Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Lech Kowalski - Cze.Kiszczak. Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Lech Kowalski
Czekiszczak. Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka
ISBN 978-83-8116-182-4
Copyright © Lech Kowalski, 2015
All rights reserved
Redakcja
Justyna Kobus, Marta Stołowska
Projekt okładki i stron tytułowych
Agnieszka Herman
Fotografia na okładce
Andrzej Stawinski/REPORTER
Wydanie 1
Zysk i S-ka Wydawnictwo
ul. Wielka 10, 61-774 Poznań
tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67
faks 61 852 63 26
dział handlowy, tel./faks 61 855 06 90
[email protected]
www.zysk.com.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem
wodnym (watermark).
Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Strona 4
więcej na www.pijafka.pl
Spis treści
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Wstęp
ROZDZIAŁ I
Z rodzinnego gniazda w nieznane
1. Luki w życiorysie
2. Poprawki do epopei wojennej
3. W kuźni kadr komunistycznych
4. Oficer bezpieki wojskowej
ROZDZIAŁ II
W sowieckim bastionie zbrodni
1. Główny Zarząd Informacji WP
2. Terminator w Oddziale II GZI
3. Komuniści versus rząd Jej Królewskiej Mości
4. Powrót do sowieckiej zony
5. Szef dywizyjnej bezpieki wojskowej
ROZDZIAŁ III
Rejterada z Informacji Wojskowej
1. Po drodze był Rembertów
2. Nie matura, lecz chęć szczera…
3. Mąż, czyli pan i władca
ROZDZIAŁ IV
Na służbie w nowo-starej bezpiece
1. GZI przemianowane na WSW, czyli zmiana szyldu
2. Szef bezpieki wojskowej Marynarki Wojennej
3. Z Wybrzeża na Śląsk
Strona 5
4. Zastępca szefa WSW
ROZDZIAŁ V
Najmita do zadań specjalnych
1. Na czele postsowieckiego wywiadu wojskowego
2. Szef Wojskowej Służby Wewnętrznej
3. Na czele resortu zbrodni
4. Wojna z narodem widziana od środka
5. Państwo garnizonowe
6. Oprawcy zza resortowych biurek
Rozdział VI
Na straży dyktatury proletariatu
1. Resortowa pierestrojka
2. Zamęt w centrali na Rakowieckiej
3. Stan wyjątkowy a Okrągły Stół
4. Nie obrażać „Królowej”
5. Dekompozycja republiki MSW
Strona 6
Wstęp
„Kim ty jesteś teraz?” To pytanie zadała Kiszczakowi żona w swojej książce
o małżonku pt. Twórca zmian. Mniejsza o odpowiedź, bo ta została wykreowana
na potrzeby chwili i z prawdą niewiele ma wspólnego. Przywołuję ją dlatego, że
pisząc tę biografię, próbowałem dla odmiany odpowiedzieć na pytanie: Kim był
Czesław Kiszczak przez cały okres trwania PRL-u? Czym zasłużył na
dożywotnie ściganie przez sądy, którym permanentnie wymykał się z rąk,
symulując chorobę, starczą niepoczytalność, unikając w ten sposób kary
i odpowiedzialności?
Nie był w tym osamotniony: zaświadczenia lekarskie o problemach
psychologicznych, a jeszcze częściej kardiologicznych, to dla oskarżonych
o zbrodnie komunistyczne niemal gwarancja bezkarności. Jego pobratymcy
z ubecji wojskowej i cywilnej, jak również z milicji, prokuratury i sądownictwa,
postępowali w identyczny sposób. Sądy III RP to kupowały i umywały ręce.
W końcu jednak sprawiedliwości stało się zadość — przynajmniej częściowo —
i Kiszczak „za udział w związku przestępczym o charakterze zbrojnym, który
przygotowywał stan wojenny”, został skazany prawomocnym wyrokiem
sądowym na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Mimo że po raz kolejny
zastosował stary manewr i na okres rozprawy skrył się w szpitalu MSW.
W czerwcu 2015 r. sąd nie dał się już na to nabrać i pod nieobecność pozwanego
orzekł prawomocny wyrok 1.
Nietrudno było zauważyć, że stan zdrowia Kiszczaka już od lat był
uzależniony od wyników kolejnych procesów sądowych. Gdy generał został
skazany, zdrowie gwałtownie się pogarszało, kiedy uniewinniony, następowała
tak widoczna poprawa, że nawet zapraszał przedstawicieli prasy na kieliszek
czegoś mocniejszego. Generałowi, w dodatku trzygwiazdkowemu (nawet
peerelowskiemu), nie przystoi takie zachowanie.
Strona 7
Pracując nad biografią gen. armii Wojciecha Jaruzelskiego (Generał ze skazą,
wyd. 1, Warszawa 2001 i Jaruzelski. Generał ze skazą, wyd. 2, Poznań 2012),
wielokrotnie zastanawiałem się, jak to się stało, że gen. Czesław Kiszczak,
postać silna i wyrazista, tak spolegliwie podporządkował się zniewieściałemu
gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu, bez szemrania wypełniając jego polecenia,
w tym te najpodlejsze, a nawet uwłaczające godności. A takich nie brakowało,
zwłaszcza w dekadzie lat 80. ubiegłego wieku. W kolejnych rozdziałach szerzej
o nich opowiem. Najbardziej lapidarnie tę współzależność ujął były wiceszef
MSW gen. Juliusz Hibner w rozmowie z autorem, stwierdzając: „To był
najgroźniejszy egzekutor generała Jaruzelskiego”. W światku przestępczym
o takich mówi się: cyngiel, pistolet, a nawet żołnierz, bo chodzi o specjalistów
od mokrej roboty. Dopóki Jaruzelski sobie tego nie życzył, Kiszczak nie
aspirował też do rangi polityka. Nie miał zresztą do tego kwalifikacji — dwa
falstarty w jednym roku do stanowiska premiera i prezydenta tylko to
potwierdzają. Był wręcz modelowym „siłownikiem” — siłą przed prawem
torował sobie drogę w karierze na szczyty komunistycznego establishmentu.
Dlatego podejrzewam, że gdyby obaj znaleźli się na bezludnej wyspie, gdzie
przetrwanie zależałoby jedynie od wrodzonych umiejętności i od kaprysów
natury, to Czesław byłby Robinsonem Crusoe, a Wojciech jedynie Piętaszkiem.
W realiach PRL-u, gdzie w grę wchodziły decyzje Kremla, Kiszczak ustępował
pokornie pola Jaruzelskiemu. Choć zwłaszcza w latach 80. były takie momenty,
że gdyby tylko chciał, mógłby go wysadzić z siodła. I to z dziecinną łatwością.
A jednak tego nie zrobił.
Kiszczakowi brakowało przede wszystkim wschodniego kombatanctwa.
Gdyby nadciągnął do Polski w szeregach — powiedzmy — absolwentów
Aleksandryjskiej Szkoły NKWD w 1944 r., miałby szansę w przyszłości na
podjęcie równorzędnej walki o władzę z Wojciechem Jaruzelskim,
TW „Wolskim” — informatorem sowieckiej Informacji Wojskowej.
Wspomniany TW legitymował się takim „kombatanctwem”: były oficer
stalinowskich formacji zbrojnych utworzonych w Związku Sowieckim pod
Strona 8
dowództwem gen.-lejtnanta Zygmunta Berlinga. I to procentowało przez cały
okres służby w strukturach partyjno-mundurowych PRL-u. Kiszczak miał tego
świadomość.
Młody Czesław, tuż po zawierusze wojennej, wrócił do Polski z Zachodu —
najgorszego wówczas kierunku do zrobienia kariery w komunistycznej Polsce,
z mocno naciąganym życiorysem komunistycznym, naiwnym i wydumanym.
Stąd już na starcie nie miał większych szans na rywalizację z przyszłym pupilem
Moskwy. Niemniej trafili na siebie, co dla Polski okazało się brzemienne
w skutkach.
Podczas gromadzenia materiału do biografii Jaruzelskiego, już po kwerendach
archiwalnych, od razu spostrzegłem, że mam do czynienia z prymusem, który
zawsze chce być najlepszy, a jednocześnie z osobą urokliwie niebezpieczną.
Kadra zawodowa podśmiewała się z niego po kątach, co nie przeszkodziło mu
w zniewoleniu własnego narodu. Natomiast podczas zbierania materiałów do
biografii Kiszczaka pierwsze wrażenie było inne. Miałem przed sobą osobnika
na wskroś męskiego, zdecydowanego, twardego, korzystającego z uciech życia,
doceniającego smak dobrego alkoholu, niełatwego w codziennym współżyciu,
zwłaszcza w rodzinie. Kiedy jednak zakończyłem zmagania archiwalne, zdałem
sobie sprawę, że Kiszczak to osobnik o kilku przynajmniej twarzach,
przywdziewający kompletnie różne maski, zależnie od okoliczności. Człowiek
wręcz nieobliczalny przy podejmowaniu decyzji, co można było prześledzić,
gdy zacierał ślady mordu dokonanego na Grzegorzu Przemyku przez podległych
mu siepaczy.
Niewątpliwie służba w organach sowieckiej Informacji Wojskowej
pokiereszowała mu osobowość i psychikę. Był zbyt młody, kiedy tam trafił.
Wśród wielu sadystów z NKWD i „Smiersza” nie miał szans na postrzeganie
świata inaczej niż oni. Według prof. Andrzeja Paczkowskiego ppłk Józef Światło
(vel Izaak Fleischfarb) — modelowy wręcz ubek i komunistyczny sadysta —
miał trzy twarze, maski, które zmieniał. Czesław Kiszczak miał ich znacznie
więcej. To naprawdę niebezpieczny i bezwzględny osobnik, przewrotny, oschły,
Strona 9
zepsuty do szpiku kości. Niektórych przeraża po dziś dzień. Jednemu z moich
licznych generalskich rozmówców jeszcze w latach 90. na dźwięk jego nazwiska
drżały ręce. Wciąż mam go przed oczami i nigdy nie zapomnę tamtej rozmowy.
Piliśmy kawę u niego w domu, zagryzając pysznym makowcem, gdy nagle
padło nazwisko „Kiszczak” i starszemu panu zaczęły gwałtownie drżeć ręce
i cały bezwiednie obsypał się okruchami. Patrzyłem z niedowierzaniem, ale
przecież nie był wyjątkiem. Poznałem bardzo wielu ludzi, którzy nigdy nie
pozbyli się traumy i strachu przed Kiszczakiem, więc to rozumiem. Mógłbym
opisać dziesiątki życiorysów złamanych decyzjami byłego szefa MSW, ale
większość moich rozmówców nie życzyła sobie, bym powoływał się na nich
w książce. Musiałem obiecać, że ta biografia w żaden sposób nie naprowadzi
Kiszczaka i jego świty na ich trop. Choć to rozumiem, żałuję ogromnie, gdyż
biografia poparta ich wypowiedziami zyskałaby na wymowie. Szkopuł w tym,
że większość moich rozmówców nadal mieszka w enklawach resortowych, czyli
osiedlach wojskowo-esbecko-milicyjnych, gdzie kalających własne (czytaj:
resortowe) gniazdo traktuje się niczym trędowatych. Agresywny ostracyzm to
coś, co dotyka wszystkich wyłamujących się ze zmowy milczenia. Ale w końcu
przecież przyjdzie czas, że świadkowie wydarzeń zaczną się dzielić wiedzą
z przeszłości. To jest nieuniknione i głęboko w to wierzę. Problem w tym, że jak
dotąd o Kiszczaku nie chcą mówić nigdzie. Nawet w jego rodzinnych
Roczynach, w Beskidach, mieszkańcy też nie chcą, by kojarzono ich
miejscowość z osobą Kiszczaka. Biograf w wypadku budzącego tak niedobre
uczucia bohatera stoi przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Aż chciałoby się
zakrzyknąć: „Znikąd pomocy!”.
Wojciech i Czesław, gdy tylko się wzajemnie odnaleźli, szybko przypadli
sobie do gustu. Obaj należeli do gatunku trafnie ochrzczonego jako „homo
sovieticus”. Wyszkoleni i zaakceptowani przez Sowietów, otrzymali glejt do
sprawowania władzy nad innymi w imieniu Kremla. Żaden z nich z pewnością
nie byłby komunistą, gdyby po wojnie odrodziła się Polska przedwrześniowa.
Daleko im było do zawodowych rewolucjonistów i etatowych bolszewików
Strona 10
gotowych iść za swe przekonania do więzienia, funkcjonować poza nawiasem
społeczeństwa. Wiem to, bo dobrze tę parę poznałem. Rzucili się w objęcia
sowieckich okupantów, bo to ustawiało ich w życiu już za młodu, dawało
komfort władzy, stabilizację i widoki na przyszłość. Przejawiali wręcz zwierzęcy
instynkt w maniakalnym i bezwzględnym parciu do celu. Od początku — jak
mawiał Bonaparte — trzymali z silniejszymi batalionami. Nie znam przypadku,
by któryś z nich ujął się za słabszym, gdyby to miało zaważyć na jego karierze
i dalszym losie.
Kiszczak nie był odosobnionym przypadkiem. Pragnę pokazać w tej biografii,
jak zmierzał na bolszewicki szczyt, jak taranował przeciwników, często
anonimowych „wrogów ludu”, jak eliminował tych wszystkich, którzy stanęli
mu na drodze i nie podzielali jego przekonań. Czy miewał przebłyski
szaleństwa, zwątpienia, w tej drodze na skróty w demontowaniu Polski
przedwojennej i instalowaniu jednego z najbardziej zbrodniczych systemów na
świecie? Po odpowiedź odsyłam do niniejszej biografii. I choć zszedł ze sceny
dziejowej wraz z PRL-em, przeszedł do historii. Wart jest biografii. Sęk w tym,
by w pamięci potomnych nie ostał się na warunkach określonych przez siebie.
A próbował tego dokonać, w czym dzielnie wspierała go małżonka Maria Teresa
Korzonkiewicz-Kiszczak, autorka biograficznych, rodzinnych opowieści.
Podobnie czynił Wojciech Jaruzelski, któremu oprócz biografii poświęciłem
dokument telewizyjny Towarzysz generał.
Kiedy zbliżał się okres rozliczeń epoki peerelowskiej, Czesław rzutem na
taśmę uprzedził Wojciecha i w 1991 r. opublikował wspomnienia pt. Generał
Kiszczak mówi… prawie wszystko…, które są niczym innym, jak próbą
tłumaczenia się z przestępczej przeszłości, spisaną przez dwóch krakowskich
dziennikarzy, Witolda Beresia i Jerzego Skoczylasa. W archiwum IPN można
znaleźć maszynopisy tego wywiadu, który powstawał z czynnym udziałem
rzeszy pomocników. Część odpowiedzi Kiszczaka zamieszczonych w tej książce
wydaje się być nawet nie jego autorstwa. Nie są skrojone na miarę jego
intelektu, wyraźnie go przerastają. Były szef MSW — potem chwilowy premier
Strona 11
i kandydat na prezydenta — pozostaje bowiem absolwentem szkoły
podstawowej. Nie ma prawa przypisywać sobie wykształcenia średniego, choć
próbował to robić. Nie jest też porywającym mówcą. W archiwum IPN
natrafiłem również na konspekt książki pod tytułem: To, co można powiedzieć.
Kiedy porównywałem wypowiedzi Kiszczaka z książki Generał Kiszczak
mówi… ze wspomnianym konspektem, świetnie się bawiłem. Trudno się
domyślić, co tu było prawdą albo która „prawda” miała wcześniej ujrzeć światło
dzienne.
Niecały rok później, kiedy tow. Wojciech Jaruzelski przestał być prezydentem,
podążył śladem Czesława i w tym samym wydawnictwie —Polska Oficyna
Wydawnicza BGW — wydał książkę pt. Stan wojenny. Dlaczego… Pozycję
zafałszowaną do granic przyzwoitości, która przebiła książkę Kiszczaka. W ten
sposób obaj próbowali zakrzyczeć i zagłuszyć minioną przeszłość i — o dziwo
— to im się udało. Czynili to głównie ze strachu, że wkrótce przyjdzie im
odpowiedzieć za swoje czyny. Postanowili więc odwlekać ten moment
w nieskończoność, zaciemnić obraz bestialstw ze swoim udziałem i przeczekać.
I to również im wyszło, chociaż nie do końca. W 1992 r. głos zabrał gen. dyw.
Władysław Pożoga, pierwszy zastępca gen. Kiszczaka w MSW, który udzielił
wywiadu Henrykowi Piecuchowi. Zaowocowało to książką pt. Wojciech
Jaruzelski tego nigdy nie powie. W tym samym roku brednie Kiszczaka obalił
też prof. Jan Widacki, późniejszy wiceminister spraw wewnętrznych, który
z kolei udzielił wywiadu Wojciechowi Wróblewskiemu. Powstała książka Czego
nie powiedział generał Kiszczak. Pierwszy czekista PRL-u nie próbował się
nawet odnieść do sądów Widackiego, które pogrążały go na wieki. Ale na tym
nie koniec. W 1993 r. Henryk Piecuch przeprowadził kolejny wywiad, tym
razem z szefem ochrony dyktatora, płk. Arturem Gotówką. Tytuł książki brzmiał
Byłem gorylem Jaruzelskiego. Z rozmowy traktującej głównie o służbach
specjalnych, kulisach wprowadzenia stanu wojennego itp. można było
wywnioskować, że w drodze na szczyty władzy w PRL-u nic nie było równie
ważne jak stopień służalczości wobec Związku Radzieckiego. Dotyczyło to
Strona 12
Jaruzelskiego, Kiszczaka i Pożogi. Pragnę również zwrócić uwagę na wywiad
Witolda Beresia oraz Krzysztofa Burnetki, jaki przeprowadzili z Krzysztofem
Kozłowskim. Tytuł tej książki to Gliniarz z „Tygodnika”. Rozmowy z byłym
ministrem spraw wewnętrznych Krzysztofem Kozłowskim. Rozmówca był
pierwszym niekomunistycznym szefem MSW. Z bliska oglądał ostateczny
upadek Kiszczaka w podległym mu resorcie: porzuconego, samotnego
i rozgoryczonego.
Z pewnością tych prac i wywiadów wspomnieniowych o Kiszczaku
i Jaruzelskim ukazałoby się dużo więcej, gdyby nie fakt, iż ten drugi, póki żył,
nadal twardą ręką trzymał generalską świtę, sam decydując o tym, komu
przysługuje prawo zabrania głosu na konkretny temat. Pamiętam pewne
zdarzenie. Miało miejsce w domu gen. Tadeusza Tuczapskiego, którego przez
rok nagrywałem do przygotowywanej książki pt. Kulisy resortu obrony
narodowej. Maszynopis był już na ukończeniu, gdy nagle zadzwonił telefon.
Szybko się zorientowałem, że dzwonił Jaruzelski gdyż gospodarz ciągle
powtarzał do słuchawki: „Tak, Wojciechu, zrozumiałem”, „Dobrze, Wojciechu,
rozważę to”, „Tak jest, oczywiście, Wojciechu” i tak dalej… Co było
niesamowite — przez całą rozmowę stał w pozycji zasadniczej, po żołniersku
wyprostowany, prawa ręka spoczywała na szwach spodni, podczas gdy lewą
trzymał przy uchu słuchawkę. Żałosny to był widok. Okazało się, że Jaruzelski
dowiedział się, iż nasza rozmowa zostanie wydana w formie książki. I to był
początek jej końca. Po tym telefonie mój rozmówca rzucił się do ponownej
autoryzacji tekstu, który w miarę moich kolejnych wizyt coraz bardziej tracił na
wartości, w końcu był tak miałki, że nie zgodziłem się na publikację. Generał
Tuczapski miał do mnie o to ogromne pretensje, interweniował nawet w moim
macierzystym Wojskowym Instytucie Historycznym, próbując poprzez moich
przełożonych wywrzeć na mnie presję. Bez skutku. Obecnie maszynopis zalega
w piwnicy i pewnie nie trafi już do druku.
To nie był zresztą odosobniony przypadek. Pamiętam, że byłem już bliski
nakłonienia gen. Floriana Siwickiego na przeprowadzenie wywiadu rzeki, gdy
Strona 13
nagle mój rozmówca stwierdził, że nie umie opowiadać. Wywołało to mój
gromki śmiech. Ale po chwili podał prawdziwy powód odmowy, dodając: „To
by się nie spodobało gen. Jaruzelskiemu”. Tak właśnie zacierał ślady przeszłości
ten, który w oczach wielu uchodzi za wzór oficerskich cnót i uosobienie honoru.
Śladem Wojciecha i Czesława w zacieraniu przeszłości i zastraszaniu
z czasem poszli inni, udoskonalając metody, fundując autorom książek liczne
procesy sądowe. To dlatego dziś ze świecą szukać chętnych do napisania
biografii pozostałych decydentów z czasów PRL-u. Ale warto ten szlak
przecierać, do czego gorąco zachęcam
Do końca Czesław Kiszczak odżegnywał się od swych korzeni
bezpieczniackich, próbując uchodzić jedynie za specjalistę od kontrwywiadu
i wywiadu. By dowiedzieć się, że król był nagi, wystarczy jednak sięgnąć po
książkę Sławomira Cenckiewicza pt. Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy
Polski Ludowej 1943–1991 (wprowadzenie do syntezy), wydaną w 2009 r.
I okazuje się, iż wywiad wojskowy pod kierownictwem Kiszczaka w roli szefa
Zarządu II Sztabu Generalnego był jedynie kosztowną zabawą w szpiegomanię,
za pieniądze z budżetu państwa. Cenckiewicz trafnie podsumował osiągnięcia tej
służby, tytułując jeden z podrozdziałów „Nieudacznicy Kiszczaka”. Jak mawiał
klasyk wywiadu: „Jaki szef, tacy szpiedzy”.
Od blisko 30 lat przeprowadzam kwerendy w archiwach, ale jeszcze nigdy nie
spotkałem się z takim spustoszeniem akt, jakie zastałem przy dokumentowaniu
służby Czesława Kiszczaka w szeregach sowieckiej Informacji Wojskowej.
Z pewnością pracowały nad tym kolejne pokolenia ubecko-esbeckie podległe
generałowi, próbując zacierać związki szefa z tą enkawudowską służbą. Tyle że
dość nieudolnie. Stąd to tsunami archiwalne okazało się wycinkowe. (Gdyby to
robili podwładni niemieckiego generała, śladu by nie było po jego zbrodniach).
A tak zdołałem zrekonstruować przebieg służby generała w sowieckiej bezpiece
wojskowej. Co jest o tyle ważne, że wiele tamtejszych rozwiązań operacyjno-
bezpieczniackich odnajdywałem później w działaniach służbowych Kiszczaka
w szeregach WSW, Zarządu II Sztabu Generalnego i MSW. Te związki musiały
Strona 14
być bardzo silne, gdyż Kiszczak po wielekroć uporczywie powracał do korzeni.
To było widoczne zwłaszcza przy współorganizowaniu Okrągłego Stołu,
a komiczne, gdy próbował naśladować wchłonięcie Informacji Wojskowej
w szeregi Wewnętrznej Służby Wojskowej w 1957 r. i powtórzyć taki sam
manewr z transformacją Służby Bezpieczeństwa u schyłku PRL-u.
Jestem też prawdopodobnie jedynym, który tak dokładnie przestudiował
wszystkie autobiograficzne pozycje żony generała, że poczynił do nich uwagi,
prowadził notatki, porównał z materiałem archiwalnym, z innymi pozycjami
książkowymi z literatury przedmiotu — i na koniec… załamał się. Nie
przypuszczałem początkowo, że w tym wszystkim generałowej chodziło
głównie o zakrzyczenie przeszłości zawodowej męża. Bo do tego tak naprawdę
te pozycje książkowe się sprowadzają. Czy się dziwię? Absolutnie nie, takie
prawo żony: bronić męża. Te książki to: Saga rodu. Powieści autobiograficzne
tom I: Żona generała Kiszczaka mówi, tom II: Niebezpieczna gra, tom III:
Magia mojego życia, i ostatnio wydany Twórca zmian (Warszawa 2013). Ilekroć
autorka odwołuje się w nich do opisu życia u boku męża, wszystko wydaje się
w porządku. Te fragmenty były bardzo pomocne przy pisaniu niniejszej
biografii, poznałem atmosferę rodzinnych i towarzyskich spotkań, wizyt,
rewizyt, których żadną miarą nie wydobędzie się z dokumentów archiwalnych.
Gorzej, kiedy autorka podejmuje się bezkrytycznej interpretacji działań
służbowych męża, które absolutnie nie wyglądały tak jak w jej opisach. Taka
postawa w konfrontacji z materiałem archiwalnym ociera się o śmieszność.
A już całkiem fatalnie wypada, gdy generał, który początkowo był przeciwny
pisarstwu małżonki, próbuje z czasem dorzucać do nich jedynie słuszne
spostrzeżenia na temat swych dokonań służbowych. Prawdziwa rodzinna tuba
propagandowa 2.
Na koniec pragnę podziękować tym wszystkim, którzy pomogli mi przy
pisaniu tej biografii. Mam na myśli pracowników Oddziałowego Biura
Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej
z Warszawy. Wyrazy szczególnego podziękowania kieruję również do dr. hab.
Strona 15
Sławomira Cenckiewicza, który obdarował mnie setkami dokumentów
archiwalnych związanych z osobą bohatera niniejszej biografii i zachęcił do jej
napisania.
Kilka słów zatem o dodatkowej literaturze przedmiotu, która uwzględnia
poczynania bohatera mojej książki w powojennych dziejach PRL-u. Można
byłoby podzielić ją z grubsza na dwa bloki tematyczne: pierwszy, obejmujący
lata 1945-1988, i drugi, sprowadzający się jedynie do roku 1989. W tym
pierwszym Kiszczak jest prezentowany fragmentarycznie, głównie
przyczynkarsko, a przy tym często negatywnie. Lista pozycji książkowych jest
tu niezwykle długa, wymienię więc pięć, moim zdaniem, najważniejszych. Są to:
Ryszard Terlecki, Polska w niewoli 1945–1989. Historia sowieckiej niewoli,
Kraków 2015; Armia Czerwona/Radziecka w Polsce w latach 1944–1993, red.
Krzysztof Filip i Mirosław Golon, Borne Sulinowo–Bydgoszcz–Gdańsk 2014;
Patryk Pleskot, Tarcza partii i narodu. Kontrwywiad Polski Ludowej w latach
1945–1956. Zarys struktury i wybór źródeł, Warszawa 2010; Aparat
Bezpieczeństwa wobec żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza i funkcjonariuszy
Straży Granicznej, red. Paweł Skubisz, Warszawa 2013; Janusz Tomaszewski,
Sowietyzacja Wojska Polskiego w latach 1943–1956, Wrocław 2012.
Wyodrębniłem też wspomniany drugi blok w tej doraźnie skonstruowanej
periodyzacji dziejów PRL-u, oczywiście z udziałem Kiszczaka. To ostatni rok
władzy komunistów, rok 1989. Jest go tu momentami aż nadto. Oto kilka pozycji
traktujących o tych wydarzeniach w tle z bohaterem niniejszej biografii: Peter
Raina, Droga do „Okrągłego Stołu”. Zakulisowe rozmowy przygotowawcze,
Warszawa 1999; Paulina Codogni, Okrągły stół, czyli Polski Rubikon, Warszawa
2008; Krzysztof Dubiński, Magdalenka. Transakcja epoki: notatki z poufnych
spotkań Kiszczak–Wałęsa, Warszawa 1990; Tajne dokumenty Biura Politycznego
i Sekretariatu KC. Ostatni rok władzy 1988–1989, oprac. Stanisław Perzkowski,
Londyn 1994; Okrągły Stół. Dokumenty i materiały, red. Włodzimierz
Borodziej, Andrzej Garlicki, t. 1-5, Warszawa 2004.
I ostatnia już uwaga. Tytuł tej książki to akronim od skrótu Czeka,
Strona 16
(Czieriezwyczajka) pochodzącego od Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej
do walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, zajmującej się m.in. ściganiem
i likwidacją tzw. kontrrewolucjonistów i sabotażystów, których Kiszczak zwykł
nazywać „przeciwnikami”, mając na myśli współobywateli, którzy nie podzielali
jego poglądów politycznych i nie chcieli komunizmu w Polsce. W Związku
Sowieckim funkcjonariuszy tych służb nazywano czekistami, co częściowo
przyjęło się także w Polsce. Czekiści wychowali liczne zastępy funkcjonariuszy
NKWD, „Smiersza” oraz GRU i KGB, a oni z kolei byli pierwszymi
nauczycielami Kiszczaka. Funkcjonowanie tych zbrodniczych tworów niemal
żywcem przeniesiono do Polski, kiedy to miejsce pokonanych Niemców zajęli
Sowieci i przystąpili do „oswobadzania Polaków spod kapitalistycznego
jarzma”. Pierwsze człony od imienia i nazwiska Czesława Kiszczaka nawiązują
do wspomnianej służby: czekista, czekiści — w końcu wyszło „Czekiszczak”.
I stąd pomysł na tytuł książki. Podejrzewam, że bohaterowi biografii raczej nie
przypadłby do gustu. Ale to już wyłącznie jego problem.
Warszawa, 15 października 2015
1 Generał Zbigniew Pudysz (były dyrektor Biura Śledczego MSW) przedłożył zaświadczenie lekarskie,
z którego wynikało, że jest niemal rośliną mającą problemy z podstawowymi funkcjami życiowymi. Co nie
przeszkadzało mu jednocześnie brylować w programach TVN. To on był głównym mataczącym
i zacierającym ślady w sprawie śmierci krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa. Z kolei komunistyczny
prokurator wojskowy Marian Ryba, który bezprawnie pozbawił wolności 17 osób i prześladował żołnierzy
podziemia antykomunistycznego po wojnie, gdy doszło do procesu, od razu zapadł na zdrowiu, a wcześniej
aktywnie udzielał się w „Klubie Czerwonych Generałów LWP”. Major UB Łukasz Kuźmicz, jeden
z najokrutniejszych ubeków na Rzeszowszczyźnie, torturował żołnierzy podziemia niepodległościowego,
bił taboretem, raził prądem, polewał wrzątkiem. Na sumieniu ma ponad 200 zbrodni komunistycznych. Nie
dopuścił do procesu, przedkładając opinię kardiologa, iż jego udział w posiedzenia sądu jest wykluczony.
Generał Marek Ochocki, były komendant KW MO w Legnicy, to pacyfikator protestów robotniczych
w Lubinie, gdzie były ofiary śmiertelne. Według biegłego psychologa i kardiologa jego udział w procesie
jest również wykluczony. Generał Edward Kłosowski, były zastępca Komendanta Głównego MO
w Warszawie, który wydał decyzję o zatrzymaniu i internowaniu działaczy „Solidarności”, też nie stanie
przed sądem z powodu złego stanu zdrowia, podobnie jak dziesiątki i setki innych zbrodniarzy
komunistycznych. W. Wybranowski, Zbrodnie bez kary, „Do Rzeczy” 13-19.04.2015, s. 30-31.
2 Na marginesie autobiografii żony generała pragnę jedynie dodać, iż wydawane są one przez autorkę
osobiście. Bez jakichkolwiek recenzji wydawniczych. Dystrybucja również odbywa się na koszt własny.
M.T. Korzonkiewicz-Kiszczak, Twórca zmian. Wywiad z gen. broni w st. spocz. Czesławem Kiszczakiem,
Strona 17
Warszawa 2013, s. 5.
Strona 18
ROZDZIAŁ I
Z rodzinnego gniazda w nieznane
Strona 19
1. Luki w życiorysie
Czesław Kiszczak urodził się 19 października 1925 r. w Roczynach w Beskidzie
Śląskim. W teczce personalnej generała widnieje również inny dzień narodzin,
mianowicie 22 października. I to w dodatku w dokumentach, które
własnoręcznie podpisywał. W końcu ktoś przekreślił ten błędny zapis, ale mimo
to będzie się on pojawiał po kres służby generała w szeregach MON i MSW.
Podobnie jest z miejscem urodzenia, można spotkać dokumenty zawierające
informacje, że przyszedł na świat w pobliskim Andrychowie. Od początku też
bohater tej biografii miał problemy z określeniem właściwego pochodzenia
społecznego. Raz podawał chłopskie, innym razem robotniczo-chłopskie lub
robotnicze. Podobnie było z Wojciechem Jaruzelskim, który raz był synem
agronoma, innym razem administratora rolnego, a faktycznie był synem
zarządcy majątków ziemskich i jednocześnie właściciela dóbr ziemskich. Ci
dwaj późniejsi czołowi decydenci partyjno-mundurowi PRL-u tak bardzo
pragnęli akceptacji nowych, komunistycznych władz, że nie mogli się
zdecydować, jakie wybrać pochodzenie, by zostało dobrze przyjęte przez
przełożonych. Koniunkturalnie w kolejno składanych ankietach personalnych
żonglowali nimi do woli. W istocie Czesław był pochodzenia chłopskiego, i to
z dziada pradziada.
Jego rodzice byli prostymi ludźmi: ojciec Jan (rocznik 1888), matka Rozalia
z domu Orkisz (rok urodzenia matki też był różnie podawany przez syna: raz
1889, innym razem 1887). Czesław ma przyrodniego brata ze wspólnej matki —
to Michał Żywioł (rocznik 1912). Niemniej to Czesław był oczkiem w głowie
rodziców. Gdy się urodził, ojciec liczył sobie już 37 lat, a matka 36-37.
W okresie międzywojennym ojciec pracował w hutnictwie, co nie oznaczało
wcale — choć syn sugerował to w ankietach personalnych — że był z zawodu
hutnikiem. Nie był, przyuczył się jedynie, raz tę pracę miał, innym razem ją
Strona 20
tracił. Jak wielu w tej okolicy. Pracował m.in. w hucie „Guidotto”
w Chropaczowie koło Katowic. Stracił ostatecznie pracę w hucie w 1935 r.
Według syna był ponoć zbyt hardy wobec przełożonych. W latach 30. senior
rodziny wstąpił do Stronnictwa Ludowego (SL), chyba jedynie ze względu na
miejsce zamieszkania, gdyż ludzie z hut i fabryk w tym regionie sympatyzowali
raczej z Polską Partią Socjalistyczną (PPS). W okresie okupacji nie należał do
żadnej organizacji niepodległościowej. Po wojnie zapisał się do
komunistycznego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (ZSL). Opłacało się.
Został sekretarzem gromadzkim.
Matka Kiszczaka była gospodynią domową. W wianie wniosła do rodziny
dwa hektary ziemi. Ta ziemia była na wagę złota. Nieraz ratowała Kiszczaków
przed głodem. W głównej ankiecie personalnej Czesława, w rubryce „zawód
ojca” w okresie okupacji widnieje z kolei: rolnik. W tej samej ankiecie podał, że
matka w czasie wojny została wywieziona do Niemiec, nie napisał jednak,
w jakim charakterze. Kilka lat później — we wniosku o mianowanie na stopień
kapitana — podał, że rodzice zostali wspólnie wywiezieni na roboty
przymusowe. Można też spotkać wersję, że do obozu, a następnie na roboty
w okolice Kołobrzegu. Dlaczego tak kluczył, nie zdołałem ustalić. Gdybym
spotkał się z generałem, być może usłyszałbym jeszcze inną wersję.
Roczyny to piękna małopolska wieś leżąca w powiecie wadowickim,
w gminie Andrychów. Według danych z końca grudnia 2011 r. liczy
4112 mieszkańców. Ma swój herb — to złota laska Merkurego na czerwonym
tle, opleciona dwoma złotymi wężami. Złoty kolor symbolizuje potęgę władzy
i godność, a węże — sławę, wojnę i odwagę. Nieźle się to komponuje z opisem
cech charakteru Kiszczaka. Zodiakalny Skorpion z laską Merkurego, do tego
z dwoma wężami. To piorunująca mieszanka. Ślepowron z herbu rodowego
Wojciecha Jaruzelskiego — wobec mocy ucieleśnionych w herbie miejscowości
Czesława Kiszczaka — to pospolite ptaszysko. Węże poradziłyby sobie z nim
z dziecinną łatwością. W życiu tych dwóch decydentów mundurowych (W.J.
i C.K.) było jednak odwrotnie. Jak wiadomo, Ślepowron przewodził w tym