Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Jak dawniej leczono, czyli plom - Nathan Belofsky PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Nathan Belofsky
Tłumaczenie: Grzegorz Siwek
Copyright © 2014 by Wydawnictwo RM
Original title: STRANGE MEDICINE. A SHOCKING HISTORY OF REAL MEDICAL
PRACTICES THROUGH THE AGES
Copyright © 2013 by Nathan Belofsky
All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form.
This edition published by arrangement with Perigee, a member of Penguin Group (USA)
LLC, A Penguin Random House Company.
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
[email protected], www.rm.com.pl
Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce,
jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest
w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania
z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało
zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
ISBN 978-83-7773-186-4
ISBN 978-83-7773-347-9 (e-Pub)
ISBN 978-83-7773-348-6 (mobi)
Redaktor prowadzący: Longina Kalisz
Redakcja: Justyna Mrowiec
Korekta: Longina Kalisz
Koordynacja prac graficznych: Grażyna Jędrzejec
Projekt okładki: Maciej Jędrzejec
Ryciny: Shutterstock
Opracowanie wersji elektronicznej: Marcin Fabijański
Weryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
Strona 4
Spis treści
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Wprowadzenie
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
Wybrana bibliografia
Przypisy
Strona 5
Strona 6
Wprowadzenie
Od starożytnej Grecji aż po wiek XIX medycyna wyrządzała ludziom
więcej złego niż dobrego, bardziej szkodząc, aniżeli pomagając.
Historyk David Wootton stwierdził: „Od 2400 lat chorzy uważają,
że lekarze postępują właściwie; przez 2300 lat było to błędne
mniemanie”.
Greccy medycy sprzed dwóch tysiącleci byli równie skuteczni (a
przy tym pewnie czynili mniej złego), co znachorzy i astrologowie ze
średniowiecza, pompatyczne renesansowe gaduły czy też
nieświadomi wyrządzanej pacjentom krzywdy lekarze z okresu
rewolucji przemysłowej. Dopiero w XX wieku medycyna poniekąd
odzyskała rozsądek – za późno dla wielu cierpiących.
Hipokrates zapewne byłby tym przerażony.
Oddając należny szacunek badaczom dziejów i uczonych, należy
stwierdzić, że wiele najdziwniejszych medycznych koncepcji
i najbardziej szalonych leczniczych procedur
popadło w zapomnienie, tkwiąc w zakurzonych
księgozbiorach bibliotecznych archiwów. W książce spróbujemy
naprawić to przeoczenie, a przy okazji wspomnimy w niej o tych
lekarzach, uczonych i myślicielach, którzy nieświadomie przyczynili
się do zacofania w zakresie teorii i praktyki medycznej.
To nie jest rozprawa historyczna, niemniej jednak podane
w książce informacje są prawdziwe i na ogół potwierdzone. Skupimy
się w niej na powszechnie akceptowanych ideach i praktykach
„prawdziwych” lekarzy, nie znachorów i szarlatanów. Wszyscy
„specjaliści”, o których będzie mowa, w swoich czasach należeli do
czołowych autorytetów w dziedzinie medycyny. I tak na przykład Jan
z Gaddesden, doktor nauk medycznych z Oksfordu, naprawdę
zawieszał łebki kukułek na szyjach epileptyków. Nieco później
Strona 7
doktor Benjamin Rush, sygnatariusz Deklaracji Niepodległości
Stanów Zjednoczonych i skarbnik amerykańskiej mennicy, kręcił
swymi chorymi psychicznie pacjentami jak bączkami. Z kolei doktor
Walter Freeman z Yale, ówczesny światowy autorytet w dziedzinie
chirurgii, wbijał drewnianymi młotkami szpikulce do lodu w oczy
cierpiących.
W rozdziale pierwszym dokonamy pobieżnego przeglądu medycyny
antycznej, która była czasem prób, błędów i wielkiej pomysłowości.
Rozdziały drugi i trzeci poświęciliśmy medycynie średniowiecznej
i renesansowej – wówczas czołowi lekarze i uczeni miewali
najbardziej dziwaczne pomysły i metody leczenia, których
skuteczność wypróbowywali na chorych. Rozdział czwarty to rzecz
o medycznych szaleństwach nie tak odległej epoki „wielkich odkryć
naukowych”, czasu, kiedy lekarze zwalczali schorzenia wraz z…
pacjentami, z niemal komicznym zapałem i łatwymi do przewidzenia
rezultatami.
Strona 8
Strona 9
ROZDZIAŁ 1
Narastający ból
To, co uznajemy za prawdziwe leczenie – przynajmniej w medycynie
zachodniej – zapoczątkował starożytny grecki mędrzec Hipokrates,
który urodził się około 460 roku p.n.e. na greckiej wyspie Kos. Pisma
Hipokratesa i jego następców przetrwały w dziele Corpus
Hippocrateum – zbiorze około sześćdziesięciu rozpraw medycznych.
W owych czasach większość uzdrowicieli zwracało się do bogów
i bóstw z prośbami o przyjście z pomocą cierpiącym. Jednak
Hipokrates wolał zaufać własnym oczom i uszom oraz polegać na
tym, co wyczuwał dłońmi. Przede wszystkim robił to, co skutkowało,
niezależnie od obowiązujących teorii i wierzeń, i dzięki temu zdołał
poczynić krok od magii do medycyny.
A jednak czasem nawet wielki Hipokrates mylił się, i to poważnie.
Najistotniejsze jest to, że uczony uważał, iż choroba jest wynikiem
nierównowagi czterech „humorów”, zwanych też sokami – krwi,
żółci, czarnej żółci oraz flegmy, tj. śluzu zwierzęcego. Teoria ta
mąciła w głowach lekarzom i ich pacjentom aż do XIX stulecia.
Mimo to medyczna myśl i praktyka rozwijała się, tylko czasami
schodząc na manowce. Kilkaset lat po Hipokratesie pojawił się
Galen, wielki grecki anatom mieszkający w Rzymie. Ówczesne
prawo zabraniało przeprowadzania sekcji ludzkich zwłok, ale
badania autopsyjne Galena na zwierzętach, głównie świniach,
pozwoliły po raz pierwszy na odkrycie, jak funkcjonują żywe
organizmy.
Poniżej przedstawimy krótki opis wybranych starożytnych praktyk
i idei medycznych z czasów sprzed Hipokratesa i nieco późniejszych.
Niektóre z nich się sprawdzały, inne nie, ale wszystkie były pewnym
punktem wyjścia do jeszcze bardziej osobliwych pomysłów, które
mieli „lekarze” żyjący w kolejnych epokach.
Strona 10
Moc wieży Babel
Ułożyli go na publicznym placu, a przechodnie podchodzili doń i – jeśli sami
cierpieli kiedy na jego chorobę (...) – rad mu udzielali, zalecając mu czynienie
tego, co pomogło w ich przypadku albo w przypadkach im znanych. I nikomu nie
wolno było mijać chorego w milczeniu, nie pytając go, co mu dolega.
– HERODOT Z HALIKARNASU O BABILOŃSKIEJ MEDYCYNIE
W starożytnej Babilonii chorzy albo zdrowieli, albo umierali, przy
czym babilońska medycyna lub czary miały niewielki wpływ na
kondycję pacjentów.
Z glinianych tabliczek (na szczęście wypalonych podczas pożaru
i dzięki temu ocalałych) wiadomo, że babilońscy szamani, zwani
asipu, oraz lekarze, czyli asu, często ze sobą współdziałali, choć
słowom tych pierwszych poświęcano zdecydowanie więcej uwagi.
Wierząc, że niektóre choroby są efektem niepokojenia bogów,
demonów i różnych innych istot niewłaściwymi postępkami, asipu
ustalali, dlaczego dana osoba zachorowała, i zalecali odpowiednią
terapię. Szukając wskazówek, asipu wypatrywali różnych znaków
w drodze do domu chorego – na przykład zaglądając świniom pod
ogon.
Po przybyciu na miejsce asipu analizował życie osobiste pacjenta.
Zgodnie z fragmentarycznymi informacjami, zachowanymi na
glinianych tabliczkach, asipu mógł ustalić, że jego pacjent spółkował
ze swoją matką albo z żoną sąsiada, albo oszukał kogoś, mówiąc
„nie” zamiast „tak”, lub na odwrót. Albo też jakaś wiedźma porwała
jego plwocinę bądź zostało to uczynione przez ducha kogoś
spalonego żywcem.
Aby przepędzić chorobę, asipu rzucał czary lub intonował
zaklęcia. Czasami mieszał uzdrawiające mikstury w skórzanym
mieszku, często dodając do nich sierść czarnego psa albo kawałek
podpaski z krwią miesiączkową. Na jednej z tabliczek jest mowa
o świńskim gnoju noszonym na szyi, a na innej o środku zaradczym na
zgrzytanie zębami: należało przez siedem dni spać obok ludzkiej
czaszki, całować ją i lizać po siedem razy każdej nocy.
Adda-guppi, matka babilońskiego króla Nabonida (Nabu-na’ida),
Strona 11
pewnego razu tak opisała efekty kuracji zaleconej przez asipu:
Sto i cztery szczęśliwe lata... Mój wzrok był dobry, słuch wyborny... słowa me były
trafne, jadło i napoje mi smakowały, zdrowie miałam doskonałe i umysł
szczęśliwy... Czułam się spełniona.
Królowa być może nieco przesadziła z pochwałami, jednak
babilońscy uzdrowiciele czynili maksymalny użytek z tego, czym
dysponowali.
Umrzeć jak Egipcjanin
Starożytna elita egipska korzystała z porad swoich specjalistów,
którzy nazywali siebie m.in. „pasterzami odbytu” bądź też „lekarzami
od brzucha”. Jednak w antycznym Egipcie życie ludzi – nawet tych,
którzy należeli do uprzywilejowanych klas – było trudne i krótkie.
Podobnie jak w Babilonii, medycy niewiele mogli im pomóc.
Z pewnością nie chorowano często na nowotwory, ponieważ
niewielu ludzi żyło na tyle długo, aby zachorować na raka.
Z papirusu Edwina Smitha, staroegipskiego medycznego tekstu,
dowiadujemy się, że na rany na czaszce przykładano świeże mięso,
a na bóle głowy autor papirusu z Kahun zalecał wcieranie w oczy
gęsiego łoju z dodatkiem oślej wątroby. Osobie, którą bolały zęby,
wpychano w gardło nieżywą mysz.
Ludziom z zaćmą posypywano oczy rozgrzanym tłuczonym szkłem,
co – o dziwo – ponoć działało, a we wrośnięte rzęsy wcierano krew
nietoperza. Mieszanina tłuszczu lwa, hipopotama, krokodyla, kota,
węża i koziorożca oraz psich łap stanowiła lekarstwo na łysienie.
Osobom cierpiącym na podagrę kazano stawać na węgorzu
elektrycznym.
Z papirusu dowiadujemy się, że lekarze dokonywali oceny stanu
zdrowia pacjenta, mówiąc: „To choroba, którą mogę uleczyć” lub „To
przypadłość, jaką potrafię zwalczyć”. Tym, którym już nie można było
pomóc, oznajmiano: „To schorzenie nie do uleczenia”.
Medycy, który musieli zająć się pacjentem z raną głowy,
Strona 12
ślinotokiem, słabym pulsem i krwotokiem z uszu, powiadali: „To
dolegliwość, z którą umiem sobie poradzić”. Wówczas wprowadzali
uzdrawiające balsamy do ust chorego. Jeżeli jednak w takich
wypadkach pacjent mówił, że lek cuchnie jak mocz owcy, i gdy
zbierało mu się na płacz lub kiedy nieruchomiał, doznawał erekcji
bądź z jego penisa skapywały krople moczu, wówczas przypadek
uważano za beznadziejny. Jeśli z guza na kobiecej piersi sączyła się
ropa, lekarz mówił: „Tę chorobę wyleczy trwoga przed pożarem”.
Czasami jedynym, co medyk mógł uczynić, było ugotowanie
strusiego jaja, przyłożenie go do rany i wypowiedzenie takich słów:
Wypędzam wroga, który tkwi w tej ranie! Wypędzone jest zło z tej krwi... Ta
świątynia nie runie; odtąd nie ma wroga w tym zbiorniku. Ochrania mnie Izyda.
Ratunkiem mym jest syn Ozyrysa.
W starożytnym Egipcie trudno było wrócić do zdrowia, ale każdy
wiedział, że w życiu pozagrobowym będzie lepiej. Świadomość tego
okazywała się najlepszym lekarstwem.
Grecka formuła
Sokles, obiecawszy wyprostować zgarbiony kark Diodorusa, ułożył trzy duże
głazy, każdy o boku na cztery stopy, na jego garbie. [Diodorus] został
zgnieciony i zmarł, ale [po śmierci] stał się prosty jak linijka.
– ANTOLOGIA ANTYCZNYCH TEKSTÓW GRECKICH XI, 120
Zanim narodziła się Grecja, wędrowni mędrcy uprawiali sztukę
uzdrawiania. Uważali, że świat złożony jest z ziemi, wiatru, ognia
i wody, a ich zadanie polega na utrzymaniu tych żywiołów
w równowadze poprzez stosowanie diety, medytację i ćwiczenia
fizyczne.
Hipokrates żywioły nazywał humorami i wierzył w potrzebę ich
harmonii. Ale na równi z teorią cenił praktykę, codzienną obserwację
i zdrowy rozsądek. Był poniekąd rzemieślnikiem, fachowcem i lubił
naprawiać.
Z jakiegoś powodu starożytni Grecy często rozpisywali się na
Strona 13
temat hemoroidów, a rozprawa Hipokratesa „O hemoroidach”
zapewne najlepiej ilustruje jego rzeczowe podejście do leczenia,
czasem bolesnego:
CZĘŚĆ 1
Zalecam siedem albo osiem małych kawałków żelaza naszykować, rozmiaru
sążnia. Ułożone na tyle, wypalają hemoroidy, nie pozostawiając żadnych
niewypalonych, jako że wypalić należy je wszystkie. Kiedy żegadło jest
przykładane do chorego, jego głowę i ręce trzymać należy, aby nie mógł się
poruszyć, choć krzyczeć powinien... Nasmarować miodem i przyłożyć; gąbkę
przycisnąć na tyle, na ile można.
CZĘŚĆ 4
Ułożywszy człowieka na dwóch obłych kamieniach powyżej kolan... usuń je
[wypalone hemoroidy] palcem, jakoż nie jest to trudniejsze od ostrzyżenia owcy...
A winno się to uczynić bez wiedzy chorego, zajętego rozmową.
CZĘŚĆ 6
Hemoroidy odpadną... niczym kawałek spalonej sierści.
Hemoroidy leczyły nawet z zakochania. Zakochanie uważano za
chorobę, odmianę melancholii, czyli depresji. Wielki Galen
twierdził, że „otwarcie hemoroidów to najpewniejszy środek
zaradczy” przeciw zakochaniu.
Ten uzdolniony diagnostyk odwiedził kiedyś Justusa, którego żona
bardzo chorowała. Kobieta nie miała wprawdzie gorączki, ale leżała
w łóżku i zachowywała się dziwnie, naciągając sobie pościel na
głowę. Kiedy Galen przebywał u Justusa, podsłuchał, jak jeden
z gości mówi o tancerzu Pilatesie. Zauważył, że żona Justusa była
poruszona, jej twarz poczerwieniała, a serce biło bardzo szybko –
diagnoza była oczywista…
Równie osobliwie leczono w Grecji skrzywienie kręgosłupa. Gdy
było poważne, chorego zrzucano z wysokiego budynku:
Podnieś drabinę, ułóż na niej chorego, związując mu ręce i nogi. Potem wciągnij
tę drabinę albo na wieżę wysoką, albo na szczytową ścianę domu i puść.
Ta kuracja była zbyt drastyczna nawet dla Hipokratesa. Uczony
pisał o niej tak: „Drabiną nigdy nie naprostujesz nikogo... Ci wszyscy
lekarze, którzy uprawiają takie praktyki, są głupcami”.
Strona 14
Tysiące lat przed wynalezieniem baterii ludziom, którym dokuczały
silne bóle głowy, kazano stawać na żywych węgorzach elektrycznych
oraz rybach z rodziny drętwowatych. Kuracja ta była tak dobrze
znana, że Platon, którego pod względem dowcipu potrafił
przewyższyć tylko jego mentor Sokrates, żartował:
Wydajesz mi się zarówno z wyglądu, jak i z władzy, jaką roztaczasz nad innymi,
nader podobny do drętwy, która poraża tych, co zbliżają się do niej i dotykają
jej, tak jak ty teraz mnie porażasz... Nie wiem, jak ci odpowiedzieć.
W przypadku poważniejszych urazów głowy i „wstrząśniętych
czaszek” Hipokrates stosował trepanację. Gdy pacjent siedział
wyprostowany na krześle, medyk otwierał mu czaszkę wiertłem lub
dłutem. Narzędzia te tak się rozgrzewały, że należało trzymać
w pobliżu wiadro z zimną wodą. Po zabiegu odpryski kości
czyszczono i umieszczano z powrotem na miejscu, opatrując ranę
czarnym inkaustem albo gołębią krwią. Ponoć nierzadko umierający
pacjent odzyskiwał po takiej operacji zdrowie.
Poglądy Hipokratesa na padaczkę były nieco mniej praktyczne niż
w przypadku urazów głowy. Sądził on, że jej przyczynę stanowi
rozmiękczenie mózgu i zastój flegmy w sercu. Dziecięce mózgi były
rzekomo szczególnie podatne na rdzę i korozję, zwłaszcza gdy dzieci
przebywały za długo na słońcu albo stały zbyt blisko ognia.
Hipokrates uważał, iż rozmiękczony mózg jest też przyczyną chorób
umysłowych i psychicznych, że osoby z nadmiarem żółci są zbyt
pobudliwe, a ludzie flegmatyczni cechują się ponuractwem
i zamykają się w sobie. Z kolei Galen określił mózg mianem
„wielkiego zakrzepu śluzowego”, ale sądził przy tym, że niektóre
z nerwów mózgowych z trudem przekazują nakazy woli. Pewnie
chodziło mu o… stalowe nerwy.
Dla Galena kobiety niczym nie różniły się od mężczyzn, tyle tylko,
że były bardziej zacofane. Uczony uważał, że kobiece narządy
płciowe są skierowane do wewnątrz zamiast na zewnątrz:
Wywróć kobietę wnętrzem na wierzch, przenicuj, by tak rzec, i złóż na dwoje
mężczyznę, a przekonasz się, że są jednacy... Coś podobnego dostrzec można
w oczach kreta.
Strona 15
Zatrwożony Galen określił taki stan mianem „okaleczenia”.
Poza tym greccy lekarze uważali, że łona samotnych
kobiet, zduszone i spragnione, by poświęcano im więcej
uwagi, wydostają się z brzucha i kierują w górę, ku głowie. Zbłąkaną
macicę trudno było znaleźć i jeszcze trudniej schwytać. Platon
nazywał ją „żywym stworzeniem”, a Areteusz z Kapadocji
„stworzeniem wewnątrz stworzenia”. Według Areteusza:
...porusza się ono w jedną i drugą stronę na boki – w prawo albo w lewo, ku
wątrobie lub śledzionie. Jednym słowem – jest nieprzewidywalne.
Galen nie zgadzał się z tym, że macica przemieszcza się aż tak
swobodnie, ale mimo wszystko myślał, iż organ ten może
wywoływać hysterike pnix (ataki histerii), które czasami dławią
kobietę. Najlepszym remedium na nie stanowił namiętny seks. Gdy
był on niemożliwy, lekarze musieli „wykurzać” macicę. Uważając,
że ma ona wyjątkowo czułe powonienie, Hipokrates proponował:
„odkażanie, spalając nieco wełny (...) siarki i lepiku. Natrzyj przy
tym pachwiny [kobiety] i wewnętrzną stronę jej ud smarowidłem
o słodkiej woni”.
Na podobne przypadłości stosowano również spalone włosy
i zgniecione pluskwy. Ponadto posługiwano się też inną, rzadko
omawianą, ale najwyraźniej dość rozpowszechnioną metodą.
Złośliwy Marcjalis, rzymski poeta i satyryk, wspominał o niej,
opisując pewną samotną kobietę dotkniętą histerycznym napadem:
Leda rzekła swemu staremu mężowi, że wpadła w histerię, i użalała się,
że fizyczne obcowanie to dla niej konieczność... iż należy uczynić to, czego on już
nie czynił. Wtenczas natychmiast wystąpili lekarze mężczyźni, podczas gdy lekarki
się wycofały, i unieśli w górę nogi cierpiącej. I jakież energiczne leczenie jęło się
wtedy odbywać!
Menstruacja była zjawiskiem bardziej przewidywalnym, lecz
mimo to uznawano ją za żywioł, z jakim należało się liczyć jak
z wiatrem czy przypływami. Podobnie jak hysterike pnix, miesiączka
bywała zabójcza, zwłaszcza jeśli się jej nie leczyło. Według
Hipokratesa:
Owe dziewczę popada w obłęd z powodu ostrego zapalenia i staje się dzikie.
Strona 16
Wypowiada straszne rzeczy... [nawiedzające ją wizje] nakazują jej skakać,
rzucać się w studnię i utonąć.
Greckie poglądy na temat menstruacji były tak utrwalone,
że wpłynęły na teorie późniejszych medyków. Uważali oni, że krew
miesięczna powoduje kwaśnienie wina, rdzewienie żelaza i to,
że drzewa tracą owoce. W edycji „British Medical Journal” z 1878
roku lekarze w dalszym ciągu spierali się o to, czy kobietom w czasie
miesiączki należy zezwalać na „wcieranie solanki z kwaszonych
ogórków w wieprzowe udźce”.
Wielcy byli budowniczowie...
Do niedawna Diaulus był lekarzem; teraz urządza pogrzeby. I wciąż czyni to
samo, co robił jako lekarz.
– FRAGMENT JEDNEGO Z EPIGRAMATÓW MARCJALISA (OK. 100 R. N. E.)
W starożytnym Rzymie prawdziwi mężczyźni sami troszczyli się
o siebie. A jeśli już jakiś Rzymianin naprawdę zachorował, to szukał
pomocy u szewca, cieśli albo kowala – wszyscy rzemieślnicy parali
się medycyną. Albo też udawał się na targ i najmował Greka lub
kupował greckiego niewolnika.
Pierwszym znanym Grekiem, który praktykował jako lekarz, był
niejaki Arcaghtus, otaczany powszechnym szacunkiem i opłacany
z kasy państwowej. Jednak rezultaty jego
starań rozmijały się z tym, czego od niego oczekiwano, i już wkrótce
przylgnął do niego przydomek Carnifex, czyli Oprawca. Minęło
kilkaset kolejnych lat, zanim następny grecki medyk podjął w Rzymie
praktykę lekarską.
Katon Starszy, wybitny mąż stanu, nie lubił Greków, nie znosił
lekarzy, a już szczególnie nienawidził greckich medyków. Tak mówił
o Grekach swojemu synowi Markowi:
Są zupełnie bezużyteczni. Kiedy ta nacja zaleje nas swoją literaturą, doprowadzi
do powszechnego zepsucia, a jeszcze gorzej będzie, jak podsunie nam swych
Strona 17
lekarzy. Zmówili się, aby zgładzić wszystkich obcych [tj. nie-Greków] swoją
fizyką [medycyną].
Galen, jeden z owych greckich lekarzy, nie pozostał dłużny
mieszkańcom Rzymu. Wspominając o Rzymianach i różnych innych
„dzikusach”, zauważył:
Niektóre z tych barbarzyńskich języków brzmią jak odgłosy wydawane przez
świnie, żaby i krowy, co sprawia, że ludzie ci mówią tak, jak gdyby parskali.
Rzymscy uzdrowiciele nie osiągali zbyt dobrych wyników, chociaż
najwyraźniej mieli talent do leczenia brodawek, a już na pewno do
naśmiewania się z tych, którzy je mieli. Galen pisał o pewnym
człowieku, który zarabiał na życie wysysaniem kurzajek z rąk i stóp
innych ludzi, a według poety Juwenalisa:
Włochate nogi i zarośnięte ramiona
Wskazują na mocnego człeka,
Lecz lekarz się uśmiecha, gdy usuwa
Narośle z gładkiego odbytu.
Rzymianie z wyższych klas społecznych szczycili się
przestrzeganiem higieny jamy ustnej. O jednym z wybitnych rzymskich
obywateli napisano:
Ingatius, który ma białe zęby, zawsze się śmieje. Śmieje się na rozprawie
złoczyńcy, gdy rada poruszona jest do łez; śmieje się nawet, kiedy wszyscy
zawodzą żałobnie przy stosie pogrzebowym posłusznego syna, gdy matka
opłakuje swe jedyne dziecko. Śmieje się ze wszystkiego, wszędzie.
Na ból zębów historyk Pliniusz Starszy zalecał nacieranie ust
lewym zębem hipopotama i zjadanie popiołu ze spalonego wilczego
łba. „Nieczystości spod owczego ogona” wykorzystywano do
wzmacniania zębów, a za wykałaczki służyły (według Pliniusza) ostre
kosteczki z mysiego łebka i przednie kostki jaszczurki złapanej
w czasie pełni. Pliniusz przestrzegał przed używaniem sępich piór
w roli wykałaczek, ponieważ – jak twierdził – są przyczyną
nieprzyjemnego zapachu z ust. Zamiast nich polecał kolce
jeżozwierza.
Rozkochani w mostach Rzymianie wprowadzili modę na mostki
dentystyczne z metalu i na plomby. Jeśli wszystkie metody leczenia
Strona 18
zawiodły, zawsze można było użyć przerażającego „odontagogonu”,
czyli gigantycznych ołowianych kleszczy do wyrywania zębów.
Fragment przysięgi Hipokratesa wprost zabrania lekarzom trucia
pacjentów. Nam może to się wydawać osobliwe, ale nie Rzymianom,
którzy nie przepadali za lekarzami i lubili używać trucizn. Poeta
Juwenalis, wnikliwy obserwator życia wyższych rzymskich sfer,
napisał, że każdy, kto chciał coś osiągnąć, musiał się znać na
truciznach. Jako dowód opowiedział niezwykłą historię. Pewna
kobieta podała mężowi truciznę. Stwierdziła jednak, że za wcześnie
połknął on antidotum i zadźgała go nożem. Mężowie truli swoje
małżonki, a matki wyrodne dzieci.
Neron, który zasłynął między innymi z tego, że ponoć grał na
skrzypcach, gdy płonął Rzym, był tak zadowolony z pozostającej na
jego usługach trucicielki Locusty, iż posyłał uczniów do prowadzonej
przez nią szkoły trucia. Zajęcia w tym fachu nie brakowało,
a praegustatores (osoby próbujące smaku potraw) zorganizowali
własny cech. Rzymski cesarz Klaudiusz został otruty przez swojego
lekarza, a osobistości zajmujące wysokie stanowiska rutynowo
najmowały medyków do wytruwania swoich konkurentów. Niektórzy
lekarze rezygnowali z pośredników i truli ludzi sami.
Rzymianie cenili wielce wełnę, rzekomo dającą wielką moc, ale
najwyższym uznaniem darzyli kapustę. Katon zalecał jedzenie jej
albo, jeszcze lepiej, picie moczu kogoś, kto właśnie kapustę spożył.
Bardziej „mięsną” odmianą ówczesnej medycyny alternatywnej
była antyczna hepatoskopia, czyli analiza baraniej wątroby.
Przeprowadzał ją haruspik, wysoki rangą kapłan. Badanie układu fałd
wątroby było dla Rzymian niezwykle ważne. Założyli oni specjalną
szkołę, w której uczono tego fachu. W pewnym momencie
haruspikowie nabrali tak wielkiego znaczenia, że stanowili
zagrożenie dla bezpieczeństwa państwowego. Apoloniusz z Tiany,
licząc na wywróżenie najlepszej metody obalenia ówczesnego
cesarza, miał rzekomo złożyć ofiarę z pewnego chłopca, aby z jego
wątroby udało się poznać przyszłość. Rzymscy przywódcy zabronili
takich praktyk i były one karane śmiercią. A jednak to właśnie
haruspik Spurinna rzekł Cezarowi: „Strzeż się id marcowych”.
Akurat ta wróżba okazała się wyjątkowo trafna.
Strona 19
Strona 20
ROZDZIAŁ 2
Medycyna średniowieczna
Wyobraźmy sobie czasy wieków średnich – pomyślmy o chłopach
pańszczyźnianych, wyprawach krzyżowych i wszechobecnej śmierci
w wyniku plag. Tymczasem na elitarnych uniwersytetach tamtej epoki
zadbani medycy w purpurowych szatach spędzali całe dnie na
kontemplacjach i debatowali po łacinie nad niejasnymi
zagadnieniami filozofii.
Średniowieczni lekarze wielkim szacunkiem darzyli książki oraz
dawną medycynę. Szczególnie wielbili Hipokratesa i Galena, których
dzieła, jak sądzili, zawierają wszelkie informacje na temat
uzdrawiania, jakie każdy lekarz po wsze czasy znać powinien. Myśl
medyczna utknęła w miejscu.
Lekarze z tej epoki zupełnie lekceważyli czynności praktyczne. Ich
zadaniem było rozmawianie z pacjentem, a nie przeprowadzanie
zabiegów leczniczych. Dotykania ciała chorego należało unikać jak
zarazy.
Medycy tego okresu byli dobrzy w mówieniu. Jan z Salisbury,
który tworzył w XII wieku, napisał: „Kiedy ich słucham, jak kadzą,
jestem oczarowany i niemal przekonuję sam siebie, że potrafią
wskrzesić zmarłego. Jedno tylko mnie zastanawia: ich teorie
wykluczają się nawzajem”.
Medycy patrzyli z pogardą na zajmujących się przeprowadzaniem
badań chirurgów, takich jak Henri de Mondeville, oraz felczerów.
Tego rodzaju rzemieślnicy składali kości, wyrywali zęby
i wykonywali różne operacje. I tak, poniekąd z braku prawdziwej
konkurencji, stali się prawdziwymi lekarzami wieków średnich.