Boon Louis Paul - Droga z kapliczką
Szczegóły |
Tytuł |
Boon Louis Paul - Droga z kapliczką |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Boon Louis Paul - Droga z kapliczką PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Boon Louis Paul - Droga z kapliczką PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Boon Louis Paul - Droga z kapliczką - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Louis Paul
BOON
DROGA Z KAPLICZKĄ
Przełożył Ryszard Pyciak Czytelnik Warszawa 1982
Strona 2
I
Strona 3
Tytuł oryginału niderlandzkiego De Kapellekensbaan
© De Arbeiderspers, Amsterdam 1953
Obwolutę, okładkę i kartę tytułową projektował Jacek Przybyszewski
© Copyright for the Polish edttlon by Spółdzielnia Wydawnicza
„Czytelnik", Warszawa
ISBN 83-07-00557-4
Strona 4
Strona 5
KSIĄŻKA O DRODZE Z KAPLICZKĄ
czyli książka o dziecięcych latach blondynki, która urodziła się w roku
1300 którymś tam... i która zakochała się w panu achillesie derenaneourt,
dyrektorze przędzalni filatura, ale która na końcu książki wyjdzie za mąż
za wzbudzającego litość oskarka... o jej bracie walerku-tralerku, z
olbrzymią głową, która kołysała się przez życie w tę i wewtę, i o panu
brysie, który sam o tym nie wiedząc, był jednym z 1-szych socja-łów... o
jej ojcu vapeurze, który przy pomocy swojej bezbożnej maszyny chciał
uratować świat, i o wszystkim, co mi w tej chwili nie przychodzi do
głowy, ale co rna z grubsza naszkicować mozolne WSTĘPOWANIE
SOCJALIZMU i upadek mieszczaństwa, któremu spadły na łeb 2 wojny i
które się załamało. Ale wśród tego i oprócz tego jest to też książka, której
akcja rozgrywa się dużo później, w nam współczesnych, dzisiejszych
czasach: gdy ondynka żyje w roku 1800 którymś tam, to mossieu colson z
miństerstwa, johan janssens, dziennikarz z gazety codziennej, malarka
tippetotje, mec. pinak i prol dr kpiydom — a także ty sam, boon-tje —
żyjecie obecnie, poszukując wartości, które naprawdę się liczą,
poszukując czegoś, co mogłoby powstrzymać ZSTĘPOWANIE
SOCJALIZMU. Ale... niech nas Bóg broni, gdyby to nie miało być
niczym więcej jak tylko tym: jakieś rozlewisko, jakieś morze, jakiś chaos;
jest to książka o wszystkim, co się słyszało i widziało na drodze z
kapliczką od roku 1800 któregoś tam do dnia dzisiejszego.
Strona 6
Strona 7
TU SIĘ ZACZYNA 1-SZY ROZDZIAŁ WIOSNA W
TER-MUREN
Strona 8
Strona 9
NA WSZYSTKIM DUZY KRZYŻ
Przez otwarte okno na swym poddaszu widzisz, jak zachodzące słońce
maluje na czerwono niczyj las, i słyszysz, jak smętna owca mossieu
colsona z miństerstwa pobekuje jeszcze po raz ostatni, nim zamkną się za
nią skrzypiące wrota obórki: i odsuwasz na bok swoje papiery i schodzisz
na dół akurat w tym momencie, kiedy otwierają się drzwi i staje w nich
kantyczny nauczyciel, który wraz ze swą piękną żoną lucette wpuszcza do
domu trochę tego późnego, czerwonego słońca. I słyszysz go, jak
kantycznie po nauczycielsku kręcąc głową, mówi: jak mi się wydaje,
siedziałeś na górze pochylony nad swoimi papierami, po to, żeby pisać
0 naszym dzisiejszym świecie, a ja, który już tak wiele książek
źle-zrozumiałem, wiem, że wszystko to, co jest do powiedzenia, zostało
już powiedziane, nie wspominam tu nawet o predykancie, o autorze
fausta czy szalonym odtwórcy hamleta... nie, nie przerywaj mi, bo tego
nie lubię, ale czy wysmażysz tam na swoim strychu większą mądrość niż
lao-cy, czy możesz być bardziej surrealistycznie-erotycznie-debilowaty
niż pieśni maldorora? czy potrafisz przeniknąć ludzkie głębie
1 wyżyny głębiej i wyżej niż w demonach braci kara-mazow, czy
potrafisz czas poza czasem i przestrzenią ścigać szybciej niż proust, lub
życie w czasie i przestrzeni biczować mocniej, jeszcze niemiłosierniej niż
w podróży do kresu nocy? czy umiesz
wykolejonego--człowieka-w-wypaczonym-społeczeństwie lepiej umiej
Strona 10
scowić w jego właściwej relacji żyjącego i myślącego zwierzęcia niż
kochanek lady chatterley? czy potrafisz obchodzić się ze słowami
trzeźwiej niż lenin, natura-listyczniej niż zola, plastyczniej niż biblia? czy
potrafisz być dostojniejszy i bardziej nieomylny niż rzymski papież,
bardziej bajeczny i niemoralny niż tysiąc i jedna noc, bardziej niebiański
niż imitatio christi, prze-bieglejszy i bardziej wyrafinowany niż lis
przechera mnicha willema — twórcy madoca, tragiczniej chłopski niż
isengrinus nivardusa? a czy możesz być nowocześniej niewiarygodny i
podlejszy niż tropic-of-capricorn?, lub bardziej romantycznie
-mizerabilistyczny niż de voorstad groeit?
I kiedy słyszysz, że kantyczny nauczyciel milknie, i widzisz, jak zaciska
usta, odpowiadasz: możliwe, że niemożliwe jest powiedzieć coś
nowszego i trafniejszego, ale na wszystko, co zostało napisane, opada
kurtyna czasu, i dlatego myślę sobie, że dobrze jest, jeśli co 10 lat ktoś
inny położy krzyżyk na tych wszystkich starociach i współczesny świat
na nowo wypowie się innymi słowami.
ATLANTYCZNY — ATOMOWY
Podczas gdy johan janssens, poeta i dziennikarz z gazety codziennej,
podchodzi do ciebie szurając pantoflami na bosych stopach, mówiąc
zaledwie pff zamiast dzień dobry... i podczas gdy kantyczny nauczyciel
odpowiada mu, że zbiera się na burzę, bardziej patrząc w nieruchome
oczy swojej pięknej żony lucette niż w niebo, które jest 1 niebem gdzieś
daleko w oddali.,.. ty pytasz, o co im chodzi: przecież już była mowa o
literaturze światowej, czy teraz znów będzie to samo?
Jeśli podsumować to, co zostało powiedziane, zaczy
Strona 11
na johan janssens w swoim najpiękniejszym, gazetowym stylu, to muszę
przyznać rację kantycznemu nauczycielowi, kiedy mówi, że już niczego
więcej nie można powiedzieć, ale też nie mogę nie przyznać racji tobie,
kiedy mówisz, że wszystko, co zostało powiedziane, należy co 10 lat
powtórzyć, ale innymi słowami. Ha, a jeśli przedtem dobrze
zrozumiałem, to rzecz sprowadza się do tego, że właśnie forma musi się
zmieniać, bo ewoluujący ludzki rozum i trwała ludzka głupota, jak
również piękna wiara w przyszłość i kacer-skie zwątpienie w nią były w
cywilizacji antycznej akurat takie same jak dziś w naszej współczesnej
cywilizacji, ktoś jednak musi nalać stare wino do nowych pucharów —
jeśli mogę się tak wyrazić jako Fbeta — aby każdy, kto się nim upije,
zrozumiał, że zaniknął nie tylko czarowny-świat-atlantydy, ale że
atomowy--świat-bezrobotnych następuje mu na pięty... ha, wzdragam się,
ogarnia mnie strach i chce mi się śmiać z mojego uduchowienia... i
szybko zaczynam mówić
0 czymś innym, no więc o formie: jeżeli chcesz jeszcze raz powiedzieć to,
co kantyczny nauczyciel już raz podsumował, to powinieneś poszukać
innej formy, ale jakiej? np. powieści, w której wygarniesz wszystko jak
leci, pach, jak skrzynia z zaprawą, która nagle spada z rusztowania, -f- do
tego i ponad to twoje wahanie
1 wątpliwości co do celu i pożytku tej powieści, + przy tym i ponad to coś,
co można by było nazwać podróżą od nihilizmu do realizmu — tam i z
powrotem, 3 klasą — bo jeszcze dziś jest nadzieja, że z tego świata coś
będzie, ale nazajutrz ta nadzieja znów jest wdeptana w ziemię... a przy
tym mógłbyś jeszcze zawrzeć w niej uwagi na marginesie, nieoczekiwane
pomysły, niepotrzebne opisy, skryte erotyczne sny, a nawet wycinki z
gazet... To znaczy coś takiego, co teraz robimy... i johan janssens,
kantyczny nauczyciel i mossieu colson z miństerstwa patrzą na ciebie z
otwartymi ustami.
Strona 12
ŁATANINA
W ten ciepły, trochę deszczowy wieczór johan janssens jako Poeta mówi
o swoich wątpliwościach odnośnie tej powieści. Ale kiedy ma zamiar
śmiertelnie poważnie oznajmić, że powieść ta gardłem mu wychodzi,
odkrywa, że samo to wyrażenie •— gardłem wychodzić —• już mu
gardłem wychodzi, i domaga się zwołania posiedzenia przy drzwiach
zamkniętych, aby to wyrażenie zastąpić jakimś innym... i jak później
piękna żona' lucette dowiedziała się od swego kantycznego nauczyciela,
johan janssens w czasie posiedzenia wygadał się, że układa listę wyrażeń,
które nie występują w żadnym idiotykonie, i że ujawni tę listę w 1-szej
nielegalnej powieści napisanej przez boontje, w momencie kiedy ostatni
czytelnik zejdzie z tego świata, z czego akt...
I gdy twoja własna żona i piękna żona lucette znów weszły do pokoju,
kontynuuje on swój wywód, który mu gardłem wychodzi — ogólne
porozumiewawcze mruganie — żeby przetrząsnąć jedną przyzwoitą po-
wieść za drugą, bo gdy porównujesz powieść z Życiem, to widzisz, że to
niewiele więcej niż łatanina i że wykazuje więcej niż uderzające
podobieństwo do akrobacji klowna, który naśladuje linoskoczka, ale
gdzieś tam wysoko pod kopułą cyrku, cały się kiwając i całkiem
świadomie wykonując zwariowane ruchy, równie niespodziewanie może
się ześliznąć...
I podczas gdy johan janssens w charakterze Poety nabiera oddechu,
kantyczny nauczyciel podnosi palec i oświadcza, że taki wywód jest
rzeczywiście ni z gruszki, ni z pietruszki. Ale johan janssens nabrał
świeżego powietrza i kontynuuje swój wywód przeciw powieści: lecz
tymczasem klown wciąż jeszcze porusza się tam na napiętej linie,
komicznie płacząc, ale nagle się ze
Strona 13
ślizgując i ryzykując życiem... bo bez względu na swe zadanie
sparodiowania akrobaty ryzykuje on życiem tak, jak sam akrobata, który
występował przed nim... i potykając się o spodnie, które mu opadają, pyta
spoglądającą w górę publiczność, czy nikt nie może mu pożyczyć agrafki,
ale kiedy zwraca się we wszystkie strony okrągłego cyrku, wyżej
wymieniona publiczność dostrzega na jego plecach ogromną agrafkę. Po
czym johan janssens siada, a kantyczny nauczyciel dodaje, że zapisując
1000 stron zniekształcono i przekręcono 1000 małych prawd, wsadzono
je do jednego worka, wytrzęsiono, wymieszano i jak leci wyciągnięto
znów na wierzch. Tych 1000 małych prawd tworzy razem 1000-krotne
wielkie Kłamstwo, parodię życia, klowna z cyrku, bezsens, wykrzykuje
johan janssens jako Poeta i zrzuca ze stołu swoją szklankę.
ANI BOGA, ANI DEMOKRACJI
Zrzuciłeś i stłukłeś swoją szklankę, powiada twoja żona do johana
janssensa, poety i dziennikarza z gazety codziennej... ale on występuje
tutaj jako dziennikarz i od tej strony za dobrze nie słyszy: i szurając
nogami po twojej podłodze i bębniąc rękami po blacie twego stołu,
stuka... nie, bębni... pieśń powieści-wieści--wieści-plan, że aż piękna
żona lucette zatyka rękami małe uszka. I wciąż potrząsając głową mówi
jej, że spokojnie może odsłonić te śliczne, różowe uszka, bo on ma do
powiedzenia coś ciekawego: jako Poeta ledwie dostrzegam, że każdy żyje
sam dla siebie i w nic więcej nie wierzy, gdy oto mój konfrater poeta
johan brams oświadcza mi, że żyje tylko dla siebie i staje się cyniczny, i w
nic więcej nie wierzy. I opo
Strona 14
wiada mi o jakimś prostym człowieku, którego aresztują i skazują,
ponieważ w czasie wojny z głodu przeszedł na niewłaściwą stronę, ale
wielcy hitlerowscy generałowie mówią przez radio, że im grunde nigdy
nie mieli z hitlerem nic wspólnego, I równocześnie myśli on, ten mój
konfrater johan brams, że znów mamy rok 36 i że świat zdąża do ery
powszechnego unicestwienia... i jeszcze coś ciekawego, ale to już
zapomniałem, I jako dziennikarz zachodzę na tej samej ulicy do profesora
kpiydoma, który uczy na uniwersytecie i jest jednym z 7 inteligentnych
ludzi w belgii, i przy którym zawsze czuję się taki mały i głupi, bo on ma
w głowie goethego i heinego, i dostojewskiego, i ogarnia świat, a mimo to
najzwyczajniej w świecie gra w wiejskiej orkiestrze dętej... i on mi mówi:
cholera jasna, zaczynam w nic nie wierzyć, robię się taki cyniczny, że aż
sam się sobie dziwię. A ja go pytam, co on, jego zdaniem, o tym myśli,
cały świat staje się cyniczny i nie wierzy ani w boga, ani w demokrację,
ani w żadne gówno — pardon — i on głęboko się namyśla i mówi, co
myśli, a ja jestem tym bardzo zdziwiony: jest to taka mała myśl, że z
wrażenia mało nie klapnąłem na dupę. A wieczorem wypytuję na ten sam
temat, znowu jako dziennikarz z gazety codziennej, kogoś, kto się na
wszystkim zna i chodzi tak, jakby miał na głowie czułki, i zawsze spada
na cztery łapy, obojętnie, gdzie by go los rzucił — i kto jest taki dumny
jak jakiś idiota, że mógł iść kawałek ze mną, poetą i dziennikarzem z
gazety codziennej — i odpowiada mi na to pytanie i jest to również taka
maleńka myśl, że znowu o mało nie klapnąłem na dupę: był to więc 2-gi
raz, że o mało co nie klapnąłem na dupę, ale rozumie się samo przez się,
że nie zrobiłem tego, wolałem wrócić do domu i pójść z żoną do łóżka...
Ale piękna żona lucette znowu zatyka rękami swoje
Strona 15
odsłonięte różowe uszka, a twoja żona odzywa się: jeśli mowa o klapaniu,
to czy masz zamiar zapłacić za tę szklankę, którą zrzuciłeś?
ZASTÓJ
Jest sobotni wieczór i piękna pogoda, gdy poeta i dziennikarz z gazety
codziennej, johan janssens, podąża za kantycznym nauczycielem i jego
piękną żoną lucette i dogania ich, kiedy kierują się do twego domu. I
spoglądając koso na odsłonięte różowe uszka pięknej żony lucette, johan
janssens powiada: mówiłem wczoraj o wierze i cynizmie, i o czymś, co
mi wyleciało z pamięci... bo tak to już bywa, to, co koniecznie należy
powiedzieć, zapomina się w pierwszej kolejności — i poruszony myślę o
tym, jakie wielkie rzeczy mogły zostać wypowiedziane na przestrzeni
dziejów, gdyby ich niefortunnie nie zapomniano — ha, ale ledwo zdąży-
liście wyjść, kiedy sobie przypomniałem... mój kolega po piórze johan
brams powiedział mi, że panuje powszechny zastój, nikt już w nic nie
wierzy ani nie bierze się do większej roboty, bogaci nie budują sze-
regowych domów dla robotników, tylko kupują sobie seryjne auta, a
biedacy, których nie stać na zbudowanie sobie najbiedniejszej nawet
chałupy, gnieżdżą się na kupie jedni przy drugich w wynajmowanych
izbach, albo w państwowych domach dla biednych — chwilowo
oczywiście, tak jak wszystko jest chwilowe, bóg i ludzie, i świat, i era
atomowa, i powieściopisar-stwo — a budownictwo leży. Nikt już nie
zadaje sobie trudu, żeby przeczytać jakąkolwiek książkę, a wydawcy
odmawiają przyjmowania od autorów rękopisów, obo
Strona 16
jętnie: dobrych czy złych, głęboko przemyślanych czy tez napisanych w
pośpiechu... i jeśli w moim przekonaniu głęboko przemyślana książka jest
książką dobrą, to w przekonaniu zrozpaczonego wydawcy może być
nieomal na pewno odwrotnie... i ani jeden wielki pisarz nie ma odwagi
przedstawić tego okresu w jakimś niezrównanym dziele. Ha, a dzieje się
tak dlatego, że tenże pisarz... wraz z wyżej wspomnianymi bogatymi,
którzy nie budują domów, i z bi?dnymi, którzy gnieżdżą się chwilowo w
wynajętych izbach albo jeszcze bardziej chwilowo koczują w walących
się mieszkaniach, i z budownictwem, które leży, i z wydawcą, który nie
przyjmuje rękopisów... nie musi sobie więcej zadawać trudu, żeby
zaczynać wielkie dzieło: świat przecież i tak jest w stanie rozkładu. Ha...
chce powiedzieć kantyczny nauczyciel... ale johan janssens przerywa mu
jako dziennikarz z gazety codziennej i opowiada, że spotkał także andre,
teozofa i studenta me-dykamecyny, i że spytał go, czy ten odkrył coś w
rodzaju powszechnego zastoju, ale tenże andró odpowiedział z niewinną
miną: nie, bo wykłady na uniwersytecie nadal trwają.
Ha... chce jeszcze raz powiedzieć kantyczny nauczyciel... ale jego piękna
żona lucette słysząc siowa johana -janssena nie może powstrzymać się od
śmiechu, a tymczasem są już przy drzwiach twego domu i kiedy wchodzą
do środka, widzą, jak stoisz tam z jakimś papierem w ręce:
PRZEDMOWĄ DO TWOJEJ NOWEJ POWIEŚCI.
Strona 17
MAŁA ONDYNA MIĘDZY ŻELAZEM A SZKŁEM
Zachowaj teraz powagę, bo chociaż już się więcej nie pisze powieści, to
autor tej powieści-planu chciałby dać coś takiego, co obejmowałoby Całe
Życie... ale widzisz, że już od początku wszystkie za wielkie słowa musi
zaczynać z dużej litery... a więc, mówiąc po ludzku, można się
spodziewać, że w samej powieści nie osiągnie tego, co zamierzał. To
prześlizgnie się po czymś zbyt pobieżnie, to znów coś innego za bardzo
rozciągnie, i w ten sposób zrobi się z tego morze, rozlewisko, coś, co jest
do niczego niepodobne; zostaje jednak mała pociecha, że okaże się on
genialny w wątkach pobocznych. Będzie pisać powieść, której tak zwa-
ną bohaterką będzie mała ondyna — bo pośród strachu i zwątpienia, i
ostatniej nadziei ostatniego mohikanina, pośród żelaza, szklą i
betonu, pośród biurokracji i rozszczepienia atomu, i budowlanego
zastoju, postać tej dziewczyny będzie działać zbawiennie i od -
świeżająco... ale prócz powieści o malej ondynie musi ona stać się
również powieścią o jej kochanku-i-mężu oskarku — ondyna i
oskarek, dwa „o", które przez przypadek muszą zostać postawione
jedno obok drugiego, aby ramię w ramię odwijać nić ze szpulki
swego życia, podczas gdy jedno nigdy ani trochę nie zrozumie
drugiego i podczas gdy ich poglądy na każdy temat będą jednak tak
samo zwariowane — ale niech bóg ma mnie w swojej opiece, jeśli to
nie staje się czymś więcej: musi to także stać się powieścią o
socjalizmie, od jego powstania po dzień dzisiejszy, i plus do tego
powieścią o drobnomieszczaństwie, któremu spadły na łeb 2 wojny i
które się załamało, cały czas oszczędzając i cierpiąc głód, ale mimo
to ratując pozory. O, w tej powieści będzie mowa o vapeurze z jego
bezbożną maszyną i o walerku-tralerku z obciętym palcem i mon
Strona 18
strualną głową, która kiwając się na boki w tę i wewtę toczyła się
przez życie...
Niestety, jesteś dopiero w polowie swojego planu, kiedy twojej żonie,
która kręci przy tym głową, wyrywa się, że to o wiele za dużo. Dobrego
nigdy nie może być za dużo, powiada johan janssens po poetycku, ale po
dziennikarsku dodaje: jednak ze względu na brak miejsca nie możemy... I
kantyczny nauczyciel podnosi palec i oświadcza: co za dużo, to
niezdrowo, A mos-sieu colson z miństerstwa, który niewiele mówi, mówi
teraz: ty, panie kantyczny nauczycielu, tak sobie myślisz, ale to dlatego,
że jesteś człowiekiem, który niewiele mówi.
POMYŁKA I OSTRZEŻENIE
No i popatrz, idziesz na zebranie, na którym opisują ci i obiecują przyszłe
społeczeństwo — to po społeczeństwie rozszczepienia atomu — i jesteś
szczęśliwy jak dziecko ze świętego mikołaja, ale w drodze do domu
trzaska ci sznurówka i klniesz na czym świat stoi. To nie znaczy
bynajmniej, że święty mikołaj... przepraszam — społeczeństwo
przyszłości nie nadejdzie, lecz znaczy to, że zawsze należy się liczyć z
pękającymi sznurowadłami. Trzeba również liczyć się z tym, żebyś mógł
do końca odczytać plan swojej powieści — choćby to była właściwie
tylko połowa twego planu — i z tym, że zebranie najzwyczajniej w
świecie stwierdza trzeźwo, że tego jest za dużo... co za dużo, to nie-
zdrowo... i powieść czy nie powieść, włączasz radio i słuchasz prognozy
pogody: wiatry umiarkowane, poziom wód podwyższony. Ejże, ale ty z
tego powodu nie pogrążasz się w rozgoryczeniu, ty też słuchasz prognozy
Strona 19
pogody i konkludujesz „sytuacja normalna", i chwytasz za klapy mossieu
colsona z miństerstwa, choć on nigdy nic nie mówi ani nie czyta żadnych
powieści: w mojej powieści, oświadczasz, będzie również mowa o
panu brysie, który mówił wierszem i był 1-szym so-cjałem, nawet o
tym nie wiedząc, i o jeanninie, która była taka miła i taka, że niech
ją... i o zezowatej mal-winie — o tak, to też prawda, o tym i o owym
odnośnie spirytyzmu — mocno się trzymaj, mossieu colson z
miństerstwa, ale nawet o tym, czego żadnemu poważnemu
człowiekowi powiedzieć nie mogę — i o wzruszających, subtelnych
wspaniałościach, których nikt nie dostrzega, jak zwykle. Ale gdzieś w
środku powieści kryje się, jak sądzę, omyłka, bo nagle jest mowa o
dziecku, a czytelnik nie został uprzedzony o jego przyjściu na świat.
I pan colson z miństerstwa, który nigdy nic nie mówi, mówi teraz: kręcę
głową, bo twoja książka będzie jak świat, jak 100 światów, ale
oczywiście będziesz musiał powiedzieć, że to wszystko to od początku do
końca 1 wielkie kłamstwo: powiedz na przykład, że sam się dziwisz sile
swojej wyobraźni, która kazała ci to wszystko wyssać z palca, i że
każdemu, kto zechce ci wytoczyć proces, rozwalisz łeb, bo ty jesteś tym,
no... nieważne... ale człowiek ostrzeżony jest wart tyle co 2.
DROGA Z KAPLICZKĄ
Popadało trochę nad króliczą górą i nad niczyim lasem, ale teraz zaczyna
już świecić słońce i wszystko staje się znacznie ładniejsze, niż jest: a ty
czytasz 1-szą stronę swojego planu powieści-wieści, który jest opi
Strona 20
sem okolicy w 7 słowach: błotnista droga z kapliczką wiła się
zakrętami ku osadzie ter-muren wzdłuż nieskończenie długiego muru
tkalni labor i wzdłuż nie-uprawianego kawałka pola na króliczej
górze, które było ostatnim ugorem należącym do zamku
derenan-courtów. Było tam pusto. Błędne ogniki, które są du-
szyczkami martwo urodzonych dzieci, unosiły się ponad chaszczami.
Czort na koźlich kopytkach napadał na późno powracające z fabryki
dziewczyny, które brodziły w biocie na drodze, a jedna z nich,
najpiękniejsza," jaka kiedykolwiek w życiu rozkwitła, została tam
zgwałcona. To grzech -być tak piękną i zostać tak boleśnie
okaleczoną czarcimi rogami. A jeden stróż nocny, który twierdził,
jakoby natrafił na ślady i że prowadziły one do zamku, został
zwolniony ze służby, ponieważ najprawdopodobniej znowu był
pijany. A do tego, i to był najbardziej przejmujący dowód, w tym
samym tygodniu wybuchła epidemia budzącej przerażenie ospy:
ludzie z ter-muren żegnali się wieczorem w milczeniu wielkim
znakiem krzyża.
I pokasłujesz, i wsadzasz swoje papiery do tekturowej teczki, w której
będziesz składać swą opowieść o małej ondynie, podczas gdy mossieu
colson z miństerstwa milczy i wyczekuje, widząc, że kantyczny nau-
czyciel kręci głową: opowiadasz mi o króliczej górze, którą stąd
widzę, i o niczyim lesie, którego zapach czuję przez otwarte okno, ale
ze szpetnego domu bogaczy na króliczej górze robisz zamek, w
którym jakoby mieszka nie znany mi pan derenancourt. Tego nie
rozumiem: dlaczego nie mówisz wszystkiego tak jak jest, dlaczego
mieszasz jedno z drugim i do znanych nazw doczepiasz nie znane sprawy
i ludzi, przez co wprowadzasz zamęt w mojej kantycznej głowie? a
równocześnie mówisz o błędnych ognikach i o diable, który ponoć
zgwałcił najładniejszą dziewczynę — och, jakie to romantyczne — a
tego nocnego stróża, który