9900

Szczegóły
Tytuł 9900
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9900 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9900 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9900 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Sidney Sheldon Nieznajomy w lustrze NIEZNAJOMY W LUSTRZE Trzyma� j� w ramionach, a ona opowiada�a mu o �mierci ojca w momencie jej przyj�cia na �wiat, o z�otym pucharze, o �wi�tym zgromadzeniu, o b�lach g�owy i nocach wype�nionych przera�eniem, gdy czeka�a na �mier� z r�k Boga. Opowiada�a o nie ko�cz�cych si�, ja�owych pracach, kt�re podejmowa�a, pr�buj�c zosta� aktork�, i o swoich pora�kach. Jaki� g��boki instynkt ostrzega� j�, by nie wspomina�a m�czyzn w swoim �yciu. Mimo �e rozpocz�a z Tobym gr�, w tej chwili nie udawa�a. I w�a�nie w tym momencie, gdy obna�y�a przed nim ca�� swoj� s�abo��, zdoby�a Toby'ego. Poruszy�a w nim ukryt� strun�, kt�rej nikt przedtem nie potr�ci�. Koneser jest seri� nie ograniczon� kryterium gatunkowym. Prezentujemy w niej powie�ci z pogranicza literatury kryminalnej, sensacyjnej, psychologicznej i romansu. Nasi autorzy nale�� do elity najwy�ej cenionych pisarzy bestseller�w, o czym �wiadcz� wyniki najbardziej presti�owych zestawie� najlepiej sprzedawanych ksi��ek i liczne nagrody. Proponujemy: Stephen King STREFA �MIERCI Robert Bloch PSYCHOZA Sidney Sheldon GNIEW ANIO��W KRWAWA LINIA NIEZNAJOMY W LUSTRZE Virginia C. Andrews KWIATY NA PODDASZU Glover Wright �SMY DZIE� Sidney Sheldon Nieznajomy w lustrze Prze�o�y�a Justyna Kotlicka PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1993 Tytu� orygina�u A Stranger in the Mirror Redaktor Anna Wawrzy�czak Ilustracja � Maciej Olender Projekt i opracowanie graficzne serii Agnieszka W�jkowska � Sidney Sheldon 1976 � Copyright for the Polish edition by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1993 Wydanie I ISBN 83-7075-512-7 Podzi�kowania Sk�adam wyrazy wdzi�czno�ci za udzielon� mi pomoc producentom telewizyjnym i filmowym: Seymourowi Bernsowi, Larry'emu Gelbartowi, Bertowi Granetowi, Harveyowi Orkinowi, Marty'emu Rackinowi, Davidowi Swiftowi i Robertowi Weitmanowi. Z g��bi serca dzi�kuj� tak�e: Marty'emu Allenowi, Miltono-wi Berle'owi, Redowi Buttonsowi, George'owi Burnsowi, Jackowi Carterowi, Buddy'emu Hackettowi, Groucho Marxowi i Janowi Murrayowi, kt�rzy podzielili si� ze mn� swoimi wspomnieniami. AUTOR Opowie�� niniejsza jest fikcj� literack�. Wszystkie postacie s� zmy�lone, prawdziwe s� tylko nazwiska wielkich gwiazd sceny i ekranu. Do Czytelnika Sztuka roz�mieszania innych jest cudownym darem bog�w. Z ca�ego serca dedykuj� t� ksi��k� satyrykom i humorystom, aktorom komediowym i estradowym, m�czyznom i kobietom -wszystkim, kt�rzy posiadaj�c �w dar, dziel� go z innymi. A przede wszystkim jednemu z nich - Grouchowi, ojcu chrzestnemu mojej c�rki. Gdy zechcesz odnale�� siebie, nie spogl�daj w lustro, b�dzie tam tylko cie� -kto� obcy... SILENIUS Oda do prawdy Prolog W niedzielny ranek, na pocz�tku 1969 roku, na pok�adzie luksusowego statku pasa�erskiego, pi��dziesi�ciopi�ciotysi�cznika SS Bretagne, zdarzy�o si� ca�y szereg dziwnych i niewyt�umaczalnych wypadk�w. Statek przygotowywa� si� w�a�nie do wyp�yni�cia w rejs z Nowego Jorku do Hawru. Ochmistrz, Claude Dessard, cz�owiek sprawny i pedantyczny, kierowa�, jak sam to lubi� okre�la�, statkiem �zapi�tym na ostatni guzik". W ci�gu pi�tnastu lat s�u�by nie zdarzy�a si� sytuacja, z kt�r� nie potrafi�by sobie poradzi� szybko i dyskretnie. A to co� znaczy, zwa�ywszy, �e SS Bretagne by� statkiem francuskim. Tego jednak�e dnia wydawa�o si�, �e wszyscy diabli sprzysi�gli si� przeciwko Dessardowi. Dla jego galijskiej dumy niewielk� pociech� stanowi� fakt, �e �ledztwo przeprowadzone p�niej przez ameryka�ski i francuski oddzia� Interpolu, a tak�e przez si�y bezpiecze�stwa armatora, nie zdo�a�o wyja�ni� przedziwnych zdarze�, kt�re mia�y miejsce tego dnia. Z uwagi na obecno�� w nich s�awnych osobisto�ci sprawa trafi�a na czo��wki gazet ca�ego �wiata, jednak�e tkwi�ca w niej tajemnica pozosta�a nie wyja�niona. Je�li idzie o Claude'a Dessarda, zrezygnowa� z pracy dla Cie Transatlantique i otworzy� bistro w Nicei, gdzie wielokrotnie relacjonowa� swoim klientom dziwne wypadki, kt�re mia�y miejsce owego pami�tnego listopadowego dnia. Zacz�o si� od tego, wspomina� Dessard, �e dostarczono kwiaty w imieniu prezydenta Stan�w Zjednoczonych. Godzin� przed odp�yni�ciem statku czarna limuzyna z oficjalnymi oznaczeniami rz�dowymi podjecha�a na nabrze�e 90 u uj�cia rzeki Hudson. Wysiad� z niej m�czyzna w brunatno-szarym garniturze. Ni�s� bukiet z�o�ony z trzydziestu sze�ciu r� odmiany Sterling Silver. M�czyzna podszed� do st�p trapu i zamieni� kilka s��w z pe�ni�cym s�u�b� oficerem, Alanem Staffordem. Kwiaty ceremonialnie przekazano Janinowi, m�odszemu oficerowi pok�adowemu, kt�ry zani�s� je do kabiny, a nast�pnie odszuka� Claude'a Dessarda. - Pomy�la�em, �e mo�e chcia�by pan wiedzie� - zaraporto-wa� Janin. - R�e od prezydenta dla pani Temple. Jill Temple. W ci�gu ostatniego roku jej fotografie pojawia�y si� na pierwszych stronach gazet i na ok�adkach tygodnik�w od Nowego Jorku po Bangkok, od Pary�a po Leningrad. Claude Dessard przypomnia� sobie, �e zaj�a pierwsze miejsce w ankiecie na najbardziej uwielbian� kobiet� �wiata i �e wiele noworodk�w p�ci �e�skiej zosta�o ochrzczonych jej imieniem. Stany Zjednoczone Ameryki zawsze mia�y swoje bohaterki. Najnowsz� by�a Jill Temple. Jej odwaga, niezwyk�a walka, kt�r� najpierw wygra�a, a nast�pnie, o ironio, przegra�a, rozpali�y masow� wyobra�ni�. By�a to historia wielkiej mi�o�ci oraz tak�e co� wi�cej: zawiera�a wszystkie elementy klasycznego greckiego dramatu i wszelkie znamiona tragedii. Claude Dessard nie lubi� Amerykan�w, lecz w tym przypadku by� zadowolony, mog�c uczyni� wyj�tek. Z ca�ego serca podziwia� pani� Toby Temple. By�a galante, czyli wytworna, i tym okre�leniem wyra�a� najwy�sze uznanie, na jakie m�g� si� zdoby�. Postanowi� dopilnowa�, aby podr� na statku sta�a si� dla niej niezapomnianym prze�yciem. Ochmistrz porzuci� medytacje i ponownie skoncentrowa� si� na li�cie pasa�er�w. Znalaz� tam ca�� kolekcj� osobnik�w, kt�rych Amerykanie okre�lali jako VIP. Akronim ten nape�nia� Dessarda niesmakiem, zw�aszcza �e Amerykanie mieli zupe�nie barbarzy�skie wyobra�enia o tym, kto jest, a kto nie jest wa�n� osobisto�ci�. Zanotowa�, �e �ona bogatego przemys�owca podr�uje sama. U�miechn�� si� ze zrozumieniem i przejrza� list� w poszukiwaniu nazwiska Matta EHisa, czarnosk�rego gwiazdora futbolu. Znalaz� je i z satysfakcj� pokiwa� g�ow�. Z zainteresowa- niem odnotowa� r�wnie� fakt, �e dwie s�siaduj�ce ze sob� kabiny zajmowali: znany senator i Carlina Rocca, po�udniowoameryka�ska striptizerka, o kt�rych kr��y�o ostatnio mn�stwo plotek. Jego wzrok przesuwa� si� w d� listy. David Kenyon. Pieni�dze. I to du�e. Ju� przedtem podr�owa� na pok�adzie Bretagne. Dessard pami�ta�, �e David Kenyon jest przystojnym, mocno opalonym m�czyzn� o szczup�ej, at-letycznej sylwetce, spokojnym lecz imponuj�cym. Dopisa� przy nazwisku litery SK, oznaczaj�ce stolik kapita�ski. Clifton Lawrence. Rezerwacja z ostatniej chwili. Czo�o oficera zmarszczy�o si� nieznacznie. Delikatny problem. Co pocz�� z takim Monsieur Lawrence? Dawniej takie pytanie w og�le by si� nie pojawi�o. Zosta�by automatycznie przydzielony do stolika kapita�skiego, gdzie zabawia�by wszystkich weso�ymi anegdotkami. Clifton Lawrence by� agentem teatralnym i filmowym, kt�ry w swoim czasie reprezentowa� niejedn� wielk� gwiazd� przemys�u rozrywkowego. Niestety, jego dni ju� min�y. Kiedy� zam�wi�by luksusowy Apartament Ksi���cy, tym razem zarezerwowa� jednoosobow� kabin� na dolnym pok�adzie. Pierwsz� klas�, rzecz jasna, jednak�e... Claude Dessard postanowi� wstrzyma� si� z decyzj�, p�ki nie przejrzy ca�ej listy. Znalaz� dalekiego krewnego rodziny kr�lewskiej, s�awnego �piewaka operowego i rosyjskiego powie�ciopisarza, kt�ry odm�wi� przyj�cia Nagrody Nobla. Pukanie do drzwi oderwa�o go od pracy. Wszed� Antoine, jeden ze steward�w. - Tak? O co chodzi? - spyta� Dessard. Antoine przyjrza� mu si� zaropia�ymi oczami. - Czy to pan kaza� zamkn�� sal� kinow�? Dessard zmarszczy� si� z niezadowoleniem. - O czym ty m�wisz? - My�la�em, �e to pan. Bo kto inny m�g�by to zrobi�? Kilka minut temu poszed�em sprawdzi�, czy wszystko w porz�dku. Drzwi pozamykane i s�ycha�, �e kto� tam puszcza film. 13 - Nigdy nie puszczamy film�w w porcie - Dessard rzek� stanowczo. - I nigdy nie zamykamy tych drzwi. Zajm� si� tym. W normalnych warunkach poszed�by natychmiast wyja�ni� problem, lecz tym razem zatrzyma�o go mn�stwo drobnych spraw, kt�re musia� za�atwi� przed odp�yni�ciem. Zauwa�y� pewne niezgodno�ci w rachunkach; jeden z najlepszych apartament�w zosta� omy�kowo zarezerwowany dla dw�ch r�nych os�b; prezent �lubny zam�wiony przez kapitana Montaigne'a dostarczono na inny statek. Kapitan b�dzie w�ciek�y. Dessard przesta� ws�uchiwa� si� w znajomy pomruk czterech pot�nych turbin. Poczu� ruch SS Bretagne, gdy statek ty�em odbi� od nabrze�a i skierowa� si� do kana�u. Ochmistrz powr�ci� do rozstrzygania zawi�ych kwestii. P� godziny p�niej wszed� Leon, g��wny steward z pok�adu spacerowego. Dessard spojrza� na niego niecierpliwie. - Tak? - Przepraszam, �e przeszkadzam, ale s�dzi�em, �e powinien pan wiedzie�... - Hmm? - Dessard s�ucha� nieuwa�nie, zaj�ty delikatnym problemem u�o�enia listy go�ci, kt�rzy w czasie trwania rejsu mieli zasiada� przy stole kapita�skim. Kapitan by� pozbawiony talent�w towarzyskich i cowieczorny obiad z pasa�erami sta nowi� dla niego udr�k�. Do zada� Dessarda nale�a�o dobranie grupy agrdable. - Chodzi o pani� Temple... - zacz�� Leon. Dessard natychmiast od�o�y� pi�ro i spojrza� na stewarda. W ma�ych, czarnych oczach pojawi� si� b�ysk czujno�ci. - Tak? - Mija�em jej kabin� kilka minut temu. Us�ysza�em podnie sione g�osy i krzyk. Przez zamkni�te drzwi trudno jest zrozu mie� s�owa, ale zdawa�o mi si�, �e powiedzia�a: �Zabi�e� mnie, zabi�e�". Wola�em nie przeszkadza� i przyszed�em z tym do pana. Dessard skin�� g�ow�. - Dobrze zrobi�e�. Sprawdz� i upewni� si�, czy u niej wszy stko w porz�dku. 14 M�czyzna obserwowa� wychodz�cego stewarda. By�o nie do pomy�lenia, �eby kto� chcia� skrzywdzi� tak� kobiet�, jak Lilie Temple. Galijska rycersko�� Dessarda buntowa�a si� przeciw temu. W�o�y� czapk� od munduru, zerkn�� w lustro i ruszy� do drzwi. Zadzwoni� telefon. Ochmistrz zawaha� si� na moment, potem podni�s� s�uchawk�. - Dessard. - Claude - by� to g�os mata - na lito�� bosk�, przy�lij do ki na kogo� ze szmat�, dobrze? Pe�no tam krwi. Dessard poczu� skurcz w �o��dku. - Ju� wysy�am - obieca� i roz��czy� si�. Wys�a� sprz�taczy i wykr�ci� numer lekarza pok�adowego. - Andra? Tu Claude. - Stara� si�, by jego g�os brzmia� obo j�tnie. - Czy przypadkiem nie zg�osi� si� jaki� pacjent?... Nie, nie chodzi mi o pigu�ki przeciw chorobie morskiej. Kto�, kto by krwawi�, nawet do�� powa�nie... Rozumiem. Dzi�kuj�. - Od wiesi� s�uchawk�, czuj�c narastaj�cy niepok�j. Opu�ci� biuro i skierowa� si� do apartamentu Jill Temple. By� w po�owie drogi, gdy zdarzy�o si� co� nowego. Wchodz�c na pok�ad �odziowy, Dessard wyczu� zmian� rytmu ko�ysania statku. Rozejrza� si� woko�o i stwierdzi�, �e dotarli ju� do latarniowca Ambrose, gdzie rozstawali si� z holuj�cym ich pilotem i wyp�ywali na pe�ne morze. Tym razem jednak Bretagne zatrzyma� si�. Dzia�y si� niezwyk�e rzeczy. Dessard podszed� do relingu i wychyli� si�. Na wodzie pod nim holownik tuli� si� do luku Bretagne, a dw�ch marynarzy przenosi�o na� baga� ze statku. Po chwili t� sam� drog� przeszed� na ��d� jeden z pasa�er�w. Dessard zdo�a� dostrzec tylko jego plecy, by� wi�c pewien, �e pomyli� osoby. By�o to niewiarygodne, wr�cz niemo�liwe. Co wi�cej, opuszczenie przez pasa�era w ten spos�b statku by�o tak niezwyk�e, �e ochmistrz potraktowa� to jak sygna� ostrzegawczy. Odwr�ci� si� i pobieg� do apartamentu Jill Temple. Na pukanie nie by�o odpowiedzi. Zapuka� ponownie, tym razem g�o�niej. 15 - Madame Temple... Tu Claude Dessard, ochmistrz. Chcia�em tylko spyta�, czy pani czego� nie potrzebuje? Cisza. Wewn�trzny system ostrzegania Dessarda pracowa� teraz pe�n� par�. Instynkt podpowiada� mu, �e co� tu jest nie w porz�dku, a przeczucie podszeptywa�o, �e owo �co�" wi��e si� w jaki� spos�b z pani� Temple. Czarne my�li snu�y si� po jego g�owie. Zosta�a zamordowana lub porwana, a mo�e... Nacisn�� klamk�. Drzwi nie by�y zamkni�te na klucz. Dessard powoli je uchyli�. Jill Temple sta�a pod przeciwleg�� �cian� kabiny, ty�em do niego. Wygl�da�a przez okno. Dessard otwiera� ju� usta, chc�c si� odezwa�, lecz co� w jej sztywnej, nieruchomej sylwetce powstrzyma�o go. Sta� przez chwil�, nie mog�c si� zdecydowa�, czy nie lepiej wyj�� po cichu, gdy nagle ca�� kabin� wype�ni� nieludzki, dojmuj�cy skowyt jakby �miertelnie ranionego zwierz�cia. Bezradny wobec tak g��bokiej rozpaczy innego cz�owieka, Dessard wycofa� si�, starannie zamykaj�c za sob� drzwi. Posta� przez chwil� na korytarzu, s�uchaj�c dochodz�cego z wn�trza szlochu bez s��w, wreszcie, g��boko wstrz��ni�ty, uda� si� na g��wny pok�ad do sali kinowej. Wycierano w�a�nie �lady krwi na korytarzu. Mon Dieu - pomy�la� - co tu si� jeszcze wydarzy? Nacisn�� klamk�. Drzwi sali kinowej nie by�y zamkni�te na klucz. Wszed� do du�ego, nowoczesnego audytorium, mog�cego pomie�ci� sze��set os�b. Sala by�a pusta. Pod wp�ywem impulsu podszed� do kabiny projekcyjnej. Drzwi stawia�y op�r. Tylko dw�ch ludzi mia�o do nich klucz, on i operator. Dessard otworzy� je i wszed� do �rodka. Wydawa�o si�, �e wszystko jest w porz�dku. Zbli�y� si� do dw�ch trzydziestopi�ciomilimetro-wych projektor�w Century znajduj�cych si� w pokoju i dotkn�� ich r�k�. Jeden by� ciep�y. Dessard odnalaz� operatora w pomieszczeniach dla za�ogi na pok�adzie ale Ten przysi�ga�, �e nic nie wie o tym, by ktokolwiek korzysta� z aparatury projekcyjnej. 16 Udaj�c si� ponownie do biura, Dessard przeszed� przez kuchni�, aby skr�ci� sobie drog�. Zatrzyma� go rozw�cieczony szef kuchni. - Patrz pan - za��da� - co zrobi� jaki� idiota! Na marmurowym blacie sta� przepi�kny, sze�ciopi�trowy tort weselny. Jego szczyt zdobi�y wykonane z lukru delikatne figurki m�odej pary. Kto� zmia�d�y� g�ow� panny m�odej. - I w tym momencie u�wiadomi�em sobie - opowiada� Dessard swoim klientom w bistro - �e stanie si� co� okropnego. CZʌ� PIERWSZA Rozdzia� I W roku 1919 �adne przemys�owe miasto �wiata nie mia�o takiej koniunktury jak Detroit w stanie Michigan. Pierwsza wojna sko�czy�a si�, a Detroit odegra�o niema�� rol� w zwyci�stwie sprzymierzonych, dostarczaj�c im ci�ar�wek, czo�g�w i samolot�w. Teraz, gdy gro�ba najazdu Hun�w zosta�a za�egnana, wielkie fabryki ponownie skierowa�y ca�� sw� energi� na produkcj� samochod�w. Wkr�tce cztery tysi�ce woz�w dziennie znowu zje�d�a�o z ta�m. Wykwalifikowana i niewykwalifikowana si�a robocza �ci�ga�a tu zewsz�d w nadziei znalezienia pracy w przemy�le samochodowym. Masowo nap�ywali Irlandczycy, W�osi i Niemcy. W�r�d przybysz�w znalaz� si� Paul Templarhaus z �on� Fried�. Paul terminowa� u rze�nika w Monachium, a posag, kt�ry mu wnios�a Frieda, umo�liwi� emigracj� do Nowego Jorku. Tu otworzy� sklep mi�sny, kt�ry wkr�tce zacz�� przynosi� straty. Przeni�s� si� w�wczas do St Louis, potem do Bostonu i, wreszcie, do Detroit, bankrutuj�c w ka�dym z tych miast. W epoce, gdy interesy rozkwita�y, a rosn�cy dobrobyt powodowa� zwi�kszony popyt na mi�so, Paulowi udawa�o si� traci� pieni�dze, ilekro� otwiera� sklep. By� dobrym rze�nikiem lecz beznadziejnie niekompetentnym biznesmenem. Po prawdzie, znacznie bardziej interesowa� si� pisaniem wierszy ni� robieniem pieni�dzy. Ca�e godziny trawi� na wymy�laniu rym�w i obraz�w poetyckich. Potem je spisywa� i wysy�a� do rozlicznych gazet i czasopism, kt�re nigdy nie kupowa�y jego arcydzie�. Pieni�dze nie by�y dla niego wa�ne. Udziela� kredytu wszystkim, tote� za ka�dym razem po mie�cie szybko rozchodzi�o si� powiedzonko: �Je�li nie masz pieni�dzy, a chcesz mi�sa w najlepszym gatunku, id� do Paula Templarhausa". �ona Paula, Frieda, by�a brzydk� dziewczyn�. Nie mia�a �adnych do�wiadcze� z m�czyznami, dop�ki nie zjawi� si� Paul i nie o�wiadczy� si� jej - lub, co by�o bardziej na miejscu -jej ojcu. Frieda b�aga�a ojca, by zaakceptowa� zamiary Paula, lecz starszy pan udzieli�by zgody i bez jej nalegania. Gn�bi� go strach, �e b�dzie mia� c�rk� na karku do ko�ca swoich dni. Zwi�kszy� nawet jej posag, tak aby m�oda para mog�a opu�ci� Niemcy i wyemigrowa� do Nowego �wiata. Nie�mia�a Frieda zakocha�a si� w swoim m�u od pierwsze�go wejrzenia. Nigdy przedtem nie widzia�a poety. Paul by� chu�dy i ze swoimi jasnymi, kr�tkowzrocznymi oczyma i przerze�dzonymi w�osami wygl�da� na intelektualist�. Up�yn�y mie�si�ce, zanim Frieda uwierzy�a, �e ten przystojny, m�ody cz�owiek naprawd� do niej nale�y. Nie mia�a �adnych z�udze� co do w�asnego wygl�du. Niezgrabna figura przypomina�a ogromn� nie dogotowan� pyz�. Najwi�ksz� jej atrakcj� stano�wi�y fio�kowe, pe�ne �ycia oczy. Reszta twarzy zdawa�a si� by� posk�adana z element�w nale��cych do r�nych os�b. Wielki, kulfonowaty nos odziedziczy�a po babce, wysokie, cofni�te czo�o - po wuju, a kwadratowy, ostro zarysowany podbr�dek -po ojcu. Gdzie� w �rodku Frieda by�a pi�kn�, m�od� dziewczy�n� uwi�zion� w ciele, kt�re B�g da� jej w przyp�ywie jakiego� kosmicznego poczucia humoru. Ludzie dostrzegali tylko jej okropny wygl�d. Wszyscy, z wyj�tkiem Paula. Jej Paula. Dobrze si� sta�o, �e Frieda nigdy si� nie dowiedzia�a, i� Paula przyn�ci� wy��cznie du�y posag, kt�ry jawi� mu si� jako spos�b ucieczki od krwistych befsztyk�w i g�owizny. Paul marzy� o otwarciu w�asnego interesu i zarobieniu tylu pieni�dzy, by m�c si� po��wi�ci� ukochanej poezji. Frieda i Paul sp�dzili sw�j miodowy miesi�c w gospodzie w pobli�u Salzburga. Gospoda mie�ci�a si� w pi�knym, starym zamku po�o�onym nad prze�licznym jeziorem, otoczonym ���kami i lasami. Frieda setki razy wyobra�a�a sobie noc po�lubn�. Paul zamknie drzwi na klucz i obejmie j� ramionami. Zacznie j� rozbiera�, szepcz�c najczulsze s�owa. Jego wargi odnajd� jej usta, potem przesun� si� w d� po jej nagim ciele w spos�b, jaki wielokrotnie opisywano w ma�ych, zielonych ksi��eczkach, kt�re potajemnie czytywa�a. Jego cz�onek b�dzie twardy i b�dzie stercza� dumnie jak niemiecki sztandar. Paul zaniesie j� do ��ka (mo�e by�oby bezpieczniej, gdyby j� tam zaprowadzi�) i ostro�nie po�o�y. I powie: M�j Bo�e, Frieda, uwielbiam twoje cia�o. Nie jeste�, jak te inne, chuda jak patyk. Masz cia�o pra�wdziwej kobiety. Rzeczywisto�� wstrz�sn�a ni�. Prawda, �e gdy weszli do pokoju, Paul zamkn�� drzwi na klucz, lecz potem ju� nic nie przypomina�o wymarzonej sceny. Frieda obserwowa�a, jak Paul zdejmuje koszul�, ods�aniaj�c wypuk��, chud�, bezw�os� pier�. Potem �ci�gn�� spodnie. Mi�dzy nogami dynda� male�ki, wiotki cz�onek, cz�ciowo ukryty pod napletkiem. Pod �adnym wzgl�dem nie przypomina� podniecaj�cych obrazk�w, kt�re kiedy� widzia�a. Paul wyci�gn�� si� na ��ku, czekaj�c na ni�, i Frieda zrozumia�a, �e ma si� rozebra� sama. Powoli zacz�a zdejmowa� odzie�. No c�, my�la�a, rozmiar to nie wszystko; Paul z pewno�ci� oka�e si� cudownym kochankiem. Chwil� p�niej dr��ca oblubienica do��czy�a do swego wybra�ca w �o��u ma��e�skim. Podczas gdy czeka�a na romantyczne wyzna�nie, Paul wturla� si� na ni�, �gn�� j� kilka razy i sturla� z powro�tem. Dla oszo�omionej panny m�odej wszystko si� sko�czy�o, zanim zd��y�o si� rozpocz��. Je�li idzie o Paula, jego dotych�czasowe do�wiadczenia seksualne ogranicza�y si� do dziwek w Monachium. Ju� mia� si�gn�� po portfel, gdy u�wiadomi� so�bie, �e nigdy wi�cej nie b�dzie musia� za to p�aci�. Od tej pory mia�o by� za darmo. Paul zasn��, a Frieda d�ugo jeszcze le�a�a, staraj�c si� nie my�le� o swoim rozczarowaniu. Seks to nie wszystko, powiedzia�a sobie. M�j Paul z pewno�ci� b�dzie cu�downym m�em. Nie wiedzia�a, jak bardzo si� myli. Wkr�tce po �lubie Frieda zacz�a widzie� m�a w bardziej realnym �wietle. Zosta�a wychowana na tradycyjn� niemieck� Hausfrau, by�a pos�uszna m�owi we wszystkim, ale wcale nie by�a g�upia. Paula interesowa�y w �yciu wy��cznie w�asne wiersze, a Frieda orientowa�a si�, �e s� one bardzo z�e. Ze smutkiem stwierdza�a, �e jej m�� pozostawia wiele do �yczenia w ka�dej dziedzinie, kt�ra jej mog�a przyj�� do g�owy. Tam, gdzie Paul by� niezdecydowany, Frieda by�a stanowcza, gdzie Paul wykazywa� niekompetencj�, Frieda - spor� doz� rozs�d�ku. Na pocz�tku ich po�ycia usuwa�a si� w cie�, cierpi�c w mil�czeniu, gdy g�owa rodziny, z powodu idiotycznie mi�kkiego serca, wyrzuca�a w b�oto jej spory posag. Gdy przeprowadzili si� do Detroit, Frieda nie mog�a ju� d�u�ej tego znie��. Wkro�czy�a kt�rego� dnia do sklepu m�a i zasiad�a przy kasie. Pier�wsz� rzecz�, kt�r� uczyni�a, by�o wywieszenie kartki: NIE UDZIELAMY KREDYTU. Paul zdr�twia� z przera�enia, lecz to by� dopiero pocz�tek. Frieda podnios�a ceny mi�sa i zasypa�a ca�� okolic� ulotkami reklamowymi. Interes rozwin�� si� nie�omal z dnia na dzie�. Od tej chwili zacz�a podejmowa� wszel�kie istotne decyzje, pozostawiaj�c Paulowi ich pos�uszne wy�konywanie. Rozczarowanie zrobi�o z niej tyrana. Odkry�a w sobie talent do kierowania sprawami i lud�mi, by�a nieugi�ta. To ona decydowa�a, gdzie zainwestowa� pieni�dze, gdzie za�mieszka�, dok�d pojecha� na urlop i kiedy nadszed� czas na dziecko. Kt�rego� wieczoru obwie�ci�a sw� decyzj� m�owi i zmu�sza�a do realizacji tego planu tak konsekwentnie, �e biedny cz�owiek omal nie za�ama� si� nerwowo. Paul obawia� si�, �e nadmiar seksu podkopie jego zdrowie, lecz Frieda by�a zdeter�minowana. - W�� go we mnie - komenderowa�a. - Jak? - protestowa�. - On nie jest zainteresowany. Frieda ujmowa�a w�wczas w d�onie jego male�kie, pomar�szczone pr�cie i naci�ga�a sk�r�, a gdy nic si� nie dzia�o, bra�a je do ust... - Mein Gott, Frieda! Co ty robisz?! .. .p�ki, mimo protest�w Paula, nie twardnia�o na tyle, �e mog�a wsun�� je sobie mi�dzy nogi i trzyma� a� do wytrysku. Trzy miesi�ce p�niej oznajmi�a m�owi, �e mo�e odpo�cz��. Zasz�a w ci���. Paul chcia� mie� c�rk�, a Frieda - syna. Dla nikogo w tej sytuacji nie by�o zaskoczeniem, �e noworodek okaza� si� ch�opcem. Frieda upar�a si�, �e urodzi dziecko w domu z pomoc� aku-szerki. Wszystko przebiega�o normalnie, ��cznie z samym po�rodem. I w�wczas ci, kt�rzy zebrali si� wok� ��ka, prze�yli szok. Dziecko by�o pod ka�dym wzgl�dem prawid�owo zbudo�wane z wyj�tkiem pr�cia. Cz�onek by� ogromny, buja� si� jak spuchni�ty, nadnaturalnych rozmiar�w dodatek do niewinnego cia�a noworodka. Jego ojciec nie jest tak zbudowany, my�la�a Frieda przepe��niona szalon� dum�. Da�a synowi na imi� Tobiasz, ku czci radnego z ich obwodu. Paul powiedzia�, �e zajmie si� ch�opcem. W ko�cu do ojca na�le�y wychowywanie syna. Frieda s�ucha�a, u�miecha�a si� i z rzadka tylko dopuszcza�a Paula do dziecka. To ona wychowywa�a ch�opca. Rz�dzi�a nim tward�, i�cie �elazn� r�k� i nie zadawa�a sobie trudu, by przy�odzia� j� w aksamitn� r�kawiczk�. W wieku pi�ciu lat Toby by� chudym dzieckiem, z nogami jak patyki; mia� rozmarzon� twarz i b�yszcz�ce, fio�kowe oczy swej matki. Uwielbia� matk� i wie�cznie odczuwa� niedosyt jej akceptacji. Chcia�, �eby podnosi�a go i trzyma�a w obj�ciach tak, by m�g� przytuli� g�ow� do jej mi�kkich piersi. Lecz Frieda nie mia�a czasu na takie rzeczy. By�a zaj�ta zdobywaniem �rodk�w utrzymania dla rodziny. Kocha�a ma�ego i zdecydowa�a si� nie dopu�ci�, by wyr�s� na cz�owieka s�abego jak jego ojciec. Wymaga�a od Toby'ego per�fekcji we wszystkim, cokolwiek robi�. Gdy zacz�� chodzi� do szko�y, nadzorowa�a odrabianie lekcji. Ilekro� nie umia� sobie poradzi� z prac� domow�, mawia�a: - Dalej, ch�opcze, zakasuj r�kawy i do roboty! - I sta�a nad nim, dop�ki nie rozwi�za� problemu. Im surowsza by�a dla Toby'ego, tym bardziej ch�opiec j� ko�cha�. Trz�s� si� na sam� my�l ojej niezadowoleniu. Nie �a�owa��a kar, nie by�a skora do chwalenia; czu�a, �e robi to dla dobra ch�opca. Od momentu, gdy po raz pierwszy znalaz� si� w jej ra�mionach, by�a pewna, �e w przysz�o�ci zdob�dzie s�aw�, �e b�dzie kim� wa�nym. Nie wiedzia�a ani kiedy, ani jak, lecz mia�a pewno��, �e tak si� stanie. Zupe�nie, jakby B�g zwierzy� si� jej na ucho. Zanim Toby dor�s� na tyle, by to zrozumie�, Frieda wielokrotnie opowiada�a synowi o jego przysz�ej wielko�ci i nigdy nie zaniecha�a tego tematu. Tak wi�c ma�y Toby wzra�sta� w przekonaniu, �e czeka go s�awa, ale nie rozumia� dlacze�go. Wiedzia� tylko, �e matka zawsze ma racj�. Najszcz�liwsze chwile w �yciu Toby'ego zdarza�y si� w�wczas, gdy odrabia� lekcje w ogromnej kuchni, a matka go�towa�a, stoj�c przy du�ym staro�wieckim piecu. Rozchodzi�y si� wtedy niebia�skie zapachy g�stej zupy fasolowej, soczys�tych kie�basek, plack�w kartoflanych o przyrumienionych, nie�r�wnych brzegach, jakby ozdobionych koronk�. Czasami sta�a nad stolnic� i zagniata�a ciasto szerokimi, silnymi r�kami, opr�sza�a je m�k� i wyczarowywa�a Pflaumenkuchen lub Ap-felkuchen, kt�re sprawia�y, �e �linka sama nap�ywa�a do ust. Toby podchodzi� do niej i obejmowa� jej wielkie cia�o, g�ow� si�gaj�c zaledwie talii. Podniecaj�cy zapach kobiety, jej za�pach, stawa� si� cz�ci� podniecaj�cych zapach�w kuchennych i w ch�opcu odzywa� si� nieoczekiwany seksualizm. W takich momentach Toby czu�, �e z rado�ci� umar�by dla niej. Zapach jab�ek duszonych na ma�le zawsze przywo�ywa� na pami�� �y�wy obraz matki. Kt�rego� popo�udnia, gdy Toby mia� dwana�cie lat, przysz�a z wizyt� miejscowa plotkara, pani Durkin. Mia�a ko�cist� twarz, czarne, wyzywaj�ce oczy i j�zyk, kt�ry nigdy nie pr�- nowa�. Po jej wyj�ciu Toby pocz�� j� na�ladowa�, co matka przyj�a wybuchem �miechu. Ch�opiec odni�s� wra�enie, �e pierwszy raz w �yciu s�yszy jej �miech. Odt�d przy ka�dej oka�zji stara� si� j� zabawi�. Na�ladowa� klient�w w sklepie, na�uczycieli, koleg�w szkolnych, za ka�dym razem wywo�uj�c u matki dono�ny �miech. Toby odkry� wreszcie spos�b zdobycia uznania matki. Spr�bowa� swych si� w szkolnym przedstawieniu, No Acco�unt David, w kt�rym kreowa� g��wn� rol�. W wiecz�r premiery matka zasiad�a w pierwszym rz�dzie i oklaskiwa�a sukcesy sy�na. Od tego momentu Frieda wiedzia�a ju� dok�adnie, w jaki spos�b zostan� zrealizowane boskie obietnice. Na pocz�tku lat trzydziestych zacz�� si� wielki kryzys. Te�atry i kina w ca�ym kraju si�ga�y po wszelkie mo�liwe �rodki, byle tylko zape�ni� puste miejsca: rozdawano naczynia i radio�odbiorniki, organizowano wieczory �bingo" i �keno", wynaj�mowano pianist�w, by akompaniowali �piewaj�cej publiczno��ci. Organizowano tak�e konkursy dla amator�w. Frieda bardzo dok�adnie przegl�da�a gazety. Chcia�a dowiedzie� si�, gdzie odb�dzie si� kolejny konkurs. Zabiera�a tam Toby'ego i pod�czas gdy ch�opiec na�ladowa� Ala Jolsona, Jamesa Cagneya czy Eddie'ego Cantora, wykrzykiwa�a z widowni: - MeinGott! Jaki zdolny ch�opiec! Toby niemal zawsze zdobywa� pierwsz� nagrod�. Ur�s�, ale pozosta� chudy. By� powa�nym dzieckiem o szcze�rym spojrzeniu b�yszcz�cych oczu osadzonych w twarzy cheru�bina. Patrz�c na niego, odnosi�o si� nieodparte wra�enie nie�winno�ci. Ka�dy widz mia� ochot� obj�� go ramionami, przytu�li� i chroni� przed �yciem. Kochano go i oklaskiwano na scenie. Toby zrozumia� w�wczas, jakie jest jego przeznaczenie: zostanie gwiazd�. Pop�d seksualny zbudzi� si� w nim, gdy mia� pi�tna�cie lat. Onanizowa� si� w �azience, jedynym miejscu, co do kt�rego mia� pewno��, �e nikt nie zak��ci tam jego samotno�ci. Mastur- bacja jednak nie wystarcza�a. Toby zdecydowa�, �e potrzebuje dziewczyny. Pewnego wieczoru wraca� do domu po wykonaniu jakiego� polecenia matki. Podwioz�a go Clara Connors, zam�na siostra jednego z koleg�w szkolnych. Clara by�a �adn� blondynk� o du�ych piersiach. Gdy siedzia� w samochodzie obok niej, po�czu� erekcj�. Nerwowo si�gn�� r�k� pod jej sp�dnic�, got�w wycofa� si� na pierwszy jej pisk. Clara by�a bardziej rozbawio�na ni� z�a, lecz wpad�a w zachwyt, gdy Toby obna�y� cz�onek i mog�a zobaczy� jego rozmiary. Na nast�pne popo�udnie za�prosi�a ch�opaka do siebie i wprowadzi�a w arkana seksu. By�o to fantastyczne do�wiadczenie. Zamiast namydlonej d�oni Toby znalaz� mi�kki, ciep�y pojemnik, pulsuj�cy i ch�tny do przyj�cia jego cz�onka. J�ki i krzyki Clary powodowa�y, �e nie wiot-cza� ani na chwil�, wytrysk nast�powa� za wytryskiem, bez opuszczania wilgotnego, ciep�ego gniazdka. Rozmiar cz�onka zawsze stanowi� dla Toby'ego �r�d�o starannie ukrywanego wstydu, lecz teraz sta� si� przedmiotem dumy. Clara nie zatrzy�ma�a wiadomo�ci o tym �cudzie" dla siebie i wkr�tce Toby �wiadczy� us�ugi kilku m�atkom z okolicy. W ci�gu nast�pnych dw�ch lat Toby pozbawi� dziewictwa prawie po�ow� dziewcz�t z klasy. Niekt�rzy jego koledzy zdo�bywali laury w pi�ce no�nej, drudzy byli przystojniejsi lub bo�gatsi, lecz Toby bi� ich na g�ow� na innym polu. W oczach dziewcz�t uchodzi� za najzabawniejszego, najmilszego ch�opa�ka i by�o wprost niemo�liwe oprze� si� tej niewinnej twarzy i rozmarzonym, fio�kowym oczom. W ostatnim roku szko�y - Toby mia� osiemna�cie lat - zosta� wezwany do gabinetu dyrektora. Zasta� tam matk� z ponur� mi�n�, szlochaj�c� szesnastoletni� dziewczyn�, katoliczk�, Eileen Henegan, oraz jej ojca w mundurze sier�anta policji. Ledwie wszed� do gabinetu, zrozumia�, �e b�d� k�opoty. - Przyst�pi� z miejsca do sedna sprawy - powiedzia� dyre�ktor. - Eileen jest w ci��y. Twierdzi, �e jeste� ojcem jej dzie�cka. Czy mia�e� z ni� stosunek cielesny? Poczu� sucho�� w ustach. W g�owie mia� tylko wspomnie�nie, jak bardzo Eileen by�a zadowolona, jak j�cza�a i b�aga�a o jeszcze. A teraz to! - Odpowiedz na pytanie, ty ma�y sukinsynu! - zarycza� oj�ciec Eileen. - Dotyka�e� mojej c�rki?! Toby zerkn�� na matk�. By�a �wiadkiem jego wstydu i upo�korzenia. Rozczarowa� j� i oburzy�. B�dzie czu�a do niego obrzy�dzenie za takie post�powanie. Ch�opak poprzysi�g� sobie, �e je��li uda mu si� wyj�� z tego ca�o, je�li B�g jakim� cudem uratuje go ten jeden, jedyny raz, to ju� nigdy, jak d�ugo �y� b�dzie, nie tknie �adnej dziewczyny. P�jdzie prosto do lekarza i za��da ka�stracji, �eby nawet nie pomy�le� o seksie i... - Toby... - g�os matki by� stanowczy i zimny - by�e� w ��ku z t� dziewczyn�? Toby prze�kn��, nabra� powietrza w p�uca i wymamrota�: - Tak, mamo. - W takim razie o�enisz si� z ni� - w g�osie matki brzmia�a stanowczo��. Popatrzy�a na zapuchni�te oczy p�acz�cej dziew�czyny. - Czy o to ci chodzi? - T...tak - wyszlocha�a Eileen. - Kocham Toby'ego. - i zwracaj�c si� do ch�opaka, doda�a: - Zmusili mnie do m�wie�nia. Nie chcia�am poda� twojego nazwiska. Jej ojciec, sier�ant policji, odezwa� si� g�o�no, do wszy�stkich: - Moja c�rka ma dopiero szesna�cie lat. W �wietle prawa jest to gwa�t. M�g�by trafi� do wi�zienia na reszt� n�dznego �y�wota, ale je�li obiecuje si� z ni� o�eni�... Wszystkie spojrzenia skierowa�y si� na Toby'ego. Prze�kn�� ponownie i powiedzia�: - Tak, prosz� pana. Przy... przykro mi, �e tak si� sta�o. Do domu jechali w milczeniu. Toby siedzia� obok matki, nieszcz�liwy. Wiedzia�, jak bardzo j� zrani�. B�dzie musia� znale�� prac�, aby utrzyma� Eileen i dziecko. Prawdopodobnie b�dzie zmuszony podj�� prac� w sklepie i zapomnie� o swoich marzeniach, o planach na przysz�o��. Gdy dotarli do domu, matka powiedzia�a: - Chod� na g�r�. Toby wszed� za ni� do swojego pokoju, przygotowuj�c si� w duchu na kazanie. Matka spokojnie wyj�a walizk� i zacz�a pakowa� jego rzeczy. Patrzy� na ni� zdumiony, niczego nie ro�zumiej�c. - Mamo, co ty robisz? - Ja? Nic nie robi�. Wyje�d�asz. Przerwa�a i odwr�ci�a si� do niego. - S�dzi�e�, �e pozwol� ci zmarnowa� �ycie na takie nic, jak ta dziewczyna? Wzi��e� j� do ��ka i teraz b�dzie mia�a dziec�ko. Dowodzi to dw�ch rzeczy: - �e ty jeste� istot� ludzk� oraz �e ona jest g�upia. Nie - nikt nie wci�gnie mego syna w ma���e�stwo. B�g przeznaczy� ci� na wielkiego cz�owieka, Toby. Pojedziesz do Nowego Jorku, a gdy ju� b�dziesz s�awny, przy��lesz po mnie. Zamruga� powiekami, by ukry� �zy. Rzuci� si� w jej ramiona, a ona tuli�a go i ko�ysa�a na swej szerokiej piersi. Toby poczu� si� raptem zagubiony, ba� si� rozstania. Lecz gdzie� w g��bi tli�o si� podniecenie i rado��, �e wkroczy w nowe �ycie. Wejdzie do show businessu. Zostanie gwiazd�. B�dzie s�awny. Matka tak powiedzia�a. Rozdzia� II W roku 1939 Nowy Jork by� prawdziw� Mekk� dla ludzi te�atru. Kryzys ju� si� sko�czy�. Prezydent Franklin Roosevelt po�wiedzia�, �e ju� nie ma si� czego ba�, chyba samego strachu; i og�osi�, �e Ameryka b�dzie najbogatszym krajem �wiata. I by��a. Ka�dy mia� pieni�dze do wydania. Na Broadwayu sz�o trzy�dzie�ci sztuk i ka�da zdawa�a si� by� hitem. Toby przyby� do Nowego Jorku, maj�c w kieszeni sto dola�r�w, kt�re dosta� od matki. Wiedzia�, �e kiedy� b�dzie s�awny i bogaty. Zabierze w�wczas j� do siebie. Zamieszkaj� w luksu�sowym mieszkaniu. Co wiecz�r matka zasi�dzie w teatrze, by obserwowa�, jak publiczno�� go oklaskuje. Na razie jednak musia� znale�� prac�. Odwiedza� wszystkie teatry na Broad�wayu, wchodz�c wej�ciem dla aktor�w, i opowiada� o konkur�sach amatorskich, kt�re wygra�, i jak bardzo jest utalentowany. Wyrzucano go. W ci�gu tygodni, kt�re strawi� na poszukiwaniu pracy, niejednokrotnie wkrada� si� do teatr�w i nocnych klu�b�w i przypatrywa� si� pracy najlepszych wykonawc�w, a zw�a�szcza komik�w. Widzia� Bena Blue'ego, Joe'ego E. Lewisa i Franka Faya. Wiedzia�, �e kt�rego� dnia przewy�szy ich wszystkich. Pieni�dze si� ko�czy�y. Toby naj�� si� do zmywania naczy� w barze. Co niedziela, gdy taryfa jest ni�sza, dzwoni� do matki. Opowiedzia�a mu, jak� wrzaw� wywo�a� swoj� ucieczk�. - Szkoda, �e� ich nie widzia� - rzek�a. - Ten policjant pod�je�d�a tutaj co wiecz�r wozem patrolowym. Z jego zachowania mo�na by wnosi�, �e wszyscy jeste�my gangsterami. Ci�gle pyta o ciebie. - No i co im odpowiadasz? - Prawd�. �e zwia�e� jak nocny z�odziej i �e je�li kiedykol�wiek dostan� ci� w swoje r�ce, osobi�cie skr�c� ci kark. Toby roze�mia� si� g�o�no. W ci�gu lata pracowa� jako pomocnik magika, pozbawione�go talentu szarlatana o paciorkowatych oczkach, kt�ry wyst�powa� pod pseudonimem Wielki Merlin. Przedstawienia odby�wa�y si� w drugorz�dnych hotelach w Catskills, a g��wnym za�j�ciem Toby'ego by�o przenoszenie ci�kich rekwizyt�w tam i z powrotem oraz pilnowanie dobytku Merlina. Sk�ada�o si� na� sze�� bia�ych kr�lik�w, trzy kanarki i dwa chomiki. Ponie�wa� Merlina prze�ladowa�a obawa, �e dobytek zostanie zjedzo�ny, Toby zmuszony by� mieszka� razem ze zwierz�tami, nie�rzadko w pomieszczeniach wielko�ci szafy. Zdawa�o mu si�, �e lato przesi�kni�te jest ich odorem. By� fizycznie wyczerpany od noszenia ci�kich szafek o ruchomym dnie lub �ciankach oraz od ustawicznego uganiania si� za czworonogami zawsze skorymi do ucieczki. Czu� si� samotny i rozczarowany. Cz�sto gapi� si� na ciemne pokoiki, zastanawiaj�c si�, co te� w�a�ciwie w nich robi i jak to ma przybli�y� jego karier� w bran�y rozry�wkowej. Przed lustrem nadal �wiczy� parodiowanie innych, maj�c za ca�� widowni� cuchn�ce zwierz�tka Merlina. Pewnej niedzieli o zmierzchu Toby wykona� sw�j cotygo�dniowy telefon do domu. Tym razem odebra� ojciec. - M�wi Toby, tato. Jak si� masz? Zapad�a cisza. - Halo! Jeste� tam? - Jestem, Toby. - W g�osie ojca us�ysza� co�, co go zmrozi�o. - Gdzie mama? - Wczoraj w nocy wzi�to j� do szpitala. Toby tak mocno �cisn�� s�uchawk�, �e omal jej nie zgni�t�. - Co si� sta�o? - Lekarz powiedzia�, �e to atak serca. Nie! To nie mog�o przytrafi� si� jego matce! - Ale wszystko b�dzie dobrze - nalega� Toby. - Prawda? -Teraz ju� krzycza� do s�uchawki: - Powiedz, �e wszystko b�dzie dobrze, do cholery! Z odleg�o�ci miliona kilometr�w us�ysza� p�acz ojca. - Ona... ona umar�a kilka godzin temu, synu. Te s�owa zapiek�y jak rozpalona do bia�o�ci lawa, ogarn�y ca�e cia�o jak ogie�. Ojciec k�ama�. Ona nie mog�a umrze�! Za�warli przecie� umow�. Toby b�dzie s�awny, a matka b�dzie przy nim. Czeka�o na ni� luksusowe mieszkanie, limuzyna z szoferem, futra, diamenty... Szlocha� tak gwa�townie, �e z trudem chwyta� oddech. S�ysza� odleg�y g�os, kt�ry powta�rza�: - Toby! Toby! - Wracam do domu. Kiedy pogrzeb? - Jutro. Ale nie wolno ci wraca�. B�d� na ciebie czeka�, To�by. Eileen ju� wkr�tce urodzi. Jej ojciec chce ci� zabi�. B�d� ci� szuka� na cmentarzu. Nie m�g� wi�c nawet po�egna� si� z jedynym cz�owiekiem, kt�rego kocha�. Toby ca�y dzie� przele�a� w ��ku. Wspomina�. Widzia� matk� jak �yw�. Oto stoi przy kuchni i gotuj�c opowia�da, jak wa�n� osobisto�ci� zostanie w przysz�o�ci jej syn, albo siedzi w pierwszym rz�dzie w teatrze i wykrzykuje: �Af�n Gott! Jaki zdolny ch�opak!" Pami�ta�, jak si� �mia�a z jego parodii i dowcip�w, jak pako�wa�a jego walizk�. Gdy zostaniesz s�awny, przy�lesz po mnie. Le�a� na ��ku sparali�owany b�lem i my�la�: Nigdy nie zapo�mn� tego dnia, nigdy, a� do �mierci. 14 sierpnia 1939 roku. To najwa�niejszy dzie� w moim �yciu. Mia� racj�. Ale nie z powodu �mierci matki, lecz z powodu wydarze�, kt�re mia�y miejsce w stanie Teksas, w Odessie, od�leg�ej o tysi�c pi��set mil. Szpital mie�ci� si� w nijakim czteropi�trowym budynku, no�sz�cym wyra�ne pi�tno dobroczynno�ci. Wewn�trz, niczym w kr�likarni, by� istny g�szcz malutkich pomieszcze� przeznaczonych do zdiagnozowania choroby, z�agodzenia, wyleczenia, a niekiedy - pogrzebania jej ofiary. Medyczny supermarket, w kt�rym ka�dy m�g� znale�� co� dla siebie. By�a czwarta nad ranem, pora na cich� �mier� lub niespokojny sen. Chwila wytchnienia dla personelu szpitalnego przed przygotowaniami do walki o nast�pny dzie�. Zesp� po�o�niczy w sali operacyjnej nr 4 mia� k�opoty. Odbywaj�cy si� por�d, kt�ry zapowiada� si� jako rutynowy, nagle zmieni� si� w ostry przypadek. A� do w�a�ciwego porodu, wszystko u pani Czinski przebiega�o normalnie. Pani Czinski by�a zdrow� kobiet�, pierwiastk� o szerokich biodrach wie�niaczki - marzenie ka�dego po�o�nika. Skurcze stawa�y si� coraz cz�stsze, wszystko wed�ug schematu. - Por�d po�ladkowy - oznajmi� po�o�nik, dr Wilson. Jego s�owa nie wywo�a�y alarmu. Mimo �e tylko trzy procent dzieci rodzi si� w ten spos�b - najpierw ukazuje si� dolna cz�� noworodka - medycyna �wietnie umie sobie z t� sytuacj� radzi�. Rozr�niamy trzy typy porod�w po�ladkowych: si�ami natury - nie wymagaj�ce pomocy; wspomagane, w kt�rych po�o�nik wspiera nieco natur�; i ca�kowite �nieszcz�cie", gdy dziecko klinuje si� w drogach rodnych matki. Dr Wilson stwierdzi� z satysfakcj�, i� b�dzie mia� do czynienia z przypadkiem najprostszym. Obserwowa� pojawienie si� st�p noworodka, a w �lad za nimi - dw�ch male�kich n�ek. Nast�pny skurcz i ukaza�y si� biodra dziecka. - Ju� prawie po wszystkim - zach�caj�co powiedzia� dr Wilson. -Niech pani dalej prze. Pani Czinski uczyni�a to, lecz bez rezultat�w. Lekarz zmarszczy� brwi. - Jeszcze raz. Mocniej. Nic. Dr Wilson uchwyci� r�koma n�ki noworodka i delikatnie poci�gn��. Nic, �adnego ruchu. Przecisn�� r�k� przez w�skie przej�cie, obok dziecka, do macicy i rozpocz�� badanie. Nagle na jego czole pojawi�y si� krople potu. Piel�gniarka podesz�a do niego i wytar�a je. - Mamy problem - powiedzia� cicho, lecz pani Czinski us�ysza�a go. - Co� nie w porz�dku? - spyta�a. - Wszystko idzie �wietnie. Lekarz si�gn�� g��biej, pr�buj�c delikatnie popchn�� dziec�ko w d�. Ani drgn�o. Wyczu� p�powin� wci�ni�t� mi�dzy cia��o noworodka a miednic� matki; krew nie mog�a przez ni� p�y�n��. - Fetoskop! Po�o�na si�gn�a po s�uchawk�, przy�o�y�a j� do brzucha ko�biety, ws�uchuj�c si� w bicie serca dziecka. - Spad�o do trzydziestu - oznajmi�a. - Znaczna arytmia. Palce dr Wilsona, niczym zdalne wypustki jego m�zgu, maca�y, szuka�y w g��bi cia�a matki. - Zanika bicie serca - w g�osie piel�gniarki brzmia� niepo�k�j.- Nic nie s�ysz�! Male�stwo umiera�o w �onie matki. Ci�gle jeszcze by� cie� szansy. Gdyby tylko uda�o si� wydoby� je na zewn�trz, oczy��ci� mu p�uca i zmusi� maciupkie serce do ponownego bicia. Mieli na to maksimum cztery minuty. Po tym czasie uszkodze�nia m�zgu b�d� zbyt rozleg�e i nieodwracalne. - W��czy� zegar - poleci� dr Wilson. Wszyscy odruchowo spojrzeli, gdy zegar elektryczny usta�wiony na dwunast� szcz�kn�� i wielka, czerwona wskaz�wka sekundnika rozpocz�a swoje pierwsze okr��enie. Zesp� wr�ci� do pracy. Podtoczono do sto�u butl� z tlenem, podczas gdy po�o�nik usi�owa� wysun�� noworodka z dna miednicy. Rozpocz�� zabieg Brachta, polegaj�cy na przekr�ce�niu dziecka, skr�ceniu mu ramion tak, by otworzy� uj�cie po�chwy. Bez powodzenia. M�odziutka praktykantka ze szko�y piel�gniarskiej poczu�a si� raptem �le. i wybieg�a z sali. By� to pierwszy por�d, przy kt�rym asystowa�a. Pod drzwiami sali operacyjnej sta� Karl Czinski, nerwowo mi�tosz�c kapelusz w wielkich, spracowanych d�oniach. Nad�szed� najszcz�liwszy dzie� jego �ycia. By� cie�l�, cz�owiekiem prostym, kt�ry uwa�a�, i� m�czyzna powinien si� wcze�nie o�eni� i mie� du�� rodzin�. To dziecko mia�o by� ich pier�wszym. Z trudem trzyma� na wodzy swoje podniecenie. Kocha� �on� bardzo i wiedzia�, �e bez niej b�dzie zgubiony. Akurat my��la� o niej, gdy praktykantka wybieg�a z porod�wki. - Jak ona si� czuje? - krzykn�� za dziewczyn�. Roztrz�siona, ca�a poch�oni�ta konaj�cym noworodkiem, odpar�a z p�aczem: - Nie �yje, nie �yje! I pobieg�a wymiotowa� do �azienki. Twarz pana Czinskiego poblad�a. Chwyci� si� r�koma za pier� i ci�ko dysza�, nie mog�c z�apa� tchu. Gdy spostrze�ono, co si� z nim dzieje, na wszelk� pomoc by�o ju� za p�no. Na porod�wce dr Wilson pracowa� jak szaleniec, �cigaj�c si� z czasem. Palcami m�g� wyczu� p�powin� i wzrastaj�ce ci�nie�nie krwi, lecz nie by�o sposobu na uwolnienie jej. W m�zgu wszystko krzycza�o mu, by wyci�gn�� na wp� urodzone dziec�ko si��, lecz niejednokrotnie przedtem widzia�, jak taki por�d si� ko�czy. Pani Czinski j�cza�a teraz, na po�y tylko przytomna. - Niech pani prze, pani Czinski. Mocniej! No dalej! Nie by�o efekt�w. Lekarz zerkn�� na zegar. Dwie cenne mi�nuty ju� min�y. Dwie minuty, w ci�gu kt�rych przez m�zg ma�le�stwa nie przep�ywa�a krew. Przed doktorem Wilsonem sta�n�� nast�pny problem: co mia� robi�, gdyby uda�o mu si� wydo�sta� dziecko po up�ywie owych czterech minut? Utrzyma� przy �yciu, a w�a�ciwie wegetacji, czy lito�ciwie zezwoli� na szybk� �mier�? Odsun�� od siebie te pytania, zacz�� si� rusza� szybciej. Zamykaj�c oczy, zdaj�c si� wy��cznie na zmys� dotyku, ca�� uwag� skupi� na tym, co dzia�o si� wewn�trz cia�a kobiety. Spr�bowa� skomplikowanego zabiegu Veita-Smellego, kt�rego celem by�o uwolnienie cia�a dziecka. I nagle poczu� drgni�cie. Male�stwo zacz�o si� przesuwa�. - Kleszcze! Piel�gniarka po�o�na szybko poda�a mu ��dane narz�dzie. Lekarz otoczy� nimi g��wk� noworodka i chwil� p�niej dziec�ko by�o ju� na �wiecie. Zwykle jest to moment chwa�y, cud nowego �ycia, gdy no�worodek o czerwonej twarzy wrzaskiem oznajmia �wiatu swoje oburzenie i skarg�, i� z ciemnego i zacisznego �ona zosta� wy�rzucony w �wiat�o i ch��d. Lecz nie to dziecko, dziewczynka. To male�stwo by�o bla-dosine i nieruchome. Zegar. Pozosta�o jeszcze p�torej minuty. Teraz wszystkie ruchy by�y szybkie i mechaniczne, rezultat wieloletniej prakty�ki. Palce zaopatrzone w gaz� oczy�ci�y ca�e gard�o niemowl�cia, aby umo�liwi� dost�p powietrza. Dr Wilson po�o�y� male�stwo p�asko na plecach. Po�o�na poda�a mu ma�y laryngoskop po��czony z elektrycznym aparatem do odsysania. Lekarz umie�ci� ssak na w�a�ciwym miejscu i skin�� g�ow�. Piel�gniar�ka w��czy�a pr�d. Z maszyny zacz�y si� dobywa� rytmiczne odg�osy odsysania. Dr Wilson zerkn�� na zegar. Zosta�o jeszcze dwadzie�cia sekund. Serce nie zacz�o bi�. Pi�tna�cie... czterna�cie... Nie zabi�o. Nadszed� moment decyzji. Mog�o by� ju� za p�no na urato�wanie m�zgu. Tego nigdy nie mo�na by� do ko�ca pewnym. Widywa� ju� sale szpitalne pe�ne nieszcz�snych stworze� o cia��ach doros�ych ludzi, lecz z m�zgami malutkich dzieci albo i gorzej. Dziesi�� sekund. Podj�� decyzj� i mia� nadziej�, �e B�g zro�zumie i mu wybaczy. Mia� zamiar wyj�� wtyczk� z sieci i po�wiedzie�, �e dziecka nie da�o si� uratowa�. Nikt by tego nie za�kwestionowa�. Jeszcze raz dotkn�� sk�ry noworodka. By�a zim�na i lepka. Trzy sekundy. Spojrza� w d� na male�stwo i zachcia�o mu si� p�aka�. Jaka szkoda. Taka �adna dziewczynka. Wyros�aby na pi�kn� kobiet�. Zastanawia� si�, jak u�o�y�oby si� jej �ycie. Czy wysz�aby za m�� i mia�a dzieci? A mo�e zosta�aby artystk� lub nauczyciel�k�, albo kobiet� interesu? Czy by�aby biedna, czy bogata? Szcz�liwa czy nie bardzo? Jedna sekunda. Serce nie zacz�o bi�. Zero. Dr Wilson si�gn�� do wy��cznika i w tym momencie serce male�stwa zabi�o. By� to pojedynczy skurcz jakby na pr�b�, a potem nast�pny, i jeszcze nast�pny, w nieregularnych odst�pach, a� wreszcie zacz�o bi� miarowo i silnie. Obecni na sali rozpromienili si�. Rozleg�y si� gratulacje. Dr Wilson nie s�u�cha�. Wpatrywa� si� w zegar na �cianie. Matka nazwa�a j� Josephine, po babci z Krakowa. Drugie imi� wydawa�o si� zbyt pretensjonalne dla c�rki polskiej kraw�cowej z Odessy, w stanie Teksas. Z powod�w, kt�rych pani Czinski nie rozumia�a, dr Wilson nalega�, by przynosi�a dziecko na badania co sze�� tygodni. Wnioski za ka�dym razem by�y identyczne: nie wida� odchyle� od normy. Tylko czas m�g� to potwierdzi�. Rozdzia� III �wi�to Pracy zako�czy�o letni sezon w Catskills. Wielki Merlin straci� zaj�cie, a wraz z nim i Toby. Ch�opak by� teraz wolny. M�g� odej��. Ale dok�d? By� bezdomny, bezrobotny i nie mia� grosza przy duszy. Los podj�� t� decyzj� za niego, gdy kobieta, kt�ra by�a go�ciem hotelowym, zaoferowa�a mu dwa�dzie�cia pi�� dolar�w za odwiezienie jej wraz z trojgiem dzieci z Catskills do Chicago. Toby wyjecha� bez po�egnania z Merlinem i jego wonn� kompani�. Chicago w roku 1939 by�o miastem zamo�nym, szeroko otwartym dla ka�dego. Tym, kt�rzy mieli pieni�dze i znali roz�maite doj�cia, oferowa�o wszystko, od kobiet i narkotyk�w po�cz�wszy, na politykach sko�czywszy. W setkach nocnych klu�b�w mo�na by�o znale�� dowoln� rozrywk�. Toby pr�bowa� wsz�dzie, od wielkiego, zdobionego mosi�dzem Chez Paree, po ma�e bary rozsiane na Rush Street. Odpowied� by�a nie�zmiennie taka sama. Nikt nie chcia� zaanga�owa� takiego ch�y�stka. A czas ucieka�. Toby mia� ju� prawie dziewi�tna�cie lat; najwy�sza pora, by zacz�� realizowa� marzenia matki. Klub, do kt�rego Toby do�� cz�sto zachodzi�, nazywa� si� Knee High. Program rozrywkowy sk�ada� si� z wyst�p�w zm�czonego tria jazzowego, przegranego, wiecznie pijanego akto�rzyny komediowego w �rednim wieku oraz dw�ch striptizerek, Meri i Jeri, znanych jako siostry Perry, co dziwniejsze, pra�wdziwych si�str. Mia�y po dwadzie�cia kilka !at i by�y, w tani i wulgarny spos�b, atrakcyjne. Pewnego wieczoru Jeri podesz�a do baru i usiad�a obok To-by'ego. U�miechn�� si� do niej i odezwa� uprzejmie: - Podoba� mi si� tw�j wyst�p. Jeri zwr�ci�a ku niemu wzrok i ujrza�a naiwnego ch�opca o dzieci�cej twarzy, zbyt m�odego i zbyt ubogo odzianego, aby mog�a to by� poza. Skin�a oboj�tnie g�ow� i ju� mia�a si� od�wr�ci�, gdy Toby wsta�. Dziewczyna gapi�a si� przez chwil� na wiele m�wi�ce wybrzuszenie w jego spodniach, podnios�a oczy i ponownie spojrza�a na m�od�, niewinn� twarz. - Jezu Chryste! - wykrzykn�a. - Czy to wszystko twoje? U�miechn�� si�. - Jest tylko jeden spos�b, by si� przekona�. O trzeciej nad ranem Toby by� w ��ku z obydwiema siostra�mi Perry na raz. Wszystko zosta�o starannie zaplanowane. Na godzin� przed wyst�pem Jeri zaprowadzi�a klubowego komika, na�ogowego hazardzist�, do pewnego apartamentu przy Diversey Avenue, gdzie zapami�tale grano w ko�ci. Na ten widok obliza� wargi i rzek�: - Mo�emy tu zosta� tylko minutk�. P� godziny p�niej, gdy Jeri cichcem opuszcza�a lokal, ko�mik potrz�sa� kubkiem. - Musz� wygra�, ty sukinsynu! - wrzeszcza� jak oszala�y, ca�y zatopiony w �wiecie fantazji, w kt�rym sukces, pozycja gwiazdora, pieni�dze - wszystko zale�a�o od jednego rzutu ko��mi. A w Knee High Toby, czysty i schludny, siedzia� przy barze i czeka�. Nadesz�a pora wyst�pu, a komik si� nie pojawi�. W�a�ciciel klubu kl�� rozw�cieczony. - Koniec z tym b�kartem! Niech si� tu nawet nie zbli�a! - Ma pan racj� - rzek�a Meri. - Jednak szcz�ciarz z pana. Ma pan innego aktora, siedzi przy barze. W�a�nie przyjecha� z Nowego Jorku. - Co? Gdzie? - W�a�ciciel przyjrza� si� Toby'emu. - Na li�to�� bosk�! A gdzie jego nia�ka? Przecie� to jeszcze dziecko! - Jest �wietny! - powiedzia�a Jeri i m�wi�a to szczerze. - Niech go pan wypr�buje - dorzuci�a Meri. - Nic pan nie traci. - Z wyj�tkiem pieprzonych klient�w! - W ko�cu, wzruszy�wszy ramionami, podszed� do miejsca, gdzie siedzia� Toby. - Wi�c jeste� aktorem estradowym, h�? - Taa - odpar� Toby oboj�tnie. - W�a�nie sko�czy�em robi� jeden kawa�ek w Catskills. W�a�ciciel przygl�da� mu si� z namys�em. - Ile masz lat? - Dwadzie�cia dwa - sk�ama� Toby. - G�wno tam. No, dobra. A je�li zrobisz klap�, to nie do�y�jesz swoich dwudziestych drugich urodzin. To by�o to. Marzenie Toby'ego Temple'a urzeczywistni�o si�. Sta� w kr�gu �wiat�a, podczas gdy orkiestra gra�a dla niego fanfar�, a publiczno��, jego publiczno��, czeka�a, aby odkry� w nim wielko��, aby go uwielbia�. Silne wzruszenie przeszka�dza�o mu m�wi�. Zupe�nie, jakby by� z��czony z publiczno�ci� jak�� magiczn� wi�zi�, jakby stanowi� z ni� jedno��. Na mgnie�nie oka stan�a mu w pami�ci matka. Mia� nadziej�, �e widzi go teraz, gdziekolwiek jest. Fanfara ucich�a. Toby rozpocz�� sw�j rutynowy wyst�p. - Dobry wiecz�r, szcz�liwi ludzie. Nazywam si� Toby Temple. My�l�, �e ka�dy z was zna swoje nazwisko. Cisza. Ci�gn�� dalej: - S�yszeli�cie ju� o nowym zwierzchniku chicagowskiej mafii? To peda�. Od dzisiaj poczynaj�c, �poca�unek �mierci" obejmie tak�e obiad i dancing. Nikt si� nie �mia�. Wpatrywali si� w niego zimno, pe�ni wro�go�ci. Toby poczu� w �o��dku ostre uk�ucie strachu. Ca�e cia�o mia� mokre od potu. Cudowna wi� z publiczno�ci� gdzie� znikn�a. Uparcie kontynuowa�: - Podpisa�em w�a�nie kontrakt