9895

Szczegóły
Tytuł 9895
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9895 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9895 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9895 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WIKTOR JEROFIEJEW Dobry Stalin powie�� (t�um. Agnieszka Lubomira Piotrowska) 2005 A mon pere Wszystkie postaci tej powie�ci zosta�y zmy�lone. nie wytaczaj�c autentycznych os�b l samego autora 1 W ko�cu zabi�em swojego ojca. Samotna wskaz�wka na niebieskim cyferblacie wie�y Uniwersytetu Moskiewskiego w G�rkach Leninowskich pokazywa�a minus czterdzie�ci stopni wed�ug skali Celsjusza. Silniki w samochodach nie zapala�y. Ptaki ba�y si� lata�. Miasto zastyg�o jak galareta z ludzkiego mi�sa. Rankiem spojrza�em w �azience na swoje odbicie w owalnym lustrze i zauwa�y�em, �e przez noc posiwia�y mi w�osy na skroniach. Zacz��em w�a�nie trzydziesty drugi rok �ycia. To by� najmro�niejszy stycze� w moim �yciu. Co prawda ojciec �yje do dzi� i nawet do niedawna w weekendy grywa� w tenisa. Teraz, cho� ju� mocno si� postarza�, wci�� jeszcze sam kosiark� elektryczn� kosi traw� na ��czce mi�dzy krzewami hortensji l r�, po�r�d krzew�w jego ulubionego od dzieci�stwa agrestu. Jak dawniej prowadzi samoch�d, uparcie nie zak�adaj�c okular�w, czym doprowadza mam� do rozpaczy, a w�r�d przechodni�w budzi postrach. Odseparowuje si� na pi�trze w swoim gabinecie na daczy, w kt�rego okna skrobi� ga��zie wysokiego d�bu, i pocieraj�c energicznie podbr�dek, d�ugo, powoli pisze co� na maszynie (mo�e wspomnienia?), ale to ju� s� drobiazgi. Dokona�em nie fizycznego, lecz politycznego zab�jstwa - co jak na warunki radzieckie oznacza�o prawdziw� �mier�. Czy rodzice to te� ludzie? Zawsze mia�em co do tego w�tpliwo�ci. Rodzice to niewywo�ane negatywy. Ze wszystkich ludzi, jakich spotykamy w swoim �yciu, najs�abiej znamy swoich rodzic�w, w�a�nie dlatego, �e to nie my czekamy na nich, inicjatywa pierwotnie zosta�a przej�ta przez �przodk�w�: to oni na nas czekaj�. P�powina nieprzeci�ta - sk�adamy si� z nich dok�adnie na tyle, na ile nie da si� ich zrozumie�. Kollaps wiedzy zapewniony. Reszta to domys�y. Boimy si� zobaczy� ich cia�o i zajrze� im w dusz�. Tak wi�c nie staj� si� dla nas lud�mi, na zawsze pozostaj�c szeregiem wra�e�, nieznaj�cych swego pocz�tku, nietrwa�ymi manekinami-mira�ami. To istoty nietykalne. Nasze s�dy o nich s� nieudolne, wyssane z palca, zbudowane na uprzedzeniach, na niewykorzenionych dzieci�cych l�kach, walce doskona�o�ci z rzeczywisto�ci�, usprawiedliwieniu tego, co nieusprawiedliwione. Ale rodzice s� bezradni wobec naszych ocen. Nasza wzajemna mi�o�� przynale�y nie do nich i nie do nas, ale do instynktu, kt�ry odnajdujemy tak w �onie matki, jak i w �onie cywilizacji. Instynkt ka�e nam energicznie poszukiwa� jasnego ludzkiego pierwiastka i nie mo�emy nie m�ci� si� na instynkcie, m�ci� za jego �lepot� swoimi g��bokimi spekulacjami my�lowymi. Mi�o�� pod has�em �ojcowie l dzieci� nie ma wsp�lnego mianownika wdzi�czno�ci, pe�na jest nieko�cz�cych si� krzywd i nieporozumie�, z kt�rych rodzi si� gorycz sp�nionego �alu. Rodzice to bufor mi�dzy nami i �mierci�. Tak, jak wielcy arty�ci, nie maj� prawa do wieku; nasz nieunikniony bunt przeciwko nim jest tak samo biologicznie nienaganny, jak i moralnie wstr�tny. Rodzice s� czym� najbardziej intymnym, co mamy. Ale kiedy rodzinna intymno�� urasta do rozmiar�w mi�dzynarodowego skandalu, kt�ry stawia rodzin� na granicy prze�ycia, jak to si� sta�o w moim domu, mimowolnie cz�owiek zaczyna my�le�, wspomina� i analizowa�. Dopiero teraz ostatecznie zdecydowa�em si� napisa� o tym ksi��k�. ANONIM Do ministra Spraw Zagranicznych ZSRR, towarzysza A. A. GROMYKO Kopia: AUSTRIA, WIEDE�. Przedstawicielstwo ZSRR przy ONZ. Do ambasadora W. I. Jerofiejewa List lotniczy, na kopercie - trzech lotnik�w. Bohater�w Zwi�zku Radzieckiego: P. Osipienko, W. Grizodubow, M. Raskow. Czterdziestolecie lotu bez mi�dzyl�dowania Moskwa - Daleki Wsch�d. Stempel pocztowy: 31-1791840 (nadano 31 stycznia 1979 roku o godzinie 18.40), Moskwa, Urz�d Poczto wy nr 9. Druga kopia (dla mnie): MOSKWA, ul. Gorkiego 27/29 m. 30. W. Jerofiejew List polecony, na kopercie - tunel pod Bajka�em. Z serii: Wsp�czesna fauna ZSRR. Stempel pocztowy: 31-1791840, Moskwa, Urz�d Pocztowy nr 9. Adres zwrotny i nazwisko, wskazane na kopercie, fa�szywe. Ortografia l interpunkcja anonimowego autora pozostawione bez zmian. SZANOWNY TOWARZYSZU MINISTRZE! Wydaje si�, �e z lokalnego skandalu, z jakim mamy obecnie do czynienia w sferach literackich, zobowi�zane s� wyci�gn�� wnioski r�wnie� pewne instytucje powi�zane z walk� dw�ch system�w spo�ecznych. Przede wszystkim MSW. Kto by pomy�la�: w rodzinie nader �naszego� dyplomaty, posiadaj�cego nienagann� ideologiczn� reputacj�, wyr�s� prawdziwy m�t, kt�ry pisze nieprzyzwoite seksualno-patologiczne opowiadania, a teraz wyst�pi� w charakterze redaktora i jednego z autor�w podziemnego almanachu, o okre�lonym antyradzieckim nastawieniu. A opowiadanie Wiktora Jeroflejewa, gdzie akcja rozgrywa si� w publicznym szalecie, pod kt�rym nale�y rozumie� nasze spo�ecze�stwo, to niebywa�y precedens! (...)! dop�ki w kr�gach literackich toczy si� �ledztwo, w jaki spos�b m�ody cz�owiek, nieposiadaj�cy ani jednej w�asnej ksi��ki trafi� w poczet cz�onk�w Zwi�zku Pisarzy Radzieckich, czy nie nale�a�oby pomy�le� o tym, �e swoich dziwnych idei na�apa� si� za granic�, gdzie bywa� i obecnie przebywa cz�sto na skutek zajmowanego przez jego rodzic�w stanowiska? Nie przypuszczamy, �eby by� bezpo�rednio zwerbowany, ale jedno praktycznie nie pozostawia w�tpliwo�ci: wroga ideologia bezpo�rednio opanowa�a jego umys�! (...) Prowadzi si� obecnie wiele rozm�w o tym, �e koneksje rodzinne pomog� temu odszczepie�cowi wypl�ta� si� z historii, w kt�rej zachowuje si� nader zuchwale i bez zapowiedzi na jak�kolwiek skruch�. By�oby wysoce niewskazane, gdyby wysoki autorytet rodzic�w t� spraw� polityczn�, praktycznie przygotowan� dywersj�, jak to si� m�wi, �wyciszy��. Przeciwnie, wydaje si� wyj�tkowo istotnym, by na przyk�adzie tej bolesnej sprawy przeprowadzi� akcj� wychowawcz� w granicach samego MSZ, aby wszyscy inni zastanowili si�, do jakich nast�pstw mo�e do prowadzi� liberalizm rodzic�w i brak wszechstronnej czujno�ci, co do kwestii... (Drugiej strony listu w obu kopiach brakuje). o By� mo�e jestem najbardziej wolnym cz�owiekiem w Rosji. W istocie, to niewielkie osi�gni�cie, szczeg�lnej konkurencji na tej niwie nie da si� zaobserwowa�. Wszyscy rywalizuj� w innych wymiarach. Co robi� ze swoj� wolno�ci�, sam nie wiem, ale zosta�a mi dana, jak jasnowidztwo. Jako� tak wysz�o, �e znalaz�em si� poza wszelkimi rangami, odznaczeniami, tytu�ami honorowymi i nagrodami. My�l�, �e mi si� powiod�o. Nie mam nad sob� kierownik�w, pod sob� podw�adnych. Nie jestem zale�ny ani od pizdy, ani od Armii Czerwonej. Olewam krytyk�w, mod�, wielbicieli. By� najbardziej wolnym cz�owiekiem w naj�mieszniejszym kraju na �wiecie to tak �mieszne, a� rzyga� si� chce. W innych krajach mieszkaj� powa�ni ludzie, nios�cy brzemi� odpowiedzialno�ci, jak pe�ne wiadra wody, a u nas - �mieszni, nieprzek�adalni na obce j�zyki faceci, baby, milicjanci, inteligenci, ko�cho�nicy, zeki, p�g��wki, naczelnicy i inne prymitywy. �miesznym ludziom wolno�� nie jest potrzebna. Jakie� tylko genialne idee nie przychodzi�y Rosjanom do g�owy - ka�da genialnie �mieszna. Tworzyli Trzeci Rzym, wskrzeszali ojc�w, budowali komunizm. W co oni nie wierzyli! W cara, w bia�e anio�y, Europ�, Ameryk�, prawos�awie, NKWD, sobornost [Sobomost - poj�cie my�li religijnej, w ideologii rosyjskiej wywodzone od dziewi�tnastowiecznego s�owianofila Aleksieja Chomiakowa (1804-1860); okre�lane jako r�wno�� zasad jedno�ci i wolno�ci, wrodzona pono� ludowi rosyjskiemu. (Je�li nie zaznaczono Inaczej, wszystkie przypisy pochodz� od t�umaczki.], wsp�lnot�, rewolucj�, czerwoniec, wy�szo�� narodow� - we wszystko i wszystkich wierzyli, pr�cz samych siebie. Ale co naj�mieszniejsze - to nawo�ywanie narodu rosyjskiego do samopoznania, bicie na alarm, bicie w buddyjski dzwon: - Wstawajcie, bracia! Obejmijmy si�! Wypijmy! Bracia wstan� i bez w�tpienia wypij�. Si�dzie cz�owiek z intelektualistami, ca�� noc a� do �witu rozmawia o Bogu, �mierci, babach, piosence autorskiej, losie - �y�y nabrzmiewaj�, koncepcje si� mno��. Horyzonty poszerzaj� si� na cztery strony: pali cz�owiek z Byronem, gra w bilard z Che Guevar�. Ale budzi si� rano - nie ma wi�cej inteligencji. Bohema na wylocie. Wtedy - do du�ego biznesu, telewizora, polityki, do oligarch�w - siedzi cz�owiek i g�upieje. Albo z m�odzie�� poniesie cz�owieka na dyskotek�: w toalecie dowie si� o kosmicznych walkach dobra ze z�em, etymologii japo�skich wulgaryzm�w, o czterdziestu czterech sposobach jak nie spodoba� si� top-modelce, mistycznych otch�aniach Armagedonu; za jednym zamachem odta�czy ta�ce etniczne. Rosyjscy pisarze to te� �mieszni ludzie. Jedni �miej� si� przez �zy, inni - tak po prostu. W tym �miesznym kraju maj� piecz� nad moralno�ci�. Ale s� krwio�erczy jak Aztekowie, gotowi sk�ada� ofiary z cz�owieka. Odr�buj� g�owy kobietom i wrogom. Powie�ci s� przesycone tematem �miesznych ojc�w i �miesznych dzieci. Nie tylko Turgieniew i Dostojewski, ale te� Srebrny Wiek w Petersburgu. Andrieja Bie�ego doprowadzi� ten temat do rytualnego zab�jstwa. Rewolucjonista-syn l reakcjonista-ojciec. Ksi��ka, bomba, terror. Gdyby moja mama wiedzia�a wtedy, kiedy cierpia�a z powodu mojej oboj�tno�ci wobec s�owa drukowanego l zaszczepia�a mi mi�o�� do literatury, �e wprowadz� ten temat w �ycie, szkodz�c ca�ej rodzinie, o, z pewno�ci� spali�aby wszystkie ksi��ki z naszej rodzinnej biblioteki. Z listu mamy do taty z Wiednia do Moskwy, 17 lutego 1979 roku: M�j drogi Wowa, Jutro up�yn� ju� dwa tygodnie, jak �yj� bez Ciebie. i ca�y czas mam wra�enie, �e jestem pod szkockim natryskiem. Woda raz letnia, raz gor�ca... Ju� Cl pisa�am, �e staram si� ca�kowicie zape�ni� czas zaj�ciami i przebywa� z lud�mi, �eby oderwa� si� od dr�cz�cych my�li. Ale wydaje mi si�, �e wyczerpa�am ju� wszystkie mo�liwo�ci jakichkolwiek spotka�. Zreszt� jak du�o ich mog�o by� w naszym samotnym �yciu? Trzeci dzie� pada deszcz, albo wszystko spowija g�sta mg�a, kt�ra nie pozwala nawet wyj�� na dw�r i pospacerowa�. (...) Kt�ry to ju� raz zamartwiam si� Twoimi problemami! No, jaki� Ty masz zwi�zek z eksperymentami literackimi? Wiktor zachowa� si� jak ostatni debil, wystawiaj�c si� na ciosy ze wszystkich stron, kiedy sam jeszcze niczego sensownego nie dokona�, jak to m�wi�, nie �wyszed� na ludzi�. C� za brak odpowiedzialno�ci! Narobi� g�upstw, bardzo i na d�ugo zabagni� sobie �ycie. Ale Ty! Co Ty masz z tym wsp�lnego? Nienaganna praca, kt�ra nadszarpn�a Ci zdrowie i nerwy. Kolosalna odpowiedzialno��. Ca�e �ycie po�wi�cone pracy. Nocne czuwania, kiedy inni (nieczytelne) albo pij� w�dk�. Musz� ko�czy�. Nie mog� d�u�ej o tym pisa�. (...) Przesy�am Warn co nieco. Skarpetki dla Andriuszy, puszeczka kawioru dla Ole�ki. Wino dla Was wszystkich. Ca�uj� bardzo mocno Gala o Jak dzikie zwierze, czas odbywa dalekie w�dr�wki. W zakurzonych walizkach ze sk�ry krokodyla, drogich teczkach z oderwan� r�czk�, kartonach po eksportowej w�dce �Stoliczna� kryj� si� wizyt�wki zmar�ych, zaproszenia na przyj�cia dawno dymisjonowanych rz�d�w, menu obiad�w i kolacji z nieistniej�cymi lud�mi, gazety z nadzwyczajnymi informacjami (g��wnie nekrologi). Biurokratyczny egzystencjalizm, t�sknota za nie�miertelno�ci�, pragnienie pozostawienia po sobie �ladu. M�j tata jest tandeciarzem. MAMA. Po co cl to by�o? Ojciec nigdy nie odpowiada na to pytanie. W g��wnej szufladzie jego biurka le�y numer �Prawdy�: niespotykana w historii dziennikarstwa nekrofilska apoteoza, z�amana w czarnych ramkach gazetowych szpalt. Styl orzeczenia lekarskiego o �mierci wodza jest tak znakomity, �e mimowolnie cz�owiek my�li: to jest literatura. Wtedy ca�e �ycie by�o literatur�. 5 marca 1953 roku jej bohaterowie podzielili si� na p�acz�cych i uszcz�liwionych. Ale by� jeden cz�owiek, kt�ry nie zwr�ci� uwagi na �mier� Stalina. Nie zwr�ci� uwagi ani na �a�obn� muzyk� w radio, ani czerwone flagi z czarnymi wst�gami, wywieszone na ulicach przez dozorc�w. Mieszka� w Moskwie, w samym centrum, na ulicy Gorkiego, w kamienicy numer 27/29, naprzeciw placu Majakowskiego, a jego s�siadem w wysokiej, solidnie zbudowanej przez je�c�w niemieckich, stalinowskiej kamienicy z zawijasami sztukaterii na fasadach, by� czo�owy stalinowski pisarz Aleksandr Fadiejew i wspania�y malarz socrealista Aleksandr �aktionow, kt�remu moja mama, dla zasady, odm�wi�a i nie zam�wi�a portretu: pokocha�a impresjonist�w, a �aktionow w�wczas mia� ju� nadszarpni�t� reputacj�. W taki spos�b mama pozosta�a bez portretu, kt�ry mo�na by�oby teraz sprzeda� za du�e pieni�dze. Opr�cz impresjonist�w, ju� w p�niejszym czasie, mama pokocha�a pie�ni Bu�ata Okud�awy. Pewnego razu przyprowadzi�a go do naszego domu Galina Fiodorowna. Pali�a, jeden po drugim papierosy �Jawa�, wyci�gaj�c je z pomi�tej mi�kkiej paczki, rytualnie wykruszaj�c przed odpaleniem. Chudy, m�ody i hardy (ale, by� mo�e, ze zmieszania) Okud�awa zjawi� si� skuszony kolekcj� p�yt Georges�a Brassensa, kt�rego m�j tata zna� osobi�cie, i wydawa�o mi si� wtedy, �e gdy tylko Brassens zacz�� �piewa�, Okud�awa zapomnia� o nas, a kiedy przez grzeczno�� przypomnia� sobie, przy niewielkim stoliku toczy�a si� rozmowa o �mierci Stalina i mama powiedzia�a, �e tego dnia wszyscy p�akali, bo nic nie rozumieli, a Okud�awa nagle tak cicho, cicho... OKUD�AWA. To by� najszcz�liwszy dzie� w moim �yciu. No i wysz�o koszmarnie niezr�cznie. Cz�owiek, kt�ry nie zwr�ci� uwagi na �mier� Stalina, mia� pi�� i p�l roku, ale to niewiele go usprawiedliwia. Dzieci �y�y, chodzi�y, �piewa�y i wiedzia�y, co si� dzieje w kraju. Ma�o tego, tata tego ch�opca pracowa� na Kremlu jako sekretarz Mo�otowa l oficjalny t�umacz Stalina (z j�zyka francuskiego). Mo�e ju� ca�kiem dopad�a mnie skleroza, ale jakkolwiek wyt�a�bym pami��, nie pami�tam dnia �a�oby. Jak to mo�liwe? Przez lata zadawa�em rodzicom to pytanie. Najpierw ustali�em, �e tego dnia mama p�aka�a razem ze swoimi przyjaci�kami. Wszystkie pracowa�y w MSZ ZSRR i p�aka�y z dw�ch powod�w. Po pierwsze, kocha�y Stalina. Po drugie, ba�y si�, �e bez Stalina kraj runie. Z czasem mama wyzna�a prawd�. MAMA. �a�uj�, �e p�aka�am, bo Stalin by� potworem. Co si� tyczy drugiego powodu, to przyjaci�ki z punktu widzenia historii mia�y racj�. Umar� Stalin i ZSRR zacz�� si� rozk�ada� dos�ownie nast�pnego dnia, s�siad Fadiejew wkr�tce si� zastrzeli�. I jakkolwiek kraj balsamowano, ten dalej si� rozk�ada�, a� w ko�cu rozpad� na cuchn�ce och�apy. No a co z tat�? P�aka�? TATA. By�em tego dnia zbyt zaj�ty, �eby p�aka�. No nie�le! Kiedy tata nie chcia� o czym� rozmawia�, nie odpowiada� wymijaj�co, tylko kr�tko i jasno. Oczywi�cie, musia� zam�wi� trumn�, wie�ce, katafalk, skupowa� takie nar�cza kwiat�w po ca�ym Zwi�zku Radzieckim, �e na gr�b kompozytora Sergiusza Prokoflewa, zmar�ego w tym samym dniu, co Stalin, nie by�o co po�o�y�. To on wreszcie za�atwia� z towarzyszami miejsce poch�wku pod murem kremlowskim, a w kolejne dni organizowa� ci�b� �a�obnik�w na placu Trubnym, sprz�ta� trupy tych, kt�rzy nie dotarli do niszy �a�obnej. Dopiero niedawno ojciec wyzna�: OJCIEC. Tego dnia odetchn��em z ulg�. Ale czy jest w tym wyznaniu odrobina prawdy, czy po prostu czas, jak dzikie zwierz�, zmienia tereny �owieckie? Z artyku�u Daniela Verneta. roku: ,Le Monde", 25 stycznia 1979 DES ECRIVAINS SOVIETIQUES NON DISSIDENTS REFUSENT LA CENSURE ET EDITENT UNE REVUE DACTYLOGRAPHIEE Moscou. - Un cafe dans une petite rue de Moscou. Un grouppe d'ecrivains a retenu la salle, mardi 23 janvier, pour presenter a quelques amis sovietiques, ecrivains et artistes, une nouvelle publication. Le jour prevu, pourtant, le cafe est ferm�. La veille, des medecins ont decide que le lendemain serait �jour sanitaire", que le cafe avait absolument besoin d'etre desinfecte de toute urgence. Cinq ecrivains: Vassili Axionov (dont des oeuvres sont con-nues en France, telles que Billets pour les etoiles ou Notre feraille en or); Andrei Bitov, Viktor Erofeev (criti�ue et homonyme de 1'auteur de Moscou-sw-vodka); Vasyl Iskander (ecrivaln installe en Abkhazie) et Eugene Popov (jeune poet� siberien) ont publie une revue en dehors des c�rcuits officiels, en refusant de se soumettre a une quelconque censure. (...) Ce recueil, �ualifie d'almanach par ses auteurs, selon la tra-dition russe du dix-neuvieme siecle, se presente sous la forme d'un grand cahier de format �uatre fois 21-29. Avec plus de cent vingt pages, ii represente l'equivalent d'un livre de sept cents pages. Vlngt-trois auteurs sovletiquesy sont publies. (...) L'almanach s'intitule Metropole, aux trols sens du terme: metropole comme capltale, comme metropolitain (under-ground), et comme le celebr� hotel de Moscou, car les auteurs �cherchent un toit". (...) [� PISARZE SOWIECCY, NIE B�D�C DYSYDENTAMI, NIE GODZ� SI� NA CENZUR� I WYDAJ� ODR�CZNIE PISANY ALMANACH. Moskwa. Kawiarnia w moskiewskim zau�ku. We wtorek 23 stycznia grupa pisarzy wynaj�a sal�, aby zaprezentowa� kilku sowieckim przyjacio�om, pisarzom i artystom now� publikacj�. W wyznaczony dzie� kawiarnia by�a jednak nieczynna. W przeddzie� sanepid zdecydowa�, �e nazajutrz odb�dzie si� de-zynsekcja, kt�rej kawiarnia wymaga bezzw�ocznie. Pi�ciu pisarzy: Wasilij Aksionow (jego utwory, takie jak Gwia�dzisty bilet i Nasza z�ota �elezka znane s� we Francji), Andriej Bit�w, Wiktor Jerofiejew (krytyk 1 imiennik autora Moskwy-Pietuszek), Fazil Iskander (pisarz z Abchazji) oraz Jewgienij Pop�w (m�ody poeta z Syberii) wydali czasopismo bez oficjalnej zgody w�adz, odmawiaj�c poddania si� jakiejkolwiek cenzurze. Ten tom, nazwany przez samych autor�w, zgodnie z tradycjami XIX wieku, almanachem, stanowi ogromn� teczk� formatu cztery razy A4. Ma ponad 120 stron, co odpowiada siedmiusetstronicowej ksi��ce. Uczestniczy�o w nim 23 sowieckich autor�w. (...) Almanach otrzyma� tytu� �Metropol", w trzech znaczeniach tego s�owa: metropolia jako stolica, jako metropolitain (underground) i jako s�ynny hotel �Moskwa", poniewa� autorzy �poszukuj� dachu" (...) (przyp. aut.). o Ojciec m�j by� jednym z najznakomitszych radzieckich dyplomat�w swego czasu. Cechowa�y go bystry, sprawny umys�, niewiarygodna pracowito��, optymizm, urok osobisty, szlachetna uroda, skromno��. Upodobanie do �art�w. Jego �arty przypomina�y igranie s�o�ca w zieleni drzew, pozosta�y we mnie nie w postaci s��w, ale nastroju, mia�y w sobie szczeg�lny, ciep�y mikroklimat, kt�ry sta� si� mikroklimatem mojego dzieci�stwa. Czasem mam wra�enie, �e m�j poci�g do krain po�udniowych, kt�ry odnajduj� u bliskiego mi (w tym wyj�tkowym wypadku) Iwana Bunina, uznanie nieistniej�cych na P�nocy top�l w�oskich i bia�ych akacji za moje drzewa, moje wpisywanie rodzimej flory w matryce paryskich platan�w zwi�zane s� w�a�nie z ojcowskimi �artami. Ojciec by� przyzwoitym cz�owiekiem, potrafi� by� niezale�ny, naturalny wobec wysokiego kierownictwa nawet w czasach stalinowskich, zreszt� w og�le, w odr�nieniu od wielu swoich o�owianych koleg�w z wytrzeszczonymi oczami, s�ugus�w, pacho�k�w i �walonk�w�, lubi� sta� na lekko rozstawionych nogach, troch� po ameryka�sku, w szerokich, wedle �wczesnej mody, spodniach, lekko mru��c oczy - tak w ka�dym razie twierdzi�a w rozmowie ze mn� c�rka s�ynnego marsza�ka, Maja Koniewa, kt�ra dobrze zna�a mojego ojca na pocz�tku lat pi��dziesi�tych. Zreszt�, ich wsp�lna amatorska barwna fotografia z tamtych lat, przedstawiaj�ca oboje na tle otwartej bia�ej limuzyny �ZIS� l oleandr�w w Soczi, z tenisowymi rakietami w opalonych d�oniach to dla mnie symbol s�odkiego stalinowskiego �ycia. Nieraz zdarza�o mi si� s�ysze� pochwa�y pod adresem ojca, od tak r�nych ludzi, jak wielki fizyk Piotr Kapica (przy obiedzie w podmiejskim domu na Nikolinej G�rze), M�cis�aw Rostropowicz, Emil Gilels, czy Jewgienij Jewtuszenko. Nie mog�em nie by� dumny z ojca. Nie przywozi� �g�rze� drogich prezent�w z zagranicy, nie nadskakiwa� �onom zwierzchnik�w. Odraz� budzi�a w nim og�lnie przyj�ta �dyplomatyczna� spekulacja: zakup za granic� drogiego sprz�tu, deficytowego na ubogim radzieckim rynku (aparaty fotograficzne, magnetofony, zegarki �Rolex�, adaptery) i odsprzeda� ze sporym zyskiem w moskiewskich komisach. Ojciec - zdeklarowany komunista, �stalinowski sok� o stalowym spojrzeniu, bezpo�rednio uczestniczy� w opracowaniu radzieckiej koncepcji �zimnej wojny� i szczerze wierzy� w wy�szo�� systemu radzieckiego nad kapitalizmem, marzy� o �wiatowej rewolucji. o Urodzi�em si� we wrze�niu 1947 roku. Mia�em szcz�liwe stalinowskie dzieci�stwo. Czysty, bezchmurny raj. W tym sensie jestem got�w stan�� w zawody z podejrzanie wysportowanym Nabokovem. Te� by�em paniczykiem, tyle �e on - arystokratycznym, a ja - nomenklaturowym. Urodzi�em si� w czepku. Min�o wiele lat, zanim to do mnie dotar�o. Wedle wierze� rosyjskich, w czepku rodz� si� szcz�liwi ludzie. Ludzie, kt�rym si� wiedzie. Mama z pewno�ci� d�ugo uwa�a�a, �e urodzi�em si� w czepku z powodu jakiej� absurdalnej pomy�ki. Kiedy mnie rodzi�a, we �nie przyszed� do niej Dostojewski, rzadki go�� jej sn�w. DOSTOJEWSKI. No i co, jeste� zadowolona? MAMA. Do tej pory by�am tak szcz�liwa tylko raz. Kiedy sko�czy�a si� wojna, �wi�towa�am zwyci�stwo w Tokio. Pracowa�am w ambasadzie radzieckiej, w aparacie attache wojskowego. Ambasadorowie wypili wszystkie zapasy najpierw zwyk�ych, a potem i markowych win. Pod koniec dw�ch dyplomat�w pobi�o si� o kobiet�. DOSTOJEWSKI. Ty by�a� t� kobiet�? MAMA. Od razu wida�, �e jest pan Dostojewskim. Dostojewski zmarszczy� brwi. DOSTOJEWSKI. Utop go. Moja mama zamy�li�a si� nad propozycj� klasyka. o Z mojego listu do rodzic�w, z Moskwy do Wiednia, b��dnie oznaczonego wsteczn� dat� (jak cz�sto si� zdarza w styczniu): 27/i/78, a w rzeczywisto�ci: 27/i/79. W intonacji listu - usypianie, w tre�ci - �synowska� mieszanka p�prawdy z prawd�. Do�� podst�pny list: Kochani mamo i tato, Nadarzy�a si� w�a�nie okazja, by napisa� do was li�cik, opowiedzie� wam o naszych sprawach. Ole�ka jest najwi�kszym optymist� w naszej rodzinie - gada coraz wi�cej i wi�cej, zabawnie artyku�uje s�owa, buduje ju� podstawowe frazy, a przy tym chodzi do przedszkola, gdzie chyba mu si� podoba l sk�d przynosi nowe umiej�tno�ci, g��wnie muzyczne (chodzi i �piewa). Wiesia jak zawsze przyt�oczona prac�, chuda i przezroczysta. Ja te� mam kup� spraw na g�owie. O jednej z nich chcia�bym bardziej szczeg�owo opowiedzie�. Przez rok kilku moskiewskich pisarzy (Andriej Bit�w, Wasilij Aksionow, Fazil Iskander i ja) przygotowywa�o almanach literacki, z�o�ony z eksperymentalnej prozy i poezji. Niedawno zanie�li�my go do Zwi�zku Pisarzy i zaproponowali jego publikacj�. Nasza inicjatywa zosta�a przyj�ta - do�� nieoczekiwanie dla nas - z wielk� podejrzliwo�ci�, kt�ra szybko rozwin�a si� w pot�ny skandal. Zacz�li nas ci�ga� do Zwi�zku Pisarzy na przes�uchania, prali nam m�zgi; oburzali si�, tupali nogami. Dzi�ki znanym nazwiskom (w almanachu s� Bella Achmadulina, Andriej Wozniesienski, W�odzimierz Wysocki l in.) skandal - z przes�uchaniem - sta� si� powszechnie znany w Moskwie, do��czy�a do niego zachodnia prasa, radio i zacz�o si� szale�stwo. Zebra� si� rozszerzony sekretariat Zwi�zku (oko�o 70 os�b) i przez cztery godziny grozili nam tacy ludzie, jak Gribaczow, J. �uk�w i in. �dzikusy�. Nie wiem, jak dalej si� to wszystko potoczy, ale wed�ug mnie �oni� powariowali. Mnie osobi�cie te� nie�le zmyli g�ow� (i w Zwi�zku, i w Instytucie). Jakby nasza czysta literacka robota przeros�a (dzi�ki idiotyzmowi niekt�rych gorliwych str��w zacofania i stagnacji) w cholera wie co. Pisz� wam o tym w nadziei, �e rozumiecie i ze spokojem zareagujecie na to. Zrozumiecie moje (dobre) zamiary (nie tylko moje, ale i moich przyjaci�). Niestety, jak wynika z przebiegu wydarze�, g�r� wzi�y mroczne si�y, ale je�li p�jd� na skrajne decyzje natury organizacyjnej, to skandal z moskiewskiego stanie si� ju� ca�kiem wielki (to, co si� dzieje, poniek�d przypomina, jak twierdz� naoczni �wiadkowie, rok i963). Nie trac� nadziei, �e sprawa zako�czy si� jako tako. W ka�dym razie, bez uzgodnienia ze mn� nie podejmujcie �adnych krok�w. Domy�lam si�, �e to wszystko bardzo was wzburzy, ale nic nie m�wi� teraz po prostu si� nie da. Czuj� si� �wietnie, ale nerwy zszarga�em sobie (l jeszcze zszargam) a� nadto. Andriusza l Wiesia, bidulki, te� strasznie si� niepokoj�... Dzi�kuj� wam za spodnie... zreszt�, teraz mam co innego na g�owie. Mocno i czule was ca�uj�, o rozwoju sprawy b�d� informowa� na bie��co. Uca�owania od Wiesi Wasz Wiktor o W powojennej wyg�odnia�ej Moskwie babcia dzwoni�a do mamy do pracy z entuzjastycznym doniesieniem na temat mojego �niadania: - Witiusza zjad� ca�� puszeczk� czarnego kawioru! Mama mia�a ciekaw� prac�. Czyta�a to, czego innym zabraniano, za co bezzw�ocznie mo�na by�o zosta� rozstrzelanym. Skromna wybranka, m�odsza bogini, wsp�uczestniczka tajemnic wszech�wiata w drapaczu chmur na placu Smole�skim, czyta�a ameryka�skie gazety l magazyny, tropi�c oszczerstwa na temat Zwi�zku Radzieckiego l streszczaj�c je kierownictwu departamentu prasy. Amerykanie zachowywali si� nie�adnie, obficie obrzucali oszczerstwami, strasznie szkalowali nar�d rosyjski. Amerykanie pisali, �e Rosjanie to ludo�ercy, co sami si� zap�dzili do syberyjskich lagr�w �mierci l �e Stalin jest najokrutniejszym dyktatorem na �wiecie, kanibalem, kt�ry po�ar� kraje nadba�tyckie, Polsk� i ca�� reszt� Europy Wschodniej. Dobrego wujaszka Joe, sojusznika w koalicji wojennej, ju� nie by�o. Inni, niezahartowani ludzie po dawce takich informacji mogliby dosta� rozwolnienia albo parali�u, ale od mamy ameryka�skie oszczerstwa odbija�y si� jak groch od �ciany. Ona rozumia�a, �e syberyjskie budowle komunizmu - to �adne tam �agry �mierci. She did hate the Americans [ona szczerze nienawidzi�a Amerykan�w], z wyj�tkiem Theodore�a Dreisera, kt�rego w wolnym od pracy czasie t�umaczy�a na rosyjski: marzy�a, by by� t�umaczk�. Mama wiedzia�a, �e Amerykanki maj� krzywe ow�osione legs, [nogi] kt�re demonstracyjnie gol�. Obrazy obcego, zagranicznego �ycia codziennie stawa�y przed jej oczami. Puszczaj�c oczko, wielb��d podsuwa� jej papierosa, jak ca�ej Ameryce. Ale jeszcze bardziej od Ameryki nie mog�a znie�� mojej babci Anastazji Nikandrowny. O ile Amerykanie dopiero tworzyli plany l�dowania desantu na Placu Czerwonym, p�osz�c komunist�w i bia�e nied�wiedzie, o tyle babcia ju� wyl�dowa�a w Moskwie i zakorzeni�a si� w naszym mieszkaniu. Mia�a swoje lokum na ulicy Mochowej, w jednopi�trowej kamienicy, przycupni�tej przy budynku Muzeum Kalinina, dok�adnie naprzeciwko sklepionego wej�cia do niezbyt g��bokiej stacji metra �Biblioteka imienia Lenina�, z ogrzewaniem plecami w�glowymi, szczeg�lnym zapachem rosyjskiego prowincjonalnego wdowie�stwa, z wod� bie��c�, ale bez kanalizacji (pod umywalk� w korytarzu wiecznie sta�o wiadro z m�tnymi mydlinami; sika�em do niego), jednak w naszym mieszkaniu, odsuwaj�c Marusi� na drugi plan, babcia sta�a si� kr�low� kuchenki gazowej. Na niej sma�y�a kie�bas� i gotowa�a bielizn� w bulgocz�cym ocynkowanym kotle, gdzie bez problemu mo�na by�o ugotowa� w ca�o�ci spore dziecko. Wielkimi drewnianymi szczypcami wyci�ga�a okapuj�c� bielizn� z guzikami (przypominaj�c� gigantyczne szmaciane raki), tar�a j� na �ebrowanej tarze, p�uka�a, a z czo�a kapa�y jej wielkie krople potu, i rozwiesza�a do suszenia w kuchni za pomoc� szarych drewnianych spinaczy z niewiarygodnie mocnymi spr�ynami. Kuchnia zamienia�a si� w pole namiotowe, gdzie, ku mojej wielkiej dzieci�cej rado�ci, �atwo mo�na by�o si� zgubi� i ca�ymi dniami daremnie szuka� nawzajem. Roz�arza�a ci�kie �eliwne �elazka do z�owieszczej czerwono�ci; sp�d �elazek �wieci� si�, niczym mistyczne �redniowieczne narz�dzie tortur z uchwytem owini�tym szmatami, kt�rym zaciekle prasowa�a garnitury taty, sycz�ce i wypuszczaj�ce gor�c� par� spod mokrego, z rudymi od oparze� smugami, zniszczonego prze�cierad�a, kt�re w swoim drugim �yciu sta�o si� �ciereczk� do prasowania. Siedz�c przy macintoshu, rozumiem, jak w mojej g�owie k�plelowo-pralnlczy warsztat babci przekodowa� si� w wysublimowan� prac�. Babcia wychlusn�a na mnie cebrzyk energii. Jestem jej wnukiem. Uwija�a si� w kuchni zgrzana, spocona, na wp� obna�ona, w r�owym staniku, uskar�aj�c si� na serce, po czym udawa�a si� albo do �azienki, gdzie my�a si� w tak niezno�nym ukropie, �e lustro p�aka�o z gor�ca, albo karetk� do szpitala. Wed�ug mamy by�a symulantk�. Kiedy wybucha�y awantury, babcia tak mocno trzaska�a drzwiami, �e z okien wylatywa�y szyby. Moja ca�kowicie wyluzowana niania, Marusia Puszkina, z wiecznie zdumion�, ale zadowolon� z �ycia twarz� wiejskiej dziewuchy spod Wo�oko�amska, dziarsko mi k�ama�a: to przeci�gi. Mama �y�a pod babcin� okupacj�, zamyka�a si� w �azience na wypadek k��tni, �yka�a �zy, kuli�a si�, ale na usuni�cie babci (protektorat ojca) z mieszkania brak�o jej si�. - Prosz� podawa� dziecku kaszk� mann� - cicho m�wi�a mama z radzieckiego drapacza chmur, kartkuj�c magazyn �Life�. o Tata troskliwie przynosi� z pracy z kremlowskiego rozdzielnika �ywno�ci niebieskie reklam�wki z przepysznym jedzeniem: kruchymi par�wkami, cienk� kie�bas� �Doktorsk��, szynk�, �ososiem, jesiotrem w�dzonym, krabami. Spr�bowa� ju� najwy�sza pora, by poczu� jak smaczne i delikatne s� kraby! - g�osi�a jedna z nielicznych reklam tamtych lat przy wej�ciu do restauracji �Akwarium� z dwiema ogromnymi dworskimi wazami z marmurowymi koz�ami, objadaj�cymi li�cie winogron (teraz miga tam lasvegasowskimi lampkami kasyno). Na deser tata kupowa� za �mieszne pieni�dze cha�w�, blador�ow� piank� owocow�, rumowe zefirki w czekoladzie, cukierki �Nied�wiadek�, r�nokolorowe kijowskie kandyzowane owoce, rachat�ukum, miodowe pierniczki i r�ne inne smako�yki. Czasem przez torb� przesi�ka�y ciemnoczerwone plamy: to s�czy�a si� krew ze �wie�ej r�banki wo�owej. W �rodku zimy, kiedy mr�z malowa� na szybach okiennych paprocie, po kuchni roznosi� si� ostry zapach male�kich chropowatych og�rk�w z ��tym zawi�zkiem kwiatka. Ksi��ka kucharska z czas�w stalinowskich O smacznym i zdrowym od�ywianiu z eleganckimi fotografiami w kolorze sepii przedstawiaj�cymi obfito�ci sto�u, siewrugi, mleczne prosi�ta, gruzi�skie markowe wina w naszym domu nie wygl�da�a na natrz�sanie si� z cz�owieka. By�em chudy l nie lubi�em je��. W walce o m�j apetyt babcia torturowa�a mnie tranem. Jej marzenie, by zamieni� mnie w pulchnego dzieciaka kiedy� si� spe�ni�o, pop�dzili�my wi�c w wolnej chwili do fotografa, �eby zrobi� sobie zdj�cie w obj�ciach, przytulaj�c si� policzkami. Przywileje, delikatnie si� mno��c, spowija�y wszystkie strony naszego �ycia: od dorocznego bezp�atnego szycia dla taty modnego garnituru z importowanego angielskiego sukna na Mo�cie Kuznieckim, szpitala na Siwcowym Wra�ku z korytarzami wy�o�onymi dywanami, roz�o�ystymi palmami w donicach i czu�ymi lekarzami z dzieci�cych bajek, czystej klatki schodowej z ochron�, bo mieszka� tam te� wszechmocny naczelnik stalinowskiej ochrony towarzysz W�asik, noworocznych choinek na Kremiu, pachn�cych ad�arskimi mandarynkami, z niebagatelnymi prezentami, karnet�w do kina na deficytowe filmy, do teatr�w na wszystkie spektakle, specjalnych talon�w na ksi��ki (zapisy na dzie�a wszystkie, ca�e tomy, niedost�pne w zwyk�ych ksi�garniach), a� do rezerwacji na Cmentarzu Nowodziewiczym. Latem d�ugim czarnym ZIM-em, podobnym do z�batego ameryka�skiego automobilu z ko�ca lat czterdziestych ubieg�ego wieku, wyje�d�ali�my na pracownicz�, ministerialn� dacz� pod Moskw�. Tam, w bezmiarze czerwcowego zmierzchu, odurzony jazd� na rowerze i zapachem czeremchy, z kropelkami mieka prosto od krowy (kt�re wci�� mi si� odbija�o) na nami�tnych niedzieci�cych ustach, gra�em na drewnianym ganku w szachy z Marusi� Puszkin�, kt�r� podrywa� szofer ojca - Sasza w czarnym kaszkiecie. o Urodzony zwyci�zca (rodzice dali mi imi� na cze�� zwyci�stwa nad Niemcami), wygra�em z Marusi� pierwsz� w swoim �yciu parti� szach�w. �wiat by� pe�en solidnych rzeczy: latar�, wysokich budynk�w, stacji metra, bia�ych parkowych �awek z wygi�tym oparciem; na jednej z nich zim�, pomimo zamieci, kontynuowali�my sw�j nieko�cz�cy si� turniej. Figury szachowe �chodzi�y� po pas w �niegu. Traci�em przytomno�� od koszmarnego kokluszowego kaszlu; ona, roze�miana, wyciera�a nos jednopalcow� r�kawic� z dziurk�. Byli�my r�wnorz�dnymi partnerami, �gapowatymi�, myl�cymi hetmana z kr�lem, l podobni charakterem - oboje szaleni. Trudno mi by�o nauczy� si� przegrywa�. Z p�aczem rzuca�em w Marusi� figurami. Kiedy si� pogodzili�my, wy�awiali�my je razem z wody po odtaja�ym �niegu. Wiosna zawsze przychodzi�a nagle, zaskakuj�c nas w drodze powrotnej do metra strumykami, przer�blami wok� lip, przemokni�tymi butami, �wie�o rozkwit�ym s�o�cem, powietrzem. Rodzina ze s�u�b�, krewnymi, bliskimi przyjaci�mi, przyjaci�kami mamy tworzy�a niezawodny klan. �y�em, jak u Pana Boga za piecem. o Z artyku�u pierwszego sekretarza moskiewskiego oddzia�u Zwi�zku Pisarzy Radzieckich (SSP): Feliks Kuzniecow, Zamieszanie z �Metropolem�, �Moskowskij Lltieriator�, 9 lutego 1970 roku: (...) A wstydu, wymagaj�cego pozoru os�ony, w tym tomie r�nogatunkowych materia��w a� zanadto. Obficie zaprezentowano tu literackie bezgu�cie i bezradno��, nijako�� l wulgarno��, tylko z lekka przykryte zapraw� swojskiego �absurdyzmu� albo nowoobjawionego bogoiskatielstwo. O skrajnie niskim poziomie tego tomu m�wili praktycznie wszyscy uczestnicy wsp�lnego posiedzenia sekretariatu i komitetu partyjnego moskiewskiej organizacji pisarskiej, gdzie by�a mowa o almanachu �Metropol�. Przy czym rzecz paradoksalna: wymuszone dysputy o duszy wprost s�siaduj� tutaj z niemoraln� bazgranin�, jak� zajmuje si�, dla przyk�adu, w opowiadaniu Kurwa n�dza pocz�tkuj�cy literat W. Jerofiejew, kt�rego bohater kontempluje napisy l obrazki na �cianach m�skiej toalety, a nast�pnie przemieszcza si� w tym samym celu do damskiej. A co jest warty tytu� drugiego opowiadania tego� W. Jerofiejewa: Cokolwiek spuszczony orgazm stulecia! (...) o Ka�dy Rosjanin chce by� carem, ale nie ka�demu si� to udaje. Rosyjscy carowie zawsze byli bardzo pro�ci w obej�ciu. Moja babcia, Anastazja Nikandrowna, urodzona w guberni kostromskiej, z domu Ruwimowa, widzia�a ostatniego cara Rosji w Sankt Petersburgu. Bez �adnej ochrony kupowa� w pasa�u Gostinyj Dw�r na Newskim Prospekcie guziki. Najwyra�niej zgubi� guzik od szynelu, nie m�g� si� doprosi�, �eby mu kupiono, wi�c poszed� sam na zakupy. Ale nie na z�o�� wszystkim, a w dobrych intencjach. Nie chcia� nikomu pokaza�, �e jest taki sam, jak wszyscy: stoi i wybiera guziki, ale tak wysz�o. Babcia zapami�ta�a cara na ca�e �ycie, i ta historia mie�ci�a si� w skromnej racji jej najlepszych wspomnie�. Gdyby Miko�aj II nie kupowa� w Gostinym Dworze guzik�w, by� mo�e jej �ycie by�oby o wiele ubo�sze we wspomnienia, a tu prosz�, taki przypadek. - Car naprawd� by� sam, bez ochrony? - pyta�em w dzieci�stwie, w tych w�a�nie czasach, kiedy o rosyjskim carze lepiej by�o w og�le nie m�wi�. A ona odpowiada�a, jak gdyby nie tylko widzia�a, jak to car kupuje w Gostinym Dworze guziki, ale jakby by�a bardzo bliska carowi, tak bliska, �e bli�ej si� nie da: - Nikogo wi�cej nie zauwa�y�am. - i co, �adnej ochrony? - �adnej. - i c�rek przy nim te� nie by�o? - A jaki m�czyzna - zdziwi�a si� babcia - chodzi do Gostinego Dworu po guziki z c�rkami? - To mo�e by� z synem? - dopytywa�em si�, by�em jeszcze zupe�nym dzieciakiem. - Poczekaj - m�wi�a - opowiem ci, jak to dok�adnie wygl�da�o. Przysz�am do Gostinego Dworu kupi� sobie bia�e koronkowe r�kawiczki... - A mo�e to nie by� car, tylko tobie si� zdawa�o? - przysz�o mi kiedy� do g�owy. Babci� a� zatka�o. Patrzy�a na mnie nierozumiej�cymi oczyma, jakbym jej ukrad� z r�ki zegarek. Kiedy wr�ci� jej rozs�dek, obr�ci�a si� na pi�cie i nie rozmawia�a ze mn� ca�y dzie�. Nazajutrz - rzecz dzia�a si� na daczy - zapyta�em j�: - A po czym pozna�a�, �e to car? Po pagonach? - Car na pagonach nic mia� napisane, �e jest carem - pouczaj�co odrzek�a babcia. - No to co, po w�sach? - Wszyscy m�czy�ni w Rosji mieli w�sy - odpar�a babcia - a wielu nosi�o brod�. - To po sposobie poruszania si�? - On nigdzie nie chodzi�, sta� i obraca� w r�kach guziki. - A wszyscy go poznali, czy tylko ty? - Nikogo wi�cej nie widzia�am, tylko jego. - A daleko od niego kupowa�a� r�kawiczki? Ile metr�w was dzieli�o? - Jeszcze nie kupowa�am, tylko pyta�am o cen�. - By�a� obok? - R�kawiczki i guziki sprzedawano w Gostinym Dworze w tym samym dziale. - No i co� ci powiedzia�? Pom�g� ci mo�e wybra� bia�e koronkowe r�kawiczki? - By� zaj�ty swoimi guzikami. - A d�ugo tak stali�cie obok siebie w dziale, on z guzikami, a ty - bia�ymi koronkowymi r�kawiczkami? - Idiota - powiedzia�a babcia. - Takich pyta� si� nie zadaje. i zn�w ca�y dzie� nie rozmawia�a ze mn�, nawet milcza�a podczas kolacji, chocia� kolacja by�a bardzo smaczna, bo babcia bardzo dobrze gotowa�a. Szczeg�lnie pyszne przyrz�dza�a paszteciki z mi�sem. Kiedy szykowa�a paszteciki z mi�sem, robi�a si� rumiana. Z takim samym rumie�cem na policzkach opowiada�a o carze. - A mo�e car by� z �on�? - zapyta�em j� ju� zim�, w moskiewskim mieszkaniu na ulicy Gorkiego. - Nie zbaczaj z tematu - powiedzia�a babcia - lepiej odrabiaj lekcje. - A dlaczego wtedy nazwa�a� mnie idiot�? - Nie nazwa�am. - Nie, nazwa�a�. - K�amiesz. - Nie k�ami�. - By� sam - powiedzia�a babcia. - Sta� w pasa�u Gostinyj Dw�r i bardzo d�ugo wybiera� guziki. - A caryca? - Tylko nie m�w nikomu. - Nie powiem. - �e widzia�am cara. - Dlaczego? - Obiecujesz? - Tak. - Nikomu, nikomu? - Nawet mamie? - Nawet mamie. - Ale mamie trzeba m�wi� wszystko. - Ale o carze mamie mo�na nie m�wi�. - On jest wa�niejszy od mamy? Babcia zamy�li�a si�. By�a mam� mojego taty. - Wiesz, �e tw�j tata chce odej�� od mamy? - Dok�d? Wyobrazi�em sobie, jak tata odchodzi od mamy le�n� �cie�k�, zasypan� �niegiem l poczu�em wielki strach i wielki ch��d. Od tej pory, nawet teraz, kiedy kupuj� sobie guziki, szczeg�lnie w pasa�u Gostinyj Dw�r w Petersburgu, czuj� si� jak rosyjski car. o W zamieszaniu powojennych narodzin najwyra�niej dano mi cudzy los. W pi�mie przewodnim, kt�re w og�lnym zarysie obja�nia matryc� mojego ziemskiego istnienia, byty podane zdarzenia i czyny, na kt�re zdecydowanie nie by�em przygotowany. Zadomowi�a si� we mnie z szalon� energi� czarna pantera, podczas gdy by�o tam miejsce dla cichego, ufnego zwierz�tka. By�em opiesza�y. Godzinami mog�em wi�za� sznurowad�a w butach; w ko�cu i tak nie nauczy�em si� ich prawid�owo wi�za�. Wiecznie rozsznurowuj� mi si� buty, co kobiety, kt�re id� obok mnie, stale doprowadza do sza�u. Podskakuj� na jednej nodze na ulicy, rozgl�daj�c si�, na czym m�g�bym oprze� rozsznurowany but. Pocz�tkowo podoba im si� to, jako moja cecha szczeg�lna, albo �miej� si� z mojej nieporadno�ci, ale z czasem te suki wpadaj� w sza�. Z drugiej strony, by�em energiczny. By�em huraganem pragnie�, zmiataj�cym wszystko wok� siebie. Ta niewiarygodna niezgodno�� odbi�a si� na moich zdj�ciach z dzieci�stwa. Szalone spojrzenie czarnych oczu przeszywaj�cych �wiat po to, �eby wywierci� w nim nowe, niebywa�e prawo, nale�y do nie�mia�ego, przygarbionego dziecka o delikatnym, czaruj�cym u�miechu pe�zaj�cym po ludo�erczych wargach. Ogromne dziurki w nosie gotowe wci�gn�� do �rodka ca�y kobierzec zapach�w, zdj�� skalp pokrywy ro�linnej, wykra�� aromat potraw i napoj�w. Ten nos z dr��cymi skrzyde�kami by� szczeg�lnie agresywny i nieludzki. Ogromna g�owa, na kt�r� nigdy nie mo�na by�o dobra� czapki ani kaszkietu do mundurka radzieckiego ucznia, w swojej projekcji maj�ca czaszk� prehistorycznej ma�py, co odkryli moi koledzy z klasy i przezywali mnie �goryl�, by�a nasadzona na chudziutkie ramiona i kiedy chwyta�em cokolwiek swoimi chudziutkimi r�czkami (kt�re w ko�cu pozosta�y chude), to by�o w tym co� z obrazu Edvarda Muncha Krzyk. o Z artyku�u Kevina Klose: SOVIET UNION IS HARASSING FOUNDERS OF NEW JOURNAL, �Intrrnational Herald Tribune�, 07, 02, i979 MOSCOW (WP). - Soviet authorities have begun a campaign of harassment and threat to intimidate the founders of a new unofficial litera�y magazine that seeks to challenge state control of the arts. The five editors of Metropol have been upbraided by the Moscow Writers Union and several have been threatened with expulsion from the Union. State publishing watchdogs, In the two weeks since the journal was announced, have been withdrawing from circulation films, plays, novels and even magazines containing articles by any of the editors. (...) Vassily Aksyonov, one of the Soviet Union�s most popular writers and principal editor of Metropol, said hh had been accused of seeking notoriety in the West so he can emigrate more easily. Mr. Aksyonov who has mad� several official trips to Western countries in recent years and whose stories have been officially translated into Engllsh, sald he had �no intention of emigrating�. (...) [ZWI�ZEK SOWIECKI PRZE�LADUJE TW�RC�W NOWEGO PISMA MOSKWA (WP). W�adze sowieckie rozpocz�y kampani� prze�ladowa� i gr�b, aby zastraszy� tw�rc�w nowego nieoficjalnego pisma literackiego, kt�re rzuca wyzwanie pa�stwowej kontroli sztuki. Pi�ciu tw�rc�w �Metropolu� poddano sankcjom ze strony moskiewskiego oddzia�u Zwi�zku Pisarzy l kilku grozi usuni�cie ze Zwi�zku. Wydawniczy cerberzy w ci�gu dw�ch tygodni po og�oszeniu informacji o pi�mie, wycofali z obrotu filmy, sztuki, powie�ci l nawet czasopisma, zawieraj�ce artyku�y wszystkich tw�rc�w almanachu. Wasilj Aksionow, jeden z najpopularniejszych sowieckich pisarzy l g��wny tw�rca �Metropolu� poinformowa�, �e obwinia si� go o szukanie rozg�osu na Zachodzie, by w ten spos�b u�atwi� sobie emigracj�. Pan Aksionow, kt�ry w ostatnich latach odby� kilka oficjalnych wizyt w krajach Zachodu l kt�rego utwory by�y oficjalnie t�umaczone na j�zyk angielski, zapewni�, �e nie zamierza emigrowa� (przyp. aut.).] o Stoj� przed czarnym drewnianym s�upem. Lato. Niesnaski. Ile mam lat, nie wiadomo. Prosta, kr�tka grzywka l ca�kiem kr�tko ostrzy�one w�osy. By� mo�e na g�owie bia�a panama, ale nie jestem pewien. Jestem pewien czego innego: do s�upa przybita jest �elazna tabliczka. Na niej: czaszka i ko�ci. Przekre�la je czerwona z�amana strza�a. Stoj� przed tym s�upem z dreszczem uwielbienia. Wydaje mi si�, �e je�li dotkn� drewnianego s�upa, to mnie zabije. Nie wiem, co to takiego, ale mam przeczucie, co to jest. Wszystkie kolejne wra�enia przykrywa i przekre�la ta strza�a. Wszed�em w �ycie poprzez koszmar �mierci. �mier� pobudzi�a mnie. Moje pierwsze �yciowe doznanie - to dziki strach przed �mierci�. Ona uczyni�a mnie tym, kim jestem. Nie opanowa�em szoku. Kiedy widz� czaszk� i ko�ci, znaki elektryk�w, wzdrygam si�, jakby mi przypomina�y o sensie mojego �ycia. Wysokie sosny, b��kaj�ce si� kozy. S� w mniejszym stopniu w�asno�ci� prywatn� ni� krowy, kt�re praktycznie zosta�y zakazane. �mier� i kozy na idyllicznej ��czce. Chc� pog�aska� kozy, ale boj� si� ich rog�w; niekt�re maj� je odpi�owane. Lato pe�ne k�z. Zrywam traw�, podaj� k�zkom. One rzygaj� i sraj� ma�ymi kulkami. Karmi� kozy traw�. Koza to wyj�ciowe zwierz� mojego �ycia. Pie�� koz�a - m�j m�odzie�czy gatunek. Wyci�gam r�k�, �eby dotkn�� s�upa i cofam. Igram ze �mierci�. Koszmar �mierci wszystko przes�ania. Potem wszystko ga�nie. Ale tego lata �wiadomo�� budzi si� jeszcze raz i zn�w z powodu �mierci. Jedziemy szos� w czekoladowej pobiedzie taty. Wok� pola. Nagle zrywa si� burza. Rozbrzmiewa okropny grzechot i - potworny wybuch. Piorun uderza w s�up elektryczny tu� obok samochodu. Podstawa s�upa przeistacza si� w palm� ognia. We wszystkie strony lec� iskry. �mier� organizuje przedstawienie, nigdy nic bardziej wstrz�saj�cego nie widzia�em, ani w teatrze, ani w kinie. Dosta�em zadanie i teraz powinienem si� z nim upora�. B�g Gromow�adny, kimkolwiek jest, wycelowa� we mnie palcem. Gromow�adca wprowadzi� w moim �yciu porz�dek. To by� m�j pierwszy porz�dek. P�niej wielokrotnie zbacza�em, szed�em w korowodzie przypadk�w, ale �mier� sta�a si� moim �yciowym punktem orientacyjnym, wystukiwa�a sw�j rytm, a� w ko�cu go us�ysza�em. Tkwi�cy we mnie od urodzenia silny mechanizm strachu przed �mierci� zadzia�a�. Nie mam �adnego stosunku do tego mechanizmu - to moja osobista matryca. Nie zna�em ani lamp oliwnych, ani ikon. Rodzice mnie nie ochrzcili. Babcie nie zanios�y mnie potajemnie do cerkwi. Chrze�cija�stwo mnie omin�o. W Zwi�zku Radzieckim uwa�ano, �e �mierci nie ma. �mier� to samowolka. Marksistowska filozofia toczy�a si� obok �mierci, zatykaj�c nos. Zmar�ych traktowano skandalicznie, jak dezerter�w. Robota grabarska by�a zorganizowana do chrzanu. Przez d�ugie lata po rewolucji wok� cmentarzy cuchn�y niezakopane trupy. Jad�y je zdzicza�e psy, w��czaj�c wytworne charty. P�niej uruchomiono szybki spos�b pozbywania si� nieboszczyk�w - kremacja. W kraju wyros�y pnie krematori�w. Na grabarzy szli tylko alkoholicy. Ze �mierci� musia�em sobie sam poradzi�, bez po�rednik�w. Z braku duchownych zmieni�em si� w maniaka �mierci. o Kiedy moja twarz promienia�a od salw honorowych, kiedy do naszego mieszkania szofer taty Sasza (kt�ry nam�wi� Marusi� Puszkin� do wsp�lnego zamieszkania, ale okaza� si� draniem, bo w �yciu niezale�nym od nas by� �onaty) wnosi� noworoczn� choink�, a my�my zaczynali j� ubiera�, staj�c na krzes�ach i si�gaj�c wierzcho�ka, �eby osadzi� tam czerwon� gwiazd�, na ga��zkach wieszaj�c bombki l zabawki, a na dole stawiaj�c mojego pierwszego dzieci�cego boga z rumian� twarz� wo�nicy i po rosyjsku perkatym nosem, czu�em, �e to jest przemiana. B�g-mr�z by� wyci�ty z mitologii powszechnej t�pymi no�yczkami i pozostawiony sam, p�ki z choinki nie opadn� ig�y, na dwa tygodnie, do starego Nowego Roku, ale nawet ten male�ki odprysk �wiatowego panteonu ogrzewa� mnie swoimi �askami. M�wi� o tajemnicy �wiata, by� moim sprzymierze�cem. Wczesnym rankiem pierwszego stycznia, kiedy rodzice jeszcze spali, wyskakiwa�em ze swojego ��ka, kt�re sta�o wtedy w sypialni rodzic�w ko�o okna z gor�cym kaloryferem, i ucieka�em do pachn�cej igliwiem jadalni, �eby wej�� pod choink�. Dziadek Mr�z o twarzy wo�nicy by� otoczony prezentami. Wskutek przegrzania kaloryfera cz�sto �ni�y mi si� czarne publiczne procesje. Z choroby na �mier� moje m�ode �ycie leczy�y �wi�ta i prezenty. �ycie to �wi�ta i prezenty, ca�a reszta to nieporozumienie. �ycie polega na odwracaniu uwagi od �mierci. Nikt mi nie zaszczepi� moralno�ci biedy, niewolnictwa, tch�rzostwa. Nie cierpia�em z powodu upokarzaj�cego �ycia w mieszkaniu komunalnym. Moja spontaniczna moralno�� polega�a na bezgranicznym zaufaniu do �wiata, ca�kowitym otwarciu na �wiat. By�em t� w�a�nie dusz�, kt�ra zosta�a zrodzona po to, by sta� si� ta�cz�cym bogiem. Nie rozumiem, jak mo�na pracowa� ca�y dzie�, z roku na rok, za idiotyczne wynagrodzenie, z kr�tk� przerw� na obiad, pokrzykiwaniem szefa i mrocznym chamstwem kolektywu. Domy�lam si�, dlaczego trzeba pracowa�, ale nie wiem - po co? Za to od wczesnego dzieci�stwa wiedzia�em, �e prezenty dzieli si� na dwie kategorie. S� prezenty-marzenia, o kt�rych cz�owiek nawet nie �mie my�le�, a je�li pomy�li, to tylko przed snem. Na przyk�ad, kolejka z ogromn� ilo�ci� wagon�w, most�w i tor�w. Takie prezenty gwarantuj� pomy�lno�� w doros�ym �yciu, odmieniaj� ca�e �ycie i kieruj� je w s�uszn� stron�. A tu mama cicho podejdzie od ty�u i cz�owiek, ca�y poch�oni�ty prezentem, nawet nie zauwa�y, jak ona podejdzie i pog�aszcze po g�owie. To moment pe�ni szcz�cia. Ale s� prezenty �na odwal si�. Kupowane napr�dce, z musu, one te� emanuj� dziwn� energi�, pachn� gotowanym makaronem. No, jaka� tam gra planszowa albo �nieprawdziwy� samoch�d �stra�acki z drabin� na sznurkach. Siedzi si� przed takim prezentem i robi si� �al samego siebie i rodzic�w. Ale nie pokazuje si� tego po sobie, z wysi�kiem cieszy, obejmuje mam�, a samemu si� my�li: �Ale dlaczego tak? Przecie� wszystko rozumiem�. o Z listu mojego brata Andrieja (jest m�odszy ode mnie o osiem i p� roku) do rodzic�w do Wiednia: Moskwa, 08. 05. 1979 Kochani mamo i tato, Jeszcze jeden, dwa listy i zako�czy si� nasz wieloletni epistolarny kontakt - ca�a epoka w moim �yciu. (...) Na listach uczy�em si� pisa�, no i do ko�ca si�