Billingham Mark - Tom Thorne 01 - Kokon
Szczegóły |
Tytuł |
Billingham Mark - Tom Thorne 01 - Kokon |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Billingham Mark - Tom Thorne 01 - Kokon PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Billingham Mark - Tom Thorne 01 - Kokon PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Billingham Mark - Tom Thorne 01 - Kokon - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Mark Billingham
KOKON
Przełożył
Robert P. Lipski
GJ+
Strona 4
Tytuł oryginału: Sleepyhead
Copyright © 2001 by Mark Billingham
All rights reserved.
Stranger in the House by Elvis Costello.
Copyright © 1978 Sideaways Songs
administered by Plangent Visions Music Ltd.
Copyright to the Polish Edition © 2008 G + J
Grüner + Jahr Polska Sp. z o.o. & Co.
Spółka Komandytowa
02-677 Warszawa,
ul. Wynalazek 4
Dział handlowy:
tel. 0-22 640 07 25, 607 02 56 (57, 59) w. 221, 380,
faks 0-22 607 02 61
Sprzedaż wysyłkowa:
Dział Obsługi Klienta,
tel. 0-22 607 02 62
Redakcja:
Joanna Zioło
Korekta:
Magdalena Szroeder
Projekt okładki:
www.maszynowicz.pl
Redakcja techniczna:
Mariusz Teler
ISBN: 978-83-60376-72-0
Skład i łamanie: KĄTKA,
Warszawa
DrukOpolgrafSA
Strona 5
Dla Claire. Za wszystko. Jesteś moją czekoladką.
Strona 6
Podziękowania
Chciałbym podziękować wielu osobom z różnych powodów:
Doktorowi Philowi Coburnowi za porady eksperta, chory umysł i
szampańskie chwile; Carol Bristow za pomoc przy sprawach
związanych z procedurą policyjną; profesorowi Sebastianowi
Lucasowi ze szpitala św. Tomasza; Nickowi Jordanowi, Bernadette
Ford i Davidowi Holdstockowi z wydziału ds. kontaktów z prasą
Metropolitan Police; Caroline Allum; Hilary Hale, mojej błyskotliwej
redaktorce, oraz wszystkim z wydawnictwa Little, Brown za ich
nieograniczony entuzjazm; Sarah Lutyens, mojej agentce, za meble;
Rachel Daniels z London Management; Peterowi Cocksowi za
zdjęcia; Howardowi Prattowi za dźwięki; Mikeowi Gunnowi za żarty;
Paulowi Thorne’owi za lekturę w wolnym czasie.
A także mojej matce Pat Thompson za trzydzieści dziewięć lat.
Pamiętaj, co mówiłaś o głośnych krzykach w księgarni...
Strona 7
Prolog
Strona 8
Roger Thomas,
CZŁONEK KRÓLEWSKIEGO KOLEGIUM PATOLOGÓW
Dr Angela Wilson
Koroner
Southwark
26 czerwca 2000
Droga Angelo,
W związku z naszą ostatnią rozmową piszę do Ciebie, by przelać
na papier pewne zebrane, dające do myślenia szczegóły, które możesz
zechcieć załączyć do mego raportu z autopsji (A2698/RT) p. Susan
Carlish, dwudziestosześcioletniej ofiary udaru odnalezionej w jej
domu 15 czerwca.
Autopsja została przeprowadzona w szpitalu św. Tomasza 17
czerwca. Zgon nastąpił wskutek rozległego zawału wywołanego
zatorem arterii głównej, ten zaś spowodowało spontaniczne
przerwanie tętnicy szyjnej. Jako że badanie zostało przeprowadzone
dwanaście godzin po śmierci denatki, nie mogłem wykonać testu na
niedobór protein C i S. Pomijając ten fakt i biorąc pod uwagę, że panna
Carlish paliła papierosy tylko od czasu do czasu, nie mamy tu do
czynienia z typowymi czynnikami zwiększającymi ryzyko udaru.
Odkryłem także pewne drobne uszkodzenia na szyi denatki, łącznie z
naderwaniem więzadeł na wysokości pierwszego i drugiego kręgu
szyjnego, choć mogły one powstać wcześniej, w trakcie odgięciowego
urazu kręgosłupa szyjnego czy podczas uprawiania forsownych ćwiczeń
sportowych. We krwi stwierdzono ślady benzodiazepanu. W trakcie
przeszukania lokalu odnaleziono receptę na valium, wypisaną na
nazwisko współlokatorki panny Carlish przed osiemnastoma
miesiącami.
Choć nie mam wątpliwości co do przyczyny zgonu i przyznaję, że
prowadzone przez policję śledztwo zabrnęło w ślepą uliczkę,
zamierzam skontaktować się w tej sprawie z kilkoma kolegami po
fachu, a kopię niniejszego listu rozesłać do wszystkich wydziałów
11
Strona 9
patologii i biur koronera w całym Londynie. Ciekaw jestem, czy
ktokolwiek z nich miał do czynienia z ciałem ofiary udaru (zwłaszcza
kobiety w wieku 20-30 lat) wykazującym obecność którejś z
następujących osobliwych cech:
Brak typowych dla tej przypadłości czynników ryzyka. Zerwane
więzadła w szyi. Beznodiazepan we krwi.
Gdybyś miała chęć porozmawiać o moich odkryciach z
perspektywą przeprowadzenia drugiej autopsji, z przyjemnością z
tobą na ten temat pogawędzę.
Z poważaniem
Roger Thomas
Dr Roger Thomas, członek KPP, konsultant patomorfolog
PS Stan ciała (które skrzypiało jak świeżo wyczyszczone kalosze)
nie był dla stróżów prawa niczym nadzwyczajnym ani nie wzbudził
większego zainteresowania właścicieli zakładu pogrzebowego, lecz
mnie wydał się co najmniej niepokojący z wyżej wymienionych
powodów.
Strona 10
CZĘŚĆ PIERWSZA
PROCEDURA
Strona 11
- Obudź się, Śpiąca Królewno...
Do tego światła, głosy, maska i słodka struga świeżego tlenu w
moich nozdrzach...
A wcześniej?
Ja i dziewczęta trzymamy się za ręce, by wspólnie zaśpiewać „I
Will Survive”, co sprawia, że wszyscy donżuani z Camberwell, w
białych skarpetkach, obecni w klubie biorą nogi za pas...
Teraz tańczę sama. I to przy bankomacie, Boże jedyny!
Jestem nielicho wstawiona. To był niezapomniany wieczór.
Mocuję się, aby włożyć klucz do zamka.
W aucie siedzi facet z butelką szampana. Co świętuje? Łyczek
szampana po wypiciu całego morza tequili na pewno nie zaszkodzi.
Jesteśmy w kuchni. Czuję dziwny zapach, jakby mydła. I czegoś
jeszcze. Czegoś desperackiego.
Ten mężczyzna jest za moimi plecami. Klęczę. Gdyby mnie nie
podtrzymał, wylądowałabym na podłodze. Czy aż tak dużo
wypiłam?
Jego dłonie są teraz na mojej głowie i szyi. Jest bardzo delikatny.
Mówi, żebym się nie martwiła.
A potem... już nic...
Strona 12
1.
Thorne nie znosił powszechnie wyznawanego poglądu, że
policjanci są zahartowani. Zahartowany gliniarz był zupełnie
nieprzydatny Jak stara zastygła farba. On był po prostu...
zrezygnowany. Z powodu bezdomnego ze strzaskaną czaszką i
słowem „lump” wyciętym na piersi. Pół tuzina harcerek
zdekapitowanych za sprawą pijanego kierowcy autobusu i niskiego
mostu. A także znacznie drastyczniejszych przypadków. Z rezygnacją
patrzył w szkliste oczy kobiety, która straciła syna i, przygryzając
dolną wargę, jakby mimowolnie sięgała po czajnik. Thorne był
zrezygnowany z tych wszystkich powodów Ostatnio z powodu Alison
Willetts.
- To uśmiech losu, słowo daję.
Był zrezygnowany, myśląc o tej drobnej istotce w ciele dziewczyny,
omotanej plątaniną medycznych kabli, rurek i przewodów, jako o
czymś przełomowym. Uśmiech losu. Odrobina szczęścia. A przecież
jej właściwie tam nie było. Szczęście, że w ogóle ją znaleźli.
- No to jak, kto spieprzył sprawę? - Detektyw konstabl David
Holland słyszał, że Thorne był z natury bezpośredni i konkretny, ale
nie spodziewał się takiego pytania niedługo po tym, jak zjawił się przy
łóżku dziewczyny.
- Cóż, szczerze mówiąc, ona nie pasuje do profilu. To znaczy
prowadziła aktywny tryb życia i jest bardzo młoda.
- Trzecia ofiara miała zaledwie dwadzieścia sześć lat.
- Tak, wiem, ale proszę na nią spojrzeć.
Zrobił to. Miała dwadzieścia cztery lata, a wyglądała jak
bezbronne dziecko.
- Cała ta sprawa była traktowana jak zwykłe zaginięcie. Do czasu,
gdy miejscowi chłopcy odnaleźli jej chłopaka. - Thorne uniósł brew.
Holland instynktownie sięgnął po notes: - Ee... Tima Hinnegana. To
17
Strona 13
najbliższa jej osoba. Mam jego adres. Powinien zjawić się tu później.
Odwiedza ją codziennie. Byli razem od osiemnastu miesięcy - dwa
lata temu ona przeprowadziła się tu z Newcastle, by podjąć pracę jako
pielęgniarka na oddziale dziecięcym.
Holland zamknął notes i spojrzał na przełożonego, który wciąż
wpatrywał się w Alison Willetts. Zastanawiał się, czy Thorne wiedział,
że reszta zespołu nazywała go wańką-wstańką. Nietrudno było
odgadnąć, skąd wzięło się to przezwisko. Ile wzrostu miał Thorne...
Metr sześćdziesiąt pięć, metr sześćdziesiąt osiem? Ale nisko położony
środek ciężkości i krępa sylwetka pozwalały przypuszczać, że nawet
popchnięty nie dałby się przewrócić i błyskawicznie powstałby do
pionu. Coś w jego oczach mówiło Hollandowi, że tamten za nic nie
dałby się powalić.
Jego ojciec znał gliniarzy takich jak Thorne, ale ten był
pierwszym, z jakim Holland miał okazję pracować. Uznał, że lepiej
jeszcze nie chować notesu. Wańka-wstańka wyraźnie miał o wiele
więcej pytań. W dodatku ten facet miał dziwny zwyczaj zadawania ich
nawet bez otwierania ust.
- Tak... no więc ta dziewczyna wraca do domu po upojnej nocy...
to było tydzień temu, we wtorek... i kończy na progu recepcji ostrego
dyżuru szpitala Royal London.
Thorne skrzywił się. Znał ten szpital. Wspomnienie bólu, jakiego
doświadczył po operacji przepukliny pół roku temu, wciąż było
przeraźliwie świeże w jego pamięci. Uniósł wzrok, gdy do pokoju
zajrzała pielęgniarka w niebieskim uniformie, by zerknąć najpierw na
nich, po czym na zegar. Holland sięgnął po legitymację, ale
pielęgniarka już zamknęła za sobą drzwi.
- Kiedy ją przyjęto, wyglądało to na przedawkowanie. A potem
dowiedziano się o tej dziwnej niby-śpiączce i przeniesiono ją tutaj.
Kiedy jednak odkryto, że to udar, nie próbowano połączyć tego z
Bekhendem. Nie sprawdzono, czy ma we krwi benzodiazepan, i nie
skontaktowano się z nami.
Thorne spojrzał na Alison Willetts. Przydałoby się przyciąć jej
grzywkę. Widział jak jej wywrócone do góry gałki oczne poruszają się
18
Strona 14
w oczodołach. Czy wiedziała, że tu byli? Czy ich słyszała? Czy
pamiętała?
- Skoro pan pyta, odpowiem, że moim zdaniem jedyną osobą,
która spieprzyła sprawę, jest sam zabójca.
- Przynieś nam herbatę, Holland.
Thorne ani na chwilę nie odrywał wzroku od Alison Willetts i
tylko cichy skrzyp i szurnięcie drzwi uświadomiło mu, że Holland
wyszedł. Detektyw inspektor Tom Thorne nie chciał stanąć na czele
operacji Bekhend, ale z wdzięcznością przyjął pierwszą nadarzającą
się okazję przeniesienia z nowo powstałej Grupy ds. Przestępstw
Szczególnych. Restrukturyzacja wszystkim dała się we znaki, a
Bekhend była przynajmniej prostą operacją w starym stylu. Mimo to
nie pragnął nią dowodzić w przeciwieństwie do kilku znanych mu
osób. Oczywiście operacji przyznano priorytet, a on należał do ludzi,
którzy z ogromnym wahaniem zabierali się do spraw, których
rozwikłania nie byli pewni. A ta sprawa była naprawdę dziwna. To nie
ulegało wątpliwości. Wiedzieli o trzech zabójstwach; każda ofiara
poniosła śmierć wskutek silnego nacisku na tętnicę główną. Jakiś
szaleniec atakował kobiety w ich domu, szprycował prochami i
wywoływał u nich udar.
Wywoływał udar.
Hendricks był jednym z bardziej doświadczonych patologów, ale
tydzień temu Thorne’owi wcale nie było miło w jego laboratorium,
gdy tamten przyłożył wilgotne dłonie do jego głowy i szyi, aby
zademonstrować mu zabójczą technikę. - Co ty, u licha, wyprawiasz,
Phil?
- Zamknij się, Tom. Jesteś nafaszerowany prochami po same
uszy. Mogę z tobą zrobić, co zechcę. Teraz przechylę ci głowę w bok i
nacisnę ten punkt, aby zablokować tętnicę. To wymaga
specjalistycznej wiedzy. Zastanawiam się, kto wchodzi w rachubę.
Komandos? Ekspert od sztuk walki? Tak czy owak, cwany drań. Nie
zostawił żadnych śladów. Rzecz jest prawie nie do wykrycia.
Prawie.
Christine Owen i Madeleine Vickery należały do grupy
podwyższonego ryzyka udaru: jedna w średnim wieku, druga nałogowa
19
Strona 15
palaczka. Obie odnaleziono martwe w ich domach, w przeciwległych
dzielnicach Londynu. To, że ich ciała zostały niedawno umyte
mydłem karbolowym, nie uszło uwagi patologów prowadzących
sekcje. Choć mąż Christine Owen i współlokatorka Madeleine Vickery
uznali, że to dziwne, nie mogli wyprzeć się (ani wyjaśnić) obecności
kostki mydła karbolowego w łazience. U obu ofiar odkryto ślady
środków uspokajających; w wypadku Owen wyjaśniono to
przyjmowaniem leków antydepresyjnych, a Vickery, jak się okazało,
od czasu do czasu brała narkotyki. Te tragiczne, lecz, jak dotąd
przypuszczano, naturalne zgony nie zostały ze sobą połączone.
Jednak Susan Carlish nie należała do osób z grupy
podwyższonego ryzyka i narażonych na udar, a środki uspokajające
znalezione w jej kawalerce w podejrzanej butelce bez nalepki
stanowiły nierozwikłaną zagadkę. Ale dopiero zerwane więzadła w
szyi okazały się szczegółem łączącym te trzy przypadki. Dokonał tego
pewien wyjątkowo bystry i dociekliwy patolog. Nawet Hendricks
musiał przyznać, że wykazał się on nadzwyczajną czujnością.
Niezwykłą przenikliwością umysłu.
Ale nie był aż tak przenikliwy jak zabójca.
- Tom, on bawi się stosunkami procentowymi. Mnóstwo ludzi w
tym mieście zalicza się do grupy podwyższonego ryzyka udaru.
Dajmy na to ty.
- Że co?
- Wciąż masz złotą kartę w Threshers, prawda?
Thorne już miał zaprotestować, ale powstrzymał się. I tak zbyt
często wściekał się na Hendricksa.
- Wybiera trzy różne obszary Londynu, wiedząc, że szanse, by
ktokolwiek połączył ze sobą te ofiary, są cholernie nikłe. Robi swoje, a
my drepczemy w miejscu.
Thorne wstał, wsłuchując się w jednostajny rytm respiratora
Alison. Określano to mianem zespołu zamknięcia. Alison
prawdopodobnie nadal mogła widzieć, słyszeć i odczuwać. Prawie na
pewno miała świadomość tego, co działo się wokół niej. I nie była w
20
Strona 16
stanie się poruszać. Nie mogła ani drgnąć. Nie miała władzy nawet
nad najdrobniejszymi mięśniami.
Zespół nie był adekwatnym określeniem. To był wyrok. A co ze
skurwielem, który go wykonał? Czy to jakiś świr trenujący sztuki
walki? Albo agent tajnych służb? To najbardziej prawdopodobne. Nie
mieli lepszych kandydatów. Przynajmniej na razie...
Trzy różne obszary Londynu. Zrobił się nielichy bałagan. Trzej
komendanci siedzący przy okrągłym stole, licytujący się o to, który z
nich ma większego wacka, z trudem przygotowali operację Bekhend.
Jeżeli chodziło o skład zespołu, Thorne nie miał powodów do
narzekania. Tughan był co najmniej skuteczny, a Frank Keable
sprawdził się jako policjant, choć bywał trochę zbyt zachowawczy.
Thorne będzie musiał rozmówić się z nim na temat Hollanda i jego
notesu, którego ani na chwilę nie chował. Czy w wydziale nie było
choćby jednego konstabla z pamięcią lepszą niż u złotej rybki?
- Sir?
Złota Rybka pojawił się z herbatą.
- Kto zwrócił naszą uwagę na Alison Willetts?
- Konsultant do spraw neurologii, ee... doktor...
Holland chrząknął i przełknął ślinę. W obu rękach trzymał
plastikowe kubki z gorącą herbatą i nie mógł sięgnąć po notes.
Thorne postanowił zachować się uprzejmie i wziął od niego kubek.
Holland wyjął notes.
- Doktor Coburn. Anne Coburn. Ma dziś wykłady w Royal Free.
Umówiłem pana na spotkanie z nią dziś po południu.
- Jeszcze jeden lekarz, któremu jesteśmy winni podziękowanie.
- Tak i kolejny szczęśliwy traf. Jej mąż to konsultant patolog
David Higgins. Wykonuje dla nas wiele prac jako ekspert.
Opowiadała mu o Alison Willetts, a on na to: „To ciekawe,
ponieważ...”.
- Co to ma być? On jej to, a ona jemu na to... Pogawędki sobie
urządzili na temat autopsji? Może jeszcze w łóżku, po szybkim
numerku? Kto to słyszał?
- Nie wiem. Sam będzie pan musiał ją o to zapytać.
21
Strona 17
Odstępując na bok, by przepuścić pielęgniarkę, która przyszła
wymienić Alison kroplówkę, Thorne uznał, że nie należy odkładać na
później tego, co może zrobić od razu. Oddał Hollandowi kubek z
nietkniętą herbatą.
- Zostań tu i zaczekaj na Hinnegana.
- Ale jest pan umówiony dopiero na wpół do piątej.
- Wobec tego przyjdę na spotkanie trochę wcześniej.
Pokonał labirynt korytarzy wyłożonych czerwonym popękanym
linoleum w poszukiwaniu najszybszej drogi do wyjścia i ucieczki
przed odorem, którego każdy człowiek przy zdrowych zmysłach
nienawidzi z całego serca. Intensywna terapia mieściła się w nowym
skrzydle Narodowego Szpitala Neurologii i Neurochirurgii, ale woń
była obecna nawet tutaj. Środki odkażające, skonstatował, w szkole
używano czegoś podobnego, a ta myśl sprawiła, że cofnął się we
wspomnieniach do zapomnianych czasów przedszkolnych
koszmarów. To była inna woń.
Dializ i śmierci.
Zjechał windą do głównej recepcji, której imponująca
wiktoriańska architektura zdumiewająco kontrastowała z
nowoczesnym otwartym planem nowych części szpitala. Kamienne
tablice na ścianach roztaczały aurę dawno minionej świetności,
podobnie jak zakurzone drewniane plakietki z nazwiskami
konsultantów tej placówki. Chlubę tego miejsca stanowił naturalnej
wielkości portret Diany, księżnej Walii, byłej patronki szpitala. Obraz
był udany, w przeciwieństwie do popiersia księżnej stojącego na
cokole opodal. Thorne zastanawiał się, czy było ono dziełem któregoś
z pacjentów.
Gdy zbliżył się do wyjścia, miotane półgłosem przekleństwa i
pochylające się w jego stronę ociekające parasole w rękach osób
wchodzących do budynku uświadomiły mu, że lato miało się ku
końcowi. Półtora tygodnia sierpnia i po lecie. Stanął pod
wykwintnym szpitalnym portykiem z czerwonej cegły i mrużąc oczy,
spojrzał poprzez strugi deszczu w stronę, gdzie stał jego samochód,
przy barierkach okalających Queen Square. Ludzie szli mimo ulewy z
pochylonymi głowami, przecinając na ukos trawniki lub zmierzając
22
Strona 18
do stacji metra przy Russell Square. Ilu było wśród nich lekarzy i
pielęgniarek? W promieniu półtora kilometra znajdowało się wiele
szpitali oraz klinik specjalistycznych. Z miejsca, gdzie stał, widział
gmach szpitala dziecięcego przy Great Ormond Street. Postawił
kołnierz i przygotował się do biegu.
W pierwszej chwili pomyślał, że to mandat, gdy wyszarpnął kartkę
zza wycieraczki. Kiedy jednak wyciągnął kartkę A-4 z foliowej
koszulki i rozłożył, zdał sobie sprawę, że było to coś zupełnie innego.
Ostrożnie włożył ją z powrotem do koszulki, wytarł z kropel deszczu i
wlepił wzrok w liścik napisany zgrabnie na maszynie. Po pierwszych
czterech słowach przestał zwracać uwagę na strużki deszczu
ściekające mu po karku.
DROGI DETEKTYWIE INSPEKTORZE THORNE. CO MOGĘ
POWIEDZIEĆ? PRAKTYKA CZYNI MISTRZA. CZY NIE
ZAZDROŚCI JEJ PAN TEJ DOSKONAŁOŚCI. . . TEGO DYSTANSU?
PROPONUJĘ. BY WZIĄŁ PAN POD ROZWAGĘ KONCEPCJĘ TEJ
WOLNOŚCI. PRAWDZIWEJ WOLNOŚCI. CZY KIEDYKOLWIEK
SIĘ PAN NAD NIĄ ZASTANAWIAŁ? PRZYKRO MI Z POWODU
INNYCH. NAPRAWDĘ. NIE ZAMIERZAM URAŻAĆ PAŃSKIEJ
INTELIGENCJI KOMUNAŁAMI NA TEMAT CELÓW
UŚWIĘCAJĄCYCH ŚRODKI, LECZ POWIEM TYLKO, ŻE PRZY
WIELKICH PRZEDSIĘWZIĘCIACH NALEŻY BRAĆ POD UWAGĘ
ODPOWIEDNI MARGINES BŁĘDU. WSZYSTKO ZALEŻY OD
NACISKU. INSPEKTORZE THORNE, ALE PAN PRZECIEŻ WIE
JUŻ NA TEN TEMAT WSZYSTKO. A TAK MÓWIĄC POWAŻNIE,
TOM, MOŻE CIĘ KIEDYŚ ODWIEDZĘ. . .
Nacisk...
Thorne rozejrzał się dokoła, jego serce biło jak szalone.
Ktokolwiek zostawił ten liścik, musiał być niedaleko, samochód stał w
tym miejscu od niedawna. Dostrzegł jedynie ponure, mokre od
deszczu twarze i Hollanda lawirującego między kałużami i
biegnącego przez ulicę w jego stronę.
- Chłopak tej dziewczyny właśnie przyszedł. Musiał pan minąć się
z nim, wychodząc.
23
Strona 19
Wyraz twarzy Thorne’a sprawił, że konstabl stanął jak wryty i
zamilkł.
- Wiesz co, Holland? Alison to nie była fuszerka.
- Oczywiście, że nie. Chciałem jedynie powiedzieć, że...
- Posłuchaj. On tego właśnie chce. - Wskazał na szpital. -
Rozumiesz? - Koszula lepiła mu się do pleców. Deszcz i pot. Sam
ledwie mógł to zrozumieć. Z trudem był w stanie uwierzyć w
wypowiedziane przez siebie słowa. Holland patrzył z ustami
rozdziawionymi ze zdumienia, zasłuchany w słowa, które tak wiele
kosztowały inspektora. Słowa, które jeszcze zanim zostały
wyartykułowane, uświadomiły Thorne’owi, że nie powinien się
zgodzić na udział w tej operacji.
- Alison Willetts nie jest jego pierwszą pomyłką. To pierwsza z
jego ofiar, z którą zrobił to, co chciał.
Strona 20
Tim nie radzi sobie z tym najlepiej. Miał tak dziwnie zduszony
głos, kiedy rozmawiał z Anne. Anne? Jestem z nią po imieniu, a
przecież się nawet nie znamy. Mimo to ma miły głos. Lubię nasze
wieczorne pogawędki. Są z natury rzeczy dość jednostronne, ale
przynajmniej ktoś wie, że coś się tu dzieje. Że wciąż ktoś tu jest.
Nawiasem mówiąc, czy wspominałam już o testach? Są
naprawdę wyjątkowe. No, przynajmniej niektóre. Jest specjalny
zestaw, dosłownie zestaw w pudełku, którym sprawdza się, czy
jesteś kompletnym warzywem, czy nie. Aby sprawdzić, czy
znajdujesz się w permanentnym stanie wegetatywnym (PSW).
Mam to na przemian z permanentnym poziomem wegetatywnym
(PPW), ale psw jest poważniejsze. Badaniom poddawane są
wszystkie zmysły. Uderza się dwoma kawałkami drewna jeden o
drugi, żeby ocenić, czy słyszysz, i sprawdzić, czy zareagujesz. Nie
jestem pewna, co właściwie zrobiłam, ale wydawali się zadowoleni.
Mogliby darować sobie kłucie mnie szpikulcem i to coś, co
podtykają mi pod nos, a co przywodzi mi na myśl rzeczy, jakie
wdychasz, gdy masz naprawdę ciężką grypę. Ale rekompensuje mi
to badanie smaku. Bo dają ci whisky. Parę kropel, na język. To
szpital wręcz wymarzony dla mnie.
Testy przeprowadziła Anne. Wydaje mi się całkiem atrakcyjna
jak na osobę w jej wieku. Nie widzę jej zbyt wyraźnie, ale mam o
niej swoje wyobrażenie. Nawet nie dostrzegam kształtów. Widzę
raczej cienie kształtów. I niektóre z tych widmowych sylwetek to bez
wątpienia policjanci. Tim wydawał się mocno podenerwowany,
gdy rozmawiał z jednym z nich. Jak się zorientowałam, był bardzo
młody.
Mężczyzna pod domem, ten z butelką szampana... co on
właściwie zrobił? Zmienił mnie w straszną nudziarę, a co poza tym?
Coś mi zrobił, coś mi uszkodził, ale nie czuję, żeby cokolwiek mnie
bolało.
Nie wyczuwam żadnych świeżych ran.
Wszystko inne wydaje się jak świeża blizna.
25