Natasha Solomons - Powieść w altówce

Szczegóły
Tytuł Natasha Solomons - Powieść w altówce
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Natasha Solomons - Powieść w altówce PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Natasha Solomons - Powieść w altówce PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Natasha Solomons - Powieść w altówce - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 1 Solomons Natasha Powieść w altówce Latem 1938 roku Elise Landau przybywa do Tyneford, wspaniałego majątku nad zatoką. Młodziutka dziewczyna z Wiednia, zmuszona do poszukania pracy pokojówki, nie wie o Anglii nic. Kiedy reszta służby poleruje srebra i podaje drinki, ona nosi perły matki pod uniformem subretki i wywołuje skandal, tańcząc z chłopcem zwanym Kit. Ale nadchodzi wojna i świat się zmienia. A Elisie uczy się, że można być więcej niż Strona 4 jedną osobą. I kochać więcej niż jeden raz. 2 ROZDZIAŁ PIERWSZY Garść ogólnych informacji o czworonogach Kiedy zamykam oczy, widzę Tyneford. W ciemnościach, gdy kładę się spać, widzę wapienny fronton w blasku późnego popołudnia. Słońce odbija się w górnych oknach, powietrze jest ciężkie od zapachu magnolii i soli. Bluszcz oplata łuk portyku, a sroka dziobie porosty oblepiające wapienne dachówki. Z jednego z wielkich Strona 5 kominów sączy się dym, majowo szmaragdowe liście w lipowej alei rzucają cętkowane cienie na podjazd. Żaden chwast się jeszcze nie przedziera przez rabatki z lawendą i tymiankiem, murawa, króciutko przycięta i aksamitna, roztacza się soczyście zielonymi pasami. Starego ogrodowego muru nie znaczą jeszcze dziury po pociskach, w szeroko otwartych oknach salonu tkwią szyby, jeszcze niestrzaskane przez artyleryjski ostrzał. Widzę dom taki, jaki ukazał się moim oczom tego pierwszego popołudnia. W zasięgu wzroku nie ma żywej duszy. Słyszę podzwanianie przygotowywanej tacy z drinkami, wazon różowych Strona 6 kamelii stoi na stole na tarasie. A w zatoce łodzie rybackie z szeroko zarzuconymi sieciami podskakują na falach wśród plusku wody obmywającej drewniane kadłuby. Jeszcze nas nie wygnano. Domki na plaży jeszcze nie leżą w gruzach, leszczyna i tarnina nie porosły jeszcze kamiennych podłóg chałup w wiosce. Jeszcze nie oddaliśmy Tyneford na pastwę karabinów, czołgów, ptaków i duchów. 3 Od jakiegoś czasu łapię się na tym, że coraz więcej zapominam. Póki co, nic ważnego. Rozmawiałam niedawno przez telefon i gdy tylko odłożyłam słuchawkę, uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, z Strona 7 kim i co powiedział. Prawdopodobnie przypomnę sobie później, gdy będę leżała w kąpieli. Bywa, że inne kwestie też mi ulatują; nazwy ptaków już nie tkwią gotowe na końcu języka i ze wstydem przyznaję, że nie mogę sobie przypomnieć, gdzie w tym roku posadziłam cebulki żonkili. Jednak, choć lata zacierają inne wspomnienia, Tyneford trwa -niczym gładki kamyczek pamięci. Tyneford. Tyneford. Może jeśli wypowiem nazwę majątku wystarczająco wiele razy, uda mi się do niego powrócić. Każde lato było tam długie, niebieskie i gorące. Pamiętam je wszystkie, a przynajmniej tak mi się zdaje. Mam wrażenie, jakby dopiero co minęły. Tak często odtwarzałam w Strona 8 myślach spędzone tam chwile, że w każdej słyszę własny głos. Teraz, kiedy je spisuję, wydają się niewzruszone, kompletne. Na stronach znowu żyjemy, młodzi i nieświadomi, wszystko dopiero ma się wydarzyć. Kiedy otrzymałam list, który przywiódł mnie do Tyneford, nie wiedziałam o Anglii nic poza tym, że mi się nie spodoba. Tego ranka siedziałam na swoim zwykłym miejscu obok ociekacza w kuchni, po której krzątała się Hildegarda z rękoma uwalanymi mąką aż po łokcie i jedną brwią śniegowobiałą. Zaśmiałam się, a ona trzepnęła mnie ścierką do naczyń, wytrącając mi z ręki na podłogę kromkę Strona 9 chleba. - Gut. Ciut mniej pieczywa i masła ci nie zaszkodzi. Rzuciłam jej gniewne spojrzenie i strząsnęłam okruszki na linoleum. Żałowałam, że nie wdałam się bardziej w Annę. Od trosk jeszcze bardziej zeszczuplała. Oczy sprawiały wrażenie ogromnych na tle bladej twarzy i nigdy jeszcze nie przypominała tak bardzo bohaterek oper, które grała. Była już gwiazdą, 4 Strona 10 kiedy poślubiła mojego ojca - czarnooką pięknością z głosem jak wiśnie w czekoladzie, diwą z prawdziwego zdarzenia. Kiedy otwierała usta i zaczynała śpiewać, czas zamierał, a wszyscy słuchali, pławiąc się w dźwiękach, niepewni czy to, co słyszą, jest prawdą czy figlem wyobraźni. Kiedy sytuacja zrobiła się ciężka, z Wenecji i Paryża zaczęły napływać listy od tenorów i dyrygentów. A nawet jeden od kontrabasu. Wszystkie brzmiały tak samo: Droga Anno, uciekaj z Wiednia i przyjeżdżaj do Paryża/ /Londynu/Nowego Jorku, a zapewnię ci bezpieczeństwo... Oczywiście nigdy nie ruszyłaby się z miejsca bez mojego ojca. Strona 11 Albo mnie. Czy Margot. Ja wyjechałabym w okamgnieniu: spakowała suknie balowe (gdybym jakieś miała) i czmychnęła popijać szampana na Champs Elysees. Ale do mnie listy nie przychodziły. Nawet marny bilecik od drugich skrzypiec. Zatem zajadałam się bułkami z masłem, a Hildegarda poszerzała mi sukienki w pasie małymi kawałkami elastycznego materiału. - Chodź. - Przegoniła mnie z blatu na środek kuchni, gdzie na stole spoczywało wielkie, oproszone mąką tomiszcze. - Musisz się wprawiać. Co przygotujemy? Strona 12 Anna wypatrzyła tę cegłę w jakimś antykwariacie i wręczyła mi ją z rumieńcem dumy. Było to Vademecum pani domu pióra pani Beeton - dobry kilogram porad, dzięki którym miałam się nauczyć gotować, sprzątać i zachowywać. Taki niepiękny los mnie czekał. Pogryzając warkocz, trąciłam tom, tak by się otworzył na spisie treści: „Garść ogólnych informacji na temat czworonogów... zupa z głowizny cielęcej... węgorz w cieście". Wzruszyłam ramionami. - To. - Pokazałam na przepis figurujący Strona 13 w połowie strony. -Pasztet. Powinnam umieć zrobić pasztet. Napisałam, że umiem. 5 Miesiąc wcześniej Anna zabrała mnie na pocztę, żebym nadała telegram do działu ogłoszeń londyńskiego „Timesa". Wlokłam się za nią noga za nogą, kopiąc wilgotne kupki opadłego kwiecia, które zaścielało chodnik. - Nie chcę jechać do Anglii. Pojadę do Ameryki z tobą i tatą. Rodzice liczyli, że uda im się uciec do Nowego Jorku, władze Metropolitan Opera obiecały pomóc w załatwieniu wiz, jeśli tylko Strona 14 Anna zgodzi się u nich śpiewać. Przyspieszyła kroku. - I pojedziesz. Ale teraz nie jesteśmy w stanie zdobyć dla ciebie amerykańskiej wizy. - Przystanęła na środku ulicy i ujęła moją twarz w dłonie. - Przysięgam, że zanim jeszcze obejrzę buty w Bergdorfie Goldmanie, zobaczę się z prawnikiem w sprawie ściągnięcia cię do Nowego Jorku. - Zanim obejrzysz buty w Bergdorfie? - Słowo. Anna miała maleńkie stopki i ogromne zamiłowanie do obuwia. Strona 15 Wprawdzie jej pierwszą miłością była muzyka, ale buty bez wątpienia drugą. W szafie trzymała niezliczone rzędy eleganckich szpilek z różowej, szarej, lakierowanej i cielęcej skóry oraz zamszu. Zakpiła z siebie, żeby mnie udobruchać. - Pozwól mi przynajmniej rzucić okiem na swoje ogłoszenie - poprosiła. Przed poznaniem ojca śpiewała jeden sezon w Covent Garden i mówiła niemal perfekcyjną angielszczyzną. - Nie. - Wyrwałam jej kartkę. - Jeśli mój angielski jest tak fatalny, że będą mnie Strona 16 chcieli tylko w jakiejś oberży, sama jestem sobie winna. Anna starała się stłumić śmiech. - Kochanie, czy ty chociaż wiesz, co to jest oberża? Oczywiście nie miałam pojęcia, ale nie mogłam jej tego po- 6 wiedzieć. Mgliście wyobrażałam sobie uchodźców, takich jak ja, na zmianę padających bez przytomności na wyściełane sofy. Oburzona kpinami kazałam jej poczekać przed pocztą, kiedy nadawałam telegram: Wiedenka żydowskiego pochodzenia, łat 19, szuka posady pokojówki. Strona 17 Mówię ciekle po angielsku. Narobię wam pasztetu. Elise Landau, Wiedeń 4, Dorotheegasse 30/5. Hildegarda spiorunowała mnie wzrokiem. - Elise Roso Landau, nie mam dziś w spiżarni dość mięsa na pasztet, więc bądź łaskawa wybrać coś innego. Miałam właśnie zdecydować się na papużki w cieście, żeby ją rozjuszyć, kiedy do kuchni weszli rodzice. Ojciec trzymał w dłoni kopertę. Był wysoki, miał metr osiemdziesiąt dwa bez kapelusza, gęste czarne włosy z kapką siwizny na skroniach i oczy lazurowe jak letnie morze. Oboje z Anną stanowili Strona 18 żywy dowód na to, że piękni ludzie niekoniecznie produkują piękne dzieci: ona, ze swoim delikatnym blond powabem, i Julian, tak przystojny, że zawsze nosił okulary w drucianych oprawkach, żeby zmniejszyć siłę rażenia tych zbyt niebieskich oczu (kiedyś, gdy się kąpał, założyłam je i odkryłam, że soczewki są niemal zerowe). Jakimś cudem jednak wydali na świat właśnie mnie. Przez lata cioteczne babki gruchały: „Och, poczekajcie tylko, niech no podrośnie i rozkwitnie! Ani się obejrzymy, a skończy dwanaście lat, zakarbujcie moje słowa, i będzie z niej czysta matka". Owszem, bywałam czysta, ale matki zupełnie nie przypominałam. Dwunaste urodziny Strona 19 nadeszły i minęły. Babki wytrzymały do szesnastych. Rozkwitu jak nie było, tak nie było. Kiedy dobiłam do dziewiętnastki, nawet Gabrielle, najbardziej optymistyczna z nich wszystkich, zarzuciła nadzieję. Teraz zdobywały 7 się na co najwyżej: „Ma swój urok. I charakter". Czy ten ostatni jest dobry czy nie, nigdy nie precyzowały. Anna czaiła się za Julianem, mrugając i przesuwając różowym koniuszkiem języka po dolnej wardze. Stanęłam prosto i skupiłam uwagę na kopercie w dłoni ojca. - Z Anglii - powiedział i wyciągnął list Strona 20 w moją stronę. Wzięłam ją i z umyślną powolnością, świadoma, że cała trójka mnie obserwuje, wsunęłam nóż do masła pod miejsce sklejenia. Wyciągnęłam kremowy arkusz papieru z filigranem, rozłożyłam i wygładziłam zagięcia. Zaczęłam nieśpiesznie przebiegać go wzrokiem w milczeniu. Znosili to przez jakąś minutę, w końcu Julian nie wytrzymał. - Na miłość boską, Elise, co tam jest napisane? Spojrzałam na niego bykiem. Bardzo często patrzyłam wówczas bykiem. Nie przejął się, więc odczytałam: Szanowna Fraulein Landau!