Slepe stado - John Brunner

Szczegóły
Tytuł Slepe stado - John Brunner
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Slepe stado - John Brunner PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Slepe stado - John Brunner PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Slepe stado - John Brunner - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Ślepe stado waldi0055 Strona 1 Strona 2 Ślepe stado John Brunner ŚLEPE STADO Przełożył Wojciech M. Próchniewicz waldi0055 Strona 2 Strona 3 Ślepe stado Spis treści Karta tytułowa Karta redakcyjna grudzień Przepowiednia Masakra Znaki czasów Nie jest nam pisane Kurza grzęda Przyrośnięci do aut To tylko gaz Przeciwieństwo piekarnika Krwawiące serce to ropiejąca rana Pra- przyczyna problemów Deficyt Mimo dobroczynności jest jako miedź brzęcząca To miejsce na reklamę wydawca bezpłatnie oddaje na cele społeczne Od znaku do znaku Morał z XX wieku Nie mieszać Pomoc styczeń Odmaszerować Powyżej prędkości dźwięku Śnieżna lawina Rachu- nek krzywd Szczury Nie większy niż ludzka dłoń Memento laurae Wyprzedzając wiado- mości Można sie było spodziewać Przejdź na stronę czystości Kop Najdrobniejszy ślad I dzieje sie dalej A poruszę Ziemie Konfrontacja luty Pochwała biocydów To boli mnie bardziej Nieustająca debata Strzelać bez rozkazu Naturalny wygląd Opętanie, 9/10 Stawiam na opór Nieodzowni pomocnicy Odejście od zmysłów Jedzcie na zdrowie Z mocnego wyszło Mam reke do roślin, ale czasem odpadają palce Podnosi paskudną głowę Niełaska Nie znajdzie sie w wiadomościach Apel o pomoc marzec Mnożenie na piśmie Dar owadów Brzytwa dla tonącego Riposta Środki zapobiegawcze Weź sie w garść i próbuj jeszcze raz Raport z laboratorium Cuda współczesnej cywilizacji Wystrzępiony rękaw kwiecień Heros niech gra Ofiara I wojny światowej Nie dotykać Próba Zanim się nam niekulturalnie przerwie Błogosławieni o zdrowych kiszkach Testy pozakliniczne maj Bierz, póki jest co brać Od deszczu Brak ojca, jak dotąd Zły wiatr waldi0055 Strona 3 Strona 4 Ślepe stado Skutki uboczne Zachmurzenie Z trzewi Ziemi Pieskie czasy Plan: mapa świata Spalić przed sobą mosty Podziemny ruch Nad morzem, martwym czerwiec Pogląd ciągle dosyć powszechnie wyznawany Epoka pary Strzelać do wszystkiego, co się rusza Zająć stanowisko i trzymać Sygnał do startu Dokładnie w tej chwili Towarzysze niedoli Koncentracja sił lipiec Konsumujący i konsumowani Lont Sytuacja krytyczna Wybuchowe konsekwencje Wy, na ulicy, morda w kubeł Czy pan zamawiał trzęsienie? To jeszcze nie koniec świata, co? Urażony Rekordowa oglądalność w szczycie Ostrość wróciła sierpień Ścigany przez harpun z ładunkiem wybuchowym Tam trawa jest bardziej brązowa Przełom wód Ktokolwiek widział któregoś z tych owadów Słabe lato Już nie widać gór Koniec dokarmiania Powrót Naturalna równowaga Koniec długiego, ciemnego tunelu Bezpo- średnie trafienie Autentyk Nie poddaje się ścisłej analizie wrzesień Matkogwałt Martwota Za dużo problemów Przesuniecie akcentów Wrogowie sami wchodzą mi w ręce By wymienić zaledwie kilka Przegląd Wizja Skurcze Nagły atak Zstąpienie do piekieł Ból pośredni Wymknęło sie spod kontroli październik Nakręcani ludzie Ogłoszenie stanu wojennego Ale im powiedział! Do normy Wstępny projekt Jazda po kwasie W przygotowaniu Powrót do domu Szybki powrót do zdrowia Do pionu Spóźnione wiadomości waldi0055 Strona 4 Strona 5 Ślepe stado listopad I skąd weźmiemy na sól? Pseudonim Jest jeszcze nadzieja Uzbrojony Rozpoznał go zdumiony Racjonalna propozycja Dym z tego wielkiego budynku następny rok Ślepe stado grudzień waldi0055 Strona 5 Strona 6 Ślepe stado PRZEPOWIEDNIA MASAKRA ZNAKI CZASÓW NIE JEST NAM PISANE KURZA GRZĘDA PRZYROŚNIĘCI DO AUT TO TYLKO GAZ PRZECIWIEŃSTWO PIEKARNIKA KRWAWIĄCE SERCE TO ROPIEJĄCA RANA PRAPRZYCZYNA PROBLEMÓW DEFICYT MIMO DOBROCZYNNOŚCI JEST JAKO MIEDŹ TO MIEJSCE NA REKLAMĘ WYDAWCA BEZPŁATNIE OD- DAJE NA CELE SPOŁECZNE OD ZNAKU DO ZNAKU MORAŁ Z XX WIEKU NIE MIESZAĆ POMOC ODMASZEROWAĆ POWYŻEJ PRĘDKOŚCI DŹWIĘKU ŚNIEŻNA LAWINA RACHUNEK KRZYWD SZCZURY NIE WIĘKSZY NIŻ LUDZKA DŁOŃ MEMENTO LAURAE WYPRZEDZAJĄC WIADOMOŚCI MOŻNA SIĘ BYŁO SPODZIEWAĆ PRZEJDŹ NA STRONĘ CZYSTOŚCI KOP NAJDROBNIEJSZY ŚLAD I DZIEJE SIĘ DALEJ A PORUSZĘ ZIEMIĘ KONFRONTACJA POCHWAŁA BIOCYDOW STRZELAĆ BEZ ROZKAZU NATURALNY WYGLĄD OPĘTANIE, 9/10 STAWIAM NA OPÓR NIEODZOWNI POMOCNICY ODEJŚCIE OD ZMYSŁÓW JEDZCIE NA ZDROWIE Z MOCNEGO WYSZŁO waldi0055 Strona 6 Strona 7 Ślepe stado MAM RĘKĘ DO ROŚLIN, ALE CZASEM PODNOSI PASKUDNĄ GŁOWĘ NIEŁASKA NIE ZNAJDZIE SIĘ W WIADOMOŚCIACH APEL O POMOC MNOŻENIE NA PIŚMIE DAR OWADOW BRZYTWA DLA TONĄCEGO RIPOSTA ŚRODKI ZAPOBIEGAWCZE WEŹ SIĘ W GARŚĆ I PRÓBUJ JESZCZE RAZ RAPORT Z LABORATORIUM CUDA WSPÓŁCZESNEJ CYWILIZACJI WYSTRZĘPIONY RĘKAW HEROS NIECH GRA OFIARA I WOJNY ŚWIATOWEJ NIE DOTYKAĆ PRÓBA ZANIM SIĘ NAM NIEKULTURALNIE PRZERWIE BŁOGOSŁAWIENI O ZDROWYCH KISZKACH TESTY POZAKLINICZNE BIERZ, PÓKI JEST CO BRAĆ OD DESZCZU BRAK OJCA, JAK DOTĄD ZŁY WIATR SKUTKI UBOCZNE ZACHMURZENIE Z TRZEWI ZIEMI PIESKIE CZASY PLAN: MAPA ŚWIATA SPALIĆ PRZED SOBĄ MOSTY PODZIEMNY RUCH NAD MORZEM, MARTWYM POGLĄD CIĄGLE DOSYĆ POWSZECHNIE EPOKA PARY STRZELAĆ DO WSZYSTKIEGO, CO SIĘ RUSZA ZAJĄĆ STANOWISKO I TRZYMAĆ SYGNAŁ DO STARTU DOKŁADNIE W TEJ CHWILI TOWARZYSZE NIEDOLI KONCENTRACJA SIŁ KRYTYCZNA SYTUACJA, KRYTYCZNE waldi0055 Strona 7 Strona 8 Ślepe stado KONSUMUJĄCY I KONSUMOWANI LONT SYTUACJA KRYTYCZNA WYBUCHOWE KONSEKWENCJE WY, NA ULICY, MORDA W KUBEŁ CZY PAN ZAMAWIAŁ TRZĘSIENIE? TO JESZCZE NIE KONIEC ŚWIATA, CO? URAŻONY REKORDOWA OGLĄDALNOŚĆ W SZCZYCIE OSTROŚĆ WRÓCIŁA ŚCIGANY PRZEZ HARPUN Z ŁADUNKIEM TAM TRAWA JEST BARDZIEJ BRĄZOWA PRZEŁOM WÓD KTOKOLWIEK WIDZIAŁ KTÓREGOŚ Z TYCH SŁABE LATO JUŻ NIE WIDAĆ GÓR KONIEC DOKARMIANIA POWRÓT NATURALNA RÓWNOWAGA KONIEC DŁUGIEGO, CIEMNEGO TUNELU BEZPOŚREDNIE TRAFIENIE AUTENTYK NIE PODDAJE SIĘ ŚCISŁEJ ANALIZIE MATKOGWAŁT MARTWOTA ZA DUŻO PROBLEMÓW PRZESUNIĘCIE AKCENTÓW WROGOWIE SAMI WCHODZĄ MI W RĘCE BY WYMIENIĆ ZALEDWIE KILKA PRZEGLĄD WIZJA SKURCZE NAGŁY ATAK ZSTĄPIENIE DO PIEKIEŁ BÓL POŚREDNI WYMKNĘŁO SIĘ SPOD KONTROLI NAKRĘCANI LUDZIE OGŁOSZENIE STANU WOJENNEGO ALE IM POWIEDZIAŁ! DO NORMY WSTĘPNY PROJEKT JAZDA PO KWASIE waldi0055 Strona 8 Strona 9 Ślepe stado W PRZYGOTOWANIU POWRÓT DO DOMU SZYBKI POWRÓT DO ZDROWIA DO PIONU SPÓŹNIONE WIADOMOŚCI I SKĄD WEŹMIEMY NA SOL? PSEUDONIM JEST JESZCZE NADZIEJA UZBROJONY ROZPOZNAŁ GO ZDUMIONY RACJONALNA PROPOZYCJA DYM Z TEGO WIELKIEGO BUDYNKU ŚLEPE STADO waldi0055 Strona 9 Strona 10 Ślepe stado PRZEPOWIEDNIA Nadejdzie dzień taki, że na każdej łące Bezpieczne zoba- czymy dziecko igrające, Wilk drapieżny nie skoczy nań niespo- dziewany, A o lwach się nauczy z ksiąg ilustrowanych. Z żadnego wiekowego drzewa gałąź, co spróchniała, Nie spadnie, aby głowy mu nie zgruchotała, Z puszczy wielkiej zostaną schludne zagajniki, Pustynie się zamienią w zielone trawniki. Dzieci zaś na wyprzódki i sepleniąc srodze, Powiedzą sobie - pierwsze: z Zachodu pochodzę, Gdzie dziadek mój nad groźnym stanął oceanem I zmienił go w jezioro trudem okiełznane. Kolejne zaś odpowie: ja jestem ze Wschodu, Gdzie niegdyś bestia żarłocznego rodu Żyła i kły szcze- rzyła, jeśli wierzyć matce; Widziałem zresztą taką, lecz za- mkniętą w klatce. Podobnie na Północy, dawniej pod śniegami, Teraz wielkie domostwa ciągną się rzędami, Brzmi piękna melodia, to się dziecko śmieje, Są drogi i telegraf, żelazne koleje. Takoż Południe - polarne kipiele spienione -Cóż za cel szlachetny - dziś udomowione. Marzenia te niezawodnie umysł napędzają I dzielnych Anglików do działania pchają... „Christmas in the New Rome” [Święta w Nowym Rzymie], 1862 waldi0055 Strona 10 Strona 11 Ślepe stado MASAKRA Ścigany? Przez dzikie zwierzęta? W biały dzień, na autostradzie do Santa Monica? Obłęd! Istny obłęd! Prawdziwy archetypowy koszmar: uwięziony, bez tchu, niezdolny się poruszyć, a olbrzymie, złowrogie potwory zbli- żają się coraz bardziej. Korek ciągnie się na ponad milę, trzy pasy próbują wcisnąć się w zjazd mający tylko dwa, cuchnąc, tłocząc się i rycząc. Na razie jednak bardziej bał się ucieczki niż pozostania na miejscu. Lśniące kły odbijały szary połysk chmur. Puma. Obnażone, wysunięte pazury. Jaguar. Sprężająca się do skoku. Kobra. Wiszący na niebie. Sokół. Wygłodniała. Barrakuda. Ale gdy w końcu nerwy nie wytrzymały i rzucił się do ucieczki, dopadło go coś całkiem innego. Płaszczka. waldi0055 Strona 11 Strona 12 Ślepe stado ZNAKI CZASÓW PLAŻA OBJĘTA JEST CAŁKOWITYM ZAKAZEM KĄPIELI WODA NIEZDATNA DO PICIA NIEZDATNE DO SPOŻYCIA PRZEZ LUDZI NALEŻY UMYĆ RĘCE (POD KARĄ GRZYWNY W WYS. 50 DOL.) DOZOWNIK MASEK FILTRUJĄCYCH DO JEDNORAZO- WEGO UŻYTKU PRZEZ MAKS. 1 GODZ. TLEN 25 CENTÓW waldi0055 Strona 12 Strona 13 Ślepe stado NIE JEST NAM PISANE Radio powiedziało: - Zasługujecie na bezpieczeństwo. Na prawdziwą twier- dzę! Wjazd na parking pod firmą był zablokowany przez au- tobus, ogromny, niemiecki, elektryczny i przegubowy. Wy- pluwał pasażerów. Philip Mason, czekając niecierpliwie aż od- jedzie, nadstawił uszu. Reklama konkurencyjnej korporacji? Przypochlebny głos ciągnął, wsparty niemelodyjnym dźwiękiem wiolonczeli i skrzypiec. - Zasługujecie na spokojny sen. Na wyjazdy wakacyjne, najdłuższe, na jakie możecie sobie pozwolić, wolne od trosk o pozostawione domostwo. Czyż nie mówi się, że mój dom jest moją twierdzą? Czy nie powinniście tak właśnie się czuć? Nie. Nie firma ubezpieczeniowa. Jakaś parszywa firma deweloperska. Co w ogóle robi tu ten autobus? Oznaczenia ma z Los Angeles, fakt, odpowiedni kolor, nazwę na boku -ale za- miast tablicy z numerem i końcowym przystankiem ma napis WYNAJĘTY, a przez brudne szyby nie widać pasażerów zbyt wyraźnie. Nic dziwnego zresztą - jego szyba była tak samo brudna. Już miał zatrąbić, ale zamiast tego wcisnął guzik spryskiwacza do szyb. Chwilę później ucieszył się z tej decyzji - teraz był w stanie dostrzec wewnątrz twarze kilkorga znu- dzonych dzieci - troje czarnych, dwoje żółtych, jedno białe, obok niego kule inwalidzkie. Aha. Radio gadało dalej: - Zbudowaliśmy więc dla państwa tę twierdzę. W nocy uzbrojeni ochroniarze pilnują wszystkich bram, przez które można się dostać do osiedla, chronionego zwieńczonym kol- cami ogrodzeniem. Osiedle Twierdza zatrudnia najlepiej wy- waldi0055 Strona 13 Strona 14 Ślepe stado szkoloną ochronę. Nasz personel rekrutuje się z policji, a nasi strzelcy wyborowi - z piechoty morskiej. Której mamy pod dostatkiem, odkąd wykopali nas z Azji. O, autobus wrzucił kierunkowskaz. Przejeżdżając za jego ty- łem, zauważył za tylną szybą tabliczkę z informacją o najemcy - Ziemski Fundusz Wspólnotowy, Inc. Mrugnął światłami do następnego auta, prosząc o zgodę na przejazd przed nim. Zgodę dostał, przyśpieszył -i moment później znów musiał ostro hamować. Przez wjazd przechodził inwalida, nastoletni chłopak-Azjata, najpewniej Wietnamczyk, z jedną nogą pod- kurczoną i przygiętą do uda, ręce szeroko rozłożone, żeby utrzymać równowagę w czymś w rodzaju aluminiowego bal- koniku z licznymi paskami. Z Haroldem, dzięki Bogu, nie jest aż tak kiepsko. Wszyscy uzbrojeni strażnicy - czarni. Pot wystąpił mu na czoło na samą myśl, że mógł przejechać chłopaka pod lufami ich karabinów. Żółty to jak honorowy czarny. Dobrze jest mieć towarzyszy w niedoli. A skoro mowa o towarzyszach... towa- rzyszkach? Daj spokój, zamknij się! - Nie będziecie państwo musieli obawiać się o dzieci - ciągnęło radio. - Opancerzone autobusy codziennie będą od- bierać je spod drzwi i zawozić do dowolnie wybranej szkoły. Ani przez chwilę nie pozostaną bez opieki odpowiedzialnych i serdecznych dorosłych opiekunów. Chłopak dokuśtykał na drugą stronę chodnika; Philip był wreszcie w stanie przesunąć się autem do przodu. Ochro- niarz zauważył firmową naklejkę na szybie i podniósł bia- ło-czerwony szlaban. Philip pocił się bardziej niż zwykle, bo był potwornie spóźniony -i choć nie była to jego wina, prze- pełniało go abstrakcyjne poczucie winy, przez które miał wrażenie, że dzisiaj wszystko to jego wina, od zamachów w waldi0055 Strona 14 Strona 15 Ślepe stado Baltimore, po komunistyczny przewrót na Bali. Rozejrzał się wokół. Cholera. Wszystko zajęte. Nie było ani jednego miejsca, na którym mógłby zaparkować bez pomocy, chyba że poświęci masę drogocennego czasu, żeby się gdzieś mozolne wcisnąć. - Będą się bawić w klimatyzowanych salach zabaw - obiecywało radio. - A ewentualna pomoc medyczna będzie na miejscu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, i to po bardzo niskich, kontraktowych stawkach! W sam raz dla kogoś zarabiającego sto tysięcy rocznie. Dla większości z nas nawet kontraktowe stawki są zaporowe - sam dobrze o tym wiem. Co, żaden z tych ochroniarzy nie po- może mi zaparkować? Cholera, w życiu - wszyscy wracają na posterunek. Wściekły, opuścił szybę i zamachał gwałtownie. Powie- trze od razu wywołało kaszel, oczy momentalnie zaszły łzami. Po prostu nie był przyzwyczajony do takich warunków. - A teraz informacje policyjne - powiedziało radio. Najbliższy ochroniarz podszedł do niego, bez maski, z miną wyrażającą odrobinę -czego? Zdziwienia? Niechęci? W każdym razie jakąś opinię o palancie, który nie potrafi oddy- chać zewnętrznym powietrzem, żeby się nie rozkaszleć. - Pogłoski, że w Santa Ynez wyszło słońce, są całkowicie bezpodstawne. Powtarzam... - rzekło radio. I powtórzyło, led- wie słyszalne przez brzęczenie niewidocznego przez chmury samolotu. Philip wygramolił się z auta, wyciągając z kieszeni pięciodolarowy banknot. - Zajmie się pan moim autem? Jestem Mason, menedżer na Denver. Jestem spóźniony na spotkanie z panem Chalmer- sem. Tylko tyle zdążył powiedzieć, zanim zgiął się w kolej- waldi0055 Strona 15 Strona 16 Ślepe stado nym ataku kaszlu. W głębi gardła piekło go od gryzącego po- wietrza; wyobrażał sobie, jak tkanki rogowacieją, twardnieją, stają się nieprzenikliwe. Jeśli ta praca faktycznie będzie wy- magać częstych wycieczek do L.A., trzeba będzie kupić maskę filtrującą. I pieprzyć to, że wygląda się w niej jak ciota. Sam widziałem po drodze, że już nie tylko dziewczyny je noszą. Radio wymamrotało coś o ekstremalnych korkach na wszystkich wylotówkach na północ. - Dobra - powiedział ochroniarz, biorąc banknot i zręcz- nie, jedną ręką, zwijając go w rurkę jak jointa. - Może pan iść. Czekali na pana. Pokazał ręką podświetloną reklamę nad obrotowymi drzwiami, życzącą światu Wesołych Świąt od firmy ubezpie- czeniowej Angel City Interstate Mutual. * Czekali? No, mam nadzieję, że to nie znaczy, że się pod- dali i zaczęli beze mnie! Postawił stopy na znakach Wagi, Skorpiona i Strzelca, a obrotowe drzwi posapywały wokół niego. Obracały się ciężko - widocznie niedawno wymieniano hermetyczne uszczelki. Za nim było chłodne, wyłożone marmurem foyer, także zdobione zodiakalnymi ornamentami. Przekaz reklamowy Miasta Anio- łów opierał się na idei ucieczki przed tym, co komu pisane z urodzenia, i zarówno ci, co brali astrologię poważnie, jak i ci sceptyczni zgadzali się, że całkiem poetyckie wychodziły z te- go hasła. Tu powietrze było nie tylko oczyszczone ale i delikatnie naperfumowane. Na ławeczce, ze znudzoną miną siedziała bardzo ładna dziewczyna o beżowej karnacji, w obcisłej zie- lonej sukience z długim, skromnym rękawem, spódnicą sięga- jącą eleganckich czółenek na słupku. nie, pardon, na ostrej waldi0055 Strona 16 Strona 17 Ślepe stado szpili. Za to z przodu miała rozcięcie prawie do pasa. Co więcej, nosiła łonowe majteczki, z sugerującą włosy kępką futerka w kroczu. Wczorajszy wieczór w Vegas. Jezus, chyba zdumiałem, wiedziałem, że muszę się wyspać i być w dobrej formie na dzi- siaj. Ale wczoraj tak to nie wyglądało. Po prostu... Cholera, sam chciałbym wiedzieć. Brawura? Żądza odmiany? Dennie, przy- sięgam, że cię kocham. Nie zaprzepaszczę tej drogocennej pracy, nawet nie spojrzę na tę dziewczynę! Chalmers siedzi na trzecim, prawda? Gdzie jest tabliczka z informacją? A, tutaj, za dozownikiem z maskami. (A z tym wszystkim mieszała się jednak duma, że pra- cuje dla takiej firmy, która ma na tyle postępowy wizerunek, że dba, by nawet asystentki były ubrane w najmodniejsze stroje. Bo ta sukienka nie była z poliestru czy nylonu - to była wełna). Mimo wszystko trudno było na nią nie patrzeć. Wstała i powitała go szerokim uśmiechem. - Pan Philip Mason! - Głos miała lekko zachrypnięty. Mi- ło słyszeć, że innym ludziom też szkodzi tutejsze powietrze. Gdyby tylko ten timbre nie był aż tak sexy. - Poznaliśmy się, kiedy był tu pan poprzednio, pewnie pan nie pamięta. Jestem asystentką Billa Chalmersa. Felice. - Oczywiście, że pamiętam. Kaszel zwalczony, choć powieki jeszcze delikatnie swę- działy. Nie była to pusta uprzejmość - teraz faktycznie ją sobie przypominał, choć ostatni raz był tu latem. Miała wtedy krótką sukienkę i inną fryzurę. - Czy mógłbym gdzieś umyć ręce? - dodał, unosząc dło- nie, żeby pokazać, że naprawdę chodzi mu o mycie. waldi0055 Strona 17 Strona 18 Ślepe stado Były aż jakby oślizłe od unoszących się w powietrzu pa- skudztw, które prześliznęły się przez osadnik w samochodzie. Nie był przewidziany, by radzić sobie w Kalifornii. - Jasne! W korytarz i na prawo. Zaczekam na pana. * Drzwi do męskiej toalety nosiły znak Wodnika, a dam- skiej - Panny. Gdy zaczynał pracę, udało mu się rozśmieszyć grupkę kolegów stwierdzeniem, że w imię prawdziwej rów- ności powinny być tylko jedne drzwi, oznaczone symbolem Bliźniąt. Dzisiaj nie było mu do żartów. Pod zamkniętymi drzwiami jednej z kabin - stopy. Nie- ufnie, pamiętał bowiem o zdarzających się w dzisiejszych cza- sach napadach w męskich toaletach, ulżył sobie, wpatrując się jednym okiem w tamte drzwi. Usłyszał delikatne syknięcie, potem szczęknięcie. Jezus, ktoś tam napełnia strzykawkę? Za- kradł się tu narkoman o kosztownym nałogu, żeby mieć świę- ty spokój. Mam wyciągać gazówkę? Prosta droga do paranoi. Buty były elegancko wyglan- sowane, mało prawdopodobne u zaniedbanego narkomana. Poza tym ostatni rozbój zdarzył mu się ponad dwa lata temu. Sytuacja się poprawiała. Podszedł do umywalek, choć świa- domie wybrał tę, w której lustrze widać było zajętą kabinę. Nie chcąc zostawiać tłustych plam na jasnych spodniach, ostrożnie poszukał w kieszeni monety do dozownika wody. Szlag. Zmienili to cholerstwo od ostatniej wizyty. Miał cen- tówki i ćwierćdolarówki, ale napis mówił, że mogą być tylko dziesiątki. A nie ma choć jednego bezpłatnego? Nie. Już prawie wychodził, żeby poprosić Felice o drobne, gdy drzwi kabiny się otworzyły. Wyszedł facet w ciemnym ubraniu, wkładający marynarkę, w której prawej bocznej kie- szeni kryło się coś ciężkiego. Niewyraźnie go kojarzył. Rozluź- waldi0055 Strona 18 Strona 19 Ślepe stado nił się. Ani narkoman, ani ktoś obcy. Pewnie cukrzyca albo problemy z wątrobą. Wygląda przy tym całkiem nieźle, pełne policzki, rumiana twarz. Ale kto to...? - A, pan pewnie na to spotkanie z Chalmersem! - Nieobcy podszedł ku niemu, już wyciągając dłoń, by zaraz ze śmiechem ją cofnąć. - Przepraszam, może najpierw umyję ręce. Jestem Hal- kin, z San Diego. I jaki taktowny do tego. - Ja jestem Mason, z Denver. Hmm. nie ma pan czasem dziesiątki? - Jasne! Proszę bardzo. - Dziękuję - mruknął Philip i staranie zatkał umywalkę przed puszczeniem wody. Nie miał pojęcia, ile warta jest dziesiątka, ale jeśli tyle samo, co cent półtora roku temu, to ledwo wystarczało tego, żeby namydlić i spłukać dłonie. Skóra swędziała, jakby po- krywał ją pył. W lustrze nie było nic widać, a zaczesane do tyłu brązowe włosy wciąż wyglądały schludnie - więc wszystko w porządku - ale Halkin był ubrany praktycznie, w prawie czar- ny garnitur, podczas gdy on wbił się w najnowsze i najele- gantsze ubranie -według standardów z Kolorado i pod silnym wpływem elit towarzyskich zjeżdżających się co roku na sporty zimowe. Było bladoniebieskie, bo Denise mówiła, że pasuje mu do oczu. Choć się nie gniotło, na kołnierzu i man- kietach już miało ciemne smugi. Zanotować: następnym ra- zem, jadąc do L.A.. Woda była paskudna, niewarta dziesięciu centów. Mydło - dobrze chociaż, że firma nie oszczędzała i porozkładała na umywalkach kostki, zamiast żądać kolejnej dziesięciocentówki za nasączoną nim chusteczkę - ledwo się pieniło. Kiedy opłu- waldi0055 Strona 19 Strona 20 Ślepe stado kiwał twarz, woda spłynęła mu do ust. Smakowała solą mor- ską i chlorem. - Pan pewnie też utknął, tak samo jak ja - powiedział Halkin, odwracając się, by wysuszyć ręce suszarką. Była dar- mowa. - Co się stało? Ci cholerni trainiści okupują Wilshire? Mycie twarzy było błędem. Nie było ręczników, ani pa- pierowych, ani innych. Nie pomyślał, żeby wcześniej to sprawdzić. Jest jakaś wielka afera o włókna celulozowe w Pa- cyfiku. Coś czytałem, ale nie skojarzyłem. Czując się zupełnie jak niezręczny nastolatek, spróbował podetknąć twarz pod strumień ciepłego powietrza, mimochodem zastanawiając się, czego używają zamiast papieru toaletowego - okrągłych ka- myków, jak muzułmanie? Za wszelką cenę zachować pozory. - Nie, po prostu korek na autostradzie do Santa Monica. - A, no tak. Słyszałem, że straszne dziś korki. Przez te plotki, że wyszło słońce? - Nie, po prostu... - powstrzymał absurdalny odruch sprawdzenia, czy nie słyszy go żaden czarny, ani Felice, ani ochroniarze z parkingu - po prostu jakiś walnięty czarnuch wyskoczył z auta w połowie korka i próbował przebiec na drugą stronę. - Co pan mówi? Pewnie nawalony? - Pewnie tak. O, dziękuję. - Halkin uprzejmie przytrzy- mał mu drzwi. - Samochody musiały go omijać, hamować i pierdut, pozderzały się, chyba ze czterdzieści. Cudem go omi- nęły, ale i tak nic mu to nie dało. W drugą stronę auta też je- chały prawie stówę i zaraz jak przelazł przez barierkę, wpadł pod sportowy samochód. - Matko Boska. Stanęli oko w oko z Felice, która przytrzymywała im waldi0055 Strona 20