D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona

Szczegóły
Tytuł D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona - podejrzyj 20 pierwszych stron:

LEANNE BANKS Niegrzeczna narzeczona PROLOG Dziewięcioletnia Maddie Palmer opuściła igłę na płytę i szybko wdrapała się na wysoki, barowy stołek. - Raz, dwa, trzy, cztery! - wykrzyknęła, wtórując śpiewającemu zespołowi. Jej przyjaciółki, Emily i Jenna Jean, też wskoczyły na stołki i śpiewały razem z nią. Ponieważ tego dnia padało, Maddie uprosiła nianię, by pozwoliła im się bawić w suterenie. Było cudownie, mogły bowiem puszczać muzykę na cały regulator. Maddie nałożyła na głowę tiarę Emily, złapała rakietkę do kometki i udawała, że gra na gitarze. Kiedy melodia się skończyła, Maddie zeskoczyła ze stołka i podbiegła do adapteru. - Spróbujmy jeszcze raz! - krzyknęła, przytrzymując tiarę. - Jak będziemy dobre, zagramy na prawdziwej scenie i ludzie będą nam płacić. Wystrojona w różowy fartuszek Emily z powątpiewaniem spojrzała na swoją rakietkę. - No, nie wiem, Maddie. Chyba nie jestem najlepszą gwiazdą rocka. NIEGRZECZNA NARZECZONA Jenna Jean uderzyła pięścią w swoją rakietę. - Wątpię, by ktokolwiek chciał nam zapłacić choćby centa. No i być może będziemy musiały nakarmić tych, którzy jednak przyjdą. A te wstrętne chłopaki na pewno będą się z nas nabijać. Zresztą rakiety bardziej przypominają banjo niż elektryczne gitary - dodała, spoglądając na Maddie. - Dobrze, możemy dać im mus owocowy i herbatniki - zgodziła się Maddie. Komentarz o rakietach zignorowała, bo w tej sprawie nie potrafiła wymyślić niczego sensownego. Bardziej martwiła się swoim głosem. Panicznie się bała, że w uszach innych zabrzmi on tak samo źle, jak w jej własnych. Nie miała jednak odwagi pytac się przyjaciółek o zdanie, więc by zagłuszyć wszelkie wątpliwości, śpiewała tak głośno, jak tylko umiała. - Naprawdę chcesz zostać gwiazdą rocka? Moja mama twierdzi, że oni się w ogóle nie myją. - Emily na samą myśl aż zadrżała. - Davey Rogers się myje. Wiem, co mówię, bo jestem członkiem jego fan klubu - oznajmiła z dumą Maddie. Uważała Emily za dzieciucha, ale lubiła ją. Była bardzo sympatyczna, a poza tym pozwalała jej nosić swoją tiarę. - Zresztą wcale nie muszę być gwiazdą rocka. Po prostu chcę być bogata i zwiedzać ciekawe miejsca. Mieć mnóstwo przygód - przyznała i nagle przypomniała sobie swoje największe marze NIEGRZECZNA NARZECZONA nie. fel żeby już nikt nigdy nie zamykał mnie za karę domu. - Gdyby moja mama była taka sama jak twoja, ehybabym zwariowała - powiedziała Jenna Jean. - Co kilka dni masz karę i nie wolno ci wychodzić z ogródka. Ale ty chyba rzeczywiście na to zasługujesz. Maddie zmarszczyła brwi. Czasami zastanawiała się, co z nią jest nie tak. Żadna z jej przyjaciółek nie była tak często karana. - Przecież ja nic takiego strasznego nie robię pożaliła się, patrząc na podskakującą na stołku Jennę Jean. Choć wiedziała, że mama nie pochwalała takich zabaw, nie ośmieliła się zwrócić przyjaciółce uwagi. - Masz rację, ale wiesz, na czym polega twój problem? - No? - Że zawsze dajesz się złapać. No, tak. Jenna Jean, starsza od niej o rok, była bardzo sprytna. Z matematyki dostawała same piątki, podczas gdy Maddie z trudem zdobywała nędzne trójczyny. - Chyba o to chodzi - przyznała. - A może ja po prostu jestem zła? Miała już dość tej rozmowy. Wsparła się pod boki i zaproponowała dalszą zabawę. - Wiecie co? Dopóki jesteśmy same, poćwiczmy NIEGIUSBCZNA NARZECZONA tę piosenkę jeszcze raz. Udawajmy, że występujemy w najlepszej sali koncertowej w mieście. Znów włączyła płytę i wskoczyła na stołek. Chwyciła rakietę i już otwierała usta, żeby zacząć śpiewać, kiedy w drzwiach stanęła jej mama. Maddie zesztywniała. Kątem oka zauważyła, jak Jenna Jean i Emily szybko zsuwają się ze stołków. Ona jednak nie była w stanie się poruszyć. Znów została przyłapana. - Moja droga - zwróciła się do niej matka, a ten wstęp zawsze zwiastował znienawidzoną karę. - Co ty robisz na tym stołku? Mówiłam ci setki razy, żebyś na niego nie wchodziła. A co by było, gdyby tobie albo twoim przyjaciółkom coś się stało? Pani Palmer pogroziła córce palcem i dalej ciągnęła swoją przemowę. ROZDZIAŁ PIERWSZY Maddie wyglądała przez okno swego auta. Ze wszystkich stron rozciągał się ten sam widok. Samochody. Stojące samochody. Stała w korku na autostradzie numer 81. Znowu została złapana. Takie rzeczy w Roanoke w stanie Wirginia nigdy się nie zdarzały. Okolica była zbyt słabo zaludniona. Jednak tym razem, jak mówiły radiowe komunikaty, gdzieś na środkowym pasie autostrady pojawiła się dziura i stąd te zatory. Opóźnienia mogą sięgać nawet dwóch godzin. Wszystko byłoby w porządku, gdyby poruszała się prawym pasem, bo wtedy mogłaby zjechać gdzieś w bok. Ona jednak była właśnie na pasie środkowym. Nie, nie spieszyła się do swojej pracy w biurze podróży. Wzięła wolny dzień. Nie była też umówiona na kolację. Od prawie dziewięciu miesięcy z nikim się nie umawiała. Jej problemem były rytmiczne skurcze w krzyżu i dole brzucha. Jeszcze nie ból, ale niewiele brakowało. Co pięć minut. I nie było to coś, co mogło za chwilę minąć. Maddie po prostu zaczynała rodzić. W środku jedynego korka w historii Roanoke. W deszczu. Bez telefonu komórkowego. W brzuchu jej burczało, więc po raz setny pożałowała, że nie ma przy sobie choćby herbatników. Kiedy poczuła kolejny skurcz, zastosowała odpowiednie oddychanie. Wyobraziła sobie Hawaje, cudowną wodę, palmy, tęcze. Gdyby była na Hawajach, na pewno sączyłaby jakiegoś drinka. Ależ by jej to dobrze zrobiło. Zaczynał ją ogarniać strach. Wcale nie miała ochoty urodzić swego dziecka na środku autostrady. Włączyła wycieraczki i wypatrywała policyjnego radiowozu. Po raz pierwszy w życiu widok policjanta szczerze by ją ucieszył. Nic z tego! Powoli wpadała w rozpacz. Może powinna wysiąść i pójść piechotą. Przypomniała sobie jednak, że instruktorka ze szkoły rodzenia mówiła, iż chodzenie przyspiesza poród. Co będzie, jeśli nie znajdzie nikogo, kto mógłby ją podwieźć do szpitala? Przez zalaną deszczem szybę dojrzała furgonetkę z przykrytym folią motocyklem na skrzyni. Natychmiast wpadł jej do głowy szalony pomysł. Ale czy naprawdę bardziej szalony niż samotny poród we własnym aucie? Z trudem wysiadła z samochodu i w strugach deszczu, prawie po omacku, dotarła do okna furgonetki. Zapukała w zamgloną szybę. NIEGRZECZNA NARZECZONA Siedzący za kierownicą mężczyzna spojrzał w jej strone. Maddie uśmiechnęła się. Nie odwzajemnił jej uśmiechu. Maddie westchnęła i gestem poprosiła, by opuścił szybę. -Tak? - spytał głosem, który przyprawił ją O drżenie. Jego radio grało heavy metal. Wydawało jej się, że mężczyzna nie jest sam, ale w ciemnościach nie była tego pewna. Choć siedział, widać było, że jest potężny i groźny. Jego oczy były stalowoszare, twarz kwadratowa, o ostrych rysach. Jenna Jean, jej najbliższa przyja ciółka, zawsze mówiła, że Maddie zbyt pochopnie wyrabia sobie opinię o ludziach, ale ten akurat męż czyzna naprawdę nie wyglądał na łagodnego. I chyba nie miał też poczucia humoru. W innej sytuacji na pewno obróciłaby się na pięcie i wróciła do swego auta. Teraz jednak, bardziej niż poczucie humoru tego człowieka, potrzebny jej był jego motocykl. - Chcia... Oj! - Kiedy poczuła kolejny skurcz, zamilkła na moment. - Chwileczkę - szepnęła. Wdech. Wydech. Wdech. - Co się, do... - Mężczyzna był wyraźnie zaniepokojony. Maddie udało się jakoś zebrać w garść. - Czy ten motor, który ma pan na skrzyni, jest na chodzie? NIEGRZECZNA NARZECZONA - Tak, ale... - Wiem, że to głupia prośba. - Mówiła najszybciej, jak mogła, czuła bowiem zbliżający się kolejny i skurcz. - Ale właśnie rodzę i muszę dostać się do szpitala, zanim... Poczuła spływające po nogach ciepło. Zerknęła na swoje zmoczone tenisówki. - O cholera! - Co cholera? - Wody mi odeszły - powiedziała i spojrzała nieznajomemu prosto w oczy. Właściwie nie wyglądał tak źle. Kiedy indziej, bez tego brzucha, mogłaby się nim zainteresować. Nie! Co za myśli! W takiej sytuacji? - Czy mogłabym pożyczyć pana motor? Ktoś siedzący wewnątrz furgonetki ściszył radio. - Tato, kto to? No tak, ta pani jest w ciąży - skomentował też męski, choć zdecydowanie młodszy głos. Nie reagując na pytania syna, mężczyzna błyskawicznie wysiadł z auta i groźnie spojrzał na Maddie. - Czy na pewno dobrze panią zrozumiałem? Chce pani, żebym zawiózł panią na motorze do szpitala? Maddie skinęła głową i obronnym gestem zasłoniła brzuch. - Raczej nie mam wyboru. Nie chcę urodzić na środku autostrady. Przestraszyła się, kiedy mężczyzna nie od razu NIEGRZECZNA NARZECZONA zareagował na jej słowa. Co będzie, jeśli on nie zechce jej pomóc? - Niech pan posłucha. Nie mam wiele, ale oddam panu wszystko. Mężczyzna pokręcił głową. - Pracuję w biurze podróży - ciągnęła zdesperowana Maddie. - Mogłabym panu załatwić darmową wycieczkę. Umiem też gotować. Będę panu przez rok raz w tygodniu gotować kolację, jeśli tylko... Kolejny skurcz kazał jej przerwać tyradę. Zgięła się wpół i usłyszała, że mężczyzna wydaje synowi jakieś polecenia. Kiedy ból minął, motor stał już na jezdni, a za kierownicą półcięzarówki siedział chłopak. - Proszę pani - zaczął niepewnym głosem mężczyzna. - Jestem Maddie Palmer. Proszę mi mówić Maddie. Wyciągnęła ku niemu rękę, która natychmiast Utonęła w jego ogromnej dłoni. - Joshua Blackwell. Po prostu Joshua. Dasz radę wsiąść? - spytał z wyraźną troską. - Tak, oczywiście. Dziękuję. - Dziękować będziesz dopiero w szpitalu - mruknął, włożył jej na głowę kask i wsiadł na motor. Maddie z niepokojem spojrzała na motocykl. Ten, kto go projektował, na pewno nie myślał o ciężarnych kobietach. Jakoś jednak udało jej się wsiąść. I nawet objąć Joshuę w pasie. NIEGRZECZNA NARZECZONA - Siedzisz? - Tak - szepnęła, walcząc z kolejnym skurczem. - Co ile masz te bóle? - Niecałe cztery minuty - wyjąkała. - Kapitalnie! Najważniejsze, żebyś mocno się mnie trzymała. Będę jechał najszybciej, jak się da. Kiedy znów poczujesz skurcz, ściśnij mnie, kopnij albo krzyknij. W każdym razie jakoś daj mi znać. Jej opinia o tym mężczyźnie była coraz lepsza. Był silny. Praktyczny. A przede wszystkim chciał jej pomóc. - Dobra. - No to ruszamy. Do szpitala dojechali w siedemnaście minut i trzydzieści dwie sekundy. Joshua przez cały czas liczył czas. Dla Maddie było to chyba najgorsze siedemnaście minut życia. Blada i spocona, kilka razy omal nie spadła z motoru. Sanitariusze z izby przyjęć natychmiast posadzili ją na wózku i szybko zawieźli na porodówkę. Joshui kazali iść za sobą. Zazwyczaj nie dawał sobą dyrygować, tym razem jednak posłusznie pomaszerował za nimi. Umył się, włożył sterylny fartuch i wszedł do sali porodowej. - Cześć - powitała go z ulgą Maddie. - Okazało się, że mój położnik nie zdąży na czas. -A twój mąż? - Nie mam męża - odparła i spuściła wzrok. NIEGRZECZNA NARZECZONA Joshua spojrzał na nią uważnie. Blada, w brzydkiej, Szpitalnej koszuli, wyglądała bardzo młodo. Nawet z tym ogromnym brzuchem była drobna i delikatna. Miała spory biust i zgrabne nogi. Ze zdziwieniem poczuł, że powinien, że chce się nią opiekować. - Nie musisz ze mną zostawać - powiedziała. Kiedy kolejny skurcz wykrzywił bólem jej twarz, Joshua zaklął pod nosem. Maddie zamknęła oczy oddychała głęboko. - Muszę przeć. Biegnij po sio... Nie! -Powstrzymała go w ostatniej chwili. - Zostań. Joshua mocno uścisnął wyciągniętą ku niemu rękę. - Oddychaj - poradził, przypominając sobie narodziny swojego syna. Choć od tamtej pory minęło szesnaście lat, coś jeszcze pamiętał. - Oddychaj. I, o dziwo, Maddie kilka razy głęboko odetchnęła. Gdy ból minął, próbował puścić jej dłoń, ale Maddie mu na to nie pozwoliła. Patrzyła na niego rozszerzonymi ze strachu oczami. Joshua miał wrażenie, że jego serce zalewa fala dziwnego, dawno zapomnianego ciepła. - Za moment wracam. Naprawdę. Dostrzegł w spojrzeniu Maddie, że mu uwierzyła. I zaufała. Nie chciał teraz się nad tym zastanawiać. W tej chwili najważniejsze było dziecko. Tak jak obiecał, za chwilę był znów przy niej. Zjawiła się też pielęgniarka. Zbadała Maddie, a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. NIEGRZECZNA NARZECZONA - Niech pani teraz nie prze, bo dziecko rozerwie pani krocze. Poszukam lekarza. - Czemu go tu jeszcze nie ma? - oburzyła się Maddie. - Założę się, że pije kawę i zajada się pączkami. Na mężczyzn nigdy nie można liczyć. Mówiła bardziej do siebie niż do kogokolwiek. Kiedy chwycił ją kolejny skurcz, skrzywiła się i zaczęła przeklinać całą ludzkość. - Kto by pomyślą , że jedna mała dziurka w prezerwatywie... - Zamilkła na moment i pociągnęła nosem. - Że będzie z tego tyle bólu - dokończyła szybko. Nie, nie wolno o tym myśleć. Wyobraź sobie coś przyjemnego. Morze, słońce, plaża. Gdzie jest ten cholerny lekarz?! Joshua ujął ją za rękę i nie puścił nawet wtedy, kiedy Maddie wbiła się paznokciami w jego dłoń. Wreszcie zjawił się lekarz i po dwudziestu trzech minutach na świat przyszedł duży, zdrowy chłopiec. Pielęgniarka od razu położyła go na piersi Maddie. - Jesteś piękny - wyjąkała młoda mama. - Piękny. Ale się spieszyłeś. Chwila była tak intymna, że Joshua uznał, iż powinien wyjść. Maddie od razu to wyczuła. - Piękny, prawda? - szepnęła i uśmiechnęła się do niego przez łzy. Joshua spojrzał na dziecko i też spróbował się uśmiechnąć. - Rzeczywiście jest interesujący - przyznał. NIEGRZECZNA NARZECZONA - Chcesz go potrzymać? Zaskoczony Joshua wahał się. - Nie bój się. - Maddie wyciągnęła w jego stronę zawiniątko. Ostrożnie wziął niemowlę w ramiona. Było takie maleńkie i kruche, a równocześnie tak pełne życia. Patrzył na tę wymachującą piąstkami ludzką istotkę J myślał o Patricku. Bardzo starał się zastąpić mu nieobecną matkę, ale przez te długie lata coś w nim paarło. Wiedział, że syn potrzebuje od niego czegoś, (gego on nie jest w stanie mu dać. Uczucie, jakie go teraz ogarnęło, było tak zaskakujące, że nie bardzo wiedział, co zrobić. Nagle do sali weszła pielęgniarka. - Pani Palmer, osoby, które kazała pani zawiadomić, właśnie przyszły i bardzo chcą panią zobaczyć. Pan Benjamin Palmer... - Mój brat - dokończyła Maddie. - A ta druga osoba to na pewno Jenna Jean. - Pani Jenna Anderson - potwierdziła pielęgniarka. - Proszę im powiedzieć, że przyjmę ich za kilka minut i.. . - W oczach Maddie pojawiły się figlarne iskierki. - Niech im pani powie, że urodziłam pięcioraczki. Siostra ze zdumieniem spojrzała na niemowlę w ramionach Joshui. - Słucham? NIEGRZECZNA NARZECZONA - Tak tylko żartowałam - odparła Maddie. - Zgodzili się zostać chrzestnymi. - Młoda matka parsknęła śmiechem i czule popatrzyła na Joshuę i maleństwo. - Założę się, że wstając dziś rano, nie miałeś pojęcia, że wyciągniesz jakąś ciężarną ze środka korka i w dodatku będziesz towarzyszył przy narodzinach nowego obywatela. - Rzeczywiście - odparł Joshua. Miał wrażenie, że w małym palcu Maddie jest więcej życia niż w całym jego ciele. Poczuł lekkie ukłucie zazdrości i.. . coś jeszcze. Coś nowego i niepokojącego. - Proszę - mruknął i oddał jej synka. Gestem dłoni kazała mu się nachylić. Kiedy to zrobił, najzwyczajniej w świecie pocałowała go prawie w same usta. - Dziękuję. Zachowałeś się jak prawdziwy bohater. Zaskoczony Joshua przez chwilę patrzył w jej oczy, potem gwałtownie zamrugał powiekami i odchrząknął. - Nie ma sprawy - bąknął. - Muszę już iść. Uważaj na małego. I na siebie też. Czuł, że tymi słowami żegna Maddie Palmer na zawsze. Joshui od lat nic się nie śniło, więc nie przypuszczał, by tej nocy miało być inaczej. Leżąc w łóżku, wsłuchiwał się w ciszę swego domu. NIEGRZECZNA NARZECZONA Myślał o czekających go nazajutrz obowiązkach. I o Patricku, od którego z każdym dniem coraz bar dziej się oddalał. Nie, nie marzył o niczym. Po prostu od śmierci Gail żył z dnia na dzień. W życiu samotnego ojca jest miejsce wyłącznie na pracę i obowiązki. ROZDZIAŁ DRUGI Wczesnym wieczorem w domu Blackwella na ranczu panowała cisza. Słychać było tylko szelest gazety przerzucanej przez Joshuę, skrzypienie pióra odrabiającego lekcje Patricka i głośny oddech leżącego przy drzwiach owczarka niemieckiego, Majora. Joshua przywykł do ciszy. Gdyby pozwolił sobie na chwilę zastanowienia, uczucie, jakie się z nią wiązało, nazwałby pustką. Ale był człowiekiem bardzo zajętym, miał liczne obowiązki związane z zarządzaniem stadniną i opieką nad nastoletnim synem. Nie starczało mu czasu na rozmyślania o tym, co powinien zmienić w swoim życiu. W zamyśleniu podniósł oczy znad gazety i spojrzał na Patricka. Był pewien, że syn uważa go za mężczyznę surowego, bez poczucia humoru, zimnego. Czyżby rzeczywiście taki był? Ze wzruszeniem ramion odrzucił te bezproduktywne myśli i wrócił do czytania. Zlekceważył powiększający się między nim a synem dystans. Jednak cisza, wszechobecna i dręcząca, pozostała. NIEGRZECZNA NARZECZONA Leżący przy drzwiach Major warknął zaniepokojony. - Leżeć - nakazał psu Joshua. Pies posłuchał go, ale tylko na kilka sekund. Potem podniósł się i znów warknął. Patrick przerwał pisanie. - O co mu chodzi? Joshua wzruszył ramionami i wstał, by wypuścić psa. Kiedy tylko otworzył drzwi, usłyszał stłumiony odgłos silnika. W ciemnościach dojrzał zbliżający się ku domowi samochód, który wydał mu się znajomy. Kiedy auto zaparkowało na podjeździe, ktoś otworzył drzwiczki i do wściekłego jazgotu Majora dołączył się niemowlęcy płacz. - Co...? - zaczął Patrick, który też wyszedł sprawdzić, co się dzieje. Obaj Blackwellowie patrzyli ze zdumieniem, jak Maddie Palmer wsadza synka do nosidełka, bierze w ręce dwa koszyki i omijając Majora, wchodzi po schodkach. - Cześć - powitała ich wesoło. - Pamiętasz mnie? - zwróciła się do Joshui. - Sześć tygodni temu podwiozłeś mnie do szpitala i asystowałeś przy porodzie mojego synka. Obiecałam, że przez rok raz w tygodniu będę cię karmić, staram się więc dotrzymać obietnicy. Właśnie przywiozłam pierwszy posiłek. - Co takiego? - Joshua wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Jak mogła myśleć, że o niej zapo NIEGRZECZNA NARZECZONA mniał? Nie co dzień podwoził do szpitala rodzące kobiety. - Jedzenie - rzekł wyraźnie uradowany Patrick. - Przywiozła ci jedzenie, tato. - Wcale nie musiała. - Ale przywiozłam. - Maddie wzruszyła ramionami. Kiedy mały zaczął płakać, Joshua i Patrick wzięli koszyki. - Naprawdę nie musiałaś... - zaczął znów Joshua. - O kurczę, jest nawet pasztet! - wrzasnął Patrick, jakby od lat nic nie jadł. - Wejdź - rzekł pospiesznie Joshua, bo dziecko płakało coraz głośniej. - Nie miałam pojęcia, że tak długo będę musiała cię szukać - mówiła Maddie, idąc za Joshua w stronę kanapy. - Potem jeszcze się zgubiłam i musiałam spytać jednego z twoich sąsiadów o drogę. Pana Crocketta. Niezbyt sympatyczny, prawda? - Podjechałaś do domu Otisa Crocketta? - Patrick z trudem oderwał się od jedzenia. - Przywitał cię strzelbą? - Nie wycelował jej we mnie - odparła Maddie, wyjmując synka z nosidełka. - Ale przez cały czas miał ją na ramieniu. I nie był szczególnie uprzejmy. Powiedziałam mu, że nie podoba mi się jego zachowanie. - Nigdy więcej tego nie rób. - Joshua był szczerze zaniepokojony. - Crockett był już w więzieniu za... NIEGRZECZNA NARZECZONA Zamilkł, bo zauważył, że Maddie wyciąga koszulę ze spodni. Ją z kolei powstrzymała jego mina. - Zajączek już dawno powinien być nakarmiony wyjaśniła. - Jesteś dorosły, więc to dla ciebie na pewno nic nowego, ale... - Do kuchni, Patrick! - rozkazał Joshua. - Tato, przecież to coś zupełnie normalnego - próbował protestować chłopak. - Mnie nie nabierzesz. Ja też kiedyś miałem szesnaście lat. Joshua zaklął pod nosem i kazał synowi usiąść tylem do karmiącej Maddie. Zaczynał rozumieć, czemu większości huraganów nadaje się żeńskie imiona. Maddie zaledwie przed dwiema minutami zjawiła się w jego domu, a już przewróciła go do góry nogami. Wyjął z koszyków naczynia i podał synowi jedze nie. W pokoju panowała cisza, co oznaczało, że Za jączek je, a piersi Maddie są nagie. No i co z tego! Przecież, jak zauważył Patrick, to coś zupełnie natu ralnego. Tyle tylko, że już tak dawno w jego domu nie było kobiety, w dodatku z obnażonym biustem. Joshua odsunął od siebie obraz półnagiej Maddie i skoncentrował się na jedzeniu. Było zdecydowanie lepsze niż jajecznica, którą zaplanował na kolację. - Pycha! - mruknął Patrick, sięgając po kolejny kawałek pieczonego kurczaka. NIEGRZECZNA NARZECZONA -To się ciesz. Nieprędko znów zjesz coś takiego - zauważył chłodno Joshua. - Za tydzień - odezwała się za jego plecami Maddie. Joshua odwrócił się i uniósł brwi. Zdążył jeszcze zauważyć, że piersi Maddie są znów zasłonięte. - Za tydzień? - Tak - uśmiechnęła się Maddie. Delikatnie poklepywała plecki trzymanego w objęciach synka. Obiecałam ci jeden posiłek tygodniowo. Przez rok. - Nie ma mowy - oburzył się Joshua. - To bardzo miło, że dziś nas nakarmiłaś, ale powiedzmy, że w ten sposób już wyrównaliśmy nasze rachunki - rzekł, ignorując protesty Patricka. - To bez sensu, żebyś co tydzień przywoziła nam jedzenie. Maddie uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - To, że zawiozłeś motorem ciężarną kobietę do szpitala i zostałeś z nią do końca porodu, też było bez sensu, prawda? - Ja... - Racja - wtrącił się Patrick. - Wcale... - Muszę już iść - przerwała mu Maddie, zbierając koszyki i puste naczynia. - Hej, Zajączku, przecież prosiłam, żebyś nie zasypiał. - Mały ani drgnął. - Ach, ci mężczyźni! - .Czy on naprawdę nazywa się Zajączek? - poważnie zaniepokoił się Patrick. NIEGRZECZNA NARZECZONA - Nie, ależ skąd! Ma na imię Dawid. Zwyczajne, normalne imię, które ma wynagrodzić mu fakt, że wychowuje go niezbyt normalna matka. I w dodatku samotna - dodała ze smutkiem, bo przecież zdawała sobie sprawę, że nie będzie jej łatwo. Sprawiała wrażenie osoby swobodnej, wesołej i beztroskiej, takiej, którą każdy mężczyzna chętnie widziałby w swoim łóżku. Z szopą płomiennorudych włosów i brązowymi oczami, wyraźnie pogodzona własną seksualnością, zupełnie nie pasowała do cichego, uporządkowanego świata Joshui. - No to idę! Czy, oprócz wątróbki, jest coś, czego nie lubicie? - spytała już przy drzwiach. - Przecież... -jeszcze raz próbował protestować Joshua. - A więc do zobaczenia za tydzień. Dzięki, Patrick dodała, już stojąc na ganku. - Dziękuję pani. - Mów do mnie Maddie. Tak jest dużo prościej. Joshua czuł, że sytuacja wymyka mu się spod kontroli. - Daj mi to - rzekł, wziął od niej koszyk i sam zaniósł go do auta. Padał lekki deszcz, więc Maddie szybko umieściła małego w foteliku. - Maddie - zaczął Joshua. - To bardzo miło z twojej strony, że przywiozłaś nam kolację, ale... - To ty byłeś bardzo miły. NIEGRZECZNA NARZECZONA Nie przyzwyczajony, by ktokolwiek mu przerywał, a już zwłaszcza tak atrakcyjna kobieta, Joshua na moment zgubił wątek. Na szczęście szybko wziął się w garść. - Naprawdę nie musisz nas karmić co tydzień. To niepotrzebne, niepraktyczne i nierozsądne. Kiedy Maddie parsknęła śmiechem, jakiś dziwny dreszcz przeszedł mu po plecach. - Niepraktyczne, nierozsądne - powtórzyła. - Na szczęście jest jeszcze w życiu miejsce na rzeczy nierozsądne i niepraktyczne. A jeśli chodzi o to, czy niepotrzebne, to pozwolisz, że zachowam moje zdanie na ten temat. Maddie potrząsnęła głową i nachyliła się ku niemu. Na pewno nie było to zaproszenie. Wiedział, że tak po prostu się zachowuje, jednak tak bardzo zapragnął jej dotknąć, że tylko całą siłą woli udało mu się nad tym zapanować. - Nieczęsto ratuje mi życie poważny, odpowiedzialny i konserwatywny farmer. Właściwie to nikt jeszcze nigdy mnie nie ratował. Chcę ci jakoś podziękować. Więc bądź tak miły i jedz z apetytem. Dobrze? Joshua zdobył się tylko na głębokie westchnienie. - Potraktuję to jako wyrażenie zgody - uśmiechnęła się Maddie. - Dobranoc. - Dobranoc. Silnik jej auta pracował tak głośno, że Joshua nie słyszał własnych myśli. Major znów szczekał, z od NIEGRZECZNA NARZECZONA dali słychać było rżenie koni, ptaki świergotały z oburzeniem. Nawet zwierzęta zareagowały na jej obecność. Tak, wobec Maddie Palmer nikt nie mógł pozostać obojętny. W połowie wąskiej, krętej i błotnistej drogi auto Maddie niebezpiecznie przechyliło się na bok. Ani przez moment nie miała wątpliwości, co się stało. Złapała gumę. I to w nasilającym się deszczu. Na szczęście miała zapasowe koło, a mały spał spo kojnie. Poprzednio, kiedy przedziurawiła oponę, za blokowała drogę konduktowi pogrzebowemu, a Da wid wrzeszczał jak opętany. Otworzyła drzwi i wdepnęła wprost w kałużę. - Traktuj to jak jeszcze jedną przygodę. Pamiętaj, że cierpienie uszlachetnia - wyrecytowała pod nosem. Przez ostatnie dziesięć lat swego życia wielokrotnie powtarzała sobie te słowa z nadzieją, że któregoś dnia naprawdę w nie uwierzy. W strugach deszczu i w ciemnościach obeszła auto i wpadła na... Jostiuę. - Założę się, iż myślałeś, że już masz mnie z głowy - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem. - Słyszałeś chyba o rzepie i psim ogonie. Jak się już przyczepi, to l rudno się go pozbyć. Ale możesz spokojnie wracać do domu. Jestem specjalistką od zmieniania kół. Maddie otworzyła bagażnik, ale to Joshua wyjął z niego zapasowe koło i lewarek. NIEGRZECZNA NARZECZONA - Posłuchaj! - zdenerwowała się Maddie. - Pada deszcz, jest późno, nie chcę, żebyś... - Lepiej wsiądź do środka, bo całkiem przemokniesz - przerwał jej Joshua. - Za minutę będzie gotowe - dodał, kucając przy kole. Maddie, nie przyzwyczajona, by ktoś tak się o nią troszczył, była wyraźnie zakłopotana. - Jesteś naprawdę bardzo uprzejmy, ale sama mogę to zrobić. Nie musisz. Joshua uniósł głowę i spojrzał na nią z rozbawieniem. - Mówisz zupełnie tak samo, jak ja parę minut temu. Maddie zamilkła. Spokojni, cisi mężczyźni nigdy się jej nie podobali. Wolała rozmownych, bo nie musiała zastanawiać się, co tak naprawdę chodzi im po głowie. A Joshua? Konkretny, zdecydowany, milczący. Przydałby mu się ktoś, przy kim mógłby się trochę odprężyć. Ciekawe, jak wygląda jego życie seksualne? Kiedy ostatnio ktoś go całował? Podekscytowana tą myślą, natychmiast jednak usłyszała w swej głowie ostrzegawczy dzwonek. W dotychczasowym życiu zbyt często dawała się ponieść podobnym emocjom. Spojrzała na mocującego się z kołem Joshuę i pożałowała, że nie ma parasola. Wilgotna od deszczu koszula podkreślała kształty jego szerokich ramion. NIEGRZECZNA NARZECZONA Musiałaby być ślepa, żeby nie zauważyć siły jego ciała. Ale pociągał ją nie tylko fizycznie. W tym mężczyźnie, którego życie z pewnością nie głaskało po głowie, było coś bardzo uwodzicielskiego. Czuła, że to ktoś, na kim można polegać. Zaskoczyły ją te rozmyślania, bo chyba po raz pierwszy uznała tę cechę za szalenie pociągającą. Przypisała to uwoim hormonom, które po prostu jeszcze nie wróciły po ciąży do równowagi. - Twój syn to fajny chłopak - powiedziała, żeby przerwać ciszę i odpędzić od siebie niepokojące mysli.- Musisz być z niego dumny, - Owszem - mruknął pochłonięty pracą Joshua. - Lata już za dziewczynami? - Jeśli nawet, to bardzo się z tym kryje. Jego głos był niski, głęboki i bardzo męski. Aż chciało się go słuchać. Bez względu na treść wypowiadanych słów. - Woli książki, tak? - Może. Nie zastanawiałem się nad tym. - Wykapany tatuś, co? - Powinnaś zostać w aucie. Jesteś cała przemoczona. Maddie spojrzała na swoją mokrą koszulę. - Ty też. Joshua schował koło i lewarek do bagażnika. - Myślałem, że kobiety nie lubią moknąć. - To zależy od okoliczności. W basenie albo pod NIEGRZECZNA NARZECZONA prysznicem nie jest tak źle. Stanie w deszczu w kolejce po bilety na koncert też można wytrzymać. Kiedy na nią spojrzał, gotowa była przysiąc, że w kąciku jego ust dostrzegła nikły uśmiech. - A z powodu przebitej opony? Widząc jego mokre włosy, myślała tylko o tym, że Joshua tak samo musi wyglądać po porannym prysznicu. - Z powodu przebitej opony? - powtórzyła. - To zależy, czy wyniknie z tego jakaś przygoda. - Przygoda na środku polnej drogi? - Czasami, kiedy los nie zsyła żadnych przygód, trzeba mu trochę pomóc - westchnęła. - Zastanawiam się, jak mogłabym ci się odwdzięczyć. Co powiesz na częstsze kolacje? Widząc przerażenie w jego oczach, wybuchnęła śmiechem. - Boisz się rzepa? Może wolisz nałożyć to koło z przebitą oponą z powrotem? - Nie - odparł szybko. - Ale pomyślałeś o tym, co? - A nie wystarczy zwyczajne „dziękuję"? Ten facet naprawdę wygląda na kogoś, komu pocałunek dobrze by zrobił. Maddie skinęła głową, stanęła na palcach i.. . pocałowała Joshuę Blackwella prosto w usta. - Dziękuję. Tak, Joshua naprawdę tego potrzebował. Jego wargi nie pozostały obojętne na dotyk jej ust. ROZDZIAŁ TRZECI Joshua jeszcze długo stał w deszczu, po ciemku i w błocie. Już nawet nie słyszał warkotu silnika samochodu Maddie. Stał tak jak idiota. W końcu zaklął pod nosem i powlókł się z powrotem do domu. Ze sposobu, w jaki zareagował, można by wnioskować, że nigdy nie dotykał kobiety i jeszcze nigdy sie nie całował. Choć może rzeczywiście nie był w tych sprawach szczególnie doświadczony, to instynkt miał bez wątpienia rozwinięty zupełnie prawidłowo. Dlatego wiedział, że Maddie Palmer oznacza kłopoty. Swobodna, otwarta, szczera, była jednak w pewien sposób podobna do niego. Przede wszystkim - odpowiedzialna. Choć nadrabiała miną, Joshua wiedział, ^e perspektywa samotnego wychowywania dziecka Drzeraża ją tak samo, jak kiedyś jego. Jest ładna, przyjemnie pachnie, ale stanowi zagro NIEGRZECZNA NARZECZONA żenię dla jego uporządkowanego, monotonnej życia. Kiedy Maddie zajechała przed dom, dochodziła dziesiąta. W brzuchu jej burczało, a Dawid też już nie spał. Szybko weszła do kuchni, włożyła małego do kojca i ledwo zdążyła posmarować musztardą dwie kromki chleba, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Mały od razu zaczął płakać. - Gdzie byłaś? - spytał od progu Ben i wyjął jej z ręki kanapkę. - Zaglądałem już dwa razy. Zaczynałem się niepokoić, czy coś ci się nie stało. - Kiedy ugryzł kawałek chleba, skrzywił się. - Co to jest? Maddie wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że jej młodszy brat co wieczór sprawdza, czy wszystko u niej w porządku. - Na razie to zaledwie chleb z musztardą. Gdybyś poczekał, stałby się kanapką z szynką. Zresztą i tak przeznaczona była dla mnie - dodała, wyjmując bratu chleb z rąk. - Mógłbyś chwilę potrzymać Dawida? Ja za chwilę skończę. - Dobra - uśmiechnął się Ben. - Ale jak tylko znów zacznie mi ssać palec, oddaję ci go natychmiast. - Wiesz, braciszku, życie to bardzo ulotna rzecz. - Maddie starała się nadać swemu głosowi jak najpoważniejsze brzmienie. - Jesteś chrzestnym ojcem Dawida, więc gdyby coś mi się stało, miałbyś przez cały NIEGRZECZNA NARZECZONA czas do czynienia z jego ssaniem, pluciem, wymiotowaniem i podobnymi przyjemnościami. Ben, równie poważny, wzniósł oczy do nieba. - Wiem. To właśnie dlatego tak się troszczę, czy wszystko u ciebie jest w porządku. - Naprawdę? A już myślałam, że to dlatego, że mie kochasz i uwielbiasz - zaśmiała się Maddie pocałowała brata w policzek. - Wiesz, lepiej mi daj małego. Z nim łatwiej sobie poradzę niż z tobą. Maddie zabrała się do robienia kanapki, a Ben usiadł z Dawidem na kanapie i opowiadał mu o ko metach. Ten silny, bezkompromisowy mężczyzna, i włosami do ramion i kolczykiem w uchu, porusza jący się wyłącznie warczącym harleyem, był znako mitą nianią. Z gotową kanapką i szklanką mleka Maddie w końcu też usiadła na kanapie. Miała zamiar jeść równocześnie karmić małego. - Daj mi go. - Jedz i nie przeszkadzaj nam. Odbywamy właśnie męską rozmowę. - Dobra, dzięki. - Nie powiedziałaś mi jeszcze, czemu tak późno dziś wróciłaś? Kiedy mały zaczął płakać, Ben wstał i zaczął spacerować po pokoju. - Dziesiąta to późno? NIEGRZECZNA NARZECZONA - Dla ciebie tak. Odkąd pojawił się na tym świecie nasz maluch, nigdy nie wracałaś do domu później niż o ósmej. O, nie, mowy nie ma! - rzekł, kiedy Dawid wpił się ustami w jego ramię. - Bierz go sobie. - Szybko podał siostrze małego. Maddie parsknęła śmiechem i dyskretnie odpięła bluzkę, gotowa do karmienia. - Zawiozłam jedzenie Joshui Blackwellowi i jego synowi. Ben spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Pojechałaś aż za miasto? Tym twoim wrakiem? - To bardzo porządne auto! - oburzyła się Maddie. - I nie zabłądziłaś? - Tego nie powiedziałam. Zgubiłam się, ale w końcu jakoś znalazłam ich dom. Poczekałam, aż zjedzą, i wróciłam. Tylko jeszcze Joshua musiał mi zmienić koło. - A ja go pocałowałam, dodała w duchu. Brat nie musiał wiedzieć o takim drobiazgu, zwłaszcza że był to jednorazowy incydent. - Chyba nie zamierzasz tam jeździć co tydzień, prawda? To nawet, jak dla ciebie, byłaby przesada. - Wcale nie. Ten człowiek mi pomógł w bardzo trudnej sytuacji... Chcę mu się jakoś odwdzięczyć. Nawet jeśli doprowadza to biednego Joshuę do szaleństwa? Maddie wyobraziła sobie jego minę. Ciekawe, -czy w duchu szeptał jakieś zaklęcia, mające ochronić go przed nią? NIEGRZECZNA NARZECZONA - Nigdy w życiu nie spotkałem większego uparciucha - rzekł Ben. - Tobie też nic nie brakuje. - Maddie spojrzała znacząco na przedstawiający pytona tatuaż na ramieniu brata. Odstraszył już niejednego potencjalnego pracodawcę. - Owszem, ale to nie to samo - mruknął Ben. Maddie czule uśmiechnęła się do brata. Kiedy wyrośnie już z tego okresu buntu, będzie z niego świetny facet. - Dzięki, że do mnie zajrzałeś. - Nie ma sprawy. Dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. - Rozmawiałeś ostatnio z mamą? - spytała z nadzieją. - Kilka dni temu. U niej nic nowego. Maddie posmutniała. Aż za dobrze zrozumiała słowa brata. Matka wciąż nie mogła jej wybaczyć nieŚlubnego dziecka. Czy kiedyś zmieni zdanie? - Połóż się już, siostrzyczko. - Dobrze. Dobranoc. Po wyjściu brata Maddie jeszcze długo w pełnej niepokoju zadumie przyglądała się Dawidowi. Był dla niej najdroższą istotą na świecie, a ona była całkowicie za niego odpowiedzialna - za jego zdrowie, bezpieczeństwo i przyszłość. Powstrzymując łzy, delikatnie głaskała główkę synka. Czy na pewno da sobie radę? Oczywiście, nie ma przecież wyboru. Gotowa NIEGRZECZNA NARZECZONA była walczyć na śmierć i życie z każdym, kto próbowałby jej go odebrać. Dla niego nauczy się grać w kosza, a tylko jeden Bóg wie, ile będzie ją to kosztowało. Będą razem jeździć na łyżwach i zapisze syna na lekcje tańca. A przede wszystkim uczyni wszystko, by wyrósł na szczęśliwego i zdrowego człowieka. Wierzącego w siebie, umiejącego dawać i brać, zdolnego do miłości i marzeń. Jej myśli powędrowały mimo woli ku Joshui Blackwellowi. Z początku sądziła, że wszystko o nim wie. Uważała, że albo tłumi swoje pragnienia, albo w ogóle ich nie ma. No, tak, Jenna Jean zawsze zarzucała jej zbyt pochopne wyciąganie wniosków. Tym razem chyba jednak należałoby jej przyznać rację. Joshua był stuprocentowym mężczyzną. Trwało to kilka sekund, ale w końcu zareagował na jej pocałunek. Jego język stoczył walkę z jej językiem. Jego pierś, silna i twarda, przywarła do jej biustu. Na udach poczuła jego uda. I twardą, pulsującą męskość. Zaniepokoiła ją reakcja Joshui, ale jeszcze bardziej jej własna. Nie spodziewała się, że zabraknie jej tchu, a serce zgubi rytm. Dostała nauczkę i potrafi wyciągnąć z niej wnioski. Ten z pozoru spokojny, opanowany mężczyzna NIEGRZECZNA NARZECZONA jest bardzo niebezpieczny. Nie doceniała go, ale to się więcej nie powtórzy. By się rozgrzać po wieczornej przygodzie w deszczu, Joshua wziął gorący prysznic. Zazwyczaj po położeniu się do łóżka przez chwilę podsumowywał miniony dzień, a potem natychmiast twardo zasypiał. tego wieczora jednak sen nie nadchodził. Kiedy zamknął oczy, stał się jak nigdy dotąd świadom swego ciała. Swojej skóry, bicia serca, oddcchu. W pewnej chwili nawet wstał i strzelił sobie podwójną whisky. Trochę pomogło, ale obraz Maddie wciąż go nie odstępował. Przeczuwał, że ta kobieta zniszczyłaby jego spo- Wj, ale była taka ciepła, taka realna, taka... Joshua ciężko westchnął. Kiedy w końcu zasnął, po raz pierwszy od dłuższego czasu śnił. - Lubicie stroganowa? - spytała z uśmiechem Maddie, kiedy Patrick otworzył jej drzwi. - Tak - rozpromienił się chłopak. - Wejdź, Maddie. A gdzie jest Daw? Maddie weszła do kuchni, postawiła na stole koszyki i rozchyliła poły płaszcza. Pod nim, w nosidełku, spał sobie smacznie mały Dawid. - Nie chciałam, żeby zmókł. - Maddie rozejrzała NIEGRZECZNA NARZECZONA się dokoła. - A gdzie twój tata? Może przyszłam nie w porę? - Nie, nie! Tata zaraz wróci. Ma trochę kłopotów z jedną z klaczy. Maddie wiedziała, że powinna skorzystać z okazji i natychmiast odjechać. Przecież wcale nie miała ochoty na spotkanie z Joshuą. Szczególnie po tym pocałunku, który miał być tylko uprzejmym podziękowaniem, a wywołał w niej taką burzę. - Właściwie nie muszę na niego czekać. Naczynia mogę przecież odebrać za tydzień. - Chyba nie chcesz już iść? - Patrick był szczerze zdumiony. Maddie zawahała się. - Chciałam tylko przywieźć wam jedzenie. W zeszłym tygodniu dość już tu namieszałam. - Tata na pewno będzie chciał podziękować ci osobiście. - I przekonać, bym więcej tego nie robiła - mruk- ;i nęła pod nosem. - Owszem, ale nie musisz go słuchać - parsknął śmiechem Patrick. Już chciała mu odpowiedzieć, kiedy drzwi do domu otworzyły się z impetem i do środka wszedł Joshuą, klnąc jak szewc. Przemoczony do suchej nitki, ściągnął szarą pelerynę i chyba wyczuł na sobie spojrzenie Maddie, bo NIEGRZECZNA NARZECZONA podniósł wzrok. Niestety, nie wyglądał na zachwyconego jej obecnością. „Co ty tu robisz?" Nie powiedział tego na głos, ale dostrzegła to w jego oczach. - Cześć. - Maddie zdobyła się na słaby uśmiech. Przywiozłam wam jedzenie. Mam nadzieję, że będzie wam smakowało. Właśnie wychodziłam. Podeszła do drzwi, ale Joshua zagrodził jej drogę. - Nie musisz się tak spieszyć - rzekł spokojnym, zdecydowanym, pewnym głosem, od którego aż ciarki przeszły jej po plecach. - Strasznie leje. - Mam dobre wycieraczki - oznajmiła, próbując no wyminąć. Niestety Dawid zajmował więcej miejsca, niż przypuszczała, więc wpadła na Joshuę. Odskoczyła od niego jak oparzona. - Lepiej będzie, jak trochę zaczekasz. Jadłaś juz? Poczuła się jak w pułapce. - Nie, ale miałam zamiar. - Wystarczy dla trojga? - Wątpię - odparła. - Da się zrobić - rzucił Patrick. A więc nawet na jego pomoc nie mogła liczyć. - Mam wrażenie, że nie jesteś w tej chwili w najlepszym nastroju. Joshua uniósł brwi i westchnął głęboko. - Możliwe. Omal nie zastrzeliłem klaczy medalistki, bo kręci nosem na mojego ogiera. NIEGRZECZNA NARZECZONA - Nadal się opiera? - spytał Patrick. - Jesteś pewien, że potrzebuje ogiera? Joshua skarcił syna wzrokiem. - Oczywiście! Tylko zachowuje się jak kapryśna baba. Może spodziewa się specjalnych zalotów. - Przepraszam was, ale niezbyt się znam na prowadzeniu stadniny. Wydawało mi się, że po prostu trenuje się tam konie i uczy jeździectwa. Patrick parsknął śmiechem. Joshua prawie się uśmiechnął. - To stadnina hodowlana dla koni wyścigowych. Mam rozpłodowego ogiera, wielokrotnego medalistę. Nie jest młody, ale nieźle sobie radzi. Właściciele przyprowadzają do mnie swoje klacze, a ja nadzoruję łączenie. - Łączenie? - powtórzyła Maddie. - Krycie. Zapłodnienie - dodał, widząc jej zdziwienie. - Aha. To znaczy, że jesteś specjalistą od seksu. Patrick roześmiał się. Joshua przez chwilę zastanawiał się nad tym stwierdzeniem. - Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem, ale chyba rzeczywiście to prawda. Jego wzrok przesunął się po całej postaci Maddie - od stóp po czubek głowy. Było w nim zaciekawienie, .ale i coś jeszcze. Coś, co wprawiło Maddie w zakłopotanie. NIEGRZECZNA NARZECZONA - Zdejmij płaszcz i zostań jeszcze trochę. - Czy on zawsze tak rozkazuje? - Maddie zwróciła się do Patricka. - Owszem. I w dodatku wszyscy go słuchają. Maddie postanowiła sobie to zapamiętać. Choć pewni siebie mężczyźni zawsze ją bawili, nigdy żaden jej nie pociągał. Obaj Blackwellowie w czasie kolacji byli bardzo rozmowni. Patrick chyba równie pragnął damskiego towarzystwa jak dobrego, domowego jedzenia. Był interesującym chłopcem, pochłoniętym nauką, ale i nie stroniącym od muzyki. Joshua mówił mniej, ale Maddie cały czas czuła na sobie jego spojrzenie. Bardzo ją to rozpraszało. Zostawili ją na chwilę samą, żeby mogła nakarmić Dawida, a potem Joshua pomógł jej odnieść naczynia do auta. - Już prawie nie pada - rzeki. - Jedź ostrożnie. Droga może być śliska. Maddie posadziła małego w foteliku i włożyła do buzi synka smoczek. Kiedy się wyprostowała, Joshua stał tuż przy niej. - Tak się właśnie zastanawiam... Czy całujesz każdego mężczyznę, który zmienia koło w twoim aucie? Maddie zesztywniała. - Szczerze mówiąc, jeszcze żaden mężczyzna nie zmieniał koła w moim aucie. Sama to robię - odparła, żałując, że odległość między nimi jest tak niewielka. NIEGRZECZNA NARZECZONA - Ale to prawda, że jestem bardzo uczuciową, otwartą osobą. Lubię ludzi przytulać, całować w policzek. Wiem, że nie wszyscy to akceptują. Ale nie martw się! Zauważyłam, że to nie w twoim guście, więc więcej nie będę cię dręczyć... całowaniem. - Owszem, to było dręczące - przyznał, nie spuszczając z niej oczu. Joshua milczał przez długą chwilę. Gdyby zrobił jakiś ruch w jej stronę, Maddie zamierzała schronić się we wnętrzu auta. - A dla ciebie? Nie mogła skłamać, bo z doświadczenia wiedziała, że kiepsko jej to wychodzi. - Trochę. Ale wcale tego nie chciałam. To miało być tylko podziękowanie. A poza tym wydawało mi się, że dawno nikt cię nie całował. Joshua przez chwilę przyglądał jej się z lekkim uśmiechem. - A więc zrobiłaś to z litości? Maddie poczuła, że się rumieni. Błogosławiła więc ciemność i zaklęła w duchu. - Nie. Żeby ci podziękować. - Z litości - obstawał przy swoim Joshua. - To się już nigdy nie powtórzy. - Dlaczego? - Bo nie wydaje mi się, byś miał ochotę na takie podziękowania. - Udało jej się jakoś chwycić za klamkę. NIEGRZECZNA NARZECZONA -To znaczy, że biedny Joshua nigdy już nie dostanie buzi z litości? Nie. - Szkoda. Maddie? - Tak? - Dzięki za jedzenie. Wystarczył jeden jego krok, by dystans między nimi przestał istnieć. Usta Joshui spoczęły na wargach Maddie. I nie było w tym pocałunku ani odrobiny litości. Jej mózg protestował, ale ciało wiedziało swoje. Przywarła do niego, jej ręce spoczęły na jego ramionach. Nie był wcale brutalny. Czuła jednak jego zmysłową ciekawość i determinację. Siłę złagodzoną delikatnością. Ta pełna mocy kombinacja przedarła się przez wszystkie bariery i pozbawiła Maddie tchu. Zawładnęła jej sercem. Nie! To niemożliwe! Nie może otworzyć swego serca przed Joshuą. Jej świat, wewnętrzny i zewnętrzny, musi pozostać bezpieczny. Dla dobra jej samej i dla dobra dziecka. A to oznacza, że nie ma w nim miejsca dla żadnego mężczyzny. Odsunęła się od Joshui dopiero po długiej, nieskończenie długiej chwili. Koniec. - Dość... - wyjąkała, kiedy odzyskała oddech. Żadnych dziękczynnych pocałunków! Współczują NIEGRZECZNA NARZECZONA cych też nie. Koniec - powtórzyła i z trudem przełknęła ślinę. Była bardzo z siebie dumna. - Do zobaczenia za tydzień. Dobranoc. Nie czekając na reakcję Joshui, szybko wsiadła do auta i natychmiast odjechała, powtarzając sobie w myślach: Nigdy więcej. ROZDZIAŁ CZWARTY Joshua stał w deszczu i ciemnościach, wsłuchując się w milczący warkot silnika auta Maddie. Znów to samo! Czuł się jak idiota. Znowu. Po chwili zaklął pod nosem i przysiągł sobie, że nie będzie się więcej przejmował Maddie Palmer. To nieprawda, że pierwszy od lat sen nawiedził go tydzień temu z jej powodu. Przyczyną było jedzenie. To oczywiste, po prostu jego żołądek nie był przyzwyczajony do tak solidnych posiłków. Było to bardzo logiczne wyjaśnienie, od tamtej pory bowiem więcej już nic mu się nie śniło, a i wtedy nie śnił przecież o Maddie, lecz o chabrach, o łące pełnej chabrów. Nie, dość tego! Ruszył wolno w stronę domu. Tuż przy schodach wiodących na ganek dostrzegł jakiś niewielki przedmiot. Zmrużył oczy i znów zaklął. Wieczór się jeszcze nie skończył. NIEGRZECZNA NARZECZONA Tuląc w ramionach Dawida, Maddie po raz trzeci przemierzyła drogę od drzwi do auta. Po powrocie do domu znów nakarmiła synka, a potem chciała położyć go spać. Zabrakło jednak pewnego bardzo ważnego elementu tego rytuału. Za każdym razem, kiedy wydawało jej się, że mały jest już uśpiony i chciała włożyć go do łóżeczka, Dawid zaczynał popłakiwać. Po chwili krzyczał głośno. Maddie czuła, że i ona wkrótce do niego dołączy. Wracając po raz trzeci do domu, miała łzy w oczach. Wiedziała, że powinna mieć zapasowy.