9633
Szczegóły |
Tytuł |
9633 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9633 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9633 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9633 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Czes�aw Chruszczewski
Miasto nie z tej planety
Opowie�ci fantastyczne
�Pusta przestrze� jest jak kr�lestwo, a Niebo
i Ziemia to indywidualna istota w tym kr�le-
stwie. Na jednym drzewie ro�nie wiele owo-
c�w, a w jednym kr�lestwie �yje wielu ludzi.
Jak nieroztropnie by�oby przypuszcza�, �e
opr�cz Nieba i Ziemi, kt�re mo�emy zoba-
czy� i ogl�da� ka�dego dnia i ka�dej nocy,
nie ma innych Niebios i innych Ziem."
(Teng Mu XIII wiek)
Zwierciad�o
Trzech
Czas�w
WST�P DO PROLOGU
Najch�tniej i najcz�ciej rozpoczynamy
wszelkie pytania magicznym s�owem: DLA-
CZEGO? Dziecko i starzec pragn� wiedzie�:
DLACZEGO.
DLACZEGO urodzi�em si�?
DLACZEGO �yj�?
DLACZEGO umieram?
DLACZEGO �wieci s�o�ce?
DLACZEGO ga�nie s�o�ce?
Dlaczego towarzyszy nam przez ca�e �ycie
�Dlaczego" � pragnie wiedzie� ucze� Pier-
wszej Klasy i na pytanie �dlaczego" usi�uje
odpowiedzie� profesor, doktor habilitowany.
Pytanie �dlaczego" wywo�uje pragnienie wie-
dzy.
DLACZEGO �wiat jest taki, jaki jest?
DLACZEGO cz�owiek my�li?
-� Ot� to! � zawo�a� jeden z czterech mi-
liard�w my�licieli (wed�ug nieco ju� zdezaktua-
lizowanego spisu ludno�ci Ziemi. Ka�dy dzie�,
ka�da godzina, ka�da minuta zbli�aj� nas do
pi�ciu miliard�w) � DLACZEGO my�l� i co
dziwniejsze, DLACZEGO my�l�, �e my�l�?
Dlaczego tak� wag� przyk�ada si� do my�lenia,
skoro bezmy�lno�� jest przyjemniejsza. My�l�,
.wi�c jestem. Dlaczego jestem?
Cz�owiek postanowi� wzbogaci� si� i pocz��
zbiera� � z�ote my�li.
��wiat jest tak wielki, �e nie ma niczego
takiego, czego by nie by�o."
�No� parasol (antynuklearny) przy pogodzie."
�Twierdza sentyment�w deterministycznych
to antypatia do idei przypadku" (William Ja-
mes Essays).
�CzTas przemija, powiadasz? Ach nie! Nie-
stety, czas stoi, to my przemijamy" (Kenneth
G. Denbigh).
�Czas nie zaj�c, nie ucieknie."
� No w�a�nie. Zaj�c czy nie zaj�c? A mo�e
bestia apokaliptyczna?
�Zrozumie� istot� Czasu, to zrozumie� wszy-
stko."
�Czas odmierzamy w�asnym trwaniem."
�Szkoda czasu, by zebra� wszystkie z�ote
my�li o Czasie. A jednak Czas nam dokucza
najdotkliwiej. Mno�� si� pytania: DLACZEGO?
Mno�� si� w niesko�czono��. A propos! Obec-
nie uwa�a si�, �e promie� Wszech�wiata wy-
nosi oko�o
320 000 000 000 000 000 000 000
Wed�ug og�lnej teorii wzgl�dno�ci Wszech-
�wiat by� uwa�any za sko�czony i nieograni-
czony. Jasne? Podobno Wszech�wiat zacz�� si�
rozszerza� 13 miliard�w lat temu. DLACZEGO?
� Babciu, a dlaczego masz takie du�e z�by?
Nale�ymy zatem do cywilizacji DLACZE-
GOID�W � DLACZEGOIDZI stale rozwijaj�
si� i ustawicznie m�drzej�. Historia cz�owieka
to historia m�drzenia istoty ludzkiej. M�drze-
jemy i m�drzejemy i ko�ca nie wida� tej eks-
plozji m�dro�ci. Teoria rozszerzaj�cego si�
Wszech�wiata to tak�e teoria �rozszerzania si�"
rozumu. Interesuj� nas modele Kosmosu i mo-
del m�zgu.
�Zachowajmy do wszystkiego dystans" �
szczeroz�ota my�l.
R�wnie� do w�asnej historii.
�Szcz�cie jest �lepe, ale nie jest niewidzial-
ne" (Fr. Bacon).
Czy�by historia cz�owieka by�a histori� d�-
�enia do szcz�cia?
Henryk de Saint-Simon pisa� m. in.: �Szcz�-
�liwym mo�na by� tylko wtedy, gdy w�asnego
szcz�cia szuka si� w szcz�ciu innych. Ta za-
sada jest r�wnie pewna i pozytywna jak ta,
�e cia�o zatrzymuje si� lub op�nia w swym
biegu, je�li napotka inne cia�a pchni�te w kie-
runku przeciwnym". \
�Quid extra petilis intra vos positam felici-
tatem?" � �DLACZEGO poza sob� szukacie
szcz�cia, kt�re jest w was?" (Boecjusz). Bo
�wiat wewn�trzny jest najrozleglejszy i naj-
mniej znany. Fantastyczny.
Rozpocznijmy pr�b� eksploracji naszego
�wiata od zarysu historycznego. Rzut oka na
przesz�o��, na tera�niejszo��, na przysz�o��, na
czas uniwersalny.
� Serio? Dlaczego serio?
�� Serio nie oznacza powa�nie.
ZAMIAST PROLOGU:
Powsta� z niczego. Jak Wszech�wiat, i dla-
tego tak bardzo byli do siebie' podobni. Z ni-
czego powsta� � zabawne i smutne. Lecz
w�wczas, w momencie stworzenia, nie odczu-
wa� ani rado�ci, ani smutku. Wszelkie uczucia
by�y mu obce. Po up�ywie kilkuset tysi�cy lat
reagowa� na ciep�o i �wiat�o. �yciodajny bu-
lion sprzyja� jego wzrostowi, wi�c powi�ksza�
si� i powi�ksza�. Min�o wiele czasu, epoka
przemija�a po epoce, a� po raz pierwszy otwo-
rzy� oczy. Widzia�, i by� to sukces nie lada.
Z wody wygramoli� si� na b�otnist� pla��,
potem pe�za�, wygrzewa� si� na s�o�cu, wszed�
na najbli�sze drzewo, by z niego skoczy� na
s�siednie, skaka� coraz dalej i coraz wy�ej,
a� nauczy� si� fruwa�, jednocze�nie zat�skni�
za spacerami, �azi� 'wi�c po lasach, d�unglach,
a� zadomowi� si� tutaj na dobre. Te pocz�tko-
wo skromne jeszcze osi�gni�cia przewr�ci�y
mu nieco w g�owie. Powa�ny zawr�t g�owy od
sukcesu nast�pi� jednak nieco p�niej, gdy nau-
czy� si� pos�ugiwa� kijem i przy najbli�szej
okazji wygarbowa� sk�r� gorylowi, kt�ry coraz
bardziej spoufala� si�. Wszak�e o karierze po-
cz�� serio my�le� po skrzesaniu pierwszej iskry.
Samodzielnie rozpali� ognisko, wydoi� koz�, za--
grza� mleko, zabi� kr�lika i upiek� na ro�nie.
Gor�ca strawa znacznie poprawi�a samopoczu-
cie. W rozwijaj�cym si� m�zgu zakie�kowa�a
my�l bu�czuczna, zuchwa�a: �Jestem panem
wszelkiego stworzenia". Oczywi�cie by�a to
jednostronna opinia. Nie pr�bowa� jej przekon-
sultowa� z jakimkolwiek stworzeniem i chocia�
niejednokrotnie dostawa� ci�gi od innych, nie
zmieni� zdania wbrew rozs�dkowi. Ogie� da-
wa� mu niew�tpliw� przewag� i trzeba przy-
zna�, potrafi� to wykorzysta�. Dawniej udawa�
si� na spoczynek, gdy zapada� zmrok. Teraz
m�g� poduma� przy ognisku, poznaj�c smak
wieczoru i urok �wiat�a. Dysponowa� wi�ksz�
ilo�ci� godzin, znu�ony pracowitym dniem, od-
poczywa�, kontemplowa� nocny krajobraz, przy-
s�uchiwa� si� odg�osom d�ungli i m�drza�. By
uchroni� ogie� przed deszczem, przeni�s� ogni-
sko do jaskini. Kt�rego� wieczoru postanowi�
utrwali� na �cianie ska�y obrazy znanych zwie-
rz�t. Uda�o si�, rysunki przetrwa�y tysi�ce lat.
M�g� teraz powiedzie� o sobie: �Jestem arty-
st�". Powiadaj�: potrzeba to matka wynalazku.
Zmiany klimatyczne by�y k�opotliwe od pocz�t-
ku �wiata. Zimne, p�nocne wichry sprawi�y,
�e pocz�� rozgl�da� si� za solidnym futrem.
Futra skaka�y z drzewa na drzewo, �azi�y po
ziemi. Przywi�za� kamie� do kija i upolowa�
jaskiniowego nied�wiedzia.
�r�d�a oficjalne i mniej oficjalne podaj�, �e
towarzyszka �ycia pojawi�a si� w sadzie owo-
cowym w okresie trudnym do ustalenia. Nato-
miast z niekt�rych �r�de� naukowych wiemy,
�e Matka Natura tworzy�a wi�kszo�� zwierz�t
parami. Owoce mi�o�ci zrywamy po dzie� dzi-
siejszy. Nie bez przyczyny rozpocz�to ju� kolo-
nizacj� innych planet i eksploracj� Kosmosu.
Ale nie wyprzedzajmy czasu. Nasz niew�tpliwy
bohater m�g� wreszcie pogaw�dzi� ze swoj�
drug� po�ow�. Zas�b s��w pocz�tkowo by�
skromny, ale wkr�tce rozgadali si�.
� Dlaczego tak p�no wracasz? � zapyta�a,
gdy wszed� do jaskini objuczony upolowan�
zwierzyn�, owocami, warzywami i czym� tam
jeszcze.
� K�opoty z zaopatrzeniem � wymrucza� �
p� dnia goni�em dzika. Dopad�em go wreszcie.
Bestia! Pilnuj ognia! � wrzasn��. � Przygasa.
Cz�� uw�dzimy, cz�� upieczesz, s�onin� wy-
topisz.
Ugryz�a go w ucho, co oznacza�o, �e ma ocho-
t� na co innego. Mi�o�� uczyni�a go szcz�li-
wym, przynajmniej pocz�tkowo. Wkr�tce stwo-
rzyli razem nowe istnienie. I �ycie potoczy�o
si� dalej wartkim nurtem.
Trzeba by�o ma�ego bawi�. A to oswojon�
wiewi�rk�, a to noszeniem na barana, a to
zabawk�. Struga� fujarki, patyczki, a� kt�rego�
dnia wystruga�o si� k�ko.
A gdyby tak powi�kszy� k�eczko i zrobi�
z niego ko�o? G�owi� si� i mozoli� nad tym
wynalazkiem bardzo d�ugo. Realizacja pomys�u
nastr�cza�a wiele trudno�ci. Skoro po ilu� tam
wieczorach pokona� wszystkie trudno�ci, po-
cz�� przy pomocy k� coraz szybciej podr�o-
wa�. Obserwuj�c lot ptak�w doszed� do prze-
konania, �e powinien skonstruowa� skrzyd�a.
Pierwsze pr�by wypad�y fatalnie, ale nie usta-
. wa� w korygowaniu b��d�w konstrukcyjnych,
a� wreszcie oderwa� si� od ziemi. Najpierw
szybowa� na wysoko�ci kilku metr�w, potem
kilku tysi�cy, potem... lecz zanim do tego do-
sz�o...
Maczug� przerobi� na top�r kamienny, top�r
ust�pi� miejsca mieczom z br�zu, z �elaza, ze
stali. Legendy opowiadaj�, �e wyku� miecz,
po czym spi�owa� ostrze, opi�ki zmiesza� z cias-
tem i karmi� tym ptaki, a z odchod�w ptasich
wytapia� miecz doskona�y: mimung. Sam do-
szed� do tego, �e kwasy �o��dkowe ptak�w
i wapno znajduj�ce si� w ptasich odchodach
podnosz� jako�� miecz�w. Historia broni by�a
Jego histori�. Nie ustawa� w poszukiwaniach,
a� wynalaz� proch, a po pewnym czasie rozbi�
atom. (Atom zrewan�owa� si� niebawem i rozbi�
dwa miasta.) W wolnych chwilach rze�bi�, ry-
sowa�, malowa�, wznosi� wspania�e budowle,
komponowa� pi�kne melodie, gra� na rozmai-
tych instrumentach, ta�czy�, �piewa�, weseli�
si� i smuci�. Pisa� wiersze, powie�ci, dramaty,
podr�owa� coraz szybciej i coraz dalej, spa-
cerowa� po Ksi�ycu, w�drowa� od planety do
planety.
Historia nasza rozpoczyna si� (po rozwini�-
tym i bardzo skr�conym prologu) w chwili, gdy
zbudowa� gwiazdolot rozwijaj�cy szybko�� zbli-
�on� do szybko�ci �wiat�a, a ju� my�la� o szyb-
ko�ciach nad�wietlnych.
Prowadzi� eskadr� rakiet fotonowych. Od
dawna wiedziano o tym, �e p�d upaja. Domy-
�lano si�, �e w miar� wzrostu szybko�ci po-
g��bia si� ekstaza. Lecz nikt nie podejrzewa�,
�e w ten w�a�nie spos�b przechodzi si� w stan
wszechobecno�ci. Na milionach planet, mi�dzy
miliardami gwiazd. Widzia� najodleglejsze
kra�ce Kosmosu, m�g� wreszcie ogarn�� my�l�
bezkres Wszech�wiata. By� wszechobecny, prze-
j�ty �wiadomo�ci� tego faktu i kosmicznie spo-
kojny. Zbli�a� si� do najwy�szego punktu, do
ostatecznej granicy. Krzycza� i �mia� si�, ale
nie uroni� ani jednej �zy. Za�ogi wszystkich
gwiazdolot�w prze�ywa�y szok szybko�ci Two-
rzyli jeden wspania�y organizm stale wzboga-
cany materi� mi�dzygwiezdn�, py�em kosmicz-
nym. Czas trwa�, nie przemija�, przybywa�o
czasu, lecz ani jedna sekunda nie gin�a. Wzbo-
gaca� si� z minuty na minut�, niewidzialna
d�o� otwiera�a bramy do nowych �wiat�w, do
innych wymiar�w, ogl�da� krajobrazy stu-
barwnych krain, podziwia� nie znane zupe�nie
kolory, niezliczonp odcienie czerwieni, fioletu,
b��kitu, do uszu p�yn�� strumie� melodyjnych
d�wi�k�w. Nagle zabrzmia� g�os maszyny:
� Zbli�am si� do absolutnego maksimum.
Czekam na rozkaz zmniejszenia szybko�ci. Eu-
foria kosmiczna nie mo�e trwa� wiecznie!
Kosmonauta nie zareagowa�. Maszyna po-
wt�rzy�a g�o�niej:
� Czekam na rozkaz zmniejszenia szybko�ci.
Po�� praw� d�o� na czerwonej klawiaturze.
Dow7�dca eskadry z trudem rozprostowa� za-
ci�ni�te palce, spe�ni� �yczenie maszyny, gwiaz-
dolot pocz�� stopniowo zwalnia�.
� W polu widzenia nieznany uk�ad s�onecz-
ny � poinformowa� obserwator � sze�� pla-
net. Za�oga proponuje kilkugodzinny odpoczy-
nek.
� Wi�cej szczeg��w!
� Planety kr��� wok� gwiazdy, Strza�y
Bernarda. Sondy sygnalizuj� w atmosferze
trzech planet obecno�� metanu, azotu i etanu.
W g�rnej cz�ci atmosfery Zorze Polarne, in-
tensywna emisja fal elektromagnetycznych. Na
pozosta�ych trzech planetach, po�o�onych bli-
�ej S�o�ca, atmosfera podobna do ziemskiej.
Komputery proponuj^ l�dowanie na Drugiej
Planecie.
� Pierwszy wyl�duje gwiazdolot-pu�apka. �
Dow�dca spokojnie wydawa� rozkazy, szok
szybko�ci min��. � Eskadra, pozostanie na
orbicie.
Statek kosmiczny nazwany pu�apk�, stero-
wany przez maszyny, �agodnie opad� na roz-
leg�� r�wnin�. Roboty w skafandrach kosmo-
naut�w przyst�pi�y do zaprogramowanych
czynno�ci. Przy pomocy d�wig�w opuszczono
dwa g�sienicowe pojazdy, kt�re natychmiast
rozpocz�y badanie najbli�szej okolicy, zatacza-
j�c coraz wi�ksze kr�gi dooko�a gwiazdolotu.
Wicekosmonauci w kilkunastu punktach usta-
wili kamery telewizyjne. Do z�udzenia przy-
pominali ludzi krz�taj�cych si� wok� statku.
Pierwszy kosmonauta powiedzia� do za�ogi:
� Nasi zast�pcy s� znakomici w roli kosmo-
naut�w. Czy ktokolwiek odgadnie, �e to robo-
ty? Ruchy niemal p�ynne. St�paj� ci�ko, bo
tu ci��enie wi�ksze ni� na Ziemi. Jak my�li-
cie, co wpadnie w pu�apk�? Bc ta planeta po-
siada atmosfer� sprzyjaj�c� �yciu. Intuicyjnie
wyczuwam obecno�� �ywej materii.
� Nie odebrali�my � przem�wi� astrobio-
log � �adnych sygna��w, kt�re by potwierdzi�y
twoje przeczucia.
� Ty �yw� materi� widzisz w marynarce
albo w l�ni�cym kombinezonie � m�wi� do-
w�dca. � My�limy: istoty inteligentne, i w tej-
�e chwili widzimy istoty ludzkie, no, mo�e tro-
ch� inne, ale bardzo podobne.
� Spotkali�my przecie� podobnych do nas
mieszka�c�w innych planet � przypomnia�
uczony.
� I najcz�ciej okazywa�o si�, �e przed ty-
si�cami lat ich przodkowie opu�cili Ziemi�.
� Uwaga.' � przerwa� dialog obserwator. �
;W odleg�o�ci trzydziestu metr�w od gwiazdo-
lotu pojawi� si� jaki� mglisty kszta�t.
� Ob�ok, nie ob�ok � mrucza� pierwszy
kosmonauta. � To co� dopiero kszta�tuje si�,
wyd�u�a, rozszerza, kontury staj� si� wyrazi-
ste... � Umilk�.
� Tak, coraz bardziej wyraziste � przyzna�
astrobiolog � coraz bardziej podobne do gwia-
zdolotu -pu�apki.
Po minucie dow�dca eskadry powiedzia� ci-
cho:
� Bardzo wiernie skopiowali statek. Dobra
robota.
� Nie- zapomnieli o kosmonautach, o pojaz-
dach � m�wi� uczony � stworzyli doskona�e
kopie.
� W jakim celu? � zapyta� obserwator.
� Czas poka�e � odpar� Pierwszy. � Jak
powinni zareagowa� nasi zast�pcy, roboty, wy-
st�puj�ce w roli ludzi? Powinny przerwa�
wszystkie swoje czynno�ci i podej�� bli�ej do
reprodukcji.
� Ju� wyda�em taki rozkaz � o�wiadczy�
kosmonauta steruj�cy maszynami. � Roboty
przerwa�y realizacj� programu, za chwil� po-
dejd� do drugiego gwiazdolotu i spr�buj� na-
wi�za� kontakt ze swoimi kopiami.
Okaza�o si� jednak, �e nawi�zanie kontaktu
jest niemo�liwe. Gwiazdolot nagle znikn��,
znikn�y r�wnie� reprodukcje pojazd�w i ro-
bot�w.
� Wyl�dowali�my na planecie iluzjoni-
st�w �' �artowa� uczony. � Rakieta znik�a
niczym kr�lik w cylindrze.
� Znika r�wnie� nasz gwiazdolot! � zawo-
�a� obserwator. � Jeszcze wida� zamglon� syl-
wetk� statku, �wiat�a p�on�ce w kabinach...
Silny podmuch wiatru wzni�s� ob�oki czer-
wonego py�u. Przez kilka minut unosi�y si�
nad nizin�, potem wiatr je rozp�dzi�. Po gwiaz-
dolocie nie pozosta� najmniejszy nawet �lad.
� A jednak pu�apka spe�ni swoje zadanie �
przem�wi� dow�dca. � Wspomnia�e� o kr�li-
ku � zwr�ci� si� do astrobiologa � tym razem
b�dzie to kr�lik do�wiadczalny. W��czy� ka-
mery zainstalowane we wn�trzu gwiazdolotu.
� Przecie� znikn�� � przypomnia� obserwa-
tor.
� W��czy�, w��czy� � przynagla� Pier-
wszy. � Dlatego w�a�nie trzeba je w��czy�.
I wtedy zobaczyli na ekranach setki iden-
tycznych ludzkich twarzy. Z chaosu d�wi�k�w
i szum�w filtry wyodr�bni�y monotonn� me-
lodi� dzwonk�w i dzwon�w. Towarzyszy�y jej
g�uche, arytmiczne dudnienia.
� T�umaczcie! � Dow�dca eskadry w��czy�
maszyny wyspecjalizowane w rozwi�zywaniu
kosmicznych sygna��w. � Szybciej!
Komputer bardzo szybko odpowiedzia�:
� Nie potrafi� rozszyfrowa� d�wi�k�w.
� Popracuj � zach�ca� Pierwszy � nie
zniech�caj si�.
� Potrzebuj� wi�cej czasu.
� Dobrze ju�, dobrze. Zale�y nam na ka�-
dej minucie.
� W ci�gu jednej minuty nie zdo�am roz-
wi�za�...
� Szukaj rozwi�zania tak d�ugo, dop�ki nie
znajdziesz.
� Rozs�dna decyzja � komputer zamigota�
zielonymi �wiat�ami i przyst�pi� do pracy.
Po up�ywie kwadransa zniecierpliwiony do-
w�dca wezwa� g��wnego in�yniera.
� Oni do nas przemawiaj�, a my nie rozu-
> tniemy. Co z tym komputerem, specjalist� od
szyfr�w kosmicznych?
� Otrzyma� zadanie przerastaj�ce jego mo�-
liwo�ci � odpar� in�ynier � pr�bujemy wsp�l-
nymi si�ami odnale�� klucz. Jak dot�d bez
efektu.
� Za m�dre? � Pierwszy kosmonauta wpa-
trywa� si� w niebieski ekran. � Widzia�e� te
twarze?
� Tak, jedn� twarz wielokrotnie powt�rzo-
n�. Blada i smutna.
� Raczej bez wyrazu. Oho, komputer buczy.
� Albo te d�wi�ki nic nie znacz� � infor-
mowa�a maszyna � albo zosta�em b��dnie za-
programowany. Za ma�o efekt�w sta�o�ciowych,
za wiele efekt�w d��no�ciowych.
� Co to znaczy? � Dow�dca traci� cier-
pliwo��.
� Efektor � t�umaczy� g��wny in�ynier �
nazywany efektorem sta�o�ciowym, je�li mo�e
osi�gn�� sw�j cel, je�eli natomiast nie mo�e...
� Rozumiem � przerwa� kosmonauta �
a prawd� powiedziawszy, niewiele rozumiem.
Wola�bym bardziej m�sk� odpowied�.
� Maszyna jest bezp�ciowa � o�mieli� si�
zauwa�y� in�ynier.
�� Naucz j� lepiej ludzkiej mowy. Gdyby
powiedzia�a, przesta�cie zawraca� g�ow�, po-
ca�ujcie mnie w nos, czu�bym si� lepiej.
� Ta maszyna nie posiada g�owy � in�y-
nier manifestowa� kamienny spok�j � nie ma
wi�c r�wnie� nosa.
Dow�dca przy�o�y� wskazuj�cy palec do ust.
17
Dzwony i dzwonki umilk�y, usta�o dudnienie,
zad�wi�cza�y jakby cymba�ki, jednocze�nie na
ekranie ukaza�y si� liczby.
� Przemawiaj� prostszym j�zykiem � od-
gad� in�ynier. � Tym razem zdo�amy to chyba
rozszyfrowa�.
Komputer zasygnalizowa�:
� Zrozumia�em. T�umacz�: �Jeste�my dal-
szym ci�giem waszego istnienia, przed�u�eniem,
ol�nieniem, kontynuacj�, rozwini�ciem, uroz-
maiceniem, kolejnym etapem egzystencji stale
doskonalonego intelektu, gdy rozchylamy kur-
tyn�, widzicie uwielokrotniony obraz twarzy,
odbicie jednego z wielu miliard�w mieszka�c�w
Ziemi, cz�owieka, kt�ry przegl�daj�c si� kiedy�
w lustrze powiedzia�: �Obrzydliwa g�ba, a�
poj�� trudno, �e cudowny �wiat toleruje moj�
obecno��. Upodobali�my sobie t� fizjonomi�
arcyprzedni�, smutn� i brzydk�, nale��c� do
istoty ludzkiej nie pozbawionej humoru. Nosi-
my mask�, bo jak z wami nawi�za� kontakt,
w jakiej postaci pokaza� si�, by nie stworzy�
zbyt wielkiego dystansu? Przez rozsuni�t� kur-
tyn�, co r�wnie� jest przeno�ni�, dostrzegli�my
gwiazdolot, zbadali�my jego reprodukcj�, zro-
zumieli�my wasze obawy, pochwalamy ostro�-
no��. Wci�gn�li�my do naszego �wiata orygi-
nalny gwiazdolot. To archaiczna konstrukcja".
� Archaiczna! � zdenerwowa� si� g��wny
in�ynier. � Rozwija szybko�� zbli�on� do szyb-
ko�ci �wiat�a.
�� �Rakiety kwantowe � t�umaczy� kompu-
ter � s� przyk�adem, �e poszukiwania ludzi po-
sz�y w niew�a�ciwym kierunku. Sporo wiecie
o czasie, o przestrzeni, o wzgl�dno�ci czasu,
hiperprzestrzeni, a drepczecie w miejscu. Prze-
cie� dostrzegacie, �e niemo�liwe cz�sto prze-
istacza si� w mo�liwe. Dysponujecie wszystkim,
czym dysponuje Kosmos, i ci�gle nie umiecie
wyci�ga� prawid�owych wniosk�w. Obejrze-
li�my gwiazdolot, powr�ci na swoje miejsce.
Przypadkowy post�j w tym uk�adzie s�onecz-
nym powinien okaza� si� szcz�liwym zbiegiem
okoliczno�ci. Tutaj kurtyna jest cie�sza, nie-
omal przezroczysta i nam �atwiej j� rozsun��
ni� w pobli�u starej Ziemi."
B��kit ekranu pociemnia�. Kosmonauci zo-
baczyli lekko u�miechni�te twarze, potem obraz
gwiazdolotu na r�wninie.
� Co proponujecie? � zapyta� dow�dca,
zwracaj�c si� do wszystkich kosmonaut�w.
� L�dowanie! � zabrzmia�a jednomy�lna
odpowied�. '
Cz�owiek wspina� si� i wspina� po drabinie
w�asnego rozumu, doskonal�c metody tej wspi-
naczki. Ogarnia� umys�em, wzrokiem, s�uchem,
dotykiem, smakiem i w�chem rozszerzaj�c� si�
przestrze�, jego ruchy stawa�y si� coraz pew-
niejsze.
Od l�dowania gwiazdolot�w na planecie, kr�-
��cej dooko�a gwiazdy � Strza�y Bernarda,
min�o czterysta lat, licz�c wed�ug czasu Zie-
mi. Kosmonauci zadomowili si� w go�cinnym
uk�adzie. Na trzech planetach zbudowano sta-
cje badawcze, ustawiono na najwy�szym wznie-
sieniu radioteleskopy. Mi�dzy planetami kur-
sowa�y rakietobusy. Na orbitach zawieszono
satelity telewizyjne. Nikt nie oszcz�dza� si�. Ma-
szyny sterowane przez ludzi konstruowa�y ko-
lejny model chronoperyskopu, kt�ry powinien
umo�liwi� przenikni�cie przez kurtyn� czasu.
Nie by�o to proste. Chronoperyskop p�ata�
figle. Maszyny odmawiaj� pos�usze�stwa zw�a-
szcza wtedy, gdy cz�owiek nie umie obchodzi�
si� z nimi. Wystarczy niekiedy drobiazg, z�e
ustawienie, b��d w programowaniu, wadliwe.
manipulowanie czy te� zaniedbania w konser-
wacji. Wreszcie usuni�to usterki. Aparat fun-
kcjonowa�. Pierwszy spojrza� w okr�g�y ekran
konstruktor aparatu. Pocz�tkowo nie m�g� roz-
r�ni� szczeg��w, obraz by� zamglony, nie po-
mog�o przecieranie r�kawem ochronnego szk�a.
Zm�tnienie ust�pi�o i w�wczas konstruktor
zobaczy�'z�odzieja okradaj�cego pasa�era auto-
karu wycieczkowego. Ofiara zdrzemn�a si� nad
�Timesem". Konstruktor mimo woli krzykn��:
�Obud� si�! Uwa�aj, z�odziej!" Pasa�er odda-
lony o sze�� lat �wietlnych od konstruktora nie
us�ysza� ostrze�enia. Natomiast krzyk zaalar-
mowa� dow�dc� eskadry gwiazdolot�w, kt�ry
obecnie obj�� tak�e stanowisko kierownika po-
tr�jnej bazy.
Kosmonauta wszed� do kabiny i zapyta� o po-
w�d krzyku, a gdy konstruktor wyt�umaczy�
przyczyn� swojej reakcji, kierownik wezwa�
g��wnego in�yniera i kilku innych ekspert�w.
Dlaczego chronoperyskop przekaza� obraz z Zie-
mi? Dlaczego wyodr�bni� z Czasu Przesz�ego
z�odzieja, posta� dawno minionej epoki? Prze-
niesiono chronoperyskop na s�siedni� planet�.
Tym razem konstruktor zobaczy� swoj� twarz.
Gdy przed ekranem stan�� kierownik bazy, uj-
rza� .swoje oblicze. Rzeczywisto�� odbija�a si�
w ekranie jak w lustrze. Aparatura ukazywa�a
Czas Tera�niejszy. Dopiero na trzeciej planecie
chronoperyskop umo�liwi� spojrzenie w przy-
sz�o��. Kosmonauci zobaczyli Wojn� Trzech
Planet. Bez trudu rozpoznali siebie. Dawna za-
�oga eskadry gwiazdolot�w, podzielona na trzy
zespo�y, prowadz�ce badania Kosmosu na trzech
planetach uk�adu s�onecznego Strza�y Bernar-
da, wiod�a d�ugotrwa�y i zaostrzaj�cy si� sp�r
o to, co winien ukazywa� chronoperyskop, czy
przesz�o��, czy tera�niejszo��, czy przysz�o��? �
Ka�da grupa zajmowa�a si� innym czasem
20
i pragn�a za pomoc� genialnej maszyny zg��-
bi� wszelkie tajemnice badanego okresu. K��t-
nie przemieni�y si� w bijatyk�, bijatyka w bit-
w�, bitwa w wojn�. Wojuj�ce strony zniszczy-
�y chronoperyskop, a przy okazji trzy stacje
j gwiazdoloity.
Po tym spektaklu kosmonauci d�ugo nie mo-
gli zasn��. Nast�pnego dnia eskadra opu�ci�a
planety wiruj�ce wok� gwiazdy-Strza�y i wy-
ruszy�a w dalsz� podr�. Chronoperyskop zde-
montowano, a jego cz�ci pos�u�y�y do skon-
struowania kilkudziesi�ciu ko�ysek. Zgodnie
z programem nowe pokolenie kosmonaut�w
przejmie w odpowiedniej chwili stery statk�w.
Podr� ta trwa� b�dzie wiecznie, przecie� ci�-
gle odradzaj�cy si� cz�owiek jest r�wnie� wiecz-
ny. Od czasu do czasu, gdy gwiazdoloty prze-
kraczaj� szybko�� �wiat�a, gdy szalony p�d
uskrzydla i nasyca przestrze� jaskraw� jas-
no�ci�, kto� szepce do uszu wspania�ych zdo-
bywc�w Kosmosu: �Uwa�ajcie, by nie wr�ci�
do punktu wyj�ciowego".
Wszystko zale�y od kszta�tu Wszech�wiata.
Chyba �e kiedy� nauczymy si� kszta�towa�
Kosmos. My�l ludzka, szybsza od �wiat�a, do-
trze kiedy� do tego miejsca, z kt�rego wida�
CA�OSC. Istota, kt�ra powsta�a z niczego,
pocznie tworzy� nowe �wiaty, zmienia� orbity
planet, gasi� i zapala� s�o�ca. B�dzie to pocz�-
tek ucz�owieczenia Wszech�wiata, albo prolog
epilogu.
Cz�owiek potar� zaro�ni�ty podbr�dek i wyj-
rza� przez okno. Na czarnym niebie l�ni�y po
staremu gwiazdy. Ksi�yc w�drowa� wysoko
nad chmurami, sp�niony przechodzie� nieco
chwiejnym krokiem wraca� do domu. Podmuch
wiatru str�ci� na ulic� dach�wk�, p�osz�c dwa
koty.
� A kysz! � wymamrota� pielgrzym wie-
czorny, a poniewa� wdepn�� w ka�u��, doda�
z g��bokim przekonaniem: � Z wody powsta-
�e� i w wod� si� obr�cisz.
Jak gdyby na potwierdzenie tych s��w b�ys-
n�o, zagrzmia�o i pocz�� pada� drobny deszcz,
kt�ry po kilku sekundach przemieni� si�
w ulew�.
� Potop! � wymrucza� przechodzie� i pod-
ni�s� ko�nierz marynarki. � Znowu potop!
Miasto
nie z tej planety
L�ni� i b�yszcza� w pe�nym s�o�cu, a� oczy
bola�y od blasku, kt�ry opromienia� jego wspa-
nia�� posta� od st�p do g�owy: migota�y z�o-
ciste ostrogi, bia�e �wiat�a ta�czy�y na czar-
nych, lakierowanych butach z cholewami, po-
�yskiwa�a srebrem szabla, wszystkimi kolorami
mieni�y si� brylantowe gwiazdy order�w.
Szmaragd wielko�ci kurzego jajka przytrzymy-
wa� pi�ropusz na stalowym szyszaku.
Adiutant poda� mu perspektyw� i chrz�kn��.
� M�w, m�w, nie znosz� tych wst�p�w.
� Przed nami dolina, Wasza Wysoko��.
� Istotnie, stoimy na wzg�rzu.
� W dolinie dostrze�ono miasto.
� Tak, widz�, domy otoczone murem. Do-
strzegam bastiony, to� to forteca.
� Warowny gr�d, Wasza Wysoko��.
� Nie pierwszy i nie ostatni na naszej dro-
dze.
� Lecz tego miasta nie ma na naszych szta-
bowych mapach � adiutant roz�o�y� na polo-
wym stole bia�y karton. � W tym miejscu
jest dolina, tylko dolina.
� Stara mapa. Guzdrz� si� sztabowi druka-
rze, wzniesienie warownego grodu trwa kr�cej
ni� druk map, oszale� mo�na.
� Wasza Wysoko��, to najnowsza mapa,
wszystkie szczeg�y terenu zosta�y wniesione
przez wywiadowc�w w ubieg�ym tygodniu.
Ksi��� wzruszy� ramionami. Zad�wi�cza�y
medale. Przez chwil� obserwowa� miasto, po
czym pochyliwszy si� nad map� wyst�ka�:
� Nigdy nie mia�em zaufania do wywiadu.
[Wezwij tu tego m�dral� Ginota.
Pu�kownik Ginot zameldowa� si� po up�ywie
pi�ciu minut.
� Ty� to zmajstrowa�? � zapyta� genera�
zrzucaj�c map� ze sto�u.
� Moi ludzie, Wasza Wysoko��. Czy mog�
pozna� przyczyn� pa�skiego niezadowolenia?
� Na drodze wiod�cej nas od zwyci�stwa
do zwyci�stwa zjawia si� nieoczekiwanie mia-
sto, twierdza, kt�rego twoi ludzie nie dostrze-
gli, a ty pytasz o pow�d mojej irytacji.
� Miasto?
� Chyba widzisz te mury, domy, bastiony?
� By�em tutaj przed tygodniem � wyma-
mrota� szef wywiadu. � Razem z trzema ofi-
cerami badali�my okolice. Sta�em na tym wzg�-
rzu. W dolinie nie by�o �adnego miasta, przy-
si�gam.
� A teraz jest?!
� Zdumiewaj�ce.
� Pierwsze m�dre s�owo, ale niczego nie wy-
ja�nia.
Pu�kownik Ginot zdj�� zielon� peleryn� i za-
rzuci� j� na ramiona genera�a.
� Wasza Wysoko�� zechce wybaczy� �
o�wiadczy�. � Tak b�dzie lepiej i bezpieczniej.
Blask, jaki pan roztacza wok� siebie, ksi���,
mo�e zwr�ci� uwag� nieprzyjaciela.
� Wzruszaj�ca troska � wymrucza� gene-
ra�. � Co z tym miastem?
� Proponuj� rekonesans. Przebierzemy si�
za pastuch�w.
� My?
� Ja i moi ludzie. Wejdziemy do miasta ze
stadem owiec. W nocy wywo�amy panik�, w�w-
czas Wasza Wysoko�� da sygna� do szturmu.
� Nie wyt�umaczy�e�, sk�d to miasto si�
wzi�o.
� Wyt�umacz� � zapewni� pu�kownik. �
�eby zrozumie�, musz� dotkn��.
Ksi���-genera� otulony zielon� peleryn� drze-
ma� w polowym fotelu. Wyda� ju� wszystkie
rozkazy, jakie zazwyczaj g��wnodowodz�cy
wydaje tu� przed generalnym szturmem, po-
�artowa� ze sztabowymi oficerami, nast�pnie
zjad� skromn� polow� kolacj� w towarzystwie
adiutanta i zdrzemn�� si�. �ni� w�a�nie elegan-
cki, ksi���cy sen o dworskim balu i dworskich
intrygach, gdy do namiotu wkroczy� adiutant
dzwoni�c ostrogami.
Genera� otworzy� jedno oko i warkn��:
� Niech diabli wezm� te twoje ostrogi.
� Je�li Wasza Wysoko�� rozka�e, wezm�.
Pu�kownik Ginot wr�ci� z rekonesansu � za-
meldowa�.
� Niech wejdzie � ksi��� otworzy� drugie
oko, by zobaczy� trupioblad� twarz szefa'wy-
wiadu. � Wr�ci�e�, a panika, co z panik�?! �
krzycza� genera� na dobre rozbudzony. � Mia-
�e� wywo�a� panik� w mie�cie. Wszystko przy-
gotowane do szturmu, a ty wracasz jak gdyby
nigdy nic.
� W�a�nie � wyszepta� Ginot. � Nic, czy
mog� usi���?
� Siadaj!
Pu�kownik osun�� si� na polowe krzes�o.
W stroju pastucha wygl�da� idiotycznie.
� M�w! Czekam! � zach�ca� genera�.
� W dolinie nie ma miasta.
� C� to znaczy: �nie ma"?
� Znikn�o, Wasza Wysoko��.
� Uwa�asz mnie za durnia?
� Niech B�g broni!
� Przed tygodniem nie by�o miasta, dzisiaj
w po�udnie nagle wyros�o spod ziemi i o p�-
nocy rozp�yn�o si� we mgle.
� Noc pi�kna, ksi�ycowa, nie zauwa�y�em
mgty � be�kota� rozdygotany Ginot. � Upior-
ne miasto, by� mo�e ulegli�my z�udzeniu, wzrok
niekiedy p�ata figle. Fatamorgana, tak, tak �
ucieszy� si� szef wywiadu � to fatamorgana.
� Brednie. Adiutant! Konia! Poprowadz�
wojsko do szturmu. Zapali� pochodnie i beczki
ze smo��. Na wzg�rzach otaczaj�cych dolin�
rozpali� ogniska. Podpali� las!
Wykonano rozkazy g��wnodowodz�cego. Trzy
szwadrony kirasjer�w galopowa�y ku dolinie,
pu�k grenadier�w przedefilowa� przed ksi�ciem.
By�o to naprawd� pi�kne widowisko. Genera�
zrzuci� zielon� peleryn� i znowu b�yszcza�, tym
razem w blasku pochodni. Kirasjerzy przega-
lopowali przez dolin�. Nie nawi�zano jednak
kontaktu z nieprzyjacielem. Nie dostrze�ono
najmniejszych nawet �lad�w miasta.
�- ��ki, pola, pastwiska � meldowa� zady-
szany rotmistrz. � Rozp�dzili�my stado owiec,
bior�c do niewoli trzech pastuch�w.
� Wzi�� do niewoli moich wywiadowc�w �
zdenerwowa� si� pu�kownik Ginot. � Byli
przebrani.
� Za owce? � za�artowa� rotmistrz, a ksi�-
�� wzni�s� oczy ku ksi�ycowi.
� Panowie, panowie � ingerowa�. � Kto�
zakpi� z niezwyci�onej armii. To jakie�
diabelskie sztuczki, nieczyste moce, odtr�bi�
szturm. Wracamy na pozycje wyj�ciowe. Jutro
kontynuujemy marsz na po�udnie.
Min�o sto lat.
Ze wzg�rza roztacza� si� wspania�y widok na
dolin� sk�pan� w promieniach po�udniowego
s�o�ca. By�o ciep�o, bardzo ciep�o. Genera�
zdj�� czapk�, otar� czo�o zroszone potem i za-
gada� do oficer�w sztabowych:
.� Pi�kny dzie�, panowie, cudowny dzie�,
poprosz� o map�.
Adiutant rozwin�� rulon.
.� No, tak � ucieszy� si� genera�. Pami��
mnie nie zawiod�a. Sp�jrzcie.
G�owy sztabowc�w pochyli�y si� nad map�.
.� W tym miejscu � m�wi� genera� � nie
ma miasta, a w rzeczywisto�ci istnieje. Czy�by
nasz wywiad nie zauwa�y� kilku tysi�cy do-
m�w? Czy mo�e wydzia� kartograficzny przy
sztabie g��wnym przeoczy� ten drobiazg? Po-
patrzcie, panowie.
G�owy oficer�w podnios�y si�.
� Przez lornetki, przez lornetki � przy-
pomnia� genera�. � Czy widzicie mury obron-
ne i umocnienia przypominaj�ce bastiony?
� Widzimy doskona�e � zapewni� adiutant.
� A zatem nie zaznaczono na mapie miasta-
-twierdzy. Punkt strategiczny o donios�ym zna-
czeniu zosta� zbagatelizowany. �cigamy od kil-
ku dni niedobitki nieprzyjacielskiej armii i oto
napotykamy na drodze ufortyfikowane miasto.
Oficerowie milczeli.
� Zadziwiaj�ca lekkomy�lno�� � m�wi� da-
lej genera� � a mo�e �wiadome dzia�anie? Ko-
mandor Lefebre pragnie zabra� g�os.
Szef wywiadu zasalutowa�.
� Tak jest, panie generale � otworzy� tecz-
k� i wyj�� kilka fotografii. � Map� opracowa-
no na podstawie tych zdj��, wykonanych przez
samolot wywiadowczy.
� Kiedy?
� Przed trzema dniami � poinformowa�
komandor. � Trzy dni temu sfotografowano
z samolotu dolin� i okolic�.
� Chce pan powiedzie�, �e przed trzema
dniami nie by�o miasta?
� Nieprzyjaciel opanowa� w spos�b dosko-
na�y sztuk� maskowania obiekt�w strategicz-
nych.
� I ukry� przed oczami lotnik�w stutysi�cz-
ne miasto. O kt�rej godzinie wykonano zdj�cia?
� O czwartej po po�udniu.
�� W s�onecznym �wietle?
� Tak, s�o�ce tego dnia zasz�o o dziewi�-
tej.
� Czy nie pr�bowali�cie rozpozna� tego te-
renu w inny spos�b?
� Wys�a�em oddzia� zwiadowc�w � odezwa�
si� pu�kownik piechoty. � Byli tu wczoraj,
obserwowano dolin� z tego w�a�nie wzg�rza
od sz�stej do si�dmej rano.
� I co zaobserwowano? � wycedzi� gene-
ra�.
� Nic, panie generale. Wczoraj w dolinie
nie by�o miasta.
� Skoro doprowadzili sztuk� maskowania
do perfekcji... � Genera� skrzy�owa� r�ce na
piersiach � to dlaczego teraz, w tej chwili po-
kazuj� nam miasto w ca�ej okaza�o�ci?
� Fortel wojenny � podda� komandor.
� Interesuj�ce � genera� u�miechn�� si�. �
Pan s�dzi, �e nieprzyjaciel pragnie nas wci�g-
n�� w pu�apk�?
� Usi�uje, panie generale, usi�uje.
� I damy wci�gn�� si� w pu�apk� � gene-
ra� zwin�� rulon. � Do diab�a z t� map�! Do
diab�a z maskowaniem! Podci�gn�� artyleri�,
za godzin� rozpoczniemy ostrzeliwanie twier-
dzy. Najci�sze dzia�a! Po��czcie mnie z poci�-
giem pancernym!
O godzinie drugiej pierwsze pociski spad�y
na miasto w dolinie. Huraganowy ogie� prze-
rwano po czterdziestu minutach. Gdy opad�y
dymy, stwierdzono ponad wszelk� w�tpliwo��,
�e miasto znikn�o.
.� C� to znaczy: �znikn�o"? � zapyta�
spokojnie genera� � zr�wnali�my je z ziemi�,
czy tak?
� Niezupe�nie � meldowa� pu�kownik ar-
tylerii. � Nie wida� ruin, gruz�w, rozwalonych
budynk�w, po�ar�w. Nic nie- wida�, �le m�wi�,
wida� tylko ��ki, pola, pastwiska.
� Wys�a� oddzia� szperaczy, kompani� sa-
per�w, pu�k piechoty, brygad� kawalerii, niech
sprawdz� dok�adnie, niech zagl�daj� do ka�dej
dziury. Mo�e to miasto chowa si� pod ziemi�?,
Po up�ywie trzech godzin przerwano poszu-
kiwania. Szef wywiadu poinformowa� genera-
�a:
� Pociski artyleryjskie solidnie zry�y do-
lin�. Naliczyli�my oko�o trzystu mniejszych
i wi�kszych krater�w. Stwierdzam z ca�� odpo-
wiedzialno�ci�: w dolinie nie ma najmniejszych
nawet �lad�w miasta. Saperzy wykopali kilka
tuneli, wywiercili kilka studni. Na g��boko�ci
dwustu metr�w odnaleziono fragment kolum-
ny sprzed tysi�ca lat.
� Ulegli�my wi�c z�udzeniu optycznemu �
oznajmi� genera�. � S� rzeczy na niebie i zie-
mi, o kt�rych nie �ni�o si� filozofom. Masze-
rujemy, kierunek po�udnie! Za wszelk� cen�
nale�y nawi�za� kontakt z uciekaj�cym nie-
przyjacielem.
I znowu min�o sto lat.
Sternik korpusu interwencyjnego wyl�dowa�
na wzg�rzu. Komputer przekaza� informacje:
� Wzg�rze 317, wysoko�� 624 metry nad
poziomem morza. U st�p wzg�rza rozleg�a do-
lina.
Sternik podszed� do peryskopu.
� W dolinie miasto! � zawo�a� zdumiony.
Poniewa� komputer terkota� niezrozumiale,
sternik wyda� rozkaz:
� Cisza! Niech zg�osz� si� Zast�pcy!
Sze�� pojazd�w wyl�dowa�o w pobli�u statku
flagowego. Sze�ciu Zast�pc�w pozdrowi�o Ster-
nika.
� Moi drodzy � rozpocz��. � Jeste�my
�wiadkami nieoczekiwanego pojawienia si�
miasta. Bardzo uwa�nie przegl�da�em raporty,
opracowane przez ekspert�w i wyspecjalizo-
wane maszyny. Satelita stacjonarny przekaza�
osiemdziesi�t fotografii tego terenu. Wszystko-
widz�ce kamery nie dostrzeg�y miasta. A prze-
cie� t�dy, przez dolin� wiedzie droga na po-
�udnie. Maszyny i ludzie wybra�y najlepsz�,
najbezpieczniejsz� tras�. I optymalne rozwi�za-
nie okaza�o si� bzdur�. Bo na tej najbezpiecz-
niejszej, najlepszej trasie wyros�o miasto-for-
teca. Wdzi�czny b�d� za informacje: jakim cu-
dem wzniesiono miasto w ci�gu dwudziestu
czterech godzin? Bo jeszcze wczoraj w dolinie
nie by�o miasta.
Pierwszy Zast�pca obejrza� zdj�cia wykona-
ne przez satelit� stacjonarnego.
� Fotografie doskona�e, bezb��dne � stwier-
dzi�. � Dolina i okoliczne wzg�rza widoczne
jak na d�oni. Mo�na rozpozna� najdrobniejsze
szczeg�y, ot, chocia�by te dwa g�azy po pra-
wej stronie.
� A zatem miasto w�o�y�o czapk�-niewid-
k� � powiedzia� Sternik. � Niewidzialne dla
kamer, widzialne dla oczu. Co proponujesz?
� Wkroczy� do miasta � odezwa� si� Drugi
Zast�pca. � Sto pojazd�w wejdzie od strony
zachodniej, sto od wschodu. W tym samym
czasie eskadra statk�w b�dzie kr��y� nad mia-
stem.
� Propozycja przyj�ta � Sternik podni�s�
praw� d�o�, rozb�ys�y sygnalizacyjne zwier-
ciad�a. Zaprogramowane maszyny przyst�pi�y
do realizacji zadania.
Zaledwie jednak pierwsze pojazdy dotar�y
do doliny, s�o�ce przys�oni�a granatowa chmu-
ra. B�yskawica rozdar�a niebo i lun�� deszcz.
� ��ki, pola, pastwiska � nadawali dcwed-
cy pojazd�w. � Deszcz roztopi� miasto.
� Bo by�o z cukru, z lukru � kpi�' Ster-
nik. � Jeszcze jeden zamek na lodzie. Fan-
tasmagoria.
� To miejsce posiada swoj� histori� � prze-
m�wi� Trzeci Zast�pca. � Interesuje mnie
przesz�o�� Ziemi. W centralnym archiwum od-
nalaz�em mikrofilmy gazet z dawnych lat. Pa-
ryski dziennik z 1814 roku poda� wiadomo��
zatytu�owan�: �Zaczarowane miasto": Adiutant
ksi�cia genera�a by� �wiadkiem dziwnego wy-
darzenia. Nieznane miasto pojawi�o si� w do-
linie i znikn�o.
�Wiadomo�ci Wieczorne" z 1914 roku poin-
formowa�y swoich czytelnik�w o fortelu wo-
jennym iluzjonist�w wojskowych. �Nieprzyja-
ciel schowa� miasto. Nasza waleczna armia gro-
mi wroga na wszystkich frontach. Kto rozwi��e
zagadk� znikaj�cej twierdzy?"
� Mo�e w tym roku zdo�amy rozwi�za� za-
gadk�? � zabra� g�os Czwarty Zast�pca. �
Rok 2014 zamyka okres pi��dziesi�cioletnich
prac badawczych nad zjawiskami pozaziemski-
mi. Rozwik�ali�my wiele tajemnic, usi�uj�c zro-
zumie� wp�yw Kosmosu na nasze �ycie. Spr�-
bujmy zrekapitulowa� znane nam fakty. Po
pierwsze, mamy do czynienia ze zjawiskiem
cyklicznym, miasto zjawia si� i znika co sto
lat, po drugie � dzieje si� to w�wczas, gdy
armie zamierzaj� wkroczy� do doliny, a wi�c
jak gdyby ostrzegano wojska przed nieznanym
niebezpiecze�stwem.
� We wszystkich trzech wypadkach � rzek�
Pi�ty Zast�pca � zbagatelizowano ostrze�enia.
Przed stu laty po silnym obstrzale artyleryj-
skim przeszukano dolin� i na g��boko�ci dwu-
stu metr�w �o�nierze odnale�li szcz�tki antycz-
nej kolumny. Dow�dcy zabrak�o wyobra�ni
i przerwa� poszukiwania. Nie dopatrzy� si�
zwi�zku mi�dzy starym znaleziskiem a znika-
j�cym miastem.
� Czy taki zwi�zek istnieje? � zapyta�
Sternik.
� Mo�e istnie� � odpar� Sz�sty Zast�pca. �
Dysponujemy znakomitymi sondami, sprawny-
mi maszynami, niech ustal�, co kryje Ziemia.
Korpus interwencyjny okr��y� dolin� i po-
w�drowa� na wyznaczone pozycje. Po up�ywie
miesi�ca zesp� uczonych przes�a� Sternikowi
nast�puj�cy raport:
�Na g��boko�ci dwustu do dwustupi��dzie-
si�ciu metr�w pod ziemi� znajduj� si� ruiny
rozleg�ej metropolii wzniesionej przed dziewi�-
cioma tysi�cami lat. Miasto otoczono wysoki-
mi murami obronnymi. Zastanawia architektu-
ra fortyfikacji. Maszyny odnalaz�y ca�y labi-
rynt podziemnych korytarzy. Niemal ka�dy
dom ma wielopi�trowe schrony. Trzy pi�tra
w g�r�, trzy pi�tra w d�. Im wy�szy budy-
nek, tym g��biej si�gaj� podziemne kondygna-
cje. Pod miastem zbudowano drugie miasto.
Odkryli�my wielkie podziemne zbiorniki wody
i ogromne magazyny �ywno�ciowe. Mieszka�cy
miasta w dolinie byli przygotowani na naj-
gorsze. Oczekiwali wieloletniego obl�enia albo
kataklizmu. Wkr�tce wy�lemy drugi raport".
By� bardzo lakoniczny:
�Aparaty wykry�y �r�d�o silnego promienio-
wania. W dolinie pozosta�y zdalnie sterowane
maszyny. Prowadzimy intensywne badania".
Trzeci raport zawiera� wi�cej szczeg��w:
�Zlokalizowali�my teren ska�ony wt�rnym
promieniowaniem. Jest to centrum miasta,
okr�g�y plac o �rednicy sze�ciuset metr�w. Pod
pJacem podziemne jezioro, pod jeziorem �
schrony. Tutaj promieniowanie nie dotar�o.
Zachodnia dzielnica miasta zniszczona burz�
ogniow�. Na ruinach wzniesiono drugie, mniej-
sze miasto. Por�wnanie zdj�� tego obiektu
z fotografiami miasta-widma pozwala stwier-
dzi�, �e to w�a�nie odbudowane miasto ukazuje
si� co sto lat. Prawdopodobnie zrzucono na nie
bomby neutronowe, kt�re zabijaj� ludzi, nie
niszcz�c dom�w i rzeczy. Czy to oznacza, �e
przed dziewi�cioma tysi�cami lat istnia�a na.
naszej planecie cywilizacja naukowo-technicz-
na, kt�ra wywo�a�a kataklizm lokalny? Czy te�
nale�y s�dzi�, �e nad dolin� eksplodowa� wiel-
ki meteoryt, b�d� mia�a miejsce katastrofa
statku mi�dzyplanetarnego, czy te� gwiazdolo-
tu? W tej fazie bada� nie odpowiemy na te
pytania. Nie potrafimy r�wnie� wyja�ni�
w spos�b przekonywaj�cy zjawiska pojawiania
si� i znikania wizji miasta. W dolinie od wielu
tysi�cy lat dzia�aj� si�y trudne do zdefiniowa-
nia. W szczeg�lnych warunkach, gdy s�o�ce
jest w zenicie, gdy setki tysi�cy ludzi usi�uje
wkroczy� do doliny, silne biopr�dy wywo�uj�
obraz miasta-twierdzy. Dlaczego tak si� dzieje?
Powiedzmy, �e ONI, nasi przodkowie, pragn�
nas ostrzec przed powt�rzeniem b��du samo-
zag�ady. Je�eli odrzucimy ostatecznie fanta-
styczne hipotezy o drugim, bli�niaczym �wie-
cie, egzystuj�cym w s�siedztwie naszego �wia-
ta, je�eli uznamy za absurdalne sugestie fan-
tast�w o Innym Wymiarze, w kt�rym czas
utrwala wszystkie minione godziny, pozosta-
nie jedynie przekonanie o niedoskona�o�ci na-
szych umys��w, a przecie� tak bardzo pragnie-
my zrozumie�".
Sternik postanowi� pogaw�dzi� ze swoimi
Zast�pcami w czasie obiadu. Podano indyka na-
dziewanego truflami.
� Korpus interwencyjny � m�wi� Ster-
nik � zajmie wkr�tee zagro�one tereny na
Atlantyku. Dowiedzieli�my si�, �e mieszka�cy
wysp pragn� za wszelk� cen� wyzwcli� energi� �
atomu. Przedstawiciele ziemskiej cywilizacji
kilkakrotnie rozbijali atom. Efekty znane s�
dobrze. Cenimy eksperymenty naukowe, jed-
nak pragniemy jak najd�u�ej delektowa� si�
smakiem aromatycznych potraw.
Podano przepi�rki nadziewane m�zgiem.
W�wczas Sternik oznajmi�:
� M�zg istoty ludzkiej stale rozwija si�.
Miasto nie z tego �wiata, jego tr�jwymiarowy
obraz przypomina o czasach zamierzch�ych,
gdy cz�owiek traci� instynkt samozachowaw-
czy", gdy traci� zmys� smaku.
Wniesiono ryby: karpia re�skiego a la Cham-
bord i szczupaka szpikowanego w kremie ra-
k�w, a potem szparagi.
Jedli w nabo�nym milczeniu, bo o czym by�o
tu m�wi�. A
Parking
To by� bardzo du�y parking. I pi�knie usy-
tuowany. Mi�dzy sosnami na skraju lasu, przy
autostradzie. M�g� pomie�ci� dwie�cie samo-
chod�w. Ludzie zostawiali tu swoje wspania�e
wozy, prom przewozi� ich na drug� stron� rze-
ki do karczmy s�yn�cej z pysznej baraniny
i wyst�p�w znakomitych iluzjonist�w. Pi��-
dziesi�t stolik�w, przy ka�dym cztery miejsca,
pod baldachimem na werandzie drugie tyle.
Mi�dzy drzewami rozwieszono lampiony.
� Okropne � powiedzia�a do mnie doktor
Garra i westchn�� ci�ko. � Irytuj�ce. Sce-
neria jak ze z�ego snu.
� Kt�re sny s� dobre? � zapyta�em �
a kt�re z�e?
� �li ludzie �ni� z�e sny.
� Ja �ni� dobre.
� I jeste� dobry.
� Jestem z�y.
� Raczej w�ciek�y. I dlatego uciek�e� z mia-
sta.
� Spe�niaj�c twoje �yczenie.
� Zalecenie lekarza. Od trzech tygodni m�-
cz� nas straszliwe upa�y.
� Tak, tutaj ch�odniej. Dzi�kuj�, doktorze.
Zjedli�my kolacj�, potem magik z Wenecji
pokazywa� zadziwiaj�ce sztuki. Doktor drzema�.
� Obud� si� � po�o�y�em d�o� na jego ra-
mieniu � spektakl sko�czony.
� Mia�em sen.
� Z�y czy dobry?
� Dziwny, �ni�em, �e siedz� z tob� w karcz-
mie i oklaskuj� iluzjonist�.
� Wi�c to nie by� sen. P�no. Wracamy.
To by� bardzo du�y parking. Na dwie�ci* sa-
mochod�w. Sta�y w o�miu rz�dach. Wszystkie
bia�e, identyczne.
� Tw�j samoch�d � powiedzia� doktor Gar-
ra � rozmno�y� si�. Nie rozumiem, jakim cu-
dem. Gdy przyjechali�my, sta�y tu r�ne wo-
zy, bia�e, czerwone, ��te, czarne, ma�e, du�e,
d�ugie, kr�tkie, nie znam si� na markach. A te-
raz widz� tylko bia�e, takie jak tw�j. Czy�by
ten magik...
� Nie, nie � przerwa�em � magik, co za
pomys�! To przekracza jego mo�liwo�ci.
W�drowali�my mi�dzy samochodami, zagl�-
daj�c do wn�trza woz�w. By�y inne, zupe�nie
inne. Odetchn��em z ulg�. Obawia�em si�, �e
zobacz� m�j p�aszcz, moje r�kawiczki, moj�
maskotk� w dwustu kopiach.
� Zabawny zbieg okoliczno�ci � powiedzia-
�em do doktora. � Tamte auta odjecha�y,
przyjecha�y inne.
� Dwie�cie bia�ych woz�w?
� Teraz bia�e wozy s� bardzo modne.
� Tw�j samoch�d to bodaj�e lancia.
� Tak, bia�e lancie s� modne.
� Nonsens � Garra zdenerwowa� si�.
Wtedy podszed� do nas stra�nik parkingu,
wysoki, ciemnosk�ry m�czyzna i zapyta�:
� Panowie nie mog� znale�� swojego wozu?
� Bo wszystkie s� jednakowe! � zawo�a�
doktor � kto� bawi si� naszym kosztem.
� Poprosz� o numerek.
Poda�em stra�nikowi okr�g�� blaszk�.
.�� Siedemdziesi�t osiem. W�z pan�w stoi w
trzecim rz�dzie, czwarty licz�c od samotnej
sosny.
Tak, to by� istotnie m�j samoch�d. Zaj��em!
miejsce za kierownic�, doktor usiad� obok_
� No, c� � wymrucza� � jedziemy!
Po kilku minutach Garra powiedzia�:
�� One jad� za nami.
Spojrza�em w lusterko. Po autostradzie su-
n�� t�um bia�ych samochod�w.
� Zawsze by�em przeciwnikiem motoryza--*
cji � zwierza� si� nieoczekiwanie doktor.
>� Nies�usznie � zaprotestowa�em � samo-
ch�d to wspania�y wynalazek.
� Eee! � pow�tpiewa� doktor.
� Niejednemu cz�owiekowi uratowa� �ycie.
� Tysi�ce ludzi ginie codziennie pod ko�ami
samochod�w.
Ja swoje, Garra swoje. Nikt nikogo nie prze-
kona�. Najsprawniejsze maszyny elektroniczne,
nie zdo�a�y obliczy�, przynajmniej do tej pory,
czego wi�cej w karierze samochodowej, strat
czy zysk�w. Gdy przypomnia�em o dobrodziej-
stwach szybkiego transportu, doktor m�wi�
o spalinach zatruwaj�cych atmosfer� ziemsk�,
Nie mogli�my w �aden spos�b dogada� si�. Od.
czasu do czasu spogl�da�em na licznik. P�dzi-
li�my z szybko�ci� stu czterdziestu kilometr�w
na godzin�.
� Sto czterdzie�ci pi�� � stwierdzi� Gar-
ra � nie mo�emy ich zgubi�, mkn� niczym1
stado g�odnych wilk�w.
� Bia�e wilki � zdziwi�em si�, niezbyt za>
chwycony tym por�wnaniem.
*� Bywaj� i bia�e. Widzisz ich �lepia?
� Widz� �wiat�a reflektor�w.
*� To widma, upiory � dramatyzowa� dok-
tor � podziwiam tw�j spok�j. Ni st�d, ni zo-
w�d pojawi�y si� na parkingu, dwie�cie iden-
tycznych samochod�w, a teraz p�dz� za nami.
Co robisz! � zawo�a�. � Dlaczego zwalniasz?
One nas stratuj�, zniszcz�, unicestwi�.
� One r�wnie� zwalniaj�.
� Istotnie � doktor odetchn�� z ulg� � co
zamierzasz?
� Zatrzymam si� na polanie. Znam dobrze
ten las. Skr�cimy teraz w prawo i w�sk� drog�
dojedziemy do polany. Co widzisz?
� One sun� za nami g�siego. Niesamowite.
� Niesamowite? Raczej zabawne.
Tak, to niecodzienne wydarzenie bawi�o
mnie.
� Pi�kna ksi�ycowa noc � powiedzia�em,
lawiruj�c mi�dzy drzewami � wje�d�amy na
polan�. Uchyl drzwi. Zatrzymam w�z w pobli-
�u tamtego pnia, wtedy wyskoczymy z auta
i co si� w nogach w g�stwin�. Tamt�dy nie
przejedzie �aden samoch�d.
� Wybornie � ucieszy� si� doktor. � Po
tamtej stronie g�sty las. �wietny pomys�. A co
z naszym wozem?
� Do diab�a z nim!
� Do diab�a! � zgodzi� si� Garra.
� Uwaga, zwalniam, wyskakuj!
Mi�o�� uskrzydla dusze, strach nogi. By� to
wspania�y bieg, trzysta metr�w pokonali�my
w olimpijskim czasie. Jeszcze dwa, trzy susy
i opar�szy si� plecami o sosn�, wysapa�em:
� No, jeste�my bezpieczni.
� Mam nadziej�. Sp�jrz, one wje�d�aj� na
polan�, otaczaj� tw�j samoch�d, nieruchomiej�.
W �yciu nie widzia�em czego� podobnego. To
nie auta, to sfora ogar�w, kt�re osaczy�y dzika.
� Sk�d u ciebie ta sk�onno�� do przeno�-
ni? � zapyta�em. � Zapewne w wolnych
chwilach piszesz wiersze. Rozmowy z pacjenta-
mi nu��, wyja�awiaj� wyobra�ni�. Panie dokto~
rze, boli mnie tu, poni�ej stawu biodrowego,
i tu...
� Przesta�. Co za cisza. Upiorne widowisko.
Bia�e samochody, dwie�cie woz�w bez kierow-
c�w.
� A wi�c zauwa�y�e�?
i� Tak, to zupe�nie puste wozy.
*� ,W ziemskim tego s�owa znaczeniu.
5� Nie rozumiem.
c� Znamy r�ne rodzaje kosmicznej materii.
f� Na przyk�ad?,
�� Bywa materia niewidzialna.
5� Bajki.
� Kto wi�c prowadzi te wozy?
Doktor milcza�, oddycha� ci�ko, wytrzesz-
czy� oczy, usi�uj�c dostrzec niewidzialnych kie-
rowc�w.
�3 Kosmiczna materia � wymamrota� wresz-
cie � kiedy� czyta�em rozpraw� naukow�
o zwi�zkach Kosmosu z nasz� planet�, z cz�o-
wiekiem. O innych �wiatach, zamieszka�ych
przez istoty, b�d�ce wiernymi kopiami ludzi.
Podobno we Wszech�wiecie istniej� miliony
planet, takich samych jak Ziemia. Konstrukto-
rzy kosmiczni uznali, �e zbudowali arcydzie�o
godne uwielokrotnienia. Przecie� i my kopiu-
jemy i reprodukujemy dzie�a mistrz�w.
Nie przerywa�em. Garra wpatrywa� si� w
ol�niewaj�co bia�e samochody i monologowa�
natchniony �wiat�em ksi�yca:
� Przed laty na tych terenach przeprowa-
dzono podziemne eksplozje nuklearne. Wywo-
�a�y wiele zak��ce� w przyrodzie. S�dz�, �e
[wybuchy wyzwoli�y si�y, czynne do dnia dzi-
siejszego.
� Jakie si�y? O czym ty m�wisz?
r� �wiaty harmonijne, istniej�ce w wielo-
Sryjniarowej przestrzeni pocz�y zbli�a� si� dJ
siebie i przenika�. Tam na parkingu nast�pi�a
kosmiczna kraksa i zobaczyli�my obraz twoje-
go auta jak gdyby odbity w dwustu lustrach.
� A dlaczego nie zobaczyli�my, dlaczego nie
widzimy siebie? Tylko samochody? Twoja hi-
poteza to czysta fantazja. Dok�d idziesz?
� Na polan�. Chc� przyjrze� si� tym sa-
mochodom.
.� Uciekali�my przed nimi. .
� Niepotrzebnie.
� Zdumiewaj�ca pewno�� siebie i podziwu
godna wszechwiedza.
�� Ja wiem, �e one nie wyrz�dz� nam
krzywdy � co powiedziawszy, doktor wkroczy�
odwa�nie na polan� i nie namy�laj�c si� wiele,
otworzy� drzwiczki pierwszego wozu. � Przy-
tulne wn�trze � oznajmi�. � Usi�d�, a ty
uwa�aj. Je�li potrzeba, interweniuj.
iWszed� do �rodka i natychmiast znikn��. Po-
winienem interweniowa�, ale w jaki spos�b?
t)o najbli�szego motelu pi�� kilometr�w.
� Na co czekasz � us�ysza�em g�os dokto-
ra � wsiadaj!
� Gdzie jeste�? Znikn��e� mi z oczu.
� Siedz� w aucie.
C� mia�em pocz��, wsun��em si� do wozu.
� Zamknij drzwi, szybciej � komendero-
wa� Garra.
Wykona�em polecenie i w tym momencie zo-
baczy�em doktora i plecy kobiety siedz�cej za
kierownic�.
� Ta pani poprowadzi w�z � wyja�ni�
doktor � i b�dzie naszym cicerone. Sp�jrz,
ksi�yc znikn��, pi�kny s�oneczny dzie�, cu-
downy krajobraz, wiatraki na wzg�rzach, na
zboczach plantacje winoro�li, soczysta ziele�
��k i sady owocowe, po obu stronach drogi
tysi�ce r�.
� Pi�kna kraina � m�wi�em nieco oszo�o-
miony � lecz jakim cudem znale�li�my si�
tutaj?
W�wczas odezwa�a si� kobieta prowadz�ca
samoch�d:
� Niepok�j, l�k, zdumienie, kt�re tak cz�-
sto odczuwacie, �wiadcz� o niedoskona�o�ci
zmys��w.
'� Pani zmys�y s� doskonalsze? � zapyta-
�em.
� �yj� po prostu w innym �wiecie � od-
par�a zatrzymuj�c nagle w�z n