Ostatnia zona Tudora - Philippa Gregory
Szczegóły |
Tytuł |
Ostatnia zona Tudora - Philippa Gregory |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Ostatnia zona Tudora - Philippa Gregory PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Ostatnia zona Tudora - Philippa Gregory PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Ostatnia zona Tudora - Philippa Gregory - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
WROCŁAW 20 16
Strona 5
T ytuł oryginału
T he T am ing of the Q ueen
Proje kt okładki
MARIUS Z BANACHOWICZ
Fotografia na okładce
© RICHARD J ENKINS
Ilustracje w e w nę trzne
© L IANE PAYNE
Re dakcja
J US T YNA S T AWARZ
Kore kta
IWONA WYRWIS Z
S kład
KRZYS ZT OF CHODOROWS KI
Copyright © 20 15 by L e von Publishing L td.
First publishe d by T ouchstone , a Division of S im on & S chuste r, Inc .
All rights re se rve d.
Polish e dition © Publicat S . A . MMX VI (w ydanie e le ktroniczne )
Wykorzystyw anie e -booka nie zgodne z re gulam ine m dystrybutora,
w tym nie le galne je go kopiow anie i rozpow sze chnianie , je st zabronione .
Ninie jsza pow ie ść stanow i w ytw ór w yobraźni. J akie kolw ie k odnie sie nia
do w ydarze ń, m ie jsc i postaci historycznych m ają charakte r fikcyjny.
Wsze lkie podobie ństw o do pozostałych osób żyjących lub zm arłych,
w ydarze ń i m ie jsc je st całkow icie przypadkow e .
Wydanie e le ktroniczne 20 16
IS BN 9 78-83 -245-823 6-5
Strona 6
je st znakie m tow arow ym Publicat S . A .
PUBLICAT S. A .
61-0 0 3 Poznań, ul. Chle bow a 24
te l. 61 652 9 2 52, fax 61 652 9 2 0 0
e -m ail: office @publicat .pl, w w w .publicat .pl
Oddział w e Wrocław iu
50 -0 10 Wrocław , ul. Podw ale 62
te l. 71 785 9 0 40 , fax 71 785 9 0 66
e -m ail: ksiaznica@publicat .pl
Konw e rsja publikacji do w e rsji e le ktroniczne j
Strona 7
SPIS TREŚCI
De dykacja
Mapy
Pałac Ham pton Court – Wiosna 1543 roku
Pałac Ham pton Court – L ato 1543 roku
Pałac w Oatlands, Hrabstw o S urre y – L ato 1543 roku
Pałac T he More , Hrabstw o He rtfordshire – L ato 1543 roku
Zam e k w Am pthill, Hrabstw o Be dfordshire – J e sie ń 1543 roku
Pałac Ham pton Court – Boże Narodze nie 1543 roku
Pałac White hall, L ondyn – Wiosna 1544 roku
Pałac White hall, L ondyn – L ato 1544 roku
Pałac Św ię te go J akuba, L ondyn – L ato 1544 roku
Pałac White hall, L ondyn – L ato 1544 roku
Pałac White hall, L ondyn – L ato 1544 roku
Pałac White hall, L ondyn – L ato 1544 roku
Pałac Ham pton Court – L ato 1544 roku
Zam e k w L e e ds, Hrabstw o Ke nt – J e sie ń 1544 roku
Pałac White hall, L ondyn – J e sie ń 1544 roku
Pałac White hall, L ondyn – Wiosna 1545 roku
Pałac White hall, L ondyn – Wiosna 1545 roku
Pałac White hall, L ondyn – Wcze sne lato 1545 roku
Pałac Nonsuch, Hrabstw o S urre y – L ato 1545 roku
Zam e k w S outhse a, Zatoka Portsm outh – L ato 1545 roku
Strona 8
Dw ore k Cow dray, Midhurst , Hrabstw o S usse x – L ato 1545 roku
Pałac w G re e nw ich – L ato 1545 roku
Pałac White hall, L ondyn – J e sie ń 1545 roku
Pałac White hall, L ondyn – Zim a 1545 roku
Pałac Ham pton Court – Boże Narodze nie 1545 roku
Pałac Ham pton Court – Zim a 1546 roku
Pałac w G re e nw ich – Wiosna 1546 roku
Pałac White hall, L ondyn – Wiosna 1546 roku
Pałac w G re e nw ich – L ato 1546 roku
Pałac White hall, L ondyn – L ato 1546 roku
Pałac Ham pton Court – L ato 1546 roku
Pałac Ham pton Court – L ato 1546 roku
Zam e k w Windsorze – J e sie ń 1546 roku
Pałac White hall, L ondyn – Zim a 1546 roku
Pałac w Oatlands, Hrabstw o S urre y – Zim a 1546 roku
Pałac w G re e nw ich – Zim a 1546 roku
Pałac Ham pton Court – Zim a 1547 roku
Od autorki
Bibliografia
G arde ns for the G am bia (Ogrody dla G am bii)
Przypisy
Strona 9
Strona 10
D la
M aurice’a H utta, 1928–20 13
G eoffreya Carnalla, 1927–20 15
Strona 11
Strona 12
Strona 13
Strona 14
Strona 15
Darm ow e e Booki: w w w .e Book4m e .pl
PAŁAC HAMPTON COURT
WIOSNA 1543 ROKU
S toi prze de m ną zw alisty niczym praw ie czny dąb, z tw arzą jak księ życ
w pe łni prze św itujący prze z najw yższe gałę zie i z w ałe czkam i ciała
pom arszczone go od nadm iaru dobre j w oli. Kie dy się nade m ną pochyla, m am
w raże nie , że zaraz przyw ali m nie drze w o. T rw am dzie lnie na sw oim m ie jscu,
ale m yślę : chyba dla m nie nie uklę knie , jak zale dw ie w czoraj uklę knął inny
m ę żczyzna, by obsypać m oje dłonie pocałunkam i? Bo gdyby te n w aligóra
kie dykolw ie k padł na klę czki, trze ba by go podnosić na linach jak w ołu, który
utknął w row ie ; zre sztą te n człow ie k nie klę ka prze d nikim .
Myślę te ż: chyba m nie nie pocałuje prosto w usta, nie tutaj, nie w te j
długie j kom nacie z m uzykantam i na je dnym krańcu i krę cącym i się w okół
ludźm i? Coś takie go je st nie m ożliw e na tym zm anie row anym dw orze , nie
w ie rzę , że ta tw arz w pe łni zbliży się do m oje j... Podnoszę spojrze nie
na m ę żczyznę , które go m oja m atka i w szyscy je j przyjacie le sw e go czasu
uw ażali za najprzystojnie jsze go w całe j Anglii, na króla, do które go w zdychały
w szystkie m łode dzie w czę ta, i w skrytości ducha zm aw iam m odlitw ę . Modlę
się nie m ądrze o to, abym się prze słyszała, aby nie w ypow ie dział tych słów ,
które prze d chw ilą w ypow ie dział.
Strona 16
W ciszy nabrzm iałe j pe w nością sie bie cze ka na m oje „tak”.
Uśw iadam iam sobie , że odtąd już zaw sze , dopóki śm ie rć nas nie rozłączy,
tak bę dzie – He nryk pocze ka na m oją zgodę albo prze forsuje sw oją w olę
m im o je j braku. Muszę go poślubić . G óruje nad śm ie rte lnikam i nie tylko
w zroste m i m asą, prze w yższa ich pod każdym w zglę de m , znajdując się tylko
o je de n stopie ń niże j od aniołów . He nryk VIII, król Anglii.
– T e n zaszczyt spadł na m nie tak nagle ... – jąkam się .
Cie nkie w argi zaciśnię te w dzióbe k rozsze rzają się w uśm ie chu.
Dostrze gam pożółkłe zę by i czuję nie św ie ży odde ch jak z pyska stare go psa.
– Nie je ste m godna...
– Pokażę ci, jak stać się godną – obie cuje m i.
Wstydliw y uśm ie sze k na je go w ilgotnych ustach uprzytam nia m i
w nie przyje m ny sposób, że He nryk je st chutliw ym sybarytą uw ię zionym
w gnijącym cie le starca i że bę dę je go żoną w każdym znacze niu słow a;
połączy nas w spólne łoże , m im o że bole śnie pragnę inne go m ę żczyzny.
– Czy m ogę oddać się m odlitw ie i rozw ażyć te nie spodzie w ane
ośw iadczyny? – pytam , rozpaczliw ie szukając w łaściw ych, dw ornych słów . –
J e ste m zakłopotana, napraw dę . Ow dow iałam tak nie daw no...
Ściąga krzaczaste , piaskow e brw i, okazując sw oje nie zadow ole nie .
– Potrze buje sz czasu na zastanow ie nie ? Nie w ycze kiw ałaś te j chw ili?
– Ale ż każda nie w iasta je j w ycze kuje ! – zape w niam gładko. – W całym
pałacu, w całe j Anglii nie znajdzie się taka, co nie roi w głow ie m arze ń.
Niczym się od nich nie różnię . Czuję się je dnak nie godna...
T ak le pie j, w yraźnie się uspokaja.
– Nie m ogę uw ie rzyć , że m oje m arze nie się spe łniło – dodaję . –
Potrze buję czasu, aby uw ie rzyć w e w łasne szczę ście . Zupe łnie jak w bajce !
Kiw a głow ą. Prze pada za bajkam i, prze bie rankam i i prze dstaw ie niam i,
prze pada za w ym yślnym udaw anie m .
– Ocalę cię – obw ie szcza. – Wyniosę cię z nizin na w yżyny.
G łos, tubalny i pe w ny sie bie , nasączony najle pszym i w inam i i karm iony
najsm akow itszym i kąskam i, m a pobłażliw y, je dnakże św idruje m nie bystrym i
oczkam i.
Zm uszam się , aby odw zaje m nić je go spojrze nie , skryte pod opadającym i
pow ie kam i. Nie w ynosi m nie z żadnych nizin, nie je ste m nikim ; je ste m
Katarzyna Parr z Ke ndal, w dow a po Ne ville ’u – a Parrow ie i Ne ville ’ow ie to
rody liczące się na Północy, gdzie naw e t nigdy nie był.
– Potrze ba m i trochę czasu – próbuję się targow ać – aby przyw yknąć
do m yśli o te j radości...
G e ste m pulchne j dłoni daje m i do zrozum ie nia, że m ogę się nam yślać ile
Strona 17
dusza zapragnie . Dygam prze d nim i nie odw racając się tyłe m , w ycofuję się
od stolika karciane go, przy którym znie nacka zażądał ode m nie najw yższe j
staw ki, na jaką m oże sobie pozw olić każda nie w iasta. T e raz już gra toczy się
o m oje życie . Pokazać ple cy królow i je st w bre w praw u, choć nie którzy żartują,
że He nryka le pie j nie spuszczać z oka. Zrobiw szy sze ść kroków , czując
na skrom nie pochylone j głow ie prom ie nie w iose nne go słońca w padające
prze z w ysokie okna, dygam pow tórnie i spuszczam je szcze niże j oczy. Kie dy
się prostuję , w idzę , że nadal uśm ie cha się do m nie i że w szyscy na m nie
patrzą. Zm uszam się do uśm ie chu w odpow ie dzi i cofam pod sam e drzw i,
za którym i rozciąga się króle w ska kom nata gościnna. S tojący za m oim i
ple cam i gw ardziści otw ie rają oba skrzydła na oście ż , z pom ie szcze nia bije
gw ar rozm ów tych, którzy dziś nie dostąpili zaszczytu pław ie nia się
w obe cności najjaśnie jsze go pana, a ja czuję się w zię ta w dw a ognie spojrze ń
je dnych i drugich. Za próg odprow adza m nie czujny w zrok He nryka. Wycofuję
się w ciąż tyłe m , gw ardziści w końcu zatrzaskują odrzw ia, a m nie w uszach
dźw ię czy odgłos zde rzanych halabard.
Prze z m om e nt stoję be z ruchu, w patrując się w rze źbione dre w niane
skrzydła, nie zdolna się odw rócić i staw ić czoło spojrze niom cie kaw skich. G dy
znalazłam się be zpie cznie za grubym i drzw iam i, nagle czuję , że cała drżę – nie
tylko w kolanach i rę kach, ale każdym w łókie nkie m m oje go ciała, jakbym
m iała gorączkę albo jakbym była zajączkie m ukrytym pom ię dzy łanam i
psze nicy, podczas gdy zbliża się doń ław a kosiarzy żnących kłosy.
Dw ór zasypia grubo po północy, tote ż dopie ro w te dy narzucam na nocną
szatę z czarne j satyny granatow ą pe le rynę i cie m na niczym nocny cie ń
w ym ykam się po cichu z nie w ie ście go skrzydła pałacu, kie rując się
ku sze rokie j klatce schodow e j. Nikt nie zatrzym uje m nie po drodze ; kaptur
zasłania m i dobrze tw arz, a poza tym znajduję się w pałacu, w którym m iłość
je st w alutą od lat . Nikogo nie inte re suje jakaś białogłow a zm ie rzająca
do nie w łaściw e j kom naty w środku nocy.
U drzw i m e go kochanka nie m a straży, one sam e zaś stoją otw ore m , tak
jak to obie cał. Naciskam klam kę i w ślizguję się za próg. Ośw ie tlona tylko
parom a św ie cam i kom nata je st pusta, nie licząc je go cze kające go na m nie przy
kom inku. Mój kochane k je st w ysoki, szczupły, cie m now łosy i cie m nooki.
Na m ój w idok podnosi spojrze nie roziskrzone podnie ce nie m , zryw a się
z krze sła i przyciąga m nie do sie bie . Wtulam tw arz w je go pie rś, czując, jak
rów nocze śnie oplata m nie ciasno ram ionam i. Be z słow a pocie ram czołe m
o duble t , zupe łnie jakbym chciała prze niknąć pod je go odzie nie , pod je go
Strona 18
skórę . Prze z m om e nt kołysze m y się zgodnym rytm e m , spragnie ni w zaje m nie
sw e go zapachu, sw e go dotyku. Pote m dłońm i chw yta m nie pod pośladki
i unosi z zie m i, a ja oplatam go w pasie nogam i. T ak bardzo go pragnę ... S taw ia
parę kroków i kopnię cie m obute j nogi otw ie ra drzw i do sypialni, zatrzaskując
je za sobą, zanim położy m nie na sw oim łóżku. Ściąga pludry, rzuca koszulę
na zie m ię , podczas gdy ja rozw iązuję troczki pe le ryny i nocne j szaty, aby m ógł
m nie sobą nakryć i w e jść w e m nie be z je dne go słow a, tylko z głuchym
w e stchnie nie m , jakby aż do te j chw ili w strzym yw ał odde ch. Dopie ro w te dy
sapię prosto w je go nagie ram ię :
– T om aszu, chę doż m nie prze z całą noc, chcę o w szystkim zapom nie ć .
Unosi się nade m ną, aby spojrze ć na m e blade oblicze i kasztanow e
w łosy rozsypane na poduszce .
– Chryste ... tak bardzo cię pragnę ! – w ykrzykuje .
Nastę pnie je go pow ażna tw arz przybie ra w yraz nie zw ykłe go skupie nia,
a cie m ne oczy rozsze rzają się zaśle pione pożądanie m , kie dy zaczyna się
w e m nie poruszać . Rozkładam nogi sze rze j i słysząc sw ój coraz bardzie j
uryw any odde ch, w ie m , że oto je ste m z m ę żczyzną, który pie rw szy spraw ił
m i przyje m ność , oto je ste m w je dynym m ie jscu na św ie cie , w którym chcę
być , w je dynym , w którym czuję się be zpie cznie – w rozgrzanym naszą
m iłością łożu T om asza S e ym oura.
*
Krótko prze d św ite m nale w a m i w ina z dzbana stojące go na skrzyni
i czę stuje m nie suszonym i śliw kam i i jakim iś łakociam i. Przyjm uję kie lich
i zaczynam pogryzać słodkości, podstaw iając otw artą dłoń na spadające
okruszki.
– Ośw iadczył m i się – m ów ię zw ię źle .
T om asz zakryw a sobie rę ką oczy, jakby nie m ógł znie ść m oje go w idoku,
kie dy sie dzę na je go łóżku rozczochrana, z w łosam i spływ ającym i m i
na ram iona i prze ście radłe m le dw ie zakryw ającym pie rsi, z szyją pokrytą
m alinkam i od je go nie nasyconych pocałunków i z w ciąż le kko nabrzm iałym i
w argam i.
– Boże , m ie j nas w sw oje j opie ce . O Boże , oszczę dź nas...
– Nie w ie rzyłam w łasnym uszom .
– Rozm ów ił się z tw oim brate m ? Z tw oim stryje m ?
– Nie , zw rócił się w prost do m nie . Wczoraj.
Strona 19
– Pow ie działaś o tym kom ukolw ie k inne m u?
Krę cę głow ą.
– J e szcze nie . Chciałam , abyś pie rw szy się dow ie dział.
– Co zam ie rzasz zrobić?
– A co m ogę zrobić? – pytam ponurym tone m . – Bę dę m usiała usłuchać .
– Nie m oże sz! – odpow iada T om asz z nagłym znie cie rpliw ie nie m . S ię ga
do m nie i łapie m nie za rę ce , w ytrącając z palców sm akołyk . Późnie j klę ka
na łóżku i zaczyna całow ać kole jno opuszki w szystkich m oich palców , jak
w te dy, gdy m i po raz pie rw szy w yznał, że m nie kocha, i zape w nił, że nikt
nigdy nas nie rozdzie li, że je ste m je dyną nie w iastą, które j pragnie i pożąda,
choć m iał w życiu be z liku ladacznic i służe k, tyle dzie w e k, że le dw o je
w szystkie spam ię tał. – Katarzyno, zaklinam cię ! Nie zniosę , je śli za nie go
w yjdzie sz . Nie ze zw alam na to!
– J ak niby m iałabym odm ów ić królow i?
– Co m u rze kłaś?
– Że potrze buję czasu. Na m odlitw ę i zastanow ie nie .
Przykłada m oje dłonie do sw oje go płaskie go brzucha. Czuję spoconą
skórę , krę te cie m ne w łoski i prę żące się pod nim i m ię śnie .
– T o w łaśnie robiłaś te j nocy? Modliłaś się ?
– Ubóstw iałam ... – odpow iadam sze pte m .
S chyla się , że by m nie pocałow ać w czube k głow y.
– He re tyczka z cie bie . A co by było, gdybyś m u pow ie działa, że już m asz
narze czone go? Że w zię łaś ślub w se kre cie ?
– Z tobą? – pytam otw arcie .
Podnosi rzuconą rę kaw icę , gdyż w ie lki śm iałe k z nie go.
Nie be zpie cze ństw o? Ryzyko? T om asz S e ym our je st do nich pie rw szy. T raktuje
je jak m ajow ą zabaw ę , zupe łnie jakby czuł się żyw , w yłącznie bę dąc
na odle głość m ie cza od śm ie rci.
– T ak, ze m ną! – podchw ytuje dziarsko. – Oczyw iście , że ze m ną.
Oczyw iście , że m usim y w ziąć ślub. Może m y naw e t pow ie dzie ć , że już
w zię liśm y.
Chciałam usłysze ć te słow a, le cz brak m i odw agi, aby zrobić z nich
użyte k .
– Nie potrafię m u się prze ciw staw ić ... – Na m yśl o zostaw ie niu T om asza
odbie ra m i głos. G orące łzy płyną m i po policzkach. Rąbkie m prze ście radła
ocie ram w ię c oczy. – Och, na Boga, nie bę dzie m y m ogli się naw e t w idyw ać ...
Wygląda na w strząśnię te go. Przysiada w kucki, a łoże trze szczy pod je go
cię żare m .
– T o nie m oże być praw da. L e dw o co się uw olniłaś... Byliśm y ze sobą
Strona 20
najw yże j pół tuzina razy... Zam ie rzałe m poprosić go o tw oją rę kę ! Zw le kałe m
je dynie prze z w zgląd na tw oje w dow ie ństw o!
– Pow innam była dom yślić się w cze śnie j. Obdarow ał m nie w spaniałym i
strojam i, nale gał, abym skróciła żałobę i w róciła na je go dw ór. Wie cznie m nie
szuka w kom natach księ żniczki Marii i ani na m om e nt nie spuszcza ze m nie
oka.
– S ądziłe m , że to zw ykły flirt . Wyróżniał nie tylko cie bie . Była te ż
Katarzyna Brandon, Maria How ard... Do głow y m i nie przyszło, że on tak
na pow ażnie .
– Obdarzył m oje go brata łaskam i nie w spółm ie rnym i do je go zasług. Bóg
św iadkie m , że William nie został strażnikie m m archii dzię ki sw oim
um ie ję tnościom .
– Ale He nryk m ógłby być tw oim ojce m !
Uśm ie cham się gorzko.
– J akie m u m ę żczyźnie prze szkadza m łoda żona? Wie sz, m yślę , że król
upatrzył m nie sobie je szcze prze d śm ie rcią m oje go m ę ża, nie ch odpoczyw a
w pokoju.
– Dom yślałe m się te go! – T om asz w ali otw artą dłonią w rze źbiony
słupe k baldachim u. – Dom yślałe m się ! Widziałe m prze cie ż , jak w odzi za tobą
oczym a. Widziałe m , jak posyła ci kąski przy w ie cze rzy, a to te go, a to ow e go,
i za każdym raze m oblizuje łyżkę w ie lkim tłustym ozore m , kie dy cze goś
skosztow ałaś. Nie zniosę m yśli, że m iałabyś się znale źć w je go łożu,
że m iałby cię targać tym i starym i łapam i na w szystkie strony.
Czując w gardle gulę strachu, prze łykam cię żko, z trude m .
– Wie m ... Wie m . Małże ństw o bę dzie znacznie gorsze od zale cane k,
a naw e t one spraw iają w raże nie źle napisane j sztuki z nie dobranym i aktoram i,
którzy zapom nie li sw oich kw e stii. T ak się boję , T om aszu... Nie m asz poję cia
jak bardzo. Poprze dnia królow a... – Uryw am . Nie potrafię się zdobyć , aby
w ypow ie dzie ć głośno je j im ię . Katarzyna How ard zm arła skrócona o głow ę
za cudzołóstw o prze d nie spe łna rokie m .
– O to się nie m artw – dodaje m i otuchy T om asz . – Prze byw ałaś w te dy
z dala od dw oru króle w skie go, zate m nie w ie sz, jaka ona była. Katarzyna
How ard sam a sprow adziła ruinę na sw ą głow ę . Nie tknąłby je j naw e t m ałym
palce m , gdyby nie zaw iniła. Ale była z nie j ladacznica na w skroś.
– A tw oim zdanie m jak by m nie nazw ał, gdyby m nie tu te raz zobaczył?
Zapada głuche m ilcze nie . T om asz spogląda na m oje dłonie , zaciśnię te
na kolanach. Zaczę łam się znow u trząść . Kładzie m i rę ce na ram ionach, czuje
m oje drże nie . J e st nie m nie j w strząśnię ty niż ja – zupe łnie jakbyśm y w łaśnie
usłysze li w ydany na nas w yrok śm ie rci.