9550

Szczegóły
Tytuł 9550
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9550 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9550 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9550 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Pitigrilli KOKAINA 1 W klasztorze Ojc�w Barnabit�w nauczy� si� �aciny, s�u�enia do mszy, krzywoprzysi�stwa. Trzy rzeczy, kt�re w ka�dej chwili �ycia mog� si� przyda�. Kiedy sko�czy� szko��, zapomnia� o nich. Przez par� lat studiowa� medycyn�, ale podczas egzaminu z patologii, a w�a�ciwie patologii chirurgicznej, powiedziano mu: - Nie mo�emy pozwoli� na to, aby pan zdawa� egzamin z monoklem w oku. Albo wyjmie pan monokl, albo przerwiemy egzamin. - Nie b�d� wi�c zdawa� - odpowiedzia� Tito i wsta�. I zrzek� si� egzaminu dyplomowego. Mia� zwyczaj �u� gum�, kt�r� przysy�a� mu wuj z Ameryki, jako zadatek na spadek, i pali� tanie papierosy. Kiedy wpada�a mu w oko jaka� kobieta, zapisywa� jej imi� w notesie, w szeregu imion kobiet, kt�re mu si� ju� przedtem podoba�y; kiedy za� ta, kt�rej imi� zapisa�, sprzykrzy�a mu si�, radzi� si� swego dzienniczka - teraz kolej na Luizell�. I szed� do Luizelli: �W�a�nie przyszed� czas na pani�, i prosz� si� �pieszy�, bo czeka ju� Mariuccia�. Kiedy spotyka� Mariucci�, m�wi� do niej: �Na ciebie kolej jeszcze nie przysz�a. Najpierw Luizella� Poniewa� nie nosi� w�s�w, mia� zwyczaj skubania brwi. - Dlaczego pan ci�gle skubie brwi? - spyta�a go pewnego dnia m�oda dama. - Ka�dy skubie takie w�osy, jakie ma, zale�nie od wieku i p�ci odpowiedzia� Tito. M�oda dama uwa�a�a go za bardzo dowcipnego i pokocha�a go. Panna ta by�a jego s�siadk� i mia�a dwadzie�cia lat. S� to rzeczy, kt�re zdarzaj� si� m�odym ludziom obojga p�ci, kiedy maj� sko�czonych dziewi�tna�cie lat, a nie wkroczyli jeszcze w dwudziesty pierwszy rok �ycia. Ale ku tym latom spogl�damy p�niej z �alem i my�limy o nich, jak o cudownych czasach, kt�rych nie u�yli�my nale�ycie. Nazywa�a si� Maddalena i chocia� chodzi�a do szko�y stenotypistek, by�a uczciw� dziewczyn�. W czasie niedzielnych przechadzek matka w�asn� piersi� ochrania�a dwudziestoletni� dziewiczo�� c�rki. Ojciec, jeden z tych staromodnych ludzi, kt�rzy licz� jeszcze na talary i grosze, czeka� co wiecz�r z cygarem w ustach i okularami zsuni�tymi na czo�o na jej powr�t, a kiedy sp�nia�a si� o dziesi�� minut, bada� j�, wymachuj�c przy tym w powietrzu jak mieczem starym zegarem, kt�ry mia� ju� sto lat, i kt�ry nakr�cano za pomoc� klucza. Wiedzia�, �e dziewczyny zaczynaj� od sp�nienia pi�ciominutowego, a ko�cz� na sp�nieniu czternastodniowym. Ca�a etyka seksualna polega w gruncie rzeczy na tym, aby unikn�� u m�odych dziewcz�t niebezpiecze�stwa op�nie�. Podstawy moralne tego ojca i tej matki by�y nie do obalenia. Pewnego dnia, kiedy zauwa�ono, �e Maddalena ca�owa�a si� z Titem, studentem medycyny, ich s�siadem, posypa� si� z ust szlachetnej matki i rozbrzmia� na schodach grad wymys��w z dziedziny zoologii. Potem przesz�a do wyra�e� z dziedziny medycyny s�dowej (jak: zdegenerowany, deprawator, satyr), a kiedy repertuar i p�uca wyczerpa�y si�, chwyci�a dziewczyn� za rami� i poci�gn�a do domu. Nast�pnego dnia Maddalena wst�pi�a do zak�adu poprawczego dla upad�ych lub zagro�onych dziewcz�t, gdzie przeby�a dziesi�� miesi�cy, to znaczy a� do pe�noletno�ci, bo matka - chocia� uboga, ale uczciwa - i ojciec cho� ubogi, ale bez skazy - nie mogli pozwoli� na to, aby ich c�rka zesz�a na manowce. W kr�lewskim zak�adzie poprawczym zetkni�cie si� z zepsutymi towarzyszkami zosta�o z�agodzone codziennymi wizytami pobo�nych arystokratycznych dam, kt�re sw� obecno�ci�, s�owami, i przyk�adem, ukazywa�y wychowankom kwiecist� drog� cnoty. Ale te wysch�e, brodate panie, bez piersi i bez jajnik�w, oddzia�ywa�y na wychowanki w cudownie jednoznaczny spos�b, kieruj�c ich chwiejn� wyobra�ni� na drog� wyst�pku. Wielkim b��dem jest powierza� nawracanie na drog� cnoty brzydkim, odpychaj�cym kobietom. Reformatorzy kwestii kobiecej powinni wybiera� najpi�kniejsze kokoty i prosi� je, aby zwiedza�y domy poprawcze, daj�c wychowankom do zrozumienia, �e kobiety te sta�y si� tak pi�kne, poci�gaj�ce i uwodzicielskie, �yj�c w skromno�ci i cnocie. Podczas kiedy stare, brzydkie i brodate panie mog�yby s�u�y� jako przyk�ad, do jakiego nieszcz�cia popycha wyst�pek i nieposkromiony spos�b �ycia. Starsze kole�anki uczy�y Maddalen� wszelkich sztuk, od sztucznie wywo�anego poronienia a� do okradania go�ci. Przesz�a te� przygotowawczy, teoretyczny kurs prostytucji. A kiedy opu�ci�a zak�ad, aby powr�ci� do domu, przebaczy�a rodzicom nad wyraz surowy �rodek, do kt�rego si� dla jej dobra przed rokiem uciekli. Rodzice ze swej strony wybaczyli jej b��d m�odo�ci, ale wyja�nili przy tym, �e ich dobre imi� nie pozwala na to, aby mieli z ni� cokolwiek wsp�lnego. Wkr�tce po powrocie do domu Maddalena nazwa�a si� Maud, zosta�a kochank� wielkiego przemys�owca i bardzo bogatego duchownego. Jej rodzice, biedni, ale szlachetni, nie przeszkadzali w tej karierze, matka mia�a prawo dowiadywa� si� codziennie o jej zdrowie i zabiera� resztki z kuchni. Ojciec o�wiadczy�: �Nie, nie, nic nie przyjm�!� Ale przyjmowa� nawet pieni�dze, pali� cygara przemys�owca i pi� likiery duchownego. Z p�aszcza duchownego zrobi� sobie wspania�y surdut, kt�ry nosi� w czasie wielkich uroczysto�ci i wizyt u c�rki. Poniewa� za� ta nabra�a zwyczaju wyrzucania zupe�nie jeszcze nowych pantofli i po�czoch, ojciec sprzedawa� je korzystnie, a uzyskane pieni�dze dzieli� na dwie r�wne cz�ci: dla siebie i dla �ony. Kiedy Tito dowiedzia� si�, �e Maddalen� zamkni�to w domu poprawczym, wpad� zrozpaczony do poci�gu jad�cego do Francji i w osiemna�cie godzin p�niej wysiad� w Pary�u: W kieszeni mia� niewiele stulirowych banknot�w i �adnych list�w polecaj�cych. Wszyscy ludzie, kt�rzy utorowali sobie w �yciu drog�, odje�d�ali bez list�w polecaj�cych. Uda� si� zaraz do litografa i zam�wi� sto kart wizytowych, kt�re tego samego dnia otrzyma�. Prof. dr Tito Arnaudi Prof. dr Tito Arnaudi Prof. dr Tito Arnaudi Odczyta� prawie ka�d� kart�... Kiedy doszed� do setnej, by� przekonany, �e naprawd� jest doktorem i profesorem; aby innych przekona�, nale�y przede wszystkim przekona� samego siebie. Pierwsz� kart� pos�a� temu pedantowi, kt�ry rozkaza� mu wyj�� monokl z oka i kt�ry tym samym przeszkodzi� mu w z�o�eniu ko�cowego egzaminu. Po c� egzamin, skoro karta wizytowa oddaje te same us�ugi co dyplom? W��cz�c si�, trawiony melancholi� pierwszych dni, po bruku bulwar�w, patrzy� w niebo, jak gdyby szukaj�c odpowiedniego miejsca na stryczek, aby si� powiesi�, i w�wczas to spotka� szkolnego koleg�. - Pami�tam ci� doskonale! Uczy�e� si� dat historycznych tak, jak gdyby to by�y numery telefon�w. koronacja Karola Wielkiego 8-0-0, odkrycie Ameryki l4-9-2. - Czy od dawna tu jeste�? Gdzie jadasz? . - �Diners de Paris� - odpowiedzia� tamten. - Przyjd� i ty. Cz�owiek dobrze si� tam czuje. - Czy bywasz tam codziennie? - spyta� Tito. - Codziennie. - Ale trzeba mie� godn� pozazdroszczenia wytrwa�o��, aby jada� zawsze w tej samej restauracji. - Nie - odpowiedzia� tamten - je�li si� robi to, co ja. - A co ty robisz? - Jestem kelnerem. Tito Arnaudi zacz�� sto�owa� si� w �Diners de Paris�. - Co trzeba zrobi�, by w tym lokalu znale�� kochank�? - spyta� przyjaciela. - Zaczepia si� dam� i proponuje jej co� do picia. Ona przyjmuje. Zapraszasz j� na obiad i ona, je�eli nie ma zobowi�za� wobec innego, idzie z tob� do ��ka. Na drugi dzie� Tito Amaudi zbli�y� si� do m�odej damy i zaproponowa�jej, aby si� z nim napi�a, aby z nim zjad�a obiad, i um�wi� si� z ni� na nast�pny dzie� przed teatrem. - Kupi� bilety. - Niech pan kupi. - Czy pani przyjdzie? - Rozumie si�, �e przyjd�. - Na pewno? - Sans blague. Panienka by�a �adna. Opowiedzia�a, �e jest manekinem u wielkiego krawca w dzielnicy Opery. Elegancka, �ywa, efektowna, mia�a wszelkie warunki na idealn� kochank�. Za granic� nie mo�na �y� bez kochanki. Kiedy nie mo�na zdoby� sobie kogo� takiego, jest si� zmuszonym po miesi�cu wr�ci� do kraju. Oto kobieta, dla kt�rej zapominasz o ojczy�nie, zmieniasz miejsce pobytu i wyrzekasz si� swojej narodowo�ci. Gdy tylko przyje�d�amy do obcego miasta, ogarnia nas uczucie bezdennej samotno�ci. My�l powraca uparcie do krajobrazu, mur�w, ulic, kt�re opu�cili�my. Ale kiedy spotykamy kobiet�, kt�ra gotowa jest nam si� odda�, staje si� ona dla nas natychmiast nowym �wiatem, now� ojczyzn�, jej szczera lub udana czu�o�� otacza nas niby ochronna tarcza. Staje si� dla nas ostoj�, przytu�kiem. Kobieta jest dla cudzoziemca cz�stk� ojczyzny na obcej ziemi. Komitet emigracyjny powinien utworzy� na granicach stacje, na kt�rych kobiety by�yby przydzielane samotnym podr�uj�cym. Tito by� niezmiernie szcz�liwy. Znalaz� kobiet�, i na drugi dzie� zobaczy j� znowu. Z t� pewno�ci� w sercu, a raczej na ustach - gdy� powtarza� to sobie bez przerwy - rozpocz�� w�dr�wk� po Pary�u, ogl�daj�c wystawy sklepowe. Pary� mu si� podoba�. Kobieta jest kryszta�owym pryzmatem, przez kt�ry rzeczy wydaj� si� pi�kne. Po up�ywie trzech dni kelner spyta� Tita: - Czy znalaz�e� kochank�? - Nie m�w mi o tym - odpowiedzia� Tito. - Kobiecie, kt�r� spotka�em w kawiarni, ofiarowa�em bilet na �La Pie qui chante�. P� godziny przed rozpocz�ciem widowiska by�em przed teatrem i czeka�em na ni�. O dziewi�tej panienka jeszcze si� nie zjawi�a. Bilety kosztowa�y mnie pi��dziesi�t frank�w siedemdziesi�t centym�w. Wej�� samemu? Puste miejsce ko�o mnie zepsu�oby mi widowisko. Nie wej��? Bilety w kieszeni zatru�yby mi krew w �y�ach. Staj� wi�c w drzwiach teatru, aby zwr�ci� uwag� ludzi, kt�rzy nie maj� jeszcze biletu. Jaki� starszy pan z �on� i lornetk� zap�aci� mi bez s�owa, dodaj�c pi�� frank�w na piwo. Wzi�� mnie widocznie za handlarza bilet�w. Nie przyj��em napiwku. Tamten pomy�la�, �e nie jestem zadowolony z pi�ciu frank�w i ofiarowa� mi dziesi��. J�kaj�c si�, kiepsk� francuszczyzn�, odm�wi�em znowu, wielkopa�skim ruchem Curiusa Dentatusa odtr�caj�cego dary Samnit�w. W�wczas cz�owiek ten, zgrzytaj�c z�bami i nazwawszy mnie z�odziejem, ofiarowa� mi dwadzie�cia frank�w. - A ty? - spyta� przyjaciel. - Czu�em si� zmartwiony. - I rzuci�e� mu jego dwadzie�cia frank�w w twarz? - Tak przypuszczasz? Gdyby to by�o pi�� czy dziesi�� frank�w... Schowa�em je do kieszeni. - Doskonale! A tamta kobieta? - Wi�cej jej nie widzia�em. Oto przesz�y pierwsze dni i Tito przyzwyczai� si�. Spotkawszy kobiet�, kt�r� si� na jedn� chwil� zachwyci�, zapomnia� o Maddalenie. A zapomniawszy o niej raz, wi�cej jej sobie nie przypomina�. G�upio, ale prawdziwie. Kobiety s� w naszych sercach, jak plakaty na murach. Aby zas�oni� pierwszy, naklejamy drugi, kt�ry go zupe�nie przykrywa. Mo�e jeszcze dop�ki klajster jest mi�kki, a papier wilgotny, prze�wiecaj� barwy dawnego plakatu. Ale wkr�tce nie ma po nim �ladu. Je�eli za� ostatnio przytwierdzony afisz odkleja si�, wtedy zostaj� usuni�te obydwa razem, a pami�� i serce staj� si� nagie, jak mur. Ka�dego wolnego wieczora kelner oprowadzal Tita po Pary�u. - Kiedy si� cz�owiek w��czy po mie�cie, mo�e znale�� posad� m�wi� kelner. - Ale nigdy wtedy, kiedy si� zwraca do biur po�rednictwa pracy. Gdyby� chcia� by� kelnerem jak ja, znalaz�bym ci posad�. To nie jest ci�ka praca. Wystarczy, aby� by� uprzejmy dla klient�w. Kiedy jeste� w kuchni, mo�esz nawet naplu� w p�misek, ale ten p�misek musisz z gorliwym u�miechem, zgi�ty w uk�onie, poda� klientowi. Ka�dy pracownik ma potrzeb� przekonania samego siebie, �e nie jest parobkiem i �e w pewnej mierze przewy�sza osob�, kt�rej s�u�y. Ostatni samodzielny urz�dnik w biurze, dozorowany przez wielu wy�szych od siebie urz�dnik�w, u�ywa sobie na pierwszym podw�adnym; najbiedniejszy wo�ny w s�dzie zn�ca si� nad go�cem, aby nie mie� poczucia, �e jest ostatni pomi�dzy ostatnimi. Goniec wymy�la publiczno�ci. Najgorszy spo�r�d ludzi zn�ca si� nad dzieckiem, kt�re mu wchodzi w drog�; dziecko maltretuje psa. Ca�e �ycie jest drabin� nikczemno�ci. Musimy zawsze o tym pami�ta�, �e kto� stoi ni�ej od nas i �e jest od nas s�abszy. Kelner pluj�c w p�misek go�cia wyobra�a sobie, �e poni�a tego, kt�ry jego poni�a, bo go tyka i daje mu napiwek. Mo�e nie odpowiada ci, jeste� pe�en przes�d�w, my�l, �e b�dziesz komu� s�u�y�, ale wszyscy s�u�ymy tak czy inaczej. Nawet prezydent s�u�y. Tak samo wielka kurtyzana, kt�ra bierze pi�� tysi�cy frank�w za to, �e pozwala sobie podnie�� koszul�. Albo gie�dziarz, kt�ry jedn� rozmow� telefoniczn� zarabia p� miliona. Artysta, lekarz, biskup, wszyscy s�u��... Czy chcesz mi towarzyszy�? Za kilka dni naucz� ci�, jak trzyma� osiem pe�nych talerzy w lewej r�ce i dwana�cie w prawej, i doprowadz� ci� do tego, aby� my�l�c o czym innym, zapami�ta� pi�tna�cie rozmaitych potraw. Tito odpowiedzia�: - Nie, dzi�kuj�. Kiedy b�d� mia� ochot� plu�, b�d� plu� na ziemi�. Tito mieszka� w ma�ym hotelu na Montmartre, gdzie schody, do po�owy zaj�te przez wind�, by�y tak w�skie i strome, �e kufry na wy�sze pi�tra trzeba by�o wci�ga� za pomoc� sznur�w. Pachnia�o tam gorszym mydlem, tytoniem, potem i tanimi perfumami. Dom by� tak wysoki, �ciany mia� tak cienkie, �e pokoje po�o�one na najwy�szym pi�trze dr�a�y przy byle wstrz�sie jak wskaz�wki aparatu sejsmograficznego. Wystarczy�o, aby kto� na ulicy g�o�niej zakl��, a ju� ��ko Tita znajduj�ce si� o trzydzie�ci metr�w nad poziomem ziemi podskakiwa�o do g�ry. Co noc prawie policja robi�a rewizj�, i wytacza�a sprawy. Ze sta�ych lokator�w mieszka� tam, pr�cz Tita, tajemniczy pan, maj�cy oko�o pi��dziesi�ciu lat, bez jednej nogi, kt�r� zast�powa� drewnian� protez�, robi�c� wiele ha�asu. Wygl�da� na handlarza byd�em, twarz mia� tak opalon�, jak marynarz na statku. Nikt nie wiedzia�, czym si� zajmowa�. Zarz�dzaj�cy hotelem powiedzial: - Nie wiem o nim nic ponadto, �e mi regularnie p�aci. O czwartej rano s�ycha� by�o, jak ci�gn�� sw� drewnian� nog� po schodach. Wszyscy inni byli przemijaj�cymi go��mi, kt�rzy przychodzili we dwoje i nie zostawali nigdy d�u�ej ni� p� godziny. Tito przyzwyczai� si� s�ysze� z s�siednich pokoj�w szmery, cztery lub pi�� razy w ci�gu jednej nocy, i odg�osy, ktore zwykle towarzysz� aktowi p�atnej mi�o�ci: drzwi si� otwieraj�, zapala si� �wiat�o, powolne kroki po pokoju, g�os m�ski, g�os kobiecy, odg�os poca�unku, sapi�cy, rytmiczny oddech, plusk wody, g�os m�ski, g�os kobiecy, gasi si� �wiat�o, drzwi zostaj� zamkni�te. I wkr�tce potem otwieraj� si� znowu, i znowu s�ycha� te same d�wi�ki powtarzaj�ce si� w tym samym porz�dku. Tito my�la�: �Jak bardzo mi�o�� jest podobna do siebie. Mi�o�� bezinteresowna ma zawsze te same s�owa. Mi�o��, kt�r� si� sprzedaje, ma zawsze te same formu�y�. - Sk�d pochodzisz? - Z Tuluzy. - Jak Si� nazywasz? - Margot. - Od jak dawna prowadzisz to �ycie? - Od roku. - Czy nie jeste� chora? - Czy wygl�dam na tak� ? - No, rozbieraj si�. W innych pokojach, po�o�onych po drugiej stronie, inny m�czyzna z inn� kobiet� m�wi� zupe�nie podobnie. - Jak si� nazywasz? - Luiza. - z Pary�a? - z Lyonu. - Czy od dawna ju�...? - Od o�miu miesi�cy. - Czy jeste� zdrowa? - Nigdy jeszcze nie spa�am sama... - �ci�gaj koszul�. W drzwiach przylegaj�cych do jego pokoju czyje� ciekawe r�ce wy��obi�y dziury, kt�re zosta�y jednak z drugiej strony zalepione kulkami z papieru. G�os par po��czonych ze sob� przypadkiem i takich, kt�re przychodzi�y umy�lnie, aby sp�dzl� noc mi�osn�, z pocz�tku podnieca�y Tita tak chorobliwie, �e sp�dza� d�ugie godziny, patrz�c przez dziurk� do ich pokoju. Ale zawsze by�o to samo. Nawet najbardziej skomplikowane formu�y, najniezwyklejsze praktyki by�y zawsze te same. Ka�dy m�czyzna my�li, �e robi co� nowego, co� ekstrawaganckiego, a w istocie robi to samo, co przed p� godzin� robi� inny m�czyzna z inn� lub t� sam� kobiet� - w przekonaniu, �e wynalaz� B�g wie jak� nowo�� w dziedzinie animalistycznej ceremonii. Pewnego wleczoru Tito zobaczy� wchodz�cego m�odego Japo�czyka z japo�sk� dziewczyn�, kt�r� spotka� kiedy� na bulwarach. M�ody Japo�czyk i jego towarzyszka zamienili ze sob� par� zda�. Tito s�ysza� zupe�nie wyra�nie d�wi�ki wschodniego j�zyka, oddzielne sylaby, tykaj�ce jak druty telegraficzne. M�czyzna by� zmieszany. U�miecha� si� dziwnym zamglonym u�miechem. "O czym oni m�wi�?� -my�la� Tito. I sam sobie odpowiedzia�: "On� a ona mu m�wi, �e si� pyta, czy ona od dawna uprawia zaw�d gejszy, dopiero od paru miesi�cy, i �e urodzi�a si� w Jokohamie, �e nazywa si� Haru albo Wiosna, albo Ume, Kwiat Wi�ni..." Montmartre, ta mamka, kt�ra ma szcz�cie �ywi� m�zg Francji, jak powiedzia� Rudolf Salis, ojciec paryskich pisarzy humoryst�w. Mont-martre lub po prostu la Butte, ten pag�rek, nad kt�rym g�ruje Moulin de la Galette, rozci�gaj�cy si� pomi�dzy placem Pigalle a placem Clichy, jak pomi�dzy dwiema wielkimi fortecami; Montmartre, wsp�czesny Babilon, zelektryfikowana Antiochia, ma�y Bagdad, przedziwny, czaruj�cy zak�tek, do kt�rego w�druj� wszyscy do�wiadczeni znawcy mi�o�ci; Montmartre, sfinks, sprzedajna meduza, pe�na trucizn i niezliczonej ilo�ci napoj�w mi�osnych, n�ci podr�nych czarem, kt�ry przekracza wszelkie granice. Komedie, powie�ci, pisma przenosz� wsz�dzie, na wszystkie l�dy, zapach Montmartre: literacki, teatralny, dziennikarski powiew, do kt�rego ka�dy artysta dorzuci� w�asny atom. Montmartre promieniuje na wszystkie strony �wiata blaskiem swoich s�ynnych �ysin, wielkoksi���cych dekolt�w , kr�lewskich drogich kamieni, ksi���cych gors�w od koszul, z�b�w naostrzonych nieposkromion� po��dliwo�ci�. Ka�dy z nas stworzy� sobie z oddali sw�j sztuczny Montmartre, opieraj�c si� na paru nazwach ulic, nocnych restauracji, spelunek, moulins, tabarins. Ale kiedy przybywamy na Montmartre, czujemy rozczarowanie, do kt�rego nie zawsze chcemy si� przyzna�. W istocie jednak ka�dy z nas my�li: �Wi�c to ma by� wszystko?� - Wi�c to ma by� wszystko? - spyta� Tito Amaudi przyjaciela kelnera po zwiedzeniu najs�ynniejszych miejsc rozrywki. - Przyznam ci si�, �e Quartier Latin i Montparnasse wydaj� mi si� o wiele bardziej interesuj�ce; tu ludzie udaj�, �e si� bawi�, tam udaj�, �e my�l�. Od tych dw�ch rodzaj�w wol� tych, co nie udaj�, �e my�l�. Ci robi� najmniej ha�asu. Tito znalaz� �r�d�o zarobku. - Przepowiedzia�em ci - u�miechn�� si� przyjaciel, kt�remu o tym zakomunikowal. - Powiedzia�em ci, �e kiedy si� cz�owiek wa��sa po Pary�u, mo�e znale�� zarobek. - Tak - odpowiedzia� Tito. - Masz racj�. Ale podczas gdy biega�em po Pary�u, znalaz�em zaj�cie w Nowym Jorku. - Jak�e to? - M�j wuj w Ameryce... - A wi�c naprawd� istnieje wujaszek w Ameryce? - ... redaktor wielkiego dziennika, telegrafowa�, �e b�dzie ch�tnie drukowa� artyku�y, kt�re mu przes�a�em; mog� wi�c mie� ma��, ale nie do pogardzenia pensj� miesi�czn�. Do wspania�omy�lno�ci wuja dochodzi korzystna r�nica kursu. Kolejny artyku� napisz� o kokainie i o tych, kt�rzy jej za�ywaj�. Kelner zaprowadzi� go na Montmartre w poszukiwaniu jaski�, gdzie zbieraj� si� kokaini�ci. - To tutaj? - spyta� Tito na progu kawiarni. - Tutaj - odpowiedzia� przyjaciel popychaj�c go do �rodka. Z zewn�trz lokal wygl�da� ponuro. Na og� kawiarnie paryskie sprawiaj� z zewn�trz nieprzyjemne wra�enie: drzwi i okna maj� za ma�e szyby, a za wiele drewna. A ta odrobina �wiat�a, kt�ra mog�aby wtargn��, zostaje za�miona przez emaliowane litery z nazwami napoj�w i ich cenami. Gdy zatrzymali si� na progu, zobaczyli cz�owieka z drewnian� nog�. - Ten cz�owiek mieszka w naszym hotelu - powiedzia� Tito i nikt nie wie, czym si� zajmuje. - Czym si� zajmuje? - odpowiedzia� przyjaciel. - Bardzo o�ywionym handlem. Ca�y jego zarobek tkwi w tej drewnianej nodze. - Czy on �ebrze? - spyta� Tito. - Ale, gdzie tam! - Nogi z drewna nie mo�na chyba inaczej zu�ytkowa�. - Tak my�lisz? Ale on zu�ytkowuje j� znacznie lepiej. Zaraz zobaczysz. Gospodarz lokalu sta� za kontuarem i podawa� kilku szoferom, od kt�rych pachnia�o marnym tytoniem i przemoczonymi ubraniami, wielkie kufle piwa. Za nim b�yszcza�y spojone girlandami chor�giewek butelki z likierem i odbija�y si� w lustrze stoj�cym naprzeciw. Na cynkowej ladzie sta�o kuliste akwarium, w kt�rym p�ywa�y z�ote rybki; w o�wietleniu �ami�cych si� promieni �wiat�a i przez pomieszanie �wiat�a sztucznego z naturalnym rybki wygl�da�y jak dziwaczne chi�skie smoki. - S� ludzie - m�wi� Tito, popijaj�c przy kontuarze portwajn ze szklanki - kt�rzy k�ad� si� z b�lami do ��ka, gdy padnie na nich kilka kropel deszczu. A ryby ca�e �ycie sp�dzaj� w wodzie i wcale nie obawiaj� si� reumatyzmu. W tym momencie rozleg� si� metaliczny, przera�liwy �miech, jak gdyby st�uk�o si� naczynie pe�ne szklanek. - Precz st�d, ty g�upia g�si! - krzykn�� gospodarz. Dziewczyna, kt�ra si� �mia�a, ze szklistymi oczami i blad� twarz�, cofn�a si� o par� krok�w, jak gdyby chwycili j� nagle za gard�o, i znikn�a za czerwonymi firankami zas�aniaj�cymi przej�cie do dalszych pokoj�w. - Pas de petard ici! - wo�a� gospodarz w �argonie paryskim, ale widz�c, �e Tito jest cudzoziemcem, przet�umaczy�: - Pas de bruit. - Czy pan do mnie m�wi? - spyta� Tito rozdra�niony. - A la m�me - obja�ni� gospodarz - a la poule... Kiedy szoferzy opu�cili lokal, przyjaciel Tita szepn�� gospodarzowi par� s��w na ucho; zamiast odpowiedzi podnios�a si� czerwona portiera. Tito i jego przyjaciel weszli do �rodka tak, jak wchodzi si� do muze�w , gdzie w wosku widoczne s� anatomiczne preparaty, a wst�p jest tylko dla m�czyzn powy�ej osiemnastu lat. Ich wej�cie zosta�o przyj�te z podejrzliwo�ci�. ��te �wiat�o pada�o na st� okryty zielonym suknem, jakiego u�ywaj� przy grze w karty lub przy egzaminach uniwersyteckich. Pok�j nie by� du�y. wzd�u� �cian sta�y kanapa, osiem ma�ych stolik�w i fortepian. Na stolikach le�a�o par� gazet, zawalanych likierem i brudnymi palcami. �cian� zdobi�o porysowane lustro. Tito nie chc�c wzbudza� podejrze�, musia� stwarza� pozory do�wiadczonego, �wiadomego tajemnic bywalca, wi�c usiad� ze swobod� obok swego przyjaciela i wzi�� do r�ki gazet�. Trzy kobiety ogl�da�y go z niedowierzaniem, szepta�y co�, czego Tito nie rozumia�. Ale dziewczyna, kt�ra przed chwil� w s�siednim pokoju �mia�a si� g�o�no z jego uwagi, zwr�ci�a si� do innych i oznajmi�a, pokazuj�c nowego go�cia: - Pas bete, le type. Tito patrzy� badawczym wzrokiem na kobiety i stwierdzi�, �e wszystkie cztery maj� na sobie suknie dobrze skrojone i uszyte z delikatnego materia�u, ale stare i zniszczone. Poza tym zauwa�y�, �e nosz� si� niechlujnie: bia�a organdyna by�a po��k�a, jedwab podarty, pasek przekr�cony, pantofle wykrzywione, niekt�re z nich mia�y brudne szyje, u innych r�owa emalia na paznokciach graniczy�a z czarnymi obw�dkami brudu. Kobiety, przytulone jedna do drugiej, wygl�da�y jak �piewaj�ce ptaki w klatkach. Biodro przy biodrze, aby si� wzajemnie ogrza�, nogi wyprostowane. Jedna z nich podci�gn�a nogi tak, �e wspar�a podbr�dek na kolanach. Wszystkie cztery mia�y szkliste spojrzenia, usta bezlito�nie umalowane cynobrem sztucznie o�ywia�y ich blade twarze. Te cztery nieme (czy te� z powodu wej�cia nieznajomego oniemia�e) kobiety wygl�da�y tak, jakby oczekiwa�y jakiego� tajemniczego wyroku, kt�ry mia� nadej�� zza czerwonej firanki. Spojrzenie jednej z nich, najmniej zniszczonej, zwraca�o si� ci�gle w t� stron�. Nikt si� jednak nie ukazywa�. Pod du�ym lustrem gra�o w ko�ci dw�ch wychud�ych m�czyzn. Obaj mieli miny oboj�tne, jak starzy urz�dnicy, kt�rzy w zakurzonych biurach pracuj� nie dla pieni�dzy, ale dla sp�dzenia czasu. Jeden z nich podni�s� ko�nierz kurtki, aby ukry� brak krawata i brudn� koszul�. Tito widzia� plecy i kark drugiego; zaniedbane w�osy wisia�y a� na szyi, tworz�c co� na kszta�t warkoczyka. Gdy poruszy� si�, aby obejrze� nowo przyby�ych, Tito zobaczyl jego twarz. By�a to jedna z tych twarzy, kt�re spotyka si� jedynie w czasie powszechnego strajku. D�uga, wychud�a, po��k�a, przypomina�a blade g�owy s�u��ce za ozdob� gmach�w i znane powszechnie pod nazw� wolich g��w. Dziewczyna, kt�ra przedtem m�wi�a, podnios�a si�, aby porozmawia� z jednym z graj�cych. Nachylaj�c si� nad nim, pog�adzi�a go pieszczotliwie po uchu. Cz�owiek jednak gra� niewzruszenie dalej. Wtedy podnios�a mu kurtk� i wyj�a z tylnej kieszeni spodni papiero�nic�. Z zapalonym papierosem wr�ci�a do swoich przyjaci�ek, podnios�a nog� na wysoko�� ramienia i z �obuzersk� bezczelno�ci� opu�ci�a j� na st� tak silnie, �e zabrz�cza�y szklanki. - Bawi si� pan? - spyta�a zwracaj�c si� do Tita, kt�ry dot�d nie przem�wi� ani s�owa. - Nie jest tu tak bardzo rado�nie. - Zd��y�em to zauwa�y�, w kostnicy jest weselej! - odpowiedzia� Tito. - A wi�c id� sobie tam! - sykn�a kobieta. Ale jeden z graj�cych odwr�ci� si� do niej i zawo�a� gro�nie: - Krystyno! Przyjaciel Tita powiedzia�: - Zapewne bior� nas za agent�w policji lub kogo� w tym rodzaju. Tito za�mia� si� i zwracaj�c si� do kobiety o imieniu Krystyna, powiedzia�: - Pani przyjaci�ki i ten graj�cy w ko�ci pan maj� o nas, zdaje si�, dziwne wyobra�enie. Wydaje mi si�, �e jeste�cie wszyscy skr�powani. Ale nie jeste�my tymi, kt�rych si� obawiacie. Ja jestem dziennikarzem, a to m�j kolega. Nic niebezpiecznego, jak pani widzi. - Dziennikarz? - wmiesza�a si� jedna z kobiet. - A co robicie tutaj? - To, co zwykle robi si� w kawiarni. - A dlaczego wybrali�cie akurat t�, zamiast p�j�� do kawiarni na bulwary, gdzie si� widzi przechodz�ce grues i trottins? - Bo ten lokal lepiej mi odpowiada do tego, czego szukam. - A czego pan szuka? - Koko! Wtedy obaj graj�cy od�o�yli ko�ci i zbli�yli si� do Tita. Jeden z nich przysun�� sobie krzes�o, usiad� na nim okrakiem, piersi� opieraj�c si� o por�cz, i wyj�� z kieszeni kamizelki srebrne pude�eczko. Otworzy� je i poda� Titowi. - Ah, canaille! - Vilain monstre! - Egoista! - I m�wi, �e ju� wcale nie ma! - I daje nam kona� z pragnienia! Jedna z nich si�gn�a szybko do pude�eczka, ale m�czyzna uderzy� j� r�k�, krzycz�c przy tym: - Precz! - Proszek! - Trucizna! - Koko! Z rozd�tymi nozdrzami i p�on�cymi oczami kobiety wyci�ga�y chciwie r�ce po bia�y proszek. Czyni�y to z takim zapami�taniem, jak rozbitkowie na morzu, kiedy walcz� o k�t w szalupie. Tito patrzy�, ale nie widzia� nic pr�cz r�k, jakby zastyg�ych w b�lu, r�k koscistych, o bladych, zakrzywionych palcach, kt�re zaciska�y si� w pi�ci tak silnie, �e paznokcie wpija�y si� w cia�o, aby st�umi� krzyk albo by b�l inaczej uzewn�trzni� i m�cze�stwo lub zdusi� po��danie, gdzie indziej umie�ci�. Nie spos�b zapomnie� r�k kokainist�w. Wydaje si�, jakby mia�y swoje oddzielne �ycie, jakby przygotowywa�y si� do tego, �e umr� wcze�niej ni� reszta cia�a, jak gdyby z trudem powstrzymywa�y skurcz, kt�ry w tej chwili ma nast�pi�. Oczy, to matowe to o�ywione m�k� bezsilne od strasznej melancholii spowodowanej czekaniem, i brakiem trucizny, mia�y niesamowity blask czego� �ywego walcz�cego ze �mierci�, podczas gdy nozdrza si� rozszerza�y, aby bodaj z powietrza chwyta� py� kokainy. Zanim Tito zd��y� wzi�� proszek, cztery kobiety wsadzi�y swoje palce do pude�eczka, a potem ostro�nie, trzymaj�c drug� r�k� p�asko pod spodem, posuwa�y si� wzd�u� �cian, jak pies, kt�ry ukrad� ko�� i szuka ustronnego k�ta, aby j� obgry��. Zaledwie jedna z kobiet za�y�a proszek, rzuci�a si� na m�czyzn�, kt�ry pocz�stowa� przed chwil� Tita, i gdy ten wch�ania� reszt� zawarto�ci pude�eczka, chwyci�a go za r�k� i podnios�a j� do swej twarzy, ch�on�c z nami�tno�ci� proszek. Ten silnym ruchem uwolni� si� od jej uscisku i wch�on�� reszt�. Ale kobieta obj�a r�kami jego g�ow� (ach, te bezkrwiste, zakrzywione palce!) i wilgotnymi, wibruj�cymi, drgaj�cymi wargami chciwie wysysa�a jego g�rn� warg�, aby zgarn�� okruchy, kt�re na niej zosta�y. - Udusisz mnie - j�cza� cz�owiek przeginaj�c w ty� g�ow�. Kobieta wygl�da�a jak bestia, kt�ra zanim rozerwie sw� ofiar�, chce posmakowa� zapachu �wie�ego mi�sa. Kiedy wreszcie oderwa�a si� od niego, w rozchylonych ustach (mia�a zamglone oczy, wargi nie domyka�y si� niczym sparali�owane) b�yszcza�y z�by, jak z�by w zastyg�ej masce - trupa. Kobieta zatoczy�a si�. Usiad�a na sto�ku przed fortepianem. G�ow� opar�a na ramieniu, a rami� na klawiszach. M�odzieniec, kt�ry siedzia� okrakiem na krze�le, wsta� tak, jak gdyby schodzi� z roweru, i przeszed� si� po pokoju. Czarny surdut wisia� na nim jak na ko�ku. Nogi, w kszta�cie litery �O�, przypomina�y dwie �ody�ki wi�ni. Jego przyjaciel, wyblad�y blondyn o chorowitym wygl�dzie, usiad� na opr�nionym krze�le i zwr�ci� si� do Tita: - Te momes nie da�y panu skosztowa� ani szczypty proszku. S� podst�pne i dzikie. �a�uj�, �e wi�cej nie mog� panu zaofiarowa�. Ale wkr�tce przyjdzie kulawy. - Kulawy? - Nie zna go pan? - Ale� tak - wmiesza� si� kelner. - To cz�owiek, kt�ry mieszka w twoim hotelu. - Nim tu wszed�em, kulawy by� w �rodku, przy kontuarze powiedzia� Tito. - Wiem, ale nie mia� jeszcze proszk�w. Mia� si� spotka� z pewnym studentem w aptece. Zaraz tu b�dzie. - Oto jest - oznajmi� cz�owiek o nogach jak �ody�ki wi�ni. Cztery kobiety rzuci�y si� na niego, jak gdyby mia�y na niego upa��. - Precz, szakale! - zagrozi� kulawy. - Uspok�jcie si�, bo inaczej nic wam nie dam. - Pi�� gram�w dla mnie - sykn�a jedna z kobiet. - Chc� osiem - j�kn�a druga. - To jest ohydne! - wo�a�a trzecia przekrzykuj�c inne. - Najpierw ja, przecie� zap�aci�am ci z g�ry. Cz�owiek z drewnian� nog� spojrza� na Tita i k�aniaj�c si�, powiedzia�: - O, numer siedemdziesi�ty pierwszy. - Czy poznali�cie si� w wi�zieniu? - spyta� kelner. - To numer mojego pokoju. Jedna z kobiet po�o�y�a r�k� na ramieniu cz�owieka, kt�ry wygl�da� jak szkielet. - Tu as du peze? - zapyta�a. - Nie mam ani grosza - kr�tko i w�z�owato oznajmi� kochanek. - Tym gorzej. Sprzedam moj� bransoletk� - zdecydowa�a kobieta. - Przygotowa� pieni�dze! - rozkaza� szyderczym tonem kulawy. Najpierw pieni�dze, a potem rozkosze! Dziewczyna, kt�ra za��da�a pi�ciu gram�w, wyj�a z portmonetki pi��dziesi�t frank�w. - Daj mi reszty dwadzie�cia pi�� frank�w. - Nie mam drobnych. - To zatrzymaj pi��dziesi�t frank�w i daj mi dziesi�� gram�w. Handlarz schowa� banknot, w�o�y� r�k� do kieszeni i wyj�� z niej ma�e okr�g�e pude�ko. Tito przyjrza� si� g�rnej cz�ci drewnianej nogi, w kt�rej, jak mu obja�niono, kulawy urz�dzi� sobie bezpieczn� i nie wzbudzaj�c� podejrze� skrytk�. - Mo�na pomy�le�, �e w tym celu kaza� sobie amputowa� nog� powiedzia� cicho Tito do przyjaciela. - Ile mi dajesz za t� z�ot� bransoletk�? - C'est du toc! - odpowiedzia� kulawy. - Neapolita�skie z�oto. - Sam jeste� z Neapolu, ty �otrze! - zawo�a�a kobieta. - Je�eli chcesz pieni�dzy zamiast bransoletki, to ci jutro zap�ac�. - Zawsze prenumerando. Nigdy postnumerando - odpar� handlarz podaj�c pude�ko Titowi. Ten wzi�� je i zap�aci� dwadzie�cia frank�w. Potem zwr�ci� si� do kobiety, kt�ra chcia�a sprzeda� bransoletk�: - Pani pozwoli? - spyta� podaj�c pude�ko. - Dla mnie? - Ofiarowuj� to pani. Dziewczyna nie waha�a si�; bia�ymi, wychud�ymi r�kami chwyci�a jego r�k� i zacz�a �arliwie ca�owa� i r�k�, i pude�ko. - Och, m�j ma�y, drogi, ukochany proszku, raju mego �ycia, moje ukochanie, moje �wiat�o... - j�cza�a podnosz�c pude�ko do czo�a, jak w nabo�nym obrz�dzie dotyka si� relikwii albo �wi�tego symbolu. Szpilk� do w�os�w przek�u�a papier, kt�ry oblepia� pude�ko, i ostro�nie podnios�a pokrywk�. Potem odesz�a wolno do jednego z oddalonych stolik�w. Usiad�szy, wyci�gn�a z kieszeni niewielkie szylkretowe pude�ko i malutk� bia�� �opatk�, jakiej u�ywaj� aptekarze, i z niebywa�� ostro�no�ci� prze�o�y�a proszek ze zwyk�ego tekturowego pude�ka do szylkretowego. Kiedy pierwsze pude�ko zosta�o opr�nione, przewr�ci�a je na d�o�, b�bni�c palcem w jego dno, potem podnios�a r�k� do rozd�tych nozdrzy i ch�on�a resztki. I wci�� z tak� sam� uwag�, rozgl�daj�c si� dooko�a, zacz�a potrz�sa� pude�kiem w kierunku pionowym, aby proszek by� r�wnomiemie rozsypany. Podczas wdychania narkotyku jej oczy by�y wp�otwarte, jak w ekstazie. Potem wzi�a jeszcze szczypt� proszku, w�o�y�a do nosa i przytrzyma�a kciukiem; t� odrobin�, kt�ra zosta�a za paznokciem, dok�adnie wyssa�a. Tito Arnaudi chwali� si� przed wychud�ym m�czyzn� swoim zami�owaniem do kokainy. Pomi�dzy lud�mi obarczonymi na�ogiem cz�owiek si� wstydzi, �e sam nie jest na�ogowcem. Ci, co siedz� w wi�zieniu z powodu ma�ego przewinienia, wyolbrzymiaj� sw� win�, aby nie mie� mniejszego znaczenia od innych. Tito Arnaudi, kt�ry nigdy nie pozna� zapachu kokainy, przysi�ga�, �e nie mo�e si� bez niej oby�. I kiedy kobieta go pocz�stowa�a, wzi�� od niej proszek. Wdychaj�c go, mia� uczucie cudownej aromatycznej �wie�o�ci, jak gdyby za�y� mieszanin� tymianku, cytryny i oleju eterycznego. Py�ek, kt�ry mu osiad� w gardle, spowodowa� palenie i gorzki smak na j�zyku. - Jeszcze jedn�? I Tito wzi�� drug� dawk�. Potem pogr��y� si� w milczeniu. Zag��bi� si� w jakie� marzenie. W pewnej chwili do�wiadczy� uczucia zimna w nosie, zastygni�cia twarzy. Nos sta� si� nieczu�y, przesta� zupe�nie istnie�. Cz�owiek z magazynem w drewnianej nodze odszed� na chwil�, aby schowa� pieni�dze i prze�o�y� do kieszeni nowe pude�eczka. Kobiety siedzia�y w milczeniu po za�yciu proszku. Obaj m�czy�ni kazali sobie przynie�� likieru i ca�� zawarto�� pude�ka wsypali do ma�ych kieliszk�w. - Dlaczego nie za�ywacie przez nos? - spyta� przyjaciel Tita. Zapytany, przechylaj�c w ty� g�ow�, pokaza� z�arte przez wrzody �cianki nosowe. - Z kokainy? - spyta� Tito. - Z kokainy. Zacz�o si� od pryszczyka, kt�ry si� coraz bardziej powi�ksza�. Potem utworzy� si� wrz�d, kt�ry powoli niszczy� chrz�stk� nosow�; na szcz�cie nie naruszy� ko�ci. - A lekarze? - Rien a faire! - Czy�by? - Tak. Kazali zrezygnowa� z kokainy. Ale ja wol� zrezygnowa� z chrz�stki nosowej. Tito za�mia� si�. Cz�owiek z wrzodem �mia� si� r�wnie�. �mia� si� nieumiarkowanym, gwa�townym �miechem. Cztery kobiety, drugi m�czyzna i Tito wt�rowali mu zgodnie. Tito schwyci� si� instynktownie za nos. Wydawa�o mu si� teraz, �e wcale nie ma nosa, ale jednocze�nie bardzo mu on ci��y�. - Takie nic, a tyle wa�y. I znowu zacz�� si� �mia�. Inni te� si� �miali. . - Do widzenia - powiedzia� handlarz, jak gdyby zabiera� si� do odej�cia. - Nie, jeszcze nie! - zawo�a� Tito, chwytaj�c go za sztuczn� nog�. - Zosta� i napij si� z nami. Handlarz usiad� przy Ticie, wyci�gn�� drewnian� nog� pod sto�em, a drug� podkuli� pod siebie. - Zarabiasz wi�cej ni� �ebranin� - zauwa�y� ��ty, wychud�y cz�owiek. - Tak - odpowiedzia� handluj�cy kokain�. - Ale nie my�l, �e �ebranina jest rzemios�em godnym pogardy. Wszystko zale�y od miejsca, gdzie si� �ebrze. Zarabia si� wsz�dzie, to prawda, ale s� miejsca, gdzie zarabia si� wi�cej. Przed drzwiami burdelu na przyk�ad robi si� �wietne interesy. Nie tak wielkie, jak przed ko�cio�em, co to, to nie! Ale zupe�nie dobre. Ja stawa�em najch�tniej przed ko�cio�ami. Przez ulice, bulwary i kawiarnie przelewaj� si� t�umy ludzi sk�adaj�ce si� z g�upc�w i spryciarzy. Na stopniach ko�cio�a natomiast prawie wszyscy s� g�upcami: dziewi��dziesi�t procent. Tam si� zawsze udaje. Wprawdzie chodz� do ko�cio�a i oszu�ci. Mo�na powiedzie� nawet, �e wi�kszo��, ale przy wchodzeniu i wychodzeniu z domu bo�ego, z pied-a-terre Boga, pozuj� na lito�ciwych. Handlarz wypi� do ko�ca, odstawi� szklank� i podzi�kowa�. Kiedy by� ju� na progu, jaka� kobieta kupi�a od niego jeszcze jedno pude�ko. - Do widzenia! Liczy� na wra�enie, jakie w�r�d tych ludzi zrobi jego odej�cie. I naprawd� -jakby znika� wybawca - inne kobiety otoczy�y go i da�y mu pieni�dze. Tito kupi� tak�e jeszcze jedno pude�eczko, otworzy� je i za�y� szczypt� proszku. - Do czego prowadzi dziennikarstwo - szepn�� przyjaciel-kelner. - Aby robi� studia nad kokainistami, musisz si� sam narkotyzowa�. - Czeg� chcesz? Mog�o mi si� przydarzy� co� gorszego. Kiedy Pitagoras jecha� do Egiptu, musia� da� si� obrzeza�, aby m�c asystowa� przy obrz�dach. - Do jakiego pisma piszesz? - spyta� poufale blady cz�owiek. - Do ameryka�skiego - odpowiedzia� Tito. - A ty - spyta� - czym si� zajmujesz? - Niczym - odrzek� ten swobodnie. - Krystyna na mnie pracuje. Gdybym m�g�, tak jak ona, pracowa� bez wielkiego wysi�ku, pracowa�bym dla niej. Ale nie mog�... Przyjaciel Tita nie m�g� ukry� zdumienia z powodu otwarto�ci, z jak� ten cz�owiek obja�nia� rzemios�o alfonsa. - Ten bourgeois - powiedzia� blady cz�owiek pokazuj�c na kelnera - przyjaciel pana, jest zdziwiony. Ale czy jest w tym co� niezwyk�ego? Krystyna i ja byli�my w jednej fabryce, gdzie pracowa�o pi��set kobiet. Wszystkie wpad�y w suchoty lub co najmniej w ci�k� anemi�. W�a�ciciel fabryki bezwstydnie je wyzyskiwa�. Poniewa� nie mog�em zabra� stamt�d wszystkich robotnic, zabra�em tylko Krystyn�. Teraz ja j� wyzyskuj�. Nie wiem, dlaczego mia�bym by� godniejszy pogardy ni� dyrektor fabryki, kt�ry wyzyskuje naraz pi��set kobiet. Tym bardziej �e robota, kt�r� teraz wykonuje, jest mniej m�cz�ca, higieniczniejsza i przynosi wi�kszy doch�d. M�wi, �e plami sumienie. A co to szkodzi? Aby tylko r�k nie brudzi�a. - Kt�ra godzina? - spyta� Tito, aby przerwa� to opowiadanie. - Nie mam zegarka. Cz�owiek, kt�ry wynalaz� zegarek, skr�ci� dni, a ten, kt�ry wynalaz� kalendarz, skr�ci� lata. Ja nie mam ani zegarka, ani kalendarza. - M�j kalendarz mam tu - powiedzia�a Krystyna robi�c nieprzyzwoity ruch. - I nigdy si� nie myli - doda� kochanek ze �miechem. Tito zwr�ci� si� do przyjaciela i szepn��: - Kokaina niszczy przede wszystkim wol� i wstyd. - Jakie� poczucie wstydu mo�e jeszcze by� zniszczone u tych ludzi? - odpar� kelner. - S� gorsi od przyzwoitych kobiet. 2 Artyku� o kokainistach mia� wielkie powodzenie. Redaktor ameryka�skiego pisma, zanim jeszcze artyku� si� ukaza�, przes�a� siostrze�cowi telegraficznie sto dolar�w. Sto dolar�w to dwa i p� tysi�ca frank�w i oznacza, �e si� jest wybitnym dziennikarzem. Z tym prze�wiadczeniem w �o��dku (�o��dek jest siedliskiem poczucia wy�szo�ci i dumy) wsiad� Tito do samochodu, pojecha� do ma�ego, ciemnego hoteliku na Montmartre, zap�aci� rachunek i spakowa� rzeczy. Potem ruszy� na Place Vendome do hotelu �Napoleon�, jednego z najelegantszych hoteli Pary�a. Wynaj�� tam pok�j na czwartym pi�trze, wychodz�cy na podw�rze i bez ogrzewania. Tego samego popo�udnia stawi� si� u dyrektora �Mkn�cej Chwili�, jednego z najwi�kszych dziennik�w paryskich. Dyrektor by� bardzo eleganckim panem. Tylko starzy profesorowie nie mog� zrozumie�, �e mo�na mie� rozum i jednocze�nie dobrze si� ubiera�. Na palcu l�ni� mu wielki rubin. - Tak, znam pa�skiego wuja - m�wi� hu�taj�c si� w bujanym fotelu. Bujanie to mo�na by�o por�wna� do sumienia dyrektora pisma, kt�re musi by� zawsze w r�wnowadze, nawet podczas ko�ysania si� okr�tu. - Je�li pan odziedziczy� temperament dziennikarski po wuju doda� bawi�c si� no�em z ko�ci s�oniowej do przecinania papieru - to zrobi pan �wietn� karier�. Gdzie pan pracowa�? - W �Corriere della Sera�. - W jakim charakterze? - Jako naczelny redaktor. - A jakie ma pan pogl�dy polityczne? - Nie mam �adnych. - Bardzo dobrze. Aby z przekonaniem wyra�a� jak�� my�l, nie nale�y mie� pogl�d�w politycznych. Ale trudno�� tkwi w tym - powiedzia� dyrektor wycinaj�c no�yczkami notatk� z angielskiej gazety - �e redakcja jest w komplecie, i nie wiem doprawdy, jak� m�g�bym panu powierzy� robot�. Na wszelki wypadek zanotuj� pa�skie nazwisko, a gdy tylko b�dzie mi pan potrzebny, dam panu zna�. Gdzie pan mieszka? Licz�c na wra�enie, jakie ta odpowied� wywo�a, Tito wycedzi� uroczy�cie: - W hotelu �Napoleon�. Dyrektor, kt�ry ju� nacisn�� guzik, dzwoni�c na portiera, aby odprowadzi� Tita do drzwi, i by� w trakcie zapisywania w notesie adresu, od�o�y� pi�ro, odes�a� od�wiernego i zwr�ci� si� do Tita: - Anga�uj� pana na pr�b�, na miesi�c, z pensj� tysi�ca pi�ciuset frank�w miesi�cznie. Jutro jest pierwszy. Zaczniemy od jutra. Kiedy pan przyjdzie do redakcji, niech si� pan zaraz u mnie zamelduje. Przedstawi� panu koleg�w. Do widzenia. I znowu nacisn�� dzwonek. Tego wieczoru poszed� Tito na obiad do �Poccardi�, a potem wzi�� tanie miejsce w teatrzyku, gdzie nauczy� si� najnowszych szlagier�w. Gwi�d��c je, wr�ci� do hotelu. "Pomy�l, mieszkasz w hotelu �Napoleon�. Wprawdzie na czwartym pi�trze, bez ogrzewania, z oknem na podw�rze, ale jednak... w hotelu �Napoleon�! No, no!" Kiedy ju� by� w pokoju, rozpakowa� kufer, uporz�dkowa� na umywalni przybory do czesania, mycia i golenia, u�o�y� na p�kach bielizn� i rozwiesi� w szafie ubrania. Nawet telefon by� w tym pokoju. "Jaka szkoda - my�la� - �e nie mam do kogo telefonowa�. Mie� telefon i nie wiedzie�, do kogo zatelefonowa�! To przykre. A jednak nie mo�e to by� wystarczaj�c� przyczyn� nieskorzystania z tego urz�dzenia" - podsumowa� swoje rozwa�ania Tito. Potem wzi�� s�uchawk� do r�ki i powiedzia� pierwszy lepszy numer, kt�ry mu przyszed� do g�owy. Nie czeka� d�ugo. Odezwa� si� jaki� kobiecy g�os. - To pani? - spyta� Tito. - Co? Pani... Bardzo dobrze, w�a�nie z pani� pragn� m�wi�. Niech si� pani ma na baczno�ci, pani m�� wie o wszystkim. Wi�cej nie mog� powiedzie�. Niech pani mnie d�u�ej nie pyta. Wystarczy, aby pani wiedzia�a: ma��onek wie o wszystkim. Nie, nie, nie! Nie jestem Giacomino... No, dobrze, tak. Skoro pani zgad�a... Tak, jestem Giacomino. Dobrej nocy' . I od�o�y� s�uchawk�. "B�g wie, kim jest ten Giacomino - my�la� �miej�c si� - i kto wie, kim jest ta kobieta?" Nagle zas�pi� si�. "Biedna, nawarzy�em jej piwa! - pomy�la� ze skruch�. - Przeze mnie b�dzie mia�a niedobr� noc... Mo�e z mojej winy spotka j� przykro��. Zadzwoni� do niej jeszcze raz i powiem jej, �e... Ale niestety nie pami�tam ju�, jaki to by� numer. Tym gorzej lub tym lepiej... Mo�e wy�wiadczy�em jej przys�ug�". I za�mia� si� znowu. Rozbieraj�c si� po�o�y� na stoliku zegarek, pieni�dze i pude�eczko z kokain�. Otworzy� je. By�o prawie puste: w antraktach pomi�dzy trzema cz�ciami przedstawienia za�y� par� gram�w proszku, aby uczci� wst�pienie do wielkiego dziennika �Mkn�ca Chwila�. Zosta�o troch� wi�cej ni� jeden gram. Tito zgarn�� proszek na r�k� i wci�gn�� z rozkosz�. Wyj�� z kufra wszystko, co w nim jeszcze zostawi�: pi�am�, Bibli� i rewolwer. Pi�am� w�o�y� na siebie, a Bibli� po�o�y� na nocnym stoliku. - W szyscy m�wi�, �e ta ksi��ka musi le�e� na stole porz�dnego cz�owieka - mrucza� sam do siebie. - Nigdy jej nie czyta�em, ale le�y zawsze na moim nocnym stoliku. Kiedy by�ju� w ��ku, podci�gn�� ko�dr� a� do nosa i zgasi� �wiat�o. Kokaina dotar�a do p�uc, nape�niaj�c je �wie�ym aromatem. - Ale jak mi zimno w nogi w tym hotelu - mrukn�� kurcz�c si�. Na poduszce chwyta� uchem bicie w�asnego serca. - Moje serce w po�cigu za nosem, kt�ry ode mnie ucieka... Dojd� do czego� w tej gazecie. W ci�gu roku zostan� dyrektorem. Potem o�eni� si� z c�rk� ministra i zostan� pos�em w Palais Bourbon. I stamt�d b�d� przemawia�: "Wierzaj mi, Alcybiadesie, �e lepiej mie� do czynienia z jednym z tych nie opieraj�cych si� m�odzie�c�w ni� z tymi heterami z Aten...� - Sk�d przysz�o mi do g�owy zdanie z "Uczty� Platona, kt�r� B�g wie kiedy w szkole czyta�em? "Zimno w nogi!" Serce uspokoi�o si�. Ale w g�owie k��bi�y mu si� najfantastyczniejsze my�li. Jego m�zg by� jak zabawa kamawa�owa w domu wanat�w. Zamkni�te oczy widzia�y ciemno�ci, w�r�d kt�rych zapala�y si� zimne iskry, i wybucha�y. Ka�da iskra dzieli�a si� na dwie cz�ci, a z ka�dej po�owy tworzy�y si� nowe, kt�re znowu dzieli�y si� w b�yszcz�cych kr�gach. Jedna z tych iskier rozpad�a si� na w��kna, drga�a w ci�g�ym ruchu, wsysa�a ciemno�ci. Jego zamkni�te oczy by�y pe�ne �wiat�a. A w tej ciemno�ci zarysowa� si� ruchliwy, elastyczny kr�g, kt�ry przemieni� si� z wolna w kwadrat, potem w prostok�t, potem w r�wnoleg�obok: czarny - z jedn�, dwiema, trzema z�otymi stronicami. To ksi��ka, Biblia. "Geneza... C� to za kawalarz, ten dobry B�g, c� to za wielki humorysta, ten pan B�g - my�la� Tito, gdy jego serce mocno bi�o. C� to za humorysta, ten pan B�g... B�g m�wi: Niech si� stanie �wiat�o, niech si� stanie niebo, niech si� stanie trawa, niech si� stan� drzewa, niech si� stanie s�o�ce, niech si� stan� gwiazdy, skoro nie ma gazu, niech si� stanie gaz, skoro nie ma gwiazd, niech si� stan� p�azy, niech si� stan� ptaki, niech si� stan� zwierz�ta domowe, niech si� stan� zwierz�ta drapie�ne do mena�erii, niech si� stanie m�czyzna, niech si� stanie kobieta... A potem poradzi� tym ostatnim, aby p�odzili dzieci i da� im si��, aby panowali nad rybami w wodzie, nad ptakami w powietrzu, nad zwierz�tami na ziemi. Wystarczy�o, �e powiedzia�: niech b�d� gwiazdy, niech b�d� krokodyle, niech b�d� perliczki, niech b�d� w�e grzechotniki, niech b�dzie dzika �winia - aby przy wymienianiu imion ukazywa�y si� automatycznie gotowe zwierz�ta. Je�eli to si� w ten spos�b odbywa, to nie jest rzecz� trudn� stworzy� �wiat. A mimo to ten lazzarone czu� si�dmego dnia potrzeb� odpoczynku. Jaki� to farceur, ten dobry B�g! Niechaj b�dzie prawd�, �e to on stworzy� dary bo�e, jak wod� do podlewania trawy, traw�, aby karmi� zwierz�ta, kobiet�, aby j� utrzymywa� m�czyzna, w�a, aby oboje por�ni�, trufle, aby ugarnirowa� homara, s�o�ce, aby wysuszy� bielizn�, gwiazdy, aby przy�wieca� poecie, ksi�yc, aby �piewa� przy jego blasku neapolita�skie pie�ni! Ale wydaje mi si� dziwne, aby przedmioty powsta�y z nico�ci jedynie dlatego, �e us�ysza�y swoje imi�. My�l�, �e B�g lubi� gry towarzyskie i �e wszystko z g�ry wykombinowa�; jako dobry kuglarz spreparowa� skrzynki z podw�jnym dnem i szklanki. W ci�gu sze�ciu dni swych go�cinnych wyst�p�w tworzenia dokona� prawdziwie ameryka�skiej sztuki - stworzenia ca�o�ci z niczego. Ale by� w tym jaki� kawa�! Daj�c ludziom �ycie, tchn�� im oddech w nos i gard�o. Wydaje mi si�, �e zrobi� to nie dlatego, aby da� im �ycie, ale by w�o�y� do ich ust sztucznie spreparowane zarazki. W istocie, Adam �y� tylko 930 lat, chocia� m�g� �y� znacznie d�u�ej. Ten dobry B�g rozpocz�� od wielkopa�skiego gestu. Stworzy� gwiazdy na nie ko�cz�cej si� przestrzeni, s�o�ce z wiecznego �wiat�a, niezliczone rodzaje ro�lin i zwierz�t... Nie liczy� si� z kosztami. Ale kiedy mia� stworzy� kobiet�, zacz�� by� sk�py, gdy� wyj�� Adamowi �ebro. C� to za komik, ten wszechojciec! Wiedzia� z do�wiadczenia, �e kiedy si� czyta napis: palenie wzbronione, ma si� nieprzepart� ochot� zapali� papierosa. Poniewa� �a�owa�, �e obdarzy� tak wspania�ymi darami Adama i jego ma��onk�, chcia� im cz�� tych dar�w odebra�, nie odgrywaj�c przy tym roli z�ego. Zwr�ci� si� wi�c do w�a i wm�wi� mu ten s�ynny podst�p z jab�kiem, kt�ry wszyscy znamy. w�� zgadza� si� z Bogiem. Owoc tego owocu by� nast�puj�cy: oczy Adama i Ewy otworzy�y si� i wtedy spostrzegli, �e s� nadzy. W�wczas uszyli sobie garnitury pod�ug miary z li�ci figowych. Ale w jaki spos�b mogli zauwa�y�, �e s� nadzy, skoro nigdy przedtem nie widzieli ubra�? Nazajutrz poszuka� Pan Adama, kt�ry jak zawsze rycerski, zwali� win� na sw� �on�. B�g nie mia� lito�ci i kaza� sobie drogo zap�aci� za jab�ko, wynajduj�c md�o�ci ci��y i b�le porodowe. Kobiety, kt�re maj� macic� umieszczon� g��biej, wiedz�, komu to zawdzi�czaj�, bo B�g powiedzia�: B�dziesz w b�lu rodzi�a dzieci; ziemia b�dzie rodzi� ciernie i osty; w pocie twego czo�a i w pocie czo�a twego piekarza b�dziesz tw�j chleb jada� i zap�acisz za chleb drogo, bo kurs dolara jest bardzo wysoki. Potem wyp�dzi� ich z raju i postawi� na progu wart� karabinier�w z p�on�cymi mieczami, kt�rych nazwa� cherubinami. S�owem, ma��e�stwo Adama i Ewy by�o nieszcz�liwe, tak jak wszystkie ma��e�stwa. Ale najbardziej razi mnie to, �e B�g udaje naiwnego. Jest wszystkowiedz�cy, wszystkowidz�cy, jest tym, kt�ry wytwarza najgorsze komplikacje, a potem idzie do Adama i pyta z podst�pn� dobroduszno�ci�: �C�e� pocz�� z jab�kiem?� Albo do Kaina: �Co� zrobi� ze swoim bratem?� Gdybym ja by� na miejscu Kaina, uderzy�bym go pi�ci� w oko. Oko bo�e! Oko bo�e, kt�re widzi wszystko... On pewnie i wszystko s�yszy... Mo�e s�yszy i moje blu�nierstwa? I jest w stanie mnie zmia�d�y�? O, jak�e mi zimno w nogi! A jednak by�bym prawie szcz�liwy, gdybym m�g� teraz umrze�. Zabi� si�, nie! To nie! Ale spokojnie umrze�. Wyj�� z �ycia tak, jak si� wychodzi z k�pieli. Jak dobrze jest umrze�! Szcz�liwi s� tylko ludzie zbawieni, a im dalej odsuwamy zbawienie, tym wi�ksze jest nasze szcz�cie. A gdybym mia� nie umrze�, to przynajmniej, �ebym m�g� tu le�e� bezczynnie jak kamie�, bez woli, bez inicjatywy, bez wysi�ku! Wszystko naoko�o mnie niech si� rusza jak chce, wszystko mo�e si� zawali�, abym tylko Ja palcem nie kiwn��! Tak si� zachowywa�, jak dawniejsze uczciwe kobiety, kt�re robi�y si� stare, brzydkie, zu�yte, i nie malowa�y sobie twarzy na bia�o i czerwono. Ale c� to za niezwyk�e dzia�anie kokainy. Nogi zimne jak l�d, w m�zgu ogie�, potoki niedorzeczno�ci, serce stuka jak maszyna do szycia, i przy tym to spokojne zadowolenie z bezczynno�ci. Sprawi�oby mi przyjemno��, gdybym m�g� przez kilka dni pozosta� w ��ku, a� zapukaliby kelnerzy, po�niej w�a�ciciel hotelu, a potem przysz�aby policja. Nie odpowiada�bym nikomu, pozwoli�bym sob� potrz�sa� i porusza�, i wynie��, dok�d by chcieli i jak by chcieli... Jakie dziwne dzia�anie kokainy. Koko, czarodziejskie koko!" Serce bi�o dalej mocno i ca�e cia�o dr�a�o, wibrowa�o, trz�s�o si�, jak stoj�cy samoch�d o nie wy��czonym motorze. Ale podniecaj�cy i deprymuj�cy wp�yw trucizny przestawa� dzia�a�. Tito przychodzi� do siebie. I zasn��. Obudzi� si�, kiedy s�o�ce by�o ju� wysoko. Jednak Tito tego nie zauwa�y�, bo w Pary�u s�o�ce jest zawsze wysoko, tak wysoko, �e si� go nigdy nie widzi. O dziesi�tej mia� by� w redakcji. Redaktor powiedzia� do niego, podkr�caj�c swe nieskazitelnie nastroszone w�sy. - Niech si� pan u mnie zamelduje. - Musz� si� wi�c starannie ogoli�! Stoj�c przed lustrem, obrabiaj�c chude, namydlone policzki, my�la�: "Jakie wstr�tne jest �ycie! Jakie niepotrzebne! Co rano wstawa�, wci�ga� buty, goli� si�, ogl�da� ludzi, m�wi� z nimi, kierowa� si� wska