9320

Szczegóły
Tytuł 9320
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9320 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9320 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9320 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jack London Wyga PRZEDSMAK MI�SA I Na pocz�tku by� Krzysztofem Bellew. Z czasem, kiedy chodzi� do gimnazjum, sta� si� Krzychem Bellew. Nast�pnie w ko�ach cyganerii artystycznej w San Francisco nadano mu przezwisko Kit Bellew. W ko�cu znany by� tylko pod imieniem Kurzawy. Dzieje ewolucji jego imienia s� zarazem historia jego rozwoju osobistego. Ale nie by�oby �adnej historii, gdyby nie mia� s�abej matki, �elaznego wuja i gdyby nie otrzyma� listu od niejakiego Gilleta Bellamy'ego �W�a�nie przejrza�em numer Fali � pisa� z Pary�a Gillet. � Prawd� m�wi�c, O'Harze mo�e si� to uda�. Ale s� b��dy i niedopatrzenia. (Tu nast�powa�o szczeg�owe wyliczenie brak�w tygodnika puszczaj�cego swe pierwsze p�dy). Zajd� do niego i powiedz, �e to twoje w�asne zdanie, nie wspominaj�c ani s�owem o mnie. Gdyby si� dowiedzia�, �e ja to napisa�em, zaraz by mnie zrobi� swoim korespondentem paryskim, na co nie m�g�bym si� zgodzi�, poniewa� wielkie miesi�czniki i tygodniki naprawd� p�ac� mi za moje rzeczy. A przede wszystkim nie zapomnij mu powiedzie�, �eby koniecznie sp�awi� cymba�a, kt�ry pisze recenzje muzyczne i tym podobne. Pami�tajcie, �e San Francisco mia�o zawsze sw� w�asn� literatur�. A dzi� jej nie ma. Porad� mu, niech si� rozejrzy i wyszuka takiego wariata, kt�ry by mu pisa� tygodniow� kronik� artystyczn�, tylko �eby w tym by�a prawdziwa poezja, blask i koloryt San Francisco". Zgodnie z t� instrukcj� Kit Bellew uda� si� do redakcji Fali z radami i wskaz�wkami. O'Hara wys�ucha�. O'Hara spiera� si�, O'Hara ust�pi�, O'Hara sp�awi� cymba�a-krytyka. Ale mia� te� swoje w�asne pomys�y i zrobi� w�a�nie to, czego si� obawia� Gillet w dalekim Pary�u. Je�li O'Hara czego� chcia�, nikt nie m�g� mu odm�wi�. By� s�odki i niez�omnie uparty. Tote� zanim Kit Bellew zdo�a� si� wymkn�� z redakcji, zosta� wsp�w�a�cicielem i wsp�pracownikiem pisma, przyrzek� pisa� co tydzie� ca�e kolumny recenzji, dop�ki nie znajdzie si� kto� przyzwoitszy, i zobowi�za� si� dostarcza� co tydzie� felieton na dziesi�� tysi�cy s��w z �ycia San Francisco � wszystko za darmo. O'Hara t�umaczy�, �e Fala jest na razie pismem deficytowym; twierdzi� te� z r�wnym przekonaniem, i� w San Francisco jeden tylko cz�owiek mo�e pisa� felietony tygodniowe � a tym cz�owiekiem jest Kit Bellew. � O Bo�e, wi�c to ja jestem tym wariatem � j�kn�� Kit schodz�c w�skimi schodami. W ten spos�b sta� si� niewolnikiem O'Hary i nienasyconych kolumn Fali. Tydzie� po tygodniu sp�dza� w krze�le redakcyjnym, walcz�c z wierzycielami, zmagaj�c si� z zecerami i wypisuj�c dwadzie�cia pi�� tysi�cy s��w tygodniowo. A pracy nie ubywa�o. Fala by�a ambitna. Zachcia�o si� jej ilustracji. Koszty by�y wielkie. Fala nigdy nie mog�a zap�aci� honorarium Kitowi ani te� innym swym wsp�pracownikom. � Oto, do czego dochodzi, gdy si� jest dobrym koleg� � mrukn�� Kit pewnego razu. � B�g zap�a� dobrym kolegom � zawo�a� O'Hara, ze �zami w oczach potrz�saj�c prawic� Kita Bellew. � Uratowa�e� mnie, Kit, tote� w ogie� bym skoczy� za ciebie. Jeszcze troch�, stary, a b�dzie lepiej. � Nigdy � j�kn�� Kit. � Jasno widz� sw�j los. Nigdy si� st�d nie wydostan�.. Wkr�tce potem ju� mu si� zdawa�o, �e przecie� znalaz� wyj�cie z sytuacji. Upatrzy� odpowiedni� chwil� i w obecno�ci O'Hary omal si� nie przewr�ci�, potkn�wszy si� o krzes�o. W kilka minut p�niej uderzy� si� zn�w o r�g biurka i macaj�c niepewnie palcami, zacz�� szuka� gumki. � Lampartowa�e� si�? � mrukn�� O'Hara. Kit przetar� oczy d�oni� i przez chwil� patrzy� na niego niezupe�nie przytomnym wzrokiem. � Nie, to nie to � odpowiedzia� po jakim� czasie. � To moje oczy. Po prostu poma�u trac� wzrok. Przez kilka dni przewraca� si� i potyka� o wszystkie sprz�ty w redakcji. Ale O'Hary to nie wzruszy�o. � Wiesz co, Kit? � odezwa� si� pewnego dnia. � Co� ci powiem. Id� do okulisty. Mam znajomego, niejakiego doktora Hassdapple'a. To r�wny go��. Nic ci� to nie b�dzie kosztowa�o. Zap�acimy mu og�oszeniami. Ja sam z nim pom�wi�. W ko�cu postawi� na swoim i wyprawi� Kita do okulisty. � Nic pa�skim oczom nie brakuje � zawyrokowa� lekarz po starannym zbadaniu. � Doprawdy, oczy ma pan �wietne � para takich na milion. � Nie wspominaj pan o tym 0'Harze � broni� si� Kit. � I niech mi pan da czarne okulary. W wyniku tego wszystkiego O'Hara okazywa� Kitowi du�o wsp�czucia i z �arem m�wi� o tym czasie, kiedy Fala stanie wreszcie na w�asnych nogach. Na szcz�cie Kit Bellew mia� w�asne dochody. By�y ma�e w por�wnaniu z zarobkami innych ludzi, wystarcza�y jednak, aby op�aci� wpisowe w kilku klubach i kawalerski pok�j w dzielnicy studenckiej. Prawd� te� jest, �e od czasu kiedy Kit zosta� wsp�lnikiem O'Hary, osobiste jego wydatki znacznie si� zmniejszy�y. Nie mia� czasu wydawa� pieni�dzy. W domu w og�le nie bywa� i nie urz�dza� ju� dla cz�onk�w miejscowej cyganerii owych s�ynnych kolacyjek z przepysznymi potrawami podawanymi na gor�cych rusztach. Mimo to chodzi� wci�� bez grosza, poniewa� Fala w swych gro�nych i niestety cz�stych chwilach kryzys�w finansowych poch�ania�a jego �flot�" nie mniej ni� jego prac� umys�ow�. Co jaki� czas zjawiali si� w redakcji rysownicy pism ilustrowanych, kt�rzy nie chcieli ju� dostarcza� ilustracji za darmo, drukarze, kt�rzy zn�w odmawiali dalszego druku, wreszcie ch�opak redakcyjny co rusz to wypowiada� prac�. W takich chwilach O'Hara patrzy� na Kita, a Kit przyk�ada� si� do pracy a� mi�o. Kiedy przyby� z Alaski parowiec �Excelsior" i przywi�z� wie�ci o nowej z�otej febrze w Klondike, od kt�rej ca�y kraj dosta� bzika, Kit wypu�ci� balon pr�bny: � S�uchaj, O'Hara � rzek� � ta gor�czka z�ota ro�nie jak na dro�d�ach. Wracaj� czasy czterdziestego dziewi�tego roku. A gdybym tak skoczy� i �zrobi�" Klondike dla Fali? Pojad� na w�asny koszt. Ale O'Hara potrz�sn�� g�ow� przecz�co. � W �aden spos�b nie mog� si� obej�� bez ciebie w redakcji, Kit. A poza tym, nie dalej jak godzin� temu rozmawia�em z Jacksonem. Wyje�d�a jutro do Klondike i zobowi�za� si� przysy�a� co tydzie� korespondencje i zdj�cia. Pi�owa�em go tak d�ugo, a� mi to przyrzek�. A co najlepsze, nic nas to nie b�dzie kosztowa�o. Drugi raz zgada�o si� o Klondike tego� popo�udnia w klubie, do kt�rego Kit �zajrza�" przypadkiem. W jednej z nisz czytelni natkn�� si� na swego stryja. � Halo, bracie mego ojca � powita� go Kit osuwaj�c si� na obity sk�r� fotel i wyci�gaj�c nogi. � Mo�e si� przysi�dziesz do mnie? Zam�wi� cocktail, ale stryj poprzesta� na lekkim krajowym winku czerwonym � nic innego nie pi�. Pe�ne wyrzutu spojrzenie rzuci� na cocktail, a potem na twarz bratanka. Kit spostrzeg�, �e zbiera si� na d�u�sze kazanie. � Wpad�em tu tylko na chwil� � po�piesznie uprzedzi� atak. � Musz� zebra� troch� danych o ekspedycji Keitha i Ellery'ego i zrobi� z tego p� kolumny. � Co si� z tob� dzieje? � zapyta� stryj. � Wygl�dasz mizernie. Jeste� po prostu ruin� cz�owieka. G�uchy j�k by� ca�� odpowiedzi� Kita. � Ju� widz�, �e b�d� musia� wyprawi� ci pogrzeb. Kit smutno potrz�sn�� g�ow�. � Nie znosz� robactwa, dzi�kuj� pi�knie. Wol� krematorium. John Bellew nale�a� do starego, krzepkiego i twardego pokolenia, kt�re w latach pi��dziesi�tych przemierzy�o stepy wozami. By�a w nim si�a, si�a m�odo�ci sp�dzonej na zdobywaniu nowej ziemi. � �le �yjesz, Krzysztofie. Wstyd mi za ciebie. � Droga do o�tarza, co? � za�mia� si� Kit. Starszy pan wzruszy� ramionami. � Szkoda tych piorunuj�cych spojrze�, bracie mego ojca. Bardzo bym chcia� stan�� na �lubnym kobiercu. Ale odci�to mi t� drog�. Nie mam czasu. � Wi�c c� do... � Przem�czenie. John Bellew za�mia� si� szorstko i nieufnie. � Uczciw� prac�? I znowu da� si� s�ysze� �miech. � Ludzie s� tworami swego otoczenia. � rzek� Kit wskazuj�c szklank� stryja. � Tw�j humor jest cienki i cierpki jak tw�j nap�j. � Przeci��enie prac�! � �mia� si� stryj. � To� ty przez ca�e �ycie ani centa nie zarobi�e�. � Za��my si�, �e tak. Zarobi�em, tylko nigdy nic mi nie wyp�acono. Zarabiam pi��set dolar�w tygodniowo, a robi� za czterech. � Pewnie smarujesz obrazy, kt�rych nikt nie chce kupi�, albo inne g�upstwa. Umiesz p�ywa�? � P�ywa�em czasem. � Siedzisz na koniu jako tako? � Pr�bowa�em i tej emocji. John Bellew wyla� na niego ca�e swe oburzenie. � Szcz�liwy jestem, �e ojciec tw�j nie do�y� dni chwa�y twojego niedo��stwa � rzek�. � Tw�j ojciec by� m�czyzn�, m�czyzn� w ka�dym calu. Rozumiesz? M�czyzn� ca�� g�b�. Pewny jestem, �e wybi�by ci z g�owy ten muzykalno-artystyczny ob��d. � Niestety, �yjemy w epoce kar��w � westchn�� Kit. � M�g�bym to zrozumie� i patrzy� na to przez palce � podj�� stryj tonem pojednawczym � gdyby� co� z tego mia�. Ale nigdy przez ca�e �ycie ani grosika nie zarobi�e� i w og�le nie zrobi�e� jeszcze nic porz�dnego. � Akwaforty, obrazy, wachlarze � wtr�ci� z uporem Kit. � Jeste� bazgracz i pacykarz. C�e� ty za obrazy namalowa�? Brudne akwarele i kicze jak zmory. Nic nigdy nie wystawi�e� nawet tu, w San Francisco. � Ej�e, zapomina stryj, �e w hallu klubu wisi jeden m�j obraz. � Bohomaz... A muzyka? Ta twoja kochana, zwariowana matka wydawa�a krocie na twoje lekcje. A ty zmarnowa�e� wszystko i do niczego� nie doszed�. �eby� cho� pi�� dolar�w zarobi� akompaniowaniem komu b�d� na koncercie. A twoje piosenki � bzdury. Nikt ich nie chce drukowa�, a �piewa je tylko banda kretyn�w, �nadludzi". � Wyda�em przecie ksi��k�, te sonety, pami�ta stryj? � broni� si� Kit mi�kko. � Ile ci� to kosztowa�o? � Jakie� par�set dolar�w. � Czego jeszcza dokaza�e�? � Wystawi�em sztuk� plenerow� na werandzie klubu. � I c�e� zyska�? � S�aw�. � I to ty, kt�ry umiesz p�ywa� i pr�bowa�e� je�dzi� konno! John Bellew postawi� szklank� z niezwyk�� gwa�towno�ci�. � No i c�e� ty wart? �adnie was wychowuj�. Na uniwersytecie nawet w pi�k� no�n� nie gra�e�. Nie wios�owa�e�. Nie... � Troch� si� boksowa�em, bi�em si� na szable... � Kiedy boksowa�e� si� ostatni raz? � Do�� dawno. Ale m�wiono, �e doskonale obliczam czas i odleg�o��, tylko tego... � Gadaj szczerze. � Uwa�ano, �e jestem... nier�wny... � Pr�niak po prostu. � Tote� mnie samemu zawsze si� zdawa�o, �e �nier�wny" to okre�lenie zbyt �agodne. � M�j ojciec, szanowny panie dobrodzieju, a tw�j dziadek, uwa�asz, stary Izaak Bellew, zabi� jednym uderzeniem pi�ci cz�owieka w sze��dziesi�tym dziewi�tym roku �ycia. � To jest � ten cz�owiek mia� sze��dziesi�t dziewi�� lat? � Nie, tw�j dziadek, smarkaczu. Jak ty b�dziesz mia� sze��dziesi�t dziewi�� lat � komara nie zabijesz. � Czasy si� zmieni�y, o bracie mego taty. Za zab�jstwo idzie si� dzi� do wi�zienia. � Tw�j ojciec zrobi� bez zmru�enia oka sto osiemdziesi�t mil konno i trzy konie pad�y pod nim. � Gdyby doczeka� naszych dni, robi�by t� drog� chrapi�c w pullmanie. Starszego pana omal nie zatka�o. Ale jako� prze�kn�� z�o�� i raczy� spyta�: � Ile masz lat? � Zdawa�oby si�... � Sam wiem dok�adnie. Dwadzie�cia siedem. Sko�czy�e� szko�y w dwudziestym drugim roku �ycia � pi�� lat wa��sasz si�, bawisz i pr�nujesz. I czym�e jeste� przed Bogiem i lud�mi? Kiedy by�em w twoim wieku, mia�em tylko jeden komplet bielizny. Konwojowa�em byd�o w Koluzie. By�em twardy jak krzemie�, a spa� mog�em z kamieniem pod g�ow�. �y�em befsztykami i nied�wiedzim mi�sem. A dzi� jestem z pewno�ci� zdrowszy i mocniejszy od ciebie. Wa�ysz najwy�ej sto sze��dziesi�t pi�� funt�w. Dzi� jeszcze m�g�bym bez trudu rozci�gn�� ci� na ziemi lub wym��ci� pi�ciami. � Nie trzeba dokazywa� cud�w si�y, aby wypi� cocktail lub fili�ank� herbaty - � mrukn�� Kit lekcewa��co. � O, stryjaszku, czy nie widzisz, �e czasy si� zmieni�y? A poza tym �le mnie wychowano. Moja kochana, zwariowana matka... John Bellew �achn�� si�. � ...jak stryj sam powiedzia�, by�a dobra dla mnie. Ubiera�a mnie zawsze w ciep�e trykociki i tak dalej. Jako m�ody ch�opak par� razy sp�dzi�em wakacje w opisany przez stryja, tak zwany m�ski spos�b � ale dziwi� si�, �e te� stryj nigdy mnie nie zaprosi�. Bra� stryj przecie� ze sob� Roberta i Hala i wozi� ich przez Sierra i Meksyk... � By�e� zbyt delikatnym paniczem. � A, to ju� twoja wina, m�j stryju, twoja i tej mojej � jakby rzec � kochanej matki. By�em tylko w�t�ym dzieci�ciem. C� mi pozostawa�o pr�cz akwafort, obraz�w i wachlarzy? Czy wi�c moj� jest win�, �e nie zazna�em, co to trud w pocie czo�a? Starszy pan spojrza� na swego bratanka z nietajonym wstr�tem. Nie m�g� znie�� tych �agodnych wym�wek wiecznie pob�a�aj�cej sobie lekkomy�lno�ci. � Dobrze. Mam w�a�nie zamiar urz�dzi� sobie tak zwane przez ciebie "m�skie" wakacje. Gdybym ci� tak zaprosi� i wzi�� z sob�? � Musz� stwierdzi�, �e zaproszenie jest troch� sp�nione. A dok�d�e to stryj si� wybiera? � Hal i Robert jad� do Klondike. Mam zamiar odprowadzi� ich przez prze��cz do jeziora, a potem wr�ci�. Nie m�g� m�wi� dalej, bo m�ody cz�owiek skoczy� i chwyci� go za r�k�. � M�j zbawco! W Johnie Bellew natychmiast zbudzi�o si� podejrzenie. Nie �ni�o mu si� nawet, aby jego zaproszenie mog�o by� przyj�te. � Nie m�wisz chyba serio? � rzek�. � Kiedy wyruszamy? � To ci�ka przeprawa. B�dziesz zawadza�. � Nie, nie. B�d� pracowa�. Nauczy�em si� pracowa�, odk�d jestem w Fali. � Ka�dy musi wzi�� z sob� �ywno�� na ca�y rok. Tobo��w zwali si� nam tyle, �e tragarze india�scy nie b�d� mogli ich przenie��. Hal i Robert b�d� musieli sami troszczy� si� o ca�y sw�j ekwipunek. Jad� z nimi � aby im w tym pom�c. Je�li chcesz jecha� z nami, musisz te� pomaga�. � Zobaczymy. � Ale co ty tam ud�wigniesz! � �achn�� si� stryj. � Kiedy wyje�d�amy? � Jutro. � Niech�e stryj sobie nie pochlebia, �e to wszystko sprawi�o jego kazanie � m�wi� �egnaj�c si� Kit. � W�a�nie chcia�em wyrwa� si� st�d, wszystko jedno dok�d, byle jak najdalej od O'Hary. � O'Hara? Kt� to taki? Japo�czyk? � Nie. To Irlandczyk, handlarz niewolnikami i m�j najserdeczniejszy przyjaciel. Jest wydawc�, w�a�cicielem, redaktorem i w og�le najgrubsz� ryb� w Fali. Co chce, to zrobi. Duchy m�g�by zaprz�c do roboty. Tej samej nocy Kit Bellew pisa� do O'Hary: �Jad� na kilkutygodniowe wakacje. B�dziesz musia� rozejrze� si� za jakim� wariatem, kt�ry by pisa� ci kronik� tygodniow�. Bardzo mi przykro, m�j stary, ale moje zdrowie tego wymaga. Za to, gdy wr�c�, wezm� si� do roboty ze zdwojon� energi�". II Kit Bellew wyl�dowa� w�r�d op�tanego ruchu na brzegu Zatoki Dyea, zapchanym tysi�cami funt�w baga�u zawieraj�cego narz�dzia i zapasy �ywno�ci i wype�nionym mrowiem ludzkim. Olbrzymie masy baga�u, ca�ymi g�rami wyrzucane na brzeg z parowc�w, zacz�y powoli posuwa� si� w g�r� Dolin� Dyea w kierunku grzbietu Chilcoot. Z zatoki do grzbietu tej g�ry by�o zaledwie dwadzie�cia osiem mil, ale transport m�g� si� odbywa� tylko na plecach ludzkich. Tote� mimo �e tragarze india�scy podnie�li cen� z o�miu cent�w od funta na czterdzie�ci, byli zawaleni prac� i nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e zima zaskoczy wi�ksz� cz�� baga�u po tej stronie dzia�u w�d. Najdelikatniejszy ze wszystkich maminych synk�w by� oczywi�cie Kit. Jak setki jego towarzyszy podr�y, d�wiga� wielki rewolwer przytroczony do pasa z nabojami. Nie by� tutaj bez winy stryj, pe�en wspomnie� dni bezprawia. Ale Kit Bellew mia� usposobienie romantyczne. By� zachwycony wrzeniem i jaskrawym zgie�kiem z�otej gor�czki, kt�rej objawy ch�on�� okiem artysty. Na serio tego nie bra�. Jak m�wi� na pok�adzie statku, ostatnia jego godzina jeszcze nie wybi�a. By� sobie na wakacjach: ot, popatrzy� zza p�ota, jak ludzie �yj� na �wiecie � i wr�ci�. Zostawi� na piasku swych towarzyszy, kt�rzy czekali, a� parowiec wyrzuci ich baga�, i wa��sa� si� po brzegu zd��aj�c poma�u ku staremu etapowi handlowemu. Nie puszy� si�, cho� zauwa�y�, �e inni �rewolwerowi" fanfaronuj� nies�ychanie. Min�� go olbrzymi, na sze�� st�p wysoki Indianin z nieprawdopodobnie wielkim ci�arem. Kit szed� za nim chwil�, podziwiaj�c bajeczne �ydy tego cz�owieka i pe�n� wdzi�ku swobod�, z jak� si� porusza� pod ci�kim brzemieniem. Indianin z�o�y� ci�ar na schodach przed g��wnym wej�ciem do etapu i Kit przy��czy� si� do grupy poszukiwaczy z�ota, kt�rzy z podziwem otoczyli tragarza. �adunek wa�y� sto dwadzie�cia funt�w, co wywo�a�o uwagi, wyg�aszane z szacunkiem i podziwem. By�a to b�d� co b�d� sztuka nie lada i Kit szczerze w�tpi�, aby m�g� kiedykolwiek d�wign�� taki ci�ar, a c� dopiero i�� z nim na plecach. � P�jdziecie z tak� fur� a� do Jeziora Lindermana, stary? � zapyta� Indianina. Olbrzym, prostuj�c si� z dum�, mrukn��, �e tak. � Co wam przyniesie taki jeden �adunek? � Pi��dziesi�t dolar�w. Tu Kit przerwa� rozmow�. Wzrok jego pad� na m�od� kobiet� stoj�c� w drzwiach etapu. Od kobiet przyby�ych na pok�adzie statku tym si� r�ni�a, �e nie mia�a kusej sp�dnicy ani bloomerowskiej koszuli. Ubra�a si� po prostu, jak do podr�y. Nie m�g� si� oprze� wra�eniu, �e dziewczyna tu w�a�nie jest na swoim miejscu, �e do tego �wiata nale�y. Poza tym by�a m�oda i �adna. Uroda i p�e� jasnej, owalnej twarzy przyku�y jego wzrok i patrzy� na ni� tak d�ugo, a� to odczu�a i spotka�a jego wzrok ch�odnym, bacznym spojrzeniem ciemnych oczu okolonych d�ugimi rz�sami. Oczy te z widoczn� uciech� zsun�y si� z jego twarzy na wielki rewolwer u pasa, a potem zn�w przenios�y na twarz, pe�ne rozbawionego u�miechu lekcewa�enia. Uderzy�o go to jak kijem. Dziewczyna zwr�ci�a si� do stoj�cego obok m�czyzny i wskaza�a mu Kita. M�czyzna zmierzy� go wzrokiem od st�p do g�owy z tym samym u�miechem lekcewa�enia. � Chechaquo � rzek�a dziewczyna. M�czyzna, kt�ry w swym tanim ubraniu i rozlatuj�cej si� kurtce we�nianej wygl�da� na w��cz�g�, u�miechn�� si� sucho, a Kitowi zrobi�o si� dziwnie nieswojo, cho� nie wiedzia� czemu. Mimo wszystko, kiedy ta para odesz�a, uchwali� jednog�o�nie, �e dziewczyna jest niepospolicie �adna. Zapami�ta� sobie jej ch�d i przysi�g�, �e pozna go cho�by po tysi�cu lat. � Widzia� pan tego m�czyzn� z dziewczyn�? � tr�ci� go podniecony s�siad. � Wiesz pan, kto to jest? Kit potrz�sn�� przecz�co g�ow�. � Cariboo Charley. Przed chwil� mi go pokazali. Wielkich on rzeczy dokona� w Klondike. Jeden z dawnych traper�w. Dwana�cie lat sp�dzi� nad Yukonem. W�a�nie stamt�d przyjecha�. � A co znaczy: chechaquo? � Pan jeste� chechaquo, ja jestem chechaquo � brzmia�a odpowied�. � Mo�e by�, �e jestem, ale powinien pan naprz�d si� o tym przekona�. Co znaczy to s�owo? � Maminsynek. Id�c z powrotem ku zatoce Kit bezustannie prze�uwa� to s�owo. Nie nale�y do przyjemno�ci, je�li nazwie nas maminsynkiem taka koza z wyra�nie oszczerczymi sk�onno�ciami. Kiedy tak przeciska� si� mi�dzy workami, maj�c oczy wype�nione wizj� Indianina z olbrzymim brzemieniem, przysz�o mu na my�l, �eby spr�bowa� swych si�. Wybra� sobie worek m�ki wa��cy � jak wiedzia� � r�wne sto funt�w. Stan�� przed nim, pochyli� si� i z wysi�kiem zarzuci� go sobie na plecy. W pierwszej chwili pomy�la�, �e jest to ci�ar w sam raz dla niego. W nast�pnej doszed� do przekonania, �e jednak w krzy�ach jest s�aby. Potem zakl��, a po marnych pi�ciu minutach run�� na brzemi�, z kt�rym si� przed chwil� zmaga�. Ocieraj�c pot z czo�a, ujrza� w�r�d g�r rozmaitych work�w Johna Bellew przygl�daj�cego mu si� z zimnym, zjadliwym u�miechem. � O Bo�e! � zawo�a� aposto� hartu. � Oto z l�d�wi naszych wysz�o pokolenie cherlak�w. W szesnastym roku �ycia bawi�em si� takimi pi�rkami! � O bracie mego tatusia � odpowiedzia� Kit � zapominasz, �e mnie nie karmiono nied�wiedzim mi�sem. � I b�d� si� bawi�, cho�bym mia� lat sze��dziesi�t. � Mo�e mi stryj poka�e? John Bellew pokaza�. Prawd� jest, �e nie mia� wi�cej ni� czterdzie�ci osiem lat. Pochyli� si� nad workiem m�ki, zwa�y� go, uj�� dobrze, by nie straci� r�wnowagi, i d�wign�wszy jednym ruchem na plecy, stan�� wyprostowany. � Chwyt, m�j ch�opcze, chwyt i, uwa�asz, krzy�e. Kit z szacunkiem zdj�� kapelusz. � O stryju! Jeste� cudownym okazem m�czyzny! Jak my�lisz, potrafi� si� nauczy� tego chwytu? John Bellew wzruszy� ramionami. � We�miesz ogon pod siebie, zanim st�d ruszymy! � Niech si� stryj o to nie boi! � j�kn�� Kit. � Tam jest O'Hara, lew rycz�cy. Nie wr�c�, chyba �e b�d� musia�. III Pierwszy etap uda� si� Kitowi. A� do Rozdro�a Finnegana. Do przeniesienia wa��cego dwa tysi�ce pi��set funt�w baga�u do rozdro�a uda�o im si� naj�� tragarzy india�skich. Ale dalej trzeba ju� by�o nie�� wszystko na w�asnym grzbiecie. Postanowili robi� mil� dziennie. By�o to �atwe � na papierze. Odk�d John Bellew siedzia� w obozie zajmuj�c si� g��wnie kuchni�, m�g� pom�c tylko od czasu do czasu, przy sposobno�ci, wobec czego ka�dy z trzech m�odzie�c�w musia� co dzie� przenie�� o mil� przypadaj�ce na niego osiemset funt�w. Gdyby baga� podzielono na pi��dziesi�ciofuntowe paczki, oznacza�oby to codzienn� szesnastomilow� przechadzk� z ci�arem, a opr�cz tego bez ci�aru pi�tna�cie mil: �bo ostatni raz nie b�dzie ju� trzeba wraca�" � zrobi� Kit radosne odkrycie. Gdyby baga� podzielono na paczki osiemdziesi�ciofuntowe, trzeba by robi� ju� tylko dziewi�tna�cie mil dziennie, a pi�tna�cie mil, je�liby" ci�ar ka�dej paczki wynosi� sto funt�w. � Nie lubi� chodzi� � rzek� Kit. � Niech ju� b�dzie po stu funt�w. Zauwa�y� u�miech niedowierzania na ustach stryja i doda�: � Rozumie si�, �e musz� do tego doj�� stopniowo. Ale nie �wi�ci garnki lepi�. Zaczn� od pi��dziesi�ciu funt�w. Zrobi�, jak powiedzia�, i ra�no pobieg� szlakiem. Zwali� worek na miejscu nast�pnego postoju i wr�ci�. Posz�o �atwiej, ni� my�la�. Ale dwie mile star�y kwiat jego si�y i odkry�y warstw� s�abo�ci. Drugi tob� wa�y� sze��dziesi�t pi�� funt�w. Sprawa by�a ci�ka � ju� nie bieg�. Na�laduj�c swych towarzyszy, przysiada� kilka razy po drodze, opar�szy worek o kamie� lub pie�. Za trzecim nawrotem rozzuchwali� si�. Wzi�� w szelki worek fasoli wa��cy dziewi��dziesi�t pi�� funt�w i poszed�. Ledwie jednak zrobi� sto s��ni, poczu�, �e padnie. Usiad� i otar� twarz z potu. � Kr�tkie wysi�ki i kr�tkie odpoczynki � mrukn��. � Na tym polega ca�y dowcip. Chwilami jednak nie m�g� zrobi� ani stu s��ni, a za ka�dym razem, kiedy wstawa� z wysi�kiem, worek wydawa� mu si� ci�szy. Ledwo dysza�, pot la� si� z niego strugami. Zanim zrobi� �wier� mili, zerwa� z siebie we�nian� koszul� i powiesi� j� na ga��zi drzewa. Po chwili rzuci� kapelusz. Gdy zrobi� p� mili, zrozumia�, �e nie da rady. Nigdy w �yciu tak si� nie nat�a� i czu�, �e d�u�ej ju� stanowczo nie wytrzyma. Gdy tak siedzia� dysz�c ci�ko, wzrok jego pad� na wielki rewolwer i ci�ki pas z �adunkami. � Dziesi�� funt�w zbytecznego obci��enia! � za�mia� si� odpinaj�c pas. Ale ani mu si� �ni�o wiesza� go na drzewie. Rzuci� go po prostu w krzaki. A kiedy ko�o niego przeci�ga� korow�d tragarzy id�cych tam i z powrotem, zauwa�y�, �e wielu nowicjusz�w ju� si� pozby�o swego �mierciono�nego �elastwa. Marsze stawa�y si� coraz kr�tsze. Chwilami nie m�g� ju� zrobi� stu st�p. Z�owr�bne bicie serca oraz gwa�towny szum w uszach, po��czony z dr�eniem kolan, zmusza�y go do odpoczynku. Postoje stawa�y si� coraz d�u�sze. Ale umys� Kita pracowa�. Mia� przed sob� dwadzie�cia osiem mil, to znaczy dwadzie�cia osiem dni takiej pracy, a z tego, co s�ysza�, by�a to naj�atwiejsza cz�� drogi. � Zobaczycie, co to b�dzie, kiedy dojdziemy do Chilcoot! � m�wili podczas kr�tkich pogaw�dek jego towarzysze. � Tam trzeba le�� na czworakach! � Co mnie obchodzi Chilcoot � odpowiada�. � Nie dla mnie! Zanim tam dojdziemy, dawno ju� b�d� gryz� ziemi�! Po�lizni�cie si� i gwa�towny, rozpaczliwy wysi�ek w celu odzyskania r�wnowagi przerazi�y go � czu�, �e si� w nim wszystko przewr�ci�o. � Je�li upadn� z tym workiem na plecach, wyci�gn� kopyta! � rzek� do s�siada. � To jeszcze nic! � brzmia�a odpowied�. Zaczekajcie, jak przyjdziemy do Kanionu! Tam trzeba b�dzie przechodzi� przez rw�cy strumie� po pniu sosnowym, d�ugim na sze��dziesi�t st�p, bez por�czy, bez niczego, a woda spieniona, na zakl�ni�ciach pnia si�ga wam do kolan. Kto zleci z pnia z workiem na plecach � przepad�. Musi uton��. � Doskona�a dla mnie nowina! � odezwa� si� Kit. M�wi� to z otch�ani wyczerpania, niemal serio i szczerze. � Topi si� tam trzech do czterech ludzi dziennie � zapewnia� go s�siad. � Pomaga�em raz w wy�awianiu jednego Niemca. Znale�li�my przy nim cztery tysi�ce dolar�w. � Zach�caj�ce, musz� przyzna� � b�kn�� Kit. Wsta� z trudem i powl�k� si� dalej. On i jego worek fasoli stali si� chodz�c� tragedi�. Worek przypomnia� mu owego z�o�liwego staruszka, kt�ry siedzia� na karku Sindbada. � Masz te prawdziwie m�skie wakacje! � my�la�. � Niewola u O'Hary by�a s�odka w por�wnaniu z tymi wakacjami. Kilkakrotnie ju� omal nie uleg� pokusie, by rzuci� w krzaki worek z fasol�, okr��y� ob�z, pokra�� si� do zatoki i tam wsi��� na pierwszy lepszy statek id�cy w stron� cywilizacji. Ale nie ust�pi�. Gdzie� na dnie tkwi�a w nim jeszcze resztka silnej woli i wmawia� w siebie, �e co mog� inni, on te� potrafi. Powtarza� sobie to w k�ko i wyk�ada� niezrozumiale tym, kt�rzy go mijali. To znowu, spoczywaj�c, z zazdro�ci� przygl�da� si� silnym, ob�adowanym jak mu�y Indianom, d�wigaj�cym znacznie wi�ksze ci�ary. Zdawa�o si�, �e oni nigdy nie odpoczywaj�, lecz id� i id� z wytrwa�o�ci� i pewno�ci�, kt�ra go przera�a�a. Siedzia� i kl�� � bo id�c kl�� z powodu braku oddechu nie m�g� � i walczy� z pokus� powrotu do San Francisco. Zanim mila si� sko�czy�a, przesta� kl�� i zacz�� p�aka�. By�y to �zy wyczerpania i pogardy dla samego siebie. Czu� si� zupe�nie rozbity i z�amany. Kiedy wreszcie ujrza� nowe stanowisko i szarpn�� si� naprz�d, run�� na twarz z workiem fasoli na plecach. Nie zabi�o go to, le�a� jednak z kwadrans, zanim zebra� tyle si�, �e m�g� si� wypl�ta� z rzemieni, po czym os�ab� �miertelnie. Tak zasta� go Robbie, kt�ry walczy� z tymi samymi trudno�ciami. Ale widok omdla�ego Roberta doda� Kitowi odwagi. � Co inni mog� zrobi�, i my potrafimy! � pociesza� go Kit, cho� w g��bi duszy nie bardzo by� pewny, czy sam w to wierzy. IV � Mam przecie dwadzie�cia siedem lat i jestem m�czyzn�! � zapewnia� si� w duchu w nast�pnych dniach. Istotnie, zach�ta by�a niezb�dna. Pp tygodniu, w kt�rym swoj� drog� uda�o mu si� przenie�� o mil� osiemset funt�w, sam straci� pi�tna�cie funt�w na wadze. Na wychud�ej twarzy wida� by�o tylko sk�r� i ko�ci. Straci� wszelk� elastyczno��, fizyczn� i duchow�. Ju� nie chodzi�, lecz wl�k� si�, a kiedy wraca� po nowe brzemi�, cho� nic nie ni�s�, pow��czy� nogami, jakby by� nie wiedzie� jak ob�adowany. Sta� si� jucznym bydl�ciem. Zasypia� nad jedzeniem, a sen mia� ci�ki, zwierz�cy, je�li nie zrywa� si� z g�osem j�kiem, obudzony kurczami w nogach. Bola�y go wszystkie ko�ci. Chodzi� z pop�kanymi p�cherzami na stopach, ale to by�o nic w por�wnaniu z tym, jak strasznie uderzy� si� w nog� w�r�d zalanych wod� g�az�w w Dyea Flats, przez kt�re �cie�ka ci�gn�a si� na przestrzeni dw�ch mil � co stanowi�o trzydzie�ci osiem mil podr�y. My� si� tylko raz na dzie�. Paznokcie, po�amane, wykrzywione i pe�ne zadzior�w, by�y czarne od brudu. Pier� i plecy z g��bokimi pr�gami od rzemiennych szelek kaza�y mu pierwszy raz w �yciu my�le� ze znajomo�ci� rzeczy o koniach, kt�re widywa� na ulicach miasta. Zmor�, kt�ra o ma�o zupe�nie go nie roz�rubowa�a, by�a strawa. Niezwyk�y wysi�ek wymaga� nadzwyczajnego od�ywiania, a jego �o��dek nie by� przyzwyczajony do wielkich ilo�ci w�dzonki i ordynarnej, niemal truj�cej fasoli brunatnej. W rezultacie �o��dek nie przyjmowa� pokarmu, a. �e trwa�o to kilka dni, m�ka, spowodowane ni� rozdra�nienie i wreszcie g��d omal go nie powali�y. Ale w ko�cu nasta�y radosne dni, kiedy m�g� je�� jak drapie�ne zwierz� i z wilczym wzrokiem wo�a� o wi�cej. Kiedy przenie�li wszystek baga� i zapasy �ywno�ci przez k�adki u uj�cia Kanionu, zmienili plan. Przez Prze��cz przysz�a wie��, i� nad Jeziorem Lindermana wyci�to ostatnie drzewa zdatne na ��dki. Dwaj krewniacy zabrali deski, �widry, pi�� i inne narz�dzia i pobiegli naprz�d. Kit ze stryjem mieli dalej wle� baga�e. Teraz John Bellew gotowa� na przemian z Kitem i razem z nim nosi� paki i worki. Czas nie czeka�, na szczytach pokaza� si� pierwszy �nieg. Da� si� z�apa� przez �nieg po tej stronie Prze��czy oznacza�o ca�oroczn� zw�ok�. Starszy pan bra� na swe koz�y po sto funt�w ci�aru. Kit poczu� si� tym zawstydzony, zaci�� z�by i na�o�y� na koz�y r�wnie� sto funt�w. Gniot�o troch�, ale ju� si� umia� naci�gn��, a cia�o pozbawione t�uszczu i stwardnia�e, cho� chude, zacz�o si� pr�y� musku�ami. Poza tym uczy� si� obserwuj�c innych. Obejrza� rzemienie, jakimi Indianie przymocowywali koz�y do g�owy, i sporz�dzi� sobie podobne. By�o to znaczne u�atwienie i teraz m�g� po�o�y� na szczycie swego brzemienia jaki� l�ejszy, niepor�czny przedmiot. W kr�tkim czasie doszed� do tego, �e m�g� i�� ze stu funtami w szelkach, z pi�tnastu do dwudziestu u�o�onymi wolno na g�rze i na karku, nios�c przy tym w jednej r�ce siekier� lub par� wiose�, a w drugiej zasmolony kocio� obozowy. Chocia� jednak pracowali do upad�ego, sz�o im coraz trudniej. Droga stawa�a si� coraz uci��liwsza, baga� gni�t� niemi�osiernie, a im ni�ej opuszcza�a si� na g�rach linia �niegu, tym wy�ej skaka�a stawka tragarzy, a� wreszcie dosz�a do sze��dziesi�ciu cent�w od funta. Krewniacy nie dawali znaku �ycia, z czego Elit wraz ze stryjem domy�lali si�, �e pewnie s� ju� przy pracy, �cinaj� drzewa i tn� deski na cz�na. John Bellew zacz�� si� niepokoi�. Spotkali garstk� Indian wracaj�cych znad Jeziora Lindermana. Stryj nam�wi� ich, �eby mu wnie�li baga� na szczyt Chilcoot. Zgodzili si�, ale wzi�li po trzydzie�ci cent�w od funta, co stryja zniszczy�o. Pokaza�o si� te�, �e umowa nie obejmuje oko�o czterystu funt�w baga�u z ubraniami i sprz�tem obozowym. Wobec tego stryj pozosta�, aby te rzeczy wywindowa� na g�r�, Kitowi za� kaza� i�� naprz�d z Indianami. Stan�wszy na szczycie g�ry Kit chcia� powoli d�wiga� sw� ton�, czekaj�c, a� stryj, jak tego by� pewien, dogoni go ze swymi czterystu funtami. V Kit drepta� teraz szlakiem wraz ze swymi india�skimi tragarzami. Zdaj�c sobie spraw� z tego, �e marsz b�dzie d�ugi, prosto na szczyt Chilcoot, nie wzi�� wi�cej ni� osiemdziesi�t funt�w. Indianie uginaj�c si� pod brzemieniem szli pr�dzej, ni� Kit przywyk�. Nic sobie z tego nie robi�. By� pewny, �e im dor�wna. Uszed�szy �wier� mili chcia� odpocz��. Ale Indianie si� nie zatrzymali. Wobec tego szed� z nimi, aby nie straci� swego miejsca w szeregu. Po p� mili by� przekonany, �e nie ujdzie ju� ani kroku, lecz zaci�wszy z�by nie opuszcza� szeregu i ku wielkiemu swemu zdziwieniu pod koniec mili spostrzeg�, �e jeszcze �yje. A potem w jaki� niewyt�umaczony spos�b przysz�o co�, co si� nazywa drugim oddechem, a nast�pna mila by�a ju� znacznie �atwiejsza. Za to trzecia mila O ma�o go nie zabi�a, ale cho� na p� przytomny z b�lu i zm�czenia, ani przystan��. I w�a�nie, w�a�nie kiedy czu�, �e lada chwila padnie, przyszed� odpoczynek. Indianie, zamiast zwyczajem bia�ych tragarzy siedzie� w szelkach, porozpinali rzemienie na barkach i na g�owie odpoczywali le��c wygodnie, pal�c i rozmawiaj�c. Min�o dobre p� godziny, zanim ruszyli w dalsz� drog�. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu Kit czu� si� zupe�nie wypocz�ty i od tej chwili nowe jego motto brzmia�o: �d�ugi wysi�ek i d�ugi odpoczynek". Szczyt Chilcoot zupe�nie usprawiedliwia� straszn� opini�, jak� o nim szerzono, i istotnie dawa� mn�stwo sposobno�ci do czo�gania si� na czworakach. Ale gdy Kit stan�� na grzbiecie dzia�u w�d w g�stej zawiei �nie�nej, Indianie byli wraz z nim, a on z ukrywan� dum� powtarza� sobie w duchu, �e jednak dotrzyma� im kroku i ani razu nie j�kn�� ani nie pozosta� w tyle. Jego now� ambicj� sta�o si� dor�wna� wytrwa�o�ci� Indianom. Kiedy zap�aci� i odprawi� Indian, zapad�y ciemno�ci i zerwa�a si� burza z zadymk�. Pozosta� sam na grzbiecie g�rskim, tysi�c st�p ponad stref� las�w. Mokry do pasa, zg�odnia�y i wyczerpany, odda�by teraz ca�oroczny doch�d za odrobin� ognia i fili�ank� kawy. Zamiast tego poch�on�� oko�o tuzina zimnych podp�omyk�w i w�lizn�� si� pod fa�dy na p� rozbitego namiotu. Zasypiaj�c przypomnia� sobie stryja Bellew i u�miechn�� si� z wyst�pn� rado�ci� na my�l o tym, jak to stryjaszek w najbli�szych dniach sp�dza� b�dzie swoje m�skie wakacje winduj�c na g�r� czterysta funt�w. Co do niego, to cho� mia� ich dwa tysi�ce, nie martwi� si� � trzeba je by�o tylko spu�ci� na d�. Rano, zesztywnia�y z zimna i zm�czenia, wygrzeba� si� spod p��cien, zjad� par� funt�w surowej w�dzonki, �cisn�� w szelkach sto funt�w i ruszy� skalist� dr�k�. O par�set s��ni ni�ej �cie�ka wiod�a przez ma�y lodowiec, a potem na d�, do Jeziora Krateru. Wida� by�o ludzi pod��aj�cych przez lodowiec. Kit przez ca�y dzie� znosi� swe worki i paki na g�rny kraniec lodowca, a w ko�cu widz�c, �e etap jest bardzo kr�tki, wzi�� na plecy sto pi��dziesi�t funt�w. Jego zdumienie, �e mo�e wa�y� si� na co� podobnego, nie mia�o granic. Od przechodz�cego Indianina kupi� za dwa dolary trzy twarde jak kamie� suchary marynarskie, kt�re wraz z wielk� ilo�ci� surowej w�dzonki wystarczy�y mu na kilka razy. Brudny i zzi�bni�ty}w ubraniu mokrym od potu, przespa� drug� noc w g�rach, zawin�wszy si� w, p��tna namiotu. Wczesnym rankiem rozes�a� na lodzie p�acht� brezentowego p��tna, w�adowa� na ni� trzy czwarte tony i ca�y ten �adunek zacz�� �ci�ga� na d�. W pewnym miejscu, gdzie lodowiec by� bardziej stromy, �adunek zsun�� si� szybciej, poderwa� mu nogi, zarzuci� go na siebie i polecia� na d�. Ze stu podr�nych uginaj�cych si� pod brzemieniem ci�ar�w stan�o patrz�c, co te� z tego wyniknie. Kit wrzeszcza� na ca�e gard�o, ostrzegaj�c ludzi, kt�rzy przystawali i schodzili mu z drogi. Na dole, na drugim ko�cu lodowca, pokaza� si� ma�y namiot, kt�ry zdawa� si� lecie� ku Kitowi, z tak� szybko�ci� r�s� mu w oczach. Kit wymin�� ubit� �cie�k�, kt�r� tragarze skr�cali w lewo, i lecia� polem �wie�o spad�ego �niegu, a� si� za nim kurzy�o. Ale �nieg troch� zahamowa� p�d. Kit ujrza�, jak w pewnej chwili g�ra work�w, na kt�rej jecha�, run�a na namiot, zerwa�a boczne sznury, uderzy�a w przednie p��tna i wjecha�a wraz z nim do �rodka namiotu. Namiot zatoczy� si� jak pijany, a Kit, owiany chmur� zimnego py�u, znalaz� si� naraz twarz� w twarz ze zdumion� m�od� dam� zawini�t� w koc � t� sam�, kt�ra w Dyea nazwa�a go chechaquo. � Widzia�a pani, jak si� za mn� kurzy�o? � spyta� weso�o. Rzuci�a na niego pe�ne nagany spojrzenie. � I co tu opowiada� o czarodziejskich lataj�cych kobiercach! � doda� zachwycony. � Mo�e by pa� usun�� wreszcie ten worek z mojej nogi? � rzek�a zimno. Spojrza� i d�wign�� si� czym pr�dzej. � To nie worek. To by� m�j �okie�. Bardzo przepraszam. Informacja ta nie zmiesza�a panny, a jej ch��d by� wprost wyzywaj�cy. � Ca�e szcz�cie, �e mi pan nie przewr�ci� piecyka � zauwa�y�a. Id�c za jej spojrzeniem spostrzeg� przeno�ny piecyk �elazny, a na nim imbryk z kaw�, ko�o kt�rej krz�ta�a si� m�oda Indianka. Wci�gn�� w nozdrza wo� kawy i znowu zwr�ci� wzrok na pann�. � Jestem chechaquo � zauwa�y�. Niech�tny wyraz jej twarzy m�wi� mu, �e uwa�a go za nieproszonego i natr�tnego go�cia. Ale Kit by� bezczelny. � Wyrzuci�em ju� swoje �mierciono�ne �elazo! � doda�. Dopiero teraz pozna�a go i oczy jej b�ysn�y. � Nigdy bym nie przypuszcza�a, �e pan zajdzie tak daleko! � o�wiadczy�a. Znowu chciwie wci�gn�� w nozdrza powietrze. � Jak Boga kocham � kawa! I zwr�ciwszy si� ku niej, rzek� wprost: � Dam sobie odci�� ma�y palec � prosz�, niech pani tnie cho�by zaraz! Zrobi�, co pani zechce. Zostan� pani niewolnikiem na rok i dzie�, czy na jak d�ugo b�dzie pani chcia�a, je�li mi pani da fili�ank� kawy. Przy kawie przedstawi� si� i dowiedzia�, z kim ma do czynienia. Nazywa�a si� Joy Gastell i nale�a�a do rodziny kolonist�w osiad�ych tu od dawna. Urodzi�a si� na etapie poczty handlowej nad Great Slave i jeszcze jako ma�e dziecko w�drowa�a wraz z ojcem przez G�ry Skaliste nad Yukon. Udawa�a si� tam i teraz � jak m�wi�a � wraz z ojcem, kt�rego jednak interesy zatrzyma�y po drodze w Seattle. Ojciec wyjecha� stamt�d na pok�adzie os�awionego �Chantera", kt�ry rozbi� si�, i teraz musia� wraca� do PugetSound parowcem, kt�ry przyby� na pomoc. Wobec tego, �e dama siedzia�a wci�� zawini�t� w koce, Kit nie rozpoczyna� d�u�szej rozmowy, lecz z nadludzkim bohaterstwem wym�wi� si� od drugiej fili�anki kawy, po czym wycofa� si� i swoje trzy �wierci tony baga�u z namiotu. Pr�cz tego wyni�s� z namiotu kilka spostrze�e�, a mianowicie: � Ona ma poci�gaj�ce imi� i poci�gaj�ce oczy. Nie mo�e mie� wi�cej jak dwadzie�cia, dwadzie�cia jeden lub dwadzie�cia dwa lata. Ojciec musi by� Francuzem. Dziewczyna ma w�asn� wol� i gor�cy temperament. Wychowanie otrzyma�a z pewno�ci� nie na pograniczu. VI Nad zheblowanymi przez lodowce ska�ami i lini� las�w szlak wi�d� doko�a Jeziora Krateru i wchodzi� w skalisty w�w�z, prowadz�cy do Szcz�liwego Obozu i pierwszych kar�owatych �wierk�w. Przeniesienie t�dy ci�kiego baga�u wymaga�o ca�ych dni pracy do upad�ego. Obite p��tnem cz�no przewozi�o towary przez jezioro. Za dwoma nawrotami w ci�gu dw�ch godzin mog�o przewie�� na drug� stron� Kita i jego ton� towaru. Ale by� bez grosza, a przewo�nik ��da� czterdziestu dolar�w od tony. � To n�dzne cz�no to istna kopalnia z�ota, m�j przyjacielu! � rzek� do niego Kit. � Czy nie chcieliby�cie mie� drugiej takiej kopalni? � Poka�cie mi j� tylko � brzmia�a odpowied�. � Sprzedam j� wam za cen� przewiezienia moich zapas�w. Jest to idea nie opatentowana i mo�ecie przyst�pi� do jej eksploatacji natychmiast, gdy j� wam zakomunikuj�: Umowa stoi? � Stoi! � zgodzi� si� przewo�nik, a Kitowi spodoba�o si� jego spojrzenie. � Doskonale. Widzicie ten lodowiec? We�cie oskard i zabierzcie si� do niego. Za dzie� mo�ecie przekopa� porz�dn� rynn�. Widzicie ten szczyt? Oto �Towarzystwo Chilcoot Crater Lake do Spuszczania na d� Towar�w i Tobo�k�w, sp�ka z ograniczon� odpowiedzialno�ci�". Mo�ecie bra� po pi��dziesi�t cent�w od stu funt�w, mie� sto ton dziennie i nie ruszaj�c palcem, zbiera� pieni�dze. W dwie godziny p�niej ca�y jego baga� znajdowa� si� ju� na drugim brzegu jeziora, co oszcz�dzi�o mu trzy dni drogi John Bellew dop�dzi� go ju� na drodze do Jeziora G��bokiego, drugiego krateru wype�nionego lodowat� w�d�. VII Ostatni odcinek drogi od Jeziora D�ugiego do Jeziora Lindermana mia� trzy mile d�ugo�ci, a sam szlak, je�li to mo�na w og�le tak nazwa�, wi�d� przez ostry grzbiet na wysoko�ci przesz�o tysi�ca st�p, opuszcza� si� w d� stromym zboczem usianym �liskimi g�azami, a wreszcie szed� przez rozleg�e bagno. John Bellew zdumia� si� na widok Kita, kt�ry ze stu funtami na plecach schyli� si� po pi��dziesi�ciofuntowy worek m�ki i rzuci� go na szczyt koz��w, opieraj�c o kark. � Chod��e, apostole hartu! � zawo�a� do niego Kit. � Dalej, bierz si� do swej nied�wiedziej strawy i jednej pary bielizny! Ale John Bellew potrz�sn�� g�ow�: � Zdaje si�, �e zaczynam si� starze�, Krzysztofie! � Masz przecie tylko czterdzie�ci osiem lat. Czy szanowny pan mo�e sobie wyobrazi�, �e m�j dziadek, a pa�ski ojciec, zacny Izaak Bellew, w sze��dziesi�tym dziewi�tym roku �ycia jednym uderzeniem pi�ci zabi� cz�owieka? John Bellew u�miechn�� si� i prze�kn�� w milczeniu swoje w�asne lekarstwo. � O stryju, pragn� ci powiedzie� co� bardzo wa�nego. Wychowano mnie na paniczyka, a jednak d�wign� dzi� wi�ej od stryja, zajd� dalej ni� on i gdyby mi si� spodoba�o, m�g�bym go bez trudu rozci�gn�� na ziemi lub wygrzmoci� pi�ciami. John Bellew u�cisn�� d�o� Kita i rzek� uroczy�cie: � Krzysztofku, ch�opcze m�j, wierz�, �e mo�esz to zrobi�. Wierz�, �e zrobi�by� to nawet z koz�ami na plecach. Dokaza�e� cudu, m�j ch�opcze, ale doprawdy wprost nie podobna w to uwierzy�. Kit robi� teraz cztery obroty dziennie, to znaczy dwadzie�cia cztery mile po g�rach, z czego dwana�cie mil ze stu pi��dziesi�cioma funtami na plecach. By� dumny, twardy i zm�czony, lecz zdrowy jak rydz. Jad� i spa�, jak nigdy jeszcze nie jada� i nie sypia� w swym �yciu, a kiedy robota zbli�a�a si� do ko�ca, by� niemal zmartwiony. Ale jeden problem go niepokoi�. Sprawdzi�, �e mo�na bezkarnie upa�� ze stu funtami na plecach. Zdawa�o mu si� jednak, �e gdyby tak upad� z dodatkowym ci�arem pi��dziesi�ciofuntowym na g�owie, musia�by skr�ci� kark. A tymczasem tysi�ce st�p jego towarzyszy ka�d� �cie�k� prowadz�c� przez mokrad�a w kr�tkim czasie rozdeptywa�y tak, �e trzeba by�o wybiera� sobie inn� drog�. Ot� w�a�nie przy takiej sposobno�ci, kiedy Kit torowa� sobie now� �cie�k�, rozwi�za� ten zajmuj�cy go problem. Mi�kki, wodnisty grunt osun�� si� pod nim. Kit potkn�� si� i upad� na twarz. Pi��dziesi�ciofuntowy worek wcisn�� twarz Kita w b�oto i zesun�� si� nie uszkodziwszy mu karku. Ze stu funtami na plecach Kit podni�s� si� tak, �e stan�� na czworakach. Ale to by�o wszystko. Jedna r�ka zapad�a mu si� znowu a� po �opatk�, uk�adaj�c mi�kko na b�ocie jego policzek. W tej pozycji nie mo�na by�o zsun�� z siebie szelek, a stufuntowy ci�ar na plecach nie pozwala� wsta�. Czo�gaj�c si� na czworakach, przy czym to jedna, to druga r�ka zapada�a mu w grz�skie b�oto, stara� si� dotrze� do miejsca, w kt�rym le�a� pi��dziesi�ciofuntowy worek z m�k�, tak si� jednak tym szamotaniem wyczerpa� i tak zry� grz�sk� powierzchni�, �e naraz pewna ka�u�a znalaz�a si� w nazbyt bliskim s�siedztwie jego ust i nosa. Pr�bowa� przewr�ci� si� na wznak, na sw�j �adunek, ale zyska� tylko tyle, �e oba jego ramiona zamoczy�y si� a� po pachy, co da�o mu przedsmak topienia si�. Z doskona�� cierpliwo�ci� wyj�� powoli naprz�d jedn� r�k�, a potem drug� i pod�o�y� je sobie pod brod�, aby twarz utrzyma� nad powierzchni� bagna. Potem zacz�� wo�a� o ratunek. Po pewnym czasie us�ysza� kroki i odg�os st�p mlaszcz�cych po bagnie. � Podajcie mi r�k�, przyjacielu � rzek�. � Albo rzu�cie mi jaki sznur czy tyk�... Odpowiedzia� mu g�os kobiecy, kt�ry pozna� natychmiast. � Je�li mi pani rozwi��e szelki, b�d� m�g� wsta� sam. Przekl�te sto funt�w wlecia�o w b�oto z mokrym �wi�ni�ciem i Kit powoli si� d�wign��. � �adna zabawa! � roze�mia�a si� panna Gastell na widok jego oblepionej b�otem twarzy. � Nienajgorsza! � odpowiedzia� weso�o. � Jest to moje ulubione �wiczenie gimnastyczne. Radz� pani spr�bowa� go czasem. �wietnie wyrabia musku�y piersi i grzbietu.: Otar� twarz zgarniaj�c d�oni� b�oto i strzepuj�c je z palc�w na ziemi�. � Och! � krzykn�a, poznaj�c go. � To pan... pan... pan � Kurzawa! � Szczerze dzi�kuj� pani za pomoc w sam� por� i za ten nowy przydomek � odpowiedzia�. � Zosta�em drugi raz ochrzczony. B�d� nastawa�, aby mnie nazywano Kurzaw�. Mocne to nazwisko i nie bez znaczenia. Urwa�. Lecz po chwili zn�w zacz�� m�wi�, gwa�townie i z dzikim wyrazem twarzy: � A wie pani, co zrobi�? � zapyta�. � Po pewnym czasie wr�c� do Stan�w Zjednoczonych. I o�eni� si�. I postaram si� o to, �eby mie� du�o dzieci. A potem, o zmroku, b�d� zbiera� dzieci doko�a siebie i opowiada� im o wszystkich cierpieniach i m�kach mej w�dr�wki na chilcoot'skim szlaku. A je�li one wtedy w g�os si� nie rozp�acz� � powtarzam, je�li nie b�d� g�o�no becze� � dusz� z nich wyt�uk�! VIII Zima podbiegunowa przysz�a w mgnieniu oka. Wysoka na sze�� cali warstwa trwa�ego �niegu pokry�a ziemi�, a w spokojniejszych stawach tworzy� si� l�d mimo gwa�townych podmuch�w wiatru. Pewnego popo�udnia, w�a�nie kiedy d�� taki wiatr, Kit i John Bellew sko�czyli wraz z krewniakami �adowanie baga�u na cz�no, a potem stali na brzegu patrz�c, jak ��d� znika w �nie�ycy szalej�cej nad jeziorem. � A teraz spa�, bo jutro skoro �wit ruszamy w drog� powrotn�! � rzek� John Bellew. � Gdyby nie ta zadymka na szczycie Chilcoot, ju� jutro wieczorem mogliby�my stan�� w Dyea, a gdyby�my jeszcze szcz�liwym trafem od razu z�apali statek, za tydzie� byliby�my w San Francisco. � Uda�y si� stryjowi wakacje? � spyta� zamy�lony Kit. To ich ostatnie obozowisko nad Jeziorem Lindermana sk�ada�o si� ju� tylko z �a�osnych szcz�tk�w. Krewniacy zabrali wszystko, co mog�o s�u�y� do jakiego takiego u�ytku, nie wy��czaj�c namiotu. Podarte p��tno brezentowe, rozpi�te jako zas�ona od wiatru i �niegu, chroni�o ich tylko troch�. Obiad musieli gotowa� na ogniu pod go�ym niebem, w dw�ch starych kocio�kach. Zostawiono im tylko koce i par� racji �ywno�ci. Od chwili gdy cz�no odbi�o od brzegu, Kit by� dziwnie zamy�lony i zdenerwowany. Stryj zauwa�y� to, lecz s�dzi�, �e to zm�czenie po ci�kiej pracy. Podczas obiadu Kit raz tylko si� odezwa�: � O stryju � rzek� ni st�d, ni zow�d � po tym wszystkim �ycz� sobie, aby�cie nazywali mnie Kurzaw�. Narobi�em troch� kurzu na tej drodze, prawda? W kilka minut p�niej poszed� w kierunku namiot�w, ko�o kt�rych krz�tali si� poszukiwacze z�ota, przenosz�c jeszcze sw�j baga� lub klec�c cz�na. Bawi� tam kilka godzin, a kiedy wr�ci� i zawin�� si� w koc, John Bellew ju� spa�. W ciemno�ciach zimnego i wietrznego poranka Kit wsta�, rozpali� ognisko mi�dzy, swymi nogami, przez co wytopi� l�d z but�w, po czym ugotowa� kaw� i przysma�y� w�dzonk�. By�o to n�dzne i zimne �niadanie. Gdy sko�czy�, zwin�� koc. John Bellew skierowa� si� w stron� Chilcoot. Kit wyci�gn�� do niego r�k�. � Do widzenia, stryjaszku � rzek�. John Bellew spojrza� na niego i a� zakl�� ze zdumienia. � Niech stryj nie zapomina, �e nazywam si� Kurzawa � przypomnia� Kit. � C� ty b�dziesz robi�? Kit wskaza� r�k� w stron� p�nocy i na jezioro ch�ostane przez wiatr. � Po c� wraca�, skoro si� zasz�o tak daleko? � zapyta�. � A poza tym mam ju� przedsmak mi�sa � owszem, smaczne. P�jd� dalej. � Jeste� bez grosza � zaprotestowa� John Bellew. � Nie masz ekwipunku. � Ale mam cel w �yciu. Pami�taj o swym bratanku, Krzysztofie Kurzawie Bellew. Znalaz� cel w �yciu. Jest s�ug� dostojnego pana. Ma cel w �yciu, sto pi��dziesi�t dolar�w miesi�cznie i koryto. P�jdzie do Dawson z par� dudk�w i s�u��cym drugiego dostojnego pana jako kucharz obozowy, wio�larz i ch�opiec do wszystkiego. A O'Har� z jego Fal� niech diabli wezm�! Do widzenia. John Bellew, os�upia�y ze zdumienia, ledwie wyb�ka�: � Nie rozumiem. � M�wi�, �e szare nied�wiedzie w Yukonie s� t�uste � t�umaczy� mu Kit. � Mam ju� tylko jeden komplet bielizny, id� wi�c poszuka� nied�wiedziego mi�sa � to wszystko. MI�SO I Gwa�towny wicher d�� niemal bez przerwy i Kurzawa a� si� s�ania� mocuj�c si� z nim na brzegu jeziora. O szarym �wicie na kilkana�cie �odzi �adowano cenny baga�, przeniesiony przez grzbiet Chilcoot. �odzie w�asnego wyrobu by�y niezgrabne. Zbili je ludzie, kt�rzy nigdy si� tym nie zajmowali, sklecili z desek wyci�tych z pni nadbrze�nych sosen. W�a�nie jedno takie cz�no, ju� na�adowane, odbija�o od brzegu. Kit sta� i patrzy�. Dalej na jeziorze wiatr by� do�� �agodny, w tym miejscu jednak d�� wprost na brzeg, podnosz�c z mielizny fale brudnej wody. Za�oga odbijaj�cej od brzegu �odzi brn�a w wodzie w wysokich butach gumowych i stara�a si� zepchn�� cz�no na g��bsz� wod�. Dwa razy na pr�no ponawiali swe usi�owania, wskakuj�c do cz�na i staraj�c si� wios�ami odepchn�� je dalej � wraca�o i zn�w osiada�o na mieli�nie. Kit spostrzeg�, �e piana na bokach cz�na w mgnieniu oka �cina si� w l�d. Trzeci wysi�ek zosta� uwie�czony cz�ciowym powodzeniem. Dwaj poszukiwacze z�ota, kt�rzy ostatni wskoczyli do ��dki, przemokli do pasa, ale ��d� wyp�yn�a na g��bsz� wod�. Za�oga zacz�a niezgrabnie pracowa� ci�kimi wios�ami, pr�buj�c oddali� si� od l�du. Wreszcie wyci�gn�li na maszt �agiel uszyty z koc�w, rozpi�li go na wietrze i � ��dka w mgnieniu oka wr�ci�a i po raz trzeci osiad�a na zamarzaj�cym brzegu. Kit u�miechn�� si� i zawr�ci�. Wiedzia� ju�, co go czeka, bo w�a�nie dzi�, wyst�puj�c w swej nowej roli s�ugi dostojnego pana, mia� odbi� od brzegu na takiej samej �odzi. Kto �y�, pracowa�, i to pracowa� na wy�cigi, bo zima by�a ju� tak blisko, �e przeprawienie si� przez wielki �a�cuch jezior przed ich zamarzni�ciem stawa�o si� bardziej ni� w�tpliwe. Mimo to, kiedy Kit stan�� przy namiocie pan�w Sprague'a i Stine'a, dostojni ci panowie jeszcze spali. Przy ogniu, zas�oni�tym od wiatru brezentowym p��tnem, siedzia� niski, kr�py m�czyzna pal�c papierosa skr�conego z bibu�y. � Halo! � rzek� �w cz�owiek. � Jeste�cie mo�e nowym s�u��cym pana Sprague'a? Kit skin�� g�ow�. Zauwa�y�, �e s�owa �s�u��cy" i �pan" zosta�y wym�wione z pewn� ironi� i podkre�lone ledwie dostrzegalnym zmru�eniem oka. � Dobra. A ja jestem s�u��cym pana doktora Stine'a � m�wi� dalej �w cz�owiek, � Mam pi�� st�p i dwa cale wysoko�ci i nazywam si� Kr�tki, Jack Kr�tki, znany tak�e jako Johnny Nag�y. Kit poda� mu r�k�. � Wychowano was na nied�wiedzim mi�sie? � zapyta�. � Chyba! � brzmia�a odpowied�. � Cho�, prawd� m�wi�c, pierwszym moim! po�ywieniem by�o bawole mleko, je�li mnie pami�� nie myli. Siadajcie i wsu�cie co�. Nasi chlebodawcy jeszcze �pi�. Kit, mimo �e by� po �niadaniu, siad� pod p��tnem i zjad� �niadanie po raz drugi z bajecznym apetytem. W ci�kiej, wywo�uj�cej szybk� przemian� materii pracy ostatnich tygodni wyrobi� sobie wilczy �o��dek i apetyt. M�g� je�� wszystko w dowolnej ilo�ci, nie czuj�c nawet trawienia. Kr�tki by� rozmowny i nastrojony pesymistycznie. Kit dowiedzia� si� od niego nieoczekiwanych szczeg��w o chlebodawcach, szczeg��w bynajmniej nie wr�cych szcz�liwej podr�y, Tomasz Stanley Sprague by� pocz�tkuj�cym in�ynierem g�rniczym i synem milionera. Doktor Adolf Stine mia� tak�e bogatego ojca. Dzi�ki ojcom obaj mieli poparcie pewnego syndykatu, kt�ry inwestowa� swe kapita�y w aferze klondickiej. � O, u nich pieni�dz to wszystko � m�wi� Kr�tki. � Kiedy przyjechali do Dyea, stawka skoczy�a do siedemdziesi�ciu cent�w od funta, a w dodatku Indian wcale nie by�o. W�a�nie przyby�a grupa ze wschodniego Oregonu � prawdziwi g�rnicy. Zabrali si� do zorganizowania zaprz�gu Indian po siedemdziesi�t cent�w od funta, a mieli trzy tysi�ce funt�w baga�u. Naraz zjawili si� Sprague i Stine. Zaofiarowali od razu po osiemdziesi�t cent�w, po dziewi��dziesi�t, wreszcie po dolarze od funta, wobec czego Indianie zawarli z nimi umow� i zabrali ich baga�. Sprague i Stine zd��yli tutaj na czas, cho� ich to kosztowa�o trzy tysi�ce dolar�w, a ci z Oregonu zostali na lodzie i b�d� musieli czeka� wiosny. Ho, ho, dobre to ptaszki ci panowie, wasz chlebodawca i m�j. Umiej� postawi� na swoim; cho�by kosztem innych. A co by�o, gdy stan�li nad Jeziorem Lindermana? Cie�le ko�czyli w�a�nie cz�no zam�wione przez pewn� paczk� z Frisco za sze��set dolar�w. Sprague i Stine dali im okr�g�y