9738
Szczegóły |
Tytuł |
9738 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9738 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9738 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9738 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
AGATHA CHRISTIE
PARKER PYNE NA TROPIE
T�UMACZY�A MAGDA BIA�OіCHA�ECKA
TYTU� ORYGINA�U: PARKER PYNE INVESTIGATES
SPRAWA �ONY W �REDNIM WIEKU
Cztery chrz�kni�cia, poirytowany g�os pytaj�cy, czy w tym domu cz�owiek nie mo�e spokojnie zostawi� kapelusza na wieszaku, trza�niecie drzwiami i pan Packington wyszed� z�apa� poci�g o �smej czterdzie�ci pi��. Pani Packington siedzia�a bez ruchu przy stole. Na policzkach mia�a wypieki, usta zaci�ni�te, a nie p�aka�a tylko dlatego, �e w ostatniej chwili gniew wypar� �al.
��Nie znios� tego d�u�ej � powiedzia�a g�o�no. � Nie znios�!
Przez chwile rozmy�la�a nad ca�� sytuacj�, a potem doda�a p�g�osem:
��Zdzira. Parszywa, przebieg�a kocica! Jak George mo�e by� takim durniem?
Gniew przygas�, powr�ci� �al. �zy zal�ni�y w oczach pani Packington i powoli sp�yn�y po jej policzkach.
���atwo powiedzie�, �e tego ju� nie znios�, ale co ja mam zrobi�?
Nagle poczu�a si� ca�kiem samotna, bezradna i opuszczona. Wolno podnios�a porann� gazet� i kolejny ju� raz przeczyta�a og�oszenie zamieszczone na pierwszej stronie.
CZY JESTE� SZCZʌLIWY? JE�ELI NIE, ZASI�GNIJ RADY PANA PARKERA PYNE�A, 17 RICHMOND STREET.
��To niedorzeczne � skomentowa�a kobieta. � Zupe�nie absurdalne! Ale przecie� nie zaszkodzi spr�bowa�
Co wyja�nia, jak dosz�o do tego, �e o jedenastej nieco zdenerwowana pani Packington zosta�a wprowadzona do gabinetu pana Parkera Pyne�a.
Jak ju� wspomnieli�my, pani Packington by�a zdenerwowana, lecz o dziwo zupe�nie si� uspokoi�a na sam widok Parkera Pyne�a. By� to m�czyzna pot�nie zbudowany, �eby nie powiedzie� gruby. Mia� zupe�nie �ys� g�ow� o szlachetnych proporcjach, silne okulary i ma�e b�yszcz�ce oczka.
��Prosz� spocz�� � odezwa� si�. � Zapewne przysz�a pani w sprawie og�oszenia? � doda� zach�caj�co.
��Tak � odrzek�a pani Packington i na tym poprzesta�a.
��Jest pani nieszcz�liwa � dorzuci� pan Pyne radosnym, rzeczowym tonem. � Tak jak wi�kszo�� ludzi. By�aby pani g��boko zdumiona, gdyby pani wiedzia�a, jak ma�o jest na �wiecie os�b naprawd� szcz�liwych.
��Tak? � zapyta�a pani Packington, niezbyt przej�ta duchow� kondycj� reszty ludzko�ci.
��Ale pani to nic interesuje, wiem � ci�gn�� pan Pyne � w przeciwie�stwie do mnie. Widzi pani, przez trzydzie�ci pi�� lat mojego �ycia zajmowa�em si� opracowywaniem danych statystycznych dla pewnego biura rz�dowego. Teraz przeszed�em na emerytur�, postanowi�em wi�c wykorzysta� zdobyte do�wiadczenia w zupe�nie nowatorski spos�b. Sprawa jest banalnie prosta. Nieszcz�cia mo�na zaklasyfikowa� raptem do pi�ciu r�nych kategorii, zapewniam pani�, �e tyle wystarcza. A kiedy zna si� ju� przyczyn� choroby, mo�na znale�� lekarstwo. Ja wyst�puj� w roli lekarza, kt�ry najpierw stawia diagnoz�, a nast�pnie zaleca odpowiedni� terapi�. Bywaj� przypadki, w kt�rych �adne lekarstwo nie skutkuje. Wtedy m�wi� szczerze, �e nic nie jestem w stanic zrobi�. Ale zar�czam, �e je�li podejm� si� zadania, ozdrowienie jest gwarantowane.
Czy mo�na mu wierzy�? Czy to wszystko nonsens, czy te� jest w tym ziarnko prawdy? Pani Packington wpatrywa�a si� w niego wzrokiem pe�nym nadziei.
��Czy mo�emy przej�� do postawienia diagnozy w pani przypadku? � zapyta� z u�miechem pan Pyne. Wygodnie rozsiad� si� w fotelu i z�o�y� razem czubki palc�w. � Problem dotyczy pani m�a. Og�lnie rzecz bior�c, wiod�a pani szcz�liwe �ycie ma��e�skie, a m�� prawdopodobnie odni�s� sukces zawodowy. Przypuszczam, �e teraz na scenie pojawi�a si� jaka� m�oda dama, by� mo�e pracuj�ca w biurze pani m�a.
��Maszynistka � dopowiedzia�a pani Packington. � Obrzydliwa, wytapetowana latawica! Wie pan, szminka, jedwabne po�czochy i loczki � wr�cz wyplu�a te s�owa.
Pan Parker Pyne ze zrozumieniem pokiwa� g�ow�.
��A m�� zapewne utrzymuje, �e nie ma w tym nic z�ego.
��Dok�adnie tak.
��Dlaczego wi�c nie mia�by si� cieszy� czyst� przyja�ni� z t� m�od� dam� i wnie�� troch� rado�ci i szcz�cia w jej smutne �ycie? Biedne dziecko, ma tak ma�o przyjemno�ci. Tak si� zapewne w skr�cie przedstawiaj� jego argumenty.
Pani Packington z zapa�em pokiwa�a g�ow�.
��Blaga! Wszystko to blaga. Zabiera j� nad rzek�. Ja te� uwielbiam wycieczki nad rzek�, lecz pi�� czy sze�� lat temu powiedzia�, �e to koliduje z jego golfem.
Ale dla niej m�g� wyrzec si� golfa. Bardzo lubi� teatr, ale George zawsze twierdzi�, �e jest zbyt zm�czony, �eby wychodzi� wieczorem z domu. A teraz zabiera j� na ta�ce� na ta�ce! I wraca o trzeciej nad ranem. Ja� ja�
��I bez w�tpienia ubolewa nad faktem, �e kobiety s� zazdrosne, tak bezsensownie zazdrosne zupe�nie bez powodu?
Nieszcz�liwa �ona ponownie pokiwa�a g�ow�.
��No w�a�nie. A sk�d pan to wszystko wie? � spyta�a nagle.
��Statystyka � odpowiedzia� pan Pyne z prostot�.
��Jestem taka nieszcz�liwa � roztkliwi�a si� pani Packington. � Zawsze by�am dobr� �on� dla George�a. Na pocz�tku ma��e�stwa urabia�am sobie r�ce po �okcie. Pomaga�am mu wystartowa�, l nigdy nawet nie spojrza�am na innego m�czyzn�. Ubrania ma zawsze w najwi�kszym porz�dku, pyszne posi�ki na siole, dom jest prowadzony sprawnie i oszcz�dnie. A teraz, kiedy dobrze nam si� powodzi i mogliby�my si� troch� rozerwa�, podr�owa� i robi� wszystkie te rzeczy, na kt�re czeka�am, taka historia! � z trudem prze�kn�a �lin�.
Pan Pyne ponuro pokiwa� g�ow�.
��Zapewniam, �e doskonale rozumiem pani przypadek.
��Ale� czy mo�e pan co� zrobi�? � zapyla�a zduszonym g�osem.
��Naturalnie, droga pani. Istnieje na to lekarstwo. I to bardzo skuteczne.
��Co to takiego? � czeka�a na jego s�owa z szeroko otwartymi oczyma.
Parker Pyne odpowiedzia� spokojnie i zdecydowanie:
��Odda si� pani w moje r�ce, a honorarium wyniesie dwie�cie gwinei.
��Dwie�cie gwinei!
��Dok�adnie tyle. Przecie� mo�e sobie pani pozwoli� na taki wydatek. Bez w�tpienia zap�aci�aby pani tyle za operacj�. A szcz�cie jest r�wnie wa�ne jak zdrowie.
��Przypuszczam, �e wynagrodzenie b�dzie pan chcia� otrzyma� po wykonaniu zlecenia?
��Wr�cz przeciwnie � odrzek�. � Zap�aci mi pani z g�ry.
Pani Packington wsta�a.
��Obawiam si�, �e nie mam zwyczaju�
��Kupowa� kota w worku? � doko�czy� pogodnie pan Pyne. � No c�, by� mo�e ma pani racj�. To mn�stwo pieni�dzy. Ale rzecz w tym, �eby pani mi zaufa�a. Musi pani zap�aci� i podj�� ryzyko. Takie s� moje warunki.
��Dwie�cie gwinei!
��Dok�adnie tyle. Dwie�cie gwinei. Mn�stwo pieni�dzy. Do widzenia, pani Packington. Prosz� mi da� zna�, je�li zmieni pani zdanie � u�cisn�� jej d�o�, u�miechaj�c si� serdecznie.
Kiedy wysz�a, przycisn�� brz�czyk na biurku. Na wezwanie zjawi�a si� pos�pna m�oda kobieta w okularach.
��Prosz� za�o�y� now� teczk�, panno Lemon. I mo�e pani przekaza� Claude�owi, �e wkr�tce b�d� go potrzebowa�.
��Nowa klientka?
��Owszem. Na razie troch� si� waha, ale wr�ci. Prawdopodobnie dzi� po po�udniu oko�o czwartej. Prosz� j� wprowadzi� do mojego gabinetu.
��Plan A?
��Oczywi�cie. To ciekawe, �e ka�dy uwa�a swoj� sytuacj� za wyj�tkow�� No tak, prosz� uprzedzi� Claude�a. �adnych ekstrawagancji, bez przesady z perfumami i lepiej, �eby kr�tko przyci�� w�osy.
Dok�adnie kwadrans po czwartej pani Packington ponownie przest�pi�a pr�g gabinetu Parkera Pyne�a. Wyj�a ksi��eczk� czekow� i wypisa�a ��dan� kwot�. W zamian otrzyma�a pokwitowanie.
��I co teraz? � spyta�a wpatruj�c si� w niego wyczekuj�co.
��Teraz � odpowiedzia� z u�miechem � pojedzie pani do domu. Jutro z samego rana otrzyma pani poczt� instrukcje i b�d� bardzo rad, je�li si� pani do nich zastosuje.
I tak pani Packington wr�ci�a do domu przyjemnie podekscytowana tym, co j� czeka. Natomiast pan Packington pojawi� si� w bojowym nastroju, got�w broni� swojego stanowiska, gdyby powt�rzy�a si� scena �niadaniowa. Z ulg� jednak stwierdzi�, �e �ona nie przejawia �adnej ochoty do walki. By�a za to niezwykle zamy�lona. George s�uchaj�c radia zastanawia� si�, czy to urocze dziecko, Nancy, pozwoli, by ofiarowa� jej futro. Wiedzia�, �e jest bardzo dumn� kobiet�, i nie chcia� jej urazi�. Ale przecie� narzeka�a na ch��d, a ten jej tweedowy paltocik by� wiatrem podszyty. Na pewno nie chroni� przed zimnem. Mo�e potrafi�by to przedstawi� jako� tak, �eby nie zaoponowa�a�
Musz� wkr�tce znowu gdzie� si� wybra� wieczorem. To prawdziwa przyjemno�� pojawi� si� z tak� dziewczyn� w eleganckiej restauracji. Widzia� wyra�nie zazdro�� w oczach kilku m�odzieniaszk�w. Nancy by�a wyj�tkowo �adna. I lubi�a go. Powiedzia�a mu, �e wcale nie wydaje jej si� stary.
Uni�s� wzrok i pochwyci� spojrzenie �ony. Poczu� nag�e uk�ucie winy, kt�re go zirytowa�o. Co za ograniczona i podejrzliwa kobieta z tej Marii! �a�uje mu nawet tej odrobiny szcz�cia.
Wy��czy� radio i poszed� spa�.
Nast�pnego ranka pani Packington otrzyma�a a� trzy przesy�ki. Jedna zawiera�a firmowy blankiet z potwierdzeniem wizyty w znanym salonie pi�kno�ci. Druga dotyczy�a um�wionej przymiarki u krawcowej. W trzeciej by�o zaproszenie od pana Parkera Pyne�a, w kt�rym wyra�a� nadziej�, �e go zaszczyci sw� obecno�ci� na lunchu w �Ritzu� tego samego dnia.
Pan Packington wspomnia�, �e prawdopodobnie nie przyjdzie do domu na kolacj�, poniewa� ma wa�ne spotkanie w interesach. Jego �ona tylko z roztargnieniem skin�a g�ow�, wi�c opu�ci� dom gratuluj�c sobie, �e tak sprytnie uda�o mu si� unikn�� awantury.
Specjalistka od urody by�a g��boko wstrz��ni�ta. Takie zaniedbanie! Ale dlaczego, madame? Trzeba si� by�o tym zaj�� ju� kilka lat temu. Na szcz�cie nie jest jeszcze za p�no.
Po tej tyradzie zacz�a wyprawia� dziwne rzeczy z twarz� pani Packington. Uciska�a j�, ugniata�a i poddawa�a par�wkom. Ok�ada�a b�otem. Naciera�a kremami. Obsypywa�a pudrem. Wreszcie przesz�a do ko�cowego retuszu.
Kiedy dope�ni�a dzie�a, poda�a klientce lusterko. Chyba naprawd� wygl�dam m�odziej � pomy�la�a Maria.
Seans u krawcowej okaza� si� r�wnie ekscytuj�cy. Wysz�a z niego z uczuciem, �e jest kobiet� eleganck�, nowoczesn� i modn�.
O p� do drugiej pani Packington stawi�a si� na spotkanie w �Ritzu�. Czeka� tam na ni� pan Parker Pyne, nienagannie ubrany i jak zawsze roztaczaj�cy aur� Spokoju i niezawodno�ci.
��Czaruj�ca � stwierdzi� taksuj�c j� do�wiadczonym spojrzeniem od st�p do g��w. � Pozwoli�em sobie zam�wi� dla pani �Bia�� Dam�.
Pani Packington, kt�ra w kwestii koktajli nie mia�a wyrobionego gustu, nie zaprotestowa�a. Ostro�nie s�cz�c podniecaj�cy p�yn, z zainteresowaniem s�ucha�a swego doradcy.
��Pani m�owi � m�wi� Pyne � nale�y da� szko��. Da� szkol�, rozumie pani? Pomo�e nam w tym m�j m�ody przyjaciel, kt�rego chcia�bym pani przedstawi�. Zje pani z nim dzisiaj lunch.
W tym momencie w drzwiach pojawi� si� m�ody cz�owiek. Rozejrza� si� wok� i dostrzeg�szy pana Pyne�a zbli�y� si� do nich pe�nym gracji krokiem.
��Pan Claude Luttrell, pani Packington.
Pan Claude Luttrell, m�czyzna pod trzydziestk�, by� pe�en wdzi�ku, czaruj�cy, �wietnie ubrany i zniewalaj�co przystojny.
��Jestem zachwycony, �e mog�em pani� pozna� � mrukn��.
Trzy minuty p�niej pani Packington siedzia�a twarz� w twarz ze swym nowym mentorem przy ma�ym stoliku nakrytym na dwie osoby.
Pocz�tkowo by�a onie�mielona, ale pan Luttrell szybko prze�ama� wszystkie lody. �wietnie zna� Pary� i cz�sto bywa� na Riwierze. Zapyta�, czy pani Packington lubi ta�czy�. Odpowiedzia�a, �e owszem, tylko �e rzadko ma po temu okazj�, gdy� pan Packington jako� straci� upodobanie do wychodzenia wieczorami.
��Ale przecie� nie mo�e trzyma� pani w domu �stwierdzi� Claude Luttrell b�yskaj�c w u�miechu osza�amiaj�co pi�knymi z�bami. � Wsp�czesne kobiety nie daj� si� terroryzowa� zazdrosnym m�czyznom.
Pani Packington ju� mia�a na ko�cu j�zyka, �e zazdro�� nie ma tu nic do rzeczy, ale w rezultacie nic nie powiedzia�a. Mimo wszystko ca�kiem mi�o by�o tak my�le�.
Claude Luttrell z du�ym znawstwem rozprawia� o nocnych klubach. Ustalili, �e nast�pnego wieczora wybior� si� do popularnego lokalu o nazwie �Ma�y Archanio��.
Pani� Packington troch� niepokoi�a my�l, �e musi powiadomi� m�a o swoich zamiarach. Gcorge pewnie pomy�li, �e to dziwne, a mo�e wr�cz �mieszne. Ale los oszcz�dzi� jej tego k�opotu. Z powodu zdenerwowania nic nie wspomnia�a przy �niadaniu, a o drugiej otrzyma�a telefonicznie wiadomo��, �e m�� zamierza zje�� kolacj� w mie�cie.
Wiecz�r by� niezwykle udany. Jako m�oda dziewczyna pani Packington �wietnie ta�czy�a, wi�c teraz, wprawnie prowadzona przez Claude�a, szybko podchwyci�a kroki nowoczesnych ta�c�w. Pochwali� jej sukni�, a tak�e now� fryzur�. (Tego ranka pan Pyne zam�wi� jej wizyt� u modnego fryzjera.) Na po�egnanie uca�owa� jej r�k� w niebywale podniecaj�cy spos�b. Pani Packington od lat nie bawi�a si� tak cudownie.
Nast�pne dziesi�� dni min�o niczym we �nie. Bywa�a na lunchach, podwieczorkach i kolacjach, ta�czy�a, rozmawia�a i spacerowa�a. Wys�ucha�a historii smutnego dzieci�stwa Claude�a Luttrella. Pozna�a przykre okoliczno�ci, w jakich jego ojciec straci� ca�y maj�tek. Dowiedzia�a si� wszystkiego na temat jego tragicznego romansu, a tak�e rozgoryczenia, jakie odczuwa� w stosunku do og�u kobiet.
Jedenastego dnia ta�czyli w �Czerwonym Admirale�. Pani Packington dostrzeg�a swojego ma��onka, zanim on j� zauwa�y�. George�owi towarzyszy�a m�oda panna z jego biura. Obie pary wirowa�y po parkiecie.
��Cze��, George � rzuci�a pani Packington lekkim tonem, gdy przemykali obok siebie.
Z rozbawieniem obserwowa�a, jak twarz m�a robi si� najpierw czerwona, a nast�pnie purpurowa ze zdumienia, kt�re miesza�o si� z poczuciem winy osoby przy�apanej na gor�cym uczynku.
Maria w cudowny spos�b czu�a si� pani� sytuacji. Biedny, stary George! Kiedy wr�cili do stolika, zacz�a mu si� przygl�da�. Jaki on oty�y i �ysy, jak zabawnie podryguje! Ta�czy tak, jak si� ta�czy�o dwadzie�cia lat temu. Biedaczek, tak desperacko pragnie by� m�ody! A ta nieszcz�sna dziewczyna, z kt�r� ta�czy, musi udawa�, �e jej si� to podoba. Na jej twarzy, widocznej nad ramieniem partnera, malowa� si� wyraz bezbrze�nego znudzenia.
��Moja sytuacja � pomy�la�a z zadowoleniem pani Packington � jest o wiele bardziej godna pozazdroszczenia.
Zerkn�a na idealnego Claude�a, kt�ry milcza� taktownie. Jak dobrze on j� rozumie. I nigdy si� z ni� nie sprzecza � co jest nieuniknione w przypadku m��w wraz z up�ywem lat.
Znowu na niego popatrzy�a. Ich spojrzenia si� spotka�y. U�miechn�� si�. Jego przepi�kne ciemne oczy, takie melancholijne, takie romantyczne, wpatrywa�y si� w ni� z czu�o�ci�.
��Zata�czymy? � szepn��.
I zata�czyli. By�o jak w niebie!
Czu�a na sobie wzrok skruszonego George�a. Przypomnia�a sobie, �e zamierzali wzbudzi� w nim zazdro��. To by�o tak dawno temu! Teraz naprawd� nie chcia�a, �eby staruszek by� zazdrosny. To mog�oby popsu� mu nastr�j. A po co psu� nastr�j biedaczynie? Wszyscy s� tacy szcz�liwi�
Pan Packington by� w domu ju� od godziny, kiedy wr�ci�a jego �ona. Wygl�da� na skonsternowanego i za�enowanego.
��Hmm � zauwa�y� � wr�ci�a� ju�.
Jego �ona zrzuci�a wieczorow� pelerynk�, na kt�r� tego ranka wyda�a czterdzie�ci gwinei.
��Tak � odpowiedzia�a z u�miechem. � Wr�ci�am.
George odchrz�kn��.
��Eee� to zabawne, �e si� spotkali�my.
��Rzeczywi�cie � zgodzi�a si� Maria.
��Ja� ten� pomy�la�em sobie, �e zachowam si� uprzejmie, zabieraj�c gdzie� t� dziewczyn�. Mia�a ostatnio sporo k�opot�w w domu. No i ja� no, zachowa�em si� uprzejmie.
Pani Packington kiwn�a g�ow�. Biedny staruszek � tak �miesznie podrygiwa�, poci� si� i by� z siebie taki zadowolony.
��Kim jest ten facet, z kt�rym by�a�? Chyba go nie znam, co?
��Nazywa si� Luttrell. Claude Luttrell.
��Gdzie go pozna�a�?
��Och, kto� nas sobie przedstawi� � niejasno odrzek�a pani Packington.
��To dziwne, �e wybra�a� si� na ta�ce� W twoim wieku. � Uwa�aj, �eby� si� za bardzo nie wyg�upi�a, moja droga.
Pani Packington u�miechn�a si�. Czu�a si� tak przyja�nie nastawiona do ca�ego wszech�wiata, �e nie udzieli�a najbardziej oczywistej odpowiedzi. Zamiast tego odpar�a uprzejmie:
��Czasami zmiana dobrze cz�owiekowi robi.
��Musisz by� ostro�na, wiesz. Wsz�dzie kr�ci si� pe�no �igolak�w. Kobiety w �rednim wieku czasami potrafi� zrobi� z siebie konkursowe idiotki. Ja tylko ci� ostrzegam, moja droga. Nie chcia�bym, �eby� zachowa�a si� nieodpowiednio.
��Odkry�am, �e taka odmiana dzia�a na mnie doprawdy zbawiennie � odpowiedzia�a.
��Uhm� tak.
��Ufam, �e na ciebie r�wnie� � doda�a uprzejmie. � Szcz�cie jest bardzo wa�ne, nieprawda�? Pami�tam, �e sam co� podobnego powiedzia�e� jakie� dwa tygodnie temu przy �niadaniu.
M�� spojrza� na ni�. badawczo, ale na jej twarzy nic dostrzeg� ani �ladu sarkazmu. Ziewn�a.
��Musz� si� ju� po�o�y�. A tak przy okazji, George, by�am ostatnio przera�liwie rozrzutna. Dostaniesz jakie� potworne rachunki. Ale nic masz nie przeciwko temu, prawda?
��Rachunki? � pan Packington zmartwia�.
��Tak. Za ubrania. I masa�. I fryzjera. Zachowywa�am si� bardzo ekstrawagancko, ale wiem, �e ci to nie przeszkadza.
Ruszy�a w stron� schod�w. Pan Packington sta� w miejscu z otwartymi ustami. Co prawda Maria zachowa�a si� bardzo mi�o, je�li chodzi o ten wiecz�r. Wr�cz wydawa�o si�, �e w og�le si� tym nie przej�a. Ale szkoda, �e nagle zacz�a wydawa� pieni�dze. I to Maria � ten wz�r oszcz�dno�ci!
Ach, te kobiety! George Packington pokr�ci� g�ow�. A bracia Nancy wpadali ostatnio w coraz to nowe tarapaty. No c�, cieszy� si�, �e m�g� jako� pom�c. Niemniej jednak � i niech to wszyscy diabli! � ostatnio interesy nie sz�y najlepiej.
G��boko wzdychaj�c, powoli wszed� po schodach.
Czasami s�owa, kt�re chybiaj� celu w danym momencie, docieraj� do cz�owieka du�o p�niej. Dopiero nast�pnego ranka pewne uwagi rzucone przez pana Packingtona utorowa�y sobie drog� do �wiadomo�ci jego �ony.
�igolaki; kobiety w �rednim wieku; konkursowe idiotki.
Maria Packington mia�a m�ne serce. Usiad�a przy stole i stawi�a czo�o faktom. �igolaki. Czyta�a o nich wiele w gazetach. Czyta�a r�wnie� o kobietach w �rednim wieku, kt�re robi� z siebie po�miewisko.
Czy Claude by� �igolakiem? Pewnie tak. Ale przecie� �igolakom si� p�aci, a to Claude zawsze p�aci� za ni�.
No tak, to p�aci� pan Parker Pyne, nie Claude � a w�a�ciwie p�aci�a ona sama swoimi dwustoma gwineami.
Czy ona by�a idiotk� w �rednim wieku? Czy Luttrell wy�miewa� si� z. niej za jej plecami? Gwa�townie si� zaczerwieni�a na sam� my�l o tym.
A nawet je�li tak, to co z tego? Claude by� �igolakiem. Ona by�a idiotk� w �rednim wieku. Zatem chyba powinna mu co� da�. Jak�� z�ot� papiero�nic� albo co� w tym rodzaju.
Wiedziona niewyt�umaczalnym impulsem wyl�dowa�a u Aspreya. Wybra�a papiero�nic� i zap�aci�a za ni�. Z Claudem mia�a si� spotka� troch� p�niej na lunchu w �Claridge�u�.
Kiedy ju� przyniesiono im kaw�, wyj�a pude�ko z torebki.
��To taki ma�y prezencik � powiedzia�a cicho. Spojrza� na ni� i zmarszczy� brwi.
��Dla mnie?
��Tak. Mam� mam nadziej�, �e ci si� spodoba. Zacisn�� d�o� na papiero�nicy i gwa�townie j� od siebie odepchn��.
��Czemu mi to da�a�? Nie wezm� tego. Zabierz to z powrotem. Zabieraj to, powiedzia�em.
By� w�ciek�y. Jego ciemne oczy p�on�y.
��Przepraszam � wyszepta�a i schowa�a papiero�nic� do torby.
Przez ca�y dzie� panowa�o mi�dzy nimi napi�cie. Claude zadzwoni� do Marii wcze�nie rano nast�pnego dnia.
��Musimy si� spotka�. Czy mog� po po�udniu przyj�� do ciebie?
Zaprosi�a go na trzeci�.
Gdy przyjecha�, zauwa�y�a, �e jest blady i bardzo pi�ty. Przywitali si� mi�o, ale napi�cie by�o jeszcze bardziej wyczuwalne.
Nagle zerwa� si� z fotela i stan�� naprzeciwko niej.
��Jak my�lisz, kim ja jestem? Przyjecha�em specjalnie, �eby ci� o to zapyla�. Byli�my przyjaci�mi, prawda? Tak, przyjaci�mi. Ale mimo to uwa�asz, �e jestem zwyk�ym� �igolakicm. Paso�ytem �yj�cym z kobiet. Playboyem. Mam racj�, prawda?
��Nie, nie.
Zignorowa� jej protesty. Twarz mu jeszcze bardziej poblad�a.
��Tak my�lisz! I taka jest prawda. W�a�nie to chcia�em ci powiedzie�. To prawda! Otrzyma�em polecenie, �eby wyrwa� ci� z domu, rozbawi�, kocha� si� z tob�, sprawi�, �eby� zapomnia�a o m�u. Na tym polega moja praca. Godna pogardy, co?
��Dlaczego mi to m�wisz? � zapyla�a Maria.
��Poniewa� z tym sko�czy�em. Nie mog� ju� tego ci�gn��. Nie z tob�. Ty jeste� inna. Jeste� kobiet�, kt�rej m�g�bym wierzy�, ufa�, kt�r� m�g�bym wielbi�. My�lisz, �e to tylko puste s�owa, cz�� mojej roli.
Podszed� bli�ej.
��Udowodni� ci, �e tak nie jest. Wyje�d�am� z twojego powodu. Z twojego powodu zamierzam by� m�czyzn�, a nie godn� pogardy kreatur�.
Nagle wzi�� j� w ramiona i poca�owa� nami�tnie. Po chwili rozlu�ni� u�cisk i odsun�� si�.
���egnaj. Zawsze by�em draniem. Ale przysi�gam, �e teraz to si� zmieni. Pami�tasz, jak kiedy� powiedzia�a�, �e lubisz czyta� rubryk� z og�oszeniami osobistymi? Co roku tego dnia znajdziesz tam ode mnie wiadomo��, �e pami�tam i �e wytrwa�em. B�dziesz wtedy wiedzia�a, ile dla mnie znaczy�a�. I jeszcze jedno. Niczego od ciebie nie wzi��em, ale chcia�bym, �eby� ty przyj�a co� ode mnie.
Zdj�� z palca prosty z�oty sygnet.
��Nale�a� do mojej matki. Chc�, �eby� go wzi�a. A teraz �egnaj.
George Packington wr�ci� do domu wcze�niej. Zasta� swoj� �on� z nieobecnym wyrazem twarzy, wpatrzon� w ogie� na kominku. Rozmawia�a z nim tonem uprzejmym, acz zupe�nie oboj�tnym.
��S�uchaj, Mario � wyrwa� si� nagle � je�li chodzi o t� dziewczyn�
��Tak, kochanie?
��Ja� ja nie chcia�em sprawi� ci przykro�ci, wiesz. Ona nic dla mnie nie znaczy.
��Wiem. G�upio si� zachowa�am. Mo�esz si� z ni� widywa�, kiedy tylko zechcesz, je�li sprawia ci to rado��.
Te s�owa z pewno�ci� powinny by�y ucieszy� George�a Packingtona. Jednak o dziwo rozdra�ni�y go. Jak mo�na czerpa� rado�� z wypad�w z dziewczyn�, kiedy w�asna �ona do tego zach�ca? Niech to szlag, to nieprzyzwoite! Natychmiast cudowne uczucie, �e jest panem swego �ycia, silnym m�czyzn� niebezpiecznie igraj�cym z ogniem, wygas�o i zgin�o haniebn� �mierci�. George Packington poczu� si� nagle zm�czony i o wiele ubo�szy. Ta dziewucha, Nancy, to by�a cwana sztuka.
��Mogliby�my gdzie� razem pojecha�, je�li masz ochot�, Mario � zaproponowa� nie�mia�o.
��Och, nie przejmuj si� mn�. Nic mi nie brak do szcz�cia.
��Ale ja chcia�bym ci� gdzie� zabra�. Mogliby�my pojecha� na Riwier�.
Pani Packington pos�a�a mu roztargniony u�miech. Biedny George. Lubi� go. Jest takim �a�osnym staruszkiem. On nie ma takiej szlachetnej tajemnicy jak ja. U�miechn�a si� troch� cieplej.
��By�oby cudownie, m�j drogi � odpowiedzia�a.
Pan Parker Pyne rozmawia� z pann� Lemon.
��Wydatki na rozrywk�?
��Sto dwa funty czterna�cie szyling�w i sze�� pens�w � odpowiedzia�a sekretarka.
Otworzy�y si� drzwi i do gabinetu wszed� Claude Luttrell. By� wyra�nie w z�ym humorze.
��Dzie� dobry, Claude � powita� go pan Pyne. � Wszystko posz�o dobrze?
��Chyba tak.
��A pier�cionek? Co kaza�e� na nim wygrawerowa�?
��Matylda, 1899 � odrzek� ponuro Claudc.
��Doskonale. Jaka ma by� tre�� og�osze�? � �Wytrwa�em. Nadal pami�tam. Claude�.
��Prosz� to zanotowa�, panno Lemon. Kolumna og�osze� osobistych. Trzeciego listopada, niech no spojrz�, koszta wynios� sto dwa funty, czterna�cie szyling�w i sze�� pens�w. Zatem my�l�, �e damy to przez dziesi�� lat. Co nam daje dziewi��dziesi�t dwa funty dwa szylingi i cztery pensy zysku. Zadowalaj�co. Ca�kiem zadowalaj�co.
Panna Lemon wysz�a.
��Pos�uchaj � wybuchn�� Claude � nie podoba mi si� to wszystko. To nieuczciwe!
��Ale� drogi ch�opcze!
��Nieuczciwe! To by�a bardzo przyzwoita kobieta. Wszystkie te obrzydliwe k�amstwa, ca�y ten �zawy kicz, niech to diabli, a� mi si� robi niedobrze!
Pan Parker Pyne poprawi� okulary i spojrza� na m�odzie�ca z niemal�e naukowym zainteresowaniem.
��A niech mnie! � stwierdzi� sucho. � Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek w trakcie twojej cokolwiek� ehm� g�o�nej kariery dr�czy�o ci� sumienie. Twoje wyczyny na Riwierze by�y szczeg�lnie bezwstydne, a zw�aszcza spos�b, w jaki wykorzysta�e� pani� Hattie West, �on� kalifornijskiego kr�la og�rk�w, godny by� odnotowania jako szczeg�lnie bezduszny i wyrachowany.
��C�, zaczynam to odbiera� inaczej � warkn�� Claude. � To nie jest� w porz�dku, takie zagrywki.
Pan Pyne przem�wi� tonem dyrektora szko�y strofuj�cego swego ulubionego ucznia.
��M�j drogi Claudzie, spe�ni�e� dobry uczynek. Da�e� tej nieszcz�liwej istocie to, czego ka�da kobieta potrzebuje: odrobin� romantyzmu. Nami�tno�� niszczy kobiet� i nic dobrego z niej nie wynika, natomiast romantyczn� histori� mo�na zasuszy� niby kwiat lawendy i wspomina� przez wiele lat. Znam ludzk� natur�, ch�opcze, i wiem, �e kobieta mo�e si� karmi� czym� takim przez d�ugi czas.
Odchrz�kn��.
��Bardzo dobrze wywi�zali�my si� ze zlecenia pani Packington.
��No c�, mnie si� to nie podoba�o � mrukn�� Claude, po czym wyszed� z. pokoju.
Pan Parker Pyne wyj�� now� teczk� z szuflady i napisa� na karet�: �Interesuj�ce objawy wyrzut�w sumienia u zatwardzia�ego �igolaka. Uwaga: Do dalszych obserwacji�.
SPRAWA NIEZADOWOLONEGO �O�NIERZA
Major Wilbraham zawaha� si� pod drzwiami biura pana Parkera Pyne�a i po raz kolejny przeczyta� og�oszenie z porannej gazety, kt�re go tutaj przywiod�o. Tre�� by�a bardzo prosta:
OSOBISTE
JESTE� SZCZʌLIWY? JE�ELI NIE, TO ZASI�GNIJ RADY PANA PARKERA PYNE�A, 17 RICHMOND STREET.
Major wzi�� g��boki wdech i da� nura w drzwi wahad�owe prowadz�ce do poczekalni. M�oda brzydula unios�a wzrok znad maszyny do pisania i spojrza�a na niego pytaj�co.
��Do pana Parkera Pyne�a � powiedzia� major Wilbraham oblewaj�c si� rumie�cem.
��Prosz� za mn�.
Zaprowadzi�a go przed oblicze samego pana Pyne�a, kt�ry przywita� go uprzejmie.
��Dzie� dobry. Prosz� usi��� i powiedzie�, co mog� dla pana zrobi�.
��Nazywam si� Wilbraham� � zacz�� go��.
��Major czy pu�kownik? � zapyta� pan Pyne.
��Major.
��Aha. I niedawno wr�ci� pan z zagranicy? Z Indii? Z Afryki Wschodniej?
��Z Afryki Wschodniej.
��To na pewno pi�kny kraj. No wi�c wr�ci� pan do domu i nie mo�e si� pan tu odnale��? Mam racj�?
��Absolutn�. Ale sk�d pan� Parker Pyne niedbale machn�� r�k�.
��Na tym polega moja praca. Widzi pan, przez trzydzie�ci pi�� lat mojego �ycia zajmowa�em si� opracowywaniem danych statystycznych dla pewnego biura rz�dowego. Teraz przeszed�em na emerytur�, postanowi�em wi�c wykorzysta� zdobyte do�wiadczenia w zupe�nie nowatorski spos�b. Sprawa jest banalnie prosta. Nieszcz�cia mo�na zaklasyfikowa� raptem do pi�ciu r�nych kategorii, zapewniam pana, �e tyle wystarcza. A kiedy zna si� ju� przyczyn� choroby, mo�na znale�� lekarstwo. Ja wyst�puj� w roli lekarza, kt�ry najpierw Stawia diagnoz�, a nast�pnie zaleca odpowiedni� terapi�. Bywaj� przypadki, w kt�rych �adne lekarstwo nie skutkuje. Wtedy m�wi� szczerze, �e nic nie jestem w stanie zrobi�. Ale zar�czam, �e je�li podejm� si� zadania, ozdrowienie jest gwarantowane. Mo�e mi pan wierzy�, �e dziewi��dziesi�t sze�� procent emerytowanych budowniczych imperium, jak ich nazywam, to ludzie nieszcz�liwi. Zamienili aktywne �ycie, pe�ne odpowiedzialno�ci i niebezpiecze�stw, na� no w�a�nie, na co? Skromne dochody, ponury klimat i sytuacj�, w kt�rej czuj� si� niczym ryby wyj�te z wody.
��Wszystko, co pan powiedzia�, jest prawd� � zgodzi� si� major. � Najbardziej przeszkadza mi nuda. Nuda i bezustanne gl�dzenie na temat drobiazg�w z �ycia naszego miasteczka. Ale co mog� na to poradzi�? Mam troch� pieni�dzy opr�cz emerytury. Mam te� mi�y domek w pobli�u Cobham. Ale nie mog� sobie pozwoli� na polowanie czy �owienie ryb. Nic jestem �onaty. Moi s�siedzi to sympatyczni ludzie, lecz nie maj� zielonego poj�cia o �wiecie.
��Kr�tko m�wi�c, takie �ycie mierzi pana � podsumowa� Pyne.
��Koszmarnie.
��Potrzebuje pan podniet, mo�e nawet niebezpiecze�stwa?
�o�nierz wzruszy� ramionami.
��Nic takiego nie istnieje w tym sennym kraju.
��Pan wybaczy � zaoponowa� Parker Pyne powa�nym tonem � ale tu si� pan myli. Istnieje mn�stwo niebezpiecze�stw i mn�stwo podniet tutaj w Londynie, oczywi�cie je�li wie pan, gdzie szuka�. Widzia� pan tylko fasad� naszego angielskiego �ycia, spokojn� i przyjemn�. Ale istnieje te� inna strona. Je�eli ma pan ochot�, mog� j� panu pokaza�.
Major Wilbraham przygl�da� mu si� z namys�em. Pan Pyne mia� w sobie co� dodaj�cego otuchy. By� m�czyzn� pot�nie zbudowanym, �eby nie powiedzie� grubym. Mia� zupe�nie �ys� g�ow� o szlachetnych proporcjach, silne okulary i ma�e b�yszcz�ce oczka. Otacza�a go aura niezawodno�ci.
��Powinienem pana ostrzec � doda� � �e jest w tym pewien element ryzyka.
Oczy �o�nierza zab�ys�y.
��Nie ma sprawy � odpowiedzia�, po czym nagle spyta�: � A ile pan sobie liczy?
��Op�ata wynosi pi��dziesi�t funt�w, p�atne z g�ry. Je�eli po up�ywie miesi�ca nadal b�dzie pan r�wnie znudzony, zwr�c� panu pieni�dze.
Wilbraham rozwa�y� propozycj�.
��W porz�dku � stwierdzi� w ko�cu. � Zgadzam si�. Dam panu czek od razu.
Transakcja zosta�a zawarta i pan Pyne nacisn�� brz�czyk na biurku.
��Jest ju� pierwsza � powiedzia�. � Chcia�bym, �eby zaprosi� pan na lunch pewn� m�od� dam�.
Otworzy�y si� drzwi.
��Ach, Madeleine, moja droga, pozw�l, �e ci przedstawi� majora Wilbrahama, kt�ry zje z tob� lunch.
Oszo�omiony major z niedowierzaniem zamruga� oczami, czemu wcale nie nale�y si� dziwi�. Dziewczyna, kt�ra leniwym krokiem wesz�a do gabinetu, mia�a ciemne w�osy, przepi�kne oczy otoczone d�ugimi czarnymi rz�sami, nieskaziteln� cer� oraz zmys�owe purpurowe usta. Elegancki str�j podkre�la� doskona�e cia�o, poruszaj�ce si� z niebywa�� gracj�. Od st�p do g��w by�a absolutnie doskona�a.
��Eee� jestem zaszczycony � wyduka� major.
��Panna de Sara � doko�czy� prezentacji pan Parker.
��Jak to mi�o z pana strony � wymrucza�a Madeleine de Sara.
��Jeszcze tylko zapisz� pa�ski adres � powiedzia� pan Pyne. � Jutro rano otrzyma pan dalsze instrukcje.
Major Wilbraham wyszed� z urocz� Madeleine.
Panna de Sara wr�ci�a o trzeciej.
��I co? � zapyta� natychmiast Parker Pyne.
Madeleine pokr�ci�a g�ow�.
��Boi si� mnie � odrzek�a. � Uwa�a mnie za wampa.
��Tak te� my�la�em � stwierdzi� Pyne.
��Zastosowa�a� si� do moich polece�?
��Tak. Plotkowali�my o wszystkich go�ciach przy pozosta�ych stolikach. W jego typie s� panny jasnow�ose, niebieskookie, lekko anemiczne i nie za wysokie.
��To powinno by� �atwe � uzna�. � Wprowadzimy plan B i sprawdzimy, kogo mamy aktualnie na sk�adzie.
Przesun�� palcem po li�cie, zatrzymuj�c si� w ko�cu przy jakim� nazwisku.
��Freda Clegg. Tak, my�l�, �e ona si� nadaje wprost idealnie. Musz� to jeszcze przedyskutowa� z pani� Oliver.
Nast�pnego dnia major Wilbraham otrzyma� li�cik nast�puj�cej tre�ci:
W nast�pny poniedzia�ek o jedenastej prosz� si� uda� do willi �Eaglemont� przy Friars Lane w Harnpstead i zapyta� o pana Jonesa. Prosz� si� przedstawi� jako przedstawiciel Kompanii Okr�towej Guava.
W poniedzia�ek, w kt�ry wypad�o akurat �wi�to pa�stwowe, major pos�usznie wyruszy� do domu przy Friars Lanc. Wyruszy�, jak powiedzieli�my, ale nigdy tam nie dotar�, gdy� przeszkodzi�o mu w tym pewne wydarzenie.
Wygl�da�o na to, �e. ca�y �wiat wybiera si� do Hampstead. Major Wilbraham zagubi� si� w t�umie, poddusi� w metrze i zab��dzi� w labiryncie ulic, a� wreszcie z wielkim trudem ustali� po�o�enie Friars Lane.
By�a to �lepa uliczka, zaniedbana i zryta koleinami. Stoj�ce po obu jej stronach domy, kt�re bez w�tpienia pami�ta�y lepsze czasy, z wolna popada�y w ruin�.
Major szed� wzd�u� ulicy przygl�daj�c si� na wp� zatartym tabliczkom z nazwami, gdy nagle us�ysza� niepokoj�cy d�wi�k, kt�ry brzmia� niczym zduszony, zd�awiony krzyk.
Krzyk rozleg� si� ponownie, lecz tym razem da�o si� dos�ysze�, �e kto� wzywa pomocy. Wo�anie dochodzi�o zza muru otaczaj�cego dom, kt�ry major w�a�nie mija�.
Bez chwili wahania pchn�� rozklekotan� furtk� i cicho pobieg� zaro�ni�t� chwastami �cie�k�. Nagle w zaro�lach ujrza� dziewczyn� zmagaj�c� si� z dwoma pot�nymi Murzynami. Walczy�a dzielnie, wykr�caj�c si�, szarpi�c i kopi�c. Mimo rozpaczliwych wysi�k�w, �eby uwolni� g�ow�, jeden z napastnik�w zatyka� jej usta d�oni�.
Zaj�ci poskramianiem dziewczyny bandyci nie zauwa�yli Wilbrahama. U�wiadomili sobie jego obecno�� dopiero w chwili, gdy jednym silnym uderzeniem w szcz�k� powali� na ziemi� tego, kt�ry zas�ania� dziewczynie usta. Drugi, r�wnie zaskoczony, uwolni� ofiar� i odwr�ci� si�. Wilbraham by� ju� got�w do walki. Raz jeszcze pu�ci� pi�ci w ruch, a Murzyn zatoczy� si� do ty�u i upad�. Major natychmiast zwr�ci� si� w stron� drugiego napastnika, kt�ry skrada� si� za jego plecami.
Ale �obuzy mia�y ju� dosy�. Ten, kt�ry le�a�, przetoczy� si� na brzuch, a polem wsta� i rzuci� si� p�dem w stron� furtki. Jego kompan bezzw�ocznie zrobi� to samo. Wilbraham ruszy� w pogo�, ale zmieni� zdanie i wr�ci� do dziewczyny, kt�ra sta�a oparta o drzewo ci�ko oddychaj�c.
��Och, dzi�kuj� panu! � j�kn�a. � To by�o straszne. Major Wilbraham dopiero teraz mia� sposobno�� przyjrze� si� dziewczynie, kt�rej szcz�liwym trafem m�g� pospieszy� na ratunek. Okaza�o si�, �e ma oko�o dwudziestu jeden lub dw�ch lat, jest jasnow�osa i b��kitnooka, ca�kiem �adna, cho� raczej bezbarwna.
��Och, gdyby nie pan� � doda�a.
��No ju� dobrze, ju� dobrze � powiedzia� major uspokajaj�cym tonem. � Ju� wszystko w porz�dku. Cho� .chyba m�drzej zrobimy, je�li sobie st�d p�jdziemy. Istnieje mo�liwo��, �e ci bandyci wr�c�.
Blady u�miech wyp�yn�� na wargi dziewczyny.
��Nie wydaje mi si�, nie po tym, jak pan ich urz�dzi�. Och, by� pan wspania�y!
Major Wilbraham zarumieni� si� pod jej ciep�ym, pe�nym podziwu spojrzeniem.
��Drobiazg � b�kn�� niewyra�nie. � Normalna rzecz, gdy dama znajdzie si� w opa�ach. Czy je�li podam pani rami�, b�dzie pani w stanie i��? Wiem, �e prze�y�a pani ogromny wstrz�s.
��Ju� dosz�am do siebie � zapewni�a go dziewczyna, lecz mimo to przyj�a oferowane jej rami�. Nadal by�a troch� roztrz�siona. Kiedy przechodzili przez furtk� zerkn�a przez rami� w stron� budynku. � Nic z tego nie rozumiem � mrukn�a. � Ten dom bez w�tpienia jest nie zamieszkany.
��To prawda � zgodzi� si� major, patrz�c na zamkni�te okiennice i zaniedbany ogr�d.
��A jednak to �Whitefriars� � wskaza�a na ledwo czytelny napis na bramce. � A tu w�a�nie mia�am przyj��.
��Prosz� si� o nic teraz nic martwi� � rzek� Wilbraham. � Za minutk� z�apiemy taks�wk� i pojedziemy gdzie� napi� si� kawy.
Dotarli do bardziej ucz�szczanej ulicy, gdzie szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci pod jednym z dom�w taks�wka w�a�nie sko�czy�a kurs. Wilbraham zamacha� d�oni�, poda� kierowcy adres, po czym wsiedli do samochodu.
��Prosz� si� stara� nic nie m�wi� � poleci� swojej towarzyszce. � Niech si� pani wygodnie oprze. Ma pani za sob� bardzo przykre prze�ycie.
U�miechn�a si� do niego z wdzi�czno�ci�.
��A tak przy okazji� ehm� nazywam si� Wilbraham.
��A ja Clegg, Freda Clegg.
Dziesi�� minut p�niej Freda popija�a gor�c� kaw� i z wdzi�czno�ci� wpatrywa�a si� w swojego wybawc� siedz�cego po drugiej stronie ma�ego stolika.
��Wydaje mi si�, �e to by� sen � powiedzia�a. � Z�y sen � zadr�a�a. � A ledwie chwil� wcze�niej marzy�am o tym, �eby co� si� wreszcie wydarzy�o. Cokolwiek! Och, chyba jednak nie lubi� przyg�d.
��Prosz� mi opowiedzie�, jak to si� sta�o.
��C�, obawiam si�, �e najpierw b�d� musia�a opowiedzie� panu troch� o sobie.
��Cudowny temat � odpar� Wilbraham szarmancko.
��Jestem sierot�. M�j ojciec, kt�ry by� kapitanem statku, zmar�, gdy mia�am osiem lal. Mama umar�a trzy lata temu. Pracuj� w City. Jestem urz�dniczk� w firmie gazowniczej. W zesz�ym tygodniu, gdy wr�ci�am wieczorem do domu, zasta�am tam czekaj�cego na mnie d�entelmena. Przedstawi� si� jako prawnik, niejaki pan Reid z Melbourne. Zachowywa� si� bardzo uprzejmie i zada� mi kilka pyta� na temat rodziny. Wyja�ni�, �e wiele lat temu by� znajomym mojego ojca. Zdaje si�, �e za�atwia� dla niego jakie� sprawy prawne. Nast�pnie wyjawi� mi cel swojej wizyty.
�Panno Clegg � powiedzia� � mam powody przypuszcza�, �e mo�e odnie�� pani korzy�ci finansowe z transakcji, kt�r� pani ojciec zawar� kilka lat przed �mierci��. Oczywi�cie bardzo si� zdziwi�am.
�Zapewne nigdy nic pani nie s�ysza�a o tej sprawie � wyja�ni�. � Wydaje mi si�, �e John Clegg nigdy nie traktowa� jej powa�nie. W ka�dym razie ca�e przedsi�wzi�cie dosy� nieoczekiwanie okaza�o si� intratne, lecz niestety wszelkie roszczenia, jakie mog�aby pani zg�osi�, zale�� od tego, czy jest pani w posiadaniu pewnych dokument�w. Musia�y one znajdowa� si� w�r�d papier�w pani ojca i jest oczywi�cie mo�liwe, �e kto� je zniszczy�, my�l�c, i� s� zupe�nie bezwarto�ciowe. Czy zachowa�a pani jakie� dokumenty po swoim ojcu?�
Odpowiedzia�am mu, �e matka przechowywa�a r�ne rzeczy po ojcu w starym kuferku �eglarskim. Przejrza�am pobie�nie jego zawarto��, ale nie trafi�am na nic ciekawego.
�A mo�e nic zdawa�a sobie pani sprawy ze znaczenia tych papier�w� � zasugerowa� z u�miechem.
Wr�ci�am wi�c do kufra, wyj�am tych kilka dokument�w, kt�re si� w nim znajdowa�y, i przynios�am mu je. Niestety uzna�, �e nie potrafi tak na pierwszy rzut oka stwierdzi�, czy maj� jaki� zwi�zek z dan� spraw�. Powiedzia�, �e ch�tnie je zabierze i skontaktuje si� ze mn�, je�li na co� trafi.
Ostatni� poczt� w sobot� otrzyma�am list, w kt�rym proponowa�, �eby�my si� spotkali i przedyskutowali spraw�. Poda� adres: �Whitefriars�, Friars Lane, Hampstead. Mia�am tam by� za kwadrans jedenasta dzi� rano.
Troch� si� sp�ni�am, bo nie mog�am znale�� tego domu. Otworzy�am furtk� i pospiesznie mszy �am alejk�, gdy nagle te dwa potwory wyskoczy�y na mnie z krzak�w. Nic zd��y�am nawet krzykn��, bo jeden z nich zas�oni� mi usta d�oni�. Wykr�ci�am g�ow� i uda�o mi si� zawo�a� o pomoc. Na szcz�cie pan mnie us�ysza�. Gdyby nie pan� � zamilk�a. Jej spojrzenie by�o bardziej wymowne ni� jakiekolwiek s�owa.
��Ciesz� si� bardzo, �e znalaz�em si� w pobli�u. Na Boga, chcia�bym dosta� tych brutali w swoje r�ce. Przypuszczam, �e nic widzia�a ich pani nigdy wcze�niej?
Pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
��Jak pan my�li, o co w tym wszystkim chodzi?
��Trudno powiedzie�. Ale jedno wydaje si� pewne. Kto� szuka czego� w papierach pani ojca. Ten ca�y Reid uraczy� pani� jakimi� bajkami, �eby je od pani wydoby�, lecz najwyra�niej nic znalaz� w�r�d nich tego, czego potrzebuje.
��Och! � wykrzykn�a Freda. � To ciekawe. Kiedy wr�ci�am do domu w sobot�, odnios�am wra�enie, �e kto� grzeba� w moich rzeczach. Prawd� m�wi�c, podejrzewa�am, i� to gospodyni szpera�a mi w pokoju z ciekawo�ci. Ale teraz�
��Nie ma co do tego w�tpliwo�ci. Kto� dosta� si� do pani pokoju i przeszuka� go, ale nie znalaz� tego, czym si� interesuje. Uzna�, �e zna pani warto�� tego dokumentu i �e nosi go przy sobie. Zaplanowa� wi�c pu�apk�. Gdyby miara pani papier przy sobie, zabrano by go pani. W przeciwnym wypadku uwi�ziono by pani�, �eby wyci�gn�� z pani informacj�, gdzie go pani ukry�a.
��Ale co to mo�e by�? � wykrzykn�a Freda.
��Nie wiem. Ale musi to mie� dla niego spor� warto��, skoro posun�� si� tak daleko.
��To raczej niemo�liwe.
��No, nie wiem. Pani ojciec by� marynarzem. Bywa� W r�nych odleg�ych miejscach. M�g� natkn�� si� na co�, z warto�ci czego nie zdawa� sobie sprawy.
��Naprawd� tak pan uwa�a? � Delikatny rumieniec podniecenia wykwit� na bladych policzkach dziewczyny.
��Naprawd�. Pytanie brzmi: co zrobimy teraz? Przypuszczam, �e, nie chce pani i�� na policj�?
��Och, nie, prosz�.
��Ciesz� si�. Policja i tak by nic nie poradzi�a, a pani mia�aby same nieprzyjemno�ci. Proponuj�, �eby pozwoli�a si� pani zaprosi� na lunch, a nast�pnie odprowadz� pani� do domu, �eby si� upewni�, i� dotar�a tam pani bezpiecznie. Potem mo�emy poszuka� tego dokumentu. Bo on przecie� gdzie� musi by�.
��Ojciec m�g� go zniszczy�.
��Istotnie, m�g�, ale nasz przeciwnik oczywi�cie jest innego zdania, co daje nam pewn� nadziej�.
��Jak pan my�li, co to mo�e by�? Ukryty skarb?
��Na Boga, to mo�liwe! � wykrzykn�� uradowany major Wilbraham, w kt�rym odezwa�a si� natura ma�ego ch�opca. � Ale teraz, panno Clegg, jedzmy!
Bardzo przyjemnie sp�dzili czas przy posi�ku. Wilbraham opowiedzia� Fredzie o swoim �yciu w Afryce Wschodniej. Ze swad� opisywa� polowania na s�onie, a dziewczyna s�ucha�a go z zapartym tchem. Kiedy ju� zjedli, upar� si�, �e odwiezie j� do domu taks�wk�.
Jej mieszkanko znajdowa�o si� niedaleko Notting Hill Gale. Po przyje�dzie Freda zamieni�a kilka s��w z gospodyni�, a polem wr�ci�a do Wilbrahama i zaprowadzi�a go na drugie pi�tro, gdzie znajdowa�a si� jej malutka sypialenka i salonik.
��Dok�adnie tak, jak podejrzewali�my � powiedzia�a. � W sobot� rano przyszed� jaki� m�czyzna w sprawie nowego kabla elektrycznego. Wyja�ni� gospodyni, �e instalacja w moim pokoju jest wadliwa. Przebywa� tam d�u�szy czas.
��Niech mi pani poka�e ten kuferek � poprosi� major.
Freda wskaza�a na skrzynk� obit� mosi�nymi pasami.
��Widzi pan � powiedzia�a unosz�c wieko � jest pusty.
�o�nierz z namys�em pokiwa� g�ow�.
��I nigdzie indziej nie ma pani �adnych papier�w?
��Na pewno nie. Mama wszystko trzyma�a tutaj. Wilbraham dok�adnie przyjrza� si� wn�trzu kufra.
Nagle wykrzykn��:
��W ok�adzinie jest jakie� naci�cie � ostro�nie wsun�� w nie d�o�, delikatnie poruszaj�c palcami. Us�yszeli szelest papieru. � Co� tu wpad�o pod sp�d.
Po chwili wyci�gn�� swoje znalezisko: kawa�ek brudnego, kilkakrotnie z�o�onego papieru. Roz�o�y� go na stole. Freda zajrza�a mu przez rami� i j�kn�a rozczarowana.
��To tylko jakie� dziwaczne znaki.
��Ale� to jest w suahili! Akurat suahili, niewiarygodne! � wykrzykn�� major. � To dialekt z Afryki Wschodniej.
��Niesamowite! � zawt�rowa�a mu Freda. � Wi�c pan potrafi to przeczyta�?
��Owszem. Zdumiewaj�cy zbieg okoliczno�ci � podszed� z papierem do okna.
��Jest tam co�? � zapyta�a dziewczyna z dr�eniem w g�osie.
Wilbraham przeczyta� tekst dwukrotnie i wr�ci� do niej. Odezwa� si� ze �miechem:
��No i ma pani sw�j ukryty skarb!
��Ukryty skarb? Naprawd�? To znaczy hiszpa�skie z�oto, zatopiony galeon, co� w tym rodzaju?
��Sprawa nie jest mo�e a� tak romantyczna, ale oznacza to samo. S� tu wskaz�wki, jak dotrze� do miejsca, w kt�rym ukryto ko�� s�oniow�.
��Ko�� s�oniow�? � powt�rzy�a zdumiona dziewczyna.
��Tak. Istnieje przepis okre�laj�cy, jak� liczb� s�oni mo�na upolowa�. Najwyra�niej jaki� my�liwy pogwa�ci� to prawo na ogromn� skal�. Trafiono na jego �lad, a on ukry� ca�y sw�j �up. Jest tego kolosalna ilo��, a tutaj opisano, jak znale�� kryj�wk�. B�dziemy musieli jej poszuka�.
��To znaczy, �e to jest warte du�o pieni�dzy?
��Zdob�dzie pani ca�kiem niez�� fortun�.
��Ale jak ten dokument znalaz� si� w�r�d rzeczy mojego ojca?
Wilbraham wzruszy� ramionami.
��Mo�e ten my�liwy umiera� albo co. M�g� to zapisa� w suahili dla bezpiecze�stwa i da� pani ojcu, kt�ry pewnie by� jego przyjacielem. A ojciec nie potrafi� przeczyta� wskaz�wek, wi�c nie przywi�zywa� do nich �adnej wagi. To tylko moje przypuszczenia, ale za�o�� si�, �e nie odbiegaj� za bardzo od prawdy.
Freda westchn�a g�o�no.
��Jakie� to wszystko ekscytuj�ce!
��Problem w tym, co zrobi� z cennym dokumentem � zas�pi� si� major. � Nie podoba mi si� pomys�, �eby go tutaj zostawia�. Ci ludzie mog� wr�ci� i go znale��. Przypuszczam, �e nie zechcia�aby pani powierzy� go mnie.
��Ale� naturalnie. Tylko czy to nie by�oby dla pana niebezpieczne? � zawaha�a si�.
��Twarda ze mnie sztuka � o�wiadczy� Wilbraham ponuro. � Prosz� si� o mnie nie martwi�.
Z�o�y� kartk� i wsun�� j� do portfela.
��Czy mog� pani� odwiedzi� jutro wieczorem? � spyta�. � Do tej pory obmy�l� jaki� plan dzia�ania i sprawdz� te miejsca na mapie. O kt�rej wraca pani z pracy?
��Oko�o p� do si�dmej.
���wietnie. Naradzimy si�, a potem mo�e p�jdziemy gdzie� na kolacj�. Musimy to uczci�. Zatem do zobaczenia. Jutro wp� do si�dmej.
Nast�pnego dnia major Wilbraham punktualnie stawi� si� na spotkanie. Zadzwoni� do drzwi i spyta� o pann� Clegg. S�u��ca, kt�ra otworzy�a mu drzwi, odpowiedzia�a:
��Panny Clegg nie ma.
��Och! � major nie �mia� zapyta�, czy mo�e poczeka� w �rodku. � W takim razie przyjd� jeszcze raz za moment.
Zacz�� si� przechadza� po drugiej stronie ulicy, w ka�dej chwili spodziewaj�c si�, �e ujrzy Fred� zmierzaj�c� w jego kierunku. Czas up�ywa�. Zrobi�a si� za kwadrans si�dma. Si�dma. Kwadrans po si�dmej. Fredy nadal nie by�o. Majora ogarn�� niepok�j. Wr�ci� pod dom i ponownie zadzwoni� do drzwi.
��By�em um�wiony z pann� Clegg � wyja�ni� s�u��cej � na p� do si�dmej. Czy jeste� pewna, �e nie ma jej w domu albo �e nie zostawi�a dla mnie �adnej wiadomo�ci?
��Czy pan major Wilbraham? � zapyta�a dziewczyna.
��Tak.
��Mam dla pana li�cik. Pos�aniec go przyni�s�.
Drogi panie majorze, wydarzy�o si� co� bardzo dziwnego. Nie mog� teraz wi�cej pisa�, ale gdyby zechcia� pan spotka� si� ze mn� w �Whitefriars�, to prosz� uda� si� tam, kiedy tylko otrzyma pan t� wiadomo��.
Z powa�aniem
Freda Clegg
Wilbraham, my�l�c intensywnie, �ci�gn�� brwi. Po chwili wyj�� z kieszeni list do swojego krawca.
��Czy mog�aby� postara� si� o znaczek? � zapyta� s�u��c�.
��My�l�, �e pani Parkins b�dzie mog�a panu pom�c. Wr�ci�a po chwili ze znaczkiem, za kt�ry major zap�aci� szylinga. Chwil� p�niej ruszy� w stron� stacji metra, po drodze wrzucaj�c list do skrzynki.
Wiadomo�� od Fredy zaniepokoi�a go. Co mog�o sk�oni� dziewczyn�, �eby samotnie wr�ci�a na miejsce wczorajszych przykrych wydarze�?
Pokr�ci� g�ow�. Co za brak rozwagi! A mo�e Reid znowu si� pojawi�? Czy�by w jaki� spos�b sk�oni� dziewczyn�, �eby mu zaufa�a? Co j� zwabi�o do Hampstead?
Spojrza� na zegarek. Dochodzi�a si�dma trzydzie�ci. Freda liczy�a pewnie, �e wyruszy do niej p� do si�dmej. Godzina op�nienia. Za du�o. Gdyby tylko da�a mu jak�� wskaz�wk�.
Ten li�cik bardzo go niepokoi�. Jego niezale�ny ton jako� nie pasowa� do Fredy Clegg.
Do Friars Lane dotar� za dziesi�� �sma. Zacz�o ju� si� �ciemnia�. Rozejrza� si� bacznie wok�, ale nikogo nie by�o w zasi�gu wzroku. �agodnie popchn�� rozklekotan� furtk� tak, by zawiasy nie zaskrzypia�y. �cie�ka by�a pusta, a dom ciemny. Ostro�nie ruszy� w jego kierunku, rozgl�daj�c si� na wszystkie strony. Nie chcia�, �eby kto� go zaskoczy�.
Nagle stan�� jak wryty. Przez sekund� w szczelinie jednej z okiennic wida� by�o �wiat�o. Zatem dom nie by� pusty, kto� znajdowa� si� wewn�trz.
Wilbraham cicho wsun�� si� mi�dzy krzaki i przedar� si� na ty� budynku. W ko�cu znalaz� to, czego szuka�. Okno na parterze, prowadz�ce do czego� w rodzaju zmywalni, nie by�o zamkni�te. Major przesun�� doln� jego cz�� do g�ry, po�wieci� latark� (kt�r� kupi� po drodze) po opustosza�ym wn�trzu i w�lizgn�� si� do �rodka.
Ostro�nie otworzy� drzwi. Nic nie by�o s�ycha�. Znowu zapali� latark�: kuchnia, pusta. Za ni� znajdowa�o si� kilka schod�w, a na ich szczycie drzwi, niew�tpliwie prowadz�ce do frontowej cz�ci domu.
Popchn�� je i zamar� nas�uchuj�c. Nic. Prze�lizgn�� si� na drug� stron�. Znajdowa� si� teraz w g��wnym holu. Nadal ani d�wi�ku. Po obu stronach zauwa�y� drzwi. Wybra� te po prawej, chwil� nas�uchiwa�, po czym przekr�ci� ga�k�. Ust�pi�a. Powolutku otworzy� drzwi i wsun�� si� do �rodka.
Zn�w omi�t� pomieszczenie �wiat�em latarki. Pok�j by� pusty i nie umeblowany.
Nagle us�ysza� za sob� jaki� d�wi�k i okr�ci� si� na pi�cie� za p�no. Poczu� uderzenie w g�ow� i run�� prosto w ciemno��.
Nie mia� poj�cia, ile czasu min�o, zanim odzyska� przytomno��. G�ow� rozsadza� mu niezno�ny b�l. Spr�bowa� si� poruszy�, ale okaza�o si� to niemo�liwe. By� zwi�zany.
I nagle wr�ci�a mu pami��. Przypomnia� sobie, �e kto� uderzy� go w g�ow�.
W nik�ym �wietle lampy gazowej umieszczonej wysoko pod sufitem zdo�a� si� zorientowa�, �e znajduje si� w ma�ej piwnicy. Rozejrza� si� wok� i serce mu podskoczy�o. Niedaleko le�a�a Freda, zwi�zana tak jak on. Przyjrza� si� jej z niepokojem, gdy� oczy mia�a zamkni�te, lecz wtem westchn�a i unios�a powieki. Spojrza�a na niego ze zdumieniem, a jej twarz rozja�ni�a si� z rado�ci.
��Pan tutaj! � zawo�a�a. � Co si� sta�o?
��Okrutnie pani� zawiod�em � wyzna� Wilbraham.
��Wpad�em prosto w zasadzk�. Czy pani przys�a�a mi li�cik z pro�b�, �ebym tutaj przyszed�?
Dziewczyna ze zdumieniem szeroko otworzy�a oczy.
��Ja? Przecie� to pan mi przys�a� taki li�cik.
��Och, jak to?
��No tak. Do mojego biura. Prosi� pan, �eby�my spotkali si� tutaj, a nie w domu.
��Nie�le nas nabrali � j�kn�� i wyja�ni� jej, co si� sta�o.
��Rozumiem � powiedzia�a Freda. � Zatem chodzi�o o to�
����eby zdoby� dokument. Kto� musia� nas wczoraj �ledzi� i w ten spos�b dotarli do mnie.
��I zdobyli go? � zaniepokoi�a si� dziewczyna.
��Niestety, nic mog� tego sprawdzi� � odrzek� �o�nierz, ponuro patrz�c na swoje zwi�zane r�ce.
Nagle oboje podskoczyli ze strachu, gdy� us�yszeli jaki� g�os, kt�ry zdawa� si� dochodzi� znik�d.
��Owszem, dzi�kuj� panu. Mam dokument, bez �adnych w�tpliwo�ci.
G�os niewidocznej osoby przyprawi� ich oboje o dreszcz.
��To Reid � szepn�a Freda.
��Reid to tylko jedno z moich nazwisk, m�oda damo � m�wi� g�os. � Jedno z wielu, a mam ich doprawdy sporo. Niestety, wy dwoje pr�bowali�cie pokrzy�owa� moje plany, co jest rzecz� niewybaczaln�. Niepokoi mnie r�wnie� fakt, �e wiecie o istnieniu tego domu. Jeszcze nic powiedzieli�cie o nim policji, ale mogliby�cie to zrobi� w przysz�o�ci. Mam powa�ne obawy, �e nie powinienem wam ufa� w tym wzgl�dzie. Mogliby�cie da� s�owo, ale ludzie rzadko go dotrzymuj�. A ten d