9345

Szczegóły
Tytuł 9345
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9345 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9345 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9345 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ELA GRAF OCZYSZCZENIE Chwa�a Wszechmocnemu Entu-Amarsinowi, Pot�nemu Panu Nieba, kt�ry zasiada na Niebieskiej G�rze, a z�oto na jego tron ze s�onecznych promieni! Wys�uchajcie mojej opowie�ci! Asztar-Adin, syn Akbinurpala, syna Aszponitkana, kt�remu Wszechmocny Entu-Amarsin przekaza� miecz i koron�, kr�l wszystkich Lamyt�w, w trzecim roku swego panowania przedsi�wzi�� budow� �wi�tyni Entu w Skagasz, �wi�tym mie�cie na p�nocy kraju. Wspania�e to dzie�o, godne wielkiego kr�la, oby jego imi� �y�o wiecznie, a Wszechmocny Entu przyj�� go do niebieskiego kr�lestwa i posadzi� wysoko przy stole po swojej prawicy! Pi�kne jest miasto Skagasz, pe�ne park�w i ogrod�w, nawadnianych przez kana�y kryte czerwon� ceg��. Zbudowano Skagasz na wysokim wzniesieniu, na skalistej g�rze, z wn�trza kt�rej wyp�ywa �r�d�o o srebrnej wodzie. U st�p g�ry urodzajne pola, winnice �ywi� mieszka�c�w �wi�tego miasta. Na zielonych ��kach wok� Skagasz i wzd�u� rzeki, co daleko w step p�ynie, pas� si� stada k�z i owiec. Dwa pasy pot�nych mur�w je opasuj�, pierwszy na r�wninie u st�p g�ry, szeroki na osiem krok�w, a wysoki na dwadzie�cia, z surowej ceg�y; drugi, co miasto otacza, zdaje si� wyrasta� wprost ze ska�y. Wysoki na trzydzie�ci krok�w, szeroki na dziesi��, nie do zdobycia dla �miertelnik�w. Cztery bramy strzeg� wej�cia do miasta, ka�da wzmocniona wysokim bastionem. �adna bro� ani magia nie jest w stanie skruszy� mur�w z szarego kamienia, wi�zanych zapraw�, do kt�rej dodano jaj �wi�tych kogut�w Entu-Amarsina. Pot�ny ukocha� �wi�te miasto Skagasz, obdarzy� je swoj� �ask�. Zes�a� do opieki nad miastem Teszarala, jednego ze swych syn�w-s�ug, by czuwa� nad ziemi�, wod� i powietrzem w Skagasz, by oczyszcza� jego mieszka�c�w. Opiekowa� si� Teszaral miastem, a ludzie czcili go godnie, stawiaj�c mu o�tarze i sk�adaj�c ofiary. Na szczycie wzg�rza postawili mu wspania�� �wi�tyni�, wysoki ziggurat o trzech poziomach. Dostatek panowa� w Skagasz, szcz�liwi byli jego mieszka�cy. Nakaza� Asztar-Adin, kr�l wszystkich Lamyt�w, wybudowa� jeszcze wspanialsz� �wi�tyni� Pot�nemu, Niebieskiemu Entu, kt�ry ich �ask� obdarzy�. Mia�a ona z pi�ciu poziom�w si� sk�ada�, po jednym na ka�d� stron� �wiata, kt�rym w�ada Entu. Na najwy�szym, tym Niebu po�wi�conym, stan�� mia� o�tarz ze z�ota i lapis-lazuli, najpi�kniejszy i najbogatszy pod s�o�cem. Pan powo�a� do siebie wielu z pracuj�cych przy �wi�tej budowie. Wielu te� przyp�aci�o zdrowiem zazdro�� demon�w, co ta�cz� w po�udniowym wietrze, przed kt�rymi niechaj zawsze chroni nas pan nasz, Entu. Po czternastu latach, gdy prace zbli�a�y si� ju� ku ko�cowi, uleg� wypadkowi Urnak, cie�la, po�lubiony Szeli, starszej c�rce �wi�tynnego skryby Dakuk-sina. Spad� z wysoko�ci i nigdy wi�cej nie stan�� ju� na r�wne nogi. Nape�ni�o to b�lem jego m�od� �on�, wla�o w jej dusz� gorycz. Przemieni�a si� Szeli, odmieni�o si� jej serce. Nieszcz�cie spad�o przez to na �wi�te miasto. Wys�uchajcie mojej opowie�ci! B��kitny sztandar Gemai �opota� na silnym po�udniowym wietrze. Wi�kszo�� mieszka�c�w Skagasz zebra�a si� na agorze, u st�p zigguratu, by wys�ucha�, co pose� ma do powiedzenia. - Poddajcie miasto, a oszcz�dzimy kobiety, dzieci i rzemie�lnik�w. W przeciwnym razie pan m�j, Dert Ar-Palir, genera� Gemai, zr�wna z ziemi� wszystkie domy i �wi�tynie, nie zostawi kamienia na kamieniu, nie pozostawi jednego niezbitego dzbana, jednego niez�amanego kija w domach waszych! Z czaszek waszych dzieci usypie piramid� na ruinach, na przestrog� innym Lamytom, kt�rzy chcieliby mu stawia� op�r. W�r�d gapi�w, okupuj�cych zachodnie schody �wi�tyni, sta�y dwie m�ode kobiety, najwyra�niej siostry, obie z ma�ymi dzie�mi na r�kach. - Niech otworz� bramy - wyszepta�a starsza, wpatruj�c si� z dziwnym zaci�ciem w przedstawicieli miejskiej starszyzny. - Szeli, oszala�a�? To oznacza �mier� naszych m��w, a dla nas ha�b� i niewol�. - Ale one b�d� �y�. - Kobieta przycisn�a mocniej do piersi chore dziecko. Oddycha�o ci�ko, j�kliwie. M�odsza siostra kr�ci�a g�ow�, z przera�eniem przygl�daj�c si� starszej. - Szeli, jak mo�esz w og�le o tym my�le�? A� tak nienawidzisz m�a? I s�dzisz, �e kto� zatroszczy si� o nasze dzieci, gdy p�jdziemy w niewol�? �e uda ci sieje zatrzyma�? Nie s�ysza�a�, co m�wi� o podbojach Gemai? - Zamilcz, Badi - odpar�a sucho Szeli. - Nic tu po nas. Wracajmy. Ty zajmiesz si� dzie�mi, ja p�jd� do �aren. Mo�e uda si� zagnie�� troch� ciasta z tego ziarna, kt�re przyni�s� Kusz przedwczoraj. Obl�enie trwa�o ju� ponad trzy miesi�ce. Nadesz�a jesie�. Wrogie wojsko stan�o u wr�t miasta, zanim sko�czy�y si� �niwa; mieszka�cy schronili si� w�wczas za murami, pozostawiaj�c nie skoszone pola. Teraz cierpieli g��d, a armia Gemai korzysta�a z ich plon�w. Ludzie rozchodzili si� do domostw, tylko starszyzna pozosta�a na agorze, �eby w przedsionku �wi�tyni dyskutowa� o losie miasta. - Jaki jest cel twojego �ycia, Badi? Jakie zadanie przypisa� ci Pot�ny? - pyta�a gor�czkowo starsza siostra, przedzieraj�c si� z trudem przez t�um gapi�w, schodz�cych powoli z wielkich schod�w �wi�tyni. - Stworzysz nowy �wiat? Mo�e chocia� zmienisz bieg rzeki Daa, by nie zalewa�a p�l pod Heran-misz? Co? Kim ty jeste�? Po co si� urodzi�a�? Jedyne, co mamy w �yciu do zrobienia, to rodzi� i wychowywa� dzieci - odpowiedzia�a sama sobie. - Ja wype�niam moje zadanie. Dbam, by moje potomstwo prze�y�o. A ty? Badi nie zgadza�a si� z siostr�, nie potrafi�a jednak udzieli� trafnej odpowiedzi. Mia�a zaledwie szesna�cie lat; ma�a dziewczynka, pop�akuj�ca teraz cicho, by�a jej jedynym dzieckiem. Kusz wyruszy� na wojn� nied�ugo po �lubie, gdy nie wiedzia�a jeszcze, �e jest w ci��y. Wr�ci� szybko, po przegranej bitwie pod Grasz-umuk. Dert Ar-Palir, genera� Gemai, kaza� nie zabija� wzi�tych do niewoli Lamyt�w, lecz okaleczy� i odes�a� do dom�w. Kusz powr�ci� bez oka i prawej r�ki. Ulice Skagasz pe�ne by�y takich jak on, m�czyzn w sile wieku, niezdolnych do pracy, g�odnych i sfrustrowanych, podsycaj�cych strach przed armi� naje�d�c�w z po�udnia opowie�ciami o ich okrucie�stwie. Jaki jest cel jej �ycia? Wierzy� w pot�g� Entu, kt�ry stworzy� �wiat i chroni go przed demonami. Pot�ny Pan Nieba powo�a� swoje dzieci, b�stwa, by mu s�u�y�y, i posia� ludzkie plemi�, aby dawa�o im si�y poprzez wiar�, modlitwy i ofiary. Dop�ki ludzie post�puj� wed�ug jego nakaz�w, armia dobra przeciwstawia si� z�ej mocy. Tak d�ugo, jak wierzy� b�d� w b�stwa, te b�d� chroni� Lamyt�w. Jej �ycie jest ich pokarmem. Im lepsze, tym wi�cej si�y im daje do walki z demonami. A �ycie w niewoli Gemai nie mo�e by� dobre. Przybywszy do domu, Badi odebra�a z r�k siostry chore niemowl�. Urnak, m�� Szeli, zosta� w domu z dw�jk� starszych ch�opc�w. Kilka lat temu spad� z du�ej wysoko�ci przy budowie �wi�tyni Entu-Amarsina. Prze�y�, lecz po�amane ko�ci �le si� pozrasta�y i Urnak nie m�g� chodzi�. By� jeszcze mniej zdolny do pracy ni� Kusz, kt�ry mimo braku d�oni znalaz� zatrudnienie przy noszeniu cegie� do �wi�tyni. Szeli przy ka�dej okazji wypomina�a m�owi jego bezu�yteczno��. By�a m�oda, zdrowa, pe�na ognia. Pragn�a m�czyzny sprawnego i silnego, bogatego i radosnego. Najch�tniej, gdyby tylko mog�a, rozwiod�aby si� z Urnakiem i poszuka�a innego. Ale wed�ug prawa kobieta nale�y do swojego m�a. A Urnak puszcza� mimo uszu jej gorzkie s�owa. W�eni� si� w rodzin� skryb�w po to, by �y� spokojnie i dostatnio. Rozwodzi� si�? C� za pomys�? Gdzie� mia�by p�j��, kto martwi�by si� o jego utrzymanie, teraz gdy spad�o na niego nieszcz�cie kalectwa? Dziewczyna wesz�a do sypialnej izby; Urnak, jak zwykle, le�a� na swoim pos�aniu plecami do wyj�cia. Ch�opcy bawili si� obok drewnianymi figurkami koni. - Przem�w �onie do rozs�dku - powiedzia�a. - Jeszcze gotowa wpu�ci� Gemai do miasta. I to dlaczego? Dla dziecka, kt�re nie ma jeszcze nawet imienia - podnios�a niemowl� na wysoko�� oczu. - I pewnie nie do�yje pierwszych postrzy�yn, umrze bez imienia i duszy. Szeli traci g�ow� przez t� dziewczynk�. Porozmawiaj z ni�, Urnak... Podesz�a do pos�ania, by po�o�y� dziecko obok ojca, i dopiero teraz zauwa�y�a, �e Urnak �pi, obejmuj�c ramieniem pusty dzban po piwie. Westchn�a ci�ko. Zapewne pod ich nieobecno�� znowu by�a tu Kari, wdowa z s�siedztwa. Oby zostawi�a to piwo za darmo! Tak niewiele im pozosta�o, g��d zagl�da� we wszystkie k�ty... Je�eli Kari wzi�a cokolwiek w zamian, Urnakowi si� dostanie... Badi mia�a jednak nadziej�, �e jedyne, co m�oda wd�wka otrzyma�a od jej szwagra, to kilka pieszczot. Kari zawsze mia�a s�abo�� do Urnaka, a ten, pr�cz niesprawnych n�g, nie narzeka� na inne dolegliwo�ci... Przysiad�a, ci�gle z dzieckiem Szeli na r�kach, na skraju ��ka. Jej c�reczka stawia�a niepewne kroki tu� obok, usi�uj�c pochwyci� zabawki kuzyn�w. Dzieci bawi�y si� grzecznie i cicho, zbyt cicho... G��d i smutek wyd�u�y�y ich buzie, nada�y twarzom wyraz powagi. �To nieuczciwe� - pomy�la�a. - �Nie powinny tak cierpie�.� To dlatego odmawia�a Kuszowi; kocha�a go, lecz nie chcia�a mie� dzieci, je�li nie mog�a zapewni� im godnego �ycia. Poda�a r�k� c�reczce. Dziewczynka by�a dla Badi wszystkim, wymy�li�a ju� nawet jej imi�: Szini. Ale nie po�wi�ci ca�ego miasta dla jednego dziecka. Szeli nie ma racji. S� tu setki takich matek i dzieci, jak one... a kto da� Szeli prawo decydowa� o losie Skagasz? - Obud� si�, Urnak, i przem�w do rozs�dku �onie - szturchn�a m�czyzn� i poda�a mu niemowl�, a sama podnios�a swoje dziecko. Urnak mrukn�� co� niewyra�nie, ale zwl�k� si� z pos�ania i si�gn�wszy po laski, poku�tyka� do wyj�cia. Wys�uchajcie mojej opowie�ci! Szlachetni i dzielni s� mieszka�cy Skagasz, ukochani przez b�stwa i przez kr�la, Asztar-Adina, syna Akbinurpala. Lecz wojna toczy si� w Lamie, wojuje Asztar-Adin od wielu lat, broni swe kr�lestwo przed najazdem Gemai, daleko na po�udniu i na wschodzie wojn� prowadzi. Nie zdo�a dotrze� z pomoc� obl�onemu miastu, wiedz� o tym mieszka�cy Skagasz. Sami musz� stawi� czo�o wrogom, odda� si� w opiek� Pot�nego Pana Nieba i pod opiek� Teszargala, wierzy� w opiek� b�stwa, co mieszka w �wi�tyni na wzg�rzu. Wys�uchajcie mojej opowie�ci! Starszyzna postanowi�a nie poddawa� miasta. Niechaj Entu-Amarsin ze�le im jaki� znak! Niechaj ich wybawi! - M�wi�e�, �e we�miemy ich g�odem, a tymczasem to nasi �o�nierze zaczynaj� si� skar�y� na g��d. Mam ju� do�� czekania. Musimy przekroczy� g�ry przed zim�. Zr�wnam to miasto z ziemi�, jak inne. Jutro zaczynamy atak. - Genera� Gemai szarpa� d�ug�, siw� brod� zaplecion� w liczne warkoczyki. W por�wnaniu z nim Deliah Akkar by� jeszcze m�odzikiem, genera� traktowa� go z pogard�, ka��c sta� w swojej obecno�ci. - Panie! Zburzenie tych mur�w oznacza strat� wielu ludzi i przede wszystkim wspania�ej twierdzy, kt�ra mog�aby umocni� nasz� pozycj� w regionie. Nadal uwa�am, �e powinni�my... Genera� przerwa� mu ruchem d�oni. - Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Jeste� szpiegiem, nie strategiem, nie zapominaj. Deliah sk�oni� si� pokornie. - Przypominam ci, panie, �e sam kr�l przydzieli� mnie tu jako swego legata i twojego doradc�. W pewnym sensie jestem wi�c tak�e strategiem. Dert Ar-Palir zbli�y� si� gwa�townie, niemal przypieraj�c Deliaha do muru. M�czy�ni przez chwil� stali w milczeniu, mierz�c si� wzrokiem. W ko�cu m�odszy da� za wygran�, opu�ci� oczy. - Pami�taj, po co tu przybyli�my. Mamy zdoby� miasto i b�stwo. Nie wa�ne, w jaki spos�b. - Tak, panie. - Twoje metody zawiod�y. Teraz zrobimy to po mojemu. - Tak, panie. - Chcesz wiedzie�...? - Genera� wykrzywi� twarz w u�miechu. Deliah zawar� pytanie w niemym spojrzeniu. - S�ysza�e� o czarnym proszku z Helii? Skin�� g�ow�. - Wysadzimy po�udniow� bram�. Wiatr b�dzie nam sprzyja�. - Tak, panie. - Teraz mo�esz odej��. Deliah uk�oni� si� jeszcze raz, najni�ej, jak potrafi�, i opu�ci� namiot. W �wi�tyni Teszargala zabrzmia� spi�owy gong. Nadesz�a godzina wykonania wyroku. Pod schodami zigguratu k��bi� si� t�um gapi�w; ka�da rodzina mia�a obowi�zek wys�a� co najmniej jednego �wiadka ka�ni. Stra�nicy wyprowadzili oszala�ego ze strachu m�czyzn� po schodach. Kap�an og�osi� wyrok. Liszbal, syn Lesza, skazany za trzy morderstwa, zostanie wprowadzony do Komnaty Teszargala. Kusz odwr�ci� wzrok. I tak niewiele widzia� jednym okiem. Wiedzia�, co b�dzie dalej. Teszargal, nie wi�kszy ni� dziesi�cioletnie dziecko, o ciele z bia�ego kryszta�u, zajmuje wielk� okr�g�� komnat� w centrum zigguratu, na �rodkowej platformie. G��bokie studnie prowadz� a� do ziemi; raz dziennie kap�ani obmywaj� �wi�ty pos�g, a woda z niego sp�ywaj�ca oczyszcza �r�d�o wyp�ywaj�ce ze ska�y w centrum miasta. Opieku�cze b�stwo Skagasz zdejmuje wszelkie z�o ze swych podopiecznych, przyjmuj�c na siebie trawi�ce ich choroby. Wystarczy go dotkn��, by zosta� oczyszczonym. Jego cia�o ciemnieje, w miar� jak gromadz� si� w nim uwi�zione nieczysto�ci. Czasem musi pozby� si� ich nadmiaru. Taka jest kara �mierci w Skagasz; Liszbal podzieli cz�� plon�w Teszargala, przejmie na siebie z�o, kt�re ten zgromadzi�. Nast�pnie kap�ani spuszcz� go na dno kamiennego silosu, gdzie szybko dope�ni �ywota, toczony przez wrzody i zaraz�. R�wnowaga zostanie utrzymana. Z�o ukarane, b�stwo odci��one, choroby zamkni�te g��boko pod ziemi�. Och, gdyby tylko Gemai odst�pili od miasta! Czemu� Pot�ny nie ze�le na nich pomoru? I nagle Kusz dozna� ol�nienia; by� mo�e Pan Nieba nie miesza si� w sprawy �miertelnik�w, ale przecie� Teszargal m�g�by... gdyby, zamiast do silosu, wys�a� skaza�ca do Gemai, zarazi�by ich wszystkich jak�� chorob�... Lecz by�o za p�no; ju� zamykano morderc� w kamiennym grobowcu. Pierwsi kopacze pojawili si� po p�nocy, gdy chmury zakry�y ksi�yc, a po�udniowy wiatr rzuci� piasek w oczy czuwaj�cych na murach Lamyt�w. Gdy us�yszeli uderzenia �elaza o kamie�, zrazu nie zrozumieli, co si� dzieje. Kiedy dotar�o do nich, �e Gemai usi�uj� dr��y� ska�� pod bram�, porwa� ich �miech, tak niedorzecznym zda�o si� im to przedsi�wzi�cie. Ale i tu dotar�a s�awa czarnego proszku, kto� w ko�cu ostrzeg� starszyzn� grodu. Z mur�w posypa�y si� na wroga kamienie, pola� wrz�tek. Z pocz�tku na o�lep, lecz i tak z dobrym skutkiem; wkr�tce u st�p bramy zapanowa� chaos, s�ysze� mo�na by�o j�ki i przekle�stwa, kamieniarze wycofali si�, porzucaj�c narz�dzia. Nast�pni przyszli ju� pod os�on� strza�, z kt�rych ukryci za blankami obro�cy niewiele sobie jednak robili. Kusz i Badi nie uczestniczyli w obronie. Obudzi�y ich ha�asy dochodz�ce z ulicy. Kto� krzycza� ze strachu, przebieg�o kilku �o�nierzy, nawo�uj�c o oliw�. Badi wysz�a, by dowiedzie� si�, co si� dzieje. Starszy m�czyzna z s�siedztwa uspokoi� j� i poradzi� wr�ci� do domu. Na murach by�o ju� wystarczaj�co du�o os�b, znale�li si� odpowiedzialni za grzanie wody i oliwy, dostarczano kamienie. Przytuli�a si� wi�c do m�a w g��bi sypialnej izby i ws�uchiwa�a w odg�osy nocy. Czasami zaszczeka� pies, za�wiszcza�a zb��kana strza�a, zawy� jaki� demon w po�udniowym wietrze... - Badi, musimy porozmawia� - szepn�� jej Kusz na ucho. - Wyjd�my do ogrodu. Dziewczyna owin�a si� w chust� i zabra�a lampk�. Przeszli ostro�nie obok �pi�cych przy wyj�ciu dzieci. Szeli poruszy�a si� na pos�aniu, nie obudzi�a si� jednak. Ich dom, jak wi�kszo�� budynk�w w mie�cie, sk�ada� si� z kilku izb rozmieszczonych wok� niewielkiego, kwadratowego ogr�dka. Usiedli na kamieniu pod figowcem. - Badi - nie wiedzia�, jak zacz�� rozmow�. - Wiesz, nie mo�emy opiera� si� Gemai bez ko�ca. - Pot�ny nas ochroni. - Pot�ny nie mo�e nas ochroni�, tak jak nie zrobi tego Teszargal, Badi. Sami musimy uratowa� miasto. Bogowie nie mieszaj� si� w sprawy ludzi, broni� nas przed demonami, nie przed Gemai... Ale my�l�, �e jest spos�b, do�� prosty nawet... a� dziwne, �e nikt o tym nie pomy�l�. Tylko �e... Mimo ciemno�ci zauwa�y�a wyraz jego twarzy i ciarki przesz�y jej po plecach. - Gemai s� w znacznie lepszej sytuacji ni� my - kontynuowa�. - Maj� i oczyszczon� wod�, i po�ywienie, podczas gdy my przymieramy g�odem. Jedyne, co zmusi�oby ich do odej�cia, to zaraza. - Zaraza? Tutaj? - W�a�nie. Przysz�o mi to do g�owy dzi� podczas egzekucji. Gdyby kto� ska�ony przez b�stwo poszed� do Gemai... Twarz Badi rozja�ni�a si�, po chwili jednak spowa�nia�a na nowo. - Ale kto? - To jest problem. Chwilowo nie ma nikogo skazanego na �mier�. W dodatku powinien to by� ochotnik, kto�, kto podj��by si� gra� zdrajc�, �eby dotrze� a� przed oblicze genera�a... Ten kto� uratowa�by ca�e miasto. Jedno �ycie, Badi... - uj�� j� pod brod�. - Kilka dni... i Gemai zaczn� umiera�. Wygramy... - Ale to... straszne. My�lisz, �e znajdzie si� kto�...? - Tak my�l� - odwr�ci� wzrok. - To najlepsze rozwi�zanie. Obj�� j� zdrow� r�k� i poca�owa�. Przytuli�a si� do niego i g�aska�a delikatnie po policzku. By� taki m�dry i zawsze pe�en optymizmu, nawet po przegranej pod Grasz-umuk... Kocha�a go za to, kocha�a tak bardzo... - Ale czy Teszargal si� zgodzi? Zarazi kogo�, kto na to nie zas�uguje? - Trzeba b�dzie z nim porozmawia�. Rano p�jd� do starszyzny. - Poca�owa� j� znowu, ustami zamkn�� jej usta, pe�ne pyta� i w�tpliwo�ci. Och, nie zd��y�a nawet pomy�le� o najwa�niejszym... nie pozwoli� jej na to. Nie wiedz�c dobrze kiedy, zacz�li si� kocha�, na trawie, w wyciu strza� i demon�w, co ta�cz� w po�udniowym wietrze. Szeli siedzia�a na progu domu z pustym spojrzeniem zawieszonym gdzie� w przestrzeni. Na jej kolanach le�a�o wychudzone, nieruchome dziecko, kt�re machinalnie g�aska�a. W takim stanie znalaz�a j� Badi, gdy wr�ci�a od �aren. - Szeli? Siostra nie zareagowa�a. Badi odstawi�a mis� z m�k� i dotkn�a twarzy dziecka. Ledwie oddycha�o. �zy zakr�ci�y si� jej w oczach, odwr�ci�a g�ow�. - Chod� do domu, zjemy co�. - Teszargal nie mo�e go uzdrowi�. Jest czyste - m�wi�a Szeli zmienionym g�osem, cicho, jakby do siebie. Badi zauwa�y�a, �e nie czesa�a si� dzisiaj. - Jest g�odne. A ja nie mam mleka. Daj� mu wody, ale nie chce pi�. Nie chce pi�, moje male�stwo - mrucza�a, g�aszcz�c i ko�ysz�c niemowl�. - Chod� - Badi uj�a siostr� pod rami�. Szeli w ko�cu wsta�a. - Zrobimy co� do jedzenia. Kusz poszed� rozm�wi� si� ze starszyzn�. Znalaz� spos�b, by pokona� Gemai. Jeszcze tylko kilka dni i znowu b�dziemy je�� do syta. Zobaczysz. Urz�dzimy wielki bankiet, z baranin�, z sa�atk� z burak�w, z bobem, z nugatem... m�czy�ni nawarz� piwa, a dzieci dostan� tyle mleka z miodem, ile tylko zapragn�. My za� za�o�ymy znowu najlepsze suknie i b�dziemy ta�czy� na ulicy, na agorze, na schodach �wi�tyni Teszargala. Poczekajmy tylko trzy, cztery dni, a Gemai odejd�... Chod� do domu. Badi podnios�a naczynie z m�k� i wesz�a do kuchni. - Ono nie ma tyle czasu - za jej plecami odezwa�a si� starsza siostra. Badi nie odwr�ci�a si�, zaj�ta. Zajrza�a do dzieci; jej c�reczka spa�a, a synowie Szeli bawili si� z ojcem. Wr�ci�a wi�c do kuchni, by zagnie�� ciasto. Wiedzia�a, �e dziecko Szeli wkr�tce umrze. Nie mo�na nic zrobi�. Nic. Wi�c lepiej po prostu o tym nie my�le�. Nast�pnej nocy �o�nierzom Gemai uda�o si� pod�o�y� �adunek, jednak�e na nic zda�y si� ich wysi�ki i dziesi�tki zabitych. Wybuch rozsadzi� tylko ska�� przed wrotami, kt�re pozosta�y nietkni�te. Rozczarowany widokiem, genera� Ar-Palir �ci�� g�ow� najbli�ej stoj�cego �o�nierza i wr�ci� do namiotu. Ma�a �wita oficer�w pod��y�a za nim w bezpiecznej odleg�o�ci. Genera� nie potrzebowa� miecza, by pozbawi� �ycia. Przerasta� wi�kszo�� o p� g�owy, potrafi� zabi� cz�owieka jednym uderzeniem pot�nej pi�ci. - Powiesi� go za nogi - powiedzia� na widok g��wnego in�yniera. - Ty zajmiesz si� teraz pracami - skin�� na pierwszego oficera, jaki znalaz� si� w zasi�gu wzroku. M�czyzna skuli� si� w pok�onie. Zdawa� sobie spraw�, �e najprawdopodobniej czeka go podobny los. Dert Ar-Palir rozsiad� si� wygodnie w du�ym trzcinowym krze�le. M�ody niewolnik o delikatnych rysach podbieg�, by rozwi�za� rzemienie jego sanda��w i rozmasowa� stopy. Inny przyni�s� p�miski z wod� i suszonymi owocami. Genera� zmoczy� tylko niedbale dwa palce i odsun�� mis� z wod�; postawiwszy drugie naczynie na wysokim oparciu krzes�a, zaj�� si� wybieraniem z niego fig. - Ten Lamyta, kt�rego schwytano dzi� po po�udniu, powiedzia� co�? - Nie, panie. Twierdzi, �e to, co ma do przekazania, przeznaczone jest tylko dla ciebie. �e poka�e wej�cie do twierdzy jedynie genera�owi... Milczy mimo tortur. - �yje jeszcze? - zdziwi� si� genera�. - Tak, panie. - Erin Ar-Brazh, siostrzeniec genera�a, sta� wypr�ony, zawsze gotowy na rozkaz. - Kaza�em go powiesi� za nogi, mo�e przez noc troch� rozumu sp�ynie mu do g�owy. - Dobrze - genera� roze�mia� si� niespodziewanie. Lubi� m�odego kapitana, kt�ry przypomina� mu jego samego z lat m�odo�ci. - Bardzo dobrze - skin�� g�ow�. - Id� zatem i sprawd�, czy ju� mu sp�yn�o. - Tak jest, m�j panie. - Ar-Brazh sk�oni� si� i opu�ci� namiot. - Wy te� - Ar-Palir machn�� d�oni� na pozosta�ych oficer�w, jakby odgania� natr�tne muchy. - Zostawcie mnie. Erin Ar-Brazh wr�ci� po kilku chwilach, zak�opotany. - Panie, Lamyta twierdzi uparcie, �e ma co� wa�nego do przekazania tobie, i odmawia... - Dobrze, ju� dobrze! - Genera� skrzywi� si� i wyplu� pestk� daktyla. - Przyprowad� go wi�c, je�li nie �mierdzi za bardzo. - Tak, panie. Na widok je�ca genera� wyd�� pogardliwie wargi. �Jeszcze jeden waleczny Lamyta" - pomy�la�. M�ody m�czyzna by� pozbawiony prawej d�oni, a brunatn� lamyck� chust� nosi� zawadiacko opuszczon� na lewe oko. - �Najwidoczniej bra� udzia� w kt�rej� z wcze�niejszych kampanii na po�udniu. Wr�ci� bez r�ki i oka, rodzina musi si� cieszy�... zapewne do�� mia� �ycia �ebraka i postanowi� zdradzi�... A mo�e odczuwa wdzi�czno�� za darowane wcze�niej �ycie? Nie wygl�da na �ebraka, sprawia wra�enie silnego i zadbanego, mimo tortur. �ypie te� okiem zbyt hardo..." Stra�nicy rzucili je�ca na kolana. - Niech powie, gdzie jest sekretne wej�cie do miasta, a darujemy mu �ycie. I tyle srebra, ile zdo�a ud�wign�� - wspania�omy�lnie dorzuci� Ar-Palir po chwili. Jego �o�nierze od ponad dw�ch miesi�cy przeczesywali okolice Skagasz, krok po kroku, w poszukiwaniu przej�cia, bezskutecznie. Wi�zie� u�miechn�� si� blado. - Powiem ci - wyszepta� zm�czonym, cichym g�osem. Zaintrygowany genera� skin�� d�oni�. �o�nierze podnie�li je�ca i podeszli z nim bli�ej. - Tylko tobie - ledwie s�yszalnie powiedzia� Lamyta. Ar-Palir podni�s� si� z krzes�a i nachyli�. Stra�nik stoj�cy za je�cem trzyma� w pogotowiu sztylet. - Nigdy nie znajdziecie przej�cia, nie zdob�dziecie miasta w ten spos�b... nie przyszed�em tu prosi� o �ycie, nie chc� od ciebie �adnych dar�w... - A czego chcesz? - Genera� pochyli� si� jeszcze bardziej. - Niczego. To ja mam co� dla ciebie - odpar� jeniec i dotkn�� twarzy, genera�a. �o�nierz zareagowa� szybko, chwytaj�c go za w�osy i podcinaj�c gard�o. Genera� kopn�� trupa i odchrz�kn��. - Znaleziono co� przy nim? - Nic, panie - powiedzia� Ar-Brazh. - Co to mo�e znaczy�? - Zwariowa�. - Ar-Palir lekcewa��co zadar� brod�. - Wyrzu�cie trupa za ob�z, niech ze�r� go s�py. Oficer, odpowiedzialny za wysadzenie po�udniowej bramy, zawis� obok swego poprzednika. Od wschodu s�o�ca miasto zasypywa�y p�on�ce strza�y. Deliah Akkar gryz� pi�ci z w�ciek�o�ci, ukryty przed gniewem genera�a w miodowym cieniu namiotu. Mia� inne plany co do Skagasz, pochwalane przez kr�la. Pok��ci� si� o to z Ar-Palirem. Liczy�, �e miasto dostanie si� w ich r�ce bez wi�kszych zniszcze�... a je�li po�ar naruszy �wi�tyni� b�stwa? Teszargal got�w si� rozgniewa�. Deliah widzia� go raz, gdy przyby� do Skagasz par� lat temu jako kupiec ze wschodu. Deliah Akkar by� synem wysokiego oficera w armii kr�lewskiej i niewolnicy z p�nocy. Dlatego nie mia� prawa nosi� dumnego przedrostka �Ar" w nazwisku, zarezerwowanego tylko dla szlachetnie urodzonych. Mieszana krew i z�ocista sk�ra pozbawia�y go wielu przywilej�w, czyni�y jednak doskona�ym szpiegiem w p�nocnych i wschodnich krainach. Ojciec odda� go w s�u�b� Ar-Tagara, gdy Deliah mia� pi�� lat. Odk�d pami�ta�, podr�owa� z kupcami, zbieraj�cymi informacje dla kr�la Ar-Rusura. M�wi� p�ynnie pi�cioma j�zykami, porozumiewa� si� do�� dobrze w kilku jeszcze dialektach z zachodu, wygl�dem za� odbiega� na tyle od typowego Gemaiczyka, i� nawet w czasach wojny nie wzbudza� podejrze�. Sp�dzi� w Skagasz prawie dwa tygodnie, zbieraj�c wszelkie informacje mog�ce w przysz�o�ci pom�c zdoby� miasto. Zas�ona namiotu poruszy�a si� i Erin Ar-Brazh wszed�, wpuszczaj�c do wn�trza s�o�ce i gor�ce powietrze. - Genera� �yczy sobie z tob� rozmawia� - powiedzia� zm�czonym g�osem. R�wie�nik Deliaha, by� jednym z nielicznych ludzi w otoczeniu Ar-Palira, traktuj�cych go nale�ycie. Genera� gardzi� Akkarem jako b�kartem. Wi�kszo�� wy�szych oficer�w okazywa�a mu otwarcie pogard�, mimo kr�lewskiego namiestnictwa. Ar-Rusur potrafi� doceni� bystro�� szpiega. Tu jednak, pod murami Skagasz, Deliah czu� si� bezradny. Sprzeciwienie si� genera�owi r�wna�o si� samob�jstwu. A Deliah lubi� �ycie, cho� czasem je przeklina�. Akkar wsta�, co� w wygl�dzie Ar-Brazha powstrzyma�o go w ostatniej chwili przed przyjazn� wymian� u�cisk�w. Oczy m�odego oficera p�on�y gor�czk�. Cofn�� si�, unikaj�c wyci�gni�tej d�oni. - Co ci jest? - Chyba zjad�em co� nie�wie�ego - odpar� Erin Ar-Brazh, zdziwiony jego zachowaniem. - Niemo�liwe - mrukn�� Deliah. - Tu, na �wi�tej ziemi... Powiedz, jak si� czujesz? Ar-Brazh otworzy� usta, milcza� jednak przez d�u�sz� chwil�, zastanawiaj�c si� nad czym� intensywnie. Nagle krzykn��, kr�tko i bole�nie, gdy poj��, co si� sta�o. - To ten Lamyta - j�kn��, cofaj�c si� do wyj�cia. -Przyni�s� zaraz�. To brunatna gor�czka... - Trzeba ostrzec genera�a. Ar-Brazh pokr�ci� g�ow�. - Za p�no. Jeste�my straceni... Wo�ana na obiad Szeli nie przychodzi�a. W ko�cu Badi wysz�a na dw�r, nigdzie jednak siostry nie widzia�a. Zaniepokoi�a si�. Martwi�a si� r�wnie� o Kusza. Zdarza�o si� ju�, �e nie wraca� na noc, zatrzymany przy robotach. Ale pokaza�by si� przynajmniej na obiad, cho�by po to, �eby opowiedzie�, jak przebieg�a rozmowa ze starszyzn�... - Dlaczego nie wraca? - im d�u�ej si� zastanawia�a, tym straszniejsze my�li przychodzi�y jej do g�owy. - Nie, to niemo�liwe... nie... Jeszcze niedawno �ycie Badi by�o dostatnie i beztroskie. Ledwie jednak sta�a si� kobiet�, szcz�cie przesta�o si� do niej u�miecha�, a tragiczne wydarzenia nabra�y zawrotnego tempa. �mier� ojca, wypadek Urnaka, wojna, ci��a, powr�t okaleczonego Kusza, teraz obl�enie... Zanim ich ojciec zmar�, Badi nie zna�a �adnych zmartwie�. Sp�dza�a popo�udnia w ogrodach Amarsina, w cieniu drzew nad strumieniem... Czasem chodzi�a z siostr� podziemnymi korytarzami, kt�re pokaza� im kiedy� ojciec, w g��b g�ry, do rzeki, poza mury. Wyj�cie tunelu znajdowa�o si� pod wod�, dlatego Gemai nie mogli go znale��. Wysz�a na ulic� i rozejrza�a si� bezradnie. Stara, bezz�bna s�siadka milcz�co wskaza�a jej kierunek. Ich dom znajdowa� si� blisko ogrod�w Amarsina i dziewczyna, wiedziona przeczuciem oraz palcem s�siadki, w�a�nie tam skierowa�a swe kroki. Szeli mog�a szuka� w ogrodach �wi�tej kozy, by spr�bowa� j� wydoi� - chocia� wszystkie �wi�te kozy ju� dawno zjedzono. Badi zasta�a wej�cie do tajnego tunelu otwarte. Zaniepokojona, wesz�a do �rodka, zabezpieczywszy klap� przed niepowo�anymi oczyma. Wykute w skale przej�cie by�o niskie i w�skie; w w�t�ym �wietle �uczywa dziewczyna dostrzega�a uciekaj�ce spod jej st�p myszy. Najbardziej jednak obawia�a si� w�y, chocia� nie stanowi�y wi�kszego zagro�enia, gdy� Teszargal m�g�by oczy�ci� j� z jadu. Jednak�e wstr�t do nich niemal j� parali�owa�. Przy wej�ciu sta�a na szcz�cie oparta o �cian� z�amana dzida, ju� nie raz s�u��ca jej do odp�dzania gad�w. Porusza�a si� powoli, pochylona, przy�wiecaj�c �uczywem trzymanym w jednej r�ce, podpieraj�c ostrzem w drugiej. Po kilku minutach mog�a ju� dostrzec �wiat�o lampki, niesionej przez Szeli. Przyspieszy�a. - Szeli! Dok�d idziesz? Poczekaj! Siostra odwr�ci�a si�. Dziecko trzyma�a w tobo�ku przerzuconym przez rami�. Jedna r�czka wy�lizn�a si� z chusty i zwisa�a, ko�ysz�c miarowo w rytm jej krok�w, niczym ma�y fetysz z ko�ci. Badi odstawi�a kij i �uczywo, obj�a siostr� delikatnie. Chcia�a j� przytuli�, poca�owa�, lecz ta pozosta�a sztywna, obca. Cofn�a si� o p� kroku. - Trzeba podda� miasto. Gemai oszcz�dz� kobiety i dzieci. Tam s� kozy, owce, nawet krowy... przecie� nie zjedli wszystkiego... - Znowu g�aska�a g��wk� dziecka tym machinalnym ruchem, kt�ry wywo�ywa� u Badi ciarki na ca�ym ciele. - Poka�emy im wej�cie. - Szeli, co ty m�wisz? Chcesz... wpu�ci�...? Starsza siostra utkwi�a w niej rozgor�czkowane spojrzenie. Niby patrzy�a Badi w oczy, lecz by�a nieobecna. �To nie jest ta Szeli, kt�r� znam od szesnastu lat� - pomy�la�a. - �Ona jest chora. Teszargal nie mo�e usun�� tej choroby, Teszargal nie leczy ob��du.� - Nie zrozumia�a�, co m�wi�am do ciebie? - zapyta�a g�o�no. - U Gemai panuje zaraza. Za cztery dni wszyscy b�d� martwi i wtedy b�dziesz mog�a... - Tak, tak. Nie. Nie ma czasu. Trzeba sko�czy�. Wpu�ci� Gemai. Oszcz�dz� dzieci. Dadz� mleko. Przepu�� mnie. - Nie, st�j! - Badi chwyci�a j� mocno za przedrami�. - Puszczaj! - Szeli szarpn�a si�, uderzy�a Badi w twarz. Lampka, kt�r� przy tym upu�ci�a, potoczy�a si� pod �cian�. Zanim �wiat�o zgas�o, Badi zobaczy�a twarz dziecka; nie �y�o. Rozp�aka�a si�. - St�j, Szeli! Nie mo�esz tego zrobi�! Nie pozwalam ci! - Musimy ratowa� dzieci - mamrota�a Szeli, posuwaj�c si� po omacku w g��b tunelu. �uczywo Badi dawa�o niewiele �wiat�a, wysz�a ju� poza jego zasi�g. - Musz� je nakarmi�... - Za p�no! Ono nie �yje, Szeli! Twoje zachowanie nie ma sensu. Ale mo�emy uratowa� ca�e miasto. Za kilka dni Gemai odejd�, Kusz powiedzia�, �e wystarczy, aby kto�... Nagle za�ama�a si�, zacz�a szlocha� g�o�no, rozdzieraj�co. Zgi�a si� w p�, upad�a na kolana. - On... on... aa... Kusz si� po�wi�ci�!!! Aa... Kusz zani�s� im zaraz�! A ty chcesz zdradzi�! Aa... Szeli!! Siostra nie s�ucha�a. - Musimy podda� miasto - powt�rzy�a. Badi opar�a d�o� o �cian� i wyczu�a pod palcami drzewo z�amanej w��czni. Z dzikim p�aczem zerwa�a si� na nogi i pobieg�a w mrok, w stron� Szeli. Ostrze trafi�o na co� mi�kkiego i poczu�a ciep�� wilgo� sp�ywaj�c� jej na r�k�. Szeli osun�a si� na kolana powoli, bez s�owa. Jakby nie rozumiej�c, co si� sta�o, Badi cofn�a si� ostro�nie, podnios�a �uczywo i wysz�a z tunelu, nie ogl�daj�c si� na martw� siostr�. W ogrodach Amarsina obmy�a zakrwawion� d�o� w fontannie. Nie p�aka�a ju�, milcza�a nawet w my�lach. Nie by�o nic wi�cej do powiedzenia. Wr�ci�a do domu i zaj�a si� wypiekaniem j�czmiennych plack�w. Pot�ny wybuch wstrz�sn�� �wi�t� g�r�. Chocia� Gemai od rana ostrzeliwali miasto p�on�cymi strza�ami, nie uda�o im si� wznieci� wielkiego po�aru, jak tego sobie �yczy� genera�. Domy w Skagasz by�y z wypalanej ceg�y i kamienia, niewiele by�o tu drewna, za to pod dostatek wody, wyp�ywaj�cej ze �wi�tej g�ry. Mieszka�cy radzili sobie z gaszeniem. Zniecierpliwiony Ar-Palir postawi� wszystko na jedn� kart�, kaza� pod�o�y� ca�y zapas czarnego proszku, jaki posiada�. Dert Ar-Palir mrukn�� z satysfakcj� i otar� z potu p�on�c� od gor�czki twarz. Deliah Akkar sta� obok, blady, z zaci�ni�tymi z�bami. Opadaj�cy kurz, ods�oni� pot�n� wyrw� w murze. Brama nie istnia�a, nadwer�ona lewa wie�a chwia�a si� i grozi�a zawaleniem w ka�dej chwili. �o�nierze Gemai rzucili si� z krzykiem do ataku. Akkar widzia�, jak siwy ko� Ar-Brazha przeskakuje ruiny. Badi wbieg�a do ogr�dka i porwa�a na r�ce c�reczk�. Chcia�a ukry� si� z ni� w tunelu, lecz t�um na ulicy zagrodzi� im drog�, pchn�� w stron� agory. Chc�c nie chc�c, pobieg�a z innymi. Ci, kt�rzy z jakich� wzgl�d�w nie mogli uczestniczy� w bitwie o miasto - kobiety, dzieci, kaleki, pragn�li schroni� si� na wzg�rzu, w przybytku Teszargala, wierz�c, �e otoczy ich opiek�. - Nie zostawimy ani jednego �ywego ducha, ani jednego ca�ego domu - m�wi� genera�. - Zr�wnamy miasto z ziemi�. Zburzymy, spalimy, zgwa�cimy i zamordujemy. Postawimy tu najwi�ksz� piramid�, z ludzkich ko�ci. Na chwa�� Po�eracza. Zapad� wiecz�r. Cienki sierp ksi�yca gin�� w�r�d unosz�cych si� ze zgliszcz dym�w. Deliah Akkar z trudem brn�� po�r�d za�cielaj�cych ulice trup�w w stron� �wi�tyni Teszargala. Gdy �o�nierze Gemai wtargn�li do przybytku i pocz�li mordowa� wiernych, rozgniewane b�stwo uwolni�o niemal ca�e ska�enie, zabijaj�c w mgnieniu oka wszystkich, kt�rzy znajdowali si� na drugim poziomie zigguratu. Teraz pos�g by� krystalicznie czysty. Bezbronny. Mia� zosta� zabrany do stolicy Gemai, by przej�� rytua� Poddania, kt�ry uczyni�by go s�ug� Po�eracza i ludu Gemai. Teraz jednak nie by�o nikogo, kto prze�y�by d�ug� podr� na po�udnie. Zosta�o im kilka dni �ycia, kilka dni coraz wi�kszych m�czarni... chyba �e Teszargal zgodzi�by si� ich uzdrowi� z w�asnej woli... Wsz�dzie kr��yli �o�nierze, odzieraj�cy trupy z ozd�b i klejnot�w. Jakby mia�o to jeszcze jakie� znaczenie! Brunatna gor�czka nie oszcz�dzi�a �adnego Gemaiczyka; na ciele genera�a pojawi�y si� ju� pierwsze plamy. Za trzy, cztery dni �wi�ta ziemia zamieni si� w wielkie cmentarzysko, pastwisko dla s�p�w i kruk�w. Deliah parskn�� pogardliwie na widok z�odziei trup�w i wszed� do komnaty oczyszczenia. Tu r�wnie� zasta� �o�nierzy. - Posprz�ta� mi tu. Wynie�cie wszystkich - powiedzia� g�osem nie znaj�cym sprzeciwu. Nosi� szat� kr�lewskiego legata, pos�uchano go i szybko usuni�to zw�oki, kto� przyni�s� wod� i zmy� krew z posadzki. Deliah cierpliwie czeka� w drzwiach, obserwuj�c b�stwo z daleka. Kryszta�owe cia�o l�ni�o w �wietle lamp, Teszargal zdawa� si� patrze� na niego. - Wyjd�cie - rozkaza�, gdy �o�nierze sko�czyli. - Porozmawiam z nim. Wiedzia�, �e to �wi�tokradztwo. Nie by� kap�anem, nie mia� prawa zwraca� si� bezpo�rednio do b�stwa. Lecz nie by�o ju� kap�an�w w Skagasz. A on... c�, w ko�cu to by� jego pomys�. Podszed� do st�p pos�gu, z�o�y� pok�on i uca�owa� jego stopy. - Teszargalu, Panie Oczyszczenia. Wiem, �e jestem tylko niegodnym niewiernym. O�mielam si� m�wi� do ciebie w imieniu ca�ego mojego ludu. Prosz�, zechciej wys�ucha� moich s��w, nim mnie ukarzesz... Lud Gemai nie mia� nigdy opiekuna! Pot�ny Amarsin stworzy� nas i pozostawi� samych sobie, na ja�owej ziemi, na �ask� pustynnego s�o�ca i wiatru! Podczas gdy inne ludy cieszy�y si� �ask� Entu i jego syn�w, my musieli�my walczy� o ka�dy k�s chleba, o ka�d� kropl� wody, o ka�dy oddech. Nikt nie chroni� nas przed demonami, przed chorobami, przed niesprawiedliwo�ci�. Jedynie Po�eracz, kr�l demon�w, co ta�cz� w po�udniowym wietrze, pochyli� si� nad moim ludem. Da� nam si�� do walki w zamian za krwawe ofiary. Straszna jest s�awa ludu Gemai, lecz nie mieli�my wyboru. Gdyby� wiedzia�, jak ci�ki jest nasz los, poczu�by� lito��. Nie chcieli�my �mierci twoich wyznawc�w, Teszargalu. Ofiarowali�my im pok�j, lecz oni go odrzucili. Przynie�li nam chorob�. Porwa� nas gniew. Teszargalu, Panie Oczyszczenia. Zgin�li wszyscy mieszka�cy �wi�tego miasta, nie �yje ju� �aden z twoich wyznawc�w. Wszyscy �o�nierze Gemai, kt�rzy przybyli, by z�o�y� ci ho�d i prosi�, by� otoczy� ich opiek�, s� teraz chorzy i umr� za trzy dni, je�li ich nie oczy�cisz. Nie b�dzie nikogo, kto odda�by ci cze��, kto z�o�y�by ofiar�. Zostaniesz sam. Zapomniany. Deliah podni�s� g�ow�, spojrza� w kryszta�owe oczy b�stwa. - Teszargalu, umrzesz w zapomnieniu - wyszepta�. Zda�o mu si�, �e b�stwo powt�rzy�o jego s�owa. Ponownie z�o�y� pok�on, obejmuj�c stopy pos�gu. - Panie Oczyszczenia, b�agam ci� w imieniu ludu Gemai, zechciej zosta� naszym opiekunem! Wybudujemy ci wspania�� �wi�tyni� i sk�ada� b�dziemy �wietne ofiary. Twoje imi� rozs�awimy na cztery strony �wiata. Zg�d� si� spotka� z Po�eraczem, naszym panem, panem demon�w, co ta�cz� w po�udniowym wietrze, a zapewni ci on wieczn� chwa��. Przyjmij nasz� pro�b�; nie pozw�l, by twe imi� zosta�o zapomniane... B�stwo przem�wi�o w jego g�owie. Poczu� delikatne mrowienie w palcach. Uni�s� wzrok i zobaczy�, jak stopy Teszargala barwi� si� na szaro, jakby spod jego d�oni wydostawa� si� czarny dym, wnikaj�cy w kryszta�. Zosta� oczyszczony! Uca�owa� �wi�ty pos�g i wycofa� si�. Teraz musi przekona� genera�a, by zechcia� si� pokornie pok�oni� przed nowym b�stwem. Gemai zostan� uzdrowieni. Nakaza� �o�nierzom pe�ni� stra� przed wej�ciem i nie wpuszcza� nikogo do �wi�tyni a� do jego powrotu. Na schodach zigguratu krz�ta�o si� coraz wi�cej os�b znosz�cych trupy na �rodek agory. Deliah widzia� niemal ca�e miasto, a raczej jego ruiny. Zapada�y si� przepalone stropy domostw, wzniecaj�c dym i iskry. P�on�y pi�kne ogrody Amarsina, p�on�a niedoko�czona �wi�tynia Pot�nego. P�on�y te� liczne stosy trup�w, gryz�cy dym snu� si� ulicami. Deliah Akkar schodzi� na agor� z ci�kim sercem. Chcia� uratowa� to miasto, tak niegdy� pi�kne, t�tni�ce �yciem, kolorami... jego matka by�a Amenitk�, nie Lamytk�, lecz mimo to czu� si�, jakby zniszczono cz�� jego samego. Kocha� Skagasz. Wspomina� kwieciste altany w ogrodach Amarsina, wspania�e figowce, oliwne gaje i kwiaty pomara�czy we w�osach Lamytek; winnice nad rzek�, bujn� ro�linno�� balkon�w w pa�acu Namiestnika... na po�udniu tak trudno o wod�, o kwiaty... Feeria barw na targowisku, egzotyczne ryby w sadzawkach... Ch�odne fontanny i roz�o�yste platany, nios�ce och�od�... u�miechy kobiet, ich jasne, pi�kne twarze, kt�rych nie zakrywa�y chustami, jak Gemaiki... ta�ce na ulicach w �wi�to Entu-Amarsina, w czerwonych i pomara�czowych sukniach, lekkich chustach wyszywanych z�otem... sp�dzi� tu niewiele czasu, ale zapad� on w jego pami�� jak pobyt w raju. Ludzie �yli tu doprawdy jak w raju, beztrosko... Dop�ki nie pojawili si� Gemai. W obozie Gemai panowa� dziwny nastr�j: niby �wi�towano zwyci�stwo - Genera� podejmowa� w swym namiocie kilku wy�szych oficer�w, racz�c ich zdobytym jeszcze w Bar-kadak mocnym czerwonym winem - z drugiej jednak strony unosi� si� nad bankietem duch stypy. Deliah nie obawia� si� zbli�a� do �o�nierzy, wiedz�c, �e nie mog� ju� go zarazi�. Wszyscy naznaczeni byli brunatnymi plamami, oznak� nieodwracalnego. Na jego widok Genera� wzni�s� puchar. - Zdrowie kr�lewskiego legata, dzi�ki kt�remu wszyscy wkr�tce umrzemy! - zawo�a�. - Powinienem urozmaici� nieco ostatnie dni twojego �ycia jakimi� ciekawymi torturami... - Panie, Teszargal mnie uzdrowi�. - Deliah podszed� do szczytu sto�u i z�o�y� uk�on dopiero u st�p Ar-Palira. - Uzdrowi nas wszystkich, je�li oddamy mu cze��... Genera� si� skrzywi�. Wino sp�yn�o mu na brod�, oczy l�ni�y od alkoholu i gor�czki. Podni�s� si� z krzes�a i stan�� przed Deliahem, pot�ny, dumny. - Deliah Akkar! Zapami�taj sobie: �aden prawdziwy Gemaiczyk nie b�dzie si� p�aszczy� przed obcym b�stwem. Jeste�my r�wni b�stwom. To my dajemy im �ycie, wi�c one winny si� nam poddawa�. Bez nas s� tylko pos�gami z martwego kamienia. - Ale Teszargal... pokona� nas wszystkich. Umrzecie, je�li... - To niewa�ne. Umrzemy, ale si� nie poddamy. Skoro ci� uzdrowi�, tym lepiej, zabierzesz go do stolicy, do Po�eracza. Zyskasz szacunek, b�dziesz s�awny... - Genera� patrzy� na m�odego m�czyzn� z ironi� i pogard�. - Deliah Akkar, zdobywca nowego b�stwa. Czy� nie tego chcia�e�? - Ale... - Milcz. I s�uchaj. Ar-Palir rozsiad� si� wygodnie na krze�le i zacz�� opowie��: - Pan nasz, Entu Amarsin zasia� ludzkie ziarno na ziemi, by wspomagali go ludzie w walce z demonami. Powsta�y liczne plemiona, a ka�demu nada� Pot�ny ziemi� i b�stwo opieku�cze. - Opr�cz Gemai. - mrukn�� Deliah. Genera� uciszy� go gestem. - Pot�ny osadzi� lud Gemai w ja�owej krainie, gdzie pustynia po�era wod�, gdzie liczne s� demony. Mieli�my by� przedni� stra�� Entu, najwaleczniejszymi z wojownik�w. Dlatego Gemai r�wnie� otrzymali opiekuna, Nirfa, co wszystko uzdrawia. Wszelkie choroby cia�a i umys�u, a nawet staro�� zatrzyma� potrafi. Dzi�ki niemu kr�l Rusur Pierwszy rz�dzi� Gemai przez lat trzysta z ok�adem. Stary pu�kownik zmarszczy� brwi. Najwyra�niej nie podoba�o mu si�, �e genera� opowiada t� histori�. Patrzy� z ukosa na Akkara, ich spojrzenia skrzy�owa�y si�. Deliah s�ucha� z otwartymi ustami. A zatem Gemai posiadali kiedy� swoje b�stwo, lecz nikt nie �mie o tym m�wi� otwarcie... zapewne wiedz� ju� tylko nieliczni... dlaczego? - Wielkie trudy znosili Gemai w walkach z pustynnymi demonami, wiele cierpie� musieli w obronie Amarsina. Pot�ny by� kr�l Rusur, umi�owany przez Entu. Mn�stwo demon�w pokona�, liczne demony zniewoli�. W zamian za to cieszy� si� lud Gemai �ask� Amarsina i Nirfa, jego syna. Lecz gdy w wielkiej bitwie polegli wojowie Rusura, i syn jego umi�owany, i jego faworyt, nie m�g� ich Nirf przywr�ci� do �ycia. Nawet pro�by, kt�re kr�l do Pot�nego zanosi� o wskrzeszenie woj�w, nie przynios�y rezultatu. Dlatego gorycz zaw�adn�a sercem Rusura, smutek i gniew go opanowa�. Uwi�zione demony przem�wi�y do niego, w zamian za wolno�� �ycie wojownik�w obieca�y wr�ci�. I zgodzi� si� Rusur... - Panie - Ar-Avir pochyli� si� w stron� genera�a. - Nie trzeba o tym m�odym opowiada�... - A niech wie! - rykn�� Ar-Palir, uderzaj�c d�oni� w plecy Deliaha, a� ten si� zakrztusi�. - Niech wie, dlaczego taki los nam pisany. - Rusur Pierwszy uwolni� demony, a te da�y �ycie jego wojownikom. Ale - genera� podni�s� palec - nie powiedzia�y, co to za �ycie... - Demony... demony... - mamrota� Deliah p�przytomnie. - Ludzie ci stali si� niemal r�wni demonom, moc demon�w zyskali. Kr�l do walki ze z�ymi demonami postanowi� swoje demony wystawi�, r�wne im si��. Pragn�� dla Gemai pot�gi, pragn�� w�adzy nad ca�ym �wiatem. Wkr�tce te pragnienia si� spe�ni�. Tak�e dzi�ki tobie, Akkar - Genera� wzni�s� kolejny kielich w stron� Deliaha. Ten wymrucza� co� niewyra�nie. Ca�a ta historia przerasta�a go. - Co dalej? - zapyta�. - Ach, dalej... Demony zaw�adn�y cz�ci� duszy Rusura. Entu odwr�ci� si� od kr�la, od ludu Gemai, ska�onego krwi� demon�w. Nakaza� Nirfowi opu�ci� nas, lecz demony zagrodzi�y b�stwu drog�. Rusur zatrzyma� go i nakaza� sobie s�u�y�. Nirf sprzeciwi� si� kr�lowi... - Ar-Palir zamilk� nagle. - I co? - ponagli� go Deliah. Genera� wzruszy� ramionami. - Nie wiem. Nikt nie wie. Znikn�� Rusur, znikn�� Nirf. Pojawi� si� Po�eracz. Od tej pory, poprzez rytua� Poddania, mo�emy sobie przyw�aszczy� dowolne b�stwo. Ot i ca�a historia. Pora spa�. - Panie... Ale Teszargal... oczyszczenie... - Powiedzia�em ci ju�, �e si� nie poddamy. Je�eli cen� za moje �ycie jest kajanie si� przed tym durnym pos�giem, wol� umrze�. Demony sprawi�, �e powr�c�, pot�niejszy! P�ynie we mnie ich krew. Byle bo�ek nie mo�e nas pokona�. Mo�e uzdrowi� ciebie... bo nie wyczu� w tobie demona. Ale my... bez obrz�du Poddania nie mamy o czym dyskutowa�. Odejd� teraz. - Po czym zwr�ci� si� do wszystkich obecnych w namiocie: � Odejd�my z honorem i dum�, jak przystoi ludowi Gemai. - Z honorem - podj�o kilka g�os�w powa�nym tonem. Deliah zmarszczy� brwi. Patrzy� na ich twarze, zniekszta�cone, zdaj�ce si� p�on�� w �wietle pochodni, czerwone od pija�stwa, z b�yszcz�cymi oczami, rozczochranymi brodami. I zrozumia�, �e nie ma do czynienia ze zwyk�ymi lud�mi, jak on sam. Zbyt wiele podr�owa�. Zna� doskonale wszystkie s�siednie ludy, a nie rozumia� w�asnego... ale czy na pewno nale�a� do tego ludu? Gemai, krew demon�w... nie. Wszystko, co przedsi�wzi�� do tej pory, robi� na darmo. Na darmo. Uk�oni� si� i wycofa�. Oficerowie wychodzili, wspomagani przez s�u��cych, kt�rzy pojawili si�, gdy tylko genera� klasn�� w d�onie. By� �rodek nocy, lecz dopalaj�ce si� ognie na zgliszczach o�wietla�y drog�. Miasto, zasnute dymem, by�o puste, cho� zdawa�o si�, �e zaludniaj� je jakie� dziwne istoty, m�wi�ce do id�cego. Lecz to tylko ogie� skwiercza� w ruinach, trzeszcza�y belki i ceg�y, upada�y gruzy. Potyka� si� na porzuconych, rozbitych przedmiotach. Dopiero na agorze panowa� porz�dek - i smr�d palonych tu cia�. Z trudem pokona� schody. D��y� do �wi�tyni z dziwnym uporem, kt�rego sam nie pojmowa�. Upad� na twarz przed l�ni�cym jak ksi�yc pos�giem Teszargala. - Wybacz mi, panie - szepta�. - Mo�esz oczy�ci� nasze cia�a, lecz dusze pozostan� ska�one... Wybacz. Nie wiedzia�em... Chcia� wyrazi� ca�y sw�j smutek, wstyd, jaki poczu�, gdy pozna� prawd� o swoim ludzie, ale my�li mia� pomieszane, nie m�g� znale�� odpowiednich s��w. Mimo to zdawa�o mu si�, �e b�stwo doskonale wie, co chcia� mu przekaza�. Czyta�o w jego my�lach... w oczach Teszargala l�ni�a pogarda i nienawi�� do ludu Gemai. Z�odzieje... mordercy bog�w... - Wybacz nam, panie... Obudzi� si� nagle, w drzwiach �wi�tyni. Wyjrza� na zewn�trz. S�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie. Przetar� zaspane oczy, lecz nie dojrza� nigdzie �ywego ducha. Zbieg� po schodach, pogna� poprzez zniszczone miasto do obozu. �adnych stra�y u bram, zgaszone ogniska. Ob�z zdawa� si� opuszczony. Krzykn�� na widok tego, co zobaczy� w pierwszym z brzegu namiocie; zerwa� zas�on� i pobieg� do kolejnego. To samo. Spr�bowa� u Ar-Brazha. D�ugo sta� przed wej�ciem, wahaj�c si� unie�� zas�on�. - Hej! Jest tu kto??! - zawo�a�. Krzyk rozp�yn�� si� bez echa w otaczaj�cej go pustce. W ko�cu wszed� do namiotu. Wszyscy odeszli, z honorem i dum�, jak powiedzia� w nocy genera�. Wszyscy bez wyj�tku pope�nili samob�jstwo. Po�udniowy wiatr, w kt�rym ta�cz� demony, uderza� o mury Skagasz ze swoj� zwyk�� si�� i uporem, rzucaj�c pomara�czowe ziarnka piasku na puste ulice. I zdziwiony pustk� i cisz�, panuj�cymi w �wi�tym grodzie, gwizda� i �wiszcza� mi�dzy opuszczonymi ruinami. A potem wiatr gna� dalej, opada� ze zbocza g�ry na ob�z Gemai, a zdumienie jego ros�o jeszcze bardziej. Ze wszystkich stron przybywa�y tu kruki, s�py, hieny I demony, zwabione zapachem �mierci. Wsz�dzie dooko�a, w promieniu wielu godzin drogi, panowa�a tragiczna cisza. Tylko jedna istota ludzka zdawa�a si� jej przeciwstawia�, samotny m�czyzna w sanktuarium po�rodku zigguratu, w centrum martwego miasta. - Oszcz�dzi�e� mnie i co teraz? - Tak, b�d� �y�. P�jd� na po�udnie. A ty, Panie? Je�li zostawi� ci� tutaj... - Co wybierasz? Teszargal u�miechn�� si� smutno. Ela Graf