9653
Szczegóły |
Tytuł |
9653 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9653 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9653 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9653 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JALU KUREK
KSI�GA TATR
Wydawnictwo Literackie Krak�w 1978r.
Przed samym zmierzchem pojawi� si� od strony Czerwonych
Wierch�w rudawy ob�oczek, kt�ry przewia� szybko i rozstrz�pi� si�
bez �ladu na Giewoncie. Za nim wype�z�a na niebo od doliny
Ko�cieliskiej brzydka chmura, jedna, druga, trzecia, szybko
przelatywa�y na wsch�d. Powietrzem szed� jakby zaduch, k�ad� si�
na wsi ciep�ym tchnieniem, zwiastuj�c wiatr od g�r. Wkr�tce
chmurzyska zas�a�y doszcz�tnie niebo w po�udniowo-zachodnim k�cie
krajobrazu. Da� si� s�ysze� jakby odleg�y, wszechogarniaj�cy szum
potoku, suchy szelest wdr��aj�cy si� w uszy. Wzmog�o si� ciep�o,
niezwyk�e jak na kwiecie�, kt�ry stanowi dopiero przedwio�nie w
g�rach. Nadchodzi� wiatr halny.
U Macieja Raja w roli Chycowej pierwszy podmuch ruszy�
drzwiami. Deski st�kn�y lekko, jak gdyby westchn�� cz�owiek.
Zatrzeszcza�o w krokwiach dachowych.
- Oho! Stryk zza wirchu idzie - rzek�a ga�dzina. Tak oznajmiali
od lat g�rale nadej�cie dobrego znajomego z g��bi g�r.
Mieszka�cy wsi Zakopane znali dobrze ten wiatr �yciodajny i
niszcz�cy. Z�yli si� z nim, nawiedza� ich o ka�dej porze roku,
bi� bez opami�tania. Bez niego g�ry nie by�yby g�rami. Czuli jego
nadej�cie na par� dni przedtem. I ten dzisiejszy przepowiadali
ju� wcze�niej. Zach�d s�o�ca wytacza� ostatnio krwawy pob�ysk na
chmury i na o�nie�one wierchy, cisza w powietrzu panowa�a
zdradliwa; gdy wci�gn�� dech nosem, nios�a si� jaka� ciep�o�� i
sucho��. To niezwyk�e we wsi, w kt�rej przez trzy kwarta�y w roku
leje deszcz albo pada �nieg.
Od �rodka wsi, spod �wie�o zbudowanego ko�ci�ka, szed� drog�
Pito� Okrasek wal�c w prymitywny b�ben i nawo�uj�c na wszystkie
strony:
Znali to wezwanie. nale�y ogie� zasypa� bro� Bo�e zala� wod�,
bo to grzech - i przez par� dni, o ile si� nie uspokoi, spo�ywa�
zimn� straw�.
S�o�ce zachodzi�o nad Osobit� niewidoczne. Chmury tratowa�y si�
nawzajem, jeden wa� wst�powa� w drugi, zgniata� go, przeskakiwa�,
ob�oki szybowa�y, cwa�owa�y, k��bi�y si� nad wsi�.
Wicher nadlecia�. Zacz�y w reglach trzaska� drzewa. Ca�e
Zakopane by�o poprzerastane lasem. Gwizd na po�y z szumem
przeszywa� powietrze. Halny ogarn�� polany, drogi, zabudowania;
dopiero teraz zacznie si� taniec. O jaki� dach prasn�y wy�amane
deski, furgn�y w g�r� ga��zie i s�oma, wzbi� si� kurz, �wiat si�
zmierzwi�. Czy�by si� wzm�g� huk potok�w. Gdzie� rozerwa�o szop�.
Pito� skurczony, biczowany wiatrem z ty�u, szed� drog� ku
Olczy, bij�c na alarm. Dar� si� wniebog�osy, cho� nie m�g�
przekrzycze� wiatru:
- Ogie� gasi�! Ogie� gasi�!
Nadchodzi wiecz�r. Na dr�kach, na �cie�kach, ko�o zagr�d nie
wida� ludzi. Kto mieszka w�a�ciwie w tym Zakopanem?
Trwoga pad�a na ludno��. Baby siedz� stroskane w ciemno�ci,
ch�opi nie rozbieraj� si� le�� na nalepie, kt�ra ju� wystyg�a. Co
to jest nalepa? Pok�ad kamienny przy piecu powleczony warstw�
zeschni�tego b�ota, na kt�rym za zwyczaj �pi� i wygrzewaj� si�
starzy. Nie b�dzie ognia dzisiaj, nie b�dzie �wiat�a, nie b�dzie
ciep�a, nie b�dzie gor�cego jad�a. Iskra mog�aby zatli� si� w
s�omie, w sianie, j�zyk p�omyczka m�g�by lizn�� wysuszone drewno
dachu, sp�on��by dom. Nie znaj� tu komin�w, cha�upy s� kurne.
Krowy, konie, owce niespokojnie t�ocz� si� w szopie dreptaj�
nogami. I im udziela si� niepok�j przyrody, czuj� przez �cian�
w�ciek�o�� �ywio�u. Z domu Mardu�y wychodzi Weruna najstarsza
c�rka rodu, niska, drobna, w serdaku. W mroku podchodzi do
zachodniego w�g�a domu, ostro�nie, podejrzliwie patrzy na
wszystkie strony, czy jej kto nie podgl�da, i sypie na wypust
w�g�a gar�� m�ki, aby przeb�aga� wiatr halny. Taki by� odwieczny
zabobon tych stron.
- Wiater we�mie m�k� i � niej sie u�ozy.
Czyli, �e si� uspokoi. Ale wiatr by� nieczu�y na pro�by
Mardulanki, nie przestawa� szale� ani na chwil�. Mo�e m�ka
by�a nieczysta? albo czyje� ludzkie z�e oko z ukradka, z
ciemno�ci odczyni�o si�� uroku?
Wi�zania w dachu odpowiada�y. Dom by� zbudowany, jak wszystkie
domy zakopia�skie, mocno a zdrowo, z t�gich smrekowych p�az�w
(czyli grubych pni przepo�owionych wzd�u� rdzenia), z wysok�
strzech�, z wysokim szczytem, bo tu drzewa �wietnego do budowy w
br�d. Dach nakryty by� gontami szczernia�ymi, przesyconymi dymem;
w roku ubieg�ym gospodarz poodrywa� je i przewr�ci� stron�
okopcon� do pola, aby w ten spos�b zakonserwowane przele�a�y
drugie trzydzie�ci lat, wytrzymuj�c nawa�nice i burze. Kiedy
�erdzie w dachu trzeszcz� od wichru, �e zda si�, jakoby dom si�
ugina� czy ko�ysa�, to znaczy, �e jest dobrze zbudowany.
- Dlaczego?
- Bo chodzi.
Jak w�z na elastycznych, spr�ynowych resorach. Nic dziwnego,
�e w tych warunkach �ywot smrekowego domu zakopia�skiego oblicza
si� na sto pi��dziesi�t lat.
B�bniarz - ten sam czy inny? - szed� teraz ku Ko�cielisku, w
samo czo�o bij�cego wiatru, robi�c po wsi trwog�.
- Ogie� gasi�! Ogie� gasi�!
Takie by�o rozporz�dzenie gromady, gdy duchn�� halny wiatr. Ale
Rajowie nie robili sobie nic z rozporz�dzenia. Znali m�dr� zasad�
�yciow�, �e rozum i praktyka wa�niejsze ni� sucha litera nakazu.
Ogie� s�ucha cz�owieka, trzeba si� tylko umie� z nim obchodzi�.
Po�ary nale�� we wsi do rzadko�ci, a przecie� nie u�wiadczysz tu
nigdzie nowego wynalazku: komina. Rajowa umie nieci� ma�y ogie�,
�eby nie dudnia�o, �eby nie ci�gn�o, �eby iskry nie wylatywa�y
do sieni ani na poddasze.
Staszeczek tak�e nie uznaje rozporz�dzenia, nie stosuje si� do
alarmu Pitonia. Ga�dzina z�o�y�a nik�y ogieniek, aby zagotowa�
ziemniaki. Piec by� niski, lecz d�ugi i szeroki, mog�o na nim lec
ze czterech ludzi. Gospodarz sypia� na nim z przyjemno�ci�,
podes�awszy pod siebie cuch�. ciemno�ci zaleg�y czarn� izb�,
rozszed� si� gryz�cy dym, nie szkodzi� tutejszym ludziom,
przyzwyczajeni byli do� od dzieci�stwa. Troje os�b w mroku
wygl�da�o niesamowicie, jak duchy, na tle p�on�cych szczap.
Wiatr halny nie �mie nic zrobi� Staszeczkom, bo maj� u siebie
na mieszkaniu po�wi�con� osob� proboszcza nowo za�o�onej w tym
roku zakopia�skiej parafii. Ksi�dza Stolarczyka.
W izbie bia�ej, gdzie mieszka proboszcz, �wieci si� nik�y
p�omyk kaganka; �elazna okr�g�a rynienka, do jej dna przylepiony
owsianym ciastem knot z poskr�canej nici lnianej, p�ywaj�cy w
baranim �oju (przetopionym, aby nie skwiercza�). �wiate�ko z tego
drgaj�ce i s�abe. Przy stole siedzi ogromny cz�owiek; g�ra cia�a.
Czyta nabo�n� ksi��k�, modli si�. Od czasu do czasu odrywa wzrok
od drukowanych kartek, kieruje go w stron� okna i nads�uchuje
poryw�w wiatru. Izba by�a dwuokienna, z rz�du porz�dniejszych we
wsi. Pod�oga bia�a, z desek jod�owych. Pod powa�� bieg� gruby
sosr�b z ryzowan� gwiazd�. �ciany z okr�glak�w przypasowanych
szczelnie do siebie, o kolorze z�otawego wosku. Na �cianie
szczytowej przybita listwa, za kt�r� sta�o rz�dem kilkana�cie
obraz�w �wi�tych. Twarze �wi�tych pyzate, bia�e z czerwonym
k�kiem rumie�c�w, niebieskie oczy- wytrzeszczone w g�r� w
ekstazie. Obrazy te, odbijane w okropnych kolorach w Koszycach
czy Morawskiej Ostrawie, sprzedaj� setkami w�drowni kramarze po
odpustach i jarmarkach. Na �rodku izby - wielki, ci�ki st�
jaworowy. Nad ��kiem, czysto za�cielonym pierzynami, wbity
wysoko w �cian� zegar, chluba tego domu, rzadko�� w Zakopanem;
w�asno�� proboszcza. Zegar, z �elaznymi wagami na �a�cuszkach do
nakr�cania, bije nie tylko godziny, lecz i kwadranse. Z okolicy
chodz� do Staszeczka pyta� o dok�adny czas, cho� w�a�ciwie nikomu
na nic ta dok�adno�� niepotrzebna. Przed stu laty nie by�o
zegar�w, a ka�dy si� wyznawa� dobrze na porze dnia i nocy pod�ug
przyrody. Ale wynalazki s� m�dro�ci� �wiata, trzeba i�� naprz�d z
post�pem. W po�udnie o dwunastej ka�e proboszcz dzwoni� �limakowi
na Anio� Pa�ski, r�wnie� i o sz�stej rano oraz o sz�stej
wieczorem. I tak wed�ug pleba�skiego godzinnika reguluj�
zakopianie zaj�cia ca�ego dnia.
Drzwi si� otwar�y, wszed� gospodarz w kapeluszu, w czarnym
baranim serdaku, z nie wyprawion� sk�r� na wierzchu. Twarz
przyjemna, poczciwa, d�ugie, jasne w�sy, portki sukienne bia�e, z
surowej we�ny owczej, na ka�dej nogawicy u kostki rozporek,
naoko�o niego osiem siwych sznurk�w do kupy.
- Widzi si�, �e duchnie mocno tyj nocy, Jegomo��. Trzeba wom
opatrzy� okna, coby ik nie potarga�o.
Podszed� ku oknu, majstruj�c ko�o szyby, kt�ra nie by�a
osadzona w ramie, lecz starym zwyczajem wpuszczona na sta�e w
futryn�.
- S�usznie przepowiedzieli�cie wczoraj halny, Szymonie. Byli�cie
w Hamrach? Co s�ycha�?
- G�rami idzie ci�gle masa nasyk do W�gier. Na rewolucj�. Same
m�ode ch�opoki.
- Oj, to niedobrze!
- M�wiom, ze jakosi bitka w g�rach be�a. Madziary Niemc�w
pot�uk�y.
- Jeszcze tego brakowa�o, �eby u nas woJna by�a!
- Boze nie dej! Podobno wojsko polskie masiyruje z Francyji do
nos.
- E, ba�nie opowiadacie, Szymonie! A tu inni znowu plot�, �e
Moskale id� przeciwko W�grom na pomoc cesarzowi
Ferdynandowi, aby ugasi� rebeli�.
Staszeczek nie wiedzia� nic o cesarzu Ferdynandzie, bo i sk�d,
wi�c ucich�. Sk�d mia�by wiedzie� o Ferdynandzie, skoro w�adza
zaborcza wiede�skiego monarchy ko�czy�a si� na urz�dzie w Nowym
Targu. A dalej na po�udnie? Dzicz, pustka, g�ry.
- Wiosna Lud�w, powiadaj� - kontynuuje wobec tego swoje wywody
proboszcz. - �adna mi wiosna! We krwi znowu �wiat chc� utopi�. I
na nas znowu nieszcz�cia si� zwal�.
- E, Jegomo�, do nos cheba wojna nie przy�dzie, bo sk�d bo jak?
Dr�gi ni ma.
- A jak by�o w czterdziestym sz�stym? Brat brata ma pod nosem,
wsz�dzie go znajdzie. Brat wtedy zabija� brata, Polak Polaka
mordowa�, pami�tacie?
- Pamiyntom, jakzeby nie? Ch�opy na pan�w si� porwa�y -
sprostowa� rzeczowo g�ral.
- A tu, w Chocho�owie, co�my mieli pod. nosem, nie wojn� w
czterdziestym sz�stym? Wojna nie potrzebuje drogi. Wojna idzie
przez lasy, przez g�ry, nie ma dla niej �adnej zapory. Wojna si�
rodzi tu, w sercu bezbo�nym - pokaza� na pier� sw�, wyd�t� jak
beczka. - Bo�e uchowaj, prze�ywa� wojn�!
- Boze nos bro�! - zgodzi� si� Staszeczek.
Ma�a Jewka otwar�a drzwi, wesz�a przez nie ga�dzina, nios�c w
jednej r�ce misk� z ziemniakami, w drugiej - garnek z mlekiem.
Ksi�dz odk�ada ksi��k�.
- No, Szymonowa, co mamy dzi� na wieczerz�?
Po�o�y�a na stole jedzenie, r�k� zacz�a mi�� niezdarnie
�wie�� zapask�.
- Przepytujem piyknie, Jegomo�� grule.
Ksi�dz Stolarczyk u�miechn�� si� szeroko, roz�o�y� r�ce - m�g�by
w tym u�cisku zmie�ci� chyba s�g drzewa - i przysun�� ku sobie
misk� z ziemniakami.
- Dajcie, in nomine Pa�tris et Filii et Spiritus Sancti.
Amen - prze�egna� mis� - jo g�rol, zwyczajny ch�opskiego
jedzenia. Se mnie zdrowy ch�op, aj ch�op.
- Oj wiera!
Patrzyli na niego z uszanowaniem. Bardzo im si� to podoba�o, �e
aczkolwiek w �wiecie bywa�y, z panami poprzestaj�cy, z miasta
Tarnowa przyby�y, w szko�ach kszta�cony, przecie� si� do nich
zni�a i ich j�zykiem wys�awia. Gdy w styczniu bie��cego roku
zamieszka� u nich po po�wi�ceniu ko�cio�a, powiedzia� im od razu,
�e pochodzi z rodzic�w ch�opskich, urodzi� si� we wsi Wysoka pod
Jordanowem.
- Jo ch�op z Wysokiej i wy ch�opy z wysokiego kraju. a wse my
bracia w Chrystusie Panu.
Nie z wyspot�w tak m�wi, z lekkony�lno�ci czy z wydrze�niania.
Uj�� ich z miejsca prostot� obej�cia. Pragnie si� zbli�y� do
parafian, obali� dystans mi�dzy panem a ch�opem. Ich gwara jest
codzienn� mow� jego rodzic�w, j�zykiem jego dzieci�stwa.
Z szacunkiem wycofali si� z izby, aby go nie kr�powa�
przy jedzeniu swoj� obecno�ci�. Byli hrubymi gazdami i za
honor sobie mieli ksi�dza go�ci� w swym domu. Ju� i Samek
G�sienica przymawia� si�, �e izb� odst�pi�by Jegomo�ciowi,
ale �e mieszka daleko na Ustupie, nie dosta� ksi�dza na
mieszkanie. Proboszcz musi przy swoim ko�ciele mieszka�,
jak baca w sza�asie obok koszaru z owcami.
Lokator Staszeczk�w zjad� ze smakiem wieczerz�. Nie by�o
w czym po prawdzie wybiera�. Wie� by�a uboga, g�rska, p�ona.
Je�eli w niej nie obrodzi latem owies, jesieni� karpiele i
ziemniaki, zim� panuje n�dza, a na wiosn� przychodzi g��d. Tak
by�o w�a�nie w owym twardym, z�ym roku 1848; ziemniaki chybi�y. I
teraz w kwietniu podane na kolacj� mog�y by� uwa�ane za zbytkown�
potraw�. Podstawowym jedzeniem g�rala jest owies, gdzie indziej
powszechna strawa koni. Z owsa robi si� placek, klusk�, zacierk�,
bryj� i �ur.
Zamy�li� si�. Najwa�niejsze, �eby zapu�ci� korzenie, wrosn�� w
gleb�, �eby ten lud dzi ki ob�askawi�. Ko�ci� ju� jest, co
prawda male�ki, ale wystarczaj�cy na znikome potrzeby zakopian.
Te�raz jeszcze tylko zbudowa� plebani� ko�o domu bo�ego! Przez
trzy miesi�ce pracuje ksi�dz Stolarczyk nad wznoszeniem plebanii
- jako drwal, jako furman, jako cie�la, z trudem wywalczaj�c
sobie pos�uch i szacunek u ludu. C� z tego, �e Homolacz,
w�a�ciciel Zakopanego, ofiarowa� duszpasterzowi za darmo drzewo
na budow� plebani? Ale drzewo ros�o w Dolinie Ma�ej ��ki. Jak
nam�wi� g�rali, aby mu je �ci�li i zwie�li z lasu pod ko�ci�?
Je�li si� nie ma pieni�dzy? A g�rale s� chytrzy na pieni�dze. Do
Ma�ej ��ki nie by�o dojazdu. Ch�opi, przyzwyczajeni do lekkich
jednokonek, nie mieli woz�w kutych, wytrzymalszych na wi�ksze
ci�ary. Jegomo�� szed� codziennie z wo�nic� do Ma�ej ��ki,
towarzyszy� ka�demu klocowi, �adowa� tramy na gnatki, a by�
z niego nie lada osi�ek. Na dziurach wydobywa� ca�y w�z z
drzewem, nadnosi� ci�ar na zakr�tach, popycha� w�z pod
g�r�, hamowa� ku do�owi, trzymaj�c ko�o za szprychy.
Wiatr nie uspokoi� si� ani na chwil�. Ksi�dz Stolarczyk wsta�
od sto�u, popatrzy� na zegar. Dochodzi�a dziewi�ta. Wesz�a
cichutko bosa, o�mioletnia Jewka, zabra�a ze sto�u misk�, garnek
i �y�k�, uca�owa�a kap�a�sk� r�k�, opu�ci�a izb�. Stolarczyk
wyszed� na dw�r. Noc by�a ciemna, sk��biona od wiatru, a� g�sta
od ciep�ego oddechu powietrza. Nad o�nie�onymi szczytami le�a�y
grube chmury. U samego zenitu wisia� ksi�yc p�pe�ni. Ca�e
Zakopane spa�o utopione w mroku. Nie odezwa�o si� ani jedno
�wiate�ko, nie zab�ysn�� ani jeden odblask ognia. Wie�, pogr��ona
na dnie ciemno�ci, wstrz�sana by�a co chwil� atakami wichru, jak
starzec zm�czony kaszlem. Jedynie u uj�cia Doliny Bystrej unosi�
si� na niebie pob�ysk �uny od wielkiego pieca w Hamrach. Od pasa
le�nych regli, zalegaj�cych podn�a g�r, dochodzi� zd�awiony
szum, huk, trzask, �oskot: szale�stwo halnego.
Proboszcz powr�ci� do izby. Po paru dniach halnego wiatru
uspokoi si� wszystko, znikn� resztki �niegu, zazieleni� si�
trawy, nadejdzie czas orki. Wtedy ju� nie uprosi �adnego gazdy o
konia ani o chwil� ciesi�ki przy p�azach przysz�ej budowy.
Otworzy� zeszyt, gruby w czarnej oprawie. Nie mia� czasu
jeszcze do niego zagl�dn��; przeznaczy� go na kronik� swojej
parafii. Od trzech miesi�cy nie zapisa� w nim nic. A czas leci.
Nachyli� si� nad zeszytem, prze�egna� si�, takim samym znakiem
krzy�a otworzy� pierwsz� stron� pami�tnika i pisa�.
Czytelnikom pozdrowienie w panu, Pod g�rami karpackimi po�o�ona
jest wie� Zakopane, kt�rej mieszka�cy nale�eli od pocz�tku
cz�ci� do parafii Czarny Dunajec, cz�ci� do ko�cio�a
szaflarskiego, kt�ry jest fili� nowotarskiego, po jakim� czasie
cz�� nale��ca do Czarnego Dunajca wcielona zosta�a do parafii
ustanowionej w Chocho�owie, cz�� za� druga wcielona zosta�a do
parafii ustanowionej w Poroninie; zawsze przecie z powodu
wielkiej odleg�o�ci odczuwano potrzeb� w�asnego ko�cio�a. Dlatego
te� tak si� sta�o, �e pewien mieszkaniec, Pawe� G�sienica powzio�
postanowienie aby na roli Osiedle wystawi� przynajmniej kaplic�
w kt�rej by od czasu do czasu odprawiana mog�a by� ofiara Mszy
�wi�tej, gdzie by mo�na udziela� ludowi nauk religijnych.
Gdy przez licytacj� tych d�br sta� si� ich w�a�cicielem
Wielmo�ny Pan Emanuel Homolacz, ca�� sw� trosk� skierowa�
ku urz�dzeniu parafii, jednak gdy on zmar� wcze�nie ma��onka
jego Wielmo�na Pani Klementyna Homolacz sd S�awi�ski stawszy si�
dziedziczk� d�br, ze swoim drugim ma��onkiem, Edwardem
Homolaczem udotowawszy probostwo w dniu 10 sierpnia wreszcie
urzeczywistnili ten projekt, lecz z powodu r�nych okoliczno�ci
dopiero w roku 1842 przed�o�yli do za�atwienia Najdostojniejszemu
Majestatowi. Najja�niejszy Pan przez uzupe�nienie kongruy dla
proboszcza, projekt ten zaaprobowa� w dniu 12 sierpnia 1845 roku
pod numerem 24 218.
W nast�pstwie tego mieszka�cy Zakopanego i Ko�cieliska wraz z
Dominium Zakopane pobudowali ko�ci�, a kolatorka tego beneficjum
i ko�cio�a, Wielmo�na pani Klementyna Homolacz, sprawi�a
potrzebne przybory.
Pierwszy Proboszcz, J�zef Stolarczyk, urodzony w roku 1816,
wy�wi�cony na kap�ana w roku 1842, instytuowoany kanonicznie 29
listopada 1848 a instalowany 6 stycznia 1848 roku, prowadzi
zarz�d parafii.
Ko�ci� ten jest drewniany zbudowany w roku 1847 i
przyozdobiony jednym o�tarzem i czterema chor�gwiami. Cie�la
cz�owiek leciwy, nazywa� si� Sebastian G�sienica, inaczej
Sobczyk.
Uko�czy� pisanie i zamy�li� si�. Czy dobrze uj�� pocz�tkowe
dzieje swojego pobytu w Zakopanem i histori� powstania ko�cio�a?
Czeg� dokona� tu w ci�gu trzech miesi�cy? Ko�ci� - by�a to
w�a�ciwie kaplica z modrzewiowego drzewa, w niej jeden o�tarz,
pod tyln� �cian� sta�o skromne u�ywane harmonium, sprowadzone z
Nowego Targu. Zamiast dzwonu - sygnaturka. Pleban znalaz� si� bez
plebani, bez inwentarza, w cudzym domu mieszkaj�c, otoczony
doko�a ludem na po�y dzikim i chciwym. Zbiegali si� ku niemu, aby
co� zyska�; nie z nauki, lecz z pieni�dzy, a on by� bez grajcara.
Za funkcje nie p�acili z pocz�tku nic proboszczowi, na przyk�ad
za pogrzeby. Mieli we wsi kobiet�, kt�ra im stale trupy do
ko�cio�a w Chocho�owie odwozi�a, gdzie grzebano je na miejscowym
cmentarzu; tote� poprzestawali na pokropieniu zw�ok. Dla
oddalenia raz lub dwa razy na rok zagl�dali do ko�cio�a w
Chocho�owie czy Poroninie. Przy wielkiej biedzie i prawie o
suchym chlebie zabra� si� Stolarczyk do pracy. W pierwszych
tygodniach lud do niczego - z ch�ci�, za darmo - przy�o�y� si�
nie chcia�. Kap�an ujmowa� ich niespotykan� �arliwo�ci� i
zapa�em. Ci�ko, opornie zacz�li si� przekonywa� do niego. B�dzie
lepiej!
Proboszcz wsta�, jego olbrzymia posta� zachybota�a p�omykiem
kaganka. Stoj�c, zwr�cony w kierunku ma�ego krucyfiksu, wbitego w
�cian� nad ��kiem, zm�wi� z ksi��ki �aci�sk� modlitw�, po czym,
dmuchn�wszy, zgasi� �wiate�ko i pocz�� si� rozbiera�.
Wiatr nie znu�ony hucza� nad wsi� bez wytchnienia.
Nazajutrz - by�a niedziela - o�nie�one g�ry ukaza�y
si� w blasku dnia pociemnia�e, jak gdyby chudsze. Z regli
skaka�y potoki, na up�azach zazieleni�a si� trawa, jak
wyczyszczona, wymyta w kolorze. Jeszcze przed paru dniami
w jarach, w bruzdach, pod lasem, nad strumieniami zalega�
�nieg w p�atach oklapni�tych, sczernia�ych, dziurkowatych,
nasi�k�ych wod�. Dzisiaj resztki �niegu zlizane, trawki pu�ci�y
si� po stokach. Wiatr halny d�� z przerwami; co par� minut
nast�powa� poryw wichury. Czego s�o�ce nie zrobi przez par�
tygodni grzania, oddech gor�cy halnego dokona w ci�gu jednej
nocy. Byd�u w szopach cni si�; t�skni� do pola, wiatr nawia� im
ciep�a do nozdrzy, krowy porykuj�, wietrz�c �wie�� ru� z murawy.
Zboczami, �lebami, w�wozami, drogami, �cie�kami lec� wody
wiosenne, potoki puchn� rw�c brzegi. Wi�c ju� sko�czy�a si� zima.
Trwa�a d�ugo i by�a sroga. Twardy by� rok poprzedni, 1847, jak
prawie wszystkie ostatnie lata. Przysz�a wczesna zima. Gruby
pok�ad �niegu przywali� nie wykopane ziemniaki i brukiew,
nazywan� tu powszechnie karpielami. Gdy owies prawie by� dojrza�y
(a dojrzewa p�no), nadlecia� wiatr halny, wym��ci� ziarno,
zrobi� koniec zakopia�skiemu jedzeniu.
Drogami z Ustupu, z Chramc�wek, z Bystrego, ze Starej
Polany przechodzi kilkudziesi�ciu ludzi bladych, wycie�czonych
brakiem powietrza i strawy. Uw�dzi� ich dym czarnej izby,
przyzieleni�a duszno�� os�abi�o marne jedzenie na przedn�wku. Nie
zanosi si� na lepsze w przysz�o�ci. Drog� id� powoli, statecznie,
od�wi�tnie Kr�le, Tatary, Ustupscy, Oberconie, Sieczki, Chramce,
Chyce, G�sienice, �limaki, Jarz�bki, Wale, Jafury, Galice. Od
Ko�cielisk ci�gn� Bachledy, Topory, Mardu�y, Kowale, Walcza'ki.
Tyl ko Olcza boczy si� na proboszcza i na nowy ko�ci�; oni by
woleli mie� u siebie ko�ci�. Nie honor im w�drowa� dwa kilometry
do �rodka wsi, kiedy - do�o�� jeszcze cztery i p�jd� na Ba�k�wki.
Czyli doPoronina.
- Momy chodzi� tele dole we swoi wsi do ko�cio�a? Cy ino lo
sobie pobudowali ko�ci� G�sienice? My si� nie rachujemy, cy jak?
G�upia historia. Kt� jest temu winien, �e Zakopane rozw��czy�o
si� na przestrzeni blisko milowej? M�ci� si� tu dawny spos�b
zabudowy. Ch�opi osiedlali si� na rolach, czyli na pojedynczych
ca�o�ciach gospodarstw, obejmuj�cych po kilkana�cie zagr�d.
Nieraz nawet nie wiedz�, do jakiej wsi nale��, bo to dla nich
niewa�ne; wa�ne, w jakiej roli gazduj�. Ta niech�� d�ugo mia�a
trzyma� olczan z dala od modrzewiowego ko�ci�ka pod Giewontem.
Mimo to kilkoro z Olczy prze�ama�o niedorzeczny bunt przysi�ka.
Id� rody Gronikowskich i Mrowc�w. Baby z dzie�mi przedrobi�y ju�
drog� wcze�niej, tylko ch�opom do ko�cio�a si� nie �pieszy.
Popatrzcie na nich. Wzrost g�rali jest wi�cej ni� �redni,
czasem wysoki, g�ralek za� - drobny, mierny. Budowa cia�a,
zw�aszcza u m�czyzn - szczup�a, zgrabna a mocna. Ruchy
zr�czne, �ywe, �adne, ch�d nadzwyczaj lekki. G�owy uformowane
pi�knie, rysy twarzy wyrze�bione ostro. M�czy�ni s� przystojni
prawie bez wyj�tku, kobiety nie dziel� z nimi na og� tej urody.
Cechuj� g�rali twarze pod�u�ne, oczy czarne, w�osy ciemne, natura
bujna, rozum bystry. Cery maj� g�adkie, a� dziw, �e si� takie
uchowa�y w�r�d tylu przeciwie�stw klimatu; dotyczy to szczeg�lnie
kobiet, kt�re maj� twarze nieskazitelnie bia�e i delikatne.
M�czy�ni gol� brod�, zostawiaj�c bujn� wiech� w�s�w. W�osy nosz�
d�ugie, spadaj�ce na kark, jeszcze niekiedy splecione w par�
warkoczyk�w, cho� m�odzi ukradkiem pod�miewaj� si� z tego.
Ubi�r tych ludzi nie ol�niewa barwno�ci�, ale - przede
wszystkim u m�czyzn - uwydatnia przedziwnie �mig�o��,
zwrotno�� postawy, wdzi�czno�� ruchu i chodu. Jeden z dawnych
obserwator�w g�ralskiego �ycia zauwa�y�, �e str�j g�rala, obcis�y
i kusy, lecz pe�en m�skiego wdzi�ku, by� chyba wzorem dla munduru
w�gierskich huzar�w. Czy nie by�o raczej odwrotnie? Ubi�r to dla
zdrowych i zahartowanych; jego kr�j wskazuje, i� ludzie, co go
pierwsi wymy�lili i odwa�yli si� nosi�, musieli by� doskona�ej
budowy. Dostosowany jest on �ci�le do natury �ycia mieszka�ca
g�r. Nie ma w nim ani jednej nitki cudzej roboty; w�asna, domowa
albo pochodz�ca ze Skalnego Podhala.
Tu jeszcze si� widzi stroje starej daty. Sp�jrzcie na Samuela
Guta z Chyc�wek. Koszula wa�aska, z grubego, zgrzebnego p��tna, z
szerokimi r�kawami, kr�tka po pas, bez ko�nierza, mosi�n� agraf�
spi�ta na piersiach, spodnie sukienne bia�e, kroju w�gierskiego,
bardzo opi�te, r�wne z biodrami, w�skim rzemykiem �ci�ni�te, bez
�adnych ozd�b; we�niane skarpety wci�gni�te na spodnie, sk�rzane
kierpce osznurowane poza kostki rzemieniem. Niski kapelusz o
szerokich skrzyd�ach, czyli skrzelach, obwiedziony w�sk� wst��k�
ze sk�ry. Na ramiona zarzucona brunatna gunia sukienna z we�ny
owczej, nie obr�biona od do�u, pozbawiona obszywek, kr�tka,
si�gaj�ca do bioder, bez ko�nierza, zapi�ta pod szyj� metalow�
spink�.
- Jo nie popuscem nowy modzie - o�wiadczy� Samek synom, ju�
powa�nym gazdom.
A w�a�nie teraz, na prze�omie po�owy wieku krzy�owa�a si� na
Podhalu stara moda z now�. Ju� synowie Guta, czyli �rednie
pokolenie, nosili portki z oblank�, to znaczy z wyszywaniami.
Zewn�trzne boczne szwy nogawic mia�y wszyt� w�sk�, czerwon�
wypustk�, zwan� zaszczepk�. Spodnie do�em u kostek by�y rozci�te
od zewn�trz, czasem zapinane na haftki; rozci�cia te, po g�ralsku
zastrzygi, by�y oblamowane kolorowym w�ykiem. Stopy owini�te
onuc�, na to obute kierpce, przykr�powane rzemiennymi
sznurowaniem. Gunie, obszyte kolorowymi sznurkami, mia�y na
r�kawach tr�jp�tlowe parzenice, czyli sercowate wzory; na
koszulach zjawi�y si� ju� barwne obszywki u r�kaw�w, a sama
koszula by�a spi�ta raz na piersi, drugi raz pod szyj� spinkami,
z kt�rych sp�ywa�y �a�cuszki kutej, cienkiej roboty. Pas teraz
noszono szeroki, sk�rzany, z kieszonkami, zapinany od przodu
na kilka sprz�czek. Kapelusz mia� ju� skrzyd�a w�sze, zagi�te ku
g�rze, a obwiedziony by� sznurkiem bia�ych muszelek, czyli
kostek.
Kobiece odzienie jest na og� brzydsze, niewiele ma z
samorodno�ci i dawno�ci, jest raczej wytworem nowoczesnym,
poddanym nakazom og�lnej mody. Kobiety nosz� na perkalowej
koszuli, wyci�tej pod karkiem i pod szyj�, zielony gorset, kt�ry
nie uciska piersi, lecz podnosi, przykrywaj�c je ledwie w
po�owie. Sp�dnice s� obszerne, g�sto pofa�dowane; do ko�cio�a
wdziewa ich g�ralka ze trzy , nawet cztery, zale�nie od stanu
zamo�no�ci. Na sp�dnicy upi�ta kr�tsza od niej zapaska, czyli
fartuszek, g�sto haftowana. Na ramiona zarzucaj� prze�cierad�a z
listwami, tak zwane ra�tuchy, zim� nosz� wzorem ch�op�w gunie.
Nieodmiennie chodz� w kierpcach, ale ju� dzisiaj niekt�re dziewki
obuwaj� do ko�cio�a ��te safianowe buciki na wysokich obcasach,
podbitych podk�wkami. M�atki nosz� na g�owie bia�e chustki,
dziewki rade chodz� bez nakrycia g�owy. W�osy bujne, prawie
zawsze ciemne, umuskane, rozczesuj� g�ralki w przedzia� na �rodku
g�owy i splataj� w gruby warkocz.
Chramcowa z Rajow� id� do ko�cio�a. Przed chwil� by� dzwonek na
sum�, a w pi�� pacierzy po dzwonku zaczyna si� nabo�e�stwo,
poprzedzone drugim i ostatnim dzwonkiem. Zegara tu nie znaj�,
lecz umiej� dok�adnie oznaczy� por� dnia i nocy.
- Ko�czy sie siano, kumoska, ni ma zarcia lo statku.
- Hej biyda tyz biyda, powiym wom - kiwn�a g�ow�
Rajowa. I to m�wi� grube ga�dziny, kt�re maj� po czworo
byd�a i po dwadzie�cia owiec w stajni! - Kieby ino abesk�o,
niek sie trowa jako tako pokoze, byd�o wy�dzie na obor�,
zarcia nawet nie trza, niek ino krowa chyci kielo telo powietrza
�wiyzego, to jiyj wystarcy. Tutke przi�ozy do ziemi, ze niby co
skubie, a ha� ni ma nic, moi�ciewy, �pilke by znaloz. Ale byd�o,
mo ch��, mature na powietrzu.
- S�yseli�cie, ze pono na Ustupie mlyko sie papsu�o? Cy za� ta
Janiela jakik car�w nie zada�a, ta, co w Pe�cie robia�a? Ziele
ludziom przedaje na cary, a sama krowy psuje.
- E, id�cie, id�cie z tym Janielcynym zielem! Nolepse na cary
jes, co upadnie z hruby �wiycy na �ontorzu, ftorom we Wielgom
Sobote �wi�com. Tym sie kadzi krowie na nowie. Dobrok tyz jes
woda, ftorom sie krzci dzieci; Wojtek �limok mo tyz jiyj do�, to
wom przedo za grajcary. Tom wodom omywo si� krowie cycki. Takij
krowy zaden cabro� nie zepsuje.
Odezwa�o si� drugie dzwonienie. To znaczy, �e Jegomo��
wychodzi ze msz�. Czasem, gdy widzia�, �e ludzie, na kt�rych
liczy�, nie zeszli si� jeszcze, lubi� poczeka�.
- Ludzie nie maj� czasu, Pan B�g ma czas. B�g jest wieczny.
Poczeka. I ja poczekam. Ludzie s� zaj�ci prac�, nie maj� zegara,
ich prawo jest si� sp�ni�. Nie �wiecie jeszcze,
- Wojciechu - m�wi� do ko�cielnego. - Szkoda �wiat�a.
Popatrzcie, jak tam na drodze, czy kto idzie?
A oto dom bo�y, rezydencja ksi�dza Stolarczyka. Malutki
ko�ci�ek z modrzewia, bez �adnych ozd�b wewn�trz. O�tarz
roboty prostego g�rala z Gliczarowa; pleban wsadzi� do�
w po�rodku obraz Chrystusa Ukrzy�owanego, kt�ry sobie
przywi�z� z Nowego Targu. W obrazie koncentruje si� ca�a
�wi�to�� kultu. Na dachu przyczepiona wie�yczka, na niej za�
sygnaturka na powr�zku; dzwoneczek taki, jaki liptowscy
juhasi zawieszaj� krowie-przodowniczce w stadzie. To wszystko.
Drewniana buda z pachn�cych, grubych bali, cztery metry wysoka,
osiem metr�w szeroka, dwana�cie metr�w d�uga. Ile� tu ludzi mo�e
wej��? Na wielu wyznawc�w Jegomo�� z pocz�tku nie liczy�. Komu by
si� ta chcia�o do ko�cio�a chodzi�? Pierwszy raz o tym s�ysz�.
Wyznawali zdrow� gospodarsk� zasad�: nie naprzykrza� si� Panu
Bogu, gazdowie nie lubi� natr�t�w.
Kobiety pierwsze zacz�y j� prze�amywa�. One zawsze pierwsze,
gdy idzie o zaspokojenie ciekawo�ci. Ogl�da�y z lubo�ci�
przystojnego, ros�ego m�czyzn�, dostojnie k�aniaj�cego
si� komu� po�r�d p�on�cych �wiec, �ledzi�y ka�dy powolny
krok Jegomo�cia krz�taj�cego si� przy o�tarzu, mamrocz�cego
�aci�skie s�owa. �adna z nich nie wiedzia�a co to znaczy
�aci�skie". S�owa by�y w ka�dym razie nie znane, nietutejsze,
nie polskie. To pewnie te, kt�rymi Chrystus przemawia� doaposto��w,
kiedy �y� na ziemi przed wiekami. W miesi�c p�niej
zrobi�y du�� lalk�, ubra�y j� w czerwon� katank�; suta,
bujna, bia�a sp�dnica opuszcza�a si� jej a� do kostek.
- To Matka Boska. B�dziemy Jom nosi� w procesji.
Kt�ry� ch�op na ��danie �ony pozbija� z deseczek feretron,
pomalowa� na zielono, zrobi� w desce cztery otwory w kszta�cie
serc, za�o�ono w nie dwa dr��ki, i cztery zakopia�skie m�atki,
ubrane na bia�o, pojawi�y si� na niedzielnych nieszporach w dw�ch
parach, nios�c feretron przed ksi�dzem. Na ramio�ach zarzucone
mia�y obrusy lniane.
- Dzi� - tr�cano si� pokazuj�c na pyzate oblicze lalki - podobno
na twarzy do Gacki. Gacka Gro�ska; pi�kna jedynaczka ze Starej
Polany, nie chodzi�a do ko�cio�a. Dlaczego? Twierdzi�a, �e to jej
niepotrzebne. Ch�opi tak�e chodz� tutaj do ko�cio�a nie dla
wewn�trznej potrzeby, ile dla pewnej rozrywki. Stoj� pod
drzwiami ko�cielnymi, oparci o p�azy grzej� si� do s�onka,
stoj� na drodze, rozmawiaj�c o swoich sprawach. Poza tym
jest okazja by� w ko�ciele, bo troch� ni�ej znajduje si� karczma.
Niekt�rzy usiedli na stopniach kapliczki, tu� obok ko�ci�ka;
niedaleko od niej znajdowa� si� cmentarz. Kapliczka mia�a kszta�t
groty z pospajanych grubych kamieni. (Stoi ona do dzi� dnia na
swoim starym miejscu). Wybudowa� j� przed laty pobo�ny zakopianin
na swoim gruncie, kiedy jeszcze trzeba by�o chodzi� do filialnego
ko�cio�a w Szaflarach, bo jeszcze nawet nie pobudowano ko�cio�a w
Poroninie. Wiara katolicka podchodzi�a bowiem powoli, kilometr za
kilometrem, pod skaliste �ciany Tatr. W tej kamiennej kapliczce
odprawia� dawniej nabo�e�stwa ksi�dz szaflarski raz na jaki�
czas. Siedzia� w niej na o�tarzyku Chrystus Frasobliwy, wyrzezany
z jaworowego drzewa, niecudny, tak jak wszystkie figurki bywaj� w
ch�opskich kapliczkach uzdajany, �a�osny, n�dzny ch�opina,
brodaty, obdarty, chude nogi i r�ce, podpar� si� na d�oni i biada
nad dol� zakopian, sam na ich podobie�stwo stworzony. A� pleban
tutejszy kaza� niezgrabn� figurk� wyprowadzi� na rozstaje przy
Olczy, nakry� daszkiem, aby st�d, z otwartego miejsca,
b�ogos�awi�a plonom, jak powiada�. A w kapliczce obraz w ramach
umie�ci�. Teraz obraz przeprowadzono do ko�cio�a, wi�c kapliczka
przyko�cielna jest pusta.
Dzi�, w niedziel�, na ko�cielnej drodze pod ko�cio�em i pod
karczm� mamy przegl�d najhonorniejszych gazd�w zakopia�skich.
�ony ich �piewaj� Bogu na chwa��, Jegomo�ciowi na przyjemno�� w
modrzewiowych �cianach, ch�opy wi�c mog� sobie na polu radzi�, bo
modlitwa wypuszczona przez jedn� g�b� na ca�� rodzin� obstanie.
Zreszt�, gdy chodzi o G�sienic� Sobczyka, budowniczego ko�cio�a,
ten swoj� robot� zarobi� sobie na �ask� bosk� w dalszym �yciu i
na niebo po �mierci. Sam proboszcz da� mu to do zrozumienia przy
wyp�acie i cie�la wiele musia� popu�ci� z rachunku, w�a�nie na
konto dusznego zbawienia. Jest wi�c autentycznie zwolniony z
obecno�ci w ko�ciele; tak to przynajmniej na sw�j rozum pojmowa�.
- I kaby sie ta za� ch�op do ko�cio�a pcho�? Niek sie baby
pchajom, �ne ta wse ciekawe.
Gazdowie stoj� wi�c pod ko�cio�em, pod kapliczk�, pod
cmentarzem, wzd�u� drogi pod domami, mi�dl�c w g�bach kr�tkie
wi�niowe lub mosi�ne fajki. S� tu i ko�cieliszczanie, lecz
pr�no by� szuka� w�r�d nich Saba�y. Z domu wyszed�, owszem,
tylko siedzi nieco ni�ej, w karczmie, on do tego najpierwszy.
Pewnie pije z Matej�. Za chwil� nawiedzi ich przy kieliszku
Sobczyk, t�gi partner. Pod karczm� na �erdzi, odgradzaj�cej ��k�,
przysiad� Mardu�a z Gadej�, dwaj s�siedzi z roli U Lasu. Wysypali
sobie na d�onie szczypt� tytoniu z macherzyny, napchali do fajek,
ubili palcem, reszt� dok�adnie schowali z powrotem do mieszk�w.
Mardu�a zapali� staro�wieckim zwyczajem, chrobocz�c stalowym
rylcem o krzemie�; cho� ju� i zapa�ki siarkowe, zwane �wablikami,
by�y tu w u�yciu. Posypa�y si� iskry, nachylili si� obaj,
zadymi�y im fajki. Siedzieli bez s�owa, s�yszeli pracowite,
niskie brz�czenie trzmieli w macierzankach. Pluli co chwil� na
traw�. Mo�na powiedzie�, i� na sw�j spos�b s�uchali sumy. Po paru
minutach faj'ki przesta�y dymi�. Nie szkodzi, kurzyli je dalej.
By�o ciep�o.
Opodal karczmy na zakr�cie, sk�d odbiega droga ku R�wni
Krupowej, w cieniu smrek�w stoj� lub spaceruj�, w oczekiwaniu na
wyj�cie dziewcz�t z ka�cio�a, parobcy. W�r�d m�odzie�y przewa�a
najnowsza moda. Gunie koloru bia�ego, ma�o kto ju� nazywa je
guniami, m�wi si� na nie teraz cucha. Obr�bione od do�u, zdobne w
dwa sznureczkowe galony czerwony i zielony, z sutymi oblankami na
r�kawach. Spodnie maj� po zewn�trznej stronie wzd�u� szwu lampas
z we�nianego czarnego sznurka. Nad rozporem spodni u kostek -
niebieski, nastrz�piony pompon; nad nim r�nobarwne naszywki
takie same pod rozporem kieszeni. Wzory obszyte w pieski albo
w gadzika lub w mirw�, cucha spi�ta paru b�yszcz�cymi spinkami,
za kapeluszem pi�rka ptasie albo ga��zki. Na twarzach rysuje si�
bystro��, przebieg�o��, zuchwa�o��. Ich mowa �ywa, akcentuj�ca
pocz�tkowe zg�oski wyraz�w, podzwania soczysto�ci� starowiecznego
j�zyka. Zdania s� mi�siste, proste, mocne, rubaszne, zwi�z�e.
Mowa ta, wp�ywom obcym nie podleg�a, nie wyzu�a si� dawno�ci,
przekazywana pokoleniom tylko ustnie, nie pi�miennie, a wi�c nie
ska�ona zmianami nowo�ci.
O wiele wi�ksz� atrakcj� dla g�rali zakopia�skich ani�eli
ko�ci� by�y Hamry, le��ce u uj�cia Doliny Bystrej. G�rale
nazywali t� osad� Hamrami, poniewa� sta�a tam hamernia,
po dzisiejszemu - huta. Istnia�a ona tam od lat osiemdziesi�ciu,
wystawiona z chwil� przej�cia tych ziem przez rz�d austriacki.
Pierwszy - po kamerze austriackiej - w�a�ciciel Zakopanego,
Emanuel Homolacz, rozwin�� na tym miejscu g�rnictwo i hutnictwo.
Sama wie� nie liczy�a si�, wie� nie znaczy�a nic, pi�tno na niej
wyciska�y Hamry. O znaczeniu wsi �wiadczy� wielki piec
Zakopanego. Nie by� on zn�w tak wielki w por�wnaniu z innymi
hutami, by� nawet do�� prymitywny, lecz uwzgl�dniwszy stosunki
galicyjskie, zw�aszcza tutejsze g�rskie bezdro�a, stanowi� du��
inwestycj� przemys�ow�.
Co najmniej po�owa wsi zwi�za�a si� w ten czy inny spos�b z
Hamrami, z hut� lub dworem. Homolacz, pochodz�cy z rodziny
morawskiej, zorganizowa� swoj� administracj� i przenys� przy
pomocy si� wy��cznie obcoj�zycznych, zatrudniaj�c u siebie
Austriak�w, Niemc�w i Czech�w. G�rale zakopia�scy nie lubili
cudzoziemskiego obszarnika, ale prawie wszyscy pracowali dla
niego. To �dziedzic rz�dz�cy kilkunastu wsiami, olbrzymim
kompleksem las�w i g�r, jak�e wy�y� bez niego? Hamernik�w
sprowadzano z Czech, Moraw lub Niemiec jako fachowc�w, za to
g�rale pracowali w kopalniach rudy �elaznej jako hawiarze, czyli
g�rnicy; urobek tych kopal� przetapia�y Hamry. Ch�opi o �ylastych
r�kach targali w pocie czo�a tward� ziemi�, nie znajdowali z�ota
ani szmaragd�w, ani srebra, ani miedzi, ani siarki, ani w�gla,
jedynie s�aboprocentowe, ubogie �elazono�ne z�o�a. Znacznie
wi�cej zakopian trudni�o si� zw�zk� rudy; zwo�ono j� z pobliskiej
Magury, g��wnego �r�d�a surowca, a tak�e z Ko�cieliskiej Doliny
drog� popod regle, zwan� st�d �elazn�. Ch�opi wypalali r�wnie� w
mieleszach w�giel drzewny dla fryszerek (m�ot�w przekuwaj�cych
�elazo) transportowali deski i k�ody do stacji kolejowych, do
fabryk rozwozili wreszcie wyroby huty po odleg�ych targach i
jarmarkach. Z g�r� p� tysi�ca ludzi pracowa�o dla zakopia�skich
Ku�nic, by� to okres najwi�kszego rozkwitu Hamr�w.
Dzi� jest niedziela, wiatr halny porykuje, ludzi przez to jest
mniej na sumie ni� zwykle. Przyjecha�a bryczk� parokonn�
kolatorka parafi, pani Klementyna Homolaczowa, pot�nej tuszy
niewiasta, z zami�owaniem nosz�ca bi�uteri�. Polka z pochodzenia,
pobo�na, nie szcz�dzi�a ofiar na ko�ci�, na plebani�, na
potrzeby ksi�dza jegomo�ci. Dziedziczka dobra pani, ale tylko dla
tych, kt�rych c�rki s�u�� we dworze.
Co wyrabiaj� Homolaczowi le�niczowie? Upolowa� dziczyzn� w
lesie, z�owi� ryb� w rzece to przest�pstwo, powiadaj�. Ci�gaj�
ich po dworze, po s�dach, po urz�dach za k�usownictwo, za
kradzie� drzewa.
- To, co jest w lesie i w wodzie, to nasze. Zawsze by�o
nasze. Za kr�l�w, za starost�w.
- Nieprawda. Pana Homolacza. Nie wasze.
Dobrze tak m�wi� le�nym, skoro dostaj� ze dworu owies, grule,
siano i drzewo.
- Le�ni te� nasi ludzie, tylko prze�mierdli panami i powalani s�
s�u�b� pa�Sk�.
Linia podzia�u by�a wyra�na. Tu byli ch�opi dzicy, obdarci,
zawszeni, brudni, wyn�dzniali, ciemni; �yli na glinie w izbach,
bez koszul, bez chleba, nie znali szk�, konali �arci przez
gru�lic� i malari�, p�odzili dzieci w przepe�nionych,
zat�oczonych, zadymionych izbach, zim� gnie�d��c si� pospo�u z
ciel�tami, jagni�tami, kurami. A po drugiej stronie - dziedzic.
Dziedzicowi wszystko wolno. Dziedzic mo�e kaza� wych�osta�
ka�dego ch�opa, zamkn�� go u siebie w lochu albo w cyrkule
nowotarskim, popchn�� do Nowego S�cza czy nawet na Wi�nicz,
sk�d si� ju� nie wraca. S�dziowie s� w sojuszu z dziedzicami. Z
panami du�o nie nawojujesz. Wojowa� Mi�tus i co wywojowa�? Zgni�
po trzech latach w Nowym S�czu, krow� mu zabrali do dworu, dzieci
nieletnie lito�ciwi gazdowie pobrali na s�u�b�, a wdowa musia�a
chodzi� po proszonym chlebie; umar�a gdzie� w Klikuszowej jako
�ebraczka. Taki to los tych, kt�rzy si� �mi� sprzeciwi� woli
dziedzica.
Czyja� jest ta ziemia? Pola, hale, ��ki, las, g�ry, doliny -
to wszystko nale�y do dziedzica, kt�ry to kupi� od cesarza.
A kupiwszy zabroni� polowa�, �owi� ryby, drzewo bra� z boru,
siano na polanach kosi�, krowy i owce wypasa� na halach.
Pozwala� tak�e; owszem, lecz kaza� sobie za to p�aci� albo
odrabia� prac� za dzier�aw�. Ziemia ta niegdy� przechodzi�a
od kr�la do kr�la, od starost�w do starost�w, od komisarz�w
do komisarz�w, od dziedzic�w do dziedzic�w. Kiedy� przyjdzie
do ch�op�w?
Homolaczka odjecha�a bryk� do swojego dworu, w kt�rym
panuje moda c. k. austro-w�gierska. Jest w salonie portret
cesarza Ferdynanda, jest i czarny, dwug�owy orze�, herb
habsburskiej monarchii. Dzisiaj dw�r przyjmuje u siebie dw�ch
go�ci: specjalnego agenta z ministerstwa spraw wewn�trznych,
kt�ry tu przyby� w towarzystwie komisarza okr�gowego
z Nowego Targu. Agent zatrzyma si� u Homolacza w obje�dzie
s�u�bowym, jad�c z O�omu�ca do Lwowa. Chodzi o to, aby huty
Zakopanego, Poronina i Jaworzyny nie sprzedawa�y wytopionego
�elaza na W�gry, bo jest ono tam zu�ywane na bro� dla powsta�c�w.
- Ale� naturalnie, Herr fon Witzleben - o�wiadczy� Homolacz. -
To jest zrozumia�e. Nie pu�cimy ani funta na po�udnie.
- Dzi�kuj�, Herr Baron - odpowiada przybysz, kt�ry nie wiadomo
dlaczego tytu�uje gospodarza baronem. - Jego ekscelencja pan
minister b�dzie umia� oceni� zas�ugi pana barona.
- To jest moim obowi�zkiem. Jako wierny obywatel monarchii,
nigdy nie b�d� pracowa� w sp�ce z wrogami cesarza.
Wypito wino, zjedzono deser. Podj�to �liski temat polityki.
- Fala rewolucji idzie przez Europ�. Trony dr��. Szale�cy
znajduj� pos�uch w masach.
- B�dziemy stali przy tronie lojalnie i pos�usznie. Trzeba
masy utrzyma� w ryzach.
- Wiosna Lud�w, powiadaj�, Herr Baron.
- Wiosna Lud�w! - �mieje si� gospodarz. - Napijmy si�.
-Ogie�, rozp�omieniony przez szale�c�w, trzeba gasi�.
Podchodz� ku oknu, spozieraj� w g�r� doliny, nad kt�r�
panuje Czuba Goryczkowa. Pod Nosalem ha�asuje spieniony potok
Bystrej. Po drugiej stronie drogi hamerskiej, ocienionej m�odymi
jesionami, gorze ogie� w wielkim piecu, rzucaj�c �un� na las.
- P�omie� buntu b�dzie zgaszony. Za zdrowie cesarza!
Wiatr w�ciek�y �wiszcza�, wyrywa� gonty i deski, praska�
nimi o ziemi�, �ama� drzewa na stokach, wzmaga� sw�j szturm.
Dw�r Homolacza w Hamrach by� obszernym drewnianym budynkiem w
stylu szlacheckich dwor�w polskich, okolony du�ym, pi�knie
utrzymanym ogrodem. Niedaleko niego sta� wielki murowany dom, w
kt�rym mie�ci�a si� administracja maj�tku. Wzd�u� drogi ku wsi,
po stronie potoku, sta�y rz�dem bia�e, tynkowane domki hutnik�w;
ich ogr�dki by�y poprzedzielane wa�ami z kamieni wydobytych z
gruntu. Po przeciwnej stronie drogi sta� wielki piec, otoczony
ku�niami i fryszerkami. Dalej - biura zarz�du huty, magazyny i
sk�ady hamerni. Ni�ej - odlewnia z paru barakami, jeszcze ni�ej,
ku wsi, sta�a �wie�o zbudowana walcownia. Ka�da ku�nia
i fryszerka nosi�a imi� jednego z dzieci Homolaczowej; a by�a
to p�odna niewiasta, Tu� za walcowni� w d� droga rozwidla�a
si�; jedna sz�a wprost ku �rodkowi wsi przez Chramc�wki,
druga za� �elazna skr�ca�a ku wsi Ko�cielisko, biegn�c ca�y
czas �cian� reglowego lasu. Ci�gn�y ni� do hamerni w�zki
g�ralskie na�adowane rud�, pokarmem dla wielkiego pieca.
Droga na Chramc�wki by�a czarna, wysypana ubitym szklistym
�u�lem. Je�dzi�y ni� fury g�ralskie do Nowego Targu, a stamt�d
dalej: do S�cza, Bochni, Wieliczki, Tarnowa, Krakowa, uwo��c
wyroby �elazne, przewa�nie p�fabrykaty, przywo��c za� r�norakie
materia�y. Ruch by� w hamrach nie byle jaki, jak na ten cichy
zak�tek u st�p g�r. Warkota�a walcownia, bi�y nieustannie m�oty
fryszerek, dzwonienie dochodzi�o od ku�ni, dniem i noc� gorza�
wielki piec. Wozy zesypywa�y ci�gle �wie�� rud�, na placu ros�y
g�ry �elaznego kruszcu. Pomi�dzy Chramc�wkami a walcowni�
rozci�ga� si� ogrodzony �erdziami zwierzyniec, w kt�rym dw�r
hodowa� sarny i daniele. Zwierzyny pilnowa� stra�nik, mieszkaj�cy
w domku na terenie le�nego parku. Homolacz zatrudnia� u siebie
osiemdziesi�ciu sze�ciu urz�dnik�w, pracuj�cych we dworze, w
administracji d�br, w hucie i w dyrekcji las�w. Na t� liczb� by�o
tylko trzech Polak�w, reszta Morawcy, Czesi i Niemcy. Dziedzic
mia� wsz�dzie swoich szpieg�w, nazywano ich czujnosami.
Na trzeci dzie� od wizyty wiede�skiego agenta nadal hula� wiatr
halny - nast�pi� napad uzbrojonej grupy, z�o�onej z dwudziestu
m�odych ludzi m�wi�cych po w�giersku, na dyrekcj� huty w Hamrach.
Wszystko odby�o si� w ca�kowitym zaskoczeniu. Zrabowano pieni�dze
we dworze, zabrano ca�� bro�, za�adowano sztabami �elaza cztery
dwukonne wozy i transport ruszy� w kierunku Jaworzyny. Rozleg�a
si� �wi�ta pie�� rewolucji:
Lajosz Koszut pu�ki wiedzie,
wsta�, Madziarze, walcz za kraj
W przeje�dzie partyzanci u�miechali si� do ch�op�w, pozdrawiali
ich �yczliwie, cz�stowali tytoniem. Tli� w nich ogie� bojownik�w
Rakoczego. Kto ze szlachetnych W�gr�w nie by� kurucem w okresie
Wiosny Lud�w? Zapa� powsta�czy uskrzydla� my�li i uczucia,
opromienia� ich m�odo��. �andarmi w�gierscy w Jaworzynie bali si�
z nimi zaczyna�, udali, �e ich nie widz�. A honwedzi, czyli
w�gierska obrona krajowa, nie nale��ca do wsp�lnej armii? Ci byli
ca�ym sercem za rewolucj�. I tak na przek�r dziedzicowi
zakopia�skiemu wytopiono z pana Homolaczowego �elaza kule
przeciwko austriackim ciemi�com.
Nazajutrz jednak czujnosy zacz�y w�szy� w hucie. Aresztowano
Czecha Duszana, oficjalist� zarz�du d�br, jako rzekomo
zamieszanego w afer�. By� on zreszt� z pochodzenia S�owakiem.
Mia� on traktowa� uprzednio z emisariuszem powsta�c�w i
zawiadomi� go o wyprodukowaniu �wie�ej partii kutego i lanego
�elaza. Z Nowego Targu przyjecha�o po Duszana czterech �o�nierzy
z kreiskomisarem; odwie�li go do wi�zienia.
Ca�a okolica pod Tatrami, aczkolwiek zamieszkana, by�a
dzika i bezdro�na, utopiona w lasach. Do Nowego Targu sz�a
od My�lenic ci�ka, trudna droga pod Obidow�. A ju� z tego
miasta ku g�rom. Homolacz, pragn�c po��czy� Hamry z siedzib�
w�adzy, pobudowa� drog� z Zakopanego do miasta. Po�al si� Bo�e,
jak wygl�da�a ta droga! Kiedy nie by�o deszczu i �niegu, mo�na
ni� by�o dotrze� do celu po kamieniach i dziurach, przeprawiaj�c
si� kilkakrotnie przez potoki. Z Zakopanego droga rozdwaja�a si�:
na Olcz� i do Ko�cieliska. Pierwsza droga prowadzi�a przez lasy
bukowi�skie ku Morskiemu Oku, druga za� ku kopalniom �elaza i
dawnej hucie u wylotu Doliny Ko�cieliskiej. Pierwsza s�u�y�a
celom my�liwsko-turystycznym, druga - przemys�owym. By�y to
jednak drogi �lepe, gminne, bez �adnych po��cze�, ko�czy�y
si� pod �cian� g�r. G��wne trakty graniczne - jeszcze od czas�w
kr�lewskich, polskich - omija�y Tatry, biegn�c jeden przez
Czorsztyn na Spisz do Kie�marku, drugi przez Jordan�w na Oraw� do
Twerdoszyna. W tych warunkach w�gierski ruch rewolucyjny
wykorzysta� Tatry jako miejsce przemytu ludzi i kontrabandy
materia��w.
Trudno wiedzie�, w jaki spos�b i dla jakiego powodu zmieni�
sobie Jan G�sienica z Ko�cielisk nazwisko na Krzeptowski, bo
�aden urz�d w Nowym Targu, Wadowicach, Nowym S�czu, Tarnowie ani
Krakowie o tym nie wiedzia�. Nie wiadomo tak�e, dlaczego sam
sobie nada� czy te� mu nadano przydomek: Saba�a. Niby od
posiad�o�ci, kt�r� odziedziczy� po ojcu. Ale zawsze tak by�o, �e
role i zagrody przezywano nazwiskiem gazdy, nie odwrotnie.
- Tako go juz wo�ajom.
- �no mu sie ta za c�si patrzy�o. Ba, ino za co?
W�a�nie. Za co? Ojciec nie wiedzia�, a syn si� o to ojca
nie pyta�, Jasiek by� jednym z naj�ywotniejszych m�odzie�c�w
swej wsi. Jako juhas siedzia� przez par� miesi�cy w wi�zieniu
na Liptowie za kradzie� wo��w w�gierskich z hali. Jeszcze
przed odbyciem wojska wyrabowa� dw�r na Orawie, uda�o
mu si� jednak zbiec przed kar� do domu, p�niej zabrano go
do s�u�by wojskowej i tamto przysch�o do niego. Bo jak ch�opa
wezm� do wojska, staje si� w�asno�ci� cesarza i nikt nie
mo�e o nic mie� do �o�nierza pretensji. Ile �ydowskieh szyb
nat�uk� w karczmach pijani rekruci albo urlopnicy i nikt si�
ich o to nie czepia! Ja� Krzeptowski Saba�a s�u�y� przez
siedem lat w u�anach mia� s�u�y� dwana�cie lat (tyle trwa�a
s�u�ba w kawalerii), lecz zwolniono go przedwcze�nie, bo
zabrak�o pieni�dzy w skarbie najmi�o�ciwszego monarchy i
musiano rozpu�ci� cz�� karnych oddzia��w. Wr�ci� w paradnym
mundurze, kt�ry mu si� wnet starga� do nitki i jako urlopnik,
czyli wys�u�ony �o�nierz, sta� si� niebawem postrachem
okolicy. Jak ka�dy g�ral tatrza�ski by� zawzi�tym strzelcem na
zwierzyn�. Ale s�u�ba le�na Homolacza pilnowa�a my�liwskiego
monopolu dziedzica; co prawda bez wi�kszego powodzenia.
Ja� Saba�a skar�y� si�:
- Dawni, kie� pose� w las, telo miysa fajnego hipka�o
po lesie, co cud. A dzi�? Wys�o prawo, powiadajom. Jus nie
�lebodno i� w g�ry z flintom na polowacke. Le�ni cie haltujom: ka
idzies? Powiys mu: diebli ci do tego, hultaju! Ale �trof musis
p�aci�.
Zamieni� si� wi�c w k�usownika. By� wzrostu wysokiego,
przystojny, postawny; ch�op do rzeczy, jak powiadaj�: do
baby i do miski. Muzyk zawo�any, tancerz godny, �piewak
szumny, bitnik i pitnik. O�eni� si� z harn� dziewk�, Rozali�
Wr�bel, ale nie poci�ga�o go �ycie rodzinne, nie lubi� chodzi�
ko�o gospodarstwa. Ca�e szcz�cie, �e �ona by�a rozumn� i
robotn� kobiet�; pogodzi�a si� z losem, prowadzi�a dzielnie
gospodarstwo i uchroni�a po�ycie domowe Saba��w od tragedii.
- Ino by we wirchak a w lesie gazdowo�, psiodusa zatracono! -
buntowa�a si� nieszkodliwie: - D�ma go nie u�wiadcy.
- Baby rzec kole statku chodzi� - odpowiada� z godno�ci�. - Moja
rzec wirchowe gazdostwo opatrowa� - pokazywa� wzrokiem na g�ry.
Do chodzenia by� bardzo krzepki. Dobra� sobie dw�ch
zakopian: Walczaka (z G�sienic�w, nawet jakiego� swojego
krewnego) i Sieczk�. Chodzi� z nimi na kozice, nie by�o go
czasem par� tygodni w domu, przychodzi� wychudzony, jakby
os�abiony, k�ad� si� na piecu i le�a� ca�ymi dniami. Kiedy mu
raz �ona zrobi�a wyrzut �e zaniedbuje gospodarstwo, obrazi�
si� i nie by�o go przez miesi�c. Po pewnym czasie sta�o si�
ju� publiczn� tajemnic�, �e Saba�a chodzi na zb�j. Przebywa�
w domu zim�, gdy �wiat zasu�o godnie, spa� na nalepie w
zaduchu czarnej izby z �on�, d�ieckiem, ciel�ciem i dwoma
jagni�tami, i z kulawym ko�l�tkiem, kt�re z�apa� na Pyszniej.
Gdy zrobi�a si� wiosna, gdy przygrza� ma�y maj, co� go zaczyna�o
trawi� w nuku, wyskakiwa� za buczki. Wiedzieli co� o nim �ydowscy
karczmarze, w�gierscy dziedzice, niemieccy kupcy na Podtatrzu.
Pami�ta� tylko, �e dwa razy do roku nie �mie go brakn�� w domu:
gdy trzeba grunt zaora� i gdy trzeba sprz�tn�� zbo�e z pola.
S�o�cu powierza� reszt� roboty (i �onie), sam wywiewa� w g�ry. Na
kozice.
A� raz, by�o to we wrze�niu, przywl�k� si� Saba�a prawie
boso, w podartej odzie�y do domu. Przyczai� si� na Kirach,
aby go noc zasta�a w lesie, bo wstydzi� si� wr�ci� za dnia
do domu, �eby go ludzie nie zobaczyli. Mia� dwie dziury ci�te
na g�owie i biodro g��boko skaleczone a� po udo. Tak go
urz�dzili liptowscy wolarze, gdy wraca� samotnie z rabunku.
Bi� si� z nimi, ledwo uszed� z �yciem, cho� mia� si�� du��
i dwa pistolety u boku. Le�a� trzy miesi�ce w cha�upie,
posy�a� do Walczaka po sad�o �wistacze, �ona leczy�a go zio�ami,
wykurowa� si�, ale zim� przyszli po niego �o�nierze z Czarnego
Dunajca i zabrali do aresztu.
- Musio� go ftosi zda�, ino nie wiada fto. Posiedzi w dziurze.
Przysz�o pismo na niego z madziarskiej strony, poparte
zeznaniami �wiadk�w, jako �e si� niecnym zb�jnictwem bawi.
Dobrze, �e komisarz kryminalny z Nowego Targu nie cierpia�
W�gr�w, reszty dokona� oJciec Saba�y, kt�ry panu komisarzowi
zani�s� sk�r� pi�knej, �wie�o upolowanej kozicy. Syn siedzia�
ju� drugi miesi�c w Nowym Targu, grozi� mu s�d w Nowym S�czu i
ci�kie wi�zienie na Wi�niczu.
-Panie komisar, syn mi potrzebny na wiesne do roboty
w polu. Jo nie poradzem, bak stary. Nie suchojciez tego, co
tam pisom na Sablika, toz to juhasy liptowskie z�e som na
nos o to, ze my ik przep�dzili z Tomanowy, bo nie na swoim
pa�li, ba na nasym.
Nie na d�ugo uchroni� ojciec synalka. Oko�o �ielonych
�wi�t przycwa�owa�o dw�