Danielle Steel - Country

Szczegóły
Tytuł Danielle Steel - Country
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Danielle Steel - Country PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Danielle Steel - Country PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Danielle Steel - Country - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Dla moich tak bardzo kochanych dzieci Beatrix, Trevora, Todda, Nicka, Sam, Victorii, Vanessy, Maxxa i Zary. Obyście umieli cieszyć się chwilą i oby życie traktowało was życzliwie. Niech roi się w nim od szans, wielkiej i nieograniczonej radości, i niech spełnią się wszystkie Wasze sny! Kocham Was najmocniej! mama/DS Strona 4 Rozdział 1 Dzień wstał jasny i słoneczny, a śnieg, który spadł poprzedniego dnia w Squaw Valley, skrzył się intensywnie. Panowały doskonałe warunki narciarskie, lepsze niż kiedykolwiek trafiły się Billowi, Stephanie i ich dwóm ulubionym parom, Freemanom i Dawsonom, z którymi co roku spędzali styczniowy weekend wypadający w okolicy Dnia Prezydenta. Podtrzymywali tę tradycję od dziesięciu lat – był to święty pakt, którego żadne z nich nie łamało. Dwa lata wcześniej Alyson Freeman pojechała z nimi, choć zaledwie kilka dni później miała urodzić trzecie i ostatnie dziecko, ponieważ nie chciała przegapić cudownego weekendu, który zawsze spędzali razem. A ponieważ Brad był doktorem, twierdziła, że czuje się tam bezpiecznie. Znajdowali się wszak tylko cztery godziny jazdy z domu, i choć Brad był chirurgiem ortopedą, a nie położnikiem, wiedziała, że zadba o to, żeby otrzymała jak najlepszą opiekę, jeśli urodzi w Tahoe podczas długiego weekendu. Nigdy nie rezygnowali ze spotkania w Dzień Prezydenta, a ten rok nie różnił się od innych. Miał to być weekend dla dorosłych, wolny od dzieci i obowiązków. Nie był to już problem Stephanie i Billa, których trójka dzieci rozjechała się po świecie: syn i starsza córka pracowali w Atlancie i Nowym Jorku, gdzie stawiali pierwsze kroki na ścieżkach karier, a ich najmłodsza córka spędzała przedostatni rok studiów w Rzymie. Córki Freda i Jean Dawsonów Strona 5 wyszły już za mąż i mieszkały w Chicago; ich mężowie byli braćmi. Ale nawet Brad i Alyson, których pociechy były znacznie młodsze niż pozostałych, zgodzili się nie brać ich z sobą i zostawili je w domu z opiekunką. Fred i Jean, nieco starsi od reszty, byli małżeństwem najdłużej. Wśród osób spoza bliskiego kręgu przyjaciół uchodzili za doskonałe małżeństwo. Fred stworzył oprogramowanie, dzięki któremu zarobił fortunę i załapał się na sam początek internetowego boomu. Ich przypominający pałac dom w Hillsborough świadczył o jego sukcesie, podobnie jak samolot, ferrari i aston martin, a także stajnia Jean, która pasjonowała się końmi czystej krwi. Mieli forsy jak lodu, a skromne pochodzenie Freda było już tylko mglistym wspomnieniem. Kiedy Fred poznał Jean, pracowała jako kelnerka w Modesto. Pochodziła z ubogiej rodziny, która właśnie straciła farmę po tym, jak ojciec zginął w wypadku. Osierocił pięcioro głodnych dzieci i wdowę, która wyglądała na dwadzieścia lat więcej niż w rzeczywistości. Jean rzadko teraz widywała rodzeństwo i nie miała z nim nic wspólnego. Wyszła za Freda trzy dekady temu i miała teraz pięćdziesiąt jeden lat. Zoperowała sobie oczy, zrobiła doskonały lifting u nowojorskiego chirurga plastycznego, utrzymywała dobrą formę i doskonale o siebie dbała, a także trzy razy w tygodniu robiła sobie zastrzyki z botoksu. Była piękną kobietą, choć skóra jej twarzy była tak napięta, że niemal w ogóle nie mogła okazywać emocji. Nie przeszkadzało jej to jednak. Przede wszystkim nigdy już nie chciała być biedna, i wiedziała, że dopóki pozostanie żoną Freda, nie grozi jej to. Miała świadomość, że zdradzał ją przez większość ich małżeństwa, ale już jej to nie obchodziło. Od lat nie była w nim zakochana. Mogłaby pozwać go o fortunę podczas rozwodu, ale podobały jej się styl życia, który jej zapewniał, korzyści, które z tego życia płynęły, i status żony Freda Dawsona. Strona 6 Mówiła żartem przyjaciółkom, że zawarła pakt z diabłem, a tym diabłem w jej życiu był Fred. Nie miała co do niego złudzeń i nie pragnęła niczego zmieniać. Miała konie i przyjaciółki, latała odwiedzić córki w Chicago, kiedy tylko chciała się z nimi zobaczyć, i mieli z Fredem milczącą umowę, która satysfakcjonowała oboje. Niewątpliwie jednak nie była zadowolona ze wszystkich aspektów swojego życia i nie miała dobrego zdania o swoim mężu ani o mężczyznach takich jak on. Uważała teraz, że wszyscy mężczyźni zdradzają, jeśli tylko mają na to choćby cień szansy, a jej mąż z pewnością robił to już od lat. Sypiał z sekretarkami, asystentkami, kobietami poznanymi na przyjęciach, na spotkaniach biznesowych i w windach, a także z tymi, obok których siedział w samolotach. Jedynymi kobietami, z którymi nie sypiał – wiedziała to z całą pewnością – były jej najbliższe przyjaciółki. Miał przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby tego nie robić. No i większość z nich była dla niego za stara. Zresztą i tak by jej tego nie zrobił. Nie był złym człowiekiem, po prostu miał skłonność do zdrady i słabość do dwudziestopięciolatek. Łączył ich zgodny związek oparty na układzie, który zadowalał oboje, nawet jeśli był pozbawiony ciepła. Zapomniała, jak to jest czuć się kochaną przez mężczyznę, i już o tym nie myślała. Poza tym miała wszystko, czego potrzebowała w sensie materialnym, a teraz to właśnie było dla niej ważniejsze. Nie oddałaby tego za nic w świecie. Niedawno kupili do jadalni obraz Picassa, za który Fred zapłacił prawie dziesięć milionów dolarów. Mieli jedną z najważniejszych kolekcji sztuki na zachodzie Stanów Zjednoczonych. Jedyną słabością Jean było to, jak bardzo troszczyła się o swoje przyjaciółki, Alyson i Stephanie. Uwielbiała spędzać z nimi weekendy i codziennie z nimi rozmawiać. Miała możliwości i luksusy, których one nie miały, ale żadna z nich nie była o nią zazdrosna, wiedziała to. Nie zazdrościły Strona 7 jej też stanu jej małżeństwa ani pustki jej związku z Fredem. Pomimo wyborów, jakich dokonała w życiu, Jean miała jednak ludzką twarz i wszystkich ujmowała jej szczerość. Nie udawała kogoś innego – uwielbiała być bogatą żoną Freda Dawsona i utrzymanie tego stanu było dla niej warte wszystkiego. Było to dla niej niemal wyborem ścieżki kariery. Korporacyjna żona multimilionera, który szybko podążał drogą do stania się miliarderem w świecie najnowocześniejszych technologii. Fred Dawson był obdarzony midasowym dotykiem, jaki podziwiali i jakiego zazdrościli mu mężczyźni, a aura potęgi, którą dookoła siebie roztaczał, działała na kobiety jak afrodyzjak. Jean natomiast kupowała kolejne konie czystej krwi, cudowne obrazy impresjonistów i miała więcej biżuterii od Hermèsa, Louisa Vuittona i Graffa niż którakolwiek kobieta na świecie. A jednak była całkowicie zdolna do cieszenia się zwyczajnym weekendem w Squaw Valley z mężem i czwórką ich najlepszych przyjaciół. Przyjechali z Hillsborough nowym ferrari Freda. Zawsze określała te trzy pary jako Wielką Szóstkę. Fred zdążył już odnieść sukces, zanim się poznali, ale nie na taką skalę jak teraz. Nawet Jean przyznawała, że w ostatnich latach zarobił absurdalną sumę pieniędzy, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Czuła się jak królowa i w swoim świecie rzeczywiście nią była. Ale jej bystry umysł, żywa inteligencja i szczerość w stosunku do samej siebie sprawiały, że nie stała się nieznośną snobką. Szorstkość, którą niekiedy okazywała, brała się z niezadowolenia z małżeństwa. Jej przyjaciele kochali ją jednak taką, jaką jest, nawet jeśli jej mąż nie podzielał tego uczucia. Pociągały go tylko młode kobiety, i niezależnie od tego, jak świetnie wyglądała, Jean już od lat była zbyt stara, żeby mu się podobać. Pięćdziesięciopięcioletni Fred wolał kobiety przed trzydziestką i uważał je za symbol statusu. Jean doskonale wiedziała, że wykorzystywał je, by karmić własne ego. Niezależnie od tego, ile przeszłaby operacji plastycznych, ile zrobiłaby sobie Strona 8 zastrzyków z botoksu i jak sumiennie pracowała z trenerem, Fred od lat nie czuł do niej pożądania. I Jean nie miała co do tego żadnych złudzeń. Potrzebowała silnej osobowości, żeby już się tym nie przejmować, i korzystała z jego kart kredytowych przy każdej okazji, żeby zachować wysokie morale. Była to dla niej skuteczna metoda. Brad i Alyson Freeman byli przeciwieństwem Jean i Freda. Po dwunastu latach małżeństwa wciąż byli w sobie szaleńczo zakochani, a Alyson uważała swojego męża za cudotwórcę. Pracowała jako reprezentantka firmy farmaceutycznej i w wieku trzydziestu pięciu lat zaczęła myśleć, że już zawsze będzie samotna, dopóki nie przydarzyła się jej historia rodem z Kopciuszka. Brad zauważył ją, kiedy zostawiała w jego gabinecie próbki leków. Wciąż kawaler w wieku czterdziestu jeden lat, cieszył się każdą minutą tego stanu i był obiektem fantazji wszystkich pracujących u niego pielęgniarek, a także Alyson. Był szanowanym chirurgiem ortopedą, którego każda z nich planowała usidlić, ale zakochał się, jak rażony przysłowiowym gromem, właśnie w Alyson. Wzięli ślub osiem miesięcy po tym, jak zaczęli się spotykać, i życie Alyson zmieniło się na zawsze. Pracowała przez kilka kolejnych miesięcy, a później zaszła w ciążę i od tego czasu zajmowała się trójką ich dzieci. Dwanaście lat później wciąż mówiła o swoim mężu jak o współczesnym świętym, wdzięczna za wszystko, co dla niej zrobił, i zachwycona życiem, które wspólnie prowadzili. Był oddanym, kochającym mężem i cudownym ojcem dla ich pociech, i kiedykolwiek Jean zgryźliwie powtarzała, że wszyscy mężczyźni zdradzają, jeśli tylko mają szansę, Alyson gorąco broniła Brada, mówiąc przyjaciółce, że od czasu ich ślubu nigdy nawet nie spojrzał na inną kobietę, co wywoływało jeden z cierpkich uśmiechów jej rozmówczyni. – Wiem, że Brad jest doskonały i że to najwierniejszy mężczyzna na ziemi, ale to nadal facet – skomentowała. Strona 9 Ciało Alyson wciąż wyglądało doskonale, choć rzadko miała czas ładnie się ubierać. Była zbyt zajęta dziećmi. Ale kilka razy w tygodniu ćwiczyła na siłowni, grała w tenisa i uwielbiała narciarskie weekendy z przyjaciółmi. I nawet Stephanie od czasu do czasu droczyła się z nią o to, jak ubóstwia Brada i jak bardzo jest w nim zakochana. Aż miło się na nich patrzyło. Byli najwyraźniej szczęśliwi, Brad odniósł sukces, ich dzieci były urocze i miały osiem, sześć i dwa lata, mieszkali w pięknym domu w Ross, jednym z najbardziej luksusowych i najzamożniejszych przedmieść Marin. Naprawdę wydawało się, że prowadzą idylliczne życie. Brad traktował Alyson z miłością i troską i był tak samo w niej zakochany jak ona w nim. I naprawdę był tatą doskonałym. Udzielał się jako harcmistrz swojego starszego syna, odwoził córkę na mecze piłki nożnej i zajęcia baletowe w weekendy, a co sobotę zabierał Alyson na „randkę” do najlepszych restauracji w San Francisco. I był jednym z najbardziej szanowanych chirurgów swojej specjalizacji. W wieku pięćdziesięciu trzech lat wciąż był bardzo przystojnym mężczyzną, wyglądał na o wiele młodszego. Obie pary znajdowały się na przeciwnych biegunach skali szczęścia małżeńskiego. Alyson i Brad byli w sobie szaleńczo zakochani, a Fred i Jean zgodzili się na układ satysfakcjonujący oboje, ale nawet osobom, które znały ich dobrze, wydawał się on pozbawiony miłości. Stephanie i Bill znajdowali się gdzieś pośrodku: mieli swoje wzloty i upadki, przy niektórych poważnie się poturbowali podczas dwudziestu sześciu lat małżeństwa. Pierwsze osiem czy dziewięć lat minęło cudownie – spełniło się wszystko, na co miała nadzieję Stephanie: mieli dzieci, kupili pierwszy dom w mieście, Bill został partnerem w firmie prawniczej, w której pracował, i dobrze sobie radził. Poznali się w college’u w Berkeley, kiedy ona była na studiach licencjackich, a Bill właśnie kończył prawo, i wzięli ślub krótko po jej obronie. Dostała świetną pracę w bardzo znanej agencji Strona 10 reklamowej, w której mogła wykorzystać swoje zdolności pisarskie i wiedzę z zakresu marketingu, i była nią bardzo podekscytowana. Niestety podczas pierwszej ciąży miała kłopoty zdrowotne i musiała spędzić pięć miesięcy w łóżku. Michael, ich pierwsze dziecko, urodził się przedwcześnie, a Stephanie, za namową Billa, nie wróciła już do pracy. Była pełnoetatową matką i cieszyła się swoim życiem, dopóki dzieci nie dorosły, a w domu nie zaczął panować chaos – niekiedy żałowała, że zrezygnowała z pracy, która mogłaby jej dać poczucie spełnienia. Rozmawiała o tym raz z Billem, kiedy ich młodsza córka Charlotte poszła do szkoły, ale Bill upierał się, że woli, żeby pozostała w domu ze względu na dzieci, więc już kilka lat temu zrezygnowała z marzenia o tym, by kiedykolwiek jeszcze zająć się karierą zawodową. Oboje byli bardzo zajęci. Stephanie przez parę lat piastowała funkcję przewodniczącej komitetu rodzicielskiego. Była w pełni zaangażowana w macierzyństwo i brała udział we wszystkich zajęciach swoich dzieci. A Bill miał zbyt dużo pracy w firmie prawniczej, by uczestniczyć w życiu swoich pociech w takim stopniu, w jakim powinien. Przez lata oboje odkryli, że bycie troskliwym rodzicem nie należało do jego mocnych stron. Znacznie lepiej radził sobie z zarabianiem pieniędzy, dzięki którym mogli utrzymać ładny dom w mieście i posłać dzieci do prywatnych szkół. Potrafił zapewnić rodzinie godziwe życie i był dobrym człowiekiem, ale nie miał ochoty spędzać weekendów na przewożeniu dzieci z jednego meczu piłki nożnej na drugi ani nawet pokazywać się raz na rok na recitalach baletowych czy szkolnych przedstawieniach, w których brały udział dziewczynki. Stephanie podniosła robienie za niego wymówek do rangi sztuki, aby jakoś zadośćuczynić za to wszystko, czego nie robił. Kochał swoje dzieci, ale wydawało się, że nigdy nie ma dla nich czasu. Rzadko udawało mu się zdążyć do domu na kolację, często wracał, dopiero kiedy ich pociechy już Strona 11 spały. W jakiś sposób Stephanie zawsze udawało mu się go wytłumaczyć i sprawić, że dobrze wyglądał przed dziećmi. Nawet kiedy grał w golfa ze swoimi klientami w weekend, zawsze miała racjonalne wyjaśnienie, dlaczego tak naprawdę musiał być poza domem. A kiedy dzieci weszły w wiek nastoletni, miały tak dużo zajęć, że wydawały się nigdy nie zauważać ani nie komentowały jego nieobecności, nawet jeśli nie widziały go po kilka dni. Matka tłumaczyła im, że właśnie tak postępują ojcowie, a one jej wierzyły. Stephanie zawsze wypełniała jego obowiązki. Nigdy nie przegapiła żadnego wydarzenia sportowego, wywiadówki ani wizyty u lekarza. Woziła dzieci do szkoły, kiedy były młodsze, wysłuchiwała ich problemów, przygotowywała im kostiumy na Halloween i scałowywała ich cierpienia. To, że Bill często nie pojawiał się tam, gdzie powinien być, sprawiało, że ciążyła na niej dodatkowa presja. Nigdy na to nie narzekała, ale zauważała to, podobnie jak Michael, zanim wyjechał do college’u. Michael grał wtedy w lacrosse już od czterech lat i pewnego wieczoru przy stole w jadalni powiedział, że jego ojciec nie przyszedł na ani jeden mecz. Stephanie trudno było w to uwierzyć, ale kiedy potem to przemyślała, stwierdziła, że to prawda. Michael kilka miesięcy później wyjechał na Uniwersytet Kalifornijski do Los Angeles, by przygotowywać się do studiów magisterskich z zarządzania w sporcie, które chciał podjąć po college’u. Jednak od razu po uzyskaniu licencjatu przeprowadził się do Atlanty i dostał pracę w miejscowej drużynie baseballowej Braves. Zajmował się tym już od trzech lat i planował w końcu pójść na studia magisterskie, ale ciągle to odsuwał. Tęskniła za nim, lecz on uwielbiał swoją pracę, a Braves to wspaniała drużyna, więc cieszyła się jego szczęściem. Dziewczynki, w przeciwieństwie do Michaela, nigdy nie komentowały tego, jak Bill radził sobie jako ojciec. Stephanie usiłowała być dla wszystkich swoich dzieci zarówno matką, jak i ojcem i nigdy nie mówiła o tym nic Strona 12 Billowi. Wiedziała, jak ciężko pracuje i jak godziwe życie zapewnia rodzinie. Nie brakowało im niczego, a on wypracował solidną bazę dla niej i dzieci. Cała trójka poszła do świetnych college’ów, a wcześniej do dobrych szkół. Latem jeździli na cudowne wakacje, a Stephanie nigdy nie musiała pracować. Właściwie w każdym sensie był doskonałym mężem i ojcem, nawet jeśli nie pamiętał o urodzinach dzieci ani żony i nie pojawiał się na szkolnych przedstawieniach. Temat jej powrotu do pracy znów się pojawił, kiedy Charlotte szła do szkoły średniej, Louise właśnie ją kończyła, a Michael był już w college’u, ale wtedy Stephanie nie mogła sobie nawet wyobrazić, kto miałby ją zatrudnić i czym miałaby się zajmować. Minęło dwadzieścia lat od czasu, kiedy ostatnio pracowała. I zanim zdołała obmyślić, co w tej sprawie zrobić, w ich życiu wybuchła bomba, której nigdy by się nie spodziewała. Przypadkiem odkryła, że Bill miał romans. Do tamtego czasu sądziła, że są dobrym małżeństwem, pomimo zdarzających się od czasu do czasu wstrząsów. W wyniku serii niefortunnych zbiegów okoliczności dowiedziała się, że Bill romansuje z młodą prawniczką z firmy. Pracowali razem nad pewną sprawą, a kiedy Bill się przyznał, przysiągł, że nic podobnego nigdy wcześniej się nie stało. Zdarzyło się to w czasie, kiedy Stephanie była wyjątkowo zajęta przygotowaniami Charlotte do szkoły średniej i pomocą Louise w aplikowaniu do college’u i prawie w ogóle nie spędzali z Billem czasu razem. A proces antytrustowy, nad którym pracował, zmuszał go do pozostawania w biurze codziennie do północy. On i młoda prawniczka spędzili tydzień w Los Angeles, wysłuchując zeznań, i przyznał później, że zaczęło się właśnie wtedy. Ona była zamężna, a odkrycie romansu – Stephanie zobaczyła ich razem w restauracji, kiedy Bill rzekomo miał spotkania w biurze – zatrzęsło jej światem. Przepraszał ją ze skruchą i przyznał, że zakochał się w młodej prawniczce, ale powiedział, że nie chce Strona 13 zaprzepaścić ich małżeństwa. Stephanie poprosiła go z wielkim smutkiem, żeby się wyprowadził, dopóki nie podejmie jakichś konkretnych decyzji. Był to dla Stephanie bolesny okres – żyli w separacji przez dwa miesiące. Bill chciał się ożenić z Marellą, która jednak postanowiła zostać ze swoim mężem. Bill wyznał to szczerze Stephanie i powiedział, że chce do niej wrócić i spróbować zapomnieć o romansie, ponieważ tak byłoby lepiej dla dzieci. Nawet już jednak nie udawał, że ją kocha. Stephanie nie chciała, żeby wracał do niej z braku lepszej możliwości, ale miała również czas, żeby uświadomić sobie, że nie chce rozwodu. Alyson miała złamane serce, kiedy Stephanie jej o wszystkim powiedziała, a Jean stwierdziła, że nie jest zaskoczona – nie było to gorsze od dziesiątek zdrad, które popełnił przez lata Fred. Potwierdzało to tylko przekonanie Jean, że wszyscy mężczyźni zdradzają, jeśli tylko mają okazję, a Bill był nie lepszy niż ktokolwiek inny. – Jeśli z nim zostaniesz, możesz sprawić, że będzie musiał za to słono zapłacić – zażartowała złośliwie, ale współczuła Stephanie tego, co ją spotkało. Rozwiało to złudzenia Stephanie na temat Billa i ich małżeństwa i sprawiło, że trudne, jeśli nie niemożliwe, stało się myślenie o nim tak jak kiedyś. Poszli na terapię małżeńską i Stephanie w końcu zgodziła się, by ich związek trwał dalej, a dzieci miały świadomość, że między rodzicami wydarzyło się coś okropnego, jednak Stephanie nigdy im nie powiedziała co. Nie chciała, żeby nienawidziły ojca za zdradę. Nie sądziła, że to byłoby w stosunku do niego sprawiedliwe. Jean oburzyła się, kiedy Stephanie powiedziała jej o swojej decyzji – uważała, że syn i córki powinni wiedzieć – ale Stephanie przez dwadzieścia lat tworzyła dla nich iluzję, wedle której ich ojciec był oddany, zaangażowany, honorowy i bez zarzutu. Nie chciała ukazać go dzieciom jako zdrajcy, jakim był, ani narazić na szwank ich relacji z nim, choć jej własna relacja z mężem wydawała się nieodwracalnie Strona 14 zniszczona, kiedy znów wprowadził się do domu. Po dwumiesięcznej separacji nic nie było już takie samo jak wcześniej. Żyli raczej jak współlokatorzy pod jednym dachem. Wierzyła, że wciąż się kochają, choćby z powodu łączącej ich przeszłości i dzieci, ale nie okazywali sobie otwarcie czułości, a ona nie narzekała już na to, jak rzadko go widują. Wcześniej był zajęty, ale teraz istniała pomiędzy nimi otchłań, której żadne nie potrafiło przeskoczyć. Gdy powrócił, już mu nie ufała. Nadal uprawiali seks, ale był rzadki i nijaki. Ona czuła, że to obowiązek, ponieważ postanowili nadal być małżeństwem, a on kochał się z nią, ponieważ wiedział, że powinien. Ich relacji nigdy nie przepełniała pasja, ale w pierwszych latach była przyjacielska i ciepła, a później dostateczna, jednak całe pożądanie opuściło oboje, kiedy się zeszli. Stephanie wiedziała, że młoda prawniczka odeszła z firmy sześć miesięcy po romansie, ale już jej to nie obchodziło. Bill wciąż był jej mężem, tyle że nigdy już nie będzie jej najlepszym przyjacielem ani w ogóle kimś bliskim. Nie mieli już sobie nic do powiedzenia i rozmawiali tylko o dzieciach. Informowała go o ich postępach w szkole i college’u, a także o pierwszej pracy Michaela i Louise. Ta ostatnia niedawno przeprowadziła się do Nowego Jorku, by pracować w dziale sztuki w Sotheby’s. Rozmawiali o sprawach praktycznych, ale nigdy o uczuciach w stosunku do siebie ani o jego romansie, który dzielił ich niczym mur. Przez długi czas smuciła się z tego powodu, lecz teraz po prostu przyjmowała, że tak wyglądają małżeństwa po wielu latach. Jego zdrada z młodą prawniczką zostawiła na niej niemożliwe do zagojenia rany. Stephanie nie wahała się jednak w sprawie decyzji, żeby z nim zostać – dla dobra dzieci – a Bill stanowczo chciał nadal być jej mężem. Nie pragnął rozwodu. Tworzyli rodzinę i chciał, żeby tak zostało, niezależnie od tego, jak bardzo nadwątlone zostało ich małżeństwo. Strona 15 Stephanie poczuła się wyjątkowo samotna, kiedy Charlotte wyjechała do college’u na Uniwersytet Nowojorski, a tym bardziej teraz, kiedy córka spędzała przedostatni rok studiów za granicą, w Rzymie. Stephanie i Bill polecieli się z nią zobaczyć w styczniu – bawiła się świetnie. Miała tam być aż do czerwca, wrócić do domu na letnie wakacje, a później wrócić na Uniwersytet Nowojorski. Stephanie nie mogła się doczekać powrotu córki. Znów przyszło jej do głowy, że mogłaby sama znaleźć pracę. Cała trójka dzieci odeszła już z domu i Stephanie desperacko potrzebowała mieć co robić. Pracowała wcześniej w kilku komitetach dobroczynnych, ale nudziło ją planowanie imprez charytatywnych i zbieranie pieniędzy, chciała robić coś więcej. Ale jej krótka, ledwo rozpoczęta kariera po college’u była teraz już tylko mglistym wspomnieniem. Zdecydowała się na rodzinę, a nie na pracę, a teraz dzieci już wyjechały. Składało się to na boleśnie ciche noce, kiedy Bill pracował do późna, i niezręczne, kiedy był w domu. Mieli sobie tak mało do powiedzenia poza tym, co opowiadała mu o dzieciach. Sam nigdy do nich nie dzwonił, ale wszystkie dzwoniły do niej, żeby powiedzieć, co u nich. Jedynymi wspólnymi wieczorami, które teraz naprawdę cieszyły Billa i Stephanie, były te, które spędzali z przyjaciółmi, Dawsonami i Freemanami, lubili też podróże, które od lat z nimi odbywali. Wtedy ona mogła gawędzić z kobietami, a on – spędzać czas z „chłopakami”. Cała szóstka dobrze radziła sobie na nartach, choć kobiety jeździły spokojniej, a mężczyźni zawsze z sobą współzawodniczyli, zwłaszcza Brad i Fred. Bill był mniej waleczny i zachowywał umiar na stoku. Wybierali czarne szlaki, a dziewczyny decydowały się na łagodniejsze trasy. Spotykali się na lunchu w bazie, a nocami chodzili do dobrych restauracji. Stephanie bardzo się cieszyła, że spędzi dzień na nartach z Alyson i Jean, zapinając swoją parkę, i weszła do salonu ich apartamentu, w którym zastała Billa. Wyglądał szczupło w czarnej kurtce, spodniach narciarskich i górskich Strona 16 butach. Zostawił swoje buty narciarskie w szafce przy wyciągu, razem z nartami i kijkami – ona również trzymała tam swój sprzęt. Stephanie miała na sobie białą narciarską parkę, splotła długie blond włosy w warkocz i nałożyła na głowę bladoniebieską wełnianą czapkę. Trzymała w dłoni gogle i rękawice, zerkając na Billa. – Gotowy? Kiwnął głową i wyszedł za nią z pokoju. Podczas śniadania rozmawiali o pogodzie, a on czytał gazetę. Wyszli na zimowe słońce i pokonali krótki dystans do autokaru, który miał ich zawieźć pod wyciąg. Dwie pozostałe pary spały w hotelu u podnóża góry, co było nowością. Bill chciał mieszkać tam gdzie zawsze i nie przeszkadzało mu to, że musi podjeżdżać autokarem pod wyciąg. Inni już czekali na nich z nartami na nogach, więc Bill i Stephanie zaczęli zapinać swoje w pośpiechu. Wkładali je, stojąc obok siebie, a Stephanie zaczęła coś do niego mówić, kiedy ruszał w kierunku mężczyzn. Odwrócił się i obrzucił ją poważnym spojrzeniem. Rzadko już się do siebie uśmiechali. Nie przeszkadzało to żadnemu z nich – nawet tego nie zauważali. – Miłej jazdy – powiedziała łagodnie. Chciała porozmawiać z nim o odnowieniu ubezpieczenia podróżnego Charlotte, które miało niedługo stracić ważność, ale zapomniała o tym wspomnieć przy śniadaniu. Zawsze mogą pogadać wieczorem. Wszystkie ich rozmowy dotyczyły spraw praktycznych, jak naprawa dachu, problem z drzewem w ich ogrodzie albo coś dla jednego z dzieci. Nigdy nie dzieliła się z nim swoimi prywatnymi myślami, nie robiła tego od czasu jego romansu. Czy miałoby to jakiś sens? Nie byli już z sobą blisko. – Dziękuję – powiedział, tym razem się uśmiechając. – Nawzajem. Nie było dotyku dłoni, pocałunku, uścisku ani czułych słów. Jedno nie stanowiło już części emocjonalnego krajobrazu drugiego. Nauczyła się żyć bez tego i zawsze zastanawiała się, czy ma kolejny romans albo kiedy będzie Strona 17 go miał. Ich relacja była już od siedmiu lat marna i jałowa. Po wymianie uprzejmości Stephanie poszusowała na nartach, aby dołączyć do dwóch przyjaciółek. – Urocza czapeczka – powiedziała Jean, podziwiając bladoniebieskie wełniane nakrycie głowy Stephanie, którego kolor odpowiadał oczom właścicielki. Jean miała na sobie wielką czapę z lisa i obcisły beżowy kostium narciarski kupiony w Courchevel. Zawsze była pięknie ubrana. Miała czas i stać ją było na markowe ciuchy, bez przerwy chodziła na zakupy. Ubierała się najlepiej ze wszystkich trzech przyjaciółek, a kiedy zdjęła rękawiczki, dało się zauważyć, że jej paznokcie były wykwintnie wymanikiurowane i pomalowane jasnoczerwonym lakierem. Alyson nie malowała paznokci i dała sobie spokój z manikiurem, ponieważ miała małe dzieci, a Stephanie odzwyczaiła się od tego lata temu. Ubierała się z praktyczną prostotą i nie próbowała wyglądać dla Billa seksownie ani uroczo. Te dni skończyły się siedem lat temu, wraz z romansem. Stephanie miała na sobie te same bladoniebieskie spodnie narciarskie, które nosiła od wieków, tylko biała parka była nowa, a i ją tak naprawdę pożyczyła od Louise, która zostawiła ją w domu, wyjeżdżając do Nowego Jorku. Alyson była cała w czerwieni i chowała ciemne włosy pod czerwoną wełnianą czapką. Trzy kobiety pojechały razem wyciągiem krzesełkowym, z którego widziały, że ich mężczyźni są już daleko z przodu. Nie marnowali czasu przy wsiadaniu na wyciąg, niecierpliwi, by pojechać na szlak. Dziewczyny bez pośpiechu poprawiały gogle i czapki, wciągnęły rękawice i weszły na wyciąg, trzymając kijki i wymachując nartami. Poradziłyby sobie na tych samych trudnych trasach, co mężczyźni, ale nie chciały tamtędy jeździć. Wolały bardziej swobodne zjazdy. Chłopaków już nie było, kiedy zeszły z wyciągu, gawędząc o dzieciach. Stephanie opowiadała Alyson ze Strona 18 szczegółami o wycieczce do Rzymu i weekendzie, który w drodze powrotnej spędzili w Londynie. Bill spotykał się tam z klientami, więc miała czas na zakupy. Jean powiedziała, że za miesiąc miała lecieć z mężem do Europy. Wszystkie trzy kobiety z gracją zjechały z góry, zatrzymując się tu i ówdzie, żeby pooglądać krajobraz i porozmawiać, a później znów ruszając. – Mój Boże, ale piękna pogoda – rzekła Stephanie, podziwiając widoki na jednym z przystanków. W Squaw było w ten weekend dużo ludzi, ale wydawało się, że miejsca wystarczy dla wszystkich. Od poprzedniego dnia spadło przynajmniej trzydzieści centymetrów śniegu. Po świeżym puchu trudniej się jeździ, jednak dobrze się bawiły w drodze na dół i miały jeszcze dość czasu na kolejny zjazd. Zrobiło się prawie południe, kiedy dotarły do bazy za drugim razem, i postanowiły poczekać na chłopaków na lunch. Zawsze zatrzymywali się w południe i szli do dobrej restauracji, a później zjeżdżali do wieczora. – Nieźle jak na starą babę – pogratulowała sobie Jean po ostatnim zjeździe. Była doskonałą narciarką i utrzymywała świetną formę. A Stephanie miała dobrą kondycję. Tylko Alyson trochę brakowało tchu. Narzekała, że rzadziej chodzi na siłownię ze względu na dzieci i przybrała kilka kilogramów przez Boże Narodzenie. Stały i rozmawiały przez pół godziny, czekając na mężów, aż w końcu Jean ze zdenerwowaniem spojrzała na zegarek. Był to rolex daytona z różowego złota, który Fred podarował jej w poprzednim roku. – Co oni, do cholery, robią? – Przewróciła oczami i przybrała znajomy wyraz twarzy, który często jej nadawała, mówiąc o Fredzie. – Pewnie podrywają dziewczyny na stoku. Alyson wyglądała na zdenerwowaną, kiedy to usłyszała, jak zwykle, gdy Jean wypowiadała jeden ze swoich komentarzy skierowanych przeciw mężczyznom. Strona 19 – Brad nie robi takich rzeczy – broniła go. – No i jeżdżą za ostro, żeby podrywać kobiety – rzekła Stephanie, szeroko się uśmiechając. – Są bardziej zainteresowani pokazaniem sobie nawzajem, kto tu rządzi, niż gonieniem za kobietami – skwitowała i wszystkie trzy się roześmiały. Ale stały tam już ponad pół godziny i Jean zasugerowała, żeby poszły do restauracji same i tam zaczekały na mężów. Miała ochotę na Krwawą Mary i znudziło jej się już czekanie. Niemal udało jej się przekonać obie kobiety, kiedy Stephanie kątem oka ujrzała Brada i Freda jadących za saniami górskiego pogotowia ratunkowego otoczonymi przez trzech ratowników. Obaj mężczyźni mieli poważne miny, brakowało tylko Billa. Zobaczyła kształt pod leżącym na saniach kocem i nie zatrzymując się, by powiedzieć cokolwiek swoim przyjaciółkom, podjechała do nich. Jean i Alyson spojrzały na siebie i pojechały za nią. I kiedy tylko Stephanie dotarła do sań, ratownicy je zatrzymali, a żona Billa szybko pochyliła się, by powiedzieć coś do leżącego męża. Jego twarz była ukryta pod kocem i zanim zdołała go unieść, Brad chwycił ją za ramię i powstrzymał. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie, a oczy szkliły się łzami. – Steph, nie rób tego. Spojrzała na niego, a później na innych i zanim cokolwiek powiedzieli, wiedziała już, że wydarzyło się coś okropnego. – Co się stało? Czy wszystko z nim w porządku? – rzekła, spoglądając z przerażeniem i znów sięgając w kierunku męża, ale Bill ani drgnął. – Zasłabł podczas jazdy – wyjaśnił Brad pełnym napięcia głosem, wyglądając na zaszokowanego. – Chyba miał zawał. Robiłem mu sztuczne oddychanie, dopóki nie przyjechali ratownicy, ale nie udało mi się przywrócić mu życia – powiedział, patrząc na nią ze łzami w oczach. – O Boże. Strona 20 Odpięła narty i klęknęła na śniegu, zastanawiając się, dlaczego nie robili nic, żeby mu pomóc, a kiedy odkryła koc, żeby go zobaczyć, wyglądał, jakby spał. Brad potrząsnął głową, patrząc na dwie pozostałe kobiety, które od razu zrozumiały, co się stało. Oczy Alyson wypełniły się łzami, kiedy spojrzała na męża, a Jean była w szoku, spoglądając na Freda, który również potrząsnął głową. Stephanie wciąż klęczała w śniegu, trzymając Billa w ramionach, ale było jasne, że nie żyje. Brad objął ją i pomógł jej wstać, i zapewnił ją, że Bill nie cierpiał. Powiedział, że zmarł od razu, a Stephanie wbiła w niego pełen niedowierzania wzrok. – To niemożliwe… jest zdrowy… nie ma problemów z sercem. Był na badaniu w zeszłym tygodniu – mówiła, jakby te słowa mogły cofnąć to, co się wydarzyło, ale tak się nie stało. – To się niekiedy zdarza – rzekł Brad łagodnie. Ratownicy górscy powoli poprowadzili sanie do stacji pierwszej pomocy, podczas gdy Brad przytulił Stephanie, która zaczęła płakać. Wciąż myślała, że to się nie może dziać naprawdę. To nieprawda. Bill miał pięćdziesiąt dwa lata, nie mógł nie żyć. Próbowała myśleć o tym, co powiedział jej tego ranka, kiedy odjechał z pozostałymi. Nie „kocham cię” ani żadne czułe słowa, tylko „dzięki”, kiedy życzyła mu miłego zjeżdżania. Nie pocałował jej na do widzenia, ona też nie próbowała go pocałować. Nie przyszło jej nawet do głowy, że coś może pójść nie tak i że nigdy już nie zobaczy go żywego. Powiedział tylko „dzięki”, a teraz nie żył. Czuła się jak robot, wchodząc do stacji górskiego pogotowia ratunkowego z innymi. Przeniesiono już wtedy Billa na łóżko szpitalne i przewieziono do niewielkiego prywatnego pokoju. Jeden z ratowników wprowadził ją do środka; stanęła obok męża, patrząc na niego i nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się stało. Mężczyzna, którego kiedyś kochała, którego żoną była przez dwadzieścia sześć lat, nie żył. Nie byli naprawdę szczęśliwi od siedmiu lat, ale zostali razem. Kochali się, ale