9991
Szczegóły |
Tytuł |
9991 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9991 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9991 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9991 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SIDNEY SHELDON
OPOWIEDZ MI SWOJE SNY
Tytu� orygina�u:
TELL ME YOUR DREAMS
Copyright � 1998 by The Sidney Sheldon Family Limited Partnership
Ilustracja na ok�adce: Jacek Kopalski
Projekt ok�adki:
Zombie Sputnik Corporation
Redakcja: Wies�awa Karaczewska
Redakcja techniczna: El�bieta Babi�ska
�amanie komputerowe: Anna Pianka
Korekta: Bogus�awa J�drasik
ISBN 83-7255-227-4
Skorpion
Wydawca:
Pr�szy�ski i S-ka SA _T . . . T
02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7
Druk i oprawa:
��dzka Drukarnia Dzie�owa S.A.
��d�, ul. Rewolucji 1905 r. nr 45
Cz�� pierwsza
Rozdzia� pierwszy
Kto� j� �ledzi�. Czyta�a o stalkerach, ale te istoty nale�a�y przecie� do innego, pe�nego przemocy �wiata. Nie mia�a poj�cia, kto to mo�e by�, kto chcia�by j� skrzywdzi�. Usilnie stara�a si� nie wpa�� w panik�, ale ostatnio dr�czy�y j� po nocach przera�liwe koszmary i co rano budzi�a si� w poczuciu gro��cego niebezpiecze�stwa. Mo�e to tylko moja wyobra�nia, pomy�la�a Ash-ley Patterson. Za du�o pracuj�. Chyba przyda�by mi si� urlop.
Przyjrza�a si� sobie w �azienkowym lustrze. Patrzy�a na ni� kobieta oko�o trzydziestki, szczup�a, gustownie ubrana, o klasycznych rysach i inteligentnych, niespokojnych piwnych oczach. Emanowa�a z niej dyskretna elegancja i subtelny wdzi�k. Ciemne w�osy sp�ywa�y mi�kko na ramiona. Nienawidz� swojego wygl�du, pomy�la�a Ash-ley. Jestem za chuda. Musz� zacz�� wi�cej je��. Wesz�a do kuchni i zacz�a przygotowywa� sobie �niadanie, staraj�c si� zapomnie� o tym, co j� niepokoi, i skupi� si� wy��cznie na ubijaniu jajek na puszysty omlet. W��czy�a ekspres do kawy i w�o�y�a grzank� do tostera. Po dziesi�ciu minutach wszystko by�o gotowe. Ashley postawi�a talerze na stole i usiad�a. Wzi�a widelec do r�ki, przez chwil� przygl�da�a si� jedzeniu, a potem pokr�ci�a z rozpacz� g�ow�. L�k odebra� jej ca�y apetyt.
To nie mo�e d�u�ej trwa�, pomy�la�a rozdra�niona. Kimkolwiek on jest, nie pozwol� mu si� skrzywdzi�. Nie pozwol�.
Spojrza�a na zegarek. By�a ju� najwy�sza pora, aby wychodzi� do pracy. Rozejrza�a si� po znajomym wn�trzu, jakby szuka�a w nim oparcia. Zajmowa�a elegancko urz�dzony apartament na Via Camino Court; sk�ada� si� on z pokoju dziennego, sypialni, gabineciku, �azienki, kuchni i pokoju go�cinnego. Mieszka�a w Cupertino w Kalifornii ju� od trzech lat. Jeszcze dwa tygodnie temu my�la�a o swoim mieszkaniu jak o przytulnym gniazdku, prawdziwym raju. Teraz zamieni�o si� w twierdz�, miejsce, gdzie nie dostanie si� nikt, kto chcia�by j� skrzywdzi�. Ash-ley podesz�a do drzwi wej�ciowych i sprawdzi�a zamek. Musz� za�o�y� jeszcze jedn� zasuwk�, pomy�la�a. Zrobi� to jutro. Zgasi�a wszystkie �wiat�a, upewni�a si�, �e dobrze zamkn�a za sob� drzwi i zjecha�a wind� na podziemny parking.
Gara� by� pusty. Jej samoch�d sta� jakie� dwadzie�cia st�p od windy. Rozejrza�a si� czujnie dooko�a, a nast�pnie biegiem dopad�a auta, w�lizgn�a si� do �rodka i zamkn�a drzwi. Serce wali�o jej jak m�otem. Ruszy�a w stron� miasta. Niebo mia�o z�owrog�, ciemn� barw�, kt�ra nie wr�y�a nic dobrego. W prognozie pogody zapowiadano deszcz. Nie mo�e pada�, pomy�la�a Ashley. Musi za�wieci� s�o�ce. Panie Bo�e, ubijmy interes. Je�li nie spadnie deszcz, b�dzie to znak, �e wszystko si� dobrze sko�czy, �e sobie to tylko wymy�li�am.
Dziesi�� minut p�niej Ashley Patterson jecha�a przez centrum Cupertino. Wci�� by�a pod wra�eniem cudu, jaki zdarzy� si� w tym sennym niegdy� zak�tku Santa Clara Valley. Po�o�ony pi��dziesi�t mil na po�udnie od San Francisco, sta� si� miejscem, gdzie zacz�a si� rewolucja komputerowa, i zyska� nazw� Krzemowej Doliny.
Ashley pracowa�a w Global Computer Graphics Corporation, szybko i dynamicznie rozwijaj�cej si� m�odej firmie, kt�ra zatrudnia�a dwie�cie os�b.
Gdy Ashley skr�ci�a w Silverado Street, znowu ogarn�o j� niejasne uczucie, �e on za ni� jedzie, �e j� �ledzi. Ale kto? I dlaczego? Spojrza�a w tylne lusterko. Nie zauwa�y�a nic podejrzanego.
Jednak instynkt m�wi� jej co� zupe�nie innego.
Zajecha�a przed roz�o�ysty, nowoczesny budynek, w kt�rym mie�ci�a si� firma Global Computer Graphics. Skr�ci�a na parking, pokaza�a stra�nikowi identyfikator i zatrzyma�a w�z na zwyk�ym miejscu. Dopiero tu poczu�a si� bezpiecznie.
Gdy wysiada�a z samochodu, w�a�nie zaczyna�o pada�.
O dziewi�tej rano w Global Computer Graphics ju� kipia�o jak w ulu. W biurze znajdowa�o si� osiem identycznych pomieszcze�, przedzielonych �ciankami; tam pracowali komputerowi zapale�cy, wszyscy m�odzi, zaj�ci wykonywaniem stron w Internecie, znak�w graficznych dla nowych firm, projekt�w artystycznych dla wydawnictw i wytw�rni p�ytowych oraz ilustracji dla czasopism. Ca�� przestrze� biurow� podzielono na kilka sektor�w: administracyjny, handlowy, do spraw marketingu i techniczny. Panowa�a lu�na, nieskr�powana atmosfera. Pracownicy mieli na sobie przewa�nie d�insy, podkoszulki i pulowery.
Ashley zmierza�a do swojego biurka, gdy podszed� do niej jej szef, Shane Miller.
- Dzie� dobry, Ashley.
Shane Miller mia� niewiele ponad trzydzie�ci lat, by� krzepkim, powa�nie wygl�daj�cym i mi�ym m�czyzn�. Z pocz�tku usi�owa� nam�wi� Ashley, �eby posz�a z nim do ��ka, ale zrezygnowa�, napotykaj�c jej sprzeciw, i w ko�cu zostali przyjaci�mi.
Teraz wr�czy� Ashley egzemplarz ostatniego numeru �Time'a".
- Widzia�a�?
Ashley spojrza�a na ok�adk�. By�a na niej fotografia przedstawiaj�ca siwego m�czyzn� oko�o pi��dziesi�tki o przystojnej, zwracaj�cej uwag� twarzy. Podpis pod zdj�ciem brzmia�: �Doktor Steven Patterson, ojciec mikrochirurgii serca".
- Widzia�am.
- Jakie to uczucie mie� s�awnego ojca?
Ashley u�miechn�a si�.
- Cudowne.
- To wspania�y cz�owiek.
- Powt�rz� mu, co powiedzia�e�. Jemy dzi�
razem lunch.
-Dzi�ki. A przy okazji... - Shane Miller pokaza� Ashley zdj�cie gwiazdy filmowej, kt�re mieli wykorzysta� w reklamie dla klienta. - Mamy z tym ma�y problem. Desiree przyby�o z dziesi�� funt�w i, niestety to wida�. No i popatrz na te ciemne kr�gi pod oczami. Nawet makija� nie ukryje, �e jej twarz jest pokryta plamami. Jak s�dzisz, mo�na co� z tym zrobi�?
Ashley przygl�da�a si� przez chwil� fotografii.
- Mog�abym poprawi� jej oczy, zak�adaj�c niebieski filtr. Mog�abym tak�e wyszczupli� twarz,
u�ywaj�c funkcji zniekszta�caj�cej, chocia�... nie.
Prawdopodobnie wygl�da�aby nienaturalnie. -
Jeszcze raz spojrza�a na zdj�cie. - Lepiej b�dzie,
je�li skorzystam z aerografu, a gdzieniegdzie u�y
j� narz�dzia do kopiowania.
-Dzi�ki. Jeste�my um�wieni na niedziel� wiecz�r? -Tak. Shane Miller ruchem g�owy wskaza� zdj�cie.
- Nie ma z tym wielkiego po�piechu. Chc� to
mie� dopiero pod koniec miesi�ca.
Ashley u�miechn�a si�.
- Jest jeszcze co� nowego?
Ashley wzi�a si� do pracy. By�a specjalistk� w sprawach reklamy i projektowania graficznego, ��cz�cego tekst z obrazem.
P� godziny p�niej pracowa�a nad fotografi�, gdy poczu�a, �e kto� uporczywie si� jej przygl�da. Podnios�a wzrok i zobaczy�a, �e to Dennis Tibble.
- Cze��, kochanie.
Jego g�os dzia�a� Ashley na nerwy. Tibble by� tutejszym geniuszem komputerowym. Nazywano go w firmie Monterem i posy�ano po niego zawsze, gdy wysiad� jaki� komputer. Mia� niewiele ponad trzydzie�ci lat, by� chudy i ju� �ysia�, odznacza� si� te� nieprzyjemnym, aroganckim obej�ciem, a w firmie m�wi�o si�, �e obsesyjnie szaleje za Ashley.
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie, dzi�kuj�.
- Wiesz co, mo�e zjedliby�my razem kolacyjk� w niedziel�?
- Dzi�kuj�. Jestem zaj�ta.
- Znowu randka z szefem?
Ashley spojrza�a na niego z w�ciek�o�ci�.
- S�uchaj no, to nie twoja...
- Doprawdy, nie mam poj�cia, co ty w nim
widzisz. To dupek i t�pol. Ze mn� by�oby du�o
ciekawiej. - Pu�ci� do niej oko. - Wiesz, co mam
na my�li?
Ashley z trudem panowa�a nad sob�.
- Mam du�o pracy, Dennis.
Tibble przysun�� si� bli�ej.
- Kochanie - wyszepta� - musz� ci co� wyzna�. Nigdy nie rezygnuj�. Nigdy.
Patrzy�a za nim, gdy si� oddala�, i zastanawia�a si� w duchu: czy to on?
O dwunastej trzydzie�ci Ashley wy��czy�a komputer i pojecha�a do Margherita di Roma, gdzie by�a um�wiona z ojcem na lunch.
Siedzia�a przy stoliku pod �cian� w zat�oczonej restauracji i przygl�da�a si� id�cemu w jej stron� ojcu. Musia�a przyzna�, �e jest przystojnym m�czyzn�. Ludzie patrzyli na niego z ciekawo�ci�, gdy podchodzi� do jej stolika. Jakie to uczucie mie� s�awnego ojca?
Kilka lat temu doktor Steven Patterson wprowadzi� rewolucyjn�, pioniersk� metod� wykonywania operacji serca, umo�liwiaj�c� minimaln� interwencj� chirurga. Od tamtej pory ci�gle zapraszano go na wyk�ady, je�dzi� z nimi po ca�ym �wiecie. Matka Ashley zmar�a, gdy dziewczynka mia�a dwana�cie lat, i odt�d ojciec by� dla niej wszystkim.
- Przepraszam za sp�nienie, Ashley.
Nachyli� si� i poca�owa� j� w policzek.
- Nic nie szkodzi. Dopiero przysz�am.
- Widzia�a� �Time"? - zapyta� siadaj�c.
- Tak. Shane mi pokaza�.
Ojciec zmarszczy� brwi.
- Shane? Tw�j szef?
-On nie jest moim szefem. Jest... jest jednym z moich zwierzchnik�w.
- Ashley, mieszanie pracy z przyjemno�ci� nie
prowadzi do niczego dobrego. Widujesz si� z nim
tak�e towarzysko, prawda? Pope�niasz b��d.
-Ale� tato, jeste�my tylko dobrymi... Do stolika podszed� kelner.
- Poda� pa�stwu menu?
Doktor Patterson odwr�ci� si� do niego i burkn��:
- Nie widzisz, �e rozmawiamy? Odejd� i nie
pokazuj si�, dop�ki ci� nie zawo�am.
- Przepraszam.
Kelner odszed� w po�piechu.
Ashley skuli�a si�, zmieszana. Zapomnia�a
o porywczym usposobieniu ojca. Kiedy� uderzy�
studenta podczas operacji, poniewa� ten �le po
stawi� diagnoz�. Ashley pami�ta�a, jak burzliwie
przebiega�y k��tnie mi�dzy rodzicami. Przera�a
�o j� to, gdy by�a ma�� dziewczynk�. Ojciec
i matka ci�gle k��cili si� o to samo, ale Ashley
nie mog�a sobie przypomnie�, o co im chodzi�o.
Skutecznie wyrzuci�a to z pami�ci.
Ojciec jakby nigdy nic, kontynuowa� rozmow�:
- O czym to ja m�wi�em? Ju� wiem. Spotykanie si� z Shane'em Millerem to b��d. Wielki b��d.
Jego s�owa wywo�a�y kolejne nieprzyjemne wspomnienia.
Przysz�y jej na my�l s�owa ojca:
�Spotykanie si� z Jimem Clearym to b��d. Wielki b��d...".
Ashley w�a�nie sko�czy�a osiemna�cie lat i mieszka�a w Bedford, w Pensylwanii, gdzie si� urodzi�a. Jim Cleary by� najpopularniejszym ch�opakiem w gimnazjum, do kt�rego chodzi�a. Gra� w pi�k� no�n�, by� przystojny, dowcipny i mia� zab�jczy u�miech. Ashley wydawa�o si�, �e ka�da dziewczyna ze szko�y marzy, aby si� z nim przespa�. I wi�kszo�� z nich prawdopodobnie z nim sypia, my�la�a wtedy z cierpk� ironi�. Kiedy Jim zaprosi� j� na randk�, postanowi�a w duchu, �e nie p�jdzie z nim do ��ka. S�dzi�a, �e interesuje go tylko seks, ale z biegiem czasu zmieni�a zdanie. Lubi�a przebywa� w jego towarzystwie, a on te� wydawa� si� szczerze cieszy� ze wsp�lnie sp�dzanego czasu.
Pewnej zimy ich klasa wybiera�a si� w g�ry, na narty. Jim Cleary uwielbia� je�dzi� na nartach.
- B�dzie wspaniale - zapewnia� Ashley.
-Janie jad�.
Popatrzy� na ni� zdumiony.
- Dlaczego?
- Nienawidz� zimna. Nawet w r�kawiczkach
dr�twiej� mi palce.
-Ale b�dzie naprawd� fajnie, kiedy...
- Nie jad�.
I wtedy on te� zosta� w Bedford. Mieli takie same zainteresowania, takie same pogl�dy i by�o im ze sob� cudownie. Pewnego dnia Jim Cleary powiedzia�:
- Kto� zapyta� mnie dzi� rano, czy jeste� moj�
dziewczyn�. Co powinienem by� odpowiedzie�?
Ashley u�miechn�a si� i odpar�a:
- �e tak.
Doktor Patterson by� zmartwiony.
- Za cz�sto si� spotykasz z tym Clearym.
- Tato, on si� zachowuje bardzo przyzwoicie
i kocham go.
- Jak mo�esz go kocha�? To tylko cholerny
pi�karz. Nie pozwol� ci po�lubi� pi�karza. Nie jest wystarczaj�co dobry dla ciebie, Ashley.
M�wi� tak o ka�dym ch�opcu, z kt�rym si� umawia�a.
Ojciec ci�gle robi� przykre uwagi pod adresem Jima, ale najgorsze sta�o si� wieczorem, w dniu, gdy Jim Cleary zaprosi� Ashley na bal z okazji zako�czenia szko�y. Gdy przyszed� po ni� do domu, p�aka�a.
- Co si� sta�o?
- M�j... m�j ojciec powiedzia�, �e mam z nim
jecha� do Londynu. Zapisa� mnie tam do college'u.
Jim Cleary spojrza� na ni� zdumiony.
- Robi to z mojego powodu, prawda?
Pokiwa�a �a�o�nie g�ow�.
- Kiedy wyje�d�asz?
- Jutro.
-Nie! Ashley, na mi�o�� bosk�, nie pozw�l mu na to. Pos�uchaj mnie. Chc�, �eby� zosta�a moj� �on�. Wuj zaproponowa� mi ca�kiem dobr� prac� w agencji reklamowej. Ucieknijmy. Spotkajmy si� jutro rano na dworcu. O si�dmej rano odchodzi poci�g do Chicago. Pojedziesz ze mn�?
Patrzy�a na niego d�ug� chwil�.
- Tak - powiedzia�a mi�kko.
My�l�c o tym p�niej, Ashley nie mog�a sobie przypomnie�, jak przebieg� szkolny bal. Ona i Jim, rozemocjonowani, sp�dzili ca�y wiecz�r na omawianiu plan�w.
- Dlaczego nie polecimy do Chicago samolo
tem? - zapyta�a w pewnej chwili Ashley.
- Poniewa� kupuj�c bilety, musieliby�my po
da� swoje nazwiska. A je�li pojedziemy poci�
giem, nikt nie b�dzie wiedzia�, gdzie jeste�my.
Gdy ta�ce si� sko�czy�y, Jim zaproponowa�:
- Mo�e wpadniemy na chwil� do mnie? Moi
starzy wyjechali na weekend z miasta.
Ashley waha�a si�, niezdecydowana. Wreszcie powiedzia�a:
-Jim... czekali�my tak d�ugo. Kilka dni nic nie zmieni.
- Masz racj�. - U�miechn�� si�. - B�d� chyba
jedynym m�czyzn� na tym kontynencie, kt�ry
o�eni si� z dziewic�.
Kiedy Jim Cleary odprowadzi� Ashley do domu, czeka� ju� na nich w�ciek�y doktor Patterson.
- Czy wiecie, jak jest p�no?
- Przepraszam pana. Bal...
-Daruj sobie te cholerne wyja�nienia, Cleary. Z kogo ty chcesz zrobi� idiot�? -Nie chc�...
- Od dzi� trzymaj swoje cholerne �apy z dala
od mojej c�rki, rozumiesz?
-Tato...
- Nie wtr�caj si�! - Patterson zacz�� krzy
cze�. - Cleary, do diab�a, masz si� st�d wynie��
i wi�cej nie pokazywa� mi si� na oczy.
- Prosz� pana, pana c�rka i ja...
-Jim...
- Id� do swojego pokoju.
-Prosz� pana...
- Je�li ci� tu jeszcze kiedy� zobacz�, po�ami�
ci wszystkie ko�ci.
Ashley nigdy dot�d nie widzia�a ojca w takim stanie. Sko�czy�o si� na tym, �e wszyscy krzyczeli. Gdy Jim poszed�, Ashley wybuchn�a p�aczem.
Nie mog� pozwoli�, aby ojciec mi to zrobi�, pomy�la�a z determinacj�. Zrujnuje mi �ycie. D�ugo siedzia�a na ��ku. Jim to moja przysz�o��. Chc� by� z nim. Tu ju� nie jest moje miejsce. Wsta�a i zacz�a pakowa� torb�. P� godziny p�niej wymkn�a si� tylnym wyj�ciem i ruszy�a w stron� domu Jima Cleary'ego, zaledwie o kilka przecznic dalej. Zostan� z nim tej nocy, a rano kupimy bilety na poci�g do Chicago. Jednak ju� niedaleko celu Ashley rozmy�li�a si�. To nie w porz�dku, stwierdzi�a. Nie chc� wszystkiego zepsu�. Spotkam si� z nim na dworcu.
I wr�ci�a do domu.
Nie spa�a przez reszt� nocy, rozmy�laj�c o swoim przysz�ym �yciu z Jimem, o tym, jak im b�dzie ze sob� cudownie. O pi�tej trzydzie�ci wzi�a torb� i na paluszkach przesz�a obok drzwi sypialni ojca. Wymkn�a si� z domu i pojecha�a autobusem na dworzec. Gdy tam dotar�a, Jima nie by�o. Ale przyjecha�a za wcze�nie. Poci�g odchodzi� dopiero za godzin�. Ashley usiad�a na �awce i niecierpliwie czeka�a. My�la�a o ojcu, kt�ry b�dzie w�ciek�y, gdy si� obudzi i zobaczy, �e jej nie ma.
Nie mog� mu pozwoli�, aby decydowa� o moim �yciu. Pewnego dnia przekona si� do Jima i zobaczy, jaka jestem szcz�liwa. Sz�sta trzydzie�ci... sz�sta czterdzie�ci... sz�sta czterdzie�ci pi��... sz�sta pi��dziesi�t... I wci�� ani �ladu Jima. Ashley zacz�a ogarnia� panika. Postanowi�a do niego zadzwoni�. Nikt nie podnosi� s�uchawki. Sz�sta pi��dziesi�t pi��... Przyjdzie lada moment. S�ysza�a nadje�d�aj�cy z daleka poci�g i spojrza�a na zegarek. Sz�sta pi��dziesi�t dziewi��. Poci�g wjecha� na stacj�. Ashley wsta�a i rozejrza�a si� nerwowo dooko�a. Musia�o mu si� przydarzy� co� strasznego. Pewnie mia� wypadek. Mo�e jest w szpitalu. Kilka minut p�niej patrzy�a, jak poci�g do Chicago odje�d�a z peronu, uwo��c jej marzenia. Odczeka�a jeszcze p� godziny i znowu zatelefonowa�a do Jima. Poniewa� znowu nikt nie podni�s� s�uchawki, zrozpaczona wr�ci�a do domu.
W po�udnie ona i ojciec byli ju� na pok�adzie samolotu do Londynu...
Przez dwa lata Ashley ucz�szcza�a do college w Londynie, a kiedy si� przekona�a, �e interesuj� j� komputery, z�o�y�a podanie o presti�owe stypendium MEI Wang na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Cruz. Zosta�a przyj�ta i trzy lata p�niej zatrudniono j� w Global Computer Graphics Corporation.
Na pocz�tku pobytu w Londynie napisa�a p� tuzina list�w do Jima Cleary'ego, ale wszystkie podar�a. Jego milczenie m�wi�o samo za siebie. Wyobra�a�a sobie, co Jim o niej my�li.
G�os ojca przerwa� jej wspomnienia.
- Jeste� milion mil st�d. O czym my�la�a�?
Ashley przygl�da�a si� ojcu d�u�sz� chwil�.
- O niczym.
Doktor Patterson da� znak kelnerowi i u�miechn�� si� do niego przyja�nie.
- Chcieliby�my przejrze� menu.
Ju� w drodze powrotnej do biura Ashley uprzytomni�a sobie, �e zapomnia�a pogratulowa� ojcu ok�adki w �Time'ie".
Gdy podesz�a do swojego biurka, czeka� tam na ni� Dennis Tibble.
- Podobno jad�a� lunch z ojcem?
C� to za w�cibski ma�y g�wniarz! Upar� si�, aby wiedzie� o wszystkim, co si� dzieje. -Tak.
- To z pewno�ci� nie by�o zabawne. - Zni�y�
g�os. - Dlaczego nie chcesz zje�� lunchu ze mn�?
- Dennis... Ju� ci m�wi�am. Nie jestem zain
teresowana.
U�miechn�� si� krzywo.
-Ale b�dziesz. Poczekaj.
Mia� w sobie co� niesamowitego, co�, co j� przera�a�o. Znowu zacz�a si� zastanawia�, czy m�g�by by� tym, kt�ry... Pokr�ci�a g�ow�. Nie. Musi o tym zapomnie�, zaj�� si� czym�.
W drodze do domu zaparkowa�a samoch�d przed Apple Tree Book House. Zanim wesz�a do �rodka, wpatrywa�a si� przez chwil� w szyb�, aby sprawdzi�, czy nie zobaczy kogo� za swoimi plecami. Nikogo nie zauwa�y�a. Wesz�a wi�c do sklepu.
Natychmiast znalaz� si� przy niej m�ody sprzedawca.
- Czy mog� pani w czym� pom�c?
- Tak. Macie co� o stalkerach?
Ch�opak spojrza� na ni� zdumiony.
- O stalkerach?
Ashley poczu�a si� g�upio.
- Tak - powiedzia�a szybko. - Chcia�abym
tak�e ksi��k� o... o ogrodnictwie i... o afryka�
skich zwierz�tach.
- O stalkerach, ogrodnictwie i afryka�skich
zwierz�tach?
- W�a�nie - potwierdzi�a stanowczo.
Kto wie? Kiedy� mo�e b�d� mia�a ogr�d i pojad� do Afryki.
Kiedy Ashley wr�ci�a do samochodu, znowu zacz�o pada�. Gdy jecha�a, krople deszczu uderza�y o szyb�, rozbijaj�c przestrze� i zamieniaj�c ulice, kt�re pojawia�y si� w polu widzenia, w surrealistyczne, puentylistyczne obrazy. Ashley w��czy�a wycieraczki. Zacz�y si� przesuwa� po szybie z sykiem: �Dopadnie ci�... dopadnie ci�... dopadnie ci�...". Ashley z w�ciek�o�ci� je zatrzyma�a. Nie, pomy�la�a. One m�wi�: �Nie ma tam nikogo, nie ma tam nikogo, nie ma tam nikogo".
Ponownie w��czy�a wycieraczki. �Dopadnie ci�... dopadnie ci�... dopadnie ci�..." -us�ysza�a.
Zaparkowa�a auto w gara�u i nacisn�a przycisk, aby przywo�a� wind�. Dwie minuty p�niej sz�a korytarzem w stron� swojego mieszkania. Wyj�a z torebki klucz, w�o�y�a go do zamka, otworzy�a drzwi i zamar�a na progu.
W apartamencie pali�y si� wszystkie �wiat�a.
Rozdzia� drugi
Ma�pa kiedy� �asic� Wok� morwy goni�a. My�la�a, �e to �arty. Hop! �asica skoczy�a.
Toni Prescott doskonale wiedzia�a, dlaczego lubi �piewa� t� g�upi� piosenk�. Jej matka nienawidzi�a tego przeboju. �Przesta� �piewa� t� krety�sk� piosenk�. S�yszysz mnie? Przecie� kompletnie nie masz g�osu".
�Tak, mamo". I Toni nuci�a dalej, ale ju� pod nosem. Chocia� by�o to dawno temu, wspomnienie tego, jak dra�ni�a matk�, wywo�ywa�o na jej twarzy rumieniec.
Toni Prescott nienawidzi�a swojej pracy w Global Computer Graphics. Mia�a dwadzie�cia dwa lata i by�a figlarn�, pe�n� �ycia, przebojow� dziewczyn�. Jej temperament czasami tli� si� niby p�omyk, a czasami wybucha� jak fajerwerk. Toni mia�a pon�tn� figur�, twarz o wykroju przypominaj�cym kszta�tem serce, a jej piwne oczy �obuzersko patrzy�y na �wiat. Urodzi�a si� w Londynie i m�wi�a z cudownym brytyjskim akcentem. By�a �wietnie zbudowana i uwielbia�a sporty, zw�aszcza zimowe: jazd� na nartach i �y�wach oraz bobsleje.
W czasach gdy Toni chodzi�a do college w Londynie, w dzie� ubiera�a si� skromnie, wr�cz konserwatywnie, za to wieczorami wk�ada�a minisp�dniczk� oraz dyskotekowe ozdoby i rusza�a w cug. Niemal ca�e noce sp�dza�a w klubie Electric Ballroom przy Camden High Street lub w Subteranii i Leopard Lounge, gdzie k��bi�y si� t�umy go�ci z West Endu. Mia�a pi�kny g�os, gor�cy i zmys�owy. W niekt�rych klubach siada�a przy fortepianie i �piewa�a, a w�a�ciciele bardzo byli z tego zadowoleni. Wtedy w�a�nie czu�a, �e �yje pe�ni� �ycia.
W klubach toczy�y si� zawsze takie same rozmowy:
- Toni, wiesz, �e fantastycznie �piewasz?
- Mowa.
- Mog� ci postawi� drinka?
-Jasne. Napij� si� pimma - odpowiada�a z u�miechem.
- Ca�a przyjemno�� po mojej stronie.
I ko�czy�o si� za ka�dym razem identycznie. Fundator przysuwa� si� bli�ej i szepta� jej w ucho:
- Mo�e p�jdziemy do mnie troch� si� pociup-
cia�?
- Spadaj.
I Toni wychodzi�a. Le�a�a p�niej w ��ku i rozmy�la�a o tym, jacy g�upi s� faceci i jak �atwo zdoby� nad nimi kontrol�. Chocia� ci biedni frajerzy nie zdaj� sobie z tego sprawy, sami tego chc�. Chc� by� kontrolowani.
A potem trzeba by�o przeprowadzi� si� z Londynu do Cupertino. Na pocz�tku by�a to dla niej tragedia. Toni nie znosi�a Cupertino i nienawidzi�a pracy w Global Computer Graphics. Robi�o si� jej niedobrze, gdy s�ucha�a o liczbie punkt�w na cal, p�tonach i siatkach. Rozpaczliwie t�skni�a za podniecaj�cym nocnym �yciem w Londynie. W Cupertino by�o tylko kilka klub�w nocnych i Toni cz�sto je odwiedza�a: San Jose Live, P. J. Mulligan i Hollywood Junction. Zn�w wieczorami przebiera�a si� w obcis�e minisp�dniczki, kr�t-
kie, przylegaj�ce do cia�a bluzeczki i pantofle na wysokich obcasach lub na platformach z korka. Robi�a te� sobie mocny makija�: malowa�a grube kreski na powiekach i nak�ada�a na nie kolorowe cienie, przykleja�a sztuczne rz�sy i malowa�a usta jaskraw� szmink�. Wygl�da�o to tak, jakby stara�a si� ukry� swoj� urod�.
Czasami na weekend je�dzi�a do San Francisco, bo tam toczy�o si� prawdziwe �ycie. Odwiedza�a kluby i restauracje, gdzie gra�a muzyka, takie jak Harry Denton's, One Market czy Cali-fornia Cafe, a kiedy muzycy robili przerw�, podchodzi�a do fortepianu i zaczyna�a gra� i �piewa�. Go�cie to uwielbiali. A kiedy Toni chcia�a zap�aci� rachunek za kolacj�, w�a�ciciele lokali m�wili najcz�ciej:
-Ale� nie, b�d� naszym go�ciem. To by�o wspania�e. Przyjd� do nas jeszcze.
S�yszysz, mamo? To by�o wspania�e. Przyjd� do nas jeszcze.
W sobot� wieczorem Toni jad�a kolacj� we francuskiej restauracji w hotelu Cliff. Muzycy sko�czyli w�a�nie wyst�p i wyszli na przerw�. Szef sali spojrza� na Toni i kiwn�� zapraszaj�co g�ow�.
Toni wsta�a i podesz�a do fortepianu. Zacz�a gra� i �piewa� jeden z wczesnych utwor�w Cole Portera. Gdy sko�czy�a, na sali rozleg�y si� entuzjastyczne oklaski. Za�piewa�a jeszcze dwie piosenki i wr�ci�a do stolika.
Po chwili podszed� do niej �ysiej�cy m�czyzna w �rednim wieku.
- Przepraszam. Mog� si� przysi��� na chwil�?
Toni zmierzy�a go wzrokiem.
- Nazywam si� Norman Zimmerman - doda�
szybko. - Przygotowuj� tras� dla sztuki �Kr�l
i ja". Chcia�bym z pani� o tym porozmawia�.
Toni niedawno czyta�a o nim artyku�. By� geniuszem teatru.
M�czyzna usiad� przy stoliku.
-Ma pani niezwyk�y talent, m�oda damo. Traci pani czas, �piewaj�c w takich miejscach. Powinna pani wyst�powa� na Broadwayu.
Na Broadwayu. S�ysza�a�, mamo?
- Chcia�bym zaproponowa� pani przes�ucha
nie do...
- Przykro mi. Nie mog�.
Spojrza� na ni� zaskoczony.
- To mo�e otworzy� przed pani� wiele drzwi.
O to mi tylko chodzi. Nie wiem, czy zdaje sobie
pani spraw� z tego, jaki talent posiada.
- Mam prac�.
- Mog� zapyta�, czym si� pani zajmuje?
- Pracuj� w firmie komputerowej.
- Co� pani powiem. Zaczn� od tego, �e zap�a
c� pani dwa razy tyle, ile daj� pani w tej fir
mie...
-Bardzo dzi�kuj�, ale... nie mog� - powiedzia�a Toni.
Zimmerman opar� si� wygodnie na krze�le.
- Nie interesuje pani� bran�a rozrywkowa?
- Bardzo mnie interesuje.
- No to w czym problem?
Toni zawaha�a si� na moment.
- Musia�abym prawdopodobnie przerwa� wy
st�py w po�owie trasy.
- Z powodu m�a czy...
- Nie jestem m�atk�.
- Nie rozumiem. Powiedzia�a pani, �e intere
suje j� bran�a rozrywkowa. To doskona�a oka
zja, aby...
- Przepraszam, ale nie potrafi� tego wyt�u
maczy�.
Nawet gdybym spr�bowa�a mu to wyja�ni�, z pewno�ci� nic by nie zrozumia�, pomy�la�a ze smutkiem. Nikt tego nie rozumie. To przekle�stwo, z kt�rym musz� �y�. Ju� zawsze.
Po kilku miesi�cach pracy w Global Computer Graphics Toni dowiedzia�a si� o Internecie, otwartych na o�cie� drzwiach do ca�ego �wiata, kt�re u�atwiaj� poznawanie nowych m�czyzn.
Pewnego wieczoru jad�a kolacj� w Duke of Edinburgh z Kathy Healy, przyjaci�k�, kt�ra pracowa�a w konkurencyjnej firmie komputerowej. Restauracja by�a autentycznym angielskim pubem, rozebranym na kawa�ki, zapakowanym w kontenery i przywiezionym statkiem do Kalifornii. Toni przychodzi�a tu na ryb� z frytkami, pierwszorz�dne �eberka z jorkszyrskim puddin-giem, kie�baski z t�uczonymi ziemniakami oraz angielski biszkopt z kremem i sherry.
Trzeba stan�� jedn� nog� na ziemi, m�wi�a sobie. Musz� pami�ta� o swoich korzeniach.
- Czy mog�aby� wy�wiadczy� mi przys�ug�? -
zapyta�a Toni przyjaci�k�.
-Jak�?
- Chcia�abym, aby� pomog�a mi nauczy� si�
korzysta� z Internetu. Musz� wiedzie�, jak to si�
robi.
-Toni, jedyny komputer, do jakiego mam dost�p, znajduje si� w moim biurze, a to by�oby sprzeczne z polityk� firmy...
- Pieprz polityk� firmy. Wiesz, jak si� poru
sza� po Internecie?
- Tak.
Toni pacn�a lekko Kathy po r�ce.
- To wspaniale.
Nast�pnego wieczoru Toni odwiedzi�a przyjaci�k� w biurze, by ta wprowadzi�a j� w �wiat Internetu. Po klikni�ciu mysz� na ikon� Internetu Kathy wpisa�a has�o i czeka�a chwil� na po��czenie, a nast�pnie podw�jnie klikn�a na inn� ikon� i wesz�a na strony dyskusyjne. Toni by�a zachwycona, przygl�daj�c si� o�ywionej dyskusji, tocz�cej si� mi�dzy lud�mi z r�nych cz�ci �wiata.
- Musz� to mie�! - wykrzykn�a Toni. - Zain
staluj� sobie komputer w mieszkaniu. B�dziesz
anio�em i nauczysz mnie, jak si� porusza� po In
ternecie?
-Pewnie. To bardzo �atwe. Musisz tylko tu klikn�� mysz� i...
- Zr�bmy tak, jak w piosence: �Nie m�w mi,
tylko poka�".
Nazajutrz wieczorem Toni porusza�a si� ju� po Internecie sama i od tej chwili jej �ycie si� zmieni�o. Nie nudzi�a si� wi�cej. Internet sta� si� magicznym lataj�cym dywanem, dzi�ki kt�remu mog�a si� porusza� po ca�ym �wiecie. Kiedy wraca�a z pracy, natychmiast w��cza�a komputer i zaczyna�a kr��y� po Internecie, wchodz�c na wszystkie mo�liwe strony dyskusyjne.
To by�o takie proste! Wchodzi�a do Interne-tu, naciska�a klawisz i na ekranie otwiera�o si� okienko, podzielone poziomo na dwie cz�ci. Toni wpisywa�a pytanie.
- Cze��. Jest tam kto?
W dolnej cz�ci ekranu pojawi�y si� s�owa. -Bob. Jestem tutaj. Czekam na ciebie. By�a gotowa spotka� si� z ca�ym �wiatem. W Holandii by� Hans.
- Opowiedz mi o sobie, Hans.
-Jestem dyskd�okejem w fantastycznym klubie w Amsterdamie. Lubi� hip-hop, rave, world beat. Tego typu muzyk�.
- Brzmi zach�caj�co - odpowiedzia�a Toni. -
Uwielbiam ta�czy�. Mog� to robi� ca�� noc.
Mieszkam w okropnie ma�ym miasteczku, w kt�
rym jest tylko kilka nocnych klub�w.
- To smutne.
- Cholernie.
-Mo�e spr�buj� ci� rozweseli�. S� jakie� szans� na spotkanie?
- Hm, hm.
Toni wycofa�a si�.
W Republice Po�udniowej Afryki by� Paul.
- Czeka�em na ciebie, Toni.
- Ju� jestem. Umieram z ciekawo�ci, aby do
wiedzie� si� wszystkiego o tobie, Paul.
- Mam trzydzie�ci dwa lata. Jestem lekarzem
w szpitalu w Johannesburgu. Ja...
Toni westchn�a rozczarowana. Lekarz! Zacz�y j� przyt�acza� koszmarne wspomnienia. Zamkn�a na chwil� oczy, serce wali�o jej jak
m�otem. Wzi�a kilka g��bokich oddech�w. Na dzi� wiecz�r wystarczy, pomy�la�a, dr��c. Po�o�y�a si� spa�.
Nast�pnego wieczoru znowu wr�ci�a do In-ternetu. Po��czy�a si� z Seanem z Dublina. -Toni... Jakie �adne imi�.
- Dzi�ki, Sean.
- By�a� kiedy� w Irlandii?
-Nie.
-Spodoba�oby ci si� tutaj. To kraina skrzat�w. Toni, powiedz mi, jak wygl�dasz. Za�o�� si�, �e jeste� pi�kna.
-Masz racj�. Jestem pi�kna, podniecaj�ca i wolna. Czym si� zajmujesz, Sean?
- Jestem barmanem. Ja...
Toni zako�czy�a rozmow�.
Co wiecz�r by�o inaczej. Pozna�a gracza w polo z Argentyny, sprzedawc� samochod�w z Japonii, ekspedienta z domu towarowego w Chicago i technika telewizyjnego z Nowego Jorku. Internet to fascynuj�ca gra i Toni zaanga�owa�a si� na ca�ego. Mog�a si� posun�� tak daleko, jak tylko chcia�a, i wci�� by�a bezpieczna, bo przez ca�y czas pozostawa�a anonimow� osob�.
Pewnej nocy pozna�a w Internecie Jeana Claude'a Parenta.
-Bon soir. Ciesz� si�, �e ci� spotykam, Toni.
- Mnie te� jest mi�o, Jean Claude. Gdzie je
ste�?
- W mie�cie Quebec.
- Nigdy tam nie by�am. Spodoba�oby mi si�?
Toni spodziewa�a si�, �e na ekranie pojawi
si� s�owo �tak".
Jean Claude jednak napisa� co� innego.
- Nie wiem. To zale�y, jak� jeste� osob�.
Ta odpowied� zaintrygowa�a Toni.
-Naprawd�? A jaka powinnam by�, aby
spodoba� mi si� Quebec?
- Quebec to co� jak dawna granica Ameryki
P�nocnej. Jest bardzo francuski. Jego miesz-
ka�cy s� wyj�tkowo niezale�ni. Nie lubimy, gdy inni wydaj� nam polecenia.
- Ja te� tego nie znosz� - napisa�a Toni.
- A zatem z pewno�ci� polubi�aby� to miasto.
Jest pi�kne, otoczone g�rami i cudownymi jezio
rami, istny raj dla my�liwych i w�dkarzy.
Patrz�c na wy�aniaj�ce si� na ekranie litery, Toni czu�a niemal entuzjazm Jeana Claude'a.
- To brzmi wspaniale. Powiedz mi co� o so
bie.
-Moi? Niewiele jest do opowiadania. Mam trzydzie�ci osiem lat, jestem wolny. W�a�nie zako�czy�em pewien zwi�zek i chcia�bym wreszcie spotka� odpowiedni� kobiet�. Et vous? Jeste� zam�na?
- Nie. Ja tak�e szukam kogo� odpowiednie
go. Czym si� zajmujesz? - odpisa�a szybko Toni.
- Jestem w�a�cicielem ma�ego sklepu z bi�u
teri�. Mam nadziej�, �e kiedy� mnie odwiedzisz.
- Czy to zaproszenie?
- Mais oui. Tak.
- Interesuj�ce - odpisa�a Toni.
Mo�e naprawd� kiedy� tam pojad�, pomy�la�a. Mo�e to osoba, kt�ra mnie uratuje.
Toni rozmawia�a z Jeanem Claudem'em Pa-rentem niemal co wiecz�r. Przes�a� jej swoje ze-skanowane zdj�cie i Toni stwierdzi�a, �e jest bardzo atrakcyjnym, inteligentnie wygl�daj�cym m�czyzn�.
Jean Claude otrzyma� t� sam� drog� jej zdj�cie.
- Jeste� bardzo pi�kna, ma cherie. Od pocz�t
ku o tym wiedzia�em. Prosz�, przyjed� do mnie.
- Przyjad�.
- Wkr�tce.
Toni przerwa�a rozmow�.
Nast�pnego dnia rano Toni us�ysza�a, jak Shane Miller rozmawia z Ashley Patterson. Co te� on, do diab�a, w niej widzi? - pomy�la�a. Przecie� to kompletna kretynka! Wed�ug Toni,
Ashley by�a sfrustrowan� damulk� o staropa-nie�skim zaci�ciu. Facetka nie ma zielonego poj�cia, jak si� zabawi�, pomy�la�a Toni. Irytowa�o j� wszystko, co dotyczy�o Ashley. To nudziara, kt�ra lubi siedzie� w domu, czyta� ksi��ki, ogl�da� kana� historyczny lub CNN. Nie interesuje si� sportem. Co za koszmar! Nigdy te� nie wchodzi do Internetu. Za nic nie zdecydowa�aby si� na spotkanie z nieznajomymi w Internecie, taka z niej zimna ryba. Nie wie, co traci, pomy�la�a Toni. Gdyby nie Internet, nigdy nie spotka�abym Jeana Claude'a.
Jej matka z pewno�ci� znienawidzi�aby Internet. Tak jak wszystko zreszt�. Umia�a si� komunikowa� tylko na dwa sposoby: wrzeszcz�c i j�cz�c. Toni zawsze j� denerwowa�a. �Czy ty potrafisz zrobi� co� porz�dnie, g�upi dzieciaku?". No tak, pewnego dnia matka wydar�a si� na ni� o jeden raz za du�o. Toni przypomnia�a sobie straszliwy wypadek, w kt�rym zgin�a. Wci�� s�ysza�a jej krzyki o pomoc. U�miechn�a si� na to wspomnienie.
Grosik kosztuje kwiatek, Dwa grosiki donica. Tak si� traci pieni�dze, Hop! Skoczy�a �asica.
Rozdzia� trzeci
W innym miejscu i w innym czasie Alette Peters zosta�aby uznan� artystk�. Odk�d si�ga pami�ci�, wszystkie jej zmys�y wyczulone by�y na odbieranie odcieni kolor�w. Widzia�a je, czu�a powonieniem i s�ysza�a.
G�os jej ojca by� niebieski, a czasami czerwony.
G�os jej matki by� br�zowy.
G�os jej nauczyciela by� ��ty.
G�os sprzedawcy warzyw by� fioletowy.
Szum wiatru ko�ysz�cego ga��ziami drzew by� zielony.
Odg�os p�yn�cej wody by� szary.
Alette Peters mia�a dwadzie�cia lat. W zale�no�ci od nastroju lub tego, jak si� czu�a, wygl�da�a zupe�nie przeci�tnie, poci�gaj�co lub wr�cz zniewalaj�co pi�knie. Nigdy jednak nie wydawa�a si� po prostu �adna. Jej wdzi�k cz�ciowo bra� si� z tego, �e zupe�nie nie zdawa�a sobie sprawy, jak jest postrzegana przez innych. By�a nie�mia�a i m�wi�a cichym g�osem, z delikatno�ci�, kt�ra wydawa�a si� niemal anachronizmem.
Alette urodzi�a si� w Rzymie i mia�a d�wi�czny w�oski akcent. Kocha�a wszystko, co wi�za�o si� z Rzymem. Gdy sta�a na szczycie Schod�w Hiszpa�skich i patrzy�a na miasto, czu�a, �e nale�y ono do niej. Przypatruj�c si� staro�ytnym
�wi�tyniom i gigantycznemu Koloseum, by�a przekonana, �e ona te� nale�y do tego miejsca. Spacerowa�a po Piazza Navone, ws�uchuj�c si� w muzyk� wody tryskaj�cej z Fontanny Czterech Rzek, sz�a na Piazza Venezia, gdzie sta� pomnik Wiktora Emanuela II, przypominaj�cy tort weselny. Wiele godzin sp�dza�a w bazylice �wi�tego Piotra, Muzeum Watyka�skim i Galerii Borghese, zachwycaj�c si� ponadczasowymi dzie�ami Rafaela, Fra Bartolommeo, Andrei del Sarto i Pontorma. Ich talent zachwyca� j� i jednocze�nie frustrowa�. �a�owa�a, �e nie urodzi�a si� w szesnastym wieku, bo marzy�a, aby ich pozna�. Byli dla niej realniejsi ni� przechodnie na ulicy. Bardzo chcia�a zosta� artystk�.
S�ysza�a br�zowy g�os matki, kt�ry m�wi�: �Marnujesz tylko papier i farby. Nie masz za grosz talentu".
Przeprowadzka do Kalifornii wydawa�a jej si� pocz�tkowo czym� strasznym. Alette zastanawia�a si�, czy kiedykolwiek uda jej si� przyzwyczai� do nowego miejsca, ale w Cupertino spotka�a j� mi�a niespodzianka. Spodoba�o jej si� szanuj�ce prywatno�� mieszka�c�w ma�e miasteczko i polubi�a prac� w Global Computer Graphics Corporation. W Cupertino nie by�o �adnej wi�kszej galerii, ale w weekendy Alette wyje�d�a�a do San Francisco i tam ogl�da�a dzie�a sztuki.
- Co ty w tym widzisz? - pyta�a j� Toni Pre-
scott. - Pojed� ze mn� do P. J. Mulligans i za
bawmy si�.
- Nie interesujesz si� sztuk�?
Toni roze�mia�a si�.
- Pewnie. A jak on ma na nazwisko?
Tylko jedna chmura k�ad�a si� cieniem na �yciu Alette Peters. By�a to jej wybitna sk�onno�� do depresji. Alette cierpia�a na anomi�, chorob�, kt�ra wywo�uje poczucie alienacji od innych. Gwa�towne zmiany nastroj�w nadchodzi-
�y nagle i dziewczyna nigdy nie by�a na nie przygotowana. W mgnieniu oka przechodzi�a od szale�czej euforii do najg��bszej rozpaczy. Absolutnie nie panowa�a nad w�asnymi emocjami.
Jedyn� osob�, z kt�r� mog�a rozmawia� o swoich problemach, by�a Toni. Ona umia�a znale�� rozwi�zanie wszystkich problem�w i zawsze brzmia�o ono jednakowo: �Zabawmy si�".
Ulubionym tematem Toni by�a Ashley Pat-terson. W�a�nie teraz Toni obserwowa�a, jak Ashley rozmawia z Shane'em Millerem.
- Sp�jrz na t� cnotliw� suk� - rzuci�a pogar
dliwie Toni. - Jaka z niej Kr�lowa Lodu!
Alette pokiwa�a g�ow�.
- Rzeczywi�cie jest bardzo powa�na. Kto� po
winien j� nauczy� si� �mia�.
Toni �achn�a si�.
- Kto� powinien j� nauczy�, jak si� pieprzy�.
Raz w tygodniu Alette wyje�d�a�a do schroniska dla bezdomnych w San Francisco, gdzie pomaga�a przy wydawaniu obiad�w. Szczeg�lnie jedna stara kobieta czeka�a na te wizyty. Porusza�a si� na w�zku inwalidzkim i Alette pomaga�a jej przy jedzeniu.
Kobieta by�a za to dziewczynie bardzo wdzi�czna.
- Kochana, gdybym mia�a c�rk�, chcia�abym,
�eby by�a taka jak ty.
Alette u�cisn�a jej d�o�.
- To dla mnie wielki komplement. Dzi�kuj�
pani.
A jej wewn�trzny g�os doda�: �Je�liby� mia�a c�rk�, by�aby podobna do �wini, tak jak ty".
Alette by�a przera�ona swoimi my�lami. Czu�a si� tak, jakby kto� inny wewn�trz niej m�wi� te s�owa. To zdarza�o si� bardzo cz�sto.
Wybra�a si� raz na zakupy z Betty Hardy, kt�r� zna�a z ko�cio�a. Zatrzyma�y si� przed witryn� sklepu z odzie��. Betty zachwyci�a si� sukienk� na wystawie.
- Czy nie jest pi�kna?
- Cudowna - potwierdzi�a Alette. I w duchu
doda�a: �To najpaskudniejsza kiecka, jak� wi
dzia�am w �yciu. W sam raz dla ciebie".
Pewnego wieczoru Alette jad�a kolacj� z Ro-naldem, zakrystianem z ko�cio�a.
- Lubi� z tob� sp�dza� czas, Alette. Mo�emy
widywa� si� cz�ciej.
U�miechn�a si� nie�mia�o.
- Ch�tnie - odpar�a, pomy�la�a za�: �Non fac-
cia, lo stupido. Mo�e w innym �yciu, palancie".
I znowu ogarn�o j� przera�enie. Co si� ze mn�
dzieje. I nie umia�a sobie na to pytanie odpowie
dzie�.
Najdrobniejsze uchybienia, zamierzone lub nie, wywo�ywa�y u niej ataki w�ciek�o�ci. Pewnego ranka, gdy jecha�a do pracy, drog� przeci�� jej jaki� samoch�d. Zacisn�a z�by i pomy�la�a: �Zabij� ci�, parszywcu". Kierowca podni�s� r�k� w ge�cie przeprosin i Alette u�miechn�a si� s�odko. Ale w�ciek�o�� wcale nie min�a.
Kiedy okrywa�a j� czarna chmura, Alette wyobra�a�a sobie, �e ludzie na ulicy umieraj� na atak serca lub wpadaj� pod auta. Sceny te wydawa�y jej si� bardzo realne. Ale chwil� p�niej przepe�nia�o j� uczucie wstydu.
Gdy Alette mia�a dobre dni, by�a zupe�nie inn� osob�. Wtedy okazywa�o si�, �e jest sympatyczna i mi�a, lubi�a pomaga� innym ludziom. Na jej szcz�ciu k�ad�a si� jednak cieniem �wiadomo��, �e ciemno�� znowu mo�e na ni� sp�yn��, a w�wczas ca�kowicie si� w niej zatraci.
Ka�dej niedzieli rano Alette chodzi�a do ko�cio�a. Ko�ci� prowadzi� ochotnicz� akcj� organizowania posi�k�w dla bezdomnych, a tak�e pozaszkolnych zaj�� plastycznych oraz korepetycji ze studentami dla dzieci. Alette mia�a zaj�cia w szk�ce niedzielnej i opiekowa�a si� bezdomnymi. Bra�a udzia� we wszystkich akcjach charytatywnych i po�wi�ca�a na nie tyle czasu, ile tyl-
ko mog�a. Szczeg�lnie lubi�a uczy� dzieciaki malowania.
Pewnej niedzieli zorganizowano w ko�ciele aukcj�, aby zebra� pieni�dze na t� dzia�alno��, i Alette przynios�a te� na sprzeda� kilka w�asnych p��cien. Pastor, Frank Sehraggio, przygl�da� si� obrazom z zachwytem.
- S�... s� wspania�e! Powinna� je sprzedawa�
w galerii.
Alette zaczerwieni�a si�.
- Nie, wcale nie. Maluj� tylko dla rozrywki.
Na wyprzeda� przysz�y t�umy. Wierni przyprowadzili swoje rodziny i przyjaci� i wszyscy odwiedzali stoiska z wyrobami rzemie�lniczymi i cukierniczymi. Mo�na tam by�o kupi� pi�knie dekorowane torty, r�cznie wykonane pikowane ko�dry, domowej roboty d�emy w ozdobnych s�oikach i drewniane zabawki. Ludzie kr��yli od stoiska do stoiska, pr�bowali s�odyczy i kupowali zupe�nie niepraktyczne rzeczy.
- To wszystko na cele charytatywne. - Alet
te us�ysza�a, jak jaka� kobieta zwr�ci�a si� z tym
wyja�nieniem do m�a.
Ona sama przygl�da�a si� swoim obrazom, rozstawionym wok� stoiska. By�y to g��wnie pejza�e, malowane �ywymi, jaskrawymi kolorami, kt�re niemal wyrywa�y si� z p��cien. Alette by�a pe�na z�ych przeczu�. Moje dziecko, marnujesz spore pieni�dze na farby.
Do stoiska podszed� jaki� m�czyzna.
- Cze��. Czy to ty malowa�a�?
Jego g�os by� w kolorze g��bokiego b��kitu.
- �Nie, g�upcze. To Micha� Anio� przechodzi�
t�dy i je namalowa�".
- Masz wielki talent.
- Dzi�kuj�. Co ty wiesz o talencie?
Obok stoiska zatrzyma�a si� para m�odych ludzi.
- Sp�jrz na te kolory! Musz� mie� taki obraz.
S� naprawd� dobre.
Przez ca�e popo�udnie podchodzili do stoiska r�ni ludzie i kupowali obrazy, a tak�e m�wili
jej, jak niezwykle jest utalentowana. Alette bardzo chcia�a im wierzy�, ale za ka�dym razem sp�ywa�a w d� czarna kurtyna, a ona s�ysza�a g�os m�wi�cy: �Oni wszyscy k�ami�".
Do stoiska zajrza� tak�e pewien marszand.
- S� naprawd� �liczne. Powinna� sprzedawa�
sw�j talent.
- Jestem tylko amatork� - upiera�a si� Alette.
I nie chcia�a z nim wi�cej rozmawia�.
Sprzeda�a wszystkie swoje obrazy. Zarobione pieni�dze w�o�y�a do koperty i wr�czy�a pastorowi Frankowi Selvaggio.
- Dzi�kuj�, Alette. Masz wielki dar wnosze
nia pi�kna w ludzkie �ycie - powiedzia�.
S�ysza�a�, matko?
Podczas wizyt w San Francisco Alette wiele godzin sp�dza�a w Museum of Modern Art i De Young Museum, w kt�rym ogl�da�a kolekcj� sztuki ameryka�skiej.
Kilku m�odych artyst�w kopiowa�o wisz�ce na �cianach obrazy. Pewien m�ody cz�owiek szczeg�lnie zwr�ci� na siebie jej uwag�. Dobiega� trzydziestki, by� szczup�ym blondynem o wyrazistej, inteligentnej twarzy. Kopiowa� obraz Georgii O'Keeffe �Petunie". Jego praca by�a bardzo dobra. Artysta zauwa�y�, �e Alette mu si� przygl�da.
- Cze��.
Jego g�os mia� ciep��, ��t� barw�.
- Cze�� - odpowiedzia�a nie�mia�o Alette.
Artysta wskaza� g�ow� obraz, kt�ry malowa�.
- Co o tym my�lisz?
- Bellissimo. Uwa�am, �e jest pi�kny.
Alette czeka�a na sw�j g�os wewn�trzny, aby
powiedzia�: �Jak na g�upiego amatora". Ale nic takiego si� nie sta�o. By�a zaskoczona.
- Jest naprawd� pi�kny.
- Dzi�kuj� - powiedzia�. - Nazywam si� Ri-
chard, Richard Melton.
-Alette Peters.
- Cz�sto tu przychodzisz? - zapyta� Richard.
- Si. Tak cz�sto, jak tylko mog�. Nie mieszkam w San Francisco.
- A gdzie?
- W Cupertino. Nie: �To nie twoja sprawa, do
cholery" lub: �Chcia�by� wiedzie�!", ale w�a�
nie: �W Cupertino". Co si� ze mn� dzieje?
- To mi�a miejscowo��.
-Lubi� j�. Nie: �Dlaczego, do diab�a, uwa�asz, �e to mi�a miejscowo��?" lub: �Co ty mo�esz wiedzie� o mi�ych miejscowo�ciach?", ale: �Lubi� j�".
Richard sko�czy� malowanie.
-Jestem g�odny. Mog� postawi� ci lunch. W Cafe De Young maj� ca�kiem dobre jedzenie.
Alette waha�a si� tylko chwil�.
- Va bene. Z przyjemno�ci�. Nie: �G�upio wy
gl�dasz" lub: �Nie jadam lunchu z nieznajomy
mi", ale: �Z przyjemno�ci�".
Dla Alette by�o to nowe, o�ywcze do�wiadczenie.
Lunch up�yn�� w nadzwyczaj przyjemnej atmosferze i Alette ani razu nie nawiedzi�y paskudne my�li. Rozmawiali o wielkich artystach i powiedzia�a Richardowi, �e wychowywa�a si� w Rzymie.
- Nigdy nie by�em w Rzymie - rzek�. - Mo�e
kiedy� tam pojad�.
By�oby zabawne ogl�da� Rzym razem z tob�, pomy�la�a.
Gdy sko�czyli lunch, Richard zobaczy� na sali swojego wsp�lokatora i zaprosi� go do stolika.
-Gary, nie wiedzia�em, �e tu b�dziesz. Chcia�bym ci kogo� przedstawi�. To Alette Peters. Gary King.
Gary mia� oko�o trzydziestki, b��kitne oczy i jasne w�osy do ramion.
- Mi�o ci� pozna�, Gary.
- To m�j najlepszy przyjaciel, jeszcze ze
szko�y �redniej.
- To prawda. Znam wszystkie ciemne spraw-
-
ki Richarda z okresu ostatnich dziesi�ciu lat, wi�c je�li chcesz us�ysze� co� ciekawego...
- Gary, czy przypadkiem nie powiniene� ju�
i��?
- Oczywi�cie. - Gary zwr�ci� si� do Alette: -
Ale pami�taj o mojej propozycji. Do zobaczenia.
Gdy odszed�, Richard spojrza� na dziewczyn�.
-Alette...
-Tak?
- Spotkamy si� jeszcze?
- Bardzo bym chcia�a.
W poniedzia�ek rano Alette opowiedzia�a Toni o swojej przygodzie.
- Nie anga�uj si� w znajomo�� z �adnym ar
tyst� - ostrzeg�a j� Toni. - B�dziesz �y�a owoca
mi, kt�re namaluje. Chcesz si� z nim znowu spo
tka�?
Alette u�miechn�a si�.
- Tak. My�l�, �e mnie polubi�. A ja jego. Na
prawd� go lubi�.
Zacz�o si� od ma�ego nieporozumienia, a sko�czy�o nieprzyjemn� awantur�. Pastor Frank odchodzi� na emerytur� po czterdziestu latach s�u�by. By� bardzo dobrym i troskliwym pastorem, wi�c parafianie �a�owali, �e nie b�dzie go ju� z nimi. Po cichu urz�dzili zebranie, aby zdecydowa�, jaki upominek ofiarowa� mu na po�egnanie. Zegarek... pieni�dze... wakacje... obraz. Pastor kocha� sztuk�.
- Popro�my kogo�, aby namalowa� jego por
tret na tle ko�cio�a. - G�owy wszystkich zwr�ci�y
si� w stron� Alette. - Mo�e ty si� tego podej
miesz?
- Z przyjemno�ci� - powiedzia�a.
Walter Manning by� jednym z najstarszych cz�onk�w wsp�lnoty parafian i zarazem najhojniejszych donator�w. Mimo to ten wielki biznesmen zazdro�ci� innym sukces�w.
- Moja c�rka jest �wietn� malark�. Mo�e ona
namalowa�aby portret pastora?
-Niech namaluj� obie, a potem b�dziemy g�osowa�, kt�ry z portret�w podarujemy pastorowi - zaproponowa� kto� ugodowo.
Alette zabra�a si� do pracy. Malowanie portretu zaj�o jej pi�� dni i powsta�o prawdziwe arcydzie�o, emanuj�ce �yczliwo�ci� i dobroci� portretowanej osoby. W nast�pn� niedziel� grupa parafian spotka�a si� ponownie, aby obejrze� obrazy.
-Jest jak �ywy, dos�ownie m�g�by wyj�� z ram...
- Z pewno�ci� spodoba si� pastorowi.
- Ten obraz powinien wisie� w muzeum,
Alette...
Walter Manning rozpakowa� obraz namalowany przez c�rk�. Portret by� niez�y, ale brakowa�o mu �aru, jakim p�on�o p��tno Alette.
- Bardzo �adny - powiedzia� taktownie kto�
z parafian - ale wydaje mi si�, �e portret Alette
jest...
-Zgadzam si�...
- Portret Alette jest...
Wtedy przem�wi� Walter Manning.
-Decyzja musi zapa�� jednomy�lnie. Moja c�rka jest profesjonaln� artystk� - spojrza� na Alette - a nie dyletantk�. Wy�wiadczy�a nam przys�ug�. Nie mo�emy nie przyj�� jej daru.
-Ale�, Walterze...
-Nie. Decyzja musi by� jednomy�lna. Albo podarujemy pastorowi portret namalowany przez moj� c�rk�, albo nic mu nie damy.
- Bardzo mi si� podoba jej obraz - powiedzia
�a Alette. - Ofiarujmy go pastorowi.
Walter Manning u�miechn�� si� z zadowoleniem.
- Z pewno�ci� sprawimy mu tym przyjemno��.
Wracaj�c do domu Walter Manning zgin�� w wypadku drogowym, kt�rego sprawca zbieg�.
Alette by�a wstrz��ni�ta, gdy si� o tym dowiedzia�a.
Rozdzia� czwarty
Ashley Patterson bra�a szybki prysznic, bo by�a ju� prawie sp�niona do pracy, gdy nagle us�ysza�a ten d�wi�k. Kto� otwiera� drzwi? Zamyka�? Zakr�ci�a wod� i z bij�cym sercem s�ucha�a. Cisza. Przez chwil� sta�a nieruchomo. Na jej ciele l�ni�y krople wody. Po�piesznie si� wytar�a i ostro�nie wesz�a do sypialni. Wszystko wygl�da�o zupe�nie normalnie. To znowu moja g�upia wyobra�nia. Musz� si� ubra�. Podesz�a do bieli�niarki i otworzy�a j�. Przez chwil� patrzy�a zdumiona na to, co ukaza�o si� jej oczom. Kto� przegl�da� jej bielizn�. Biustonosze i figi le�a�y wymieszane razem. Ashley zawsze trzyma�a je w osobnych szufladach.
Poczu�a nagle silny b�l brzucha. Czy bra� do r�ki jej figi i dotyka� nimi swojego cia�a? Czy wyobra�a� sobie, jak j� gwa�ci? Gwa�ci i morduje? Z trudem oddycha�a. Powinnam p�j�� na policj�, ale b�d� si� ze mnie �mia�.
Chce pani, aby�my wdro�yli �ledztwo tylko dlatego, �e kto� grzeba� w pani bieli�niarce?
Kto� mnie �ledzi.
Czy widzia�a pani kogo�?
Nie.
Czy kto� pani grozi�?
Nie.
Czy zna pani kogo�, kto chcia�by pani� skrzywdzi�?
Nie.
To nie ma sensu, pomy�la�a rozpaczliwie Ashley. Nie mog� i�� na policj�. W�a�nie o to b�d� mnie pyta� i wyjd� na idiotk�.
Ubra�a si� najszybciej, jak mog�a, chc�c natychmiast opu�ci� mieszkanie. Musz� si� przeprowadzi�. Tam gdzie on mnie nie znajdzie.
Ale gdy tylko o tym pomy�la�a, poczu�a, �e to niemo�liwe. On wie, gdzie mieszkam, gdzie pracuj�. A co ja o nim wiem? Nic.
Nie chcia�a trzyma� w mieszkaniu broni, gdy� nienawidzi�a przemocy. Ale teraz potrzebuj� ochrony, pomy�la�a. Wesz�a do kuchni, wzi�a n� do mi�sa, wr�ci�a do sypialni i w�o�y�a go do szuflady w szafce przy ��ku.
A mo�e ja sama zrobi�am taki ba�agan w bie-li�nie? Z pewno�ci� tak w�a�nie by�o. Chyba �e to tylko moje pobo�ne �yczenie.
W skrzynce na listy w holu wej�ciowym le�a�a koperta. Jako nadawca figurowa�o gimnazjum z Bedford w Pensylwanii.
Ashley dwa razy przeczyta�a zaproszenie:
Zjazd klasowy w dziesi�t� rocznic� uko�czenia szko�y!
Bogacz, biedak, �ebrak, z�odziej. Czy cz�sto zastanawiali�cie si� w ci�gu dziesi�ciu minionych lat, jak powodzi si� waszym kolegom z klasy? Teraz jest szansa, �eby�cie si� dowiedzieli. W sobot�, 15 czerwca, urz�dzamy wspania�e spotkanie. Jedzenie, napoje, doskona�a orkiestra i ta�ce. Do��cz do wsp�lnej zabawy.
Wy�lij poczt� za��czon� kart� zg�oszenia, aby�my wiedzieli, �e wybierasz si� na spotkanie. Wszyscy czekamy na Ciebie.
Podczas pracy Ashley zastanawia�a si� nad zaproszeniem. �Wszyscy czekamy na Ciebie". Wszyscy opr�cz Jima Cleary'ego, pomy�la�a gorzko.
�Chc� si� z tob� o�eni�. M�j wujek zaproponowa� mi niez�� posad� w Chicago, w swojej
agencji reklamowej... Poci�g odje�d�a o si�dmej rano. Pojedziesz ze mn�?"
Przypomnia�a sobie b�l, jaki czu�a, czekaj�c na Jima na peronie, wierz�c w niego, ufaj�c mu. Zmieni� zdanie i nie mia� do�� odwagi, aby przyj�� i powiedzie� jej o tym. I wola� zostawi� j� sam� na dworcu. Musz� zapomnie� o zaproszeniu. Nie pojad�.
Ashley w pi�tek by�a um�wiona na lunch z Shanem'em Millerem w TGI. Siedzieli w zacisznym k�ciku i jedli w milczeniu.
-Wydaje mi si�, �e my�lami jeste� daleko st�d - zauwa�y� w pewnej chwili Shane.
- Przepraszam. - Ashley zawaha�a si� na mo
ment. Kusi�o j�, aby powiedzie� mu o bieli�nie,
ale pomy�la�a, �e wypadnie to g�upio. Kto� grze
ba� w moich szufladach. - Dosta�am zaproszenie
na zjazd z okazji dziesi�ciolecia uko�czenia
szko�y �redniej - oznajmi�a zamiast tego.
- Jedziesz?
- Oczywi�cie �e nie.
Zabrzmia�o to bardziej stanowczo, ni� Ashley by sobie �yczy�a.
Shane Miller spojrza� na ni� zdziwiony.
- Czemu nie? Takie spotkania mog� by� za
bawne.
Czy Jim Cleary b�dzie tam? Czy ma �on� i dzieci? Co by jej powiedzia�? �Przepraszam, nie mog�em si� z tob� spotka� na dworcu. Przepraszam, �e k�ama�em w sprawie tego ma��e�stwa?".
-Nie pojad�.
Mimo to Ashley nie mog�a przesta� my�le� o zaproszeniu. By�oby mi�o spotka� niekt�rych koleg�w i kole�anki z klasy, pomy�la�a. Z kilkoma by�a naprawd� blisko. Szczeg�lnie z Floren-ce Schiffer. Ciekawe, co si� z ni� dzieje? Zastanawia�a si� te�, czy miasto Bedford bardzo si� zmieni�o.
Ashley Patterson wychowywa�a si� w Bedford w Pensylwanii, ma�ym miasteczku na wsch�d od Pittsburgha, w g��bi Allegheny Mountains. Jej ojciec by� dyrektorem Memorial Hospital w hrabstwie Bedford, jednym z najlepszych szpitali w okolicy.
Bedford to wspania�e miejsce na dorastanie. By�y tam parki, w kt�rych mo�na urz�dza� pikniki, rzeki pe�ne ryb, a spotkania towarzyskie odbywa�y si� przez okr�g�y rok. Ashley lubi�a wizyty w Big Valley, gdzie znajdowa�a si� kolonia amisz�w. Bardzo cz�sto