Cervantes - Don Kichot z La-manchy
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Cervantes - Don Kichot z La-manchy |
Rozszerzenie: |
Cervantes - Don Kichot z La-manchy PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Cervantes - Don Kichot z La-manchy pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Cervantes - Don Kichot z La-manchy Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Cervantes - Don Kichot z La-manchy Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-
dację Nowoczesna Polska.
MIGUEL DE CERVANTES SAAVEDRA
Don Kichot z La Manchy¹
ł.
¹Don Kichot z La Manchy — tytuł oryginału: Don ot a Mancha; zapis i wymowa nazwiska bohatera
powieści (oraz nazwa jego rodzinnego miasta, niekiedy zapisywana nawet jako: Mansza) zostały spopularyzowane
w Europie za pośrednictwem . tłumaczenia, dlatego też pierwotne brzmienie zostało zniekształcone.
Strona 3
PRZEDMOWA
W wiekach średnich, w owej epoce, gdy baronowie, dumni a drapieżni niby zwierzęta
dzikie, napadali z kryjówek swoich na przechodniów, by ich zrabować, rycerstwo by-
ło instytucją zbawienną, ludzką i szlachetną, gdyż miało zasługę rzeczywistą, broniąc
skrzywdzonych, karząc bezprawia i stając się opiekunami wdów i sierot, słabych i uciska-
nych. Wówczas to i poezja rycerska spełniała posłannictwo zaszczytne, opiewając czyny
bohaterów prawdziwe lub urojone, gdyż w ten sposób wszystkie natury szlachetniejsze
do bohaterstwa pobudzała. Jakoż tak zwane księgi rycerskie ( i o ca a ia) wszech-
władnie wówczas panowały w literaturze europejskiej. Ale wkrótce chimera zajęła miejsce
rzeczywistości; wyobraźnię truwerów² zaludnił świat cały czarownic, czarodziejów i ol-
brzymów, a miejsce idealnego kultu kobiety i miłości zajął mistycyzm uczucia, który
uświęcił niemoralność. Bohaterowie romansów rycerskich posiadali wszystkie przymio-
ty, a nadzwyczajne ich czyny przechodziły wszelką moc ludzką i wszelkie podobieństwa
granice. Ta literatura fałszywa gorączkowała wszystkie umysły z krzywdą rozumu, moral-
ności i smaku, sprowadzając rezultaty najopłakańsze. Moraliści, kaznodzieje i prawodaw-
cy, rozumiejąc dobrze niebezpieczeństwo, szukali środków przeciw chorobie i usiłowa-
niami swoimi popularność ksiąg rycerskich podkopywali. Już w w. XV i o ca a ia
zaczęły tracić dawne znaczenie. Pomyślność, którą za Karola X zdobył naród hiszpański,
sława wojenna, odkrycie Ameryki, która otworzyła pole do nowych przygód, pozytyw-
niejszych, niżeli opiewane w księgach rycerskich, stosunki Hiszpanów z innymi kraja-
mi, zwłaszcza z Włochami, gdzie już panowały nowe prądy, a wreszcie częste przygody
rzeczywiste, których doświadczali jeńcy na ziemi nieprzyjacielskiej — oto główniejsze
przyczyny stopniowego upadku ksiąg rycerskich. Nowemu życiu i zmianom obyczajów
narodu odpowiadała bardziej nowa forma fikcji literackiej — nowela bądź to pasterska
(no a a to i ), bądź tak zwana łotrowska (no a ica ca). Grunt więc do ewolucji był
już należycie przygotowany i jedno tylko uderzenie potężne w zmurszałą budowę ksiąg
rycerskich mogło ją zupełnie unicestwić. Dokonał tego Cervantes, znalazłszy lekarstwo
na chorobę: — śmieszność; po Don Kichocie romans rycerski znikł zupełnie zarówno
w Hiszpanii, jak w Europie.
Miguel de Cervantes Saavedra urodził się w Alcala de Henares r. . O dzieciństwie
jego to tylko wiemy, że był ukochanym uczniem słynnego humanisty Lopeza de Hoyos
i że od najwcześniejszych lat życia miał szczególne zamiłowanie do poezji, spotęgowane
jeszcze w małym chłopcu czytaniem romansów rycerskich. Pierwsza praca Cervantesa,
ita na śmierć królowej Izabelli de Valois, napisane w formie sonetu, jest niejako po-
sępnym wykładnikiem ciernistej drogi jego życia. W r. spotykamy poetę w Rzymie,
gdzie, żądny poznania obcych krajów, wyjechał jako sekretarz kardynała Juliusza Aquavi-
vy, który był w Madrycie z misją specjalną od Papieża. W roku następnym zaciągnął się
jako ochotnik do wojska i t Li i, mającego wojować z Turcją. Pełen wiary i zapału,
okazał w walce odwagę nieustraszoną, a w bitwie pod Lepanto ciężko ranny, otrzymał
od zwycięskiego Don Juana pochwałę razem z podwyżką żołdu. Jeszcze przed zabliźnie-
niem ran otrzymanych uczestniczył w zdobyciu Tunisu, do którego wszedł z markizem
de Santa Cruz, a następnie do r. pełnił służbę we Włoszech. Wreszcie, zatęskniwszy
za krajem, rodzicami i przyjaciółmi, Cervantes pospieszył na statku do Hiszpanii, lecz
w drodze był przez korsarzy algierskich wzięty w niewolę.
Wódz ich, Mami, wnosząc ze znalezionych przy Cervantesie listów rekomendacyj-
nych Don Juana austriackiego do króla o wysokim stanowisku jeńca, okuł go w kaj-
dany i trzymał w ciemnym więzieniu, pewny, że otrzyma wykup bogaty. Pomimo prób
ucieczki, ponawianych nieustannie z odwagą bezprzykładną i pomysłowością prawdziwie
romantyczną, musiał Cervantes spędzić w ciężkiej niewoli pięć lat rozpacznych najpięk-
niejszego wieku swego życia, pomimo, że bohaterstwem swoim nawet śród ciemięzców
cześć budził. Wszelako poeta zachował w tej ciężkiej dobie spokój filozoficzny i pogodę
ducha, ciesząc się nawet, że przeszedł szkołę „cierpliwości śród udręczeń”. Wszystkie mę-
czarnie, jakie wycierpiał, wszystkie bóle tęsknoty za ojczyzną wytworzyły w jego duchu
potężnym pierwsze zarody szczytnego malowidła wytrwałych zapasów człowieka z losem,
²t (z .) — w średniowieczu, w płn. Francji poeta i kompozytor tworzący poezję epicką (epikę rycerską)
oraz lirykę miłosną.
Don Kichot z La Manchy
Strona 4
nieustannej walki ze złymi, która jest treścią największego utworu Cervantesa. Usunąć
z życia poety te pięć lat cierpień — mówi Benjumea³ — jest to poderwać jeden z najgłów-
niejszych korzeni, które dostarczały życia, barwy i soków dla jego kreacji nieśmiertelnej.
Wypadki w Algierze zaczynają tworzyć w szlachetnym sercu i poetycznej wyobraźni Ce-
rvantesa ową cudowną optykę, ów sposób obserwowania rzeczy i ludzi, obejmujący świat
kontrastów nadzwyczajnych, jakie istnieją pomiędzy iluzjami poetycznymi a rzeczywisto-
ścią smutną, między zuchwalstwem i wielkością pragnień a karlimi rozmiarami środków.
Wykupiony nareszcie w r. za sprawą siostry szlachetnej, która skromny swój po-
sag złożyła na cel ten w ofierze, Cervantes, z powodu śmierci ojca, znalazł się w nędzy
zupełnej razem z rodziną i to go zapewne skłoniło do wzięcia udziału w wyprawie wo-
jennej Markiza de Santa Cruz do Portugalii w r. . Po powrocie do kraju, zmuszony
do pracy na chleb powszedni, zaczął pracować dla teatru, któremu oddał około trzydzie-
stu sztuk dramatycznych. Komedie Cervantesa, pisane w kierunku narodowym, jak: Los
tratos de Argel ( yci i z ), gdzie maluje smutny stan jeńców chrześcijańskich,
a w niewolniku Saavedra przedstawia siebie, El gallardo Espańol ( ch hi z a i), La
Sultana, El Rufian dichoso ( a to zcz i y) i inne, są w ogóle bardzo słabe i nie przed-
stawiają żywszego interesu⁴. O wiele wyżej stoi tragedia klasyczna tego pisarza La Nu-
mancia. Pomimo trudności przedmiotu, który przedstawia katastrofę miasta Numancji,
autor stworzył dzieło nie wolne wprawdzie od usterek bardzo poważnych, ale utrzymane
w tonie podniosłym, oraz pełne epizodów pięknych i natchnionych.
Najlepiej wszakże udały się Cervantesowi nt (międzyakty), pełne życia, hu-
moru i plastyki. Takie komedyjki, jak: Los habladores ( a y), La ction o ca
( y i ), El viejo celoso ( ta y zaz o ni ), La guarda cuidadosa ( t a cz na)
i La cueva de Salamanca ( i nica a a anca) będą miały zawsze swoją wartość.
W r. napisał Cervantes nowelę pasterską p. t. a at a, utwór słaby, pełen wierszy
lichych, przesady i komplikacji epizodów niczym ze sobą niepowiązanych.
Zniechęcony niepowodzeniem materialnym poeta, niedawno ożeniony z panienką
biedną, musiał szukać zajęcia zyskowniejszego i teraz to właśnie rozpoczyna się dwudzie-
stoletni okres jego życia, w którym Cervantes, zajęty interesami komisowymi, zdawał się
być ofiarą najzupełniejszej martwoty ducha. A przecież w tej bezczynności pozornej umysł
poety nie próżnuje. Rodzaj nowych zajęć daje mu sposobność studiowania ludzi w ich
zwykłym życiu, przyjrzenia się charakterowi, obyczajom i występkom ludu, wniknięcia
w zawikłany labirynt interesów drobnych, walk nędznych, ambicji niskich i poziomych
sprężyn wszelkich uczuć. Te lat dwadzieścia uważnych studiów nad człowiekiem w wie-
ku bystrej przenikliwości i poważnego nastroju ducha nie były czasem prześnionym, lecz
ustawiczną działalnością, w której przed badawczym wzrokiem Cervantesa przesuwały się
obrazy wszystkich instynktów i namiętności, wszystkich stron ujemnych i występków,
nurtujących w łonie tego społeczeństwa, które później geniusz poety z takim mistrzo-
stwem odtworzył. Wpośród tedy zajęć najprozaiczniejszych i „w milczeniu zapomnienia”
( n i ncio o i o), jak mawiał później, kształtował się utwór Cervantesa, który
genialnością swoją miał światu całemu zaimponować.
Dostawszy się w r. do więzienia za sprzedanie, korzystne zresztą i zupełnie uspra-
wiedliwione, partii zboża bez specjalnego upoważnienia władzy, rychło uwolniony, na
próżno starał się u króla o właściwsze dla siebie stanowisko, aż wreszcie wyjechał do
Walladolid, gdzie za sprawę, w której żadnego nie brał udziału, znów został aresztowany
r. .
W tym roku właśnie i w tymże mieście wyszła część pierwsza nieśmiertelnego Don
Kichota, która w kilkunastu miesiącach miała pięć wydań. Pomimo tego, Cervantes,
osiadłszy r. w Madrycie, żył tu w nędzy zupełnej. Roku wyszły o zy
a n Novelas ejemplares . Bogata inwencja, oryginalność charakterów, różnobarw-
ność sytuacji, wdzięk opowiadania, prawdziwe poczucie natury, delikatna analiza serca
ludzkiego, język mistrzowski — oto strony wybitne tych utworów. Jest ich dwanaście:
w jednych przeważa humor i satyra, w innych uczucie głębokie i poezja, wszystkie zaś
³ a ico D az — jeden z dziewiętnastowiecznych krytyków literatury, którego neoroman-
tyczna interpretacja dzieła Cervantesa oraz badania jego biografii wywarły znaczący wpływ na recepcję Don
Kichota.
⁴ z ta ia y zy int — budzić żywsze zainteresowanie.
Don Kichot z La Manchy
Strona 5
dlatego noszą miano „przykładnych”. ponieważ w nich, podług słów autora, „nawet sceny
miłosne są tak uczciwe i chrześcijańskie, że nie mogą rozbudzić złej myśli w czytelniku,
gdyż w przeciwnym razie raczej bym (mówi autor) uciął sobie rękę, którą pisałem, niżeli
pokazał je światu”.
W Lic nc aci z any El Licenciado Vidriera bohaterem jest młody człowiek
wielce utalentowany, który przez szkodliwy napój miłosny uległ szczególnemu przywi-
dzeniu, że jest szklany i przy każdym zetknięciu się z jakimś przedmiotem drżał z obawy.
Poza tą manią posiadał umysł trzeźwy i bystry, a cały interes noweli spoczywa właśnie
na dowcipnych i trafnych odpowiedziach, które daje tłumowi, ustawicznie otaczającemu
licencjata. W odpowiedziach tych jest dużo ostrej krytyki przeciwko owoczesnym prze-
sądom, zakorzenionym w życiu i w polityce. — oz o a Coloquio de los
perros jest nowelą pełną prawdy i gryzącego humoru, który zwraca się głównie przeciw-
ko ówczesnym zabobonom, panującym wówczas we wszystkich warstwach społeczeństwa
hiszpańskiego. i z an a n ii La espańola inglesa jest historią młodej dziewczy-
ny, porwanej z Kadyksu do Anglii i sprowadzonej następnie do Sewilli, gdzie po życiu
burzliwym znajduje spoczynek i pociechę w skromnym domku.
W Kochan ania o y ny El amante liberal autor odtwarza wypadki z wła-
snego życia w Algierze. az o ny t a a czy El geloso Ektrámeńo Ma t o
z o nicz El casamiento engańoso i iot a ni ana La Tia fingida są nowelami
o treści wydartej z życia andaluzyjskiego i noszą na sobie wszystkie cechy rdzennie miej-
scowe. Ostatnia nie odznacza się wcale „przykładnością”. Ten sam charakter mają nowele:
Rincanete y Cartodillo oraz La Gitanilla ( y an a). W pierwszej z nich autor przedsta-
wia historię dwu młodych nicponiów, którzy zaprzyjaźnieni na wielkim gościńcu, poro-
zumiewają się prędko i tworzą związek ku eksploatowaniu swoich talentów łotrowskich.
Autor znakomicie scharakteryzował tu mieszaninę przewrotności i dewocji, praktyk po-
bożnych i czynów podłych, ten spokój sumienia w zbrodni, ową metodę w morderstwie
i łupiestwach, która cechowała opisywanych bohaterów, przekonanych o swojej uczciwo-
ści. y an a jest obrazem świetnym, opartym na studiach z natury. Tyle uroku i poezji
wlał Cervantes w swą bohaterkę, że kopiowali ją później różni poeci, nie wyłączając takich
tytanów, jak Victor Hugo. Do „noweli przykładnych” należą jeszcze: Las dos doncellas
(D i i czyny), La illustre Fregona ( ynna o y acz a) i La Seńora Cornelia.
W r. wydał Cervantes o na a na , dość słabą satyrę na ówczesnych po-
etów, a w roku następnym ukazała się druga część Don Kichota. — Ostatnia praca po-
wieściowa Cervantesa, wykończona już na łożu śmierci, nosi tytuł a a o (przygody)
i y i n a. Autor uważał ten utwór za najlepsze swe dzieło, a krytyka musi
je uznać za najsłabsze. Poeta opowiada w tym romansie, pisanym na modłę grecką, hi-
storyę cierpień Perfilesa, syna monarchy islandzkiego, oraz Zygmunty, córki króla Frie-
slandu. Ta para kochanków odbywa pielgrzymkę po Portugalii, Hiszpanii, Włoszech,
a doświadczywszy tysiąca przygód nieszczęśliwych, wypadków rozbicia okrętu, rozłączeń
i katastrof, dostaje się wreszcie do Rzymu, gdzie błogosławieństwo Kościoła ostatecznie
kochanków połączyło. Nie brak i w tym dziele pięknych obrazów i świeżej, twórczej fan-
tazji, ale pstrokacizna scen i wypadków nieujętych w ramy artystyczne, nuży czytelnika
i zniechęca.
Żyjący w ciągłym niedostatku i zapomniany aż do śmierci, Cervantes umarł kwiet-
nia r. Całe jego życie było jednym pasmem zgryzot, borykań się z losem, zawodów
i rozczarowań. Śmierć poety przebrzmiała niepostrzeżenie i nawet dziś nie wiadomo,
gdzie się znajdują kości największego z pisarzy Hiszpanii. Potomność dopiero wynagro-
dziła sławą olbrzymią nieśmiertelnego twórcę Don ota, który to utwór w edycjach
niezliczonych przeszedł do wszystkich literatur świata i jest ciągle przedmiotem spo-
rów, krytycznych studiów i rozpraw. Ze wszystkich pisarzy Hiszpanii Cervantes jest dziś
najwięcej wśród swoich komentowany i rozbierany, zwłaszcza od wyjścia pierwszej pra-
cy krytycznej Navarrette'a, ogłoszonej w r. przez królewską akademię hiszpańską.
W ostatnich czasach⁵ zawiązało się nawet w Kadyksie, za sprawą Ramona Maineza, To-
⁵ o tatnich cza ach — sformułowanie to odnosi się do czasu powstania niniejszej przedmowy; dokładnie
chodzi o rok .
Don Kichot z La Manchy
Strona 6
warzystwo Cervantesowe z czasopismem Cronica de los Cervantistas, które wyłącznie
studia nad Cervantesem ogłasza.
Brylantem najczystszej wody w koronie zasług pisarskich Cervantesa jest El ingenio-
so hidalgo Don Quijote de la Mancha. — W całej literaturze naszej — mówi Garcia
— nie ma ani jednej książki, która by się cieszyła taką popularnością. Od chwili wyj-
ścia była ona podziwem swoich i obcych, była, a jest i ciągle, najpiękniejszym klejnotem
naszego narodu i żyć będzie tak długo, dopóki przetrwa język hiszpański, którego jest
skarbem nieocenionym. Aby dać pojęcie o popularności Don Kichota w kraju i zagranicą,
wystarczy przytoczyć cyę wydań tego utworu. W Hiszpanii wydano go przeszło
razy, w Anglii przeszło , we Francji , we Włoszech blisko razy i w tym stosun-
ku, we wszystkich językach europejskich razem z górą tysiąc wydań. W języku polskim
całkowite przekłady wyszły dwa: Podoskiego () i Zakrzewskiego (). Ten ostatni
właśnie, już dziś całkowicie wyczerpany, podajemy czytelnikom „Biblioteki”.
Nie wiadomo, kiedy Cervantes rozpoczął swoje arcydzieło, pomimo, że jak sam mówi:
„zrodziło się ono w więzieniu”. ( n n o n na ca c ), to tylko pewna, że ogłosze-
niem części pierwszej () poeta położył koniec dwudziestoletniemu okresowi milcze-
nia, o którym wyżej wspominaliśmy.
Mało jest książek, które by tak często i tak różnorodnie były komentowane, a są całe
zastępy krytyków, którzy szukając n nti o occ to (znaczenia ukrytego) w Don Kichoci ,
dochodzili w rozumowaniach swoich do absurdów. Do tych zaciekań dialektycznych dała
głównie powód przypisywana Cervantesowi książka p. t. Buscapié, ogłoszona w r.
przez Adolfa de Castro. Jest to jakby rodzaj klucza do zrozumienia ciemniejszych stron
Don Kichota. Dopiero gdy nowsi krytycy, a zwłaszcza La Barrera, Gayangos oraz Vedia,
udowodnili, że ów klucz mniemany jest prostym falsyfikatem, dawniejsze łamigłówki
erudytów ustąpiły miejsca trzeźwiejszym na utwór poglądom.
Bądź co bądź, jedni z krytyków twierdzą, że w Don Kichoci istnieje tendencja po-
lityczna, a nawet i religijna, inni, że w utworze swoim autor chciał odzwierciedlić całą
ludzkość; są tacy, którzy w nim widzą satyrę na przedsięwzięcia Karola V, inni zaś pół-
-biografię Cervantesa, a nawet zemstę jego na sąsiadów z Argamasili (gdzie poeta był
uwięziony), a także szyderstwo, skierowane do księcia Mediny Sidonia lub Blanea de
Paz, dominikanina, wroga poety. Nie koniec na tym. W Don Kichoci widziano wizeru-
nek szlachty w owej epoce, a w Sancho Pansie — plebejuszów, a wreszcie utrzymywano,
że Cervantes, wyprzedzając pojęciami epokę swoją, piętnował jej nadużycia, a zwłaszcza
nietolerancję i despotyzm. Na domiar tego wszystkiego, D. Antonio de Morejon, lekarz
Ferdynanda VII, w dziele bardzo poważnym, obejmującym całokształt historii medycyny
hiszpańskiej, poświęca jeden cały ustęp Cervantesowi, który, jakoby w Don Kichoci ze
szczególną precyzją opisał rodzaj szaleństwa zwanego powszechnie monomanią. Gdy na
koniec w ekstazie nad Don Kichot Mor de Fuentes nazwał Cervantesa i t a o
n o h ano⁶, wówczas podniosła się i reakcja, a między innymi uczony pisarz Valera
nazwał zdanie powyższe niedorzecznością.
Czymże więc jest ów Don Kichot, który tyle wywołał sporów i który dotychczas nie
stracił na wartości?… Romansem opowiadającym dzieje szlachcica z Manchy, który pod
wpływem fantazji, rozkołysanej czytaniem ksiąg rycerskich, śpieszy w świat z giermkiem
swoim, aby wśród tysiącznych przygód i niebezpieczeństw bronić niewinności, cnoty
i prawa. Gdy jednakże ów maniak szlachetny, w egzaltacji z obłędem graniczącej, bie-
rze zwykłe chaty za zamczyska, pospolite dziewki za księżniczki, wiatraki za olbrzymów,
a barany za wojska; gdy żądny walk bohaterskich atakuje rzeszę bezbronną, a wyswo-
badza z kajdan galerników w mniemaniu, że są ofiarami niewinnymi — doświadczać
musi całego szeregu przygód zarówno komicznych, jak dramatycznych, które składają się
razem na wielce interesującą i różnobarwną treść Don Kichota. Czy cel, czy tendencja
utworu jest trudna do odgadnięcia? Bynajmniej — w tym względzie własne słowa po-
ety najmniejszej nie pozostawiają wątpliwości. W prologu Cervantes wyraźnie mówi, że
pragnął tylko „obalić znaczenie i popularność, jaką zdobyły w świecie księgi rycerskie”,
a przy zakończeniu części drugiej dodaje: że „miał jedyny zamiar obrzydzić ludziom uro-
⁶ i ta o n oh ano — ilustrator rodzaju ludzkiego.
Don Kichot z La Manchy
Strona 7
jone i niedorzeczne historie ksiąg rycerskich” on n a o ci i nto o ho a
n i a y i a ata a hi to ia o i o ca a ia .
Cervantes, pełen zapału poetyckiego i rycerskiego, żądny sławy, zdobytej na arenie
czynów szlachetnych, mściciel skrzywdzonych i żarliwy obrońca nieszczęśliwych, w ciągu
żywota pełnego cierni i rozczarowań patrzeć musiał na rzeczywistość, która marzeniom
jego kłam najsmutniejszy zadawała. Wówczas rozum, dojrzały w ciężkim doświadczeniu,
ukazując mu poziomą, nędzną stronę życia w przeciwieństwie do rojeń wspaniałych wy-
obraźni, widzącej wszystko w świetle zwodniczym, odarł z iluzji duszę poety i zmusił go
do wypowiedzenia prawdy narodowi.
Gdy Hiszpania zasnęła w powodzi bajań błędnych rycerzów, Cervantes, uleczony
z szaleństw, które kiedyś i on pochłaniał, zapragnął wiek swój ratować z manii niebez-
piecznej. Parodiował on nie uczucia rycerskie, lecz tylko rodzaj literatury, opartej na cho-
robliwości i na fałszu, a będącej w owym czasie anachronizmem. W rycerzu z Manchy
są tylko śmieszne jego czyny, ponieważ rzeczywistość marzeniom rycerza nie odpowiada;
i stąd halucynacja, która mu każe przedmioty, niezgodne z wyrobionym o nich poję-
ciem, uważać za przekształcone przez czarodziejów, wskutek czego pada w ekstazie przed
prostą dziewką, czcząc w niej piękną Dulcyneę, którą czarnoksiężnicy okradli z wdzięków
nieporównanych. Lecz jeżeli czyny bohatera są śmieszne, charakter i uczucia jego budzą
uznanie najzupełniejsze. Ma on wszystkie cnoty: dobroć, szlachetność, prawość, czystość
i wierność, a nawet słowa jego, kiedy nie idzie o rycerstwo, są zawsze rozumne, wymowne
i słuszne. Don Kichot więc jest postacią zupełnie sympatyczną i w każdym sercu budzi
współczucie niekłamane.
Gdybyśmy jednak znaczenie romansu Cervantesa zredukowali jedynie tylko do sa-
tyry, wówczas niesłychana popularność tej książki nie dałaby się niczym usprawiedliwić.
Don Kichot jako satyra, byłby dziś dla nas tak obojętny, jak owe księgi rycerskie, które
ośmieszał.
Otóż poeta w dziele swym dotyka kwestii tworzących szereg problematów, które wy-
pływają odwiecznie na powierzchnię wieków, stanowiąc interes⁷ całej ludzkości, przed-
miot zaciekań nieustannych, stałą materię filozofii. Stąd owa żywotność i nieśmiertelność
Don Kichota. Tytaniczna walka człowieka z przeciwnościami życia i z urąganiem namięt-
ności, szalejących we własnej jego piersi, była dotąd, a i będzie zawsze, najszczytniejszą
treścią dla geniuszów. Lecz malować ten sam przedmiot, wywracając porządek jego i gra-
nice umiał tylko Cervantes, którego oryginalność zasadza się właśnie na owym żywiole
subiektywnym, na owym indywidualnym pryzmacie, przez który spoglądał ten poeta na
zawiłą treść życia ludzkiego. Treść ta jest przedstawiona w Don Kichoci zgodnie z wy-
padkami życia jego twórcy, który pomimo całej energii swego ducha i niepospolitych
zalet umysłu, żadnego z pragnień swej duszy urzeczywistnić nie zdołał. Aby stworzyć
takie arcydzieło, musiał poeta zamalgamować⁸ najszczytniejszy idealizm z realizmem naj-
brutalniejszym, najczystszą kontemplację ducha z najbrudniejszym cynizmem namięt-
ności, ułudę świetlanych iluzji z gorzkim doświadczeniem życia, gorące pragnienie dobra
z dążnością skalaną do występków; musiał poeta bratać i kojarzyć nieustannie szczerość
z obłudą, interes z abnegacją, chciwość z marnotrawstwem, czystość ze zmysłowością,
odwagę z tchórzostwem, to jest wszystkie sprzeczności w walce, najskrajniejsze żywio-
ły w opozycji; ponieważ z tego przeciwstawienia i z tej walki miał wytrysnąć komizm
bez uszczerbku dla charakteru podniosłego przewodniej myśli. I w tym właśnie zesta-
wieniu mistrzowskim żywiołów wrogich tkwi największy interes dzieła⁹ i jego znaczenie
wszechludzkie.
Przy boku najidealniejszego z ludzi postawił autor nieodstępnego towarzysza Sancho
Pansę. Oba stają na krańcach przeciwległych natury i usposobień, oba nieustannie wal-
czą z sobą, jak duch z materią, a przecież jeden bez drugiego żyć nie może. I kochają się,
i kłócą, i szukają wzajem, jak gdyby każda z tych istot była integralną częścią drugiej; jest
to malowidło najwierniejsze połączenia i walki dwu naturalnych, składowych żywiołów
człowieka. Nie ma czytelnika — mówi Baret, który by w czynach i mowach Don Kichota
i jego giermka nie odnalazł ścisłych objawów natury ludzkiej oraz wizerunku własnego
⁷int — tu: przedmiot zainteresowania.
⁸za a a o a — złączyć.
⁹na i zy int i a — tu: najbardziej interesujący aspekt dzieła.
Don Kichot z La Manchy
Strona 8
życia dwu czynnikom ogólnym podległego: wyobraźni, która wyolbrzymia przedmioty,
upiększa i barwi w pryzmacie złudzeń — i zdrowym zmysłom, które ograniczają wszyst-
ko do zwykłych granic, rozpraszają wszelkie iluzje, ukazując nam rzeczywistość zimną,
nieubłaganą. Don Kichot interesuje nas przez egzaltację samą, to jest ową dążność ide-
alną swego umysłu, a nade wszystko przez owe przygody najrozmaitsze, które w tym
idealizmie mają swe źródło. Współczujemy żywo z tym marzycielem nieprzepartym, bo
każdy z przeszłości dobrze pamięta analogiczny stan swego ducha, tę samą dążność, której
ulegał, te same rozczarowania. Któż w życiu nie brał wiatraków za olbrzymów, to jest nie
potęgował siłą wyobraźni przeróżnych kwestii, ludzi i rzeczy⁈
Sancho budzi interes¹⁰ jako przeciwieństwo krańcowe swego pana, przez trzeźwość
swojej natury i przez prostotę swych zdrowych zmysłów. Symbolizuje on skutki tych
przemian, jakie się w człowieku dokonywają, gdy czas i doświadczenie przekształci nasz
umysł, zmuszając go do patrzenia z chłodem na to wszystko, co kiedyś pochłaniał z go-
rączką i entuzjazmem.
— Panie Don Kichocie — woła Sancho, widząc, jak pan jego w pełnym galopie
Rosynanta rzuca się na stado baranów, przekonany, że to jest wojsko — wracaj pan,
przez Boga, toż pan atakuje owce i barany. — Czytelnik, śmiejąc się, bieży myślą do
owych czasów, gdy wyobraźnia zaludniała mu umysł wizjami już dzisiaj rozproszonymi.
Któż kiedyś nie potrzebował — dodaje Baret — i komu nie przydałby się ów giermek
Sancho z okrzykiem: dokąd biegniesz, panie⁈… To malowidło w akcji, wyższe od tylu
mniemanych analiz psychologicznych, ten obraz alegoryczny przeciwieństwa dwu władz
zasadniczych życia ludzkiego, ta myśl głęboka, ukryta z takim wdziękiem pod przejrzystą
zasłoną bajki, stanowi przyczynę główną olbrzymiej popularności Don Kichota.
Wszędzie tu widzimy człowieka ze wszystkimi jego sprzecznościami, z jego logiką
chwiejną, z jego falowaniem ustawicznym pomiędzy prawdą a fałszem, rozumem a wy-
obraźnią, pomiędzy idealizmem a prozaizmem, między zapałem a rozwagą. Na tym wła-
śnie polega niespożyta wartość utworu, gdyż tło jego — człowiek, nie zmienia się wcale,
a historia o Don Kichocie powstała z obserwacji autora nad rdzeniem samej ludzkości.
Stąd też płynie i rzewność owej ironii, ów żywioł melancholijny, który u Cervantesa
powstał z poglądu jego na dolę ludzką, z mieszaniny nicestwa i wielkości, będącej tre-
ścią naszej natury, z kontrastu między wielkością pragnień a ograniczonością środków
człowieka. Ta ironia jest skargą szczytną, pod tym komizmem drgają łzy. Jest to skarga
wielkiego geniusza — poety, umysłu rozkochanego w ideale, a zmrożonego prozaiczno-
ścią życia.
W kreśleniu charakterów był także Cervantes mistrzem prawdziwym. Przede wszyst-
kim Don Kichot i Sancho są tak żywi, tyle posiadają indywidualności wyrazistej, że stają
na wyżynie typów wszechludzkich. Okrom tego, obie postacie, przy wszystkich stro-
nach ujemnych, są wszędzie na wskroś sympatyczne. Don Kichot jest nim nawet w sza-
leństwach swoich, gdyż działa z pobudek czystych i podniosłych, przejawiając wyższość
moralną swej natury. Toteż ostatnie chwile bohatera wywołują u czytelników łzy roz-
rzewnienia. Sancho jest także dobry w gruncie, zdolny do uczucia i abnegacji, i nie wszę-
dzie towarzyszy panu przez wzgląd na interes własny i egoizm, przejawia bowiem nieraz
prawdziwe do niego przywiązanie, chociaż w ogóle działa pod wpływem pobudek ego-
istycznych. Wyobraża on zmysłowość praktyczną, nieświadomą wszelkich ideałów, lecz
działającą ujemnie przez ciemnotę raczej niż zepsucie.
Dwie te postacie są dwiema połowami istoty ludzkiej, które rozłączone biegną w prze-
paść, a w spójni zdobyć się mogą na wielkie czyny. Jeden jest wcieleniem fantazji i uczu-
cia bez doświadczenia i rozumu, drugi prozaicznością uosobioną bez idealizmu i zapału.
Dwa te skrajne bieguny antytezy są dobre i sympatyczne w tym, co twierdzą, a fałszywe
i śmieszne w tym czemu przeczą. Don Kichot ma słuszność, dążąc do urzeczywistnie-
nia sprawiedliwości, myli się jednak, gdy mniema, że wysiłek indywidualny i włóczęga
wystarczą do takich celów i że to w wieku XVI było możliwe.
Sancho ma również słuszność, żartując ze szczerości swojego pana i zalecając roz-
tropność, lecz jest w błędzie, gdy zasadę życia widzi tylko w interesie własnym i żadnych
ideałów nie uznaje. Ponad tą antytezą istnieje także i synteza, o której zapewne Cervantes
¹⁰int — dziś: zainteresowanie.
Don Kichot z La Manchy
Strona 9
nie myślał wcale, która jednak przebija wyraźnie z drugorzędnych osób utworu. Z syn-
tezy tej, będącej niejako lekcją moralną, wypływa jasno, że człowiek powinien mieć ide-
alizm szlachetny Don Kichota w połączeniu z rozwagą roztropną Sancha, lecz bez ślepoty
dziecinnej pierwszego i bez grubych instynktów egoistycznych drugiego z tych bohate-
rów. W Don Kichoci autor potępił nie miłość ideału lub zdrową praktyczność życia, lecz
skrajne wyosobnienie obu pierwiastków. Dulcynea jako uosobienie ideału nieznanego,
ku któremu dąży zbłąkana myśl idealisty, proboszcz i cyrulik, reprezentanci praktyczno-
ści, jak i Pansa, Samson Karasko, krytyk drwiący z idealisty szalonego, jednym słowem,
wszystkie postacie romansu mają krew i ciało, drgają wszędzie życiem prawdziwym.
W rezultacie więc Don Kichot jest z jednej strony krytyką ksiąg rycerskich i feu-
dalizmu rycerskiego, dokonaną pod wpływem Odrodzenia, z drugiej zaś bezświadomym
odtworzeniem walki odwiecznej idealizmu z materializmem i krytyką skrajności obu ży-
wiołów. Budowa utworu o tyle jest prosta, o ile oryginalna i brak jej tylko jednolitości.
Istnieje ona w założeniu samym, ale nie w akcji, z którą nie wszystkie wypadki i epizody
są należycie zespolone; niektóre zaś tak są obszerne, iż stanowią powieść w powieści, jak
np. nowele El curioso impertinente lub La historia del cautivo. Mimo tego jednak roz-
maitość przygód i wypadków, żywa oryginalność w ich przedstawieniu, a nade wszystko
humor nieporównany i świetna charakterystyka osób trzyma na uwięzi uwagę czytelnika
od pierwszej do ostatniej stronicy romansu, którego część druga, podług wielu krytyków,
jest nawet lepsza od pierwszej.
Gdy nieszczęśliwy bohater spod Lepanto był zajęty pisaniem części drugiej swego ar-
cydzieła, do rąk jego doszła książka pt. Segundo tomo del ingenioso hidalgo Don Quijote
de La Mancha, którą autor nieznany, pod pseudonimem Alonso Fernandes de Avella-
neda wydrukował w Taragonie, znęcając się nikczemnie w prologu do swego dzieła nad
Cervantesem i przedstawiając go jako współzawodnika i wroga Lope de Vegi, słynnego
komediopisarza hiszpańskiego.
Wielki pisarz zapłacił napastnikowi świetną satyrą w drugiej części swego Don Kichota,
który całkiem zaćmił książkę nieznanego do dzisiaj autora, pomimo że napisana była nie
bez talentu.
J. A. Święcicki.
Don Kichot z La Manchy
Strona 10
KSIĘGA PIERWSZA
ł
W którym opisane są stan i zajęcia wielce słynnego hidalga ¹¹ Don Kichota z Manchy.
W mieścinie pewnej, prowincji Manchy, której nazwiska nie powiem, żył niedawny- Szlachcic
mi czasy hidalgo¹² pewien, z liczby tych, co to prócz spisy¹³ u siodła, szabliska starego,
szkapy chudziny i paru gończych, niewiele co więcej mają. Rosolina powszednia, z ba-
raniny częściej niż z wołowiny wygotowana na obiad, bigosik z resztek obiadu prawie
co wieczór na kolację, co piątek soczewica, co sobota jaja sadzone po hiszpańsku, a na
niedzielę gołąbeczek jakiś w dodatku do codziennej strawy, zjadały mu corocznie trzy
czwarte części całego dochodu. Reszta szła na przyodziewek: na opończę z sukna cien-
kiego, hajdawery aksamitne z takimiż łapciami i na świtkę¹⁴ z krajowego samodziału
dobornego, którą się w powszednie dni tygodnia obchodził. Miał on przy sobie ochmi-
strzynię, która, choć się do tego nie przyznawała, na czwarty krzyżyk dobrze już nastąpiła,
siostrzenicę, której jeszcze dwudziesta wiosna nie zaświeciła i parobczaka sprawnego do
usługi i w domu, i poza domem, i koło konia, i koło gospodarki. Wiekiem hidalgo nasz
już na pięćdziesiątkę zarywał, ale ciałem był krzepki, w sobie kościsty, na twarzy suchy,
zawiędły, do rannego stawania od ptaka skorszy, a do polowania bez miary zapalony.
Przydomek miał podobno Quixada albo Quesada, bo co do tego nie ma zgodności mię-
dzy historykami, którzy o nim pisali; ale wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zdaje
się, że się zwał Quijana. Mniejsza wszakże o to dla naszej historii; tu rzecz główna w tym,
ażeby opowieść na jedno źdźbło z prawdą się nie rozminęła.
Owóż tedy, trzeba wam wiedzieć, mili czytelnicy, że ów jegomość hidalgo, w chwi- Szlachcic, Rycerz
lach wolnych, kiedy nie miał nic do roboty (co bodajże cały rok się wydarzało), strasznie
lubił wczytywać się w książki rycerskie, przygody opisujące i tak się do nich zapalił, że
nawet o polowaniu całkiem zapomniał i starunku¹⁵ o gospodarkę zaniechał. Zaciekłość
ta jego do owych ksiąg do takiego stopnia doszła, że sprzedał spory szmat ziemi, byle
mieć za co tych ksiąg nakupić. Zebrało się też to tego w domu co nie miara; bo gdzie
jeno jaką rycerską książkę zobaczył, zaraz kupował. Ale ze wszystkich tych dzieł żadne
mu się tak doskonałe nie wydało, jak dzieło słynnego Felicjana de Silva¹⁶. Zachwycał się
dziwną jasnością jego prozy, a zawiłości mowy jego wydawały mu się cudem sztuki pi-
sarskiej; szczególniej też podziwiał jego listy miłosne i uczuciowe, w których unosił się
nad najpiękniejszymi ustępami, jak na przykład taki:
i a a zni a i t a z o oz a ta ni zczy
no a o a i i ni z a i a i i o a a na t o i no ci z
a .
Albo ten drugi, gdzie powiada:
yo i i ania ni a t o o ci zy iot t oich o o az
z iaz a i ci acnia i a z na o no ci y nani t a z
na a zacno t o a.
Zagłębiając się w takie mądrości, nasz biedny szlachetka tracił po trosze rozum i za- Książka, Rycerz, Marzenie
chodził w głowę, szukając w nich sensu, a podziwiając je tym bardziej, im mniej rozumiał.
Nie bardzo mu do serca przypadło, że Belianis tyle ran odebrał i zadawał, bo zastanawiając
się zdrowo nad rzeczą, nie mógł przypuścić, ażeby przy pielęgnowaniu najwyborniejszych
nawet medyków i chirurgów, którzy go opatrywali, nie zostało mu szramu¹⁷ na gębie
i kiereszunku¹⁸ na ciele. Mimo to wszakże wielce szacował autora tej powieści i nieraz go
¹¹hi a o (hiszp.) — szlachcic.
¹²hi a o — szlachcic.
¹³ i a — pika, lanca, dzida.
¹⁴ it a — sukmana; wierzchnia odzież wieśniaków lub drobnej szlachty.
¹⁵ ta n (daw.) — staranie, dbałość.
¹⁶ iciano i a (–)— popularny pisarz hiszp.; autor „sequeli” powieści rycerskich, m. in. a ia
z c i.
¹⁷ z a — dziś popr. szrama.
¹⁸ i z n — pokiereszowanie, uszkodzenie, zranienie.
Don Kichot z La Manchy
Strona 11
kusiło coś, ażeby się wziąć do dokończenia jego książki, którą urwał na najciekawszym
miejscu prześlicznej przygody. I byłby tego niezawodnie dokonał, pewno bardzo pięk-
nie, gdyby nie to, że mu zawsze na przeszkodzie stały nowe fanaberie w głowie. Często
toczył spory z proboszczem swoim, człowiekiem uczonym, licencjatem wykwalifikowa-
nym w Ciguency, o to: kogo wyżej kłaść należy: Palermina Oliwskiego czy Amadisa
Galijskiego. Majster Mikołaj znów, balwierz miejscowy, utrzymywał upornie¹⁹, że nie
było rycerza, który by dorównać mógł rycerzowi Słońca, a jeżeli kogo by można posta-
wić przy nim, to jednego tylko Don Goloara, brata Amadisa, co to był kawalerem ze
wszech miar doskonałym, a nie takim beksą i piecuchem jak Amadis, któremu wreszcie
w żadnym punkcie rycerskości ani na krztę nie ustępował.
Krótko mówiąc, szlachetka nasz tak się zaciekł w czytaniu, że dnie i noce nad książ-
kami trawił; doszło do tego, że wskutek zbytecznego natężenia i niewywczasu²⁰, mózg
mu jakoś scieńczał, iż po prostu mówiąc, zgłupiał na piękne²¹. Nabił sobie mózgowni-
cę wszystkimi tymi andrybajami, które czytał, tak dalece, że mu się zamieniła całkiem
w ładowny lamus czarów, uroków, zabijatyk, potyczek, ran, miłości, sercowych żało-
ści, zapałów, udręczeń, srogości i tym podobnych niedorzeczności. I tak to wszystko, co
czytał, wbił sobie krzepko w biedną głowinę, że ani mu gadaj, ażeby mogło być co praw-
dziwszego w dziejach świata. Prawił, że Cyd Ruy Dias²² był rycerzem wielce znamienitym,
ale że ani mu wody nosić za Rycerzem Ognistego Miecza, który jednym odlewem dwóch
wielkoludów straszliwej postury, jak muchy, na dwoje rozpłatał. Bernarda de Caprio wy-
chwalał bardzo, że na równinach Roncewalskich zmógł Rolanda, pomimo osłaniających
go czarów, na które użył sposobu, jakim zręczny Herkules udusił Anteusza, strasznego
syna ziemi. Pod niebiosa wynosił Morgana, że choć ród swój wiódł od olbrzymów, co
zawsze bywali tak butni i grubiańscy, sam przecież był niezmiernie uprzejmy i pięknie
wychowany. Ale nad wszystkich uwielbiał Rinalda de Montauban, a mianowicie za to,
że tak dzielnie łupił kogo tylko na drodze napotkał z zamku swego wyjechawszy i że tak
gracko się spisał, wykradając zza morza bałwana Mahometa, który miał być cały szczero-
złoty, jak o tym mówi historia. Co się zaś tyczy Goleona, Zdrajcy Ohydnego, to z całej
duszy byłby oddał ochmistrzynię, a w dodatku nawet i młodą siostrzenicę, żeby go był
mógł dojechać porządnie z kilkadziesiąt razy nogą pod żeberka.
Straciwszy nareszcie rozum z kretesem, przyszła mu do łba myśl najgłupsza, na jaką
kiedy bądź szaleniec się zdobył. Ubrdał sobie, że tak dla blasku własnej sławy, jako i dla
dobra ojczyzny, wypada mu koniecznie zrobić się błędnym rycerzem, puścić się w świat
szeroki konno i zbrojnie na wielkie przygody i te wszystkie praktyki, których się naczy-
tał o słynnych rycerzach błędnych, żeby jak oni mszcząc krzywdy cudze, narażając się na
wszelkie niebezpieczeństwa, na boje i trudy, dojść chwały nieśmiertelnej. Roiło się już
w rozmarzonej głowinie nieborakowi, że co najmniej czeka go cesarstwo Trebizondy jako
nagroda dzielności potężnego ramienia. Upojony tak słodkimi omamieniami i ponętą tej
świetnej przyszłości, rozgorzał cały żądzą jak najprędszego uskutecznienia swoich zamy-
słów. Najpierw tedy zabrał się co żywo do oczyszczenia różnych części zbroi w dziedzictwie
po naddziadach²³ mu pozostałej, a od kilku wieków pod rdzą i kurzem w kącie domostwa
gdzieś błogo spoczywającej. Pozbierał je, obmył, odpolerował, do kupy jak tylko mógł
najlepiej poskładał. Ale ku wielkiemu strapieniu spostrzegł biedak, że starej zbroicy nie
dostawało jednej z najważniejszych części, bo zamiast szyszaka²⁴, znalazło się tylko kawał
nagłówka od niego, a reszty ani weź nigdzie dopytać. Nie zrażając się tą biedą: w bystrym
dowcipie swoim znajduje radę na nią, dokleja sobie z tektury brakujące części, stula to
wszystko z żelastwem pospołu i tym sposobem fabrykuje sobie coś do hełmu podobnego.
Na nieszczęście, przyszło mu do głowy spróbować, czy ta klejonka wytrzyma w danym
¹⁹ o ni — dziś popr. uporczywie.
²⁰ni y cza — brak wypoczynku.
²¹na i n — dziś: na dobre; całkowicie.
²² y y Dia — Rodrigo (Ruy) Diaz de Vivar (ok. –), zw. Cydem (z arab. i : Pan), rycerz
rodem z Kastylii, hiszp. bohater narodowy, brał udział w walkach chrześcijan o wyparcie Maurów z Półwyspu
Iberyjskiego (czyli tzw. rekonkwiście). Do literatury i tradycji kultury europejskiej wszedł jako uosobienie
cnót rycerskich, stając się bohaterem anonimowych ballad, średniowiecznego eposu rycerskiego i o y i
i dramatu Pierre'a Corneille'a y , będącego najsłynniejszym z wymienionych dzieł.
²³na ia o i — pradziadowie, przodkowie.
²⁴ zy za — rodzaj hełmu rycerskiego.
Don Kichot z La Manchy
Strona 12
wypadku ciosy, jakie spaść na nią mogą; jak tedy urżnie raz i drugi mieczem w ów szy-
szak tak za pierwszym zaraz cięciem zdruzgotał na nic całą robotę, nad którą przez cały
tydzień się namozolił. Oczywiście strasznie mu ta próba nie do smaku poszła, ale trzeba
było myśleć o zabezpieczeniu własnej osoby i nie było innej rady, jak wziąć się znów co
żywo do przeróbki owego szyszaka. Pod tekturę tedy żelazne dał obróżki, wszystko skleił
bardzo pięknie i w przekonaniu własnym bardzo mocno; ale odechciało mu się już prób
robić, bo pewny był, że ma szyszak z przyłbicą najwykwintniejszego gatunku.
Dokonawszy tego dzieła, zajął się rumakiem; poszedł do stajni, przyglądał się szkapie Koń, Imię
swojej, a choć chudzina ta mizerniej może wyglądała, niż wywłoka Goveli i tant o a
t i it²⁵, byłby jednak poprzysiągł, że był to rumak dzielniejszy od Bucefała Aleksan-
dryjskiego i Babieki²⁶ Cydowej. Cztery dni, jak Pan Bóg przykazał, strawił, susząc sobie
głowę nad wymyśleniem nazwiska dla tego rumaka; boć nie uchodzi, myślał sobie, żeby
wierzchowiec tak słynnego rycerza nie był światu z imienia znanym. Szło mu koniecznie
o to, żeby wymyślić takie, co by zarazem malowało stan owego wierzchowca przed wej-
ściem w szeregi błędnego rycerstwa, i to czym miał stać się później. Konieczną i logiczną
wydawało mu się rzeczą, że kiedy pan zmienia stan swój, iżby i koń nazwę swą zmienił,
a przyjął taką, co by go uświetniła i godnie odpowiadała nowemu jego powołaniu. Dobrze
tedy rzecz tę rozważywszy, przerozumowawszy, przekombinowawszy, z tysiąc rozmaitych
nazw próbując, zmniejszając, zdłużając i łatając, postanowił nareszcie nazwać go Rosy-
nantem²⁷, bo nazwa ta wydała mu się bardzo wspaniałą, świetną i wielce znaczącą, a godną
pierwszego w świecie bieguna. Wynalazłszy tak śliczne imię dla konia swego, zaczął teraz Imię, Rycerz, Sława
myśleć, jakie by tu sobie samemu nadać nazwisko; osiem dni przemyśliwał i nazwał się
Don Kichotem; niektórzy autorowie tej historii, co do joty prawdziwej, myśleli z tego
powodu, że istotnie musiał się nazywać Quixada, a nie Querrada, jak to inni utrzymywali.
Przypomniawszy zaś sobie, że Amadisowi dzielnemu nie dość było na własnym nazwisku
poprzestać i że dodał jeszcze do niego nazwę ojczyzny swej i królestwa, dla większego ich
uświetnienia przezwał się Amadisem z Galii, nasz rycerz uczynił tak samo i przezwał się
Don Kichotem z Manchy, myśląc, że tym sposobem rozgłosi po świecie całym i zaleci
na wieki imię swej rodziny i miejsca rodzinnego.
Tak tedy wyszorowawszy należycie zbroicę, z nagłówka wysztukowawszy sobie hełm Rycerz, Dama, Imię
przyzwoity, rumaka ochrzciwszy wspaniale, a siebie znamienicie, mniemał, że teraz nie
brakuje mu już nic więcej, jak tylko damy, w której by był zakochanym; bo rycerz błędny
bez miłości, to tak samo jak drzewo bez liścia i owocu, a nawet po prawdzie, jak ciało
bez duszy. Jeśli kiedy, na nieszczęście, mówił sobie, a raczej na szczęście moje, przyj-
dzie mi się spotkać z jakim wielkoludem, jak się to błędnym rycerzom zwykle przytrafia,
i gdy pierwszym cięciem powalę go na ziemię albo rozpłatam na dwoje, słowem, gdy go
zwyciężę, to przecież muszę z niego komuś zrobić prezent; muszę słyszeć, jak padłszy na
kolana przed damą serca mego, pokorniutkim i skruszonym głosem przemawiać będzie
do niej: „Pani, ja jestem olbrzym Karakuliambro, pan wszechwładny wyspy Malindra-
nii, którego niezwyciężony i niewysłowionej nigdy chwały rycerz Don Kichot z Manchy
zwyciężył w pojedynczym boju; z jego to rozkazu przychodzę ukorzyć się u stóp Waszej
Znamienitości i oddać pod jej wolę i rozporządzenie, jako nędzny jej sługa i niewolnik”.
O, jakże się cieszył, jak radował nasz rycerz, wyrecytowawszy sam do siebie tę piękną
mowę, a nie posiadał się już z rozkoszy, kiedy znalazł nareszcie w głowie niewiastę, którą
wrytował na panią serca swego! Była nią, jak mniemają historycy, gładka dość dziewucha
wiejska, córka rolnika ze wsi, w której mieszkał nasz rycerz i kochał się w niej kiedyś,
ale tak, że ona o tym ani trochę nie wiedziała i ani się domyślała. Nazywała się Alonza
Lorenzo; ją to wybrał on teraz na panią swych myśli i serca; a wyszukując i dla niej także
nazwiska równie szlachetnego, jak własne, i które by miało w sobie coś książęcego, po
długich turbacjach nazwał ją nareszcie Dulcyneą z Toboso, jako w rzeczy samej stam-
tąd pochodziła, i że imię to przypadało mu niemniej do myśli i smaku, jak i imiona,
powynajdywane przezeń dla siebie i konia swego.
²⁵ i tant o a t i it (łac.) — która była samą skórą i kośćmi.
²⁶ a i a — a. Bawieka, koń Cyda.
²⁷ o ynant (z hiszp. Rocinante ocin: szkapa)— wychudły, kościsty koń; końcówka (hiszp. ant ) jest koń-
cówką imiesłowową służącą do tworzenia przydomków, zwykle o charakterze nobilitującym, dystyngowanym.
Don Kichot z La Manchy
Strona 13
ł
O pierwszym ruszeniu w świat Don Kichota.
Tak więc wszelkie przedwstępne poczyniwszy kroki, rycerz nasz nie chciał już dłużej Rycerz, Zabawa, Marzenie,
dać czekać na siebie ludzkości, bo czuł, że każda chwila zwłoki czyni go winnym i odpo- Książka, Szaleniec
wiedzialnym za wiele krzywd na świecie, za wiele nadużyć i niesprawiedliwości, którym
zapobiec by było można. Owóż tedy nie dawszy nikomu najmniejszej po sobie pozna-
ki o zamiarze swoim, jednego ranka, jeszcze przed świtem, a było to w lipcu i pogoda
śliczna, ciepluchna, uzbraja się od stóp do głów, wsiada na Rosynanta, nadziewa tarczę,
bierze dzidę, i małą furteczką z brudnego podwórka wyjeżdża niepostrzeżony; wymyka
się w pole, uradowany nieskończenie, że tak piękne zamiary tak dobrze i łatwo spełniać
mu się zaczynają. Ale zaledwie ze sto kroków od domu odjechał, straszny skrupuł budzi
mu się w głowie i tak mu dogryza, iż bez mała nie zawrócił do domu i nie porzucił całkiem
tak cudnych zamiarów. Przypomniało mu się, że nie był pasowanym na rycerza i że wedle
obyczaju błędnego rycerstwa, nie miał prawa potykać się na rękę z żadnym rycerzem, i że
choćby już nawet był pasowanym, to powinien nosić tarczę bez żadnego napisu, bo napis
taki dzielnością ramienia dopiero zdobyć sobie należy, inaczej jest się tylko mleczakiem
i ycem. Uwagi te zachwiały go chwilowo w zamiarze; ale że rozumowanie wszelkie ustą-
pić musiało przed naciskiem szału zawziętego, postanowił więc, że pierwszemu lepszemu,
którego spotka, każe się pasować na rycerza, jak to czytał w książkach, że bardzo wielu
już przed nim zrobiło. Że zaś terminem technicznym zbroja rycerza, który pierwszego
pola jeszcze nie odbył, nazywała się bronią białą, powiedział sobie przeto, że swoją tak
odnucuje, że od śniegu bielszą będzie niezawodnie. Tym sposobem ukoił się w kłopocie
i ruszał naprzód drogą, wcale się o nią nie troszcząc i wybór w tej mierze zostawiając
najzupełniej rozumowi konia; sądził bowiem, że to właśnie jest główną cechą powołania
błędnych rycerzy. „Co za radość — mówił sam do siebie — dla przyszłych wieków, gdy
czytać będą historię wypraw moich słynnych, którą mędrzec, co ją napisze, niezawodnie
od tych słów zacznie: „Zaledwie promienny Apollo jął roztaczać złociste sploty płowych
swych kędziorów na oblicze ziemi, a ptaszki rozbudzone dopiero witały słodkimi dźwię-
ki przybycie pięknej rumianej jutrzenki, która wyszedłszy z łóżka od męża zazdrosnego,
ukazała się śmiertelnym na krużgankach widnokręgu Manchy, gdy słynny rycerz, Don
Kichot, wróg nikczemnych wczasów i miękkiego łoża, dosiadł już był dzielnego rumaka
Rosynanta i wyjeżdżał na starożytne i rozgłośne wokoło pola Montielu”. Rzeczywiście stał
właśnie w tej chwili na gruncie wioski tego nazwiska. „O! epoko szczęśliwa — mówił dalej
— o! wieku szczęśliwy, coś się stał godnym widzenia moich wielkich i nieporównanych
czynów, zasługujących na to, by je rytowano w brązie i rżnięto w marmurze na wieczną
sławy mojej pamiątkę i przykład dla przyszłych kiedyś pokoleń. O! ty wielki w mądro-
ści czarnoksiężniku! co będziesz miał zaszczyt opisywania tej zadziwiającej a prawdziwej
historii mojej, kto bądź jesteś, pamiętaj, proszę cię, pamiętaj skreślić dokładnie potom-
ności, jak dzielnym i zręcznym był ten poczciwy mój Rosynant, wierny i niedostępny
towarzysz wszystkich przygód moich”.
Takie palił ciągle perory, a przechodząc z materii jednej do drugiej ni stąd ni zowąd,
gdy mu się zdało, że naprawdę zakochanym jest na śmierć, wołał: „O! księżno Dulcyneo,
pani serca uwięzionego, straszną krzywdą dotknęłaś mnie, wyprawiając tak od siebie i na-
kazując mi srogo nie pokazywać się przed obliczem swej piękności. Racz pomnieć, pani
moja, o sercu tym biednym, tobie oddanym, co tyle dla twej miłości ciężkich cierpień
ponosi”. I jechał ciągle, bredząc podobnie za każdym razem, jak tylko przypomniał sobie
coś z ksiąg, które czytał i silił się jak najmocniej, żeby styl ich pięknie naśladować. Tak
się zagłębił w tym upojeniu, że człapiąc noga za nogą, ani się spostrzegł, iż słońce już
wysoko wybujało, i tak mu pionowo łysinę promieniami parzyło, że niezawodnie mózg
by mu się roztopił od tego skwaru niezadługo, gdyby go tylko choć odrobinę jeszcze tam
było.
Cały dzień prawie jechał tak i nic mu się godnego wzmianki nie wydarzyło; do rozpa-
czy go to przyprowadzało, bo pałał niepohamowaną żądzą zmierzenia się dzielnym orężem
choćby z najtęższym nawet chwatem. Dziejopisarze jedni twierdzą, iż pierwsza przygoda
spotkała go w wąwozach Port-Lopice, inni znów zapewniają, że pierwszą była przygoda
z wiatrakami. Ja ze starych kronik miejscowych tyle tylko w tym względzie dowiedzieć
Don Kichot z La Manchy
Strona 14
się mogłem, że rycerz nasz cały ten dzień jechał i jechał ciągle, aż pod wieczór i on,
i rumak tak byli zmęczeni, tak zgłodzeni, że już ledwo a ledwo nogi za sobą ciągnęli.
Oglądając się na wszystkie strony za dymem z komina, a w myśli rojąc sobie zamki i pa- Karczma, Gospodarz
łace, Don Kichot nareszcie dostrzegł na trakcie jakiś dom zajezdny. Zaraz skierował tam
kroki, jakby za gwiazdą zbawienia. Zmrok już dobrze zapadał; przed karczmą siedziały Rycerz, Dama, Śmiech
dwie kobiety, z rodzaju tych, co to je nazwać dość trudno, które sobie wracały z mul-
nikami do Sewilli, i na nocleg zatrzymały się tu z nimi. Zapaleniec nasz, z głową nabitą
zawsze romansami, których się naczytał i patrzył na wszystko przez ich okulary, wziął
zaraz karczmę za zamek warowny z wieżami, basztami, mostem zwodzonym i wszelkimi
przynależnościami, w jakie opisy powieściopisarskie zawsze obfitują. Zatrzymał rumaka
na kilkanaście kroków przed warownią, czekając, żeby karzeł zadął w róg z baszty i dał
znać mieszkańcom o przybyciu rycerza jakiegoś; ale że karła jakoś długo ani oko²⁸, a Rosy-
nantowi strasznie było spieszno do stajni, podsunął się więc ku drzwiom domu i zobaczył
dwie czeczotki, o których wyżej wspomnieliśmy, a które wziął zaraz za jakieś znakomi-
te dziewice świeżego powietrza używające. Zdarzyło się też jakoś, jakby naumyślnie, że
pastuch, zganiający z pola nierogaciznę, zadął dwa, czy trzy razy w fujarę, na który to
odgłos świnie (przepraszam, ale nie moja wina, że się tak nazywają) zbiegają się do kupy.
Oho! Don Kichotowi już się to wydało, bo tak sobie życzył, że karzeł z baszty daje znać
o jego przybyciu. Nie posiadając się tedy z radości, kroczy ku damom, a te widząc człeka
tak po cudacku wyrynsztunkowanego, z ogromną tarczą i dzidą prosto na nie walącego,
niewiele myśląc, nuże w nogi do karczmy. Nie zdziwił Don Kichota przestrach pań, bo
mu się wydał bardzo naturalnym; prędko więc podniósł tekturową przyłbicę i odkrywszy
kościstą i kurzem umorusaną twarz swoją, słodziuchnym a poważnym przemówił do nich
głosem: „Nie uchodźcie, miłościwe panie, nie obawiajcie się najmniejszej dla siebie ujmy,
prawom wykwintnej galanterii przeciwnej, bo zakon rycerski, do którego mam zaszczyt
należeć, nie dozwala mi ubliżać nikomu, a tym bardziej dziewicom tak dostojnym, jak
wasza obecność wskazuje”. Dziewczyny stanęły, wlepiły oczy w tego dziwoląga, któremu
łatana przyłbica połowę twarzy zasłaniała, a słysząc, że je dostojnymi dziewicami mianuje,
co im się w życiu nigdy jeszcze nie zdarzyło, nie uciekały już i zaczęły się chichotać tak
serdecznie, że Don Kichot, nie mogąc pojąć, co to ma znaczyć, rozdąsał się na dobre
i z wielką powagą odezwał się do nich: „Skromność i grzeczność piękności przystoi, to jej
udział; ale śmiech nie wiada²⁹ z czego, zdradza tylko prostactwo i do nierozumu się zbliża.
Nie mówię ja wam tego, miłościwe panie, w myśli najmniejszej urazy, a jeno, że jedynym
zamiarem moim jest pokorne służby moje całkowicie wam ofiarować”. Przemowa ta, dla
uszu ich tak niezwyczajna, i widok tego człowieka, tak śmiesznie wystrojonego, jeszcze
bardziej rozchichotały dziewczyny, tak, że pękały prawie od śmiechu, a rycerz nasz ledwo
nie pękał ze złości, i kat go wie, jakby tę sprawę był zakończył, gdyby na szczęście nie uka-
zał się we drzwiach gospodarz z przyzwoitym godności swej brzuszkiem. Widząc figurę
tak cudacką i tak po wariacku uzbrojoną w kirys, puklerz i dzidę, szanowny amfitrion³⁰
niemniej uczuł się skłonnym do śmiechu jak wędrowne panny; ale że z natury już był
ostrożnym i że strachu więcej miał za skórą niż owe panny, na widok przeto tego całego
rynsztunku uśmierzył w sobie chęć śmiechu i przezornie postanowił obejść się z gościem
z wszelkim dla osoby jego szacunkiem. Skłoniwszy się więc, przemówił do Don Kichota:
„Mości rycerzu, jeżeli szukasz przytułku dla siebie, na niczym ci w gościnie mojej zbywać
nie będzie, prócz jednego łóżka; zresztą znajdziesz wszystko w jak największej obfitości”.
Don Kichot widząc tak uprzejmym dla siebie gubernatora zamczyska (bo takim sobie
wyobrażał karczmarza i karczmę), odpowiedział mu: „Co do mnie, mości kasztelanie,
mało mi bardzo potrzeba; nie szukam, jak widzisz, chluby w zniewieściałości, ani w mar-
ności stroju; broń jedyną moją rozrywką i ozdobą, a rycerskie rzemiosło odpoczynkiem”.
Korpulentny gospodarz nie mógł wprawdzie pojąć, dlaczego Don Kichot nazywa go kasz-
telanem, ale że szczwana była z niego sztuka, nieodrodny Andaluzyjczyk z wybrzeży San
Lukaru, a przy tym co się nazywa pierwszy majster w swoim rzemiośle, zwinny jak stu-
dent, a filut jak paź, nic tedy nie dając poznać po sobie, tak prawi do niego: „A kiedy
tak, mój mościwy panie, to na kamieniach będziesz miał waszmość wygodne dla siebie
²⁸ a o o ani o o — jakoś długo nie było widać.
²⁹ni ia a — nie wiadomo.
³⁰a t ion — gospodarz wydający ucztę, człowiek gościnny; od imienia króla Tyrynsu i Teb w mit. gr.
Don Kichot z La Manchy
Strona 15
łoże, ile że, jak miarkuję, snu zażywasz zapewne nie więcej, jak czata; w takim przeto
stanie rzeczy nie ma co gadać, jeno waszmość zsiadaj z człapaka, a możesz być pewien, że
znajdziesz tu sobie wygodę nie tylko na jedną noc bezsenną, ale choćby i na cały rok ci
jej wystarczy”. Tak przemówiwszy, poszedł potrzymać strzemienia Don Kichotowi, który
z wielką biedą zgramolił się z siodła, co nie dziwota, bo każdemu by to kaducznie ciężko
przyszło, gdyby, jak on, o dziewiątej godzinie wieczorem ani kęsa śniadania jeszcze nie
miał w gębie.
Zsiadłszy z konia, rycerz pilnie zalecił gospodarzowi, aby ludziom przykazał należyte
mieć staranie około jego rumaka, zaręczając mu uroczyście, że na całym świecie nie masz
lepszego i piękniejszego zwierzęcia trawożernego. Gospodarz przyglądał mu się uważnie,
ale nie wydało się wcale, aby w tym zaręczeniu Don Kichota była choć jota prawdy.
Umieściwszy konia w stajni, wrócił dowiedzieć się, czego żądać będzie kawaler i zastał
go rozdziewającego się z rynsztunku, w czym uczynnie dopomagały mniemane panny,
z którymi się już pogodził. Zdjęły z niego kirys³¹ i pancerz³², ale mimo najmozolniejszych
usiłowań, nie mogły rozpiąć naramiennika, ani rozwiązać supłów od zielonych wstążek,
podpinających mu pod brodą szyszak, a na rozcięcie tych supłów żadną miarą przystać
nie chciał. Całą noc więc siedział z przyłbicą na głowie, a wyglądał jak najpocieszniejsza
istota w świecie. Biorąc zaś stworzenia rozbierające go tak usłużnie za osoby wysokiego
rodu i za panie tego zamku, z wykwintną galanterią mówił do nich: „Wątpię bardzo,
aby był kiedy bądź na świecie rycerz, co by za obrębem własnego domu doznał tyle od
dam uprzejmości, co Don Kichot; panny usługują jemu, a księżniczki jego rumakowi!
O szczęśliwy Rosynancie! tak się rumak mój zowie, a Don Kichot z Manchy, to moje
nazwisko, którego, nadobne dziewice, nie miałem wam wyjawić wprzódy, dopóki bym
znamienitym jakim czynem, w usługach waszych dokonanym, nie zjednał mu pięknego
przed wami zalecenia. Dowiadujecie się go przed czasem, bo okoliczności obecne przypo-
mniały mi cudny romans Lancelota; ale przyjdzie chwila, nie wątpię, iż raczycie zaszczycić
mnie waszymi rozkazy, a ja wam bezgranicznym posłuszeństwem moim i dzielnością ry-
cerskiego ramienia dowiodę, jak gorącą pałam żądzą poświęcenia wam pokornych służb
moich”. Panny, nieprzywykłe słyszeć mowy takiej i nic jej nie rozumiejąc, nic się też nie
odzywały. Zapytały go tylko, czy by czego nie zjadł. — „Z całego serca, z całego serca,
odparł Don Kichot, zdaje mi się, żeby to było nie od rzeczy”. — Na nieszczęście był to
piątek i w całej karczmie nie było nic do jedzenia, prócz rybek maleńkich, które zwą
t chn a, podobnych do drobnych pstrągów. Zapytano go więc, czy będzie jadł te rybki;
on myśląc, że mu mówią o małych pstrągach, „z największą chęcią, odpowiedział, a byle
ich było sporo, to na to samo wyjdzie, co jeść duże pstrągi, boć przecie w gruncie rze-
czy, sześćdziesiąt groszy to znaczy to samo, co dwuzłotówka, a może i to jeszcze będzie
w zysku, że te małe pstrążki w smaku są delikatniejsze od wielkich, jak delikatniejszy jest
baranek od skopa³³; słowem, co tam mają, niech dają, aby tylko prędzej, aby tylko zaraz,
bo nie ma co mówić, że brzemię silnej zbroicy kaducznie morduje człowieka, a po znoju
zawsze dobrze sił nieco pokrzepić, ażeby je mieć świeże od wypadku”. Wystawiono mu
stół przed karczmą, że to jeść przyjemnie na świeżym powietrzu i gospodarz podał mu na
talerz rybki niedogotowane bez żadnej przyprawy, a do tego kromkę razowca, jak sadze
czarnego i nieźle podpleśniałego. Było z czego pękać od śmiechu, widząc, jak biedaczy-
sko zawijał, bo trzeba wiedzieć, że naramienniki i szyszak tak go piekielnie krępowały, iż
własnymi rękoma nic do ust donieść nie mógł; jedna więc z usłużnych panien musiała
go w tej funkcji wyręczać i jadło mu do gęby podawać. A pałaszował, że mu się aż uszy
trzęsły; z piciem nie było już rady, bo ani sposób mu go podać; szczęściem dowcipny
gospodarz wpadł na koncept, prześwidrował kawał grubego kija, jeden koniec wsadził
mu w usta, a drugim lał wino, i tak go napoili. Poczciwy szlachciura znosił to wszystko
z anielską cierpliwością i wolał cierpieć te wszystkie biedy, niż przystać na rozcięcie wstą-
żek, podpinających szyszak. W czasie tej biesiady przybył do karczmy koziarz jakiś, który
zbliżając się, gwizdnął silnie parę razy. Odgłos tej miłej muzyki utwierdził jeszcze moc-
niej Don Kichota w mniemaniu, że znajduje się w znakomitym jakimś zamku; widziało
mu się, że mu wyprawiają serenadę w czasie uczty, a niedogotowane stynki tym wybor-
³¹ i y — zbroja płytowa osłaniająca korpus.
³² anc z — elementy elastyczne zbroi rycerskiej.
³³ o — kastrowany baran a. kozioł.
Don Kichot z La Manchy
Strona 16
niejszymi pstrągami mu się wydały; razowiec brał za pulchniutką bułeczkę, awanturnice
coraz znamienitszymi były w jego oczach damami, a karczmarz dostojnym magnatem,
samowładnym panem obronnego grodu. Zachwycony tą pierwszą przygodą, szczęśliwie
roił marzenia o przyszłych swych losach. Jedna go tylko rzecz serdecznie bolała, a to: że
jeszcze nie był pasowanym na rycerza, i że bez tego nie mógł się ważyć urzędownie na
żadną kawalerską przygodę.
ł
Jak miłym sposobem Don Kichot wymógł na karczmarzu, że go pasował na rycerza.
Dręczony tą boleścią, o której w końcu zeszłego rozdziału wspomnieliśmy, zapaleniec
nasz nie dojadłszy nawet chudej kolacyjki, którą tak smacznie spożywał, zerwał się na-
gle zza stołu i w wielkim pośpiechu chwytając gospodarza pod rękę, wyprowadził go do
stajni, a tam drzwi dobrze zamknąwszy, rzucił się przed nim na kolana i ze złożonymi jak
do pacierza rękoma, w wielkim uniesieniu tak doń przemówił: „Waleczny rycerzu, ja się
dopóty z miejsca tego nie ruszę, dopóki, miłościwy panie, nie przyrzeczesz mi, iż raczysz
przychylić się do prośby mojej, której spełnienie niemniej tobie samemu zaszczytu i sła-
wy, jak światu całemu korzyści i dobra przyniesie”. Karczmarz strasznie zrazu zdziwiony,
że przed nim jak przed świętym ktoś na kolana pada i w tak górny sposób do niego
przemawia, wytrzeszczył tylko na niego oczy, sam nie wiedząc, co rzec, i mordował się
siłą całą, żeby go z klęczek podnieść, ale na próżno się silił, tamten ani popuścił zaciętego
uporu, dopóki mu nie przyrzekł, iż zrobi, czego się od niego domaga i spodziewa. „By-
łem tego pewien, iż uprzejmość waszmość pana odmówić mej prośbie nie może, odparł
Don Kichot. Prośba moja do ciebie, panie, której spełnienie łaskawie przyrzec mi raczy- Rycerz
łeś, jest o to, ażebyś waszmość pan jutro, co jeno świt, raczył mnie pasować na rycerza,
a dziś w nocy, ażebyś mi pozwolił odbyć rycerską próbę w kaplicy zamku twojego, gdzie
należytym skupieniem ducha przygotuję się do przyjęcia dostojnego znamienia, które-
go tak gorąco pragnę i które nada mi prawo szukania przygód kawalerskich w niesieniu
pomocy strapionym, wymierzaniu kary na krzywdzących po całym już szerokim świecie,
jak to przepisuje zakon rycerski, do którego się liczę”. Karczmarz, sztuka mądra i spryt-
na, jakeśmy to już powiedzieli, od samego początku zaraz zaczął jakoś przewąchiwać, że
kawalerowi zajączki po głowie burmistrzują, ale teraz usłyszawszy taką do siebie prze-
mowę, upewnił się już w zdaniu na dobre, i nie widząc innej rady, dla samego śmiechu
przyrzekł mu, iż żądaniu jego zadosyć uczyni. Odpowiedział mu, że nie mógł szczęśli-
wiej z prośbą się udać, że śliczny robi wybór powołania, najzupełniej godny rycerza tak
znamienitego i dostojnego, jakim się prezentuje, że on sam wreszcie, kiedy był młodym,
mocno praktykował w tym zaszczytnym rzemiośle i wiele kątów po świecie nawycierał,
goniąc za różnymi kawałkami i że nie ma jednej dziury na wszystkich przedmieściach
Malagi, na wyspach Riaran, na rynkach Sewilli, Segowii, Walencji, Grenady, na brze-
gach San-Lukaru, w porcie Kordoby i w najskrytszych szynkowniach Toledo, gdzie by
nie dał dowodów zwinności nóg swoich i dzielności dłoni, płatając na wszystkie strony
najrozmaitsze sztuczki: to wdówki podskubując, to dziewczyny oszukując, to głupców
w pole wywodząc, słowem, imię swoje głośnym czyniąc we wszystkich prawie trybuna-
łach Hiszpanii. Że na koniec, po długich trudach teraz osiadł w zamku swoim, gdzie
żyje z dochodów własnych i cudzych i przyjmuje wszystkich błędnych rycerzy wszelkiego
kalibru i stanu przez samo współczucie braterskie ku nim i żeby podzielić się z nimi całą
chudobą za tyle dobrego, co na świecie robią. Powiedział, że nie ma w zamku swoim na
teraz kaplicy, w której by można odprawić rekolekcje rycerskie, gdyż starą kazał zwalić,
a nowej jeszcze nie zbudował, ale że to nic nie szkodzi, wiadomo mu bowiem, że w razie
potrzeby można noc rycerską spędzić byle gdzie, i że jeżeli mu się podoba, jakby tego
dopełnić na podwórzu zamkowym, które jakby umyślnie na to urządzone, doskonale po-
trzebie odpowiada, że rano odbędą ceremonię, a tak za godzin pięć lub sześć może być
pewnym, iż będzie tak doskonałym rycerzem, jak mało podobnych na świecie.
— A masz wasze co pieniędzy przy sobie? — zapytał jeszcze. Rycerz, Pieniądz
— Pieniędzy! — odparł Don Kichot — ani grosza, nigdym nie doczytał się w żadnej
historii, żeby który bądź z błędnych rycerzy miewał pieniądze z sobą.
Don Kichot z La Manchy
Strona 17
— O! to się wasze grubo mylisz — na to mu brzuchaty gospodarz — jeśli o tym
nie stoi nic w książkach, to właśnie dlatego, że ci, co je pisali, uważali to za rzecz bardzo
prostą i konieczną, żeby błędni rycerze mieli pieniądze, tak samo, jak nic także nie pisze
tam, że mieli koszule do przemiany, a przecież bez tego by się nie obyli. Bądźże wasze
pewien, że wszyscy ci rycerze, o których książki piszą, mieli dobrze naładowane kieski
od wszelkiego wypadku, jak również mieli zawsze bieliznę z sobą i puszkę z maściami na
rany, boć rozumiesz to wasze, że straszne staczając boje wśród puszcz i lasów, niekoniecz-
nie im się zdarzyło mieć na zawołanie felczerów, co by ich opatrzyli, i zgniliby wprzód,
nim by się ich doczekali, chyba, żeby im jaki czarnoksiężnik z przyjaźni zesłał na obłoku
panienkę lub karła z flaszeczką wody cudownej, której jedna kropla na język wzięta czło-
wiekowi konającemu wraca natychmiast zdrowie i rześkość, jak gdyby mu nigdy nic złego
nie było. Ale że na taką usługę nie można liczyć na pewno, rycerze przeto nie zapominali Sługa
nigdy giermkom kazać brać pieniędzy i innych potrzebnych rzeczy, jako maści i szar-
pi, a jeśliby się nawet zdarzyło, że rycerz nie miał giermka, co bardzo rzadki wypadek,
to sam brał te konieczne rekwizyta i w mantelzaczku, zręcznie przytroczonym do łęku
wiózł je przy sobie, tak, że nic a nic widać nie było, bo znów, co prawda, to prawda, że
mantelzaczkiem świecić samemu nie bardzo rzecz przystojna dla rycerza, i w każdej innej
okazji pewno by żaden tego nie zrobił. Tak więc — dodał gospodarz — radzę waszmości,
a nawet rozkazuję, jako przyszłemu synowi mojemu z rycerskiego ramienia, abyś nigdy
nie ważył się ruszać krokiem bez pieniędzy i innych potrzebnych rzeczy, a obaczysz, że ci
się przydadzą najlepiej wtedy, kiedy najmniej byś się tego spodziewał.
Don Kichot zapewnił go, że rady posłucha i wziął się zaraz do odbycia nocy rycerskiej
na podwórzu obok karczmy. Trzeba było odbyć tak zwaną straż broni; zebrał więc cały Rycerz, Obyczaje, Karczma,
swój rynsztunek, złożył go na żłobie przy studni, a sam nadziawszy tarczę, a dzidę w garść Szlachcic, Chłop
wziąwszy, jął się przechadzać poważnie przed żłobem z miną przyjemną i dumną zarazem.
Już dobrze późno w noc było, gdy zaczął tę piękną wartę; gospodarz, trzymając się za
boki, rozpowiadał wszystkim gościom u siebie, co ten wariat wyrabia, jak odprawia straż
rycerską i jak gwałtownie pragnie być pasowanym na rycerza. Wszyscy niezmiernie się
zdumieli tym dziwnym gatunkiem wariactwa i chcąc się zabawić, przypatrywali się Don
Kichotowi z daleka. Widzieli, jak poważnie i wspaniale maszerował tam i na powrót przed
żłobem, to znów stawał odpoczywając, wspierał się oburącz na spisie i wlepiwszy oczy
w zbroję, długo się w nią wpatrywał. Noc coraz widniejsza się robiła, księżyc wszedł
wysoko i tak jasno świecił, że wszystko jak w dzień widzieć można było.
Jednemu z mulników popasających w karczmie zachciało się skądciś napoić muły Walka
swoje; ale żeby je napoić, musiał ze żłobu zdjąć rynsztunek naszego rycerza. Don Kichot,
jak go tylko zobaczył zbliżającego się i zamiar jego pomiarkował, zaraz wrzasnął nań do-
nośnym i gniewnym głosem: „O! kto bądź jesteś, zuchwały rycerzu, co masz śmiałość
zbliżyć się do zbroi najdzielniejszego z ludzi, co kiedy bądź oręż przy boku nosili, strzeż
się, rozważ, co czynić zamierzasz, i nie waż się zbroi tej dotknąć, jeżeli nie chcesz poło-
żyć głowy za swą zuchwałość”. Niebaczny przewodnik niewiele zważał na odgróżki³⁴ Don
Kichota, przeciwnie nawet, jakby gardząc nimi, zagarnął cały rynsztunek i śmignął nim
z całej siły, tak, że się rozleciał daleko. Wtedy Don Kichot przewrócił oczy do nieba,
a w myśli zwracając się do damy serca swego, zawołał: „Pani! pomagaj mi w pierwszej tej
potrzebie, która czeka niewolnika twego; nie odmawiaj mi orędownictwa swego w tej
sprawie”. Skończywszy tę przemowę, tarczę z ręki zrzucił, a chwyciwszy dzidę oburącz,
tak nią w głowę zamalował zuchwałego mulnika, że ten padł na ziemię jak długi i tak
zagłuszony, iż niewiele mu już brakowało, żeby się więcej nie ocucił. Dokonawszy tak
walecznego dzieła, Don Kichot pozbierał rynsztunek swój, złożył go znów na żłobie i za-
czął z najzimniejszą krwią chodzić tam i na powrót wzdłuż owego żłobu. Niedługo potem
drugi mulnik, nie wiedząc nic, co się stało, bo tamten leżał jeszcze na ziemi bez czucia,
przyszedł także do studni w zamiarze napojenia mułów, i kiedy wziął się do ściągania
zbroi ze żłobu, Don Kichot, nic już nie mówiąc i niczyjej nie wzywając opieki, zdjął
znów tarczę z ramienia, chwycił ją znów oburącz, i tak nią zamalował trzy, czy cztery
razy winowajcę w głowę, że mu czaszkę w kilku miejscach rozranił. Na hałas stąd po-
wstały i na wielki lament rannego, zbiegli się wszyscy ludzie z karczmy. Don Kichot,
³⁴o i — dziś: pogróżki.
Don Kichot z La Manchy
Strona 18
widząc tylu ludzi przybiegających, pochwycił tarczę, a miecz potrząsając w ręku: „Pa-
ni najcudniejszej piękności! — zawołał — potęgo i dumo serca mojego, teraz przyszła
chwila, ażebyś najdostojniejszy wzrok swój zwrócić raczyła na rycerza, niewolnika swego,
tak ciężką przygniecionego przygodą”. Po owym wezwaniu, tak się uczuł silnym i męż-
nym, że wszyscy mulnicy z całego świata zebrani rady by mu nie dali, a przynajmniej na
krok by się przed nimi nie cofnął. Towarzysze wszakże poranionych mulników nie mogli
przenieść na sobie, żeby krwi kamratów nie pomścić, zaczęli więc rzucać na Don Kichota
gradem kamieni, od których zasłaniał się biedak, jak mógł, tarczą, nie ustępując krokiem
od żłobu, żeby bronić zbroi. Gospodarz wrzeszczał z całego gardła, żeby mu dali pokój, że
im przecież mówił, że to wariat, a jako wariat, choćby wszystkich mulników z całej Hisz-
panii na tamten świat wyprawił, to mu zawsze nic nie będzie. Ale rycerz nasz wrzeszczał
jeszcze głośniej od wszystkich, wymyślając im od nikczemników i zdrajców, pana zamku
wyzywając przeniewiercą, z czci i wiary wyzutym, kiedy pozwala, żeby na jego terytorium
tak znieważano błędnych rycerzy. „O! pokazałbym ja ci coś ty za jeden, podły przenie-
wierco — gardłował do niego — żebym tylko był już pasowany na rycerza. Wy wszyscy
zresztą — wołał — jesteście tylko nikczemną gawiedzią, hałastrą ciurów, o was się nie
troszczę! Strzelajcie, bombardujcie, silcie się, zdradzieckie plemię, ale się nie zbliżajcie,
bo obaczycie, co wam będzie za waszą zuchwałość; dam ja wam”. A wrzeszczał tak dono-
śnie, tak dumnie i imponująco, że strach przeszedł mrowiem po napastnikach i do tego
stopnia stchórzyli panowie mulnicy, że posłuchali wołania karczmarza i przestali już walić
kamieniami. Don Kichot pozwolił zebrać z pola bitwy rannych i z najzimniejszą krwią
jął znów maszerować tam i na powrót wzdłuż żłobu jakby nigdy nic. Gospodarz rozmy-
śliwszy się nad tymi figlami Don Kichota, przyszedł do wniosku, że to trochę za grube
żarty, i żeby się go pozbyć jak najprędzej, postanowił skończyć już co najrychlej z tym
pasowaniem na rycerza. Uniewinniwszy się więc z zuchwałości tych gburów, o której nic
nie wiedział, a która tak przykładnie ukaraną została, powiedział mu, że nie ma na teraz
w zamku kaplicy, jak to już mu był oświadczył, i że wreszcie nie jest ona potrzebną do
dalszych formalności obrzędu, że przy pasowaniu główną rzeczą jest akolada i dotknię-
cie mieczem po ramieniu, tak przynajmniej przepisuje ceremoniał rycerski, który czytał
niedawno, i że tego dopełnić można tak samo na polu, jak i gdzie bądź indziej; nareszcie,
że co do stróżowania około zbroi, dwie godziny są dostateczne, a on więcej niż cztery już
tego obowiązku tak ciężko i wzorowo dopełnia. Don Kichot łatwo się dał przekonać, bo
niczego tak nie pragnął, tylko, żeby jak najprędzej dochrapać się pasowania, i odpowie-
dział zamkowemu władcy, że gotów jest być mu we wszystkim posłusznym, i że byle był
kompletnym już rycerzem, a dopuszczono się takiej jeszcze na niego napaści, to żywej
duszy nie zostawi w zamku, wszystkich trupem położy i tych tylko oszczędzi, których
on mu każe. Gospodarz, mądra sztuka, nie tracąc czasu, poszedł zaraz po wielką księgę,
w której znaczył sobie rachunki za słomę i siano mulnikom wydawane, wziął z sobą dwie
panny, które już znamy, i chłopca, któremu dał w rękę kawałek łojowego ogarka; z tymi
przyborami i orszakiem przybył do Don Kichota i zaraz kazał mu uklęknąć na obydwa
kolana. Potem, czytając niby to z książki, jak gdyby pacierz jaki, podniósł rękę do góry
i wyciął go w kark tak mile, że aż mu się głowa pochyliła, a płazem miecza palnął go po
plecach kalibrowym ciosem, ciągle mrucząc coś sobie pod nosem i do księgi zaglądając.
Dopełniwszy tego, jednej z panien polecił przypasać miecz kawalerowi, czego ona dopeł-
niła z wielką gracją, dusząc się ciągle od skrywanego śmiechu i nieraz pewno, w czasie
tej ceremonii, obydwie parsknęłyby sobie serdecznie, gdyby poprzednie wypadki nie da-
ły im poznać, że z tym panem kawalerem nie ma co żartować. Przypasując mu miecz
do boku, miluchna panienka mówiła do niego: „Niechaj ci Bóg szczęści w bojach, nie-
ustraszonego serca i wielkiej fantazji rycerzu”. A on jej prosił, żeby mu nazwisko swoje
wyjawiła, by wiedział, komu tak wielką zawdzięcza łaskę, i do kogo należeć będzie po-
łowa sławy, którą dzielnym ramieniem zdobędzie. Nadobna dziewica odpowiedziała mu,
że się nazywa Toloza, że jest córką szewca z Toledu, pracuje w szwalni Sanchy Bienay'a
i że zawsze, na każdym miejscu i o każdej porze, poczytywać się będzie za najuniżeńszą
jego sługę. „Zaklinam cię, pani, na miłość ku mnie — zawołał Don Kichot — nazwisko
twoje zaczynaj zawsze odtąd od on i mianuj się donną Tolozą”. Nie wymawiała się od
tego i przyrzekła mu uroczyście, że zadość uczyni jego żądaniu. Druga nimfa przypięła
mu ostrogę i ta sama była między nimi rozmowa. On jej się pytał o nazwisko, ona mu
Don Kichot z La Manchy
Strona 19
odpowiedziała, że nazywa się Młynarka i jest córką poczciwego młynarza z Antekwerry.
I ją zobowiązał nowy rycerz do przyjęcia przed nazwiskiem, niezbędnego on, obsypał ją
nieskończonymi dzięki i solennymi przyrzeczeniami wdzięcznych służb swoich. Kiedy się
już skończyła cała ta cudaczna i niepraktykowana dotąd ceremonia, Don Kichot, pałający
żądzą jak najprędszych przygód, skoczył co tchu do stajni, okulbaczył Rosynanta i roz-
siadłszy się w łęku, w całej paradzie z konia uściskał gospodarza, szeroko i wymownie
dziękując za łaskę, jaką mu wyświadczył. Co gadał, ani sposób nawet pomyśleć, żeby tu
można powtórzyć, chybaby trzeba zwariować, tyle tam było cudackich i szalonych rzeczy
w tej perorze. Gospodarz kontent, jakby go kto na sto koni wsadził, że go się już prze-
cie pozbył, odpowiedział mu na jego komplementy w tym samym stylu, tylko znacznie
krócej, i nie żądając ani grosza rachunku, z całego serca dał mu krzyżyk na drogę.
ł
Co się wydarzyło naszemu rycerzowi po wyjeździe z austerii³⁵.
Dniało już, kiedy Don Kichot opuszczał mniemany zamek, a w takim był rozradowa-
niu ze swego rycerstwa nowo nabytego, że aż koniowi tej jego radości część się udzieliła.
Przypomniawszy sobie rady gospodarza względem zaopatrzenia się w rzeczy konieczne
rycerzowi, postanowił zawrócić do domu po pieniądze, koszule i giermka, na którego
w myśli już wyforytował sobie sąsiadującego z nim zagrodnika³⁶, biedotę wielką, dzie-
sięciorgiem coś dzieciaków obarczonego, ale bardzo przypadającego na urząd błędnego
luzaka. Tak postanowiwszy, zawraca do wsi swojej, a Rosynant, jakby odgadł myśl pana,
takiej nabrał żwawości i energii, że kopytami prawie ziemi nie dotykał, a gnał co siły.
Nie ubiegł kilku stai może Don Kichot, gdy nagle ucho jego uderzył głos jakiś żałosny,
jakby jęki boleści, z lasu na prawo dochodzące. Poznaje, że to nie ułuda i natychmiast
podnosi oczy do nieba, gorące śląc dzięki za łaskawe podanie mu tak rychłej sposobności
w spełnieniu obowiązków powołania swego i zebrania wawrzynów za szlachetne czyny.
Te jęki, mówi sobie, to pewno jęki jakiejś istoty nieszczęśliwej, pomocy potrzebującej;
trzeba ją nieść. I zwrócił Rosynanta w głąb lasu. Niedaleko zaraz ujrzał chłopca, z piętna- Przemoc, Rycerz
ście lat może mającego, jak obnażony do pasa, wił się z męczarni, przywiązany silnie do
pnia dębowego. On to krzyczał tak jękliwie, a miał czego nieborak. Chłopisko ogromne
i barczyste sypało mu z całej siły biczowanie straszne kawałem surowczaka w nagie plecy,
a każdy raz dosalał mu jeszcze nauczką jakąś i wymyślaniem. „Ozór za zębami, a gały na
wierzchu”, prawił mu, bijąc. Na co chłopak odskamliwał: „Panie, panie, już nigdy nie
będę, przez miłosierdzie boskie daruj, ulituj, się już nigdy słówka nie pisnę, a groma-
dy czujniej pilnować będę”. Don Kichot, widząc to barbarzyńskie znęcanie się, zawołał
gniewnym głosem: „Nieprzystojny rycerzu, nie godzi się gwałtu zadawać człowiekowi, co
się bronić nie może; siadaj na konia i bierz spisę swoją (bo mu się zdawało, że przy dębie
stoi spisa, a to był kostur pastuszy), a ja ci pokażę, że tylko tchórze i nikczemnicy tak
sobie poczynają”. Chłop ledwie żyw ze strachu, co go ogarnął na sam widok tak strasznie
zbroistego widma, żeleźcem lancy w sam brzuch mu godzącego, dygocąc cały, wybełkotał
pokorniuchno: „Najprześwietniejszy panie rycerzu, ten wyrostek, którego karcę, to mój
parobczak, to pastuch mój od owiec, ale tak ich nie pilnuje, że co dzień mi jedną gubi
i nie dość, że niedbalec, ale jeszcze taki niegodziwy i hardy, że mi w oczy gada, jakobym
to sobie do niego z wiatru tylko upatrzył, żeby mu zasług nie płacić, a jako żywo, klnę się
duszą i ciałem, tak mi Panie Boże dopomóż, że to wierutne łgarstwo”. „Co? śmiesz mu
zadawać kłamstwo w mojej obecności, zuchwalcze! — huknie Don Kichot — ja cię tu
nauczę; jak słońce na niebie, tak prawda, że mnie ręka świerzbi, żeby ci brzuch nadziać na
tę spisę moją. Rozwiązać mi zaraz tego chłopca i zapłacić go natychmiast, tylko ani słowa,
bo klnę się Bogiem, że cię w tej chwili uśmiercę”. Wieśniak, spuściwszy głowę i słówka
nie pisnąwszy, odwiązał pastucha, którego Don Kichot zapytał, ile mu się zasług należy.
„Za dziewięć miesięcy — odpowiedział — po siedem realów na miesiąc”. Don Kichot
porachował w myśli, wyliczył, że się należy sześćdziesiąt trzy reale i kazał je wieśniakowi
zapłacić natychmiast, jeżeli mu życie miłe. Chłop, na pół umarły ze strachu, wtrącił, że
nie chciałby dopuścić się krzywoprzysięstwa w takiej na siebie godzinie, ale że przysięga
³⁵a t ia — karczma.
³⁶za o ni — ubogi gospodarz wiejski, właściciel jednej zagrody.
Don Kichot z La Manchy
Strona 20
na wszystko co tylko najświętsze, iż tyle nie winien, bo od tej sumy trzeba odciągnąć trzy
pary butów i jednego reala za dwa puszczenia krwi, kiedy był chory. „Jeżeli on podarł bu-
ty, któreś mu sprawił, toś ty mu narozdzierał skóry z grzbietu, a jeżeli cyrulik w chorobie
krew mu puszczał, toś ty mu za to zdrowemu krwi także upuścił, tak więc kwita jedno
za drugie”. „Ale to najgorsza bieda — rzecze już chłop przyciśnięty — że ja tu nie mam
z sobą pieniędzy, niechże Andrzej pójdzie ze mną do domu, to mu święcie wszyściutko co
do grosza wypłacę”. „Ja miałbym z nim pójść do domu — zawoła pastuszek — a niechże
mnie ręka boska broni, oho! żeby mnie złapał samego, to by mnie pewno bez skóry pu-
ścił, jak św. Bartłomieja. ” „Nie, nie, nie bój się — na to mu Don Kichot — ja mu nie
każę, a on rozkazy moje szanować musi, i byle mi dał rycerskie słowo, puszczę go i spo-
kojny będę o wypłatę”. „Panie rycerzu — rzecze pastuch — co też to pan mówi, a toć
przecie mój gospodarz nie jest żaden rycerz, ani mu się kiedy o takiej rzeczy śniło, toć
on to jest Jan Haldudos, bogacz ten, co to mieszka pod Quintanar”. „To nic nie szkodzi
— odeprze Don Kichot — i między Haldudosami mogą być rycerze, a zresztą uczynki
szlachetne dają każdemu szlachectwo, każdy jest dzieckiem dzieł własnych”. „To prawda
— mówi Andrzej — ale jakichże to on dzieł jest dzieckiem, kiedy mi zapłacić nie chce,
com ja krwawo zarobił? ” „Ależ ja ci nie zapieram, Andrzejku, mój miły — odpowie Przemoc, Okrucieństwo,
wieśniak — i powtarzam ci, jeno pójdź ze mną jakeś poczciw, a przysięgam na wszystkie Sprawiedliwość, Rycerz,
rycerstwa, jakie tylko są na świecie, że ci wszyściuchno zapłacę co do grosiczka, zapłacę Chłop
nowiusieńkimi jeszcze realami”. „Nowymi, czy nie nowymi, to nic, już tam wszystko
jedno — mówi Don Kichot — byleś tylko wszystko zapłacił, co się temu chłopcu należy,
a ja poprzestanę na tym. Ale pamiętaj sobie, że dałeś mi słowo i poprzysiągłeś, bo jakbyś
mi skrewił, to ja ci znów przysięgam, że choćbyś się pod ziemię schował, to ja cię, bratku,
wynajdę, a słono ci będzie. Żebyś zaś wiedział, z kim masz do czynienia, znaj, że jestem
słynny Don Kichot z Manchy, mściciel krzywd i bicz na złych. Bywajże mi zdrów, a pa-
miętaj, żeś dał słowo, bo ja mojego słowa nie zapomnę”. Tak przemówiwszy, wpakował
ostrogi w brzuch Rosynantowi i odjechał od nich.
Wieśniak patrzył za nim długo, a jak go w gąszczu już z oczu stracił, wrócił do pa-
stucha i rzekł doń: „Chodź jeno, Andrzejku, mój kanaczku, muszęż ci zapłacić, jak ci się
należy, bo mi przecie ten mściciel krzywd i bicz na złych tak kazał”. „Przysięgam wam —
na to mu Andrzej — że jeżeli nie dopełnicie tego, co wam kazał ten zacny rycerz (za co
niechaj mu Bóg długim i szczęśliwym życiem płaci), to ja choć na koniec świata pójdę
po niego, przyprowadzę go tu, żeby na was karę uczynił, jak obiecał”. „Dobrze, dobrze
— mówi wieśniak — i żeby ci też właśnie pokazać, jak ja cię bardzo kocham, to jesz-
cze ci długu przysporzę, żebyś miał więcej zapłaty do odebrania”. I mówiąc to, schwycił
biednego Andrzejka za ramię, przywiązał go znów do tego samego pnia dębowego, i tak
go bił, tak bił, że nie przestał, aż kiedy go zupełnie prawie bez ducha zostawił.
— A wołaj sobie teraz swojego mściciela — wrzeszczał jeszcze — obaczymy, czy ci
odemści, co ci się namieściło, chociaż i tego mało, bo dalipan sam nie wiem, czemu nie
ma być twoja prawda i czemu ja cię żywego ze skóry nie obedrę. — Jakby na urągowi-
sko większe, odwiązał w końcu zbitego na leśne jabłko chłopczynę i wywoływał jeszcze:
„No, ruszajże po tego sędziego swojego, niechajże tu przyjdzie i wykona ten swój wyrok,
to jeszcze będziesz miał w zysku, coś dostał”. Nieszczęśliwy chłopczyna poszedł sobie
z bólem w duszy i na ciele, zaklinając się, że znajdzie pana Don Kichota, a ten mu każe
w czwórnasób należność zapłacić. Poszedł, grożąc i płacząc, bo kaducznie go nielitościwy
pan obłożył, gospodarz zdrów sobie i bezpieczny, śmiał się na całe gardło.
Don Kichot zaś wielce zadowolony z siebie, że tak pięknie i walecznie się spisał,
winszował sobie, jadąc dalej, takiego początku rycerstwa. „Możesz się śmiało za najszczę-
śliwszą z żyjących poczytywać — mówił do siebie; — o! najpiękniejsza z najpiękniejszych
Dulcyneo z Toboso, że masz za niewolnika tak wyśmienitego rycerza, jak Don Kichot
z Manchy, który, jak to światu całemu wiadomo, wczoraj dopiero pasowanym został na
rycerza, a dziś już naprawił krzywdę najokropniejszą, na jaką zdobyć się może srogość
i okrucieństwo najstraszniejsze na świecie, i wydarł z rąk niegodziwego oprawcy katow-
skie narzędzie, którym tak niemiłosiernie mordował tego chłopczynę”. Kończąc te wyra-
zy, dojechał do miejsca rozstaju, gdzie drogi na czworo się rozchodziły, tu zaraz przyszło
mu do głowy, że błędni rycerze stawali zawsze na rozstajnych drogach, i rozmyślali, którą
się puścić mają. Chcąc przeto w najmniejszej okoliczności iść za ich przykładem, zatrzy-
Don Kichot z La Manchy