Michelle Frances - Mój chłopak
Szczegóły |
Tytuł |
Michelle Frances - Mój chłopak |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Michelle Frances - Mój chłopak PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Michelle Frances - Mój chłopak PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Michelle Frances - Mój chłopak - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
POKRĘCONA HISTORIA (ANTY)MIŁOSNA.
TEN MĘŻCZYZNA SPADŁ JEJ Z NIEBA. ZNA JĄ DOSKONALE I ODGA-
DUJE KAŻDE JEJ PRAGNIENIE. TYLKO DLACZEGO WYDAJE JEJ SIĘ,
ŻE NIGDY GO NIE SPOTKAŁA?
Amy wiedzie niezależne życie, robi błyskotliwą karierę prawniczki, ma wła-
sne przytulne mieszkanie w Londynie, grupę oddanych przyjaciółek i matkę,
z którą jest zżyta. Ale w obliczu nadchodzących trzydziestych urodzin coraz
częściej musi przyznać, że jednej rzeczy jej brakuje: prawdziwego uczucia.
Kiedy więc budzi się po poważnym wypadku i nie pamięta niczego z ostat-
nich sześciu miesięcy, jest zdziwiona, że kogoś ma. I to nie po prostu „ko-
goś”, ale chłopaka marzeń – przystojnego, opiekuńczego, bezgranicznie jej
oddanego lekarza, Jacka.
Mężczyzna pojawia się bez zapowiedzi w malowniczych Alpach, na jej wyjeź-
dzie urodzinowym, i od razu wszystkich oczarowuje. Z każdym dniem jednak
Amy przypomina sobie coraz więcej z minionego półrocza. I obecność Jacka
zaczyna ją przerażać. Czemu nie może pozbyć się wrażenia, że nic ich nie
łączy? Czyżby po wypadku umysł płatał jej figle? A może ten ideał jest zbyt
doskonały, żeby mógł być prawdziwy?
Strona 3
Strona 4
Strona 5
MICHELLE FRANCES
Angielka, absolwentka Bournemouth Film School i American Film Institute
w Los Angeles. Po powrocie do Londynu przez piętnaście lat pracowała
w telewizji jako producentka i scenarzystka, m.in. dla BBC.
Debiutowała thrillerem psychologicznym Ta dziewczyna, który został wydany
w 19 krajach; sprzedano także prawa do jego ekranizacji. W Wielkiej Brytanii
ta powieść była jednym z 10 najlepiej sprzedających się e-booków, została
też największym bestsellerem wśród e-booków sprzedawanych na Amazo-
nie i przez serwis i-Tunes.
Obecnie autorka mieszka w East Sussex z rodziną i bardzo uroczym field
spanielem, Ripleyem.
michellefrancesbooks.com
Strona 6
Tej autorki
TA DZIEWCZYNA
TA DRUGA
CÓRKA
SIOSTRY
MÓJ CHŁOPAK
Strona 7
Tyt uł oryginału:
THE BOYFRIEND
Copyright © Michelle Frances 2022
All rights reserved
Pol ish edit ion copyright © Wydawnict wo Albat ros Sp. z o.o. 2023
Pol ish transl at ion copyright © Maria Gębicka-Frąc 2023
Redakcja: Anna Wal enko
Proj ekt graficzny okładki: Kasia Meszka
Zdjęcie na okładce: Gorodenkoff/Shutt erstock
Wydawca
Wydawnict wo Albat ros Sp. z o.o.
Hlonda 2A/25, 02-972 Warszawa
wydawnict woalbat ros.com
Facebook.com/Wydawnict woAlbat ros | Instagram.com/wydawnict woalbat ros
Konwersja do form atu elekt ronicznego
woblink.com
Strona 8
Spis treści
JEDEN
DWA
TRZY
CZTERY
PIĘĆ
SZEŚĆ
SIEDEM
OSIEM
DZIEWIĘĆ
DZIESIĘĆ
JEDENAŚCIE
DWANAŚCIE
TRZYNAŚCIE
CZTERNAŚCIE
PIĘTNAŚCIE
SZESNAŚCIE
SIEDEMNAŚCIE
OSIEMNAŚCIE
DZIEWIĘTNAŚCIE
DWADZIEŚCIA
DWADZIEŚCIA JEDEN
DWADZIEŚCIA DWA
DWADZIEŚCIA TRZY
DWADZIEŚCIA CZTERY
DWADZIEŚCIA PIĘĆ
DWADZIEŚCIA SZEŚĆ
DWADZIEŚCIA SIEDEM
DWADZIEŚCIA OSIEM
Strona 9
DWADZIEŚCIA DZIEWIĘĆ
TRZYDZIEŚCI
TRZYDZIEŚCI JEDEN
TRZYDZIEŚCI DWA
TRZYDZIEŚCI TRZY
TRZYDZIEŚCI CZTERY
TRZYDZIEŚCI PIĘĆ
TRZYDZIEŚCI SZEŚĆ
TRZYDZIEŚCI SIEDEM
TRZYDZIEŚCI OSIEM
TRZYDZIEŚCI DZIEWIĘĆ
CZTERDZIEŚCI
CZTERDZIEŚCI JEDEN
CZTERDZIEŚCI DWA
CZTERDZIEŚCI TRZY
CZTERDZIEŚCI CZTERY
CZTERDZIEŚCI PIĘĆ
CZTERDZIEŚCI SZEŚĆ
CZTERDZIEŚCI SIEDEM
CZTERDZIEŚCI OSIEM
CZTERDZIEŚCI DZIEWIĘĆ
PIĘĆDZIESIĄT
PIĘĆDZIESIĄT JEDEN
PIĘĆDZIESIĄT DWA
PIĘĆDZIESIĄT TRZY
PIĘĆDZIESIĄT CZTERY
PIĘĆDZIESIĄT PIĘĆ
PIĘĆDZIESIĄT SZEŚĆ
PIĘĆDZIESIĄT SIEDEM
PIĘĆDZIESIĄT OSIEM
Strona 10
PIĘĆDZIESIĄT DZIEWIĘĆ
SZEŚĆDZIESIĄT
SZEŚĆDZIESIĄT JEDEN
SZEŚĆDZIESIĄT DWA
SZEŚĆDZIESIĄT TRZY
SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY
SZEŚĆDZIESIĄT PIĘĆ
SZEŚĆDZIESIĄT SZEŚĆ
SZEŚĆDZIESIĄT SIEDEM
SZEŚĆDZIESIĄT OSIEM
SZEŚĆDZIESIĄT DZIEWIĘĆ
SIEDEMDZIESIĄT
SIEDEMDZIESIĄT JEDEN
SIEDEMDZIESIĄT DWA
SIEDEMDZIESIĄT TRZY
SIEDEMDZIESIĄT CZTERY
SIEDEMDZIESIĄT PIĘĆ
SIEDEMDZIESIĄT SZEŚĆ
SIEDEMDZIESIĄT SIEDEM
SIEDEMDZIESIĄT OSIEM
SIEDEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ
OSIEMDZIESIĄT
OSIEMDZIESIĄT JEDEN
EPILOG
PODZIĘKOWANIA
Strona 11
Dla Trishy Jackson. Dzięki za wszystko.
Strona 12
JEDEN
19 lutego
– Halo? Halo? Słyszy mnie pani?
Stanowczy niski głos dot arł w głąb otchłani, w której ugrzęzła jej świadom ość.
– Halo? Śmiało, proszę otworzyć oczy.
Głos, do kogokolwiek nal eżał, był nat rętny. Amy miała nieprzyj emne wraże‐
nie, że stała się cel em ataku.
– Jest pani w szpit alu. Jestem dokt or Kunda. Miała pani wypadek i zraniła się
w głowę.
Odczuwała ból, głęboki, wszechogarniaj ący ból, który tłum ił wszystkie inne
zmysły i pozbawiał ją siły woli.
– Chcę, żeby postarała się pani otworzyć oczy. Da pani radę to zrobić?
Spróbowała uchyl ić powieki. Udało się. Wąska kreska rozm yt ego świat ła, zbyt
jasna. Amy zdała sobie sprawę, że leży w łóżku. Później poj awiły się kształty. Po‐
stacie z innego świata, poruszaj ące się wokół niej jak wielkie biało-niebieskie
plamy. Przestraszyły ją.
Jedna z nich przem ówiła, choć Amy nie pot rafiła wskazać która.
– O to chodzi. Bardzo dobrze. Czy może mi pani powiedzieć, jak się pani na‐
zywa?
To było zbyt wiele. Zam knęła oczy.
Strona 13
DWA
19 lutego
– Ach! Więc moja pacjentka już mnie nie ignoruje.
Amy zobaczyła, że do jej łóżka zbliża się wielkol ud ubrany w niebieski far‐
tuch, a za nim kilku innych lekarzy. Piel ęgniarka, która opiekowała się nią od
czasu, gdy Amy odzyskała przyt omność, posłała jej uspokaj aj ący uśmiech.
– Ignorował am pana? – zapyt ała Amy.
– Miała pani dobrą wym ówkę – odparł mężczyzna. – Jestem dokt or Kunda.
Miło panią poznać, Amy. – Stał nad nią, przyglądaj ąc się jej bystrymi brązowymi
oczami. – Słyszał em od siostry Morgan, że niezupełnie pani wie, z jakiego po‐
wodu trafiła do szpit ala.
Amy spojrzała na piegowatą rudowłosą piel ęgniarkę, zaj ętą sprawdzaniem
urządzeń, do których ona była podł ączona.
– Zgadza się.
– Zrobil iśmy już tom ografię i z radością inform uję, że nie ma śladów krwa‐
wienia śródczaszkowego – oznajm ił dokt or Kunda. – Przez kilka dni będziemy pa‐
nią uważnie obserwować, po prostu dla pewności, że nie ma powodu do zmar‐
twień.
– Na przykład jakich? – spyt ała nerwowo.
– Zawsze monit oruj emy pacjent ów po urazie głowy. Najczęściej wszystko jest
w porządku, ale musimy się upewnić, zanim będziemy mogli panią wypisać. Ma
pani bóle głowy?
– Tak. Okropne.
Strona 14
Uśmiechnął się.
– Tego nal eży się spodziewać. A co z pam ięcią?
– Nadal nic nie pam ięt am.
– Wie pani, jaki dziś dzień?
– Dziewiętnasty lut ego. Wiem tylko dzięki temu, że powiedziała mi siostra
Morgan.
– Przypom ina sobie pani coś w związku z wypadkiem?
Pokręciła głową.
– Wieczorem znal eziono panią na obl odzonej ulicy w Earlsfield. Nieprzy‐
tomną.
– Blisko moj ego mieszkania – zauważyła Amy.
Siostra Morgan powiedziała jej, że jakiś przechodzień wezwał karetkę. Ona
sama nie pam ięt ała wypadku.
– Jak pani sądzi, z jakiego okresu pochodzą pani ostatnie wspom nienia?
– Sprzed około pół roku. Z końca ubiegłego lata. Pam ięt am święto bankowe
w sierpniu. Było gorąco. Wybrał am się na plażę.
– A teraz mamy minus jeden i pada śnieg! – Lekarz roześmiał się hał aśliwie,
jakby powiedział przedni żart. Siostra Morgan podchwyciła jej spojrzenie i skrzy‐
wiła się. – Pani mózg doznał lekkiego wstrząśnienia – ciągnął dokt or Kunda. –
Amnezja prawdopodobnie będzie tymczasowa. Wspom nienia powrócą, chociaż
najpewniej nie wszystkie naraz.
– Kiedy?
– Trudno powiedzieć. Może dopisze pani szczęście i zacznie pani coś sobie
przypom inać w ciągu kilku dni. A może miną tygodnie…
– Jaka jest najgorsza możl iwość? – zapyt ała Amy z niepokoj em.
– Nie sposób tego przewidzieć. Miesiące? Może dłużej. I gdy wspom nienia
powrócą, nie muszą być kompletne. Mogą być przem ieszane z tym, co przyda‐
rzyło się pani w innych mom ent ach życia, niektóre mogą być zniekształcone.
Strona 15
Albo – dodał radośnie, widząc jej przygnębioną minę – to może być jak włączenie
tel ewizora. Pstryk i ma pani przed sobą wszystko we wspaniał ym technikol orze.
Uśmiechnęła się blado.
– A teraz musimy porozm awiać o skutkach ubocznych – odezwał się po chwili
lekarz.
Zbladła.
– Nie ma powodu do obaw. Oczywiście będą bóle głowy. Może pani czuć się
bardziej rozdrażniona niż zwykle. Bardzo możl iwe, że wystąpią lekkie obj awy pa‐
ranoi: najzwyklejsze syt uacje mogą wydawać się groźne. – Uśmiechnął się. – Dla‐
tego proszę na jakiś czas zrezygnować z horrorów, dobrze?
– Jasne – mruknęła.
Dokt or Kunda przewert ował not atki, po czym spojrzał na nią badawczo.
– Ma pani męża? Chłopaka?
Zawahała się.
– Nie – odparła, jak zwykle z lekkim zażenowaniem.
Dobiega trzydziestki i nie ma nikogo, z kim można by się skont akt ować
w sprawie jej nagłego pobytu w szpit alu. Zastanawiała się, czy lekarz jest zasko‐
czony, czy ją osądza.
Zwrócił uwagę na jej powściągliwość.
– Dziewczynę?
Amy west chnęła.
– Nie. Matkę.
– Świetnie! Może panią odwiedzi? Zostanie z panią jakiś czas po wypisie?
Mruknęła coś niewyraźnie. Nie miała zam iaru ściągać tut aj matki, która
mieszkała w Dorset. To za dal eko, a poza tym Amy była pewna, że sama da sobie
radę.
– Cóż, pora na odpoczynek – powiedział dokt or Kunda. Wyprostował się. –
Uszy do góry – rzucił na odchodnym. – Może przypom ni sobie pani, że wygrała
na lot erii.
Strona 16
Amy odprowadziła go wzrokiem. Tak, racja, pom yślała. Dzięki, dokt orze ko‐
mediancie. Boże, ból rozsadzał jej głowę. Nie mogąc dłużej tego znieść, zam knęła
oczy.
Strona 17
TRZY
20 lutego
W szpit alu dni się dłużą. Gdy Amy obudziła się tego poranka, rażące świat ła
lamp szpit alnych nasil iły jej ból głowy. Zjadła śniadanie. Zawieziono ją na ko‐
lejne badania. Podczas przedpoł udniowej pory odwiedzin oglądała tel ewizję, sta‐
raj ąc się nie zwracać uwagi na atm osferę życzl iwości, która panowała na cał ym
oddziale, gdy bliscy odwiedzali pacjent ów. Piel ęgniarka sprawiła jej niespo‐
dziankę, przynosząc jej torebkę. Była brudna, bo Amy upuściła ją na ziem ię, kiedy
upadła, ale jakiś dobry sam aryt anin ją znal azł i dostarczył do szpit ala. Odruchowo
sprawdziła zawart ość, chociaż oczywiście nie pam ięt ała, co powinno w niej być.
Były tam klucze, portm onetka i tel efon. To ją nieco uspokoi ło. Po lunchu znów
zasnęła.
Gdy się zbudziła, świat ła na oddziale płonęły oślepiaj ąco jak zawsze. Skrzy‐
wiła się i spróbowała popat rzeć dokoła bez poruszania głową. Kol ejna fala energii
wlewała się do sali wraz z popoł udniowymi gośćmi. Amy wodziła wzrokiem, nie
będąc w stanie poham ować zabarwionej tęsknotą ciekawości. Naprzeciwko leżała
miła kobieta po czterdziestce i jej mąż przyszedł do niej po raz drugi tego dnia.
Zresztą przy łóżku każdej z pozostał ych pięciu kobiet w sali siedział jakiś męż‐
czyzna. Cicho mówiący mężowie, którzy przynieśli łakocie i czasopisma, dawali
żonom buziaki, trzym ali je za ręce.
Amy chciała usiąść, ale uniem ożl iwił jej to koszm arny ból głowy. Z nadzieją
spojrzała na zegarek; minie co najm niej godzina, zanim dostanie kol ejną dawkę
środków przeciwból owych. Za długo, zdecydowanie za długo. Wyciągnęła rękę do
Strona 18
przycisku przywoł ania, gdy do sali zdecydowanym krokiem weszła znaj oma
osoba.
– Aleś się urządziła – powiedziała całkiem życzl iwym tonem Lisa, pochyl iła
się nad łóżkiem i spojrzała na nią wyćwiczonym okiem lekarki pierwszego kon‐
taktu.
Amy wcześniej przejrzała się w lusterku i wiedziała, że lewe oko i pol iczek są
opuchnięte i mają kol or bakłażana, ale mimo to poczuła się lekko urażona.
– Co ze mną nie tak?
– Głównie siniaki. O rany, jest też podbite oko.
– Co ty tu robisz? – zapyt ała Amy, w duchu zadowol ona z widoku przyj a‐
ciółki.
Dobrze było myśleć, że daje sobie radę, jednak w rzeczywistości czuła się roz‐
paczl iwie sam otna.
– Nagrał aś mi wiadom ość, że jesteś szpit alu. Powiedział aś, że wszystko w po‐
rządku, ale nie mogłam przepuścić okazji, żeby na ciebie spojrzeć. Wiesz, jak
uwielbiam urazy. Jak się czuj esz?
– Teraz o niebo lepiej, gdy moja opiekuńcza przyj aciółka zaprezent owała
swoje popisowe podejście do pacjenta.
– Dlat ego trzym am się z dala od pracy w szpit alu. Wolę diagnozować pacjen‐
tów w gabinecie, a pot em kierować ich do specjal istów.
– Masz serce na dłoni. Naprawdę wyglądam tak tragicznie?
Amy zdawała sobie sprawę, że szuka pociechy, że jest rozbita emocjonalnie.
Próbowała ukryć twarz za długimi ciemnymi włosami, ale równie dobrze mogłaby
zasłaniać wybitą szybę ściereczką, więc się poddała.
– Jakbyś zderzyła się z krawężnikiem.
Właśnie to się stało, jak jej powiedziano. Amy poczuła powiew chłodu, gdy
Lisa zdjęła płaszcz w przegrzanej sali szpit alnej. Na dworze musi być bardzo
zimno. Ściągnęła szal ik i pot rząsnęła kucykiem, z którego uwolniło się kilka ja‐
Strona 19
snych kosmyków. Przysunęła krzesło, rzuciła płaszcz na oparcie i usiadła, zakła‐
daj ąc nogę na nogę i splat aj ąc dłonie na kol anie.
– Ból głowy? – zapyt ała.
– Pot worny.
– Nie, nic ci nie dam – oznajm iła stanowczo Lisa w odpowiedzi na najbardziej
żał osne spojrzenie, na jakie Amy mogła się zdobyć. – Jesteś już wystarczaj ąco na‐
ćpana. – Złagodziła ton. – Co z pam ięcią?
– Nic z ostatnich sześciu miesięcy. – Głos Amy cichł z każdym słowem.
Kiedy ocknęła się w szpit alu, była przerażona i nie wiedziała, jak się tam zna‐
lazła. Siostra Morgan zadała jej kont rol ne pyt ania w taki sposób, by brzmiały rze‐
czowo i uspokaj aj ąco, odnosiły się do podstawowych inform acji, jak jej wiek, bie‐
żąca data, kto jest prem ierem; Amy widziała jej reakcję na swoją odpowiedź, że
jest koniec sierpnia. Twarz piel ęgniarki cechował wystudiowany brak wyrazu, jed‐
nak skinienie głowy wiele mówiło. Brakowało w nim pot wierdzenia. Amy od razu
zorient owała się, że coś jest nie w porządku. Zapyt ała wprost i dowiedziała się, że
jest poł owa lut ego – prawie pół roku później niż w świecie, w którym żyła. Aż za‐
kręciło jej się w głowie, gdy uświadom iła sobie, że nie pam ięta kilku miesięcy
swoj ego życia. Tam, gdzie powinny być wspom nienia, ziała wielka dziura.
Teraz, maj ąc za sobą trochę czasu na pogodzenie się ze swoim stanem, czuła
pustkę; utraciła część siebie, a brak wspom nień sprawił, że była niespokojna
i bezbronna. Obecność przyj aciółki podniosła ją nieco na duchu.
– Hej, nie płacz. – Lisa wyj ęła z torebki chust eczkę higieniczną i podała jej. –
Wspom nienia wrócą, wiesz o tym, prawda?
– Tak mi mówią.
– Mają rację. Jakieś inne obrażenia?
– Nie zauważył am.
Wcześniej Amy podniosła koce, żeby sprawdzić stan swoj ego ciała, boj ąc się,
że może znal eźć coś poważnego, czego nie pam ięt ała z upadku. Wszystko wyglą‐
dało norm alnie, z wyj ątkiem blizny na kol anie. Nie mogła sobie przypom nieć,
Strona 20
skąd ona się wzięła, więc uznała, że dorobiła się jej w ciągu ostatnich sześciu mie‐
sięcy. W niedostępnej dla niej teraz części własnego życia. Dziwnie się czuła, nie
maj ąc poj ęcia, co się z nią działo w tym czasie.
Lisa obserwowała ją, coś rozważaj ąc. Odchrząknęła.
– No więc… czy wiesz, że za cztery dni wyj eżdżasz na urlop?
Amy nie kryła zaskoczenia.
– Co robię?
– Zarezerwował aś tydzień w Val d’Isère. Ty, ja, Jenna i twoja mama. Pobyt
w górskim domku twoj ej ciotki. Żeby uczcić twoje trzydzieste urodziny. Mamy
rezerwację bil et ów na pociągi, kuszetkę z Paryża. Ze składanymi łóżkami!
Amy próbowała jakoś to wszystko sobie poukładać.
– Moja matka będzie spać w pociągu? – spyt ała w końcu.
– Hm… nie. Pol eci. Stwierdziła, że nie obchodzi jej kryzys klim at yczny. Coś
w stylu: „jaką różnicę zrobi jeden pasażer więcej, skoro sam ol ot i tak leci?”.
Odet chnęła głęboko. Niepokoi ło ją, że mogła zapom nieć o czymś tak ważnym
jak wyj azd w góry. Chociaż, jak przypuszczała, jej mózg nie będzie wybiórczy
w tym, co robi i czego nie pam ięta. Zastanawiała się, co jeszcze wyl eciało jej
z głowy.
Spojrzała na Lisę.
– Naprawdę to zorganizował am?
– W październiku.
– Aha. Cóż, fajny pom ysł. Dziewczyńska wycieczka.
– Nie całkiem… David i Lewis też mają przyj echać – powiedziała Lisa. – Do‐
łączą do nas dzień później i zostaną tylko na weekend. Pam ięt asz Davida i Le‐
wisa?
– Oczywiście.
Byli mężami jej przyj aciół ek, a ona była druhną na obu ślubach. Przyj aźniły
się od czasów, gdy mieszkały w jednym akadem iku, od ponad dziesięciu lat. Jenna
studiowała sztukę, Lisa medycynę, a ona prawo. Po studiach wszystkie dostały