Oregon II - Swiety Kamien - CUSSLER CLIVE

Szczegóły
Tytuł Oregon II - Swiety Kamien - CUSSLER CLIVE
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Oregon II - Swiety Kamien - CUSSLER CLIVE PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Oregon II - Swiety Kamien - CUSSLER CLIVE PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Oregon II - Swiety Kamien - CUSSLER CLIVE - podejrzyj 20 pierwszych stron:

CLIVE CUSSLER Oregon II - Swiety Kamien CRAIG DIRGO Przeklad MACIEJ PINATRA AMBER 2006RIP by "SiG" Tytul oryginalu Sacred Stone Redakcja stylistyczna Joanna Zlotnicka Redakcja techniczna Joanna Kucharska Barbara Opilowska Ilustracja na okladce Edwin Herder Opracowanie graficzne okladki Studio Graficzne Wydawnictwa Amber Sklad Wydawnictwo Amber Druk Wojskowa Drukarnia w Lodzi Copyright (C) 2004 by Sandecker, RLLLP. All rights reserved This edition is published by arrangement with Peter Lampack Agency, Inc., 551 Fifth Avenue, Suite 1613, New York, NY 10176-0187 USA. For the Polish edition Copyright (C) 2005 by Wydawnictwo Amber Sp. Z o.o. ISBN 83-241-2490-X Warszawa 2006. Wydanie I Wydawnictwo AMBER Sp. Z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Krolewska 27 Tel. 620 40 13, 620 81 62 www.wydawnictwoamber.pl OSOBY Zarzad Korporacji:Juan Cabrillo - prezes Max Hanley - wiceprezes Richard Truitt - wiceprezes ds. operacyjnych Personel operacyjny: (w porzadku alfabetycznym) George Adams - pilot helikoptera Rick Barrett - szef kuchni Monica Crabtree - koordynatorka ds. zaopatrzenia i logistyki Carl Gannon - pracownik ogolnooperacyjny Chuck "Maly" Gunderson - glowny pilot Michael Halpert - glowny ksiegowy Cliff Hornsby - pracownik ogolnooperacyjny Julia Huxley - lekarka Pete Jones - pracownik ogolnooperacyjny Hali Kasim - pracownik ogolnooperacyjny Larry King - snajper Franklin Lincoln - pracownik ogolnooperacyjny Bob Meadows - pracownik ogolnooperacyjny Judy Michaels - pilotka Mark Murphy - pracownik ogolnooperacyjny Kevin Nixon - szef Magicznej Pracowni Tracy Pilston - pilotka Sam Pryor - specjalista od urzadzen napedowych Gunther Reinholt - specjalista od urzadzen napedowych i uzbrojenia Tom Reyes - pracownik ogolnooperacyjny Linda Ross - specjalistka do spraw bezpieczenstwa i obserwacji / pracowniczka ogolnooperacyjna Eddie Seng - szef operacji ladowych / pracownik ogolnooperacyjny Eric Stone - operator centrum dowodzenia / pracownik ogolnooperacyjny Inni: Langston Overholt IV - pracownik CIA, ktory wynajmuje Korporacje Halifax Hickman - przemyslowiec miliarder Chris Hunt - oficer armii amerykanskiej polegly w Afganistanie Michelle Hunt - matka Chrisa Eryk Rudy - legendarny odkrywca Emir Kataru - przywodca panstwa Katar John Ackerman - archeolog, ktory znajduje meteoryt na Grenlandii Clay Hughes - zabojca wynajety do zdobycia meteorytu Pieter Vanderwald - poludniowoafrykanski handlarz smiercia Mike Neilsen - pilot wynajety do dostarczenia Hughesa na Gore Forela Woody Campbell - pijak z Grenlandii, ktory wypozycza Cabrillowi transporter arktyczny Aleimein Al-Khalifa - terrorysta planujacy zamach bombowy w Londynie Scott Thompson - szef grupy na pokladzie "Free Enterprise" Thomas "TD" Dwyer - naukowiec z CIA, ktory odkrywa niebezpieczny potencjal meteorytu Miko Mike Nasuki - astronom z Narodowego Instytutu Oceanologii i Meteorologii, ktory asystuje Dwyerowi Saud Al-Sheik - saudyjski zaopatrzeniowiec zajmujacy sie przygotowaniami do hadzdz James Bennett - pilot, ktory transportuje meteoryt z Wysp Owczych do Anglii Nebile Lababiti - terrorysta prowadzacy operacje w Londynie Milos Coustas - kapitan "Larissy", statku, ktory dostarcza bombe do Anglii Billy Joe Shea - wlasciciel samochodu MG TC rocznik 1947, ktory Cabrillo wypozycza do poscigu za meteorytem Roger Lassiter - skompromitowany agent CIA, ktory dostarcza meteoryt do Maidenhead Elton John - slynny muzyk Amad - mlody Jemenczyk, ktory ma podlozyc bombe Derek Goodlin - wlasciciel domu publicznego w Londynie John Fleming szef MI-5 Dr Jack Berg - lekarz CIA, ktory zmusza Thompsona do mowienia William Skutter - kapitan Sil Powietrznych, ktory kieruje zespolem w Medynie Patrick Colgan - chorazy sztabowy wojsk ladowych kierujacy zespolem, ktory ma przechwycic dywaniki modlitewne w Rijadzie PROLOG Piecdziesiat tysiecy lat temu, miliony kilometrow od Ziemi, pewna planeta wstrzasaly gwaltowne drgania zwiastujac jej zniszczenie. Planeta - bardzo stara - od poczatku skazana byla na zaglade. Bieguny tego niestabilnego globu bezustannie zmienialy polozenie.Skladala sie ze skal, magmy i metalowego jadra. W ciagu niezliczonych eonow, odkad sie uformowala i ostygla, powstala wokol niej atmosfera. Warstwy gazu tworzyly argon, hel i wodor. Na powierzchni planety narodzilo sie zycie - prosta, podstawowa forma mikroorganizmu. Nigdy nie rozwinely sie tam wyzsze formy zycia. Mikroorganizmy pochlanialy czasteczki tlenu, zeby sie rozmnazac, pozbawiajac powierzchnie i atmosfere planety komorek, ktore moglyby ewoluowac. Skalista powierzchnia zamieniala sie w plynna mase, gdy kazde okrazenie planety wokol jej slonca zblizalo ja coraz bardziej do jego zaru. Planeta nie obracala sie wokol wlasnej osi, jak Ziemia, lecz w roznych kierunkach, totez roztopiona skalista powierzchnia zaczela sie rozlewac niczym lawa wyplywajaca z wulkanu. Z kazda godzina minuta i sekunda planeta byla coraz blizej swojego slonca i stopniowo tracila powloke, jakby reka Boga zdrapywala jej powierzchnie druciana szczotka. Gwiezdny pyl trafiajacy do atmosfery docieral do granicy gazowej otoczki, rozzarzal sie do bialosci od temperatury slonca i wybuchal z sila tysiaca bomb jadrowych. Pod wplywem grawitacji opadal z powrotem na powierzchnie planety i niszczyl jej krucha powloke. Planeta miala przed soba krotki zywot. Gdy warstwa ochronna znikala w przestrzeni kosmicznej, temperatura metalowego jadra rosla. Wewnetrzna kula zaczela sie obracac. Na powierzchni planety powstaly pekniecia. W przestrzen trafialy coraz wieksze bryly roztopionej skaly. Metalowe jadro caly czas roslo. Potem wszystko nastapilo jednoczesnie. Od planety po stronie slonca oderwal sie masywny fragment skaly. Bieguny po raz ostatni zmienily polozenie i planeta zaczela gwaltownie wirowac. Potem eksplodowala. W przestrzen poszybowaly miliony metalowych kul. Topily sie jak cyna w ogniu. Kilka minelo pole grawitacyjne slonca i rozpoczelo dluga podroz w glab kosmosu. *** Minely dziesiatki tysiecy lat, odkad nieznana planeta eksplodowala i jej szczatki rozprysly sie w przestrzeni kosmicznej. Z wielkiej odleglosci nadlatujace fragmenty wydawaly sie niebieskie. Jeden przybral ksztalt kuli. Wiele zostalo przyciagnietych ku powierzchniom roznych cial niebieskich, ale ten dotarl dalej niz inne i w koncu opadl na planete zwana Ziemia.Pojedyncza metalowa kula weszla w atmosfere ziemska poruszajac sie po niskiej trajektorii z zachodu na wschod. W jonosferze sie podzielila. Odpadla od niej mniejsza kula czystego metalu. Glowny meteor lecial wzdluz trzydziestego piatego rownoleznika. Ziemia na tej szerokosci geograficznej byla spalona i sucha. Mniejszy i lzejszy fragment szybowal dalej na polnocny zachod w kierunku szescdziesiatego drugiego rownoleznika gdzie powierzchnie pokrywala warstwa lodu i sniegu. Dwie czesci podzielonego meteoru znalazly sie w roznym otoczeniu z roznym skutkiem. Po rozpadzie z wiekszej czesci roztopionego metalu uformowala sie rozzarzona kula. Niklowo-zelazny pocisk o srednicy dziewiecdziesieciu metrow i wadze szescdziesieciu trzech tysiecy ton przelecial nad wybrzezem i spadl na pustynie wsrod piasku, skal i kaktusow. Wybil w suchej ziemi krater o srednicy poltora kilometra. Pod niebo uniosly sie tumany pylu i zaczely okrazac Ziemie. Minely miesiace, nim pyl osiadl z powrotem. Mniejszy fragment byl srebrzystoszary. Pierwsza eksplozja i zmiany molekularne podczas podrozy przez kosmos utworzyly idealna kule, ktora wygladala jak dwie polaczone polowy globusa. Kula szybowala spokojnie wzdluz Ziemi, jej gladka powierzchnia nie napotykala duzego oporu powietrza. Znizala lot jak pilka golfowa. Przeleciala nad wybrzezem wyspy skutej lodem, jakby przyciagal ja magnes. Miala srednice zaledwie czterdziestu pieciu centymetrow i wazyla czterdziesci piec kilogramow. Trzy metry nad sniegiem i lodem stracila predkosc i sila grawitacji sciagnela ja w dol. Rozgrzany metal pozostawil na zmarznietej powierzchni slad jak sniezna kula, ktora toczy dziecko, by ulepic balwana. Metalowa kula wytracila energie, ostygla i zatrzymala sie u podnoza gory pokrytej lodem. *** -Co to, u diabla? - zapytal mezczyzna i szturchnal cos kijem. Mezczyzna byl niski, ale muskularny, najwyrazniej przez lata ciezko pracowal. Mial ognistorude wlosy i gesta brode tej samej barwy. Nosil grube biale futro i spodnie z foczej skory podbite owcza welna. Latwo wpadal w gniew i wygladal na barbarzynce. Kiedy w roku 982 wygnano go z Islandii za zabojstwo, przeprawil sie z grupa swoich ludzi przez morze na skuta lodem wyspe, gdzie teraz zyli. W ciagu ostatnich osiemnastu lat zbudowal osade na skalistym wybrzezu. Jedli to, co upolowali i zlowili. Z czasem mezczyzna nazywany Erykiem Rudym zaczal sie nudzic. Brakowalo mu wypraw, dowodzenia, podbojow nowych ziem.W roku 1000 wyruszyl na zachod, by sprawdzic, co lezy w glebi ladu. Na poczatku towarzyszylo mu jedenastu ludzi. Ale po pieciu miesiacach, wiosna, zostalo tylko pieciu. Dwaj wpadli w lodowe szczeliny. Eryk do tej pory slyszal we snie ich krzyki. Jeden posliznal sie na lodzie i uderzyl glowa w skalny wystep. Przez cale dnie trzasl sie w strasznych bolach, nic nie widzial i nie mogl mowic. Na swoje szczescie pewnej nocy zmarl. Innego zaatakowal wielki bialy niedzwiedz, gdy wieczorem oddalil sie od obozowego ogniska w poszukiwaniu slodkiej wody. Przysiegal, ze slyszal w poblizu strumien.. Dwoch zmogla choroba. Mieli meczacy kaszel i goraczke. To przekonalo pozostalych, ze wokol czyhaja zle sily. Gdy grupa zmalala, nastroj bardzo sie zmienil. Poczatkowe podniecenie i wiare w cud zastapilo przeczucie nieszczescia. Wygladalo na to, ze wisi nad nimi jakas klatwa. -Wez te kule - rozkazal Eryk najmlodszemu czlonkowi wyprawy, jedynemu, ktory urodzil sie juz na wyspie. Kilkunastoletni Olaf Pletwa, syn Olafa Rybaka, przestraszyl sie. Dziwny szary przedmiot spoczywal na wystepie skalnym, jakby polozyla go tam reka Boga. Olaf nie mogl wiedziec, ze kula spadla z nieba czterdziesci osiem tysiecy lat temu. Podszedl do niej ostroznie. Wszyscy na lodowej wyspie znali sklonnosc Eryka do przemocy i jego legende. Eryk nie prosil - on zadal - wiec Olaf nawet nie probowal odmowic. Przelknal glosno sline i sie schylil. Dotknal kuli. Powierzchnia byla zimna i gladka. Na ulamek sekundy zamarlo mu serce, ale nie cofnal reki. Sprobowal podniesc kule, okazala sie jednak za ciezka dla jego zmeczonych wyprawa ramion. -Ktos musi mi pomoc - powiedzial. -Ty - przywolal Eryk jednego ze swoich ludzi. Gro Rzeznik, wysoki blondyn o niebieskich oczach, zrobil trzy kroki i chwycil kule z drugiej strony. Obaj mezczyzni napieli miesnie, uniesli ja na wysokosc bioder i spojrzeli na Eryka. -Zrobcie nosidlo ze skory morsa - polecil. - Zabierzemy to do groty i zbudujemy kaplice. Ruszyl przez snieg, nie ogladajac sie za siebie - inni zajma sie transportem. Dwie godziny pozniej kula spoczela bezpiecznie w grocie. Eryk natychmiast zaczal planowac dla niej pomieszczenie. Wierzyl, ze zeslali ja bogowie. Eryk kazal Olafowi i Growi strzec ciala niebieskiego i wrocil do osady na wybrzezu po ludzi i material. Tam dowiedzial sie, ze jego zona urodzila syna. Na czesc wiosny dal mu na imie Leif i zostawil na wychowanie matce. Z osiemdziesiecioma mezczyznami i narzedziami do powiekszenia groty ruszyl na polnoc ku dalekim gorom. Zblizalo sie lato i przez cala dobe widac bylo slonce. *** Gro Rzeznik przewrocil sie na swoim poslaniu ze skor i wyplul kawalek siersci.Przesunal reka po niedzwiedzim futrze i zobaczyl z zaskoczeniem, ze zostaja mu w dloni klaki. Potem spojrzal na kule widoczna w chybotliwym blasku pochodni na scianie. -Olaf - odezwal sie do spiacego w poblizu nastolatka - czas wstawac. Chlopiec sie odwrocil. Mial czerwone, przekrwione oczy i plamista zluszczona skore. Zakaszlal lekko, usiadl i popatrzyl w slabym swietle na Gra. Mezczyznie wypadaly wlosy, jego cera miala niezdrowy kolor. -Gro - powiedzial Olaf - twoj nos. Gro dotknal nosa wierzchem dloni i zobaczyl krew. Zdarzalo sie to coraz czesciej. Siegnal do ust i szarpnal bolacy zab. Zostal mu w palcach. Odrzucil go na bok i wstal. -Ugotuje czerwone jagody - oznajmil. Rozgarnal ognisko i dolozywszy kilka patykow z kurczacych sie zapasow drewna, siegnal po worek z foczej skory, w ktorym trzymali jagody. Wyszedl przed grote i nabral do pogietego zelaznego garnka wode ze strumienia, ktory splywal z pobliskiego topniejacego lodowca. Potem spojrzal na znaki wydrapane w scianie na zewnatrz groty. Jeszcze dwa lub trzy i powinien wrocic Eryk Rudy. Gdy wrocil do groty, Olaf juz wstal. Byl tylko w cienkich skorzanych spodniach, jego koszula lezala obok na kamieniu. Drapal sie patykiem w plecy. Skora sypala sie na ziemie jak pierwszy snieg. Kiedy swedzenie ustalo, wciagnal koszule przez glowe. -Cos jest nie tak - powiedzial. - Z kazdym dniem obaj jestesmy coraz bardziej chorzy. -Moze przez nieswieze powietrze w grocie - odrzekl cicho Gro i postawil garnek na ogniu. Olaf wskazal kule. -Chyba przez nia. Mysle, ze jest przekleta. -Mozemy sie wyniesc z groty i zamieszkac w szalasie - rzekl Gro. -Eryk kazal nam zostac tutaj. Jesli po powrocie zastanie nas na zewnatrz, wpadnie w gniew. -Patrzylem na znaki - powiedzial Gro. - Wroci najpozniej za trzy noce. -Moglibysmy go wypatrywac na zmiane i uciec do groty, zanim nas przylapie - podsunal Olaf. Gro zamieszal jagody we wrzatku. -Nagla smierc lub powolna choroba. Lepiej uniknac tego pierwszego i zobaczyc, co bedzie dalej. -Jeszcze tylko kilka dni - odrzekl Olaf. -Wlasnie - przytaknal Gro. Zanurzyl w garnku zelazna warzachew, napelnil wywarem dwie zelazne miski i podal jedna Olafowi. *** Przy wejsciu do groty przybyly jeszcze cztery znaki, zanim wrocil Eryk Rudy.-Macie straszny kaszel - powiedzial, gdy tylko zobaczyl, w jakim stanie sa Olaf i Gro. - Nie chce, zebyscie zarazili innych. Wracajcie do osady, ale zamieszkajcie w drewnianej chacie na polnocy. Nastepnego ranka Olaf i Gro ruszyli na poludnie. Ale nigdy nie dotarli do domu. Pierwszy zmarl Olaf. Jego oslabione serce przestalo bic po trzech dniach wedrowki. Gro zyl niewiele dluzej. Kiedy nie mogl juz dalej isc, rozbil oboz. Wkrotce zjawily sie drapiezne zwierzeta. Czego nie pozarly od razu, powlokly ze soba. Po Gru nie zostal zaden slad. *** Eryk patrzyl, jak dwaj jego ludzie znikaja w oddali. Potem zebral budowniczych, ktorych przyprowadzil z osady. Oczyscil z pylu kawalek podlogi w grocie i zaczal rysowac patykiem plan.Zadanie bylo ambitne, ale daru niebios nie powinno sie lekcewazyc. Tego dnia pierwsze grupy zaczely badac grote. Ciagnela sie niemal poltora kilometra w glab gory i opadala w dol. Im dalej sie zapuszczali, tym bardziej rosla temperatura. Odkryli duze slodkowodne jezioro. Ze sklepienia zwisaly stalaktyty, z podloza wyrastaly stalagmity. Jedni ruszyli na wybrzeze w poszukiwaniu dlugich drewnianych klod wyrzuconych przez morze, zeby zrobic z nich drabiny. Inni wycinali stopnie w skale. Skonstruowano wymyslne kamienne wrota na zawiasach, zeby ukryc kule przed obcymi. W skale wykuto runy, posagi i kilka otworow wpuszczajacych swieze powietrze i swiatlo. Eryk nadzorowal prace z osady na wybrzezu. Rzadko odwiedzal grote. Wolal ja sobie wyobrazac. Ludzie przybywali, pracowali, chorowali i umierali. Zastepowali ich nowi. Zanim ukonczono budowe, zostali zdziesiatkowani. Osada Eryka Rudego nigdy nie odzyla. Jego syn Leif tylko raz widzial wspanialy monument. Eryk rozkazal zamknac szczelnie wejscie i zostawil kule dla przyszlych pokolen. CZESC I 1 Porucznik Chris Hunt rzadko mowil o swojej przeszlosci. Ale ludzie, z ktorymi sluzyl w wojsku, domyslali sie tego i owego po jego sposobie bycia. Po pierwsze, ze Hunt nie pochodzi z jakiegos zadupia i nie zaciagnal sie do armii, by zobaczyc swiat. Byl z poludniowej Kalifornii. Kiedy go naciskano, przyznawal, ze wychowywal sie "w czesci Los Angeles". Nie chcial zdradzac, ze w Beverly Hills. Druga rzecza, ktora dawala sie zauwazyc, bylo to, ze jest urodzonym przywodca. Nie wywyzszal sie i nie zachowywal protekcjonalnie, ale nie probowal ukryc, ze jest kompetentny i inteligentny.Trzecia rzecz wyszla na jaw dzisiaj. Od gor wial chlodny wiatr. Docieral do doliny w Afganistanie, gdzie pluton dowodzony przez Hunta zwijal oboz. Porucznik i trzej inni zolnierze zmagali sie z namiotem magazynowym. Kiedy skladali go wzdluz, sierzant Tom Agnes postanowil zapytac o pogloske, ktora slyszal. -Panie poruczniku - zaczal - podobno ukonczyl pan Yale. To prawda? Wszyscy byli w przyciemnianych goglach narciarskich, ale Agnes stal na tyle blisko, ze widzial oczy Hunta. Najpierw dostrzegl w nich zaskoczenie, pozniej rezygnacje. Wreszcie Hunt usmiechnal sie i rzekl: -Poznaliscie moja straszna tajemnice. Sierzant zlozyl namiot na pol. -To raczej nie jest wylegarnia wojskowych. -George Bush tam studiowal - odparl Hunt. - Byl pilotem w marynarce wojennej. -Myslalem, ze sluzyl w Gwardii Narodowej - wtracil sie szeregowiec Jesus Herrara, ktory wzial namiot od sierzanta. -George Bush senior - uscislil Hunt. - Nasz prezydent tez ma dyplom Yale i zgadza sie, byl pilotem w Gwardii Narodowej. -Yale - powtorzyl Agnes. - Jesli wolno spytac, jak pan tu trafil? Hunt otrzepal snieg z rekawic. -Zglosilem sie na ochotnika. Jak wy. Sierzant skinal glowa. -A teraz konczmy zwijac oboz - Hunt wskazal pobliskie gory - i ruszajmy znalezc tego skurwiela, ktory zaatakowal Stany Zjednoczone. -Tak jest - odpowiedzieli chorem zolnierze. Dziesiec minut pozniej, z dwudziestodwukilogramowymi plecakami na ramionach, rozpoczeli wspinaczke. *** Nawet w miescie pelnym pieknych kobiet czterdziesto-dziewiecioletnia Michelle Hunt wciaz wzbudzala zainteresowanie mezczyzn. Byla wysoka, miala kasztanowe wlosy, nieskazitelna cere, niebieskozielone oczy, pelne wargi i rowne zeby. Natura obdarzyla ja tez zgrabna figura, ktorej utrzymanie nie wymagalo ciaglej diety i niekonczacych sie cwiczen. Krotko mowiac, wyrozniala sie uroda.Ale piekne kobiety byly w poludniowej Kalifornii zjawiskiem tak powszechnym, jak slonce i trzesienia ziemi. Tego, co przyciagalo ludzi do Michelle, nie moglby stworzyc chirurg plastyczny ani eleganckie stroje. Miala w sobie cos, co powodowalo, ze mezczyzni i kobiety lubili ja i chcieli przebywac w jej towarzystwie. Byla pogodna, sympatyczna i pelna optymizmu. Byla po prostu soba. Wiec ludzie ciagneli do niej jak pszczoly do miodu. -Wspaniala robota, Sam - powiedziala do malarza, ktory wlasnie skonczyl odnawiac sciany w jej galerii sztuki. Trzydziestoosmioletni Sam zaczerwienil sie jak sztubak. -Dla pani daje z siebie wszystko - odrzekl. Pomalowal jej dom w Beverly Hills, jej apartament w Lake Tahoe i jej galerie przed otwarciem piec lat temu. Teraz ja odnowil. Michelle za kazdym razem sprawiala, ze czul sie doceniony i utalentowany. -Chcesz sie czegos napic? Wody mineralnej albo coli? - zapytala. -Nie, dzieki. W tym momencie asystentka zawolala ja na front galerii do telefonu. Michelle usmiechnela sie do Sama, pomachala mu i poszla odebrac. -Co za kobieta... - mruknal Sam. Michelle podeszla do swojego biurka z widokiem na Rodeo Drive. Do galerii wchodzil wlasnie jeden z artystow, ktorych reprezentowala. Ludzie sztuki sa kaprysni i wybuchowi, ale artysci Michelle uwielbiali ja i rzadko przenosili sie do innych galerii. -Czulam, ze dzis bedzie dobry dzien - powitala brodatego mezczyzne. -Tylko nie wiedzialam, ze z powodu wizyty mojego ulubienca. Brodacz sie usmiechnal. -Odbiore telefon i zaraz porozmawiamy - powiedziala Michelle. Asystentka zaprowadzila artyste do aneksu z kanapami i barem. Przyjela zamowienie goscia na drinka i kilka sekund pozniej zaczela wsypywac do ekspresu zmielona kawe, zeby zaparzyc mu cappuccino. Tymczasem Michelle usiadla za biurkiem i siegnela po sluchawke. -Michelle Hunt. -To ja - odpowiedzial meski glos. Rozmowca nie musial sie przedstawiac. Oczarowal Michelle, kiedy miala dwadziescia jeden lat i przyjechala do poludniowej Kalifornii z Minnesoty w poszukiwaniu nowego wesolego zycia i slonca. Rozstawali sie i wracali do siebie. Nie nadawal sie do stalego zwiazku. Czesto wyjezdzal w interesach i nigdy nie mieszkali razem. W wieku dwudziestu czterech lat Michelle urodzila ich syna. Na akcie urodzenia nie pojawilo sie nazwisko ojca, ale wciaz byli w bliskich stosunkach. Przynajmniej na tyle, na ile jemu to odpowiadalo. -Co slychac? - zapytala Michelle. -Wszystko w porzadku. -Gdzie jestes? Zawsze zadawala mu to pytanie, zeby przelamac lody. Przez lata w odpowiedzi padaly rozne miejsca, od Osaki do Peru, od Paryza do Tahiti. -Zaczekaj - odrzekl mezczyzna i spojrzal na ruchoma mape na przedniej scianie za kabina swojego odrzutowca. - Tysiac sto kilometrow od Honolulu, w drodze do Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej. -Wybrales sie na narty? - spytala. Oboje lubili sport. -Budowac wiezowiec - odparl. -Jak zwykle dzialasz. -To prawda - przyznal. - Michelle, zadzwonilem do ciebie, bo dowiedzialem sie, ze nasz syn jest w Afganistanie. Michelle nie miala o tym pojecia. To byla tajemnica wojskowa. Chris nie mogl ujawniac, dokad go wysylaja. -O Boze - zaniepokoila sie. - To niedobrze. -Spodziewalem sie, ze tak powiesz. -Jak sie dowiedziales? - spytala. - Zawsze fascynowala mnie twoja umiejetnosc zdobywania informacji. -To nie magia - odrzekl. - Mam w kieszeni tylu politykow, ze musze kupowac wieksze spodnie. -Cos o nim wiadomo? -Operacja jest chyba trudniejsza, niz sadzil prezydent. Chris dowodzi oddzialem, ktory ma znalezc i zlikwidowac zlych facetow. Kontakt jest na razie ograniczony, ale moje zrodla twierdza, ze to ciezka robota na zimnie. Nie dziw sie, jesli Chris przez jakis czas nie odezwie sie do ciebie. -Boje sie o niego - powiedziala Michelle. -Chcesz, zebym to zalatwil? Sciagnal go z powrotem do Stanow? -Umowiliscie sie, ze nigdy tego nie zrobisz. -Fakt. -Wiec nic nie rob. -Zadzwonie do ciebie, jak czegos sie dowiem. -Wybierasz sie tu w najblizszym czasie? -Dam ci znac, jesli bede mial takie plany. Musze konczyc, sa jakies zaklocenia w lacznosci satelitarnej. -Modl sie, zeby nasz syn byl bezpieczny. -Moglbym zrobic wiecej - odparl mezczyzna i sie rozlaczyl. Michelle odlozyla sluchawke. Jej byly nigdy nie okazywal niepokoju ani strachu. Ale wyczula, ze martwi sie o syna. Mogla miec tylko nadzieje, ze jego obawy sa bezpodstawne i Chris wkrotce wroci do domu. Wstala zza biurka i podeszla do goscia. -Pochwal sie, ze masz cos dobrego - zagadnela swobodnie. -W furgonetce - odrzekl artysta. - Mysle, ze ci sie spodoba. *** Cztery godziny po wschodzie slonca, trzysta metrow powyzej doliny, gdzie obozowali w nocy, pluton Hunta natknal sie na zdeterminowanych przeciwnikow. Wrogowie otworzyli ogien z gorskich grot. Prowadzili ostrzal z karabinow, pistoletow, granatnikow i mozdzierzy. Zdetonowali ladunki dynamitu na zboczu, zeby spowodowac osuniecia skal, i zaminowali teren, gdzie ludzie Hunta szukali schronienia.Chcieli zetrzec nacierajacy oddzial z powierzchni ziemi i prawie im sie to udalo. Hunt ukryl sie za glazami. Pociski rykoszetowaly na wszystkie strony, fruwajace w powietrzu skalne odlamki trafialy w zolnierzy. Nie mieli zadnej oslony, nie mogli atakowac, odwrot blokowalo osuwisko. -Radio! - krzyknal Hunt. Polowa jego oddzialu byla dwadziescia metrow przed nim, jedna czwarta z przodu na lewo. Na szczescie lacznosciowiec trzymal sie blisko porucznika. Przesuwal sie w kierunku Hunta na plecach, zeby chronic radio. Mial uniesione nogi i dostal w kolano. Hunt przyciagnal go do siebie. -Antencio - zawolal do zolnierza w poblizu - zajmij sie rana Lassitera. Antencio dotarl do radiooperatora i rozcial mu spodnie. Okazalo sie, ze rana nie jest gleboka. Kiedy zaczal bandazowac kolano, Hunt wlaczyl radio i ustawil czestotliwosc. -Wyjdziesz z tego, Lassiter - uspokoil lacznosciowca. - Wezwe pomoc medyczna. Zabiora cie stad. Na twarzach zolnierzy widac bylo strach. Wiekszosc z nich, podobnie jak Hunt, po raz pierwszy brala udzial w walce. Hunt musial opanowac sytuacje i ulozyc jakis plan. -Dowodztwo, dowodztwo, tu Czolowka Trzy! - krzyknal do mikrofonu. - Potrzebujemy wsparcia. Kwadrat trzy zero jeden osiem. Jestesmy pod silnym ogniem. -Czolowka Trzy - odpowiedzial natychmiast glos - melduj, jaka sytuacja. -Jestesmy przygwozdzeni - odrzekl Hunt. - Tamci sa nad nami. Sytuacja krytyczna. Zerknal w gore. Po zboczu bieglo dwunastu brodatych mezczyzn w galabijach. -Strzelajcie do nich! - wrzasnal do swoich zolnierzy. Sekunde pozniej rozlegly sie odglosy serii. -Czolowka Trzy, dwie minuty od was jest spectre. Kieruje sie w wasza strone. Za trzy minuty wystartuja cztery smiglowce. Dwa transportowe i dwa szturmowe. Beda u was za dziesiec minut. Hunt uslyszal warkot poteznego helikoptera w wawozie kilka kilometrow ponizej. Wyjrzal zza skaly. Osmiu przeciwnikow nadal bieglo w dol zbocza. Uniosl sie i strzelil z granatnika, potem seria z broni automatycznej. -Czolowka Trzy, potwierdz. -Tu Czolowka Trzy, przyjalem! - krzyknal Hunt do mikrofonu. Z osmiu atakujacych zostalo czterech. Byli zaledwie dwadziescia metrow od czola jego oddzialu. Hunt obrocil i zaryglowal bagnet. Zolnierze na pierwszej linii wydawali sie sparalizowani. Byli mlodzi, niedoswiadczeni i latwi do pokonania. W poblizu glazow eksplodowal pocisk z mozdzierza. Okolice zasypaly odlamki skalne i pyl. W dol zbocza ruszyla nastepna grupa przeciwnikow. Hunt wstal i otworzyl ogien. Przebiegl dwadziescia metrow do czola swojego oddzialu, nie przestajac strzelac. Trzech atakujacych skosil strzalami w brzuch, ostatniego dzgnal bagnetem. Wyciagnal z kabury pistolet i dobil rannego. Potem padl na ziemie, zmienil magazynek, poderwal sie i znow nacisnal spust. -Cofnac sie za glazy! - krzyknal do swoich ludzi. Czesc wycofala sie na wzglednie bezpieczna pozycje, pozostali nadal strzelali do nacierajacych, odurzonych fanatyzmem religijnym, wywarem z maku i liscmi rosliny khat o narkotycznym dzialaniu, ktore zuli. Zbocze gory bylo czerwone od krwi ich poleglych towarzyszy, ale wciaz atakowali. -Czolowka Trzy - odezwalo sie radio. Antencio chwycil mikrofon. -Tu Czolowka Trzy - zglosil sie. - Nasz dowodca jest daleko od radia. Mowi Specjalista 367. -Zlokalizowalismy B-52 nad innym celem - powiedzial glos. - Kierujemy go do was. -Zrozumialem, powiem porucznikowi. Ale Antencio nie zdazyl przekazac wiadomosci. Tylko Hunt i stary siwy sierzant zostali na pierwszej linii, kiedy na miejsce dotarl AC-130. Sekunde pozniej otworzyl ogien z 25-, 40- i 105-milimetrowych dzialek, ktore wystawaly z jego bokow. Sierzant widzial juz spectre'a w akcji i nie tracil czasu. -Wycofujemy sie, panie poruczniku! - krzyknal do Hunta. - Mamy tylko kilka sekund, zeby sie ukryc. -Biegnij! - Hunt szarpnal sierzanta do gory i popchnal w kierunku bezpiecznego miejsca. - Zaraz cie dogonie. Odrzut strzelajacych dzialek przesunal spectra'a w bok. Kilka chwil pozniej pilot wzniosl maszyne, zeby zakrecic i zrobic drugi przelot przez waski wawoz. Kiedy skonczyl manewr i skierowal sie na wprost, nadal nacieralo siedmiu mezczyzn. Hunt oslanial odwrot sierzanta. Zabil pieciu atakujacych pociskiem z granatnika i skoncentrowanym ogniem. Ale dwaj zblizyli sie do jego pozycji. Gdy sie odwrocil, zeby dogonic sierzanta, jeden z wrogow postrzelil go w ramie. Drugi poderznal mu gardlo zakrzywionym nozem. Pilot AC-130 rozpoczal nurkowanie, zeby wznowic ostrzal. Zobaczyl smierc Hunta i zawiadomil przez radio inne maszyny. Zolnierze Hunta na widok umierajacego dowodcy wpadli we wscieklosc. Kiedy nadlecial AC-130, poderwali sie do ataku na kolejna grupe, ktora wlasnie ruszyla w dol zbocza. Dotarli do martwego porucznika i otoczyli cialo kordonem ochronnym. Czekali na wrogow, ale ci najwyrazniej wyczuli furie Amerykanow, bo zaczeli sie wycofywac. *** Szesc tysiecy metrow nad nimi i niecale dziesiec minut lotu od celu pilot B-52 wylaczyl i odlozyl mikrofon.-Slyszeliscie? - zapytal przez interkom swoja zaloge. Nie oczekiwal odpowiedzi. Wiedzial, ze wszyscy uslyszeli to, co on. -Zamienimy te gore w pyl - powiedzial. - Kiedy te sukinsyny przyjda po ciala, beda je zbierali gabka. *** Cztery minuty pozniej po Czolowke Trzy przylecialy helikoptery. Cialo Hunta i rannych zaladowano do pierwszego Blackhawka. Reszta zolnierzy weszla do drugiego. Potem smiglowce szturmowe i AC-130 zaczely niszczyc zbocze gory ogniem z dzialek pokladowych i materialami wybuchowymi. Wkrotce zjawil sie B-52. Ziemia splynela krwia i wszyscy wrogowie zgineli. Ale pokaz sily nastapil za pozno dla porucznika Hunta. Z czasem pozostala tylko zadza zemsty za jego smierc. Mina lata, nim zostanie zaspokojona. 2 Oregon byl przycumowany do pacholkow na nabrzezu w Rejkiawiku. W porcie staly statki robocze, pasazerskie i wycieczkowe, kutry rybackie, trawlery i - co niezwykle na Islandii - kilka duzych jachtow. Kutry wspieraly glowna galaz przemyslu tego kraju; jachty przyplynely, bo odbywal sie tu Arabski Szczyt Pokojowy."Oregon" nie mialby szans w zadnym konkursie pieknosci. Ponad stupiecdziesieciometrowy frachtowiec sprawial wrazenie, ze trzyma sie w calosci glownie dzieki rdzy. Na pokladach walaly sie smiecie, na kadlubie widnialy plamy farby w roznych kolorach. Dzwig w srodokreciu wzbudzal obawe, ze lada chwila runie do wody. Ale wyglad "Oregona" byl mylacy. Rdza byla starannie nalozona powloka antyradarowa ktora zapobiegala wykryciu statku. Do zasmiecenia pokladow uzyto rekwizytow. Dzwigi dzialaly prawidlowo; pare zgodnie ze swoim przeznaczeniem, kilka sluzylo za anteny telekomunikacyjne, a reszta maskowala wyrzutnie pociskow rakietowych. Przestrzeni pod pokladem nie powstydzilby sie najbardziej luksusowy jacht. Miescily sie tam komfortowe kajuty, supernowoczesne centrum lacznosci i dowodzenia helikopter, motorowki i warsztat. Jadalnia nie ustepowala najlepszym restauracjom. Izba chorych przypominala drogi szpital. Statek napedzaly dwa silniki magnetohydrodynamiczne, ktore zapewnialy mu duza predkosc i zwrotnosc. "Oregon" byl zupelnie innym statkiem, niz sugerowal jego wyglad. Byl uzbrojona, supernowoczesna platforma wywiadowcza ktora obslugiwal wysoko wykwalifikowany personel. Korporacja, do ktorej nalezal, zlozona z bylych wojskowych i pracownikow operacyjnych wywiadu, oferowala swoje uslugi panstwom i osobom prywatnym. Czesto dzialala potajemnie na zlecenie rzadu Stanow Zjednoczonych, gdyz nie podlegala kontroli Kongresu. Istniala w mrocznym swiecie bez ochrony dyplomatycznej, bo rzad nie przyznawal sie do niej. Byla sila do wynajecia, ale starannie dobierala klientow. Od tygodnia ochraniala emira Kataru, ktory uczestniczyl w szczycie. Stolice Islandii wybrano na miejsce konferencji, bo Rejkiawik liczy zaledwie okolo stu tysiecy mieszkancow, co ulatwia zapewnienie bezpieczenstwa i wykrycie wsrod jednolitej etnicznie ludnosci terrorystow chcacych zaklocic proces pokojowy. Poza tym Islandia ma najstarszy na swiecie parlament pochodzacy z wyboru. Demokracja istnieje tam od stuleci. Tygodniowa konferencja byla poswiecona okupacji Iraku, sytuacji w Izraelu i Palestynie oraz rozprzestrzenianiu sie terroryzmu fundamentalistow. Szczyt nie odbywal sie pod egida ONZ ani zadnej innej organizacji miedzynarodowej, ale uczestniczacy w nim przywodcy chcieli uzgodnic wspolna polityke i kierunki dzialania. W Rejkiawiku byly reprezentowane Rosja, Francja, Niemcy, Egipt, Jordania i kilka innych krajow Bliskiego Wschodu. Izrael, Syria i Iran odmowily udzialu. Swoich przedstawicieli przyslaly Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Polska [lol] - sojusznicy, ktorzy wyzwolili Irak. Obecne byly rowniez delegacje z paru mniejszych panstw. W stolicy Islandii zjawili sie ambasadorowie, agenci sluzb bezpieczenstwa i pracownicy operacyjni wywiadow ponad dwudziestu krajow. Wyrozniali sie wsrod mieszkancow Rejkiawiku, jakby nosili bikini w zimie. Islandczycy sa niebieskookimi blondynami o jasnej cerze - obcym trudno wtopic sie w tlo. Rejkiawik to miasto niskich, kolorowych domow, ktore odcinaja sie na tle sniegu jak ozdoby choinkowe. Najwyzszy - kosciol Hall-grimskirkja - ma wysokosc zaledwie kilku pieter. Pioropusze paty z okolicznych gejzerow wykorzystywanych do ogrzewania mieszkan nadaja krajobrazowi surrealistyczny wyglad. Z goracych zrodel wydobywa sie siarkowodor, w powietrzu unosi sie wiec lekka won zgnilych jaj. W Rejkiawiku, ktory jest niezamarzajacym portem, stacjonuje flota rybacka, podstawa islandzkiej gospodarki. Wbrew nazwie kraju, zimy w stolicy sa cieplejsze niz w Nowym Jorku. Mieszkancy Islandii sa wyjatkowo zdrowi i zadowoleni z zycia. Zadowolenie wynika z pozytywnego myslenia, zdrowie zapewniaja liczne gorace zrodla. Arabski szczyt odbywal sie w Hofoi, duzym budynku uzytecznosci publicznej, w ktorym w 1986 roku spotkali sie Michail Gorbaczow i Ronald Reagan. "Oregon" cumowal niecale poltora kilometra od Hofoi, co ulatwialo ochrone emira. Katar korzystal z uslug Korporacji w przeszlosci i wzajemne stosunki byly bardzo dobre. *** Z szacunku dla chrzescijanskich uczestnikow szczytu na pierwszy dzien swiat Bozego Narodzenia nie zaplanowano zadnych spotkan i w kuchni okretowej pod pokladem "Oregona" trzyosobowy personel konczyl przygotowania do uczty dla zalogi. Glowne danie bylo w piekarniku - dwanascie duzych rolad z indyka nadzianych miesem z kaczki i kurczaka, maka kukurydziana szalwia przyprawami korzennymi, ostrygami i kasztanami.Na stolach staly juz polmiski z jarzynami, tace z orzechami, owocami, serami i krakersami oraz salaterki z krabami, ostrygami i homarami. Byly trzy zupy, salatka Waldorf, zielona salata, danie rybne, dynia, szarlotka, wino, porto, likiery i kawa Blue Mountain z Jamajki. Kazdy mogl sie najesc. W swojej wygodnej kajucie Juan Cabrillo wytarl recznikiem mokre wlosy, ogolil sie i zwilzyl policzki rumowym plynem po goleniu. Kozia brodke, ktora zapuszczal od kilku tygodni, przystrzygl starannie nozyczkami z nierdzewnej stali. Przyjrzal sie sobie w lustrze i usmiechnal. Wygladal dobrze - wypoczety, zdrowy i zadowolony. Wszedl do sypialni, wybral biala koszule, szary welniany garnitur od krawca w Londynie, jedwabny krawat, szare skarpetki z miekkiej welny i czarne polbuty. Rozlozyl wszystko i zaczal sie ubierac. Zawiazal krawat w czerwono-niebieskie prazki i sprawdzil, jak sie prezentuje. Potem otworzyl drzwi kajuty i poszedl korytarzem do windy. Kilka godzin temu jego zespol dowiedzial sie o zagrozeniu dla emira. Teraz plan byl taki, zeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Gdyby udalo im sie zlokalizowac bombe jadrowa, ktora zaginela w innej czesci swiata, rok moglby sie zakonczyc pomyslnie. Cabrillo nie wiedzial, ze za dwadziescia cztery godziny bedzie podrozowal przez zamarzniete pustkowie na wschod, a los pewnego miasta nad rzeka zawisnie na wlosku. 3 Gdy na pokladzie "Oregona" panowal biesiadny nastroj, w dalekim obozie w poblizu Gory Forela na polnoc od kola podbiegunowego na Grenlandii bylo mniej wesolo. Na zewnatrz wyl wiatr, a termometr wskazywal dwadziescia trzy stopnie ponizej zera. Ekspedycja trwala juz dziewiecdziesiat jeden dni i podniecenie dawno minelo. John Ackerman byl zmeczony, zniechecony i sam z gorzkimi myslami o porazce.Robil doktorat z antropologii na Uniwersytecie Stanowym w Las Vegas. Jego obecne otoczenie bardzo sie roznilo od znajomej pustyni. Bylo mu obce jak papudze podwodna gora na dnie morza. Trzej pomocnicy z uniwersytetu wrocili do domu, kiedy tylko skonczyl sie semestr. Nastepni mieli przyleciec dopiero za dwa tygodnie. Ackerman tez powinien zrobic sobie przerwe, ale byl marzycielem. Pisal doktorat o Eryku Rudym. Od pierwszej chwili, gdy natrafil na niejasna wzmianke o Grocie Bogow, pragnal znalezc to miejsce, zanim ktos go ubiegnie. Wiedzial, ze to moze byc tylko mit, ale jesli grota istnieje, chcial, zeby z jej odkryciem wiazano jego nazwisko, a nie jakiegos uzurpatora. Zamieszal fasole w puszce na metalowej kuchence w namiocie przy wejsciu do groty. Z opisu, ktory przetlumaczyl, wynikalo, ze to o tej grocie wspomnial Eryk Rudy na lozu smierci. Ale mimo miesiecy wysilkow Ackerman posunal sie tylko szesc metrow w jej glab. Dalej byla lita sciana. On i inni zbadali kazdy centymetr kwadratowy scian i podlogi, ale nic nie znalezli. Grota wygladala na wykuta przez czlowieka, jednak Ackerman nie byl tego pewien. Jeszcze raz zamieszal fasole i wyjrzal z namiotu, zeby zobaczyc, czy wiatr nie porwal anteny telefonu satelitarnego. Byla na miejscu, wrocil wiec do srodka i sprawdzil poczte elektroniczna. Nie pamietal, ze jest Boze Narodzenie, ale przypomnialy mu o tym zyczenia swiateczne od rodziny i przyjaciol. Kiedy odpisywal na e-maile, poczul smutek. Sa swieta, wiekszosc Amerykanow jest ze swoimi bliskimi, a on tkwi samotnie na pustkowiu i goni za marzeniem, w ktorego istnienie przestal wierzyc. Smutek stopniowo zastapila zlosc. Ackerman zapomnial o fasoli, chwycil ze stolu lampe naftowa i poszedl w glab groty. Stanal tam i zaczal przeklinac pod nosem bieg wypadkow, ktory zaprowadzil go na dalekie i zimne pustkowie w najswietsza z nocy. Wszystkie badania mikroskopowe i staranne ogledziny nic nie daly. Nic tu nie ma - to jakas bzdura. Jutro zacznie zwijac oboz. Zaladuje namiot i zapasy na sanie przyczepione do skutera snieznego i gdy tylko pogoda sie poprawi, pojedzie do najblizszego miasta, Angmagssalik, odleglego o sto szescdziesiat kilometrow. Grota Bogow pozostanie mitem. Narastal w nim gniew. Wykrzyknal przeklenstwo, zamachnal sie lampa i rzucil ja. Poszybowala lukiem w powietrzu i trafila w sklepienie groty. Szklany klosz roztrzaskal sie o skale i wokol rozprysnal sie plonacy plyn. Nagle, jakby za sprawa magii, ogien na sklepieniu zostal wessany do czterech szczelin nad glowa Ackermana, ktore tworzyly kwadrat. Sklepienie, pomyslal. Nigdy go nie badalismy. Pobiegl z powrotem na front groty, otworzyl drewniana skrzynie i wyjal cienkie aluminiowe rury. Uzywali ich do rozposcierania na podlodze siatki do dokladnych badan archeologicznych. Kazda rura miala metr dwadziescia dlugosci. Ackerman pogrzebal w nylonowym worku ze sprzetem, znalazl tasme samoprzylepna i polaczyl nia rury. Mial teraz tyczke o dlugosci trzech metrow i szescdziesieciu centymetrow. Chwycil ja jak oszczep i wrocil w glab groty. Rozbita lampa lezala na podlodze i wciaz plonela. Byla wgnieciona i bez klosza, ale dawala swiatlo. Spojrzal w gore. Dym ze spalonej nafty pozostawil na sklepieniu ledwo widoczny zarys kwadratu. Ackerman ustawil tyczke pionowo i naparl wolno na sklepienie. Cienka kamienna pokrywa miala skosne krawedzie. Kiedy Ackerman ja pchnal, przesunela sie na drewnianych kolkach i otworzyla jak naoliwiona okiennica. Po otwarciu wlazu w dol opadla drabinka spleciona ze skory morsa. Ackerman znieruchomial ze zdumienia. Potem zgasil rozbita lampe naftowa, poszedl z powrotem do namiotu i zobaczyl, ze kipi fasola. Zdjal puszke z kuchenki, wzial latarke, podstawowy prowiant na wypadek, gdyby utknal, line i cyfrowy aparat fotograficzny. Wrocil do drabinki i wspial sie ku swojemu przeznaczeniu. Kiedy przedostal sie przez otwor, poczul sie, jakby wszedl na strych. Tu miescila sie prawdziwa grota. Ta, ktora tak dokladnie badal ze studentami, byla tylko starannie przygotowanym oszustwem. Poswiecil latarka i ruszyl w tym samym kierunku co w dolnej grocie. Pokonal mniej wiecej taka sama odleglosc jak na dole i natknal sie na stos kamieni. Ulozono je tak, zeby wygladaly na naturalne osuwisko skalne. Pozniej mozna usunac kamienie i zobaczyc, co jest dalej, ale na razie - i przez kilka ostatnich stuleci - osuwisko strzeglo jakiejs tajemnicy. Ackerman dal sie nabrac na oszustwo, tak jak zaplanowali budowniczowie groty. Zawrocil od kamieni, minal ostroznie otwor wejsciowy, przystanal i opuscil na podloge jeden koniec liny. Uniosl latarke nad glowe i poszedl korytarzem, rozwijajac line. Sciany byly ozdobione piktogramami, przedstawiajacymi polujacych mezczyzn, rzezie dzikich zwierzat i statki w rejsach do odleglych ladow. Bylo oczywiste, ze przez dlugie lata pracowalo tu wielu ludzi. Grota sie rozszerzala. W swietle latarki ukazaly sie dobrze zachowane w zimnie futra i zwierzece skory na pietrowych poslaniach. Miejsca do spania wykuto w skale jak w dawnych kopalniach. Od czesci sypialnej odchodzilo kilka krotkich odnog poczernialych od ognisk, na ktorych przyrzadzano potrawy. Dlugie, grubo ciosane stoly wniesiono do groty w kawalkach i zlozono w srodku. Staly w jadalni z wysokim sklepieniem. Ackerman zatoczyl latarka krag i zobaczyl w scianach zbiorniki na wielorybi tran z wystajacymi knotami. Sluzyly do oswietlania wnetrza. Moglo tu usiasc nawet sto osob. Wciagnal nosem powietrze. Bylo swieze. Poczul nawet lekki powiew. Ludzie Eryka Rudego najwyrazniej wywiercili w grocie otwory wentylacyjne. Za jadalnia bylo male pomieszczenie z pochylymi kamiennymi korytami pod scianami. Koryta wypelniala parujaca woda. Ackerman wiedzial, ze to prymitywne toalety, ale pamietal, ze uplynelo tysiac lat. Zanurzyl palec w wodzie. Byla goraca. Domyslil sie, ze pochodzi ze zrodla geotermicznego. Tuz za umywalnia znalazl duzy podwyzszony zbiornik z odplywami do koryt. Laznia. Wszedl do waskiego korytarza za laznia. Wygladzone sciany byly ozdobione geometrycznymi wzorami wyrytymi w skale i pomalowanymi na czerwono, zolto i zielono. Na wprost byl otwor obramowany starannie dobranymi kamieniami dekoracyjnymi. Ackerman wkroczyl do duzej komory. Zobaczyl zaokraglone, gladkie sciany. Podloga wylozona plaskimi kamieniami byla niemal idealnie rowna. Z sufitu zwisaly druzy i geody. Wygladaly jak kandelabry. Ackerman siegnal w dol i wyregulowal snop swiatla latarki. Potem wyprostowal sie i uniosl ja nad glowe. Widok zaparl mu dech. Na srodku pomieszczenia stala platforma. Lezala na niej szara kula. Druzy i geody rozpraszaly swiatlo latarki na tysiace tecz niczym wirujaca kula w dyskotece. Ackerman wypuscil powietrze z pluc. Ksztalt komory spotegowal odglos. Podszedl do platformy, ktora siegala mu do piersi, i popatrzyl na kule. -Meteoryt - powiedzial glosno. Potem wyjal cyfrowy aparat fotograficzny i zaczal robic zdjecia. Kiedy wrocil po drabince na dol, wzial licznik Geigera i ksiazke o analizach metali i sprobowal ustalic sklad kuli. Wkrotce go poznal. *** Godzine pozniej wprowadzil do komputera zdjecia cyfrowe i odczyty licznika Geigera. Przez nastepna godzine ukladal notatke prasowa o sobie. Wyslal wszystko poczta elektroniczna do swojego sponsora. Potem usiadl wygodnie, zeby plawic sie w chwale i czekac na odpowiedz. *** Stacja monitoringu Echelon w poblizu Chatham pod Londynem rejestrowala wiekszosc swiatowej telekomunikacji. Wspolna angielsko-amerykanska instalacja odbierala duza czesc informacji prasowych z obu stron oceanu. Echelon byl po prostu wielka aparatura podsluchowa, ktora wylapywala wiadomosci i wprowadzala je do komputera. Kiedy pojawialy sie pewne slowa, urzadzenie wylawialo je do sprawdzenia przez czlowieka. Potem wiadomosc przechodzila przez lancuch dowodzenia i byla kierowana do odpowiedniej sluzby wywiadowczej lub ignorowana jako nieistotna.E-mail Ackermana wyslany z Grenlandii trafil do satelity, zanim dotarl do Stanow Zjednoczonych. W drodze z powrotem na Ziemie informacja zostala przechwycona przez Echelona i wprowadzona do jego komputera. Zawierala slowo, ktore wymagalo sprawdzenia. Z czasem wiadomosc miala byc przekazana bezpieczna linia z Anglii do Agencji Bezpieczenstwa Narodowego w Marylandzie, a potem do Centralnej Agencji Wywiadowczej w Langley w Wirginii. Ale w Echelonie byl zdrajca i informacja trafila do wiecej niz jednego miejsca. W grocie niedaleko Gory Forela John Ackerman zyl w swiecie fantazji. Widzial siebie na okladkach magazynow archeologicznych. Przygotowywal przemowienie na okolicznosc wreczenia mu nagrody podobnej, przynajmniej w jego wyobrazni, do filmowego Oscara. Uwazal, ze dokonal wielkiego odkrycia na miare otwarcia piramidy lub znalezienia nietknietego, doskonale zachowanego wraka statku. Beda artykuly prasowe, ksiazki, programy telewizyjne. Jesli dobrze to rozegra, ma zapewniona kariere na cale zycie. Stanie sie osobistoscia, uznanym autorytetem w dziedzinie archeologii, media zawsze beda go prosily o komentarz. Jego komputer zasygnalizowal, ze przyszedl e-mail. Wiadomosc byla krotka. Na razie nikomu nic nie mow. Potrzebujemy wiecej dowodow przed wydaniem oswiadczenia. Wysylam tam czlowieka, ktory sprawdzi, co znalazles. Bedzie u ciebie za dzien lub dwa. Sporzadzaj dokumentacje swojego odkrycia. Wspaniala robota, John. Ale nikomu ani slowa. Tekst najpierw zirytowal Ackermana. Po zastanowieniu udalo mu sie przekonac samego siebie, ze jego sponsor prawdopodobnie przygotowuje kampanie medialna. Byc moze chce dac jednej z glownych sieci wylacznosc i potrzebuje troche czasu na zorganizowanie wywiadu. Lub planuje ujawinic odkrycie jednoczesnie gazetom, magazynom i telewizji. Wkrotce Ackermana opanowaly te mysli i jego "ja" zaczelo gwaltownie rosnac. Im bardziej naglosni sie sprawe, tym bedzie slawniejszy. Przerost ego i koloryzowanie na temat wlasnej osoby mialy sie okazac zabojcza kombinacja. 4 Czasem lepiej byc szczesciarzem niz spryciarzem. Na ostatnim pietrze hotelu w miescie znanym z ryzykantow mezczyzna w srednim wieku nazwiskiem Halifax Hickman popatrzyl na zdjecia cyfrowe na monitorze komputera i sie usmiechnal. Przeczytal raport, ktory wydrukowal pare godzin wczesniej, zrobil kilka obliczen na papierze i znow spojrzal na ekran. Nie do wiary. Mial przed soba rozwiazanie swojego problemu. Wraz z odpisem od podatku za darowizne.Zupelnie jakby wrzucil do automatu w kasynie cwierc dolara i wygral milion. Hickman wybuchnal smiechem. Ale nie wesolym. Nie czul radosci. Byl opanowany zadza zemsty i zzerala go nienawisc. Przestal sie smiac, siegnal do telefonu i wybral numer. *** Clay Hughes mieszkal w gorach na polnoc od Missouli w Montanie, w domku, ktory sam zbudowal na swojej szescdziesieciopiecio-hektarowej dzialce. Gorace zrodla na jego terenie zapewnialy ogrzewanie, cieplarnie dostarczaly zywnosci. Prad elektryczny wytwarzala energia sloneczna i wiatrowa. Hughes utrzymywal kontakt glosowy z reszta swiata przez telefon komorkowy i satelitarny. Mial na koncie bankowym w Missouli szesciocyfrowa sume, skrytke pocztowa do odbioru korespondencji, trzy paszporty, cztery numery ubezpieczenia i prawa jazdy na rozne nazwiska i adresy. Lubil prywatnosc - nic niezwyklego wsrod zawodowych zabojcow, ktorzy wola pozostawac w cieniu. -Mam dla pana robote - powiedzial Hickman. Hughes od razu przeszedl do rzeczy. -Za ile? - spytal. -Za piecdziesiat tysiecy dolarow. To moze potrwac jakies piec dni. I zapewniam transport. -Domyslam sie, ze ktos ma miec zly dzien - rzekl Hughes. - Co jeszcze? -Po wykonaniu zadania trzeba bedzie cos dostarczyc w jedno miejsce -odparl Hickman. -Czy to pomoze sprawie? -Tak. -Wiec dostawa bedzie gratis - oznajmil wspanialomyslnie Hughes. -Moj samolot przyleci tam za godzine - powiedzial Hickman. - Niech pan sie cieplo ubierze. -Chce zloto - zastrzegl Hughes. -Bedzie zloto - zapewnil Hickman i sie wylaczyl. *** Godzine pozniej na lotnisku w Missouli wyladowal raytheon hawker 800XP. Hughes wylaczyl silnik swojego odrestaurowanego internationala scouta z roku 1972. Siegnal do tylu, odciagnal suwak torby i jeszcze raz sprawdzil bron. Zadowolony, ze wszystko jest w porzadku, zamknal torbe, podniosl i postawil na ziemi. Potem zaryglowal tylne drzwi, schylil sie i uzbroil ladunek wybuchowy, ktorego uzywal jako zabezpieczenia przeciwwlamaniowego.Gdyby ktos probowal dostac sie do pojazdu w czasie jego nieobecnosci, scout wylecialby w powietrze. Eksplozja zniszczylaby wszelkie dowody wlasnosci i jego osobiste dokumenty. Hughes byl paranoikiem. Zarzucil torbe na ramie i poszedl w kierunku odrzutowca. Czterdziesci siedem minut pozniej samolot przelecial nad granica amerykansko-kanadyjska kursem polnoc-polnocny wschod. 5 Dzien po przechwyceniu e-maila z Grenlandii Langston Overholt IV siedzial w swoim gabinecie w kwaterze glownej CIA w Wirginii i patrzyl na zdjecie meteorytu. Zerknal na raport o irydzie, potem spojrzal na liste swoich agentow. Jak zwykle brakowalo mu ludzi. Siegnal do miski na biurku i po pilke tenisowa. Zaczal ja odbijac od sciany i lapac. To go odprezalo. Czy dla tej sprawy warto odciagac agentow od innych zadan? Zawsze tak jest - ryzyko kontra nagroda. Overholt czekal na raport naukowcow CIA, ktory mogl rzucic wiecej swiatla na ewentualne zagrozenie, ale na razie wygladalo to dosc prosto. Potrzebowal kogos, kto poleci na Grenlandie i zabezpieczy meteoryt. Potem ryzyko byloby minimalne. Poniewaz nie mial zadnego wolnego agenta, postanowil zadzwonic do starego przyjaciela.-Dwa piec dwa cztery. -Overholt. Jak tam na Islandii? -Jesli zjem jeszcze kawalek sledzia - odrzekl Cabrillo - bede mogl poplynac wplaw do Irlandii. -Podobno pracujesz dla bylych komunistow - powiedzial Overholt. -Na pewno znasz problem - odparl Cabrillo. - Zagrozenie bezpieczenstwa na Ukrainie. -Wiem. Tez sie tym zajmujemy. Cabrillo i Overholt byli kiedys partnerami. Wpadka w Nikaragui kosztowala Cabrilla prace w CIA, ale wyciagnal przyjaciela z tarapatow. Overholt nigdy mu tego nie zapomnial i przez lata dawal Cabrillowi i Korporacji tyle zlecen, ile mogl. -Terroryzm rozkreca nam i