9763
Szczegóły |
Tytuł |
9763 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9763 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9763 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9763 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CHARLES BAUDELAIRE
�Kwiaty z�a�
Do czytelnika
G�upota, grzechy, b��dy, lubie�no�� i chciwo��
Duch i cia�o nam gryz� niby z�b zatruty,
A my karmim te nasze rozkoszne wyrzuty,
Tak jak �ebracy karmi� szat robaczywo��.
Up�r jest w naszych grzechach, strach jest w naszych �alach,
Za skruch� i pokut� p�acim sobie drogo-
I weso�o zn�w kroczym nasz� b�otn� drog�,
Wierz�c, �e zmyjemy winy - w �ez mizernych falach.
A na poduszce grzechu szatan Trismegista
Nasz duch oczarowany ko�ysze powoli,
I tak trawi bogaty kruszec naszej woli
Trucizn� sw� ten stary, m�dry alchemista.
Diabe� to trzyma nici, ci kieruj� nami!
Na rzeczy wstr�tne patrzym sympatycznym okiem -
Co dzie� do piekie� jednym zbli�amy si� krokiem
Przez ciemno��, kt�ra cuchnie i na wieki plami.
Jak �ebraczy rozpustnik, co gryz�c przyciska
M�cze�sk� pier� strudzonej nierz�dnicy,
Kradniem rozkosz przej�ciow� - w mrok�w tajemnicy
Jak zesch�� pomara�cz�, z kt�rej sok nie tryska.
Niby r�j glist co mrowiem g�stym si� przewala,
W m�zgu nam t�um demon�w huczy z dzikim �miechem,
A �mier� ku naszym p�ucom za ka�dym oddechem
Sp�ywa z g�uchymi skargi, jak podziemna fala.
Je�li gwa�t i trucizna, ognie i sztylety
Dot�d swym �artobliwym haftem nie wyszy�y
Kanwy naszych przeznacze� banalnej niestety!
Ale po�r�d szakal�w, �r�d panter i smok�w,
Po�r�d ma�p i skorpion�w, �mij i nietoperzy,
�r�d twor�w, kt�rych stado wyje, pe�za, bie�y,
W ohydnej mena�erii naszych grzesznych skok�w -
Jest potw�r - potworniejszy nad to bydl�t plemi�,
Nuda, co, chocia� krzykiem nie utrudza gard�a,
Ch�tnie by ca�� ziemi� na proch mia�ki star�a,
Aby jednym ziewni�ciem po�kn�� ca�� ziemi�.
�za mimowolna b�yska w oczu jej pryzmacie,
Ona marzy szafoty, dymi�c swe haszysze,
Ty znasz tego potwora, co jak sen ko�ysze -
Hipokryto, s�uchaczu, m�j bli�ni, m�j bracie!
B�ogos�awie�stwo
A kiedy za wyrokiem Pot�gi z�owrogiej
Poeta schodzi na �wiat, to znu�enia le�e -
Jego matka, blu�nierstwa pe�na oraz trwogi,
Pi�� zaciska go Boga, a� Go lito�� bierze:
"Ach, wolej bym zrodzi�a gadzin ca�e sploty,
Ani�elibym karmi� mia�a to straszyd�o!
Przekl�ta noc z k�amliwie s�odkimi pieszczoty,
Gdym w �onie sw� pokut� pocz�a obrzyd��!
A jako mnie obra�e� pomi�dzy kobiety,
Bym obrzydzeniem by�a dla swego ma��onka,
I �e nie mog� rzuci� do ognia, niestety,
- Niby list nudny - tego szpetnego stworzonka,
Wi�c przelej� nienawi�� Tw� za moj� win�
Na przekl�te narz�dzie Twoich gniew�w lutych -
I tak doszcz�tnie zgniot� t� n�dzn� krzewin�,
�e ju� nigdy nie wyda swych p�czk�w zatrutych!"
Tak si� pieni przekle�stwem. W pot�gi niezmiennej
Zamiarach wiecznych - my�li nie widz�c przewodniej,
Sama przygotowywa�a w pieczarach Gehenny
Ognie, co b�d� kar� macierzy�skiej zbrodni.
"Ale w pieczy Anio�a, co zza chmur mu sprzyja,
Samotne dzieci� buja w s�o�ca strefie czystej
I we wszystkim, co jada, we wszystkim, co pija,
Odnajduje ambrozj� i nektar z�ocisty.
Weso�o igra z wiatrem, nuci piosnk� chmurze,
Sw� pielgrzymk� krzy�ow� upaja si� w �piewie,
A� Duch, ca za nim idzie przez jego podr�e,
P�acze widz�c, �e wes� jak ptaszek na drzewie.
Ci kt�rych by chcia� kocha�, patrz� na� z obaw� -
Lub te�, rozzuchwaleni t� jego pokor�,
Staraj� mu si� z duszy wyrwa� skarg� krwaw�
Tudzie� na z�o�liwo�ci swojej cel go bior�.
Do chleba i do wina, co mu przeznaczyli,
Dodaj� oni �liny wstr�tnej i popio�u;
Ob�udnie odtr�caj�, nad czym on si� schyli,
I skar�� si�, gdy musz� z nim st�pa� pospo�u.
Jego ma��onka wo�a na placach publicznych:
"Gdym do�� pi�kna, by przeze� by� tyle wielbion�,
Wi�c zwyczajem kamiennych p�bogi� antycznych
Chc�, by mi�, jak pos�gi owe, poz�ocono.
Mirr�, nardem, kadzid�em upij� si�, p�ocha;
Mi�sem, winem, kl�kaniem na �wi�tyni progu -
By wiedzie�, czy te� zdo�am w sercu, co mi� kocha,
Przyw�aszczy� z drwin� chwalb� przynale�n� Bogu.
Gdy b�d� mia�a dosy� bezbo�nej gry onej,
Po�o�� na nim r�k� mocn�, cho� bez si�y -
By me paznokcie, niby krwawych harpij szpony,
A� hen w g��b jego serca dumnego trafi�y.
Ni to l�kliwe ptasz�, co dr��c si� trzepota,
Wydr�, wydr� mu z piersi to serce czerwone -
I aby nim nasyci� ulubie�ca-kota,
Rzuc� mu je z pogard� na ziemi�, skrwawione!"
...Do Nieba, gdzie wzrok jego widzi tron wspania�y,
Pogodny wieszcz wyci�ga swe d�onie pobo�ne,
A czyste b�yskawice jego duszy bia�ej
Przeszkadzaj� mu widzie� ludzkie walki zdro�ne:
"B�ogos�awiony�, Bo�e, co darzysz bole�ci�,
Za kt�r� odpuszczone b�d� nasze grzechy
I kt�ra jest najczystsz�, najwznio�lejsz� tre�ci�,
Co gotuje silnego na �ono uciechy!
Wiem, Panie - bez Poety Ty by� nigdy nie siad�
Mi�dzy tymi, co ujrz� �wi�tych Hufc�w gody;
Wiem, �e b�dzie przypuszczon do radosnych biesiad,
Na Cn�t, na Dominacyj, na Tron�w obchody.
Wiem, �e b�l - klucz jedyny, by wej�� w twoje szranki,
- Nie strawi go ka� ziemi ani piekie� kwasy -
I �e trzeba, chc�c uple�� mistyczne me wianki,
Zestawi� wszystkie �wiaty oraz wszystkie czasy.
Ale dawniej Palmiry stracone przepychy,
Dziwne kruszce nieznane, morza skarb jaskrawy,
Twoj� s�dzony d�oni� - jeszcze jest za lichy
Dla tego diademu kosztownej oprawy.
B�dzie bowiem kowany w przenajczystszym z�ocie
Czerpanym w �wi�tym domu pierwotnych promieni,
Kt�remu oczy ludzkie, mimo blask�w krocie,
S� li tylko zwierciad�em smutnym, pe�nym cieni.
Albatros
Czasami dla zabawy uda si� za�odze
Pochwyci� albatrosa, co �ladem okr�tu
Polatuje, bezwiednie towarzysz�c w drodze,
Kt�ra wiedzie przez fale gorzkiego odm�tu.
Ptaki dalekolotne, albatrosy bia�e,
Osaczone, niezdarne, zha�bione g��boko,
Opuszczaj� bezradnie swe skrzyd�a wspania�e
I jak wios�a zbyt ci�kie po pok�adzie wlok�.
O jaki� jeste� marny, jaki szpetny z bliska,
Ty, niegdy� pi�kny w locie, wysoko, daleko!
Kto� ci fajk� w dzi�b stuka, kto� dla po�miewiska
Przedrze�nia twe podrygi, skrzydlaty kaleko!
Poeta jest podobny ksi�ciu na ob�oku,
Kt�ry brata si� z burz�, a szydzi z �ucznika;
Lecz sp�dzony na ziemi� i szczuty co kroku,
Wiecznie si� o swe skrzyd�a olbrzymie potyka.
Wzlot
Nad doliny, nad g�ry, jeziora i morza,
Nad chmury, poza kr�gi s�onecznych promieni,
Poza kres wype�nionej eterem przestrzeni,
Dalej ni�li si�gaj� sferyczne przestworza,
Unosisz si�, m�j duchu, i l�ejszy od tchnienia
- Jak do�wiadczony p�ywak niesiony na falach -
Nurzasz si� w bezgranicznych i bezdennych dalach
Z samcz� po��dliwo�ci� nie do wys�owienia.
Unie� si� ponad ziemi� owini�t� morem
- Duch tym czystszy si� staje, im wy�ej ulata -
I ogniem, kt�ry p�onie w kielichu wszech�wiata,
Zach�y�nij si� i upij jak boskim likworem.
Kres ja�owym marno�ciom, kres wszelkim niedolom,
Pod kt�rych si� ci�arem istnienie ugina;
Szcz�liwy ten, co skrzyd�a szeroko rozpina
Szybuj�c ku �wietlistym pozaziemskim polom!
Szcz�liwy, czyje my�li zdolne s� do lot�w,
Kto z chy�o�ci� skowronka wznosi si� nad chmury
Na �ycie spogl�daj�c z wysoka i kt�ry
Rozumie mow� kwiat�w i niemych przedmiot�w!
Odd�wi�ki
Natura jest �wi�tyni�, k�dy s�upy �ywe
Niepoj�te nam s�owa wymawiaj� czasem.
Cz�owiek �r�d nich przechodzi jak symbol�w lasem,
One mu za� spojrzenia rzucaj� �yczliwe.
Jak oddalone echa, wi���ce si� w ch�ry,
Tak sobie w tajemniczej, g��bokiej jedno�ci,
- Wielkiej jako otch�anie nocy i �wiat�o�ci -
Odpowiadaj� d�wi�ki, wonie i kolory.
S� aromaty �wie�e jak cia�a dziecinne,
D�wi�czne i niby ��ki zielone: s� inne
Bogate i zepsute, silne, triumfalne,
Kt�re si� rozlewaj� w �wiaty idealne,
Jak ambra, benzoina, jako pi�ma wonie,
Gdzie duch przenika zmys�y i wzajem w nich tonie.
Sygna�y
Rubens, ogr�d lenistwa, rzeka niepami�ci,
Nieprzychylnej mi�o�ci zbyt cielesne �o�e,
Gdzie tylko �ycie k��bi si�, wiruje, kr�ci
Jak w powietrzu powietrze i jak w morzu morze;
Leonardo, zwierciad�o o �ciemnionym l�nieniu,
Gdzie z u�miechem, �agodnym znakiem tajemnicy,
Anieli pe�ni wdzi�ku zjawiaj� si� w cieniu
Pinii zamykaj�cych wst�p do okolicy;
Rembrandt, sala szpitalna, smutna, rozszeptana,
Przeszyta na skro� ostrym zimowym promieniem,
Gdzie pod olbrzymim krucyfiksem na kolanach
Stos zgnilizny si� modli szlochem i westchnieniem;
Micha� Anio�, mg�awica, przestrze� ledwie widna,
Gdzie w�r�d t�umu Chrystus�w - Herkules�w t�umy
Kr��� i gdzie w p�mroku gigantyczne widma
Rw�, wyci�gaj� r�ce, �miertelne ca�uny;
Ty� si� odwa�y� si�gn�� po pi�kno n�dznik�w,
Zawzi�to�� zabijak�w, ca�y bezwstyd fauna,
Puget, smutny imperatorze galernik�w,
O sercu, w kt�rym wzbiera duma feodalna;
Watteau, karnawa� �wiat�a, gdzie z jakby wprost z ��ki
S�ynne serca zlatuj� si� lotem motyli,
Gdzie blask �wiec na t�o zwiewne rzucaj� paj�ki
Lej�c czyste szale�stwo na bal jednej chwili;
Goya, koszmar, ten koszmar rzeczy niebywa�ej,
Kiedy sabat czarownic gra grotesk� raju,
Gdzie lubie�ne staruszki i dziewczynki ma�e,
Aby skusi� szatan�w, po�czochy wci�gaj�;
Delacroix, jezioro krwi - jak widmo kary -
Cie� zielonych sosenek czerwieni� rozdziera,
A po �a�obnym niebie dziwny ton fanfary
Przebiega jak st�umione westchnienie Webera;
Ten p�acz, co got�w wielbi�, blu�ni�, krzywoprzysi�c,
Ekstatyczne Te Deum i Zmi�uj si�, Panie,
Jest echem, kt�rym dudni labirynt�w tysi�c,
Opium Bog�w, co sercu da niepami�tanie!
To has�o powtarzane przez tysi�ce stra�y,
To rozkaz, kt�rym tysi�c ust ch�oszcze przestrzenie,
Sygna�, co na tysi�cu cytadel si� �arzy,
Krzyk strzelc�w osaczonych przez lat i milczenie!
Bowiem zaprawd�, Panie, jedynym na �wiecie
Dowodem, co za�wiadczy o naszej godno�ci,
Jest ten szloch, kt�ry p�ynie z stulecia w stulecie,
By - nim skona - dope�zn�� na pr�g twej wieczno�ci!
Mi�o�� K�amstwa
Gdy widz�, jak przechodzisz, moja oboj�tna,
I poddajesz harmonii smyczkowego pienia
Krok, ruch, gest, drgnienie serca, a nawet rytm t�tna,
Wodz�c nud� w g��binie swojego spojrzenia;
Gdy widz� upi�kszone chorobliwym wdzi�kiem
Czo�o twoje, na kt�rym wiecz�r si� rozjarzy�
Od gazowych kinkiet�w w subteln� jutrzenk�,
I oczy jak z portretu patrz�ce z twej twarzy,
M�wi�: "Jak�e jest pi�kna i �wie�a przedziwnie!
Wie�czy j� ci�ar wspomnie�, ta wie�a m�dro�ci,
A tak jak mi��sz brzoskwini, �lepo i naiwnie,
Serce jej do wymy�lnej dojrza�o mi�o�ci.
Czy� owocem jesieni o smaku kr�lewskim,
Zapachem egzotycznych oaz i klimat�w?
Czy� �a�obn� amfor� czekaj�c� �ezki,
Wezg�owiem dla pieszczoty czy wi�zank� kwiat�w?
Wiem s� oczy z wyrazem czystej melancholii,
Cho� nie kryje tajemnic ich g��bia zazdrosna,
Sanktuaria bez b�stwa, szkatu�ki bez kolii,
Bardziej puste i g��bsze ni� wy, o niebiosa!
Czy� ol�nieniu nie starczy, aby� by�a z�ud�?
Serce me gardz�c prawd� przed pozorem kl�knie.
Czy� jest oboj�tno�ci�, g�upot� czy nud�,
Mask� czy sztychem, witaj! Wielbi� ci� w twym pi�knie."
Wr�g
M�odo�� ma przep�yn�a jedn� chmurn� burz�,
W kt�r� tylko niekiedy promie� serca pad�,
Sad m�j deszcze zala�y olbrzymi� ka�u��,
Wi�c w owoc rzadki tylko przemieni� si� kwiat.
Dzi� na progu jesieni, sercem ju� niem�ody,
Z �opat� si� do pracy ci�kiej musz� bra�,
Aby do�y wyr�wna� wyrwane przez wody,
Do�y jak gr�b g��bokie, gdzie mi przyjdzie spa�.
Lecz w�tpi�, czy mym nowym, wymarzonym kwiatom
Pustka ma b�dzie dosy� w o pokarm bogat�,
Kt�ry si�� mistyczn� w ich kielichy tchnie.
O rozpaczy, rozpaczy, czas po�era �ycie,
A wr�g mroczny, co serca nasze chciwie ssie,
Krwi�, kt�r� my broczymy, tuczy si� obficie.
Niepowodzenie
Tw�j o Syzyfie, trzeba wskrzesi� gest,
By taki ud�wign�� ci�ar.
Cho� serce s�abo�� zwyci�a,
D�uga jest sztuka, a czas kr�tki jest.
Z dala od grob�w ozdobnych,
By samotnego do�u znale�� cie�,
Serce me - b�ben otulony w czer� -
Kroczy w takt marsz�w �a�obnych.
Niejeden klejnot skryty w skalny k�t,
Z dala od rydla i �akomych sond,
�pi w ciszy i zapomnieniu.
Z �alem niejeden purpurowy kwiat,
S�odk� jak sekret woni� poj�c �wiat,
Usycha w osamotnieniu.
Cz�owiek I Morze
Mi�o�� dla morza wieczna w twoim wolnym �onie!
Morze jest twym zwierciad�em; ty swojego ducha
Badasz w wzburzonej fali, gdy toczy si� g�ucha,
I niemniej gorzkie ducha twojego s� tonie.
Ty ch�tnie si� zatapiasz w g��b swego obrazu,
Ogarniasz go ramieniem i wzrokiem, a serce
Twe niekiedy si� kocha w swej w�asnej rozterce,
Na g�os tej skargi pe�nej dzikiego wyrazu.
Wy jeste�cie milcz�cy, pos�pni oboje,
Cz�owiecze! Nikt nie zbada� twych przepa�ci stok�w,
Morze! Nikt nie zna skarb�w twych skrytych mrok�w,
Tak skrywacie zazdro�nie tajemnice swoje!
I oto wieki w�r�d czas�w otch�ani,
A wy b�j wci�� toczycie bez �alu, lito�ci,
Tak dzika ��dza mordu i �mierci w was go�ci,
O bojownicy wieczni, bracia niezb�agani!
Don Juan W Piekle
Kiedy Don Juan zst�pi� nad wody wieczyste
I nale�nym obolem op�aci� Charona,
Ponury �ebrak z okiem dumnym jak Antysten
Pochwyci� wios�a w silne i m�ciwe ramiona.
W sukniach rozpi�tych i z obwis�ymi piersiami
Kobiety udr�czone wi�y si� gromad�
I pod �a�obnym firmamentem w �lad za nim
Ci�gn�y z wyciem niby wielkie ofiar stado.
Sganarel o zap�acie ze �miechem nadmieni�,
Kiedy Don Ludwik na tych brzegach nieszcz�liwych
Wskazywa� dr��cym palcem t�umom b��dnych cieni
Z�ego syna, co szydzi� z jego w�os�w siwych.
Czysta, chuda Elwira, okryta �a�ob�,
Przy ma��onku niewiernym i kochanku dr��ca,
B�aga�a go o u�miech, w kt�rym by na nowo
Zal�ni�a pierwszych przysi�g s�odycz przejmuj�ca.
Wyprostowany, w zbroi kamiennej, przy sterze,
M�� wynios�y na czarnej wodzie bruzd� znaczy�,
Lecz spokojny bohater, wsparty na rapierze,
�ledz�c za fal�, widzie� nic wi�cej nie raczy�.
Pi�kno
Jam pi�kna, o �miertelni, niby sen z granitu,
A pier� ma, gdzie krwawi�a niejedna pier� �ywa,
Jest dla poety �r�d�em, z kt�rego wyp�ywa
Mi�o�� wieczna i niema jak materia bytu.
Kr�luj� w�r�d lazur�w jak Sfinks niezbadany,
Biel serca ��cz� z �niegiem �ab�dziego puchu;
Niszcz�cego harmoni� nienawidz� ruchu;
I �zy s� dla mnie obce, i �miech mi nie znany.
Poeci u st�p mojej wynios�ej postawy,
Kt�r�, zda si�, �e wzi�am od dumnych pomnik�w,
Ca�y �ywot sw�j strawi� na nauce krwawej;
Bo mam, by oczarowa� moich mi�o�nik�w,
Zwierciad�a, w kt�rych �wiata pi�kniej� obrazy:
Oczy me, wielkie oczy - o blaskach bez skazy!
Idea�
Nie, nigdy tych pi�kno�ci winietkowych roje,
Wytwory schorowanej, wyn�dznia�ej ery,
Z n�kami do ci�emek, z twarz� bladej cery -
Nie zadowol� serca takiego jak moje.
Niech Gavarni, ten malarz istot z chorym cia�em,
We�mie swoich suchotnic szczebiotliwe stada!
Nie dla mnie z tego grona �adna r�a blada,
�adna si� z mym nie zr�wna krwawy idea�em.
Otch�ani mego serca, ciebie trzeba, ciebie,
Lady Makbet, kobieto z pot�g� zbrodnicz�,
�nie Eschyla zrodzony na p�nocnej glebie,
Lub ciebie, Nocy, c�ro Micha�a Anio�a,
Co �pisz w milczeniu �wi�tym z twarz� tajemnicz�,
Kut� rylcem genialnym, u tytan�w czo�a!
Olbrzymka
W czasach kiedy natura monstrualne p�ody
Rodzi�a co dzie� ze swej pot�gi ogniowej,
Chcia�bym wtedy przebywa� przy olbrzymce m�odej
Niby pi�kny lubie�ny kot u st�p kr�lowej.
Lubi�bym patrze� na jej cia�o, gdy rozkwita
Wraz z dusz�, olbrzymiej�c w straszliwych igrzyskach,
Zgadywa�, czy pos�pna nami�tno�� w niej skryta,
Po jej oczu zamgleniach wilgotnych i b�yskach.
Zab��ka� si� po�r�d jej kszta�t�w nies�ychanych
Albo czo�ga� si� po jej ogromnych kolanach,
A czasem w lecie, kiedy w s�o�c niezdrowych l�nieniu
Rozci�ga si� zm�czona i w zieleni nurza,
W beztroski sen pogr��y� si� w piersi jej cieniu
Niby wioska spokojna u g�ry podn�a.
Klejnoty
Nag� by�a najdro�sza. Mej ��dzy powolna
Zachowa�a klejnot�w jeno b�yskawice
Wiedz�c, jak barw muzyka upoi� mi� zdolna
Przypominaj�c dumne Maur�w niewolnice.
Gdy w ta�cu pobrz�k ci�nie - szyderczy, stalowy -
Ten t�um po�yskuj�cy od blach i kamieni,
Co� mi� porywa! Nurt krwi w serce bije nowy,
Kiedy d�wi�k ze �wiat�o�ci� si� brata i mieni.
Iskrz�c si� wi�c le�a�a, roz�wietlaj�c �o�e,
I ze stosu poduszek u�miechem wabi�a
Mi�o�� moj� g��bok�, pie�ciw� jak morze,
Co je wybrze�a ci�gnie tajemnicza si�a.
Wzrok jak w poskromionego utkwiwszy tygrysa,
Rozmarzona, leniwe odmienia�a pozy -
A pe�no�� r�y, zlana z �wie�o�ci� irysa,
Nowym czarem zdobi�a te metamorfozy;
Jej ramiona, jej nogi - biodra w upojeniu
W�asnej chwa�y - i fala �ab�dziego �ona
P�yn�y przed oczami jak w jasnowidzeniu;
I jej brzuch, i jej piersi - mej winnicy grona -
Sz�y ku mnie, pieszczotliwsze od Anio��w Z�ego,
Aby zam�ci� spok�j w starganym sumieniu
I dusz� m� ze szczytu zwlec kryszta�owego,
Gdzie, spragniona pokoju, leg�a w ukojeniu.
Zdawa�o si� chwilami, �e kaprys zuchwa�y
Biodra Antiopy z torsem powi�za� efeba,
Tak si� bujnie jej l�d�wie w kibi� przelewa�y
- Na smag�ym ciele szkar�at l�ni� zachodu nieba! -
�e lampa cicho zgas�a w wyczerpaniu sennym,
Tylko kominek izb� o�wietla� ognist�;
Ile razy westchnieniem wybucha� p�omiennym,
Krwi� nasyca� t� sk�r� jak ambra z�ocist�.
Zapach Egzotyczny
Kiedy przymkn�wszy oczy w ciep�y zmierzch jesieni
Wdycham twojego �ona upalnego wonie,
Widz� szcz�liwe rzeki, w kt�rych s�o�ce p�onie
Monotonne i blaskiem na fali si� mieni.
Oto wyspa leniwa, jakie� dziwne drzewa
I wspania�e owoce natura jej da�a;
M�czy�ni maj� wiotkie, ale silne cia�a,
A wzrok kobiet przedziwn� szczero�ci� zdumiewa.
Wiedziony twym zapachem w sfer cudownych stron�,
Widz� port, a w nim maszty i zwini�te �agle,
Jeszcze teraz morskimi falami znu�one,
Kiedy si� nad zielonym tamaryszkiem wa�y
Wo� w powietrzu i w nozdrza moje wnika nagle,
Mieszaj�c si� w mej duszy z �piewem marynarzy.
Sed Non Satiata
Dziwne b�stwo o cerze br�zowej jak noce,
O zapachu zmieszanym z pi�ma i hawany,
Ty dzie�o urojone przez Fausta Sawany,
Czarownico z hebanu, pocz�ta w pomroce.
Wol� ni� opium, burgund - osza�amiaj�ce
Eliksiry ust twoich mi�o�ci� pijanych,
Gdy ku tobie zd��aj� mych ��dz karawany,
Poisz w cysternie oczu twych moje niemoce.
Przyga� w twych wielkich czarnych oczach, oknach duszy,
P�omienie, o diablico, kt�rej nic nie wzruszy,
Jam nie Styks, by ci� obj�� dziewi��kro� ramieniem.
Och, Megiero rozpustna, nie moj� jest win�,
�e nie umiem, by zmieni� tw�j �ar w odr�twienie,
W piekle twojego �o�a sta� si� Prozerpin�!
Zw�oki
Czy pomnisz, moja luba, co�my to widzieli
W �w letni ranek tak strojny w promienie?
Na zakr�cie dro�yny trup si� �cieli;
A �o�em jemu �wir i kamienie.
Nogi wznosz�c do g�ry, jak w rozpusty szale,
Ziej�ce jadem to �cierwo gor�ce
Otwiera�o cynicznie i niby niedbale
Brzuch sw�j, sk�d bi�y wyziewy truj�ce.
S�o�ce ciska�o �arem na ow� zgnilizn�,
Jakby w p�omieniach zgotowa� j� chcia�o
I naturze da� stokro� zwi�kszon� spu�cizn�
Materii niegdy� w�o�onej w to cia�o.
Niebo patrza�o w szkielet, co z cia�a wyziera�,
Jak na rozkwit�y kwiat w s�o�ca promieniu;
Smr�d zasi� tak cuchn�cy stamt�d si� wydziera�,
�e� si� zachwia�a jakoby w zemdleniu.
Roje much nad tym brzuchem brz�cza�y zmursza�ym,
Sk�d wylega�y wci�� czarne gromady
Robactwa p�yn�cego potokiem zg�stnia�ym
Wzd�u� tych �yj�cych �achman�w szkarady.
Wszystko to si� jak fala pi�o, zst�powa�o
Lub si� miota�o iskrz�ce od s�o�ca,
Rzek�by�, �e tchnieniem wiatru nad�te to cia�o
O�y�o znowu mno��c si� bez ko�ca.
I muzyka p�yn�a jaka� stamt�d gwarna,
Jak wiatr szumi�cy po�r�d li�ci drzewa
Lub jak ruchem rytmicznym ko�ysane ziarna,
Kt�re rolnik w przetaku swym przesiewa.
Formy si� rozp�ywa�y, by�y jak sen mglisty,
Jak na sztaludze w pracowni malarza
Szkic jeszcze nie sko�czony, by pami�� artysty
Niepewna z trudem tylko go odtwarza.
Za ska�ami ukrytej, niespokojnej suki
Wzrok w nas utkwiony spogl�da� straszliwie,
Bo czeka�a tej chwili, kiedy cielska sztuki,
Rzucone teraz, zn�w pochwyci chciwie.
- A jednak b�dziesz do tej ohydy ponurej
I ty podobna i pe�na zarazy,
O gwiazdo oczu moich, s�o�ce mej natury,
Kochanie moje, Aniele bez zmazy!
Zaprawd� b�dziesz tak�, o wdzi�k�w kr�lowo,
Gdy ju� ostatnie wzi�wszy sakramenta,
Pod bujnym legniesz kwieciem i traw� grobow�,
By gni�, gdzie ko�ci kryje ziemia �wi�ta.
M�w natenczas robactwu, moja pi�kna, blada,
Gdy poca�unki b�dzie wy�era� ci w grobie,
�e ja mi�o�ci mojej, kt�ra si� rozk�ada,
Tre�� i kszta�t boski wiernie chowam w sobie!
De Profundis Clamavi
Jedynie, ukochana, b�agam twej lito�ci
Z g��bi przepa�ci mrocznej, gdzie serce me kona!
Wszech�wiat to czarny, na nim z o�owiu opona,
Tam przestrach i blu�nierstwo nurza si� w ciemno�ci.
S�o�ce bez �aru nad nim wznosi si� p� roku,
Drugie p� roku ziemi� okrywa noc czarna;
Jest to kraj bardziej nagi ni� ziemia polarna;
Ni zwierza, ni zieleni, ni drzew, ni potoku!
I nie ma zgrozy wi�kszej, straszniejszej na ziemi,
Nad zimn� srogo�� s�o�ca z blaski lodowemi
I ow� noc bezmiern� wiecznego chaosu;
Zwierz�tom najpodlejszym zazdroszcz� wi�c losu,
Bo sen je w odr�twia�o�� bezmy�ln� spowija:
Tak z wrzeciona si� czasu wolno ni� odwija!
Leta
Przyjd� do mnie, duszo g�ucha w okrucie�stwie,
Boski tygrysie, potworze wspania�y,
Chc�, by si� dr��ce me palce nurza�y
W twych ci�kich, wonnych w�os�w grzywie g�stej.
Zbola�� g�ow� sw� zagrzeba� pragn�
W sukniach twych, co s� pe�ne twojej woni,
A�eby wdycha�, niby kwiat w agonii,
S�odk� st�chlizn� mi�o�ci umar�ej.
Chc� spa�! Sen raczej milszy mi ni� �ycie.
W �nie, co jest �mierci� s�odk� zapowiedzi�,
B�d� twe pi�kne cia�o l�ni�ce miedzi�
Poca�unki okrywa� w zachwycie.
Otch�anie ��ka twojego jedynie
Mog� poch�on�� m�j l�k i westchnienia,
W twych ustach jest pot�ga zapomnienia,
Przez poca�unki twoje Leta p�ynie.
Odt�d zmieniwszy w rozkosz przeznaczenie,
Swojemu fatum uleg�y bez granic,
M�czennik korny, niewinny skazaniec,
Kt�rego p�omie� podnieca cierpienie,
Ssa� b�d�, by utopi� swoje krzywdy,
Sok �agniewnicy i dobr� cykut�
Z twych ostrych, osza�amiaj�cych sutek,
Z piersi, co serca nie wi�zi�a nigdy.
Wyrzut Po�miertny
Kiedy nareszcie za�niesz, pi�kna pomrocznico,
W g��binie mauzoleum czarno-marmurowej,
Co wystarczy ci tedy za strojn� alkow�,
I kiedy d� wilgotny ci b�dzie �o�nic�,
Kiedy zimnym u�ciskiem marmury pochwyc�
Piersi twej cud i serce twoje purpurowe...
Gdy wzbroni� mu sn�w dawnych ��dn� snu� osnow�,
A stopom biec go�ci�c�w mi�osnych t�sknic�...
Mogi�a, powiernica sn�w moich tajemnych,
(Bowiem mogi�a zawsze poecie jest wierna)
W tych nocach, co nie znaj� snu - d�ugich i ciemnych,
Rzeknie: "C� ci, mi�o�ci kap�anko niewierna,
�e� nie zazna�a - za czym p�acz� zmar�ych oczy?
I czerw ci jak serdeczny wyrzut - cia�o stoczy."
Balkon
Matko wspomnienia, kochanie kochania,
Ty, wszystkie moje wi�zy i wszystkie rozkosze!
Pieszczot pi�kno�� przypomnisz, oto si� ods�ania
Cisza domu, wieczor�w uroki najs�odsze,
Matko wspomnienia, kochanie kochania!
Wieczory rozja�nione w�gli tl�cych �arem
I wieczory w r�owych dymach na balkonie.
Jak�e dobra pier� twoja! Serce jakim darem!
S�owo pada�o nieraz, co trwa i nie tonie,
W wieczory rozja�nione w�gli tl�cych �arem.
Jak�e pi�kne s� s�o�ca w te ciep�e wieczory!
Przestrze� jaka g��boka! W sercu jaka si�a!
Chyli�em si� ku tobie, wielbiona z wielbionych,
Wdycha�em zapach krwi, co twarz twoj� pali�a.
Jak�e pi�kne s� s�o�ca w te ciep�e wieczory!
Noc g�stnia�a powoli niby �ciana ciemna
I moje oczy �renic twych w czerni szuka�y,
I pi�em oddech tw�j, s�odyczy trucizn pe�na,
I twoje stopy w d�oniach mych braterskich spa�y.
Noc g�stnia�a powoli niby �ciana ciemna.
Znam sztuk� i szcz�liwe chwile znowu wskrzesz�,
Przesz�o�� u twoich kolan zamkni�t� widzia�em,
Bo gdzie� jest rado�� r�wna bolesnej uciesze,
Jak� ty swoimi drogim nasyca�a� cia�em?
Znam sztuk� i szcz�liwe chwile znowu wskrzesz�!
Te szepty, poca�unki, przysi�gi natchnione,
Z przepa�ci, w kt�r� wejrze� nie �mie nikt, czy wstan�,
Jak wznosz� si� na niebo s�o�ca odm�odzone,
Obmyte w g��bi m�rz, zbryzgane s�on� pian�?
O szepty! Poca�unki! Przysi�gi natchnione!
Widmo
I
Ciemno�ci
W niezg��bionych mych smutk�w pos�pnej jaskini,
Gdzie mi� ju� zamkn�� wyrok Przeznacze� surowy;
K�dy nie wnika promie� weso�y, r�owy,
K�dy ze mn� Noc tylko, chmurna gospodyni;
Jestem jak pot�pieniec przez Boga szyderc�
Skazany na tle cienia malowa� - niestety!
K�dy - kuglarz grobowe gotuj�cy wety -
Warz� wci�� i spo�ywam w�asne moje serce.
Chwilami b�yska, zwi�ksza si�, ro�nie na jawie
Widmo stworzone z blask�w wspania�ych i czar�w;
Po marzycielskich wschodnich rysach i postawie,
Gdy ju� zwyk�ego wzrostu dosi�gnie rozmiar�w,
Poznaj� j�: ta pi�kna mara moja senna,
To ona! taka chmurna - jednak tak promienna!
II
Wonie
Czytelniku, czy� kiedy� ch�on�� piersi� ca��,
Powoli i z rozkosz� zapach za kadzielnicy
Wyzioni�ty, gdy �ciany nape�ni �wi�tnicy,
Albo torebki z pi�mem wo� niewywietrza��?
Czar g��boki, magiczny, dziwne upojenia,
Odczu� w chwili obecnej przesz�o�� zmartwychwsta��!
Tak kochanek, tul�cy uwielbione cia�o,
Zbiera ze� w chwili pieszczot rzadki kwiat wspomnienia.
Z ci�kich i elastycznych w�os�w jej g�stwiny,
Tej �ywej kadzielnicy w sypialni zion�cej,
P�yn�� zapach szczeg�lny i odurzaj�cy,
A czyli aksamity wdzia�a czy mu�liny,
Woni� m�odego cia�a przesi�k�e jej szaty
Wydziela�y jakoby futra aromaty.
III
Ramy
Jak obraz, cho�by mistrza ws�awionego,
Nabiera blasku od ramy kunsztownej:
Wdzi�k jaki� dziwny, czar jaki� cudowny,
Wyosobniaj�c j� z �wiata ca�ego
Sprawia�, i� sprz�ty, klejnoty kosztowne,
Z�oto - s�u�y�y jej rzadkiej pi�kno�ci,
I� nic nie mog�o przy�mi� jej jasno�ci,
Lecz wszystko ramy dawa�o stosowne.
Rzek�by�, �e czasem jej samej si� zda�o,
I� wszystko chce j� kocha�; �liczne cia�o
Rzuca�a w u�cisk tkaniny jedwabnej,
Nagie, drgaj�ce, lub w bielizny puchy,
A wszystkie �ywe czy wolne jej ruchy
Mia�y wdzi�k ma�pki dzieci�co powabnej.
IV
Portret
�mier� i choroba czyni� gar�� popio�u
Z tego p�omienia, kt�ry dla mnie p�on��.
Z oczu ognistych i czu�ych pospo�u,
Z tych ust, na kt�rych jam tak sercem ton��,
Z tych poca�unk�w mocnych jak balsamy,
Z uniesie� �ywszych od promieni s�o�ca -
Okropnie, duszo moja! - c� dzi� mamy?
Co pozosta�o? Szkic, kartka nikn�ca,
Kt�ra wraz ze mn� samotnie zamiera
I kt�r� starzec z�o�liwy, Czas srogi,
Z dniem ka�dym ci�kim skrzyd�em swym zaciera...
Morderco chmurny, �yciu, sztuce wrogi,
W pami�ci mojej nie zatrze twa si�a
Tej, co mym szcz�ciem i chlub� m� by�a!
Po�wi�cam Ci Te Wiersze
Po�wi�cam ci te wiersze... Je�li moje imi�
Do�egluje bez szwanku w kraje przysz�ych ludzi
(Ni to ��d� gnana wiatrem przemy�lnym) i zbudzi
W ich sercach jakie� dziwne t�sknoty olbrzymie:
Niech wspomnienie o tobie, co w mych s�owach drzemie,
Powtarzaniem si� ci�g�ym czytelnika strudzi;
Skut� bratni� wierno�ci�, kt�rej czas nie studzi,
Niech na moim wynios�ym ko�ysze si� rymie.
O przekl�ta istoto, kt�rej (biada! biada!)
Pr�cz mnie w ca�ym wszech�wiecie nic nie odpowiada!
Ty, kt�ra jak m�cicielka w paw�y ze stali,
Depcesz pogodnym wzrokiem i lekkim kolanem
Tych �miertelnik�w t�pych, co si� ciebie bali...
Pos�gu czarnooki o czole miedzianem!
Co Powiesz W Ten Zmierzch...
Co powiesz, duszo biedna, samotna w zmierzch b�ogi,
Co powiesz, serce, serce me niegdy� zwarzone,
Tej bardzo pi�knej, bardzo dobrej, bardzo drogiej,
Kt�rej wzrok boski z ciebie zdj�� zwi�d�� zas�on�?
- By �piewa� jej pochwa�y, wznie�my dumnie czo�a:
Jej s�odkiej w�adzy wszelka s�odycz pozazdro�ci;
Uduchowione cia�o jej ma wo� Anio�a,
A jej oko odziewa nas w szat� �wiat�o�ci.
Czyli to b�dzie w ciszy, w�r�d nocy samotnej,
Czy to w ulicy, w t�umie, jej zjawisko lotne
W powietrzu ta�czy niby p�omienie pochodni.
Czasem m�wi: "Jam pi�kna! Niech nad wszystko pomn�
Kocha� Pi�kno, je�eli mi�o�ci mej godni.
Jestem Anio�em Str�em, Muz� i Madonn�."
�ywa Pochodnia
Prowadz� mnie te Oczy brocz�ce �wiat�ami,
Kt�rym Anio� wszechmocy magnes�w da� si��;
Prowadz� boskie siostry, co s� mi siostrami,
Oczy me ol�niewaj�c diamentowym py�em.
Od z�ego i zdradliwych chroni�c mnie zasadzek,
Krok m�j ku drodze Pi�kna kieruj� �arliwie;
Moimi s� s�ugami i czuj� ich w�adz�,
Ca�ym sob� pos�uszny tej pochodni �ywej.
Wdzi�czne Oczy, mistyczne zapalacie �uny
Niby �wiece w po�udnie, gdy s�o�ce w zenicie
R�owi je, lecz l�nie� fantastycznych nie t�umi.
One �mier� �wiec�, wy Przebudzenie g�osicie;
Wiod�c mnie opiewacie duszy mej zbudzenie,
Gwiazdy, kt�rych nie za�mi� �adnych s�o�c p�omienie!
Harmonia Wieczorna
Oto czas, gdy kwiat ka�dy, dr��c na swej krzewinie,
Wyziewa aromaty jak kadzielnic �ona;
W mgle wieczornej wir d�wi�k�w, kr��y wo� pieszczona,
Walc rzewliwy, sza� jaki� pe�en t�sknot p�ynie!
Ka�dy kwiat zieje wonie jak kadzielnic �ona,
Skrzypce zw� niby serce w ucisku godzinie;
Walc rzewliwy, sza� jaki� pe�en t�sknot p�ynie!
W g�rze - Nieb pi�knych, smutnych, �wi�teczna opona.
Skrzypce zw� niby serce w ucisku godzinie,
Serce, kt�remu wstr�tna nico�� niezmierzona,
Niebo smutne i pi�kne jak wielka opona;
S�o�ce w krwi swej stygn�cej zgas�o na wy�ynie...
Serce, kt�remu wstr�tna nico�� niezmierzona,
�adnego �ladu �wietlnej przesz�o�ci nie minie!
S�o�ce w krwi swej stygn�cej zgas�o na wy�ynie...
Pami�� twa jak monstracja l�ni mi w g��bi �ona!
Pi�kny Statek
Nie mog� si� napatrze�, tkliwa czarodziejko,
Zdobi�cym twoj� m�odo�� rozmaitym wdzi�kom;
Chc� odmalowa� tw� urod�,
Gdzie z dojrza�o�ci� lata z��czy�y si� m�ode.
Gdy idziesz roztr�caj�c sukniami powietrze,
Jeste� jak pi�kny statek, co zgarnia przestrze�,
Pod pe�nym �aglem p�yn�cy
W rytm powolny, leniwy i zachwycaj�cy.
Na kr�g�ych barkach, szyi toczonej, szerokiej
Twa g�owa nies�ychanym pyszni si� urokiem;
Masz spokojne i w�adcze oczy,
Gdy, o dzieci� wspania�e, tak przed siebie kroczysz.
Nie mog� si� napatrze�, tkliwa czarodziejko,
Zdobi�cym twoj� m�odo�� rozmaitym wdzi�kom;
Chc� odmalowa� tw� urod�,
Gdzie z dojrza�o�ci� lata z��czy�y si� m�ode.
Pier� twa, p�yn�ca naprz�d, gdy mor� napina,
Pier� twa triumfuj�ca szaf� przypomina,
Kt�rej jasne, wypuk�e dyski
S� jak gdyby puklerze rzucaj�ce b�yski.
Tarcze dra�ni�ce, w grot r�owy uzbrojone,
Szafo s�odkich tajemnic, pe�na r�nych pon�t,
Gdzie likiery, wina, perfumy
Przyprawiaj� o ob��d serca i rozumy!
Gdy idziesz roztr�caj�c sukniami powietrze,
Jeste� jak pi�kny statek, co zagarnia przestrze�,
Pod pe�nym �aglem p�yn�cy
W rytm powolny, leniwy i zachwycaj�cy.
Twoje szlachetne uda, w�r�d falban sun�ce,
Budz� i podsycaj� moje ciemne ��dze
Jak dwie czarownice, co warz�
Czarny nap�j, schylone nad g��bok� waz�.
Dla twych ramion igraszk� by�by si�acz m�ody,
Ze l�ni�cymi w�ami mog� i�� w zawody,
Dla u�cisk�w mocnych ci dane,
Jakby si� mia� odcisn�� w twym sercu kochanek.
Na kr�g�ych barkach, szyi toczonej, szerokiej
Twa g�owa nies�ychanym pyszni si� urokiem,
Masz spokojne i w�adcze oczy,
Gdy, o dzieci� wspania�e, tak przed siebie kroczysz.
Zaproszenie Do Podr�y
Siostrzyczko, pieszczotko,
Ach pomy�l, jak s�odko
Daleko odlecie� nam razem!
Pier� czuciem otwiera�.
I �y�, i umiera�
W tym kraju, co twym jest obrazem!
Ach, s�o�ca tam mgliste,
Ach, nieba tam d�d�yste
M�j umys� czaruj� niezmiennie
Pot�g� zdradzieck�
Twych oczu, o dziecko,
Zza �ez, co tak b�yszcz� promiennie.
Tam zawsze �ad, pi�kno, przepychy
I rozkosz, i spok�j trwa cichy.
Sprz�t l�ni�cy, pieszczony,
Lat r�k� g�adzony,
Ozdabia�by nasze schronienie -
A w ambry wyziewy
Najrzadsze nam krzewy
Miesza�yby lube swe wonie.
Sklepienia tam cenne,
Zwierciad�a bezdenne
Wraz z Wschodu �wietno�ci� godow� -
Do duszy przez �ycie
Szepta�yby skrycie
Jej znan�, rodzon� jej mow�.
Tam zawsze �ad, pi�kno, przepychy
I rozkosz, i spok�j trwa cichy.
P�jd�, patrz, na kanale
�pi� statki niedbale,
W��cz�gi w�d toni rozleg�ej;
Dzi� na twe skinienie,
By ka�de �yczenie
Twe spe�ni� - z m�rz kra�c�w si� zbieg�y.
Gdy s�o�ce ucieka,
To zaraz obleka
Fioletem i z�otem b�yszcz�cym
Gr�d, pola, kana�y;
I oto �wiat ca�y
Usypia w tym �wietle gor�cym.
Tam zawsze �ad, pi�kno, przepychy
I rozkosz, i spok�j trwa cichy.
Do Madonny
Pragn� tobie zbudowa�, Madonno, o Pani!
Ciemny, podziemny o�tarz w mych cierpie� otch�ani.
Wydr��� w jak najg��bszym mego serca mroku,
Z dala od ��dz �wiatowych drwi�cego wzroku,
Nisz�, co b�dzie w lazur, w emali� z�ocona,
Gdzie ty si� znosi� b�dziesz, Statuo wy�niona!
Z wyg�adzonej mych wierszy metalicznej siatki,
Rozgwie�d�onej uczenie w rym jak kryszta� g�adki,
Ozdobi ci� z�ocona korona ko�cielna.
Potem pe�en zawi�ci, Madonno �miertelna,
Potrafi� ci wykroi� p�aszcz tak suty, sztywny,
Podejrzeniem podszyty, pierwotny, masywny,
�e zakuje twe wdzi�ki jak pud�o �cianami -
Nie per�ami dziergany, lecz moimi �zami!
A sukni� twoj� b�dzie moja ��dza dr��ca,
Falista, z g�r� pn�ca si� i spadaj�ca,
Co na szczytach si� chwieje, w�r�d dolin spoczywa
I w r�an� biel cia�a poca�unkiem sp�ywa.
Cze�� i respekt ci buty at�asem wy�o��,
Ale wraz twoje boskie stopy upokorz�
Trzewiki, co je wi꿹c w powolnym u�cisku,
Zachowaj� jak forma wierny �lad odcisku.
A je�li, mimo trud�w mej sztuki podniebnej,
Pod stopy ci ksi�yca nie dam tarczy srebrnej,
To w�a ci po�o��, co trawi me wn�trze,
By szyderczo depta�y twe stopy naj�wi�tsze -
O Kr�lowo zwyci�ska! O �ask pe�na czystych! -
T� gadzin� nabrzmia�� od �lin nienawistnych,
I przed Kr�lowej dziewic o�tarz ukwiecony
My�li me, jak rz�d gromnic r�wno ustawiony,
Rozgwie�d�a� b�d� blaskiem b��kitne sklepienie,
W twoj� stron� ogniste kieruj�c spojrzenie.
I jako we mnie wszystko tob� si� zachwyca,
Wszystko b�dzie jak mirra, nard, b�d�win, �ywica -
I ku tobie, o szczycie, co si� w �nieg pogr��y�,
W oparach m�j duch wrz�cy b�dzie wiecznie d��y�.
Wreszcie, by si� twa rola Marii dope�ni�a,
�eby si� z barbarzy�stwem mi�o�� po��czy�a -
Jak oprawca, kt�rego w�asna ��dza strwo�y,
Z siedmiu grzech�w �miertelnych zrobi� siedem no�y
Ostrych i jak nieczu�y �ongler, bez wahania
Bior�c na cel najg��bsze dno twego kochania,
Utkwi� je wszystkie siedem w twym sercu p�acz�cym,
W twym sercu dygocz�cym, w twym sercu brocz�cym!
Moesta Et Errabunda
Agato, czy twe serce kiedy� ulecia�o
Ponad czarny ocean niezmiernego miasta
Ku innym oceanom, gdzie tryska wspania�o��
Jak dziewictwo g��boka, b��kitna i jasna?
Agato, czy twe serce kiedy� ulecia�o?
Morze, szerokie morze ulg� w pracy da nam!
Co za demon je stworzy�, �piewaczk� schrypni�t�,
Co grzmi�cych wichr�w wielkim wt�ruje ogranom,
Temu, co ko�ysanki powinno�ci� �wi�t�?
Morze, szerokie morze ulg� w pracy da nam!
O, zabierz mnie, wagonie! Unie� mnie fregato!
Daleko st�d! Tutaj si� w b�oto p�acz nasz zmienia!
Czy prawda? - Czasem smutne serduszko Agaty
Rzek�oby: "Od wyrzut�w, zbrodni i cierpienia
O, zabierz mnie, wagonie! Unie� mnie fregato!
Jak�e jeste� daleko, ty raju wonno�ci,
Gdzie wszystko jest mi�o�ci� i szcz�ciem w lazurze,
Gdzie wszystko, co si� kocha, jest godne mi�o�ci,
Gdzie si� w czystej rozkoszy serce nasze nurza!
Jak�e jeste� daleko, ty raju wonno�ci!
Lecz mi�o�ci dziecinnych tamten raj zielony,
Wycieczki, poca�unki, bukiety, piosenki,
Za pag�rkami skrzypiec wibruj�ce tony,
Wieczorem, z konwi� wina, w gaikach male�kich,
Lecz mi�o�ci dziecinnych tamten raj zielony,
Niewinne raje, pe�ne uciech potajemnych,
Czyli� s� dalsze dzisiaj ni� Indie i Chiny,
Czyli� mo�na przywo�a� je krzykiem skarg ciemnych
I jeszcze je o�ywi� g�osami srebrnymi,
Niewinne raje, pe�ne uciech potajemnych?
Do Kreolki
W kraju pieszczot s�onecznych i woni uroczej -
Pod namiotem drzew wiecznie odzianych szkar�atem
I palm rozkoszn� drzemk� lej�cych na oczy -
Zna�em �liczn� Kreolk�, ukryt� przed �wiatem.
Biust jej pe�ny jest wdzi�ku; w cerze swej jednoczy
Cudowna czarnobrewa �ar z blado�ci matem;
Jako Diana-�owczyni �mia�a, smuk�a kroczy;
W u�miechu spok�j, wzrok l�ni dumy majestatem.
Gdyby� zwiedzi�a, pani, kraj chwa�y uznany,
Brzeg zielonej Loary, wybrze�a Sekwany,
O pi�kna, godna zamczysk starych by� ozdob�,
W ich cieniu wnet by trys�y tysi�ce sonet�w
Z podbitych przez twe wielkie oczy serc poet�w,
Nad twe czarne Murzyny korniejszych przed tob�.
Koty
Kochankowie nami�tni i sawanci ch�odni,
Kiedy czas ich dojrzewa, jednako sprzyjaj�
Pysznym kotom �agodnym, co mieszka� s� chwa��,
Jak oni zasiedzia�e u domowych ogni.
Przyjacio�y nauki i lubie�nych ch�ci
W cisz� si� pogr��aj� przez groz� ciemno�ci;
Ereb go�c�w �a�obnych da�by im godno�ci,
Gdyby dum� sw� s�u�bie umia�y po�wi�ci�.
W zamy�leniu majestat maj� niedo�cig�y
Wielkich sfinks�w, co w g��bi pustyni zastyg�y,
Jakby w wieczny zapad�y sen odr�twiaj�cy.
Po ich l�d�wiach rozdajnych p�yn� skry magiczne
I gwiezdnymi py�ami, jak piach migocz�cy,
Po�yskuj� ich b��dne �renice mistyczne.
Muzyka
Muzyka mnie niekiedy ogarnia jak morze!
Ku mojej gwie�dzie bladej
Pod stropem mg�y lub w puste eteru przestworze
Rozpinam �agiel.
Pier� ma naprz�d podana, wzdymaj� si� p�uca
Niby p��tno �aglowe,
Na grzbiety fal si� wdzieram, noc zas�on� rzuca
Na moj� g�ow�.
I czuj� jak nami�tnie t�tni� w moim pulsie
Wszystkie tortury okr�tu,
Przychylny wiatr i nawa�nice, i konwulsje
W�r�d niezmiernego odm�tu
Ko�ysz� mnie. Lub cisza p�aska w morzu pustem
Jest mej rozpaczy lustrem!
P�kni�ty Dzwon
Gorzko i s�odko w zimie, podczas nocy cienia,
S�ucha� w pobli�u ognia, co dymi i p�onie,
Jak si� z wolna podnosz� dalekie wspomnienia
Na g�os dzwon�w dzwoni�cych przez zamglone tonie.
Szcz�liwy dzwon, co mimo lata up�ynione
Zdrowy i zawsze rze�ki swoim sercem z�otem,
Religijne swe tony rzuca nie zmienione,
Jak stary, czuwaj�cy �o�nierz pod namiotem!
Lecz dusza ma rozbita; i gdy w�r�d znudzenia
Chc� zaludni� swym �piewem zimne nocy tchnienia,
Staje si� g�os jej s�aby, podobny rz�eniu
�o�nierza, kt�ry zranion, le�y w zapomnieniu
Nad brzegiem krwi jeziora, w�r�d trup�w gromady,
I kona z wycie�czenia, nieruchomy, blady.
Spleen I
Wi�cej mam wspomnie�, ni� gdybym �y� od stuleci...
Wielki grat z szufladami pe�nymi rupieci,
Gdzie wiersze, bileciki, procesy, romanse,
W�osy ci�kie, na kwity nawini�te pasmem,
Mniej ukrywa sekret�w ni� m�j m�zg zgn�biony,
Ta piramida, ten grobowiec niezg��biony,
Co wi�cej trup�w mie�ci ni� wsp�lna mogi�a.
Jak cmentarz, kt�rym �wiat�o�� ksi�yca wzgardzi�a,
Gdzie d�ugie czerwie niby wyrzuty si� wlok�
Tocz�c najdro�szych zmar�ych, co le�� g��boko.
Jam jest buduar stary z r�ami zwi�d�emi,
Gdzie mody zesz�oroczne pl�cz� si� na ziemi,
Gdzie pastele Bouchera sw� skarg� wyblak��
Niby odkorkowany flakon w pustce pachn�.
Nic nie da si� por�wna� z dni chromych szeregiem,
Gdy pod ci�k� zamieci� lat sypi�cych �niegiem
Nuda, owoc sm�tnego braku ciekawo�ci,
Obleka si� przed nami w kszta�t nie�miertelno�ci.
- Odt�d jeste� jedynie, o, materio �ywa!
Jak granit, kt�ry straszna pustynia op�ywa,
U�piony w�r�d zamglonej od �aru Sahary,
Nie znany beztroskiemu �wiatu Sfinks prastary,
Zapomniany na mapie, on, co �piewa co dzie�
Przez kaprys dziki tylko o s�o�ca zachodzie.
Spleen II
Kiedy niebo, jak ci�ka z o�owiu pokrywa,
Mia�d�y umys� z�ej nudzie wydany na �up,
Gdy spoza chmur zas�ony szare �wiat�o sp�ywa,
�wiat�o dnia smutniejszego ni�li nocy gr�b;
Kiedy ziemia w wilgotne zmienia si� wi�zienie,
Sk�d ucieka nadzieja, ten p�ochliwy stw�r,
Jak nietoperz, gdy g�ow� t�uk�c o sklepienie,
Rozbija si� bezradnie o sple�nia�y mur;
Gdy deszcz robi ze �wiata olbrzymi krymina�
I kraty na�laduj� g�stw� wodnych smug,
I w mym m�zgu swe lepkie sieci porozpina�
Lud o�lizg�ych paj�k�w - najwstr�tniejszy wr�g;
Dzwony nagle z w�ciek�o�ci� dzik� si� rozdzwoni�,
�l�c do nieba rozpacz� szalej�cy g�os
Jak duchy pot�pie�c�w, co od �wiat�a stroni�
I nocami si� skar�� na sw�j straszny los.
A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr si� wlok�,
W martwej ciszy - nadziei tylko s�ycha� j�k,
Na �bie za� mym schylonym, w triumfie wysoko,
Czarny sztandar zatyka gro�ny tyran - L�k.
Weso�y Zmar�y
W t�ustej, pe�nej �limak�w g��bi czarnoziemu
Sam dla siebie wykopi� r�w obszerny w miar�,
Jak rekin w morzu drzemie, zasn� w zapomnieniu
Wyci�gn�wszy swobodnie swoje ko�ci stare.
Kpi� sobie z testament�w, gardz� grobowcami;
Miast pokornie �wiat b�aga� o jedn� �z� ma��,
�ywy - wola�by, raczej zm�wi� si� z krukami,
By zlecia�y si� szarpa� me plugawe cia�o.
Czerwie! Bez �cz i uszu czarne przyjacio�y,
Zbli�a si� do was zmar�y wolny i weso�y!
Wam za�, synowie �mietnisk, my�liciele marni,
Niechaj znikni�cie moje sumie� nie poruszy;
Powiedzcie mi, czy jeszcze s� jakie m�czarnie
Dla martwego w�r�d martwych zezw�oku bez duszy!
Op�tanie
Puszcze le�ne, jak katedr straszne wasze �ona,
Wyjecie jak organy, a w serc waszych toni,
W tych przybytkach �a�oby, gdzie �kanie nie kona,
Echo waszych ponurych De Profundis dzwoni.
Nienawistne� mi, morze! Twych fal �oskot dziki
Odnajduj� w mej duszy. Ten pe�en goryczy
�miech zwyci�onych, �kania, blu�nierstwa i krzyki
S�ysz�, gdy morze �miechem swym bezbrze�nym ryczy.
Jak bym ci� kocha�, Nocy! Bez twych gwiazd miliona,
Bo ich �wiat�o to mowa stokro� powt�rzona!
A pr�ni, mroku szuka moja dusza smutna!
Lecz, niestety, ciemno�ci nawet s� jak p��tna,
Gdzie tysi�czne postacie odtwarza me oko
Os�b znik�ych, lecz tkwi�cych w pami�ci g��boko.
Heautonimoroumenos
Do J. G. P.
Bez nienawi�ci bi� ci� b�d�,
Bez gniewu - niby kat ospa�y,
Jak Moj�esz puka� w swoje ska�y!
Chc�c mej Sahary zwil�y� grz�d�,
B�d� przymusza� twoje oczy
Do wylewania w�d bole�ci,
Ma ��dza, co si� b�lem pie�ci,
B�dzie p�ywa�a w tej roztoczy
Jak wielki okr�t na m�rz szlaku;
I poj�c mi� w mej tre�ci ca�ej,
Twe drogie szlochy b�d� brzmia�y
Jak b�ben grzmi�cy do ataku!
I owo do fa�szywej nuty-m
Podobien w boskiej wszechsymfonii
Dzi�ki �ar�ocznej tej Ironii,
Kt�ra mi� szarpie k�em zatrutym.
Tylko ten jad ma krew zawiera!
Ca�y pod w�adz� jej podpad�em!
Me serce strasznym jest zwierciad�em,
Gdzie si� przegl�da ta megiera!
Jestem bo ran� i bu�atem!
Jestem ka�czugiem oraz sk�r�!
Jestem cz�onkami i tortur�,
Jestem skaza�cem oraz katem!
Mej w�asnej duszy zmor� srog�!
- Jednym z tych wielkich opuszczonych,
Na �miech wieczysty os�dzonych,
Co si� u�miecha� ju� nie mog�.
Zegar
Zegar! B�stwo z�owr�bne, okropne, szydercze,
Co m�wi nam Pami�taj! i wskazuje palcem:
Wkr�tce B�l wibruj�cy celnie, niby w tarcz�,
Ugodzi w twoje pe�ne przera�enia serce.
Ulotna zniknie Rozkosz za horyzontami
Jak ta�cz�ca sylfida za wygas�� scen�;
Ka�da chwila cz�� bierze s�odkim upojeniom,
Na ca�� ju� nam por� istnienia przyznanym.
W godzin� trzy tysi�ce sze��set razy mija
Sekunda szybka m�wi�c Pami�taj! - swym szeptem
Insekta; m�wi Teraz: "Oto jestem Przedtem
I tr�b� niszczycielsk� �ycie twoje spijam."
Pami�taj, �miertelny! Remember! Esto memor!
(Ma krta� metaliczna w�ada ka�dym z j�zyk�w.)
Minuty to s� z�o�a kruszcu, rozrzutniku;
Nie rzuca si� ich, zanim z�ot� b�ysn� ziemi�!
Pami�taj! Czas jest graczem nami�tnym, co wygra
Bez szachrajstw ka�d� parti�; to regu�a �wi�ta.
Dzie� si� zmniejsza i noc si� powi�ksza; pami�taj!
Wci�� g�odna jest otch�a�; opr�nia si� klepsydra.
Wnet wybije godzina, kiedy boskie Losy,
Kiedy Cnota dostojna, ma��onka twa krucha,
Kiedy nawet (ach, zajazd to ostatni) Skrucha
Powie: "Ko�cz, stary tch�rzu, na�y�e� si� dosy�!"
�ab�d�
I
Andromacho, o tobie my�l�. Strumie� ma�y,
To biedne, smutne lustro, gdzie zal�ni� przed laty
Twych wielkich cierpie� wdowich majestat wspania�y,
Ten Simois, k�amca, �zami twoimi bogaty,
U�y�ni� magle pami�� m�, p�odn� w widzenia,
Gdym przez nowy Carrousel przechodz�c si� zwleka�.
Starego nie ma ju� Pary�a (tak si� zmienia
Kszta�t miasta, pr�dzej jeszcze ni� serce cz�owieka);
Dzi� to pole barak�w ju� tylko pami�tam,
Ten stos g�owic w obr�bce, kolumny i trawy,
Od ka�u� zzielenia�e bloki, fundamenta
I sk�ad wszelkich rupieci szybkami jaskrawy.
Tu niegdy� mena�eria mia�a swe obozy,
Tu raz ujrza�em, kiedy ch�odnym, czystym ranem
Budzi si� Praca, gdy ascenizacji wozy
W cichym powietrzu dudni� mrocznym huraganem,
�ab�dzia, kt�ry wygramoliwszy si� z klatki,
O bruk wyschni�ty stopy p�etwiste wyciera�,
W��cz�c po szorstkiej ziemi pi�r swych jedwab g�adki
Przed rynsztokiem bez wody ten ptak dzi�b otwiera�
I k�pi�c niespokojnie bia�e pi�ra w kurzu,
Z sercem pe�nym rodzinnym jeziora b��kit�w
Rzek�: "Wodo, kiedy� sp�yniesz? Kiedy zagrzmisz burzo?"
Widz� tego biedaka najzgubniejszy z mit�w,
Jak m�� u Owidiusza w niebo lazurowe,
W niebo, kt�re przenika ironia z�owroga,
Na konwulsyjnie dr��cej szyi wznosi� g�ow�
Chciw�, jakby z wyrzutem zwraca� si� do Boga.
II
Pary� si� zmienia! Lecz trwa w smutku mego glorii!
Pa�ace, rusztowania, marmuru kawa�y,
Stare przedmie�cia, wszystko godne alegorii,
I drogie me wspomnienia s� ci�sze ni� ska�y.
Tak�e sprzed Luwru obraz ten jeden wynios�em:
My�l� o moim wielkim �ab�dziu z podlotem,
Szale�ca, jak wygna�cy �miesznym i wynios�ym,
I bez przerwy trawionym t�sknot�! A potem
O tobie, Andromacho, ty, kt�ra� wypad�a
Z r�k m�a, dzika �ania pod w�adz� Pirrusa,
Przed pustym grobem zdj�ta w ekstazie, poblad�a,
Ty, wdowo po Hektorze, �ono Hellenusa!
My�l� o tej Murzynce, chorej na gru�lic�,
Drepc�cej w b�ocie, szukaj�cej dumnym okiem
Kokos�w, co zosta�y w przepysznej Afryce
Za niezmierzonym murem mg�y i dym�w mrokiem.
O tych wszystkich, co �zami w�asnymi si� poj�,
O tych, co nigdy, nigdy nie odnajd� straty,
I jak dobr� wilczyc� ssaj� bole�� swoj�,
I o w�t�ych sierotach uschni�tych jak kwiaty.
Tak�e w lesie, gdzie duch m�j b��ka si� wygnany,
Stare Wspomnienie z moc� dmie w r�g budz�c dreszcze!
My�l� o marynarzach �r�d wysp zapomnianych,
O je�cach, zwyci�onych... i o innych jeszcze.
Staruszeczki
W odwiecznych stolic �wiata b��dnik w�owaty,
Gdzie wszystko, nawet groza, w zachwyt si� przemienia,
Melancholia fatalna p�dzi mnie na czaty,
�ledzi� dziwne, zawi�d�e, czarowne stworzenia.
Te monstra roztrz�sione to niegdy� kobiety,
Eponina czy Lais! Kochajmy je przecie!
Wszak duch ludzki o�ywia jeszcze te szkielety.
W swych dziurawych sp�dnicach wci�� pe�zn� po �wiecie,
Na srogim wichrze w lekkich tkaninach zzi�bni�te
Dr��, gdy obok nich p�dz� z hukiem omnibusy,
Przyciskaj� do boku jak relikwie �wi�te
Woreczki wyszywane w kwiaty lub rebusy.
To biegn� sztywnym truchtem - zupe�ne laleczki,
To wlok� si� powolnym rannych zwierz�t ruchem
Lub ta�cz�, nie chc�c ta�czy� - �a�osne dzwoneczki,
Gdy je ci�gnie okrutny Demon! W ciele kruchem
Maj� wzrok, co jak �wider w g��b duszy si� wkr�ca,
Oczy l�ni�ce jak noc� czarne topieliska.
Ich �renica, jak boska �renica dziewcz�ca,
Dziwi si� i u�miecha temu, co po�yska.
Widzieli�cie, jak cz�sto s� staruszek trumny
Prawie takie male�kie jak trumienki dzieci?
To symbol - r�k� �mierci stworzony rozumnej -
Symbol dziwaczny, w�adny, za kt�rym my�l leci.
Kiedy takie widziad�o w�t�e niesko�czenie
Widz� w�r�d rojowiska wielkiego Pary�a,
Zawsze mi si� wydaje, �e kruche stworzenie
Do swej nowej ko�yski powoli si� zbli�a.
Czasem te�, geometrii rozwa�aj�c prawa,
Mierz�c okiem tych cz�onk�w niezgodn� budow�,
My�l�, jak�e to skrzynki stolarz powykrawa,
By do tych cia� zamkni�cia sta�y si� gotowe.
- Te oczy to bezdenne gorzkich �ez cysterny,
Tygle, gdzie p�ynne z�oto �ci�a ch�od�w si�a,
Te dziwne oczy maj� czar wielki, niezmierny
Dla tych, kt�rych Niedola piersi� wykarmi�a!
II
Z Frascati zakochana Westy s�u�ebnica,
Talii kap�anka, kt�rej zna� imi� - niestety!
Jedynie zmar�y sufler ta s�awna wietrznica,
Znana niegdy� w Tivoli parkach - te kobiety
Wszystkie mnie upajaj�! Lecz pomi�dzy niemi
S� takie, kt�rym miodu cierpienia potrzeba.
Te rzek�y Po�wi�ceniu rw�c si� wzwy� od ziemi:
"Pot�ny Hipogryfie, nie� mi� a� do nieba!"
Jedna z nich przez ojczyzn� dana poniewierce,
Na drug� m�� jej zwali� ci�kie b�lu brzemi�,
Inn� - Madonn� - dziecko pchn�o sztyletem w serce.
Ich �zy, jak wielka rzeka, zala�yby ziemi�!
III
Ach, jak cz�sto staruszki �ledzi�em z uboczy!
Jedna z nich o tej porze, gdy s�o�ce zapada
I po niebie jak z rany krwi koralem broczy,
Zamy�lona siedzia�a na �awce, tak rada
Pos�ucha� tej muzyki wojskowej, co spi�em
Wstrz�sa cicho stoj�ce naszych park�w drzewa,
W z�oty wiecz�r bi� sercom ka�e t�tnem chy�em
I nieco bohaterstwa w serca mieszczan wlewa.
Staruszka �piew ch�on�a wojenny, ochoczy -
Prosta jeszcze i dumna, w �o�nierskiej postawie,
Jak stary orze� czasem otwieraj�c oczy,
A czo�em marmurowym budz�c my�l o s�awie!
IV
Tak kroczycie bez skargi, niczym nie ugi�te,
Ka�da z was w miast chaosie �ywych zagubiona,
Wy, matki bole�ciwe, kurtyzany, �wi�te,
Kt�rych �wiat niegdy� s�awne powtarza� imiona.
Was, co�cie by�y wdzi�kiem, co�cie by�y chwa��,
Nikt nie zna! Bezczelnego tylko pijanicy
Us�yszycie szydercz� zaczepk� zuchwa��
Albo zel�y was dziecko spodlone ulicy.
Wstydz�ce si� istnienia, pokurczone cienie,
Idziecie chy�kiem, zgi�te, boj�c si� wszystkiego,
I nikt was nie pozdrawia (dziwne przeznaczenie!),
Szcz�tki ludzkie, do �ycia dojrza�e wiecznego!
Ale ja, co z oddali patrz� na was tkliwe,
Trwo�nym okiem niepewne wasze �ledz�c kroki,
Jakbym ojcem by� waszym, o szczeg�lny dziwie!
Nie wiecie, jak rozkoszy doznaj� g��bokiej:
Pierwszych wzrusze� rozkwity zn�w prze�ywam z wami,
Widz� wszystkich dni waszych mroki i promienie,
Po stokro� �yj�, �yj�c waszymi b��dami,
Cnoty wasze w mej duszy rozlewaj� l�nienie!
Szcz�tki! Rodzino moja! Dusz pokrewny �wiecie!
Co wieczora na wieki b�d� mi pozdrowiony!
Osiemdziesi�cioletnie Ewy, gdzie� b�dziecie
Jutro, gdy na was spadn� straszne Boga szpony?
Do Przechodz�cej
Miasto wok� mnie t�tni�c hucza�o wezbrane.
Smuk��, w �a�obie, w b�lu swym majestatyczna
Kobieta przechodzi�a, a jej r�ka �liczna
Lekko unios�a wyhaftowan� falban�.
Zwinna, szlachetna, z pos�gowymi nogami.
A ja pi�em, skurczony, dziwaczny przechodzie�,
W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi,
Rozkosz zabijaj�ca i s�odycz, co mami.
B�yskawica... i noc! - pierzchaj�ca pi�kno��,
Co b�yskiem oka odrodzi�a� moje serce,
Czyli� ci� mam zobaczy� ju� tylko w wieczno�ci?
Gdzie� daleko! Za p�no! Mo�e nigdy wi�cej!
Bo nie wiesz, dok�d id�, nie wiem, gdzie� przepad�a,
Ty, kt�r� m�g�bym kocha�, ty, co� to odgad�a!
Gra
W wyp�owia�ych fote