Piata Fiolka - PALMER MICHAEL

Szczegóły
Tytuł Piata Fiolka - PALMER MICHAEL
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Piata Fiolka - PALMER MICHAEL PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Piata Fiolka - PALMER MICHAEL PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Piata Fiolka - PALMER MICHAEL - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PALMER MICHAEL Piata Fiolka MICHAEL PALMER (The Fifth Vial)Przelozyl Zygmunt Halka Dla Zoe May Palmer, Benjamina Milesa Palmera i Clemmy Rose Prince. Dorastajcie w swiecie pokoju. I jak zwykle dla Luke'a PODZIEKOWANIA Przyjaciele, rodzina i zrodla zostali na tej stronie wymienieni w kolejnosci nieodzwierciedlajacej donioslosci ich roli... z wyjatkiem dwoch pierwszych.Jane Berkey, zalozycielka Jane Rotrosen Agency, jest od ponad dwudziestu pieciu lat sila napedowa mojego pisarstwa. Jennifer Enderlin, moja redaktorka w St. Martin's Press, prowadzila Piata fiolke przez caly okres tworzenia, przeksztalcania i publikacji, nie tracac z oka mojej wizji ksiazki. Pozostali to: Sally Richardson, Matthew Shear, George Witte, Matt Baldacci i wszyscy inni w St. Martin's Press. Don Cleary, Peggy Gordijn i ferajna w agencji. Eileen Hutton, Michael Snodgrass i ich personel w Bril-iance Audio. Matt Palmer, Daniel James Palmer i Luke Palmer. Milo byloby znalezc sie kiedys razem na liscie "Timesa". Doktorzy Joe Antin i Geoff Sherwood, asystenci Robin Broady, Mimi Santini-Ritt, doktor Julie Bellet, prywatny detektyw Rob Diaz i strazak Cindi Moore. Bill Hinchberger z BrazilMax.com, "przewodnik po Brazylii dla hipisow" i humorystka Alexandre Raposo. Profesor Nancy Scheper Hughes, zalozycielka Organs Watch i kierownik programu antropologii medycznej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Rozni eksperci w dziedzinie donacji narzadow, ktorzy woleli zostac anonimowi. Bill Wilson z East Dorset w stanie Vermont i doktor Bob Smith z Akron w Ohio. Przypuszczam, ze wiecie, dlaczego was wymienilem. Wszystkim wam dziekuje! PROLOG W kazdej sprawie poczatek to rzecz najwazniejsza.Platon, Panstwo, Ksiega II -Chce do domu! Zawiezcie mnie do domu, blagam! Prosze, bardzo prosze! Lonnie wyskoczyl z lozka, wczepil palce w metalowa siatke i kopnal w zamkniete drzwi. Wiedzial, czym sa koszmary senne. Kiedy jeszcze jako maly chlopiec zaczal co noc budzic sie z krzykiem, matka tlumaczyla mu, ze to byl tylko zly sen. Ale klatka, w ktorej sie obudzil, nie byla koszmarem sennym. Byla prawdziwa. -Blagam! W tym momencie furgon wszedl w zakret, rzucajac Lonniem o sciane i sprawiajac, ze chlopiec rozbil sobie glowe i bark. Upadl z krzykiem, po czym poczolgal sie z powrotem do lozka. Furgon byl domem na kolach, takim samym, jaki mieli wujek Gus i ciocia Diane. Ich kamper zamiast klatki mial jednak piekna kabine z wielkim lozkiem i toaleta. Przed pieciu laty, na szesnaste urodziny Lonniego, wujostwo zabrali go tym Wozem do Yellowstone i podczas calej wyprawy pozwolili spac w tym lozku. Tapczan w klatce byl dla niego za maly, a materac za twardy. W poblizu tapczanu znajdowaly sie jeszcze krzeslo, dzbanek z woda na stojaku przytwierdzonym do sciany i kilka papierowych kubkow. Na krzesle lezal magazyn "MAD", zawierajacy mnostwo dowcipow rysunkowych, lecz - jak dla Lonniego - ze zbyt duza iloscia tekstu do czytania, i pilot do telewizora zawieszonego na scianie poza klatka. To bylo wszystko. Lonnie nie przestawal myslec o matce i ojcu, a takze o robotnikach pracujacych na farmie. Ludziach, ktorzy wiedzieli, jak bardzo lubi cukierki MM's i zawsze mieli je przy sobie dla niego, kiedy przychodzil na pola, zeby ich odwiedzic, a czasem nawet pomoc w pracy. -Wypusccie mnie! Nie robcie mi krzywdy! Tylko mnie pusccie! Sciany furgonu stanowily trzy boki klatki. Czwarty tworzyla przegroda z takiej samej drucianej siatki, z jakiej zrobiony byl kojec dla kur za stodola przy domu Lonniego. Kamper nie mial okien, jedynym oswietleniem byla lampka w suficie, znajdujaca sie poza klatka. Za siatka byla lazienka, a dalej skladane drzwi do pomieszczenia zajmowanego przez Vincenta i Connie. Zdesperowany Lonnie wstal i kopnal w druciana przegrode. Przypuszczal, ze siedzi w klatce od trzech, moze nawet czterech dni. Kamper niemal przez caly czas byl w drodze. Nie bylo mu zimno, czul sie jednak zmarzniety, przestraszony i samotny. -Zawiezcie mnie do domu! Blagam! Glos mial bardzo slaby. Choc ani Vincent, ani Connie nie zrobili mu dotad zadnej krzywdy, procz ukluc igla. kiedy dawali mu zastrzyk albo pobierali krew, czul, ze go nie lubia. Patrzyli na niego tak samo jak pan i pani Wilcox mieszkajacy w sasiedztwie farmy, a raz, kiedy byl w toalecie, uslyszal, jak Vincent nazywa go "pierdolonym debilem". -Wypusccie mnie! Chce do domu. Blagam, to nie w porzadku z waszej strony. Furgon zwolnil i sie zatrzymal. Chwile pozniej w drzwiach za toaleta ukazal sie Vincent. Byl poteznym mezczyzna, o zoltych, kedzierzawych wlosach - ale nie tlustym, tak jak Lonnie, tylko po prostu ogromnym. Na przedramionach powyzej przegubow mial wytatuowane okrety wojenne. Z poczatku byl mily dla chlopca, Connie rowniez. Lonnie szedl wlasnie na boisko, kiedy zatrzymali obok niego furgon i spytali o droge na farme. Powiedzieli, ze sa kuzynami jego matki. Gdyby nie to, nie wsiadlby do ich samochodu. Matka przestrzegala go, zeby nie zadawal sie z obcymi. Ale ci dwoje nie byli obcymi. Byli kuzynami, ktorzy wiedzieli, jak Lonnie ma na imie, znali imiona jego ojca i matki, tylko po prostu jeszcze nigdy nie byli u nich na farmie. Vincent stal obok drzwi do toalety z rekami opartymi na biodrach. Zanim sie jeszcze odezwal, Lonnie juz wiedzial, ze mezczyzna jest wsciekly. -Co ci mowilem o wydzieraniu sie? -Ze... zebym tego nie robil. -Wiec czemu sie drzesz? -Bo... boje sie. Lonnie czul, ze wbrew jego woli lzy naplywaja mu do oczu. Zaledwie pare dni wczesniej matka powiedziala, ze jest z niego dumna, gdyz placze teraz rzadziej, a tymczasem znow zbieralo mu sie na lzy. -Powiedzialem ci, ze nie masz sie czego bac. Jeszcze jeden dzien i cie wypuscimy. -O... obiecujesz? -Dobrze, obiecuje. Ale jesli dalej bedziesz wrzeszczal albo sprawisz nam jakikolwiek klopot, cofne obietnice i odbiore ci pilota. -Telewizor i tak nie dziala dobrze. -Co? -Nic, juz nic. -Zadnych halasow wiecej. Pamietaj, co ci powiedzialem. Obrocil sie i wyszedl, zanim chlopiec zdazyl cokolwiek powiedziec. Wytarlszy oczy wierzchem dloni, Lonnie okryl sie kocem i zwinal w klebek z twarza odwrocona ku tylnej scianie klatki. "Jeszcze jeden dzien i cie wypuscimy". Obietnica Vincenta powracala echem w jego glowie. Powinien byl wymusic na mezczyznie, zeby ten dal slowo. "Jeszcze jeden dzien"... Mimo ze usilowal powstrzymac sie od lez, chlopiec sie rozplakal. Szloch stopniowo cichl, przechodzac w niespokojny sen. Kiedy Lonnie sie zbudzil, samochod stal. Na skutek upadku chlopak mial obolaly bark i piekacego guza nad okiem. Powoli przekrecal sie na lozku, czujac, ze musi isc do toalety, zeby sie wysiusiac. Zobaczyl za siatka przygladajaca mu sie nieznajoma kobiete. Miala na sobie taki sam stroj szpitalny jak lekarze, ktorzy operowali mu przepukline, a na nim bialy zakiet. Sciagniete do tylu wlosy przykrywal niebieski papierowy czepek. Za kobieta stal Vincent, uderzajac sie miarowo po dloni krotka, czarna palka. Drzwi za nim byly zamkniete. -Witaj, Lonnie - powiedziala nieznajoma, poprawiajac sobie okulary i patrzac na chlopca. - Jestem doktor Prout. Czy Vincent lub Connie powiedzieli ci, ze przyjde do ciebie? Lonnie zaprzeczyl ruchem glowy. -Coz - ciagnela doktor Prout - nie masz sie czego bac. Po prostu cie zbadam, tak jak lekarz: zmierze ci temperature i pobiore troche krwi, rozumiesz? Tym razem Lonnie skinal glowa. Choc kobieta mowila cicho i miala aksamitna skore, bylo w niej cos, co sprawialo, ze chlopak nie mogl wydobyc z siebie glosu. Cos zimnego. -Dobrze. Obiecaj mi teraz, ze kiedy otworze drzwi i wejde do ciebie, bedziesz ze mna wspolpracowal... Wspolpracowal, Lonnie. Wiesz, co znaczy to slowo? Odpowiedz mi, Lonnie. -Wie... wiem. -Doskonale. Doktor Prout dala glowa znak Vincentowi, ktory odemknal zamek i otworzyl drzwi, trzymajac caly czas palke w reku w taki sposob, zeby Lonnie mogl ja widziec. -W porzadku, Lonnie - powiedziala doktor Prout - teraz dam ci zastrzyk, a potem cie zbadam. Nastepnie chcialabym, zebys sie rozebral i wlozyl te koszule z tasiemkami na plecach. Rozumiesz? -Chce mi sie siku. -Dobrze. Vincent cie zaprowadzi, a potem ja pomoge ci sie przebrac. Przedtem jednak pozwol, ze zrobie ci zastrzyk. -Bede mogl sie potem wysikac? -Zaraz po zastrzyku - powiedziala z pewna niecierpliwoscia doktor Prout. Lonnie drgnal lekko, gdy igla wnikala w jego ramie. Potem poszedl do malenkiej toalety i sie wysiusial. Kiedy skonczyl, Vincent wzial go za ramie i zaprowadzil z powrotem do klatki, zeby chlopiec sie przebral. Mimo ze mial na sobie koszule, czul sie nagi. Narastajacy strach sciskal mu piers jak zelazna obrecz. Doktor Prout wrocila z przedniej czesci furgonu, zamykajac za soba drzwi. Kiedy go badala, Lonnie poczul, ze jego powieki robia sie coraz ciezsze. -Traci przytomnosc - uslyszal slowa doktor Prout. - Wyprowadzmy go na przod wozu, dopoki nie trzeba go nosic. Vincent wzial Lonniego pod ramie i pomogl mu wstac, a doktor Prout otworzyla drzwi. Lonnie byl w tej czesci furgonu po raz pierwszy od dnia, w ktorym samochod sie zatrzymal, by go zabrac. Wnetrze wygladalo teraz zupelnie inaczej. Nad Waskim lozkiem, przykrytym zielonym przescieradlem, zwieszala sie jasna lampa w ksztalcie spodka. Obok lozka stal wysoki lekarz w niebieskiej masce, zakrywajacej mu usta i nos. -Polozcie go, a ja sie tymczasem przebiore - powiedziala doktor Prout. Lonnie spojrzal w jej strone i zobaczyl, ze ona tez miala na twarzy maske. Krecilo mu sie w glowie, z trudem utrzymywal sie na nogach. Vincent pomogl mu polozyc sie na brzuchu na lozku i zapial mu na grzbiecie pas. Przykryto go przescieradlem, po czym wysoki doktor wklul mu igle w ramie i zostawil ja tam. Powieki Lonniego zamknely sie i nie mogl juz ich otworzyc, za to strach gdzies sie ulotnil. -Lonnie - powiedzial wysoki lekarz - zaloze ci teraz na twarz specjalna maske do oddychania... Doskonale. Oddychaj swobodnie. Wciagaj i wypuszczaj powietrze. Niczego nie poczujesz. -Cialo nalezy do osobnika plci meskiej, dobrze odzywionego, w wieku okolo dwudziestu lat. Wzrost piec stop, dziewiec cali; waga sto siedemdziesiat osiem funtow. Wlosy brazowe, kolor oczu niebieski. Skora bez tatuazy i... Patolog Stanley Woyczek poslugiwal sie w trakcie pracy naglownym mikrofonem do dyktowania, wlaczanym noznym przyciskiem. Byl w trakcie swojej drugiej kadencji na stanowisku lekarza sadowego w okregu 19. na Florydzie, obejmujacym hrabstwa St. Lucie, Martin, Indian River i Okeechobee, wszystkie polozone na polnoc i na zachod od West Palm Beach. Lubil zawilosci i rozwiazywanie zagadek bedacych nieodlaczna czescia jego zawodu, lecz nie byl uodporniony na ludzkie tragedie. Niektore przypadki ciazyly mu przez cale tygodnie, a nawet lata. Byl pewien, ze ten bedzie do nich nalezal. Mlody, niezidentyfikowany mezczyzna wybiegl z zagajnika na ruchliwa autostrade numer 70, gdzie zostal przejechany przez ciezarowke z naczepa. Kierowca zeznal, ze jechal z predkoscia okolo szescdziesieciu pieciu mil na godzine, gdy tuz przed reflektorami zobaczyl czlowieka, ktory zjawil sie tam nie wiadomo skad. Woyczek pocieszal sie swiadomoscia, ze bol od uderzenia nie mogl trwac dluzej niz sekunde lub dwie. Rutynowe testy na obecnosc alkoholu i narkotykow we krwi przyniosly negatywny wynik. Przy zalozeniu, ze dokladniejsze badania toksykologiczne rowniez nie dadza zadnej odpowiedzi, po zakonczeniu sekcji zwlok pozostana dwie niewyjasnione kwestie: Kto? I dlaczego? -Nad lewym kanalem pachwinowym widnieje dobrze zaleczona blizna, prawdopodobnie pozostalosc po operacji przepukliny. Siedmiocalowa rana o poszarpanych brzegach nad lewym uchem i otwarte zlamanie czaszki. Dwunastocalowe, pionowe pekniecie lewej strony klatki piersiowej, przez ktore widac odcinek przerwanej aorty. Woyczek dal znak asystentce, zeby pomogla mu przekrecic cialo ofiary. Zrobili to bardzo ostroznie. -Z tylu glebokie obtarcie na prawej lopatce, procz tego zadnych innych... Przerwal nagle i spojrzal uwaznie na miejsce nad prawym biodrem, powyzej posladka... a potem na symetryczne po lewej stronie. -Spojrz na to, Chantelle. Asystentka przyjrzala sie obu miejscom. -To sa slady po ukluciach - powiedziala. -Tak sadzisz? -Bez watpienia, doktorze Woyczek. Widze po szesc z kazdej strony, ale moze jest ich wiecej. -Zrobimy badanie mikroskopowe paru z nich, zeby okreslic, kiedy powstaly, ale dwa uklucia na pewno sa swieze. - Odstapil od ciala i zdjal rekawiczki. - Chantelle, bron twierdzy przez pare minut, a ja wezwe detektywow. Moze sie myle, ale mam wrazenie, ze nie. Nie dalej niz wczoraj, a najwyzej przedwczoraj, naszemu Johnowi Doe pobrano szpik kostny do transplantacji. ROZDZIAL 1 Stronnikowi wdanemu w dyspute nie zalezy na dojsciu do prawdy w dyskutowanejmaterii, tylko na przekonaniu sluchaczy do wlasnychtez. Platon, Fedon-Prosze go teraz zszyc, pani Reyes. Natalie spojrzala na przeciecie, zaczynajace sie od czola, biegnace przez brew, a potem w dol policzka Darrena Jonesa. Najwieksza rana od noza, z jaka sie do tej pory spotkala, bylo przypadkowe skaleczenie sie we wlasny palec, na co wystarczylo zalozyc kawalek plastra z opatrunkiem. Zmusila sie, by nie nawiazac kontaktu wzrokowego z Cliffem Renfro, naczelnym chirurgiem oddzialu pogotowia, i wyszla za nim na korytarz. W ciagu trzech lat i jednego miesiaca jako studentka medycyny zszyla znaczna liczbe poduszek, troche kompozycji roslinnych, kilka rozlatujacych sie ze starosci wypchanych zwierzat, a ostatnio - co uznala za wielkie ryzyko - swoje ulubione dzinsy. Polecenie doktora Renfro bylo zaskakujace. Nastapilo w jej drugim dniu praktyki na oddziale pogotowia w Metropolitan Hospital w Bostonie, i choc przedtem chirurg przetestowal na kilku pacjentach jej zdolnosci diagnostyczne, powinien byl rowniez sprawdzic, czy potrafi zszywac rany. -Doktorze Renfro... mysle, ze wolalabym zrobic to pod panskim okiem, zanim sama... -Nie ma takiej potrzeby. Kiedy skonczysz, wypisz mu recepte na jakis antybiotyk, wszystko jedno jaki. Ja ja podpisze. Zanim zdazyla cos dodac, odwrocil sie i odszedl. Veronica Kelly, jej kolezanka ze studiow i przyjaciolka, ktora odbyla juz swoja praktyke chirurgiczna w Metropolitan, powiedziala jej, ze w tym roku Renfro odchodzi z tego szpitala i przygotowuje sie do objecia stanowiska kontraktowego ordynatora oddzialu chirurgii w White Memorial, najbardziej renomowanej placowce wsrod szpitali akademickich. Po latach praktyki tworzyl wokol siebie aure czlowieka, ktory w swoim zyciu widzial juz wszystko i mial dosc pacjentow Metropolitan, stanowiacych wedlug niego margines spoleczny. -Renfro jest bystry i diablo kompetentny - powiedziala Veronica. - Potrafi dac sobie rade w najtrudniejszych sytuacjach, lecz w zasadzie nie znam nikogo, kto by sie mniej interesowal rutynowymi przypadkami. Z tego wynikalo, ze uznal nastoletnia ofiare rozprawy gangow za rutynowy przypadek. Natalie wahala sie przed gabinetem, w ktorym lezal chlopak, zastanawiajac sie, jaki rezultat daloby dogonienie Renfro i poproszenie go, by zademonstrowal swoj talent. -Zle sie czujesz, Nat? - spytala chrapliwym glosem pielegniarka, weteran na oddziale pogotowia, ktora poprzedniego dnia dokonala wprowadzenia nowych studentow na oddzial, lacznie z poinformowaniem ich, ze w tak poslednim miejscu jak Metropolitan niemal caly personel mowi sobie po imieniu. Miala na imie Bev. Bev Richardson. -Prosilam o przydzial do tego szpitala, bo slyszalam, ze studenci maja tu do czynienia z wielka roznorodnoscia przypadkow, jednak polecenie zszycia twarzy pacjenta juz w drugim dniu mojej praktyki przeroslo moje oczekiwania. -Zszywalas juz kogos? -Do tej pory nikogo zywego, chyba ze za zywe uznamy pare nieszczesnych pomaranczy. Bev westchnela. -Cliff jest cholernie dobrym lekarzem, ale czasem bywa odrobine niefrasobliwy i potrafi byc trudny dla otoczenia. Prawde mowiac, mam wrazenie, ze w duchu gardzi nasza klientela. -Ja nie - powiedziala Natalie, powstrzymujac sie od wyliczenia wielu przykladow z wlasnego zycia, kiedy bywala przywozona, przynoszona lub przywlekana na ten wlasnie oddzial pogotowia. -Lubimy pracownikow, ktorzy troszcza sie o ludzi. Nasi pacjenci maja trudne zycie. Szpital powinien dla nich byc czyms w rodzaju sanktuarium. -Zgadzam sie z tym. Dziekan Goldenberg powiedzial mi, ze podobno mam zostac przyjeta na staz na oddziale chirurgii w White Memorial. Moze doktor Renfro slyszal to samo i po prostu chce mnie przetestowac. -Albo pokazac, kto jest nad kim, a jednoczesnie sprawdzic, czy podejmiesz wyzwanie. -Nie on pierwszy - odpowiedziala Natalie, przybierajac zdecydowany wyraz twarzy, a zarazem przywolujac w pamieci strony tekstu na temat chirurgii plastycznej, ktore przerzucila w poprzednim tygodniu, przygotowujac sie do praktyki w tym szpitalu. -Jestes biegaczka, prawda? Pytanie w najmniejszym stopniu nie zaskoczylo Natalie. Jej nieszczesliwy wypadek podczas eliminacji olimpijskich byl szeroko komentowany przez rozglosnie lokalne i ogolnokrajowe oraz ukazany na okladce "Sports Illustrated". Od dnia, w ktorym w wieku trzydziestu dwoch lat zaczela studiowac na pierwszym roku medycyny, wszedzie ja rozpoznawano. -Bylam - odparla szorstko tonem sugerujacym zmiane tematu. -Sadzisz, ze dasz rade zszyc twarz temu chlopakowi? -Przynajmniej zajmie sie nim ktos, kto nie bedzie mial go w nosie, jesli to ma jakies znaczenie. -To ma ogromne znaczenie - powiedziala Bev. - Idz do niego, a ja ci przygotuje nylonowa nic szescdziesiatke. Zakladamy, ze kazdy krwawiacy pacjent jest nosicielem wirusa HIV, nawet jesli to nieprawda, wloz wiec kostium chirurgiczny i plastikowa maske na twarz. Jesli zobacze, ze cos ci nie wychodzi, chrzakne, wtedy przerwij zszywanie, zebysmy mogly porozmawiac na boku. Uwazaj, zeby sie nie ukluc. Zakladaj szwy w odstepach mniej wiecej co jedna osma cala, zawiazujac je podwojnym wezlem na supel. Nie sciagaj nici zbyt mocno, zeby krawedzie skory sie nie marszczyly, i nie gol mu brwi, bo wlosy nie odrosna prawidlowo. -Dzieki. -Do roboty - powiedziala Bev. -Dobrze pani idzie, pani doktor? Natalie podniosla wzrok na Bev Richardson, ktora skinela potwierdzajaco glowa. Darren Jones gadal jak najety, zapewne z nerwow, od chwili gdy Nat zamrozila mu brzegi skory. Gdyby tylko wiedzial, ze jest jej pierwszym pacjentem. Zabieg trwal prawdopodobnie trzy razy dluzej, niz gdyby miala wprawe, w dodatku zszyla dopiero czolo i brew, ale rezultat wygladal calkiem przyzwoicie. -Dobrze - odpowiedziala zgodnie z prawda. -Bede mial blizne? -Kazde rozciecie skory zostawia blizne. -Zadziwiajace, ze kobiety lubia blizny. To znak, ze jestem twardy, wiec czemu tego nie pokazac, prawda, pani doktor? -Wygladasz na sprytnego chlopaka. Spryt jest wazniejszy niz bycie twardym. -Boi sie pani takich twardzieli jak ja? -Balabym sie raczej faceta, ktory cie porznal - odparla Natalie, usmiechajac sie pod maska. - Chodzisz jeszcze do szkoly? -Zostal mi rok do konca, ale rzucilem nauke. -Zastanow sie, czy nie warto skonczyc. -Akurat! - Darren sie rozesmial. - Pewnie pani o tym nie wie, pani doktor, ale tam, skad pochodze, liczy sie tylko to, czy ktos jest twardy. Natalie znow sie usmiechnela. W pojedynku z tym chlopcem na twardosc w dowolnej dziedzinie zycia zwyciezylaby bez trudu. Przypomniala sobie, ze sama nie ulegla ani pierwszej, ani drugiej osobie, ktore namawialy ja do powrotu do szkoly, dzieki czemu ukonczyla Zenska Akademie Edith Newhouse. Ale w lancuszku osob, ktore probowaly, ktos w koncu przelamal bariere jej wlasnej twardosci. -Byc twardym to plynac pod prad, majac odwage bycia innym - powiedziala, zawiazujac ostatnie wezelki szwow. - Bycie twardym to uswiadomienie sobie, ze ma sie jedno zycie, wiec trzeba je przezyc jak najpelniej. -Bede o tym pamietal, pani doktor - powiedzial nastolatek z nuta szczerosci w glosie. Natalie obejrzala sie przez ramie na Bev, ktora podniosla w gore kciuk na znak uznania dla jej techniki. -Teraz paski sterylne - powiedziala, bezglosnie poruszajac ustami, i wskazala na pakiecik papierowych paskow, ktore polozyla na tacce z instrumentami. Po paru nieudanych probach Nat nauczyla sie je przycinac i przylepiac w poprzek rany, zeby w celu zminimalizowania zbliznowacenia zmniejszyc sile rozciagania zszytych brzegow. -Piec dni - dodala bezglosnie Bev, podnoszac w gore otwarta dlon. -Mysle, ze za piec dni prawdopodobnie bedzie mozna zdjac ci szwy - powiedziala Natalie, dziekujac Bogu za istnienie slowa "prawdopodobnie", stwarzajacego pewna asekuracje, przynajmniej na najblizszy czas. -Jest pani dobrym czlowiekiem, pani doktor - rzekl Darren. - Czuje to. Natalie zdjela maske i rekawiczki. Kolejny kamien milowy, pomyslala. To byla ogromna przewaga - w wieku trzydziestu pieciu lat byc studentem medycyny, zwlaszcza kims, kto przeszedl wiecej niz jej rowiesnicy. Podejmowanie decyzji przychodzilo jej latwiej niz wiekszosci jej kolegow i kolezanek, ktorzy byli na ogol co najmniej o dziesiec lat od niej mlodsi. Jej punkt widzenia bywal okreslony bardziej precyzyjnie, zaufanie do wlasnych przekonan - silniejsze. -Uwierz w siebie, chlopcze - odpowiedziala. -Zostan jeszcze, Darren - powiedziala Bev. - Zrobie ci zastrzyk przeciwtezcowy, dam ci lekarstwa i powiem, co masz robic dalej. -Lekarstwa przeciwbolowe? - spytal z nadzieja w glosie Darren. -Przykro mi, ale tylko antybiotyki. -Chwaliles sie, ze jestes twardy - powiedziala Natalie, kierujac sie ku drzwiom. - Twardzi faceci nie potrzebuja srodkow przeciwbolowych. To dobre dla mieczakow. W dyzurce pielegniarek napisala sprawozdanie z zabiegu, czujac zadowolenie ze sposobu, w jaki dala sobie rade w przymusowej sytuacji. Renfro rzucil jej wyzwanie i sobie poszedl, a ona sprostala zadaniu lepiej, niz sama sie spodziewala. Na biezni ustanowila rekordy: najpierw szkoly sredniej, potem college'u, na koniec kraju - i gdyby nie pech, zakwalifikowalaby sie do reprezentacji olimpijskiej. Potem miala do czynienia ze spora liczba Cliffow Renfro, podbudowujacych wlasne ego poprzez obnizanie poczucia wlasnej wartosci u innych, ale pozostala ta sama kobieta, ktora przebiegla 1500 metrow w czasie 4:08,3. Niech sobie Cliff Renfro wyprobowuje na niej swoje sztuczki. Nie poddala sie tylu podobnym do niego, nie pozwoli sie wiec teraz zastraszyc jemu samemu. Bev pojawila sie u jej boku. -Z sali numer cztery przyszla Saralee. Czy wiesz, co tam jest? -Owszem. To sala dla alkoholikow. -I innych metow ulicznych - uzupelnila Bev. - Umieszcza sie tam pacjentow, ktorzy sa szczegolnie... jak by to powiedziec... uswinieni. -Wiem. Wczoraj pracowalam tam przez chwile. Nie bylo tak zle. -Widocznie oddzial pogotowia zapchal sie, kiedy ty poszlas zszyc pacjenta, a w innym skrzydle powstala sytuacja alarmowa. Tak wiec, ku swemu niezadowoleniu, Cliff zostal sam na placu boju. Chce, zebys go zastapila, gdy tylko skonczysz. -Juz skonczylam. -Dobrze. Swietnie sobie poradzilas z tym chlopakiem. Mysle, ze White Memorial dokonal dobrego wyboru. Bedziesz doskonalym lekarzem. -Ten szpital moze sobie byc najlepszym z najlepszych, ale to nie zmienia faktu, ze jest o dziesiec, a nawet dwadziescia lat do tylu w pogladach na kwestie ksztalcenia kobiet w zawodzie chirurga. -Slyszalam o tym. Niemniej, jak powiedzialam, bedziesz swietnym lekarzem. Mowi ci to ktos, kto mial do czynienia z wieloma. W tym momencie ich uwage zwrocil halas, dobiegajacy z glebi korytarza. -Mowie panu, doktorze, ze pan sie myli! Cos zlego sie ze mna dzieje. Boli mnie w glowie za okiem. Nie moge wytrzymac z bolu. Z sali numer cztery porzadkowy wyprowadzil na korytarz pacjenta. Nawet z tej odleglosci bylo widac, ze mezczyzna kwalifikuje sie do szpitala. Szpakowaty i wynedznialy, zdaniem Natalie mogl miec czterdziesci, moze nawet piecdziesiat lat. Mial na sobie znoszona wiatrowke, poplamione, drelichowe spodnie i tenisowki bez sznurowadel. Nisko opuszczony daszek czapki z emblematem Red Sox nie przyslanial ponurej pustki wyzierajacej z jego smutnych oczu. Na progu pojawil sie Cliff Renfro z rekami opartymi na biodrach. Zanim odpowiedzial mezczyznie, spojrzal w kierunku Natalie i Bev. -Twoj problem, Charlie, polega na tym, ze powinienes przestac pic. Radzilbym ci isc do knajpy przy Pine Street i poprosic, zeby cie zaprowadzili pod prysznic. Prawdopodobnie daliby ci tez jakies lepsze lachy. -Doktorze, prosze. To cos powaznego. W oku migaja mi iskierki i czuje potworny bol. Widze coraz gorzej. Renfro, wyraznie zirytowany, zignorowal mezczyzne i powedrowal korytarzem do miejsca, gdzie staly obie kobiety. -Powinna pani szybciej pracowac, doktor Reyes. - Zrobil znaczaca przerwe. - Prosze sie zajac sala numer cztery. Ja ide sie teraz umyc, choc powinienem sie nawet zdezynfekowac. Natalie zobaczyla w oczach pacjenta przelotny wyraz rozzalenia i zlosci, nim sie odwrocil, wyprowadzany przez porzadkowego korytarzem w strone poczekalni, a potem na ulice. -Zaloze sie, ze Renfro nawet go nie zbadal - szepnela Natalie. -Mozliwe, choc zwykle... -Jestem pewna, ze z tym czlowiekiem dzieje sie cos bardzo zlego. Silny bol, iskierki w oku, utrata widzenia. Niedawno przeszlam szesciotygodniowa praktyke neurologiczna. Facet ma nowotwor albo tetniaka saczacego, moze nawet ropien mozgu. Chorzy na to skarza sie na stale bole. Jesli symptomy choroby byly tak silne, ze sklonily go, by tu przyszedl, cos z tego jest na rzeczy. Czy Renfro kazal zrobic mu jakies badania? -Nie wiem, ale przypuszczam, ze nie... -Sluchaj, Bev, chce, zeby facet tu wrocil, a ja zrobie mu tomografie komputerowa. Mozesz to jakos zalatwic? -Moge, ale wydaje mi sie, ze nic dobrego z tego... -I badanie krwi. Morfologie i chemie. Musze go zlapac, zanim mi umknie. Mozesz mi wierzyc, ze gdybysmy znajdowaly sie w White Memorial, a ten czlowiek byl dobrze ubranym biznesmenem, w tym momencie bylby juz po tomografii. -Mozliwe, ale... Nim Bev skonczyla zdanie, Natalie juz nie bylo. Zajrzala do poczekalni, po czym wybiegla na Washington Avenue. Mezczyzna, wlokac sie w strone srodmiescia, zdazyl sie oddalic o kilkanascie jardow. -Charlie, stoj! Wloczega sie obrocil. Mial przekrwione oczy, lecz glowe trzymal podniesiona. Spojrzal na Nat obojetnie, nawet z odcieniem arogancji. -O co chodzi? - warknal. -Jestem... doktor Reyes. Chce pana dokladniej zbadac, a moze nawet zrobic pare testow. -Wiec pani mi wierzy? Natalie wziela go za ramie i lagodnie zawrocila w strone oddzialu pogotowia. -Wierze - powiedziala. Bev Richardson czekala z wozkiem tuz za drzwiami. -Sala numer szesc jest wolna - powiedziala konspiracyjnym szeptem. - Spiesz sie. Nie mam pojecia, gdzie moze byc Renfro. Po drodze jest laboratorium. Mam nadzieje, ze uda nam sie pobrac mu krew, a potem zawiezc na tomografie komputerowa, tak zeby nikt nas nie zauwazyl. Natalie pomogla mezczyznie sie rozebrac i wlozyc niebieska koszule szpitalna. Renfro mial racje co do jednego, pomyslala. Charlie rzeczywiscie smierdzial. Przeprowadzila podstawowe badanie neurologiczne, ktore ujawnilo kilka odstepstw od normy, na co wskazywaly oslabienie, ruchy oczu i test koordynacji ruchowej reka - oko; wszystkie razem lub kazde z nich moglo byc spowodowane guzem mozgu, ropniem lub Wyciekiem z naczyn krwionosnych. Laborant wlasnie skonczyl pobieranie krwi, kiedy do pokoju wpadla Bev, prowadzac za soba nosze. -Pociagnelam za pare sznurkow - powiedziala. - Czekaja na niego w pracowni tomograficznej. -Ma kilka wyraznych anomalii neurologicznych. Zaprowadze go na tomografie, a potem zabiore sie do pracy w sali numer cztery. -Ja tymczasem zatre tutaj slady. Natalie wytoczyla wozek z pacjentem na korytarz. -Dzieki, Bev. Niebawem... -Co to, do cholery, ma znaczyc? Z dyzurki pielegniarek wyskoczyl naprzeciw niej Cliff Renfro, blady z wscieklosci. -Sadze, ze ten czlowiek jest powaznie chory - powiedziala Natalie. - Mysle, ze ma nowotwor mozgu albo saczacego tetniaka. -Wiec zawrocilas go, po tym jak ja go odprawilem? Wrzeszczal tak glosno, ze zarowno personel, jak i pacjenci przerwali wykonywane czynnosci, by na niego popatrzec. Kilka osob wyszlo z sali badan i dyzurki pielegniarek. Natalie nie stracila rezonu. -Chcialam postapic wlasciwie. Odkrylam u niego zmiany neurologiczne. -To nie jest wlasciwe postepowanie. Zmiany sa wynikiem alkoholizmu, podobnie jak jego sytuacja zyciowa. Slyszalem od wielu osob, ze jestes zbyt arogancka i bezkompromisowa, zeby byc dobrym lekarzem. To, ze mialas swoje pietnascie minut slawy, nie upowaznia cie, zeby sie wtracac i zachowywac, jakbys tu rzadzila. -A lek przed pobrudzeniem kitla nie upowaznia pana do splawiania takich pacjentow jak ten - odciela sie. Bev Richardson wsliznela sie szybko pomiedzy oboje antagonistow. -To moja wina, Cliff - powiedziala. - Zrobilo mi sie zal tego faceta, a jednoczesnie przyszlo mi do glowy, ze moze byc dobrym przykladem dla... -To nonsens, dobrze o tym wiesz. Nie bron jej. - Przesunal sie w lewo, zeby moc patrzec prosto w oczy Natalie. - W medycynie nie ma miejsca dla kogos tak egocentrycznego i przemadrzalego jak ty, Reyes. Natalie zacisnela zeby. Wsciekla z powodu otrzymania publicznej nagany chciala, by wszyscy swiadkowie zajscia dowiedzieli sie, ze uprzedzenia Renfro doprowadzily do niewlasciwej oceny stanu zdrowia kloszarda. -Ja przynajmniej dbam o to, by ludzie tacy jak Charlie zostali w pelni zdiagnozowani. -Piec lat praktyki lekarskiej upowaznia mnie do decydowania, czy pelna diagnoza jest potrzebna. Zadbam o to, by wszyscy na uczelni medycznej dowiedzieli sie o twoim zachowaniu i o tym, co tu nastapilo. -Zanim pan to zrobi, proponuje obejrzec wynik badania tomograficznego tego czlowieka. Rzucil jej pogardliwe spojrzenie. Wydawalo sie, ze ma zamiar jeszcze cos powiedziec, lecz obrocil sie i poszedl w strone pracowni radiodiagnostycznej. Po dwoch pelnych napiecia minutach przyszedl technik z tomografu i zabral wozek z Charriem. Natalie odetchnela z ulga. -No, no. Bylam pewna, ze odwola badanie z czystej zlosliwosci - powiedziala, kiedy wraz z Bev wracaly do dyzurki pielegniarek. Weteranka spojrzala na nia i pokrecila glowa. -Przykro mi, ze nie udalo mi sie go ulagodzic - powiedziala. - Pewnie daloby sie to lepiej rozegrac. -Renfro powinien byl przyznac, ze zle postapil - odparla Natalie. - Swiadczy o tym fakt, ze nie anulowal badania tomograficznego. Kiedy sie okaze, ze Charlie ma guza za okiem, bedzie wdzieczny, ze uratowalam mu tylek. Guz, ropien, saczacy tetniak. Natalie wyobrazala sobie reakcje Renfro i personelu, gdyby sie okazalo, ze jej podejscie do tego pacjenta bylo sluszne. Miala nadzieje, ze cokolwiek znajda u tego czlowieka - da sie to wyleczyc operacyjnie. Pomyslala sobie, jak zareagowalby na jej wyczyn chirurg Doug Berenger, jej promotor. W polowie jej studenckich lat na Harvardzie, na dlugo przed wypadkiem, w ktorym zerwala sciegno Achillesa, odszukal ja i zaproponowal jej prace w swoim laboratorium - prace, ktora wykonywala do tej pory. Potem zebral grupe najlepszych lekarzy sportowych, zeby pomogli jej wyzdrowiec, a jeszcze pozniej namowil ja na podjecie studiow medycznych. Berenger, najwybitniejszy specjalista od transplantacji serca w Bostonie, a mozliwe, ze w calym kraju, przebakiwal juz nawet o etacie naukowo dydaktycznym dla niej na swoim wydziale, kiedy skonczy praktyke chirurgiczna. Na scianie za jego biurkiem wisiala makatka w ramce z wyhaftowanym napisem: "Uwierz w siebie". Bedzie dumny ze sposobu, w jaki posluchala tej dewizy, przeciwstawiajac sie atakowi Renfro, zwlaszcza kiedy jej diagnoza postawiona Charliemu okaze sie sluszna. Poszla do sali numer cztery i zajela sie trzema czekajacymi tam pacjentami. Serce bilo jej przyspieszonym rytmem - po czesci z powodu ostrej wymiany zdan z Renfro, a po czesci z podniecenia spodziewanymi wynikami morfologii i badania tomograficznego pacjenta. Po jakims czasie zobaczyla za otwartymi drzwiami na korytarz doktora Renfro, popychajacego nosze z Charliem. Spod cienkiego materaca wystawala manilowa koperta. Chwile pozniej chirurg wywolal jej nazwisko. -Prosze doktor Reyes i caly personel, zeby sie tu szybko zebrali - powiedzial donosnym glosem. Kilkanascie osob zgromadzilo sie w ciszy na korytarzu. Renfro odczekal chwile, czy nie pojawi sie ktos jeszcze, po czym przemowil, trzymajac w podniesionej rece - dla zwiekszenia efektu koperte - z wynikami badania tomograficznego -Przed chwila byliscie swiadkami malej... nazwijmy to... dyskusji miedzy pania Reyes a mna na temat troski o pacjenta. Mam tu wyniki jego badan laboratoryjnych i tomografii komputerowej. Chce zakomunikowac, ze zadne z nich nie wykazalo odstepstwa od normy. Ani jedno! Nasz pacjent Charlie cierpi na to, jak powiedzialem, na co cierpi stale, pani Reyes, czyli na bol glowy wywolany pijanstwem. Kiedy sie tu zjawil, mial zawartosc alkoholu we krwi na poziomie stu dziewiecdziesieciu i podejrzewam, ze teraz ma niewiele mniej, gdyz przed chwila wypil pint thunderbirda, ktorego mial przy sobie. Bev, wypisz, prosze, tego czlowieka po raz drugi i nie zapomnij sporzadzic protokolu z zajscia. Pania Reyes odsylam do domu. Nie chce pani tu ogladac nigdy wiecej podczas moich dyzurow. ROZDZIAL 2 Jak dlugo milosnicy madrosci nie beda mieli w panstwach wladzy krolewskiej, takdlugo nie ma sposobu, zeby zlo ustalo... nie maratunku dla panstw i dla rodu ludzkiego. Platon, Panstwo. Ksiega VWczesne popoludnie bylo bez watpienia najlepsza pora na robienie zakupow w sklepie ze zdrowa zywnoscia Whole Foods Market. Natalie nie miala okazji dowiedziec sie o tym az do dzisiejszego dnia. W jednej rece trzymajac liste zakupow dla swojej matki, w drugiej zas dla siebie, chodzila bez specjalnego pospiechu pomiedzy rzedami polek. Przed trzema godzinami Cliff Renfro wyrzucil ja z oddzialu pogotowia szpitala Metropolitan i przynajmniej w tej chwili miala nadmiar czasu na to, co bylo do zrobienia. Zamierzala spotkac sie nastepnego dnia ze swoim doradca, a moze nawet z Dougiem Berengerem, zeby naprawic sytuacje. W gruncie rzeczy nikomu nic sie nie stalo. Incydent na oddziale pogotowia byl niczym w porownaniu z takimi przypadkami jak pozostawienie w zoladku kleszczykow hemostatycznych, podanie niewlasciwego leku ze skutkiem smiertelnym lub amputowanie nie tej nogi, ktora nalezalo. Jesli Natalie czymkolwiek zawinila - do czego nie byla przekonana - to jej zbrodnia nie spowodowala ofiar. Jak powiedziala Bev Richardson, Renfro mimo swojego doswiadczenia byl nadal niedojrzaly. Na razie jemu i Nat przeznaczone bylo pozostac wrogami, przynajmniej dopoki stazystka nie bedzie miala szansy udowodnic mu, ze jest lekarka z powolaniem: oddana pacjentom, troszczaca sie o nich. W najgorszym wypadku bedzie musiala odbyc praktyke na oddziale pogotowia w jakims innym szpitalu. Najlepiej byloby spotkac sie z Cliffem za dzien lub dwa, gdy oboje ochlona, i wyjasnic sprawe. Jesli mu obieca, ze taka sytuacja wiecej sie nie powtorzy, byc moze uda sie jej dokonczyc przerwana praktyke w Metropolitan. Produkty, ktore wybierala dla siebie, byly najswiezsze i najzdrowsze. Kupowala je w sieci sklepow Whole Foods, znanych z jakosci swoich produktow i owocow morza. Zajecia na studiach medycznych zabieraly Natalie nieprawdopodobnie duzo czasu, ale w duszy kobieta pozostala sportowcem. Pracowala, ile tylko mogla, czesto od najwczesniejszych godzin lub do pozna w nocy. Zerwane sciegno Achillesa, choc wyleczone, na zawsze pozbawilo ja szans na powrot do kiedys uzyskiwanych swiatowych wynikow, lecz z biegiem czasu Nat dostrzegla mozliwosc osiagniecia rezultatow, ktore w jej grupie wiekowej na roznych dystansach postawia ja na wysokich pozycjach, moze nawet na pierwszych. Cele. Zawsze cele. Stawianie ich sobie, dazenie do nich, podnoszenie poprzeczki. Niepozostawanie ani przez moment bez scisle wytyczonych celow bylo, obok dbalosci o wlasne cialo, tajemnica jej sukcesow w szkole i w sporcie. Skrzywila sie, spogladajac na liste zakupow dla matki, podyktowana jej poprzedniego dnia wieczorem przez telefon. Befsztyk, mrozone frytki, buleczki z cynamonem i orzechami, lody Cherry Garcia, bakalie, bulki i parowki, tluste mleko, bita smietana, chrupki... Polowy z tych wiktualow sklepy Whole Foods w ogole nie mialy w swojej ofercie, uwazajac je za szkodliwe dla zdrowia. Hermina Reyes byla wspaniala, ogolnie lubiana kobieta, lecz w przeciwienstwie do Natalie calkowicie nie dbala o siebie i swoj organizm. Wiekszym zmartwieniem Natalie byla natomiast jej siostrzenica Jenny, ktorej dieta zalezala, calkowicie od tego, co przygotowywala Hermina. Z mysla o niej Nat dodala do listy matki nieco brokulow, slodkie ziemniaki, salate i ser. Na koncu podyktowanej listy Natalie niechetnie zapisala: "winstony - jedna paczka". Obok napisala uwage dla siebie samej: "nieobowiazkowo". Usmiechnela sie smutno. Czasem w gescie jalowego protestu buntowala sie przeciw kupieniu matce papierosow. Nie mialo to zadnego znaczenia. Hermina miala samochod i nie wahala sie na krotko zostawiac Jenny samej w domu. W dodatku bylo wiele innych kobiet, do ktorych mogla sie zwrocic o pomoc i ktore trzymaly z nia sztame Wiedzialy, ze zagrozenie zdrowia pojedynczego dziecka nie byloby argumentem za rzuceniem palenia. Hermina pozostanie namietna palaczka az do smierci, ktora nastapi najprawdopodobniej za sprawa jej ulubionych, rakotworczych winstonow. Przez nastepne pol godziny Natalie, nie spieszac sie, wybierala owoce i warzywa dla siebie. Byla zadowolona, ze dzis moze starannie pobuszowac wsrod bogactw letniego sezonu, skoro nieoczekiwanie zyskala kilka godzin wolnego czasu. Zgniatala i opukiwala owoce, sprawdzajac ich dojrzalosc, potrzasala miodem spadziowym - caly czas rozmyslajac o tym, ze powinna starac sie byc bardziej tolerancyjna dla ludzi takich jak Renfro. Postanowila, ze nastepnego dnia rano zrobi wszystko, co sie da, zeby naprawic ich wzajemne stosunki. Siec sklepow Whole Foods byla zbyt odpowiedzialna, by pozwolic sobie na sprzedaz papierosow, wobec czego Natalie, zaladowawszy osiem plastikowych toreb z zakupami do bagaznika Subaru, przeszla na druga strone ulicy do apteki. Pojawienie sie u matki wczesniej niz zwykle nie stanowilo problemu. Czas, gdy Hermina znala szczegoly zycia corki, minal dawno temu, Nat mogla wiec sie spodziewac jedynie ogolnikowego pytania, dlaczego nie jest w szpitalu. Szansa na to, ze matka gdzies wyszla, byla niewielka. W dni, kiedy Jenny nie szla do szkoly, kobieta trzymala sie domu. Dorchester, ze swoja gwaltownie starzejaca sie spolecznoscia, lezalo na poludnie od uroczego mieszkania Natalie w Brooklinie, w odleglosci zaledwie kilku mil szosa numer 203, lecz socjologicznie i demograficznie oba te miasta dzielila przepasc. Male grupy eleganckich, dobrze utrzymanych domow byly wyspami na morzu biedy, imigrantow, narkotykow i przemocy. Natalie zatrzymala sie przy krawezniku przed szarym, dwupoziomowym budynkiem o luszczacym sie oszalowaniu, z zapadajacym sie frontowym gankiem i malym, brudnym trawnikiem, i otworzyla bagaznik. Opuscila dom rodzinny niedlugo po tym, jak matka sie tu przeprowadzila, a jej mlodsza siostra, Elena, wowczas osmioletnia, dorastala w tym miejscu i mieszkala tu az do swojego wypadku - o ile nie byla na odwyku badz na rehabilitacji. Natalie watpila, czy znalazlby sie w Dorchester choc jeden czlowiek, ktory by nie wiedzial, ze Hermina Reyes trzyma klucz do domu pod stojaca obok drzwi doniczka z uschnieta roslina. - "W tym, ze nie posiada sie niczego, co warto by ukrasc, tkwi pewna korzysc" - mawiala matka. Z chwila kiedy Natalie otworzyla drzwi, uderzyl ja gryzacy odor niedopalkow i palacego sie papierosa. -Koniec palenia, przybyl inspektor zdrowia! - krzyknela, dzwigajac piec toreb naraz, zmierzajac do kuchni. Mieszkanie bylo jak zwykle schludne i czyste, lacznie ze stara popielniczka z Fenway Park, ktora matka regularnie oprozniala i myla po wypaleniu dwoch lub trzech papierosow. -Mamo? Hermina zwykle siedziala wygodnie przy kuchennym stole nad zbiorem krzyzowek z niedzielnego "New York Timesa" z do polowy oproznionym kubkiem kawy, pudelkiem wafelkow Waniliowych, paczka winstonow i popielniczka. Wszystkie te akcesoria byly na swoim miejscu, brakowalo tylko uzytkowniczki. Natalie postawila torby na podlodze i poszla do pokoju matki. Mamo? - zawolala ponownie. -Polozyla sie! - odkrzyknela Jenny. Natalie poszla tam, skad dobiegal glos siostrzenicy. Znalazla sie w zadbanym, dziewczecym pokoiku z koronkowymi firankami i rozowymi scianami. Jenny, w szortach i luznej bluzie sportowej, siedziala w swoim wozku inwalidzkim z ksiazka, umieszczona w stelazu ulatwiajacym jej przewracanie stron. Na podlodze obok lozka lezal aparat ortopedyczny, zakladany na kostki, pozwalajacy malej chodzic o kulach. Oficjalna diagnoza Jenny bylo lagodne porazenie mozgowe. Elena w trakcie swojej ciazy caly czas pila i palila. Odkad Natalie dowiedziala sie, co to jest syndrom alkoholowy u plodu, uznala te okolicznosci za najbardziej prawdopodobna przyczyne kalectwa dziewczynki. -Hej, mala - powiedziala Natalie. - Jak leci? -Nie pojechalam do szkoly. Nauczyciele dostali dzis wolne. - Jenny miala mleczna cere i szeroki, ujmujacy usmiech swojej matki. - Babcia rozwiazywala krzyzowki, a potem sie polozyla. -Jesli kiedykolwiek przylapie cie na paleniu papierosow... -Poczekaj, niech zgadne. Porozrywasz mi wargi. -Brzmi niezle. Co to za ksiazka? -Wichrowe wzgorza. Czytalas ja? -Dawno temu. Podobala mi sie, choc pamietam, ze mialam klopot z jej zrozumieniem. Nie sprawia ci trudnosci sposob, w jaki akcja przeplata sie w tej ksiazce z czasem? -Ach, nie. To taka romantyczna opowiesc. Chcialabym kiedys odwiedzic te wrzosowiska, jesli jeszcze istnieja. -Z pewnoscia istnieja. Obiecuje ci, ze kiedys tam pojedziemy. - Natalie stanela tak, by jej kaleka siostrzenica nie dostrzegla smutku w jej oczach. - Jenny, sprawiasz, ze wszyscy wokol ciebie staja sie lepsi, lacznie ze mna. -Co chcesz przez to powiedziec? -Nic waznego. Sluchaj, chcialabys sie troche oderwac i pomoc mi z babcia? -Nie, dzieki. Wole jeszcze poczytac. Heathcliff nie jest dobry dla ludzi. -Przypominam sobie, ze kiedy byl mlody, ludzie nie byli dobrzy dla niego. -To wyglada na bledne kolo. -Wlasnie. Na pewno masz dopiero dziesiec lat? -Prawie jedenascie. Matka, ubrana w domowa sukienke z nadrukiem, spala na lozku. Na talerzyku stojacym na stoliku nocnym dymil papieros, wypalony do samego ustnika. Ulubionym miejscem Herminy byla nadal kuchnia, ale w ostatnich miesiacach Natalie coraz czesciej znajdowala ja w sytuacji takiej jak dzis - w sypialni albo na tapczanie w saloniku. Papierosy coraz silniej wplywaly na obnizenie poziomu tlenu w krwi i na wytrzymalosc organizmu matki. Zanosilo sie na to, ze wkrotce jej nieodlacznymi towarzyszami stana sie maska tlenowa i zielony zbiornik na kolkach. -Zbudz sie, mamo - powiedziala Natalie, potrzasajac delikatnie jej ramieniem. Hermina przetarla oczy i podparla sie na lokciu. -Spodziewalam sie ciebie pozniej - powiedziala sennie. Natalie uderzyla nienaturalna plytkosc snu, w ktorym matka byla na tyle rozbudzona, by zapalic papierosa - jeszcze dymiacego na talerzyku. Ta niegdys tryskajaca energia, urzekajaco piekna kobieta, w wieku piecdziesieciu czterech lat zaczela sie gwaltownie starzec, jej skora z kazdym papierosem stawala sie coraz bardziej szorstka. Miala kakaowa karnacje, znacznie ciemniejsza niz Natalie, co bylo zrozumiale, zwazywszy na to, ze ojciec Natalie, ktokolwiek nim byl, byl bialy. Za to szerokie, orzechowe oczy Herminy, w przeciwienstwie do czerstwiejacej skory, nie zmienily sie - byly wesole, inteligentne i urzekajace, dokladnie takie same jak u Natalie. -Mamo, powinnas przestac tu palic - powiedziala Natalie, pomagajac matce wstac i przejsc do kuchni. -Juz tego nie robie. Wlasnie widze! -Przestajesz byc pociagajaca, kiedy jestes cyniczna. Hermina pochodzila z Wysp Zielonego Przyladka. Przybyla z rodzicami do Stanow Zjednoczonych, kiedy byla w wiekuj Jenny, lecz w jej akcencie zostal slad portugalskiego. W wieku dziewietnastu lat ukonczyla szkole srednia i uzyskala dyplom pomocy pielegniarskiej, zamierzajac wstapic do szkoly pielegniarstwa. To wlasnie wtedy po raz pierwszy zostala samotna matka. -Widze, ze z Jenny wszystko w porzadku. -Nie ma z nia klopotow. -To dobrze. Nastapil moment klopotliwej ciszy. Dla Herminy Jenny byla Elena. Niezaleznie od liczby osrodkow odwykowych, ktore odwiedzila corka numer dwa, niezaleznie od szybkosci, z jaka zdaniem policji przebila rampe, Hermina zawsze uwazala, ze Elena padla ofiara czynnikow zewnetrznych. Corka numer jeden, ktora uciekla z domu w wieku pietnastu lat, to byla inna historia. Hermina Reyes mogla nie miec talentu do niczego na swiecie, ale w jednej rzeczy byla mistrzynia: w zywieniu urazy. Elena byla i miala na zawsze zostac jej ukochanym dzieckiem. Robienie zakupow, oplacanie comiesiecznych rachunkow, sukcesy sportowe, dyplom Harvardu, a niebawem dyplom lekarza - wszystko to nie moglo zadoscuczynic bolowi, jaki Natalie sprawila swojej matce. -Pomoz mi w tym - powiedziala Hermina, biorac do reki olowek i ostentacyjnie kierujac uwage na lezaca przed nia krzyzowke. - Slowo na szesc liter, inaczej "poploch". -Nie mam pojecia. Nigdy nie wpadam w poploch. To wspaniale, mamo, ze tak dobrze opiekujesz sie Jenny, ale staraj sie nie palic, kiedy mala jest w domu. Bierne palenie nie rozni sie od czynnego pod wzgledem... -A co u ciebie? Mam wrazenie, ze jestes spieta. Wiele osob, lacznie z Natalie i jej niezyjaca siostra, przypisywalo fenomenalna intuicje Herminy nadprzyrodzonym zdolnosciom kobiety. -Czuje sie dobrze - odparla, porzadkujac zakupy. - Po prostu jestem zmeczona. -Nie uklada ci sie z tym doktorem, z ktorym sie spotykasz? -Jestesmy z Rickiem w dobrych stosunkach. -Powiedzmy. Pewnie dazy do powaznego zwiazku, a ty go nie kochasz. Jasnowidztwo. -Obowiazki na stazu chirurgicznym, ktory niebawem rozpoczne, nie pozwola mi na zycie towarzyskie. -A co z tym Terrym, ktorego zaprosilas na kolacje? Jest taki mily i przystojny. -Do tego jest gejem. Dlatego tak go lubie. Nie zada ode mnie niczego procz przyjazni i towarzystwa. Nie prowadzimy ze soba rozmow na temat zobowiazan ani kolejnych etapow naszego zwiazku. Wierz mi, mamo, ze prawie wszyscy moi przyjaciele, ktorzy sa zonaci albo zyja w parach, sa nieszczesliwi. Proby naprawienia zwiazkow pochlaniaja dziewiecdziesiat procent ich energii. Milosc w dzisiejszych czasach trwa krotko, malzenstwo jest nienaturalne, to sa tematy dla dyrektorow agencji reklamowych z Madison Avenue i producentow telewizyjnych. -Coreczko, zdaje sobie sprawe z tego, ze dawno przestalas mnie sluchac, ale musisz przebic skorupe na twoim sercu i nie bronic sie przed miloscia, bo staniesz sie bardzo nieszczesliwa kobieta. "Nie bronic sie przed miloscia". Natalie z trudem powstrzymala sie, by sie nie odciac albo nie rozesmiac, co byloby gorsze. Majac dwie corki, poczete z dwoma kochankami, ktorzy dawno znikneli, Hermina Reyes nie byla sztandarowym przykladem wiecznej milosci. Jej uroda, tak jak to widziala Natalie, okazala sie jej smiertelnym wrogiem. Mimo to jej nieprzemijajacy romantyzm, wiara w mezczyzn i nieslabnaca chec zycia byly rownie niewytlumaczalne jak niemoznosc porzucenia winstonow. -Nie mam teraz czasu, zeby byc nieszczesliwa. -Na pewno dobrze sie czujesz? -Tak. Czemu wciaz o to pytasz? -Bez powodu. Kiedy przychodzilam na stadion, zeby cie ogladac, bywalo, ze przed biegiem zachowywalas sie dziwnie nieswojo, jakbys byla zazenowana, wtedy zawsze bieglas zle i przegrywalas. Dzis zachowujesz sie tak samo. -Wydaje ci sie, mamo. W tym momencie zadzwonil telefon komorkowy Natalie. Wyswietlacz pokazywal numer, ktorego nie znala. -Halo? -Natalie Reyes? -Tak. -Mowi dziekan Goldenberg. Natalie zesztywniala. Wyszla na korytarz, zeby matka nie slyszala rozmowy. -Slucham? -Czy moglabys przyjechac do mojego biura, zeby porozmawiac na temat dzisiejszego zajscia w szpitalu Metropolitan? -Moge byc w ciagu dwudziestu, dwudziestu pieciu minut. -Doskonale. Zadzwon do mojej sekretarki, kiedy bedziesz o dziesiec minut drogi. -Ddobrze. Goldenberg poczekal, az Natalie wezmie cos do pisania, po czym podyktowal jej numer telefonu akademii medycznej i wewnetrzny do dziekanatu. W ciagu krotkiej rozmowy starala sie cokolwiek wyczytac z jego glosu, jednak bez powodzenia, pod koniec zas stlumila w sobie chec spytania go, dlaczego zostala wezwana. W ciagu ostatnich lat doktor Sam Goldenberg wielokrotnie wyrazal uznanie dla jej wynikow na biezni, a takze dla osiagniec na studiach. Byla pewna, ze jesli powstal jakis problem, potrafia znalezc rozwiazanie. -Masz klopoty? - spytala Hermina, kiedy Natalie wrocila do kuchni. -Nic wielkiego. Drobny problem z rozkladem moich zajec, ale musze zaraz wyjechac. Przepraszam. -Nie szkodzi. -Niedlugo znow wpadne. -To swietnie. Uwazaj na siebie. -Ty tez, mamo. Pa, Jenny, wkrotce sie zobaczymy. -Kocham cie, ciociu Nat. -Ja tez cie kocham. -Panika - powiedziala nagle Hermina. -Co? -Slowo na szesc liter zastepujace "poploch". Wczesne lata mlodosci Natalie zostaly opisane w licznych publikacjach. Jej burzliwa walka o przetrwanie na ulicach Bostonu skonczyla sie po roku, gdy pracownikom fundacji Pomost Nad Wzburzonymi Wodami udalo sie przekonac ja oraz Zenska Akademie Edith Newhouse w Cambridge, ze do siebie pasuja. Kolejnym trudnym zadaniem, ktore admi