Brenden Laila - Hannah 01 - Wybór

Szczegóły
Tytuł Brenden Laila - Hannah 01 - Wybór
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Brenden Laila - Hannah 01 - Wybór PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Brenden Laila - Hannah 01 - Wybór PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Brenden Laila - Hannah 01 - Wybór - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Laila Brenden Wybór Przekład Anna Marciniakówna Strona 2 Tytuł oryginału norweskiego: Yalget Ilustracja na okładce: Jotinny Palilsson Projekt okładki: Wiesław Galach Korekta: BAP-PRESS Drogi Czytelniku, Copyrighit @ 2003 by Bladkompaniet AS Copyright this edition @ 2009 by BAP-PRESS Published by agreement with Schibsted Forlag AS AU Rights Resenred Dawno, dawno temu, kiedy wycie wilków unosiło się nad pustkowiem Hemsedal, a niedźwiedzie zakradały się do obór, do doliny przybył młody chłopak z zachodu, by Wydawca: szukać tutaj środków do życia. Po dziadku odziedziczył Axel Springer Polska Sp. z o.o. zdolność przewidywania przyszłości, która pomagała mu 02-672 Warszawa w dokonywaniu mądrych wyborów. Młodzieniec radził so­ ul. Domaniewska 52 bie bardzo dobrze, a wkrótce ożenił się z piękną dziewczy­ www.axelspringer.pl ną ze wsi. Niedługo potem w domu pojawiły się dzieci. ISBN 978-83-7558-532-2 Dzieci dorastały i ojciec z przyjemnością patrzył, jak ISBN 978-83-7558-533-9 zakładają własne gniazda, i jak rodzina rozprzestrzenia się szeroko po okolicy. Żadne z jego dzieci nie odziedziczyło jednak tych zdolności, które przekazał mu dziadek, wyglą­ BAP-PRESS dało na to, że nikt z potomków nie będzie ich posiadał. 05-420 Józefów Kiedy nasz bohater wydawał ostatnie tchnienie, nie wie­ ul. Godebskiego 33 dział, że jego prawnuk, jeden z braci bliźniaków otrzymał www.bappress.com.pl jednak w darze jego zdolności. ISBN 978-83-7602-058-7 Opowieść o H a n n a h powstała jedynie w mojej wy­ ISBN 978-83-7602-062-4 obraźni. Możemy wprawdzie w gminnych księgach wy­ Informacja o książkach z serii: „Hannah" czytać, że niegdyś żyła tu żebraczka imieniem Barbo, oraz Infolinia: 022 358 62 06 że w Hemsedal mieszkał pewien człowiek o przezwisku Internet: www.fakt.literia.pl Psiarz, ale historię tych postaci wymyśliłam sama. Uży­ wam w książce nazw miejscowych, które jeszcze i dzisiaj Skład: BAP-PRESS istnieją w Hemsedal i w Danii, robię tak dlatego, by przy­ Druk: Norhaven A/S, Dania bliżyć moją opowieść do historii. Podkreślam jednak, że żadna z osób, o których piszę w moich książkach, nie ma Strona 3 nic wspólnego z rzeczywistością. Natomiast nazwy miej­ scowe oraz opisy przyrody w Hemsedal i Danii są jak naj­ bardziej prawdziwe. Posiadłość w Danii opisałam na podstawie majątku ist­ niejącego do dzisiaj. Zmieniłam trochę opis otoczenia, ale wiele szczegółów odpowiada prawdzie. Rozdział 1 Historię o H a n n a h napisałam z miłości do Hemsedal, wsi, która jest mi bardzo droga. Potarła dłonią spocone czoło. Szorstkie palce przesu­ Z pozdrowieniami nęły się po ogorzałej skórze i natychmiast też zrobiły się Laila lepkie od wilgoci. Dzień był pochmurny i duszny, nie było czym oddychać. Hemsedal, nieduża wieś między wschodem i zacho­ dem, tam, gdzie rzeki się rozdzielają i każda zaczyna pły­ nąć w swoją stronę. Jedna jako Heimsila podąża w dół ku Hallingdal. Druga znajduje ujście w słonych wodach fior­ du między stromymi górami koło Laerdalsoyri. Miało się na burzę, sinoczarne chmury zbierały się na niebie ponad doliną. Ludzie w pośpiechu wprowadzali pod dach wozy, chowali narzędzia, wszędzie starannie za­ mykano drzwi i okna. H a n n a h ukończyła pracę przy krosnach, ale jakoś nie miała jeszcze ochoty odcinać osnowy. Przymknęła powie­ ki. Można z tym poczekać do jutra. N i c nie sprawia ta­ kiego wrażenia pustki, jak krosna bez osnowy. Zerknęła pospiesznie przez okno w stronę opuszczo­ nych zabudowań po tamtej stronie pól. Małe budynki z drewnianych bali jakby dostały oczu. Mroczne, pozba­ wione życia gapiły się uporczywie, jak to tylko opuszczo­ ne domy potrafią. Kiedy stary Mekkel umarł tak nagle, w duszy H a n n a h pojawiło się straszne podejrzenie, choć wszyscy inni uważali, że zmarł w wyniku tragicznego zbie­ gu okoliczności, któremu sam był winien. Przeniknął ją dreszcz, odsunęła taboret na miejsce pod krosnami. U t k a ł a sztukę pięknego kraciastego płótna, z którego m o ż n a będzie uszyć pościelową bieliznę. Strona 4 Uśmiechała się zadowolona z pracy, ale zawsze jest jej rzenia o miłości ponad wszystko przekonywały ją, że po­ trochę przykro, kiedy ostatnia nić zostaje odcięta, a ręce stępuje słusznie. Szła za głosem serca bardzo dumna z te­ bezczynnie spoczywają na podołku. go, że zdobyła najwspanialszego kawalera ze wsi, w do­ H a n n a h zamknęła drzwi izby i wyszła na ganek. Cięż­ datku dziedzica dworu. Tak było wtedy. kie, ciemne chmury piętrzyły się nad stromą górską ścianą H a n n a h westchnęła. tuż za dworem, a w oddali słychać było przeciągły grzmot. Nagle z zamyślenia wyrwał ją ogłuszający huk grzmotu. Potężne góry trwały w przytłaczającej ciszy, której teraz Szybkim krokiem ruszyła ku przeznaczonej na bieliznę nie przerywał nawet krótki, ostry krzyk orła. skrzyni w korytarzu, ale nie uszła daleko, bo nogi się pod nią Pobiegła przez dziedziniec, by zebrać pranie ze sznura ugięły, a krew odpłynęła z twarzy. Od strony sieni pojawiła rozwieszonego między warsztatem stolarskim i spichle­ się jakaś ogromna postać. Milczący, z twarzą ukrytą w cie­ rzem. Lepiej to schować, zanim spadnie deszcz i wszystko niu, obcy mężczyzna robił straszne wrażenie. Hannah opar­ od nowa zmoczy. ła się na moment o ścianę i przymknęła oczy. Potem jednak Ledwo zdążyła wbiec do domu z naręczem suchego pra­ wyprostowała się i patrzyła na kapelusz nieznajomego, z któ­ nia, gdy spadły pierwsze wielkie krople deszczu, a owce rego ciekła woda, tworząc na podłodze wielką kałużę. zbiły się w gromadkę pod ścianą stodoły. - Proszę mi wybaczyć. N i e chciałem pani przestraszyć. H a n n a h nie lubiła być tak długo sama, ale trzy dni te­ Pukałem, ale nikt nie odpowiadał, pchnąłem więc drzwi. mu mąż z bliźniakami wybrał się na targ do Laerdal i moż­ Mężczyzna miał głęboki, trochę szorstki, ale przyjemny na się ich spodziewać najwcześniej w przyszłym tygodniu. głos. Służący, Simen i Mari, pojechali do Al, bo przyszła wia­ - Zaskoczył mnie deszcz, szukam schronienia, dopóki domość, że matka Mari jest umierająca. Pożyczyli konia najgorsze nie minie. i H a n n a h miała nadzieję, że dotarli na czas, by Mari mog­ A ponieważ gospodyni milczała, dodał: ła pożegnać się z matką. - Będę wdzięczny nawet za jakiś stołek w sieni, jeśli to Owce sprowadzono już z gór, krowy wyskubują reszt­ możliwe. ki zielonej trawy koło zabudowań, dolina przygotowuje H a n n a h powoli odzyskiwała rumieńce, zdołała się opa­ się do długiej zimy. H a n n a h z niepokojem pomyślała nować. o nadchodzących chłodach. D o m y po tamtej stronie nie­ - O c h nie, proszę, niech pan wejdzie i usiądzie wygodnie wielkich poletek, leżące tuż obok wysokich, ciemnych - ruchem głowy wskazała drzwi do izby, sama pospiesznie świerków, przypominają jej nieustannie, że życie tutaj, układała czystą pościel w wielkiej duńskiej skrzyni z dębo­ w górach, jest dla silnych ludzi. Ze smutnym uśmiechem wego drewna. Drgnęła, gdy wieko opadło, i sama siebie mu­ na wargach przypomniała sobie czasy sprzed szesnastu, siała przywołać do porządku. Tu nie ma się czego bać, prze­ wkrótce siedemnastu laty, kiedy zakochana bujała w ob­ ciwnie, przynajmniej na trochę będzie mieć towarzystwo. łokach przekonana, że podoła wszystkiemu. Pełne zajęć - Co sprowadza obcych w nasze strony? - spytała, ocie­ dni wiejskiej gospodyni wcale jej nie przerażały, surowe rając spocone dłonie o spódnicę. - Nieczęsto miewamy tu zimy i ponure góry też nie. Oddała bez reszty swoje mło­ takie odwiedziny. de serce przystojnemu Engebretowi i nie zamierzała wra­ Pod niskim sufitem izby mężczyzna wydawał się cać do rodzinnej posiadłości w Danii. Młodzieńcze ma- ogromny, H a n n a h pomyślała, że musi mieć ze dwa metry. 8 Strona 5 Wskazała mu miejsce przy długim stole, a kiedy usiadł, H a n n a h uśmiechnęła się, jej podejrzenia się potwier­ w pomieszczeniu zrobiło się przestronniej. dziły. O t o odwiedził ją krajan. Jasna, mokra grzywka opadała niesfornie na czoło, - Pochodzę z Danii, miałem wielką ochotę zobaczyć ogorzała twarz uśmiechała się do H a n n a h . dzikie norweskie góry - tłumaczył gość, wciąż ściskając rę­ - No tak, rozumiem. Miejsce rzeczywiście nie leży przy kę Hannah. ruchliwej drodze. - Gość wyglądał przez małe okienka. - H a n n a h Birgitte Sorholm. - Przedstawiła się panień­ Rozciągał się stąd widok aż na drugą stronę doliny, bo las skim nazwiskiem, dźwięcznym głosem, z naciskiem wy­ został w wielu miejscach wykarczowany, by powiększyć powiedziała: Birgitte Sorholm. - Witaj w Rudningen - do­ pola. D r o g a n a t o m i a s t wiodła niżej, przecinała wieś dała i zaprosiła gościa do stołu. wzdłuż rzeki. O tej porze roku Heimsila płynie spokoj­ Kiedy usiedli, poczuła się radośnie ożywiona. Gość sie­ nie, ale przy wiosennych roztopach ona też potrafi poka­ dział z twarzą zwróconą w stronę okna z widokem na do­ zać silę. Z Rudningen trzeba iść dobre pół godziny leśną linę. O n a naprzeciwko. dróżką, by dotrzeć do traktu, ale H a n n a h była z tego rada. - Dzisiaj mamy pochmurny dzień, ale okno wychodzi N i e musi się niepokoić odwiedzinami włóczęgów, którzy na wschód, bywają tu piękne słoneczne poranki. - Han­ od czasu do czasu przychodzą tutaj zza gór. nah zabawiała gościa. Opowiadała mu o parze orłów, któ­ - Tak, to prawda - H a n n a h zwlekała z odpowiedzią. Ale re założyły gniazdo na stromej górskiej ścianie tuż za co miałaby mówić? dworem, o życiu w letniej zagrodzie, o rybnym jeziorku Intensywnie niebieskie oczy mrużyły się przed nią. Obcy w górach i o tym, że we wsi szykuje się wielkie wesele. robił wrażenie rozbawonego. Osiem par weźmie ślub tego samego dnia, a to oznacza, H a n n a h zarumieniła się i spuściła wzrok. Coś w głosie że niemal cała wieś będzie się bawić. tego jasnowłosego obudziło w niej tęsknotę. Wspomnie­ Flemming chwalił jedzenie, słuchał uważnie, co Han­ nia zepchnięte bardzo głęboko zaczynały się budzić, Han­ nah mówi i od czasu do czasu przytakiwał. nah aż się paliła, by spytać, skąd gość pochodzi. - Powiedz mi jednak - spytał w końcu - jak to się dzie­ N i e zrobiła tego jednak, pobiegła do kuchni, przynios­ je, że pewna piękna gospodyni w Hemsedal tak znakomi­ ła śmietanę, ser i solone mięso. Z izby słyszała wolne kro­ cie mówi do duńsku? ki, gość zatrzymywał się, znowu chodził, a potem przy­ H a n n a h milczała. Naprawdę mówi znakomicie? Oczy­ stawał. Kiedy zaczęła nakrywać do stołu, on stał pochylo­ wiście, to przecież jej ojczysta mowa. Sama była zasko­ ny nad warsztatem tkackim. czona, jak łatwo jej przejść na duński po tylu latach. Do­ - To twoje dzieło? - Nie odwrócił się, wciąż uważnie lała gościowi piwa domowej roboty. studiował wzór. Flemming obserwował ją ukradkiem. Musi mieć jakieś - Oczywiście, moje. - H a n n a h sama słyszała, że odpo­ trzydzieści parę lat, pomyślał. Porusza się lekko i natural­ wiedź jest zbyt zwięzła i pospieszyła dodać: - Przeznaczę nie, a w jej zachowaniu jest coś, co budzi szacunek. płótno na bieliznę pościelową. Tego zawsze w domu mało. Pulchne policzki były rumiane, drobne zmarszczki wo­ - A tak, masz rację. - Mężczyzna podszedł do niej i wy­ kół oczu świadczyły o częstych uśmiechach i pracy na ciągnął rękę. - Nie przedstawiłem się, przepraszam, nazy­ dworze, ale delikatnie opuszczone kąciki ust mówiły o ży­ wam się Flemming Vilbo. ciu nie pozbawionym prób. Ciemne włosy wsunęła pod 10 11 Strona 6 kwiecisty czepek, szorstka spódnica i bluzka podobne by­ H a n n a h głośno przełknęła ślinę i uśmiechnęła się. ły do tych, które widywał w okolicznych wsiach. Mimo - Tak, w dzieciństwie niczego mi nie brakowało. Wszys­ to miał wrażenie, że tę kobietę otacza jasna poświata. cy o mnie dbali, naprawdę miałam beztroskie życie. Kiedy - Urodziłam się i wychowałam w Danii - H a n n a h za­ trochę podrosłam, mama coraz częściej wspominała, że po­ wahała się. Ile może mu powiedzieć? Co wie o jego inten­ winnyśmy odwiedzić dolinę w Norwegii, bym mogła po­ cjach? znać krewnych. Mama zaplanowała podróż na lato, kiedy - Coś takiego! - Flemming był szczerze zdumiony. - miałam skończyć siedemnaście lat. Cieszyłam się długo. A więc tak daleko od domu spotkałem rodaczkę! Jak to się Gromadziłam drobne prezenty dla tutejszej rodziny, ćwi­ stało, że żyjesz tutaj pośród wodospadów i górskich hal? czyłam z mamą język norweski i droczyłam się z ojcem, że H a n n a h musiała się roześmiać, widząc jego zapał, i za­ pewnie tutaj, w górach, znajdę sobie jakiegoś męża. nim zdążyła pomyśleć, już mu opowiadała, jak się znala­ W śmiechu H a n n a h słychać było domieszkę goryczy, zła w tej dolinie na północy. ale nie użalała się nad sobą. - Matka w swoim czasie wyjechała stąd do Christianii, Flemming słuchał w milczeniu. Przyglądał się gospo­ a potem do Kopenhagi w poszukiwaniu pracy. W Danii dyni. Kiedy H a n n a h mówiła, jej twarz nabierała życia. Ry­ wyszła za mojego ojca... i urodziła mnie. sy łagodniały, a oczy były niczym otwarta księga. Teraz H a n n a h zapatrzyła się w dal, wspominała swoje dzie­ znowu pociemniały, twarz spoważniała. ciństwo spędzone w rodzinnej posiadłości. - Dwa tygodnie przed wyjazdem doszło do nieszczę­ - Byłam jedynaczką, ale miałam wielu kuzynów. Za­ ścia. - H a n n a h opowiadała dalej, czując, jak dobrze robi wsze otaczali mnie ludzie. Jeszcze słyszę stukot końskich jej to, że może się wygadać. - Po przejażdżce koń mamy kopyt po bruku, kiedy wracamy z przejażdżki. Wszyscy spłoszył się w drodze do stajni. Stanął dęba i zanim kto­ musieliśmy uczyć się konnej jazdy, oczekiwano, że bę­ kolwiek podbiegł, żeby pomóc, mama spadła na bruk. Ja dziemy sobie znakomicie radzić z końmi. Mój był biało- zdążyłam ją zobaczyć, kiedy zamykała oczy, a cieniutka brązowy, nazwałam go Blessen. strużka krwi wypływała spod włosów. Zaraz jednak ktoś H a n n a h znalazła się znowu w rodzinnym domu. Czu­ mnie stamtąd zabrał. Wtedy widziałam mamę ostatni raz... ła zapach koni, słyszała śmiech chłopców stajennych i ła­ H a n n a h przypominała sobie wszystko, jakby to było godny głos matki, która zawsze pilnowała, by wszystko wczoraj. Poczuła ucisk w piersi, miała ochotę położyć gło­ było w porządku. wę na stole i płakać. O tych wspomnieniach nigdy niko­ O c h jak strasznie za nią tęskniła. Jak bardzo żałowała, mu nie mówiła, teraz rozumiała, jakie to było złe. Enge- że nie mogły przeżyć razem więcej czasu. W oczach Han­ bret powtarzał, że powinna przeszłość zostawić za sobą nah zaszkliły się łzy. i zapomnieć, co się stało. Ale czy człowiek może uciec od W niewielkiej wiejskiej izbie zapadła cisza. Flemming swojej przeszłości? C z y ktokolwiek mógłby odrzucić widział tęsknotę w jasnej twarzy gospodyni i zrozumiał, przeżycia, które tak bardzo wryły się w pamięć? H a n n a h że wspomnienia sprawiają jej ból. wiedziała, że to niemożliwe. I teraz zdała sobie sprawę, - Sorholm - rzekł niepewnie. - To przecież nazwa po­ jak bardzo przez te wszystkie lata tęskniła za kimś, z kim pularna w kręgach duńskiej szlachty. Dobrze znam d o m mogłaby porozmawiać. twojego dzieciństwa. Poczuła delikatną rękę na swojej dłoni. 12 13 Strona 7 - Opowiedz mi o tym, ale tylko pod warunkiem, że sa­ kańcy doliny wiedli własne życie w swoim zamkniętym ma tego chcesz. świecie. Ja często bywałam zapraszana w gości, wszyscy Ciepły głos Flemminga łagodził cierpienie. Na dworze chcieli słuchać nowin ze stolicy. Czułam się wspaniale zrobiło się ciemno, za oknami stała ściana deszczu. Han- w kontakcie z tą zdrową naturą, ze zwierzętami i z pracą, nali pomyślała o inwentarzu, ale do wieczornego udoju zo­ w której szybko zaczęłam uczestniczyć. stało jeszcze trochę czasu. Teraz, kiedy Simena i Mari nie H a n n a h odwróciła się i wskazała głową w stronę doli­ ma w domu, H a n n a h musi się wszystkim zajmować sama. ny. Było zbyt ciemno, deszcz przesłaniał widok, nie mog­ - Ojciec był niepocieszony i kazał konia zastrzelić, li zobaczyć ani samej doliny, ani hal po tamtej stronie. choć to przecież życia mamie nie wróciło. Ja rozchorowa­ - Tam dalej, w Jordheim oraz we dworach Troym mia­ łam się z żalu, schudłam, zrobiłam się blada, ale powoli, łam wujów i ciotki, którzy otworzyli przede mną swoje do­ powoli życie zaczęło wracać do normy. Nie chciałam już my i serca. I kiedy wieczorem po długim dniu pracy kładłam jeździć konno, poza tym jednak wszystko w posiadłości się do łóżka, spałam tak dobrze jak nigdy przedtem. Szybko toczyło się zwykłym trybem. Ludzie starali się jak mogli przywykłam do tutejszych zwyczajów i warunków. mnie pocieszyć. To oczywiście bardzo pomagało, ale H a n n a h otrząsnęła się z zamyślenia. Niespokojne po­ przez żałobę musiałam przejść sama. I przechodziłam, tyl­ rykiwania krów przywoływały ją do rzeczywistości. Pora ko że strasznie wolno. obrządku. W rok po tych wydarzeniach ojciec uznał, że mimo Ostrożnie cofnęła rękę, choć czyniła to niechętnie. wszystko powinnam pojechać do Hemsedal, z wizytą do - Sama muszę dzisiaj zająć się oborą - powiedziała rodziny mamy. Byłam na tyle dorosła, by radzić sobie sa­ przepraszająco, zarzucając chustkę na ramiona. ma, a wolą mamy było, bym się spotkała z jej krewnymi. - A mogę pomóc? - Flemming także podniósł się z miejsca. Wyruszyłam więc z domu - no i jestem tutaj. - Hannah Musiała się uśmiechnąć, kiedy pomyślała, co on by też uniosła wzrok i napotkała dwoje pełnych współczucia oczu. umiał zrobić w oborze. N i m jednak zdążyła odpowiedzieć, - A co z twoim ojcem? - Flemming nadal trzymał dłoń on mówił dalej: na jej ręce. - Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie z tobą pójdę. - Zmarł nagle sześć tygodni po moim przybyciu do do­ Przyjechałem przecież tutaj, by bliżej poznać życie w do­ liny. Było po pogrzebie, kiedy wiadomość do mnie dotar­ linie, a teraz nadarza się świetna okazja. ła. - H a n n a h zdjęła czepek z głowy i ciemne, gęste loki H a n n a h milczała, ale kiedy biegła przez podwórze, by otoczyły jej twarz. otworzyć drzwi zwierzętom tłoczącym się przed oborą, Flemming uważał, że ona nie pasuje do tego miejsca, wiedziała, że wysoka postać dosłownie depcze jej po pię­ ale głośno tego nie powiedział. tach. Wielkie, parujące ciała, próbowały schronić się - Zostałam we wsi przyjęta bardzo dobrze - mówiła da­ przed deszczem pod okapem. lej - ale życie tutaj tak bardzo się różniło od warunków, Wkrótce krowy znalazły się każda w swojej zagrodzie, do jakich przywykłam. Wszyscy pracowali ciężko od rana ociekające wodą, dyszące. Otrząsały się niespokojnie, do wieczora, zadowalali się małym, a oszczędność była Hannah przyniosła stołek i drewniane wiadro. największą cnotą. Ludzie z miasta rzadko mieli powody, Grzmoty powtarzały się coraz częściej, cieszyła się więc, by tu przyjeżdżać, więc pod wieloma względami miesz- że ma towarzystwo. Flemming musiał pochylać głowę pod 14 15 Strona 8 niską powałą, gdy chodził spokojnie między zwierzętami. dobranoc. - Flemming głaskał ją po barku i ramieniu. - Oboje milczeli. A jak ty się czujesz? H a n n a h usiadła wygodnie na stołku z wiadrem między H a n n a h wolno przypominała sobie, co się stało. Rany kolanami. Wolno masowała wymię, po czym zaczęła ener­ boskie, jaka jestem głupia. Co sobie ten Duńczyk pomy­ gicznymi ruchami ściskać strzyki, a mleko, pieniąc się spły­ śli o moich gospodarskich umiejętnościach? wało do wiadra. H a n n a h lubiła doić. Oparła głowę o mo­ - Och, nienajgorzej. - Uśmiechnęła się i chciała usiąść. kry brzuch zwierzęcia, siedziała z przymkniętymi oczyma, Przejmujący ból w nodze zatrzymał ją jednak na posłaniu. a wiadro wolno napełniało się płynem. - Zrobiłem ci zimny okład na stopę. - Flemming po­ Flemming wolał nie burzyć miłej atmosfery rozmową. mógł jej usiąść. - Kiedy wrócą twoi domownicy? Od czasu do czasu odbierał tylko od niej pełne wiadro H a n n a h przygładziła włosy i drgnęła, bo kolejna błyska­ i przelewał mleko do dużej bańki. Bez słów. H a n n a h prze­ wica przemknęła po niebie. Czy to się nigdy nie skończy? nosiła stołek z jednej zagrody do drugiej i tak praca po­ - Dopiero pod koniec przyszłego tygodnia. Mój mąż suwała się do przodu. wyjechał, służący też. Właśnie kończyła z ostatnią krową, gdy gwałtowna błys­ Flemming patrzył na nią przestraszony. kawica rozdarła niebo, a zaraz potem huknął grzmot. Prze­ - Czy to znaczy, że jesteś tu całkiem sama? rażone zwierzę wierzgnęło, trafiło kopytem w pełne mleka H a n n a h przytaknęła. Rozejrzała się po pokoju i stwier­ wiadro, a potem całym swoim ciężarem nastąpiło na stopę dziła, że położył ją w gościnnej izbie. To dobrze, pomy­ Hannah. Mleko rozbryznęło się na wszystkie strony, Han­ ślała, tu przynajmniej jest czysto wysprzątane. nah z bólu straciła dech. Flemming podnosił puste wiadro, Białe, tkane na krosnach firanki zdobiły małe okienko. a ona próbowała odepchnąć od siebie wielką krowę. Sły­ Miednica i dzbanek z wodą stały na umywalce, wieszaki szała, że w nodze coś chrupnęło, ale nie była w stanie jej na ścianach były puste. Zwróciła uwagę, że leży na wiel­ uwolnić. Jęcząc z bólu, tłukła pięściami zad krowy i nagle kiej narzucie, którą utkała babcia Engebreta. poczuła, że ogarnia ją wielka ciemność. Ból przenikał ciało - W porządku, w takim razie ja z tobą zostanę. - Oznaj­ jak rozpalone strzały, gdzieś z bardzo daleka docierały jesz­ mił Flemming stanowczo. cze do niej szalejące nad doliną grzmoty, ale H a n n a h bez­ H a n n a h ucieszyła się, słysząc te słowa, i poczuła ciepłe wolnie zapadała się w niosący ulgę mrok. mrowienie w ciele. Te łagodne, niebieskie oczy i ta jasna czupryna rozpalały w niej niezwykłe uczucia. Jakaś tęsk­ Kiedy się ocknęła, na ścianie z bali przed sobą zoba­ nota, pragnienie, uśpione marzenia... lekko uścisnęła rękę czyła złotawą poświatę chybotliwego płomienia. Zaschło obejmującą jej dłoń. jej w ustach, czuła, że stopę ma lodowatą, ale czyjaś cie­ - Możesz poruszać stopą? pła dłoń głaskała ją po czole. Spróbowała, ale jęknęła mimo woli. - N o , tak już lepiej. - Zbadałem twoją nogę, myślę, że miałaś szczęście. Być Odwróciła głowę w stronę, skąd dochodził głos i napo­ może naciągnęłaś sobie ścięgna, ale nie sądzę, żeby kość tkała zatroskane spojrzenie intensywnie niebieskich oczu. była złamana. C z y jest ktoś, kogo mógłbym ci sprowa­ - Leż sobie spokojnie, niczego się nie bój. Włożyłem dzić, ktoś, kogo chciałabyś tu mieć? bańkę z mlekiem do strumienia i powiedziałem krowom H a n n a h oczy się zaszkliły na tyle troskliwości. 16 17 Strona 9 - Byłabym rada, gdybyś ty został ze mną jeszcze trochę. głuszył go h u k grzmotu potężniejszy niż dotychczas. Stru­ Przy tej pogodzie nikt z domu nie wyjdzie. gi deszczu zalewały szyby w oknach małej izby. Burza zda­ Flemming musiał przyznać jej rację, przysunął sobie wała się krążyć między górami, a grzmoty odbijały się głoś­ stołek bliżej łóżka. nym echem od skalnych ścian za zabudowaniami. - Opowiedz teraz o sobie - poprosiła Hannah. Nagle H a n n a h domyślała się, że woda w strumieniu musiała zdała sobie sprawę z tego, że nic nie wie o tym obcym wezbrać, ale miała nadzieję, że bańki z mlekiem mimo mężczyźnie, który jest na najlepszej drodze, by przywró­ wszystko są bezpieczne. cić jej nadzieję. - Obiecano mi znakomitą praktykę i wygodny dom, - Wiele do opowiadania nie ma. - Oparł łokcie o kra­ głowę miałem pełną planów na przyszłość, kiedy moja na­ wędź łóżka i przyglądał się, jak piersi H a n n a h podnoszą rzeczona nieoczekiwanie zmieniła zdanie. Ślub został od­ się i opadają. Otaczał ją ciepły zapach zwierząt, wyczu­ wołany... - Flemming umilkł. W pokoju zaległa pełna na­ wał w niej jakąś niezwykłą mieszaninę świeżości i tęskno­ pięcia cisza. H a n n a h czuła ciepło obcego mężczyzny, wi­ ty, kręciło mu się od tego w głowie. działa cień jego głowy na ścianie, poruszający się wraz - Ostatnio w Danii bardzo popularne stały się wyjazdy z chybotliwym płomieniem świecy. do Norwegii i wędrówki po tutejszych górach - mówił wol­ - No cóż, reszta niech pozostanie moją małą tajemni­ no. - Pomyślałem więc, że czas i na mnie, a teraz właśnie cą... jeszcze przez jakiś czas - zakończył. zmieniam miejsce pracy i mam parę tygodni wolnego. Ro­ - No tak, życie nie zawsze spełnia nasze nadzieje - wes­ zumiesz, żyję samotnie i cały czas poświęcam swojej pracy tchnęła Hannah. - Ale może dzięki temu łatwiej znosimy lekarskiej. to, co przynosi los? - Mówiła głównie sama do siebie. - A jak to się stało, że się nie ożeniłeś? - Hannah spyta­ - Tak jak ty zrobiłaś? - zaciekawił się Flemming. Czuł, ła, zanim zdążyła pomyśleć. W pełni zdawała sobie sprawę, że mówią oboje tym samym językiem, chociaż posługiwa­ że narusza granice i zachowuje się niczym ciekawska baba. li się zagadkami. Może to zbyt niebezpieczne oblekać Flemming roześmiał się. wszystkie myśli w słowa? - Bardzo jesteś bezpośrednia, piękna pani, ale chętnie Poczuł, że bardzo go ta H a n n a h pociąga, choć przecież ci odpowiem. zna ją ledwie od kilku godzin. Czy to złudzenie, czy też Poczuła, że się rumieni, miała jednak nadzieję, że w mro­ może reakcja po wielu latach wstrzemięźliwości i rozcza­ ku nie widać, jak bardzo jest speszona swoim zachowaniem. rowań budzi w nim pragnienie, by wziąć tę kobietę w ra­ - Byłem kiedyś zaręczony, ale sprawy nie ułożyły się miona? A może oszołomienie piwem, burza i spokój, ja­ po mojej myśli. kim promieniuje ten dom? Lub może znalazł się na naj­ Błękitne oczy były teraz jakieś dalekie, patrzyły gdzieś lepszej drodze, by popełnić jeszcze jeden błąd? p o n a d jej głową. - Co z tobą, Hannah? O n a zaś czekała na ciąg dalszy. Po raz pierwszy użył jej imienia, a ona, słysząc to, po­ - Zaplanowaliśmy, że weźmiemy ślub, kiedy zdam egza­ czuła radość tak wielką, że z trudem wciągała powietrze min lekarski w Kopenhadze i cała rodzina dosłownie stała do płuc. - Jaki jest twój dzień powszedni? na głowie, jak to zwykle rodziny, kiedy najstarszy syn za­ Ogarnęło ją przygnębienie. Ma powiedzieć, jak jest na­ mierza się ożenić. - Flemming roześmiał się krótko, ale za- prawdę, czy raczej milczeć? 18 19 Strona 10 - Mój mąż, Engebret, sam stworzył to gospodarstwo, Engebret, jak nie pije, pomaga mi i jest miły. Na ogół ni­ zbudował dwór, wykarczował pola, które posiadamy. To czego mi nie brak. zdolny i pracowity człowiek. - Czułych objęć i prawdziwych pieszczot też nie? - Umilkła. Co jeszcze mogłaby powiedzieć? Niebieskie oczy przenikały ją na wylot. - Mamy dwóch synów, dwunastoletnie bliźniaki. Teraz H a n n a h nie potrafiła dłużej nad sobą panować. Chwy­ chłopcy po raz pierwszy pojechali ze swoim ojcem na jarmark ciła dłonie, spoczywające na jej piersi, przycisnęła je moc­ Flemming domyślał się, że za tymi skąpymi słowami niej do siebie, a w oczach pojawiły się łzy. coś się kryje. - To wszystko jest takie trudne - zaniosła się szlochem. - A on jest miły, ten twój mąż? - Powinnam była wyjechać stąd dawno temu, ale przecież H a n n a h drgnęła. C z y powiedziała coś niewłaściwego? nie mogę zostawić synów. Poza tym niełatwo jest potajem­ Nagle ogarnęło ją trudne do wypowiedzenia zmęczenie. nie opuścić taką wieś jak ta. Engebret nigdy by mi nie da­ Poczuła się śmiertelnie znużona tym nieustannym łago­ rował, że odeszłam. - H a n n a h pozwoliła, by łzy spływały dzeniem konfliktów, przepraszaniem, wyszukiwaniem po twarzy, nie próbowała ich ocierać. No już, wszystko koniecznych kłamstw. Raz przynajmniej chciała pozwo­ zostało powiedziane. To, o czym myślała w najtrudniej­ lić sobie na szczerość. I niech to kosztuje, ile chce. szych chwilach. Bezradność wobec uwięzienia w tym dwo­ - On bywa czasem... trochę gwałtowny - powiedziała rze została wyrażona słowami. H a n n a h pochyliła głowę. niepewnie. - Zwłaszcza kiedy sobie wypije. Flemming wolno wstał ze stołka i usiadł na krawędzi Flemming skinął głową i dotknął delikatnie dłońmi jej łóżka, by objąć drobne ciało, którym wstrząsał bezgłośny szyi. Ostrożnie zsunął chustkę z ramion i odpiął stanik szloch. Błyskawice i grzmoty wciąż szalały na niebie, na­ sukni. Potem leciutko przesuwał pałce po miękkiej skórze. strój w małej izdebce wydawał się nierzeczywisty. Męż­ - To dlatego masz te ślady na piersi? czyzna kołysał kobietę niczym dziecko, głaskał ją delikat­ H a n n a h leżała bez ruchu. Pozwalała jego rękom doty­ nie po plecach, dopóki płacz nie ucichł. kać trzech blizn. Blizn, które zawsze starała się ukrywać. Na zewnątrz natura, potężna i groźna, demonstrowa­ O których nikt nie wiedział. ła swoją siłę. W izbie tęsknoty i pragnienia zaczynały two­ - To od noża. - Flemming raczej stwierdzał, niż pytał. rzyć silne więzi między dwojgiem nieznajomych. Flem­ - Odkryłem je, kiedy zemdlałaś i rozpiąłem ci suknię. ming zdawał sobie sprawę, jakie siły rządzą jego ciałem. H a n n a h skinęła głową. Siły, które tłumił przez wiele lat. - To było po zabawie we wsi. P ó ź n o wróciliśmy do do­ Ostrożnie wsunął rękę pod bluzkę i dotykał miękkiej mu, a kiedy nie chciałam dać mu więcej piwa, bo uważa­ skóry. Spodziewał się protestów, ale nie nadeszły. Gładził łam, że ma już dość, nagle chwycił nóż i zaczął wywijać wolno wypukłości, przesuwał dłonie w dół po brzuchu, nim jak szalony. Chciałam mu go odebrać, żeby nie zro­ potem na powrót ku górze i zaczynał od początku. bił sobie krzywdy, wtedy on trafił mnie. Trzy razy. To by­ H a n n a h leżała spokojnie. Z pomieszaną ze strachem ło wiele lat temu. radością, pozwalała mu na wszystko. Zdumiona sama so­ Ręce Flemminga nadal spoczywały na jej piersi. Biedac­ bą i swoimi nieoczekiwanymi pragnieniami. Wiedziała, że two. Jak ona wytrzymuje takie życie? tego żałować nie będzie. H a n n a h , jakby czytając w jego myślach, powiedziała: - Czuła na sobie delikatne, ale silne dłonie. U d a zostały 20 21 Strona 11 ostrożnie rozsunięte, kobieta nie była w stanie dłużej nad sobą panować. Już dawno zapomniała o bolącej stopie, te­ raz uścisk męskich rąk sprawiał, że drżała z rozkoszy. Czuła pulsowanie w całym ciele. W głowie krążyły szalo­ ne myśli, jak ta burza na zewnątrz. Wiele czasu minęło, odkąd po raz ostatni przeżywała to cudowne ciepło, nie Rozdział 2 była w stanie powstrzymać łez, cisnących się do oczu. Po raz pierwszy od bardzo dawna jej ciało płonęło z tęskno­ ty za tym, by dostać jeszcze więcej. Flemming oddychał Następnego ranka wspólnie pracowali przy porannym gwałtownie, ale starał się nie spieszyć. Rozpalone pożąda­ obrządku. Stopa nadal bolała H a n n a h , ale nie do tego niem kobiece ciało od dawna gotowe czekało na jego przy­ stopnia, by nie mogła chodzić. jęcie, powoli on też tracił nad sobą panowanie. Tego dnia przepełniała ją nowa radość i nowa siła. Rany boskie, co to się dzieje? H a n n a h była przerażo­ Ciężkie chmury ustępowały, zwolna wyłaniało się błękit­ na swoją lekkomyślnością, ale za nic nie chciała dopuścić ne niebo i słońce, w trawie iskrzyły się jeszcze wielkie kro­ rozsądku do głosu. Wszystkie milczące protesty znikały ple deszczu. równie szybko, jak się pojawiały. Flemming zdjął z niej Kiedy Flemming przygotował się do wyjazdu, dolina ubranie. Leżeli potem nadzy, jedno przy drugim, przywo­ skąpana była już w pięknym wrześniowym słońcu, a kra­ ływali się nawzajem - bez słów. jobraz wyglądał po prostu oszałamiająco. H a n n a h jęknęła głośno, kiedy mężczyzna ją wziął, - Jak znalazłeś się w tej części wsi? - spytała H a n n a h , przyjęła jego gwałtowne pieszczoty z radością. Czyżby stojąc przy nim na dziedzińcu. m i m o wszystko dane jej było jeszcze raz przeżyć to szczę­ - Chciałem znaleźć ten wielki wodospad, który jak sza­ ście? Miała wrażenie, że pobliskie góry rozpadają się w po­ lony spada z wysokiej góry - odparł Flemming. - Jecha­ tężnej eksplozji, kiedy przywarła do jego gorącego ciała łem przez dolinę, gdy nieoczekiwanie wyłoniła się przede i zapomniała o bożym świecie. mną ogromna spieniona zasłona na tle wysokiej skały. N i ­ Flemming był teraz gwałtowny, przyciskał ją mocno gdy nie zapomnę pierwszego spotkania z tą okolicą - prze­ do siebie. Boże kochany, już niemal zapomniał, jakie to jęty wymachiwał rękami. - Las otworzył się przede mną, wspaniałe! Zapomniał, jak to jest kochać drugiego czło­ dolina stawała się coraz bardziej rozległa. Rzeka wiła się wieka z t a k i m zapamiętaniem. Pragnął dla H a n n a h między wysokimi świerkami, przecinając niewielkie po­ wszystkiego najlepszego. Chciał zrobić, co w jego mocy, letka, a w tle tego wszystkiego wodospad, potężne masy by uwolnić ją od tego nieszczęśliwego życia, jakie prowa­ wody spadające z wysokiej skały. Czegoś równie piękne­ dzi. Po zaledwie kilku godzinach znajomości był jak opę­ go jeszcze nie widziałem. tany tą kobietą, która przecież ma już męża. Pragnął tyl­ Hannah świetnie rozumiała jego zachwyt. Była tak sa­ ko jednej rzeczy: mieć ją przy sobie na zawsze. rno przejęta urodą tutejszej natury w czasie, gdy to ona Potem leżeli bez ruchu i milczeli. Ciało przy ciele. Le­ przyjechała do Hemsedal. Tak, tutaj jest pięknie, ale też żeli tak długo. groźnie. Tylko deszcz i burza za oknem szalały jak przedtem. - Szukałeś, jak sądzę, wodospadu Hydne, ale to nie 22 23 Strona 12 w tym miejscu - uśmiechnęła się. - Znajdujesz się wpraw­ sknota za dwojgiem błękitnych oczu. Stała potem pośrod­ dzie po właściwej stronie Heimsila, ale dopiero za następ­ ku izby i wchłaniała obecny tu jeszcze zapach mężczyzny, ną stromą górą znajdziesz ten dziki, rozszalały wodospad. a cała ta ostatnia doba wydawała jej się nierzeczywistym Mimo wszystko ja się cieszę, że trafiłeś tutaj. - Zawahała marzeniem. Gdyby nie boląca stopa, mogłaby wątpić, czy się, ale zaraz mówiła spokojnie: - Tak się cieszę z twojej to naprawdę ona, Hannah, przeżyła aż takie szczęście. przyjaźni, na zawsze to zapamiętam. Usiadła na ławie pod oknem, oparła się o drewnianą - N o , czas ruszać - rzekł Flemming, nagle przestraszo­ ścianę. Przymknąwszy oczy raz jeszcze przeżywała wyda­ ny, że uczucia mogą zwyciężyć i uczynią rozstanie jesz­ rzenia ostatniej doby. cze trudniejszym, niż i tak jest. - Chciałbym zobaczyć na­ gie góry. Może nawet pojadę aż do Kaupanger nad fior­ Pod wieczór na dziedzińcu rozległ się stukot końskich ko­ dem, bo tam w dolinie czeka na mnie koń. pyt i Hannah wybiegła na dwór. Z wozu wysiadał lensman. Ujął obie ręce H a n n a h . - Dobry wieczór - przywitał się, uchylając kapelusza. - N i e widzisz mnie po raz ostatni. Czy mogę tu jesz­ - Niełatwo jest się przedrzeć przez tę breję - wskazał na cze wrócić? Zechcesz się ze mną spotkać? ubłocone koła wozu. H a n n a h skinęła głową. - To prawda - przytaknęła H a n n a h . - No i szkoda, bo - Bardzo chętnie, ale wątpię, czy będziemy mieli oka­ gospodarza nie ma w domu. zję porozmawiać sam na sam. - Walczyła, by głos brzmiał Zastanawiała się, co też lensmana tu przygnało. spokojnie. Serce tłukło się w piersi jak szalone, a żal, że - Ale może ja chciałbym z tobą pogadać? - Z uśmie­ on musi odejść, dławił w gardle. chem wyciągnął rękę na powitanie. Flemming objął ją i przytulił. H a n n a h zaprosiła go do środka, poszła do kuchni przy­ - H a n n a h , nie chciałbym cię zostawiać. Znajdziemy ja­ gotować poczęstunek, bardzo zdziwiona, o czym to lens­ kieś rozwiązanie twoich problemów. Bądź spokojna. man chciałby mówić właśnie z nią. Potem wyszedł piechotą z podwórza i skręcił na tę ich Po wymianie uprzejmości i uwag o pogodzie padły marną drogę. Okrążył stodołę i przystanął poniżej, by w końcu pytania: jeszcze raz się obejrzeć. Uniósł rękę w geście pozdrowie­ - W ostatnim czasie, kiedy Mekkel mieszkał sam w za­ nia, po czym zniknął między świerkami; w worku niósł grodzie... - lensman zwrócił się w stronę pustych zabudowań. śniadanie, a w bańce zapas piwa. - Nie zauważyłaś, czy często odwiedzali go jacyś obcy? Tylu rzeczy nie zdążyła mu powiedzieć. Na przykład H a n n a h zadrżała. Więc to ta ponura sprawa wygnała o tym, jak bardzo się boi tych zabudowań po tamtej stro­ lensmana z domu. nie pola. Ani o tym, jak pragnie odwiedzić swój majątek Natychmiast wyczuł jej niechęć. w Danii. I jaka się czuje samotna w tym domu z drewnia­ - Musisz mi wybaczyć, ale ja po prostu próbuję jakoś nych bali, z b u d o w a n y m pod Czarną Górą, jaka była wyjaśnić to... nieszczęście. Myślałem, że może z większą szczęśliwa latem w górskiej zagrodzie, ani jak bardzo mar­ uwagą niż Engebret śledziłaś, co się tam działo. twi ją sposób, w jaki mąż traktuje chłopców. Hannah zauważyła, że lensman stara się nadać twarzy Gdy, kuśtykając, •wracała do domu, towarzyszyło jej łagodny wyraz, jednocześnie widziała w oczach nadzieję, wspomnienie czułych dłoni, a w sercu już się rozrastała tę- której nie potrafił ukryć. Czy w spojrzeniu tego człowieka 24 25 Strona 13 nie czai się też przebiegłość? H a n n a h nie była pewna, ałe miała nawet wrażenie, że są zimne i podstępne. Pewnie to coś jej mówiło, że powinna się mieć na baczności. czyste przywidzenie, chociaż... cieszyła się, że na co dzień - Nie, nie mogłabym powiedzieć, że zwróciłam uwagę nie ma z nim do czynienia. na coś szczególnego. A dlaczego lensman pyta? Na szczęście dolina nie doświadczała jakichś wielkich On wahał się, mimo to odpowiedź padła dość szybko: przestępstw, chociaż raz po raz zdarzało się, że wódka bra­ - Dzisiaj przed południem widziałem, że jakiś obcy ła górę i wybuchały bójki, czasem nawet na noże. Dlatego przeprawiał się przez rzekę od tej strony. Niektórym wy­ lensman kazał zbudować u siebie na dziedzińcu areszt, dał się znajomy. Mówią, że widywano go u Mekkela. N i e którym zamykał pijaków, dopóki rozsądek im nie wróci. zauważyłaś ostatnio kogoś przy zabudowaniach? Czasami oczywiście zdarzały się też kradzieże, prze- H a n n a h zbladła. Zimny dreszcz sprawił, że się skuliła, .rażnie jednak ludzie we wsi czuli się bezpieczni. Dlatego odparła pospiesznie: wzmianki lensmana o możliwym morderstwie w sąsied- - N i e , nie zauważyłam. Zresztą najchętniej wcale liej zagrodzie brzmiały złowieszczo. w tamtą stronę nie patrzę. Ale, czyż to nie sam Mekkel Hannah przecinała osnowę, żeby zdjąć płótno z krosien. sprowadził na siebie nieszczęście? Bez zastanawiania się, prawie jak we śnie. Czy to trochę - Wiele o tym świadczy - odparł lensman. - C h o ć pew­ nie dziwne, że ten Duńczyk pojawił się tutaj tak nagle? I to ne rzeczy mogą wskazywać też na morderstwo. czasie okropnej burzy? Dostrzegł strach w spojrzeniu gospodyni i dobrze go Może przywiodły go tu całkiem inne sprawy niż chęć oglą­ rozumiał. dania wodospadów! Ale lensmanowi nie skłamała. Pytał, czy - Lepiej, żebyś zamykała drzwi na skobel, dopóki je­ widywała obcych wokół zabudowań pod świerkami, odpar- steś sama. Poza tym, wracając, wstąpię do T0rset i popro­ Ita zgodnie z prawdą, że od dawna nic się tam nie działo. szę, żeby ktoś przyszedł do ciebie na noc. Nagle pojawiła się niepewność. Ten cały Flemming, H a n n a h chciała zaprotestować, ale głos odmówił jej czy on jest... posłuszeństwa. Tyle myśli tłukło jej się po głowie, odpro- Nie, zdecydowanie odepchnęła od siebie tę myśl. Teraz wadzała lensmana do wozu, ale nie słyszała, co powiedział pragnęła jedynie zachować pamięć krótkotrwałego szczęś­ na pożegnanie. cia. Nie chciała ulegać bolesnym przypuszczeniom. - A co sobie zrobiłaś w nogę, że tak kulejesz? - Lens­ Porządkując łóżko w gościnnej izbie, usłyszała na dzie- man już miał cmoknąć na konia. Idzińcu znajome nawoływania ciotki Margit. Wyrwana z zamyślenia musiała opowiedzieć o nie­ Idą goście na noc! Nareszcie będziemy mogły sobie szczęsnym wydarzeniu w oborze. poplotkować. - Margit wkroczyła prosto do izby, H a n n a h - Uważaj, żebyś i drugiej nogi sobie nie uszkodziła - musiała się uśmiechnąć. Pełna dobrego humoru ciotka za- rzekł z uśmiechem i odjechał. Tą samą drogą, którą parę zawsze wprowadzała ze sobą ruch i ożywienie, ale to strasz- godzin temu odszedł Flemming. lii.i plotkara, więc rozsądnie jest ważyć słowa, kiedy się z nią rozmawia. Trzeba w każdym razie być przygotowa- Lensman był we wsi lubiany, uważano, że to łagodny nym na to, że sąsiedzi o wszystkim się dowiedzą. Jeśli jed- i miły człowiek. M i m o to H a n n a h nigdy nie potrafiła do nak człowiek zdaje sobie z tego sprawę, to przyjaźń z Mar­ końca zaufać spojrzeniu jego zmrużonych oczu. Czasami ­­­ może być i miła, i pożyteczna. O n a nigdy nie cofnie 26 27 Strona 14 pomocnej dłoni, była też pierwszą osobą we wsi, która „Znajdziemy rozwiązanie twoich problemów", powie­ wiele lat temu poważnie potraktowała młodą Hannah. dział. Bardzo chciała uczepić się tej obietnicy. I nie jest Po wieczornym obrządku obie kobiety zasiadły z ro­ ważne, czy to prawda, czy też tylko puste gadanie, dopó­ bótkami i potoczyła się rozmowa. O wszystkim. ki daje jej nadzieję na lepsze dni. Żadna ani słowem nie w s p o m n i a ł a lensmana, ale - Już dawno nie mieliśmy wizyty żadnych włóczęgów w miarę, jak zapadał zmierzch, myśli same kierowały się w dolinie - mówiła Margit. - Ufajmy, że Engebret i chłop­ na nieprzyjemne sprawy. cy bez szkody przeprawią się przez góry. Pogoda zaczęła - Lensman mówi, że widział dzisiaj przy moście kogoś się poprawiać. obcego. Nie wiesz, o co mu chodziło.' - Margit przyglą­ dała się H a n n a h uważnie. N i e zdając sobie z tego sprawy, ciotka wzbudziła w H a n n a h nowy lęk. Synowie, to najdroższe, co ma w ży­ Gospodyni spodziewała się takiego pytania, odpowie­ ciu i na samą myśl o tym, że mogłoby im się stać coś złe­ działa więc obojętnie, że nie ma pojęcia. go, robi się chora. - Ale - dodała - on ma bardzo nieprzyjemne podejrze­ - Co też ci przyszło do głowy, moja droga, trzeba wie­ nia, jeśli chodzi o śmierć Mekkela. rzyć, że wszystko będzie dobrze - zawołała przestraszo­ Margit zmrużyła oczy, wietrząc ciekawe nowiny. Han­ na. - Mam nadzieję, że Engebret będzie nad sobą pano­ nah domyśliła się, że lensman z innymi nie rozmawiał wał, nie dostarczy chłopcom bolesnych przeżyć. o swoich wątpliwościach. Margit natarczywie przyglądała się siostrzenicy. - Wspomniał coś o morderstwie i o obcych, którzy - Masz jakieś powody, żeby tak mówić? przychodzili do Mekkela. - H a n n a h pokręciła głową. - Sa­ H a n n a h opuściła robótkę na kolana i powiedziała: ma nie wiem, co o tym myśleć, ale śmierć starego napeł­ - Nie, ale wiesz, jaki on bywa, jak sobie wypije. nia mnie grozą od chwili, gdy grabarze odjechali stąd ze swoim ponurym ładunkiem. Wszystko stało się tak nagle, - E tam, wcale nie gorszy niż większość chłopów - ro- ześmiała się Margit. chociaż we mnie tamte budynki od dawna budziły lęk. No H a n n a h nie odpowiedziała. Powszechnie wiedziano, że a ten Mekkel, taki milczek i w ogóle dziwny. Engebret łatwo się złości, bywa gwałtowny, a nawet bru­ - Masz rację, ja zawsze uważałam, że w jego wzroku talny, ale głośno nikt o tym nie mówił. Ludzie szeptali tyl­ czają się jakieś straszne tajemnice - przytaknęła Margit. - ko po kątach i posyłali H a n n a h ukradkowe spojrzenia, I przekonasz się, że miałam rację. starali się dodać jej odwagi uśmiechami, kiedy rozchodzi­ Myśli H a n n a h krążyły wokół nieznajomego duńskiego ły się pogłoski, że w domu znowu są awantury. wędrowca. Czy Flemming bywał w tych okolicach już Hannah przywykła do tej ich źle pojmowanej życzliwości. wcześniej? A jeśli tak, to dlaczego.'' Tej nocy pozamykały wszystkie drzwi i okna na zasu­ W końcu rozbolała ją głowa. Te czułe, delikatne dłonie wy, ale sen i tak był niespokojny. H a n n a h odczuwała tę­ i to otwarte spojrzenie błękitnych oczu, one chyba nie sknotę za czułymi dłońmi i ciepłymi słowami niczym mogą mieć nic wspólnego ze śmiercią Mekkela.' Ale im otwartą ranę. dłużej się nad tym zastanawiała, tym mniej była pewna. Może ona, głupia, stała się tylko łatwą zdobyczą, zaś jej dom wygodną kryjówką.' Dwa dni później wróciła Mari z Simenem. Zdążyli na czas tak, by Mari mogła pożegnać się z umierającą matką. 28 29 Strona 15 Smutna, ale zadowolona, że może wrócić do pracy, Mari - Czy koniecznie trzeba wzywać tego znachora? przejęła obowiązki w oborze i większość zajęć w kuchni. H a n n a h posłała mu lodowate spojrzenie i ponownie odwróciła się do synka. Pewnego wieczora pod koniec tygodnia na dziedzińcu - Jeśli masz lepszy pomysł, to powiedz. - Wiedziała, że powstało nagle jakieś zamieszanie. H a n n a h wiedziała, że na doktora trzeba by czekać bardzo długo. to wrócił mąż z synami, pobiegła ich witać, bo bardzo już Engebret milczał, H a n n a h ponownie zacisnęła opaskę chciała zobaczyć chłopców. Ale jeszcze w progu zdała so­ na nodze syna. Potem ostrożnie obmyła skaleczenie ciąg­ bie sprawę, że coś jest nie tak, jak powinno. Engebret stał nące się od kolana aż do stopy. Mari przyniosła gorący przy wozie, Ole biegł do matki. Tuląc chłopca, napotka­ wywar z uśmierzających ból ziół, obie kobiety powoli ła spojrzenie męża. Mroczne, odpychające. wlewały je do ust Knuta. - A gdzie Knut? - Głos brzmiał spokojnie, ale w środku Ole stał niczym posąg oparty o ścianę, H a n n a h popro­ cała się trzęsła, przenikały ją zimne dreszcze. Podeszła do siła go, by usiadł przy łóżku. wozu, od razu zauważyła coś jakby tłumoczek przykryty Szczupła chłopięca twarz była blada i bardzo zmęczo­ ubraniami. na. Zupełnie inna niż tamta, roześmiana, kiedy kilka dni - Dostał się pod koła wozu, jest ranny - poinformował temu malec wyruszał w drogę po nowe wrażenia. Jasne Engebret krótko. - Trzeba go zanieść do domu i obejrzeć, loki kleiły się do czoła, ręce oblepiała ziemia i błoto. Han­ co się stało. nah ujęła dłonie syna i zaczęła go pocieszać: Hannah pogłaskała mokre czoło synka i poczuła, że ma­ - Będzie dobrze. Zobaczysz, że będzie dobrze. Psiarz lec ma gorączkę. Pojękiwał żałośnie, wzrok miał zamglony. wie, jak zatamować krwotok, a potem rana się zagoi. Nieprzytomny, pewnie bardzo nie odczuwa bólu, pomyślała. W ten sposób pocieszała też siebie, odsuwając wszyst­ Engebret i Simen wnieśli Knuta do izby, gdzie Mari kie paraliżujące myśli na temat, co mogłoby się stać. Zda­ zdążyła już rozpalić ogień i przygotować gorącą wodę. ła sobie sprawę, że pragnie, by Flemming był tu z nią. - Powiedziałeś we wsi, że możemy potrzebować dok­ - On dostał się pod koło wozu. - Engebret przerwał mil­ tora? - Spytała H a n n a h męża. czenie. - Nie, uważam, że najlepiej, żebyś najpierw ty go obej­ - Rana jest dość świeża, to się zdarzyło podczas prze­ rzała. prawy przez góry, prawda? - G ł o s H a n n a h brzmiał - Powiedz mi, co się stało. - H a n n a h rozbierała syna, ostrzej niż by chciała. zwracając się do męża, nie podnosiła wzroku. W chybotli­ - Tak, na wzgórzach koło Borlaug. Było strasznie mokro wym blasku świecy ukazała się zakrwawiona, opuchnięta po deszczu, i ślisko, koń nie był w stanie ciągnąć ładunku. noga, nad kolanem ktoś przewiązał ją mocno kawałkiem Byliśmy prawie na górze, tam, gdzie las się kończy, strumie­ płótna, żeby zatamować krwawienie. H a n n a h ostrożnie nie wody spływały po zboczu, tam utknęliśmy na dobre. rozwiązała supeł, ale z rany natychmiast trysnęła krew. Engebret przeczesał dłonią włosy i głęboko wciągnął - Szybko, poślijcie po Psiarza - zwróciła się do Sime- powietrze do płuc. W izbie panował mrok, miał więc na- na. - Sama nie dam sobie z tym rady. il/.iejc, że nie widać jego przekrwionych oczu. Ostatnio Engebret podszedł do łóżka, żeby osobiście zobaczyć, mało sypiał, za to dużo pił. jak się sprawy mają. Prosiłem chłopaków, żeby szli za wozem i popychali. 30 31 Strona 16 ale na nic się to zdało, nie mogliśmy ruszyć ani w przód, - Jak dotarliśmy do miejsca, w którym rzeki się rozdzie­ ani w tył. Potem Ole ciągnął za dyszel, Knut popychał lają, to musieliśmy się zatrzymać, żeby zmienić opatrunek z tyłu i nagle wóz ruszył. Koła potoczyły się w tył, Knut i mocniej przewiązać nogę. Krew przesiąkła przez wszyst­ musiał się w tym czasie poślizgnąć i upadł. Potrzebowali­ kie szmaty, a obcy pan wydawał się bardzo zmartwiony. śmy dużo czasu, żeby go wyciągnąć spod wozu. - Ciszę Poza tym koń był zmęczony, więc wlókł się naprzód w pokoju zakłócał jedynie trzask ognia na palenisku. wolno. H a n n a h skinęła głową. H a n n a h dziwiła się, że Ole zapamiętał tyle szczegółów, - To przecież nie jest droga dla wozów. Nierozsądnie pomyślała, że wyprawa zmieniła chłopca w mężczyznę. było jechać tamtędy. N i e była tylko całkiem pewna, czy ta przemiana nie za Ostrożnie zdjęła Knutowi resztę ubrania i okryła go wiele go kosztowała. świeżo powleczoną kołdrą. - Jak dotarliśmy do Bjobergo, to i koń, i my byliśmy C h u d e ciało dygotało tak, że aż łóżko się trzęsło, twarz bardzo zmęczeni, ale obcy pan przez całą noc siedział przy jednak była spokojna i odprężona. Knucie, więc my z tatą mogliśmy spokojnie spać. Dopie­ H a n n a h złożyła ręce i modliła się w duchu. Co robić? li ro dzisiaj, jak już ruszaliśmy w drogę, stwierdziliśmy, że N i e zna się ani na leczeniu, ani na ziołach, najlepsze co on mówi po duńsku. mogła wymyślić, to przemywanie bladej twarzy wodą H a n n a h przestała oddychać i stała jak wryta. W oczach z miętowym wywarem. pojawiły się łzy, kiedy znowu wciągnęła powietrze do - Gdzie się podziewa ten Simen? Do Psiarza nie jest płuc, ale w tej samej chwili usłyszeli hałasy na dziedzińcu przecież daleko. H a n n a h spoglądała w stronę ciemnych do izby wszedł Psiarz. okien. Zrobił się późny wieczór, właściwie już noc. - Dobry wieczór - przywitał się, ale nie czekał odpo­ -Jakiś obcy człowiek nam pomógł. - Ole mówił cicho. Wi­ wiedzi. - Sprawy tutaj wyglądają dobrze. - Pochylił się nad docznie uważał, że powinien dodać to, co ojciec przemilczał. Lnutem, przysunął sobie stołek do łóżka i usiadł. - Ach tak, czyli że więcej ludzi wędrowało dzisiaj przez Siedział tak bardzo długo. góry? Nieporuszony. - Nie dzisiaj, wczoraj. Nocowaliśmy na Bjobergo. - Ole Cisza w izbie zdawała się gęstnieć, wypełniały ją bez­ mówił zmęczonym głosem. - Naprzeciwko nas jechał kon­ ­­­­ne oddechy, nikt nie miał odwagi się odezwać. no jakiś pan i to on pomógł nam podnieść wóz. I on też Hannah w jakiś sposób lubiła tego niespokojnego czło­ przewiązał Knutowi nogę, żeby nie krwawiła. Poruszał się wieka, który nieustannie krążył po okolicy, Ludzie gada­ szybko niczym ryś, nie tracił czasu. Nawet nie zapytał o po­ li, że podobno przez jakiś czas jeździł z cygańskim tabo­ zwolenie, tylko rozdarł nogawkę spodni Knuta i zatamował rom i że tam nauczył się różnych rzeczy. Przezwisko krew. - Ole przełknął głośno ślinę. - Tata uważał, że to nie dostał dlatego, że zawsze towarzyszyło mu parę wiernych jest konieczne, ale tamten wcale go nie słuchał. Wrócił z na­ psów. Poza tym Psiarz miał wyjątkową rękę do zwierząt. mi do Bjebergo, chociaż nikt go o to nie prosił. Nawet najbardziej znarowione ogiery łagodniały niczym Ole był bardzo zmęczony, oczy mu się zamykały, Han­ baranki, jak tylko ich dotknął. Głaskaniem i czułymi nah ostrożnie zdjęła z niego kurtkę. Chłopiec nie prote­ słowami potrafił zyskać sobie zaufanie każdego stworze­ stował, opowiadał dalej: nia. Mówi się, że dobrzy ludzie lubią zwierzęta, dlatego 32 33 Strona 17 H a n n a h była pewna, że w tym człowieku nie ma zła, choć Pół leżąc na łóżku, musiała myśleć o Mekkelu, starym opinię miał trochę zaszarganą. gospodarzu małej zagrody pod świerkami. Nigdy tak na­ Z zamyślenia wyrwało ją chrząknięcie przy łóżku. prawdę nie wedziała, co o nim sądzić, a ostatnio przyjaźń - Teraz możesz już rozwiązać to płótno. - Psiarz pod­ między nim i Engebretem nie była chyba zbyt szczera. En­ niósł się i ruszył w stronę drzwi. - Wszystko będzie do­ gebret chciał kupić jego zagrodę i przyłączyć do swojego brze. Chłopak wyjdzie z tego bez szkody. dworu, ale Mekkel się nie zgadzał. Wiele razy Engebret H a n n a h miała nadzieję, że Simen jest gotów odwieźć wracał stamtąd ponury, z bruzdą na czole. Prawdę powie­ pomocnika do domu, słyszała, że Engebret wyszedł za ni­ dziawszy, Engebret był ostatnim człowiekiem, który od­ mi na dwór. Zostawiła mężowi sprawę zapłaty. wiedził dom sąsiada, a potem już znaleziono Mekkela Taki on jest, ten Psiarz. Milkliwy, jeśli sprawy są po­ martwego. Podobno nadział się na własny nóż. ważne. Zrobił swoje, nie tracąc czasu na słowa. Potem H a n n a h zerwała się przerażona. Ciemności gęstniały zniknął, równie cicho jak się pojawił. wokół niej, nie mogła złapać tchu. Co ją tak przeraziło? Ostrożnie rozwiązała węzeł, podtrzymujący opatru­ Co sobie przypomniała? W półśnie majaczyły jej jakieś nek. Parę czerwonych kropel spłynęło wzdłuż rany, ale niejasne obrazy. Zakrwawiona nogawka spodni, futerał krew krzepła natychmiast, jak tylko znalazła się na skó­ noża w strumieniu, Engebret wykuwający nowe ostrze dla rze. H a n n a h jej nie usuwała, okryła tylko drobne ciało, swojego noża. Wszystko w tym samym czasie. Wszystko które teraz było już całkiem spokojne. tuż po tym, jak znaleziono martwego Mekkela... a może Przez całą noc czuwała przy łóżku. Wpatrywała się to przywidzenie? Może wydarzenia mieszają jej się w pa­ w bladą buzię i czuła, że serce jej się kraje na myśl o tym, mięci, bo jest zmęczona i wyczerpana? że Knut mógłby tę przygodę przypłacić życiem. Ale słowa I jak się to mogło stać, że Flemming już wcześniej by­ Psiarza niosły pociechę, składała więc ręce i modliła się wał w tych okolicach? O ile ludzie dobrze zapamiętali... z taką żarliwością, że sam biskup nie zrobiłby tego lepiej. Głowę miała pełną niespokojnych myśli, a kiedy noc W ciągu tych nocnych godzin śmierć była bardzo blisko. ustępowała przed dniem, pod oczami H a n n a h pojawiły Półprzytomna widziała w wyobraźni otwarte, uśmiechnięte się głębokie cienie. Wyglądało jednak na to, że ranny chło­ buzie Ołego i Knuta, za którymi ukazywała się szorstka piec śpi dobrze, chociaż promienie słońca wpadały już twarz Engebreta. Raz po raz pojawiały się też jakieś niebie­ przez okno, a Mari hałasowała wiadrami do mleka. skie oczy, to znowu słyszała na schodach ciężkie kroki zmar­ Hannah wyszła cicho na dziedziniec i poczuła, że w po­ łego Mekkela. Tak jej się przynajmniej wydawało. Ściskała rannym powietrzu odzyskuje jasność myśli. Szła kawałek rękę syna i wsłuchivała się w jego oddech. Pochyliła się nad w górę strumyka. Świerki otaczały ją coraz szczelniej, krawędzią łóżka, a potem położyła głowę na kołdrze. Pew­ a mroczna ściana góry wznosiła się ponad lasem niczym nie wkrótce będzie musiała wysłuchiwać usprawiedliwień ponura twierdza. Na niewielkiej polanie odwróciła się Engebreta, wiedziała jednak, że nie oszczędzi mu ostrych py­ I spoglądała ku dolinie. Poranek był pogodny i świeży, na tań, szczerze mówiąc, bała się tej rozmowy. Płomienie z pa­ drzewach widać już było pierwsze oznaki jesieni. Biały leniska rozjaśniały część wnętrza, poza tym panował mrok. szron tworzył chłodne wzory na szorstkich pniach, a pod Łojowa świeca wypaliła się, a Hannah nie zadbała o to, by dotykiem palców H a n n a h powstawały mokre plamy. Do- zapalić nową. Wszyscy poszli spać, noc należy tylko do niej. lina skąpana była w porannym słońcu, a zabudowania 34 35 Strona 18 Rudningen lśniły w jego blasku. Drewniane bale pokryto smołą, wilgoć perliła się na nich wielkimi kroplami. H a n n a h oparła się ciężko o wielki świerk i błądziła wzrokiem nad górami po tamtej stronie. Uważała, że są I nie lubiła myśleć o tym, że chłopcy mają się posługiwać bro­ nią. - Dobrze będzie napełnić spichlerz - dodała wolno. - Ten obcy, którego spotkaliśmy w czasie przeprawy w górach, bardzo się złościł na tatę. mniej groźne, jakby jaśniejsze, mają bardziej zaokrąglone Ole nieoczekiwanie zmienił temat i H a n n a h stała się kształty. Zielone hale i pastwiska łagodziły widok, a błę­ czujna. Miała wrażenie, że Engebret nie opowiedział jej kitne niebo stanowiło tło bajecznego obrazu. Wszystkie wszystkiego o tamtym zdarzeniu. Na szczęście Knut szyb- dramatyczne myśli, jakie dręczyły ją w nocy, teraz wyda­ I ko dochodził do zdrowia, więc nie chciało jej się za bardzo wały się nierzeczywiste. Pochyliła się nad strumieniem i wypytywać i rozgrzebywać całej sprawy. W ciągu ostatnich i zanurzyła ręce w zimnej wodzie. Ochlapała twarz i od nocy między małżonkami padło i tak wiele złych słów. En­ razu poczuła się lepiej. Musi wytrzymać choćby ze wzglę­ gebret bardzo chciał się wybielić, wciąż zapewniał ją, że du na chłopców. Jest im potrzebna. N i e ma mowy o tym, j podczas całego wyjazdu na jarmark był trzeźwy. Ale Han­ by mogli zostać we dworze sami z ojcem. nah właśnie dlatego uważała, że było dokładnie odwrotnie. Wolno ruszyła z powrotem w stronę zabudowań. Po dro­ - A dlaczego się tak złościł? - spytała syna. dze skręciła ku wielkiemu głazowi, leżącemu nieco dalej od - On powiedział, że byłoby bardziej sprawiedliwie, strumienia. Tam uklękła na ziemi i z czułością położyła dłoń gdyby tata sam zsiadł z wozu i pchał. - Ole zatrzymał ko­ w niewielkim zagłębieniu, tuż przy krawędzi głazu. Gdyby nia i pytająco spoglądał na matkę. - I że byłoby lepiej, gdy­ się przyjrzeć uważnie, można by dostrzec, że zieleń jest by się nauczył używać siły mięśni a nie wymachiwać no­ w tym miejscu bardziej soczysta, ale nie tak bujna jak obok. żem, tak powiedział. Po chwili Hannah podniosła się i niechętnie poszła dalej. H a n n a h mrugała zaskoczona. Dzień się zaczął, jest tyle rzeczy do zrobienia. - To tata używał noża tam w górach? - N i e - odparł Ole. - Ale cały czas miał go u pasa. - No tak - rzekła H a n n a h spokojnie. - Czyż ten czło­ wiek nie był Duńczykiem? Bo widzisz, Duńczycy nie ro­ zumieją zwyczajów panujących w naszej okolicy, dobrze o tym wiem - roześmiała się krótko. - N i e ma się czym Rozdział 3 przejmować. Teraz powinniśmy się cieszyć, że już niedłu­ go Knut znowu będzie zdrowy. Szli dalej i dotarli do zbocza nad rzeką. Wkrótce znaleź- Kilka dni później Hannah szła z Olem przez las w stronę li się na wiejskiej drodze, a stamtąd już niedaleko do ciot­ Heimsila. Mieli ze sobą konia, Ole udawał dorosłego i trzy­ ki Margit. H a n n a h jednak miała się nad czym zastanawiać. mał wodze. Hannah podążała za synem, i nagle w miejscu, Kiedy po południu wrócili do Rudningen, na dziedziń- gdzie droga skręca na wschód ukazały się dwa dorodne łosie. m znowu stał koń lensmana. A ten czego tu jeszcze szu­ - Zapowiadają się dobre polowania tej jesieni - zauwa­ ka? Zdziwiła się H a n n a h spłoszona, poszła jednak naj­ żył Ole niczym dorosły mężczyzna. pierw zajrzeć do Knuta i odkryła, że chłopiec skacze po - Tak - potwierdziła Hannah z powagą, chociaż bardzo izbie na jednej nodze. 36 37 Strona 19 - Gdzie są moje spodnie? Jesień podpełzała coraz bliżej i polowania miały się ku - Spodnie dostaniesz jutro - obiecała. - Jutro pozwolę końcowi. Chłopcy i Engebret od wielu dni krążyli po la- ci wyjść na dwór, a jeśli wszystko będzie dobrze, to mo­ jsach i trzeba przyznać, że szczęście im sprzyjało. Wielkie żesz mieć nadzieję, że niedługo wrócisz do pracy - powie­ udźce łosi i soczyste mięso reniferów zostało rozwieszo­ działa i poszła do izby. ne w spiżarni do suszenia, a H a n n a h i służąca Mari mia­ - Nie, nie... - kończył zdanie lensman w momencie, kie­ ły pełne ręce roboty. dy H a n n a h otworzyła drzwi. -... to było tylko takie pyta­ - Czy gospodyni nie tęskni za Danią? - spytała Mari nie. N i e będę was dłużej niepokoił. któregoś dnia, kiedy pracowały same. - A może lensman coś by zjadł? - H a n n a h zauważyła, H a n n a h musiała się zastanowić, nim odpowiedziała. że stół jest pusty. - Owszem, zdarza się, że marzę, by znowu zobaczyć - Nie, dziękuję, wstąpiłem tylko, żeby zapytać, czy mój rodzinny dom, ale przecież tutaj są moje dzieci. Engebret nie zna tego. - Lensman wyciągnął rękę, Han­ - Ja na miejscu gospodyni to bym wzięła chłopców, że- nah musiała podejść, żeby lepiej się przyjrzeć. Na wiel­ by pokazać im Danię. kiej dłoni leżał mały, błyszczący przedmiot, który wyglą­ Wiatr tłukł wściekle o ściany domu i H a n n a h nostal- dał na srebrny guzik. H a n n a h miała wrażenie, że go roz­ gicznie wspominała Sorholm. Tam wiatry także wieją nad poznaje. W metalu został wyryty wzór, ale ponieważ gu­ płaskimi polami, ale jest jaśniej i przyjemniej niż tutaj zik dawno nie był czyszczony, t r u d n o stwierdzić, co wśród ponurych gór. Poczuła też gwałtowną tęsknotę za przedstawia. Hannah pospiesznie wyprostowała się i prze­ radosną rozmową z tym obcym wędrowcem, który zawi­ cząco pokręciła głową. Czuła na sobie rozogniony wzrok tał tu przed kilkoma tygodniami. Czasem wydawało jej Engebreta. się, że to tylko sen, ale ból w stopie, który jeszcze odczu­ - To taki drobiazg, który znalazłem u Mekkela, pomy­ wała, był dowodem, że naprawdę to spotkanie przeżyła. ślałem więc, że to może być jakaś wskazówka. A ponie­ Zycie Hannach komplikowało się coraz bardziej, a noc­ waż jesteście sąsiadami, to uznałem... ne obowiązki małżeńskie napełniały ją teraz obrzydze­ Nigdy się nie dowiedzieli, co lensman uznał, bo teraz niem. Mąż brutalnie żądał tego co, jego zdaniem, była mu przerwał i pospiesznie wyszedł. winna. Przywykła już do tego, że szorstkie ręce szarpią ją Jeszcze raz zdawało się Hannah, że dostrzegła groźny gwałtownie, przywykła do jego jęków. błysk w jego oczach. - N o , może i masz rację. - H a n n a h wsunęła ciemny lok Po wyjściu urzędnika Engebret wymamrotał coś, że pod czepek i wyprostowała się. trzeba naprawić ogrodzenie na polu i wymknął się z domu. Mari umilkła, zawstydzona, że może posunęła się za da­ Zaniepokojona Hannah nie ruszała się z miejsca. Wsunęła leko. palce pod chustkę i dotykała zimnych srebrnych guzików • Teraz bliźniaki są już na tyle duże, żeby zabrać je w dro- przy sukni. To dziedzictwo z jej przeszłości w Sorholm. gę, więc może wkrótce pomyślimy o wyjeździe. - Hannah Po raz pierwszy od bardzo dawna zapragnęła znaleźć sama wcześniej rozważała taką możliwość. się z powrotem w duńskiej posiadłości. W zamyśleniu głas­ Oczywiście, że powinna pokazać Knutowi i Olemu dom kała srebrne guziki. swojego dzieciństwa. Przecież kiedyś chłopcy to wszystko odziedziczą, czas więc najwyższy, aby poznali ojczyznę matki. 38 39 Strona 20 - Wiesz, Mari, chyba rzeczywiście czas jechać do Da­ Ole zapomniał o bolącym policzku i patrzył na matkę nii. - H a n n a h z nowym zapałem zabrała się do roboty z nadzieją. Pragnienie widoczne w jego oczach, przeszy­ i już zaczynała planować podróż. wało niczym rozpalone strzały serce Hannach, natych­ Obie kobiety wyprostowały się gwałtownie, gdy usły­ miast postanowiła, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by szały, że z wyciem wiatru miesza się czyjś żałosny płacz. doprowadzić do tej podróży. H a n n a h wytarła ręce o fartuch i wybiegła na dwór, zo­ - Pojechalibyśmy wszyscy? - Ole był pełen zapału. baczyła, że Ole, szlochając, idzie w stronę domu i trzyma - No cóż, nie jest pewne, czy tata mógłby zostawić się ręką za policzek. Chłopiec próbował stłumić płacz, ale gospodarstwo, ale my, ty, Knut i ja z pewnością dalibyśmy bezskutecznie. sobie radę sami. - Poczochrała mu włosy i odsunęła mokry - Co się stało? Uderzyła cię jakaś sucha gałąź? kompres z jego twarzy. Ole pokręcił przecząco głową. - N o , opuchlizna zeszła, ale musisz liczyć się z tym, że - Tata się bardzo rozzłościł, bo spudłowałem, kiedy mia­ przez kilka dni będziesz miał tutaj porządnego siniaka. łem strzelić do klempy łosia i uderzył mnie kolbą. Potem za­ Wyglądasz, jakbyś się wdał w prawdziwą bójkę, mój brał Knuta w góry, w pościg za nią, a ja znowu zostałem sam. chłopcze. Ole uśmiechał się, otwierał i zamykał usta żeby H a n n a h przyniosła szmatkę zmoczoną w zimnej wo­ sprawdzić, czy to jeszcze boli. dzie i zrobiła synowi okład na twarz. - A teraz idź i weź sobie coś do jedzenia. - Myślałam, że dobrze się bawicie na tych wspólnych H a n n a h aż się trzęsła z wściekłości, bardzo szybko za­ polowaniach. - Mówiła do chłopca, by zapomniał o bólu, kończyła pracę przy mięsie. Kiedy Mari spytała, co się sta­ równocześnie jednak chciała się dowiedzieć, jak napraw- ło, odparła tylko, że Engebret był nieostrożny i przypad­ dę Engebret zachowuje się, kiedy jest sam z chłopcami. kiem uderzył Olego kolbą strzelby. - Taaak - odparł Ole przeciągle. - Ale zawsze Knut i ja - M h m - mruknęła Mari. - Gospodarz często bywa nie­ musimy chodzić oddzielnie, tata się bardzo złości, jak nas ostrożny. spotka razem. Czasem to ja się boję jego oczu. H a n n a h zacisnęła szczęki i przygotowała nowy okład. Tego wieczora wszyscy jedli w milczeniu. Ole unikał Chłopiec potwierdzał to, co od dawna podejrzewała. vzroku ojca, a Knut pospiesznie przełykał pokarm. Engebret Dławiła ją złość na Engebreta, umacniało się podejrze­ siedział zamyślony, z głęboką zmarszczką na czole, a służą- nie, że on pragnie skłócić ze sobą chłopców. jak najszybciej starali się opuścić izbę. Jesienne ciemności -I tata ciągle na mnie wrzeszczy. - Ole głośno przełknął sprawiały, że wcześnie zapalano łojowe świece, ale tylko stół ślinę. był oświetlony. Pusty warsztat tkacki w drugiej części izby Hannah również zauważyła, że Ole często bywa kozłem ginął w kompletnych ciemnościach i tylko ktoś, kto wiedział, ofiarnym, myślała jednak, że to dlatego, bo jest silniejszy on tam jest, mógł dostrzec jego zarysy. Chłopcy poszli i odważniejszy niż Knut. Z wielkim niepokojem w sercu z Simenem do stolarni, a Mari sprzątała w kuchni. spytała: Musiałeś być dzisiaj taki brutalny wobec Olego? - - A co byś powiedział na to, żebyśmy w przyszłym roku spytała H a n n a h z udaną łagodnością. pojechali do Danii? Chciałabym pokazać wam miejsce, gdzie Engebret uniósł wzrok i zanim odpowiedział, długo przy- się urodziłam. |ln(iał się żonie. 40 41