PJDM
Szczegóły |
Tytuł |
PJDM |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
PJDM PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie PJDM PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
PJDM - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
JODI PiCOULT:
BEZ MOJEJ ZGODY,
ZAGUBIONA PRZESZŁOŚĆ,
ŚWIADECTWO PRAWDY,
DZIESIĄTY KRĄG,
JESIEŃ CUDÓW,
W IMIĘ MIŁOŚCI,
JAK Z OBRAZKA.
JODI PiCOULT:
DZIEWIĘTNAŚCIE MINUT:
Przełożyła Katarzyna KasterkaT Proszyńskii S-ka.
Strona 3
Tytuł oryginałuNINETEEN MINUTESCopyright 2007 by JodiPicoultAU rights reservedProjekt
okładkiEwaWójcikIlustracja na okładce Elisa Lazode Yaldez/CorbisRedaktor prowadzącyRenata
SmolińskaRedakcjaWiesława KaraczewskaRedakcja technicznaElżbieta UrbańskaKorektaGrażyna
NawrockaŁamanieEwa WójcikISBN 978-83-89325-33-4Warszawa 2009WydawcaPrószyński
Media Sp.
z o.o.
02-651 Warszawa, ul.
Garażowa 7www.
proszynski.
plDruk i oprawaDrukarnia Naukowo-TechniczaOddział Polskiej Agencji Prasowej SA03-
828Warszawa, ul.
Mińska65
Dla Emily Bestler, najlepszej redaktorki inajlepszej promotorki,jakąmożna sobie wymarzyć.
Dziękuję zaTwoje bystre oko,za entuzjastyczne słowazachęty,a przede wszystkim - za przyjaźń.
Strona 4
CZĘŚĆ PIERWSZAJeżeli nie zejdziesz z drogi,którą kroczysz - dotrzesz tam,dokąd wiedzie.
PRZYSŁOWIECHIŃSKIE.
Strona 5
Mam nadzieję, że gdyzaczniesz to czytać, będę martwa.
Niemożna odczynić dokonanego, cofnąć słów,którerazzostały wypowiedziane.
Będzieszo mnie myśleć i żałować,żenie zdołałaśmnie powstrzymać.
Będzieszsię zastanawiać,czy jakaś rozmowa lub gest z twojej strony mogłyodwrócić bieg
wydarzeń.
Pewnie powinnam ci powiedzieć:Nieoskarżajsię.
tonie twojawina, ale przecież to byłobykłamstwem.
Obie wiemy, że nie sama wybrałamdrogę,która mnie doprowadziła do tego miejsca.
Będziesz płakaćna moim pogrzebie.
Mówić, że tak sięniemusiało stać.
Zachowywać się, jak w podobnych okolicznościach przystało.
Ale czy będziesz zamną tęsknić?
A coważniejsze -czyja będę tęsknić za tobą?
Iczy któraś z nas chciałabypoznać odpowiedź na to pytanie?
Strona 6
6 marca 2007Wdziewiętnaście minut można skosić frontowy trawnik,ufarbować włosy, obejrzeć
tercję meczu hokejowego.
Dziewiętnaścieminut wystarczy, żebyzaplombować ząb, upiecciastka, poskładaćpranie pięcio
osobowej rodziny.
W dziewiętnaście minut Tytani zTennessee wyprzedalibilety na swoje mecze fazy play-off.
Dziewiętnaście minut trwaodcinek przeciętnego sitcomu - minus reklamy -itylkotylezajmuje
przejazd od granicy stanu Vermont domiasteczkaSterling w stanie New Hampshire.
W ciągu dziewiętnastuminut możnasię doczekać dostawyzamówionej pizzy.
Przeczytać dziecku bajkę lub wymienić olejw aucie.
Przejść dwa kilometry.
Obrębićdół spódnicy.
W dziewiętnaście minut możnawstrzymaćświat lub ewakuować się zniego na zawsze.
Dziewiętnaście minut -tyle wystarczy, żebydopełnić zemsty.
Jak zwykle Alex Cormier była spóźniona.
Nadojazd zdomuwSterlingdo budynku sąduokręgowego hrabstwaGraftonpotrzebowała
trzydziestudwóch minut,i to podwarunkiem,że wszaleńczym pędzieprzejeżdżała przez Orford.
Zbiegła na dół w samych pończochach, z eleganckimibutami w jednym i dokumentami zabranymi z
pracy na weekend wdrugim ręku.
Gęste miedzianewłosy skręciła w węzełiupięła tuż nad karkiem, przeobrażając sięw
postać,jakącodziennie odgrywała poza domem.
11.
Trzydzieści cztery dni temu Alex awansowaław prawniczejhierarchii.
Uważała, że skoroprzez kilka ostatnich latdoskonale się sprawdzała na stanowiskusędzi sądu
dystryktowego,kolejnąnominację przypłaci mniejszym stresem.
A tymczasemsię okazało, że chociaż właśnie stuknęłajej czterdziestka,jestnadal najmłodszymsędzią
wyższej instancji w całymstanieNewHampshire.
Poza tym musiała na nowo udowadniać.
swojąbezstronność: zanimsię zjawiła w nowej sali rozpraw,wszyscy już wiedzieli, że rozpoczynała
karierę wbiurze obrońców z urzędu, stąd prokuratorzy podejrzewali ją o tendencjędo
faworyzowania adwokatów.
Kiedy przed kilkulaty Alexsię ubiegała o stanowisko sędzi, chciała przede wszystkimstać na straży
podstawowej zasady każdego cywilizowanegosystemu prawnego: człowiek jest niewinny, dopóki
mu się niedowiedzie winy.
Nigdynie przypuszczała, że gdy już zasiądzieza sędziowskimstołem, jej samej się odmówi owego
legalistycznego kredytuzaufania.
Aromat świeżo parzonej kawyzwabił Alex do kuchni, gdziejej córka,Josie, siedziała zgarbiona nad
parującym kubkiemi pilnie studiowała jakiś podręcznik.
Wyglądała naprzemęczoną: niebieskie oczymiała przekrwione,a
ciemnokasztanowewłosyściągniętewskołtuniony ogon.
- Powiedz,że nie zarwałaścałej nocy- odezwałasięAlex.
Josie nawet nie uniosła wzrokuznad książki.
- Niezarwałam całej nocy - powtórzyła mechanicznie.
Alex napełniła filiżankękawą i wśliznęła się na krzesłonaprzeciwko córki.
- Naprawdę?
-Nie chciałaś poznać prawdy - odparła Josie - tylko usłyszeć konkretny tekst.
- Nie powinnaś pić kawy.
-Alexzmarszczyła brwi.
- A ty nie powinnaśpalić papierosów.
Alex poczuła, jak płoną jej policzki.
-Janie.
- Mamo - westchnęła Josie -nawet jeżeli otwierasz okno12w łazience na całą szerokość, ręczniki i
Strona 7
tak śmierdzą dymem.
-Uniosławyzywająco wzrok,jakby się spodziewała, że matkaprzypuści teraz atak na jej kolejne
występki- poważniejszeniż picie kawy.
Sama Alex, poza okazjonalnym papierosem, nie dopuszczała się żadnych grzechów.
Niemiała na toczasu.
I chciałabyautorytatywnie stwierdzić, żejej córka jestrównież bez skazy,jednak zdawała sobie
sprawę,żewówczas wpadłabyw tę samąpułapkę pochopnych wniosków,wjaką wpadaliinni na
widokślicznej,popularnej, szóstkowej licealistki, która z racji matkisędzi zapewne była bardziej
świadoma odswoich rówieśników,do czego może doprowadzić brak rozwagi.
Oto dziewczyna, której pisana świetlana przyszłość.
Młodakobieta, na jakąAlex miała nadzieję ją wychować.
Swego czasu Josiebyła bardzo dumna, że jej matka jestsędzią.
Entuzjastycznie oznajmiała to kasjeromw banku,pracownikom supermarketu, pakującym zakupy,
personelowipokładowemu w samolotach.
Wypytywała Alexo rozprawyiwydawane werdykty.
Wszystko się jednak zmieniło trzy latatemu, kiedy Josie rozpoczęła naukęw liceum:wówczas
powoli,cegła po cegle, wyrósł pomiędzy nimi mur blokujący komunikację.
Alex nieprzypuszczała, że córka ukrywa przed niącoś więcej niż nastolatkiw jej wieku, aleteż obie
sięznajdowaływ szczególnej sytuacji: każdy inny rodzic mógł osądzaćprzyjaciółdzieci jedynie w
sensie metaforycznym,tymczasem Alexmogłatorobić z punktu widzenia prawa.
- Comasz dziś na wokandzie?
-spytałacórkę.
- Test z całego działu.
Aty?- Odczytanie zarzutów prokuratury - odparła Alex.
Zmrużyła oczy, próbując rozszyfrować tekstpodręcznika leżącegodo góry nogami.
- Chemia?
-Katalizatory.
- Josie pomasowała skronie.
-Substancjeprzyśpieszające reakcję, które podczas jejprzebiegu samenie ulegajążadnym
przemianom.
Na przykład, jeżeli weźmiesz tlenekwęgla i wodór,dorzucisz cynk i tlenek chromu.
o co chodzi?
13.
- Właśnie mi się przypomniało, czemu z chemii zawszemiałammarną tróję.
Jadłaśśniadanie?
- Wypiłam kawę.
-Kawa sięnie liczy.
- Tobie wystarcza, kiedy się śpieszysz- wypomniałaJosie.
Alex zważyła w myślach, czy w ostatecznym rozrachunkuwięcej będzie ją kosztować powiększenie
spóźnienia o kolejnepięć minut,czy następna krecha na kosmicznymcertyfikaciedobrego
rodzicielstwa.
I czy przypadkiem siedemnastolatkanie powinna już samodzielnie zadbaćo własneśniadanie?
Alex wyjęła z lodówki jaja, mleko i bekon.
- Swego czasuprzewodniczyłam rozprawie o natychmiastowe przymusowe zamknięcie w zakładzie
psychiatrycznymkobiety, której sięzdawało, że jest drugimEmerilem.
Jej mążzłożył wniosek o hospitalizacjętuż po tym, jakwrzuciła półkilo boczku doblendera, a potem
zaczęła jego samego gonićpo kuchni z nożem w ręku, wrzeszcząc: "Ciach!
".Josie podniosła wzrokznad podręcznika.
- Naprawdę?
-Wierz mi, czegośtakiego nie byłabym w staniewymyślić.
- Alexwbiła jajko na patelnię.
-Kiedyspytałam, czemuakurat blender,obrzuciła mnie bacznym spojrzeniem, po czymoznajmiła,
Strona 8
żemusimysię różnić technikami gotowania.
Josie oparła sięo blat szafki i obserwowała poczynaniamatki.
Pracedomowe nienależały do mocnych stron Alex.
Nie miała pojęcia, jak przyrządzićpieczeń, za to się szczyciła,że zna na pamięć numer telefonu
każdejpizzerii i chińskiejrestauracji w Sterling, które prowadziłybezpłatne domowedostawy.
- Och, spokojnie -rzuciła Alex oschle.
-Myślę, że zdołam usmażyćjajka, nie obracającprzytymdomu w dymiącezgliszcza.
Josie jednakwyjęta matce z rękipatelnię, po czym rozłożyłananiej plasterki bekonu - równo, obok
siebie, na podobieństwo marynarzy leżących pokotem na kojach.
- Dlaczego się ubierasz w taki sposób?
-zapytała.
14Alex zerknęła na swoje buty,spódnicę, bluzkę -izmarszczyła brwi.
- A co?
Zabardzo w stylu Margaret Thatcher?
- Nie.
To znaczy.
czemu w ogóle zawracasz sobie głowęstrojem?
I taknikt niewie, co nosisz pod togą.
Równie dobrzemogłabyś - bo ja wiem?
- włożyć spodnie od piżamy.
Albo tensweter zdziurami na łokciach, który masz jeszcze odczasówcollege'u.
- Bezwzględu nato, czy ludzie to widzą, czynie, oczekują,że będę się ubierać.
zsędziowską rozwagą.
Josie spuściła powiekii spochmurniała,jakby matka udzieliłabłędnej odpowiedzi.
Alexzawiesiławzrok nacórce - ogryzionepaznokcie, pieprzyk za uchem, zygzakowaty przedziałek -i
nagle ujrzała małą dziewczynkę, rozpłaszczającą nosna szybiew domu opiekunki każdego dnia o
zachodzie słońca: w porze,gdy Alex przychodziła ją odebrać.
- Co prawda, nigdynie włożyłam spodni od piżamy do pracy,aleczasamisię zamykam w gabinecie
na klucz i ucinamsobiedrzemkę na podłodze.
Josie rozciągnęła ustaw powolnym, pełnymzdumieniauśmiechu, jakby wyznanie matki było
motylem,który przezprzypadek przysiadłna jej dłoni - wydarzeniem tak zdumiewającym, żenie
można zdecydowanie nanie zareagować,bo natychmiast się je spłoszy.
Ale ostatecznie nic nietrwawiecznie: tego ranka trzeba było przejechać wiele mil,
wysłuchaćzarzutów przeciwko kilkudziesięciuoskarżonymi zinterpretowaćsporo równań
chemicznych, więc zanim Josiezdążyławyłożyć bekonna papierowyręcznik, by go osaczyćz
nadmiarutłuszczu - ta niezwykła chwila bezszelestnie uleciała.
- Wciąż nie rozumiem, czemu muszę jadać śniadania,skoro ty jesobie odpuszczasz- mruknęła Josie.
-Bo trzeba osiągnąć określony wiek, żeby nabyć prawo dorujnowania własnego zdrowia i życia.
- Alex wskazała najajka, które córka mieszałana patelni.
-Obiecujesz,że to zjesz?
Josie spojrzałamatce prosto w oczy.
15.
- Obiecuję.
-W takim razie zmykam.
W drodzedo drzwi Alex chwyciła stalowy termokubek, napełniony kawą.
Zanim na dobre wycofała samochód z garażu,myślamibyła już przy pisemnym
uzasadnieniuwyroku, jakiemusiała wydać jeszcze tego popołudnia, przy aktach
oskarżenia,wciśniętych na jej dzisiejszą wokandę, i przy wnioskach procesowych stron;wszystko to
niczym mroczne cienie spływałona jej biurko od piątkowego wieczoru.
Jednym słowem,Alexporwał w swój wir świat o lata świetlneodległy od jejdomu,gdzie właśnie
teraz Josie zsuwała usmażonejajkaz patelnido śmietnika, nie wziąwszy przedtem doustani kęsa.
Niekiedy Josie odnosiła wrażenie, żejej życie jest jak pokójbez drzwi i okien.
Strona 9
Pokój wyjątkowo luksusowy oczywiście -połowadzieciakówz jej szkoły,Sterling
High,dałabysobierękę uciąć, byle do takiego wkroczyć - z którego jednak niebyło ucieczki.
Josieznalazła się w potrzasku: albo mogła byćosobą, jakąniemiała ochoty być, albokimś, kogo
niktby niechciałmieć w swojej orbicie.
Uniosła twarzku strumieniom wody, tryskającym z prysznica-wody tak gorącej, że pozostawiałana
skórze czerwone pręgi,zapierała dech, pokrywałaszyby gęstą parą.
Josie policzyłado dziesięciu i dopiero wtedy się wymknęła spodwodnegobicza,po czym mokra i
naga stanęła przedlustrem.
Twarzmiała zaczerwienioną i lekko obrzmiałą;włosy klejącesiędo ramion przypominałygrube
sznury.
Odwróciła się bokiemi zlustrowałaswój płaski brzuch.
Wiedziała, cowidzi Matt,gdy na nią patrzy - co widzą Courtney,Maddie,Brady, Haleyi Drew.
Josie często marzyła, żeby zobaczyć to samo, co oni.
Bo ilekroć ona spoglądała wlustro, niewidziała tej efektownejpowłoki, którąwidzieli inni, lecz to,
co się podnią kryje.
Była w pełni świadoma, jak powinnawyglądać i jak sięzachowywać.
Dlatego miała długie,proste włosy, nosiłaciuchymarki Abercombie Fitch, słuchała kapel w
rodzaju16Dashboard Confessional czy Death Cab for Cutie.
Sprawiałojej przyjemność,żeinne dziewczyny patrzą nanią z ledwoskrywanym podziwem,
gdysiedzi w kafeterii, poprawiającmakijażkosmetykami pożyczonymi od Courtney.
Cieszyłoją, że nauczyciele zapamiętują jejimię już po pierwszychzajęciach.
PochlebiałyJosie spojrzenia chłopaków,przesuwającesiępo jej ciele, gdy szła korytarzem wraz
zMattemobejmującym ją ramieniem.
A jednocześnie gdzieś w zakamarkach umysłu cały czas siękołatała myśl:co bybyło, gdybyim
wszystkim wyjawiła swójsekret - gdyby przyznała, że w niektóreporanki tylko z największym
trudem się zwleka z łóżkai wygina usta w sztucznymuśmiechu; żejest nierealnym bytem, tandetną
podróbką, którasięśmieje wyłącznie z "nieobciachowych" dowcipów, plotkujena "topowe" tematy i
ma takiego faceta, jakiego się od niejoczekuje; podróbką, która już nie pamięta, jak to jest byćsobą.
która w gruncie rzeczynie chce pamiętać, ponieważwówczas cierpiałaby jeszcze bardziej.
Nie byłoprzy niej nikogo,z kimmogłaby o tym porozmawiać.
Bojuż samo zwątpienie w prawo do miejsca wśróduprzywilejowanej, podziwianej elity
skończyłoby się wykluczeniem z tego grona.
Naturalniemiała u boku Matta,aleMatt.
cóż, jego też przywabiła jedynie maska ipowlekającyją werniks.
W bajkach, gdy czar pryska, książę nadal kochadziewczynę, bez względu na wszystko- i dzięki
temu ona sięstaje księżniczką.
Ale w liceum sprawymają sięinaczej.
Tym,co uczyniło księżniczkę z Josie, byłfakt, że zainteresował sięniąktoś taki jakMatt.
Chociaż, zgodnie z regułamipokręconejszkolnejlogiki, równie prawdziwe było twierdzenie
odwrotne-że Matt się zainteresował Josie, ponieważbyła ona jednąz księżniczekSterling High.
Rozmowa zmatką teżnie wchodziła w grę.
"Po wyjściu zsalirozpraw nie przestaje się być sędzią" - zwykła mawiać Alex.
I dlatego poza domem nigdy nie pita więcejniż jeden kieliszekwina, nigdy też publicznie nie
roniłałez ani nie podnosiłagłosu.
Była dumna z osiągnięć córki -jej świetnych wyników17.
Strona 10
w nauce,doskonałej prezencji, przynależności do śmietankitowarzyskiej szkoły.
Rzecz wtym, że Josienie zdobywałatego wszystkiegodlatego, że jej natym w jakikolwiek
sposóbzależało, ale ponieważ zdejmował ją strach na myśl, cosięstanie, gdy zejdzie poniżej
poziomu perfekcji.
Owinęła sięręcznikiem iprzeszła do swojego pokoju.
Włożyładżinsy i dwa T-shirty z długimi rękawami, efektownieopinające ciało,po czym zerknęła na
zegar: jeżeli nie chce sięspóźnić,musisiępośpieszyć.
Zanim jednak wyszłaz pokoju,usiadła nałóżku i zaczęłaobmacywać spód nocnej szafki w
poszukiwaniu plastikowejtorebki, przypiętej pinezką do drewnianej ramy.
W środkuznajdowały się tabletki nasenne, które lekarz przepisał Alex,a które Josieniepostrzeżenie
podbierała po jednej sztuce,żeby przypadkiem nie wzbudzić podejrzeń matki.
Wciągusześciu miesięcyudało jejsię zgromadzić zaledwie piętnaściepigułek, ale doszła do wniosku,
że jeżeli popije je dwomaszklankami wódki, osiągnie zamierzony efekt.
I nie chodzioto, że opracowała jużjakiś strategiczny plan - zdecydowała, że się zabije,powiedzmy,
wnastępny wtorek lub gdystopnieje śnieg.
Te tabletki byłyjejwyjściem awaryjnym:gdyby prawdaw końcuwyszła na jaw, nikt nie chciałby
miećznią nic wspólnego,więclogiczne, że wtakiej sytuacji onarównież nie miałaby ochotyna
dalszeprzebywaniewewłasnymtowarzystwie.
Ponownie przypięła torebkępodszafką i zbiegła na dół.
Kiedy weszła do kuchni, żeby spakowaćplecak, na otwartym podręczniku dochemii leżała
czerwonaróża o długiej,smukłej łodydze.
W rogu, oparty o lodówkę, stał Matt, który zapewne wszedłdo domu przez otwartedrzwi garażu.
Jak zwykle najegowidok Josie zawirowały przed oczami obrazywszystkich pórroku.
Włosy Matta mieniły się kasztanowo-rdzawymi koloramijesieni, oczy miały odcień chłodnego
błękitu zimowegonieba, a uśmiech był takpromienny, jak przesycony słońcem,upalnydzień lata.
Matt miał na sobie baseballówkę włożoną18tyłemna przódi bluzę szkolnej
drużynyhokejowej,zarzuconąna termalną koszulkę,którą Josie podprowadziłamu kiedyśnacały
miesiąc,schowała w szufladzie na bieliznę i wyciągała,ilekroć chciała poczuć zapach Matta.
- Wciążjesteś na mnie wkurzona?
-spytał.
Josie spojrzała na niego z wahaniem.
- To nie ja dostałam szału.
Mattsię odepchnął odlodówki, po czym objął Josiew pasie.
- Przecież wiesz,że nie potrafię nadsobą zapanować.
Wjego prawym policzku pojawił się rozkoszny dołek i Josiepoczuła, jakcała się rozpływa.
- Niechodziło o to, że nie chciałam się z tobą zobaczyć- powiedziała cicho.
-Po prostu naprawdęmusiałam siępouczyć.
Matt odsunąłwłosy z jej twarzyi zaczął jącałować.
Prawdę mówiąc, właśniedlatego Josie nie chciała, żeby przyszedłzeszłego wieczoru: kiedy był tuż
obok, odnosiła wrażenie,że zatraca cielesność.
Niekiedy, gdy czuła na sobie jego dłonie,wydawało jejsię, że lada chwila się przemieni w obłok
paryi rozwieje w powietrzu.
Jego ustamiały smaksyropu klonowego i skruchy.
- Towszystko twoja wina -oznajmił.
-Gdybym cię takstrasznie nie kochał,aż tak bardzoby mi nieodbijało.
Josie natychmiast zapomniałaozgromadzonychtabletkachi otym, że płakała pod prysznicem.
Wszystko zostałowyparteprzez jedną myśl: jakże cudownie byćuwielbianą.
Jestemszczęściarą, powtarzała sobie w duchu, isłowa te przepływałyjej przedoczami srebrzystą
wstęgą.
Szczęściarą, szczęściarą,szczęściarą.
Patrick Ducharme, jedyny oficer śledczy w siłach policyjnych Sterling,usiadł na ławce w
Strona 11
kącieszatni i przebierającsię, słuchał, jakpatrolowi z porannejzmiany dogryzają żółtodziobowi
zoponątłuszczu na brzuchu.
- Hej, Fisher - odezwał się Eddie Odenkirk - to którez was właściwie będzie rodzić: ty czy twoja
żona?
19.
Wszyscy wybuchnęliśmiechem iPatrick poczuł przypływlitości dla dzieciaka.
- Eddie, jest jeszcze cholerniewcześnie - zauważył.
-Niemógłbyśsię wstrzymać przynajmniej doczasu, aż wypijemyporanną kawę?
- Mógłbym, kapitanie - przyznał Eddieze śmiechem.
-Ale wygląda na to,żeFisher zżarł już wszystkie pączki i.
a coto, u diabła?
Idącza wzrokiem Eddiego, Patrick spojrzał na własne stopy.
Zazwyczaj nie korzystał z szatnidla mundurowych, ale tegoranka przybiegł w dresie na
posterunek,żeby spalić nadmiarkalorii wchłoniętych podczas weekendu.
Sobotę iniedzielęspędziłwMaine wrazz istotą, która obecnie władała jegosercem - swoją
pięcioipółletnią chrześniaczką, TarąFrost.
Jejmatka, Nina, była najstarsząprzyjaciółką Patrickai miłościąjegożycia, z której prawdopodobnie
już nigdy się nie wyleczy,i to bez względu nafakt, że sama Nina doskonale sobie radziłabez jego
towarzystwa.
W te weekendowedni zrozmyslemprzegrał tysiące rund najnowszej gry planszowej dla
przedszkolaków,niezliczone godziny nosił Tarę na barana, pozwoliłsobie ufryzować włosy, atakże -
co się okazałokardynalnymbłędem - pomalować paznokcie u nóg cukierkowo różowymlakierem,
który zapomniał potraktować zmywaczem.
Ponownie zerknął naswoje stopy, po czym podwinął palce.
- Laski uważają,że to cholernieseksowne- burknąłpod nosem,podczasgdy pozostałychsiedmiu
mężczyznz trudem siępowstrzymywało od wykpienia faceta, który formalnie byłich przełożonym.
Patrickszybko włożył cienkie skarpety, skórzane mokasyny i wyszedłz krawatem w dłoni.
W myślach rozpocząłodliczanie: raz, dwa,trzy.
wtej samej chwili w szatni gruchnęła salwa śmiechu, i jejecho ścigało Patrickawzdłuż całego
korytarza.
Patrick zamknął drzwi swojego biura,po czym zerknąłw niewielkie lusterko.
Czarnewłosy miał wciąż wilgotnepo prysznicu, a twarzzdrowo zarumienioną od biegu.
Podciągnął w górę węzeł krawata, poprawił jegopołożenie i usiadłza biurkiem.
20Podczas weekendu napłynęły siedemdziesiąt dwa maile,azazwyczaj jużpięćdziesiąt
oznaczało,żeprzez cały tydzieńnie będzie wracał do domu przedósmą wieczorem.
Patrickzaczął się przez nie przedzierać,razpo raz dopisując cośdo piekielnej listy, zatytułowanej
"Pilne" - listy,która nigdynieulegała skróceniu bez względu na to, jak ciężko harował.
Dzisiaj musiałzawieźć próbkęnarkotyków do laboratorium stanowego - banalna rutyna, która
jednak oznaczałaczterogodzinnąwyrwę w jego dniu.
Do pomyślnego końcadoszło natomiast postępowanie z oskarżenia ogwałt: sprawcazostał
zidentyfikowany na podstawie zdjęćz albumustudentówcollege'u,ijegospisanezeznania już czekały
na przestaniedo biura prokuratorastanowego.
Zato wciąż wisiała nadPatrickiem sprawa telefonukomórkowego, zwiniętego z samochoduprzez
jakiegoś bezdomnego.
Ladachwilamiały teżnadejść wyniki analiz DNA, identyfikującesprawcę napaduna sklep jubilerski,
czekało go poza tym przesłuchanie w sądziewyższej instancji w związku z wnioskiem obrony o
odrzuceniedowodów rzeczowych.
A na jego biurku leżała już pierwszaskarga wniesiona tego dnia - kradzież kilku portfeli z
kartamikredytowymi.
Złodziej zdążył puścić te karty w obieg: pozostawił trop,którym teraz miał podążyć Patrick.
Jako detektyw wniewielkimmieście Patrickdziałałna wszystkich frontach.
Jeżeli gliniarze w metropoliach nierozwiązali sprawy w ciągudwudziestu czterech godzin, uznawali
Strona 12
ją za nudnego, wlokącego się tasiemca i odkładali do zamrażarki, Patrick natomiast musiał się
zajmować wszystkim,co spływało na jego biurko -nie mógł, niczym wisienek ztortu,wybierać tych
najbardziej interesujących przypadków, chociaż trudno się podniecać fałszerstwem czeku na
niewielkąkwotę czyteż drobną kradzieżą sklepową, za którą sprawcazostanie ukarany dwustoma
dolarami grzywny, natomiastpodatnicy zapłacą pięć razy więcej, ponieważ postępowaniedowodowe
zajmie Patrickowi tydzień.
Ilekroć jednak dochodziłdo wniosku, że się rozmienianadrobne, stawała mu przedoczami jedna z
ofiar przestępstw:zapłakana matka dzieciom,21.
Strona 13
której ukradziono portfel; zdruzgotane starsze małżeństwojubilerów,obrabowane z dorobku życia;
wstrząśnięty profesoruniwersytetu, którego tożsamośćprzywłaszczył sobie jakiśoszust.
Patrick miał świadomość, że jest jedyną nadziejądlaludzi, którzy przychodzą doniego popomoc.
Jeżeli on się niezaangażujecałymsercem,jeżeli nie da z siebie wszystkiego,ofiary jużna zawsze
pozostaną ofiarami, więc zapewne dlatego od czasu gdy podjął służbę wSterling, udało mu się
rozwiązaćkażdąsprawę.
A mimoto.
Kiedy leżał samotnie w łóżku i pracowicie nicowałwłasneżycie,nie przychodziły muna myśl
sukcesy, lecz potencjalneporażki.
Ilekroć obchodził wokół umyślnie zdewastowanąstodołę, ilekroć odnajdował w lesie resztki
skradzionegosamochodu, rozszabrowanego na części, czypodawał chusteczkęrozszlochanej
dziewczynie, zgwałconej narandce, ogarniało goprzygnębiające uczucie, że jego kariera zawodowa
układa sięw pasmo wiecznychspóźnień.
Był detektywem, ale nieotrzymał daru owej szczególnejintuicji, która mogłaby
zapobiecprzestępstwu.
I stąd zawsze, bez wyjątku, miał do czynieniaz nieszczęściem już dokonanym, z potrzaskanymi
ludzkimilosami.
Tobył pierwszyciepły dzień marca- dzień, w którym sięzaczynawierzyć, że śniegi wkrótce
stopnieją, a czerwiec jużsię czai za rogiem.
Na parkingu dla uczniów Josie siedziałana masce saaba należącego do Matta i myślała o tym, że
rokszkolny dawno przekroczył półmetek, że dolata jest całkiemblisko i że zaledwie za trzy miesiące
stanie się oficjalnie maturzystką.
Stojący obokniejMatt oparł sięo przednią szybę iwystawiłtwarz dosłońca.
- Olejmy szkołę - zaproponował.
-Jest tak ładnie,że szkodasiedzieć w tych murach.
- Jeżeli się urwiesz zzajęć, dzisiejszymecz przesiedziszna ławce.
22Tego popołudnia rozpoczynałasię faza play-off rozgrywekomistrzostwo stanuw hokejunalodzie, a
Matt był prawoskrzydłowym napastnikiem pierwszego składu.
Sterling zdobyło puchar w ubiegłym roku i wszyscy oczekiwali, że drużynapowtórzy tenwyczyn.
- Przyjdziesz namecz.
-To nie było ze stronyMatta pytanie, leczautorytatywne stwierdzenie.
- Azdobędziesz bramkę?
Matt uśmiechnąłsię szelmowskoi pociągnął Josie nasiebie.
- Jazawsze idealnie trafiam w punkt - rzucił chełpliwie,wcale nie mając na myślihokeja, i Josie
oblał gorący pot.
Niespodziewanie poczuła na plecach ciężkie uderzenia gradu.
Oboje z Mattempoderwalisięraptownie i ujrzeli Brady'egoPryce'atrzymającegozarękę HaleyWeaver,
królowąpięknościostatniegozjazdu absolwentów.
Haleywyrzuciła w powietrze drugą garść miedziaków: wedle tradycji Sterling Highobrzucanie
drobnymi monetami miało zapewnić szczęściesportowcom wzawodach.
- Skop im dzisiajtyłki, Royston!
-wykrzyknął Brady.
Przez parkingprzechodził również nauczyciel matematyki, niosący podniszczoną, czarną skórzaną
teczkę i termosz kawą.
-Hej,panie McCabe!
- pozdrowił go Matt.
-Jak wypadłmójpiątkowy test?
- Naszczęście ma pan inne talenty, na których może panwżyciu polegać, panieRoyston- odparł
matematyk, sięgającdokieszeni.
Mrugnął do Josie, poczym sypnął miedziakami,które spadły z nieba na jej ramiona niczym konfetti
- niczymmigotliwe gwiazdy uwolnione z galaktyk.
Strona 14
- W amerykańskichszkołach średnich i na uniwersytetach organizuje się doroczne zjazdy
absolwentów- uroczystości trwające kilka dni,z obowiązkowym meczem w sporcie zespołowym
(zazwyczaj futboluamerykańskim), paradą i uroczystym balem.
Naten okres spośród uczniów/studentów ostatnich klas/lat wybiera się królową, a czasami także
królaobchodów (przyp.
tłum.
).23.
Strona 15
Jakże by inaczej,pomyślała Alex, wciskając z powrotemdo torebki całą jej zawartość.
Okazałosię, że zostawiła wdomuelektroniczną kartę, którą mogła otwierać tylne drzwi
sądu,przeznaczone jedynie dla personelu.
I chociaż milion razynaciskała dzwonek, najwyraźniej w pobliżuwejścia nie byłonikogo, kto by
mógł ją wpuścić.
-A niech to szlag!
- mruknęła pod nosem, lawirując międzykałużami, żebyprzypadkiem nie zniszczyć szpilekze skóry
aligatora.
Do jednegoz bonusów wchodzenia tylnymi drzwiaminależała pewność, żesię nie będzie skazanym
napodobnąekwilibrystykę.
Cóż, przy sprzyjającym układzie planetmożesię Alex uda przemknąćdo gabinetu na skróty, przez
pomieszczenia administracyjne - irozpocząć sesję punktualnie.
Chociaż przed głównym wejściem stała kolejka co najmniej dwudziestuosób, jedenz
funkcjonariuszy z biura szeryfazaprosił Alexskinieniem dłoni do środka.
Ponieważ miaław rękuklucze, stalowytermos zkawąi Bóg wieco jeszczew czeluściachtorby,
natychmiastzawył wykrywacz metalu.
Przeszywający alarm zadziałał niczym sceniczny reflektor -oczy wszystkich zgromadzonych wholu
skierowały się w jejstronę, każdy chciałbowiemzobaczyć, kto został przyłapanynaprzemycie
niedozwolonych gadżetów.
Pochylając głowę,Alex przyśpieszyłakroku i natychmiast się pośliznęła nabłyszczących
płytachposadzki.
Gdy bezwładnie leciała w przód,podskoczył w jej stronęprzysadzisty mężczyzna i uchroniłją przed
upadkiem.
- Hej, laluniu- zagaiłz lubieżnym uśmiechem- maszekstrabuty.
Alex bez słowawyrwała się z jego objęć i szybko ruszyław stronę części administracyjnej budynku.
Podobnaprzygodanie mogłabysię przydarzyćżadnemuz pozostałychsędziów,urzędujących w tym
przybytku.
Sędzia Wagner był miłym facetem, ale jego twarz przywodziła na myśl dynię
pozostawionąpoHalloween na pastwęgnicia i rozkładu.
SędziaGerhardtnatomiast- druga zkobiet w sędziowskiej palestrze - nosiłabluzki starsze od Alex.
Kiedy Alex się tutaj zjawiła, uznała,24iż fakt, żejestmłodą,dość atrakcyjną kobietą, będzie
jejzdecydowanym atutem -walnie sięprzyczyni do przełamaniastereotypu- alew poranki takie jak
dzisiejszy zaczynała wątpićwsłuszność tejteorii.
Wewłasnym gabinecie rzuciła torebkę byle gdzie,naciągnęła togę, po czym następne pięć
minutprzeznaczyła na piciekawy i studiowanie wokandy.
Każdy oskarżony miał własnąkartotekę, awprzypadku recydywistówdokumentyz poprzednich
rozpraw były złączonez aktualnymiaktami gumowąopaską.
Niekiedy w kartotekach znajdowały sięsamoprzylepnekarteczki z uwagami innych sędziów.
Alex otworzyła jednąz teczek i zobaczyła obrazek kreskowegoludzika zakratami- przesłanie sędzi
Gerhardt, żewydany przez nią łagodnywerdykt był ostatnią szansą danąoskarżonemuiw
wypadkukolejnego złamania prawa należy go posłać do więzienia.
Alexnacisnęła na guzik brzęczyka informującegozastępcęszeryfa, żejest gotowa rozpocząć pracę,
po czym spokojnieczekała na wywoławczyanons:"Proszę wstać.
Sesji przewodniczy sędzia Alexandra Cormier".
Wkraczając na salęrozpraw,Alex zawsze się czuła tak, jakby wychodziłana broadwayowskąscenę w
dniu premiery.
Każda gwiazdaniby wie, że na widownibędzie sporo ludzi wlepiających w nią oczy, a mimo to
namoment zapiera jej dech w piersiach i wprost nie możeuwierzyć,że oni wszyscy przyszli
tutajtylko po to, aby jązobaczyć.
Alex energicznie podeszłado sędziowskiego podwyższeniai zasiadła zastołem.
Tegodnia czekałona niąsiedemdziesiąt oskarżeń wniesionych przez prokuraturę, więcsala byłanabita
Strona 16
po brzegi.
Wywołanopierwszegodelikwenta, który-powłóczącnogami iuparcie umykając na boki wzrokiem-
przeszedłprzez bramkę wbarierce oddzielającej stronyprocesu od widowni.
- Panie 0'Reilly- odezwała się Alex i oskarżony wreszciespojrzał jej w oczy.
Natychmiast rozpoznała w nim mężczyznęz holu.
Teraz, gdy dotarło do niego,z kim usiłował flirtować,był bardzozdeprymowany.
- Czy to pan jest dżentelmenem,który rycersko ruszył mi na pomoc?
25.
Mężczyzna nerwowo łykał ślinę.
- Tak jest, wysoki sądzie.
-Gdyby pan wiedział, że jestem sędzią, czy również by pan.
powiedział: "Hej, laluniu, masz ekstrabuty"?
Oskarżonyspuścił głowę iwyraźnie było widać, jakpolityczna poprawność walczy w nim o lepsze
ze szczerością.
-Myślę, że tak, wysoki sądzie - wykrztusił po chwili.
- Tebuty są naprawdę super.
Cała widownia zamarław oczekiwaniu na reakcjęAlex,a tymczasem ona uśmiechnęła się
najradośniej, jak umiała.
- Cóż, panie O'Reilly - odparła.
-Zgadzam sięz panemwcałej rozciągłości.
Lacy Houghtonpochyliła się nad łóżkiem i zbliżyła twarzdo twarzyłkającej pacjentki.
- Wszystko jest na najlepszej drodze, świetnie ciidzie -oświadczyła stanowczo.
Po szesnastu godzinach akcji porodowej wszyscybyli jużbardzo zmęczeni - Lacy, rodząca oraz
przyszłyojciec, któryw godzinie zero nagle się poczuł zupełnie zbędny, ponieważto nie jego, ale
położną rodząca żona chciałamieć przedewszystkim u boku.
- Stań za Janinę - poleciła mężczyźnieLacy - i obejmijmocno jej plecy.
Janinę, spójrz namnie.
Jeszczejedno porządne parcie.
Kobieta zacisnęła zębyi zaczęła przeć, zupełnie zatracającwłasne jestestwo w wysiłku sprowadzenia
na światodrębnejistoty.
Lacy wymacała główkę dziecka, gładko przeprowadziłają przez fałdskóry i wprawnie przerzuciła
pępowinę na drugąstronę drobnej szyjki, nie tracąc przy tym ani namomentkontaktu wzrokowegoz
pacjentką.
- Zadwadzieścia sekund twoje maleństwo będzie najnowszym bytem na tejplanecie.
Chciałabyś je wreszciepoznać?
Zamiast odpowiedzi - silne parcie, krzyk wyrażający siłęwoli, achwilę później płask śluzu,
iwrękach Lacyznalazłosię śliskie,czerwonawe ciałko, któreszybko wcisnęła matce26w ramiona,
żeby - gdy dziecko wydaz siebie pierwszykrzyk- ktoś natychmiast mógł je ukoić.
Kobietaznowu zaczęłaszlochać, ale w jakżeinną melodięukłada się płaczpozbawiony nuty
cierpienia.
Świeżoupieczenirodzice pochylili się nad dzieckiem i Lacy odsunęła się o krok.
Jako położna miała jeszcze dużo pracyprzynoworodku,aleprzede wszystkimchciała popatrzeć
uważnie na tę matą istotę.
Gdy rodzice odkrywali podbródekidentyczny jak u ciotki Margeczy nos jota w jotę jak u
dziadunia,onawidziałaspojrzeniepełne mądrości i niebiańskiego spokoju;cztery
kilogramyemanującenieskończonością możliwości.
Każdy noworodekprzywodził jej na myśl miniaturowego, zatopionego wnirwanieBuddę.
Ta aura jednak szybko zanikała.
Kiedy Lacy widziała tesame dzieci tydzień później nabadaniach kontrolnych, zdążyłysięjuż
przemienić w najzwyklejszych, choć nadalmaleńkichludzi.
Po świętości nie zostawałoani śladu i Lacy częstosięzastanawiała, dokąd taświętość ulatuje.
Podczas gdy Lacysprowadzała na świat nowego obywatelaSterling, podrugiej stronie miasta jej syn,
Strona 17
PeterHoughton,otrząsałsię ze snu.
Bez pudla zadziałał jego osobisty budzik:ojciec, który bębniłwdrzwi pokojutuż przed wyjściem do
pracy.
Peter wiedział, że nadole będzie na niego czekała wystawionana kuchenny stół miseczka i
pudełkozpłatkami śniadaniowymi, bomatka nigdy nie zapominała ich przygotować, nawetjeżeli
wzywano ją do porodu w środku nocy.
Obokteż kładłakarteczkę zżyczeniamimiłegodniaw szkole, co samow sobiebrzmiało absurdalnie.
Peter odrzucił kołdrę i,jeszcze w piżamie, usiadł za biurkiem, żeby się załogować do Internetu.
Treśćmaila była dla niego rozmazaną plamą.
Sięgnął więcpo okulary, które zawszetrzymał przykomputerze, wsunąłjena nos, rzuciłetui na
klawiaturę i wówczas zobaczył słowa,których miałnadziejęnigdy więcej w życiunie oglądać.
Szybko nacisnął naraz trzy klawisze:CONTROL ALTDELETE, aleitak wciążwidział przed
oczamiten tekst -27IŁ.
Strona 18
nawet gdy ekran wypełniła czerń, nawet gdy zacisnął powieki,i nawet wtedy, gdy spod powiek
popłynęły łzy.
W miasteczku wielkości Sterling wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich.
Wpewnym sensie było tokojące: jakby sięmiałonadzwyczajnie rozgałęzionąrodzinę, którą niekiedy
się kocha,a niekiedy.
cóż, serdeczniesię jej nie cierpi.
Ale zdarzało sięrównież, że ta świadomośćprzytłaczała Josie -jak na przykładteraz, gdy stała w
stołówkowej kolejce tużza Natalie Zlenko,lesbą pierwszej wody,która dawnotemu, w drugiej klasie
podstawówki, zaprosiła do siebie Josie, a potem namówiła, żebysię wysikały nafrontowym
trawniku, tak jak to robią chłopcy.
"Coteż cię napadło!
" -obruszyła się Alex, kiedyprzyszła po córkęi zobaczyła jąz gołą pupą nad rabatą z żonkilami.
Od tamtegoczasuminęłodziesięć lat, amimo to,ilekroć JosiewidziałaNatalie -obciętąteraz na
krótkiego jeża, z nieodłącznącyfrowąlustrzanką zawieszoną naszyi -zawszesię zastanawiała,
czyZlenko na jej widok też przypominasobie otamtymdniu.
Tużza Josie stała Courtney Ignatio,bez dwóch zdań samica alfa Sterling High.
Ze swoimi włosamiw kolorzemiodu,spływającymina ramiona niczymjedwabny szal, i
dżinsamisprowadzonymiod FredaSegala, stanowiła matrycęrozlicznychklonów.
Natacy Courtney znajdowała się butelka wodymineralnej i leżał jeden niewielkibanan.
Na tacy Josie stałtekturowy talerz z frytkami.
Tobyła druga przerwa i, zgodniez przewidywaniami matki,Josie zdjął wilczy głód.
- Halo- Courtney podniosła głos,żeby jej słowa dotarłydo Natalie iwszystkich innych stojących w
kolejce- czy ta vagf.
natarianka mogłaby nas przepuścić?
- Czerwonajak burak Natalie przywarłado szyby bufetu sałatkowego,pozwalając Courtneyi Josie
przecisnąć siędokasy.
Tam zapłaciłyza lunch i ruszyły przez salę.
Za każdym razem, gdy Josie przechodziła przezkafeterię,czuła się jak przyrodnik
obserwującyrozmaite gatunki zwierzątw ichnaturalnymśrodowisku.
Oto komputeroweświry, pochylone28nad podręcznikami, zaśmiewającesię z dowcipów,których
niktnormalnynawet nie próbowałby zrozumieć.
Zanimi maniakalniartyści, palący za boiskiem szkolnym skręcane z koniczyny papierosy,
pokrywający marginesy notatników komiksami Manga.
Obok kontuaru z przyprawami rozsiadły się matoły wciągającehektolitry czarnej kawy, czekające
na autobus, który dowoziłichtrzy miasta dalej do szkoły zawodowej na zajęcia
popołudniowe;dalejćpuny nawalone już oddziewiątejrano.
No idziwolągiw rodzajuNatalie czy Angeli Phlug, które kolegowały się ze sobą tylkodlatego, żenikt
innyniechciałmieć z nimi nicwspólnego.
A do tego wszystkiego, oczywiście, dochodził ekskluzywnywianuszek przyjaciółJosie.
Ichgrupazajmowała aż dwa stoliki-nie dlatego, że była szczególnieliczna, ale ponieważ każdez
nichpotrzebowało przestrzeni do odpowiedniej ekspozycjiwłasnej rozbuchanej osobowości.
Emma, Maddie, Haley,John, Brady, Trey, Drew iCourtney.
KiedyJosie zaczęła sięobracać w ich towarzystwie, nieustannie myliła imiona tychludzi.
Byli po prostu nierozróźnialni.
Wszyscywyglądali mniej więcej tak samo: faceci nosili kasztanowe bluzy drużyny hokejowej, a nad
czołem, spod paskawłożonej tył na przód baseballówki, wystrzeliwały impłomienieblond
kosmyków;dziewczyny natomiast, na skutek pilnychzabiegów,były idealnymi kalkami Courtney.
Josie szybko sięwtopiła w ichtowarzystwo, ponieważ ona też tak wyglądała.
Niesforne włosy starannierozprostowywała,aż się stawały gładkąjak szkło zasłoną i nosiła
ośmiocentymetrowe szpilki, mimożena ulicach wciąż zalegał śnieg.
Ale dzięki temu, że zewnętrznie upodobniła się do tego grona, łatwiej jej było
Strona 19
ignorowaćwewnętrzne rozterki, związane z kryzysem tożsamości.
- Hej - rzuciła Maddie, gdy Courtney usiadła nasąsiednimkrześle.
-Hej.
- Słyszałaś jużo FionieKierland?
Woczach Courtneyod razu się pojawił żywy błysk: żaden,nawet najcudowniejszy, związek
chemiczny niebył równiedoskonałym katalizatorem towarzyskiej interakcji jak plotka.
29.
- Mówisz o tej, która ma cyckiróżnej wielkości?
-Nie, tamta to Fionaz drugiejklasy, a ja mówię o Fioniez pierwszej.
- Tej, która z powodu alergii zawsze nosi przy sobie pudełko z chusteczkami?
-wtrąciła Josie, wślizgującsię na swojemiejsce.
- Niekoniecznie z powodu alergii -wtrąciła Haley.
-Zgadnijcie, kto wylądował na odwyku za wciąganie koki.
-Nie zalewaj!
- A to nie koniec skandalu-dodała Emma.
-Jejdealerembyłprzewodniczący szkolnegoKółka Biblijnego.
- Ale numer!
-wykrzyknęła Courtney.
- No właśnie.
-Hej.
- Matt usiadł na krześle obokJosie.
-Czemusiętak grzebałaś?
Odwróciła sięw jego stronę.
Reszta chłopaków siedzącychpotej stronie stołu ugniatała bibułki od słomek wkulki-plujkii
rozprawiałao snowboardzie.
- Jak myślicie, do kiedy będzie otwarty half-pipe w Sunapee?
-spytał John,posyłającplujkę w stronęchłopaka, któryspał przy sąsiednim stoliku.
Ten chłopak chodził wraz z Josiena zajęcia fakultatywnezjęzykamigowego.
I podobniejak ona był wprzedmaturalnejklasie.
Jego głowa i rozrzucone na boki ręce, przypominającechude, blade odnóża pająka,
spoczywałybezwładnie na blacie,a z szeroko otwartychust wydobywało się głośne chrapanie.
- Nietrafiłeś, cieniasie- oznajmił Drew.
-Jak zamknąSunapee, to się przeniesiemy do Killington.
Tam śnieg leżydo sierpnia czy coś koło tego.
- Jego plujka wylądowała we włosach śpiącego chłopaka.
Derek.
Ten chłopak miał na imięDerek.
Mattzerknąłna frytki Josie.
- Chyba niezamierzasztego jeść?
-Umieram z głodu.
Chwycił w dwa palce jej skórę w pasie: gest będący ocenągrubościnieistniejącej tkanki tłuszczowej
i wyrazem dezapro-
30
baty zarazem.
Josie spojrzała naswojefrytki.
Jeszcze kilkasekund temu były złocistei wydzielałyniebiański aromat.
Teraz widziała jedynie odrażający tłuszcz, znaczący ohydnymiplamami tekturę talerza.
Matt chwycił kilka z nich, a resztę oddał Johnowi iDrew,który w końcu trafił papierowąkulką w
rozdziawione ustaśpiącego chłopaka.
Charcząc i plując,Derek gwałtownie sięzbudził.
- Super!
-Drew przybił piątkę z Johnem.
Strona 20
Derekwypluł rozmiękłąbibułkę na serwetkę, z obrzydzeniem wytarłusta, a potemukradkiem
rozejrzał się po sali, żebysprawdzić, kto jeszczebył świadkiemjego upokorzenia.
Josieniespodziewanie przypomniała sobie pewien znak języka migowego -języka, który w całości
wyrzuciłazpamięci tuż po zaliczeniukońcowego egzaminu.
Zaciśnięta pięść prawej ręki,zataczająca małe kółkawokół serca, to "przepraszam".
Matt się nachyliłi pocałował ją w szyję.
- Idziemy stąd - zarządził.
PociągnąłJosiew górę, a doreszty rzuciłprzezramię: - Tona razie.
Sala gimnastycznabyłazlokalizowana na piętrze, ponadmiejscem, które w założeniu miało być
basenem, alez brakuśrodków finansowych zostało wkońcu podzielone na trzyklasy,
nieustannierezonujące tupotem rozbieganychstópi stukotem pitek odbijanycho parkiet.
Michael Beach i jegonajlepszy przyjaciel, Justin Friedman, obaj pierwszoklasiści,siedzieli tuż za
liniąboiska do koszykówki, podczas gdyichnauczyciel WF po raz setny się rozwodził nad techniką
dryblingu.
Kompletna strata czasu, ponieważ obecne tu dzieciakialbo należały do tej grupy, co Noah James -
niekwestionowanyekspert wszelkich gier zespołowych, alboMichaeli Justin,którzy, co prawda,
biegle się porozumiewali w językach elfów, za to home rundefiniowali jedynie jako cwał do
domunatychmiast pozajęciach, żeby uniknąć powieszenia za gaciena hakach w szatni.
Teraz siedzieli po turecku, wystawiającna boki chude, gruzłowate kolana,i ponuro
kontemplowali31.