D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona
Szczegóły |
Tytuł |
D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
D424. Banks Leanne - Niegrzeczna Narzeczona - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LEANNE BANKS
Niegrzeczna
narzeczona
PROLOG
Dziewięcioletnia Maddie Palmer opuściła igłę na
płytę i szybko wdrapała się na wysoki, barowy stołek.
- Raz, dwa, trzy, cztery! - wykrzyknęła, wtórując
śpiewającemu zespołowi.
Jej przyjaciółki, Emily i Jenna Jean, też wskoczyły
na stołki i śpiewały razem z nią. Ponieważ tego dnia
padało, Maddie uprosiła nianię, by pozwoliła im się
bawić w suterenie.
Było cudownie, mogły bowiem puszczać muzykę
na cały regulator. Maddie nałożyła na głowę tiarę
Emily, złapała rakietkę do kometki i udawała, że gra
na gitarze.
Kiedy melodia się skończyła, Maddie zeskoczyła
ze stołka i podbiegła do adapteru.
- Spróbujmy jeszcze raz! - krzyknęła, przytrzymując
tiarę. - Jak będziemy dobre, zagramy na prawdziwej
scenie i ludzie będą nam płacić.
Wystrojona w różowy fartuszek Emily z powątpiewaniem
spojrzała na swoją rakietkę.
- No, nie wiem, Maddie. Chyba nie jestem najlepszą
gwiazdą rocka.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Jenna Jean uderzyła pięścią w swoją rakietę.
- Wątpię, by ktokolwiek chciał nam zapłacić
choćby centa. No i być może będziemy musiały nakarmić
tych, którzy jednak przyjdą. A te wstrętne
chłopaki na pewno będą się z nas nabijać. Zresztą
rakiety bardziej przypominają banjo niż elektryczne
gitary - dodała, spoglądając na Maddie.
- Dobrze, możemy dać im mus owocowy i herbatniki
- zgodziła się Maddie. Komentarz o rakietach
zignorowała, bo w tej sprawie nie potrafiła wymyślić
niczego sensownego.
Bardziej martwiła się swoim głosem. Panicznie
się bała, że w uszach innych zabrzmi on tak samo
źle, jak w jej własnych. Nie miała jednak odwagi pytac
się przyjaciółek o zdanie, więc by zagłuszyć
wszelkie wątpliwości, śpiewała tak głośno, jak tylko
umiała.
- Naprawdę chcesz zostać gwiazdą rocka? Moja
mama twierdzi, że oni się w ogóle nie myją. - Emily
na samą myśl aż zadrżała.
- Davey Rogers się myje. Wiem, co mówię, bo
jestem członkiem jego fan klubu - oznajmiła z dumą
Maddie. Uważała Emily za dzieciucha, ale lubiła ją.
Była bardzo sympatyczna, a poza tym pozwalała jej
nosić swoją tiarę. - Zresztą wcale nie muszę być
gwiazdą rocka. Po prostu chcę być bogata i zwiedzać
ciekawe miejsca. Mieć mnóstwo przygód - przyznała
i nagle przypomniała sobie swoje największe marze
NIEGRZECZNA NARZECZONA
nie. fel żeby już nikt nigdy nie zamykał mnie za karę
domu.
- Gdyby moja mama była taka sama jak twoja,
ehybabym zwariowała - powiedziała Jenna Jean. -
Co kilka dni masz karę i nie wolno ci wychodzić
z ogródka. Ale ty chyba rzeczywiście na to zasługujesz.
Maddie zmarszczyła brwi. Czasami zastanawiała
się, co z nią jest nie tak. Żadna z jej przyjaciółek nie
była tak często karana.
- Przecież ja nic takiego strasznego nie robię pożaliła
się, patrząc na podskakującą na stołku Jennę
Jean. Choć wiedziała, że mama nie pochwalała takich
zabaw, nie ośmieliła się zwrócić przyjaciółce
uwagi.
- Masz rację, ale wiesz, na czym polega twój
problem?
- No?
- Że zawsze dajesz się złapać.
No, tak. Jenna Jean, starsza od niej o rok, była
bardzo sprytna. Z matematyki dostawała same piątki,
podczas gdy Maddie z trudem zdobywała nędzne
trójczyny.
- Chyba o to chodzi - przyznała. - A może ja po
prostu jestem zła?
Miała już dość tej rozmowy. Wsparła się pod boki
i zaproponowała dalszą zabawę.
- Wiecie co? Dopóki jesteśmy same, poćwiczmy
NIEGIUSBCZNA NARZECZONA
tę piosenkę jeszcze raz. Udawajmy, że występujemy
w najlepszej sali koncertowej w mieście.
Znów włączyła płytę i wskoczyła na stołek. Chwyciła
rakietę i już otwierała usta, żeby zacząć śpiewać,
kiedy w drzwiach stanęła jej mama.
Maddie zesztywniała.
Kątem oka zauważyła, jak Jenna Jean i Emily
szybko zsuwają się ze stołków. Ona jednak nie była
w stanie się poruszyć.
Znów została przyłapana.
- Moja droga - zwróciła się do niej matka, a ten
wstęp zawsze zwiastował znienawidzoną karę. - Co
ty robisz na tym stołku? Mówiłam ci setki razy, żebyś
na niego nie wchodziła. A co by było, gdyby tobie
albo twoim przyjaciółkom coś się stało?
Pani Palmer pogroziła córce palcem i dalej ciągnęła
swoją przemowę.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Maddie wyglądała przez okno swego auta. Ze
wszystkich stron rozciągał się ten sam widok. Samochody.
Stojące samochody.
Stała w korku na autostradzie numer 81.
Znowu została złapana.
Takie rzeczy w Roanoke w stanie Wirginia nigdy
się nie zdarzały. Okolica była zbyt słabo zaludniona.
Jednak tym razem, jak mówiły radiowe komunikaty,
gdzieś na środkowym pasie autostrady pojawiła się
dziura i stąd te zatory. Opóźnienia mogą sięgać nawet
dwóch godzin.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby poruszała się
prawym pasem, bo wtedy mogłaby zjechać gdzieś
w bok. Ona jednak była właśnie na pasie środkowym.
Nie, nie spieszyła się do swojej pracy w biurze
podróży. Wzięła wolny dzień.
Nie była też umówiona na kolację. Od prawie dziewięciu
miesięcy z nikim się nie umawiała.
Jej problemem były rytmiczne skurcze w krzyżu
i dole brzucha. Jeszcze nie ból, ale niewiele brakowało.
Co pięć minut. I nie było to coś, co mogło za
chwilę minąć. Maddie po prostu zaczynała rodzić.
W środku jedynego korka w historii Roanoke. W deszczu.
Bez telefonu komórkowego.
W brzuchu jej burczało, więc po raz setny pożałowała,
że nie ma przy sobie choćby herbatników. Kiedy
poczuła kolejny skurcz, zastosowała odpowiednie
oddychanie. Wyobraziła sobie Hawaje, cudowną wodę,
palmy, tęcze. Gdyby była na Hawajach, na pewno
sączyłaby jakiegoś drinka. Ależ by jej to dobrze zrobiło.
Zaczynał ją ogarniać strach. Wcale nie miała ochoty
urodzić swego dziecka na środku autostrady. Włączyła
wycieraczki i wypatrywała policyjnego radiowozu.
Po raz pierwszy w życiu widok policjanta
szczerze by ją ucieszył. Nic z tego!
Powoli wpadała w rozpacz. Może powinna wysiąść
i pójść piechotą. Przypomniała sobie jednak, że
instruktorka ze szkoły rodzenia mówiła, iż chodzenie
przyspiesza poród. Co będzie, jeśli nie znajdzie nikogo,
kto mógłby ją podwieźć do szpitala?
Przez zalaną deszczem szybę dojrzała furgonetkę
z przykrytym folią motocyklem na skrzyni. Natychmiast
wpadł jej do głowy szalony pomysł. Ale czy
naprawdę bardziej szalony niż samotny poród we
własnym aucie?
Z trudem wysiadła z samochodu i w strugach deszczu,
prawie po omacku, dotarła do okna furgonetki.
Zapukała w zamgloną szybę.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Siedzący za kierownicą mężczyzna spojrzał w jej
strone. Maddie uśmiechnęła się.
Nie odwzajemnił jej uśmiechu.
Maddie westchnęła i gestem poprosiła, by opuścił
szybę.
-Tak? - spytał głosem, który przyprawił ją
O drżenie. Jego radio grało heavy metal. Wydawało
jej się, że mężczyzna nie jest sam, ale w ciemnościach
nie była tego pewna.
Choć siedział, widać było, że jest potężny i groźny.
Jego oczy były stalowoszare, twarz kwadratowa,
o ostrych rysach. Jenna Jean, jej najbliższa przyja
ciółka, zawsze mówiła, że Maddie zbyt pochopnie
wyrabia sobie opinię o ludziach, ale ten akurat męż
czyzna naprawdę nie wyglądał na łagodnego. I chyba
nie miał też poczucia humoru. W innej sytuacji na
pewno obróciłaby się na pięcie i wróciła do swego
auta. Teraz jednak, bardziej niż poczucie humoru tego
człowieka, potrzebny jej był jego motocykl.
- Chcia... Oj! - Kiedy poczuła kolejny skurcz,
zamilkła na moment. - Chwileczkę - szepnęła.
Wdech. Wydech. Wdech.
- Co się, do... - Mężczyzna był wyraźnie zaniepokojony.
Maddie udało się jakoś zebrać w garść.
- Czy ten motor, który ma pan na skrzyni, jest na
chodzie?
NIEGRZECZNA NARZECZONA
-
Tak, ale...
- Wiem, że to głupia prośba. - Mówiła najszybciej,
jak mogła, czuła bowiem zbliżający się kolejny i
skurcz. - Ale właśnie rodzę i muszę dostać się do
szpitala, zanim...
Poczuła spływające po nogach ciepło. Zerknęła na
swoje zmoczone tenisówki.
-
O cholera!
-
Co cholera?
- Wody mi odeszły - powiedziała i spojrzała nieznajomemu
prosto w oczy.
Właściwie nie wyglądał tak źle. Kiedy indziej, bez
tego brzucha, mogłaby się nim zainteresować. Nie!
Co za myśli! W takiej sytuacji?
- Czy mogłabym pożyczyć pana motor?
Ktoś siedzący wewnątrz furgonetki ściszył radio.
- Tato, kto to? No tak, ta pani jest w ciąży - skomentował
też męski, choć zdecydowanie młodszy
głos.
Nie reagując na pytania syna, mężczyzna błyskawicznie
wysiadł z auta i groźnie spojrzał na Maddie.
- Czy na pewno dobrze panią zrozumiałem? Chce
pani, żebym zawiózł panią na motorze do szpitala?
Maddie skinęła głową i obronnym gestem zasłoniła
brzuch.
-
Raczej nie mam wyboru. Nie chcę urodzić na
środku
autostrady.
Przestraszyła się, kiedy mężczyzna nie od razu
NIEGRZECZNA NARZECZONA
zareagował na jej słowa. Co będzie, jeśli on nie zechce
jej pomóc?
- Niech pan posłucha. Nie mam wiele, ale oddam
panu wszystko.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Pracuję w biurze podróży - ciągnęła zdesperowana
Maddie. - Mogłabym panu załatwić darmową
wycieczkę. Umiem też gotować. Będę panu przez rok
raz w tygodniu gotować kolację, jeśli tylko...
Kolejny skurcz kazał jej przerwać tyradę. Zgięła
się wpół i usłyszała, że mężczyzna wydaje synowi
jakieś polecenia. Kiedy ból minął, motor stał już
na jezdni, a za kierownicą półcięzarówki siedział
chłopak.
- Proszę pani - zaczął niepewnym głosem mężczyzna.
- Jestem Maddie Palmer. Proszę mi mówić Maddie.
Wyciągnęła ku niemu rękę, która natychmiast Utonęła
w jego ogromnej dłoni.
- Joshua Blackwell. Po prostu Joshua. Dasz radę
wsiąść? - spytał z wyraźną troską.
- Tak, oczywiście. Dziękuję.
- Dziękować będziesz dopiero w szpitalu - mruknął,
włożył jej na głowę kask i wsiadł na motor.
Maddie z niepokojem spojrzała na motocykl. Ten,
kto go projektował, na pewno nie myślał o ciężarnych
kobietach. Jakoś jednak udało jej się wsiąść. I nawet
objąć Joshuę w pasie.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Siedzisz?
- Tak - szepnęła, walcząc z kolejnym skurczem.
- Co ile masz te bóle?
- Niecałe cztery minuty - wyjąkała.
- Kapitalnie! Najważniejsze, żebyś mocno się
mnie trzymała. Będę jechał najszybciej, jak się da.
Kiedy znów poczujesz skurcz, ściśnij mnie, kopnij
albo krzyknij. W każdym razie jakoś daj mi znać.
Jej opinia o tym mężczyźnie była coraz lepsza. Był
silny. Praktyczny. A przede wszystkim chciał jej pomóc.
- Dobra.
- No to ruszamy.
Do szpitala dojechali w siedemnaście minut i trzydzieści
dwie sekundy. Joshua przez cały czas liczył
czas. Dla Maddie było to chyba najgorsze siedemnaście
minut życia. Blada i spocona, kilka razy omal nie
spadła z motoru. Sanitariusze z izby przyjęć natychmiast
posadzili ją na wózku i szybko zawieźli na porodówkę.
Joshui kazali iść za sobą.
Zazwyczaj nie dawał sobą dyrygować, tym razem
jednak posłusznie pomaszerował za nimi. Umył się,
włożył sterylny fartuch i wszedł do sali porodowej.
- Cześć - powitała go z ulgą Maddie. - Okazało
się, że mój położnik nie zdąży na czas.
-A twój mąż?
- Nie mam męża - odparła i spuściła wzrok.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Joshua spojrzał na nią uważnie. Blada, w brzydkiej,
Szpitalnej koszuli, wyglądała bardzo młodo. Nawet
z tym ogromnym brzuchem była drobna i delikatna.
Miała spory biust i zgrabne nogi. Ze zdziwieniem poczuł,
że powinien, że chce się nią opiekować.
- Nie musisz ze mną zostawać - powiedziała.
Kiedy kolejny skurcz wykrzywił bólem jej twarz,
Joshua
zaklął pod nosem. Maddie zamknęła oczy
oddychała głęboko.
- Muszę przeć. Biegnij po sio... Nie! -Powstrzymała
go w ostatniej chwili. - Zostań.
Joshua mocno uścisnął wyciągniętą ku niemu rękę.
- Oddychaj - poradził, przypominając sobie narodziny
swojego syna. Choć od tamtej pory minęło
szesnaście lat, coś jeszcze pamiętał. - Oddychaj.
I, o dziwo, Maddie kilka razy głęboko odetchnęła.
Gdy ból minął, próbował puścić jej dłoń, ale Maddie
mu na to nie pozwoliła. Patrzyła na niego rozszerzonymi
ze strachu oczami.
Joshua miał wrażenie, że jego serce zalewa fala
dziwnego, dawno zapomnianego ciepła.
- Za moment wracam. Naprawdę.
Dostrzegł w spojrzeniu Maddie, że mu uwierzyła.
I zaufała. Nie chciał teraz się nad tym zastanawiać.
W tej chwili najważniejsze było dziecko.
Tak jak obiecał, za chwilę był znów przy niej.
Zjawiła się też pielęgniarka. Zbadała Maddie, a potem
wszystko potoczyło się błyskawicznie.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Niech pani teraz nie prze, bo dziecko rozerwie
pani krocze. Poszukam lekarza.
- Czemu go tu jeszcze nie ma? - oburzyła się
Maddie. - Założę się, że pije kawę i zajada się pączkami.
Na mężczyzn nigdy nie można liczyć.
Mówiła bardziej do siebie niż do kogokolwiek.
Kiedy chwycił ją kolejny skurcz, skrzywiła się i zaczęła
przeklinać całą ludzkość.
- Kto by pomyślą , że jedna mała dziurka w prezerwatywie...
- Zamilkła na moment i pociągnęła
nosem. - Że będzie z tego tyle bólu - dokończyła
szybko. Nie, nie wolno o tym myśleć. Wyobraź sobie
coś przyjemnego. Morze, słońce, plaża. Gdzie jest ten
cholerny lekarz?!
Joshua ujął ją za rękę i nie puścił nawet wtedy,
kiedy Maddie wbiła się paznokciami w jego dłoń.
Wreszcie zjawił się lekarz i po dwudziestu trzech
minutach na świat przyszedł duży, zdrowy chłopiec.
Pielęgniarka od razu położyła go na piersi Maddie.
- Jesteś piękny - wyjąkała młoda mama. - Piękny.
Ale się spieszyłeś.
Chwila była tak intymna, że Joshua uznał, iż powinien
wyjść. Maddie od razu to wyczuła.
- Piękny, prawda? - szepnęła i uśmiechnęła się do
niego przez łzy.
Joshua spojrzał na dziecko i też spróbował się
uśmiechnąć.
- Rzeczywiście jest interesujący - przyznał.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Chcesz go potrzymać?
Zaskoczony Joshua wahał się.
- Nie bój się. - Maddie wyciągnęła w jego stronę
zawiniątko.
Ostrożnie wziął niemowlę w ramiona. Było takie
maleńkie i kruche, a równocześnie tak pełne życia.
Patrzył na tę wymachującą piąstkami ludzką istotkę
J myślał o Patricku. Bardzo starał się zastąpić mu nieobecną
matkę, ale przez te długie lata coś w nim
paarło. Wiedział, że syn potrzebuje od niego czegoś,
(gego on nie jest w stanie mu dać. Uczucie, jakie go
teraz ogarnęło, było tak zaskakujące, że nie bardzo
wiedział, co zrobić.
Nagle do sali weszła pielęgniarka.
- Pani Palmer, osoby, które kazała pani zawiadomić,
właśnie przyszły i bardzo chcą panią zobaczyć.
Pan Benjamin Palmer...
- Mój brat - dokończyła Maddie. - A ta druga
osoba to na pewno Jenna Jean.
- Pani Jenna Anderson - potwierdziła pielęgniarka.
- Proszę im powiedzieć, że przyjmę ich za kilka
minut i.. . - W oczach Maddie pojawiły się figlarne
iskierki. - Niech im pani powie, że urodziłam pięcioraczki.
Siostra ze zdumieniem spojrzała na niemowlę
w ramionach Joshui.
- Słucham?
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Tak tylko żartowałam - odparła Maddie. - Zgodzili
się zostać chrzestnymi. - Młoda matka parsknęła
śmiechem i czule popatrzyła na Joshuę i maleństwo.
- Założę się, że wstając dziś rano, nie miałeś pojęcia,
że wyciągniesz jakąś ciężarną ze środka korka i w dodatku
będziesz towarzyszył przy narodzinach nowego
obywatela.
- Rzeczywiście - odparł Joshua. Miał wrażenie,
że w małym palcu Maddie jest więcej życia niż w całym
jego ciele. Poczuł lekkie ukłucie zazdrości i.. .
coś jeszcze. Coś nowego i niepokojącego.
- Proszę - mruknął i oddał jej synka.
Gestem dłoni kazała mu się nachylić.
Kiedy to zrobił, najzwyczajniej w świecie pocałowała
go prawie w same usta.
- Dziękuję. Zachowałeś się jak prawdziwy bohater.
Zaskoczony Joshua przez chwilę patrzył w jej
oczy, potem gwałtownie zamrugał powiekami i odchrząknął.
- Nie ma sprawy - bąknął. - Muszę już iść. Uważaj
na małego. I na siebie też.
Czuł, że tymi słowami żegna Maddie Palmer na
zawsze.
Joshui od lat nic się nie śniło, więc nie przypuszczał,
by tej nocy miało być inaczej. Leżąc w łóżku,
wsłuchiwał się w ciszę swego domu.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Myślał o czekających go nazajutrz obowiązkach.
I o Patricku, od którego z każdym dniem coraz bar
dziej się oddalał.
Nie, nie marzył o niczym. Po prostu od śmierci
Gail żył z dnia na dzień. W życiu samotnego ojca jest
miejsce wyłącznie na pracę i obowiązki.
ROZDZIAŁ DRUGI
Wczesnym wieczorem w domu Blackwella na ranczu
panowała cisza. Słychać było tylko szelest gazety
przerzucanej przez Joshuę, skrzypienie pióra odrabiającego
lekcje Patricka i głośny oddech leżącego przy
drzwiach owczarka niemieckiego, Majora.
Joshua przywykł do ciszy. Gdyby pozwolił sobie
na chwilę zastanowienia, uczucie, jakie się z nią wiązało,
nazwałby pustką. Ale był człowiekiem bardzo
zajętym, miał liczne obowiązki związane z zarządzaniem
stadniną i opieką nad nastoletnim synem. Nie
starczało mu czasu na rozmyślania o tym, co powinien
zmienić w swoim życiu.
W zamyśleniu podniósł oczy znad gazety i spojrzał
na Patricka. Był pewien, że syn uważa go za mężczyznę
surowego, bez poczucia humoru, zimnego. Czyżby
rzeczywiście taki był?
Ze wzruszeniem ramion odrzucił te bezproduktywne
myśli i wrócił do czytania. Zlekceważył powiększający
się między nim a synem dystans. Jednak
cisza, wszechobecna i dręcząca, pozostała.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Leżący przy drzwiach Major warknął zaniepokojony.
- Leżeć - nakazał psu Joshua.
Pies posłuchał go, ale tylko na kilka sekund. Potem
podniósł się i znów warknął. Patrick przerwał pisanie.
- O co mu chodzi?
Joshua wzruszył ramionami i wstał, by wypuścić
psa. Kiedy tylko otworzył drzwi, usłyszał stłumiony
odgłos silnika. W ciemnościach dojrzał zbliżający
się ku domowi samochód, który wydał mu się
znajomy.
Kiedy auto zaparkowało na podjeździe, ktoś otworzył
drzwiczki i do wściekłego jazgotu Majora dołączył
się niemowlęcy płacz.
- Co...? - zaczął Patrick, który też wyszedł
sprawdzić, co się dzieje.
Obaj Blackwellowie patrzyli ze zdumieniem, jak
Maddie Palmer wsadza synka do nosidełka, bierze
w ręce dwa koszyki i omijając Majora, wchodzi po
schodkach.
- Cześć - powitała ich wesoło. - Pamiętasz mnie?
- zwróciła się do Joshui. - Sześć tygodni temu podwiozłeś
mnie do szpitala i asystowałeś przy porodzie
mojego synka. Obiecałam, że przez rok raz w tygodniu
będę cię karmić, staram się więc dotrzymać
obietnicy. Właśnie przywiozłam pierwszy posiłek.
- Co takiego? - Joshua wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
Jak mogła myśleć, że o niej zapo
NIEGRZECZNA NARZECZONA
mniał? Nie co dzień podwoził do szpitala rodzące
kobiety.
- Jedzenie - rzekł wyraźnie uradowany Patrick.
- Przywiozła ci jedzenie, tato.
- Wcale nie musiała.
- Ale przywiozłam. - Maddie wzruszyła ramionami.
Kiedy mały zaczął płakać, Joshua i Patrick wzięli
koszyki.
- Naprawdę nie musiałaś... - zaczął znów Joshua.
- O kurczę, jest nawet pasztet! - wrzasnął Patrick,
jakby od lat nic nie jadł.
- Wejdź - rzekł pospiesznie Joshua, bo dziecko
płakało coraz głośniej.
- Nie miałam pojęcia, że tak długo będę musiała
cię szukać - mówiła Maddie, idąc za Joshua w stronę
kanapy. - Potem jeszcze się zgubiłam i musiałam
spytać jednego z twoich sąsiadów o drogę. Pana
Crocketta. Niezbyt sympatyczny, prawda?
- Podjechałaś do domu Otisa Crocketta? - Patrick
z trudem oderwał się od jedzenia. - Przywitał cię
strzelbą?
- Nie wycelował jej we mnie - odparła Maddie,
wyjmując synka z nosidełka. - Ale przez cały czas
miał ją na ramieniu. I nie był szczególnie uprzejmy.
Powiedziałam mu, że nie podoba mi się jego zachowanie.
- Nigdy więcej tego nie rób. - Joshua był szczerze
zaniepokojony. - Crockett był już w więzieniu za...
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Zamilkł, bo zauważył, że Maddie wyciąga koszulę
ze spodni.
Ją z kolei powstrzymała jego mina.
- Zajączek już dawno powinien być nakarmiony
wyjaśniła. - Jesteś dorosły, więc to dla ciebie na
pewno nic nowego, ale...
- Do kuchni, Patrick! - rozkazał Joshua.
- Tato, przecież to coś zupełnie normalnego - próbował
protestować chłopak.
- Mnie nie nabierzesz. Ja też kiedyś miałem szesnaście
lat.
Joshua zaklął pod nosem i kazał synowi usiąść tylem
do karmiącej Maddie.
Zaczynał rozumieć, czemu większości huraganów
nadaje się żeńskie imiona. Maddie zaledwie przed
dwiema minutami zjawiła się w jego domu, a już
przewróciła go do góry nogami.
Wyjął z koszyków naczynia i podał synowi jedze
nie. W pokoju panowała cisza, co oznaczało, że Za
jączek je, a piersi Maddie są nagie. No i co z tego!
Przecież, jak zauważył Patrick, to coś zupełnie natu
ralnego. Tyle tylko, że już tak dawno w jego domu
nie było kobiety, w dodatku z obnażonym biustem.
Joshua odsunął od siebie obraz półnagiej Maddie
i skoncentrował się na jedzeniu. Było zdecydowanie
lepsze niż jajecznica, którą zaplanował na kolację.
- Pycha! - mruknął Patrick, sięgając po kolejny
kawałek pieczonego kurczaka.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
-To się ciesz. Nieprędko znów zjesz coś takiego
- zauważył chłodno Joshua.
- Za tydzień - odezwała się za jego plecami
Maddie.
Joshua odwrócił się i uniósł brwi. Zdążył jeszcze
zauważyć, że piersi Maddie są znów zasłonięte.
- Za tydzień?
- Tak - uśmiechnęła się Maddie. Delikatnie poklepywała
plecki trzymanego w objęciach synka. Obiecałam
ci jeden posiłek tygodniowo. Przez rok.
- Nie ma mowy - oburzył się Joshua. - To bardzo
miło, że dziś nas nakarmiłaś, ale powiedzmy, że w ten
sposób już wyrównaliśmy nasze rachunki - rzekł, ignorując
protesty Patricka. - To bez sensu, żebyś co
tydzień przywoziła nam jedzenie.
Maddie uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- To, że zawiozłeś motorem ciężarną kobietę do
szpitala i zostałeś z nią do końca porodu, też było bez
sensu, prawda?
- Ja...
- Racja - wtrącił się Patrick.
- Wcale...
- Muszę już iść - przerwała mu Maddie, zbierając
koszyki i puste naczynia. - Hej, Zajączku, przecież
prosiłam, żebyś nie zasypiał. - Mały ani drgnął. -
Ach, ci mężczyźni!
- .Czy on naprawdę nazywa się Zajączek? - poważnie
zaniepokoił się Patrick.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Nie, ależ skąd! Ma na imię Dawid. Zwyczajne,
normalne imię, które ma wynagrodzić mu fakt, że
wychowuje go niezbyt normalna matka. I w dodatku
samotna - dodała ze smutkiem, bo przecież zdawała
sobie sprawę, że nie będzie jej łatwo.
Sprawiała wrażenie osoby swobodnej, wesołej
i beztroskiej, takiej, którą każdy mężczyzna chętnie
widziałby w swoim łóżku. Z szopą płomiennorudych
włosów i brązowymi oczami, wyraźnie pogodzona
własną seksualnością, zupełnie nie pasowała do cichego,
uporządkowanego świata Joshui.
- No to idę! Czy, oprócz wątróbki, jest coś, czego
nie lubicie? - spytała już przy drzwiach.
- Przecież... -jeszcze raz próbował protestować
Joshua.
- A więc do zobaczenia za tydzień. Dzięki, Patrick
dodała, już stojąc na ganku.
- Dziękuję pani.
- Mów do mnie Maddie. Tak jest dużo prościej.
Joshua czuł, że sytuacja wymyka mu się spod kontroli.
- Daj mi to - rzekł, wziął od niej koszyk i sam
zaniósł go do auta.
Padał lekki deszcz, więc Maddie szybko umieściła
małego w foteliku.
- Maddie - zaczął Joshua. - To bardzo miło
z twojej strony, że przywiozłaś nam kolację, ale...
- To ty byłeś bardzo miły.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Nie przyzwyczajony, by ktokolwiek mu przerywał,
a już zwłaszcza tak atrakcyjna kobieta, Joshua na moment
zgubił wątek.
Na szczęście szybko wziął się w garść.
- Naprawdę nie musisz nas karmić co tydzień. To
niepotrzebne, niepraktyczne i nierozsądne.
Kiedy Maddie parsknęła śmiechem, jakiś dziwny
dreszcz przeszedł mu po plecach.
- Niepraktyczne, nierozsądne - powtórzyła. - Na
szczęście jest jeszcze w życiu miejsce na rzeczy nierozsądne
i niepraktyczne. A jeśli chodzi o to, czy niepotrzebne,
to pozwolisz, że zachowam moje zdanie
na ten temat.
Maddie potrząsnęła głową i nachyliła się ku niemu.
Na pewno nie było to zaproszenie. Wiedział, że tak
po prostu się zachowuje, jednak tak bardzo zapragnął
jej dotknąć, że tylko całą siłą woli udało mu się nad
tym zapanować.
- Nieczęsto ratuje mi życie poważny, odpowiedzialny
i konserwatywny farmer. Właściwie to nikt jeszcze
nigdy mnie nie ratował. Chcę ci jakoś podziękować.
Więc bądź tak miły i jedz z apetytem. Dobrze?
Joshua zdobył się tylko na głębokie westchnienie.
- Potraktuję to jako wyrażenie zgody - uśmiechnęła
się Maddie. - Dobranoc.
- Dobranoc.
Silnik jej auta pracował tak głośno, że Joshua nie
słyszał własnych myśli. Major znów szczekał, z od
NIEGRZECZNA NARZECZONA
dali słychać było rżenie koni, ptaki świergotały z oburzeniem.
Nawet zwierzęta zareagowały na jej obecność.
Tak, wobec Maddie Palmer nikt nie mógł pozostać
obojętny.
W połowie wąskiej, krętej i błotnistej drogi auto
Maddie niebezpiecznie przechyliło się na bok.
Ani przez moment nie miała wątpliwości, co się
stało. Złapała gumę. I to w nasilającym się deszczu.
Na szczęście miała zapasowe koło, a mały spał spo
kojnie. Poprzednio, kiedy przedziurawiła oponę, za
blokowała drogę konduktowi pogrzebowemu, a Da
wid wrzeszczał jak opętany.
Otworzyła drzwi i wdepnęła wprost w kałużę.
- Traktuj to jak jeszcze jedną przygodę. Pamiętaj, że
cierpienie uszlachetnia - wyrecytowała pod nosem.
Przez ostatnie dziesięć lat swego życia wielokrotnie
powtarzała sobie te słowa z nadzieją, że któregoś
dnia naprawdę w nie uwierzy.
W strugach deszczu i w ciemnościach obeszła auto
i wpadła na... Jostiuę.
- Założę się, iż myślałeś, że już masz mnie z głowy
- powiedziała z nieśmiałym uśmiechem. - Słyszałeś
chyba o rzepie i psim ogonie. Jak się już przyczepi, to
l rudno się go pozbyć. Ale możesz spokojnie wracać do
domu. Jestem specjalistką od zmieniania kół.
Maddie otworzyła bagażnik, ale to Joshua wyjął
z niego zapasowe koło i lewarek.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Posłuchaj! - zdenerwowała się Maddie. - Pada
deszcz, jest późno, nie chcę, żebyś...
- Lepiej wsiądź do środka, bo całkiem przemokniesz
- przerwał jej Joshua. - Za minutę będzie gotowe
- dodał, kucając przy kole.
Maddie, nie przyzwyczajona, by ktoś tak się o nią
troszczył, była wyraźnie zakłopotana.
- Jesteś naprawdę bardzo uprzejmy, ale sama mogę
to zrobić. Nie musisz.
Joshua uniósł głowę i spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Mówisz zupełnie tak samo, jak ja parę minut
temu.
Maddie zamilkła. Spokojni, cisi mężczyźni nigdy
się jej nie podobali. Wolała rozmownych, bo nie musiała
zastanawiać się, co tak naprawdę chodzi im po
głowie.
A Joshua? Konkretny, zdecydowany, milczący.
Przydałby mu się ktoś, przy kim mógłby się trochę
odprężyć. Ciekawe, jak wygląda jego życie seksualne?
Kiedy ostatnio ktoś go całował?
Podekscytowana tą myślą, natychmiast jednak
usłyszała w swej głowie ostrzegawczy dzwonek.
W dotychczasowym życiu zbyt często dawała się ponieść
podobnym emocjom.
Spojrzała na mocującego się z kołem Joshuę i pożałowała,
że nie ma parasola. Wilgotna od deszczu
koszula podkreślała kształty jego szerokich ramion.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Musiałaby być ślepa, żeby nie zauważyć siły jego
ciała. Ale pociągał ją nie tylko fizycznie. W tym
mężczyźnie, którego życie z pewnością nie głaskało
po głowie, było coś bardzo uwodzicielskiego.
Czuła, że to ktoś, na kim można polegać. Zaskoczyły
ją te rozmyślania, bo chyba po raz pierwszy
uznała tę cechę za szalenie pociągającą. Przypisała to
uwoim hormonom, które po prostu jeszcze nie wróciły
po ciąży do równowagi.
- Twój syn to fajny chłopak - powiedziała, żeby
przerwać ciszę i odpędzić od siebie niepokojące mysli.-
Musisz być z niego dumny,
- Owszem - mruknął pochłonięty pracą Joshua.
- Lata już za dziewczynami?
- Jeśli nawet, to bardzo się z tym kryje.
Jego głos był niski, głęboki i bardzo męski. Aż
chciało się go słuchać. Bez względu na treść wypowiadanych
słów.
- Woli książki, tak?
- Może. Nie zastanawiałem się nad tym.
- Wykapany tatuś, co?
- Powinnaś zostać w aucie. Jesteś cała przemoczona.
Maddie spojrzała na swoją mokrą koszulę.
- Ty też.
Joshua schował koło i lewarek do bagażnika.
- Myślałem, że kobiety nie lubią moknąć.
- To zależy od okoliczności. W basenie albo pod
NIEGRZECZNA NARZECZONA
prysznicem nie jest tak źle. Stanie w deszczu w kolejce
po bilety na koncert też można wytrzymać.
Kiedy na nią spojrzał, gotowa była przysiąc, że
w kąciku jego ust dostrzegła nikły uśmiech.
- A z powodu przebitej opony?
Widząc jego mokre włosy, myślała tylko o tym, że
Joshua tak samo musi wyglądać po porannym prysznicu.
- Z powodu przebitej opony? - powtórzyła. - To
zależy, czy wyniknie z tego jakaś przygoda.
- Przygoda na środku polnej drogi?
- Czasami, kiedy los nie zsyła żadnych przygód,
trzeba mu trochę pomóc - westchnęła. - Zastanawiam
się, jak mogłabym ci się odwdzięczyć. Co powiesz
na częstsze kolacje?
Widząc przerażenie w jego oczach, wybuchnęła
śmiechem.
- Boisz się rzepa? Może wolisz nałożyć to koło
z przebitą oponą z powrotem?
- Nie - odparł szybko.
- Ale pomyślałeś o tym, co?
- A nie wystarczy zwyczajne „dziękuję"?
Ten facet naprawdę wygląda na kogoś, komu pocałunek
dobrze by zrobił.
Maddie skinęła głową, stanęła na palcach i.. . pocałowała
Joshuę Blackwella prosto w usta.
- Dziękuję.
Tak, Joshua naprawdę tego potrzebował. Jego wargi
nie pozostały obojętne na dotyk jej ust.
ROZDZIAŁ TRZECI
Joshua jeszcze długo stał w deszczu, po ciemku
i w błocie. Już nawet nie słyszał warkotu silnika samochodu
Maddie.
Stał tak jak idiota.
W końcu zaklął pod nosem i powlókł się z powrotem
do domu.
Ze sposobu, w jaki zareagował, można by wnioskować,
że nigdy nie dotykał kobiety i jeszcze nigdy
sie nie całował.
Choć może rzeczywiście nie był w tych sprawach
szczególnie doświadczony, to instynkt miał bez wątpienia
rozwinięty zupełnie prawidłowo.
Dlatego wiedział, że Maddie Palmer oznacza kłopoty.
Swobodna, otwarta, szczera, była jednak w pewien
sposób podobna do niego. Przede wszystkim - odpowiedzialna.
Choć nadrabiała miną, Joshua wiedział,
^e perspektywa samotnego wychowywania dziecka
Drzeraża ją tak samo, jak kiedyś jego.
Jest ładna, przyjemnie pachnie, ale stanowi zagro
NIEGRZECZNA NARZECZONA
żenię dla jego uporządkowanego, monotonnej
życia.
Kiedy Maddie zajechała przed dom, dochodziła
dziesiąta. W brzuchu jej burczało, a Dawid też już nie
spał.
Szybko weszła do kuchni, włożyła małego do kojca
i ledwo zdążyła posmarować musztardą dwie kromki
chleba, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Mały od razu
zaczął płakać.
- Gdzie byłaś? - spytał od progu Ben i wyjął jej
z ręki kanapkę. - Zaglądałem już dwa razy. Zaczynałem
się niepokoić, czy coś ci się nie stało. - Kiedy
ugryzł kawałek chleba, skrzywił się. - Co to jest?
Maddie wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że jej
młodszy brat co wieczór sprawdza, czy wszystko
u niej w porządku.
- Na razie to zaledwie chleb z musztardą. Gdybyś
poczekał, stałby się kanapką z szynką. Zresztą i tak
przeznaczona była dla mnie - dodała, wyjmując bratu
chleb z rąk. - Mógłbyś chwilę potrzymać Dawida? Ja
za chwilę skończę.
- Dobra - uśmiechnął się Ben. - Ale jak tylko
znów zacznie mi ssać palec, oddaję ci go natychmiast.
- Wiesz, braciszku, życie to bardzo ulotna rzecz.
- Maddie starała się nadać swemu głosowi jak najpoważniejsze
brzmienie. - Jesteś chrzestnym ojcem Dawida,
więc gdyby coś mi się stało, miałbyś przez cały
NIEGRZECZNA NARZECZONA
czas do czynienia z jego ssaniem, pluciem, wymiotowaniem
i podobnymi przyjemnościami.
Ben, równie poważny, wzniósł oczy do nieba.
- Wiem. To właśnie dlatego tak się troszczę, czy
wszystko u ciebie jest w porządku.
- Naprawdę? A już myślałam, że to dlatego, że
mie kochasz i uwielbiasz - zaśmiała się Maddie
pocałowała brata w policzek.
- Wiesz, lepiej mi daj małego. Z nim łatwiej sobie
poradzę niż z tobą.
Maddie zabrała się do robienia kanapki, a Ben
usiadł z Dawidem na kanapie i opowiadał mu o ko
metach. Ten silny, bezkompromisowy mężczyzna,
i włosami do ramion i kolczykiem w uchu, porusza
jący się wyłącznie warczącym harleyem, był znako
mitą nianią.
Z gotową kanapką i szklanką mleka Maddie
w końcu też usiadła na kanapie. Miała zamiar jeść
równocześnie karmić małego.
- Daj mi go.
- Jedz i nie przeszkadzaj nam. Odbywamy właśnie
męską rozmowę.
- Dobra, dzięki.
- Nie powiedziałaś mi jeszcze, czemu tak późno
dziś wróciłaś?
Kiedy mały zaczął płakać, Ben wstał i zaczął spacerować
po pokoju.
- Dziesiąta to późno?
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Dla ciebie tak. Odkąd pojawił się na tym świecie
nasz maluch, nigdy nie wracałaś do domu później niż
o ósmej. O, nie, mowy nie ma! - rzekł, kiedy Dawid
wpił się ustami w jego ramię. - Bierz go sobie. -
Szybko podał siostrze małego.
Maddie parsknęła śmiechem i dyskretnie odpięła
bluzkę, gotowa do karmienia.
- Zawiozłam jedzenie Joshui Blackwellowi i jego
synowi.
Ben spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Pojechałaś aż za miasto? Tym twoim wrakiem?
- To bardzo porządne auto! - oburzyła się Maddie.
- I nie zabłądziłaś?
- Tego nie powiedziałam. Zgubiłam się, ale
w końcu jakoś znalazłam ich dom. Poczekałam, aż
zjedzą, i wróciłam. Tylko jeszcze Joshua musiał mi
zmienić koło. - A ja go pocałowałam, dodała w duchu.
Brat nie musiał wiedzieć o takim drobiazgu,
zwłaszcza że był to jednorazowy incydent.
- Chyba nie zamierzasz tam jeździć co tydzień,
prawda? To nawet, jak dla ciebie, byłaby przesada.
- Wcale nie. Ten człowiek mi pomógł w bardzo
trudnej sytuacji... Chcę mu się jakoś odwdzięczyć.
Nawet jeśli doprowadza to biednego Joshuę do
szaleństwa? Maddie wyobraziła sobie jego minę. Ciekawe,
-czy w duchu szeptał jakieś zaklęcia, mające
ochronić go przed nią?
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Nigdy w życiu nie spotkałem większego uparciucha
- rzekł Ben.
- Tobie też nic nie brakuje. - Maddie spojrzała
znacząco na przedstawiający pytona tatuaż na ramieniu
brata. Odstraszył już niejednego potencjalnego
pracodawcę.
- Owszem, ale to nie to samo - mruknął Ben.
Maddie czule uśmiechnęła się do brata. Kiedy wyrośnie
już z tego okresu buntu, będzie z niego świetny
facet.
- Dzięki, że do mnie zajrzałeś.
- Nie ma sprawy. Dzwoń, jeśli będziesz czegoś
potrzebowała.
- Rozmawiałeś ostatnio z mamą? - spytała z nadzieją.
- Kilka dni temu. U niej nic nowego.
Maddie posmutniała. Aż za dobrze zrozumiała słowa
brata. Matka wciąż nie mogła jej wybaczyć nieŚlubnego
dziecka. Czy kiedyś zmieni zdanie?
- Połóż się już, siostrzyczko.
- Dobrze. Dobranoc.
Po wyjściu brata Maddie jeszcze długo w pełnej
niepokoju zadumie przyglądała się Dawidowi. Był dla
niej najdroższą istotą na świecie, a ona była całkowicie
za niego odpowiedzialna - za jego zdrowie, bezpieczeństwo
i przyszłość. Powstrzymując łzy, delikatnie
głaskała główkę synka. Czy na pewno da sobie
radę? Oczywiście, nie ma przecież wyboru. Gotowa
NIEGRZECZNA NARZECZONA
była walczyć na śmierć i życie z każdym, kto próbowałby
jej go odebrać.
Dla niego nauczy się grać w kosza, a tylko jeden
Bóg wie, ile będzie ją to kosztowało. Będą razem
jeździć na łyżwach i zapisze syna na lekcje
tańca.
A przede wszystkim uczyni wszystko, by wyrósł
na szczęśliwego i zdrowego człowieka. Wierzącego
w siebie, umiejącego dawać i brać, zdolnego do miłości
i marzeń.
Jej myśli powędrowały mimo woli ku Joshui
Blackwellowi. Z początku sądziła, że wszystko o nim
wie. Uważała, że albo tłumi swoje pragnienia, albo
w ogóle ich nie ma.
No, tak, Jenna Jean zawsze zarzucała jej zbyt pochopne
wyciąganie wniosków. Tym razem chyba jednak
należałoby jej przyznać rację.
Joshua był stuprocentowym mężczyzną. Trwało
to kilka sekund, ale w końcu zareagował na jej pocałunek.
Jego język stoczył walkę z jej językiem.
Jego pierś, silna i twarda, przywarła do jej biustu.
Na udach poczuła jego uda. I twardą, pulsującą męskość.
Zaniepokoiła ją reakcja Joshui, ale jeszcze bardziej
jej własna. Nie spodziewała się, że zabraknie jej tchu,
a serce zgubi rytm.
Dostała nauczkę i potrafi wyciągnąć z niej wnioski.
Ten z pozoru spokojny, opanowany mężczyzna
NIEGRZECZNA NARZECZONA
jest bardzo niebezpieczny. Nie doceniała go, ale to się
więcej nie powtórzy.
By się rozgrzać po wieczornej przygodzie w deszczu,
Joshua wziął gorący prysznic. Zazwyczaj po
położeniu się do łóżka przez chwilę podsumowywał
miniony dzień, a potem natychmiast twardo zasypiał.
tego wieczora jednak sen nie nadchodził.
Kiedy zamknął oczy, stał się jak nigdy dotąd
świadom swego ciała. Swojej skóry, bicia serca, oddcchu.
W pewnej chwili nawet wstał i strzelił sobie podwójną
whisky. Trochę pomogło, ale obraz Maddie
wciąż go nie odstępował.
Przeczuwał, że ta kobieta zniszczyłaby jego spo-
Wj, ale była taka ciepła, taka realna, taka...
Joshua ciężko westchnął.
Kiedy w końcu zasnął, po raz pierwszy od dłuższego
czasu śnił.
- Lubicie stroganowa? - spytała z uśmiechem
Maddie, kiedy Patrick otworzył jej drzwi.
- Tak - rozpromienił się chłopak. - Wejdź, Maddie.
A gdzie jest Daw?
Maddie weszła do kuchni, postawiła na stole koszyki
i rozchyliła poły płaszcza. Pod nim, w nosidełku,
spał sobie smacznie mały Dawid.
- Nie chciałam, żeby zmókł. - Maddie rozejrzała
NIEGRZECZNA NARZECZONA
się dokoła. - A gdzie twój tata? Może przyszłam nie
w porę?
- Nie, nie! Tata zaraz wróci. Ma trochę kłopotów
z jedną z klaczy.
Maddie wiedziała, że powinna skorzystać
z okazji i natychmiast odjechać. Przecież wcale
nie miała ochoty na spotkanie z Joshuą. Szczególnie
po tym pocałunku, który miał być tylko uprzejmym
podziękowaniem, a wywołał w niej taką
burzę.
- Właściwie nie muszę na niego czekać. Naczynia
mogę przecież odebrać za tydzień.
- Chyba nie chcesz już iść? - Patrick był szczerze
zdumiony.
Maddie zawahała się.
- Chciałam tylko przywieźć wam jedzenie. W zeszłym
tygodniu dość już tu namieszałam.
- Tata na pewno będzie chciał podziękować ci
osobiście.
- I przekonać, bym więcej tego nie robiła - mruk- ;i
nęła pod nosem.
- Owszem, ale nie musisz go słuchać - parsknął
śmiechem Patrick.
Już chciała mu odpowiedzieć, kiedy drzwi do domu
otworzyły się z impetem i do środka wszedł Joshuą,
klnąc jak szewc.
Przemoczony do suchej nitki, ściągnął szarą pelerynę
i chyba wyczuł na sobie spojrzenie Maddie, bo
NIEGRZECZNA NARZECZONA
podniósł wzrok. Niestety, nie wyglądał na zachwyconego
jej obecnością.
„Co ty tu robisz?" Nie powiedział tego na głos, ale
dostrzegła to w jego oczach.
- Cześć. - Maddie zdobyła się na słaby uśmiech.
Przywiozłam wam jedzenie. Mam nadzieję, że będzie
wam smakowało. Właśnie wychodziłam.
Podeszła do drzwi, ale Joshua zagrodził jej drogę.
- Nie musisz się tak spieszyć - rzekł spokojnym,
zdecydowanym, pewnym głosem, od którego aż ciarki
przeszły jej po plecach. - Strasznie leje.
- Mam dobre wycieraczki - oznajmiła, próbując
no wyminąć. Niestety Dawid zajmował więcej miejsca,
niż przypuszczała, więc wpadła na Joshuę. Odskoczyła
od niego jak oparzona.
- Lepiej będzie, jak trochę zaczekasz. Jadłaś juz?
Poczuła się jak w pułapce.
- Nie, ale miałam zamiar.
- Wystarczy dla trojga?
- Wątpię - odparła.
- Da się zrobić - rzucił Patrick.
A więc nawet na jego pomoc nie mogła liczyć.
- Mam wrażenie, że nie jesteś w tej chwili w najlepszym
nastroju.
Joshua uniósł brwi i westchnął głęboko.
- Możliwe. Omal nie zastrzeliłem klaczy medalistki,
bo kręci nosem na mojego ogiera.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Nadal się opiera? - spytał Patrick. - Jesteś pewien,
że potrzebuje ogiera?
Joshua skarcił syna wzrokiem.
- Oczywiście! Tylko zachowuje się jak kapryśna
baba. Może spodziewa się specjalnych zalotów.
- Przepraszam was, ale niezbyt się znam na prowadzeniu
stadniny. Wydawało mi się, że po prostu
trenuje się tam konie i uczy jeździectwa.
Patrick parsknął śmiechem.
Joshua prawie się uśmiechnął.
- To stadnina hodowlana dla koni wyścigowych.
Mam rozpłodowego ogiera, wielokrotnego medalistę.
Nie jest młody, ale nieźle sobie radzi. Właściciele
przyprowadzają do mnie swoje klacze, a ja nadzoruję
łączenie.
- Łączenie? - powtórzyła Maddie.
- Krycie. Zapłodnienie - dodał, widząc jej zdziwienie.
- Aha. To znaczy, że jesteś specjalistą od seksu.
Patrick roześmiał się.
Joshua przez chwilę zastanawiał się nad tym
stwierdzeniem.
- Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem, ale
chyba rzeczywiście to prawda.
Jego wzrok przesunął się po całej postaci Maddie
- od stóp po czubek głowy. Było w nim zaciekawienie,
.ale i coś jeszcze. Coś, co wprawiło Maddie w zakłopotanie.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Zdejmij płaszcz i zostań jeszcze trochę.
- Czy on zawsze tak rozkazuje? - Maddie zwróciła
się do Patricka.
- Owszem. I w dodatku wszyscy go słuchają.
Maddie postanowiła sobie to zapamiętać. Choć
pewni siebie mężczyźni zawsze ją bawili, nigdy żaden
jej nie pociągał.
Obaj Blackwellowie w czasie kolacji byli bardzo
rozmowni. Patrick chyba równie pragnął damskiego
towarzystwa jak dobrego, domowego jedzenia. Był
interesującym chłopcem, pochłoniętym nauką, ale
i nie stroniącym od muzyki. Joshua mówił mniej, ale
Maddie cały czas czuła na sobie jego spojrzenie. Bardzo
ją to rozpraszało.
Zostawili ją na chwilę samą, żeby mogła nakarmić
Dawida, a potem Joshua pomógł jej odnieść naczynia
do auta.
- Już prawie nie pada - rzeki. - Jedź ostrożnie.
Droga może być śliska.
Maddie posadziła małego w foteliku i włożyła do
buzi synka smoczek.
Kiedy się wyprostowała, Joshua stał tuż przy niej.
- Tak się właśnie zastanawiam... Czy całujesz każdego
mężczyznę, który zmienia koło w twoim aucie?
Maddie zesztywniała.
- Szczerze mówiąc, jeszcze żaden mężczyzna nie
zmieniał koła w moim aucie. Sama to robię - odparła,
żałując, że odległość między nimi jest tak niewielka.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
- Ale to prawda, że jestem bardzo uczuciową, otwartą
osobą. Lubię ludzi przytulać, całować w policzek.
Wiem, że nie wszyscy to akceptują. Ale nie martw
się! Zauważyłam, że to nie w twoim guście, więc
więcej nie będę cię dręczyć... całowaniem.
- Owszem, to było dręczące - przyznał, nie spuszczając
z niej oczu.
Joshua milczał przez długą chwilę. Gdyby zrobił
jakiś ruch w jej stronę, Maddie zamierzała schronić
się we wnętrzu auta.
- A dla ciebie?
Nie mogła skłamać, bo z doświadczenia wiedziała,
że kiepsko jej to wychodzi.
- Trochę. Ale wcale tego nie chciałam. To miało
być tylko podziękowanie. A poza tym wydawało mi
się, że dawno nikt cię nie całował.
Joshua przez chwilę przyglądał jej się z lekkim
uśmiechem.
- A więc zrobiłaś to z litości?
Maddie poczuła, że się rumieni. Błogosławiła więc
ciemność i zaklęła w duchu.
- Nie. Żeby ci podziękować.
- Z litości - obstawał przy swoim Joshua.
- To się już nigdy nie powtórzy.
- Dlaczego?
- Bo nie wydaje mi się, byś miał ochotę na takie
podziękowania. - Udało jej się jakoś chwycić za
klamkę.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
-To znaczy, że biedny Joshua nigdy już nie dostanie
buzi z litości?
Nie.
- Szkoda. Maddie?
- Tak?
- Dzięki za jedzenie.
Wystarczył jeden jego krok, by dystans między
nimi przestał istnieć. Usta Joshui spoczęły na wargach
Maddie.
I nie było w tym pocałunku ani odrobiny litości.
Jej mózg protestował, ale ciało wiedziało swoje.
Przywarła do niego, jej ręce spoczęły na jego ramionach.
Nie był wcale brutalny. Czuła jednak jego zmysłową
ciekawość i determinację. Siłę złagodzoną delikatnością.
Ta pełna mocy kombinacja przedarła się
przez wszystkie bariery i pozbawiła Maddie tchu. Zawładnęła
jej sercem.
Nie!
To niemożliwe! Nie może otworzyć swego serca
przed Joshuą. Jej świat, wewnętrzny i zewnętrzny,
musi pozostać bezpieczny. Dla dobra jej samej i dla
dobra dziecka. A to oznacza, że nie ma w nim miejsca
dla żadnego mężczyzny.
Odsunęła się od Joshui dopiero po długiej, nieskończenie
długiej chwili.
Koniec.
- Dość... - wyjąkała, kiedy odzyskała oddech.
Żadnych dziękczynnych pocałunków! Współczują
NIEGRZECZNA NARZECZONA
cych też nie. Koniec - powtórzyła i z trudem przełknęła
ślinę. Była bardzo z siebie dumna. - Do zobaczenia
za tydzień. Dobranoc.
Nie czekając na reakcję Joshui, szybko wsiadła do
auta i natychmiast odjechała, powtarzając sobie
w myślach: Nigdy więcej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Joshua stał w deszczu i ciemnościach, wsłuchując
się w milczący warkot silnika auta Maddie. Znów to
samo!
Czuł się jak idiota.
Znowu.
Po chwili zaklął pod nosem i przysiągł sobie, że
nie będzie się więcej przejmował Maddie Palmer. To
nieprawda, że pierwszy od lat sen nawiedził go tydzień
temu z jej powodu. Przyczyną było jedzenie.
To oczywiste, po prostu jego żołądek nie był przyzwyczajony
do tak solidnych posiłków.
Było to bardzo logiczne wyjaśnienie, od tamtej
pory bowiem więcej już nic mu się nie śniło, a i wtedy
nie śnił przecież o Maddie, lecz o chabrach, o łące
pełnej chabrów.
Nie, dość tego!
Ruszył wolno w stronę domu. Tuż przy schodach
wiodących na ganek dostrzegł jakiś niewielki przedmiot.
Zmrużył oczy i znów zaklął.
Wieczór się jeszcze nie skończył.
NIEGRZECZNA NARZECZONA
Tuląc w ramionach Dawida, Maddie po raz trzeci
przemierzyła drogę od drzwi do auta. Po powrocie do
domu znów nakarmiła synka, a potem chciała położyć
go spać. Zabrakło jednak pewnego bardzo ważnego
elementu tego rytuału.
Za każdym razem, kiedy wydawało jej się, że mały
jest już uśpiony i chciała włożyć go do łóżeczka,
Dawid zaczynał popłakiwać. Po chwili krzyczał głośno.
Maddie czuła, że i ona wkrótce do niego dołączy.
Wracając po raz trzeci do domu, miała łzy w oczach.
Wiedziała, że powinna mieć zapasowy.