Goethe
Szczegóły |
Tytuł |
Goethe |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Goethe PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Goethe PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Goethe - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Johann Wolfgang Goethe
Bliskość ukochanego
Gdy słońca blask nad morza lśni
głębiną,
Słyszę twój głoś w szumie spienionej fali
Myślę o tobie, miły.
Bijącej o wybrzeże
Wzywałam cię, gdy księżyc niebem
Lub w cichy gaj przychodzę słuchać dali
płynął
W zamierającym szmerze.
I zdroje się srebrzyły.
I wtedy wiem, że jesteś przy mnie, blisko,
Widzę cię tam, gdzie skraj dalekiej drogi Choć oddal cię ukryła -
Szarym zasnuty pyłem, Przygasa dzień, wnet gwiazdy mi zabłysną
A nocą gdzieś wędrowiec drży ubogi O, gdybym z tobą była!
Na ścieżynie zawiłej.
Piękna noc
Porzuciłem chatki ściany, Jak rozkosznie teraz czuję
Gdzie najmilsza moja mieszka: Chłód, co zmysły me ożywia,
Las tu ciemny, mgłą owiany, Jak ta cicha noc czaruje
Tłumi krok zarosła ścieżka. I mą duszę uszczęśliwia.
Księżyc patrzy poprzez chmurę, Lecz oddałbym, mogę przysiąc,
Zefir mu podaje skrzydła, Choćby to groziło zgubą,
Brzozy przesyłają w górę Takich pięknych nocy tysiąc
Najwonniejsze doń kadzidła. Za noc jedną z moją lubą.
Powitanie i rozłąka
Strona 2
Już do niej czas! Więc noga w
Przy tobiem był. Z twych ócz lazuru
strzemię!
Wszechzapomnienia piłem zdrój;
Poleciał koń mój lotem strzał.
I wszystko w nas było do wtóru,
Wieczorny wiatr kołysał ziemię, I każdem tchnieniem byłem Twój.
Zawisła noc na szczytach skał;
Wiosennej jutrzni pierwsze groty
Już wypiętrzony w błękit siny,
Różowe padły Ci na twarz.
Stał olbrzym - dąb w spowiciu mgły
Od wymarzonej w snach pieszczoty
I patrzył czarno spod gęstwiny
Przecudowniejszy uścisk nasz!
Tysiącem oczu pomrok zły.
Lecz oto słońce już nas płoszy,
Miesiąc wyjrzawszy zza pagórka
Uciekać mi potrzeba w dal:
Przyświecał tęskno w wonnych
W uścisku twym tyle rokoszy!
mgłach,
W spojrzeniu twoim jaki żal!
Wiatr, szeleszczący w lekkie piórka,
Nie żegnaj mnie tym wzrokiem
Nawiewał w uszy dziwny strach;
szklanym,
Noc wyłoniła swe bojaźnie,
Odchodzącemu uśmiech daj.
Przy drodze mej czyhają, tkwią -
Co to za szczęście być kochanym!
Lecz dobrze mi, wesoło, raźnie
I kochać, Boże, co za raj!
I w żyłach ogień płynie z krwią!
Wyznanie
Co trudno ukryć? Ogień, wierzę,
Bowiem za dnia go zdradzi dym,
A w nocy płomień, dzikie zwierzę.
Lecz trudno ukryć na równi z nim
Miłość. Najgłębiej choć ukryta,
Każdy ją z oczu wyczyta