9763

Szczegóły
Tytuł 9763
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9763 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9763 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9763 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

CHARLES BAUDELAIRE �Kwiaty z�a� Do czytelnika G�upota, grzechy, b��dy, lubie�no�� i chciwo�� Duch i cia�o nam gryz� niby z�b zatruty, A my karmim te nasze rozkoszne wyrzuty, Tak jak �ebracy karmi� szat robaczywo��. Up�r jest w naszych grzechach, strach jest w naszych �alach, Za skruch� i pokut� p�acim sobie drogo- I weso�o zn�w kroczym nasz� b�otn� drog�, Wierz�c, �e zmyjemy winy - w �ez mizernych falach. A na poduszce grzechu szatan Trismegista Nasz duch oczarowany ko�ysze powoli, I tak trawi bogaty kruszec naszej woli Trucizn� sw� ten stary, m�dry alchemista. Diabe� to trzyma nici, ci kieruj� nami! Na rzeczy wstr�tne patrzym sympatycznym okiem - Co dzie� do piekie� jednym zbli�amy si� krokiem Przez ciemno��, kt�ra cuchnie i na wieki plami. Jak �ebraczy rozpustnik, co gryz�c przyciska M�cze�sk� pier� strudzonej nierz�dnicy, Kradniem rozkosz przej�ciow� - w mrok�w tajemnicy Jak zesch�� pomara�cz�, z kt�rej sok nie tryska. Niby r�j glist co mrowiem g�stym si� przewala, W m�zgu nam t�um demon�w huczy z dzikim �miechem, A �mier� ku naszym p�ucom za ka�dym oddechem Sp�ywa z g�uchymi skargi, jak podziemna fala. Je�li gwa�t i trucizna, ognie i sztylety Dot�d swym �artobliwym haftem nie wyszy�y Kanwy naszych przeznacze� banalnej niestety! Ale po�r�d szakal�w, �r�d panter i smok�w, Po�r�d ma�p i skorpion�w, �mij i nietoperzy, �r�d twor�w, kt�rych stado wyje, pe�za, bie�y, W ohydnej mena�erii naszych grzesznych skok�w - Jest potw�r - potworniejszy nad to bydl�t plemi�, Nuda, co, chocia� krzykiem nie utrudza gard�a, Ch�tnie by ca�� ziemi� na proch mia�ki star�a, Aby jednym ziewni�ciem po�kn�� ca�� ziemi�. �za mimowolna b�yska w oczu jej pryzmacie, Ona marzy szafoty, dymi�c swe haszysze, Ty znasz tego potwora, co jak sen ko�ysze - Hipokryto, s�uchaczu, m�j bli�ni, m�j bracie! B�ogos�awie�stwo A kiedy za wyrokiem Pot�gi z�owrogiej Poeta schodzi na �wiat, to znu�enia le�e - Jego matka, blu�nierstwa pe�na oraz trwogi, Pi�� zaciska go Boga, a� Go lito�� bierze: "Ach, wolej bym zrodzi�a gadzin ca�e sploty, Ani�elibym karmi� mia�a to straszyd�o! Przekl�ta noc z k�amliwie s�odkimi pieszczoty, Gdym w �onie sw� pokut� pocz�a obrzyd��! A jako mnie obra�e� pomi�dzy kobiety, Bym obrzydzeniem by�a dla swego ma��onka, I �e nie mog� rzuci� do ognia, niestety, - Niby list nudny - tego szpetnego stworzonka, Wi�c przelej� nienawi�� Tw� za moj� win� Na przekl�te narz�dzie Twoich gniew�w lutych - I tak doszcz�tnie zgniot� t� n�dzn� krzewin�, �e ju� nigdy nie wyda swych p�czk�w zatrutych!" Tak si� pieni przekle�stwem. W pot�gi niezmiennej Zamiarach wiecznych - my�li nie widz�c przewodniej, Sama przygotowywa�a w pieczarach Gehenny Ognie, co b�d� kar� macierzy�skiej zbrodni. "Ale w pieczy Anio�a, co zza chmur mu sprzyja, Samotne dzieci� buja w s�o�ca strefie czystej I we wszystkim, co jada, we wszystkim, co pija, Odnajduje ambrozj� i nektar z�ocisty. Weso�o igra z wiatrem, nuci piosnk� chmurze, Sw� pielgrzymk� krzy�ow� upaja si� w �piewie, A� Duch, ca za nim idzie przez jego podr�e, P�acze widz�c, �e wes� jak ptaszek na drzewie. Ci kt�rych by chcia� kocha�, patrz� na� z obaw� - Lub te�, rozzuchwaleni t� jego pokor�, Staraj� mu si� z duszy wyrwa� skarg� krwaw� Tudzie� na z�o�liwo�ci swojej cel go bior�. Do chleba i do wina, co mu przeznaczyli, Dodaj� oni �liny wstr�tnej i popio�u; Ob�udnie odtr�caj�, nad czym on si� schyli, I skar�� si�, gdy musz� z nim st�pa� pospo�u. Jego ma��onka wo�a na placach publicznych: "Gdym do�� pi�kna, by przeze� by� tyle wielbion�, Wi�c zwyczajem kamiennych p�bogi� antycznych Chc�, by mi�, jak pos�gi owe, poz�ocono. Mirr�, nardem, kadzid�em upij� si�, p�ocha; Mi�sem, winem, kl�kaniem na �wi�tyni progu - By wiedzie�, czy te� zdo�am w sercu, co mi� kocha, Przyw�aszczy� z drwin� chwalb� przynale�n� Bogu. Gdy b�d� mia�a dosy� bezbo�nej gry onej, Po�o�� na nim r�k� mocn�, cho� bez si�y - By me paznokcie, niby krwawych harpij szpony, A� hen w g��b jego serca dumnego trafi�y. Ni to l�kliwe ptasz�, co dr��c si� trzepota, Wydr�, wydr� mu z piersi to serce czerwone - I aby nim nasyci� ulubie�ca-kota, Rzuc� mu je z pogard� na ziemi�, skrwawione!" ...Do Nieba, gdzie wzrok jego widzi tron wspania�y, Pogodny wieszcz wyci�ga swe d�onie pobo�ne, A czyste b�yskawice jego duszy bia�ej Przeszkadzaj� mu widzie� ludzkie walki zdro�ne: "B�ogos�awiony�, Bo�e, co darzysz bole�ci�, Za kt�r� odpuszczone b�d� nasze grzechy I kt�ra jest najczystsz�, najwznio�lejsz� tre�ci�, Co gotuje silnego na �ono uciechy! Wiem, Panie - bez Poety Ty by� nigdy nie siad� Mi�dzy tymi, co ujrz� �wi�tych Hufc�w gody; Wiem, �e b�dzie przypuszczon do radosnych biesiad, Na Cn�t, na Dominacyj, na Tron�w obchody. Wiem, �e b�l - klucz jedyny, by wej�� w twoje szranki, - Nie strawi go ka� ziemi ani piekie� kwasy - I �e trzeba, chc�c uple�� mistyczne me wianki, Zestawi� wszystkie �wiaty oraz wszystkie czasy. Ale dawniej Palmiry stracone przepychy, Dziwne kruszce nieznane, morza skarb jaskrawy, Twoj� s�dzony d�oni� - jeszcze jest za lichy Dla tego diademu kosztownej oprawy. B�dzie bowiem kowany w przenajczystszym z�ocie Czerpanym w �wi�tym domu pierwotnych promieni, Kt�remu oczy ludzkie, mimo blask�w krocie, S� li tylko zwierciad�em smutnym, pe�nym cieni. Albatros Czasami dla zabawy uda si� za�odze Pochwyci� albatrosa, co �ladem okr�tu Polatuje, bezwiednie towarzysz�c w drodze, Kt�ra wiedzie przez fale gorzkiego odm�tu. Ptaki dalekolotne, albatrosy bia�e, Osaczone, niezdarne, zha�bione g��boko, Opuszczaj� bezradnie swe skrzyd�a wspania�e I jak wios�a zbyt ci�kie po pok�adzie wlok�. O jaki� jeste� marny, jaki szpetny z bliska, Ty, niegdy� pi�kny w locie, wysoko, daleko! Kto� ci fajk� w dzi�b stuka, kto� dla po�miewiska Przedrze�nia twe podrygi, skrzydlaty kaleko! Poeta jest podobny ksi�ciu na ob�oku, Kt�ry brata si� z burz�, a szydzi z �ucznika; Lecz sp�dzony na ziemi� i szczuty co kroku, Wiecznie si� o swe skrzyd�a olbrzymie potyka. Wzlot Nad doliny, nad g�ry, jeziora i morza, Nad chmury, poza kr�gi s�onecznych promieni, Poza kres wype�nionej eterem przestrzeni, Dalej ni�li si�gaj� sferyczne przestworza, Unosisz si�, m�j duchu, i l�ejszy od tchnienia - Jak do�wiadczony p�ywak niesiony na falach - Nurzasz si� w bezgranicznych i bezdennych dalach Z samcz� po��dliwo�ci� nie do wys�owienia. Unie� si� ponad ziemi� owini�t� morem - Duch tym czystszy si� staje, im wy�ej ulata - I ogniem, kt�ry p�onie w kielichu wszech�wiata, Zach�y�nij si� i upij jak boskim likworem. Kres ja�owym marno�ciom, kres wszelkim niedolom, Pod kt�rych si� ci�arem istnienie ugina; Szcz�liwy ten, co skrzyd�a szeroko rozpina Szybuj�c ku �wietlistym pozaziemskim polom! Szcz�liwy, czyje my�li zdolne s� do lot�w, Kto z chy�o�ci� skowronka wznosi si� nad chmury Na �ycie spogl�daj�c z wysoka i kt�ry Rozumie mow� kwiat�w i niemych przedmiot�w! Odd�wi�ki Natura jest �wi�tyni�, k�dy s�upy �ywe Niepoj�te nam s�owa wymawiaj� czasem. Cz�owiek �r�d nich przechodzi jak symbol�w lasem, One mu za� spojrzenia rzucaj� �yczliwe. Jak oddalone echa, wi���ce si� w ch�ry, Tak sobie w tajemniczej, g��bokiej jedno�ci, - Wielkiej jako otch�anie nocy i �wiat�o�ci - Odpowiadaj� d�wi�ki, wonie i kolory. S� aromaty �wie�e jak cia�a dziecinne, D�wi�czne i niby ��ki zielone: s� inne Bogate i zepsute, silne, triumfalne, Kt�re si� rozlewaj� w �wiaty idealne, Jak ambra, benzoina, jako pi�ma wonie, Gdzie duch przenika zmys�y i wzajem w nich tonie. Sygna�y Rubens, ogr�d lenistwa, rzeka niepami�ci, Nieprzychylnej mi�o�ci zbyt cielesne �o�e, Gdzie tylko �ycie k��bi si�, wiruje, kr�ci Jak w powietrzu powietrze i jak w morzu morze; Leonardo, zwierciad�o o �ciemnionym l�nieniu, Gdzie z u�miechem, �agodnym znakiem tajemnicy, Anieli pe�ni wdzi�ku zjawiaj� si� w cieniu Pinii zamykaj�cych wst�p do okolicy; Rembrandt, sala szpitalna, smutna, rozszeptana, Przeszyta na skro� ostrym zimowym promieniem, Gdzie pod olbrzymim krucyfiksem na kolanach Stos zgnilizny si� modli szlochem i westchnieniem; Micha� Anio�, mg�awica, przestrze� ledwie widna, Gdzie w�r�d t�umu Chrystus�w - Herkules�w t�umy Kr��� i gdzie w p�mroku gigantyczne widma Rw�, wyci�gaj� r�ce, �miertelne ca�uny; Ty� si� odwa�y� si�gn�� po pi�kno n�dznik�w, Zawzi�to�� zabijak�w, ca�y bezwstyd fauna, Puget, smutny imperatorze galernik�w, O sercu, w kt�rym wzbiera duma feodalna; Watteau, karnawa� �wiat�a, gdzie z jakby wprost z ��ki S�ynne serca zlatuj� si� lotem motyli, Gdzie blask �wiec na t�o zwiewne rzucaj� paj�ki Lej�c czyste szale�stwo na bal jednej chwili; Goya, koszmar, ten koszmar rzeczy niebywa�ej, Kiedy sabat czarownic gra grotesk� raju, Gdzie lubie�ne staruszki i dziewczynki ma�e, Aby skusi� szatan�w, po�czochy wci�gaj�; Delacroix, jezioro krwi - jak widmo kary - Cie� zielonych sosenek czerwieni� rozdziera, A po �a�obnym niebie dziwny ton fanfary Przebiega jak st�umione westchnienie Webera; Ten p�acz, co got�w wielbi�, blu�ni�, krzywoprzysi�c, Ekstatyczne Te Deum i Zmi�uj si�, Panie, Jest echem, kt�rym dudni labirynt�w tysi�c, Opium Bog�w, co sercu da niepami�tanie! To has�o powtarzane przez tysi�ce stra�y, To rozkaz, kt�rym tysi�c ust ch�oszcze przestrzenie, Sygna�, co na tysi�cu cytadel si� �arzy, Krzyk strzelc�w osaczonych przez lat i milczenie! Bowiem zaprawd�, Panie, jedynym na �wiecie Dowodem, co za�wiadczy o naszej godno�ci, Jest ten szloch, kt�ry p�ynie z stulecia w stulecie, By - nim skona - dope�zn�� na pr�g twej wieczno�ci! Mi�o�� K�amstwa Gdy widz�, jak przechodzisz, moja oboj�tna, I poddajesz harmonii smyczkowego pienia Krok, ruch, gest, drgnienie serca, a nawet rytm t�tna, Wodz�c nud� w g��binie swojego spojrzenia; Gdy widz� upi�kszone chorobliwym wdzi�kiem Czo�o twoje, na kt�rym wiecz�r si� rozjarzy� Od gazowych kinkiet�w w subteln� jutrzenk�, I oczy jak z portretu patrz�ce z twej twarzy, M�wi�: "Jak�e jest pi�kna i �wie�a przedziwnie! Wie�czy j� ci�ar wspomnie�, ta wie�a m�dro�ci, A tak jak mi��sz brzoskwini, �lepo i naiwnie, Serce jej do wymy�lnej dojrza�o mi�o�ci. Czy� owocem jesieni o smaku kr�lewskim, Zapachem egzotycznych oaz i klimat�w? Czy� �a�obn� amfor� czekaj�c� �ezki, Wezg�owiem dla pieszczoty czy wi�zank� kwiat�w? Wiem s� oczy z wyrazem czystej melancholii, Cho� nie kryje tajemnic ich g��bia zazdrosna, Sanktuaria bez b�stwa, szkatu�ki bez kolii, Bardziej puste i g��bsze ni� wy, o niebiosa! Czy� ol�nieniu nie starczy, aby� by�a z�ud�? Serce me gardz�c prawd� przed pozorem kl�knie. Czy� jest oboj�tno�ci�, g�upot� czy nud�, Mask� czy sztychem, witaj! Wielbi� ci� w twym pi�knie." Wr�g M�odo�� ma przep�yn�a jedn� chmurn� burz�, W kt�r� tylko niekiedy promie� serca pad�, Sad m�j deszcze zala�y olbrzymi� ka�u��, Wi�c w owoc rzadki tylko przemieni� si� kwiat. Dzi� na progu jesieni, sercem ju� niem�ody, Z �opat� si� do pracy ci�kiej musz� bra�, Aby do�y wyr�wna� wyrwane przez wody, Do�y jak gr�b g��bokie, gdzie mi przyjdzie spa�. Lecz w�tpi�, czy mym nowym, wymarzonym kwiatom Pustka ma b�dzie dosy� w o pokarm bogat�, Kt�ry si�� mistyczn� w ich kielichy tchnie. O rozpaczy, rozpaczy, czas po�era �ycie, A wr�g mroczny, co serca nasze chciwie ssie, Krwi�, kt�r� my broczymy, tuczy si� obficie. Niepowodzenie Tw�j o Syzyfie, trzeba wskrzesi� gest, By taki ud�wign�� ci�ar. Cho� serce s�abo�� zwyci�a, D�uga jest sztuka, a czas kr�tki jest. Z dala od grob�w ozdobnych, By samotnego do�u znale�� cie�, Serce me - b�ben otulony w czer� - Kroczy w takt marsz�w �a�obnych. Niejeden klejnot skryty w skalny k�t, Z dala od rydla i �akomych sond, �pi w ciszy i zapomnieniu. Z �alem niejeden purpurowy kwiat, S�odk� jak sekret woni� poj�c �wiat, Usycha w osamotnieniu. Cz�owiek I Morze Mi�o�� dla morza wieczna w twoim wolnym �onie! Morze jest twym zwierciad�em; ty swojego ducha Badasz w wzburzonej fali, gdy toczy si� g�ucha, I niemniej gorzkie ducha twojego s� tonie. Ty ch�tnie si� zatapiasz w g��b swego obrazu, Ogarniasz go ramieniem i wzrokiem, a serce Twe niekiedy si� kocha w swej w�asnej rozterce, Na g�os tej skargi pe�nej dzikiego wyrazu. Wy jeste�cie milcz�cy, pos�pni oboje, Cz�owiecze! Nikt nie zbada� twych przepa�ci stok�w, Morze! Nikt nie zna skarb�w twych skrytych mrok�w, Tak skrywacie zazdro�nie tajemnice swoje! I oto wieki w�r�d czas�w otch�ani, A wy b�j wci�� toczycie bez �alu, lito�ci, Tak dzika ��dza mordu i �mierci w was go�ci, O bojownicy wieczni, bracia niezb�agani! Don Juan W Piekle Kiedy Don Juan zst�pi� nad wody wieczyste I nale�nym obolem op�aci� Charona, Ponury �ebrak z okiem dumnym jak Antysten Pochwyci� wios�a w silne i m�ciwe ramiona. W sukniach rozpi�tych i z obwis�ymi piersiami Kobiety udr�czone wi�y si� gromad� I pod �a�obnym firmamentem w �lad za nim Ci�gn�y z wyciem niby wielkie ofiar stado. Sganarel o zap�acie ze �miechem nadmieni�, Kiedy Don Ludwik na tych brzegach nieszcz�liwych Wskazywa� dr��cym palcem t�umom b��dnych cieni Z�ego syna, co szydzi� z jego w�os�w siwych. Czysta, chuda Elwira, okryta �a�ob�, Przy ma��onku niewiernym i kochanku dr��ca, B�aga�a go o u�miech, w kt�rym by na nowo Zal�ni�a pierwszych przysi�g s�odycz przejmuj�ca. Wyprostowany, w zbroi kamiennej, przy sterze, M�� wynios�y na czarnej wodzie bruzd� znaczy�, Lecz spokojny bohater, wsparty na rapierze, �ledz�c za fal�, widzie� nic wi�cej nie raczy�. Pi�kno Jam pi�kna, o �miertelni, niby sen z granitu, A pier� ma, gdzie krwawi�a niejedna pier� �ywa, Jest dla poety �r�d�em, z kt�rego wyp�ywa Mi�o�� wieczna i niema jak materia bytu. Kr�luj� w�r�d lazur�w jak Sfinks niezbadany, Biel serca ��cz� z �niegiem �ab�dziego puchu; Niszcz�cego harmoni� nienawidz� ruchu; I �zy s� dla mnie obce, i �miech mi nie znany. Poeci u st�p mojej wynios�ej postawy, Kt�r�, zda si�, �e wzi�am od dumnych pomnik�w, Ca�y �ywot sw�j strawi� na nauce krwawej; Bo mam, by oczarowa� moich mi�o�nik�w, Zwierciad�a, w kt�rych �wiata pi�kniej� obrazy: Oczy me, wielkie oczy - o blaskach bez skazy! Idea� Nie, nigdy tych pi�kno�ci winietkowych roje, Wytwory schorowanej, wyn�dznia�ej ery, Z n�kami do ci�emek, z twarz� bladej cery - Nie zadowol� serca takiego jak moje. Niech Gavarni, ten malarz istot z chorym cia�em, We�mie swoich suchotnic szczebiotliwe stada! Nie dla mnie z tego grona �adna r�a blada, �adna si� z mym nie zr�wna krwawy idea�em. Otch�ani mego serca, ciebie trzeba, ciebie, Lady Makbet, kobieto z pot�g� zbrodnicz�, �nie Eschyla zrodzony na p�nocnej glebie, Lub ciebie, Nocy, c�ro Micha�a Anio�a, Co �pisz w milczeniu �wi�tym z twarz� tajemnicz�, Kut� rylcem genialnym, u tytan�w czo�a! Olbrzymka W czasach kiedy natura monstrualne p�ody Rodzi�a co dzie� ze swej pot�gi ogniowej, Chcia�bym wtedy przebywa� przy olbrzymce m�odej Niby pi�kny lubie�ny kot u st�p kr�lowej. Lubi�bym patrze� na jej cia�o, gdy rozkwita Wraz z dusz�, olbrzymiej�c w straszliwych igrzyskach, Zgadywa�, czy pos�pna nami�tno�� w niej skryta, Po jej oczu zamgleniach wilgotnych i b�yskach. Zab��ka� si� po�r�d jej kszta�t�w nies�ychanych Albo czo�ga� si� po jej ogromnych kolanach, A czasem w lecie, kiedy w s�o�c niezdrowych l�nieniu Rozci�ga si� zm�czona i w zieleni nurza, W beztroski sen pogr��y� si� w piersi jej cieniu Niby wioska spokojna u g�ry podn�a. Klejnoty Nag� by�a najdro�sza. Mej ��dzy powolna Zachowa�a klejnot�w jeno b�yskawice Wiedz�c, jak barw muzyka upoi� mi� zdolna Przypominaj�c dumne Maur�w niewolnice. Gdy w ta�cu pobrz�k ci�nie - szyderczy, stalowy - Ten t�um po�yskuj�cy od blach i kamieni, Co� mi� porywa! Nurt krwi w serce bije nowy, Kiedy d�wi�k ze �wiat�o�ci� si� brata i mieni. Iskrz�c si� wi�c le�a�a, roz�wietlaj�c �o�e, I ze stosu poduszek u�miechem wabi�a Mi�o�� moj� g��bok�, pie�ciw� jak morze, Co je wybrze�a ci�gnie tajemnicza si�a. Wzrok jak w poskromionego utkwiwszy tygrysa, Rozmarzona, leniwe odmienia�a pozy - A pe�no�� r�y, zlana z �wie�o�ci� irysa, Nowym czarem zdobi�a te metamorfozy; Jej ramiona, jej nogi - biodra w upojeniu W�asnej chwa�y - i fala �ab�dziego �ona P�yn�y przed oczami jak w jasnowidzeniu; I jej brzuch, i jej piersi - mej winnicy grona - Sz�y ku mnie, pieszczotliwsze od Anio��w Z�ego, Aby zam�ci� spok�j w starganym sumieniu I dusz� m� ze szczytu zwlec kryszta�owego, Gdzie, spragniona pokoju, leg�a w ukojeniu. Zdawa�o si� chwilami, �e kaprys zuchwa�y Biodra Antiopy z torsem powi�za� efeba, Tak si� bujnie jej l�d�wie w kibi� przelewa�y - Na smag�ym ciele szkar�at l�ni� zachodu nieba! - �e lampa cicho zgas�a w wyczerpaniu sennym, Tylko kominek izb� o�wietla� ognist�; Ile razy westchnieniem wybucha� p�omiennym, Krwi� nasyca� t� sk�r� jak ambra z�ocist�. Zapach Egzotyczny Kiedy przymkn�wszy oczy w ciep�y zmierzch jesieni Wdycham twojego �ona upalnego wonie, Widz� szcz�liwe rzeki, w kt�rych s�o�ce p�onie Monotonne i blaskiem na fali si� mieni. Oto wyspa leniwa, jakie� dziwne drzewa I wspania�e owoce natura jej da�a; M�czy�ni maj� wiotkie, ale silne cia�a, A wzrok kobiet przedziwn� szczero�ci� zdumiewa. Wiedziony twym zapachem w sfer cudownych stron�, Widz� port, a w nim maszty i zwini�te �agle, Jeszcze teraz morskimi falami znu�one, Kiedy si� nad zielonym tamaryszkiem wa�y Wo� w powietrzu i w nozdrza moje wnika nagle, Mieszaj�c si� w mej duszy z �piewem marynarzy. Sed Non Satiata Dziwne b�stwo o cerze br�zowej jak noce, O zapachu zmieszanym z pi�ma i hawany, Ty dzie�o urojone przez Fausta Sawany, Czarownico z hebanu, pocz�ta w pomroce. Wol� ni� opium, burgund - osza�amiaj�ce Eliksiry ust twoich mi�o�ci� pijanych, Gdy ku tobie zd��aj� mych ��dz karawany, Poisz w cysternie oczu twych moje niemoce. Przyga� w twych wielkich czarnych oczach, oknach duszy, P�omienie, o diablico, kt�rej nic nie wzruszy, Jam nie Styks, by ci� obj�� dziewi��kro� ramieniem. Och, Megiero rozpustna, nie moj� jest win�, �e nie umiem, by zmieni� tw�j �ar w odr�twienie, W piekle twojego �o�a sta� si� Prozerpin�! Zw�oki Czy pomnisz, moja luba, co�my to widzieli W �w letni ranek tak strojny w promienie? Na zakr�cie dro�yny trup si� �cieli; A �o�em jemu �wir i kamienie. Nogi wznosz�c do g�ry, jak w rozpusty szale, Ziej�ce jadem to �cierwo gor�ce Otwiera�o cynicznie i niby niedbale Brzuch sw�j, sk�d bi�y wyziewy truj�ce. S�o�ce ciska�o �arem na ow� zgnilizn�, Jakby w p�omieniach zgotowa� j� chcia�o I naturze da� stokro� zwi�kszon� spu�cizn� Materii niegdy� w�o�onej w to cia�o. Niebo patrza�o w szkielet, co z cia�a wyziera�, Jak na rozkwit�y kwiat w s�o�ca promieniu; Smr�d zasi� tak cuchn�cy stamt�d si� wydziera�, �e� si� zachwia�a jakoby w zemdleniu. Roje much nad tym brzuchem brz�cza�y zmursza�ym, Sk�d wylega�y wci�� czarne gromady Robactwa p�yn�cego potokiem zg�stnia�ym Wzd�u� tych �yj�cych �achman�w szkarady. Wszystko to si� jak fala pi�o, zst�powa�o Lub si� miota�o iskrz�ce od s�o�ca, Rzek�by�, �e tchnieniem wiatru nad�te to cia�o O�y�o znowu mno��c si� bez ko�ca. I muzyka p�yn�a jaka� stamt�d gwarna, Jak wiatr szumi�cy po�r�d li�ci drzewa Lub jak ruchem rytmicznym ko�ysane ziarna, Kt�re rolnik w przetaku swym przesiewa. Formy si� rozp�ywa�y, by�y jak sen mglisty, Jak na sztaludze w pracowni malarza Szkic jeszcze nie sko�czony, by pami�� artysty Niepewna z trudem tylko go odtwarza. Za ska�ami ukrytej, niespokojnej suki Wzrok w nas utkwiony spogl�da� straszliwie, Bo czeka�a tej chwili, kiedy cielska sztuki, Rzucone teraz, zn�w pochwyci chciwie. - A jednak b�dziesz do tej ohydy ponurej I ty podobna i pe�na zarazy, O gwiazdo oczu moich, s�o�ce mej natury, Kochanie moje, Aniele bez zmazy! Zaprawd� b�dziesz tak�, o wdzi�k�w kr�lowo, Gdy ju� ostatnie wzi�wszy sakramenta, Pod bujnym legniesz kwieciem i traw� grobow�, By gni�, gdzie ko�ci kryje ziemia �wi�ta. M�w natenczas robactwu, moja pi�kna, blada, Gdy poca�unki b�dzie wy�era� ci w grobie, �e ja mi�o�ci mojej, kt�ra si� rozk�ada, Tre�� i kszta�t boski wiernie chowam w sobie! De Profundis Clamavi Jedynie, ukochana, b�agam twej lito�ci Z g��bi przepa�ci mrocznej, gdzie serce me kona! Wszech�wiat to czarny, na nim z o�owiu opona, Tam przestrach i blu�nierstwo nurza si� w ciemno�ci. S�o�ce bez �aru nad nim wznosi si� p� roku, Drugie p� roku ziemi� okrywa noc czarna; Jest to kraj bardziej nagi ni� ziemia polarna; Ni zwierza, ni zieleni, ni drzew, ni potoku! I nie ma zgrozy wi�kszej, straszniejszej na ziemi, Nad zimn� srogo�� s�o�ca z blaski lodowemi I ow� noc bezmiern� wiecznego chaosu; Zwierz�tom najpodlejszym zazdroszcz� wi�c losu, Bo sen je w odr�twia�o�� bezmy�ln� spowija: Tak z wrzeciona si� czasu wolno ni� odwija! Leta Przyjd� do mnie, duszo g�ucha w okrucie�stwie, Boski tygrysie, potworze wspania�y, Chc�, by si� dr��ce me palce nurza�y W twych ci�kich, wonnych w�os�w grzywie g�stej. Zbola�� g�ow� sw� zagrzeba� pragn� W sukniach twych, co s� pe�ne twojej woni, A�eby wdycha�, niby kwiat w agonii, S�odk� st�chlizn� mi�o�ci umar�ej. Chc� spa�! Sen raczej milszy mi ni� �ycie. W �nie, co jest �mierci� s�odk� zapowiedzi�, B�d� twe pi�kne cia�o l�ni�ce miedzi� Poca�unki okrywa� w zachwycie. Otch�anie ��ka twojego jedynie Mog� poch�on�� m�j l�k i westchnienia, W twych ustach jest pot�ga zapomnienia, Przez poca�unki twoje Leta p�ynie. Odt�d zmieniwszy w rozkosz przeznaczenie, Swojemu fatum uleg�y bez granic, M�czennik korny, niewinny skazaniec, Kt�rego p�omie� podnieca cierpienie, Ssa� b�d�, by utopi� swoje krzywdy, Sok �agniewnicy i dobr� cykut� Z twych ostrych, osza�amiaj�cych sutek, Z piersi, co serca nie wi�zi�a nigdy. Wyrzut Po�miertny Kiedy nareszcie za�niesz, pi�kna pomrocznico, W g��binie mauzoleum czarno-marmurowej, Co wystarczy ci tedy za strojn� alkow�, I kiedy d� wilgotny ci b�dzie �o�nic�, Kiedy zimnym u�ciskiem marmury pochwyc� Piersi twej cud i serce twoje purpurowe... Gdy wzbroni� mu sn�w dawnych ��dn� snu� osnow�, A stopom biec go�ci�c�w mi�osnych t�sknic�... Mogi�a, powiernica sn�w moich tajemnych, (Bowiem mogi�a zawsze poecie jest wierna) W tych nocach, co nie znaj� snu - d�ugich i ciemnych, Rzeknie: "C� ci, mi�o�ci kap�anko niewierna, �e� nie zazna�a - za czym p�acz� zmar�ych oczy? I czerw ci jak serdeczny wyrzut - cia�o stoczy." Balkon Matko wspomnienia, kochanie kochania, Ty, wszystkie moje wi�zy i wszystkie rozkosze! Pieszczot pi�kno�� przypomnisz, oto si� ods�ania Cisza domu, wieczor�w uroki najs�odsze, Matko wspomnienia, kochanie kochania! Wieczory rozja�nione w�gli tl�cych �arem I wieczory w r�owych dymach na balkonie. Jak�e dobra pier� twoja! Serce jakim darem! S�owo pada�o nieraz, co trwa i nie tonie, W wieczory rozja�nione w�gli tl�cych �arem. Jak�e pi�kne s� s�o�ca w te ciep�e wieczory! Przestrze� jaka g��boka! W sercu jaka si�a! Chyli�em si� ku tobie, wielbiona z wielbionych, Wdycha�em zapach krwi, co twarz twoj� pali�a. Jak�e pi�kne s� s�o�ca w te ciep�e wieczory! Noc g�stnia�a powoli niby �ciana ciemna I moje oczy �renic twych w czerni szuka�y, I pi�em oddech tw�j, s�odyczy trucizn pe�na, I twoje stopy w d�oniach mych braterskich spa�y. Noc g�stnia�a powoli niby �ciana ciemna. Znam sztuk� i szcz�liwe chwile znowu wskrzesz�, Przesz�o�� u twoich kolan zamkni�t� widzia�em, Bo gdzie� jest rado�� r�wna bolesnej uciesze, Jak� ty swoimi drogim nasyca�a� cia�em? Znam sztuk� i szcz�liwe chwile znowu wskrzesz�! Te szepty, poca�unki, przysi�gi natchnione, Z przepa�ci, w kt�r� wejrze� nie �mie nikt, czy wstan�, Jak wznosz� si� na niebo s�o�ca odm�odzone, Obmyte w g��bi m�rz, zbryzgane s�on� pian�? O szepty! Poca�unki! Przysi�gi natchnione! Widmo I Ciemno�ci W niezg��bionych mych smutk�w pos�pnej jaskini, Gdzie mi� ju� zamkn�� wyrok Przeznacze� surowy; K�dy nie wnika promie� weso�y, r�owy, K�dy ze mn� Noc tylko, chmurna gospodyni; Jestem jak pot�pieniec przez Boga szyderc� Skazany na tle cienia malowa� - niestety! K�dy - kuglarz grobowe gotuj�cy wety - Warz� wci�� i spo�ywam w�asne moje serce. Chwilami b�yska, zwi�ksza si�, ro�nie na jawie Widmo stworzone z blask�w wspania�ych i czar�w; Po marzycielskich wschodnich rysach i postawie, Gdy ju� zwyk�ego wzrostu dosi�gnie rozmiar�w, Poznaj� j�: ta pi�kna mara moja senna, To ona! taka chmurna - jednak tak promienna! II Wonie Czytelniku, czy� kiedy� ch�on�� piersi� ca��, Powoli i z rozkosz� zapach za kadzielnicy Wyzioni�ty, gdy �ciany nape�ni �wi�tnicy, Albo torebki z pi�mem wo� niewywietrza��? Czar g��boki, magiczny, dziwne upojenia, Odczu� w chwili obecnej przesz�o�� zmartwychwsta��! Tak kochanek, tul�cy uwielbione cia�o, Zbiera ze� w chwili pieszczot rzadki kwiat wspomnienia. Z ci�kich i elastycznych w�os�w jej g�stwiny, Tej �ywej kadzielnicy w sypialni zion�cej, P�yn�� zapach szczeg�lny i odurzaj�cy, A czyli aksamity wdzia�a czy mu�liny, Woni� m�odego cia�a przesi�k�e jej szaty Wydziela�y jakoby futra aromaty. III Ramy Jak obraz, cho�by mistrza ws�awionego, Nabiera blasku od ramy kunsztownej: Wdzi�k jaki� dziwny, czar jaki� cudowny, Wyosobniaj�c j� z �wiata ca�ego Sprawia�, i� sprz�ty, klejnoty kosztowne, Z�oto - s�u�y�y jej rzadkiej pi�kno�ci, I� nic nie mog�o przy�mi� jej jasno�ci, Lecz wszystko ramy dawa�o stosowne. Rzek�by�, �e czasem jej samej si� zda�o, I� wszystko chce j� kocha�; �liczne cia�o Rzuca�a w u�cisk tkaniny jedwabnej, Nagie, drgaj�ce, lub w bielizny puchy, A wszystkie �ywe czy wolne jej ruchy Mia�y wdzi�k ma�pki dzieci�co powabnej. IV Portret �mier� i choroba czyni� gar�� popio�u Z tego p�omienia, kt�ry dla mnie p�on��. Z oczu ognistych i czu�ych pospo�u, Z tych ust, na kt�rych jam tak sercem ton��, Z tych poca�unk�w mocnych jak balsamy, Z uniesie� �ywszych od promieni s�o�ca - Okropnie, duszo moja! - c� dzi� mamy? Co pozosta�o? Szkic, kartka nikn�ca, Kt�ra wraz ze mn� samotnie zamiera I kt�r� starzec z�o�liwy, Czas srogi, Z dniem ka�dym ci�kim skrzyd�em swym zaciera... Morderco chmurny, �yciu, sztuce wrogi, W pami�ci mojej nie zatrze twa si�a Tej, co mym szcz�ciem i chlub� m� by�a! Po�wi�cam Ci Te Wiersze Po�wi�cam ci te wiersze... Je�li moje imi� Do�egluje bez szwanku w kraje przysz�ych ludzi (Ni to ��d� gnana wiatrem przemy�lnym) i zbudzi W ich sercach jakie� dziwne t�sknoty olbrzymie: Niech wspomnienie o tobie, co w mych s�owach drzemie, Powtarzaniem si� ci�g�ym czytelnika strudzi; Skut� bratni� wierno�ci�, kt�rej czas nie studzi, Niech na moim wynios�ym ko�ysze si� rymie. O przekl�ta istoto, kt�rej (biada! biada!) Pr�cz mnie w ca�ym wszech�wiecie nic nie odpowiada! Ty, kt�ra jak m�cicielka w paw�y ze stali, Depcesz pogodnym wzrokiem i lekkim kolanem Tych �miertelnik�w t�pych, co si� ciebie bali... Pos�gu czarnooki o czole miedzianem! Co Powiesz W Ten Zmierzch... Co powiesz, duszo biedna, samotna w zmierzch b�ogi, Co powiesz, serce, serce me niegdy� zwarzone, Tej bardzo pi�knej, bardzo dobrej, bardzo drogiej, Kt�rej wzrok boski z ciebie zdj�� zwi�d�� zas�on�? - By �piewa� jej pochwa�y, wznie�my dumnie czo�a: Jej s�odkiej w�adzy wszelka s�odycz pozazdro�ci; Uduchowione cia�o jej ma wo� Anio�a, A jej oko odziewa nas w szat� �wiat�o�ci. Czyli to b�dzie w ciszy, w�r�d nocy samotnej, Czy to w ulicy, w t�umie, jej zjawisko lotne W powietrzu ta�czy niby p�omienie pochodni. Czasem m�wi: "Jam pi�kna! Niech nad wszystko pomn� Kocha� Pi�kno, je�eli mi�o�ci mej godni. Jestem Anio�em Str�em, Muz� i Madonn�." �ywa Pochodnia Prowadz� mnie te Oczy brocz�ce �wiat�ami, Kt�rym Anio� wszechmocy magnes�w da� si��; Prowadz� boskie siostry, co s� mi siostrami, Oczy me ol�niewaj�c diamentowym py�em. Od z�ego i zdradliwych chroni�c mnie zasadzek, Krok m�j ku drodze Pi�kna kieruj� �arliwie; Moimi s� s�ugami i czuj� ich w�adz�, Ca�ym sob� pos�uszny tej pochodni �ywej. Wdzi�czne Oczy, mistyczne zapalacie �uny Niby �wiece w po�udnie, gdy s�o�ce w zenicie R�owi je, lecz l�nie� fantastycznych nie t�umi. One �mier� �wiec�, wy Przebudzenie g�osicie; Wiod�c mnie opiewacie duszy mej zbudzenie, Gwiazdy, kt�rych nie za�mi� �adnych s�o�c p�omienie! Harmonia Wieczorna Oto czas, gdy kwiat ka�dy, dr��c na swej krzewinie, Wyziewa aromaty jak kadzielnic �ona; W mgle wieczornej wir d�wi�k�w, kr��y wo� pieszczona, Walc rzewliwy, sza� jaki� pe�en t�sknot p�ynie! Ka�dy kwiat zieje wonie jak kadzielnic �ona, Skrzypce zw� niby serce w ucisku godzinie; Walc rzewliwy, sza� jaki� pe�en t�sknot p�ynie! W g�rze - Nieb pi�knych, smutnych, �wi�teczna opona. Skrzypce zw� niby serce w ucisku godzinie, Serce, kt�remu wstr�tna nico�� niezmierzona, Niebo smutne i pi�kne jak wielka opona; S�o�ce w krwi swej stygn�cej zgas�o na wy�ynie... Serce, kt�remu wstr�tna nico�� niezmierzona, �adnego �ladu �wietlnej przesz�o�ci nie minie! S�o�ce w krwi swej stygn�cej zgas�o na wy�ynie... Pami�� twa jak monstracja l�ni mi w g��bi �ona! Pi�kny Statek Nie mog� si� napatrze�, tkliwa czarodziejko, Zdobi�cym twoj� m�odo�� rozmaitym wdzi�kom; Chc� odmalowa� tw� urod�, Gdzie z dojrza�o�ci� lata z��czy�y si� m�ode. Gdy idziesz roztr�caj�c sukniami powietrze, Jeste� jak pi�kny statek, co zgarnia przestrze�, Pod pe�nym �aglem p�yn�cy W rytm powolny, leniwy i zachwycaj�cy. Na kr�g�ych barkach, szyi toczonej, szerokiej Twa g�owa nies�ychanym pyszni si� urokiem; Masz spokojne i w�adcze oczy, Gdy, o dzieci� wspania�e, tak przed siebie kroczysz. Nie mog� si� napatrze�, tkliwa czarodziejko, Zdobi�cym twoj� m�odo�� rozmaitym wdzi�kom; Chc� odmalowa� tw� urod�, Gdzie z dojrza�o�ci� lata z��czy�y si� m�ode. Pier� twa, p�yn�ca naprz�d, gdy mor� napina, Pier� twa triumfuj�ca szaf� przypomina, Kt�rej jasne, wypuk�e dyski S� jak gdyby puklerze rzucaj�ce b�yski. Tarcze dra�ni�ce, w grot r�owy uzbrojone, Szafo s�odkich tajemnic, pe�na r�nych pon�t, Gdzie likiery, wina, perfumy Przyprawiaj� o ob��d serca i rozumy! Gdy idziesz roztr�caj�c sukniami powietrze, Jeste� jak pi�kny statek, co zagarnia przestrze�, Pod pe�nym �aglem p�yn�cy W rytm powolny, leniwy i zachwycaj�cy. Twoje szlachetne uda, w�r�d falban sun�ce, Budz� i podsycaj� moje ciemne ��dze Jak dwie czarownice, co warz� Czarny nap�j, schylone nad g��bok� waz�. Dla twych ramion igraszk� by�by si�acz m�ody, Ze l�ni�cymi w�ami mog� i�� w zawody, Dla u�cisk�w mocnych ci dane, Jakby si� mia� odcisn�� w twym sercu kochanek. Na kr�g�ych barkach, szyi toczonej, szerokiej Twa g�owa nies�ychanym pyszni si� urokiem, Masz spokojne i w�adcze oczy, Gdy, o dzieci� wspania�e, tak przed siebie kroczysz. Zaproszenie Do Podr�y Siostrzyczko, pieszczotko, Ach pomy�l, jak s�odko Daleko odlecie� nam razem! Pier� czuciem otwiera�. I �y�, i umiera� W tym kraju, co twym jest obrazem! Ach, s�o�ca tam mgliste, Ach, nieba tam d�d�yste M�j umys� czaruj� niezmiennie Pot�g� zdradzieck� Twych oczu, o dziecko, Zza �ez, co tak b�yszcz� promiennie. Tam zawsze �ad, pi�kno, przepychy I rozkosz, i spok�j trwa cichy. Sprz�t l�ni�cy, pieszczony, Lat r�k� g�adzony, Ozdabia�by nasze schronienie - A w ambry wyziewy Najrzadsze nam krzewy Miesza�yby lube swe wonie. Sklepienia tam cenne, Zwierciad�a bezdenne Wraz z Wschodu �wietno�ci� godow� - Do duszy przez �ycie Szepta�yby skrycie Jej znan�, rodzon� jej mow�. Tam zawsze �ad, pi�kno, przepychy I rozkosz, i spok�j trwa cichy. P�jd�, patrz, na kanale �pi� statki niedbale, W��cz�gi w�d toni rozleg�ej; Dzi� na twe skinienie, By ka�de �yczenie Twe spe�ni� - z m�rz kra�c�w si� zbieg�y. Gdy s�o�ce ucieka, To zaraz obleka Fioletem i z�otem b�yszcz�cym Gr�d, pola, kana�y; I oto �wiat ca�y Usypia w tym �wietle gor�cym. Tam zawsze �ad, pi�kno, przepychy I rozkosz, i spok�j trwa cichy. Do Madonny Pragn� tobie zbudowa�, Madonno, o Pani! Ciemny, podziemny o�tarz w mych cierpie� otch�ani. Wydr��� w jak najg��bszym mego serca mroku, Z dala od ��dz �wiatowych drwi�cego wzroku, Nisz�, co b�dzie w lazur, w emali� z�ocona, Gdzie ty si� znosi� b�dziesz, Statuo wy�niona! Z wyg�adzonej mych wierszy metalicznej siatki, Rozgwie�d�onej uczenie w rym jak kryszta� g�adki, Ozdobi ci� z�ocona korona ko�cielna. Potem pe�en zawi�ci, Madonno �miertelna, Potrafi� ci wykroi� p�aszcz tak suty, sztywny, Podejrzeniem podszyty, pierwotny, masywny, �e zakuje twe wdzi�ki jak pud�o �cianami - Nie per�ami dziergany, lecz moimi �zami! A sukni� twoj� b�dzie moja ��dza dr��ca, Falista, z g�r� pn�ca si� i spadaj�ca, Co na szczytach si� chwieje, w�r�d dolin spoczywa I w r�an� biel cia�a poca�unkiem sp�ywa. Cze�� i respekt ci buty at�asem wy�o��, Ale wraz twoje boskie stopy upokorz� Trzewiki, co je wi꿹c w powolnym u�cisku, Zachowaj� jak forma wierny �lad odcisku. A je�li, mimo trud�w mej sztuki podniebnej, Pod stopy ci ksi�yca nie dam tarczy srebrnej, To w�a ci po�o��, co trawi me wn�trze, By szyderczo depta�y twe stopy naj�wi�tsze - O Kr�lowo zwyci�ska! O �ask pe�na czystych! - T� gadzin� nabrzmia�� od �lin nienawistnych, I przed Kr�lowej dziewic o�tarz ukwiecony My�li me, jak rz�d gromnic r�wno ustawiony, Rozgwie�d�a� b�d� blaskiem b��kitne sklepienie, W twoj� stron� ogniste kieruj�c spojrzenie. I jako we mnie wszystko tob� si� zachwyca, Wszystko b�dzie jak mirra, nard, b�d�win, �ywica - I ku tobie, o szczycie, co si� w �nieg pogr��y�, W oparach m�j duch wrz�cy b�dzie wiecznie d��y�. Wreszcie, by si� twa rola Marii dope�ni�a, �eby si� z barbarzy�stwem mi�o�� po��czy�a - Jak oprawca, kt�rego w�asna ��dza strwo�y, Z siedmiu grzech�w �miertelnych zrobi� siedem no�y Ostrych i jak nieczu�y �ongler, bez wahania Bior�c na cel najg��bsze dno twego kochania, Utkwi� je wszystkie siedem w twym sercu p�acz�cym, W twym sercu dygocz�cym, w twym sercu brocz�cym! Moesta Et Errabunda Agato, czy twe serce kiedy� ulecia�o Ponad czarny ocean niezmiernego miasta Ku innym oceanom, gdzie tryska wspania�o�� Jak dziewictwo g��boka, b��kitna i jasna? Agato, czy twe serce kiedy� ulecia�o? Morze, szerokie morze ulg� w pracy da nam! Co za demon je stworzy�, �piewaczk� schrypni�t�, Co grzmi�cych wichr�w wielkim wt�ruje ogranom, Temu, co ko�ysanki powinno�ci� �wi�t�? Morze, szerokie morze ulg� w pracy da nam! O, zabierz mnie, wagonie! Unie� mnie fregato! Daleko st�d! Tutaj si� w b�oto p�acz nasz zmienia! Czy prawda? - Czasem smutne serduszko Agaty Rzek�oby: "Od wyrzut�w, zbrodni i cierpienia O, zabierz mnie, wagonie! Unie� mnie fregato! Jak�e jeste� daleko, ty raju wonno�ci, Gdzie wszystko jest mi�o�ci� i szcz�ciem w lazurze, Gdzie wszystko, co si� kocha, jest godne mi�o�ci, Gdzie si� w czystej rozkoszy serce nasze nurza! Jak�e jeste� daleko, ty raju wonno�ci! Lecz mi�o�ci dziecinnych tamten raj zielony, Wycieczki, poca�unki, bukiety, piosenki, Za pag�rkami skrzypiec wibruj�ce tony, Wieczorem, z konwi� wina, w gaikach male�kich, Lecz mi�o�ci dziecinnych tamten raj zielony, Niewinne raje, pe�ne uciech potajemnych, Czyli� s� dalsze dzisiaj ni� Indie i Chiny, Czyli� mo�na przywo�a� je krzykiem skarg ciemnych I jeszcze je o�ywi� g�osami srebrnymi, Niewinne raje, pe�ne uciech potajemnych? Do Kreolki W kraju pieszczot s�onecznych i woni uroczej - Pod namiotem drzew wiecznie odzianych szkar�atem I palm rozkoszn� drzemk� lej�cych na oczy - Zna�em �liczn� Kreolk�, ukryt� przed �wiatem. Biust jej pe�ny jest wdzi�ku; w cerze swej jednoczy Cudowna czarnobrewa �ar z blado�ci matem; Jako Diana-�owczyni �mia�a, smuk�a kroczy; W u�miechu spok�j, wzrok l�ni dumy majestatem. Gdyby� zwiedzi�a, pani, kraj chwa�y uznany, Brzeg zielonej Loary, wybrze�a Sekwany, O pi�kna, godna zamczysk starych by� ozdob�, W ich cieniu wnet by trys�y tysi�ce sonet�w Z podbitych przez twe wielkie oczy serc poet�w, Nad twe czarne Murzyny korniejszych przed tob�. Koty Kochankowie nami�tni i sawanci ch�odni, Kiedy czas ich dojrzewa, jednako sprzyjaj� Pysznym kotom �agodnym, co mieszka� s� chwa��, Jak oni zasiedzia�e u domowych ogni. Przyjacio�y nauki i lubie�nych ch�ci W cisz� si� pogr��aj� przez groz� ciemno�ci; Ereb go�c�w �a�obnych da�by im godno�ci, Gdyby dum� sw� s�u�bie umia�y po�wi�ci�. W zamy�leniu majestat maj� niedo�cig�y Wielkich sfinks�w, co w g��bi pustyni zastyg�y, Jakby w wieczny zapad�y sen odr�twiaj�cy. Po ich l�d�wiach rozdajnych p�yn� skry magiczne I gwiezdnymi py�ami, jak piach migocz�cy, Po�yskuj� ich b��dne �renice mistyczne. Muzyka Muzyka mnie niekiedy ogarnia jak morze! Ku mojej gwie�dzie bladej Pod stropem mg�y lub w puste eteru przestworze Rozpinam �agiel. Pier� ma naprz�d podana, wzdymaj� si� p�uca Niby p��tno �aglowe, Na grzbiety fal si� wdzieram, noc zas�on� rzuca Na moj� g�ow�. I czuj� jak nami�tnie t�tni� w moim pulsie Wszystkie tortury okr�tu, Przychylny wiatr i nawa�nice, i konwulsje W�r�d niezmiernego odm�tu Ko�ysz� mnie. Lub cisza p�aska w morzu pustem Jest mej rozpaczy lustrem! P�kni�ty Dzwon Gorzko i s�odko w zimie, podczas nocy cienia, S�ucha� w pobli�u ognia, co dymi i p�onie, Jak si� z wolna podnosz� dalekie wspomnienia Na g�os dzwon�w dzwoni�cych przez zamglone tonie. Szcz�liwy dzwon, co mimo lata up�ynione Zdrowy i zawsze rze�ki swoim sercem z�otem, Religijne swe tony rzuca nie zmienione, Jak stary, czuwaj�cy �o�nierz pod namiotem! Lecz dusza ma rozbita; i gdy w�r�d znudzenia Chc� zaludni� swym �piewem zimne nocy tchnienia, Staje si� g�os jej s�aby, podobny rz�eniu �o�nierza, kt�ry zranion, le�y w zapomnieniu Nad brzegiem krwi jeziora, w�r�d trup�w gromady, I kona z wycie�czenia, nieruchomy, blady. Spleen I Wi�cej mam wspomnie�, ni� gdybym �y� od stuleci... Wielki grat z szufladami pe�nymi rupieci, Gdzie wiersze, bileciki, procesy, romanse, W�osy ci�kie, na kwity nawini�te pasmem, Mniej ukrywa sekret�w ni� m�j m�zg zgn�biony, Ta piramida, ten grobowiec niezg��biony, Co wi�cej trup�w mie�ci ni� wsp�lna mogi�a. Jak cmentarz, kt�rym �wiat�o�� ksi�yca wzgardzi�a, Gdzie d�ugie czerwie niby wyrzuty si� wlok� Tocz�c najdro�szych zmar�ych, co le�� g��boko. Jam jest buduar stary z r�ami zwi�d�emi, Gdzie mody zesz�oroczne pl�cz� si� na ziemi, Gdzie pastele Bouchera sw� skarg� wyblak�� Niby odkorkowany flakon w pustce pachn�. Nic nie da si� por�wna� z dni chromych szeregiem, Gdy pod ci�k� zamieci� lat sypi�cych �niegiem Nuda, owoc sm�tnego braku ciekawo�ci, Obleka si� przed nami w kszta�t nie�miertelno�ci. - Odt�d jeste� jedynie, o, materio �ywa! Jak granit, kt�ry straszna pustynia op�ywa, U�piony w�r�d zamglonej od �aru Sahary, Nie znany beztroskiemu �wiatu Sfinks prastary, Zapomniany na mapie, on, co �piewa co dzie� Przez kaprys dziki tylko o s�o�ca zachodzie. Spleen II Kiedy niebo, jak ci�ka z o�owiu pokrywa, Mia�d�y umys� z�ej nudzie wydany na �up, Gdy spoza chmur zas�ony szare �wiat�o sp�ywa, �wiat�o dnia smutniejszego ni�li nocy gr�b; Kiedy ziemia w wilgotne zmienia si� wi�zienie, Sk�d ucieka nadzieja, ten p�ochliwy stw�r, Jak nietoperz, gdy g�ow� t�uk�c o sklepienie, Rozbija si� bezradnie o sple�nia�y mur; Gdy deszcz robi ze �wiata olbrzymi krymina� I kraty na�laduj� g�stw� wodnych smug, I w mym m�zgu swe lepkie sieci porozpina� Lud o�lizg�ych paj�k�w - najwstr�tniejszy wr�g; Dzwony nagle z w�ciek�o�ci� dzik� si� rozdzwoni�, �l�c do nieba rozpacz� szalej�cy g�os Jak duchy pot�pie�c�w, co od �wiat�a stroni� I nocami si� skar�� na sw�j straszny los. A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr si� wlok�, W martwej ciszy - nadziei tylko s�ycha� j�k, Na �bie za� mym schylonym, w triumfie wysoko, Czarny sztandar zatyka gro�ny tyran - L�k. Weso�y Zmar�y W t�ustej, pe�nej �limak�w g��bi czarnoziemu Sam dla siebie wykopi� r�w obszerny w miar�, Jak rekin w morzu drzemie, zasn� w zapomnieniu Wyci�gn�wszy swobodnie swoje ko�ci stare. Kpi� sobie z testament�w, gardz� grobowcami; Miast pokornie �wiat b�aga� o jedn� �z� ma��, �ywy - wola�by, raczej zm�wi� si� z krukami, By zlecia�y si� szarpa� me plugawe cia�o. Czerwie! Bez �cz i uszu czarne przyjacio�y, Zbli�a si� do was zmar�y wolny i weso�y! Wam za�, synowie �mietnisk, my�liciele marni, Niechaj znikni�cie moje sumie� nie poruszy; Powiedzcie mi, czy jeszcze s� jakie m�czarnie Dla martwego w�r�d martwych zezw�oku bez duszy! Op�tanie Puszcze le�ne, jak katedr straszne wasze �ona, Wyjecie jak organy, a w serc waszych toni, W tych przybytkach �a�oby, gdzie �kanie nie kona, Echo waszych ponurych De Profundis dzwoni. Nienawistne� mi, morze! Twych fal �oskot dziki Odnajduj� w mej duszy. Ten pe�en goryczy �miech zwyci�onych, �kania, blu�nierstwa i krzyki S�ysz�, gdy morze �miechem swym bezbrze�nym ryczy. Jak bym ci� kocha�, Nocy! Bez twych gwiazd miliona, Bo ich �wiat�o to mowa stokro� powt�rzona! A pr�ni, mroku szuka moja dusza smutna! Lecz, niestety, ciemno�ci nawet s� jak p��tna, Gdzie tysi�czne postacie odtwarza me oko Os�b znik�ych, lecz tkwi�cych w pami�ci g��boko. Heautonimoroumenos Do J. G. P. Bez nienawi�ci bi� ci� b�d�, Bez gniewu - niby kat ospa�y, Jak Moj�esz puka� w swoje ska�y! Chc�c mej Sahary zwil�y� grz�d�, B�d� przymusza� twoje oczy Do wylewania w�d bole�ci, Ma ��dza, co si� b�lem pie�ci, B�dzie p�ywa�a w tej roztoczy Jak wielki okr�t na m�rz szlaku; I poj�c mi� w mej tre�ci ca�ej, Twe drogie szlochy b�d� brzmia�y Jak b�ben grzmi�cy do ataku! I owo do fa�szywej nuty-m Podobien w boskiej wszechsymfonii Dzi�ki �ar�ocznej tej Ironii, Kt�ra mi� szarpie k�em zatrutym. Tylko ten jad ma krew zawiera! Ca�y pod w�adz� jej podpad�em! Me serce strasznym jest zwierciad�em, Gdzie si� przegl�da ta megiera! Jestem bo ran� i bu�atem! Jestem ka�czugiem oraz sk�r�! Jestem cz�onkami i tortur�, Jestem skaza�cem oraz katem! Mej w�asnej duszy zmor� srog�! - Jednym z tych wielkich opuszczonych, Na �miech wieczysty os�dzonych, Co si� u�miecha� ju� nie mog�. Zegar Zegar! B�stwo z�owr�bne, okropne, szydercze, Co m�wi nam Pami�taj! i wskazuje palcem: Wkr�tce B�l wibruj�cy celnie, niby w tarcz�, Ugodzi w twoje pe�ne przera�enia serce. Ulotna zniknie Rozkosz za horyzontami Jak ta�cz�ca sylfida za wygas�� scen�; Ka�da chwila cz�� bierze s�odkim upojeniom, Na ca�� ju� nam por� istnienia przyznanym. W godzin� trzy tysi�ce sze��set razy mija Sekunda szybka m�wi�c Pami�taj! - swym szeptem Insekta; m�wi Teraz: "Oto jestem Przedtem I tr�b� niszczycielsk� �ycie twoje spijam." Pami�taj, �miertelny! Remember! Esto memor! (Ma krta� metaliczna w�ada ka�dym z j�zyk�w.) Minuty to s� z�o�a kruszcu, rozrzutniku; Nie rzuca si� ich, zanim z�ot� b�ysn� ziemi�! Pami�taj! Czas jest graczem nami�tnym, co wygra Bez szachrajstw ka�d� parti�; to regu�a �wi�ta. Dzie� si� zmniejsza i noc si� powi�ksza; pami�taj! Wci�� g�odna jest otch�a�; opr�nia si� klepsydra. Wnet wybije godzina, kiedy boskie Losy, Kiedy Cnota dostojna, ma��onka twa krucha, Kiedy nawet (ach, zajazd to ostatni) Skrucha Powie: "Ko�cz, stary tch�rzu, na�y�e� si� dosy�!" �ab�d� I Andromacho, o tobie my�l�. Strumie� ma�y, To biedne, smutne lustro, gdzie zal�ni� przed laty Twych wielkich cierpie� wdowich majestat wspania�y, Ten Simois, k�amca, �zami twoimi bogaty, U�y�ni� magle pami�� m�, p�odn� w widzenia, Gdym przez nowy Carrousel przechodz�c si� zwleka�. Starego nie ma ju� Pary�a (tak si� zmienia Kszta�t miasta, pr�dzej jeszcze ni� serce cz�owieka); Dzi� to pole barak�w ju� tylko pami�tam, Ten stos g�owic w obr�bce, kolumny i trawy, Od ka�u� zzielenia�e bloki, fundamenta I sk�ad wszelkich rupieci szybkami jaskrawy. Tu niegdy� mena�eria mia�a swe obozy, Tu raz ujrza�em, kiedy ch�odnym, czystym ranem Budzi si� Praca, gdy ascenizacji wozy W cichym powietrzu dudni� mrocznym huraganem, �ab�dzia, kt�ry wygramoliwszy si� z klatki, O bruk wyschni�ty stopy p�etwiste wyciera�, W��cz�c po szorstkiej ziemi pi�r swych jedwab g�adki Przed rynsztokiem bez wody ten ptak dzi�b otwiera� I k�pi�c niespokojnie bia�e pi�ra w kurzu, Z sercem pe�nym rodzinnym jeziora b��kit�w Rzek�: "Wodo, kiedy� sp�yniesz? Kiedy zagrzmisz burzo?" Widz� tego biedaka najzgubniejszy z mit�w, Jak m�� u Owidiusza w niebo lazurowe, W niebo, kt�re przenika ironia z�owroga, Na konwulsyjnie dr��cej szyi wznosi� g�ow� Chciw�, jakby z wyrzutem zwraca� si� do Boga. II Pary� si� zmienia! Lecz trwa w smutku mego glorii! Pa�ace, rusztowania, marmuru kawa�y, Stare przedmie�cia, wszystko godne alegorii, I drogie me wspomnienia s� ci�sze ni� ska�y. Tak�e sprzed Luwru obraz ten jeden wynios�em: My�l� o moim wielkim �ab�dziu z podlotem, Szale�ca, jak wygna�cy �miesznym i wynios�ym, I bez przerwy trawionym t�sknot�! A potem O tobie, Andromacho, ty, kt�ra� wypad�a Z r�k m�a, dzika �ania pod w�adz� Pirrusa, Przed pustym grobem zdj�ta w ekstazie, poblad�a, Ty, wdowo po Hektorze, �ono Hellenusa! My�l� o tej Murzynce, chorej na gru�lic�, Drepc�cej w b�ocie, szukaj�cej dumnym okiem Kokos�w, co zosta�y w przepysznej Afryce Za niezmierzonym murem mg�y i dym�w mrokiem. O tych wszystkich, co �zami w�asnymi si� poj�, O tych, co nigdy, nigdy nie odnajd� straty, I jak dobr� wilczyc� ssaj� bole�� swoj�, I o w�t�ych sierotach uschni�tych jak kwiaty. Tak�e w lesie, gdzie duch m�j b��ka si� wygnany, Stare Wspomnienie z moc� dmie w r�g budz�c dreszcze! My�l� o marynarzach �r�d wysp zapomnianych, O je�cach, zwyci�onych... i o innych jeszcze. Staruszeczki W odwiecznych stolic �wiata b��dnik w�owaty, Gdzie wszystko, nawet groza, w zachwyt si� przemienia, Melancholia fatalna p�dzi mnie na czaty, �ledzi� dziwne, zawi�d�e, czarowne stworzenia. Te monstra roztrz�sione to niegdy� kobiety, Eponina czy Lais! Kochajmy je przecie! Wszak duch ludzki o�ywia jeszcze te szkielety. W swych dziurawych sp�dnicach wci�� pe�zn� po �wiecie, Na srogim wichrze w lekkich tkaninach zzi�bni�te Dr��, gdy obok nich p�dz� z hukiem omnibusy, Przyciskaj� do boku jak relikwie �wi�te Woreczki wyszywane w kwiaty lub rebusy. To biegn� sztywnym truchtem - zupe�ne laleczki, To wlok� si� powolnym rannych zwierz�t ruchem Lub ta�cz�, nie chc�c ta�czy� - �a�osne dzwoneczki, Gdy je ci�gnie okrutny Demon! W ciele kruchem Maj� wzrok, co jak �wider w g��b duszy si� wkr�ca, Oczy l�ni�ce jak noc� czarne topieliska. Ich �renica, jak boska �renica dziewcz�ca, Dziwi si� i u�miecha temu, co po�yska. Widzieli�cie, jak cz�sto s� staruszek trumny Prawie takie male�kie jak trumienki dzieci? To symbol - r�k� �mierci stworzony rozumnej - Symbol dziwaczny, w�adny, za kt�rym my�l leci. Kiedy takie widziad�o w�t�e niesko�czenie Widz� w�r�d rojowiska wielkiego Pary�a, Zawsze mi si� wydaje, �e kruche stworzenie Do swej nowej ko�yski powoli si� zbli�a. Czasem te�, geometrii rozwa�aj�c prawa, Mierz�c okiem tych cz�onk�w niezgodn� budow�, My�l�, jak�e to skrzynki stolarz powykrawa, By do tych cia� zamkni�cia sta�y si� gotowe. - Te oczy to bezdenne gorzkich �ez cysterny, Tygle, gdzie p�ynne z�oto �ci�a ch�od�w si�a, Te dziwne oczy maj� czar wielki, niezmierny Dla tych, kt�rych Niedola piersi� wykarmi�a! II Z Frascati zakochana Westy s�u�ebnica, Talii kap�anka, kt�rej zna� imi� - niestety! Jedynie zmar�y sufler ta s�awna wietrznica, Znana niegdy� w Tivoli parkach - te kobiety Wszystkie mnie upajaj�! Lecz pomi�dzy niemi S� takie, kt�rym miodu cierpienia potrzeba. Te rzek�y Po�wi�ceniu rw�c si� wzwy� od ziemi: "Pot�ny Hipogryfie, nie� mi� a� do nieba!" Jedna z nich przez ojczyzn� dana poniewierce, Na drug� m�� jej zwali� ci�kie b�lu brzemi�, Inn� - Madonn� - dziecko pchn�o sztyletem w serce. Ich �zy, jak wielka rzeka, zala�yby ziemi�! III Ach, jak cz�sto staruszki �ledzi�em z uboczy! Jedna z nich o tej porze, gdy s�o�ce zapada I po niebie jak z rany krwi koralem broczy, Zamy�lona siedzia�a na �awce, tak rada Pos�ucha� tej muzyki wojskowej, co spi�em Wstrz�sa cicho stoj�ce naszych park�w drzewa, W z�oty wiecz�r bi� sercom ka�e t�tnem chy�em I nieco bohaterstwa w serca mieszczan wlewa. Staruszka �piew ch�on�a wojenny, ochoczy - Prosta jeszcze i dumna, w �o�nierskiej postawie, Jak stary orze� czasem otwieraj�c oczy, A czo�em marmurowym budz�c my�l o s�awie! IV Tak kroczycie bez skargi, niczym nie ugi�te, Ka�da z was w miast chaosie �ywych zagubiona, Wy, matki bole�ciwe, kurtyzany, �wi�te, Kt�rych �wiat niegdy� s�awne powtarza� imiona. Was, co�cie by�y wdzi�kiem, co�cie by�y chwa��, Nikt nie zna! Bezczelnego tylko pijanicy Us�yszycie szydercz� zaczepk� zuchwa�� Albo zel�y was dziecko spodlone ulicy. Wstydz�ce si� istnienia, pokurczone cienie, Idziecie chy�kiem, zgi�te, boj�c si� wszystkiego, I nikt was nie pozdrawia (dziwne przeznaczenie!), Szcz�tki ludzkie, do �ycia dojrza�e wiecznego! Ale ja, co z oddali patrz� na was tkliwe, Trwo�nym okiem niepewne wasze �ledz�c kroki, Jakbym ojcem by� waszym, o szczeg�lny dziwie! Nie wiecie, jak rozkoszy doznaj� g��bokiej: Pierwszych wzrusze� rozkwity zn�w prze�ywam z wami, Widz� wszystkich dni waszych mroki i promienie, Po stokro� �yj�, �yj�c waszymi b��dami, Cnoty wasze w mej duszy rozlewaj� l�nienie! Szcz�tki! Rodzino moja! Dusz pokrewny �wiecie! Co wieczora na wieki b�d� mi pozdrowiony! Osiemdziesi�cioletnie Ewy, gdzie� b�dziecie Jutro, gdy na was spadn� straszne Boga szpony? Do Przechodz�cej Miasto wok� mnie t�tni�c hucza�o wezbrane. Smuk��, w �a�obie, w b�lu swym majestatyczna Kobieta przechodzi�a, a jej r�ka �liczna Lekko unios�a wyhaftowan� falban�. Zwinna, szlachetna, z pos�gowymi nogami. A ja pi�em, skurczony, dziwaczny przechodzie�, W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi, Rozkosz zabijaj�ca i s�odycz, co mami. B�yskawica... i noc! - pierzchaj�ca pi�kno��, Co b�yskiem oka odrodzi�a� moje serce, Czyli� ci� mam zobaczy� ju� tylko w wieczno�ci? Gdzie� daleko! Za p�no! Mo�e nigdy wi�cej! Bo nie wiesz, dok�d id�, nie wiem, gdzie� przepad�a, Ty, kt�r� m�g�bym kocha�, ty, co� to odgad�a! Gra W wyp�owia�ych fote