Bernie Faust - TENN WILLIAM

Szczegóły
Tytuł Bernie Faust - TENN WILLIAM
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Bernie Faust - TENN WILLIAM PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Bernie Faust - TENN WILLIAM PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Bernie Faust - TENN WILLIAM - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TENN WILLIAM Bernie Faust WILLIAM TENN Przelozyla Olga HryczukTytul oryginalu The Seven Sexes (C) 1968 by William Tenn (C) Polish 1992 DZIECINNA ZABAWA Gdy zamknely sie drzwi za mezczyzna z przedsiebiorstwa transportowego, Sam Weber postanowil przesunac ogromna paczke blizej zarowki oswietlajacej pokoj.Poslaniec wycedzil tylko: -Ja nic nie wiem. My nie wysylamy paczek, tylko je doreczamy. Ale przeciez musi istniec jakies sensowne wyjasnienie tej przesylki. Sam z trudem przesunal paczke o kilkadziesiat centymetrow. Poczatkowe zaciekawienie ustapilo miejsca naglej irytacji. Przesylka byla bardzo ciezka; zastanawial sie, jak poslaniec wniosl ja na drugie pietro. Wyprostowal sie i spojrzal ponuro na jaskrawy bilecik, na ktorym widnialo jego nazwisko, adres oraz zyczenia "Wesolych Swiat Bozego Narodzenia 2353 r." Glupi zart? Nie znal nikogo, kto uwazalby za zabawne wysylanie kartki z data wybiegajaca w przeszlosc o ponad dwiescie lat Chyba, ze ktorys zartownis konczacy razem z nim studia prawnicze, zamierza wyrazic swa opinie co do tego, kiedy uda mu sie dostac do prowadzenia pierwsza sprawe. Nawet gdyby... Jeszcze raz spojrzal na napis widniejacy na bilecie. Litery byly zielone. Mialy dziwny ksztalt, nie zostaly nakreslone ciagla linia, ale utworzono je z drobnych kresek. A bilecik byl plytka wykonana ze zlota! Sam poczul wzrastajace zainteresowanie. Oderwal bilecik, zdarl delikatnie opakowanie i znieruchomial. Pudlo nie mialo wieka, zadnej szczeliny po bokach, nigdzie nie bylo widac zadnego uchwytu. Stanowilo, jakby jednolita, uformowana w postaci szescianu brazowa bryle. Jednak z cala pewnoscia cos w srodku chrobotalo przy przesuwaniu. Chwycil pudlo oburacz, wytezyl wszystkie sily i podniosl je. Takze i spod pudla byl gladki, podobnie jak i na pozostalych bokach nie bylo widac zadnej szczeliny. Upuscil je ciezko na podloge. -No coz - powiedzial filozoficznie. - Nie chodzi o podarunek, ale o zasade. Sam nie podziekowal jeszcze za wszystkie upominki, jakie otrzymal z okazji Swiat Bozego Narodzenia. Powinien pomyslec o czyms szczegolnym dla ciotki Maggie. Krawaty, jakie od niej dostal, byly okropne, ale on nie wyslal jej nawet chusteczki w charakterze upominku swiatecznego. Wszystkie pieniadze, co do grosza, wydal na te broszke dla Tiny. Nie kupil jej pierscionka, ale byc moze tak to potraktuje, zwazywszy na okolicznosci... Zawrocil w strone lozka, ktore sluzylo mu jednoczesnie za biurko i krzeslo. Skrzywil sie ponuro, patrzac na wielkie pudlo. Potem je kopnal. -Coz, jesli sie nie otworzysz, to sie nie otworzysz - mruknal. Jak gdyby z powodu kopniaka pudlo otworzylo sie. Na jego gornej powierzchni ukazala sie szczelina, gwaltownie poszerzyla sie, a jej boki zwinely sie, opadajac ku dolowi jak w walizie. Sam stuknal sie w czolo i pospieszna modlitwa przywolal do pomocy wszystkich bogow od egipskiego Seta do Boga Ojca. Wtedy przypomnial sobie, co wczesniej powiedzial. -Zamknij sie - zasugerowal. Pudlo zamknelo sie znow tak gladko jak przedtem. -Otworz sie. Szescienna bryla otworzyla sie. Sam uznal, ze wystarczy tej zabawy. Pochylil sie nad pudlem i zajrzal do srodka. Ujrzal tam niezliczona ilosc polek, na ktorych staly buteleczki wypelnione niebieskim plynem, sloiki z czerwona masa oraz przezroczyste tubki mieniace sie barwami zawartych w nich substancji: zoltej, zielonej, pomaranczowej, fiolkoworozowej. Ponizej zobaczyl siedem wymyslnych przyrzadow, ktore wygladaly, jakby zgromadzil je hobbysta krotkofalowiec. Na dnie pudla lezala ksiazka. Sam podniosl ksiazke i ze zdumieniem spostrzegl, ze chociaz wszystkie jej strony sa metaliczne, jest to najlzejsza ksiazka, jaka kiedykolwiek trzymal w rekach. Usiadl na lozku, odetchnal gleboko i zabral sie do czytania pierwszej strony. Przebiegl wzrokiem po dziwnych, zielonych literach. Budowa Czlowieka - zestaw nr 3. Zestaw ten przeznaczony jest tylko dla dzieci w wieku od jedenastu do trzynastu lat. Jest to ulepszona wersja poprzednich zestawow Symulacji Czlowieka oznaczonych numerami 1 i 2. Umozliwia on dziecku z tej grupy wiekowej skonstruowanie i zmontowanie doroslego, calkowicie sprawnego czlowieka. Mniej zdolne dziecko moze budowac niemowleta oraz karly z poprzednich zestawow. Zestaw wyposazony jest w dwa aparaty sluzace do demontazu, co umozliwia wielokrotne uzycie elementow. Podobnie jak w zestawach nr 1 i 2 zaleca sie przeprowadzenie demontazu za pomoca Kontrolera Populacji. Dodatkowe czesci i odczynniki mozna zakupic w przedsiebiorstwie Budowa Czlowieka pod adresem Poziom Poprzeczny 928, Glunt City, stan Ohio. Pamietaj, tylko korzystajac z zestawu Budowa Czlowieka, mozesz budowac ludzi! Weber zacisnal powieki. Co to za gag widzial wczoraj w kinie? Wspanialy gag. Wspanialy film. Ladny kolor. Ciekawe, ile rezyser zarabia w ciagu tygodnia? A kamerzysta? Piecset? Tysiac? Ostroznie otworzyl oczy. Pekate pudlo wciaz tkwilo na srodku pokoju. W drzacych rekach nadal trzymal ksiazke. Na otwartej stronie widnialo "...tylko korzystajac z zestawu Budowa Czlowieka mozesz budowac ludzi!" Boze, zlituj sie nad mlodym prawnikiem w takiej godzinie! Na nastepnej stronie zamieszczony byl cennik "dodatkowych czesci i odczynnikow". Na sprzedaz oferowano takie towary jak enzymy czy hemoglobine. Na koncu zamieszczona byla reklama zestawu nr 4. "Radosc budowania zywego Marsjanina!" I ponizej informacja "Patent od roku 2348" Trzecia strona zawierala spis tresci. Sam spocona reka chwycil sie brzegu materaca i czytal: Rozdzial I - Biochemia dla dzieci. Rozdzial II - Budowanie prostych zywych organizmow w pomieszczeniach zamknietych i na zewnatrz. Rozdzial III - Karly: dlaczego one dla nas pracuja. Rozdzial IV - Niemowleta i inne male istoty. Rozdzial V - Powielanie ludzi dla roznych celow, tworzenie swojej kopii i przyjaciol. Rozdzial VI - Co jest potrzebne do zbudowania czlowieka. Rozdzial VIII - Skladanie czlowieka. Rozdzial VIII - Demontaz czlowieka. Rozdzial IX - Nowe formy zycia do tworzenia w wolnych chwilach. Sam wrzucil ksiazke do pudla i podbiegl do lustra. Nic sie nie zmienil. Jego twarz, choc troche przybladla, byla wciaz ta sama. Nie rozdwoila sie, nie zmienil sie w karla, nie wymyslil nowej formy zycia. Wokol bylo przytulnie jak u Pana Boga za piecem. Spojrzal na lezaca przed nim kartke papieru. "Droga ciociu Maggie" - zaczal pisac goraczkowo. "Bardzo ucieszylem sie z krawatow, jakie od Ciebie otrzymalem. Przykro mi tylko..." Przykro mi tylko, ze ja nie mam do ofiarowania nic oprocz swego zycia. Kto moglby sie posunac w zartach az tak daleko? Lew Knight? Nawet on z pewnoscia ma troche szacunku dla tradycji Swiat Bozego Narodzenia. Zreszta Lew nie jest na tyle bystry, by wymyslec cos rownie skomplikowanego. Tina? Tina ma talent do utrudniania wszystkiego, zgoda. Ale choc obdarzona bogactwem walorow fizycznych, pozbawiona jest zupelnie poczucia humoru. Sam przyciagnal skorzana narzute i poglaskal ja. Perfumy Tiny jakby przylgnely do jej powierzchni, powrocily wspomnienia... Metaliczny bilecik blyszczal w podlodze. Byc moze na jego odwrocie znajdzie nazwisko nadawcy? Podniosl go i odwrocil. Zadnego sladu, tylko gladka zlota powierzchnia. Nie mial watpliwosci, ze jest to prawdziwe zloto; jego ojciec byl jubilerem. Wartosc bileciku wykluczala wlasciwie mozliwosc, ze to tylko zart. A wiec co sie za tym krylo? "Wesolych Swiat Bozego Narodzenia 2353 r." Na jakim etapie rozwoju bedzie ludzkosc za czterysta lat? Czy mozliwe beda podroze do gwiazd i dalej do czegos, czego nie umiemy sobie nawet wyobrazic? Czy karly beda wykorzystywane do prac wykonywanych dzis przez maszyny i roboty? Czy dzieci beda mialy... Byc moze w srodku pudla jest jakas inna kartka czy notatka. Weber pochylil sie, by je oproznic. Wzrok jego padl na duzy szary sloj, na ktorym wygrawerowany byl napis: "Preparat Odwodnionych Neuronow, tylko do konstruowania czlowieka". Wyprostowal sie i rzucil z furia: -Zamknij sie. Pudlo zlalo sie w jednolita mase. Weber westchnal z ulga i postanowil isc spac. Rozbierajac sie pomyslal, ze popelnil blad, nie pytajac kuriera o nazwe firmy transportowej. Moze moglby ustalic pochodzenie tego klopotliwego podarunku. -Ale przeciez - powtorzyl zasypiajac - to nie jest podarunek, w tym tkwi jakas zasada! Zyczenia swiateczne dla mnie. Nastepnego dnia, kiedy Lew Knight wpadl do biura, wolajac jak zwykle "Dzien dobry, mecenasie", Sam czekal tylko, kiedy padnie pierwsza uszczypliwa uwaga majaca zwiazek z paczka. Lew nie byl czlowiekiem, ktory potrafi ukryc cokolwiek. Ale on zaglebil sie w porannej gazecie i tkwil tak caly ranek. Pieciu pozostalych pracownikow biura sprawialo wrazenie zbyt znudzonych, czy tez zbyt zajetych, by miec na sumieniu zestaw Budowa Czlowieka. Nie bylo zadnych usmieszkow, tajemniczych spojrzen, zadnych pytan". Tina przybyla do biura o godzinie dziesiatej. Wygladala szalowo jak dziewczyna z reklamy, ktora przylapano na tym, ze jest ubrana - Dzien dobry, panowie - powiedziala. Kazdy z nich na swoj wlasny sposob, zalezny od dzialania gruczolow, cieszyl sie ta chwila, promieniejac radoscia, sliniac sie, czy kiwajac glowa w odpowiedzi. Lew Knight slinil sie. Sam Weber promienial. Tina zauwazyla to wszystko i analizowala sytuacje, roztrzepujac wlosy wokol siebie. Gdy wyciagnela odpowiednie wnioski, oparla sie znaczaco o biurko Lwa Knighta i zapytala, czy ma dla niej jakas prace tego ranka. Sam z wsciekloscia zaglebil sie w pracy Hacklewortha dotyczacej prawnego aspektu szkody. Teoretycznie Tina zostala zatrudniona przez nich siedmiu jako sekretarka, telefonistka i recepcjonistka. W rzeczywistosci nawet najstaranniejsze wypelnianie jej obowiazkow nie wykraczalo poza przepisanie na maszynie dwoch listow dziennie i zaadresowanie kopert. Moze jeszcze raz w tygodniu trafila sie jakas drobna sprawa, ale zadna z nich nie doczekala sie rozpatrzenia sadowego. Dlatego Tina w pierwszej szufladzie swego biurka miala spory zbior magazynow mody, a w dwoch nastepnych cala kolekcje kosmetykow. Jedna trzecia dnia pracy spedzala na pogawedkach z innymi sekretarkami; pozostale dwie trzecie poswiecala temu ze swych pracodawcow, ktory w danym dniu byl najbardziej usposobiony do flirtow. Jej pensja byla mala, ale zycie bogate. Tuz przed pora obiadowa zblizyla sie obojetne do Sama z poranna poczta: -Czy nie sadzi pan, ze mielismy dzis niezbyt pracowity poranek? - zaczela. -Pani sie myli, panno Hill - odpowiedzial zirytowany. - Czekalem, az skonczy pani pogawedki, abysmy mogli zajac sie sprawami sluzbowymi. Tina byla zaskoczona. -Ale, ale przeciez dzisiaj nie jest poniedzialek. A tylko w poniedzialki dostajemy zlecenia od Somerseta i Ojacka. Sam skrzywil sie na przypomnienie tego, ze gdyby nie mozolna robota, jaka raz w tygodniu podsylali mu z tej firmy, bylby prawnikiem tylko z nazwy, jezeli nie z ducha. -Musze napisac list, panno Hill - powtorzyl dobitnie. - Zaczynamy, jak sie tylko pani przygotuje. Tina wrocila po chwili, trzymajac notatnik do stenografowania i olowki. -Naglowek jak zwykle, dzisiejsza data - zaczal Sam. - Prosze zaadresowac do Izby Handlowej w Glunt City w stanie Ohio. "Szanowni Panowie: Uprzejmie prosze o informacje, czy jest u Parlstwa zarejestrowana firma o nazwie Budowa Czlowieka lub podobnej. Jestem tez zainteresowany, czy firma o powyzszej lub zblizonej nazwie nie zglosila ostatnio zamiaru wlaczenia sie do waszej spolecznosci. Prosze o te informacje w imieniu mojego klienta, ktory zgubil adres firmy, a interesuje sie wytwarzanym przez nia produktem". Podpis i ponizej. "P.S. Moj klient chcialby tez wiedziec, jakie sa mozliwosci zalozenia przedsiebiorstwa w waszym miescie przy ulicy lub alei Poprzecznej. Bedziemy wdzieczni za informacje, jakie firmy i organizacje zlokalizowane sa na tej ulicy". Tina utkwila w nim wzrok. -Och, Sam - westchnela, ignorujac jego oficjalny ton. - Och, Sam, ty masz nowego klienta. Tak sie ciesze. Co prawda, on wyglada troche ponuro i tak szczegolnie, ze bylam pewna... -Kto? Kto wyglada troche ponuro? -Twoj nowy klient. - Sam mial dziwne uczucie, ze Tina o malo co nie dodala "glupi". - Kiedy dzis rano przyszlam do biura, zobaczylam okropnego, wysokiego, starego mezczyzne w dlugim, czarnym plaszczu, ktory rozmawial z windziarzem. Windziarz zwrocil sie do mnie i powiedzial: "To jest sekretarka pana Webera. Bedzie mogla powiedziec panu wszystko, co pana interesuje". I dziwnie mrugnal, co w tych okolicznosciach wydalo mi sie niegrzeczne. Wtedy ten staruch spojrzal na mnie ponuro, tak ze poczulam sie nieswojo, i odszedl mamroczac: "Albo zwichrowane, albo nastawione wrogo jednostki. Z pewnoscia nienormalne, niezrownowazone". Uwazam, ze to bylo takze niegrzeczne. Powiedz, czy on jest twoim nowym klientem? Usiadla, ciezko wzdychajac. Wysoki, ponury, stary czlowiek w dlugim, czarnym plaszczu wypytujacy o niego windziarza. Nie o sprawy sluzbowe mu chyba chodzilo. Sam nie mial zadnych tajemnic. Czy mialo to jakis zwiazek z tym niezwyklym prezentem swiatecznym? Zamyslil sie... -...widzisz, ona jest moja ukochana ciotka, wiesz o tym. - tlumaczyla Tina. - I przyjechala tak niespodziewanie. -Nie przejmuj sie tym - powiedzial. - Wiem, ze musialas odwolac to spotkanie. Bylo mi przykro, gdy zatelefonowalas, ale dawno minelo. Wiesz, ze mowia o mnie Sam-ktory-nigdy-nie-zywi-urazy-do-pieknej-dziewczyny. Moze wybralibysmy sie razem na obiad? -Obiad? - Poruszyla sie gwaltownie. - Obiecalam Lwowi, to jest panu Knight. Ale on z pewnoscia nie bedzie mial nic przeciwko temu, bys wybral sie razem z nami. -A wiec chodzmy. "Dobrze mu tak, zrewanzuje sie mu pieknym za nadobne" - pomyslal Sam. Sam mial nadzieje, ze Lew Knight bedzie niezadowolony z tego, ze planowany obiad we dwoje z Tina zostanie zepsuty jego obecnoscia. Tak tez sie stalo. Niestety, Lew opanowal sytuacje i zaczal rozwodzic sie nad sprawa, ktora mial prowadzic, honorarium i zaszczytami, jakich sie spodziewal. Sam usilowal wlaczyc sie do rozmowy, napomykajac o ciekawej sprawie, jaka prowadzil dla Somerseta i Ojacka. Ale po jednej czy dwoch probach pograzyl sie we wlasnych myslach. Wtedy Lew natychmiast zaprzestal rozmowy na tematy sluzbowe i zaczal flirtowac z Tina, obrzucajac ja pozadliwymi spojrzeniami. Sam spojrzal przez okno restauracji na ulice. Snieg zamienil sie w breje. W wiekszosci sklepow usuwano swiateczne dekoracje z wystaw. Sam zwrocil uwage na zestawy konstrukcyjne dla dzieci widniejace na jednej z nich, ozdobione swiecidelkami i blyszczacym sztucznym sniegiem. Zbuduj radio, wiezowiec, samolot. Ale "Tylko korzystajac z zestawu Budowa Czlowieka mozesz..." - Ide do domu - oznajmil nagle. - Przypomnialem sobie cos waznego. Zadzwoncie do mnie, gdyby cos wyskoczylo. "Zostawilem mu wolne pole do dzialania", powiedzial do siebie, zajmujac miejsce w wagonie metra. Ale tak naprawde, niestety, to pole bylo prawie tak samo puste jak i wtedy, gdy byl w poblizu. W czasach akademickich Lew nosil przydomek "Lupine". I tak od dnia, kiedy spostrzegl, jak wspaniale zbudowana jest Tina, Sam nie mial juz u niej zadnych szans. Tego dnia Tina nie przypiela broszki, jaka dostala od niego. Natomiast maly palec jej prawej reki zdobil nowy, szykowny pierscionek., Jedni to maja - filozofowal Sam - drudzy nie. Ja nie mam." A szkoda... Gdy przekrecil klucz w drzwiach swego pokoju, zdziwil sie widokiem nie zaslanego lozka. Bylo to jaskrawym dowodem, ze pokojowka tego dnia w ogole nie przyszla. Zdarzylo sie to po raz pierwszy. Ale coz! Nigdy przedtem nie zamykal pokoju na klucz. Dziewczyna musiala pomyslec, ze nie zyczyl sobie, by wchodzono do jego pokoju. Moze bylo to prawda. Okropne krawaty ciotki Maggie jasnialy przy lozku. Cisnal je do szafy razem z kapeluszem i plaszczem. Podszedl do umywalki i powoli myl rece. Odwrocil sie. A wiec jest. Wielka, szescienna masa, ktora czaila sie przed chwila za jego plecami, lezala teraz tuz przed nim. Byla tu i z pewnoscia zawierala dziwna kolekcje, ktora pamietal. -Otworz sie - powiedzial. Pudlo otworzylo sie. Metaliczna ksiazka, wciaz otwarta na spisie tresci, lezala na jego dnie. Przesunela sie nieco i utkwila w jednym z wymyslnych przyrzadow, jakie znajdowaly sie na spodzie pudla. Sam wyciagal ostroznie oba te przedmioty. Wysunal ksiazke i zauwazyl, ze aparat zbudowany jest z pewnego rodzaju lornetek, zamocowanych na statywie zbudowanym z kregow i rurek, na ktorych spoczywa plaska zielona plyta. Odwrocil ten przyrzad i na jego dnie ujrzal takie same dziwne litery, jakie widzial w ksiazce. "Uniwersalny Stol Warsztatowy wraz z Mikroskopem Elektronowym". Bardzo ostroznie polozyl aparat na podlodze. Po kolei wyciagnal inne przyrzady, od biokalibratora do aparatu do ozywiania. Starannie poukladal przy pudle w pieciu wielobarwnych rzadkach fiolki z limfa i sloiki z chrzastkami. Scianki klatki piersiowej wylozone byly nieprawdopodobnie cienka i pomarszczona substancja. Lekki ucisk na jej brzegi powodowal tworzenie sie trojwymiarowego zarysu ludzkiego organu, ktorego ksztalt i rozmiar mozna bylo zmieniac uciskajac jej scianki w jakimkolwiek miejscu. Niezla kolekcja. Gdyby mialo to jakakolwiek wartosc naukowa, byloby to niewyobrazalnym bogactwem. Albo jest to sprytna reklama. Czy... coz, cos sie za tym wszystkim kryje! Gdyby mialo to jakakolwiek wartosc naukowa. Sam usiadl ciezko na lozku i otworzyl ksiazke na rozdziale "Biochemia dla dzieci". Wieczorem o godzinie dziewiatej przykucnal przy Uniwersalnym Mikroskopie Elektronowym polaczonym ze Stolem Warsztatowym i zaczal otwierac rozne buteleczki. O dziewiatej czterdziesci siedem Sam Weber zbudowal pierwsza prosta istote zywa. Nie bylo to wielkie osiagniecie, traktujac Ksiege Rodzaju jako standard tworzenia. Obserwowal pod mikroskopem prymitywna brazowa plesn, ktora bez wiary w swe sily zywila sie kawalkiem precla, wydala kilka zarodkow i obumarla po okolo dwudziestu minutach. Ale on ja stworzyl. Skonstruowal pewien zywy organizm, ktory odzywial sie jakims skladnikiem precla; nie mogl on istniec w innych warunkach. Wyszedl z domu do restauracji; mial ochote sie upic. Jednak po kilku kieliszkach wrocilo uczucie podekscytowania i popedzil do swego pokoju. Tego wieczoru nie doznal juz tej egzaltacji, jaka towarzyszyla mu przy tworzeniu brazowej plesni, chociaz zbudowal wielka czastke proteiny i mnostwo wirusow. Zatelefonowal do biura z malego baru, gdzie zwykle jadal sniadania. -Bede w domu caly dzien - powiedzial Tinie. Byla troche zaintrygowana. Takze i Lew Knight, ktory pochwycil sluchawke. -Hej, mecenasie, czy wyrabiasz sobie praktyke w sasiedztwie? Mlody Blackstone traci wiele spraw. Wlasnie dwie wymknely mu sie z rak. -Dobra, powiem mu, kiedy przyjdzie - powiedzial Sam. Zblizal sie juz koniec tygodnia, wiec postanowil nie isc do pracy takze i nastepnego dnia. Tak naprawde nie mialby przeciez nic do roboty az do poniedzialku, kiedy podesla cos od Somerseta i Ojacka. Wracajac do swego mieszkania kupil podrecznik bakteriologii dla zaawansowanych. Tworzenie i jednoczesne ulepszanie jednokomorkowych organizmow, ktorych dokladne miejsce w klasyfikacji wciaz jeszcze jest dyskusyjna kwestia wsrod wspolczesnych naukowcow, bylo tak interesujace! Podrecznik wchodzacy w sklad zestawu Budowa Czlowieka przedstawil zaledwie kilka przykladow i podal ogolne reguly, ale gdy uzupelni to wiedza z zakresu bakteriologii, swiat bedzie nalezal do niego. Zbudowal kilka ostryg. Ich skorupy nie byly dostatecznie twarde i nie potrafil wykrzesac w nich tyle energii, by zabraly sie do jedzenia, ale niewatpliwie byly one skorupiakami. Gdyby przylozyl sie do udoskonalenia swej techniki, moglby rozwiazac problem zywnosci. Podrecznik byl przystepnie napisany i zawieral duzo obrazkow; stanowil rzetelne opracowanie. Wszedzie bylo wyjasnione po kolei, rzeczy trudniejsze nastepowaly po prostszych. Od czasu do czasu zdarzaly sie jednak niejasne zdania. "Jest to zasada wykorzystana w zabawkach fanfoflinkowych", "Gdy ci sie zeby zdemortonowaly pomysl o bakteriach cyjanowych i roli, jaka one odgrywaja", Jezeli masz karla rubikularnego kolo domu, nie musisz zajmowac sie rozdzialem o karlach". Po chwili namyslu Sam skonstatowal, ze karla rubikularnego na pewnego nie ma w mieszkaniu, co upowaznialo go do przestudiowania tego rozdzialu. Calkowicie przezwyciezyl uczucie, jakoby byl tatusiem bawiacym sie kolejka dziecka. Do tej pory zdolal juz zrobic wiecej, niz snilo sie swiatowej slawy biologom. Jakie problemy moglby jeszcze rozwiazac? "Nie zapominaj, ze karly sa budowane do wykonywana tylko jednego rodzaju pracy". "Nie zapomne" - obiecal Sam. "Czy beda to karly przeznaczone do prac porzadkowych, krawiectwa, do pracy w drukarni, czy nawet karly sunewiarne, kazdy z nich jest skonstruowany z mysla o wykonywaniu okreslonego zadania. Jezeli zbudujesz karla zdolnego do wypelniania kilku zadan, popelnisz przestepstwo tak powazne, ze bedziesz podlegal karze publicznego upomnienia". "Aby skonstruowac najprostszego karla..." Bylo to bardzo trudne. Trzy razy niszczyl potwornosci, jakie zaczely sie wylaniac, i zaczynal od nowa. Dopiero w niedziele po poludniu jego karzel byl gotowy, czy raczej niezupelnie gotowy. Mial on dlugie rece, i to jedna troche dluzsza od drugiej, glowe bez twarzy i tulow. Nie mial nog, oczu ani uszu, zadnych organow reprodukcji. Lezal na lozku i z jego ust, majacych sluzyc zarowno za otwor do przyjmowania pokarmu, jak i wydalania, wydobywalo sie jakby bulgotanie. Machal dlugimi rekoma, przeznaczonymi do wykonywania jednej prostej operacji, ktora nie zostala jeszcze zaplanowana. Obserwujac go Sam pomyslal, ze swiat moglby byc tak brzydki jak latryna na wolnym powietrzu. Musial go zdemontowac. Jego dlugosc - dziewiecdziesiat centymetrow od palcow do czubka glowy - i jakby zapieczetowany tulow uniemozliwialy uzycie mniejszego przyrzadu do demontazu, ktorym poslugiwal sie przy rozbieraniu ostryg i roznorodnych malych organizmow. Jednakze na wiekszym aparacie do demontazu widnial napis "Uzywac tylko pod scislym nadzorem Kontrolera Populacji. Zastosowac formule A 76 lub zdestabilizowac id". "Formula A 76" mowi mi tyle samo co "sunewiarny karzel" - pomyslal Sam - a id jest wystarczajaco zdestabilizowane. Nie, dziekuje. Trudno, bede musial obejsc sie bez Kontrolera Populacji. Wiekszy aparat do demontazu najprawdopodobniej dziala na tej samej zasadzie co maly". Przymocowal go do oparcia lozka i poprawil ostrosc. Schwycil pokretlo, ktore umieszczone bylo na gladkiej powierzchni spodu. Piec minut pozniej karzel byl jaskrawa kleista masa spoczywajaca na lozku. Wiekszy aparat do demontazu wymaga jednak nadzoru Kontrolera Populacji czy jakiegos innego stroza; Sam byl o tym przekonany sprzatajac pokoj. Chociaz udalo mu sie odzyskac wiele elementow skladowych nieudanych istot, jakie zbudowal, mial watpliwosci, czy zestaw ten bedzie mogl mu jeszcze sluzyc przez nastepnych kilkadziesiat lat. Z pewnoscia nie uzyje wiec duzego aparatu do demontazu; lepiej byloby przemielic to wszystko przez maszynke do miesa. Mniej widowiskowe i przykre, a efekt bylby pewnie taki sam. Gdy zamykal drzwi mieszkania, wychodzac do restauracji, pomyslal, ze nazajutrz powinien kupic troche poscieli. Tej nocy bedzie musial spac na podlodze. Zatopiony w szczegolach sprawy dla Somerseta i Ojacka Sam swiadomy byl utkwionego w nim wzroku Lwa Knighta i pelnych ciekawosci spojrzeli liny. Gdyby tylko oni wiedzieli! Tina prawdopodobnie wykrzyknelaby, ze to jest "wspaniale", a Lew Knight powiedzialby cos w rodzaju "Ho, ho, ale z niego Frankenstein". Chociaz wlasciwie to Lew pewnie wypracowalby jakas metode powielania zawartosci zestawu Budowa Czlowieka, chocby i w ograniczonym zakresie, i sprzedawalby go z niezlym zyskiem. Podczas gdy on, no coz, istnialy inne sposoby wykorzystania tego zestawu. Wiele innych sposobow. -Hej, mecenasie. - Lew Knight przysiadl na brzegu jego biurka. - Co oznaczja te twoje dlugie, tajemnicze weekendy? Moze nie zarabiasz duzo pieniedzy jako prawnik, ale czy to jest w porzadku, gdy moj wspolpracownik robi na boku cos, o czym nie wiem? Sama draznil ten glos, podobny do pisku kola szlifierskiego. -Pisze ksiazke. -Prawnicza? Dzielo Webera Bankructwo! -Nie, mlodziezowa. Lew Knight, Kretyn Neandertalczyk. -Nie pojdzie. Tytul nie ma sily przebicia. Dzisiaj ludzie wola czytac cos takiego jak Rycerze, Kanalie i Kapusciane Glowy. A przy okazji, Tina powiedziala mi, ze umawialiscie sie na Sylwestra, ale uwaza, ze nie mialbys nic przeciwko temu, gdyby poszla ze mna. Ja tez tak mysle, ale byc moze jestem stronniczy. Szczegolnie, ze zarezerwowales juz stolik u Cigala, gdzie zwykle jest mniej ludzi niz w Automacie. -W porzadku. -To dobrze - powiedzial Knight z zadowoleniem. - A swoja droga, wygralem te sprawe. A wynagrodzenie przyjemne i smakowite. Dzieki. Gdy Tina przyszla z poczta, ona rowniez zapytala Sama, czy nie ma nic przeciwko nowym ustaleniom. Nie mial. Gdzie byl przez ostatnie dni? Pracowal, duzo pracowal. Cos zupelnie nowego. Cos waznego. Wpatrywala sie w niego, jak oddzielal reklamy uzywanych samochodow, majacych - jak gwarantowano - przebieg mniejszy od dwustu piecdziesieciu tysiecy kilometrow, od uprzejmych upomnien szkoly prawniczej, dotyczacych uregulowania przez niego zaleglej oplaty za ostatni rok nauki. Przyszedl tez list, ktory nie zawieral ani reklamy, ani upomnienia. Sam wpatrywal sie w obcy stempel pocztowy: Glunt City, stan Ohio. Wszystkie inne sprawy przestaly sie liczyc. Szanowni Panstwo, Aktualnie w Glunt City nie ma zadnej firmy o nazwie "Budowa Czlowieka" lub podobnej; jak tez nie wiadomo nam nic, aby jakas organizacja o zblizonej nazwie zamierzala wlaczyc sie do naszej spolecznosci. Nie ma takze u nas ulicy Poprzecznej; nasze polnocne i poludniowe ulice nosza imiona plemion indianskich, podczas gdy aleje wschodnie i zachodnie oznaczone sa numerycznie, jako wielokrotnosc liczby piec. Glunt City jest zamknietym miastem i chcielibysmy je takim utrzymac. Dozwolone jest tu tylko zakladanie malych warsztatow naprawczych i prowadzenie handlu detalicznego. Jezeli jest Pan zainteresowany budowa domu w Glunt City i moze Pan przedstawic dowody na to, ze przodkowie Pana z obu stron, od pietnastu pokolen byli bialymi chrzescijanami pochodzenia angolosaskiego, chetnie udzielimy Panu dalszych informacji. Thomas H. Plantagenet, burmistrz P.S. Poza granicami miasta budujemy lotnisko dla prywatnych odrzutowcow i pojazdow o napedzie smiglowym. Wiec jednak. Nie moglby zakupic zadnych dodatkowych odczynnikow, gdyby nawet mial troche gotowki do wydania. Lepiej oszczedzac materialy i chronic je, jak tylko jest to mozliwe. Nigdy wiecej demontazu! Czy przedsiebiorstwo "Budowa Czlowieka" uruchomi w przyszlosci produkcje w Glunt City, gdy miasto to przeksztalci sie, wbrew woli jego konserwatywnych mieszkancow, w przemyslowa metropolie? A moze paczka ta pochodzi z innego toru strumienia ludzkiego czasu, z innego wymiaru rzeczywistosci? Jak jednak wytlumaczyc angielskie slownictwo? Dlaczego wlasnie on ja dostal w i jakim celu, czy powinien sie z tego cieszyc, czy przeciwnie? Tina pytala go o cos. Sam oderwal sie od spekulacji myslowych i powrocil do rzeczywistosci. -Wiec jesli nadal chcesz wybrac sie ze mna na Sylwestra, powiem Lwowi, ze moja matka ma ostatnio klopoty z kamieniami zolciowymi, zle sie czuje i musze zostac z nia w domu. Sadze, ze moglbys chyba tanio odkupic od Lwa rezerwacje u Cigala. -Dzieki, Tino, ale ja naprawde nie mam pieniedzy. Zreszta ty i Lew stanowicie bardziej dobrana pare. Lew Knight postapilby inaczej. On niszczyl innych z upodobaniem. Ale Tina naprawde lepiej pasowala do niego. Dlaczego tak sie stalo? Dopoki Lew nie zainteresowal sie Tina, nalezala ona do Sama. Pozostali mezczyzni z biura zaakceptowali ten fakt i usuneli mu sie z drogi. A Lew nie tylko odniosl wiekszy sukces i wyzszy status finansowy, on po prostu zapragnal Tiny i zdobyl ja. To bolalo. Tina nie byla kims szczegolnym; nie miala wysokiej kultury osobistej, intelektualnie mu nie dorownywala; ale jej pragnal. Lubil byc z nia. Byla kobieta, ktorej pozadal, slusznie czy nie, niezaleznie od tego, czy istniala logiczna podstawa dla ich zwiazku. Pamietal rodzicow, poki go nie osierocili, ginac w wypadku kolejowym. Teoretycznie nie stanowili dobranej pary, ale byli ze soba bardzo szczesliwi. Rozmyslal wciaz o tym, gdy nastepnego wieczoru przerzucal kartke rozdzialu "Tworzenie kopii swojej i przyjaciol". Dobrze byloby powielic Tine. -Jedna dla mnie, druga dla Lwa. Przerazala go jednak mozliwosc popelnienia bledu. Karzel nie wyszedl najlepiej, mial nierowne rece. Gdyby tak zbudowal uposledzona fizycznie Tine, kustykajaca przez zycie, a nie moglby nic na to poradzic... Ksiazka ponadto ostrzegala: "Skonstruowany przez ciebie blizniak, chociaz przypominajacy oryginal w kazdym szczegole, moze nie posiadac jego dojrzalosci. Moze byc niezrownowazony, mniej zdolny do stawiania czola niecodziennym sytuacjom, bardziej podatny na nerwice. Tylko fachowiec, dysponujacy najwyzszej klasy aparatem, moze wykonac dokladna kopie ludzkiej osobowosci. Twoj blizniak bedzie mogl zyc, a nawet rozmnazac sie, ale nie moze byc uznany za wartosciowa i odpowiedzialna jednostke. Coz, moglby sprobowac. Zmniejszona rownowaga psychiczna u Tiny nie bylaby bardzo widoczna, moglaby nawet stanowic pozytywna ceche. Rozleglo sie pukanie. Otworzyl drzwi, zaslaniajac soba paczke. W drzwiach stala jego gospodyni. -Drzwi panskiego pokoju byly zamkniete na klucz przez ostatni tydzien, panie Weber. Dlatego pokojowka tu nie sprzatala. Uznalismy, ze pan nie chce, by ktokolwiek wchodzil do srodka. -Tak. - Wyszedl na korytarz, zamykajac za soba drzwi. - Pracowalem w domu nad wazna sprawa. -Och. Wyczul ogromna ciekawosc, wiec zmienil temat - Co za elegancki stroj, pani Lipanti, zabawa sylwestrowa? Wygladzila czarna, falbaniasta suknie, swiadoma swego wygladu. -Tak. Przyjechala dzisiaj moja siostra z mezem ze Springfield i wybieralismy sie na zabawe. Tylko... tylko dziewczyna, ktora miala przyjsc do opieki nad ich dzieckiem, wlasnie zadzwonila, ze zle sie czuje. Wiec mysle, ze nie pojdziemy, chyba, to znaczy, poki nie znajdziemy kogos innego do opieki... Mysle o kims, kto nie mial zadnych planow na dzisiejszy wieczor i kto moglby - ciagnela jakby z zaklopotaniem, uswiadamiajac sobie nagle, ze prosba o przysluge juz zostala wypowiedziana. Coz, wlasciwie nie mial zadnych planow na dzisiejszy wieczor. A ona byla tak uprzejma dla niego wtedy, gdy musial lawirowac "oczywiscie zaplace za mieszkanie, jutro lub w najblizszych dniach". Tylko dlaczego kazdy z dwoch miliardow ludzi na ziemi swoje klopoty stara sie zrzucic automatycznie na niego, Sama Webera? Nagle przypomnial sobie rozdzial IV traktujacy o niemowletach i innych malych istotach. Od czasu zdemontowania karla przegladanie podrecznika traktowal jako intelektualna zabawe. Bal sie jakiejs fatalnej pomylki przy budowaniu malego czlowieka. Ale zrobienie kopii dziecka nie bedzie chyba takie trudne. Jednak tym razem za zadne skarby swiata nie bedzie probowal demontazu. Musi sie znalezc inne rozwiazanie pozbycia sie swego dziela noca, w duzym miescie. Na pewno cos wymysli. -Chetnie zajme sie dzieckiem przez kilka godzin. - Spuscil wzrok, oczekujac, ze gospodyni bedzie sie certowac. - Nie ma sprawy, pani Lipanti. Ciesze sie, ze bede mogl w czyms pomoc. W mieszkaniu gospodyni jej nerwowa siostra instruowala go niepewnie: -Jakby plakala tym swoim cichym, monotonnym glosikiem, prosze szybko przyjsc tu i pokolysac ja, a wszystko bedzie w porzadku. Odprowadzil ich do drzwi. -Dam sobie rade - uspokajal matke. - Bede przy niej, gdy tylko zakwili. Pani Lipanti zatrzymala sie w drzwiach. -Czy mowilam panu o tym mezczyznie, ktory wypytywal o pana dzisiaj po poludniu? Znowu? - Taki, wysoki, starszy pan w dlugim, czarnym plaszczu? -Patrzyl na mnie w przerazajacy sposob i mowil przytlumionym glosem. Czy pan go zna? -Niezupelnie. Czego chcial? -Pytal, czy mieszka tu pan Sam Weaver ktory jest prawnikiem i ktory spedzil ostatni tydzien w swym pokoju. Powiedzialam mu, ze temu opisowi odpowiada Sam Weber - pan ma na imie Sam, prawda? - natomiast pan Weaver wyprowadzil sie ponad rok temu. Popatrzyl na mnie przez chwile i powiedzial: "Weaver, Weber - mogli sie pomylic" i odszedl nie mowiac nawet do widzenia czy przepraszam. Nie mozna powiedziec, ze jest uprzejmy. Sam powrocil do dziecka zamyslony. Dziwne, jak przerazajacy obraz tego czlowieka uformowal sie w jego umysle. Pewnie dlatego, ze tak ogromne wrazenie wywarl na obu kobietach, ktore z nim rozmawialy, co znalazlo odbicie w ich relacjach. Nie bylo tu zadnej pomylki, wiedzial o tym. To byl ten sam mezczyzna, ktory szukal go w biurze, wiedzial przeciez o jego nieobecnosci w pracy. Czlowiek ten najwyrazniej nie chcial spotkac sie z nim osobiscie, az pewne sporne dane odnosnie jego tozsamosci nie zostana rozwiane ponad wszelka watpliwosc. Byl przekonany o tym, ze punktem ciezkosci calej tej sprawy jest zestaw Budowa Czlowieka. To ciche sledztwo zaczelo sie dopiero wtedy, gdy otrzymal paczke z 2353 roku i zaczal korzystac z jej zawartosci. Ale dopoki ten mezczyzna w dlugim czarnym plaszczu nie przyjdzie do Sama osobiscie i nie przedstawi calej sprawy, niewiele moze z tym zrobic. Sam poszedl na gore po biokalibrator. Otworzyl podrecznik, oparl go o brzeg lozka i ustawil aparat na pelna moc. Niemowle westchnelo lekko, gdy biokalibrator zaczal przesuwac sie po jego tlusciutkim ciele. Zgodnie z opisem w podreczniku przez szczeline przyrzadu wysunela sie metalowa tasma, na ktorej szczegolowo zapisane byly dane dotyczace budowy fizjologicznej dziecka. Opis byl bardzo dokladny. Samowi dech zaparlo, gdy ujrzal, jakie informacje zawarte sa na tasmie: wydolnosc tarczycy, jakosc chromosomow, budowa mozgu. Wszystkie te dane specjalnie posegregowano do celow konstrukcyjnych. Ocena rozwoju czaszki w ciagu najblizszych dziesieciu godzin, transformacja chrzastek, zmiany w wydzielaniu hormonow tak przy wysilku fizycznym, jak i w stanie spoczynku. To byla odbitka, jakby pobieranie wzoru dziecka. Sam popedzil na gore. Wzorujac sie na zapisie tasmy poprzycinal forme do wymaganych mniejszych rozmiarow. W chwile pozniej, nim sie zorientowal, konstruowal juz malego czlowieka. Byl zdumiony latwoscia, z jaka przychodzila mu praca. Nabral juz pewnej wprawy w tej zabawie; skladanie dziecka przychodzilo mu z duza wieksza latwoscia niz karla. Chociaz caly ten proces byl ulatwiony dzieki tasmie z informacjami, no i kopiowanie okazalo sie latwiejszym zadaniem. Dziecko nabieralo ksztaltu na jego oczach. Po uplywie poltorej godziny od pobrania pomiarow dzielo bylo gotowe. Zostalo tylko jego ozywienie. Chwila przerwy. Nieprzyjemna perspektywa demontazu wstrzymala go na moment, ale otrzasnal sie z tego. Musial zobaczyc efekt swej pracy. Jezeli jego dziecko bedzie zdolne do oddychania, coz nie bedzie mozliwe dla niego! Nie mogl jednak utrzymac go dlugo w stanie nieozywionym bez ryzyka zniszczenia swej pracy i materialow. Wlaczyl aparat do ozywiania. Dziecko zadrzalo i zaczelo plakac cichym, montonnym glosem. Sam pobiegl na dol do mieszkania gospodyni i zabral troche bielizny pozostawionej na wszelki wypadek przy lozku. I kilka przescieradel. Dokonal jeszcze malych poprawek, cofnal sie i dokladnie przyjrzal calosci. W pewnym sensie zostal ojcem. Byl z tego dumny. Jego dziecko bylo wspaniala, mala istota, tryskajaca zdrowiem. -Dokonalem powielenia. - Byl szczesliwy. Wszystko sie zgadzalo, kazdy szczegol. Obie czesci twarzy, jak nalezy, nieznacznie roznily sie jedna od drugiej; u kopii obiad znajdowal sie na tym samym etapie trawienia. Te same wlosy, oczy - czy na pewno? Sam pochylil sie nad niemowleciem. Moglby przysiac, ze tamto dziecko mialo jasne wlosy. Jego bylo ciemne, tym ciemniejsze, im dluzej na nie patrzyl. Chwycil dziecko w jedna reke, w druga wzial biokalibator. W mieszkaniu gospodyni polozyl dzieci obok siebie na duzym lozku. Nie bylo zadnych watpliwosci. Jedno mialo jasne wlosy, drugie - kopia, bylo zdecydowanie ciemne. Biokalibator pokazywal jeszcze inne roznice. Nieco szybsze tetno u kopii, odrobine wieksza wydolnosc mozgu, chociaz ta sama objetosc. Wydzielanie adrenaliny i zolci zupelnie rozne. A wiec popelnil blad. Niewazne, czy jego dziecko bylo lepsze, czy gorsze, ale nie udalo mu sie stworzyc wiernej kopii. Nie wiedzial, czy dziecko, ktore zbudowal, mogloby osiagnac stan dojrzalosci. To drugie moglo. Dlaczego? Scisle stosowal sie do wskazowek zawartych w podreczniku, co krok sprawdzal zapis na tasmie kalibratora. I taki rezultat. A moze za dlugo czekal, nim wlaczyl aparat do ozywiania? Czy bylo to jedynie kwestia niedostatecznych umiejetnosci? Zegarek wskazywal, ze zbliza sie polnoc. Nalezalo szybko, przed powrotem siostr Lipanti usunac slady budowania dziecka. Jakie ma mozliwosci dzialania? Rozwazal je pospiesznie. Za chwile byl juz na dole ze starym obrusem i kartonem. Owijajac dziecko materialem cieszyl sie, ze temperatura nieco wzrosla tej nocy. Wlozyl je do pudelka. Jakby w oczekiwaniu na przygode dziecko westchnelo. Jego pierwowzor na lozku westchnal w odpowiedzi. Sam wysliznal sie na ulice. Ulica pelna byla pijanych mezczyzn i kobiet, ktorzy posuwali sie wolno, przygrywajac na trabkach. Skladali sobie nawzajem zyczenia noworoczne. Sam musial przejsc niewielki odcinek drogi w kierunku centrum. Skrecil w lewo i ujrzal napis "Sierociniec". Nad bocznymi drzwiami palilo sie swiatlo. Sam na chwile schowal sie w cien alei, nowy pomysl przyszedl mu do glowy. To powinno wygladac prawdziwie. Wyciagnal olowek z kieszeni i napisal na kartonie tak drobnymi literkami, jak tylko potrafil: "Prosze, zaopiekujcie sie moja mala dziewczynka. Ja nie jestem zamezna". Polozyl palec na dzwonku i trzymal go tak dlugo, az uslyszal w srodku ruch. Gdy pielegniarka otworzyla drzwi, byl juz po drugiej stronie alejki. Dopiero gdy wracal do pensjonatu, uzmyslowil sobie, ze chyba zapomnial o pepku. Stanal i zamyslil sie, tak, zbudowal te dziewczynke bez pepka! Jej brzuch byl doskonale gladki. Takie sa skutki pospiechu! Tandetne wykonanie. Moze byc troche zamieszania w sierocincu, gdy odwina dziecko. Jak na to zareaguja? Sam popukal sie w czolo. Ja i Michal Aniol. On, w przeciwienstwie do mnie, jednak pamietal o pepku. Drugi dzien nowego roku byl w biurze spokojny. Sam czytal ostatnie strony intrygujacego podrecznika, gdy uswiadomil sobie, ze dwoje zazenowanych ludzi przestepuje z nogi na noge przy jego biurku. Niechetnie oderwal wzrok od ksiazki. "Nowe formy zycia do tworzenia w wolnych chwilach" - to bylo naprawde fascynujace. Tina i Lew Knight. Sam zwrocil uwage na to, ze zadne z nich nie przysiadlo na jego biurku. Tina miala na trzecim palcu lewej reki maly pierscionek, ktory dostala w prezencie swiatecznym; Lew usilowal ukryc zaklopotanie, co nie przychodzilo mu latwo. -Och, Sam. Wczoraj wieczorem Lew... Sam, chcielismy, abys byl pierwszy... Taka niespodzianka, naprawde! Wiemy, ze to bedzie troche trudne... Sam, my chcemy, to znaczy zamierzamy... -...pobrac sie - Lew Knight zakonczyl prawie szeptem. Po raz pierwszy, odkad Sam go znal, Lew byl niepewny i nieufny, jakby czyms wystraszony. -Bylbys zachwycony, gdybys wiedzial, jak Lew mi sie oswiadczyl - wybuchnela Tina. - Nie tak zwyczajnie. I jakby niesmialo. Pozniej powiedzialam mu, ze przez chwile myslalam, ze on mowi zupelnie o czyms innym. Naprawde mialam klopoty ze zrozumieniem ciebie, prawda, moj drogi? -Co? No tak, nie zrozumialas mnie. - Lew spojrzal na swego bylego rywala. - Nie spodziewales sie tego? -Och nie, dlaczego. Wy oboje doskonale pasujecie do siebie, wiedzialem o tym od samego poczatku. - Sam zlozyl im gratulacje, czujac na sobie badawcze spojrzenie Tiny. - A teraz wybaczcie mi, ale musze zajac sie czyms niezwlocznie. Slubny prezent, cos szczegolnego. - Slubny prezent, nie za wczesnie? - Lew byl zaklopotany. -Dlaczego nie - powiedziala Tina. - Nie jest latwo znalezc cos odpowiedniego. A tak bliski przyjaciel jak Sam chcialby ofiarowac cos specjalnego. Tego bylo juz za wiele. Sam zlapal podrecznik oraz plaszcz i wybiegl z biura. Zanim dotarl do czerwonych, kamiennych schodkow swego pensjonatu, uswiadomil sobie, ze nowina, choc bolesna, nie zranila jego serca. Wlasnie chichotal pod nosem na wspomnienie miny Lwa, gdy gospodyni zlapala go za rekaw. -Ten mezczyzna byl tu dzis znowu, panie Weber. Powiedzial, ze chce sie z panem widziec. -Jaki mezczyzna? Ten wysoki starszy facet? Pani Lipanti skinela glowa, zalozyla spokojnie rece na piersi. -Co za nieprzyjemny typ! Kiedy powiedzialam mu, ze pana nie ma w domu, nalegal, bym wpuscila go do pana pokoju. Powiedzialam, ze nie moge tego zrobic bez pozwolenia, wtedy spojrzal na mnie, jakby chcial mnie zabic. Nigdy nie wierzylam w zle uroki, ale jesli cos takiego istnieje, on moze je rzucac. Zawsze mowilam, ze gdzie jest dym, tam musi byc i ogien. -Czy on jeszcze tu przyjdzie? -Tak. Pytal mnie, kiedy pan zwykle wraca do domu; powiedzialam mu, ze okolo osmej. Wiec jesli nie bedzie pan chcial sie z nim spotkac, bedzie pan mial czas by sie umyc, zmienic ubranie i wyjsc z pokoju przed jego przyjsciem. I panie Weber, prosze mi wybaczyc, ze sie wtracam, ale mysle, ze lepiej byloby, gdyby pan uniknal tego spotkania. -Dzieki. Ale kiedy przyjdzie o osmej, prosze go przyprowadzic na gore. Byc moze jest on wlascicielem rzeczy, ktora znajduje sie u mnie. Chcialbym dowiedziec sie czegos o jej pochodzeniu. W swoim pokoju Sam ostroznie otworzyl podrecznik i polecil, by pudlo otworzylo sie. Biokalibator nie byl duzy, do okrycia go powinna wystarczyc gazeta. Kilka minut pozniej szedl w kierunku centrum, trzymajac pod pacha paczuszke o dziwnym ksztalcie. "Czy wciaz jeszcze chce powielic Tine?" - rozmyslal. Tak, mimo wszystko chcial. Zadnej innej kobiety nie pragnal tak mocno jak jej. W sytuacji, kiedy oryginal poslubi Lwa, kopia nie majac wyboru, bedzie nalezala do niego. Jednak druga Tina, jesli przejmie wszystkie cechy pierwszej, moze rowniez upierac sie przy poslubieniu Lwa. Z tego moglaby zrodzic sie glupia sytuacja, a moze zabawna? Za wczesnie jednak na takie rozwazania. Bardziej niepokoila go mozliwosc popelnienia bledu. Jego Tina moze roznic sie od pierwowzoru pod wieloma wzgledami; podobnie jak w zle odbitej barwnej fotografii kolor czerwony moze nalozyc sie na rozowy, znieksztalcajac obraz. Jest prawdopodobne, ze u kopii rozwinie sie dziwne i nieuleczalne szalenstwo, ktore nie minie, dopoki glebokie i wzajemne uczucie nie rozwinie sie i nie wyda owocu. Jak na razie nie ma duzego doswiadczenia w kopiowaniu ludzi; bledy, jakie popelnil, budujac siostrzenice pani Lipanti, swiadczyly o jego amatorskim podejsciu. Sam wiedzial, ze nie bedzie mogl zdemontowac Tiny, gdy okaze sie, ze popelnil blad. Byl rycerski; lata chlopiece spedzone w malej miescinie wpoily wen niemal zabobonny szacunek dla kobiet. Poza tym przerazala go mysl, ze obiekt jego uczucia moglby przejsc taki sam proces demontazu jak karzel. Ale jesli przeoczy cos istotnego podczas kopiowania, czy znajdzie inne wyjscie? Wniosek: nie moze niczego zaniedbac. Sam usmiechnal sie gorzko, gdy przestarzala winda wjezdzal na gore do biura. Gdyby tylko mial wiecej czasu na przeprowadzenie eksperymentu z osoba, ktorej reakcje znalby tak dobrze, ze wszelkie odchylenia od normy bylyby oczywiste natychmiast! Ale dziwny starszy mezczyzna przyjdzie do niego dzis wieczorem i jezeli jest on zainteresowany zestawem do budowy, eksperymenty Sama moga byc nagle ukrocone. Poza tym, gdzie moglby znalezc takiego czlowieka; mial kilku przyjaciol, ale zadnego tak naprawde bliskiego. A musialby to byc ktos taki, kogo znal rownie dobrze, jak samego siebie. Jak samego siebie! -Jestesmy na miejscu. - Windziarz spojrzal na niego z wyrzutem. Przez radosny okrzyk Sama nie zapanowal nad winda, ktora zatrzymala sie kilkanascie centymetrow ponizej poziomu pietra; cos podobnego nie zdarzylo mu sie od czasu, kiedy po raz pierwszy zdenerwowany obslugiwal winde. Gdy zamykal drzwi za prawnikiem, mial wrazenie, ze jego fachowosc zostala podwazona. A dlaczego nie samego siebie? Znal swoj charakter lepiej niz Tiny. Najmniejszy brak rownowagi psychicznej zauwazylby szybko, na dlugo przed tym, nim mogloby dojsc do psychozy czy czegos gorszego. A najwazniejsze, ze nie mialby skrupulow zdemontowac niepotrzebnego Sama Webera. Wprost przeciwnie, najgorsze w tej sytuacji byloby utrzymywanie go przy zyciu, usuniecie przyniosloby ulge. Powielenie siebie dostarczyloby niezbednej praktyki na znanym obiekcie. Idealna sytuacja. Sporzadzi dokladne notatki i w razie popelnienia bledu bedzie wiedzial, co robic, by uniknac pomylki w budowaniu swej osobistej Tiny. A moze ten stary nie jest wcale zainteresowany jego zestawem? Nawet gdyby byl, to przeciez mozna - zgodnie z rada gospodyni - wyjsc z pokoju, by uniknac spotkania. Jest nadzieja, ze zawsze znajdzie sie jakies wyjscie z sytuacji. Lew Knight wpatrywal sie w przyrzad w rekach Sama. -Co to jest, do licha? Wyglada jak miniatura maszyny do strzyzenia trawnikow. -Coz, jest to pewnego rodzaju przyrzad pomiarowy. Daje szczegolowe informacje. Dopoki nie bede znal wlasciwego wymiaru czy wymiarow, nie bede mogl postarac sie o taki prezent slubny, jaki mam na mysli. Tina, czy moglabys wyjsc na korytarz? -Nie wiem. - Popatrzyla niepewnie. - Czy to nie bedzie bolalo? -Ani odrobine - zapewnil ja Sam. - Chcialem tylko utrzymac to w tajemnicy przed Lwem az do ceremonii. Na to rozpogodzila sie i wyszla razem z Samem. -Hej, mecenasie - zawolal do Lwa jeden z mlodszych prawnikow, gdy wyszli. - Nie pozwol na to. Nigdy nie odda ci jej z powrotem. Lew usmiechnal sie niepewnie i pochylil nad praca. -Teraz idz do szatni - zwrocil sie Sam do zdezorientowanej Tiny. - Ja bede stal na zewnatrz i gdyby ktos chcial wejsc, powiem, ze jest chwilowo nieczynna. Gdyby jakas kobieta byla w srodku, poczekaj, az wyjdzie. Potem rozbierz sie. -Mam sie rozebrac? - zapiszczala Tina. Skinal glowa. Po czym bardzo dokladnie, podkreslajac kazdy wazny szczegol calej operacji objasnil jej, jak nalezy poslugiwac sie biokalibratorem. Jak wlaczyc przyrzad i ustawic tasme. Nastepnie musi przylozyc aparat do kazdego punktu powierzchni swego ciala. -To male ramie umozliwi ci zmierzenie plecow. Teraz zadnych pytan, idz juz. Byla z powrotem za pietnascie minut, wygladzajac sukienke i przygladajac sie tasmie ze zdziwieniem. -Przedziwna rzecz. Wedlug tego zapisu... Sam pospiesznie zlapal biokalibrator. -Nie mysl o tym. To rodzaj kodu. Zawiera wazne informacje. Bedziesz zachwycona prezentem, gdy go zobaczysz. -Wiem, ze bede. - Pochylila sie nad Samem, ktory kleczal i sprawdzal tasme, by upewnic sie, czy prawidlowo wykonala pomiar. - Wiesz, Sam, zawsze uwazalam, ze masz dobry gust. Chcialabym, abys czesto odwiedzal nas po slubie. Ty masz takie wspaniale pomysly. Lew jest troche za bardzo... zasadniczy, prawda? Do osiagniecia sukcesu jest to konieczne, ale na tym swiat sie jeszcze nie konczy. Mysle, ze dla ciebie rowniez wazne sa sprawy duchowe. Pomozesz mi rozwijac sie intelektualnie, prawda, Sam? -Oczywiscie - powiedzial wymijajaco. Tasma byla gotowa. A wiec do dziela! - Gdy tylko bede mogl, chetnie pomoge. Przycisnal guzik windy i spostrzegl, ze Tma patrzy na niego niepocieszona. -Nie martw sie, Tino. Ty i Lew bedziecie razem szczesliwi. Slubny prezent bedzie ci sie bardzo podobal. -Ale mnie jeszcze bardziej - powiedzial do siebie, wchodzac do windy. Wrocil do pokoju, oproznil maszyne i rozebral sie. Po chwili tasma z informacjami o nim byla juz gotowa. Mial ochote blizej jej sie przyjrzec, ale braklo mu cierpliwosci; byl juz przeciez tak blisko celu. Zamknal drzwi na klucz, pospiesznie uprzatnal balagan. Skrzywil sie z rozdraznieniem, patrzac na krawaty ciotki Maggie, ten niebieskoczerwony niemalze rozswietlal pokoj. Wydal polecenie, by pudlo sie otworzylo. Byl gotow. Najpierw woda. Do zbudowania czlowieka, szczegolnie doroslego, trzeba jej duzo, wiec od razu zaczal ja gromadzic. W pokoju byl tylko jeden kran, potrzebowal wiec troche czasu, by napelnic wszystkie garnki, jakie posiadal. Gdy postawil pod kurek pierwszy garnek, ogarnely go watpliwosci, czy zanieczyszczenia chemiczne wody moga wplynac na jakosc koncowego produktu. Oczywiscie, ze tak! W 2353 roku dzieci prawdopodobnie beda na co dzien korzystaly z czystej wody. Podrecznik pomijal te kwestie. Ale skad on mial wiedziec, jaka jest woda z jego kranu? No coz, zagotuje ja, ale gdy bedzie budowal Tine, dopilnuje, by woda byla calkowicie wolna od zanieczyszczen. Kolejny argument za tym, ze ma racje, zaczynajac od powielenia siebie. Czekajac na zagotowanie sie wody, przygotowal wszystkie potrzebne mu rzeczy, tak by lezaly w zasiegu jego reki. Odczynnikow ubywalo. Troche cennych surowcow pochlonelo dziecko; niedobrze, ze nie rozwiazal sprawy zdemontowania go. Oznaczalo to, ze gdyby nawet istnialy argumenty przemawiajace na korzysc utrzymania przy zyciu swojej kopii, w tej sytuacji nie mialy one wiekszego znaczenia. Musial sie zdemontowac, by wystarczylo surowcow do zbudowania Tiny n (lub Tiny I). Przekartkowal rozdzialy VI, VII i VIII o skladnikach, skladaniu i demontazu czlowieka. Przestudiowal je juz wiele razy, ale przeciez niejeden egzamin z prawa zdal tylko dlatego, ze przed egzaminem jeszcze raz przejrzal material. Zaniepokoily go ciagle powtarzajace sie wzmianki o ewentualnym braku rownowagi psychicznej. "Istoty ludzkie zbudowane za pomoca tego zestawu beda posiadaly, w najlepszym wypadku, tendencje do nerwicy. Na dluzsza mete nie funkcjonuja normalnie, nalezy zwrocic n