Slepe stado - John Brunner
Szczegóły |
Tytuł |
Slepe stado - John Brunner |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Slepe stado - John Brunner PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Slepe stado - John Brunner PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Slepe stado - John Brunner - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Ślepe stado
waldi0055 Strona 1
Strona 2
Ślepe stado
John Brunner
ŚLEPE STADO
Przełożył Wojciech M. Próchniewicz
waldi0055 Strona 2
Strona 3
Ślepe stado
Spis treści
Karta tytułowa Karta redakcyjna grudzień
Przepowiednia Masakra Znaki czasów Nie jest nam pisane Kurza
grzęda Przyrośnięci do aut To tylko gaz
Przeciwieństwo piekarnika Krwawiące serce to ropiejąca rana Pra-
przyczyna problemów Deficyt
Mimo dobroczynności jest jako miedź brzęcząca
To miejsce na reklamę wydawca bezpłatnie oddaje na cele społeczne
Od znaku do znaku
Morał z XX wieku
Nie mieszać
Pomoc
styczeń
Odmaszerować Powyżej prędkości dźwięku Śnieżna lawina Rachu-
nek krzywd Szczury
Nie większy niż ludzka dłoń Memento laurae Wyprzedzając wiado-
mości
Można sie było spodziewać Przejdź na stronę czystości Kop
Najdrobniejszy ślad I dzieje sie dalej A poruszę Ziemie Konfrontacja
luty
Pochwała biocydów To boli mnie bardziej Nieustająca debata
Strzelać bez rozkazu Naturalny wygląd Opętanie, 9/10 Stawiam na opór
Nieodzowni pomocnicy Odejście od zmysłów Jedzcie na zdrowie Z mocnego
wyszło
Mam reke do roślin, ale czasem odpadają palce
Podnosi paskudną głowę
Niełaska
Nie znajdzie sie w wiadomościach Apel o pomoc
marzec
Mnożenie na piśmie Dar owadów Brzytwa dla tonącego Riposta
Środki zapobiegawcze
Weź sie w garść i próbuj jeszcze raz
Raport z laboratorium
Cuda współczesnej cywilizacji Wystrzępiony rękaw
kwiecień
Heros niech gra Ofiara I wojny światowej Nie dotykać Próba
Zanim się nam niekulturalnie przerwie Błogosławieni o zdrowych
kiszkach Testy pozakliniczne
maj
Bierz, póki jest co brać Od deszczu Brak ojca, jak dotąd Zły wiatr
waldi0055 Strona 3
Strona 4
Ślepe stado
Skutki uboczne Zachmurzenie Z trzewi Ziemi Pieskie czasy Plan: mapa
świata Spalić przed sobą mosty Podziemny ruch Nad morzem, martwym
czerwiec
Pogląd ciągle dosyć powszechnie wyznawany Epoka pary
Strzelać do wszystkiego, co się rusza Zająć stanowisko i trzymać
Sygnał do startu Dokładnie w tej chwili Towarzysze niedoli Koncentracja sił
lipiec
Konsumujący i konsumowani Lont
Sytuacja krytyczna Wybuchowe konsekwencje Wy, na ulicy, morda w
kubeł Czy pan zamawiał trzęsienie?
To jeszcze nie koniec świata, co?
Urażony
Rekordowa oglądalność w szczycie Ostrość wróciła
sierpień
Ścigany przez harpun z ładunkiem wybuchowym Tam trawa jest
bardziej brązowa Przełom wód
Ktokolwiek widział któregoś z tych owadów
Słabe lato
Już nie widać gór
Koniec dokarmiania
Powrót
Naturalna równowaga Koniec długiego, ciemnego tunelu Bezpo-
średnie trafienie Autentyk
Nie poddaje się ścisłej analizie
wrzesień
Matkogwałt
Martwota
Za dużo problemów Przesuniecie akcentów Wrogowie sami wchodzą
mi w ręce
By wymienić zaledwie kilka
Przegląd
Wizja
Skurcze
Nagły atak
Zstąpienie do piekieł
Ból pośredni
Wymknęło sie spod kontroli
październik
Nakręcani ludzie Ogłoszenie stanu wojennego Ale im powiedział!
Do normy Wstępny projekt Jazda po kwasie W przygotowaniu Powrót
do domu Szybki powrót do zdrowia Do pionu
Spóźnione wiadomości
waldi0055 Strona 4
Strona 5
Ślepe stado
listopad
I skąd weźmiemy na sól?
Pseudonim
Jest jeszcze nadzieja
Uzbrojony
Rozpoznał go zdumiony Racjonalna propozycja Dym z tego wielkiego
budynku
następny rok
Ślepe stado
grudzień
waldi0055 Strona 5
Strona 6
Ślepe stado
PRZEPOWIEDNIA
MASAKRA
ZNAKI CZASÓW
NIE JEST NAM PISANE
KURZA GRZĘDA
PRZYROŚNIĘCI DO AUT
TO TYLKO GAZ
PRZECIWIEŃSTWO PIEKARNIKA
KRWAWIĄCE SERCE TO ROPIEJĄCA RANA
PRAPRZYCZYNA PROBLEMÓW
DEFICYT
MIMO DOBROCZYNNOŚCI JEST JAKO MIEDŹ
TO MIEJSCE NA REKLAMĘ WYDAWCA BEZPŁATNIE OD-
DAJE NA CELE SPOŁECZNE
OD ZNAKU DO ZNAKU
MORAŁ Z XX WIEKU
NIE MIESZAĆ
POMOC
ODMASZEROWAĆ
POWYŻEJ PRĘDKOŚCI DŹWIĘKU
ŚNIEŻNA LAWINA
RACHUNEK KRZYWD
SZCZURY
NIE WIĘKSZY NIŻ LUDZKA DŁOŃ
MEMENTO LAURAE
WYPRZEDZAJĄC WIADOMOŚCI
MOŻNA SIĘ BYŁO SPODZIEWAĆ
PRZEJDŹ NA STRONĘ CZYSTOŚCI
KOP
NAJDROBNIEJSZY ŚLAD
I DZIEJE SIĘ DALEJ
A PORUSZĘ ZIEMIĘ
KONFRONTACJA
POCHWAŁA BIOCYDOW
STRZELAĆ BEZ ROZKAZU
NATURALNY WYGLĄD
OPĘTANIE, 9/10
STAWIAM NA OPÓR
NIEODZOWNI POMOCNICY
ODEJŚCIE OD ZMYSŁÓW
JEDZCIE NA ZDROWIE
Z MOCNEGO WYSZŁO
waldi0055 Strona 6
Strona 7
Ślepe stado
MAM RĘKĘ DO ROŚLIN, ALE CZASEM
PODNOSI PASKUDNĄ GŁOWĘ
NIEŁASKA
NIE ZNAJDZIE SIĘ W WIADOMOŚCIACH
APEL O POMOC
MNOŻENIE NA PIŚMIE
DAR OWADOW
BRZYTWA DLA TONĄCEGO
RIPOSTA
ŚRODKI ZAPOBIEGAWCZE
WEŹ SIĘ W GARŚĆ I PRÓBUJ JESZCZE RAZ
RAPORT Z LABORATORIUM
CUDA WSPÓŁCZESNEJ CYWILIZACJI
WYSTRZĘPIONY RĘKAW
HEROS NIECH GRA
OFIARA I WOJNY ŚWIATOWEJ
NIE DOTYKAĆ
PRÓBA
ZANIM SIĘ NAM NIEKULTURALNIE PRZERWIE
BŁOGOSŁAWIENI O ZDROWYCH KISZKACH
TESTY POZAKLINICZNE
BIERZ, PÓKI JEST CO BRAĆ
OD DESZCZU
BRAK OJCA, JAK DOTĄD
ZŁY WIATR
SKUTKI UBOCZNE
ZACHMURZENIE
Z TRZEWI ZIEMI
PIESKIE CZASY
PLAN: MAPA ŚWIATA
SPALIĆ PRZED SOBĄ MOSTY
PODZIEMNY RUCH
NAD MORZEM, MARTWYM
POGLĄD CIĄGLE DOSYĆ POWSZECHNIE
EPOKA PARY
STRZELAĆ DO WSZYSTKIEGO, CO SIĘ RUSZA
ZAJĄĆ STANOWISKO I TRZYMAĆ
SYGNAŁ DO STARTU
DOKŁADNIE W TEJ CHWILI
TOWARZYSZE NIEDOLI
KONCENTRACJA SIŁ
KRYTYCZNA SYTUACJA, KRYTYCZNE
waldi0055 Strona 7
Strona 8
Ślepe stado
KONSUMUJĄCY I KONSUMOWANI
LONT
SYTUACJA KRYTYCZNA
WYBUCHOWE KONSEKWENCJE
WY, NA ULICY, MORDA W KUBEŁ
CZY PAN ZAMAWIAŁ TRZĘSIENIE?
TO JESZCZE NIE KONIEC ŚWIATA, CO?
URAŻONY
REKORDOWA OGLĄDALNOŚĆ W SZCZYCIE
OSTROŚĆ WRÓCIŁA
ŚCIGANY PRZEZ HARPUN Z ŁADUNKIEM
TAM TRAWA JEST BARDZIEJ BRĄZOWA
PRZEŁOM WÓD
KTOKOLWIEK WIDZIAŁ KTÓREGOŚ Z TYCH
SŁABE LATO
JUŻ NIE WIDAĆ GÓR
KONIEC DOKARMIANIA
POWRÓT
NATURALNA RÓWNOWAGA
KONIEC DŁUGIEGO, CIEMNEGO TUNELU
BEZPOŚREDNIE TRAFIENIE
AUTENTYK
NIE PODDAJE SIĘ ŚCISŁEJ ANALIZIE
MATKOGWAŁT
MARTWOTA
ZA DUŻO PROBLEMÓW
PRZESUNIĘCIE AKCENTÓW
WROGOWIE SAMI WCHODZĄ MI W RĘCE
BY WYMIENIĆ ZALEDWIE KILKA
PRZEGLĄD
WIZJA
SKURCZE
NAGŁY ATAK
ZSTĄPIENIE DO PIEKIEŁ
BÓL POŚREDNI
WYMKNĘŁO SIĘ SPOD KONTROLI
NAKRĘCANI LUDZIE
OGŁOSZENIE STANU WOJENNEGO
ALE IM POWIEDZIAŁ!
DO NORMY
WSTĘPNY PROJEKT
JAZDA PO KWASIE
waldi0055 Strona 8
Strona 9
Ślepe stado
W PRZYGOTOWANIU
POWRÓT DO DOMU
SZYBKI POWRÓT DO ZDROWIA
DO PIONU
SPÓŹNIONE WIADOMOŚCI
I SKĄD WEŹMIEMY NA SOL?
PSEUDONIM
JEST JESZCZE NADZIEJA
UZBROJONY
ROZPOZNAŁ GO ZDUMIONY
RACJONALNA PROPOZYCJA
DYM Z TEGO WIELKIEGO BUDYNKU
ŚLEPE STADO
waldi0055 Strona 9
Strona 10
Ślepe stado
PRZEPOWIEDNIA
Nadejdzie dzień taki, że na każdej łące Bezpieczne zoba-
czymy dziecko igrające, Wilk drapieżny nie skoczy nań niespo-
dziewany,
A o lwach się nauczy z ksiąg ilustrowanych.
Z żadnego wiekowego drzewa gałąź, co spróchniała,
Nie spadnie, aby głowy mu nie zgruchotała,
Z puszczy wielkiej zostaną schludne zagajniki,
Pustynie się zamienią w zielone trawniki.
Dzieci zaś na wyprzódki i sepleniąc srodze,
Powiedzą sobie - pierwsze: z Zachodu pochodzę,
Gdzie dziadek mój nad groźnym stanął oceanem I zmienił
go w jezioro trudem okiełznane.
Kolejne zaś odpowie: ja jestem ze Wschodu,
Gdzie niegdyś bestia żarłocznego rodu Żyła i kły szcze-
rzyła, jeśli wierzyć matce; Widziałem zresztą taką, lecz za-
mkniętą w klatce.
Podobnie na Północy, dawniej pod śniegami,
Teraz wielkie domostwa ciągną się rzędami,
Brzmi piękna melodia, to się dziecko śmieje,
Są drogi i telegraf, żelazne koleje.
Takoż Południe - polarne kipiele spienione -Cóż za cel
szlachetny - dziś udomowione.
Marzenia te niezawodnie umysł napędzają I dzielnych
Anglików do działania pchają...
„Christmas in the New Rome” [Święta w Nowym
Rzymie], 1862
waldi0055 Strona 10
Strona 11
Ślepe stado
MASAKRA
Ścigany?
Przez dzikie zwierzęta?
W biały dzień, na autostradzie do Santa Monica? Obłęd!
Istny obłęd!
Prawdziwy archetypowy koszmar: uwięziony, bez tchu,
niezdolny się poruszyć, a olbrzymie, złowrogie potwory zbli-
żają się coraz bardziej. Korek ciągnie się na ponad milę, trzy
pasy próbują wcisnąć się w zjazd mający tylko dwa, cuchnąc,
tłocząc się i rycząc. Na razie jednak bardziej bał się ucieczki
niż pozostania na miejscu.
Lśniące kły odbijały szary połysk chmur. Puma.
Obnażone, wysunięte pazury. Jaguar.
Sprężająca się do skoku. Kobra.
Wiszący na niebie. Sokół.
Wygłodniała. Barrakuda.
Ale gdy w końcu nerwy nie wytrzymały i rzucił się do
ucieczki, dopadło go coś całkiem innego. Płaszczka.
waldi0055 Strona 11
Strona 12
Ślepe stado
ZNAKI CZASÓW
PLAŻA OBJĘTA JEST CAŁKOWITYM ZAKAZEM KĄPIELI
WODA NIEZDATNA DO PICIA NIEZDATNE DO SPOŻYCIA
PRZEZ LUDZI
NALEŻY UMYĆ RĘCE (POD KARĄ GRZYWNY W WYS. 50
DOL.)
DOZOWNIK MASEK FILTRUJĄCYCH DO JEDNORAZO-
WEGO UŻYTKU PRZEZ MAKS. 1 GODZ.
TLEN
25 CENTÓW
waldi0055 Strona 12
Strona 13
Ślepe stado
NIE JEST NAM PISANE
Radio powiedziało:
- Zasługujecie na bezpieczeństwo. Na prawdziwą twier-
dzę!
Wjazd na parking pod firmą był zablokowany przez au-
tobus, ogromny, niemiecki, elektryczny i przegubowy. Wy-
pluwał pasażerów. Philip Mason, czekając niecierpliwie aż od-
jedzie, nadstawił uszu. Reklama konkurencyjnej korporacji?
Przypochlebny głos ciągnął, wsparty niemelodyjnym
dźwiękiem wiolonczeli i skrzypiec.
- Zasługujecie na spokojny sen. Na wyjazdy wakacyjne,
najdłuższe, na jakie możecie sobie pozwolić, wolne od trosk o
pozostawione domostwo. Czyż nie mówi się, że mój dom jest
moją twierdzą? Czy nie powinniście tak właśnie się czuć?
Nie. Nie firma ubezpieczeniowa. Jakaś parszywa firma
deweloperska. Co w ogóle robi tu ten autobus? Oznaczenia ma
z Los Angeles, fakt, odpowiedni kolor, nazwę na boku -ale za-
miast tablicy z numerem i końcowym przystankiem ma napis
WYNAJĘTY, a przez brudne szyby nie widać pasażerów zbyt
wyraźnie. Nic dziwnego zresztą - jego szyba była tak samo
brudna. Już miał zatrąbić, ale zamiast tego wcisnął guzik
spryskiwacza do szyb. Chwilę później ucieszył się z tej decyzji
- teraz był w stanie dostrzec wewnątrz twarze kilkorga znu-
dzonych dzieci - troje czarnych, dwoje żółtych, jedno białe,
obok niego kule inwalidzkie. Aha.
Radio gadało dalej:
- Zbudowaliśmy więc dla państwa tę twierdzę. W nocy
uzbrojeni ochroniarze pilnują wszystkich bram, przez które
można się dostać do osiedla, chronionego zwieńczonym kol-
cami ogrodzeniem. Osiedle Twierdza zatrudnia najlepiej wy-
waldi0055 Strona 13
Strona 14
Ślepe stado
szkoloną ochronę. Nasz personel rekrutuje się z policji, a nasi
strzelcy wyborowi - z piechoty morskiej.
Której mamy pod dostatkiem, odkąd wykopali nas z Azji.
O, autobus wrzucił kierunkowskaz. Przejeżdżając za jego ty-
łem, zauważył za tylną szybą tabliczkę z informacją o najemcy
- Ziemski Fundusz Wspólnotowy, Inc. Mrugnął światłami do
następnego auta, prosząc o zgodę na przejazd przed nim.
Zgodę dostał, przyśpieszył -i moment później znów musiał
ostro hamować. Przez wjazd przechodził inwalida, nastoletni
chłopak-Azjata, najpewniej Wietnamczyk, z jedną nogą pod-
kurczoną i przygiętą do uda, ręce szeroko rozłożone, żeby
utrzymać równowagę w czymś w rodzaju aluminiowego bal-
koniku z licznymi paskami.
Z Haroldem, dzięki Bogu, nie jest aż tak kiepsko.
Wszyscy uzbrojeni strażnicy - czarni. Pot wystąpił mu na
czoło na samą myśl, że mógł przejechać chłopaka pod lufami
ich karabinów. Żółty to jak honorowy czarny. Dobrze jest mieć
towarzyszy w niedoli. A skoro mowa o towarzyszach... towa-
rzyszkach? Daj spokój, zamknij się!
- Nie będziecie państwo musieli obawiać się o dzieci -
ciągnęło radio. - Opancerzone autobusy codziennie będą od-
bierać je spod drzwi i zawozić do dowolnie wybranej szkoły.
Ani przez chwilę nie pozostaną bez opieki odpowiedzialnych i
serdecznych dorosłych opiekunów.
Chłopak dokuśtykał na drugą stronę chodnika; Philip
był wreszcie w stanie przesunąć się autem do przodu. Ochro-
niarz zauważył firmową naklejkę na szybie i podniósł bia-
ło-czerwony szlaban. Philip pocił się bardziej niż zwykle, bo
był potwornie spóźniony -i choć nie była to jego wina, prze-
pełniało go abstrakcyjne poczucie winy, przez które miał
wrażenie, że dzisiaj wszystko to jego wina, od zamachów w
waldi0055 Strona 14
Strona 15
Ślepe stado
Baltimore, po komunistyczny przewrót na Bali. Rozejrzał się
wokół. Cholera. Wszystko zajęte. Nie było ani jednego miejsca,
na którym mógłby zaparkować bez pomocy, chyba że poświęci
masę drogocennego czasu, żeby się gdzieś mozolne wcisnąć.
- Będą się bawić w klimatyzowanych salach zabaw -
obiecywało radio. -
A ewentualna pomoc medyczna będzie na miejscu przez
dwadzieścia cztery godziny na dobę, i to po bardzo niskich,
kontraktowych stawkach!
W sam raz dla kogoś zarabiającego sto tysięcy rocznie.
Dla większości z nas nawet kontraktowe stawki są zaporowe -
sam dobrze o tym wiem. Co, żaden z tych ochroniarzy nie po-
może mi zaparkować? Cholera, w życiu - wszyscy wracają na
posterunek.
Wściekły, opuścił szybę i zamachał gwałtownie. Powie-
trze od razu wywołało kaszel, oczy momentalnie zaszły łzami.
Po prostu nie był przyzwyczajony do takich warunków.
- A teraz informacje policyjne - powiedziało radio.
Najbliższy ochroniarz podszedł do niego, bez maski, z
miną wyrażającą odrobinę -czego? Zdziwienia? Niechęci? W
każdym razie jakąś opinię o palancie, który nie potrafi oddy-
chać zewnętrznym powietrzem, żeby się nie rozkaszleć.
- Pogłoski, że w Santa Ynez wyszło słońce, są całkowicie
bezpodstawne. Powtarzam... - rzekło radio. I powtórzyło, led-
wie słyszalne przez brzęczenie niewidocznego przez chmury
samolotu. Philip wygramolił się z auta, wyciągając z kieszeni
pięciodolarowy banknot.
- Zajmie się pan moim autem? Jestem Mason, menedżer
na Denver. Jestem spóźniony na spotkanie z panem Chalmer-
sem.
Tylko tyle zdążył powiedzieć, zanim zgiął się w kolej-
waldi0055 Strona 15
Strona 16
Ślepe stado
nym ataku kaszlu. W głębi gardła piekło go od gryzącego po-
wietrza; wyobrażał sobie, jak tkanki rogowacieją, twardnieją,
stają się nieprzenikliwe. Jeśli ta praca faktycznie będzie wy-
magać częstych wycieczek do L.A., trzeba będzie kupić maskę
filtrującą. I pieprzyć to, że wygląda się w niej jak ciota. Sam
widziałem po drodze, że już nie tylko dziewczyny je noszą.
Radio wymamrotało coś o ekstremalnych korkach na
wszystkich wylotówkach na północ.
- Dobra - powiedział ochroniarz, biorąc banknot i zręcz-
nie, jedną ręką, zwijając go w rurkę jak jointa. - Może pan iść.
Czekali na pana.
Pokazał ręką podświetloną reklamę nad obrotowymi
drzwiami, życzącą światu Wesołych Świąt od firmy ubezpie-
czeniowej Angel City Interstate Mutual.
*
Czekali? No, mam nadzieję, że to nie znaczy, że się pod-
dali i zaczęli beze mnie!
Postawił stopy na znakach Wagi, Skorpiona i Strzelca, a
obrotowe drzwi posapywały wokół niego. Obracały się ciężko
- widocznie niedawno wymieniano hermetyczne uszczelki. Za
nim było chłodne, wyłożone marmurem foyer, także zdobione
zodiakalnymi ornamentami. Przekaz reklamowy Miasta Anio-
łów opierał się na idei ucieczki przed tym, co komu pisane z
urodzenia, i zarówno ci, co brali astrologię poważnie, jak i ci
sceptyczni zgadzali się, że całkiem poetyckie wychodziły z te-
go hasła.
Tu powietrze było nie tylko oczyszczone ale i delikatnie
naperfumowane. Na ławeczce, ze znudzoną miną siedziała
bardzo ładna dziewczyna o beżowej karnacji, w obcisłej zie-
lonej sukience z długim, skromnym rękawem, spódnicą sięga-
jącą eleganckich czółenek na słupku. nie, pardon, na ostrej
waldi0055 Strona 16
Strona 17
Ślepe stado
szpili.
Za to z przodu miała rozcięcie prawie do pasa. Co więcej,
nosiła łonowe majteczki, z sugerującą włosy kępką futerka w
kroczu.
Wczorajszy wieczór w Vegas. Jezus, chyba zdumiałem,
wiedziałem, że muszę się wyspać i być w dobrej formie na dzi-
siaj. Ale wczoraj tak to nie wyglądało. Po prostu... Cholera, sam
chciałbym wiedzieć. Brawura? Żądza odmiany? Dennie, przy-
sięgam, że cię kocham. Nie zaprzepaszczę tej drogocennej
pracy, nawet nie spojrzę na tę dziewczynę!
Chalmers siedzi na trzecim, prawda? Gdzie jest tabliczka
z informacją? A, tutaj, za dozownikiem z maskami.
(A z tym wszystkim mieszała się jednak duma, że pra-
cuje dla takiej firmy, która ma na tyle postępowy wizerunek,
że dba, by nawet asystentki były ubrane w najmodniejsze
stroje. Bo ta sukienka nie była z poliestru czy nylonu - to była
wełna).
Mimo wszystko trudno było na nią nie patrzeć. Wstała i
powitała go szerokim uśmiechem.
- Pan Philip Mason! - Głos miała lekko zachrypnięty. Mi-
ło słyszeć, że innym ludziom też szkodzi tutejsze powietrze.
Gdyby tylko ten timbre nie był aż tak sexy. - Poznaliśmy się,
kiedy był tu pan poprzednio, pewnie pan nie pamięta. Jestem
asystentką Billa Chalmersa. Felice.
- Oczywiście, że pamiętam.
Kaszel zwalczony, choć powieki jeszcze delikatnie swę-
działy. Nie była to pusta uprzejmość - teraz faktycznie ją sobie
przypominał, choć ostatni raz był tu latem. Miała wtedy krótką
sukienkę i inną fryzurę.
- Czy mógłbym gdzieś umyć ręce? - dodał, unosząc dło-
nie, żeby pokazać, że naprawdę chodzi mu o mycie.
waldi0055 Strona 17
Strona 18
Ślepe stado
Były aż jakby oślizłe od unoszących się w powietrzu pa-
skudztw, które prześliznęły się przez osadnik w samochodzie.
Nie był przewidziany, by radzić sobie w Kalifornii.
- Jasne! W korytarz i na prawo. Zaczekam na pana.
*
Drzwi do męskiej toalety nosiły znak Wodnika, a dam-
skiej - Panny. Gdy zaczynał pracę, udało mu się rozśmieszyć
grupkę kolegów stwierdzeniem, że w imię prawdziwej rów-
ności powinny być tylko jedne drzwi, oznaczone symbolem
Bliźniąt. Dzisiaj nie było mu do żartów.
Pod zamkniętymi drzwiami jednej z kabin - stopy. Nie-
ufnie, pamiętał bowiem o zdarzających się w dzisiejszych cza-
sach napadach w męskich toaletach, ulżył sobie, wpatrując się
jednym okiem w tamte drzwi. Usłyszał delikatne syknięcie,
potem szczęknięcie. Jezus, ktoś tam napełnia strzykawkę? Za-
kradł się tu narkoman o kosztownym nałogu, żeby mieć świę-
ty spokój. Mam wyciągać gazówkę?
Prosta droga do paranoi. Buty były elegancko wyglan-
sowane, mało prawdopodobne u zaniedbanego narkomana.
Poza tym ostatni rozbój zdarzył mu się ponad dwa lata temu.
Sytuacja się poprawiała. Podszedł do umywalek, choć świa-
domie wybrał tę, w której lustrze widać było zajętą kabinę.
Nie chcąc zostawiać tłustych plam na jasnych spodniach,
ostrożnie poszukał w kieszeni monety do dozownika wody.
Szlag. Zmienili to cholerstwo od ostatniej wizyty. Miał cen-
tówki i ćwierćdolarówki, ale napis mówił, że mogą być tylko
dziesiątki. A nie ma choć jednego bezpłatnego? Nie.
Już prawie wychodził, żeby poprosić Felice o drobne,
gdy drzwi kabiny się otworzyły. Wyszedł facet w ciemnym
ubraniu, wkładający marynarkę, w której prawej bocznej kie-
szeni kryło się coś ciężkiego. Niewyraźnie go kojarzył. Rozluź-
waldi0055 Strona 18
Strona 19
Ślepe stado
nił się. Ani narkoman, ani ktoś obcy. Pewnie cukrzyca albo
problemy z wątrobą. Wygląda przy tym całkiem nieźle, pełne
policzki, rumiana twarz. Ale kto to...?
- A, pan pewnie na to spotkanie z Chalmersem! - Nieobcy
podszedł ku niemu, już wyciągając dłoń, by zaraz ze śmiechem
ją cofnąć.
- Przepraszam, może najpierw umyję ręce. Jestem Hal-
kin, z San Diego.
I jaki taktowny do tego.
- Ja jestem Mason, z Denver. Hmm. nie ma pan czasem
dziesiątki?
- Jasne! Proszę bardzo.
- Dziękuję - mruknął Philip i staranie zatkał umywalkę
przed puszczeniem wody.
Nie miał pojęcia, ile warta jest dziesiątka, ale jeśli tyle
samo, co cent półtora roku temu, to ledwo wystarczało tego,
żeby namydlić i spłukać dłonie. Skóra swędziała, jakby po-
krywał ją pył. W lustrze nie było nic widać, a zaczesane do tyłu
brązowe włosy wciąż wyglądały schludnie - więc wszystko w
porządku - ale Halkin był ubrany praktycznie, w prawie czar-
ny garnitur, podczas gdy on wbił się w najnowsze i najele-
gantsze ubranie -według standardów z Kolorado i pod silnym
wpływem elit towarzyskich zjeżdżających się co roku na
sporty zimowe. Było bladoniebieskie, bo Denise mówiła, że
pasuje mu do oczu. Choć się nie gniotło, na kołnierzu i man-
kietach już miało ciemne smugi. Zanotować: następnym ra-
zem, jadąc do L.A..
Woda była paskudna, niewarta dziesięciu centów. Mydło
- dobrze chociaż, że firma nie oszczędzała i porozkładała na
umywalkach kostki, zamiast żądać kolejnej dziesięciocentówki
za nasączoną nim chusteczkę - ledwo się pieniło. Kiedy opłu-
waldi0055 Strona 19
Strona 20
Ślepe stado
kiwał twarz, woda spłynęła mu do ust. Smakowała solą mor-
ską i chlorem.
- Pan pewnie też utknął, tak samo jak ja - powiedział
Halkin, odwracając się, by wysuszyć ręce suszarką. Była dar-
mowa. - Co się stało? Ci cholerni trainiści okupują Wilshire?
Mycie twarzy było błędem. Nie było ręczników, ani pa-
pierowych, ani innych. Nie pomyślał, żeby wcześniej to
sprawdzić. Jest jakaś wielka afera o włókna celulozowe w Pa-
cyfiku. Coś czytałem, ale nie skojarzyłem. Czując się zupełnie
jak niezręczny nastolatek, spróbował podetknąć twarz pod
strumień ciepłego powietrza, mimochodem zastanawiając się,
czego używają zamiast papieru toaletowego - okrągłych ka-
myków, jak muzułmanie?
Za wszelką cenę zachować pozory.
- Nie, po prostu korek na autostradzie do Santa Monica.
- A, no tak. Słyszałem, że straszne dziś korki. Przez te
plotki, że wyszło słońce?
- Nie, po prostu... - powstrzymał absurdalny odruch
sprawdzenia, czy nie słyszy go żaden czarny, ani Felice, ani
ochroniarze z parkingu - po prostu jakiś walnięty czarnuch
wyskoczył z auta w połowie korka i próbował przebiec na
drugą stronę.
- Co pan mówi? Pewnie nawalony?
- Pewnie tak. O, dziękuję. - Halkin uprzejmie przytrzy-
mał mu drzwi. - Samochody musiały go omijać, hamować i
pierdut, pozderzały się, chyba ze czterdzieści. Cudem go omi-
nęły, ale i tak nic mu to nie dało. W drugą stronę auta też je-
chały prawie stówę i zaraz jak przelazł przez barierkę, wpadł
pod sportowy samochód.
- Matko Boska.
Stanęli oko w oko z Felice, która przytrzymywała im
waldi0055 Strona 20