Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Robinson Patrick - Arnold Morgan 6 - Baracuda 945 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
ROBINSON PATRICK
Arnold Morgan #6 Barracuda
945
Strona 4
PATRICK ROBINSON
Dom Wydawniczy REBIS poleca m.in.
thrillery:
Keith Ablów
PRZYMUS
David Baldacci TEN, KTÓRY PRZEŻYŁ
Stephen Coonts
USS AMERICA
HONGKONG
KUBA WOLNOŚĆ
Krzysztof Kotowski
ZYGZAK JAPOŃSKIE CIĘCIE
Graham Masterton
KATIE MAGUIRE
Strona 5
KONDOR
WYBUCH
Don Passman
WIZJONERKA
Patrick Robinson
HMS UNSEEN
USS SEAWOLF
BUNTNAUSSSHARK
Scott Turów BŁĘDY ODWRACALNE
Marcus Wynne
BEZ WYBORU WOJOWNIK W MROKU
Patrick Robinson
BARRACUDA 945
Przełożył Janusz Szczepański
Dom Wydawniczy REBIS Poznań 2004
Tytuł oryginału Barracuda 945
Copyright © Patrick Robinson 2003 Ali rights reserved
Copyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2004
Redaktor Małgorzata Chałek
Opracowanie graficzne okładki Jacek Pietrzyński
Fotografia na okładce Paul Hanna/REUTERS/FORUM
Strona 6
Wydanie I
ISBN 83-7301-552-3
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. (0-61) 867-47-08, 867-81-40; fax (0-61) 867-37-74
e-mail:
[email protected]
www.rebis.com.pl Druk i oprawa: ABEDIK Poznań
PODZIĘKOWANIA
Przy pisaniu tego – szóstego już w moim dorobku – tech-nothrillera sporo korzystałem z
doświadczeń i lekcji z przeszłości. Niemniej znów nie mogłem się obyć bez obszernych i
precyzyjnych wskazówek mojego stałego mentora, admirała sir Sandy'ego Woodwarda.
Kiedy się usiłuje „prowadzić" duży atomowy okręt podwodny poprzez niebezpieczne i
strzeżone przez elektroniczne systemy nasłuchowe wody Arktyki, dobrze jest mieć obok siebie
człowieka, który robił to naprawdę. Admirał nie tylko był dowódcą takiego okrętu, ale pełnił też
funkcję dowódcy floty podwodnej Royal Navy oraz głównodowodzącego zespołu, który pokonał
Argentynę w wojnie o Falklandy. Muszę ponadto przyznać, że to właśnie on stwierdził, iż
następnym poważnym problemem świata związanym z terroryzmem może być sytuacja, kiedy
któreś z bliskowschodnich ugrupowań dostanie w swoje ręce atomowy okręt podwodny.
Admirał traktuje wszystkie moje książki jako ostrzeżenie dla Zachodu, jako przesłanie
mówiące: „Bądźcie czujni, bądźcie najlepsi i zawsze na przedzie… ktoś może już was
dogania".
Jestem też dłużnikiem przynajmniej trzech oficerów sił specjalnych, którzy poświęcili mi swój
czas i dzielili się wiedzą. Barracuda 945 zawdzięcza szczególnie dużo informacji jednemu z
nich, ekspertowi od materiałów wybuchowych, który przez kilka tygodni zmagał się z moim
skomplikowanym problemem dywersyjnym, zanim znalazł odpowiednie rozwiązanie.
Na podziękowania zasłużył też mój przyjaciel Hitesh Shah, który na wesoło wtajemniczył
mnie w pewne niuanse wiary muzułmańskiej.
Patrick Robinson
Strona 7
WAŻNIEJSZE OSOBY
Naczelne dowództwo amerykańskie
prezydent Stanów Zjednoczonych (naczelny dowódca sił zbrojnych USA)
wiceadmirał Arnold Morgan (doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego)
Robert MacPherson (sekretarz obrony)
Harcourt Travis (sekretarz stanu)
Generał Tim Scannell (przewodniczący Połączonego Komitetu Szefów Sztabów)
Jack Smith (sekretarz ds. energetyki)
Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Agency, NSA)
kontradmirał George R. Morris (dyrektor)
komandor podporucznik Jimmy Ramshawe (asystent dyrektora)
kapitan Scott Wadę (Wydział Wywiadu Wojskowego)
Dowództwo US Navy
admirał Alan Dickson (szef operacji morskich) kontradmirał John Bergstrom (dowódca Sił
Specjalnych –
SPECWARCOM)
kontradmirał Freddie Curran (dowódca Floty Podwodnej
Pacyfiku – COMSUBPAC)
Brytyjskie siły specjalne – SAS
podpułkownik Russell Makin (dowódca 22. pułku SAS) major Ray Kerman (dowódca garnizonu
w Izraelu) sierżanci Fred O'Hara i Charlie Morgan (doradcy p Siłach Obronnych Izraela –
Israeli Defence Force, IDF)
Terroryści z Hamasu
generał Ravi Raszud (naczelny dowódca wydziału operacji wojskowych)
Strona 8
komandor podporucznik Szakira Raszud (oficer nawigacyjny i kierowania ogniem, Barracuda
945)
kapitan Ben Badr (dowódca Barracudy 945)
komandor podporucznik Ali Akbar Mohtadż (dowódca Barracudy ID
komandor podporucznik Abbas Szafii (wyższy oficer irańskiej floty podwodnej)
starszy bosman Ali Zahedi (specjalista mechanik, silniki główne)
starszy bosman Ardeszir Tikku (specjalista mechanik, generatory)
major Ahmed Sabath (bojownik palestyński)
Strategowie z różnych państw
admirał Zhang Yushu (wiceprzewodniczący Rady Marynarki Ludowo-Wyzwoleńczej – Chiny)
admirał Witalij Ranków (naczelny dowódca marynarki rosyjskiej)
admirał Mohammed Badr (marynarka Iranu)
ajatollahowie i hodżowie (wyższe kręgi islamskiego duchowieństwa irańskiego)
US Navy SEALs
komandor porucznik Bili Peavey (główna grupa szturmowa, dowódca zespołu operacyjnego)
porucznik Patrick Hogan Rougeau (zastępca dowódcy zespołu operacyjnego, dowódca
zwiadu)
porucznik Brantley Jordan (dowódca zespołu minerskiego)
porucznik Zane Green (grupa dowodzenia)
porucznik Brian Slocum (grupa dowodzenia)
st. bosman Chris CRiordan (nurek)
bosman Brian Ingram (strażnik przyboczny por. Rougeau)
mat Mich Stetter (specjalista saper, asystent kmdra Peaveya)
mat Joe Little i mat Tony McQuade (zabezpieczenie rejonu lądowania i składu wyposażenia)
Lotnictwo morskie
Strona 9
komandor podporucznik Steve Ghutzman (starszy pilot transportowy)
Osoby bliskie
Kathy O'Brien (narzeczona i osobista sekretarka admirała Morgana)
państwo Kermanowie (rodzice majora Raya Kermana) Rupert Studley-Bryce
(parlamentarzysta brytyjski, szkolny przyjaciel majora Kermana)
Strona 10
PROLOG
Niedziela, 19 lutego 1995 r.
Kapitan Ray Kerman drżał z zimna. Na wpół zamarznięty leżał na lodowatej betonowej
posadzce celi. Tak przynajmniej myślał, w rzeczywistości jednak przybrał pozycję
embrionalną; ciasno zwinięty w kłębek bezwiednie starał się chronić własne ciepło, zanurzony
plecami w kilkucentymetrową warstwę zimnej wody… lub czegoś gorszego.
Zdjęto mu worek z głowy, ale nie oddano butów; pozostawiono go tylko w podartych,
zakrwawionych skarpetkach. Spodnie i koszula pokryte były błotem, a ciepłą kurtkę
mundurową zabrano mu na samym wstępie. Teraz halucynacje się nasilały; Kerman dryfował na
psychicznym bezdrożu, zawieszony pomiędzy rzeczywistością a ułudą. W ponurej, mroźnej
ciemności nie był nawet pewien, czy ma otwarte, czy zamknięte oczy. Gdzieś tam był dzbanek
z wodą, ale nie chciał go szukać w obawie, że macając na oślep, może go przewrócić. Leżał
więc tak zwinięty, ze spękanymi wargami, szarpany tak okrutnym, bolesnym chłodem, że omal
serce mu od niego nie stanęło.
Przyszli po niego o drugiej nad ranem. Wywlekli z celi, popychając i szturchając, poprowadzili
korytarzem i wrzucili do jakiegoś pomieszczenia. Obaj oprawcy mieli na sobie mundury którejś
ze wschodnioeuropejskich armii, choć teraz prawie nie widział ani ich, ani niczego innego,
oślepiony skierowanym na niego jarzeniowym reflektorkiem. Po chwili do pokoju weszło dwóch
młodych oficerów w podobnych mundurach; jeden z nich wziął Raya pod brodę i powiedział po
angielsku z ciężkim obcym akcentem:
–Powiesz nam, jakie miałeś zadanie, to oszczędzisz sobie
bicia do nieprzytomności… to moja specjalność – dodał. – Uwielbiam lać wścibskich szpiegów.
Co robiłeś na bagnach?
–Nazywam się Ray Kerman, kapitan, numer pięć trzy osiem sześć dwa cztery.
Oficer podszedł do ściany i wrócił z drewnianą pałką.
–Widzisz to? Zaraz dowalę ci prosto w nos. Już nigdy nie będziesz wyglądał tak, jak
przedtem. – Uniósł pałkę wysoko nad głowę i wrzasnął: – Gadaj albo ci przefasonuję buźkę!
–Nazywam się Ray Kerman, kapitan, numer pięć trzy osiem sześć dwa cztery.
Trzymali go tam przez trzy godziny, na przemian grożąc i przekonując. Straszyli, że
rozstrzelają jego kolegów, że dostanie dwadzieścia lat więzienia, namawiali, by zdradził, co wie
o Opactwie. W końcu zawlekli go z powrotem do celi, związali i zarzucili worek na głowę. Była
północ, kiedy dobiegł go tupot podkutych butów, a potem charakterystyczny, nie do pomylenia
odgłos bicia. Ktoś gdzieś niedaleko obrywał solidne lanie: najpierw pięściami, później nogami,
Strona 11
najpewniej w tych podkutych buciorach. Rozległy się jęki, coraz głośniejsze, przechodzące w
krzyk. Czyjś błagalny głos wołał: „Nie, nie! Proszę, nieee!!!"
Nagle ktoś otworzył z hałasem drzwi jego celi. Został brutalnie poderwany na nogi. Zerwano
mu worek z głowy i jeden z przybyłych złapał go mocno za włosy.
–Dobra, spróbujemy teraz innej metody.
Krzyki na korytarzu były coraz głośniejsze. Nieznany mężczyzna żebrał o litość.
–Nazywam się Ray Kerman, kapitan, numer pięć trzy osiem sześć dwa cztery.
Przez całą noc nie dali mu zasnąć. Zarzucali pytaniami, domagali się informacji i bez przerwy
grozili. Ten sam oficer wymachiwał mu przed nosem pałką, drugi ciął powietrze szpicrutą. Dali
mu trochę wody, ale nic poza tym. Zagrozili, że jeśli nie będzie współpracował, zaczną
torturować Andy'ego. Potem dodali, że jego upór i tak nie ma już znaczenia, ponieważ Charlie
się załamał i wszystko wyśpiewał. Od niego potrzebują już tylko potwierdzenia, ponieważ jest
oficerem. Niech im po prostu opowie o szczegółach operacji na bagnach.
Strona 12
10
–Nazywam się Ray Kerman, kapitan, numer pięć trzy osiem sześć dwa cztery.
Wrócił do celi o siódmej. Na śniadanie dostał stęchły chleb. Potem budzili go co pół godziny
przez cały dzień i następny wieczór, aż do północy, w sumie trzydzieści cztery razy wpadając
do celi. Od północy zaczęli puszczać ogłuszającą muzykę, kiepskiego rocka. Ray musiał
zatykać uszy z całej siły, by choć trochę uciec od hałasu. Po jakimś czasie zmienili mu celę na
inną, gdzie kałuże lodowatej wody na podłodze były jeszcze głębsze, i zostawili w spokoju na
parę godzin, dając mu pospać. Obudzili go, wylewając nań całe wiadro zimnej wody, i znów
zaciągnęli do pokoju przesłuchań. Teraz już Rayem wstrząsały potężne dreszcze.
W oczy świeciły mu aż cztery silne lampy. Przesłuchiwało go dwóch nowych ludzi; jeden
sympatyczny, rozsądny, skłonny do targów, drugi – nie ogolony osiłek, grożący torturami i
biciem – tarmosił go, obrzucał obelgami i wrzeszczał. A Ray powtarzał tylko jak automat
swoje:
–Nazywam się Ray Kerman, kapitan, numer…
Nie wiedział już, czy to noc, czy dzień. Zupełnie stracił poczucie czasu. Nie miał pojęcia, jaka
jest data, gdzie się znajduje i czy w ogóle istnieje. Odarty z godności, pozbawiony większości
odzienia, piekielnie głodny, dygoczący z zimna, nie panujący nad słowami ani czynami wiedział,
że lada chwila się załamie. Został mu już tylko bunt. Twardy, zacięty upór. Tego nie mogli mu
zabrać. Ale niestrudzenie próbowali i przyprowadzali do celi przesłuchań, wrzeszczeli,
odprowadzali, wrzucali do wody, która za każdym razem wydawała mu się głębsza. Nie miał ani
kawałka suchego miejsca do siedzenia; leżał tylko na betonie i drżał, starając się zasnąć, nie
zwracać uwagi na krzyki torturowanych ludzi, które już słyszał i na jawie, i we śnie.
Zdawało mu się, że musi być noc, kiedy na schodach znów zadudniły kroki jego dwóch
prześladowców i drzwi celi gwałtownie się otworzyły. Szarpnięciem postawili go na nogi,
poprowadzili na górę i ściągnęli z głowy worek. Ray znalazł się oko w oko z oficerem wyższego
stopnia, w innym mundurze niż pozostali. Halucynacje mieszały mu się z rzeczywistością.
Instynktownie, automatycznie wyszeptał:
Strona 13
11
–Nazywam się Ray Kerman, kapitan, numer…
Ku jego niezmiernemu zdumieniu oficer wyciągnął do niego rękę.
–Cześć, Ray – powiedział. – Witamy w SAS. I niech ktoś wreszcie wyłączy te cholerne taśmy!
A więc, Ray… Przejdźmy do mesy oficerskiej. Jest piąta rano. Możesz się wykąpać, zjeść
jakieś śniadanie, a potem spać, choćby cały dzień. Czeka na ciebie czysty mundur. Myślę, że
mógłbyś lecieć z powrotem do Hereford około szesnastej trzydzieści. Poszło ci bardzo
dobrze… naprawdę bardzo dobrze… choć z żalem przyznaję, że nie był to dobry nabór. Z
osiemdziesięciu kandydatów tylko pięciu zdało egzamin.
–Ktoś znajomy? – wykrztusił Ray.
–Tak. Ten młody porucznik James z desantowej przeszedł, kapral Charlie Rider, z którym
byłeś na bagnach, także… Wielu chłopaków tam odpadło podczas ciągnięcia za jeepem. Twój
inny kumpel, sierżant Bob, pękł chyba ze dwie godziny temu na przesłuchaniu.
–Chryste, wy to wiecie, jak przepuścić człowieka przez piekło…
–Wiemy też, czego szukamy. I nikt nie udaje, że odwaga na taką skalę jest czymś
powszechnym.
–Nie, sir… Chyba nie jest.
Poniedziałek, 20 lutego 1995 r., godzina 10.00. Biuro dowódcy 22. pułku SAS w Stirling Lines,
Hereford
Kapitan Ray Kerman stał przed podpułkownikiem Russellem Makinem na baczność.
–Z największą przyjemnością witam pana w pułku, kapitanie Kerman. Wiem z pańskiego
dossier, że w Sandhurst* zdobył pan „Miecz", a więc nie po raz pierwszy się pan wyróżnił.
Jestem przekonany, że tu, w Special Air Service, znajdzie pan niejedno zastosowanie dla
pańskich niewątpliwych talentów.
* Siedziba brytyjskiej Królewskiej Akademii Wojskowej. (Wszystkie przypisy pochodzą od
tłumacza.)
12
–Dziękuję, sir.
–Podczas szkolenia i indoktrynacji zorientował się pan, czego wymagamy. Mam nadzieję, że
doda panu ducha wiadomość, iż absolutnie każdy, kto tutaj służy, przeszedł te same kursy i
Strona 14
egzaminy, które pan właśnie zakończył. Nie jesteśmy podobni do innych pułków, ale kiedy
przyjdzie czas na bój
naszym stylu, przekona się pan, że znalazł się wśród najlepszych praktyków naszej profesji.
–Tak jest, sir. Z pewnością tak będzie.
Dowódca podszedł do Raya i wręczył mu charakterystyczny, upragniony beżowy beret SAS z
emblematem pułku, pionowo ustawionym skrzydlatym sztyletem, pod którym wyhaftowane było
motto jednostki: Who dares, wins. Śmiały wygrywa.
I tak cztery minuty po dziesiątej w ten poniedziałkowy ranek kapitan Raymond Kerman został
przyjęty w szeregi jednej z dwóch najlepszych na świecie jednostek bojowych; drugą jest
amerykańska formacja US Navy SEALs, której czterech przedstawicieli rezydowało w
Hereford, kiedy Ray po raz pierwszy nałożył beżowy beret. Zasalutował dowódcy, wykonał w
tył zwrot i opuścił biuro. Przy tej skromnej ceremonii nie było nikogo innego i tylko ci, którzy
kiedykolwiek służyli w SAS, pojęliby jej znaczenie. Lecz żołnierska dusza to żelazny
przełożony… Na twarzy Raya Kermana lśnił szeroki uśmiech.
Strona 15
ROZDZIAŁ 1
Środa, 12 maja 2004 r., godzina 19.00. Obóz szkoleniowy SAS (antyterrorystyczny), Płd.
Izrael (Lokalizacja: tajna)
Major Ray Kerman, obecnie odbywający drugi okres służby* w pułku, stał zapatrzony ku
zachodowi, w stronę pustynnego miasta Beer Szewa. Mimo że słońce stało już nisko nad
horyzontem i wiał nieustający wiatr, u podnóża gór Dimo-na powietrze wciąż jeszcze drżało,
unosząc się znad rozgrzanej ziemi. Zaledwie o sto metrów od „fortecy" SAS przez piaszczyste
bezdroża sunęła bezgłośnie długa beduińska karawana. Długie cienie wielbłądów sięgały niemal
do miejsca, w którym stał Ray. Patrzył na zakapturzonych mężczyzn, kołyszących się zgodnie
z niestrudzonym rytmem wielbłądziego chodu. Wydawało się, że nomadzi z pustyni Negew nie
zwracają na nic uwagi, a już najmniej na smagłego i barczystego oficera w izraelskim
mundurze. Major czuł jednak na sobie ich spojrzenia i rozumiał, że dla Beduinów z
Zachodniego Brzegu zawsze będzie intruzem.
Na ogół widywał ludzi z pustynnych plemion w innej roli. Na beduińskim targu w Beer Szewie
do potencjalnego klienta często się wyciągała przyjazna dłoń, ale jak trafnie zauważył jego
podkomendny, sierżant Fred O'Hara, „ci face-
* W armiach m.in. Wielkiej Brytanii i USA zawodowa służba wojskowa dzieli się na tzw.
okresy służby (tour ofduty), podczas których żołnierz czy oficer jest przydzielony do danej
jednostki i funkcji. Polskim odpowiednikiem mogłoby być pojęcie „odkomenderowania na czas
określony" lub „przydziału służbowego" czy też – według najnowszej terminologii z ery
„natowskiej" – „kontraktu służbowego" (zwłaszcza w odniesieniu do początkujących
oficerów).
14
ci rzuciliby się obciągnąć Mosze Dajanowi, gdyby mieli nadzieję sprzedać mu choćby używaną
marchewkę". Ray jednak postrzegał ich inaczej. Zanim rozpoczął ten pierwszy okres służby na
Bliskim Wschodzie, przeczytał prace dobrego arabisty, Wilfreda Thesigera. Przybył do Izraela
pełen podziwu dla szlachetnych tubylców z bezkresnej, gorącej i niemal pozbawionej życia
pustyni Negew, którzy w razie konieczności mogą przez tydzień obywać się bez wody i
jedzenia; których nie pali bezlitosne słońce i nie ziębią ostre zimowe noce; którzy mogą znosić
najokrutniej sze wyrzeczenia i nie ugiąć się przed nikim i niczym. Ci ludzie godzą się z
nieuchronną śmiercią tylko w jednym wypadku: kiedy padną ich wielbłądy.
Angielski oficer dobrze pamiętał pierwszego Beduina, którego mu przedstawiono w Beer
Szewie: wysokiego nomadę w długiej szacie, handlującego na targu kozami i owcami.
Mężczyzna długo i niewzruszenie patrzył mu w oczy; jest to tradycyjny na pustyni znak
nawiązania kontaktu. W końcu dotknął czoła i z gracją, płynnym ruchem przesunął dłoń w dół w
muzułmańskim geście pozdrowienia.
Strona 16
–As salam aleikum, majorze – powiedział cicho. – Pokój z tobą. Nazywam się Raszid. Jestem
Beduinem.
W mgnieniu oka Ray Kerman zrozumiał, co miał na myśli Wilfred Thesiger, pisząc o
beduińskiej uprzejmości, odwadze i odporności, o ich cierpliwości i niewymuszonej galanterii.
„Nie ma na świecie innego ludu, wśród którego czułbym się tak małym człowiekiem"- brzmiało
jedno z zapadających w pamięć zdań arabisty. Ray wiedział, że to wiele znacząca pochwała.
Thesiger był nie tylko jednym z zaledwie dwóch białych ludzi, którzy przebyli morderczą trasę
poprzez „Pusty kraj" w południowo-wschodniej części Półwyspu Arabskiego, ale też
czempionem bokserskim w Oksfordzie i żołnierzem SAS podczas wojny. Co więcej, twardy jak
dąb Thesiger był wychowankiem Eton. Murów tej szkoły dla angielskiej elity przez ponad
pięćset lat istnienia nie opuścił ani jeden uczeń, który mógłby czuć się mały wobec kogokolwiek,
a cóż dopiero Wobec poganiacza wielbłądów. Ray wiedział co nieco o etoń-czykach; ukończył
rywalizującą z Eton „parweniuszowską" szkołę publiczną Harrow, Alma Mater sir Winstona
Chur-
Strona 17
15
¦
m
chilla, uczelnię protestancką założoną „dopiero" w 1571 roku, za panowania Elżbiety I.
Teraz Ray stał wpatrzony w ciągnącą na zachód, znikającą wśród wydm karawanę. Wiedział,
że zatrzyma się na noc w oazie, zanim o świtaniu stanie na targu. W opuszczonej luźno ręce
trzymał pistolet maszynowy HecklerKoch. Po raz kolejny rozmyślał o czekającej go dzisiaj
akcji.
–Naprawdę nie chciałbym, żeby skończyło się na strzelaniu do tych ludzi – szepnął do siebie. –
Czy w ogóle powinienem był przyjąć to dowództwo?
Major Kerman, mimo nienagannego przebiegu służby w SAS i niezaprzeczenie żydowskiego
nazwiska, nie był tym, kim się wydawał. Jego rodzice, Irańczycy wychowani w wierze
mahometańskiej, wywodzili się z arabskiego plemienia nomadów, z okolic miasta Kerman w
południowej części kraju, na obrzeżach rozległej Pustyni Lota, Dasht-e Lut. Kiedy we
wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku stało się jasne, że szach musi upaść, zamożne
małżeństwo wraz z malutkim synkiem Rawim wyemigrowało do Londynu. Zajęli się importem
dywanów z rodzinnej fabryki w Ker-manie. Kwitnąca brytyjska gospodarka z czasów Margaret
Thatcher stwarzała dla nich świetne perspektywy. Pan Reza Raszud stał się Richardem
Kermanem, przybierając nowe nazwisko od starego miejsca zamieszkania, zgodnie z praktyką
wielu bliskowschodnich rodzin imigranckich. W górzystym regionie na północ od Bandar Abbas
dziesiątki plemiennych rzemieślników tkało piękne dywany, a Richard Kerman otwierał sieć
hurtowni w południowej Anglii. Zainwestował w niewielkie przedsiębiorstwo żeglugowe i
wkrótce kosztowne wełniane i jedwabne produkty płynęły już przez Kanał Sueski i Morze
Śródziemne do Southampton jego własnymi statkami. Z drobnicowców przerzucił się na
zbiornikowce i zaczął zgarniać krociowe zyski, powszechne w tym biznesie w latach
osiemdziesiątych. Oprócz perskich dywanów importował też nieprzerwanie to, na czym znał się
najlepiej: doskonałe irańskie daktyle z okolic innego prastarego miasta w tej samej prowincji,
XII-wiecznej twierdzy Bam. Większość tych owoców, wysyłanych do Anglii setkami ton,
pochodziła z plantacji należących do rodziny Raszudów.
Strona 18
16
Nie minęło wiele lat, a państwo Kermanowie mogli już zamieszkać w drogim domu na słynnej
ulicy milionerów w północnej części Londynu, Bishop's Avenue, po sąsiedzku z daw-
lą ambasadą kambodżańską. W garażu stanęły dwa bliźniacze rolls-royce'y silver ghost, a o
godzinę drogi na zachód
autostradą M4, w wiosce Lambourn w hrabstwie Berkshire, trenowało sześć szlachetnej krwi
koni wyścigowych, które sezonie letnim walczyły na torach w czarno-szkarłatnych
)arwach rodziny.
Mały Rawi Raszud, przyzwyczajony do gorących, pylis-tych ulic pustynnego miasta, stał się
Raymondem Ker-manem. Po sześciu latach edukacji w jednej z najdroższych szkół
podstawowych w Londynie miał już paszport brytyjski i jako trzynastolatek wstąpił w mury
Harrow, „drugiej najlepszej płatnej szkoły w kraju", jak mówią o niej nawet ci z Eton, od
dawna będącej przystanią dla bliskowschodnich elit.
Na kwestionariuszu osobowym chłopca, w rubryce „wyznanie", Richard Kerman napisał:
„anglikańskie", jako miejsce urodzenia zaś podał londyńską dzielnicę Hampstead. Nie
wymagano od niego okazania metryki ani żadnego innego dokumentu, który by ujawnił, że
Raymond Kerman to w istocie Rawi Raszud, urodzony gdzieś na południu Iranu. Papa Kerman
wyznawał pogląd, że w Anglii nie jest rozsądnie odróżniać się od większości społeczeństwa,
ponieważ dla kręgów londyńskiej socjety jest to niepokojące.
Kiedy młody Ray rozpoczynał naukę w Harrow, przyjęto, że zapomniał prawie wszystko, co
wiedział o islamie. I tak też było. Prawie. Jego matka jednak, do niedawna jeszcze Naz Allam
Raszud, była znacznie bardziej religijna od swego męża. Gdy Ray skończył siedem lat, posłała
go na cykl prywatnych lekcji do starszego imama meczetu w północnym Londynie. Siedziała z
boku w milczeniu, słuchając, jak synek poznaje uproszczoną, podstawową wersję Koranu,
księgi boskich objawień spisanych w stu czternastu surach. Na tych lekcjach zakończyła się
jego edukacja religijna. Było to na krótko przed rozpoczęciem przez Raya nauki w szkole
podstawowej w Knightsbridge. Richard Kerman dobrze tego dopilnował, postarał się też, by
jego syn uczestniczył wraz
Strona 19
17
z przeważającą większością uczniów Harrow we wszystkich mszach w kościele anglikańskim.
Ani razu się nie zdarzyło, aby dołączył do którejś z separatystycznych grupek czy to
katolickich, żydowskich czy muzułmańskich, których rodzice upierali się przy przynależności do
własnych religii.
Powszechnie przyjmowano, że Ray Kerman musiał mieć żydowskiego dziadka albo coś w tym
rodzaju. Harrow jest jednak bastionem tolerancji i nikt nigdy go w tej kwestii nie indagował.
Zresztą Ray okazał się jednym z najsprawniejszych chłopców w historii szkoły, czołowym
zawodnikiem w drużynie krykieta i brutalnie silnym napastnikiem w zespole rugby, któremu
kapitanował. Tacy chłopcy nigdy nie muszą odpowiadać na głupie pytania.
Wniosek o stypendium i przyjęcie do Sandhurst przygotował za niego dyrektor szkoły,
korzystając ze szkolnej bazy danych. Ray Kerman wstąpił do armii brytyjskiej bez
najmniejszego śladu swojego poprzedniego wcielenia w aktach. Jego świadectwo, także
wypełnione i podpisane osobiście przez dyrektora Harrow, zrobiło takie wrażenie, że nikomu
nie przyszło do głowy żądać od Raya metryki urodzenia. I tak dawny Rawi Raszud,
reprezentacyjny sportowiec Harrow, syn zamożnych i znanych w towarzystwie rodziców z
północnego Londynu, spadkobierca firmy armatorskiej, anglikanin, został podporucznikiem
Raymondem Kermanem, prymusem Królewskiej Akademii Wojskowej.
Pierwszy przydział służowy otrzymał do pułku piechoty Devon Dorsets, jednostki, do której
tradycyjnie kierowano żołnierzy z południowo-wschodniej Anglii. Stamtąd właśnie trafił do
SAS, przechodząc brutalny, bezlitośnie obnażający słabości proces rekrutacyjny. Potem przez
cztery lata służył w kampanii kosowskiej, a następnie brał udział w akcji ratunkowej w Sierra
Leone, za co otrzymał cenione odznaczenie bojowe – królewski medal za odwagę.
Wrócił do pułku w Hereford w stopniu kapitana, jako uznany w SAS „twardziel", ekspert w
walce wręcz, wykwalifikowany saper i sprawny operator radiowy. Odbył przeszkolenie w
zakresie rakiet krótkiego zasięgu, nawigacji, strategii i specjalnych środków transportu na
wszelkich rodzajach terenu. Jego specjalnością stały się akcje polega-
Strona 20
18
jące na penetracji obiektów nieprzyjaciela. Pułk wysłał go też do tajnej wojskowej szkoły
językowej w Buckinghamshire, gdzie opanował arabski. Miał teraz trzydzieści cztery lata i
wciąż pozostawał kawalerem.
Po ponownym powołaniu na drugi okres służby w SAS w roku 2002 Ray Kerman został
mianowany dowódcą niewielkiego, ale wysoko wykwalifikowanego zespołu specjalistów,
mających szkolić żołnierzy IDF w taktyce antyterrorystycznej. Ta ściśle tajna operacja była w
całości opłacana przez rząd Izraela. Zespół Raya składał się z sześciu podoficerów o dużym
doświadczeniu we wszystkich dziedzinach sztuki wojennej.
Na tydzień przed wyjazdem z Hereford do bazy na pustyni Negew kapitan Kerman został
wezwany do dowódcy pułku. Dowiedział się tam, że ministerstwo obrony zatwierdziło jego
awans na majora.
–Mogę powiedzieć, że ku naszemu powszechnemu zadowoleniu – dodał dowódca. – Zasłużyłeś
na to, Ray.
Major Kerman już wtedy był nieprzeciętnym żołnierzem nieprzeciętnego pułku. Teraz od
kilku tygodni tkwił na pustyni, przeważnie na terenie otoczonego zasiekami i zakamuflowanego
ośrodka SAS z makietą zabudowy miejskiej wzniesioną dla celów szkolenia Izraelczyków w
walkach ulicznych. SAS cieszy się olbrzymim szacunkiem w armii izraelskiej, a major Kerman,
surowy i nie uznający kompromisów oficer, traktował swoje obowiązki śmiertelnie poważnie.
Nie był szczególnie lubiany, ale szybko zdobył sobie uznanie i respekt. Podobnie jak jego
ojciec, Ray nie grzeszył humorem, za to miał tę samą dozę twardości w wybranym zawodzie,
jaką teraz niestrudzenie starał się zaszczepić swoim izraelskim podopiecznym. Doprowadzał
ich do kresu wytrzymałości, dopingując, zmuszając do maksymalnego wysiłku, na przemian
mieszając z błotem i chwaląc, by osiągali najwyższą sprawność. Przez cały czas wbijał im do
głów credo SAS: „Trenuj ostro, walcz lekko".
Z rzadka tylko wypuszczał się z obozu do pobliskich miasteczek: Beer Szewy na wschodzie i
Hebronu na północy, "ebron, miejsce wiecznego spoczynku Abrahama, Izaaka i Jakuba, święte
i dla chrześcijan, i dla Żydów, i dla maho-