie i odsaczam krew.
-Wklul sie pan?
-Wciaz nie ma cisnienia - zawolal Lee.
-Sprawdz, czy kroplowka z dopamina jest maksymalnie otwarta - rzucil mu Matt.
-Jest.
-Widzial pan plyn w osierdziu w echokardiografii? - spytal Crook i przylozyl sluchawki do piersi pacjenta, nie zwazajac na sterylne pole operacyjne i cienki cewnik.
-Nie... zdazylem zrobic echa. Nie bylo czasu.
Crook wybuchnal.
-Jezus, Maria! Skad pan, do cholery, wie, ze wszedl pan igla w obszar osierdziowy, a nie w samo serce?
-Zrobilem, co nalezalo zrobic - odparl Matt tak spokojnie, jak tylko potrafil. - Zrobilem to, co uznalem za stosowne, i najlepiej, jak umialem.
-Najlepiej, jak pan umial. Rutledge, pan nie jest lekarzem, tylko jakims cholernym kowbojem. Pan jest jak odbezpieczony granat. I chce, zeby pan wiedzial, ze zamierzam przekazac pelna informacje o panskich dzialaniach...
-Zaraz! - krzyknal Lee. - Jest cisnienie. Czysto i wyraznie szescdziesiat... Nie, teraz jest osiemdziesiat. Tak, osiemdziesiat.
W tej chwili Darryl Teague uniosl reke i odwrocil glowe.
ROZDZIAL 3
-Dzien dobry, Kim - powiedzial Matt, mijajac energiczna, sympatyczna pielegniarka na OIOM-ie.-Dzien dobry, doktorze - uslyszal chlodno rzucona odpowiedz.
Matt przez chwile rozwazal, czyby nie stawic jej czola. Kim West byla dla niego zawsze co najmniej serdeczna, jezeli nie otwarcie przyjazna. Nie bylo jednak sensu przyczepiac sie do tej oschlosci. Kopalnia i Koksownia Belinda zasilala krwiobieg tej doliny. Tak czy inaczej cale hrabstwo Montgomery bylo z nia powiazane. Przez ostatnie trzy dni, odkad uratowal zycie Darrylowi Teague, atmosfera wokol niego na ulicach Belindy wciaz nieprzyjemnie gestniala. Teague nigdy nie byl ukochanym dzieckiem swojego miasta, a teraz z jego powodu nie zylo dwoch mlodych ludzi. A dzieki Mattowi sprawca mial sie dobrze. Na stacji benzynowej, jadlodajni, pralni chemicznej - wszedzie gdzie poszedl, slyszal wokol siebie szepty i czul napiecie; nawet w szpitalu, gdzie przeciez ludzie lepiej niz gdzie indziej powinni zdawac sobie sprawe, przed jakimi trudnymi wyborami staja niekiedy lekarze.
W ciagu kilku godzin po tych wydarzeniach Robert Crook rozeslal pisma do wszystkich pracownikow szpitala, podwazajac