Bryan Burrough - Wrogowie publiczni

Szczegóły
Tytuł Bryan Burrough - Wrogowie publiczni
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Bryan Burrough - Wrogowie publiczni PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Bryan Burrough - Wrogowie publiczni pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Bryan Burrough - Wrogowie publiczni Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Bryan Burrough - Wrogowie publiczni Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 WROGOWIE PUBLICZNI BRYAN BURROUGH Największa fala przestępczości w Ameryce i narodziny FBI, 1933- 34 OD AUTORA Nigdy wcześniej zbieranie materiału i pisanie nie sprawiło mi tyle radości co w przypadku książki, którą trzymacie w rękach. Jeśli czytanie jej da wam choć połowę przyjemności, z jakąją tworzyłem, będę zachwycony. Zamiar napisania tej książki tkwił we mnie od zawsze. Po raz pierwszy zapragnąłem zostać pisarzem, słuchając opowieści dziadka o Bonnie i Clydzie. Jako młody funkcjonariusz z biura szeryfa w północno- zachodnim Arkansas John Vernon Burrough zarządzał blokadami dróg ustanowionymi w celu schwytania tej pary. W późniejszych latach był burmistrzem Almy w Arkansas, miasta, gdzie Clyde Barrow został oskarżony o zamordowanie jednego z jego poprzedników. Opowieści dziadka brzmiały jak historie z Dzikiego Zachodu; z trudem mieściło mi się w głowie, że to wszystko zdarzyło się zaledwie przed czterdziestu laty. Dorastałem w latach siedemdziesiątych i na kształtowanie poglądów mojego pokolenia największy wpływ miały wojna w Wietnamie, afera Watergate oraz dramat zakładników przetrzymywanych w Iranie. Nie mogłem uwierzyć, że Ameryka aż tak bardzo się zmieniła w ciągu jednego ludzkiego życia. Później się dowiedziałem, że Clyde Barrow zamordował stryjecznego Strona 2 dziadka jednego z moich przyjaciół z Tempie w Teksasie, miasta, gdzie się wychowałem, co jeszcze wzmogło moje zainteresowanie tematem. Cierpiąc na bezsenność pewnej nocy w 1997 roku, przypadkiem trafiłem w telewizji kablowej na dokumentalny film o Ma Barker. Byłem ciekaw, czy gang Barkera działał przed czy po Bonnie i Clydzie. Wszedłem na górę do swojego gabinetu, zacząłem szperać w Internecie i ku swemu zdumieniu odkryłem, że oba gangi były na wolności w latach 1933 i 1934. Zaintrygowany sprawdziłem Johna Dillingera: 1933 i 1934. Potem Pretty Boy Floyda, Baby Face Nelsona i Machinę Gun Kelly'ego: wszyscy działali w 1933 lub 1934 roku. Tak wciągnęła mnie historia wojny z przestępczością. 7 Sięgnąłem po książkę Johna Tolanda Dillinger Days, wydaną w 1963 roku biografię, w której występują również inne postacie ze świata przestępczego działające w tym samym czasie co tytułowy bohater. Szukałem dokładniejszego opisu walki FBI z Dillingerem i gangsterami, ale ku swemu zaskoczeniu nie znalazłem. Wydano mnóstwo książek na temat poszczególnych bandytów, ale odniosłem wrażenie, że nikt nie próbował ogarnąć całego zagadnienia. Później się dowiedziałem, że akta FBI dotyczące wszystkich tych spraw ujawniono dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Wtedy postanowiłem napisać tę książkę. Jest to zatem pierwsza wyczerpująca opowieść o wojnie FBI z przestępczością, trwającej od 1933 do 1936 roku, o czasach powstania i upadku sześciu głównych gangów: Johna Dillingera, Baby Face Nelsona, Pretty Boy Floyda, Barkera i Karpisa, Machinę Gun Kelly'ego oraz Bonnie i Clyde'a. To długa, wielowątkowa historia, pełna strzelaniny i dochodzeń Strona 3 prowadzonych w dziesiątkach amerykańskich miast, występują w niej dosłownie setki bardziej i mniej ważnych osób, między innymi cała armia agentów FBI, szeryfów i zwykłych policjantów. Na następnych stronach przedstawię główne postacie, by łatwiej je było zidentyfikować. Złożoność problemu była jednym z powodów, dla których autorzy do tej pory woleli się skupiać na jednym wybranym wrogu publicznym. Jednakże te sześć wątków tworzy jedną historię, a czynnikiem spajającym je w całość jest udział FBI. Samo FBI przedstawiło ocenzurowaną wersję wojny z przestępczością w kilku książkach, poczynając od sensacyjnych Ten Thousand Public Enemies z 1935 roku po The FBI Story Dona Whiteheada z 1956. Wszystkie te pozycje są, mówiąc delikatnie, niepełne, a mówiąc wprost - przekłamane. Opowiadają o tym, co J. Edgar Hoover chciał podać do wiadomości publicznej, a nie o tym, co naprawdę się działo. Przez lata główną przeszkodę w opisaniu prawdziwych wydarzeń stanowiła panująca w FBI tendencja do trzymania wszystkiego w tajemnicy; Hoover niechętnie dzielił się informacjami z osobami, które były zainteresowane przedstawieniem całej prawdy. To po części tłumaczy, dlaczego o bandytach, zajmujących znaczące, choć wielce niechlubne miejsce w amerykańskiej legendzie, powstało zadziwiająco mało wia- rygodnych książek. Przez dwadzieścia pięć lat o gangsterach z czasów Wielkiego Kryzysu pisali jedynie reporterzy gazet i autorzy czasopism 8 detektywistycznych; wielu z nich poprzestawało na wymyślaniu drama- tycznych scen i dialogów. Dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych, kiedy w telewizji nadano cieszący się wielką popularnością serial Nietykalni, Strona 4 poważni autorzy zaczęli się interesować tematem wojny z przestępczością. Od tamtego czasu Dillinger i Floyd doczekali się wielu biografii. Bonnie i Clyde, rozsławieni filmem z 1967 roku, zostali bohaterami kilku książek. Natomiast pierwsze opracowanie poświęcone Machinę Gun Kelly'emu ukazało się dopiero w 2003 roku. Zdecydowanie najlepsząz tych pozycji jest Dillinger Days. Ponieważ od opisywanych wydarzeń minęło trzydzieści lat, Toland mógł porozmawiać z wieloma ich uczestnikami, między innymi byłymi agentami FBI. Choć autor daje wiarę paru wątpliwym historiom podawanym przez Biuro - przede wszystkim mitowi o przestępczym geniuszu Ma Barker - to jego książka wyznacza standard, według którego należy oceniać wszystkie pozostałe. Świeże spojrzenie na wojnę z przestępczością było możliwe dzięki ujawnieniu akt FBI. Pod naciskiem miejscowych historyków, takich jak Robert Unger z Kansas City i Paul Maccabee z St. Paul, Federalne Biuro Śledcze upubliczniło wszystkie swoje akta na temat Dillingera, Floyda, Nelsona, gangu Barkera, Kelly'ego oraz masakry w Kansas. Całość obejmuje prawie milion stron codziennych raportów, telegramów i korespondencji, a także setki zeznań świadków i uczestników, od siostry Dillingera po krawca Nelsona. Co zrozumiałe, akta stanowią istną skarbnicę informacji. Zawierają dziesiątki nigdy wcześniej nieoglądanych zeznań bandytów i ich partnerek, niepublikowany esej autobiograficzny Kathryn Kelly, ujawnienie łapówek, dzięki którym Dock Barker wyszedł z więzienia, oraz potwierdzenie, że na dwa miesiące przed śmiercią Dillinger dopuścił się rabunku, który został „przeoczony". Poza tym wszystkim akta rzu-cąjąjaskrawe światło na samo FBI. Stanowią żywą kronikę przemiany Biura z gromady amatorów, bez Strona 5 broni i doświadczenia w egzekwowaniu prawa, w drużynę profesjonalistów od zwalczania przestępczości. Hoover wcale nie miał ochoty ujawniać tej historii. W pierwszych miesiącach wojny z przestępczością widzimy, jak ludzie Hoovera nieudolnie prowadzą obserwacje, gubią podejrzanych, zapominająo rozkazach i ciągle aresztują nie te osoby, co trzeba; ich pomyłki mogłyby się wydawać komiczne, gdyby nie cena płacona przez niewinnych ludzi. Jednakże w gęstwinie raportów i korespondencji, często ozdabianej cierpkimi uwagami samego Hoovera, można dostrzec dojrzewanie FBI. 9 Agenci uczą się, jak używać broni, stosować profesjonalne metody śledcze i zdobywać informacje. Przede wszystkim jest to historia tego, jak FBI stało się FBI. Akta pozwoliły mi wypełnić jeden z moich głównych celów: złożyć hołd stróżom prawa, którzy toczyli wojnę z przestępczością. Ludzie tacy jak Charles Winstead i Clarence Hurt, dwaj agenci, którzy zabili Dillingera, długo pozostawali anonimowi, mimo iż kręcono filmy o mordercach, których ścigali. FBI wolało zachować taki stan rzeczy. Zdaniem krytyków dlatego, że Hoover pragnął wziąć na siebie całą chwałę, co może być prawdą. Jednakże zachowywanie w tajemnicy tożsamości agentów służyło również innym celom: sprzyjało pracy zespołowej i umożliwiało działanie w ukryciu. Po raz pierwszy akta FBI pozwalają zrozumieć, którzy agenci czego dokonali i kto kiedy zawiódł. Nie jest to zbyt piękna historia i trudno się dziwić, że Hoover chciał ją utrzymać w tajemnicy. W ciągu czterech lat zbierania materiałów byłem w stanie rozszerzyć opowieści zaczerpnięte z akt FBI o wiele nowych informacji ujawnionych Strona 6 przez ostatnie czterdziestolecie. Rękopis odkryty w 1989 roku przez dwóch nieustraszonych znawców historii Dillingera, Williama Helmera i Thomasa Smusyna, rzuca nowe światło na ostatnie tygodnie życia legendarnego bandyty. Innym cennym źródłem były dwa tysiące stron zapisu niepublikowanego wywiadu udzielonego przed śmiercią przez Alvina Karpisa z gangu Barkera. Miałem także możliwość zapoznania się z niepublikowanymi tekstami napisanymi przez kilku agentów FBI. Wszystkie źródła informacji wymieniłem w przypisach na końcu książki. Proszę, byście czytając, pamiętali o jednym: ta książka nie została „wymyślona", stanowi odtworzenie wydarzeń. Rozmowy i dialogi w tej książce wzięte są słowo w słowo z raportów FBI, z zapisków Karpisa, ówczesnych artykułów prasowych i wspomnień uczestników opisywanych wydarzeń. Jeśli zastanowi was, skąd coś wiem, sprawdźcie źródło w przypisach. Jeśli czegoś nie wiem, przyznaję się. Jeśli istnieje jakaś tajemnica, której nie potrafię wyjaśnić - a jest ich kilka-jasno stawiam sprawę. Ja i tylko ja ponoszę winę za ewentualne błędy. Przyjemnej lektury. New Jersey, grudzień 2003 Bryan Burrough Summit PROLOG Torremolinos w Hiszpanii 26 sierpnia 1979 W jednym z turystycznych miast na rozpalonym słońcem hiszpańskim wybrzeżu spędzał swe ostatnie lata pewien stary człowiek, amerykański dziadzio z siwą, przyciętą po żołniersku czupryną i błyskiem w Strona 7 turkusowych oczach. Mimo siedemdziesiątki na karku wciąż był szczupły i żwawy, miał wydatne kości policzkowe, ostro zarysowany podbródek i okulary w przezroczystych oprawkach, nadające mu wygląd pracownika naukowego niższego szczebla. Większość czasu spędzał zaszyty w swoim zagraconym mieszkaniu przerobionym z garażu, oglądając BBC na migoczącym czarno-białym telewizorze, otoczony butelkami jacka danielsa, pigułkami i własnymi wspomnieniami. Spotkany na plaży wydałby się wam miłym pogodnym poczciwcem. Raczej na pewno był najmilszym mordercą, jakiego chcielibyście poznać. To smutne, ale tylko trochę. Gdy przyjechał do Hiszpanii przed dziesięciu laty, umiał dobrze się bawić. Była tu stara niechlujna rozwódka z Chicago, z którą się dawniej spotykał. Jeździli po wybrzeżu jej sportowym autem, popijali pigułki tequiląi kłócili się zażarcie. Teraz już jej nie było. Podobnie jak pisarzy, dokumentalistów, tych wszystkich, co przyjeżdżali, żeby słuchać o dawnych czasach. Ci z Kanady byli najgorsi, ustawili go na tle kabrioletów i otoczyli aktorami w staromodnych kapeluszach, trzymającymi w rękach imitacje pistoletów maszynowych. Zrobił to dla pieniędzy i dla zaspokojenia własnej próżności, której zawsze miał niemało. A teraz, cóż, teraz popijał. W barach, po kilku piwach, kiedy słońce zaczynało się chylić ku zachodowi, opowiadał różne historie. Rzucane przez niego 23 nazwiska dla Hiszpanów znaczyły niewiele. Brytyjczycy i ten dziwny Amerykanin uważali, że jest stuknięty, ot, staruszek plotący po pijanemu. Kiedy mówił, że był gangsterem, tylko się uśmiechali. „Jasne, dziadku". Kiedy mówił, że był wrogiem publicznym numer jeden -zaraz po Johnie Strona 8 Dillingerze, Pretty Boy Floydzie i jego starym protegowanym Baby Face Nelsonie - ludzie się odwracali i wymieniali znaczące spojrzenia. Kiedy mówił, że on i jego kompani sami „stworzyli" J. Edgara Hoovera i nowoczesne FBI, cóż, wtedy przybierał zgorzkniały ton, a ludzie wstawali i przenosili się do innego stolika. Byli przekonani, że mają do czynienia z łgarzem. Bo też jak można było wierzyć komuś, kto twierdził, że jest jedyną osobą na świecie, która poznała Charlesa Mansona, Ala Capone oraz Bonnie i Clyde'a? Niewielu w Torremolinos wiedziało, że to wszystko prawda. Podczas kilku ostatnich lat spędzonych na Terminal Island, w latach sześćdziesiątych, nauczył Mansona grać na gitarze stalowej. Wcześniej przesiedział dwadzieścia jeden wilgotnych zim w Alcatraz, przenosząc się do Leavenworth na kilka lat przed tym, jak w 1963 zamknęli to więzienie. W istocie był najdłużej przetrzymywanym więźniem w historii Skały. Znał Ptasznika i tego gadułę Machinę Gun Kelly'ego, widział, jak Al Capone powalony atakiem syfilisu miota się na podłodze stołówki niczym oprawiana ryba na kuchennej desce. W swoim czasie był sławny. Nie to, że miał swoje piętnaście minut, ale był naprawdę sławny, występował na pierwszej stronie „New York Timesa" przed innymi sławami. Przed Neilem Armstrongiem, przed Beatlesami, przed American Bandstand; przed wojną, kiedy Hitler uchodził za niepokojącego wariata z paskudnym wąsem, a Franklin Delano Roosevelt dopiero uczył się trafiać do łazienki w Białym Domu, to on był najlepiej znanym w kraju kasiarzem. Ludzie dzisiaj nawet nie wiedzą, kto to jest kasiarz. Dillinger lubił o sobie mówić, że jest najlepszym kasiarzem. Pretty Boy Floyd był dobrym kasiarzem. Bonnie i Clyde chcieli być. Strona 9 A dzisiaj? Dzisiaj on i wszyscy jemu podobni są postaciami z kreskówek, przedstawiani jak własne karykatury w kolejnych filmach gangsterskich. Można ich oglądać późno w nocy w najróżniejszych zmyślonych historiach - Warrena Beatty jako jąkającego się utajonego homoseksualistę Clyde'a Barrowa, Faye Dunaway jako pięknąBonnie Parker (mocno przesadzili z tą urodą), Richarda Dreyfussa jako papla- 24 jącego bezustannie dupka Baby Face Nelsona (to akurat im wyszło), Shelley Winters jako dzierżącą pistolet maszynowy Ma Barker i młodego Roberta De Niro jako jednego z jej synów. Dla niego oni wszyscy byli śmiesznymi hollywoodzkimi fantazjami, nieprawdziwymi postaciami w sztucznym świecie. W tym momencie stary człowiek z rezygnacją potrząsał głową. Wyciągnięty nocą na kanapie, popijając jacka danielsa i łykając pigułki, myślał z irytacją, że przecież to wszystko wydarzyło się naprawdę. Nie w jakimś urojonym świecie, nie w filmach, ale w środku Stanów Zjednoczonych -w Chicago, w St. Paul, w Dallas, w Cleveland. Prawda tamtych wydarzeń gdzieś uleciała, została zapomniana, tak jak on. Dillinger, Floyd, Nelson, Bonnie i Clyde, Ma Barker... Znał ich wszystkich. Był ostatnim, który pozostał przy życiu. Przeżył nawet samego Hoovera. Hoovera. Pieprzonego Hoovera. Pochylił się, sięgając po buteleczkę z pigułkami. 1 PRELUDIUM DO WOJNY Wiosna 1933 Strona 10 Waszyngton DI. 4 marca 1933, sobota Ranek był równie ponury jak sytuacja panująca w kraju od pewnego czasu. Szare chmury wisiały nisko nad miastem, szarpane północnym wiatrem i falami ulewy. Sto tysięcy ludzi stało przed Kapitolem i czekało. Wśród tłumu panowało przygnębienie i niepokój. Niektórzy wskazywali na szczyty dachów. •Co to jest, to co wygląda jak małe klatki? - spytał ktoś. •Karabiny maszynowe - odpowiedziała jakaś kobieta1. Wrażenie kryzysu potęgował widok zdenerwowanych młodych żołnierzy, którzy stali na rogach ulic z bronią gotową do strzału. „Atmosfera była jak w stolicy udręczonej wojną", pisał Arthur Krock w „New York Timesie". Trafne porównanie. Rzeczywiście można się było czuć jak podczas wojny. Ludzie byli wstrząśnięci do głębi. Kraj, który znali - syta i szczęśliwa Ameryka epoki jazzu, nielegalnych wyszynków, zabawy i mieszanych drinków - zniknął, zniszczony tak całkowicie, jakby go zmiotły z powierzchni ziemi bomby wroga. Kobiety, które dawniej całymi wieczorami tańczyły charlestona, teraz powłóczyły nogami w kolejkach za chlebem, brudne i pobawione nadziei. Ojcowie, którzy utopili oszczędności na giełdzie, teraz przesiadywali w rynsztokach, żebrząc o garść drobnych. Rozległ się dźwięk trąbki. Wszystkie głowy się odwróciły. Prezydent elekt niepewnym krokiem wszedł na wyłożony bordowym dywanem podest. Przewodniczący Sądu Najwyższego Charles Evan Hughes odczytał treść przysięgi. 27 Strona 11 Kiedy skończył, Franklin Delano Roosevelt wszedł na mównicę i mocno się jej chwycił. Twarz miał posępną. - Pozwólcie, że wyrażę swoje głębokie przekonanie, iż jedyną rzeczą, jakiej musimy się lękać, jest sam strach - zaczął. - Nienazwany, nieracjonalny, nieuzasadniony, paraliżujący wysiłki, niezbędne, by porażkę zmienić w postęp. - Rozejrzał się po tłumie. - Ten naród domaga się działania, i to działania natychmiastowego. Musimy działać jak dobrze wyszkolona i lojalna armia gotowa do poświęceń dla dobra powszechnej dyscypliny... Mam zamiar poprosić Kongres o ten jedyny instrument, jaki pozostał do walki z kryzysem: szeroką władzę wykonawczą, żeby wydać wojnę zagrożeniu, tak szeroką jak władza, jaką bym otrzymał, gdybyśmy zostali napadnięci przez wroga z zewnątrz. Po zakończeniu przemowy, kiedy prezydent z powrotem zniknął w Kapitolu, mało kto czuł się podniesiony na duchu. Wielu przestraszyła wzmianka o wojnie. Rozmawiano o stanie wojennym, anarchii, dyktaturze. Niewielu rozumiało, jaki rodzaj wojny prezydent miał na myśli. Wszystko wydawało się możliwe. Tamtego ranka nikt nie mógł wiedzieć, że wojna zapowiadana metaforycznie przez Roosevelta oznacza prawdziwą strzelaninę, krew i śmierć na amerykańskiej ziemi. Że będzie się toczyć na wielkim obszarze środkowej części kraju; zacznie się na stacji kolejowej w Kansas City, a potem obejmie ulice Chicago, otoczone sosnami domki w północnym Wisconsin, umęczone burzami piaskowymi farmy w Oklahomie oraz inne miejsca rozsiane od Atlantic City po Dallas i od St. Paul po Florydę. Będą w niej walczyć nie żołnierze, lecz inna armia rządu federalnego, mało znane ramię Departamentu Sprawiedliwości, kierowane przez równie mało Strona 12 znanego biurokratę Johna Edgara Hoovera. Człowiek ten w ciągu krótkich dwudziestu miesięcy, zaczynając praktycznie od niczego, wytropił i upolował całe zastępy bandytów, których wyczyny miały się stać narodową operą mydlaną, a potem legendą. Kiedy patrzy się na wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat przez pryzmat brukowych powieści i nieudanych filmów gangsterskich, można je postrzegać jako swoisty folklor, nadawać im otoczkę mitu. Dla pokolenia Amerykanów wychowanych po drugiej wojnie światowej postacie kryminalistów, takich jak Charles Pretty Boy Floyd, Baby Face Nelson, Ma Barker, John Dillinger i Clyde Barrow, nie są ani 28 trochę bardziej realne od Luke'a Skywalkera czy Indiany Jonesa. Ich historie, przez dziesiątki lat mielone w trybach popkultury, zatraciły wszelki realizm do tego stopnia, że niewielu Amerykanów dzisiaj wie, kim naprawdę byli ci ludzie, a jeszcze mniej jest takich, którzy wiedzą, że oni wszyscy zyskali swą mroczną sławę w tym samym czasie. Istnieli naprawdę. Clyde Barrow, drobny złodziejaszek z Dallas, który z czasem stał się wielokrotnym mordercą, urodził się w 1909, w tym samym roku co Barry Goldwater i Ethel Merman. Gdyby żył, miałby sześćdziesiąt pięć lat, kiedy Richard Nixon zrezygnował z prezydentury, i jako starzejący się rentier spędzałby wieczory w fotelu z podnóżkiem, śmiejąc się z Archiego Bunkera. Wdowa po Baby Face Nelsonie zmarła w 1987, po latach doglądania wnuków zapatrzonych na MTV. Wdowa po Machinę Gun Kellym zmarła w Tulsie w 1985, przesiedziawszy wcześniej dwadzieścia pięć lat w więzieniu. Wciąż żyją ludzie, którzy chowali się pod ladą kasy, kiedy Dillinger rabował ich bank, którzy widzieli, jak Strona 13 Bonnie i Clyde strzelali do niewinnych szeryfów, czy rzucali piłkami baseballowymi z Baby Face Nelsonem. Kelly i Floyd spłodzili potomstwo, które nadal opowiada historię swoich rodziców. Straszono nimi dzieci, które wyrosły na Greatest Generation. Wiosną 1933, kiedy ludzie tacy jak John Dillinger wkraczali na narodową scenę, dwudziestodwuletni Ronald Reagan relacjonował międzyuczelniane rozgrywki baseballowe w radiu WHO w Des Moines, dwudziestoletni Richard Nixon grał w sztukach wystawianych przez Whittier College w południowej Kalifornii, a dwóch trzecioklasistów, James Earl Carter w Plains w Georgii i George Herbert Bush w Greenwich w Connecticut uczyli się tabliczki mnożenia. Na licealnych wieczorkach w Hoboken w stanie New Jersey dziewczęta tańczyły do melodii śpiewanych przez siedemnastoletniego Franka Sinatrę. A w domu przy Hudson Avenue w Evanston w Illinois wyjątkowo ruchliwy dziewięciolatek Marlon Brando uczył się boksować. Jednak ponieważ ci i inni przedstawiciele tamtego pokolenia schodzą ze sceny, trudno sobie wyobrazić czasy, kiedy znani z nazwisk przestępcy trzymali w szachu XX-wieczną Amerykę. W świecie telefonów komórkowych, zakupów przez Internet oraz bomb sterowanych laserem gangsterzy rabujący banki i siejący grozę w całym kraju wydają się dziwni i nieprawdziwi, przypominają postacie z opowieści o Dzikim Zachodzie. Ale to się nie działo na Dzikim Zachodzie. To była 29 Ameryka roku 1933, osiem lat przed Pearl Harbor, dwanaście przed Hiroszimą, dwadzieścia trzy lata przed Elvisem, trzydzieści trzy przed Woodstock. Mimo wszystkich powierzchownych kontrastów - nie było Strona 14 Internetu, telewizji, kamer na podczerwień ani obrazu uzyskiwanego przez satelitę - Ameryka w 1933 roku nie różniła się aż tak bardzo od dzisiejszej. Rozmowy międzymiastowe nie stanowiły problemu. Istniały połączenia lotnicze; zarówno policjantom, jak i gangsterom zdarzało się latać do pracy. Najbardziej wpływowe publikacje ukazywały się w dzienniku „New York Times" i tygodniku „Time". Mężczyźni i kobiety ubierali się mniej więcej tak jak obecnie; jedyną różnicę stanowiło upodobanie do kapeluszy - panowie nosili filcowe z rowkiem i wywijanym rondem lub zawsze modne panamy, damy paradowały w nakryciach głowy bogato zdobionych koronkami, natomiast zwykłe dziewczyny naciągały nisko na czoło proste obcisłe kapelusiki. Główny nurt kultury wyznaczały filmy hollywoodzkie; tamtej wiosny popularnością cieszył się Frankenstein z Borisem Karloffem, pierwszy Tarzan z Johnnym Weismullerem oraz Dr Jekyll i Mr Hyde. Listę bestsellerowych książek otwierał Bunt na Bounty. Radio miało się całkiem dobrze, ale tylko w niespełna połowie domów w kraju znajdował się odbiornik. Pierwsze miesiące 1933 roku były szczególne dlatego, że tak wielu Amerykanów z braku pieniędzy nie mogło korzystać z tych wszystkich atrakcji. Krach na giełdzie w 1929 doprowadził do zapaści ekonomicznej . Setki tysięcy ludzi straciło pracę. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że tamtej wiosny recesja osiągnęła dno. Dzielnice slumsów ciągnęły się wzdłuż Potomaku, pod Riverside Drive w Nowym Jorku, a także w Chicago, Bostonie i San Francisco. Tysiące rodzin, w tym cały legion obdartych dzieci, prowadziło wędrowne życie w wagonach kolejowych przemierzających Środkowy Zachód, szukając w kolejnych miastach Strona 15 pomyślnego losu, którego jednak nie sposób było nigdzie znaleźć. W Waszyngtonie odbywały się manifestacje, czasami gwałtowne; zdarzało się, że używano czołgów i wojska do rozganiania mężczyzn rozpaczliwie domagających się pracy. Wzbierał gniew. Ludzie obwiniali rząd. Obwiniali banki. Kiedy Roosevelt wygłaszał swoją mowę inauguracyjną tamtego wilgotnego ranka, grupa urzędników rządowych w ciemnych garniturach słuchała go skupiona wokół radia w biurze na trzecim piętrze 30 na rogu Vermont i K Street w centrum Waszyngtonu. Mało kto poza najbliższymi rodzinami wiedział, czym się zajmują. Ich zwierzchnikiem był masywny trzydziestoośmioletni mężczyzna z oczami jak paciorki, spłaszczonym nosem i workami pod oczyma. Często porównywano go do buldoga. Tamtego ranka J. Edgar Hoover myślał głównie o tym, żeby utrzymać posadę. Obecnie, poprawie czterdziestu latach od jego śmierci w 1972 roku, trudno pamiętać czasy, kiedy Hoover nie był jeszcze potężnym człowiekiem, którego tajnych akt obawiali się amerykańscy prezydenci, który wspierał komisję senatora Josepha McCarthy'ego, który rozpracowywał różne ważne postacie, od Martina Luthera Kinga przez Algera Hissa po Rosenbergów. Przez cztery dziesięciolecia Hoover był najważniejszą figurą w amerykańskich służbach egzekwujących prze- strzeganie prawa; nikt mu nie dorównał, jako że sam stworzył pierwsze narodowe siły policyjne. Jego spuściznę ocenia się niejednoznacznie, jego samego również. Przed Hooverem przestrzeganiem prawa w Ameryce Strona 16 zajmowała się armia lokalnych szeryfów na prowincji i wydziały policji w miastach, często skażone korupcją. Hoover wprowadził skuteczność, profesjonalizm i centralne zarządzanie, zasady, według których system działa do dzisiaj. Jednakże na jego niewątpliwe zasługi położyły się cieniem późniejsze nadużycia władzy - szeroko stosowana nielegalna inwigilacja, włamania i prześladowanie organizacji walczących o przestrzeganie praw obywatelskich. Władza Hoovera nie narastała stopniowo. Wybuchła podczas wielkiej fali zbrodni w latach 1933-34. Wszedł w ten okres jako anonimowy funkcjonariusz szczebla federalnego, którego biuro próbowało się otrząsnąć z dawnych skandali. W ciągu dwudziestu miesięcy stał się bohaterem narodowym, jego nazwisko pojawiało się w filmach, książkach i komiksach. Obecne FBI powstało w sześćset dni. Ta książka jest o tym, jak to się stało. Tamtego ranka Hoover był dyrektorem Biura Śledczego Departamentu Sprawiedliwości. Nie Federalnego Biura Śledczego; tę nazwę miało otrzymać dopiero dwa lata później*. Piastował swe stanowisko od dziewięciu lat, od 1924, ale miał wrogów, wielu wrogów, i ludzie Roosevelta dawali jasno do zrozumienia, że prawdopodobnie zastąpi go ktoś inny. Ostateczną decyzję miał podjąć nowy proku- * Dla ułatwienia w całej książce będzie określane jako FBI. 31 rator generalny, zdeklarowany przeciwnik Hoovera, Thomas Walsh. Tamtego czwartku, dwa dni przed wystąpieniem Roosevelta, Walsh, siedemdziesięciodwuletni senator z Montany, wsiadł do pociągu relacji Miami-Waszyngton ze swoją nowo poślubioną młodziutką małżonką. W Strona 17 piątek rano pani Walsh obudziła się w kolejowym przedziale i stwierdziła, że jej mąż nie żyje; w stolicy szeptano, że stary senator zszedł na skutek zbyt intensywnych wysiłków seksualnych. Dla Hoovera oznaczało to ulgę, ale jedynie tymczasową. Po wszystkim, co osiągnął przez ostatnie dziewięć lat, wstrętną była mu myśl, że jego los zależy od zwykłych polityków. Gdyby nie on, Biuro Śledcze mogło zostać zlikwidowane kilka lat wcześniej. Była to niewielka instytucja, „biurokratyczny bękart" według określenia jednego z krytyków, odpowiedzialna za dochodzenia w różnorodnych przestępstwach federalnych, obejmujących między innymi działalność wywrotową, międzystanową kradzież samochodów, ucieczki z więzień oraz łamanie prawa w rezerwatach Indian. Jeden z pisarzy nazwał ją „agencją detek- tywistyczną od dziwnych zadań, o rozmytych granicach władzy i odpo- wiedzialności". Agenci Hoovera nie mieli uprawnień do dokonywania aresztowań; jeśli chcieli zrobić obławę, musieli brać ze sobą miejscowych policjantów. Nie nosili też broni - wynikało to nie z prawa, lecz z przyjętej zasady działania, jako że Hoover wzorował się na Scotland Yardzie. Jego ludzie byli śledczymi, nie policjantami. Jego doradcy używali określenia „poszukiwacze faktów". Biuro miało paskudną przeszłość. Utworzone w 1908 roku w celu zbadania sprawy pogwałcenia ustawy antytrustowej, w ciągu następnych piętnastu lat stało się siedliskiem nepotyzmu i korupcji. We wczesnych latach dwudziestych jego agenci, rozsiani po pięćdziesięciu biurach krajowych, zatrudniani byli głównie na polecenie różnych polityków. Spośród pracujących tam ludzi największą niesławą okrył się niejaki Gaston Means, który szantażował kongresmanów, sprzedawał Strona 18 przemytnikom licencje na alkohol i handlował prezydenckimi ułaskawieniami. W następstwie dochodzenia przeprowadzonego przez Kongres w połowie lat dwudziestych Biuro otrzymało złośliwy przydomek „departamentu łatwych cnót". W dniu, kiedy powołano go w roku 1924 na stanowisko, żeby wprowadził porządek w Biurze, Hoover był spokojnym dwudziesto- dziewięcioletnim prawnikiem w służbie rządowej, nadal mieszkającym z kochającą matką w domu, w którym się wychował, piętrowym 32 budynku z gzymsami przy Steward Square w sąsiedztwie Wzgórza Kapitolskiego w Waszyngtonie. Jako chłopiec jąkał się, ale przezwyciężył tę ułomność, ucząc się szybko mówić, tak szybko, że niejedna stenotypistka nie mogła za nim nadążyć. Schludny, uważny i zdyscy- plinowany, dorastał w otoczeniu urzędników państwowych na łonie waszyngtońskiej biurokracji. Raczej nie było wątpliwości, że idąc śladem ojca, kreślarza w U.S. Coast and Geodetic Survey (instytucji przygotowującej mapy), zwiąże swą zawodową przyszłość z rządem. Studiował wieczorowo w Wyższej Szkole Prawa im. Jerzego Waszyngtona, gdzie należał do bractwa Kappa Alfa; w dzień pracował jako goniec w dziale zamówień Biblioteki Kongresu. W 1916 uzyskał tytuł bakałarza, a rok później magisterium z prawa i w tym samym roku został przyjęty do stowarzyszenia prawników Dystryktu Kolumbia. W lipcu 1917 podjął pracę jako urzędnik w Departamencie Sprawiedliwości. Wielu z pracujących tam młodych obiecujących prawników odeszło, by wstąpić do wojska. Hoover, zawsze nienagannie ubrany i diabelnie pedantyczny, wyróżniał się i w ciągu pierwszych sześciu Strona 19 miesięcy dwukrotnie go awansowano. Zaczął pracować w wydziale do spraw rejestracji cudzoziemców i szybko piął się w górę; w 1919 roku, w wieku 24 lat, był już szefem nowo utworzonego General Intelligence Division, zajmującego się prześladowaniem radykałów związkowych, anarchistów i komunistów. Został wysoko oceniony (i poproszony o pierwszy wywiad dla „New York Timesa") jako inicjator i organizator przeprowadzonych w styczniu 1920, jednocześnie w trzydziestu trzech miastach, ataków na komunistów, które doprowadziły do aresztowania ponad trzech tysięcy osób. W sierpniu 1921 otrzymał nowe stanowisko, o które usilnie zabiegał - zastępcy dyrektora Biura Śledczego. Po zbadaniu przez Senat działalności Biura w 1924 jego szef złożył dymisję i został postawiony w stan oskarżenia, podobnie jak prokurator generalny. Nowy prokurator generalny, Harlan Fiske Stone, nie wiedział, co zrobić z Biurem. Sporządzał odręczne notatki na temat swojego problemu: „pełne ludzi o złych notowaniach... wielu skazanych za różne przestępstwa... ogólne bezprawie... agenci stosują brutalne praktyki i zachowują się jak tyrani" 2 . Stone nie miał pojęcia, kto mógłby zreformować tego rodzaju instytucję. Jeden ze znajomych podsunął mu kandydaturę Hoovera. Hoover był młody, ale uczciwy i pracowity. Stone zasięgnął języka, spodobało mu się to, co usłyszał, 33 i 10 maja 1924 roku wezwał Hoovera do siebie, żeby powierzyć mu tymczasowo kierowanie Biurem. Pierwszym i najważniejszym celem, jaki wyznaczył sobie Hoover, było przekształcenie zespołu agentów terenowych (których w 1929 roku było 339). Miał jasną wizję: chciał zatrudniać młodych, energicznych białych Strona 20 mężczyzn pomiędzy dwudziestym piątym a trzydziestym piątym rokiem życia, z wykształceniem prawniczym, schludnych, wygadanych, bystrych i pochodzących z porządnych rodzin, czyli takich jak on. I to mu się udało. Dosłownie w kilka tygodni pozbył się zbędnego balastu, skończył z protekcją i ustanowił merytokrację. Kandydatów oceniano pod kątem „ogólnej inteligencji", „zachowania podczas rozmowy o pracę" oraz „prezencji osobistej". Ta ostatnia mogła być: „schludna", „krzykliwa", „nędzna" lub „nieporządna". Hoover sprawował władzę absolutną. Podwładni się go bali. W pla- cówkach terenowych pojawiały się bez uprzedzenia zespoły kontrolne, spisujące każdego, kto spóźnił się do pracy choćby minutę. Hoover nie tolerował lenistwa, niechlujstwa ani żadnych odstępstw od nowych zasad, które wprowadzano do każdego biura w terenie, dowodzonego przez szefa agentów specjalnych, SAC (w 1929 było ich dwudziestu pięciu). Najmniejsze naruszenie przepisów mogło skutkować utratą pracy; kiedy SAC z Denver zaproponował gościowi coś do picia, został wyrzucony. - Chcę, żeby opinia publiczna postrzegała Biuro Śledcze i Departament Sprawiedliwości jako grupę dżentelmenów - oświadczył Hoover publicznie w 1929 roku. -Ajeśli zatrudnieni tam ludzie nie będą potrafili temu sprostać, to ich pozwalniam. Ci, którzy sprostali i zostali zatrudnieni przez Hoovera, byli do siebie podobni. Wielu z nich pochodziło z Południa. Wielu ukończyło tę samą uczelnię co Hoover - Wyższą Szkołę Prawa im. Jerzego Waszyngtona - i należało do bractwa Kappa Alfa. Pomarszczony zastępca Hoovera, jego prawa ręka, Herold „Pop" Nathan, administrator Biura do 1917 roku, był członkiem Kappa Alfa; przez lata był też jedynym Żydem w Biurze.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!