9931

Szczegóły
Tytuł 9931
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9931 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9931 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9931 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Guillermo Martinez Oksfordzka seria ami�ci mojego ojca @@1 Teraz, gdy up�yn�o tyle lat i wszystko uleg�o zapomnieniu i gdy otrzyma�em ze Szkocji lakoniczny e-mail powiadamiaj�cy mnie o �mierci Seldoma, pomy�la�em, �e mog� z�ama� obietnic�, o kt�rej dochowanie on nigdy mnie nie prosi�, i powiedzie� prawd� o wydarzeniach, opisywanych latem 1993 roku w gazetach angielskich w tonie makabryczno- sensacyjnym. My z Seldomem okre�lali�my je, mo�e przez skojarzenie z matematyk�, ci�giem lub oksfordzkim ci�giem. Wszystkie morderstwa zosta�y bowiem dokonane w obr�bie Oxfordshire. Dosz�o do nich na pocz�tku mojego pobytu w Anglii; mnie spotka� w�tpliwy zaszczyt by� blisko pierwszego z nich. Mia�em wtedy dwadzie�cia dwa lata i by�em m�odym cz�owiekiem, kt�remu prawie wszystko si� jeszcze wybacza. W�a�nie uko�czy�em studia matematyczne na Uniwersytecie w Buenos Aires, obroni�em prac� z topologii algebraicznej i dosta�em roczne stypendium w Oksfordzie. Zamierza�em zaj�� si� logik� lub przynajmniej uczestniczy� w s�ynnym seminarium Angusa Macintire�a. Emily Bronson, profesor i fellow* [*Fellow (ang.) � wyk�adowca, tu: cz�onek dyrekcji college�u (przyp. t�um.).] w college�u St. Anne, kt�ra mia�a tam by� moj� szefow�, poczyni�a przygotowania na m�j przyjazd, z drobiazgow� dok�adno�ci� zwracaj�c uwag� na ka�dy szczeg�. W e-mailach, kt�re wymieniali�my przed moim przyjazdem, sugerowa�a, bym zamiast zamieszka� w niezbyt przytulnym pokoju go�cinnym w college�u, wynaj�� sobie, je�li stypendium mi na to pozwoli, pok�j w domu pani Eagleton z �azienk�, ma�� kuchenk� i osobnym wej�ciem. O wdowie po swoim dawnym profesorze Emily napisa�a, �e jest osob� mi�� i dyskretn�. Dokona�em odpowiednich podlicze� i jak zwykle z nadmiernym optymizmem wys�a�em czek, op�acaj�c z g�ry pierwszy miesi�c, co by�o jedynym warunkiem w�a�cicielki mieszkania. Pi�tna�cie dni p�niej lecia�em nad Atlantykiem, pozostaj�c w stanie niedowierzania, kt�ry zawsze opanowuje mnie przed podr�. Zastanawia�em si�, czy decyduj�c si� na skok bez siatki ochronnej, post�pi�em s�usznie. Bardziej prawdopodobna i oszcz�dniejsza wydawa�a mi si� hipoteza � brzytwa z Ockham, jak by powiedzia� Seldom � �e defekt maszyny w ostatniej chwili przywr�ci mnie do poprzedniej rzeczywisto�ci lub str�ci na dno morza, ni� to, �e tam w dole pojawi si� ziemia. Czy w tym obcym kraju, gdzie rozpoczn� nowe �ycie, kto� wyci�gnie do mnie pomocn� d�o�? Punktualnie o dziewi�tej rano nast�pnego dnia samolot przebi� si� przez warstw� chmur i bez cienia w�tpliwo�ci ukaza�y si� zielone wzg�rza Anglii. �wiat�o dnia nagle os�ab�o lub mo�e powinienem raczej powiedzie�: uleg�o degradacji. Odnios�em bowiem wra�enie, �e w miar� jak si� zni�amy, �wiat�o nabiera cech nietrwa�o�ci, jakby s�ab�o i zamiera�o po przej�ciu przez rozrzedzaj�cy filtr. Moja szefowa poinstruowa�a mnie w e-mailu, �e z Heathrow kursuje bezpo�redni autobus do Oksfordu, i przeprosi�a, �e nie spotka si� ze mn� zaraz po przyje�dzie, poniewa� w tym czasie b�dzie w Londynie na trwaj�cym tydzie� kongresie algebraicznym. Wcale mnie to nie zmartwi�o i wyda�o si� sytuacj� wr�cz idealn�: w ten spos�b zyskiwa�em par� dni, aby zapozna� si� z miejscem i zwiedzi� miasto, zanim rozpoczn� si� zaj�cia. Nie mia�em du�ego baga�u i gdy autobus zatrzyma� si� na ko�cowym przystanku, bez trudu przenios�em walizki przez plac do taks�wki. By� pocz�tek kwietnia. Ucieszy�em si�, �e nie zdj��em p�aszcza, bo wia� lodowaty wiatr, przeszywaj�cy na wskro�, a s�o�ce jeszcze s�abo grza�o. Mimo to zauwa�y�em, �e zar�wno m�czy�ni na bazarze przy placu, jak i pakista�ski taks�wkarz, kt�ry otworzy� mi drzwiczki, nosili koszule z kr�tkimi r�kawami. Poda�em adres pani Eagleton, a kiedy ruszy�, zapyta�em go, czy nie jest mu zimno. � Ach nie, przecie� ju� wiosna � odpar� rado�nie, wskazuj�c rachityczne s�oneczko, jakby to by� dow�d nie do podwa�enia. Czarna taks�wka toczy�a si� powoli ku g��wnej ulicy. Kiedy skr�cili�my w lewo, przez uchylone drewniane bramy i �elazne kraty zobaczy�em zadbane ogrody i nienagannie przystrzy�one trawniki przed budynkami college��w. Min�li�my ko�ci� z otaczaj�cym go ma�ym cmentarzykiem z nagrobkami pokrytymi mchem. Wspi�li�my si� w g�r� Banbury Road, a nast�pnie skr�cili w Cunliffe Close � tak jak napisa�a w instrukcji Emily. Droga wi�a si� teraz po�r�d imponuj�cego parku. Znad �ywop�ot�w wy�ania�y si� okaza�e domy, pe�ne spokojnej elegancji, kt�re od razu przywiod�y mi na my�l wiktoria�skie powie�ci z ich podwieczorkami, partyjkami krykieta i spacerami po ogrodach. Odczytywa�em numery dom�w, cho� wydawa�o mi si� ma�o prawdopodobne, s�dz�c po wysoko�ci kwoty przekazanej czekiem, by dom, kt�rego szukam, m�g� by� kt�rym� z tych, kt�re mijali�my. Wreszcie na ko�cu ulicy zobaczy�em kilka jednakowych domk�w, o wiele skromniejszych, chocia� r�wnie sympatycznych, z drewnianymi balkonami jak w domkach letniskowych. Pierwszy z nich nale�a� do pani Eagleton. Wyci�gn��em walizki z baga�nika, wszed�em po schodkach i zadzwoni�em do drzwi. Wiedzia�em, s�dz�c po dacie doktoratu i pierwszych publikacjach, �e Emily Bronson ma oko�o pi��dziesi�ciu lat, zastanawia�em si� wi�c, w jakim wieku mo�e by� wdowa po jej dawnym profesorze. Kiedy drzwi si� otworzy�y, ujrza�em wysok�, szczup�� dziewczyn�, niewiele starsz� ode mnie, kt�ra z u�miechem wyci�gn�a do mnie d�o�. Mia�a twarz o ostrych rysach i niebieskie oczy. Spojrzeli�my na siebie mile zaskoczeni, cho� wydawa�o mi si�, �e ona z odrobin� nieufno�ci cofn�a swoj� d�o�, kt�r� ja, by� mo�e, przytrzyma�em d�u�ej, ni� powinienem. Powiedzia�a, �e ma na imi� Beth. Usi�owa�a powt�rzy� moje, co nie do ko�ca jej si� uda�o. Zaprosi�a mnie do przytulnego salonu z dywanem w czerwone i szare romby. Z kwiecistego fotela wyci�ga�a do mnie ramiona i u�miecha�a si� szeroko pani Eagleton. By�a to staruszka o iskrz�cych si� oczach i �ywych ruchach. Siwe w�osy mia�a starannie zaczesane do g�ry i upi�te w dumn� koron�. Przechodz�c przez salon, zauwa�y�em z�o�ony i oparty o ty� fotela w�zek inwalidzki oraz pled w szkock� krat�, kt�ry okrywa� nogi pani Eagleton. U�cisn��em wyci�gni�t� do mnie d�o�, czuj�c dr��c� krucho�� jej palc�w. Przytrzyma�a serdecznie moj� r�k�, drug� za� r�k� lekko poklepa�a mnie po ramieniu, pytaj�c jednocze�nie o podr� i czy jestem po raz pierwszy w Anglii. � Nie oczekiwali�my kogo� tak m�odego, prawda, Beth? � powiedzia�a zdziwiona. Beth tylko si� u�miechn�a. Zdj�a z haczyka klucz i czeka�a, a� odpowiem na pytania. � Nie my�lisz, babciu � zasugerowa�a nie�mia�o � �e pan chcia�by obejrze� teraz pok�j? Jest na pewno bardzo zm�czony po podr�y. � Oczywi�cie � powiedzia�a pani Eagleton. � Beth wszystko panu obja�ni i je�li nie ma pan �adnych plan�w na wiecz�r, b�dzie nam bardzo mi�o go�ci� pana na kolacji. Poszed�em za Beth na zewn�trz domu i dalej kr�conymi schodkami w d� do sutereny. Wpuszczaj�c mnie przez niskie drzwi, musia�a nieco pochyli� g�ow�. Pok�j by� przestronny, wysprz�tany na wysoki po�ysk, z dwoma wysokimi oknami si�gaj�cymi sufitu, przez kt�re wpada�o wystarczaj�co du�o �wiat�a. Beth oprowadzi�a mnie po mieszkaniu, wysuwaj�c po drodze szuflady w komodzie i otwieraj�c drzwi do szaf w �cianie. Naczynia w kuchni i r�czniki w �azience mia�y �cis�e przeznaczenie. M�wi�a o tym w spos�b, kt�ry wskazywa�, �e obja�nia�a to ju� wiele razy. Tak jak mi kaza�a, sprawdzi�em, czy ��ko jest wygodne i czy prysznic dzia�a, ale robi�em to jakby mimochodem. Nie mog�em oderwa� od niej wzroku. Mia�a wysuszon� cer�, jak cz�owiek, kt�ry du�o czasu sp�dza na �wie�ym powietrzu, co nadawa�o jej zdrowy wygl�d, ale zarazem budzi�o obaw�, �e sk�ra na jej twarzy szybko si� pomarszczy. Na pocz�tku my�la�em, �e Beth ma dwadzie�cia trzy-dwadzie�cia cztery lata, ale teraz, w innym �wietle, wydawa�a si� starsza. Mia�a niezwyk�e oczy: niebieskie, patrz�ce nieruchomo, zupe�nie pozbawione wyrazu. Suknia, kt�r� mia�a na sobie, d�uga i lu�na, z okr�g�ym dekoltem jak w sukniach wie�niaczek, nie pozwala�a dostrzec zbyt wiele, opr�cz tego, �e cia�o pod ni� jest szczup�e. Patrz�c z wi�ksz� uwag�, mo�na by�o stwierdzi�, �e na szcz�cie owa szczup�o�� nie wsz�dzie jest jednakowa. Zw�aszcza od ty�u jej figura wydawa�a si� mi�a do obj�cia; mia�a w sobie co� z bezbronno�ci wysokich dziewcz�t. Napotykaj�c moje spojrzenie, Beth zapyta�a � my�l�, �e bez ironii � czy chcia�bym jeszcze co� obejrze�. Zawstydzony odwr�ci�em wzrok i pospiesznie powiedzia�em, �e wszystko wydaje mi si� w znakomitym porz�dku. Zanim wysz�a, zapyta�em, chyba zbyt okr�n� drog�, czy naprawd� powinienem czu� si� zaproszony na kolacj�, a ona odpar�a ze �miechem, �e tak, oczywi�cie, i �e oczekuj� mnie o sz�stej trzydzie�ci. Rozpakowa�em rzeczy, kt�re przywioz�em. Na biurku u�o�y�em kilka ksi��ek i kopie mojej pracy, bielizn� i koszule pouk�ada�em w szufladach i wyszed�em przej�� si� po mie�cie. Przy St. Giles zlokalizowa�em Instytut Matematyki: kwadratowy i brzydki budynek. Popatrzy�em na wej�ciowe schody, obrotowe szklane drzwi i zdecydowa�em, �e tego pierwszego dnia mog� sobie darowa� wchodzenie do �rodka. Kupi�em sandwicza i zjad�em go nad Tamiz�, przygl�daj�c si� regatom na rzece. Wst�pi�em do kilku ksi�gar� i zaraz wyszed�em, pogapi�em si� na gargulce na gzymsach teatru, powlok�em za grup� turyst�w zwiedzaj�cych jeden z college��w, a p�niej d�ugo spacerowa�em po wielkim uniwersyteckim parku. W os�oni�tym przez drzewa sektorze cz�owiek w roboczym kombinezonie kosi� przy samej ziemi du�y prostok�tny trawnik, inny malowa� wapnem linie. Przygl�da�em si� z nostalgi� temu ma�emu widowisku, a kiedy robotnicy zrobili sobie przerw� na odpoczynek, zapyta�em, kiedy przeci�gn� siatk�. Porzuci�em tenis na drugim roku studi�w i bardzo tego �a�owa�em. Wprawdzie nie przywioz�em ze sob� rakiety, ale postanowi�em j� kupi� i znale�� partnera do gry. W drodze powrotnej zaszed�em do supermarketu po par� drobiazg�w. Troch� d�u�ej zesz�o mi w dziale z alkoholami, gdzie wybra�em butelk� wina do kolacji. Do domu wr�ci�em par� minut po sz�stej. �ciemni�o si� ju� ca�kowicie. W oknach wszystkich dom�w pali�o si� �wiat�o. By�em zdziwiony, �e ludzie nie u�ywaj� tu zas�on. Zastanawia�em si�, czy wynika�o to z zaufania, by� mo�e nadmiernego, do angielskiej dyskrecji, kt�ra nie pozwala na zni�enie si� do podgl�dania cudzego �ycia, czy te� dlatego, �e w �yciu prywatnym nie czynili niczego, co by�oby godne podgl�dania. Nigdzie nie dostrzeg�em krat, a ponadto mia�em wra�enie, �e drzwi pozostaj� niezamkni�te na klucz. Wzi��em prysznic, ogoli�em si�, w�o�y�em koszul�, kt�ra wyda�a mi si� najmniej pognieciona, i punktualnie o sz�stej trzydzie�ci wszed�em po kr�conych schodkach na g�r�. Z butelk� w r�ku nacisn��em dzwonek. Kolacja przebiega�a w serdecznej atmosferze, z zachowaniem dobrych manier. Beth by�a nieco bardziej zadbana, cho� nadal bez makija�u. Mia�a na sobie czarn� jedwabn� bluzk�, w�osy zaczesa�a uwodzicielsko na bok. Nie zrobi�a tego dla mnie. Z rozmowy wynik�o, �e gra na wiolonczeli w orkiestrze kameralnej Sheldonian Theatre, w p�okr�g�ym budynku z gargulcami we fryzach, kt�re widzia�em podczas spaceru, i tego wieczoru ma pr�b� generaln�. Za p� godziny mia� po ni� przyjecha� pewien szcz�ciarz o imieniu Michael. Kiedy zapyta�em, zak�adaj�c odpowied� twierdz�c�, czy to jej narzeczony, nast�pi�a konsternacja. Obie panie spojrza�y na siebie znacz�co, a pani Eagleton zapyta�a, czy nie mam ochoty na wi�cej sa�atki z ziemniak�w. Po tym incydencie Beth sta�a si� jakby nieobecna i nieco roztargniona. W rezultacie pani Eagleton i ja rozmawiali�my niemal wy��cznie ze sob�. Kiedy zadzwoni� dzwonek i Beth wysz�a, pani domu wyra�nie si� o�ywi�a, jakby p�k�a niewidzialna ni� napi�cia. Sama nala�a sobie drugi kieliszek wina i zacz�a opowiada� o swoim istotnie zadziwiaj�cym �yciu. W czasie wojny by�a jedn� z wielu kobiet, kt�re uczestniczy�y w krajowym konkursie krzy��wek. W nagrod� zwyci�czynie wyjecha�y do ca�kowicie odizolowanego miasteczka pom�c Alanowi Turingowi i jego zespo�owi matematyk�w w rozszyfrowaniu nazistowskich kod�w Enigmy. To tam w�a�nie pozna�a Eagletona. Opowiedzia�a mi nie tylko o samej wojnie, ale tak�e o wszystkich okoliczno�ciach g�o�nego otrucia Turinga. Odk�d osiad�a w Oksfordzie, wyzna�a, porzuci�a krzy��wki na rzecz gry w scrabble. Gra w t� gr� z przyjaci�kami, gdy tylko czas jej na to pozwala. Uruchomi�a w�zek, podjecha�a do niskiego stoliczka w salonie. Poprosi�a, bym jej towarzyszy� i nie my�la� o zebraniu naczy� � tym zajmie si� Beth, kiedy wr�ci. Z niech�ci� przygl�da�em si�, jak wyci�ga z szuflady plansz� i rozk�ada j� na stoliku. Nie mog�em powiedzie� �nie�. I w ten oto spos�b reszt� mojego pierwszego wieczoru sp�dzi�em, staraj�c si� formu�owa� angielskie zdania, w towarzystwie niemal wiekowej staruszki, kt�ra cieszy�a si� jak dziecko, gdy pierwsza u�o�y�a ze swoich literek krzy��wk� i znalaz�a s�owo na siedem liter do nowej uk�adanki. @@2 Po kilku dniach zg�osi�em si� do Instytutu Matematyki, gdzie przydzielono mi biurko w cz�ci dla visitors, kod e-mail i kart� magnetyczn�, tak abym m�g� wchodzi� do biblioteki poza oficjalnymi godzinami otwarcia. W pracowni mia�em tylko jednego wsp�towarzysza, Rosjanina o nazwisku Podorow, z kt�rym wymieniali�my zaledwie dwa s�owa powitania. Cz�owiek ten chodzi� przekrzywiony pod ci�arem ksi��ek to na jedn�, to na drug� stron�, rozk�ada� je na biurku i nisko pochylony bazgra� co� w wielkim zeszycie o twardych ok�adkach, kt�ry przywodzi� na my�l ksi�g� psalm�w. Regularnie co p� godziny wychodzi� na papierosa na malutkie patio wy�o�one kafelkami, kt�re znajdowa�o si� pod oknem. Na pocz�tku nast�pnego tygodnia mia�em pierwsze spotkanie z Emily Bronson. By�a to malutka kobieta o prostych, zupe�nie siwych w�osach, podpi�tych nad uszami jak u uczennicy �abkami. Przyje�d�a�a do instytutu na rowerze, zbyt dla niej du�ym, z koszykiem ksi��ek i lunchem zawieszonym na kierownicy. Wygl�da�a jak mniszka, nieco nie�mia�a, ale p�niej mia�em si� okazj� przekona�, �e sta� j� na ostry i celny �art. My�l�, �e pomimo swej skromno�ci ucieszy�a si�, i� moja praca nosi tytu� �Przestrzenie Bronson�. W czasie naszego pierwszego spotkania da�a mi odbitki swoich dw�ch ostatnich prac, bym m�g� je zacz�� studiowa�, oraz foldery i mapy okolic Oksfordu, kt�re mia�y mi u�atwi� zwiedzanie, zanim � jak powiedzia�a � rozpocznie si� semestr i nie b�d� mia� na to czasu. Zapyta�a, czy jest co�, czego b�dzie mi szczeg�lnie brakowa� z mojego �ycia w Buenos Aires, a kiedy napomkn��em, �e chcia�bym powr�ci� do gry w tenisa, zapewni�a mnie z u�miechem, �wiadcz�cym, �e nawyk�a do spe�niania �ycze� o wiele bardziej ekscentrycznych, �e to nie b�dzie trudne do za�atwienia. Dwa dni p�niej znalaz�em w skrzynce zaproszenie do klubu Marston Ferry Road. Korty znajdowa�y si� w odleg�o�ci parominutowego spaceru od Cunliffe Close i by�y wysypane ceglan� m�czk�. Grupa deblowa, do kt�rej do��czy�em, sk�ada�a si� z Johna, ameryka�skiego fotografa o d�ugich ramionach, Sammy�ego, kanadyjskiego biologa, prawie albinosa, energicznego i niezmordowanego, oraz Lorny, piel�gniarki z Radcliffe Hospital, z pochodzenia Irlandki, o d�ugich rudych w�osach i roz�wietlonych, uwodzicielskich zielonych oczach. By�em szcz�liwy, gdy pod stopami zn�w poczu�em ceglan� nawierzchni�. Po wst�pnej rozgrywce z rado�ci� odkry�em, �e dziewczyna po drugiej stronie siatki jest nie tylko pi�kna w ka�dym calu, ale tak�e potrafi pewnie i elegancko posy�a� pi�k� z g��bi kortu. Zagrali�my trzy sety, ka�dy z ka�dym. Stworzyli�my z Lorn� duet, u�miechni�ty i gro�ny, i przez nast�pny tydzie� liczy�em dni dziel�ce mnie od ponownego wej�cia na kort, a potem punkty przybli�aj�ce zmian�, kt�ra przywiod�aby j� na miejsce obok mnie. Niemal co rano spotyka�em pani� Eagleton, czasami bardzo wcze�nie. Kiedy wychodzi�em do instytutu, ona ju� pracowa�a w ogr�dku. Innym razem spotyka�em j� na Banbury Road, w drodze na targ, gdy kupowa�em sobie co� na lunch. Sun�a na elektrycznym w�zku z amortyzatorami jak po tafli jeziora i wdzi�cznym skinieniem g�owy pozdrawia�a ust�puj�cym jej miejsca student�w. Beth natomiast widywa�em bardzo rzadko i rozmawia�em z ni� ponownie tylko raz. By�o to pewnego popo�udnia, gdy wraca�em z tenisa. Lorna zaproponowa�a, �e podwiezie mnie swoim autem do rogu Cunliffe Close i w�a�nie si� z ni� �egna�em, gdy zobaczy�em Beth wysiadaj�c� z autobusu. D�wiga�a wiolonczel�, podbieg�em wi�c, by jej pom�c. Tego dnia zacz�y si� prawdziwe upa�y i po kilku godzinach sp�dzonych na korcie twarz mia�em zaczerwienion� od s�o�ca. Spojrza�a na mnie oskar�ycielsko. � Widz�, �e ju� si� zadomowi�e�. Czy ty przypadkiem nie przyjecha�e� tu po to, �eby studiowa� matematyk�, a nie gra� w tenisa i odbywa� przeja�d�ki z dziewczynami? � Mam na to zgod� mojej szefowej � odpowiedzia�em ze �miechem i wykona�em gest rozgrzeszenia. � �artowa�am. W g��bi duszy zazdroszcz� ci. � Czego? � Nie wiem. Chyba tego, �e jeste� wolnym cz�owiekiem: jednego dnia zostawiasz sw�j kraj, porzucasz dotychczasowe �ycie, a dwa tygodnie p�niej zadowolony i opalony grasz sobie w tenisa na innym kontynencie. � Ty te� tak mo�esz. Potrzebne jest tylko stypendium. � Stara�am si�, stara�am. � Pokr�ci�a ze smutkiem g�ow�. � Jestem ju� za stara. Oczywi�cie nikt mi tego nie powiedzia�, ale stypendia dostaj� m�odsi ode mnie. Nied�ugo sko�cz� dwadzie�cia dziewi�� lat � wyzna�a z min� skaza�ca i doda�a z gorycz�: � Czasami odda�abym wszystko, by st�d uciec. Popatrzy�em na domy z zielonymi �ywop�otami, szpice �redniowiecznych kopu�, na widoczne w oddali prostok�tne z�bkowane wie�e. � Uciec z Oksfordu? Trudno mi sobie wyobrazi� pi�kniejsze miejsce! � Mo�e... masz racj� � powiedzia�a i spojrza�a na mnie zamglonym wzrokiem. � Pod warunkiem, �e nie musisz opiekowa� si� inwalidk� i robi� rzeczy, kt�re ju� od dawna nie maj� �adnego znaczenia. � Nie lubisz gra� na wiolonczeli? � zapyta�em zaskoczony. Z niedowierzaniem popatrzy�em jej w oczy, staraj�c si� odczyta� w nich prawd�. � Nienawidz� � powiedzia�a i �renice jej pociemnia�y. � Coraz bardziej tego nienawidz� i coraz trudniej mi to ukry�. Czasami boj� si�, �e dyrygent lub kolega z orkiestry zorientuje si�, jak bardzo nienawidz� ka�d� nut�, kt�r� gram. Koncert si� ko�czy, ludzie bij� brawo i nikt nie wydaje si� tego zauwa�a�. Czy to nie zabawne? � Wydaje mi si�, �e nic ci nie grozi. Nie przypuszczam, by w twojej grze mo�na by�o wyczu� jakie� specjalne wibracje �wiadcz�ce o nienawi�ci. W tym sensie muzyka jest tak samo odleg�a od rzeczywisto�ci jak matematyka: nie uwzgl�dnia kategorii moralnych. B�d� wierna partyturze, wtedy nikt ci� nie rozszyfruje. � B�d� wierna partyturze... Robi� to ca�e �ycie � westchn�a i po�o�y�a r�k� na klamce drzwi wej�ciowych. � Nie zwracaj uwagi na to, co m�wi� � powiedzia�a. � Mia�am z�y dzie�. � Dzie� si� jeszcze nie sko�czy�. Czy m�g�bym co� zrobi�, �eby poprawi� ci nastr�j? Spojrza�a na mnie ze smutkiem i wzi�a ode mnie wiolonczel�. � Oh, you are such a Latin man* [*Oh, you are such... (ang.) � Och, jeste� tak bardzo latynoski (przyp. t�um.).] � szepn�a z tak� min�, jakby to oznacza�o co�, czego powinna si� ba�. Mimo to, zanim zamkn�a drzwi, pozwoli�a mi po raz ostatni spojrze� w swoje niebieskie oczy. Up�yn�y dwa tygodnie. Powoli nadchodzi�o lato ze swoimi �agodnymi i coraz d�u�szymi wieczorami. W pierwszy wtorek maja, wracaj�c z instytutu, pobra�em pieni�dze z bankomatu, �eby zap�aci� za wynajem pokoju. Zadzwoni�em do drzwi pani Eagleton i kiedy czeka�em, a� kto� je otworzy, zobaczy�em na kr�tej drodze prowadz�cej do domu zbli�aj�cego si� wielkimi krokami cz�owieka, o twarzy powa�nej i skupionej. Przyjrza�em mu si� uwa�nie. Czo�o mia� szerokie i wysokie, oczy ma�e, wpadni�te i widoczn� blizn� na podbr�dku. Wygl�da� na jakie� pi��dziesi�t pi�� lat, chocia� pewna pow�ci�gliwa energia w ruchach przydawa�a mu m�odzie�czo�ci. Chwil� stali�my razem pod zamkni�tymi drzwiami, wreszcie on przerwa� niezr�czne milczenie i z wyra�nym szkockim akcentem zapyta�, czy ju� dzwoni�em do drzwi. Odpowiedzia�em twierdz�co i zadzwoni�em jeszcze raz. Powiedzia�em, �e mo�liwe, i� pierwszy dzwonek by� zbyt kr�tki. Gdy us�ysza� m�j g�os, wyraz napi�cia na jego twarzy zel�a�, u�miechn�� si� serdecznie i zapyta�, czy jestem Argenty�czykiem. � Wobec tego � powiedzia�, przechodz�c na doskona�y hiszpa�ski z mi�ym akcentem rodem z Buenos Aires � musi by� pan uczniem Emily. Potwierdzi�em zdziwiony i zapyta�em, kiedy nauczy� si� hiszpa�skiego. Uni�s� brwi, jakby patrzy� w dalek� przesz�o��, i odpowiedzia�, �e wiele lat temu. � Moja pierwsza �ona pochodzi�a z Buenos Aires � wyja�ni� i wyci�gn�� do mnie r�k�. � Arthur Seldom � przedstawi� si�. W owym czasie niewiele os�b budzi�o we mnie wi�kszy podziw ni� cz�owiek o tym nazwisku. �ciska�em oto d�o� �ywej legendzie w�r�d matematyk�w. Przez wiele miesi�cy zg��bia�em jego najs�ynniejsze twierdzenie: kontynuacja filozoficzna za�o�enia G�dla* [*G�del Kurt (1906-1978) � austriacki matematyk, udowodni� twierdzenie o niezupe�no�ci i nierozstrzygalno�ci teorii aksjomatycznych zawieraj�cych elementarn� arytmetyk� (przyp. konsult.).] z lat trzydziestych. Uwa�ano je za jeden z czterech filar�w logiki i wystarczy�o przejrze� tytu�y prac Seldoma, by zauwa�y�, �e by� on jednym z rzadkich przypadk�w summa mathematicae: pod tym wysokim i spokojnym czo�em burzy�y si� i przetasowywa�y najg��bsze my�li stulecia. Podczas drugiej wyprawy do miejscowych ksi�gar� usi�owa�em kupi� jego ostatni� ksi��k� � dzie�o popularyzatorskie na temat ci�g�w logicznych � i zaskoczy�o mnie to, �e ju� od dw�ch miesi�cy nak�ad by� wyczerpany. Kto� mi m�wi�, �e od opublikowania tej ksi��ki Seldom nie bierze udzia�u w kongresach. Zaszy� si� w swoim gabinecie i nikt nie wie, nad czym teraz pracuje. Ja nie wiedzia�em nawet, �e profesor mieszka w Oksfordzie, a tym bardziej nie spodziewa�em si� spotka� go pod drzwiami pani Eagleton. Powiedzia�em, �e wyst�pi�em na seminarium z referatem na temat jego twierdzenia i wyda�o mi si�, �e m�j entuzjazm ucieszy� go. Zdawa�em sobie jednak spraw�, �e jest czym� zmartwiony, co odwraca jego uwag� od naszej zdawkowej rozmowy. � Pani Eagleton powinna by� w domu � powiedzia�. � Nie my�li pan? � Owszem � odpar�em. � Widz� jej w�zek. Chyba �e kto� zabra� j� samochodem... Seldom ponownie zadzwoni� i przy�o�y� ucho do drzwi. Potem podszed� do okna, kt�re wychodzi�o na ganek, i usi�owa� zajrze� do �rodka. � Nie wie pan, czy jest wej�cie od ty�u? � zapyta�. � Boj� si�, �e mog�o jej si� co� sta� � doda� po angielsku. Na jego twarzy wida� by�o prawdziwy niepok�j, jakby wiedzia�, �e s� ku temu powody. � A mo�e � zasugerowa�em � po prostu otworzymy te drzwi. Wydaje mi si�, �e w ci�gu dnia nie s� zamkni�te na klucz. Seldom nacisn�� klamk� i drzwi powoli otworzy�y si�. Weszli�my w milczeniu. Pod stopami zaskrzypia�a pod�oga z desek. W przedpokoju s�ycha� by�o przyt�umione tykanie zegara. Weszli�my do salonu i zatrzymali�my si� przy stole na �rodku pokoju. Ruchem r�ki wskaza�em Seldomowi szezlong przy oknie wychodz�cym na ogr�d. Spoczywa�a na nim pani Eagleton. Wydawa�a si� pogr��ona w g��bokim �nie. Na dywanie le�a�a poduszka, jakby wysun�a si� spod g�owy podczas snu staruszki. Koron� siwych w�os�w podtrzymywa�a siateczka, okulary le�a�y na stoliczku obok planszy scrabble�a. Pani Eagleton gra�a chyba sama z sob�, poniewa� oba stojaki z literami znajdowa�y si� po jej stronie. Seldom zbli�y� si� do fotela i delikatnie dotkn�� ramienia starszej pani, a wtedy jej g�owa ci�ko opad�a na bok. Oczy mia�a otwarte i przera�one. Z nosa sp�ywa�y dwie stru�ki krwi. Bezwiednie post�pi�em krok do ty�u i st�umi�em okrzyk. Skonsternowany Seldom mrukn�� co�, czego nie us�ysza�em. Podni�s� poduszk� z dywanu i odwr�ci� j� bezwiednie. Po drugiej stronie widnia�a po�rodku czerwona plama, ju� prawie sucha. Sta� tak przez chwil� z opuszczon� jedn� r�k�, w drugiej trzymaj�c poduszk�, pogr��ony w g��bokim zamy�leniu, jakby zg��bia� problem odga��zienia liczb zespolonych. Wydawa� si� mocno poruszony. Odwa�y�em si� zasugerowa�, by�my wezwali policj�, na co on machinalnie si� zgodzi�. @@3 � Kazali nam czeka� na zewn�trz � powiedzia� Seldom lakonicznie, odk�adaj�c s�uchawk�. Wyszli�my na malutki ganek przed wej�ciem, niczego nie dotykaj�c po drodze. Seldom opar� si� o por�cz schod�w i w milczeniu zacz�� skr�ca� papierosa. Palce zatrzymywa�y si� co chwila na fa�dce papieru lub powtarza�y w niesko�czono�� ten sam ruch, jakby w odpowiedzi na zatrzymania i wahania �a�cucha my�li, kt�re powinien starannie zweryfikowa�. Udr�czenie sprzed kilku minut ust�pi�o teraz intensywnemu wysi�kowi, by znale�� sens albo racjonalno�� w czym� niezrozumia�ym. Nadjecha�y dwa wozy policyjne i cicho zaparkowa�y obok domu. Zbli�y� si� do nas wysoki, siwy m�czyzna o przenikliwym spojrzeniu, w ciemnogranatowym mundurze. U�cisn�� nam mocno d�onie i zapyta� o nazwiska. Mia� wystaj�ce ko�ci policzkowe i pobru�d�one policzki. By� spokojny, lecz zdecydowany, jakby przyzwyczajony do podporz�dkowywania sobie sceny, na kt�rej si� znajduje. � Inspektor Petersen � przedstawi� si� i wskaza� na cz�owieka w zielonym fartuchu, kt�ry przechodz�c obok nas, lekko skin�� g�ow�. � A to nasz lekarz s�dowy. Prosz� wej�� z nami na chwil� do �rodka. Chcemy zada� panom par� pyta�. Fotograf zrobi� kilka zdj�� pani Eagleton. Lekarz naci�gn�� gumowe r�kawiczki i pochyli� si� nad szezlongiem. Z pewnej odleg�o�ci widzieli�my, jak bada cia�o, pobiera pr�bki krwi i sk�ry. � Prosz� mi powiedzie� � zwr�ci� si� do nas i gestem nakaza� zbli�y� si� � w jakiej dok�adnie pozycji panowie j� znale�li? � Twarz mia�a zwr�con� w kierunku oparcia � powiedzia� Seldom. � Cia�o by�o bokiem... troch� bardziej... Nogi wyprostowane, prawe rami� zgi�te. Tak, my�l�, �e w�a�nie tak. � Spojrza� na mnie pytaj�co, jakby chcia�, bym potwierdzi� jego s�owa. � Poduszka le�a�a na pod�odze � doda�em. Petersen wzi�� poduszk� i pokaza� lekarzowi plam� krwi po�rodku. � Czy pami�taj� panowie, w kt�rym miejscu le�a�a? � Na dywanie na wysoko�ci g�owy, tak jakby spad�a podczas snu. Fotograf pstrykn�� trzy kolejne zdj�cia. � My�l� � powiedzia� lekarz, zwracaj�c si� do Petersena � �e morderca zaskoczy� j�, gdy spa�a, i udusi�, nie pozostawiaj�c �lad�w. Potem ostro�nie wyci�gn�� poduszk� spod g�owy, tak aby siateczka pozosta�a na w�osach, albo poduszka le�a�a ju� na pod�odze, gdy przyszed�. Przycisn�� j� do twarzy staruszki, kt�ra obudzi�a si� i mo�liwe, �e zacz�a stawia� op�r. Wtedy przestraszy� si� i przycisn�� poduszk� mocniej ni� powinien. St�d troch� krwi z nosa. U os�b w tym wieku naczynia krwiono�ne s� s�abe. Kiedy podni�s� poduszk� i zobaczy� zakrwawion� twarz, tak go to przerazi�o, �e upu�ci� j� na dywan tam, gdzie sta�, niczego nie aran�uj�c. Mo�e doszed� do wniosku, �e to nie ma znaczenia, i oddali� si� najszybciej, jak to by�o mo�liwe. Powiedzia�bym, �e zabi� po raz pierwszy. Jest prawor�czny. Prawdopodobnie � wyci�gn�� ramiona nad g�ow� pani Eagleton, aby nam to zademonstrowa� � pozycja poduszki na dywanie wynika z takiego w�a�nie dzia�ania, najbardziej naturalnego dla osoby trzymaj�cej poduszk� w prawej r�ce. � Kobieta czy m�czyzna? � zapyta� Petersen. � Ciekawe pytanie � powiedzia� lekarz. � M�g� to by� silny m�czyzna, kt�ry zrani� j�, zwi�kszaj�c po prostu nacisk, albo kobieta, kt�ra przycisn�a poduszk� ci�arem swojego cia�a. � Kt�ra to mog�a by� godzina? � Mi�dzy drug� i trzeci� po po�udniu � odpar� lekarz i zwr�ci� si� do nas: � O kt�rej panowie tu przybyli? Seldom porozumia� si� b�yskawicznie spojrzeniem ze mn�. � Czwarta trzydzie�ci � odpowiedzia�, a nast�pnie zwracaj�c si� do Petersena, doda�: � Wydaje mi si�, �e zosta�a zamordowana o trzeciej. Inspektor spojrza� na niego z b�yskiem zainteresowania. � Jak to? Dlaczego pan tak my�li? � Przyszed�em tutaj � odpar� Seldom � z powodu karteczki, kt�r� znalaz�em w swojej skrzynce w Merton College. Niestety, z pocz�tku nie po�wi�ci�em jej wystarczaj�cej uwagi, chocia� my�l�, �e i tak by�o ju� za p�no. � A co by�o napisane na tej karteczce? � Pierwszy z serii � powiedzia� Seldom. � Du�ymi drukowanymi literami, pisanymi odr�cznie. Poni�ej by� adres pani Eagleton i godzina, jak gdyby chodzi�o o spotkanie: trzecia po po�udniu. � Czy mog� j� zobaczy�? Ma pan t� karteczk� przy sobie? Seldom zaprzeczy� ruchem g�owy. � Kiedy wyj��em j� ze skrzynki, by�o prawie pi�� po trzeciej i �pieszy�em si� na wyk�ad. Przeczyta�em j� po drodze do gabinetu. Szczerze m�wi�c, pomy�la�em, �e li�cik napisa�a osoba z zaburzeniami psychicznymi. Kiedy� wyda�em ksi��k� o ci�gach logicznych i niefortunnie do��czy�em rozdzia� o zbrodniach seryjnych. Od tamtej pory otrzymuj� listy ze zwierzeniami o pope�nionych zbrodniach... Wyrzuci�em karteczk� do kosza, gdy tylko wszed�em do gabinetu. � Mo�e jeszcze tam jest? � zapyta� z nadziej� Petersen. � Obawiam si�, �e nie � odpar� Seldom. � Kiedy po wyk�adzie wychodzi�em z auli, przypomnia�em sobie, �e na Cunliffe Close mieszka pani Eagleton. Nie by�em pewien numeru domu, wi�c chcia�em to sprawdzi�, ale wo�ny ju� sprz�tn�� m�j gabinet i kosz na �mieci by� pusty. Dlatego tu przyszed�em. � Co nam szkodzi spr�bowa� � powiedzia� Petersen i zawo�a� jednego ze swych ludzi: � Wilkie, prosz� p�j�� do Merton College i porozmawia� z wo�nym. Jak on si� nazywa? � Brent � odpar� Seldom. � Ale chyba nic z tego. O tej porze ju� na pewno �mieciarka zabra�a �mieci. � Je�li si� nie uda jej znale��, to zadzwonimy do pana, by poda� naszemu rysownikowi opis liter. Na razie zachowajmy to w tajemnicy. Prosz� obydwu pan�w o dyskrecj�. Czy zapami�ta� pan jeszcze jaki� szczeg�? Rodzaj papieru, kolor atramentu czy co� w tym rodzaju, co zwr�ci�o pana uwag�? � Atrament by� czarny. My�l�, �e li�cik by� napisany wiecznym pi�rem. Papier bia�y, zwyk�y, formatu papieru listowego. Litery du�e, wyra�ne. Karteczka le�a�a w skrzynce starannie z�o�ona we czworo. Aha, by� pewien intryguj�cy szczeg�: pod tekstem narysowany by� bardzo wyra�nie okr�g. Ma�y, doskona�y okr�g�y, r�wnie� w czarnym kolorze. � Okr�g � powt�rzy� w zamy�leniu Petersen. � Jakby zamiast podpisu? Albo rodzaj piecz�ci? Jak si� panu wydaje? � Mo�liwe, �e ma to zwi�zek z rozdzia�em o seryjnych morderstwach � powiedzia� Seldom. � Twierdz�, �e je�li pomin�� filmy i powie�ci kryminalne, logika seryjnych zbrodni � przynajmniej tych historycznie udokumentowanych � jest bardzo prosta i wi��e si� przede wszystkim z patologiami umys�owymi. Mordercy post�puj� szablonowo, wr�cz schematycznie, i w przyt�aczaj�cej wi�kszo�ci przyczyn ich post�powania nale�y szuka� w traumatycznych do�wiadczeniach z dzieci�stwa. S� to wi�c sprawy raczej z zakresu psychiatrii ni� logiki. W konkluzji rozdzia�u napisa�em, �e zbrodnia z powod�w intelektualnych, z czystej pr�no�ci, jak w przypadku, powiedzmy, Raskolnikowa, czy artystycznych, jak w przypadku Thomasa de Quincey, moim zdaniem, nie mo�e si� wydarzy� w �wiecie rzeczywistym. �artem doda�em, �e autorzy tych morderstw byli tak inteligentni, �e do dzi� nie uda�o si� ich z�apa�. � Rozumiem � powiedzia� Petersen. � Sugeruje pan, �e kto�, kto przeczyta� pa�sk� ksi��k�, podj�� wyzwanie. W tym wypadku okr�g oznacza�by... � Pierwszy symbol logicznej serii � wpad� mu w s�owo Seldom. � By�by to dobry wyb�r. Symbol ten, historycznie rzecz bior�c, mia� najwi�cej interpretacji, nie tylko w matematyce, ale tak�e poza ni�. Mo�e oznacza� wszystko. W ka�dym razie pomys�, �eby rozpocz�� seri� symbolem najbardziej nieokre�lonym, zmusza do szukania po omacku ewentualnej kontynuacji. � Czy uwa�a pan, �e morderca mo�e by� matematykiem? � Nie, nie, absolutnie tak nie uwa�am... Wydawca by� zaskoczony, �e ksi��ka zainteresowa�a tak r�nych czytelnik�w. Nie jestem pewien, czy symbol u�yty w li�ciku nale�y interpretowa� jako okr�g. Ja zobaczy�em okr�g, bo jestem matematykiem. R�wnie dobrze mo�e to by� symbol ezoteryczny albo co� zupe�nie innego. Dla astrologa b�dzie to pe�nia Ksi�yca, a dla pa�skiego rysownika owal twarzy... � Zostawmy to � powiedzia� Petersen. � Wr��my jeszcze na chwil� do pani Eagleton. Zna� j� pan dobrze? � Gdy by�em studentem, opiekunem mojego roku by� Harry Eagleton. Po studiach kilka razy zosta�em zaproszony do nich na kolacj�. Przyja�ni�em si� z synem pa�stwa Eagleton�w, Johnnym, i jego �on� Sarah. Oboje zgin�li w wypadku, kiedy Beth by�a dzieckiem. Wychowywa�a j� babcia � pani Eagleton. Ostatnio rzadko je widywa�em. Starsza pani od pewnego czasu walczy�a z rakiem i cz�ciej przebywa�a w szpitalu ni� w domu... Kilka razy spotka�em j� w Radcliffe Hospital. � A ta dziewczyna, Beth, jeszcze tu mieszka? Ile ma teraz lat? � Ze dwadzie�cia osiem, mo�e trzydzie�ci. Tak, mieszkaj� razem. � Powinni�my jak najszybciej z ni� porozmawia�. Chcia�bym zada� jej par� pyta� � powiedzia� Petersen. � Czy kt�ry� z pan�w wie, gdzie ona teraz jest? � Powinna by� w Sheldonian Theatre � odpar�em. � Na pr�bie orkiestry. � Je�li nie ma pan nic przeciwko temu � powiedzia� Seldom � chcia�bym jako przyjaciel rodziny powiadomi� j� o tym, co si� sta�o. Mo�e b�dzie potrzebowa�a mojej pomocy przy za�atwianiu spraw zwi�zanych z pogrzebem. � Oczywi�cie, bardzo prosz� � odpar� Petersen. � Ale pogrzeb nie odb�dzie si� tak szybko. Najpierw musimy dokona� sekcji zw�ok. Prosz� powiedzie� pannie Beth, �e czekamy tu na ni�. Zesp� daktylograf�w dopiero przyst�puje do pracy, a roboty ma na kilka godzin. To pan do nas zatelefonowa�, prawda? Czy dotykali panowie czego� jeszcze? Obydwaj zaprzeczyli�my ruchem g�owy. Petersen wezwa� jednego ze swych ludzi, kt�ry podszed� z ma�ym magnetofonem. � Chc� pan�w prosi�, by zechcieli zostawi� kr�tkie zeznanie porucznikowi Sacksowi na temat swych dzia�a�, poczynaj�c od godzin po�udniowych. To zwyk�a rutyna, potem b�d� panowie wolni. Cho� obawiam si�, �e w ci�gu najbli�szych dni b�d� zmuszony naprzykrza� si� panom, by zada� jeszcze par� pyta�. Seldom odpowiedzia� na pytania Sacksa w ci�gu dw�ch czy trzech minut. Kiedy przysz�a kolej na mnie, stan�� dyskretnie z boku, jakby czeka�, a� sko�cz�. My�la�em, �e chce si� ze mn� po�egna�, ale gdy si� do niego zbli�y�em, da� mi znak, by�my wyszli razem. @@4 � Pomy�la�em, �e mo�e mogliby�my p�j�� razem do teatru � powiedzia� Seldom, skr�caj�c papierosa. � Chcia�bym wiedzie�... � zawaha� si�, jakby szuka� odpowiedniego s�owa. �ciemni�o si� ju� ca�kowicie i w mroku nie widzia�em wyrazu jego twarzy. � Chcia�bym mie� pewno�� � powiedzia� w ko�cu � �e obydwaj widzieli�my to samo. To znaczy, zanim przyby�a policja, przed wszystkimi wyg�oszonymi hipotezami i wyja�nieniami: ten pierwszy kadr, kt�ry obaj ujrzeli�my. Interesuje mnie pana wra�enie, gdy� jedynie pan by� nieuprzedzony. Przez chwil� zastanawia�em si�, staraj�c si� przypomnie� sobie i odtworzy� ka�dy szczeg�. Zdawa�em sobie spraw� z tego, �e bardzo chcia�em si� wykaza� spostrzegawczo�ci�, by nie rozczarowa� Seldoma. � My�l� � powiedzia�em ostro�nie � �e prawie wszystko zgadza si� z wyja�nieniami lekarza, pr�cz bodaj jednego szczeg�u na ko�cu. Powiedzia� on, �e zab�jca na widok krwi upu�ci� poduszk� i po�piesznie wyszed�, niczego nie aran�uj�c. � A pan nie my�li, �e tak by�o? � Mo�liwe, �e rzeczywi�cie niczego nie aran�owa�, ale zrobi� przynajmniej jedn� rzecz, zanim wyszed�: odwr�ci� g�ow� pani Eagleton na bok. I tak j� znale�li�my. � Ma pan racj� � przytakn�� Seldom i lekko skin�� g�ow�. � Wed�ug pana, na co by to wskazywa�o? � Nie wiem. Mo�e nie m�g� znie�� widoku otwartych oczu pani Eagleton? Je�li ta osoba, jak sugerowa� lekarz, dokona�a zab�jstwa po raz pierwszy, dopiero wtedy zda�a sobie spraw� ze swego czynu. � Czy uwa�a pan, �e morderca zna� pani� Eagleton, czy wybra� j� na swoj� ofiar� przypadkowo? � Nie s�dz�, by to by�o ca�kowicie przypadkowe. Powiedzia� pan, �e pani Eagleton by�a chora na raka. Mo�e zab�jca wiedzia�, �e ona wkr�tce umrze. To wi�za�oby si� z intelektualnym wyzwaniem, tak jakby stara� si� wyrz�dzi� jak najmniejsz� krzywd�. Nawet spos�b, w jaki j� zabi�, by�by do�� lito�ciwy, gdyby pani Eagleton si� nagle nie obudzi�a. Morderca musia� wiedzie� � teraz mi to przysz�o na my�l � �e pan zna� pani� Eagleton i �e z pewno�ci� zaanga�uje si� pan w t� spraw�. � Mo�liwe � powiedzia� ostro�nie Seldom. � Zgadzam si� z panem, �e chcia� zabi� w spos�b mo�liwie naj�agodniejszy. W�a�nie o tym my�la�em, gdy s�uchali�my wywodu lekarza: co by by�o, gdyby wszystko sz�o po my�li zab�jcy i pani Eagleton nie zacz�aby krwawi� z nosa. � Tylko pan by wiedzia�, �e nie by�a to �mier� naturalna. � No w�a�nie � powiedzia� Seldom � policja nie mia�aby tu nic do roboty. My�l�, �e taka by�a intencja zab�jcy: wyzwanie prywatne. � Skoro tak � powiedzia�em z wahaniem � to nie mam jasno�ci co do tego, kiedy zab�jca napisa� t� kartk� do pana: przed zab�jstwem czy po nim? � Mo�liwe, �e napisa� j� wcze�niej � odpar� Seldom. � Wrzuci� kartk� do mojej skrzynki i klamka zapad�a. Nie m�g� si� ju� wycofa�. � Jaki b�dzie, pana zdaniem, jego nast�pny krok? � Teraz, kiedy policja ju� wie? Nie wiem. My�l�, �e nast�pnym razem b�dzie bardziej ostro�ny. � To znaczy, dopu�ci si� kolejnej zbrodni, kt�ra nie b�dzie wygl�da�a na zbrodni�? � Tak, w�a�nie � powiedzia� Seldom jakby do siebie. � W�a�nie tak. Zbrodnia, kt�ra nie b�dzie wygl�da�a jak zbrodnia. W tym tkwi sedno: zbrodnia doskona�a. Milcz�c, doszli�my w pobli�e parku uniwersyteckiego. Na chodniku przed restauracj� parkowa�a wielka limuzyna. Wysiad�a z niej panna m�oda, ci�gn�c za sob� tren sukni, a drug� r�k� przytrzymuj�c wianek zdobi�cy jej g�ow�. Wok� k��bi� si� t�um go�ci i b�yska�y flesze. Seldom wydawa� si� nie widzie� tej sceny, ca�kowicie poch�oni�ty swoimi my�lami. Mimo to zdecydowa�em si� mu przeszkodzi�, aby zapyta� o co�, co mnie bardzo zaintrygowa�o. � Powiedzia� pan inspektorowi o okr�gu i logicznym ci�gu. Czy s�dzi pan, �e istnieje jaki� zwi�zek mi�dzy symbolem i wyborem ofiary, czy cho�by sposobem zadania �mierci? � Tak, oczywi�cie � powiedzia� z pewnym roztargnieniem Seldom, jakby t� kwesti� analizowa� ju� wcze�niej. � Ale problem tkwi w tym, jak ju� powiedzia�em Petersenowi, �e nie mamy pewno�ci, czy to rzeczywi�cie jest okr�g. R�wnie dobrze mo�e to by�, powiedzmy, w�� gnostyk�w zjadaj�cy w�asny ogon, lub du�a litera �O� z wyrazu Omert�. Na tym polega trudno��: znalezienie pierwszego wyrazu z serii. Aby to by�o mo�liwe, nale�y ustanowi� kontekst, w kt�rym powinien by� odczytany symbol. Chodzi mi o to, czy nale�y to rozstrzyga� z punktu widzenia czysto graficznego, powiedzmy tylko jako figur� syntaktyczn�, czy w p�aszczy�nie semantycznej � wed�ug znaczenia. Istnieje pewna do�� znana seria, kt�r� podaj� jako przyk�ad na pocz�tku mojej ksi��ki w celu wyja�nienia tej dwuznaczno�ci. Zaraz... � powiedzia� i wydoby� z kieszeni pi�ro i notes. Wyrwa� kartk�, po�o�y� j� na notesie i nie przestaj�c i��, narysowa� starannie trzy figury. Wyci�gn�� kartk� w moj� stron�, bym na ni� spojrza�. Doszli�my w�a�nie do Magdalen Street i w ��tym rozproszonym �wietle latarni mog�em przyjrze� si� figurom. Pierwsza by�a z ca�� pewno�ci� du�� liter� M, druga wydawa�a si� sercem narysowanym nad kresk�, trzecia za� cyfr� osiem. � Jaka pana zdaniem b�dzie czwarta figura? � zapyta� Seldom. � M, serce, osiem... � powiedzia�em, staraj�c si� doszuka� w tym rebusie jakiego� sensu. Seldom spogl�da� na mnie nieco rozbawiony. � Jestem pewien, �e rozwi��e pan t� �amig��wk� w domowym zaciszu � powiedzia�. � Chcia�em panu po prostu zademonstrowa�, �e na karteczce, kt�r� znalaz�em w skrzynce, zosta� podany pierwszy symbol � powiedzia� i przykry� d�oni� serce i �semk� na kartce z notesu. � Je�li widzia�by pan tylko t� figur�, t� liter� M, co by pan pomy�la�? � �e chodzi o ci�g liter lub o pierwsz� liter� s�owa zaczynaj�cego si� na M. � W�a�nie � powiedzia� Seldom. � Nada�by pan temu symbolowi znaczenie nie tylko litery w og�le, ale litery konkretnej, czyli du�ej litery M. Gdy jednak zobaczy pan drugi symbol tej serii, wszystko ulega zmianie, prawda? Ju� pan wie, �e nie ma co oczekiwa� wyrazu. Drugi symbol jest w odniesieniu do pierwszego niejednoznaczny. Jest innego rodzaju i mo�e si� odnosi� na przyk�ad do talii kart. Do pewnego stopnia podwa�a pocz�tkowe znaczenie, jakie przypisali�my pierwszemu symbolowi. Nadal my�limy, �e jest to litera, ale niekoniecznie du�e M. A kiedy dochodzimy do trzeciego symbolu, znowu chcemy wszystko zmieni�, zgodnie z tym, co ju� wiemy. Je�li interpretujemy go jako �semk�, to jeste�my sk�onni my�le� o ci�gu, kt�ry zaczyna si� liter�, w �rodku jest serce i na ko�cu cyfra. Ale prosz� zwr�ci� uwag�, �e ca�y czas rozmy�lamy nad znaczeniem symboli, kt�re nadajemy im niemal automatycznie. Odczytujemy je tak, jak s� przedstawione. To jest w�a�nie ta z�o�liwo�� serii: pierwsza z trzech figur narzuca interpretacj� najoczywistsz�. Je�li jednak spojrzy pan na te symbole jako na figury, odnajdzie pan sta��, kt�ra zburzy ich potoczne znaczenie i da klucz do rozszyfrowania. Min�li�my roz�wietlone okno The Eagle and Child. W �rodku t�oczyli si� ludzie przy barze i jak w niemym filmie �miali si� bezg�o�nie, unosz�c kufle z piwem. Przeszli�my na drug� stron� ulicy i obok jakiego� pomnika skr�cili�my w lewo. Dotarli�my do okr�g�ego budynku teatru. � Czy chce pan przez to powiedzie�, �e w naszym wypadku, aby okre�li� kontekst, musimy mie� co najmniej o jeden znak wi�cej... � Tak � powiedzia� Seldom. � Teraz poruszamy si� po omacku. Nie wiemy nawet, czy symbole s� tylko rysunkami na papierze, czy te� maj� jakie� znaczenie. Na nieszcz�cie, nie pozostaje nam nic innego jak czeka�. M�wi�c, wchodzi� jednocze�nie po schodach teatru, a ja szed�em za nim, nie b�d�c do ko�ca przekonany, czy powinienem pozwoli� mu i�� dalej. Hol by� pusty. Kieruj�c si� tonami skocznej muzyki, weszli�my na pi�tro i znale�li�my si� w korytarzu wy�o�onym dywanem. Seldom uchyli� pierwsze z brzegu drzwi obite materia�em w romby i wsun�li�my si� do lo�y, sk�d by�o wida� ma�� orkiestr� po�rodku sceny. Muzycy �wiczyli jaki� utw�r, chyba w�gierski czardasz. Beth siedzia�a na krze�le pochylona do przodu, cia�o mia�a napi�te, smyczek podnosi� si� i opada� na struny w zawrotnym tempie. D�wi�ki brzmia�y jak uderzenia bata po ko�skim zadzie. Lekko�� i rado�� rozbuchanej muzyki kontrastowa�a z wysi�kiem wykonawc�w. Przypomnia�em sobie, co Beth powiedzia�a mi par� dni temu. Teraz ze skupion� min� �ledzi�a nuty. Palce porusza�y si� b�yskawicznie po strunach, mimo to by�o co� w jej sylwetce, co kaza�o si� domy�la�, �e duchem jest zupe�nie gdzie indziej. Wycofali�my si� z Seldomem na korytarz. Na jego twarzy malowa�a si� powaga i pow�ci�gliwo��. Zda�em sobie spraw� z tego, �e jest zdenerwowany. Machinalnie skr�ci� papierosa, cho� nie wolno by�o tutaj pali�. Wymrucza�em par� s��w po�egnania, Seldom u�cisn�� mi mocno d�o� i podzi�kowa� za towarzystwo. � Je�li b�dzie pan mia� czas w pi�tek w po�udnie � powiedzia� � chcia�bym pana zaprosi� na obiad do Merton. Mo�e nam co� jeszcze przyjdzie do g�owy. � Oczywi�cie. Pi�tek mam wolny � powiedzia�em. Zszed�em po schodach i znalaz�em si� na ulicy. By�o zimno i zacz�o pada�. Pod latarni� w alejach wyj��em z kieszeni kartk�, na kt�rej Seldom wyrysowa� trzy figury, i chroni�c atrament przed drobnymi kroplami deszczu, ponownie im si� przyjrza�em. Roze�mia�em si� w g�os, gdy w po�owie drogi do domu odkry�em, jak proste jest rozwi�zanie. @@5 Kiedy pokona�em ostatni odcinek pofa�dowanego terenu i zbli�y�em si� do domu, zobaczy�em, �e policjanci jeszcze tam s�, jak r�wnie� ma�y ambulans i niebieska furgonetka z logo �Oxford Timesa�. W�a�nie zamierza�em zej�� po schodkach do swojego pokoju, gdy zatrzyma� mnie jaki� dr�gal z siwymi loczkami opadaj�cymi na czo�o, z magnetofonem i notatnikiem w r�ku. Zanim zd��y� si� przedstawi�, inspektor Petersen wychyli� si� przez okno wychodz�ce na ganek i da� mi znak, bym si� zbli�y�. � Wola�bym, �eby pan nie wymienia� nazwiska Seldoma � powiedzia� cicho. � Dziennikarzom powiedzieli�my, �e to pan znalaz� cia�o. Kiwn��em g�ow� na znak zgody i wr�ci�em na schodki. Odpowiada�em w�a�nie na pytania dziennikarza, gdy zobaczy�em zatrzymuj�c� si� taks�wk�. Wysiad�a z niej Beth. Przesz�a obok, taszcz�c wiolonczel�, nie widz�c nas. Musia�a poda� swoje nazwisko policjantowi pilnuj�cemu wej�cia, by wpu�ci� j� do �rodka. M�wi�a cichym i nieco przyt�umionym g�osem. � Wi�c to jest ta dziewczyna � powiedzia� dziennikarz i spojrza� na zegarek. � Z ni� te� musz� porozmawia�. My�l�, �e z dzisiejszej kolacji nici. Jeszcze jedno pytanie: co powiedzia� panu przed chwil� Petersen, gdy poprosi�, by pan do niego podszed�? Zawaha�em si�, zanim odpowiedzia�em. � �e jutro prawdopodobnie b�d� mi bardziej dokucza�, zadaj�c wi�cej pyta�. � Niech si� pan nie martwi � powiedzia�. � Nie podejrzewaj� pana. Roze�mia�em si�. � A kogo podejrzewaj�? � zapyta�em. � Nie wiem. My�l�, �e dziewczyn�. To chyba najbardziej naturalne, nie s�dzi pan? Ona dostanie pieni�dze i dom. � Nie wiedzia�em, �e pani Eagleton by�a bogata. � Otrzymywa�a rent� wojenn�. �adna fortuna, ale dla samotnej kobiety... � Ale czy� Beth nie by�a na pr�bie, kiedy pope�niono zbrodni�? Dr�gal przekartkowa� sw�j notes. � Sp�jrzmy na to: wed�ug raportu lekarza �mier� nast�pi�a mi�dzy drug� a trzeci�. Par� minut po drugiej s�siadka widzia�a, jak Beth wysz�a z domu i skierowa�a si� do Sheldonian Theatre. Dzwoni�em tam: przysz�a na pr�b� punktualnie o drugiej trzydzie�ci. Niemniej jednak up�yn�o kilka minut, zanim wysz�a z domu. To znaczy, �e mog�a to zrobi�. Jest jedyn� beneficjentk�. � I to zasugeruje pan w swoim reporta�u? � zapyta�em nagle rozgniewany. � A czemu nie? To bardziej interesuj�ce ni� przypisywanie winy z�odziejowi i ostrzeganie pa� domu, �eby nie otwiera�y drzwi nieznajomym. Postaram si� teraz z ni� porozmawia�. � Przes�a� mi z�o�liwy u�mieszek. � Niech pan jutro przeczyta moj� notatk� w gazecie. Zszed�em do swojego pokoju i nie zapalaj�c �wiat�a, zdj��em buty i rzuci�em si� na ��ko, przys�aniaj�c ramieniem oczy. Stara�em si� jeszcze raz odtworzy� w pami�ci moment, w kt�rym weszli�my z Seldomem do domu, oraz wszystko to, co robili�my potem, ale wydawa�o si�, �e nic szczeg�lnego � nic, czego m�g�by szuka� Seldom. I tylko powraca� obraz b�yskawicznego przemieszczenia g�owy pani Eagleton w chwili, gdy si� osun�a, i jej oczu, otwartych i przera�onych. Us�ysza�em odg�os odje�d�aj�cego samochodu i unios�em si� na r�kach, by popatrze� przez okno. Zobaczy�em, jak wynoszono na noszach cia�o pani Eagleton i wsuwano do ambulansu. Obydwa wozy policyjne z zapalonymi �wiat�ami manewrowa�y, �eby wyjecha� z podjazdu na ulic�. ��te �wiat�a rzuci�y snop cieni, z�udnych i ulotnych, na �cian� domu. Furgonetka z logo �Oxford Times� odjecha�a wcze�niej, a kiedy i te auta znikn�y za zakr�tem, cisza i ciemno�� Cunliffe Close po raz pierwszy wyda�y mi si� przyt�aczaj�ce. Zastanawia�em si�, co robi Beth, siedz�c sama na g�rze. Zapali�em lamp�. Na biurku le�a�y prace Emily Bronson z moimi notatkami na marginesie. Przygotowa�em sobie kaw� i usiad�em z zamiarem powr�cenia do pracy w miejscu, w kt�rym przerwa�em. Pracowa�em ponad godzin�, nie posuwaj�c si� zbytnio naprz�d. R�wnie� nie sp�yn�o na mnie lito�ciwe ukojenie, ten szczeg�lny balsam intelektualny, z�udzenie porz�dku w chaosie, kt�ry przychodzi, gdy post�puje si� zgodnie z za�o�eniami jakiego� twierdzenia. Nagle us�ysza�em ciche pukanie do drzwi. Odsun��em si� na krze�le i odczeka�em chwil�. Pukanie, tym razem g�o�niejsze, powt�rzy�o si�. Otworzy�em drzwi i w ciemno�ci dostrzeg�em zmieszan� i nieco zawstydzon� Beth. Mia�a na sobie fioletowy peniuar i ranne pantofle na nogach. W�osy przytrzymywa�a opaska, co mog�o �wiadczy�, �e co� j� zmusi�o do wstania z ��ka. Zaprosi�em j� do pokoju, ale zatrzyma�a si� przy drzwiach ze skrzy�owanymi ramionami i nieco dr��cymi wargami. � Czy mog� ci� o co� prosi�? Czy mog�abym zosta� u ciebie do rana? Tylko t� jedn� noc � powiedzia�a urywanym g�osem. � Nie mog� zasn��... � Oczywi�cie � powiedzia�em. � Zaraz roz�o�� dla siebie fotel. Podzi�kowa�a i z ulg� opad�a na krzes�o. Rozgl�da�a si� troch� oszo�omiona. � Uczy�e� si� � powiedzia�a domy�lnie, gdy zauwa�y�a papiery roz�o�one na biurku. � Nie chcia�abym ci przeszkadza�. � Nie, nie przeszkadzasz mi � zaprzeczy�em. � W�a�nie mia�em zrobi� sobie przerw�. Nie mog�em si� skoncentrowa�. Zrobi� ci kawy? � Wola�abym herbat� � powiedzia�a. Czeka�em, a� woda si� zagotuje, i zastanawia�em nad stosown� formu�k� kondolencyjn�. Oboje milczeli�my. Ona przem�wi�a pierwsza. � M�wi� mi wuj Arthur, �e by�e� z nim, k