9293

Szczegóły
Tytuł 9293
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9293 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9293 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9293 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

RAYMOND MAUFRAIS ZIELONE PIEK�O W GUJANIE Prze�o�y� Zbigniew Stolarek 1966 Tytu� orygina�u francuskiego AVENTURES EN GUYANE, Ok�adk� projektowa� JERZY JAWOROWSKI Cena z� 9.� Pary�, 17 czerwca 1949 Nareszcie! Baga�e mam spakowane; wa�� wi�cej, i to sporo wi�cej, ni� dwadzie�cia pi�� kilo, do kt�rych postanowi�em si� ograniczy� w tej wyprawie na Tumuc-Humac. Nie ma mowy, �ebym zdo�a� przej�� prawie siedemset kilometr�w z takim ci�arem na plecach. Et!... wszystko, co zb�dne, zostawi�. Tylko co tu zb�dnego? Ledwo �e najpotrzebniejsze rzeczy; trzeba b�dzie przebra� jeszcze co nieco w apteczce, w amunicji, w moim kramie dla Indian. Ju� pierwsza w nocy. Niedawno si� sko�czy�a po�egnalna kolacja u doktora X.: przy stole modelka od Carvena, jubiler, antykwariusz. Tkwi�em w fotelu samotny, skr�powany, popatruj�c, jak w kieliszku perli si� szampan, s�uchaj�c rozmowy prowadzonej z o�ywieniem przez godnych i wytwornych pan�w: plotki z ulicy Royale, kronika �ycia towarzyskiego, projekty: � Pan wr�ci, prawda?... To b�dzie przemi�e! Kaucj�, jakiej na ��danie prefektury w Gujanie domaga si� ode mnie Towarzystwo Okr�towe, zap�aci doktor. Nie mam ju� ani grosza. ] Czego si� spodziewam? Kim jestem? Czyje to my�li w mojej �epetynie? Ci�g�e w�tpliwo�ci! Dziwaczny ten l�k! Ciekaw jestem, czy inni te� mieli takie uczucie? Niczego mi nie �al opuszcza�. Mo�e to skutek ortedryny1, kt�ra ju� na mnie nie dzia�a po dziesi�ciu dniach �kurowania� si� ni�. Wszystko zako�czone. Czy to mo�liwe? Wizyta u wydawcy, wizyta w redakcji; ze wszystkich stron okrzyki: �Z�am kark!�, odpowiadam w duchu: �Dzi�kuj�... zgodnie ze zwyczajem. Za bardzo pragn��em tego wyjazdu. Kiedy w tych dniach opuszcza�em dom, wilgotnia�y mi oczy! � Z ciebie ju� m�czyzna! � powiedzia� mi przyjaciel z lat dziecinnych. Biedna matka, biedny ojciec � smutne u�miechy. Biedni rodzice! Ostatnie u�ciski, po�pieszne odwracanie g�owy, jeszcze �pieszniejsze zamykanie drzwi za sob�. Ci�ko! Jak tej nocy d�u�� si� godziny! Ka�dy odjazd to walka, ka�dy przyjazd to ryzyko. Ci�g�a bieganina za pieni�dzmi, od jednych do drugich... Jaki jednak b�d� szcz�liwy. P�niej. Ze wzi��em wszystkie przeszkody, �e czuj� si� wolny, �e �yj�.. Oto samolot pomrukuje �agodnie... budzik cyka, Bastylia ju� blisko... Pary�! 20 czerwca 1949 Nic do zameldowania z pok�adu �Gascogne�. Wiecz�r, ta�cz�, nudz� si�. 5 lipca Port za portem. P�niej Antyle Francuskie, Antyle Angielskie i wreszcie... Gujana. Niebawem statek zmienia si� w perski jarmark. Na pomostach najazd Hindus�w, Murzyn�w, Metys�w, Chi�czyk�w. 14 lipca �wi�to w Cayenne. Na placu Palmistes t�oczno od barak�w z wszelkiego rodzaju rozrywkami Nie opodal zatoczki ta�cz� w kawiarniach. 2 sierpnia Pr�bny galop. Dziewi��dziesi�t kilometr�w przez nie przedeptan� bruss� z czterdziestoma kilogramami baga�u na plecach; bez �ywno�ci. Wszystko w porz�dku; tylko nogi obrzmia�e i atak w�troby. Widzia�em tr�dowatych! Na co mia�bym teraz prawo wyrzeka�... Indianie! ostatni Karaibowie... Odpoczywaj�c w hamaku, pod karbetem2 czerwonosk�rego, poczu�em si� wreszcie u siebie. 15 sierpnia Przycisn�o mnie do muru; nie mam forsy, �eby jecha� dalej. Musz� czeka� na okazj�. Pewien g�rnik ma wyruszy� na Maroni, mo�e mnie we�mie z sob�? Gor�czka. Ostro pracuj� nad opanowaniem dialekt�w Oyampis�w i Rukuyen�w. Kartografia!... I powiedzie�, �e zawsze by�em na bakier z przedmiotami przyrodniczo-matematycznymi... Marszrut� mam ju� obliczon�; na papierze �adnie to wygl�da� 25 sierpnia Cayenne. Ta bezczynno�� szybko mi zaczyna ci��y�... Pewna rodzina z metropolii u�ycza mi go�ciny; jej serdeczna wyrozumia�o�� pomaga mi nie traci� cierpliwo�ci. Ju� w og�le nie wychodz� z domu; pracuj� a� do Ot�pienia: dialekty, kartografia... troch� marze�, czasem chandra. Chandra czy strach? Przekonamy si� na miejscu. 26 sierpnia Pora�ka � rzecz ludzka, jednak nie wolno mi przegra�. Listy... Od czytelnik�w... M�odzi, bardzo m�odzi entuzja�ci; jeszcze nie zblazowani. Dzi�ki! porz�dne z was ch�opy... Deszcz, deszcz... diablo mokra jest ta sucha pora. Kto� opowiedzia� mi tak�, podobn� do wielu innych histori�: siedemnastu ludzi wyruszy�o w 1938 roku na czele z kapitanem Grelierem z Zarz�du Le�nictwa. Wr�ci�o o�miu. Dwukrotnie atakowali ich Indianie. Gor�czka, g��d, strach. Jeszcze dobrze, �e nie zostawi�em tam g�owy, to by�o piek�o� Kierownik wyprawy przele�a� trzy miesi�ce w szpitalu. Puszczo, puszczo guja�ska, czy b�dziesz mi wroga? Co trzeba zrobi�, �eby ci� u�agodzi�? Z�o�y� ofiar� Tupinambie? Tablaquersowi? Bogowie las�w, w�d, drzew, nieba i ziemi, pozw�lcie przej�� samotnemu w�drowcowi! Ka�dego wieczoru sk�ada mi w pokoju wizyt� nietoperz, nocny go�� w uroczy�cie czarnym i diabolicznym p�aszczu... Co za ponur� wr�b� mi przynosi? Domowa ma�pa z�era motyle. Kator�nik opowiada o swoim �yciu: � Zabijali nas ot tak, dla zak�adu, grali wieczorami w belot� o to, komu przypadnie wykonanie egzekucji. Do roboty wychodzi�o nas pi��dziesi�ciu ludzi, a wraca�o dziesi�ciu albo te� nikt nie wraca�...3 30 sierpnia Ostatnie listy. Ju� wszystkie mosty spalone. Teraz my dwoje, pani brusso, sam na sam. Ty, ja... pi�kne widowisko! Tylko kiedy uderzysz, bij mocno, �eby si� to pr�dko sko�czy�o; nie chc� d�ugo cierpie�. 31 sierpnia Czekaj�c, �l�cz� nad starymi ksi��kami z biblioteki i kuj� zawzi�cie. Kartki w nich powyrywane, oceny czytelnik�w wype�niaj� marginesy, zacieraj� tekst. Niczego tam nie brak, nawet wyzwisk! Wandalizm, pretensjonalno��, g�upota, papuzia elokwencja, czcze pochwa�y! Biedny Coudreau, �eby� ty wiedzia�, jak ci� pokiereszowano... Ale prawd� m�wi�c, czy� ty nie pokiereszowa� Crevaux...4 Ech! w�r�d wilk�w kundle nie oszcz�dzaj� rannego przyw�dcy stada... Bogu jednemu wiadomo, czy nie brak takich i w tym zawodzie. Wierzy�e� w Pos�annictwo... id��e, egoisto,- nie chcia�e� m�wi� o uciechach samotno�ci. Masz racj�; dzielone z innymi sta�yby si� czym� ohydnym. Lepiej wi�c niech inni wierz� w samozaparcie, w po�wi�cenie; to pozwala bardziej rozsmakowa� si� we w�asnej, sobkowskiej przyjemno�ci. 4 wrze�nia Jeszcze w Cayenne! Wci�� deszcz. Czuj�, �e moja wola s�abnie; jak najpr�dzej chcia�bym ju� st�d wyruszy�. Nie mog� sko�czy� reporta�y dla popo�udniowych gazet. Te dla �Sciences et Voyages� wys�a�em wreszcie wraz z fotografiami. Sprzeda�em winchestera, kt�rym chcia�em op�aci� wio�larzy. Sprzeda�em sk�rzan� walizk�, t� kupion� w Rio tu� przed wyjazdem do Francji � by�em z niej taki dumny Sprzeda�em �wiat�omierz; po do�wiadczeniach, jakie z nim mia�em, my�l�, �e lepiej zaufa� samemu sobie ni� temu kapry�nemu i delikatnemu instrumentowi, a poza tym... potrzebowa�em pieni�dzy. Niemniej jednak w kieszeni nie mam ani grosza wi�cej. Goszcz� mnie ludzie, kt�rzy zaadoptowali mnie jak w�asne dziecko � czwarte, bo maj� ich troje. Robi� wszystko, �ebym czu� si� dobrze. Mocno mi jednak doskwiera to n�dzarskie po�o�enie. Piekielny zaw�d Musia�bym mie� fortun�, pot�nych przyjaci�, a co najmniej nazwisko� Jestem R. MAUFRAIS. I nic ponadto. Odjazd znowu od�o�ony do przysz�ego czwartku; jestem zdany na �ask� i nie�ask� cz�owieka, kt�ry mi uprzejmie zaofiarowa� przejazd na pok�adzie swojej �odzi. Na jego �ask� i nie�ask� co do daty odjazdu i trasy. Ach, gdybym mia� pieni�dze... W ostatniej chwili wci�� si� okazuje, �e co� musz� kupi�. Tysi�cfrankowe banknoty dostaj� kamfory. Jeszcze tyle bym ich potrzebowa�! Do Brazylii przyjad� bez grosza. Nie �miem ju� p�j�� do dentysty, wykluczone, �ebym m�g� mu zap�aci�. To samo z chi�skim fotografem. Nawet korespondencj� zawiesi�em na ko�ku. Niedobrze. �eby st�d uciec jak najpr�dzej! Wci�� k�opoty pieni�ne, nieweso�o Wydaje mi si�, �e trac� czas tylko dlatego. Jestem niewolnikiem swojego ub�stwa. Za miesi�c sko�cz� ju� dwadzie�cia trzy lata!... I co konkretnego zdzia�a�em? A przecie� nie mam prawa narzeka�. Bogowie byli mi przychylni. Wprawdzie czas wlecze si� w niesko�czono��, zanim kt�ry� z moich projekt�w zdo�a si� urzeczywistni�, ale urzeczywistnia si� mimo wszystko,.. To wi�c?... Wi�c cz�owiek zu�ywa si� i z�era. Kt�rego� dnia pewna urocz� dama oceni�a mnie na trzydzie�ci pi�� lat! Jak b�d� wygl�da� w tym wieku? M�ody starzec! Cayenne �pi. Pierwsza godzina w nocy; wodz� pi�rem po papierze. Boby drzemie. Biedny Boby, urz�dowo zosta�e� mi przydzielony na towarzysza do Tumuc-Humac; Boby: kr�tka brudnobia�a sier��, r�owawy brzuch, czarne plamy na tej nieprzystojnej i chorowitej r�owawo�ci, oko bystre, ale kundli pysk, z kt�rego �yskaj� k�y raczej nie budz�ce przera�enia. M�wiono mi, �e umiesz wystawia� aguti5 (albo i pekari), m�wiono mi, �e jeste� dobrym psem podw�rzowym. Wczoraj jednak zostawi�e� namoczony dla ciebie chleb, ust�puj�c miejsca kotu i skaml�c przy tym jak ostatnia �ajza. Dr�ysz przed byle psem. Na polowaniu boisz si� lasu, jeste� niedojd� w szuwarach, li�esz r�ce ka�demu obcemu. Prawda, wyp�oszy�e� jednego aguti! mimo swej melancholii i nie�le si� trzymasz. Boisz si� mnie; t�uk�em ci�, �eby� si� nauczy� i przychodzi� do nogi, warowa� i zatrzymywa� na rozkaz... Lubi� ci�, Boby, strasznie mi przykro, gdy widz�, jak niuchasz stron� ogrodowej bramy, jak rozpaczliwie szarpiesz si� na sznurku, jak nas�uchujesz za turkotem woz�w. D�ugo nie b�dziesz Widzia� swojego poprzedniego pana ani swojego domu, ani swoich i kole�k�w z placu. Przywykniesz do mnie: razem popr�bujemy przygody, po bratersku b�dziemy si� dzieli� mann� spadaj�c� z nieba i mam nadziej�, �e mi b�dziesz pomaga�? B�dziesz moim jedynym towarzyszem. Zobaczysz Tumuc-Humac; je�eli zdechn�, zdechniesz ze mn�; b�dziesz spa� w moim hamaku, razem b�dziemy pili t� sam� wod� i rwali to samo mi�siwo. No to w drog�, Boby, i prosz� ci�, m�j stary, pomagaj mi znajdowa� nasz codzienny befsztyk, bro� mojego hamaka, a jak zobaczysz, �e mam ju� wszystkiego dosy�, �e dusi mnie chandra, uwolnij mnie od niej li�ni�ciem j�zora. Licz� na ciebie, co?... 6 wrze�nia Kator�nik, kt�ry pracowa� w domu moich gospodarzy, dosta� napadu w�ciek�o�ci; tropikalne szale�stwo? Wszystkie naczynia posz�y w ruch; gospodarze prze�yli wstrz�s. Typ odsiadywa� kar� pi�tnastu lat ci�kich rob�t za zab�jstwo. Kucharzy�, pra�, prasowa�, by� za s�u��c� do wszystkiego, dzielny Ch�opak, �ysy, bezz�bny, trzy ucieczki, nieprawdopodobne prze�ycia. Dwaj �andarmi zabrali go ze sob�. Nie po raz pierwszy; poprzednio ju� z�amali mu szcz�k�, kiedy chcia� zasztyletowa� gospodyni� z posterunku �andarmerii. Tym razem zamkn�li go na dobre. Sprawdzaj�c ksi��k� zakup�w, pani X odkry�a, �e poczciwiec kupowa� sobie na jej rachunek any��wk�, tafi�, wymy�lne konserwy, tyto�. Chyba ci, kt�rzy m�wi�, �raczej dwadzie�cia lat zsy�ki ni� pi�� lat wi�zienia�, maj� pewne powody po temu, �eby tak uwa�a�... 7 wrze�nia Filozofowanie do drugiej nad ranem. Chcia�bym jak najpr�dzej wr�ci�, �eby utkn�� nosem w ksi��kach, postudiowa�; jestem piekielnie niedouczony, nigdy nie mia�em czasu, �eby powi�kszy� sw�j baga� wiadomo�ci; co za handicap... Tyle jest rzeczy, kt�re by trzeba wiedzie�. Moja filozofia jest instynktowna; pan X uwa�a jednak, �e we wszystkich punktach przypomina filozofi� Nietzschego. Dnie mijaj� szybko, a przecie� czas mi ci��y Czy starczy mi odwagi, �eby ruszy� we mg��? Szybko, do dzia�ania; boj� si� samego siebie. Zaczynam w�tpi� w sukces. A poza tym te wie�ci o wojnie � potwierdzane, dementowane. Przypomina si� 1939 rok, Monachium... czy to znowu jak wtedy? Co zostanie ze �wiata po moim powrocie? 8 wrze�nia My�la�em, �e uratuj� buty z cholewami! Trzy dni po�piesznego marszu przez puszcz� z Many dc Iracoubo, czterdzie�ci kilo �adunku na plecach, dziewi��dziesi�t kilometr�w piechot�, trzy dni puszczy, trzy dni deszczu � sk�ra but�w stwardnia�a, �ci�gn�a si� mimo wielokrotnego smarowania jej t�uszczem, buty zmieni�y si� w kamie�, w istne kleszcze. Przeci��em je brzytw�. Da�o mi to par� p�but�w, kt�rych nie spos�b nosi�, i par� cholew, kt�re zszy�em jako tako z zakupionymi dzi� rano trzewikami. Starczy�o trzech dni, �eby buty wzion�y ducha, a zegarek zardzewia� wskutek deszczu (zegarmistrz o�wiadczy�, �e nie da si� go ju� zreperowa�). Jestem bez but�w i bez zegarka. Aby miara nieszcz�� by�a pe�niejsza, okaza�o si�, �e rewolwer jest w rozpaczliwym stanie, a naboje kupione u Flauberta przedawnione. Wysz�o to na jaw kt�rego� tu dnia podczas strzelania do celu. Co za niezdara! Na pi�� strza��w ani jednego trafienia... nic w tarczy. Wszystkie pociski tkwi�y w lufie jak zlepione ze sob�... Cud, �e lufa nie eksplodowa�a; rusznikarzowi na ten widok a� ciarki przesz�y po grzbiecie. Pi�� �usek zagwo�dzi�o b�benek; proch by� zwietrza�y. Trzeba by�o rozgrzewa� luf� (po zdj�ciu cz�ci hartowanych), �eby stopi� o��w naboj�w. B�benkowi nie wysz�o to na dobre. Nie odskakuje bez uderzenia m�otkiem, nie zaskakuje bez uderzenia pi�ci�, jednak to-to strzela... Wi�c mimo wszystko bior� go z sob�.. wraz z m�otkiem; co za uzbrojenie! Wkr�tce b�d� mia� muszkiet zamiast karabinu!... Zacz��em si� �wiczy� w strzelaniu z �uku. Na serio! Nic nigdy nie wiadomo z t� nowoczesn� broni�. Czy m�j ekwipunek wytrzyma przez dziesi�� miesi�cy marszu w puszczy? Kto prze�yje, zobaczy. Tymczasem zmniejszy�em t�ok w baga�u usuwaj�c ampu�ki z penicylin�, z�by zrobi� miejsce na ampu�ki z serum przeciw jadowym. Redukuj�, wci�� redukuj�... Wszystko porozk�ada�em w pokoju i brak mi odwagi, �eby raz wreszcie z tym sko�czy�; chyba wi�c w ostatniej chwili; wtedy si� zobaczy. Niedziela, 11 wrze�nia Wi�c w czwartek. Przynajmniej pan Thi�bault tak mi powiedzia�. Pewien geolog b�dzie towarzyszy� mu a� do Grand Pont na g�rnej Manie. Przyb�dzie tu we wtorek samolotem. Zamiast wi�c podr�y po Maroni, czeka mnie podr� Man�; stamt�d dostan� si� do Itany, potem do Ouaqui, a wreszcie na tereny nie zbadane. Poniedzia�ek, 12 wrze�nia Przesiedzia�em ca�y dzie� w bibliotece i znalaz�em bardzo interesuj�ce rzeczy. Wtorek, 18 wrze�nia Jutro rano zapadnie ostateczna decyzja, kiedy ruszamy. Profesor Sorbony, kt�ry ma towarzyszy� Thi�baultowi do g�rnej Many, przyby� wczoraj wieczorem, jednocze�nie z pos�em Gujany. �roda, 14 wrze�nia Wyjazd ustalony wczoraj wieczorem zn�w uleg� przesuni�ciu. Jeden z motor�w �odzi wymaga reperacji. Mo�e wi�c w niedziel� wieczorem lub w poniedzia�ek rano. Pada. Chandra. Wci�� czeka�... Czasem ogarnia mnie zupe�na beznadziejno��, boj� si�, �e zabraknie mi hartu, �e cisn� wszystko. Jestem tylko cz�owiekiem, kocham �ycie; idea� taki daleki, nieosi�galny! Jestem jak ci, kt�rymi gardz�; te same drobne wady, te same. ma�e tch�rzostwa. Koniec ko�c�w wytrwa�o�� wynika bardziej z toku wydarze� ni� z ludzkiej woli: gdy wreszcie wszystko si� zacznie, gdy ju� nast�pi odjazd, trzeba b�dzie i�� a� do ko�ca. Ludzie podrwiwaj�, �e wci�� jeszcze tu jestem. My�l�, �e zrezygnuj�, i przybieraj� miny poczciwych ojczulk�w pytaj�c mnie o zamiary. Wyruszy, nie wyruszy... Ach, �ebym tylko mia� trzydzie�ci tysi�cy frank�w na op�acenie wio�larzy i pirogi!... Sucha pora porz�dnie si� ju� posun�a i bodaj drogo zap�ac� za to moje op�nienie, kiedy si� ju� znajd� w wielkim lesie. Czwartek, 22 wrze�nia Upa�. �eby zmniejszy� baga�, musz� si� rozsta� z dwoma wodoszczelnymi kasetami � a bra�em je z sob� przewiduj�c, �e mi si� w drodze przydadz�. Zostawiam te� po�ow� apteczki i szklanych �wiecide�ek dla Indian. Niedziela, 25 wrze�nia W mie�cie ludzie gadaj�. �Maufrais? Et!... b�azen! Schowa si� na dziesi�� miesi�cy w okolicach St. Laurent, potem zap�aci czarnym Boszom, �eby go przewie�li �odzi� do Belem, gdzie obwie�ci sw�j wyimaginowany wyczyn�. Gdybym dosta� takiego typa w r�ce, bym go Chyba zmasakrowa�. Ba! Koniec ko�c�w tylko b�oto brudzi. Pewien szczery przyjaciel powiedzia� mi: �Psy szczekaj�, karawana idzie dalej� Karawana to mikroskopijna, ale ps�w wci�� nie brak. Uwa�aj� mnie r�wnie� za niebezpiecznego szale�ca. Wed�ug niekt�rych by�oby lepiej, gdybym zdech� w puszczy... Ile szumu wok� tego wyjazdu! Co zn�w takiego tajemniczego jest w tym Tumuc-Humac albo w mojej wyprawie? � Nie ma nawet jednej szansy na tysi�c! � zwierzy� si� plantator ananas�w, stary bywalec brussy. � Nigdy stamt�d nie wr�ci! Wsz�dzie pesymizm; po�egnania w pogrzebowej atmosferze. I jeszcze pr�by, �eby mnie odwie�� od moich zamiar�w. Poniedzia�ek, 26 wrze�nia Odjazd zosta� ustalony na pi�t� rano. Boby odwa�nie za�adowa� i si� na pok�ad �St. Laurenta�, nie maj�c poj�cia (ca�e jego szcz�cie), na jak rozleg�e szlaki ci�gn� go ze sob�. Dzielny kundys! Ani �adny, ani z�y, ani bystry, ale to m�j pies, kole�ka, i ju� si� do niego przywi�za�em. � Ech, Boby, napatrzysz si� �wiata! � (skomli bez przerwy). O pi�tej ludzie jeszcze �pi�. Przysz�o jednak kilku przyjaci�. Wierni. Mam �zy w oczach. Odjazd o �wicie; przejmuj�cy moment, co� �cisn�o mi gard�o, dba�em si� okaza� wzruszenie. Rado��? Strach? Nie potrafi�bym powiedzie�. Wyruszam � to wszystko � i jest to wynik czternastomiesi�cznego wodzenia si� za �by z powszednim �yciem, kt�re coraz mocniej mi doskwiera�o. Sprzeda�em wszystk� bielizn�, sprzeda�em wodoszczelne i odporne na dzia�anie temperatury kasety, na kt�rych tak mi zale�a�o. Pan B. po�yczy� mi zegarek; m�j by� ju� do niczego. Morze jest szare. Bol� mnie dzi�s�a. Z�b, kt�ry z wielkim trudem wyrwano mi poprzedniego dnia, dokucza mi teraz jako wrz�d. Pomy�lnej drogi!... G�upio by� uczuciowym. Przy odjazdach zawsze czuj� ucisk w sercu. My�l� o matce, o ojcu. Mieli mnie u siebie dziesi�� lat. Biedni i drodzy staruszkowie! Jak najpr�dzej chcia�bym do was wr�ci�, zobaczy�, �e �ycie uk�ada wam si� wreszcie bez trosk i k�opot�w. Oby papa by� tylko zdr�w i nie robi� �adnych g�upstw. Pisa�em artyku� o Gujanie, lecz nie zdo�a�em go sko�czy�. Napisa�em w nim o wszystkim � jak my�la�em. Nic nie chcia�em zmieni�. Przypadn� do gustu jednym, nara�� si� drugim?... Mniejsza z tym! Ca�� noc sp�dzi�em bezsennie, pakuj�c baga�e. Jestem zdenerwowany, mam troch� gor�czki, w�troba wra�liwa na dotyk. Niema�o po�egnalnych kolejek wermutu postawiono mi na odjezdne... p�aci�em ja! W oddali rysuj� si� brzegi; oko�o sz�stej b�dziemy w St. Laurent. Jest gor�co, a rano by�o mi tak zimno! Jak�e mi dolegaj� te wszystkie wst�py do dzia�ania! Wola�bym, �eby zrzucono mnie na spadochronie; od razu znalaz�bym si� przed w�a�ciwym zadaniem, na terenach nie zbadanych. Koniec ko�c�w by�oby to jednak za �atwe i mia�bym wra�enie, �e nie zarobi�em na sukces. M�wiono mi: � Po co si� pan zabiera do teren�w nie zbadanych wyruszaj�c z centrum Gujany? Tak samo godne uznania, a na pewno mniej niebezpieczne by�oby, gdyby ograniczy� si� pan do Tumuc-Humac, przebywaj�c szlak od jednego �r�d�a do drugiego! Je�eli si� panu powiedzie, wszyscy b�d� m�wi� tylko o Tumuc-Humac, a nie o terytorium nie zbadanym! A tymczasem w�a�nie tam bardziej pan ryzykuje g�ow�, tam si� pan uszarpie, �eby wreszcie znale�� si� u celu swojej wyprawy, przed najwa�niejszym, wyko�czony ju� fizycznie i psychicznie. Niech si� pan rozmy�li... Niech pan robi tylko �r�d�a!... Ilu innych mi to powtarza�o! M�j ojciec jest z Beauce... wi�c uparty!... postanowi�em zrobi� ca�y szlak i nie skr�c� go ani o cal. Inaczej sprzeniewierzy�bym si� samemu sobie, w�asnemu sumieniu, robota by�aby niedok�adna, niepe�na. Zrobi� jedno i drugie � i uda mi si�. Tak, uda mi si�, moi panowie pesymi�ci! Dziwna rzecz, ile niepotrzebnych historii mo�na naopowiada� w takim intymnym pami�tniku. Gdyby to wszystko mia�o by� opublikowane, skr�ci� by si� mo�na. Po raz pierwszy jak si� zwierzam zeszytowi niczym pensjonarka na wiosn�. Notatnik z podr�y by�by bardziej tre�ciwy i suchy, mniej pakowny, ale ta podr� warta jest takiego zeszytu. Przynajmniej tak mi si� wydaje. Motory skanduj� swoim warkotem s�owo �y�. Od strony dzioba otwiera si� zatoka Maroni wraz z jej wyspami i licznymi dop�ywami. Przysta� w kszta�cie litery T, na�adowane szlachetnym drzewem wagoniki uje�d�aj� szyny u�o�one na nie dopasowanych deskach. Bungalowy o eleganckich liniach; sielskie k�py ro�linno�ci, czerwone i upajaj�ce kwiaty, rozwichrzone palmy kokosowe na tle zmierzchaj�cego nieba. Powolna, szeroka rzeka � jej brudne wody t�uk� w rozbebeszony i po�erany przez wodorosty kad�ub statku, kt�ry widnieje u stromizny brzegu. Albina o czerwonych dachach; Murzyni Bosz i Boni, kobiety o ci�kich piersiach; brzuchy wytatuowane w wypuk�e ko�a i pokryte tajemniczymi rysunkami. Pasiaki powiewaj�ce na szkieletach w olbrzymich s�omkowych kapeluszach: kator�nicy spiesz� si�, �eby zamocowa� cumy �St. Laurenta�. Jest ju� komisarz Gardies; jego i�cie po�udniowa werwa rozproszy ostatnie przeb�yski zamieraj�cej we mnie chandry, kt�r� spowodowa�o d�ugie oczekiwanie. Wtorek, 27 wrze�nia � To wariat! � m�wi� o nim. � Czterdzie�ci pi�� dni b��dzi� puszczy, znale�li go tam czarni Saramakowie nagiego, wychudzonego, majacz�cego. � Och! puszcza, straszna, straszna! � tyle tylko potrafi powiedzie�. Oszala�! Ach, op�tanie szale�stwem, kt�re prowadzi do szale�stwa... Zapomnie� o tym cz�owieku! � Zgnije sk�ra twoich but�w i zgnij� szwy, i strz�py zostan� odzie�y; odklej� si� soczewki w aparacie, wszystko zginie, ty te� zginiesz; na czole wyro�nie ci ple��, sk�r� b�d� ci toczy� grzyby... itp... itp... Nie ma dw�ch zda�, to szaleniec! C� mi, �e on tam zgni�; ja nie zgnij�, wytrzymam! �wiadkowie puszczy, widma i duchy tajemniczego �wiata, gro�ni jeste�cie z tymi waszymi historiami. Ale nie zdo�acie mnie przestraszy�. Strach... no i co z tego! Strach, ale nie panika. Wytrzymam, bo chc� �y�. Wychodz� ze sk�ry, �eby mnie zniech�ci�, chocia� wiedz�, �e nie zdo�aj�. Sady�ci! Tak, prze�yj�, panowie defety�ci! �miejcie si�, u�miechajcie, drwijcie, szkalujcie, k�sajcie! Co mi wasza �lina! Mam troch� gor�czki, potrzebny mi sen; jutro odjazd do Many. �roda, 28 wrze�nia Thi�bault zaaferowany; profesor Sluys, kt�ry si� wystroi� w bawe�niany czepek, senny; interesuj�cy z niego gaw�dziarz i dzielny cz�owiek, jego belgijski akcent przyjemnie wpada w uszy i przypomina mi pewn� podr� do Brukseli i Amsterdamu, kiedy uda�em si� tam maj�c w kieszeni tyle tylko co na poci�g. Dosz�o do tego, �e sprzedawa�em swoje artyku�y o Mato Grosso jak domokr��ca, od drzwi do drzwi... A Dylem przekonany, �e zarobi� du�o pieni�dzy Pojecha�em z trzema tysi�cami frank�w, wr�ci�em z dziesi�cioma florenami d�ugu, zaci�gni�tego u pewnej m�odej i czaruj�cej Holenderki z Hagi Jedziemy do Many; ostatni wielki etap podr�y Mana jest osiedlem w�r�d piask�w. Dla mnie to b�dzie wielkie miasto Ostatnie. Potem dziewi��dziesi�t wodospad�w, przez kt�re trzeba b�dzie si� przeprawia� o lince holowniczej i wio�le. Ostatni przystanek, po�egnania. Na szlak... Powinienem by� wyruszy� ju� w lipcu! Nie ma co jednak narzeka�, bogowie byli mi przychylni. Lepiej p�no ni� wcale. W�z skacze i trz�sie si�, razem z nim trz�siemy si� my i nasze baga�e, Boby me ma zbyt pewnej miny. Mana! Piaski, wizyta u poczciwego proboszcza, u bez�ennego �andarma, kt�ry m�wi akcentem z Tuluzy. Przy brzegu nasza ��d�. Droga przygodo, wkr�tce ci powiem: �Nale�ysz do mnie�. Droga jest d�uga, d�uga d�uga, maszeruj naprz�d bez wytchnienia. Droga jest ci�ka, ci�ka, ci�ka. �piewaj, by wyzby� si� zm�czenia... Stary harcerski refren; wymarsz mi�dzy wzg�rza, potem w g�ry, na g�owie skautowski kapelusz i wreszcie droga, prawdziwa droga dla zwiadowcy, s�katy kij w r�ku, wiatr prosto w oczy � zdrowe zm�czenie co niedziela, twarda szko�a: speleologia, wspinaczka, przyjacielskie branie si� za �by z kolegami... I totemy, i ta�ce india�skie, niezmienny rytua� pr�by ognia, pr�by braterstwa... � Ty b�dziesz Zuchwa�� Wydr�. Wydr�, bo p�ywasz jak foka... Zuchwa��, bo lubisz ryzyko.. Jeszcze do dzi� przyjaciele nazywaj� mnie Wydr�. To ci, kt�rych ostatnie, pe�ne zach�ty listy przynios�y mi or�dzie: Zwiadowco... zawsze... prosto! B�d� szed� prosto przed siebie, w stron� po�udnia, w stron� tajemniczych szczyt�w, na wypraw�, o jakiej wszyscy marzyli�my, a kt�r� los zarezerwowa� dla mnie. Nasza paczka si� rozproszy�a, zwiadowcy poszli drog� �ycia, lecz wierz�, �e ka�dy z nas jest wierny naszej dewizie. Idziemy prosto, chocia�, niestety, nie zawsze. I jeste�my silni. Czwartek, 29 wrze�nia Dzisiaj mieli�my opu�ci� Man� i wyruszy� rzek�. Zbli�aj� si� wybory; w sobot� ma by� wybrana nowa rada miejska... gor�czka polityczna, przem�wienia... Wi�c czekamy! Uzale�niony od innych, musz� czeka� i ja, �eby dotrze� do zatoki Sophie w g�rnej Manie. �andarm, kt�ry przyby� z Sophie, uprzedzi� mnie, �e wszystko si� tam p�aci z�otem: pi�� gram�w dni�wka tragarza. Na przepraw� z Sophie do Maripasoula mam tysi�c frank�w w kieszeni. B�d� zmuszony zaci�gn�� po�yczk� w imieniu �Sciences et Voyages�. Za wszelk� cen� musz� posuwa� si� teraz szybko. Dziwna rzecz, ale u wielu ludzi na stanowiskach oficjalnych, kt�rzy zostali poinformowani o moim projekcie, czuj� wyra�n� wrogo��. Moi towarzysze podr�y odnosz� si� do mnie ozi�ble. Tylko z Iwanowiczem, kierownikiem szyb�w, tworzymy �r�wn�� par�. Oczywi�cie nikt nie ma w�tpliwo�ci, �e moja pr�ba sko�czy si� niepowodzeniem. Wiem zreszt�, �e wed�ug nich na pewno zrezygnuj�. Wi�c zimna wojna, wojna nerw�w, a w tym klimacie cz�owiek pr�dko ulega chandrze. Czuj� si� bardzo samotny! Ach, moi prawdziwi przyjaciele B. z Cayenne! Jak pomocne mi by�o ich �yczliwe zrozumienie. Podczas po�egnania co� �ciska�o nam gard�a, nasze gesty by�y szybkie, niezr�czne, odwracali�my g�owy, u�miechy t�a�y nam w grymas, s�owa t�oczy�y si� na dr��cych wargach. M�wi si�, �e misja Huraulta osi�gn�a Tumuc-Humac. Podobno spotkali bardzo prymitywnych Indian. Jakbym dosta� pa�� w �eb. Ubiegli mnie? W gruncie rzeczy nie wierz�, �eby osi�gn�li obydwa �r�d�a i przeszli przez ca�e g�rskie pasmo. Jednak b�d� co b�d� konkurencja powa�na. Byli o tyle lepiej wyposa�eni ode mnie, �eby zapewni� sobie sukces... Zach�d s�o�ca � i chandra. Pi�tek, 30 wrze�nia Deszcze, komary � czekanie na koniec wybor�w, �eby wyruszy�. Sobota, 1 pa�dziernika Dzi� moje urodziny, dwadzie�cia trzy lata. My�la�em o tym ca�e rano, potem nie chcia�em ju� zaprz�ta� sobie tym g�owy. Niedziela, 2 pa�dziernika Wybory: zwyci�stwo bia�ego, otaczaj� go, gratuluj�. Nudz� si�. Odjazd jutro. Poniedzia�ek, 3 pa�dziernika Zachorowa� bosman odjazd jutro. Wtorek, 4 pa�dziernika Bosmanowi nic nie lepiej: odjazd jutro. �roda, 5 pa�dziernika Odjazd zn�w prze�o�ony na jutro. W kasie ju� nie mam ani grosza i jestem zad�u�ony w restauracji na sze�� tysi�cy frank�w. Gryz� si�, bo �eby po przybyciu do Sophie nie traci� czasu i dosta� si� stamt�d jak najpr�dzej do Maripasoula, powinienem wynaj�� na pi�� dni przewodnika-tragarza, p�ac�c mu dziennie pi�� gram�w z�ota, oraz zakupi� ��d� na przep�yni�cie zatoki Inini: trzy do pi�ciu tysi�cy frank�w M�g�bym wyruszy� sam, ale straci�bym cenny czas w okolicy, kt�ra nie ma najmniejszego znaczenia dla eksploracji. Zale�y mi, �eby si� ju� jak najpr�dzej zacz�o, bo jestem strasznie op�niony w stosunku do w�asnego programu. Wed�ug trasy wytyczonej w Pary�u, powinien bym ju� by� we wschodnim Iumuc-Humac albo u �r�de� Kouc. Co prawda trasa w brussie!... Jestem dopiero na progu wyprawy, i to na jakim progu! Sucha pora mocno ju� zaawansowana. Zwraca�em si� do wielu os�b o po�yczk�, kt�r� by zwr�ci�a redakcja �Sciences et Voyages�. Grzeczne wymawianie si�, jak zazwyczaj. By�a pusta kabza, jest pusta nadal. Wycofa� si�? rzuci� wszystko?... Nie ma mowy! Musz� znale�� pieni�dze; jestem pewien, �e mi si� wszystko uda, boj� si� tylko tej suchej pory, bo na pewno gdzie� w nie zbadanej okolicy przytrzymaj� mnie deszcze. Mniejsza o mnie, ale do lipca przysz�ego roku b�ony filmowe b�d� ju� przedawnione. Mo�e jeszcze wytrzymaj� kilka miesi�cy, ale obawiam si�, �e w tym klimacie stan� si� niezdatne do reprodukowania zdj��. Jestem wi�c niewolnikiem film�w. Musz� dzia�a� pr�dko, a .wszystko jest przeciw mnie! Co prawda od pewnego czasu powinien bym do tego przywykn��. O dziewi�tej rano zatelefonowa�em do zast�pcy prefekta St. Laurent prosz�c, by si� za mn� wstawi� u pewnego kupca o udzielenie mi po�yczki. Dzie� mi mija� w oczekiwaniu na jego odpowied�. Nic. Telefonuj� znowu. Zast�pca prefekta wyjecha�... Zrozumia�em... i nie nalegam. Taka walka wyczerpuje. Ach, gdybym mia� kredyt!... Ju� w Brazylii szamota�em si� tak samo. W Gujanie zn�w si� to zaczyna. Wiec tak ca�e �ycie? Ach, te preliminarze... Co znaczy przeprawa przez nieprzyjazny obszar wobec trudno�ci przed ruszeniem w drog�? Thi�bault okaza� si� morowy. Zap�aci� za mnie rachunek w restauracji. To wszystko, ale jednocze�nie du�o. Tam dalej, nie ma obawy, dam sobie rad�. Czwartek, 6 pa�dziernika Druga rano. Odjazd. Nareszcie. Dwie �odzie naszej ekspedycji ruszaj� rzek� sk�pan� w ksi�ycowym �wietle. Jest ch�odno. Brzegi we mgle; widmowo wygl�daj� spowite ni� usch�e drzewa. O czwartej pi�tna�cie zatrzymujemy si� na kilka chwil we wsi Papo Momo. Wio�larze kupuj� warzywa i pij� tafi�. O pi�tej dziesi�� zachodzi ksi�yc, mg�y g�stniej�, po czym niebo zaczyna si� barwi�. Lot papug przecina rzek�; wystraszone miarowym terkotem motor�w Johnsona mijaj� nas zimorodki, siadaj� na niskich ga��ziach i, wci�� �cigane, wci�� dop�dzane, nieznu�enie, przez ca�e kilometry wyprzedzaj� nas swoim �mig�ym lotem. Za ka�dym zakr�tem rzeki niebo coraz bardziej przybiera na ciep�ych odcieniach. W�r�d rozleg�ych polan nieskazitelnego b��kitu wyra�nie rysuj� si� sylwetki palm i usch�ych drzew � podczas gdy kszta�t drzew zdrowych zaciera si� we mgle, tak �e wygl�daj� jakby rysowane w�glem, ich g�ste korony przypominaj� japo�skie tusze. Mijamy trzy ci�ko �adowne �odzie wioz�ce �ywno�� dla poszukiwaczy z�ota nad zatok� Morpiona. Czarni Saramakowie, w przepasce na biodrach, wymalowani w czerwone pasy, d�gaj� swoimi takari w przybrze�ny mu�, napieraj� ca�ym ci�arem cia�a na te d�ugie i gi�tkie �erdzie. Uginaj� nogi w kolanach, �eby nap�r by� wi�kszy, prostuj� si� i poczynaj�c od dzioba znowu napieraj� ca�� si�� swoich obydwu gar�ci na takari, tak �e sun�ca naprz�d ��d� zostawia je za sob�, wi�c cofaj� si� nieco ku rufie, ponownie podnosz� takan i zn�w d�gaj� nimi daleko przed dziobem; ca�o�� ich ruch�w wydaje si� podporz�dkowana rozkazom jakiego� niewidocznego szefa. Na rufie inny Saramaka steruje za pomoc� wios�a. Pirogi s� wielkie, za�adowane z czubem skrzyniami i workami; kobiety i kupcy usadowieni pod pomakari machaj� nam na po�egnanie r�k�, wio�larze zagaduj� do siebie w Taki-Taki. Gruby mur ro�linno�ci wznosi si� nad rzek� na dwadzie�cia pi�� - trzydzie�ci metr�w. Wschodz�ce s�o�ce ukazuje nam troch� zwalonych drzew na brzegach, gdzie kwitn� p�dy manioku, drzewa cytrusowe i bananowce. O �smej zatrzymuje nas pierwszy z dziewi��dziesi�ciu wodospad�w, kt�re dziel� Man� na odcinki od uj�cia a� po �r�d�a. Wodospad Sabatu tworz� dwa progi o ma�ej r�nicy poziom�w, ale usiane ska�ami o ostrych kantach. Obydwie �odzie naszej misji zostaj� zakotwiczone przy jednej ze ska�. Saramakowie badaj� t� zapor�, �eby wyszuka� dogodny dla przeprawienia �odzi przesmyk, kt�ry zmienia si� z dnia na dzie� wskutek opadania w�d; jeste�my bowiem w suchej porze i sp�yw rzek� b�dzie coraz trudniejszy. Wreszcie przesmyk znaleziony, pasa�erowie sadowi� si� na w�skiej skale i Saramakowie holuj� ��d� na lince. Jeden z ty�u, drugi z przodu � pchaj� j� i kieruj� takari, podczas gdy inni, po brzuchy w wodzie, mocno zapieraj�c si� nogami o ska�y poros�e wodnymi kaktusami holuj� j�, ci�gn�c miarowo za lin� zaczepion� o dzi�b. Woda si� pieni, ��d� przewa�a to na jedn�, to na drug� stron�, dodaj� sobie kura�u g�o�nymi okrzykami; nabrzmiewaj� ich musku�y napi�te wskutek wysi�ku, osi�gaj�c proporcje grubo powy�ej � przeci�tnej, jak� si� widuje u wytrenowanych atlet�w Po ich czarnej sk�rze �cieka woda i prawie natychmiast wysycha. Jak pos�gi odcinaj� si� w�r�d piany. Chc�c zrobi� kilka zdj�� w �du�ym planie�, skacz� i p�yn� ku nim; wodoszczelny woreczek z moim �Foca� trzymam w z�bach. Pr�d jest silny. Nie mam wprawy w tego rodzaju wyczynach i nie�atwo mi przychodzi uchwyci� si� kt�rej� ska�y i usadowi� na mej. Mimo wszystko udaje mi si� to, robi� zdj�cia, ponownie skacz� w wod�, dop�ywam do pirogi, kt�r� w�a�nie przeprawiono przez pr�g, i uszcz�liwiony swoimi p�ywackimi umiej�tno�ciami, si�gam po ubranie Jednego tylko zapomnia�em: zdj�� zegarek! Chocia� wodoszczelny i szwajcarski, nie opar� si� wodospadowi Sabatu. Zam�k�. Pr�buj� go otworzy�, �eby wysuszy� werk. Niemo�liwe! Pozostawiam go wi�c losowi, na jaki skazane jest stare �elastwo � i zn�w jestem bez zegarka. Obydwa progi sk�adaj�ce si� na wodospad Sabatu przebywamy bez dalszych wypadk�w. Zap�aciwszy, i to ju� przy pierwszym wodospadzie, haracz bogom Many, mam nadziej�, �e bez przeszk�d dotr� do Zatoki Sophie � ko�cowego etapu pierwszej cz�ci mojej podr�y w stron� Tumuc-Humac. W dwadzie�cia minut p�niej przeprawiamy si� bez przeszk�d przez ma�y wodospad i, wreszcie, przez wodospad Valentin, kt�ry cisn�wszy nami o ska�� omal nas nie zatopi�. Ledwo�my zdo�ali odzyska� r�wnowag�, gdy dwadzie�cia dwa konie mechaniczne drugiej �odzi, mijaj�cej nas akurat, bryzn�y ku nam swojego rodzaju przyp�ywem, tak �e nasz pok�ad mocno opi� si� wody. Pouk�adane po�rodku �odzi worki i skrzynie zamok�y. Piroga traci na szybko�ci. Uwijamy si� wylewaj�c wod� skorupami. - �eby si� pr�dzej upora�, instalujemy w tym mokradle benzynow� pomp� i pompujemy; brudy z dna pok�adu zatka�y wreszcie mechanizm, tak, �e pompa sta�a si� niezdatna do dalszego u�ytku. Wodospad Paipuri, wodospad Belle Etoile, wodospad Tamanoir... popo�udnie jest ci�kie; pod przygniataj�cym s�o�cem og�upia nas nieustanny ha�as motor�w. Ka�dy drzemie usadowiwszy si� mo�liwie najwygodniej w tej ciasnej przestrzeni, jak� zarezerwowano dla pasa�er�w. Na przodzie bosman-Saramaka z wios�em w r�ku, wyprostowany na dziobie jak rze�ba, wskazuje Saramace-motorniczemu przesmyki, kt�re rozr�nia w zielonobrudnej wodzie pe�nej zwalonych drzew, pniak�w i podwodnych ska�. Za nim: martynika�ski tragarz pod kapeluszem z kokosowego w��kna dla ochrony przed s�o�cem, nast�pnie wspomniany ju� Iwanowicz, szef szyb�w Towarzystwa G�rniczego w g�rnej Manie, narodowo�ci �otewskiej, poliglota, sympatyczny, wielki podr�nik, zawsze pe�en werwy, o ile nie jest poch�oni�ty lektur� kryminalnych powie�ci. Obok mnie m�wi�cy sam z sob� i lubi�cy ostro popi� Murzyn angielski, z�y p�ywak, a dobry robotnik, kt�rego g��wn� funkcj� na pok�adzie jest wylewanie wody wp�ywaj�cej przez szczeliny. W drugiej �odzi znajduje si� Thi�bault � szef misji i dyrektor guja�skich kopal� nad g�rn� Man�. Brodaty, kr�py, zrz�da, stary wyjadacz, kuty na cztery nogi � niez�e ch�opisko, owszem, ale nudny jak flaki z olejem. M�wi, �e jest twardy dla siebie samego, ale twardy jest dla innych i krytykuje ich bez przerwy; zreszt� zdaje sobie z tego spraw� i m�wi o tym przypominaj�c jednocze�nie, �e Albert Londres, kt�ry z nim podr�owa�, nazywa� go �Nied�wiedziem z Many�. Thi�bault p�ynie razem z zaproszonym przez Towarzystwo starym profesorem Sluysem maj�cym zbada� pewne tereny i wyda� o nich opini� Sluys zjad� z�by na koloniach i wci�� jest got�w opowiada� swoim belgijskim akcentem z rodzinnego Li?ge �wietne historie, kt�re znajduj� licznych s�uchaczy- Ma wady i zalety Belga, a ponadto t� nabyt� w belgijskich koloniach Afryki nawyczk�, �e nic bardziej oczywistego jak to, by go obs�ugiwano szybko i sprawnie. Uskar�a si� na wszystko, st�ka na wszystko, krytykuje wszystko, bezustannie por�wnuj�c nasze posiad�o�ci z Kongo Belgijskim, o kt�rym m�wi jak o si�dmym cudzie �wiata. Kreole i Saramakowie nazywaj� go �Kokosowy �eb�, bo �ysy. W naszej wyprawie s� dwa ��by kokosowe�: moja wygolona czaszka jest jeszcze bardziej go�a ni� jego. Obok profesora � Kreolka, kucharka; i jeszcze jedna, przyjaci�ka �andarma urz�duj�cego w g��bi kraju; z ty�u motorniczy; przy dziobie jego pomocnik, r�wnie� Kreol; bosman Saramaka i syn Thibault - pi�tnastoletni ch�opak zbudowany jak Herkules, �ebski i bezceremonialny, wci�� o wilczym apetycie, wychowany w Gujanie i gadaj�cy po kreolsku jak Kreol, zaprzyja�niony ze wszystkim i lubi�cy mle� j�zykiem jak oni. Oko�o siedemnastej przybijamy do ma�ej wioski Pamager Tamanoir, kt�ra si� usadowi�a na gliniastych zboczach. Obydwie kobiety przygotowuj� wieczorny posi�ek; m�czy�ni oliwi� motory, uk�adaj� baga�e; my rozwieszamy hamaki. Kr�tki posi�ek. Noc jest ch�odna, nie ma komar�w. Pi�tek, 7 pa�dziernika Odjazd o sz�stej do D�p�t L�zard, granicznego posterunku mi�dzy �rodkow� a g�rn� Man�. Za�o�y�o go SEMI � towarzystwo g�rnicze, promieniuj�ce na ca�e zag��bie �rodkowej Many. Thi�bault i Sluys bocz� si� na siebie. Profesor narzeka na brak wzgl�d�w ze strony Thi�baulta. Ten za� o�wiadcza, �e nie jest nia�k�. Profesor bierze mnie na powiernika, zachowuj� neutralno��, jako osobisty go�� Thiebaulta jestem tu w sytuacji bardzo delikatnej, a on sam chwilowo okazuje mi �yczliwo��. Wszystko to dodaje szczypt� pieprzu podr�y, mnie jednak ani to parzy, ani zi�bi. Ka�dy obr�t �ruby zbli�a mnie do Tumuc-Humac... to jedno jest wa�ne! Na odjezdnym mia�em dzi� rano troch� gor�czki; podwajam doz� chininy. Niecierpliwi� si�, �eby ju� wreszcie dojecha�: tak si� niecierpliwi�, �e szlag mnie trafia ze zdenerwowania. Oko�o dziesi�tej bez trudno�ci przeprawiamy si� na motorze przez wodospad Dalles, uwa�any za �miertelnie niebezpieczny. Wiele os�b si� potopi�o usi�uj�c go przeby�. Ma d�ugo�ci od dwustu do trzystu metr�w, bez r�nicy poziom�w, ale jest wybrukowany olbrzymimi podwodnymi ska�ami, mi�dzy kt�rymi woda p�dzi tworz�c gwa�towne wiry. W kilka chwil p�niej dostrzegamy na skale kilka karbet�w i ludzi, kt�rzy machaj� r�kami na nasze powitanie. Kilka �odzi jest zakotwiczonych u podn�a ska�y, nasze r�wnie� zarzucaj� kotwice. Tu mie�ci si� g��wny posterunek SEMI. Pryncypalna i jedyna ulica prowadzi do szyb�w. Po ka�dej stronie pi��, sze�� karbet�w. Czarni, dw�ch Europejczyk�w. S�o�ce a� przygniata. Pod nieobecno�� dyrektora przyjmuje nas buchalter Towarzystwa. Jest to czaruj�cy cz�owiek, kt�ry o w�os unikn�� �mierci i jeszcze wida� na nim g��bokie �lady obra�e� zadanych mu przez s�o�ce. � Usadowi�em si� � opowiada � na szezlongu, w�a�nie tutaj, w cieniu werandy, i drzema�em. Kiedy si� obudzi�em, mia�em potworne b�le g�owy, kt�ra si� sta�a czerwona i olbrzymia. Przez trzy dni zwija�em si� z b�lu, na wp� o�lep�y, bez �adnej opieki lekarskiej. Jak widzicie, weranda jest otwarta od strony blaszanego dachu kantyny; to odblask stamt�d spowodowa� pora�enie s�oneczne, chocia� sam by�em w cieniu. Ca�e szcz�cie, �e pewien przeje�d�aj�cy t�dy felczer � co zdarza si� tak rzadko, �e niemal graniczy z cudem � zatrzyma� si� w D�p�t L�zard. Naci�� mi sk�r� za uszami i spu�ci� krew. Najgorsze, �e mi si� rzuci�o na oczy. Twarz ma biedak sp�kan�, pokryt� czerwonymi plamami i ropiej�cymi strupami, jest bez brwi i rz�s. Jego na wp� zamkni�te oczy to siatka przekrwionych �y�ek. Pijemy poncz za jego szybki powr�t do zdrowia; jeszcze troch� ciep�ego piwa i zn�w jeste�my w drodze. Rozmowa toczy si� o z�ocie, bo teraz zbli�amy si� do najwi�kszego o�rodka g�rniczego w Gujanie Francuskiej. Tajemnicza domena; b�d� pierwszym dziennikarzem, kt�ry j� zwiedzi, bo �aden z moich koleg�w po pi�rze nie pop�yn�� dalej ni� do D�p�t L�zard. Podobno kupcy z tutejszych okolic dzier�� prym w dziedzinie podr�owania. �eby dotrze� z Many do poszukiwaczy z�ota w Sophie i w Patience, p�yn� ponad trzy miesi�ce � o wio�le, na pych. Powr�t trwa nieco kr�cej, ale koniec ko�c�w wymaga to w sumie niema�o odwagi a zw�aszcza wytrwa�o�ci Co prawda nie znaj� oni zmory przymusowych postoj�w, czego nam w�a�nie przysz�o zakosztowa�; czekamy w cieniu wielkiego przybrze�nego drzewa, podczas gdy motorniczy zwija si�, �eby zamocowa� jaki� bolec; rude wyjce urz�dzaj� barbarzy�ski i og�uszaj�cy koncert. Upa� piekielny, s�o�ce dos�ownie pali, a my jeste�my wystawieni na jego �ar bez �adnej mo�liwo�ci schronienia si� ch�r ci��by pod rozwieszon� na czterech ko�kach p�acht�. Sk�ra wysycha, z przypiekanych s�onecznym odblaskiem oczu ciekn� �zy, zesztywnia�e stawy trzeszcz�, b�l �widruje biodra. Nieustanne pragnienie � oto pi�kna przygoda i jej odwrotna strona medalu. Wreszcie ruszamy i z zachodem s�o�ca dop�ywamy do wodospadu Fracas. Na przestrzeni prawie ca�ego kilometra nat�ok olbrzymich ska�. Wodospad Fracas, z jego pr�dami, spadkami wirami, jest przeszkod� trudn� do przebycia i za p�no ju�, by pr�bowa� przeprawy. Robimy post�j przy pierwszych ska�ach, wskrabujemy si� �liskiej stromi�nie, na kt�rej szczycie znajduj� si� dwa karbety urz�dzone z czterech pali i dachu z li�ci palmowych, oraz kaplica Saramak�w. Ta ostatnia, dzi�ki swoim przepierzeniom z g�sto plecionej rafii, jest bardzo wygodna. Osadzona wprost na ziemi tworzy taras z prymitywn� balustrad� i z wbitym w ziemi� palem. Na szczycie pala powiewa bia�e p��tno � to samo, kt�re dopiero co widzieli�my na pierwszej skale wodospadu Fracas; zgodnie ze zwyczajem oznacza ono boga Saramak�w: ska�� � tj. siedzib� ducha czczonego przez Murzyn�w z Surinam6. Przypominaj� oni w tym Ink�w, bo ci r�wnie� oddaj� cze�� kamieniom wyobra�aj�cym, w jakim� swoim kszta�cie, czczonego przez nich ducha. Ska�a z bia�ym p��tnem jest wi�c bogiem wodospadu; kaplica miejscem obrz�d�w dla wszystkich Saramak�w, kt�rzy szykuj� si� do spotkania ze straszliwym wodospadem Fracas. Mistrz ceremonii z grupy wio�larzy rzuca na ziemi� zesch�e li�cie i sok tytoniowy, po czym b�aga boga o �askawo��, a jego ziomkowie k�ad� na specjalnie do tego przewidzianym stole r�ne ofiary dla ducha. Kiedy tu przybyli�my, na stole sta�o pe�no butelek piwa i tafii, oplecionych rafi� � s� to tak zwane piay. Piay powinna spowodowa� �mier� ka�dego, kto by jej dotkn�� chc�c na przyk�ad ukra�� butelk� i opr�ni� j� w miejsce boga, co jest straszliwym �wi�tokradztwem. Saramakowie uwielbiaj� tafi�, ale woleliby umrze�, ni� wypi� jedn� kropl� z butelki po�wi�conej bogu; podobnie jak kto� umieraj�cy z pragnienia nigdy nie ruszy butelki piwa pozostawionej w jakim� zak�tku puszczy na pniaku �ci�tego drzewa. Cook sto�u z ofiarami znajduje si� st�, przy kt�rym b�g si� po�ywia. Zawsze le�y tam pe�ne nakrycie: kubek, widelec, �y�ka, n�, dzban itp... Na lewo od tych dw�ch sto��w i pod k�tem prostym do drewnianej �awy, kt�ra zajmuje ca�� d�ugo�� pomieszczenia, jest o�tarz nakryty p��tnem: stoj� na nim liczne statuetki rozmaitego pochodzenia i �wi�te obrazy. Mo�na tam zobaczy� zar�wno porcelanow� ��wi�t� rodzin�, figurk� �wi�tej Teresy, jak i rodzaj urny pogrzebowej z wyrze�bionymi na niej ornamentami ro�linnymi. Prostopadle do tego zestawu sto��w biegnie drewniana �awa nakryta prze�cierad�em niepokalanej bia�o�ci. W razie potrzeby mo�na spa� i w kaplicy, i na owej �awie, lecz istnieje zakaz rozwieszania hamaka w poprzek kaplicy. Naruszenie zakazu mo�e spowodowa� �mier� podczas przeprawy przez wodospad. Wej�cie do kaplicy zagradza nisko za�o�ona belka, od kt�rej zwisaj� na kszta�t kotary li�cie palmowe. �eby wej��, trzeba si� schyli� i odsun�� li�cie. Nasi trzej Saramakowie ju� odm�wili modlitwy i z�o�yli ofiary. Teraz rozpalanie ognisk, kuchenna krz�tanina, ostatni papieros... W hamakach rozwieszonych pod karbetami lub mi�dzy dwoma drzewami ka�dy z nas rozmy�la o jutrzejszej przeprawie. Sobota, 8 pa�dziernika Odjazd o �wicie. Obydwie �odzie lawiruj� mi�dzy pierwszymi ska�ami w poszukiwaniu pla�y dogodnej do l�dowania, bo wszystko musimy wy�adowa� z �odzi i dopiero po drugiej stronie progu za�adowa� baga�e z powrotem. Nagle s�ycha� szczekanie, bia�y �eb o d�ugich uszach walczy z pr�dem: Boby! Boby pozostawiony przez zapomnienie na nocnym obozowisku daje teraz z wigorem zna� o sobie. Usi�uje dop�yn�� do �odzi, kt�re ju� nie s� w stanie zawr�ci�. Jestem w szortach, skacz� w wod�, p�yn� do Bo-by�ego i znalaz�szy si� na jego wysoko�ci skr�cam ku skale; obydwaj wskrabujemy si� na ni� wyczerpani. Pr�d zni�s� nas w stron� drugiego brzegu � nie tego, przy kt�rym zakotwiczono �odzie. P�yn� w kierunku karbet�w. Boby za mn�, ale znosi nas w�ciek�y pr�d, Wreszcie jaki� korze� przede mn�, �api� si� go, chwytam przep�ywaj�cego Boby�ego, winduj� si� na brzeg i id�. Chc� brzegiem omin�� pr�g i troch� wy�ej przedosta� si� przez rzek�, a tam si� po��cz� z grup�. Jestem w szortach, bez koszuli, na bosaka; trudno mi maszerowa� po ziemi, na kt�rej pe�no kolczastych ga��zi, lian, ostrych traw. Brn� po nich i wreszcie mam wra�enie, �e chyba ju� uszed�em z kilometr, a wi�c wymin��em pr�g; zn�w wchodz� w wod�. Boby oci�ga si�, ale mimo wszystko idzie za mn�. Po�rodku rzeki gwa�towny pr�d porywa nas z ca�� bezwzgl�dno�ci� w kierunku progu. Wci�gni�ty przez wir, Boby znika, ukazuje si�, zn�w znika. Jestem w tym samym po�o�eniu co i on � nic, tylko powierzy� dusz� Bogu. Ani mowy o tym, �eby p�yn��, daj� si� nie�� pr�dowi � nogami do przodu. Ska�a! gwa�towny ruch bioder... unikam zderzenia, udaje mi si� chwyci� za chropowaty wyst�p ska�y, wci�gam si� na ni�. Boby�ego. Wo�am go. Szum wodospadu g�uszy m�j krzyk. Z obawy, �eby nie zgin��, postanawiam dotrze� do �odzi najkr�tsz� drog�; da� si� ponie�� pr�dowi, poprzedzaj�c Boby�ego. P�yn� i skacz� ze ska�y na ska��; nogi i r�ce ociekaj� mi krwi�; chwilami nie mog� z�apa� tchu. Wreszcie dobijamy tak do rozbebeszonego wraka jakiej� �odzi, kt�ra si� nadzia�a na ska�� stercz�c� z gwa�townego wiru. Pr�d wci�ga nas, po�yka, ciska nami do przodu, Boby znik�; mam wra�enie, �e czaszka mi p�ka od zderzenia z bokiem wraka. Cud! �api� si� go, trzymam, odpoczywam chwil�, widz�, �e nasze �odzie s� ju� zupe�nie blisko, �e wio�larze z zainteresowaniem �ledz� teraz nasze perypetie. Odnajduj� si�y, rzucam si� w t� wodn� kot�owanin�, p�yn� z rozmachem, wymijam przeszkody, docieram do �odzi, ale pr�d mnie znosi, �odzie ju� zosta�y z ty�u, chwytam si� korzeni peletuviera. Jestem uratowany. Boby ju� si� wygramoli�, siedzi na zadku, �eb spu�ci�, sier�� ma przemok�� � patrzy na mnie diabelnie wymownymi oczami. � Wymigali�my si�, piesku, co?! Racz� mnie �wiartk� tafii, kt�r� wypijam, jakby to by�o mleczko, po czym wy��ty z si�, rozci�gam si� jak d�ugi na piasku, w s�o�cu, le�� do g�ry brzuchem, przychodz� do siebie. Z �odzi wszystko wy�adowane pr�cz beczek z benzyn�, bo nie da si� ich przetoczy� w�sk� �cie�k�: prowadzi ona (kiedy si� ju� przejdzie po pniu przerzuconym nad odnog� rzeki) do samego ko�ca spokojnej, lesistej wyspy, kt�rej cypel k�pie si� w wodach Many � grzeczniejszej ju�, cho� jeszcze ha�a�liwej i zdradliwej. Otrz�sn�wszy si� z dopiero co prze�ytych emocji, pomagam przenosi� baga�e, worki z m�k�, z ry�em, skrzynie, majdan kuchenny, bro�. Wreszcie wszystko jest na drugim kra�cu wyspy i Saramakowie gotuj� si� do przeprawy przez wodospad Fracas; pilnie wystrzegaj� si� nurtu, kt�ry ju� jak�� ��d� wyprowadzi� na zgub� i zostawi� tam na postrach dla innych. Wszystko idzie dobrze. Pierwsza z naszych dw�ch �odzi mija nadziany na ska�� szkielet swojego pobratymca; ro�li Saramakowie holuj� j� z wysi�kiem, wyrzekaj� na ca�e gard�o � ��d� przebija si� przez gro�n� kipiel. Angielski Murzyn, kt�ry chcia� do nich dop�yn��, zosta� porwany przez pr�d i by� o w�os od �mierci. Pierwsza ��d� zosta�a przeprawiona pomy�lnie, druga te� posz�a w jej �lady. Gratulujemy sobie, za�adowujemy si� na pok�ad, jeszcze przez kwadrans borykamy si� ze ska�ami i piaskami odpychaj�c si� takari. Nast�pnie p�yniemy kawa�ek na motorach i odkrywamy kilka opuszczonych karbet�w (ich w�a�ciciel zmar� nagle) oraz jednego Saramak�... bosmana �odzi, kt�ra zaton�a przed dwoma tygodniami. Czeka tu na swoich towarzyszy; wyruszyli oni szuka� pomocy u poszukiwaczy z�ota, o kilka dni marszu st�d Pod jednym z karbet�w le�� skrzynie uratowane z katastrofy Zawojowany przez d�ungl� g�szcz manioku, trzciny cukrowej i bananowc�w napiera na domostwa o stoczonych belkach. Rozk�adamy si� tu, rozwieszamy hamaki, trawimy obiad podczas pokrzepiaj�cej sjesty Kiedy po niej wstajemy, zjawia si� jeden z saramackich wio�larzy; by� na polowaniu i oznajmia, �e zabi� pi�� pekari. Ludzie id� w las, by �ci�gn�� je do obozu. Po sparzeniu i oskrobaniu sk�r ze szczeciny nast�puje �wiartowanie zwierz�t, sma�enie, w�dzenie, solenie. Do p�nej nocy ci�gnie si� ta robota przy �wietle naftowych lamp. W ca�ym obozie czu� smakowit� wo� pieczonego mi�sa; z apetytem pa�aszujemy najlepsze k�ski pekari Po sje�cie poszli�my zobaczy� cmentarz. Jest ukryty na polanie nadrzeczne] puszczy; troch� powywracanych bezimiennych krzy�y, wok� kt�rych oplot�y si� liany. Nie czuje si� tutaj �mierci � przeciwnie, cz�owiek my�li, �e dobrze by�oby spocz�� tu snem wiecznym. W pobli�u cmentarza wznosi si� kilka zrujnowanych karbet�w, kt�rymi zaw�adn�� ju� las; przedmioty domowego u�ytku spr�chnia�e, piece chlebowe pop�kane � jeszcze jedna opuszczona wie� guja�ska; w ka�dym jednak razie jest to przyjemny post�j po ci�kiej drodze na tereny z�otodajne. Niedziela, 9 pa�dziernika Odpoczynek w obozie. Bez zapa�u �owimy ryby, polujemy, wracamy do hamak�w, �eby wypocz�� i pomarzy� o napojach z lodu. Poniedzia�ek, 10 pa�dziernika Wyjazd o �wicie; na rzece mg�y; ch�odno, po�cie �wi�skiego mi�sa le�� w �odziach na kupie. �egnamy si� z Saramak�, kt�ry zn�w pozostaje sam. Po godzinie jazdy wodospad Continent; jego okaza�e i trudne do przebycia skalne zapory przynosz� nam w efekcie konieczno�� wymienienia dw�ch z�amanych bolc�w. Wyprostowany na dziobie bosman z takari w r�ku wypatruje w�skie przesmyki, przez kt�re prze�lizgujemy si� z trudem. Mimo ca�ej jego czujno�ci wycinamy koz�a o ska��, motor ponosi, motorniczy Saramaka popada w panik� i tylko w�os dzieli nas od katastrofy. Zatrzymujemy si� zn�w przed wodospadem sprawiaj�cym wra�enie, �e niepodobna go przeby�. Saramakowie w�a�� w wod� i szukaj� przej�cia. Ska�y, kt�re si�gaj� powierzchni wody, pokryte s� szerokimi pofa�dowanymi li��mi i Kol�cymi czarniawymi porostami. Wydaje si�, �e z dnia na dzie� wody coraz bardziej opa