9849
Szczegóły |
Tytuł |
9849 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9849 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9849 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9849 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAZIMIERZ KORKOZOWICZ
Nagie Ostrza
WYDAWNICTWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ
ROK 1410
Tak si� sta�o, �e ma�o wa�ny w istocie przypadek zadecydowa� o losie i �yciu kilku ludzi. Inaczej zapewne potoczy�yby si� zdarzenia, gdyby w wozie, kt�rym mieli jecha� wi�niowie, nie p�k� dyszel.
Zgodnie z rozkazem konw�j mia� wyruszy� noc�. Deszcz zacz�� jednak pada� ju� z wieczora, zamieniaj�c drog� wiod�c� z bydgoskiego zamku w grz�skie bajoro. Konie, dobrze od�ywiane i wypocz�te, zatem ostre i ��dne ruchu, rych�o spowodowa�y wypadek, zw�aszcza, �e panowa�y jeszcze ciemno�ci.
Trzeba wi�c by�o je wyprz�ga�, a wi�ni�w odprowadzi� z powrotem do loch�w. Zanim za� dopasowano nowy dyszel, nasta� ju� �wit. Na zamkowym podw�rcu zacz�li kr�ci� si� pacho�kowie i s�u�ba, tote� widok pobrz�kuj�cych �a�cuchami z�oczy�c�w, kt�rych �adowano powt�rnie na w�z, �ci�gn�� t�um ciekawych.
Wprawdzie dow�dca konwoju rycerz Maciej z Rogo�na pr�bowa� rozp�dzi� gapi�w, ale nie na wiele to si� zda�o. Rozsierdzony wi�c zw�ok� i skutkami, jakie spowodowa�a � bo rozkaz by� wyra�ny � z�o�� wylewa� na zbrojnych. Ci, poganiani kl�twami, po�piesznie dopinali popr�gi i zak�adali w�dzid�a.
Nie oby�o si� jednak bez wymiany po�egna� z czeladzi� zanikow�. Do wozu podsun�� si� jeden z pacho�k�w, kt�ry w�a�nie sko�czy� wart� na murach.
� Ej, W�odek! � zagadn�� jednego �e zbrojnych. � A dok�d ich wieziecie?
� Szmat drogi, bo a� do Krakowa, bracie, i to w tak� pogod�! � Zapytany spojrza� ku niebu na szare jesienne chmury, ci�gn�ce nieomal nad ich g�owami.
� To naprawd� daleka droga � wtr�ci� si� do rozmowy chudy, niski cz�eczyna, kt�ry r�wnie� obserwowa� sposobi�cy si� do drogi oddzia�. � Najlepszy trakt idzie na Inowroc�aw i ��czyc�. Inaczej utopicie si� w b�ocie, bo deszcze b�d� teraz pada� bez przerwy...
� Tak te� i pojedziemy, bo na noc mamy dotrze� do Inowroc�awia! � rzuci� woj, spiesznie dosiadaj�c konia, gdy� reszta oddzia�u by�a ju� w siod�ach.
Wo�nica szarpn�� lejcami i w�z ruszy�, a za nim, otoczywszy go ko�em, zbrojni stra�nicy.
Kiedy daleko ju� zostawili za sob� zamek i miasto, znowu zacz�� m�y� drobny deszcz, zasnuwaj�c mglist� szaro�ci� rozleg�y obszar p�l ci�gn�cych si� po obu stronach drogi. Je�d�cy okr�cili si� opo�czami i skuleni w siod�ach kl�li jesienn� pogod�, i w�asny los. W�z wl�k� si� po b�otnistej drodze, kolebi�c si� na wybojach, z kt�rych wytryskiwa�a czarna, m�tna woda. Konie sz�y noga za nog�, nie przynaglane przez przemoczonego wo�nic�.
Za jego plecami le�eli na s�omie wi�niowie, skuleni i ot�piali, oboj�tni na powolne posuwanie si� orszaku, wiedz�c, �e kres tej podr�y b�dzie r�wnie� kresem ich �ycia.
Zbli�a�o si� chyba po�udnie, kiedy w przesi�kni�tej deszczem przestrzeni, daleko za orszakiem, ukaza�y si� sylwetki dw�ch je�d�c�w. Ich wierzchowce sz�y ostrego k�usa, tote� wkr�tce dop�dzili wolno tocz�cy si� w�z. Dow�dca oddzia�u, us�yszawszy chlupot rozpryskiwanego kopytami b�ota, obejrza� si� za siebie.
Je�d�cy zjechali na pobocze. Wyprzedzaj�c w�z jeden z nich odwr�ci� g�ow� i spojrzawszy na wi�ni�w napotka� wzrok Petera, kt�ry �e zdumieniem spostrzeg�, jak na kr�tk� chwil� jedna z powiek je�d�ca przymkn�a si� w mrugni�ciu, jednocze�nie za� r�ka unios�a si� w g�r�, a jej wskazuj�cy palec na moment przywar� do warg.
Za chwil� je�d�cy przelecieli i wida� ju� by�o tylko ich plecy, a potem obie sylwetki pocz�y zaciera� si� w deszczowej szarudze.
Peter musia� dokona� du�ego wysi�ku, by opanowa� zdumienie i gwa�towny wybuch rado�ci. Przymkn�� zaraz oczy i opu�ci� g�ow�, by pacho�kowie otaczaj�cy w�z nie dostrzegli na jego twarzy oznak prze�ytego wstrz�su. A wi�c nie wszystko jeszcze stracone! Chwa�a Zakonowi i jego pot�dze!
Deszcz si�pi� teraz bez przerwy i znacznie op�nia� posuwanie si� konwoju. Drogi rozmok�y na dobre i nieraz trzeba by�o zsiada� z koni, by podpiera� grz�zn�cy w b�ocie w�z. Przewidzianych w planie podr�y nocnych postoi nie da�o si� wi�c na czas osi�ga� i trzeba by�o nocowa� tam, gdzie �apa�y oddzia� wczesne wieczorne ciemno�ci.
Tego dnia, min�wszy P�owce, konw�j dotar� do G�uszy�skiego Jeziora. Nastawa� ju� mrok, tote� rycerz Maciej zarz�dzi� nocleg w rybackiej osadzie, roz�o�onej nad brzegiem.
Osada sk�ada�a si� z kilkunastu kurnych klet. Z ich dach�w �ciel�c si� ku ziemi sz�y dymy, przyduszone deszczem ra��cym z nisko ci�gn�cych chmur.
Wprowadzili w�z do jednej z obszerniejszych zagr�d i okrzykn�li gospodarza. Kiedy wybieg� z klety, zal�kniony ich widokiem, za��dali miejsca pod dachem dla siebie i koni oraz dobrze zamykanego schowka dla wi�ni�w.
Rybak, dopinaj�c kaftan, poprowadzi� ich najpierw ku szopie, by przede wszystkim umie�cili wierzchowce. Dla wi�ni�w znalaz� si� �pichlerzyk, murowany z nie obrabianych polnych kamieni, z mocnymi d�bowymi drzwiami. Zaraz te� obj�� przed nim stra� wyznaczony przez rycerza Macieja pierwszy wartownik. Reszta posz�a za dow�dc� do klety rybaka, by przy ogniu wysuszy� przemoczon� odzie�, a potem u�o�y� si� do snu wok� paleniska, wymurowanego z wielkich kamieni na �rodku izby.
Up�yn�a godzina, potem druga. Wartownik zosta� zmieniony, potem kr�tko przed p�noc� przyszed� rycerz. Maciej, by sprawdzi� czujno�� stra�y. Wreszcie blask ognia bij�cy przez otw�r dymny w dachu klety pocz�� bledn�c,
co znaczy�o, �e ogie�, nie podsycany przez �pi�cych woj�w, zacz�� przygasa�.
Noc nasta�a ju� g��boka, czarna i mokra padaj�cym bez przerwy drobnym deszczem, kiedy skulonych z zimna wi�ni�w obudzi�o szarpni�cie za ramiona. Zerwali si� dzwoni�c �a�cuchami.
� Cicho! � pad�o z ciemno�ci kr�tkie ostrze�enie. Jednocze�nie poczuli na twarzach podmuch zimnego powietrza. � Dawajcie r�ce...
Resztki sennego zamroczenia ulecia�y. Peter spiesznie wyci�gn�� ramiona. Czyje� palce chwyci�y go za przeguby i przez moment maca�y skuwaj�ce je obr�cze. Rozleg� si� zgrzyt �elaza o �elazo. Trwa�o to do�� d�ugo, a� wreszcie Peter poczu�, �e obr�cze rozwieraj� si�, a ramion nie �ci�ga ju� ku do�owi ci�ar �a�cuch�w.
Po chwili i Lasota pozby� si� swoich okow�w. Przez ten czas Peter czekaj�c w ciemno�ci zastanawia� si�, czy wartownik zosta� obezw�adniony na tyle skutecznie, �e b�d� mogli po cichu dopa�� koni.
Pozby� si� tych w�tpliwo�ci, kiedy poci�gni�ty za po�� wysun�� si� za swoim oswobodzicielem z kom�rki.
� Uwa�aj � us�ysza� tu� przy uchu jego szept. � Nie wywal si� o zw�oki waszego str�a. Le�� tu gdzie� pod �cian�.
Zatrzyma� si� na chwil�, ledwie widoczny na tle nieco ja�niejszego nieba.
� Macie to... Mo�e si� przyda�. � Wetkn�� im w r�ce no�e, kt�rych ostrza tkwi�y w drewnianych pochwach. � Teraz za mn� � pad� cichy rozkaz. � M�j towarzysz siod�a wam konie.
Zacz�li skrada� si� ku szopie majacz�cej w ciemno�ciach. Szli g�siego, trzymaj�c si� kraj�w swoich opo�czy.
Kiedy ju� docierali do szopy, od strony klety doszed� ich skrzyp otwieranych drzwi. Ujrzeli na chwil� nik�y blask bij�cy z jej wn�trza. Na tle tej po�wiaty ukaza� si� zarys postaci. Potem, kiedy drzwi zamkn�y si� z powt�rnym skrzypni�ciem, nikogo nie by�o ju� wida�. Us�yszeli jednak odg�os st�pni�� cz�api�cych po b�ocie podw�rza. Kto� szed� w stron� kom�rki.
Przewodnik przywar� do �ciany, wstrzymuj�c ramieniem post�puj�cych za nim wi�ni�w.
� To starszyna oddzia�u � szepn�� mu na ucho Lasota. � Niedobrze... Idzie sprawdzi� stra�.
� Czekajcie tu. Zaraz go za�atwi�.
� Mnie winien zap�at�, nie tobie. Osta�, ja p�jd�! � rzuci� ledwie dos�yszalnie mnich, w szepcie tym jednak zadrga�a dzika nienawi��.
� Ruszaj tedy, ale uwa�aj, bo to ch�op silny jak tur. W plecy go d�gnij.
� I ja nie z tych najs�abszych � dolecia� ich zanikaj�cy w ciemno�ci g�os.
Rycerz Maciej, obudziwszy si� w�r�d nocy, istotnie wyszed� sprawdzi�, czy wartownik nale�ycie pe�ni swoj� s�u�b�, gdy� uprzedzono go, �e wi�niowie s� wa�ni i wymagaj� czujnej opieki. Z trudno�ci� wyci�gaj�c nogi z grz�skiego b�ota, na wp� jeszcze otumaniony snem, nie dos�ysza� �adnego odg�osu poprzedzaj�cego napa��. Poczu� jedynie raptowne szarpni�cie za w�osy, kt�re �e straszliw� si�� odgi�o mu do ty�u g�ow�, a w mgnienie potem b�l niby kr�g ognia obj�� mu szyj�.
Tym razem Peter Vogelweder musia� d�ugo czeka� na wezwanie do wielkiego marsza�ka. Tyle tylko, �e kiedy po uci��liwej i szarpi�cej nerwy ucieczce dosta� si� wreszcie wraz z bratem Lasot� do Malborka i zg�osi� przybycie domowemu komturowi, otrzyma� polecenie, by wraz z towarzyszem przenie�li si� na Dolny Zamek, gdzie wyznaczono im kwater�. Pozwala�o to cierpliwie czeka� na dalsze polecenia bez ponoszenia rujnuj�cych koszt�w utrzymania w ober�y, na co zreszt� obecnie nie m�g�by sobie pozwoli�. Pieni�dze bowiem, kt�re mu jeszcze pozosta�y, a by�a tego spora sumka, przezornie zakopa� obok sza�asu na wyspie. M�g� wprawdzie tam dotrze�, klucz�c i omijaj�c ludzkie osiedla, i pieni�dze odkopa�, ale na tyle pozna� ju� swego towarzysza, by poniecha� tego zamiaru. Mog�o bowiem �atwo si� zdarzy�, �e nie zbudzi�by si� na najbli�szym noclegu.
Brat Lasota, wysoki i �ylasty, okaza� si� nieprzeci�tnym si�aczem, co nie by�oby znowu tak z�e, gdyby nie cechuj�ca go dziko�� i upodobanie w okrucie�stwie.
Razi�o to cz�stokro� Vogelwedera, zwolennika metod bardziej wyrozumowanych i przebieg�ych, rzec by mo�na subtelnych. Dlatego wola� pozostawi� pieni�dze w kryj�wce i nie kusi� licha.
Teraz, siedz�c na zakonnym wikcie, m�g� czeka� cierpliwie na pos�uchanie, rozwa�a� swoj� sytuacj� i oblicza� szans�, jakie mu pozosta�y. Nie by�y to rozmy�lania zbyt weso�e. Pozostawa�a jedynie dalsza s�u�ba dla dobra Zakonu i nadzieja, �e by� mo�e t� drog� uda si� odzyska� utracon� pozycj� i maj�tek. Jednocze�nie za� hodowa� w sobie starannie zajad�� nienawi�� do cz�owieka, kt�ry wp�dzi� go w to po�o�enie. Pragnienie zemsty by�o teraz przewodni� nici� plan�w na przysz�o��.
Przekona� si� wkr�tce, �e i mnich darzy owego chwata r�wnie siln� nienawi�ci�. Jako bardziej prymitywny nie ukrywa� jej tak g��boko w sercu, wybuchaj�c gniewem i pomstuj�c przy ka�dej wzmiance o swej przygodzie w koronowskim klasztorze, gdzie tak �atwo da� si� wywie�� w pole.
To wsp�lne pragnienie sprawi�o, �e brat Lasota sta� si� panu Vogelwederowi mniej uci��liwym towarzyszem.
Wreszcie, po paromiesi�cznym oczekiwaniu, Peter zosta� wezwany do �redniego Zamku.
Tym razem wielki marsza�ek by� w komnacie sam. Odwr�ci� si� od okna i na uk�on Vogelwedera odpowiedzia� kr�tkim skinieniem g�owy.
� Opowiadaj, jak to by�o � rzuci� bez wst�p�w. � Wiem, �e� wpad� w tarapaty, ale� przy boskiej i naszej pomocy wyszed� z nich obronn� r�k�.
Peter zda� relacj� z przebiegu zdarze�, po czym zako�czy�:
� Porwali�my im konie, reszt� przegnawszy, i jeszcze noc� pozostawili za sob� szmat drogi. Potem szcz�liwie uda�o si� nam uj�� pogoni i przedzieraj�c si� wci�� na p�noc dotarli�my do granicy.
� Przekona�e� si� wi�c, �e d�ugie rami� ma Zakon i swoich ludzi w biedzie nie opuszcza, My�l�, �e to doceniasz.
� �eby przy d�ugim ramieniu szczodrzejsz� mia� d�o� � mrukn�� Peter. � Ca�y maj�tek straci�em i nawet dziewka mi na os�od� nie osta�a.
Wielki marsza�ek roze�mia� si�.
� Albo� to sk�pimy ci w czym�?.'
� Nie w innej s�u�bie, lecz w zakonnej zosta�em n�dzarzem bez grosza przy duszy i dachu nad g�ow�.
� No, ten masz u nas, a i grosz si� znajdzie! Swoje zadanie wykona�e� dobrze, a nowe ci� czeka. U nas wprawdzie te� si� nie przelewa, ale dla ciebie jeszcze starczy, nie frasuj si�!
Peter przypomnia� sobie ludzkie gadki m�wi�ce o wie�y wype�nionej z�otem, kt�ra mia�a znajdowa� si� w obr�bie Wysokiego Zamku, ale wola� tych my�li nie wypowiada�. Westchn�� wi�c tylko i rzuci� od niechcenia:
� Wasza wielmo�no�� ma dla mnie nowe poruczenie?
� A mam, bracie, mam. A jak dobrze je wykonasz, zn�w b�dziesz bogatym cz�owiekiem. Daj� ci na to moje s�owo.
� To si� ciesz�, bo obietnica waszej wielmo�no�ci pewniejsza ni� kupiecki skrypt.
Von Wallenrode spojrza� bacznie w twarz swego rozm�wcy, ale by�a ona powa�na i nie zdradza�a niczym, �e wypowiedziane s�owa mo�na by uwa�a� za kpin�. Tote� wielki marsza�ek odwr�ci� spojrzenie, u�miechn�wszy si� podszed� do krzes�a i ci�ko na nim usiad�.
� Poruczenie mia�bym niejedno, ale wprz�dy pogadajmy o tym, kt�re wykona� musisz bez wzgl�du na trudno�ci i warunki. Drugie bowiem b�dzie zale�a�o od zaistnienia przychylnych okoliczno�ci... no i twojego szcz�cia.
� Uczyni�, co zdo�am, aby zadowoli� wasz� wielmo�no�� � rzuci� Peter z lekko zaznaczonym uk�onem.
� A wi�c s�uchaj. W obecnym stanie spraw interesuje nas w Polsce wiele rzeczy, ale g��wnie chcemy wiedzie�, gdzie z chwil� wyga�ni�cia rozejmu b�d� zbierali chor�gwie i czy koncentracja obejmie r�wnie� wojska litewskie, czy te� uderz� one samodzielnie. Poza tym dobrze by�oby zna� szlaki, jakie zosta�y wyznaczone dla wojsk z poszczeg�lnych ziem. Musisz r�wnie� rozezna� rozmiar zaci�g�w zagranicznych i pozna� nazwiska dow�dc�w, co stwierdziwszy trzeba, aby� do nich dotar�. Obiecaj, co za��daj� za wstrzymanie swoich ludzi od udzia�u w walnej bitwie, je�liby do takowej doj�� mia�o. To ostatnie we� sobie mocno do serca. Wreszcie chcia�bym wiedzie�, jakie si�y pozostawi Jagie��o na po�udniowej granicy. Zbieraj sumiennie te wszystkie wiadomo�ci. Wska�emy ci ludzi, kt�rym b�dziesz je przekazywa� i kt�rzy w razie potrzeby udziel� ci pomocy. O innych pomocnik�w postarasz si� sam. We� �e sob� tego mnicha. To si�acz, mo�e okaza� si� potrzebny. Pieni�dze na wydatki otrzymasz.
� Kiedy mam wyruszy�? Pojad� ch�tnie, bo i swoje sprawy mam w Polsce do za�atwienia.
� Niech mrozy nieco zel�ej�, bo teraz nie czas na podr�, a zim� i u tamtych wiele si� nie dzieje. Wyjedziesz; jak rusz� pierwsze wody. Masz sporo czasu na przygotowania.
Wielki marsza�ek wsta� z krzes�a i przeszed� si� po komnacie. Peter, domy�laj�c si� z uprzedniej zapowiedzi, �e to nie koniec pos�uchania, milcza� wyczekuj�co. Istotnie, po chwilowym zastanowieniu von Wallenrode przem�wi� zn�w:
� Pora, abym ci teraz rzek�, jak mo�esz zn�w sta� si� bogatym cz�ekiem... Ba! Jednym z bogatszych i w Zakonie, i w Polsce! Trzydzie�ci tysi�cy grzywien to wielki maj�tek! � Wielki marsza�ek �ciszy� nieco g�os, wymieniaj�c t� istotnie ogromn� sum�. � Ale wiemy obaj, �e do takich pieni�dzy nie dochodzi si� �atwo. I trudu wiele potrzeba, i szcz�liwych okazji...
Zawiesi� na chwil� g�os, ale Peter milcza�, nie wiedz�c, do czego zmierza jego dostojny rozm�wca. Von Wallenrode ci�gn�� wi�c dalej:
� R�ne bywaj� ciosy, kt�re ra�� rycerza. Nieraz miecz piersi otworzy, a przecie� przy �yciu zostaje i moc zachowuje. Inna zn�w rana zdaje si� by� po wierzchu tylko zadana i ma�a, a �ycie tak szybko ucieka, �e i pacierza nie sko�czy m�wi�, a ju� �mier� mu oczy zamyka... Trzeba tylko wiedzie�, w jakie miejsce uderzy�, a najsilniejszy wali si� z n�g...
� Prawda to, wasza �askawo�� � zgodnie stwierdzi� Peter, mimo �e w dalszym ci�gu nie wiedzia�, o co chodzi marsza�kowi.
� No widzisz! A teraz zastan�w si� nad takim uderzeniem, by przeciwnika z n�g zwali� jednym ciosem bez wojny i bitew. Aby zam�t powsta� � jak w obej�ciu, kt�remu zabrak�o gospodarza...
Von Wallenrode umilk� w przekonaniu, �e powiedzia� ju� dostatecznie du�o. Patrzy� teraz uwa�nie w twarz swego rozm�wcy, zmarszczywszy lekko brwi. Peter za� wiedzia� ju�, o co chodzi.
� M�dre s�owa us�ysza�em od waszej wielmo�no�ci � odezwa� si� ostro�nie. � Ale te� dlatego wodz�w strze�e si� mocno. Dosta� si� w ich pobli�e nie�atwa to sprawa...
Wallenrode skin�� g�ow�.
� Wiem o tym. Tote� nie jest to bynajmniej ��danie. Rozwa�am sobie tylko na g�os, co mi przychodzi do g�owy. Wszystko tu raczej zale�y od szcz�liwego przypadku, no i odwagi, by taki przypadek wykorzysta�. A w�wczas czeka na �mia�ka wielka fortuna...
Peter sk�oni� g�ow�.
� To prawda. Trzydzie�ci tysi�cy to ogromne pieni�dze.
Marsza�ek po�o�y� r�k� na jego ramieniu.
� No, dajmy temu spok�j. To tylko takie sobie gadanie... Zanim wyruszysz, jeszcze ci� wezw�. Ale wspomnia�e� co� o swoich sprawach. Nie stan� one w poprzek zadaniu, kt�re ci zleci�em?
� My�l�, �e nie. � Peter zaci�� usta, a wielki marsza�ek dostrzeg� w jego wzroku co� wi�cej ni� dotychczasow� uk�adno��.
� Poprzysi�g�em sobie, �e z tego psa, co sprawi�, �e jako n�dzny pacho�ek po �wiecie si� tu�am, wn�trze wypruj�...
W jego g�osie zadrga�a taka zawzi�to�� i nienawi��, �e marsza�ek u�miechn�� si� tylko �e zrozumieniem i klepn�� go po plecach.
� My�l�, �e to ci w robocie zawad� nie b�dzie. Spraw si� z nim szybko, a �e jednego z ich ogar�w b�dzie mniej, to i lepiej. No, id� z Bogiem.
W styczniu i lutym Jego Kr�lewska Mo�� polowa� wraz z dworem w okolicy Ratna. Potem przez Parczew, Lublin i Kazimierz ruszy� do Kozienic na spotkanie z kr�low� Ann�. W czwartek, po popielcowej �rodzie, owego roku przypadaj�cej na 20 lutego, ju� razem z przyby�� z Krakowa ma��onk� pospieszy� do Jedlna, gdzie wyznaczy� spotkanie hrabiemu Hermanowi Cylijskiemu, stryjecznemu kr�lowej.
Porozumienie bowiem mi�dzy Zakonem a Luksemburczykiem, ostatecznie zawarte z koncern ubieg�ego roku, nale�a�o os�abi�. Tote� kanclerz Tr�ba nie ustawa� w zabiegach zmierzaj�cych do tego celu. Ale �e i Zygmunt, jak si� to p�niej okaza�o, mia� swoje w�asne polityczne koncepcje, kt�re wymaga�y nawi�zania rozm�w z w�adcami Polski i Litwy, przeto hrabiemu Hermanowi jako krewnemu polskiej kr�lowej powierzy� tajn� misj� doprowadzenia do skutku spotkania.
Strona polska dzi�ki swoim ludziom na dworze Zygmunta wiedzia�a, z czym Cylijczyk przybywa, kr�l W�adys�aw przyj�� wi�c pos�a nad wyraz godnie. By�y w�a�nie ostatki, tote� trzy dni pobytu w Jedlnie poza tajnymi rozmowami zesz�y na hucznych zabawach, ucztach i rycerskich turniejach. Kiedy za� po kilku dniach kr�l ruszy� w dalsz� drog�, pose� towarzyszy� mu jeszcze do I��y, gdzie szczodrze obdarowany po�egna� polskiego w�adc�. Spotkanie z Zygmuntem zosta�o ustalone na koniec kwietnia w Kie�marku.
Jeszcze w styczniu ruszy�o do Pragi wyznaczone w Niepo�omicach poselstwo na s�d Wac�awa. Pojecha� biskup pozna�ski Wojciech Jastrz�biec, marsza�ek koronny Zbigniew z Brzezia, kasztelan nakielski i wielkopolski starosta Wincenty z Granowa oraz pisarze kr�lewscy: J�drzej z Brochocic i Dunin �e Skrzynna, po powrocie siostrzenicy i uzyskaniu przebaczenia kanclerskiego odm�odnia�y o dziesi�tek lat. Z ramienia wielkiego ksi�cia Litwy wzi�li w poselstwie udzia� rycerz Butrym i ksi���cy pisarz Miko�aj Cebulka, w imieniu za� ksi���t mazowieckich marsza�kowie: �cibor Rogala z dworu ksi�cia Janusza i Plichta z dworu ksi�cia Ziemowita. Poselstwu zosta� przydzielony poczet sze�ciuset rycerzy, co, jak si� potem okaza�o, by�o uzasadnion� przezorno�ci�.
W oczekiwaniu polubownego s�du nie przerywano przygotowa� wojennych, a nawet przy�pieszono je znacznie. Mi�so z polowa� kr�lewskich �wiartowano, solono, �adowano w beczki i odsy�ano do P�ocka, wyznaczonego jako g��wny punkt zaopatrzenia wojsk. Na �l�sku, Czechach, Morawach werbunek szed� nadal. Nawet w krajach saskich zakupywano bro� i wojenne przysposobienie.
Obie strony, cho� r�wnie gorliwe w przygotowaniach wojennych, r�ni�y si� jednak mi�dzy sob�. W Polsce na og� przeceniano si�y i �rodki Zakonu, we wszystkich planach zak�adaj�c krzy�ack� przewag�. W Zakonie natomiast panowa�a beztroska, buta i ur�gliwe lekcewa�enie przeciwnika. Przeceniano w�asne si�y, wierz�c jednocze�nie w moc ogromnej liczby �wi�tych relikwii, znajduj�cych si� w posiadaniu Zakonu. Mniemano bowiem powszechnie, �e s� one si�� stokro� pot�niejsz� od wszelkich nieprzyjacielskich chor�gwi.
Pierwsze ciep�e podmuchy wiatru zapowiada�y nadchodz�c� wiosn�. Spod mokrego �niegu, zalegaj�cego podmiejskie pola. zacz�y ju� si� ukazywa� czarne p�aty przeoranej jesieni� ziemi, a w koleinach dr�g sta�y po�yskliwe pasma wody.
Zm�czone konie sz�y st�pa, z trudno�ci� wyci�gaj�c nogi z grz�skiego b�ota i paruj�c sier�ci�. Czarny i Rudy wracali do miasta po obje�dzie wierzchowc�w, kt�re w ostatnich czasach zbyt ma�o za�ywa�y ruchu.
Jechali w milczeniu, spogl�daj�c na p�aszczyzny dach�w, widoczne spoza mur�w. Wisia�a nad nimi mokra mglisto�� zacieraj�c kontury co dalszych szczyt�w ko�cielnych i obronnych wie�.
� Wiosna blisko, trzeba b�dzie rusza�. Ka�dego dnia czekam na wezwanie od ksi�dza Andrzeja. Dziwno, �e tak d�ugo da� mi wytchn�� � przerwa� milczenie Czarny.
� Chcia�, aby� si� nacieszy� s�odko�ci� ma��e�skiego �o�a � u�miechn�� si� Rudy, po czym nachyli� si� i przejecha� d�oni� po ko�skiej szyi. � Zgrzany mocno... � mrukn��.
Czarny roze�mia� si�.
� Tote� staramy si� czasu nie traci�!
� Zdoby�e� pi�kn� i m�dr� �on�, szcz�liwcze. Mi�uje ci�, �e zazdro�� by�oby patrze�, gdybym nie widzia�, jak coraz krzepcej bierze ci� pod trzewik. Tote� my�l�, �e nie ma ci czego zazdro�ci�, bo swobodzie nic nie dor�wna!
� Sam by� chcia� wle�� pod Zytowy, tylko si� wcisn�� nie mo�esz! Przyznaj�, �e rozumnych s��w, chocia�by i babskich, ch�tnie s�ucham.
� No w�a�nie � rzuci� kpi�co Rudy.
� Szukasz pociechy dla siebie? Czy�by z Zyt� sz�o ci kiepsko?
� To nie widzisz? � Rudy odwr�ci� g�ow�. � Zmar�ego co i raz wspomina, a mnie przyja�� przyobiecuje. Nic wi�cej.
Czarny spojrza� na przyjaciela spod oka.
� Czy�by? A mnie si� zdawa�o... � urwa�, szarpi�c wodzami, bo konie, stuliwszy uszy, wyci�gn�y ku sobie pyski i kwicz�c pr�bowa�y z�apa� si� z�bami.
� Co ci si� zdawa�o? � podj�� z o�ywieniem Jaksa, hamuj�c z kolei swego wierzchowca.
� Skoro� �lepy, co mam m�wi�.
Rudy �e zdumienia a� wstrzyma� konia.
� Ruszaj! � przynagli� go Czarny. � Po�udnie si� zbli�a i z obiadem ju� na pewno czekaj�!
� M�w�e, do czarta!
� Nic ci nie powiem, bo mo�e naprawd� tylko mi si� wyda�o? A je�li nie, to przyjdzie czas, �e sam si� przekonasz.
� Bodaj�e� si� ud�awi� takim gadaniem, psi chwo�cie! � rzuci� �e z�o�ci� Jaksa i spi�� konia ostrogami. Czarny, u�miechaj�c si�, ruszy� za nim. Rozpryskuj�c b�oto kopytami koni dotarli wkr�tce do furty.
Zostawili wierzchowce w zamkowej stajni, a sami szybko ruszyli na Kanoniczn�, bo istotnie by� ju� czas na po�udniowy posi�ek. Ksi�dz Dunin, bior�c udzia� w praskim poselstwie, bawi� jeszcze w podr�y, ale dom i s�u�b� pozostawi� do dyspozycji siostrzenicy i jej przyjaci�, tote� i Jaksa przeprowadzi� si� tutaj, by by� bli�ej ukochanej. Zyta bowiem, zaprzyja�niwszy si� z Un�, najch�tniej przebywa�a razem z m�odym ma��e�stwem.
Brn�li przez uliczne b�oto w milczeniu, ka�dy zaj�ty w�asnymi my�lami. Dopiero kiedy podchodzili ju� do drzwi, Czarny rzek� p�g�osem towarzyszowi:
� Rzu� okiem na naro�ny dom. Zn�w tam siedzi ten �ebrak.
� To i co z tego? � Rudy spojrza� przelotnie w g��b ulicy. � �ebrak jak �ebrak. Ma�o ich?
� Siedzi tu dopiero od kilku dni. I to tylko od po�udnia do zmierzchu.
� Wiesz ju� a� tyle? � Jaksa uderzy� w ko�atk�. � Widzisz w tym co� niezwyk�ego?
S�u�ebna otworzy�a drzwi i weszli do sieni, otrz�saj�c nogi z b�ota.
� Zastanawiam si�, po co tu siedzi. T�dy nie chodzi du�o ludzi. Na Grodzkiej mia�by wi�cej datk�w.
Rudy wzruszy� ramionami.
�Dobrze ci si� wiedzie, skoro masz tylko takie troski.
Na pi�trze spotkali Un�, kt�ra najpierw zarzuci�a m�owi r�ce na szyj�, a potem ofukn�a, ju� obu, za sp�nione przybycie. Czarnemu dosta�o si� dodatkowo za niedok�adne wytarcie obuwia. Tote� Rudy, kieruj�c si� do swojej izby, rzuci� zgry�liwie:
� I bacz, ch�opaczku, aby� nie umoczy� noska w zupie.
� To utr� go, a i tobie te� � odburkn�� Czarny �e szczotk� w r�ku.
Kiedy s�u�ebna zabra�a ju� �e sto�u miski i talerze, Una zwr�ci�a si� do m�a:
� Wybieramy si� do miasta po materia� dla Zyty. Mo�e p�jdziecie z nami?
� Aby wyczekiwa� przed kramami, a� orzekniecie, �e nic odpowiedniego nie mo�ecie znale��? Nie, kochana, my z Rudym wybieramy si� do sadu na strzelnic�. Ostatnio ma�o co �wiczyli�my. Id�cie same. � Zawaha� si� przez chwil� i doda�: � Zreszt� niech idzie z wami Dzieweczka. I bacz na nie pilnie! � zwr�ci� si� ju� bezpo�rednio do olbrzyma.
Obie kobiety spojrza�y �e zdumieniem na Czarnego. Jaksa odwr�cd� g�ow� i r�wnie� utkwi� pytaj�cy wzrok w jego twarzy.
� Czego si� boisz? Albo�my to ju� same nie chodzi�y? Przecie� wr�cimy za widna!
� To tylko na wszelki wypadek. Nudzi mu si�, niech wi�c sobie troch� pospaceruje. Nieprawda�, Dzieweczka?
� Z ochot�! Bo, po prawdzie, to mi si� ju� przykrzy jak diabli! Ty z Un� �wiergolisz bez przestanku, Rudy za Zyt� �azi, a ja co? Nawet do szynku nie mam z kim p�j��!
� Zatem od dzi� chodzisz z nimi. A wy pami�tajcie, aby�cie same nie rusza�y si� z domu.
� Dlaczego, Bert? � Zyta z niepokojem spojrza�a na brata.
� Dla mego spokoju. Do�� ju� by�o z wami k�opot�w. Wol� teraz dmucha� na zimne.
Wi�cej ju� o tym nie by�o mowy. Obie kobiety w towarzystwie Dzieweczki posz�y do miasta, a Czarny i Rudy wyruszyli do sadu, kt�ry rozci�ga� si� za podw�rcem.
Urz�dzili tam sobie strzelnic�, gdy� utrzymanie sprawno�ci oka i r�ki wymaga�o sta�ych �wicze�.
Zeszli si� zn�w, kiedy �wiat�o�� dnia zacz�a przygasa�, a wewn�trz domu panowa� ju� mrok. By�a to pora ulubiona przez ca�� czw�rk�. Siadali w�wczas przed kominkiem w �wietle padaj�cego stamt�d ognia i grzej�c si� w jego cieple prowadzili ma�o wa�ne rozmowy.
Teraz obie kobiety, przechylone do ognia, ogl�da�y zakupione materia�y. Czarny, rozparty w fotelu kanonika. wyci�gn�� d�ugie nogi ku kominkowi i suszy� przemoczone trzewiki.
� Zn�w nowe kiecki? � mrukn�� do Uny, � Ju� te, kt�re masz, nie chc� pomie�ci� si� w skrzyniach.
� Dla mnie tylko ten modry at�as. B�dzie mi w nim dobrze i mo�e wreszcie ci si� spodobam.
� W�tpi�, skoro nie zdo�a�a� dot�d. A ten czarny �aszek pewnie dla Zyty?
� Ma jeszcze �a�ob�, wi�c innych kolor�w nie mo�e nosi�.
� Tym bardziej, �e wie, jak w czarnym pi�knie wygl�da.
Zyta pogrozi�a bratu palcem.
� Mo�em nie praw?! Spytaj Jaksy!
� Przesta�, Bert � Zyta opu�ci�a wzrok, rumieni�c si� lekko.
� Dlaczego mam przesta�? Czy nie trzyma si� twojej kiecki jak nieletnie pachol�?
Zyta rzuci�a kr�tkie spojrzenie na Rudego, kt�ry siedzia� milcz�c, zapatrzony w ogie�. Czarny bezlito�nie nie zmienia� tematu.
� Strzelaj �lipiami, strzelaj... On i tak tego nie dostrzega! Dlatego taki markotny!
� Nie ma co dostrzega�. � Una wtr�ci�a si� do rozmowy. � Zyta teraz w �a�obie i nie przystoi, aby� sobie czyni� takie �arty!
� Patrzcie j�, obro�ca si� znalaz�! Jakbym niewidzia� tego, czego ten gamo�, dostrzec nie umie!
� Bert! � wykrzykn�a Zyta, tym razem rumieni�c si� gwa�townie.
� S�uchaj, Czarny. � Przezwiska tego Una u�ywa�a, kiedy zaczyna�a j� ponosi� z�o��. � Albo pow�ci�gniesz j�zor, albo we dwie dobierzemy ci si� do sk�ry!
Rudy odwr�ci� wzrok od ognia i spojrza� badawczo na Zyt�. Ta opu�ci�a g�ow� i odezwa�a si�, hamuj�c szloch:
�Jeste� niecny plotkarz!
Czarny uj�� j� pod brod�.
� Chc� mu doda� nieco otuchy, skoro ty tego nie czynisz! A plotkarz nie jestem, bo to prawda! Mo�e zaprzeczysz, �e wodzisz za nim oczyma, jak tego nie widzi?
Ju� z gniewem odtr�ci�a jego r�k�.
� Ty obrzydliwy �garzu!
� Przesta� jej dokucza�! Nie widzisz, �e bliska p�aczu! � Una by�a ju� z�a na dobre.
� Wielkie mi co! A Rudego ci nie �al? Obojgu moje gadanie wyjdzie z po�ytkiem! Ten milczy, bo tak sobie poprzysi�g�, a tej zn�w wstyd samej siebie, bo jej si� zdaje, �e nie mo�e dopu�ci� serca do g�osu!
� O, ja nieszcz�sna! � wykrzykn�a Zyta i przy�o�ywszy d�onie do twarzy wybieg�a z pokoju.
� No widzisz, co� narobi�! To ich sprawa, nie nasza, i niech mi�dzy sob� j� za�atwi�! � Una zerwa�a si� i wybieg�a za przyjaci�k�.
� Mo�e Una prawa, Bert! � odezwa� si� Jaksa, kiedy zostali sami. � Mo�e nie nale�a�o tak m�wi�, i to przy nas?
� Przy nas, to znaczy przy kim? Abo�cie obcy? Niech Zyta nie przymyka oczu tam, gdzie musi je mie� otwarte!
Rudy chcia� co� powiedzie�, ale w tej chwili drzwi si� otworzy�y i na progu ukaza�a si� pani Aniela.
� Pos�aniec z Zamku � oznajmi�a. � Ma pismo, kt�re chce odda� do r�k w�asnych.
� Niech wchodzi! � Czarny wsta� i spogl�da� na drzwi, w kt�rych ukaza� si� pacho�ek.
� Od kogo? � rzuci� kr�tko.
� Nie wiem, wasza wielmo�no��. Przyby�a poczta z Sandomierza, z dworu najja�niejszego pana. Przykazali w zamkowej kancelarii odda� to pismo do r�k w�asnych.
Czarny z�ama� piecz�� i roz�o�y� niedu�y rulon. Zawiera� tylko kilka s��w.
�Lasota z Koronowa i Peter Vogelweder wr�cili. Strze� si�, bo my�l�, �e b�d� ci� szuka�. Je�li nie, znajd� ich sam."
Pod tymi s�owami widnia�a du�a litera A.
Czarny poda� rulon Rudemu i skin�� na pacho�ka.
� Mo�esz wraca�. Odpowiedzi nie b�dzie. � Potem odebra� pismo od Rudego i rzuci� je w ogie�, mrucz�c: � Ten �ebrak od razu mi si� nie podoba�...
Na nast�pny dzie�, zaraz po obiedzie, Czarny przywo�a� s�u�ebn�.
� Dwa domy dalej siedzi �ebrak. Skocz no do niego i powiedz, aby przyszed� do kuchni na misk� gor�cej strawy. Jak przyjdzie, powiadom mnie.
Rudy popatrzy� na przyjaciela, ale swoim zwyczajem nic nie powiedzia�. Una i Zyta, zaj�te rozmow�, w og�le nie zwr�ci�y uwagi na to polecenie.
Wkr�tce powr�ci�a s�u�ebna zawiadamiaj�c, �e �ebrak przyszed� i posila si� w kuchni. Czarny skin�� na Dzieweczk� i Rudego.
� Chod�cie �e mn�, chc� z nim pogada�.
�ebrak, brudny i obdarty, siedzia� przy drzwiach z misk� na kolanach. Skud�ane w�osy opada�y mu na czo�o, a szeroka, ciemna broda okala�a chud� twarz. Na widok wchodz�cych chcia� unie�� si� na nogi, ale Czarny rzuci� mu rozkazuj�co:
� Sied� i ko�cz �arcie!
Sam siad� naprzeciw i w milczeniu przygl�da� si� jedz�cemu. Ten zdawa� si� nie zwraca� uwagi na uporczywy wzrok Berta. Sko�czy� jedzenie i czkn�wszy g�o�no odstawi� pust� misk�.
� B�g zap�a�, wielmo�ny panie. Miska gor�cej strawy na taki zi�b mocno cz�owieka krzepi.
Czarny skin�� na s�u�ebn� i kuchark�.
� Ostawcie nas samych.
Kiedy zdziwione i zaciekawione opu�ci�y kuchni�, Czarny zwr�ci� si� do �ebraka:
� Dziwno mi, �e narzekasz na zi�b, a wysiadujesz na pustej ulicy. T�dy ma�o kto chodzi, zw�aszcza teraz, zim�.
� Niedawno przyby�em do Krakowa, wielmo�ny panie. � �ebrak powi�d� spojrzeniem po Rudym i Dzieweczce, kt�rzy stali za Czarnym. � Nie daj� zaj�� lepszego miejsca.
� Kto ci nie daje?
� Tutejsze bractwo. Ka�dy ma swoje miejsce, a nowemu ostaje byle jakie.
� Sk�d�e� tu przyby�?
�ebrak jakby si� zawaha�.
� Spod Kalisza, panie.
� A� tu ci� przygna�o?
� Bieda przygna�a, panie. Nie wiedzia�em, g�upi, �e po bocznych ulicach przyjdzie szuka� paru skojc�w.
� Jak si� nazywasz?
� Maciej, panie. Zw� mnie Maciej Kostur.
� Gdzie mieszkasz?
� Gdzie si� da. Po szopach, stajniach, jak dobry B�g i ludzie pozwol�.
Czarny stan�� na nogi.
� A teraz gadaj prawd�. Kto ci� tu przys�a�? Tylko nie bijcie! � �ebrak, przera�ony, osun�� si� na kolana.
� Lito�ci, panie! Nikt mnie nie posy�a�! Ja sam, z w�asnej woli.
� Dzieweczka, przytrzymaj go! � Czarny si�gn�� po pogrzebacz, le��cy na kuchennej p�ycie.
� Panienko Naj�wi�tsza! Ostaw mnie, ty zb�ju! � wrzasn�� �ebrak, schwytany w �elazne r�ce Dzieweczki i przygi�ty ku ziemi.
Czarny machn�� ramieniem raz i drugi. Ciosy spad�y silne i soczyste.
� O rety! Ratunku! Nie bijcie, powiem ju� wszystko!
Czarny skin�� na olbrzyma, kt�ry pu�ci� �ebraka. Ten, chlipi�c i si�kaj�c nosem, rozciera� po�ladki.
� A teraz gadaj, czego� szuka� na tej ulicy.
� Kazali przygl�da� si� wam, zapami�ta�, kiedy wychodzicie i wracacie.
� Po co?
�ebrak wzruszy� ramionami.
� Tego nie wiem.
� Kto ci� tu wys�a�?
� Nie znam tych wielmo�nych pan�w. Nie wiem, kto s�.
� A wi�c to nie jeden?
� Nie, dw�ch.
� Jak wygl�dali?
� Jeden do�� oty�y, czarnow�osy, drugi wysoki, �ylasty.
� Dok�d nosi�e� wie�ci?
�ebrak rzuci� wok� sp�oszone spojrzenie, ale na widok uniesionego pogrzebacza rzuci� szybko:
� Jest taki dom na Stradomiu. Stoi nad sam� Wilg� w pobli�u klasztoru Miechowit�w.
� Je�li� sk�ama�, zap�acisz w�asn� sk�r�. Je�li nie i wska�esz ten dom, dostaniesz grzywn� srebra.
� Ca��, panie? � �ebrak popatrzy� niepewnie na Czarnego.
� Ca��. Masz na to moje s�owo.
� O Jezu lito�ciwy! Ca�� grzywn�! Przykazujcie, panie, kiedy chcecie i��. Musz� was jednak ostrzec, �e nie wygl�daj� oni na poczciwych ludzi.
� Troszcz si� lepiej o w�asn� sk�r�, bo i ja ciebie ostrzeg�em.
� I jeszcze jedno, panie.
� No, co takiego?
� Nie mo�emy i�� w kilku. Ja i wy, ale te� nie razem, bo czujni s� wielce i stra� tam maj�.
Czarny spojrza� w ma�e, chytre oczka migaj�ce pod krzaczastymi brwiami.
� Dobrze, p�jdziemy we dw�ch. Teraz ostaniesz tutaj a� do zmroku. Wyruszymy po ciemku.
� Tak b�dzie najlepiej, panie. � �ebrak sk�oni� si�. � Pomnijcie jednak, �em was ostrzega�.
Czarny skin�� na towarzyszy i ruszy� ku drzwiom.
Przygotowania do nocnej wyprawy zaj�y im czas do wieczerzy. Rozwa�yli mo�liwe do przewidzenia przypadki, postanawiaj�c zabra� Dzieweczk� i trzech pacho�k�w z zamkowej za�ogi, kt�rzy pod rozkazami Rudego wspomogliby w razie potrzeby Czarnego. Ustalili r�wnie� spos�b porozumiewania si� w nocnej ciemno�ci, by unikn�� nawo�ywa� lub gwizd�w. Zgodnie bowiem z rad� �ebraka Czarny postanowi� i�� sam, a wsparcie wys�a� wcze�niej, by czuwa�o w pobli�u klasztoru.
Kiedy wi�c kobiety uda�y si� na spoczynek, Rudy z Dzieweczk� wymkn�li si� po pacho�k�w. Potem i Czarny ruszy� w drog�.
Noc by�a ciemna zupe�nie. G�sta pow�oka wiosennych chmur zaci�gn�a niebo, nie dopuszczaj�c ani �wiat�a gwiazd, ani ksi�yca. Czarny wraz �e swym przewodnikiem brn�li b�otem ulicy, nie widz�c doko�a nic w g�stej czerni, otaczaj�cej kr�g nik�ego �wiat�a latarki, kt�r� ni�s� Kostur.
Wkr�tce znale�li si� w pobli�u wawelskiego wzg�rza. Min�li ulic� �wi�tego Idziego i id�c wzd�u� �cie�ki wij�cej si� w�r�d rzadko rozrzuconych zabudowa� i moczar�w dotarli wreszcie do Grodzkiej bramy.
Tu Czarny poda� has�o i za��da� otwarcia furty. Dowiedzia� si� przy tym, �e Rudy �e swoimi lud�mi przeszed� t�dy niedawno.
Potem szli jaki� czas ulic� Stradomsk�, mijaj�c przecznice, wreszcie obok szpitala �wi�tej Jadwigi �ebrak skr�ci� w lewo. �wiat�o latarki zacz�o sun�� po murze, kt�ry wy�oni� si� z ciemno�ci. Ponad nim Bert dostrzeg� czarniejsze od nocnych ciemno�ci zarysy budynk�w. Przerwy mi�dzy nimi wype�nia�y spl�tane konary drzew.
W pewnej chwili Kostur przystan�� i zdmuchn�� latark�.
� Ju� niedaleko, wasza mi�o�� � szepn��. � Jeste�my przy klasztorze. P�jdziemy teraz bez �wiat�a.
Skr�ci� omijaj�c jaki� w�gie� i po kilku krokach wstrzyma� Czarnego, wyci�gaj�c za siebie rami�.
� Jeste�my na miejscu � szepn��. � Przed nami palisada, a potem brama. Ale przy tej str�uj� pilnie. Powiod� was do miejsca, gdzie jest otw�r, przez kt�ry przeci�niecie si� bez trudu. Szopa stoi nieco na prawo, w g��bi. Tam ich znajdziecie, ale baczcie, aby�cie ca�o wynie�li sk�r�...
Czarny przy�o�y� d�o� do ust i w nocnej ciszy rozleg� si� dono�ny, t�skny g�os samotnego kocura.
�ebrak, kt�ry ju� ruszy� z miejsca, przystan�� zaskoczony. Nie zd��y� si� nawet odezwa�, a ju� gdzie� z bliska, z ciemni nocy, dolecia� ich koci odzew. W�wczas Czarny pchn�� lekko przewodnika w rami� i poszli dalej.
Po kilkunastu krokach �ebrak zn�w si� zatrzyma�, przysun�� do palisady i nachylony szuka� czego�, przesuwaj�c w ciemno�ci d�o�mi po jej balach. Wreszcie obr�ci� si� i zbli�ywszy do Czarnego poci�gn�� go za pas.
� Dziura przed wami, panie � oznajmi� niespodziewanie g�o�no. � Tu nie str�uj�, bo o niej nie wiedz�. Mo�ecie t�dy dosta� si� za ogrodzenie, je�li ju� koniecznie chcecie le�� im w �apy...
� Moja sprawa, nie twoja. Jutro mo�esz przyj�� po swoj� grzywn�, je�li oka�e si�, �e ich tu znajd�.
� My�l�, �e nie uciekli przed wami � mrukn�� pod nosem Kostur.
W tej chwili Czarny poczu� na ramieniu czyj�� r�k�. Chwyt by� tak nag�y, �e mimo woli z�apa� za r�koje�� mieczyka.
By� to jednak tylko odruch, poniewa� natychmiast zorientowa� si�, �e ma przy sobie Jaks�. Nie okazuj�c niczego, spyta� Kostura:
� Nie p�jdziesz �e mn�?
� Po co ja wam teraz? Swoje ju� zrobi�em � odszepn�� � a do bitki nie skorym. Bywajcie z Bogiem.
Odej�cia �ebraka Czarny domy�li� si� po ledwie s�yszalnym odg�osie oddalaj�cych si� st�pni��.
Odg�os ten w pewnej chwili urwa� si� raptownie. Czarny wyczu�, �e tamten przystan��.
Na co czeka�? Czy nas�uchiwa�? A je�li tak, to czego?
Nie zastanawiaj�c si� jednak nad tym d�u�ej, poprawi� �elazn� �ebk� na g�owie i rzuci� za siebie szeptem:
� Nie daj si� odci��...
Poczu� na szyi oddech towarzysza. Jego odpowied� zaledwie musn�a mu ucho:
� W�a�...
Czarny znalaz� otw�r i jednym szybkim ruchem prze�lizn�� si� do �rodka. Staj�c po drugiej stronie na nogi us�ysza� za sob� szmer ubrania Rudego, ocieraj�cego si� o bale.
A potem wszystko odby�o si� szybko i zupe�nie niespodziewanie. Peter okaza� si� pomys�owym przeciwnikiem. Kiedy bowiem stan�li rami� przy ramieniu wewn�trz ogrodzenia i z d�o�mi na r�koje�ciach mieczyk�w czujnie rozgl�dali si� doko�a, usi�uj�c dostrzec co� w otaczaj�cych ich ciemno�ciach, poczuli raptem, �e ziemia usuwa si� im spod n�g.
Trac�c r�wnowag� run�li bezw�adnie, a w nast�pnej chwili sie�, na kt�r� wst�pili, oplata�a ich, kr�puj�c ruchy. Jednocze�nie rozgorza�a pochodnia i rozleg� si� dobrze Czarnemu znany g�os, drgaj�cy triumfem i podnieceniem:
� �ci�gnijcie mocno, ch�opcy, �ci�gnijcie mocno! Mamy ich!
Czarny i Rudy szamocz�c si� w sieci spogl�dali na otw�r, oczekuj�c odsieczy. Nikt jednak ju� si� w nim nie ukaza�, a w chwil� potem wielki g�az le��cy obok, wida� przygotowany zawczasu, zawali� przej�cie. Widz�c to Rudy krzykn��:
� Dzieweczka, na Zamek! Zawiadomi�, gdzie nas pojmali!
Pchni�ty w plecy, z ramionami skr�powanymi sznurem, musia� pod��y� za Czarnym, wi�c nie dos�ysza� ju� odpowiedzi. Otoczeni zb�jami ruszyli w g��b obszernego podw�rca ku widniej�cej w �wietle pochodni d�ugiej szopie. Wn�trze jej o�wietla�a latarnia. Z mrocznej g��bi wy�oni�a si� wysoka, chuda posta�.
� A wi�c masz go, Peter? Dobrze� to wszystko obmy�li�, nie ma co m�wi�!
� Mam go bracie Lasoto! Mam! � G�os grubasa dr�a� rado�ci�.
� Teraz zap�aci nam za wszystko! Mnie i tobie! Brat Lasota zbli�y� si� do Czarnego i chwil� przygl�da� mu si� z u�miechem.
� Ju� ja ci� urz�dz�. Nie po�piesz� si�, nie � zdawa� si� delektowa� s�owami. � B�d� ci� kroi� wolno i z rozmys�em. Niepr�dko skonasz...
� Je�li skonam, to �e �miechu, ty g�upku! � rzuci� mu Czarny.
� Ty zawszony psie! � Lasota wyrwa� zza pasa n�. � Najprz�d utn� ci j�zor!
� Poczekaj! � krzykn�� Peter. � Poczekaj! Teraz na to nie czas, bo wkr�tce mog� tu by� zamkowi ludzie! Ruszamy st�d zaraz!
� Zak�ujmy ich zatem!
� To nie mo�e by�! Mam z nim jeszcze do pogadania! Nie zapominaj, po co tu jeste�my! ��d� przygotowa�e�?
� Stoi przy brzegu.
� Zatem zabieraj ich i ruszajcie! Jurga i Paul si�d� do wiose�, reszta i�� precz! Oto wasza zap�ata!
Wyj�� sakiewk� i poda� j� jednemu z ludzi.
� A ja? � z wn�trza szopy rozleg� si� znany obu je�com g�os.
� To ty, Kostur? � Peter obejrza� si� za siebie. � Jedziesz z nami! Reszta niech st�d ucieka, bo mo�e by� �le!
Czarny i Rudy, poprzedzani przez dw�ch uzbrojonych w pa�ki zb�j�w, wyszli z szopy, maj�c za plecami Lasot� i Kostura. Szli bez pochodni, ale prowadz�cy musieli dobrze zna� drog�, bo bez wahania zag��bili si� w ciemno��.
Czarny czu�, jak teren si� obni�a. Uderzy� go w nozdrza zgni�y zapach rzeki. Wkr�tce te� ujrza� jej powierzchni�, lekko po�yskuj�c� w mroku. Po chwili znale�li si� nad Wilg� i brn�c po nasi�k�ej wilgoci� trawie wst�pili na deski kr�tkiego pomostu, do kt�rego przywi�zana by�a ��d�.
Pchni�ci brutalnie, upadli na jej dno.
� Le�e� tu, psy, i nie rusza� si�, bo dam po �bie! � warkn�� jeden �e zb�j�w, przechodz�c na dzi�b. Po chwili ��d� zachybota�a si� i rozleg� si� g�os Lasoty:
� Jurga i Paul, do wiose�, ja b�d� sterowa�! Peter, siadaj obok mnie! Kostur, wynocha na dzi�b!
��d� znowu si� zako�ysa�a. Czarny poczu� na sobie st�pni�cie, ale nawet nie zd��y� zakl��, gdy� w tej chwili czyje� ci�kie cia�o zwali�o si� na nich. Rudy szarpn�� si�, ale znieruchomia� natychmiast, gdy pos�ysza� szept: .
� Le�cie spokojnie. Zaraz sitowie.
Jednocze�nie poczuli ostrze szybko przesuwaj�ce si� po ich wi�zach. N� chwilami kaleczy� sk�r�, ale nie zwracali na to uwagi. Czarny tylko krzykn��:
� Depczesz mnie, psi synu! Z�a�, ciemi�go!
Rozleg� si� g�os Kostura:
� Le� spokojnie i zamilcz, bo ci przydepn� i mord�!
� Co si� tam grzebiesz, Kostur! � z kolei us�yszeli gniewny g�os Petera. � Ruszaj si� pr�dzej! Odbija�!
Szarpni�cie wiose� poderwa�o ��d�, kt�ra ju� po chwili sz�a szybko i p�ynnie. Czarny widzia� nad sob� ciemny kontur wio�larza. Jego �ydki w grubych po�czochach i postrz�pione cholewki trzewik�w mia� tu� przy g�owie.
Raptem z przodu �odzi rozleg� si� g�os �ebraka:
� Sterujcie, panie, w prawo! Bardziej w prawo, bo wjedziemy w sitowie!
Czarny poczu�, �e Rudy robi p� obrotu cia�em i podci�ga pod siebie nogi, poderwa� si� wi�c w g�r�, przewali� przez burt� i z pluskiem wpad� do wody.
Sitowie znajdowa�o si� od strony Rudego, tote� Czarny da� od razu nurka pod ��d� i wydosta� si� na powierzchni� dopiero wyczuwszy, �e znajduje si� daleko po jej drugiej stronie.
Zgodnie z zapowiedzi� Kostura sitowie by�o blisko, wkr�tce wi�c znalaz� si� w jego g�szczu.
Spojrza� w stron� �odzi. Sun�a wolno w pobli�u, podobna do du�ej, czarnej bry�y o zamazanych konturach. Dolatywa�y z niej wo�ania i krzyki. Czarny rozpozna� g�os Lasoty i Petera:
� �apa� ich, �apa�! � dar� si� Lasota. � Tam jest, wios�em go w �eb!
Jednocze�nie dolecia� go cichy gwizd. Odpowiedzia� takim samym sygna�em. Po chwili trzciny rozchyli�y si� i dostrzeg� ko�o siebie g�ow� Rudego;
� Kogo on tam widzi? � rzuci� Jaksa z zaciekawieniem, prychaj�c wod�. � Ruszajmy do brzegu!
Rami� przy ramieniu przedzierali si� przez sitowia. Zacz�o robi� si� coraz p�ycej i wkr�tce wydostali si� na brzeg. Nawo�ywania na rzece ucich�y.
Otrz�sn�wszy si� z wody, ruszyli biegiem, aby si� rozgrza� po zimnej k�pieli.
Oddzia� prowadzony z Zamku przez Dzieweczk� spotkali za Grodzk� bram�. Zatrzymali go, odsy�aj�c pacho�k�w. A kiedy zostali sami i szli ku domowi Kanoniczn�, Rudy zagadn�� Dzieweczk�:
� Dlaczego nie przyszli�cie nam z pomoc�? W pi�ciu daliby�my im rad� mimo tej sieci.
� Sprytna sztuka z tego Petera � przerwa� Czarny. � Zasadzka by�a dobrze obmy�lona!
� A uwolni� nas ten �ebrak? � W g�osie Rudego zabrzmia� odcie� w�tpliwo�ci i zdziwienia.
� A kto, je�li nie on?!
� Dziwny cz�ek. Najpierw zaprowadzi� w pu�apk�, a potem rozci�� wi�zy!
� Po co to zrobi�? � zdziwi� si� Dzieweczka.
� Nie domy�lasz si�? � rzuci� drwi�co Czarny. � Spytaj go jutro sam!
� My�lisz, �e przyjdzie? Nie b�dzie si� ba�? Bo przecie�...
� Mo�esz by� pewny, �e przyjdzie! Jest na to do�� chciwy. To ta obiecana przeze mnie grzywna uratowa�a nam sk�r�!
� Tak, inaczej �le by�oby z nami � przyzna� Rudy. � Ale s�uchaj no, Dzieweczka, nie odpowiedzia�e� na moje pytanie.
� Niby jakie? � Olbrzym pr�bowa� udawa�, �e nie wie, o co chodzi.
� Dlaczego nie przyszli�cie nam z pomoc�? � powt�rzy� spokojnie Rudy.
Zaleg�o chwilowe milczenie. Wreszcie Dzieweczka mrukn�� z oci�ganiem:
� To przeze mnie... g�upio zrobi�em.
� Przez ciebie? � Rudy by� zaskoczony. � W jaki spos�b?
� Bo nie dopu�ci�em tamtych do dziury, a polaz�em pierwszy, chc�c jak najszybciej do was dotrze�. No i nie mog�em przele��. A przez ten czas, com si� przeciska�, zawalili nam przej�cie g�azem i ju� nic nie by�o do zrobienia.
� �e te� B�g nas pokara� takim gamoniem! � mrukn�� Rudy zgry�liwie.
Nast�pnego dnia o zmierzchu, kiedy jak. zwykle siedzieli we czw�rk� przed ogniem, wesz�a s�u�ebna z oznajmieniem, �e przyby� cz�owiek, kt�ry pyta o jego wielmo�no��. Czarny, kt�ry pod nieobecno�� kanonika nadspodziewanie szybko wszed� w rol� g�owy domu, podni�s� si� z miejsca i skin�� na Rudego.
� Chod�, Jaksa, to na pewno ten zdrajca. Trzeba z nim pogada�.
� Da�bym mu kopsa w ty�ek, a nie gada�!
� Chod�, on wart dla nas wi�cej ni� ta grzywna, com mu przyobieca�. A wy poczekajcie chwil� � zwr�ci� si� do kobiet. � Zaraz wr�cimy.
W kuchni zastali Macieja Kostura, kt�ry na ich widok podni�s� si� �e sto�ka i sk�oni� g��boko,
� Odwa�ny jeste�, �e� sam wlaz� mi w �apy � przywita� go Czarny.
� Tak, panie, m�wicie, jakbym co� wam przewini� � odpowiedzia� �mia�o �ebrak.
� Albo� nie przewini�? � Czarny uwa�nie popatrzy� w ciemne, przebieg�e oczka �ebraka, ledwo widoczne pomi�dzy szparkami powiek.
� To woleliby�cie osta� w wi�zach? � rzuci� z udanym zdziwieniem Kostur.
Czarny roze�mia� si�.
� A nie ostrzega�em to was, �e sk�r� nadstawiacie? Mo�ecie temu zaprzeczy�, panie? Nie my�la�em te�, �e tak si� dacie pojma�. Przecie� mieli�cie �e sob� ludzi.
� Sk�d to wiesz? � Czarny zmarszczy� brwi.
� A komu kocim wo�aniem dawali�cie znak?
� Siedzia�e� umy�lnie przed domem, abym ci� wzi�� na spytki. A to ca�e sekretne przej�cie, niby tylko tobie wiadome, to by�a pu�apka, w kt�r� mia�e� mnie wpakowa�!
� Wasza prawda, panie. Siedzia�em i czeka�em. A za te razy, com od was dosta� po ty�ku, to mi tamci nie dop�acili ani grosika.
Czarny zn�w musia� si� roze�mia�.
� Dlaczego� przeci�� nam wi�zy?
Na twarzy �ebraka odbi�o si� zdumienie.
� A moja grzywna? Od kogo bym j� dosta�? Od umar�ego? To dla mnie wielki pieni�dz, tamci nie s� tacy hojni.
� Marnie ci p�ac�?
� Tyle, co nic. � �ebrak machn�� r�k�. � �w gruby, jak ma dosta� grosz z mieszka, to mu si� �apy z �a�o�ci trz�s�.
� Mnie si� nie trz�s�. Masz swoj� grzywn�! � Czarny rzuci� �ebrakowi sakiewk�.
Ten schowa� j� bez po�piechu.
� Dzi�kuj�, wielmo�ny panie. My�l�, �e nie zrobili�cie z�ego interesu � Chyba na tyle cenicie wasz� sk�r�! Co� mi si� zdaje, �e t� grzywn� zarobi�em rzetelnie.
� Nie b�dziemy si� o to spiera�. Chcia�by� zarobi� wi�cej?
� A za co?
Czarny dostrzeg� w oczach �ebraka b�ysk zainteresowania. Wsta� �e sto�u, na kt�rym przysiad�, i zbli�y� si� spogl�daj�c na� z uwag�.
� Czy ci� odprawili?
� Nie. Wida� uwa�aj�, �e b�d� im potrzebny.
� S� jeszcze w Krakowie?
� Nie, zaraz po otwarciu bram mieli rusza�. Gdzie, nie m�wili.
� Jak wi�c masz im s�u�y�, skoro nie wiesz, gdzie s�?
� Przykazali czeka� na wezwanie. Mam dowiadywa� si� co dnia w gospodzie �Pod Gnatem".
� Wiem, gdzie to jest... � Czarny zamy�li� si�, a po chwili powiedzia�: � Teraz s�uchaj uwa�nie, bo b�dziesz stanowi� o swoim losie. Pewnie nie wiesz, kto s� tamci dwaj, bo si� przed tob� nie chwalili. Jeden i drugi to krzy�accy postrzegacze i z zakonnych pieni�dzy p�ac� ci za us�ugi. Chc� wszak�e, aby� s�u�y� i mnie, a ja jestem na kr�lewskiej s�u�bie. Ale wiernie dwom s�u�y� nie mo�esz, zatem musisz wybiera�. Jak wiesz, grosza nie sk�pi�, ale je�li ci� z�api� na przecherstwie, dasz g�ow� pod top�r jako i tamci.
� Wyb�r �atwy, wielmo�ny panie. Co chcecie, abym robi�?
� Masz dalej im s�u�y�. Im lepiej b�dziesz to robi�, tym oka�esz si� przydatniejszy. Abym tylko wiedzia�, co tamci knuj�, co zamierzaj� i jakich pos�ug b�d� od ciebie chcieli.
� Rozumiem, panie..
� Wi�cej tu nie przychod�. Wszelkie wiadomo�ci przekazuj gospodarzowi �Pod Turem�. On te� b�dzie dba� o twoje potrzeby. Pami�taj, �e nagroda ko�cowa zale�y tylko od twoich stara�. W razie konieczno�ci wyznacz� ci spotkanie ja albo ten m��, kt�rego tu widzisz. Jemu masz by� tak samo pos�uszny jak mnie.
� Stanie si�, jak przykazali�cie, panie. � �ebrak sk�oni� si� do ziemi. � Spodziewam si� tako�, �e b�dziecie mieli l�ejsz� r�k� do sakiewki ni� do pogrzebacza.
� Id� ju�, huncwocie, i o to si� nie martw. Wiesz, �e p�ac� dobrze, ale i �eb zdj�� te� potrafi�.
W kilka dni potem przysz�o polecenie proboszcza Andrzeja, by Czarny przy��czy� si� do krakowskiego dworu, kt�ry zosta� wezwany przez kr�la W�adys�awa na spotkanie do Nowego S�cza. Poniewa� proboszcz jednocze�nie donosi�, �e najja�niejszy pan przyb�dzie wraz z wielkim kniaziem Witoldem, Rudy r�wnie� postanowi� jecha�.
Robi� to niech�tnie, wiedz�c, jak trudno mu przyjdzie rozsta� si� z Zyt�. Ale �e nie zmieni�a swego stosunku do niego, spodziewa� si� z dala od jej uroku odzyska� nieco r�wnowagi ducha.
Wyjecha� mieli nast�pnego dnia o �wicie we dw�ch, nie czekaj�c na dworski orszak, kt�rego kolasy i wozy op�nia�y szybko�� jazdy. Dzieweczka mia� na razie zosta� w Krakowie i na krok nie odst�powa� obu kobiet, bo nie wiadomo by�o, co sta�o si� z Peterem i jakie s� jego dalsze zamiary.
Jednocze�nie wyjecha� do Lubli�ca goniec z wezwaniem do ksi�dza Dunina, by przyje�d�a� co rychlej. Poselstwo z Pragi dawno ju� co prawda wr�ci�o, ale kanonik zboczy� od Wroc�awia, by skorzysta� z okazji i odwiedzi� dawno nie widzian� siostr�.
Mimo wszystko jego rozum i do�wiadczenie zapewnia�y lepsz� opiek� ni� si�a olbrzyma.
�w wiecz�r przed wyjazdem sp�dzili wsp�lnie, jak zwykle gwarz�c przed kominkiem. Tyle tylko, �e Una wcze�niej mrugn�a na m�a i wysun�a si� z komnaty. Czarny poj�wszy, o co jej chodzi, po�pieszy� za ni�. Rudy, jak zwykle zapatrzony w ogie�, w og�le nie zwr�ci� na nich uwagi, a Zyta spojrza�a tylko przelotnie na brata.
Jaki� czas panowa�o milczenie, kt�re przerwa� Jaksa:
� Nie wiadomo, kiedy ci� zn�w zobacz�. Obawiam si�, �e niepr�dko.
� To zale�y od ciebie, My�l�, �e teraz knia� b�dzie cz�ciej przyje�d�a� do Polski.
� Dlaczego tak s�dzisz? � Odwr�ci� wzrok od ognia i spojrza� na ni�.
� Bo za par� miesi�cy ko�czy si� rozejm. Na pewno b�d� nieraz jeszcze radzi� z mi�o�ciwym panem o pokoju lub wojnie.
� Na spotkania nie b�dzie ju� czasu. Obaj musz� szykowa� wojska, bo o pokoju nie ma co m�wi�.
� Przed wypraw� zapewne wpadniecie z Bertem do Krakowa? My�l�, �e b�dzie chcia� po�egna� �on� � rzuci�a cicho.
� On ma kogo �egna�, ja nie...
My�la�a przez chwil�.
� Ty za� po�egnasz mnie. Bliski� mi jako najlepszy druh.
� Dzi�ki ci i za to, ale dla spragnionego mi�d nie napitek, bo tylko pragnienie wzmaga.
� Nic innego nie mam do ofiarowania � powiedzia�a smutno. � C� na to poradz�, �em tak zubo�a�a.
� Nieprawda! � wybuchn�� nagle. � Rozumia�bym tw� bole�� po Benku, ale gdyby to by�o tytko to! Najsro�sza bole�� cichnie, bo �ycie jak rzeczny nurt niesie wci�� naprz�d, zdarzenia mijaj� jak brzegi, nap�ywa wci�� nowe, minione zacieraj�c w pami�ci... Nie o �a�ob� ci chodzi! Wiem to, czuj� dobrze, tyle tylko, �e nie umiem tego zrozumie�!
Zyta odwr�ci�a twarz marszcz�c brwi.
� Nie m�wmy o tym. Ta rana si� nie zasklepi.
Rudy odwr�ci� od niej wzrok i zacz�� m�wi� p�g�osem:
� Mi�owanie leczy takie rany. Mi�uj�ce serce