Graves Robert - Belizariusz

Szczegóły
Tytuł Graves Robert - Belizariusz
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Graves Robert - Belizariusz PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Graves Robert - Belizariusz PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Graves Robert - Belizariusz - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 R O B E R T G R A V E S BELIZARIUSZ Strona 2 PRZEDMOWA Większości z nas trudno znaleźć logiczny związek między bohaterami trzeźwego wieku antyku a bohaterami ro- mantycznej epoki średniowiecznych legend. Na przykład wydaje się, że król Artur należy do czasów bardziej za- mierzchłych niż Juliusz Cezar — a jednak jego chrystianizm datuje go o parę stuleci później. Jak można te dwie epoki połączyć, zobaczymy w nastę- pujących dalej dziejach komesa Belizariusza. Otóż mamy generała, którego zwycięstwa nie są mniej rzymskie, a zasady wojenne mniej klasyczne niż Juliusza Cezara. A jednak armia zmieniła się teraz nie do poznania, stary legion piechoty zniknął wreszcie, a Belizariusz (jeden z ostatnich Rzymian, którym udzielono godności konsula, a ostatni, któremu przyznano triumf) jest wodzem chrześcijańskich, odzianych w kolczugi rycerzy przybocznego pułku. Prawie wszyscy z nich są z pochodzenia barbarzyńcami, a pod względem rysów indywidualnych mogą rywalizować z bohaterami króla Artura. W epoce Belizariusza zdarzają się typowe romantyczne sytuacje: na przykład, nikczemni łotrzykowie uprowadzają porwane dziewice do posępnych zamków wśród wzgórz (podczas mauryjskich najazdów na rzymską Afrykę), a jego wojownicy pod sztandarem i z włóczniami w dłoni wyruszają na pomoc. Element nadprzyrodzony w historii króla Artura stanowi częściowo prymitywna saga i klechda ludowa, częściowo zakonny mistycyzm o wiele późniejszej daty. Ale w dziejach Belizariusza głównym autorytetem dla jego życia prywatnego i kampanii nie jest żaden huński czy gocki wojownik z pułku przybocznego (bez wątpienia stworzyłby chaotyczny epos, który mogliby haftować mnisi w następnych stuleciach), lecz wykształcony syrogrecki sekre- Strona 3 tarz osobisty, Prokopiusz 1 z Cezarei. Prokopiusz jest na ogół klasycznie dobrze poinformowanym, krytycznym pisarzem, podobnie jak Agatias, który dostarczył ostatniego rozdziału wojskowego; tak więc nie ma tu romantycznych przeinaczeń jak w dziejach króla Artura. Zdaje się, że historyczny król Artur był królikiem brytyjskim, dowódcą sojuszniczej kawalerii, którego Rzymianie pozostawili jego losowi, kiedy na początku piątego stulecia wycofano ich regularną piechotę z garnizonowych miast Brytanii. Gdyby Prokopiusz był jego kronikarzem, olbrzymi i baśniowe statki, czarodzieje i mówiące zwierzęta nie występowałyby w opowieści, chyba tylko jako marginesowe streszczenie ówczesnej brytyjskiej legendy. Zamiast tego mielibyśmy jeden czy dwa jasno napisane rozdziały późnej rzymskiej historii wojskowej — opis bohaterskich wysiłków Artura, by zachować resztki chrześcijańskiej cywilizacji w zachodnim kraju przeciwko pogańskiej inwazji. A koniem Artura byłby ciężki biegun kawaleryjski, a nie baśniowy rumak niosący go w szalonym pędzie ku tysiącleciu chrześcijańskiej cywilizacji. Belizariusz urodził się w ostatnim roku nieszczęsnego piątego stulecia (stulecia króla Artura), kiedy to Anglosasi najechali pofudniową Brytanię, Wizygoci Hiszpanię, Wan- dalowie Afrykę, Frankowie Galię, Ostrogoci Italię. Umarł w roku 565, pięć lat przed urodzeniem proroka Mahometa. 1 Imiona greckie autor podaje w formie zlatynizowanej, germańskie — wedle współczesnej pisowni niemieckiej (Wittich, Ge-ilimer). Tłumacz na ogół trzymał się tych zasad, czyniąc odstępstwo na rzecz form tradycyjnie już spolszczonych, jak np. Teode-ryk. Szczególne trudności nasuwały się przy imionach perskich, które w polskich dziełach historycznych i encyklopediach występują w wersjach najróżnorodniejszych. Tak np. król Khosrou znany jest u nas również pod imionami Chozroes, Hozroes, Chozrau, Kosrou, Khosrau itp. I w tym przypadku wydawało się rzeczą właściwą wybrać formę przyjętą przez autora. (Przyp. tłum.) Strona 4 Ponieważ zachowane źródła historyczne są szczupłe, musiałem wypełniać luki historii fantazją, ale zazwyczaj miałem na oku historyczny ekwiwalent: tak ze jeśli dokła- dnie to czy owo się nie zdarzyło, prawdopodobnie zdarzy- ło się coś zbliżonego. Trójkąt miłosny — Belizariusz—Anto- nina—Teodozjusz — choć wygląda tak literacko, został wzięty z małymi dodatkami z Tajnej historii. Także przed- stawiony tu opis polityki kościelnej i hipodromowej w szóstym stuleciu nie jest bynajmniej przesadzony. Jedy- nym zmyślonym bohaterem jest wuj Belizariusza, Modest, znany typ błyskotliwego rzymskiego literata. Dwa italo- gockie dokumenty, cytowane w tekście, są autentyczne. Sztuka złota w okresie panowania Justyniana odpowia- da z grubsza wartości angielskiego banknotu jednofunto- wego, czyli pięciu dolarów amerykańskich. Odległości podano w milach rzymskich, będących praktycznie ekwiwalentem mil angielskich. Nazwy miej- scowości zmodernizowano, o ile w ten sposób stawały się bardziej rozpoznawalne. R.G. 1938 Strona 5 Rozdział I CHŁOPIĘCE LATA Kiedy Belizariusz miał siedem lat, jego owdowiała matka oświadczyła mu, że trzeba, aby na pewien czas opuścił ją i domowników folwarku Tracki Czermen i udał się do szkoły w odległym o kilka mil Adriano-polu, gdzie znajdzie opiekę jej brata, dostojnego Modesta. Związała syna przysięgą na Pismo święte - była bowiem prawowierną chrześcijanką - że wypełni zobowiązania złożone w jego imieniu wobec Boga przez chrzestnych rodziców, którzy oboje niedawno pomarli. Belizariusz złożył przysięgę wyrzekając się światowych ambicji, rozpusty i szatana. Ja, autor niniejszego dzieła greckiego, jestem zwykłym niewolnikiem domowym, a więc człowiekiem o małym znaczeniu, ale spędziłem prawie całe życie w służbie Antoniny, żony wspomnianego Belizariu-sza, i musicie dać wiarę temu, co piszę. Najpierw zacytuję więc zdanie mojej pani o tej przysiędze złożonej w Czernienie: pani Antonina uznała, że związywanie małych dzieci tego rodzaju przyrzeczeniami, zwłaszcza zanim zaczęły chodzić do szkoły i nie mają najmniejszego pojęcia o świecie mężczyzn, kobiet i duchownych, jest jak najbardziej bezprawne. Jest tak sprzeczne z naturą, jak by ktoś obarczył dziecko jakimś fizycznym brzemieniem, na przykład żeby zawsze, gdzie się tylko ruszy, nosiło na sobie małą drew- Strona 6 nianą belkę; albo żeby nigdy nie wolno mu było obra- cać głowy na ramionach, lecz by mogło jedynie skrę- cać cały tułów łub nawet tylko poruszać oczyma nie- zależnie od głowy; niewątpliwie stanowiłoby to wiel- ką niedogodność, ale nawet w przybliżeniu nie tak wielką jak związanie uroczystą przysięgą młodego szlachcica - przeznaczonego do służby jego świąto- bliwej wysokości cesarza wschodnich Rzymian, który panuje w Konstantynopolu - ażeby wyrzekł się światowych ambicji, rozpusty i szatana. Kiedy bo- wiem chłopiec osiąga wiek młodzieńczy, albo ogar- niają go pokusy i łamie taką przysięgę, po czym serce jego wypełnia zgryzota i wtedy traci ufność w swą moc moralną, albo też łamie przysięgę w ten sam sposób, lecz nie odczuwa żadnego strapienia, bo światowe ambicje, rozpusta i szatan wydają mu się wyśmienitymi rzeczami - a w takim przypadku za- czyna lekceważyć wszelkie przysięgi. Jednak Belizariusz był tak wyjątkowym dzieckiem i wyrósł na tak wyjątkowego mężczyznę, iż żadne przeszkody rzucane na jego drodze nie mogły mu poważnie zaszkodzić. Aby posłużyć się absurdalnym przykładem, jakiego użyła moja pani: z łatwością przystosowałby swe ciało, gdyby mu zakazano obra- cać głowę na ramionach, i u niego wyglądałoby to szlachetnie, a nie sztywno, albo stale nosiłby belkę i uczyniłby ją najbardziej użytecznym i wygodnym przedmiotem w świecie - bronią, stołkiem, poduszką - tak że może wprowadziłby nawet w stolicy modę na pięknie rzeźbione i inkrustowane belki. I z pewnością ta moda nie byłaby głupsza czy bardziej zabobonna niż współczesne mody młodych dandysów-z rywalizujących z sobą stronnictw na hipodromie i mnóstwo innych, które zjawiają się i znikają w tym Strona 7 nieznośnym kraju: moda na brody, płaszcze, prze- kleństwa, błyskotki, pachnidła, gry hazardowe, spo- sób noszenia się i czułe nazwania, środki pobudzają- ce, religijne spory i poglądy, relikwiarze, sztylety i słodycze. W każdym razie Belizariusz złożył tę niebezpieczną przysięgę z taką samą nieświadomością skutków jak niegdyś młody Tezeusz ateński, który poprzysiągł swej owdowiałej matce, że pomści śmierć ojca na po- twornym Minotaurze z kreteńskiego labiryntu, poże- rającym ludzkie mięso. Czy pozostał wierny przysiędze, powinniście osą- dzić po przeczytaniu mojej opowieści. Ale zapew- niam was, czytelnicy, jeśli przypadkowo jesteście chrześcijanami o zakonnym nastawieniu, że Beliza- riusz bynajmniej nie miał waszego pokroju myśli i mało troszczył się o dogmaty; kiedy zaś został panem wielkiej familii, w ogóle zabronił w swym domu wszelkich kościelnych dysput uznając, że są one bez korzyści dla duszy i burzą spokój rodzinny. Tę decyzję powzięła najpierw pani Antonina, ale po pewnym czasie zgodził się z nią i uznał za własną, i zobo- wiązywał do jej przestrzegania nawet biskupów i opatów, jeśli bywali niekiedy jego gośćmi. Taka więc była pierwsza z trzech jego przysiąg; drugą złożył swemu cesarzowi - staremu cesarzowi Anastazjuszowi, za którego panowania się urodził, i z kolei dwóm następcom Anastazjusza; zaś trzecią złożył mojej pani Antoninie jako swojej żonie. Te uwagi niechaj posłużą za przedmowę do dzieła, które nastąpi. Piszę je w bardzo podeszłym wieku, w Konstantynopolu, roku pańskiego pięćset siedem- dziesiątego pierwszego, a jest to rok tysiąc trzysta szósty od założenia miasta Rzymu. Strona 8 Belizariusz urodził się roku pańskiego pięćsetnego, co jego matka uważała za złą wróżbę. Wierzyła bowiem, że szatanowi dozwolono sprawować rządy na tej ziemi przez tysiąc lat, a po zakończeniu tego okresu ludzkość zostanie ostatecznie osądzona. Stąd też rok urodzin jej jedynego syna, jak powiadała, wy- padał w samym środku długiej czarnej nocy, dzielącej pierwszy dzień chwały od następnego. Lecz ja, eunuch Eugeniusz, muszę wyznać, że uważam tego rodzaju poglądy za przesądne i w ogóle niegodne myślących ludzi; także moja droga pani Antonina nie miała innego zdania w tym względzie. Młody Belizariusz pożegnał posłusznie matkę i ca- łą familię, która (biorąc niewolników razem z wolny- mi oraz dzieci i starców) liczyła jakieś dwieście dusz, i wsiadłszy na pięknego siwego kucyka ruszył ku Ad- rianopolowi. Towarzyszyli mu: jego rówieśnik, syn starosty, Jan Armeńczyk, który grał rolę porucznika w dziecięcej armii, jaką Belizariusz zorganizował w swym folwarku; Paleolog - grecki guwerner, który już uczył go zawiłości czytania, pisania i liczenia, a ponadto dwóch trackich niewolników. Paleolog nie nosił żadnej broni, ale niewolnicy mieli miecze, a Be- lizariusz i Jan Armeńczyk - odpowiednie do ich wieku lekkie łuki z kilkoma dobrymi strzałami. Jak można by się spodziewać, bardzo zręcznie potrafili posługiwać się łukami, zarówno na piechotę, jak i z konia. Bowiem Armeńczycy są dzielnym narodem, a Beliza- riusz pochodził z plemienia słowiańskiego, jak wska- zuje choćby jego imię Beli Car, co oznacza białego władcę. Pogańscy Słowianie żyjący za rzeką Dunajem są znakomitymi łucznikami i jeźdźcami. Jednak ro- dzina ojca Belizariusza, osiadła w Czernienie od stu lat, była całkowicie zromanizowana i wzniosła się do Strona 9 drugiego stopnia spośród trzech stopni szlachectwa. Podróż z Czermenu odbywała się polną drogą, a nie pobliskim gościńcem, prowadzącym ze stolicy do Adrianopola. Za zezwoleniem nauczyciela Belizariusz i Jan kilkakrotnie zjeżdżali z drogi ścigając zwierzynę i Belizariuszowi udało się zastrzelić zająca. Mieli więc co jeść w karczmie, gdzie się zatrzymali. Karczma była malutka i goście niezbyt często tu zaglądali, a stara gospodyni miała wielkie strapienie: jej mąż zabił się niedawno, powalony konarem wiązu, gdy umocowywał pędy winogradu, zaś jej niewolnik uciekł potem kradnąc jedynego konia ze stajni i licho wie, gdzie się teraz podziewał. Pozostała tylko młoda dziewczyna - niewolnica, która niedołężnie próbo- wała się zajmować inwentarzem i winnicą, podczas gdy gospodyni pracowała w domu. Podróżni spo- strzegli, że w tej karczmie muszą się ograniczyć do własnych zapasów i sami je ugotować. Z dwóch nie- wolników Belizariusza jeden był tragarzem, silnym, dzielnym mężczyzną bez żadnego wykształcenia i uzdolnień; drugi, bardzo młody, zwał się Andrzej i wyuczono go na łaziennego. Żaden nie potrafił oprawić zająca. Paleolog wysłał tragarza, by nazbierał drzewa do palenia i naciągnął wody, zaś Andrzejowi kazał wyszorować piaskiem brudny stół karczmy. Sam obdarł ze skóry i poćwiartował zająca, a następ- nie włożył go do garnka, żeby się z wolna gotował wraz z liśćmi wawrzynu, kapustą, jęczmieniem i odrobiną soli. Jan Armeńczyk mieszał w garnku ro- gową łyżką. Belizariusz powiedział: - Mam paczuszkę z ziarnkami czarnego cejloń- skiego pieprzu, który moja matka posyła w upominku dla wuja Modesta. Lubię ten indyjski pieprz. Parzy Strona 10 w ustach. Wuj nie będzie mi miał za złe, jeśli zetrę kil- ka ziarnek w małym młynku, który też należy do po- darunku, i doprawię naszą zupę z zająca. Otworzył juk przy siodle, wyciągnął paczuszkę z pieprzem, młynek i zaczął mleć. Jak to dziecko -zmełł za dużo na potrzeby pięciu osób, aż Paleolog widząc to zawołał: - Dziecko, tyle pieprzu wystarczyłoby dla Cyklopa! Gdy zając się gotował, Paleolog opowiedział le- gendę, której chłopcy nie znali dotychczas, jak Ody- seusz w jaskini Cyklopa rozżarzył drąg w ogniu, spo-ił Cyklopa i wybił jego jedyne oko płonącym ostrzem. Chłopcy i niewolnicy słuchali i śmiali się, bowiem Paleolog cytując sztukę Eurypidesa bardzo zabawnie naśladował obezwładnionego Cyklopa. Potem nakryli stół dla trzech osób - niewolnicy mieli jeść później oddzielnie - i nalali wina z zakopconego dzbana, który znaleźli na szafie. Niewolnik Andrzej pokroił chleb myśliwskim kordelasem. Wreszcie posiłek był już prawie gotowy, a zając miał się jeszcze dusić kilka minut. Paleolog dolał do garnka parę łyżek wina, dodał szczyptę pieprzu, małą gałązkę rozmarynu i trochę szczawiu, który staruszka przyniosła z ogródka. Od czasu do czasu ktoś kosztował zupę rogową łyżką. Zapalono cztery wyso- kie świece, a ich knoty w miarę potrzeby miał obo- wiązek obcinać Andrzej. Ale w tej szczęśliwej chwili rozległ się okropny hałas przy drzwiach i do wnętrza karczmy wpadło sześciu zbrojnych drabów - sądząc z wymowy, azjatyckich Greków - i zepsuło wszystko. Przybysze wlekli z sobą przyzwoicie ubranego młodego mężczyznę o łagodnych rysach. Miał zwią- zane nogi i ręce, tak że nie mógł iść. Wyglądał na za- możnego rzemieślnika albo kupca. Przywódca gru- Strona 11 py, bardzo krępy jegomość, niósł jeńca na jednym ra- mieniu jak worek zboża i rzucił go w rogu koło ogni- ska - prawdopodobnie dlatego, że gdyby jeniec miał zamiar próbować ucieczki, było to miejsce najodle- glejsze od drzwi. Młody człowiek był wyraźnie gotów na wszystko i spodziewał się, że go zamordują każdej chwili. Jak się później okazało, był to Szymon, obywa- tel tamtejszego powiatu. Na niego to padł wybór, że- by poszedł w imieniu swych współobywateli do wiel- kiego właściciela ziemskiego, zwanego Janem z Ka- padocji, z prośbą o uiszczenie należnych podatków, a przynajmniej ich części - obowiązek, od którego ten młody bogacz długo się uchylał. Powiat musiał wpłacać rocznie wiele funtów złota do skarbu cesar- stwa, a choć ziemię Jana z Kapadocji sklasyfikowano według stawki oczywiście niższej niż jej prawdziwa wartość, niemniej należało się od niego około jednej trzeciej ogólnej kwoty podatków całego powiatu. Obywatele z powodu złych żniw, niedawnego łupież- czego najazdu bułgarskich Hunów, obłożeni wymia- rem podatkowym od posiadłości oszacowanych o wiele wyżej, niż były warte - rząd dał im nędzne skrawki ziemi, same bagna i kamienie, jednak ocenił je jak dobrą ziemię orną - byli tak zadłużeni, że stali u progu ruiny, jeśliby Jan z Kapadocji nie zapłacił swej części. Ale on zawsze odmawiał. Miał gwardię osobistą składającą się z uzbrojonych pachołków, przeważnie Kapadoków, którzy obrażali i bili przed- stawicieli powiatu, gdy ci przychodzili do zamku do- magać się uiszczenia należności. W moim opowiadaniu występować będzie praw- dopodobnie wielu Janów poza Janem Armeńczykiem i Janem z Kapadocji, ponieważ Jan jest imieniem, które cudzoziemcy zazwyczaj przyjmują na Strona 12 chrzcie (od Jana Baptysty albo Jana Ewangelisty), a chrześcijańscy panowie nadają je często swoim nie- wolnikom. Powszechnie spotyka się to imię również wśród Żydów, od których pochodzi. Tak więc bę- dziemy rozróżniać tych Janów albo według kraju ich urodzenia, albo - jeśli się okaże to niedostateczne -według ich zwykłych przydomków: Jan Bękart, Jan Epikur i Krwawy Jan między innymi. Ale występuje tylko jeden Belizariusz, a jest on równie niezwykły jak jego imię. Z przechwałek Kapadoków i ich narzekań na „tego przeklętego Szymona" wynikało, że Szymon z uzbrojonym oddziałem policji zuchwale udał się do pałacu Jana, zamierzając zmusić go strachem do za- płacenia przynajmniej części długu, ale przy bramie spotkał się z mieczami i kijami uzbrojonej gwardii. Policja od razu opuściła Szymona i uciekła, tak że wzięto go do niewoli. Potem sam Jan z Kapadocji, który spędzał jesień w swym majątku polując i łowiąc ptaki, nadszedł chwiejnym krokiem i zapytał sierżanta gwardii, kim może być ten natręt. Gwardzi- ści złożyli niskie ukłony przed Janem, wymagał bo- wiem od nich takich honorów jak patriarcha czy gu- bernator diecezji, i odpowiedzieli: -Jakby jakiś dziwny poborca podatkowy, jeśli to odpowiada waszej dostojności. -Zróbcie z nim jakby jakiś dziwny koniec, tak żeby żaden poborca podatkowy nie ośmielił się mnie niepokoić w moich trackich majątkach - wrzasnął Jan. Wtedy sześciu pachołków pod wodzą sierżanta związało Szymonowi ręce i nogi, rzuciło go na konia i odjechało z nim natychmiast, mając nadzieję zado- wolić pośpiechem swego pana. Strona 13 Jadąc sprzeczali się, jaki los powinien spotkać jeń- ca. Sierżant zaprosił swych ludzi, by zgłaszali propo- zycje. Jeden powiedział: - Przywiążmy mu kamień do szyi i wrzućmy go do stawu. Ale Szymon zaprotestował głośno: - Zatruwanie wody jest zbrodnią wobec Boga. Moje ciało rozszerzyłoby zarazę. Poza tym to, co proponuje cie, nie jest dziwną śmiercią: w ten sposób niewolnicy postępują zwykle ze szczeniakami. Pomyślcie jeszcze! Sierżant przyznał, że Szymon ma rację, i pojechali dalej. Potem inny z Kapadoków wpadł na pomysł, żeby przywiązać jeńca do drzewa i naszpikować go strza- łami. Szymon przerwał znowu: - Chcecie bluźnić, zadając zwykłemu poborcy po datkowemu taką śmierć, jaką poniósł święty męczen nik Sebastian z Mediolanu? To zastrzeżenie również wyglądało na uzasadnio- ne, więc znowu pojechali dalej. Trzeci drab zapropo- nował wbicie na pal, czwarty obdarcie ze skóry, a pią- ty wypowiedział się za pogrzebaniem Szymona żyw- cem. Ale za każdym razem Szymon drwił z tych pro- pozycji i powiadał pachołkom, że z pewnością zosta- ną ukarani, jeśli wrócą i zameldują, jak zwykłą czy ba- nalną śmierć mu zadali. Sierżant brał jego stronę i rzekł w końcu: - Jeśli możesz nam powiedzieć, jaki rodzaj śmier ci jest wystarczająco dziwny, będę ci wdzięczny i przeprowadzę wszystko wedle twego życzenia. Szymon odparł: - Niech wasz pan zapłaci dług dobrowolnie. Wte dy, bądź pewny, umrę ze zdumienia, a o równie dziw nej śmierci nigdy nie słyszano w trackiej diecezji. Strona 14 Za taką bezczelność sierżant uderzył go w twarz, ale nadal nie mógł się zdecydować co do rodzaju śmierci. Zaczął padać deszcz, a Kapadokowie ujrzeli światło w karczmie, uwiązali więc konie w stajni i we- szli do środka, by napić się wina i naradzić dalej. Paleolog słyszał, jak wspominali imię swego pana, a znając go ze słyszenia jako złośliwego i kłótliwego człowieka, uważał, by nie zrobić nic, co mogłoby ura- zić jego służących. Spytał, czy nie zechcieliby uczynić mu zaszczytu i napić się wina na jego koszt. Źle wychowany sierżant nie odpowiedział w ogóle, ale znalazłszy się w pobliżu garnka, z którego dolaty- wał bardzo smakowity zapach, odwrócił się do swych towarzyszy i krzyknął: - Mamy szczęście, chłopy! Ten stary brodacz prze widział nasze przybycie i przygotował dla nas zająca, Paleolog udał, że bierze to za żart. Powiedział do sierżanta: - Najlepszy z Greków, tego zająca nie wystarczy dla dziesięciu dorosłych mężczyzn i dwóch chłop ców, z których jeden jest ponadto szlachcicem. Lecz gdybyś ty sam, i może jeszcze jeden z twoich ludzi, zechciał się do nas przyłączyć... Sierżant odparł: - Bezczelny stary brodaczu, ty dobrze wiesz, że to nie jest twój zając. Bez wątpienia został skradzio ny i należy do mego pana, a ty nie dostaniesz w ogóle ani kawałka. Ponadto, kiedy skończymy jeść, zapłacisz mi na dobro mego pana grzywnę za kra dzież. Dasz dziesięć sztuk złota albo o tyle więcej, ile znajdę w twoich kieszeniach. A jeśli chodzi o two jego szlachcica, to on na nas poczeka. Koledzy, pilnujcie drzwi! Rozbrójcie tych dwóch niewolni ków! Strona 15 Paleolog widział, że wszelki opór byłby bezsku- teczny. Kazał tragarzowi i Andrzejowi oddać broń bez oporu, a oni wykonali jego polecenie. Ale Jan Ar- meńczyk, a szczególnie Belizariusz, który zastrzelił zająca i nie mógł się doczekać, kiedy go skosztuje, byli wściekli. Nic jednak nie powiedzieli. Potem Belizariusz przypomniał sobie jaskinię Cyklopa i postanowił, jeśli się tylko uda, spoić tych gburów, żeby mieć nad nimi przewagę, gdyby doszło do walki. Bardzo grzecznie zaczął grać rolę podczaszego. Nalewał wino nie mieszając go z wodą i zachęcał: - Pijcie, szlachetni panowie, to dobre wino i nic was nie będzie kosztowało. Ponieważ zupa była bardzo pieprzna, Kapadoko- wie pili więcej wina niż normalnie. Wznosili toasty na cześć Belizariusza jako ich Ganimeda i chcieli go całować, ale się im wymykał. Potem jeden z nich po- szedł do kuchni, złapał niewolnicę i zaczął z niej ścią- gać koszulę, lecz uciekła i ukryła się w krzakach, gdzie nie mógł jej znaleźć. Wrócił więc do karczmy. Podpici Kapadokowie zaczęli dyskutować o do- gmatach religijnych. Była to choroba wieku. Ktoś mógłby się spodziewać, że chłopi, kiedy się zejdą ra- zem, będą rozmawiali o bydle i siewach, żołnierze o bitwach i obowiązkach wojskowych, a prostytutki, być może, o sukniach, urodzie i swym powodzeniu. Lecz nie: gdzie tylko zebrały się dwie czy trzy osoby -w tawernie, koszarach, zamtuzie czy gdziekolwiek -natychmiast zaczynały, niezależnie od wykształce- nia, dyskutować jakiś trudny punkt doktryny chrze- ścijańskiej. Tak więc, ponieważ najważniejsze dyspu- ty różnych chrześcijańskich Kościołów obracały się wokół natury Boga - tego najbardziej kuszącego pro- blemu filozoficznej debaty - więc naturalnie pijani Strona 16 Kapadokowie zaczęli, nie bez bluźnierstw, roztrząsać zasadę natury Trójcy Świętej, a szczególnie drugiej osoby - Syna Bożego. Byli wszyscy prawowiernymi chrześcijanami i, zdaje się, mieli nadzieję, że Paleolog zabierze głos w dyskusji. Nie wtrącał się jednak, bo wyznawał te same poglądy co oni. Jednak Szymon wkrótce zdemaskował się jako monofizyta. Monofizyci byli potężną sektą, zwłaszcza w Egipcie i Antiochii, a w ciągu kilku ostatnich pokoleń sprowadzili wielkie niebezpieczeństwa na cesarstwo, bo cesarze w Konstantynopolu musieli wybierać mię- dzy obrażeniem papieża rzymskiego, który był uzna- nym spadkobiercą apostoła Piotra i potępił sektę jako heretycką, a obrażeniem ludu egipskiego, od którego dobrej woli zależały dostawy zboża dla Konstantynopola. Jedni cesarze skłaniali się ku temu poglądowi, inni ku tamtemu; niektórzy próbowali znaleźć podstawę do kompromisu. Z powodu tej dysputy wybuchały mordercze bunty, wojny i awantury w kościołach, a w czasie, kiedy piszę te słowa, nastąpił jawny rozdział między Kościołem Wschodnim i Zachodnim. Panujący cesarz, stary Anastazjusz, miał skłonności do faworyzowania monofizytów. Dlatego też obywatel Szymon, by rozdrażnić Kapadoków, postawił na jednej płaszczy- źnie swą wierność dla cesarza i swój monofizytyzm. Szymon okazał się dla nich zbyt wymowny, choć krzyczeli wszyscy na raz, a więc wezwali Paleologa, jako uczonego, by bronił ich na korzyść prawowier- nego punktu widzenia, co też uczynił z radością. Jan Armeńczyk, szturchnięty przez Belizariusza, dolał je- szcze więcej wina, gdy Kapadokowie przysłuchiwali się dyskusji. Paleolog zacytował słowa papieża Leona, których już zapomniałem, jeślim je nawet kiedykolwiek sły- Strona 17 szał, które jednak, o ile dobrze rozumiem, miały mniej więcej taki sens: że Chrystus nie jest tylko Bo- giem, jak twierdzą ci szaleńcy akuanici; nie jest rów- nież tylko człowiekiem wedle poglądów bezbożnych plotynianów; nie jest człowiekiem w tym sensie, że mu brakuje tej czy innej cechy boskiej, jak utrzymują ci głupcy apolinaryści, lecz ma dwie połączone natu- ry, ludzką i boską, stosownie do tekstów: Ja i Ojciec jedno jesteśmy", oraz: „Ojciec większy jest niźli Ja", przy czym natura ludzka, przez którą syn jest niższy od ojca, nie umniejsza natury boskiej, przez którą Syn jest równy Ojcu. Kapadokowie urządzili owację, kiedy Paleolog re- cytował ten werdykt, brzęcząc kubkami i tłukąc w stół miskami z brzozowego drzewa. Nie zauważyli, że Belizariusz pod stołem związuje im razem nogi długim mocnym sznurkiem - nie tak ciasno, żeby nie mogli nimi dla wygody poruszać, ale dość ciasno, by mocno im zaszkodzić, gdyby wszyscy na raz chcieli wstać, albowiem związywał ich w małe kółko. Szymon wyśmiał Paleoioga i powiedział, że odrzu- canie fałszywych doktryn akuanitów, apolinarystów czy plotynianów nie jest bynajmniej jednoznaczne z odkryciem prawdziwej doktryny; że jeśli ksiądz zo- stanie wybrany papieżem rzymskim, to nie daje mu to prawa ostatecznego ustanawiania zasad chrześci- jańskich; że papież z politycznych względów może mówić i robić różne rzeczy, które obrażają zarówno Boga, jak cesarza. Szymon dodał również, że natury Syna Bożego nie można rozciąć na dwoje, jak się roz- cina drewno siekierą. Działania i cierpienia Chrystusa nie były ani całkowicie ludzkie, ani całkowicie boskie, ale mieszane: bosko-ludzkie. A więc, na przykład, Chrystus spacerował po Jeziorze Galilejskim, co Strona 18 było aktem dokonanym przez ciało, ale przekraczają- cym prawa natury ciała. Do tego miejsca zebrane przeze mnie informacje zgadzają się co do porządku wydarzeń, lecz teraz wy- stępuje rozbieżność. Najpierw pozwólcie mi przy- toczyć relację, jaką słyszałem wiele lat później od pewnego mieszkańca Adrianopola, a który podobno słyszał ją od najstarszego syna Szymona. Według jego wersji Szymon zakończył swe wystą- pienie następującymi słowami: - Ale papież Leon powiedział coś jeszcze na ten te mat. Mogę zacytować jego własne słowa: „Ardescat in foco ferrum. Sunt vincula mea solvenda. Mox etiam pu-gionibus et pipere pugnandum est. Tace!" Jak możecie słuchać takich bzdur, mężowie z Kapadocji? Sierżant Kapadoków, udając, że rozumie po łacinie, wrzasnął z przekonaniem: - Ojciec święty Leon powiedział bardzo mądrze. Miał rację co do joty. Sam się potępiłeś jego słowami! - Bowiem żaden z nich nie wiedział, że Szymon ukrył taj ną wiadomość dla Belizariusza, by rozgrzał rożen na węglach, rozciął jego więzy i był gotów do walki sztyle tami i pieprzem. Ale, wedle wersji, jaką słyszałem od Andrzeja nie- wiele lat temu, to właśnie Belizariusz wypowiedział ła- cińskie słowa udając, że chce skonfundować Szymona, i wykrzyknął: - Ardescit in foco ferrum manibus tuis propinquum. Vincula solvam. Mox etiam pugionibus et pipere pugnabitur - na co (powiadał Andrzej) ciemni Kapa- dokowie zrobili owację chłopcu, jako dumnemu wo jownikowi o prawdziwą wiarę. Te słowa Belizariusza, jeśli istotnie je wypowiedział, kryły wiadomość dla Szy mona, że rożen już rozgrzewa się w ogniu, niedaleko je- Strona 19 go rąk, że jego więzy zostaną przecięte i niebawem roz- pocznie się walka sztyletami i pieprzem. Przeciwko przyjęciu informacji Andrzeja przemawia często spotykana u starców skłonność do przesady i przekręcania przeżyć swej młodości, szczególnie gdy opowiadają o człowieku, który później stał się sławny. Tak, na przykład, święty Mateusz dowiedział się od ja- kichś starych plotkarzy, że Jezus, jako dziecko, dla ich przyjemności przywrócił do życia martwą jaskółkę, kie- dy się razem bawili. Tenże święty Mateusz oprócz in- nych przesadnych anegdot opowiada w swej drugiej ewangelii, iż Jezus mówił z łona swej matki i czynił wy- rzuty swemu przybranemu ojcu, Józefowi. Ale na ko- rzyść wersji Andrzeja mogę stwierdzić, że nie przyszła ona do mnie z trzeciej, lecz z pierwszej ręki, i że znam Andrzeja jako człowieka godnego zaufania. Nie można czynić zarzutu, że będąc tak małym dzieckiem Beliza- riusz nie mógł mówić dobrą łaciną, łaciną rzymską - al- bowiem dobra łacina stanowiła ojczysty język jego matki. Jego ojciec był rzymskim senatorem i wraz z ro- dziną opuścił Italię pięćdziesiąt lat przed najazdem bar- barzyńskiego Wandala, króla Geisericha, który splądro- wał świątynie i szlacheckie domy Rzymu. Ojciec Beliza- riusza przybył do wschodniej części imperium rzym- skiego ze względu na bezpieczeństwo i rodzina docho- wała wiary dobrej łacinie. Tak więc Belizariusz mówił już trzema językami-, trackim narzeczem swego rodzin- nego folwarku, łaciną, w której matka i jej kapelan za- wsze z nim rozmawiali, oraz językiem greckim - po- wszechnym językiem wschodniego imperium - przy czym po grecku, jak dotychczas, nie wysławiał się płyn- nie. Zresztą ktokolwiek działał jako dowódca przy tej okazji, mogę przynajmniej opowiedzieć wam przebieg Strona 20 bitwy. Najpierw Belizariusz potajemnie przeciął sztyle- tem powrozy Szymona. Kapadokowie, którzy teraz już zjedli kolację, ale nadał siedzieli przy stole i pili, nie do- strzegli tego. Następnie - dając znak Janowi Armeńczy- kowi, żeby był gotów - wziął dużą garść zmielonego pieprzu, podszedł do stołu i sypnął nim w twarze pa- chołków, oślepiając wszystkich sześciu. Szymon zerwał się z rykiem i chwycił rozpalony do czerwoności rożen, który Belizariusz wsadził do ogniska. Trakowie -Andrzej i tragarz - porwali za broń, jaka w pobliżu le- żała. Kapadokowie ryczeli jak byki z bólu i bezradnej wściekłości. Byli zamroczeni winem, spętani sznur- kiem, oślepieni pieprzem i sparaliżowani od ustawicz- nego kichania. Szymon w pierwszym ataku zadał dwóm z nich straszliwe ciosy w głowę rozpalonym do czerwoności rożnem. Jeśli nawet Paleolog nie brał udziału w walce, Kapadokowie byli teraz w mniejszo- ści, w stosunku czterech do pięciu. Wyrwano spod nich stołki, tak że runęli na podłogę. Chłopcy i niewol- nicy stali teraz nad nimi z obnażonymi mieczami i wzniesionymi sztyletami. Szymon szybko przyniósł różne części uprzęży ze stajni i po kolei skrępował Kapadoków - był siodla- rzem z zawodu i potrafił biegle robić węzły. Ponadto wiązanie każdego supła kończył monofizycznym argu- mentem, dodając przy tym: - Ucieknij od tej logicznej przesłanki, panie, jeśli możesz - albo: - Ta konkluzja jest najzupełniej właści wa dla twych przekonań, prawda? Odpowiadali żałośnie: - Na miłość Chrystusa, najlepszy z ludzi, przynieś gąbkę i wodę, bo oślepniemy od tego ognistego pyłu.