9321
Szczegóły |
Tytuł |
9321 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9321 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9321 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9321 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jack London
Yah! Yah! Yah!
By� Szkotem, pijanic� i t�go ci�gn�� whisky, zaczynaj�c punktualnie o sz�stej z rana, od pierwszej kolejki, kt�r� powtarza� w regularnych odst�pach czasu przez ca�y dzie� a� do udania si� na spoczynek, co zwykle nast�powa�o o p�nocy. Sypia� zaledwie pi�� godzin na dob�, a przez pozosta�e dziewi�tna�cie by� najspokojniej w �wiecie pijany. W ci�gu tych o�miu tygodni, jakie sp�dzi�em z nim na atolu Oolong, nie widzia�em go trze�wego ani przez chwil�. Prawd� m�wi�c, sypia� tak kr�tko, �e nigdy nie mia� czasu wytrze�wie�. Stanowi� okaz najwspanialszego i najregularniejszego pijaka, jakiego spotka�em.
Nazywa� si� McAllister. By� ju� stary i kiepsko trzyma� si� na nogach. R�ce mu si� trz�s�y jak paralitykowi, co zw�aszcza mo�na by�o zauwa�y�, gdy sobie nalewa� whisky, cho� nie pami�tam, by kiedykolwiek uroni� bodaj kropelk�. Dwadzie�cia osiem lat prze�y� na Melanezji, od niemieckiej Nowej Gwinei a� po niemieckie Wyspy Salomona, i tak ca�kowicie zespoli� si� z t� cz�ci� �wiata, �e zazwyczaj pos�ugiwa� si� owym poczwarnym j�zykiem, zwanym beche-de-mer. Tak na przyk�ad w rozmowie ze mn� �s�o�ce on wyle�� oznacza�o wsch�d s�o�ca, �kai-kai przynie�� � �e podano obiad, a �m�j brzuch on p�ka� � �e cierpi na �o��dek. By� niewielkiego wzrostu, zawi�d�y i spalony od wewn�trz i od zewn�trz ognistym spirytusem i ognistym s�o�cem. Zdawa� si� niejako spopielony, przypomina� kawa�ek �u�lu, �u�lu o�ywionego i jeszcze niezupe�nie wystyg�ego, a porusza� si� sztywno, kanciasto, jak automat. Lada podmuch wiatru m�g�by go porwa�. Wa�y� dziewi��dziesi�t funt�w.
Ale najbardziej zdumiewaj�c� rzecz� by�a jego w�adza. Atol Oolong mia� sto czterdzie�ci mil obwodu. W jego lagunie sterowa�o si� wed�ug kompasu. Zamieszkiwa�o na nim sze�� tysi�cy Polinezyjczyk�w, krzepkich m�czyzn i kobiet, cz�sto licz�cych sze�� st�p wzrostu i po kilkaset funt�w �ywej wagi. Atol znajdowa� si� o dwie�cie pi��dziesi�t mil od najbli�szego l�du. Dwa razy do roku zawija� tu ma�y szkuner, a�eby zabra� �adunek kopry. Jedynym bia�ym na Oolongu by� McAllister, drobny kupiec i niepoprawny pijaczyna � a przecie� �elazn� r�k� sprawowa� rz�dy nad atolem i jego sze�cioma tysi�cami dzikich. Kiedy kaza� im przyj�� � przychodzili, kiedy powiedzia�: odej��! � znikali. Nigdy nie poddawali w w�tpliwo�� jego rozkazu ani os�du. By� swarliwy, jak potrafi by� tylko stary Szkot, i ustawicznie wtr�ca� si� do ich osobistych spraw. Kiedy Nugu, c�rka kr�la, zapragn��a po�lubi� Haunaua z drugiego ko�ca atolu, jej ojciec wyrazi� na to zgod�, ale McAllister sprzeciwi� si� i ma��e�stwo nie dosz�o do skutku. Kiedy kr�l chcia� zakupi� od arcykap�ana pewn� wysepk� na lagunie, McAllister powiedzia� �nie". Kr�l winien by� Kompanii oko�o stu osiemdziesi�ciu tysi�cy orzech�w kokosowych i p�ki tego nie zap�aci�, nie m�g� wyda� ani jednego orzecha na inny cel.
Jednak�e kr�l i jego poddani nie kochali McAllistera. Po prawdzie nienawidzili go okropnie i o ile mi wiadomo, ca�a ludno�� z kap�anami na czele przez trzy miesi�ce daremnie usi�owa�a wymodli� sobie jego �mier�. Szatany, kt�re na� nasy�ali, budzi�y zgroz�, ale poniewa� McAllister nie wierzy� w szatany, nie mia�y nad nim �adnej w�adzy. Wobec pijanych Szkot�w zawodz� wszelkie czary. Zbierano resztki jedzenia, kt�rych dotkn�y jego usta, pust� butelk� po whisky, orzech kokosowy, z kt�rego pi�, a nawet jego �lin� i odprawiano nad tym przer�ne diabelstwa. Ale McAllister �y� nadal. Cieszy� si� doskona�ym zdrowiem. Nigdy nie miewa� febry, kaszlu ani kataru, dyzenteria go omija�a, a z�o�liwe ropnie i obrzydliwe schorzenia sk�ry, atakuj�ce na r�wni bia�ych i czarnych w tym klimacie, nie ima�y si� go w og�le. Musia� by� tak nasi�kni�ty alkoholem, �e zarazki nie mog�y si� go uczepi�. Wyobra�a�em sobie, jak opadaj� na ziemi� gradem mikroskopijnych drobinek, gdy tylko znajd� si� w zasi�gu jego przesyconej w�dk� aury. Nikt go nie kocha�, nawet zarazki, on za� kocha� jedynie whisky, a jednak �y�.
By�a to dla mnie zagadka. Nie mog�em poj��, jak to si� dzieje, �e sze�� tysi�cy krajowc�w ulega temu wyn�dznia�emu, zasuszonemu tyranowi. Cud prawdziwy, �e nie zgin�� nag�� �mierci� ju� dawno temu. Ludno�� atolu, w przeciwie�stwie do tch�rzliwych Melanezyjczyk�w, by�a zawadiacka i wojownicza. Na wielkim cmentarzysku, u wezg�owi i w nogach mogi�, spoczywa�y pami�tki dawnych, krwawych wydarze� � �opatki do wykrawania t�uszczu wielorybiego, stare, zardzewia�e bagnety i kordelasy, miedziane sworznie, �elazne cz�ci rudli, harpuny, bombardy, ceg�y, kt�re mog�y pochodzi� jedynie z piec�w do wytapiania t�uszczu na okr�tach wielorybniczych, oraz stare dzia�ka spi�owe z szesnastego wieku, kt�re by�y potwierdzeniem legend o dawnych hiszpa�skich �eglarzach.
Na Oolongu okr�t za okr�tem spotyka�a katastrofa. Nieca�e trzydzie�ci lat temu statek wielorybniczy �Blennerdale�, kt�ry wp�yn�� na lagun� dla dokonania naprawy, dosta� si� do niewoli wraz z ca�� za�og�. W podobny spos�b zgin�a za�oga �Gasketu�, statku przewo��cego drzewo sanda�owe. Wielki francuski bark *, �Toulon�, kt�ry przed atolem zaskoczy�a cisza morska, zdobyli wyspiarze po zaci�tej walce i zatopili w przesmyku Lipau, przy czym kapitanowi uda�o si� uciec szalup� wraz z gar�ci� marynarzy. Hiszpa�skie dzia�ka za� �wiadczy�y o kl�sce jakiego� okr�tu dawnych odkrywc�w. Wszystkie te wydarzenia nale�� ju� do historii i mo�na je odnale�� w �Ksi�dze �eglarskiej Po�udniowego Pacyfiku". Jednak�e mia�em si� jeszcze dowiedzie�, �e istnieje tak�e inna historia, nie pisana. Tymczasem zachodzi�em w g�ow�, dlaczego sze�� tysi�cy pierwotnych dzikus�w pozostawia przy �yciu jednego zwyrodnia�ego szkockiego despot�.
Pewnego upalnego popo�udnia siedzia�em z McAllisterem na werandzie wychodz�cej na lagun�, kt�ra mieni�a si� niczym klejnot cudnymi barwami. W tyle, za szerokim na sto jard�w pasmem usianego palmami piasku, fale pe�nego morza, okalaj�cego z zewn�trz atol, rozbija�y si� z hukiem o rafy. By�o straszliwie gor�co. Znajdowali�my si� pod czwartym stopniem szeroko�ci geograficznej i s�o�ce, kt�re w swojej w�dr�wce na po�udnie min�o przed kilkoma dniami r�wnik, wisia�o wprost nad naszymi g�owami. Nie by�o wcale wiatru � nawet najl�ejszego podmuchu. Okres po�udniowo-wschodnich pasat�w dobiega� przedwcze�nie ko�ca, a p�-nocno-zachodni monsun nie zacz�� jeszcze wia�.
� Nie potrafi� ta�czy� ni cholery � powiedzia� McAllister. Zdarzy�o mi si� bowiem napomkn��, �e ta�ce polinezyjskie stoj� wy�ej od papuaskich, czemu McAllister zaprzeczy� tylko z wrodzonej k��tliwo�ci. By�o jednak za gor�co, aby si� spiera�, wi�c nie odrzek�em ani s�owa. Poza tym nigdy nie widzia�em, jak ta�cz� ludzie z Oolongu.
� Ja panu tego dowiod� � oznajmi� przyzywaj�c skinieniem zwerbowanego do pracy czarnego ch�opca z Nowego Hanoweru, kt�ry pe�ni� funkcje kucharza i s�u��cego. � Ty, ch�opak, ty powiedzie� kr�l, �eby tu przyj�� do mnie.
Ch�opiec odszed�, a po chwili zjawi� si� pierwszy minister, zmieszany, zak�opotany, t�umacz�c si� g�sto i przepraszaj�c. Kr�tko rzek�szy, kr�l spa� i nie mo�na mu by�o przeszkadza�.
� Kr�l spa� mocno za bardzo � o�wiadczy� na zako�czenie.
McAllister wpad� w tak� pasj�, �e pierwszy minister w pop�ochu wzi�� nogi za pas i wr�ci� z samym kr�lem. Tworzyli przepyszn� par�, zw�aszcza monarcha, kt�ry musia� liczy� nie mniej ni� sze�� st�p i trzy cale wzrostu. Rysy jego twarzy mia�y w sobie co� orlego, co cz�sto si� spotyka u Indian p�nocno-ameryka�skich. Urodzi� si� i wychowa� do rz�dzenia. Gdy s�ucha�, oczy jego miota�y b�yskawice, lecz mimo to potulnie zastosowa� si� do rozkazu McAllistera, kt�ry poleci� mu zwo�a� kilkuset co najlepszych tancerzy i tancerek z wioski. Jako� zacz�li ta�czy� i ta�czyli tak przez dwie mordercze godziny w piek�cych promieniach s�o�ca. Najwyra�niej nie kochali za to McAllistera, ale jemu by�o to oboj�tne i w ko�cu odprawi� tancerzy w�r�d wyzwisk i szyderstw.
Nikczemna s�u�alczo�� tych wspania�ych dzikus�w by�a przera�aj�ca. Sk�d si� to bra�o? Na czym polega�a tajemnica tego cz�owieka? W miar� jak dni up�ywa�y, dziwi�o mnie to coraz bardziej i chocia� wci�� mia�em dowody jego niepodzielnej w�adzy, nie mog�em ani rusz znale�� klucza do tej zagadki.
Pewnego dnia zdarzy�o mi si� wspomnie� McAllisterowi o moim rozczarowaniu z powodu nieudanej pr�by nabycia pary pi�knych, pomara�czowych muszli. W Sydney dosta�bym za nie pi�� funt�w jak nic. Zaofiarowa�em dwie�cie cegie�ek tytoniu w�a�cicielowi, kt�ry jednak domaga� si� trzystu. Gdy mimochodem o tym napomkn��em, McAllister natychmiast pos�a� po niego, zabra� mu obie muszle i wr�czy� je mnie. Pozwoli� mi zap�aci� za nie tylko pi��dziesi�t cegie�ek. Krajowiec przyj�� tyto� i by� najwyra�niej uradowany, �e wykr�ci� si� tak �atwo. Co do mnie, postanowi�em w przysz�o�ci trzyma� j�zyk na wodzy. I wci�� �ama�em sobie g�ow� nad sekretem w�adzy McAllistera. Posun��em si� nawet tak daleko, �e zapyta�em go wprost, ale tylko przymkn�� jedno oko, zrobi� tajemnicz� min� i poci�gn�� nast�pny haust whisky.
Pewnej nocy pop�yn��em �owi� ryby na lagunie w towarzystwie Otiego, krajowca, kt�remu odebrano owe muszle. Potajemnie doda�em mu jeszcze sto pi��dziesi�t cegie�ek tytoniu, wskutek czego nabra� dla mnie szacunku granicz�cego z czci�, co by�o o tyle osobliwe, �e liczy� sobie przynajmniej dwa razy wi�cej lat ni� ja.
� Dlaczego wy kanaka tacy strachliwi? � zagadn��em. � Ten kupiec, on jeden cz�owiek. Wy kanaka du�o za bardzo ludzi. Wy ludzie kanaka jak psy: du�o strach przed ten cz�owiek. On was nie zje��. Dlaczego wy taki wielki strach?
� A jakby du�o cz�owiek kanaka jego zabi�? � zapyta�.
� To on umrze� � odpar�em. � Wy ludzie kanaka dawno temu zabi� du�o bia�y cz�owiek. Dlaczego ba� si� ten bia�y?
� Tak, my ich du�o zabi� � brzmia�a odpowied�. � Daj� s�owo! Mn�stwo! Dawno. Raz, jak ja by� m�ody za bardzo, jeden du�y okr�t tu przyp�yn��. Wiatr on nie wia�. Du�o cz�owiek kanaka wsi��� w cz�na, w du�o cz�na i z�apa� ten okr�t. My bardzo si� bi�. Dw�ch, trzech bia�y cz�owiek strzela� jak diabe�. My nie ba�. My podp�yn��, wej�� na okr�t du�o cz�owiek, mo�e pi��dziesi�t razy po dziesi��. Na ten okr�t by� jedna bia�a kobieta. Ja jeszcze nigdy nie widzie� bia�a kobieta. Du�o bia�y cz�owiek zabity. Jeden kapitan, on nie zabity. I jeszcze pi��, sze�� bia�y cz�owiek nie zabity. Kapitan on krzycze�. Kilka bia�y cz�owiek oni bi�. Jeden bia�y cz�owiek spu�ci� ��d� i wszyscy oni wsi���. Kapitan, on opu�ci� w ��d� bia�a kobieta. A potem mocno wios�owa� mn�stwo. M�j ojciec wtedy by� silny cz�owiek. On w nich rzuci� dzida. Ta dzida wej�� w bok ta bia�a kobieta. I nie zatrzyma� si�, ale wyj�� z drugi bok. Ona umrze�. Ja nie ba�. Du�o kanaka nic nie ba�.
Widocznie musia�em urazi� dum� starego Otiego, gdy� nagle �ci�gn�� sw� lava-lava i pokaza� mi blizn� pochodz�c� najwyra�niej od kuli. Zanim zd��y�em co� powiedzie�, jego linka pocz�a nagle wylatywa� z cz�na. Przytrzyma� j� i popr�bowa� wyci�gn��, ale ryba snad� okr�ci�a link� naoko�o ga��zi koralu. Obrzuci� mnie spojrzeniem pe�nym wyrzutu za to, �e odwr�ci�em jego uwag�, wyskoczy� za burt� nogami naprz�d i znalaz�szy si� pod wod� przekozio�kowa�, po czym sp�yn�� na dno wzd�u� linki. W tym miejscu by�o g��boko na dziesi�� s��ni. Wychyli�em si� i �ledzi�em ruchy jego st�p, kt�re nikn�y mi z oczu zapalaj�c upiorne ogniki po�r�d bladej fosforescencji. Dziesi�� s��ni, czyli sze��dziesi�t st�p, by�o dla tego starca fraszk� w por�wnaniu z warto�ci� haczyka i linki. Po d�u�szej chwili, kt�ra zdawa�a si� trwa� z pi�� minut, cho� pewnie nie przekroczy�a minuty, dojrza�em, jak wyp�ywa� opromieniony bia�ym �wiat�em. Wynurzy� si� na powierzchni� i wrzuci� do cz�na dziesi�ciofuntowego sztokfisza, w kt�rego pysku tkwi� nienaruszony haczyk z link�.
� Mo�e by� � powiedzia�em bezlito�nie � �e wy nie mie� strach dawno temu. Ale teraz wy mie� mn�stwo strach przed ten bia�y cz�owiek.
� Tak, mn�stwo strach � wyzna�, najwyra�niej chc�c sko�czy� z tym tematem. Przez nast�pne p� godziny rzucali�my i wyci�gali�my linki w milczeniu. Potem zacz�y bra� przyn�t� ma�e rekiny, wi�c utraciwszy po jednym haczyku wybrali�my linki z wody i czekali, a� rekiny odp�yn�.
� Ja tobie powiedzie� prawda � odezwa� si� Oti. � Wtedy ty wiedzie�, dlaczego my teraz ba�.
Zapali�em fajk� i zamieni�em si� w s�uch, a Oti opowiedzia� mi w potwornym beche-de-mer histori�, kt�r� tutaj przek�adam na zwyk�y j�zyk. Poza tym opowie�� utrzymana jest w takim samym duchu i porz�dku, w jakim us�ysza�em j� z ust Otiego.
� Po tamtej bitwie wbili�my si� w pych�. Cz�sto walczyli�my z obcymi bia�ymi, co �yj� na morzu i zawsze�my ich zwyci�ali. Kilku z nas zgin�o, ale c� to jest w por�wnaniu do tych tysi�cznych bogactw, jakie znajdowali�my na statkach? A potem kt�rego� dnia, ze dwadzie�cia albo dwadzie�cia pi�� lat temu, wp�yn�� przez przesmyk na lagun� szkuner. By� du�y i mia� trzy maszty. Za�oga sk�ada�a si� z pi�ciu bia�ych i blisko czterdziestu czarnych z Nowej Gwinei i Nowej Brytanii. Przyp�yn�li tu �owi� trepangi. Statek stan�� na kotwicy po drugiej stronie laguny, ko�o Pauloo, a jego �odzie rozproszy�y si� wsz�dzie i za�ogi rozbi�y obozowiska na pla�ach, aby tani w�dzi� trepangi. Rozdzielaj�c si� w ten spos�b, os�abili si�, gdy ci, kt�rzy �owili tutaj, byli o pi��dziesi�t mil od tych, co zostali na szkunerze stoj�cym ko�o Pauloo, a inni odp�yn�li jeszcze dalej.
Nasz kr�l zwo�a� przyw�dc�w na rad�, a ja nale�a�em do osady cz�na, kt�re ca�e popo�udnie i ca�� noc p�yn�o przez lagun�, aby da� zna� ludziom z Pauloo, �e rano napadniemy jednocze�nie na wszystkie obozowiska, oni za� maj� zdoby� szkuner. My, kt�rzy�my przynie�li t� wie��, byli�my zm�czeni wios�owaniem, lecz mimo to wzi�li�my udzia� w ataku. Na szkunerze znajdowali si� dwaj biali, kapitan i drugi oficer, oraz z p� tuzina czarnych. Kapitana i trzech jego ludzi schwytali�my na brzegu i zabili, ale przedtem po�o�y� trupem o�miu naszych strzelaj�c z dw�ch rewolwer�w. Bo trzeba doda�, �e walczyli�my z bliska, pier� w pier�.
Odg�osy walki powiedzia�y oficerowi, co si� �wi�ci; za�adowa� wi�c �ywno��, wod� i �agiel do ma�ej ��dki, kt�ra nie mia�a wi�cej ni� dwana�cie st�p d�ugo�ci. Uderzyli�my na szkuner w tysi�c ludzi, a nasze cz�na pokry�y lagun�. Pr�cz tego d�li�my w konchy, �piewali pie�ni wojenne i b�bnili wios�ami o boki cz�en. Co m�g� nam zrobi� jeden bia�y i trzech czarnych ch�opc�w? Nic � i oficer o tym wiedzia�.
Biali ludzie to szatany. Cz�sto przygl�da�em si� im, jestem ju� teraz stary i wreszcie zrozumia�em, dlaczego zabrali wszystkie wyspy na morzu. Dlatego w�a�nie, �e to szatany. O, siedzisz tu ze mn� w cz�nie. Jeszcze z ciebie prawie ch�opak. Nie jeste� m�dry, bo co dzie� m�wi� ci wiele rzeczy, kt�rych nie wiesz. Kiedy by�em malcem, wiedzia�em wi�cej o rybach i ich obyczajach ni� ty obecnie. Jestem starym cz�owiekiem, ale mog� opu�ci� si� a� na dno laguny, a ty nie potrafisz pod��y� za mn�. Do czego ty w og�le jeste� zdatny? Nie wiem; chyba tylko do walki. Nie widzia�em ci� nigdy walcz�cego, ale wiem, �e� podobny do swoich braci i �e na pewno bijesz si� jak szatan. Poza tym jeste� g�upiec podobnie jak twoi bracia. Nie wiesz, kiedy przegrywasz. B�dziesz si� bi� a� do �mierci, a wtedy ju� za p�no po�apa� si�, �e� pobity. Ot� s�uchaj, co zrobi� ten oficer. Kiedy�my podp�yn�li, pokrywaj�c morze cz�nami i dmi�c w konchy, odbi� w ��dce od szkunera razem z trzema czarnymi ch�opcami i zacz�� wios�owa� w stron� przesmyku. W tym tak�e by� g�upcem, bo �aden m�dry cz�owiek nie wyp�ynie na morze w tak ma�ej �odzi. Jej burty wystawa�y nad wod� o niespe�na cztery cale. �ciga�o go dwadzie�cia cz�en z dwustu m�odymi lud�mi. Gdy my przep�ywali�my pi�� s��ni, jego ch�opcy posuwali si� o jeden. Nie mia� �adnych szans, ale by� g�upi. Stan�� w �odzi z karabinem i zacz�� strzela�. Nie strzela� dobrze, ale kiedy�my si� przybli�yli, wielu z nas zabi� albo porani�. Mimo to nadal nie mia� �adnej mo�liwo�ci ocalenia.
Pami�tam, �e przez ca�y czas pali� cygaro. P�yn�li�my pr�dko, a gdy byli�my ju� o czterdzie�ci st�p, opu�ci� karabin, zapali� od cygara lask� dynamitu i cisn�� w nas. Potem zapali� nast�pn� i jeszcze jedn�, i tak rzuci� w nas bardzo szybko wiele tych lasek. Teraz wiem, �e musia� porozszczepia� ko�ce lont�w i powtyka� w nie g��wki zapa�ek, bo chwyta�y ogie� od razu. Zreszt� lonty by�y bardzo kr�tkie. Niekt�re laski dynamitu wybucha�y w powietrzu, ale wi�kszo�� rozerwa�a si� w cz�nach. A za ka�dym razem, gdy wybucha�y w cz�nie, ju� by�o po nim. Z dwudziestu cz�en po�owa posz�a w drzazgi. Cz�no, w kt�rym siedzia�em, zosta�o rozerwane wraz z dwoma lud�mi siedz�cymi obok mnie. Laska dynamitu upad�a mi�dzy nich. Inne cz�na zacz�y zawraca� i ucieka�. Wtedy oficer rykn��: �Yah! Yah! Yah!� Zn�w zacz�� strzela� i wielu naszych uciekaj�c zgin�o od kul w plecy. A czarni w jego �odzi wios�owali bez przerwy. Widzisz, �e m�wi�em ci prawd�: ten oficer by� szatanem.
Ale to jeszcze nie wszystko. Zanim zszed� ze szkunera, podpali� statek i tak porozk�ada� proch i dynamit, �e wszystko wybuch�o jednocze�nie. Na pok�adzie by�o kilkuset naszych ludzi, kt�rzy w�a�nie pr�bowali zagasi� po�ar wci�gaj�c wod� wiadrami przez burt�, gdy wtem statek wylecia� w powietrze. I tak utracili�my wszystko, o co�my walczyli, a poza tym zgin�o wielu naszych. Czasami jeszcze teraz, na staro�ci miewam z�e sny i s�ysz� straszny jak grom krzyk tego oficera: �Yah! Yah! Yah!� Ale tamci, co byli w obozowiskach, wygin�li do nogi.
Oficer przep�yn�� przesmyk w tej ma�ej ��dce, a my�my byli pewni, �e ju� po nim, bo jakie taka ��deczka z czterema lud�mi mog�a utrzyma� si� na oceanie? Min�� miesi�c, a� tu kt�rego� rana, mi�dzy jednym szkwa�em deszczowym a drugim, wp�ywa przez przesmyk szkuner i rzuca kotwic� naprzeciw wioski. Kr�l i przyw�dcy zwo�ali wielk� narad� i w ko�cu postanowiono, �e za kilka dni napadniemy na statek. Tymczasem, poniewa� zawsze mieli�my zwyczaj zachowywa� pozory przyja�ni, podp�yn�li�my cz�nami przywo��c wi�zki orzech�w kokosowych, ptactwo i �winie na handel. A gdy nasze cz�na zbli�y�y si� do statku, ludzie z pok�adu zacz�li do nas strzela�, a kiedy�my rzucili si� do ucieczki, zauwa�y�em tego oficera, co w�wczas wyp�yn�� na morze w ma�ej �odzi. Wyskoczy� teraz na burt� statku, zacz�� ta�czy� i krzycze�: �Yah! Yah! Yah!�
Tego popo�udnia przyp�yn�y od szkunera trzy niewielkie �odzie pe�ne bia�ych ludzi. Przeszli przez ca�� wie� strzelaj�c do ka�dego, kogo napotkali. Wystrzelali te� dr�b i �winie. My, kt�rzy�my unikn�li �mierci, wskoczyli�my do cz�en i powios�owali na lagun�. Ogl�daj�c si� widzieli�my wszystkie chaty w ogniu. Pod wiecz�r zobaczyli�my wiele cz�en z Nihi, tej wioski, kt�ra le�y na p�nocnym wschodzie, nad przesmykiem Nihi. Tylko tylu ich zosta�o, a wiosk�, podobnie jak nasz�, spali� drugi szkuner, kt�ry wp�yn�� przez tamten przesmyk.
Wios�owali�my dalej w ciemno�ciach na zach�d, ku Pauloo, ale w nocy us�yszeli�my zawodzenia kobiet i natkn�li�my si� na wielk� flotyll� cz�en. By�o to wszystko, co pozosta�o z Pauloo, te� le��cego w zgliszczach, bo trzeci szkuner przyp�yn�� przesmykiem Pauloo. Jak widzisz, ten oficer i jego czarni wcale nie uton�li. Dosta� si� na Wyspy Salomona i tam opowiedzia� swym braciom, co zrobili�my na atolu Oolong. Wszyscy jego bracia oznajmili, �e przyjd� nas ukara�, i przyp�yn�li na tych trzech szkunerach, a nasze trzy wioski zr�wnali z ziemi�.
I c� mieli�my robi�? Rano dwa szkunery dop�dzi�y nas od nawietrznej na �rodku laguny. Wia� silny pasat i powywracali dziesi�tki cz�en. A karabiny nie milk�y ani na chwil�. Rozproszyli�my si� niczym lataj�ce ryby, gdy uciekaj� przed bonit�, a by�o nas tylu, �e tysi�ce zmyka�y we wszystkie strony, ku wysepkom na skrajach atolu.
Potem szkunery zacz�y nas �ciga� po ca�ej lagunie. W nocy udawa�o si� nam przemkn�� obok nich. Ale wiedzieli�my, �e nazajutrz albo za dwa, trzy dni wr�c� i znowu nas pognaj� na drugi koniec laguny. I tak si� sta�o. Ju� nie liczyli�my ani nie mogli�my spami�ta� zabitych. Prawda, �e nas by�o wielu, a tamtych ma�o. Ale c� mogli�my zrobi�? Ja by�em w jednym z dwudziestu cz�en, pe�nych ludzi, kt�rzy nie bali si� �mierci. Uderzyli�my na najmniejszy szkuner. Powystrzelali nie wiedzie� ilu naszych. Ciskali w cz�na dynamit, a kiedy im go zabrak�o, zlewali nas wrz�tkiem. Karabiny nie przestawa�y gada� ani na chwil�. Ci, kt�rych cz�na rozbito, gin�li od kul podczas ucieczki wp�aw. A oficer wci�� ta�czy� na dachu kajuty i rycza�: �Yah! Yah! Yah!�
Ka�da chata na ka�dej, nawet najmniejszej, wysepce posz�a z dymem. Nie ocala�a ani jedna �winia czy kura. Nasze studnie zanieczyszczono wrzucaj�c do nich trupy albo te� zasypano po wr�by ska�kami koralowymi. Przed przybyciem szkuner�w by�o nas na Oolongu dwadzie�cia pi�� tysi�cy. Gdy odp�yn�y, zosta�o ledwie trzy, jak si� zaraz przekonasz.
Wreszcie szkunery zm�czy�y si� p�dzaniem nas tam i z powrotem. Pop�yn�y wi�c do Nihi, na p�nocny wsch�d. Potem zacz�y nas gna� ci�gle na zach�d. Ich dziewi�� szalup te� by�o na wodzie. Po drodze przetrz�sali ka�d� wysepk�. P�dzili nas tak przed sob�, p�dzili i p�dzili dzie� po dniu. A co noc wszystkie trzy szkunery i dziewi�� szalup stawa�o �a�cuchem od skraju do skraju laguny, aby�my nie zawr�cili i nie zdo�ali si� wymkn��.
Nie mogli nas tak gna� bez ustanku, bo laguna gdzie� si� ko�czy�a, wi�c wreszcie tych z nas, co pozostali przy �yciu, wp�dzili na ostatni� �awic� piaskow� w zachodniej stronie. Dalej otwiera�o si� ju� pe�ne morze. By�o nas dziesi�� tysi�cy i pokryli�my ca�� t�' �awic� od skraju laguny a� po hucz�ce z drugiej strony atolu fale pe�nego morza. Nikt nie m�g� si� po�o�y�. Nie by�o miejsca. Stali�my bok w bok i rami� w rami�. Dwa dni nas tak trzymali, a oficer wdrapywa� si� od czasu do czasu na olinowanie, drwi� z nas i krzycza�: �Yah! Yah! Yah!�, a� zacz�li�my gorzko �a�owa�, �e�my przed miesi�cem zrobili krzywd� jemu i jego szkunerowi. Nie mieli�my co je�� i stali�my tak dwa dni i dwie noce. Ma�e dzieci pomar�y, pomarli te� starzy, s�abi i ranni. Co najgorsze, nie mieli�my wody, aby ugasi� pragnienie, a przez dwa dni pra�y�o nas s�o�ce i nigdzie nie by�o ani odrobiny cienia. Wielu m�czyzn i kobiet wesz�o do morza i poton�o, a fale wyrzuci�y ich cia�a z powrotem na pla��. Przysz�a te� plaga much. Niekt�rzy podp�yn�li wp�aw do szkuner�w, ale wystrzelano ich do ostatniego. My za�, pozostali przy �yciu, �a�owali�my bardzo, �e w naszej pysze powa�yli�my si� napa�� na trzymasztowy szkuner, kt�ry przyp�yn�� �owi� trepangi.
Rankiem trzeciego dnia przybyli w ma�ej �odzi kapitanowie trzech statk�w z tym oficerem. Wszyscy mieli karabiny i rewolwery. Zacz�li z nami rozmawia�. M�wili, �e przestali nas zabija� tylko dlatego, �e ju� ich to zm�czy�o. A my odpowiedzieli�my, �e �a�ujemy i nigdy wi�cej nie pokrzywdzimy bia�ego cz�owieka, na dow�d za� uleg�o�ci posypali�my sobie g�owy piaskiem. Wszystkie kobiety i dzieci podnios�y taki wrzask o wod�, �e przez jaki� czas nikt nie m�g� ich przekrzycze�. W ko�cu powiedzieli, jaka nas spotka kara. Musimy na�adowa� wszystkie trzy szkunery kopr� i trepangami. Zgodzili�my si�, bo chcieli�my wody, serca nasze by�y zgn�bione i wiedzieli�my, �e w walce jeste�my dzie�mi wobec bia�ych ludzi, kt�rzy bij� si� jak szatany. A gdy ju� sko�czy�y si� rozmowy, oficer wsta� i zacz�� z nas kpi� i rycze�: �Yah! Yah! Yah!� Potem odp�yn�li�my cz�nami w poszukiwaniu wody.
Przez ca�e tygodnie w ci�kim trudzie chwytali�my i w�dzili trepangi, zbierali�my kokosy i przerabiali je na kopr�. Dzie� i noc ze wszystkich pla� na wszystkich wysepkach atolu Oolong wznosi�y si� chmury dymu. Tak p�acili�my za z�y post�pek. Albowiem w tych dniach �mierci w m�zgu ka�dego z nas wypali�a si� jasno prawda, �e bardzo �le jest krzywdzi� bia�ego cz�owieka.
Kiedy szkunery wype�nione ju� by�y kopr� i trepangami, a nasze drzewa obrane z kokos�w, trzej kapitanowie i oficer zwo�ali nas na wielk� rozmow�. Powiedzieli, i� bardzo s� radzi, �e dostali�my nauczk�, a my�my po raz tysi�czny powt�rzyli, bardzo �a�ujemy i wi�cej ju� tego nie zrobimy. I zn�w posypali�my sobie g�owy piaskiem. Wtedy kapitanowie orzekli, �e wszystko to bardzo dobrze, lecz aby nam pokaza�, �e o nas nie zapominaj�, przy�l� diab�a, kt�rego na zawsze zapami�tamy, ilekro� przyjdzie nam ch�� skrzywdzi� bia�ego cz�owieka. Oficer raz jeszcze na�mia� si� z nas i zarycza�: �Yah! Yah! Yah!� Nast�pnie sze�ciu naszych ludzi, kt�rych mieli�my za dawno zmar�ych, wysadzono na l�d z jednego ze szkuner�w, a statki rozwin�y �agle i odp�yn�y przez przesmyk w kierunku Wysp Salomona.
Tych sze�ciu, kt�rych wysadzono na l�d, najpierw z�apa�o owego diab�a, nas�anego przez kapitan�w.
� I przysz�a wielka choroba � przerwa�em rozpoznawszy podst�p. Na pok�adzie szkunera panowa�a odra i sze�ciu je�c�w umy�lnie ni� zara�ono.
� Tak, wielka choroba � ci�gn�� Oti. �To by� pot�ny diabe�. Najstarsi ludzie nie s�yszeli o czym� podobnym. Tych kap�an�w, kt�rzy jeszcze �yli, pozabijali�my za to, �e nie umieli pokona� diab�a. Choroba si� szerzy�a. M�wi�em, �e dziesi�� tysi�cy naszych sta�o bok w bok i rami� w rami� na tamtej �awicy. Kiedy choroba odesz�a, zosta�o przy �yciu trzy tysi�ce. A �e kokosy przerobili�my na kopr�, wi�c zacz�� si� g��d.
� Ten kupiec � ko�czy� Oti � on jak kawa�ek b�oto. On jak �mierdz�cy �limak, co zdycha, kiedy go kai-kai. On jak pies, chory pies z du�o pche�. My nie ba� ten kupiec. My ba� dlatego, �e on bia�y cz�owiek. My dobrze za bardzo wiedzie�, �e �le zabija� bia�y cz�owiek. Ten chory pies kupiec, u niego du�o brat, du�o bia�y cz�owiek taki jak ty, co walczy� jak szatan. My nie ba� ten przekl�ty kupiec. Czasem kanaka mn�stwo �li na niego i kanaka chcie� go zabi�, ale kanaka my�le�: on diabe� i kanaka s�ysze� ten oficer krzycze�: �Yah! Yah! Yah!� i kanaka go nie zabi�.
Oti za�o�y� na haczyk kawa�ek m�twy, kt�ry oderwa� z�bami od �ywego, wij�cego si� cia�a potwora, po czym haczyk razem z przyn�t� znik� w g��binie w�r�d bia�ych l�nie� fosforescencji.
� Rekin ju� nie podp�yn��! � powiedzia�.
� My�l�, �e z�apiemy du�o ryb.
Linka szarpn�a si� gwa�townie. Pocz�� j� szybko wybiera� obur�cz i rzuci� na dno cz�na wielkiego, drgaj�cego sztokfisza.
� Jak s�o�ce on wy le��, ja zrobi� ten przekl�ty kupiec podarunek z ten du�a ryba � powiedzia� Oti.