9057

Szczegóły
Tytuł 9057
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9057 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9057 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9057 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Arthur C. Clarke �ciana Ciemno�ci Wiele dziwnych �wiat�w unosi si� jak ba�ki w pianie na rzece czasu. Niekt�re z nich - bardzo nieliczne - poruszaj� si� w poprzek jej biegu albo pod pr�d, a jeszcze mniej jest takich, kt�re zawsze znajduj� si� poza jej zasi�giem, bez przesz�o�ci czy przysz�o�ci. Male�ki kosmos Shervane�a nie nale�a� ani do jednego, ani do drugiego rodzaju: sw� osobliwo�� zawdzi�cza� czemu innemu. Sk�ada� si� mianowicie z jednej planety - zamieszkiwanej przez ziomk�w Shervane�a - i pojedynczej gwiazdy, wielkiego s�o�ca Trilorne, kt�re dawa�o �ycie i �wiat�o. Shervane nie zna� nocy: Trilorne zawsze ja�nia� wysoko nad horyzontem, obni�aj�c si� jedynie na d�ugie miesi�ce zimowe. Co prawda po przekroczeniu granic Krainy Cienia, kiedy Trilorne znika� za widnokr�giem, w pewnej porze roku zapada�a ciemno��, kt�ra uniemo�liwia�a �ycie. Nawet w�wczas mrok nie by� jednak zupe�ny, chocia� na niebie nie �wieci�y gwiazdy, kt�re mog�yby go rozproszy�. Samotna w swym male�kim kosmosie, zawsze zwr�cona t� sam� stron� ku jedynemu s�o�cu, planeta Shervane�a by�a najdziwniejszym �artem Stw�rcy. Mimo to, spogl�daj�c na ziemie swego ojca, Shervane odczuwa� to, co wszystkie dzieci: zachwyt, ciekawo��, troch� obawy, a nade wszystko nieprzepart� ch�� poznania otwieraj�cego si� przed nim �wiata. By� na to jeszcze za ma�y, ale z bardzo starego domu na szczycie g�ruj�cego nad okolic� wzniesienia si�ga� wzrokiem na wiele kilometr�w, patrz�c ponad ziemi�, kt�ra pewnego dnia b�dzie jego. Kiedy ch�opiec odwraca� si� ku p�nocy i Trilorne �wieci� mu prosto w twarz, w oddali widzia� d�ugie pasmo spi�trzonych g�r, kt�re ci�gn�y si� �ukiem w prawo, by znikn�� za jego plecami w Krainie Cienia. Gdy doro�nie, ruszy przez te g�ry prze��cz� prowadz�c� do wielkich kraj�w na Wschodzie. Z lewej strony by� ocean w odleg�o�ci zaledwie kilku kilometr�w; czasami Shervane s�ysza� grzmot fal przelewaj�cych si� po �agodnie i pochylonych piaszczystych pla�ach. Nikt nie wiedzia� jak daleko si�ga ocean. Niegdy� wyruszy�y statki, by go przep�yn��. Kiedy �eglowa�y na p�noc, Trilorne wznosi� si� na niebie c�raz wy�ej i �ar jego promieni stawa� si� coraz silniejszy. Na d�ugo przedtem, zanim s�o�ce znalaz�o si� w zenicie, musia�y zawraca�: gdyby rzeczywi�cie istnia�a legendarna Kraina Ognia, �aden cz�owiek nie m�g�by nawet marzy� o wyl�dowaniu na jej pal�cych brzegach - je�eli legendy m�wi�y prawd�. Ludzie opowiadali, �e dawno temu korzystano z szybkich metalowych statk�w, kt�re pokonywa�y ocean pomimo �aru Trilorne�a i osi�ga�y l�d po drugiej stronie planety. Obecnie mo�na tam dotrze� jedynie uci��liw� drog� przez l�d i morze, kt�ra tylko troch� daje si� skr�ci�, je�li kto� odwa�y si� podr�owa� jak najdalej na p�noc. Wszystkie zamieszkane ziemie na planecie Shervane�a le�a�y w w�skim pasie mi�dzy pal�cym �arem a niezno�nym zimnem. Po�o�one najdalej na p�nocy rejony tych krain - w�ciekle pra�one przez Trilorne�a - by�y niedost�pne. Od po�udnia za� rozci�ga�a si� rozleg�a ponura Kraina Cienia, gdzie Trilorne by� zaledwie niewielkim bladym kr��kiem na horyzoncie, a cz�sto w og�le znika�. Tego wszystkiego Shervane dowiedzia� si� w dzieci�stwie, kiedy jeszcze nie pragn�� opuszcza� rozleg�ej krainy mi�dzy g�rami a morzem. Od niepami�tnych czas�w jego przodkowie i ludzie �yj�cy tam przed nimi pracowali w pocie czo�a, by przekszta�ci� te ziemie w najpi�kniejszy kraj na �wiecie - je�li nawet niezupe�nie uda�o im si� osi�gn�� cel, to bardzo niewiele brakowa�o: ogrody by�y pe�ne dziwnych jaskrawych kwiat�w; mi�dzy poro�ni�tymi mchem ska�ami p�yn�y strumienie, ko�cz�c sw�j bieg w czystych wodach bezp�ywowego oceanu; na polach ros�o zbo�e, kt�re nieustannie szumia�o na wietrze, jakby ca�e, pokolenia nie zrodzonych nasion prowadzi�y ze sob� rozmow�; po szerokich ��kach i pod drzewami bez celu w�drowa�o oswojone byd�o, porykuj�c g�upawo. I jeszcze ten wielki dom z ogromnymi pokojami i korytarzami bez ko�ca - rzeczywi�cie do�� du�y, ale znacznie wi�kszy wydawa� si� dziecku. W tym �wiecie Shervane�owi up�ywa�y lata, w �wiecie, kt�ry zna� i kocha�. To. co by�o poza jego granicami, dotychczas ch�opca nie interesowa�o. �wiat Shervane�a jednak nie nale�a� do tych, kt�re s� wolne od w�adzy czasu. Dojrzewa�o zbo�e i zwo�ono ziarno do spichlerzy; Trilorne powoli wznosi� si� i opada� na niebie, a wraz z mijaj�cymi porami roku dorasta�y cia�o i umys� Shervane�a. Jego kraina teraz jakby si� zmniejszy�a: g�ry by�y bli�ej i tylko kr�tki spacer dzieli� du�y dom od morza. Ch�opiec zacz�� si� uczy� �wiata, w kt�rym �y�, i przygotowywa� do roli, jak� mia� odegra� w jego kszta�towaniu. O pewnych sprawach dowiedzia� si� od swego ojca, Shervala, ale najwi�cej od Grayle�a, chocia� starzec uczy� go wielu rzeczy, kt�rymi Shervane nie chcia� zaprz�ta� sobie g�owy. Ch�opi�ce lata up�ywa�y mu do�� przyjemnie, a� nadszed� czas, gdy mia� wyruszy� przez g�ry do po�o�onych za nimi kraj�w. Przed wiekami jego rodzina przyby�a z wielkich krain wschodu i od tego czasu w ka�dym pokoleniu najstarszy syn odbywa� pielgrzymk� do ojczyzny swych przodk�w, sp�dzaj�c tam rok w�r�d krewnych. To m�dry zwyczaj, za g�rami bowiem przetrwa�o wiele dawnej wiedzy; mo�na te� by�o spotka� cudzoziemc�w i studiowa� ich obyczaje. Wiosn�, przed wyjazdem syna, Sherval wzi�� trzech s�u��cych, kilka zwierz�t - dla wygody nazwijmy je ko�mi - i zabra� Shervane�a, by pokaza� mu okolice, kt�rych jeszcze nie widzia�. Ruszyli na zach�d ku morzu i jechali jego brzegiem przez wiele dni, a� Trilorne wyra�nie zbli�y� si� do horyzontu. Wci�� posuwali si� na po�udnie - padaj�ce przed nimi ich w�asne cienie coraz bardziej si� wyd�u�a�y - skr�cili na wsch�d dopiero w�wczas, gdy promienie s�o�ca straci�y ca�� si��. Teraz byli ju�. do�� g��boko w granicach Krainy Cienia, lecz post�piliby nierozs�dnie, zapuszczaj�c si� dalej na po�udnie przed nadej�ciem lata. Shervane jecha� obok swego ojca, obserwuj�c zmieniaj�cy si� kraj obraz z �yw� ciekawo�ci� ch�opca widz�cego nowe okolice po raz pierwszy. Ojciec m�wi� co� o glebie, opisuj�c zbo�a, kt�re mog�yby tutaj rosn��, oraz takie, kt�re by si� nie przyj�y, gdyby spr�bowano je zasia�. Shervane jednak skierowa� uwag� gdzie indziej: wpatrzony w martw� Krain� Cienia zastanawia� si�, jak daleko si�ga i jakie kryje tajemnice. - Ojcze - spyta� wkr�tce - gdyby� pojecha� prosto na po�udnie przez Krain� Cienia, to czy dotar�by� na drug� stron� planety? Sherval u�miechn�� si�. - Ludzie pytaj� o to od wiek�w - rzek� - ale s� dwa powody, dla kt�rych nigdy nie znajd� odpowiedzi. - Co to za powody? - Po pierwsze: ciemno�� i zimno. Nawet tutaj nie ma �ycia w miesi�cach zimowych. Ale jest jeszcze wa�niejszy pow�d, o kt�rym, jak widz�. Grayle nie wspomina�. - Chyba nie, a przynajmniej nie pami�tam. Sherval milcza� przez, chwil�. Uni�s� si� w strzemionach i patrzy� na po�udnie, badaj�c wzrokiem krajobraz. - Niegdy� dobrze zna�em to miejsce - odezwa� si� do Shervane�a. - Chod�... co� ci poka��. Skr�cili z drogi, kt�ra ich tutaj przywiod�a, i jechali przez kilka godzin, wci�� maj�c s�o�ce za plecami. Teren zacz�� si� powoli wznosi� i Shervane zauwa�y�, �e wspinaj� si� po szerokim grzbiecie ska�y wycelowanej niczym sztylet w sam �rodek Krainy Cienia. Wkr�tce dotarli do wzniesienia, kt�re by�o za strome dla koni, zsiedli wi�c, pozostawiaj�c zwierz�ta pod opiek� s�u��cych. - Mogliby�my wjecha� konno z drugiej strony - rzek� Sherval - ale wspinaczka b�dzie trwa�a kr�cej. Wzniesienie, cho� strome, by�o niewysokie; w ci�gu kilku minut znale�li si� na szczycie. W pierwszej chwili Shervane nie zauwa�y� nic nowego - jedynie to samo pofa�dowane pustkowie, z ka�dym metrem jakby ciemniej�ce i coraz bardziej ponure w miar� rosn�cej odleg�o�ci od Trilorne�a. Nieco zdziwiony spojrza� pytaj�co na ojca. W�wczas Sherval wskaza� na po�udnie i d�oni� starannie zakre�li� lini� na widnokr�gu. - Nie�atwo j� dostrzec - rzek� cicho. - Pokaza� mi j� m�j ojciec z tego samego miejsca, wiele lat przed twoim urodzeniem. Shervane utkwi� oczy w mroku. Niebo na po�udniu by�o tak ciemne, �e a� niemal czarne tu� nad horyzontem. Lecz niezupe�nie - na widnokr�gu bowiem ogromnym �ukiem, oddzielaj�cym ziemi� od nieba, cho� zdawa� si� nie nale�e� ani do jednego, ani do drugiego, ci�gn�a si� jeszcze ciemniejsza wst�ga, czarna jak noc, kt�rej Shervane nigdy nie pozna�. Przez d�u�szy czas uporczywie si� w ni� Wpatrywa� i chyba dozna� ol�nienia zwi�zanego z przysz�o�ci�, ciemniej�ce pustkowie bowiem jakby nagle o�y�o i wyczekiwa�o. Kiedy w ko�cu oderwa� wzrok, wiedzia�, �e nic ju� nie b�dzie tak jak dawniej, chocia� by� jeszcze zbyt m�ody, by u�wiadomi� sobie, co to oznacza. Tak oto po raz pierwszy w �yciu Shervane zobaczy� �cian�. Wczesn� wiosn� po�egna� si� z rodzin� i z jednym s�u��cym ruszy� przez g�ry do wielkich kraj�w wschodu. Spotka� tam ludzi, z kt�rymi mia� wsp�lnych przodk�w, i studiowa� histori� swej rasy, sztuki wyros�e z dawnych tradycji i nauki rz�dz�ce �yciem cz�owieka. Podczas studi�w zaprzyja�ni� si� z ch�opcami pochodz�cymi z kraj�w po�o�onych jeszcze dalej na wsch�d: kilku z nich prawdopodobnie kiedy� zn�w zobaczy, lecz jeden mia� odegra� w jego �yciu wi�ksz� rol�, czego �aden z nich w�wczas nie m�g� przewidzie�. Ojciec Brayldona by� s�awnym architektem, lecz syn zamierza� go jeszcze prze�cign��. Chocia� liczy� sobie niewiele wi�cej lat od Shervane�a, to jednak jego znajomo�� �wiata by�a niesko�czenie g��bsza - a mo�e m�odszemu ch�opcu tylko tak si� wydawa�o. W rozmowach przebudowywali �wiat po swojemu. Brayldon marzy� o miastach, kt�rych szerokie aleje i imponuj�ce wie�owce mia�y za�mi� wszystkie dotychczasowe cuda architektury, a Shervane bardziej interesowa� si� mieszka�cami tych miast i ich �yciem. Cz�sto rozmawiali o �cianie, kt�r� Brayldon zna� z opowie�ci kr���cych w�r�d jego ludu, cho� sam nigdy jej nie widzia�. Shervane dowiedzia� si�, �e ci�gnie si� ona przez wszystkie kraje daleko na po�udniu, niczym jaka� pot�na bariera stoj�ca w poprzek Krainy Cienia. W pe�ni lata mo�na by�o z trudem dotrze� do �ciany, ale w �aden spos�b nigdy nikomu nie uda�o si� jej przej�� i nikt nie wiedzia�, co si� za ni� kryje. Otacza�a ca�� planet� bez �adnych przerw nawet w�wczas, gdy osi�ga�a wysoko�� tysi�c razy wi�ksz� od wzrostu cz�owieka; obejmowa�a r�wnie� zimne morze, kt�rego fale bi�y w brzegi Krainy Cienia. Niegdy� podr�nicy wyl�dowali na tych odludnych pla�ach, gdzie prawie nie czu�o si� ciep�a s�abych promieni Trilorne�a, i widzieli, jak �ciana mrocznym cieniem wchodzi w morze, nie bacz�c na fale u jej st�p. A na drugim brzegu morza inni podr�nicy patrzyli, jak wy�ania si� zza oceanu, mija ich i sunie dalej na swej drodze wok� planety. - Jeden z moich wuj�w - rzek� Brayldon - dotar� raz do �ciany w m�odo�ci. Posz�o o zak�ad. Dziesi�� dni jecha� konno, zanim si� pod ni� znalaz�. My�l�, �e go przera�a�a - by�a tak pot�na i zimna. Nie umia� powiedzie�, czy by�a z metalu czy z kamienia, a kiedy krzykn��, nie us�ysza� w og�le �adnego echa i d�wi�k jego g�osu natychmiast zamar�, jakby zosta� poch�oni�ty przez �cian�. Moi rodacy wierz�, �e tam jest koniec �wiata i �e dalej nie ma ju� nic. - Je�li to prawda - powiedzia� Shervane z nieodpart� logik� - to ocean musia�by si� przela� przez kraw�d�, zanim j� zbudowano. - Wcale nie, je�eli zbudowa� j� Kyrone, kiedy tworzy� �wiat. Shervane mia� inne zdanie. - M�j lud wierzy, �e to dzie�o cz�owieka... by� mo�e in�ynier�w pierwszej epoki, kt�rzy dokonali tylu wspania�ych rzeczy. Je�li rzeczywi�cie mieli statki, kt�re dociera�y do Krainy Ognia, a podobno by�y w�r�d nich i takie, kt�re mog�y lata�, to dysponowali wystarczaj�c� wiedz�, by zbudowa� �cian�. Brayldon wzruszy� ramionami. - Musieli mie� jaki� wa�ny pow�d - rzek�. - Nigdy si� tego nie dowiemy, wi�c chyba nie ma si� czym przejmowa�? Shervane doszed� do wniosku, �e ta praktyczna uwaga jest wszystkim, czego mo�e oczekiwa� od zwyk�ych ludzi. Jedynie filozofowie interesowali si� problemami nie do rozwi�zania: ludzie w wi�kszo�ci prawie nie my�leli o tajemnicy �ciany, tak jak nie my�l� o tym, �e �yj�. Wszyscy filozofowie, kt�rych pozna�, udzielali natomiast r�nych odpowiedzi. Pierwszy z nich by� Grayle, kt�rego Sheryane zapyta� o to po swym powrocie z Krainy Cienia. Starzec popatrzy� na niego �agodnie i odpar�: - S�ysza�em, �e za �cian� jest tylko jedna rzecz. A t� rzecz� jest ob��d. Nast�pny to Artex, kt�ry by� tak stary, �e ledwie s�ysza� dociekliwe pytania Shervane�a. Przyjrza� si� ch�opcu spod przymkni�tych powiek, kt�re wydawa�y si� zbyt zm�czone, by ca�kowicie si� otworzy�, i po d�u�szym namy�le odpowiedzia�:; - �cian� zbudowa� Kyrone w trzecim dniu tworzenia �wiata. Dowiemy si�, co jest za ni�, kiedy umrzemy... tam, bowiem id� dusze wszystkich zmar�ych. Irgan za�, kt�ry mieszka� w tym samym mie�cie, kategorycznym tonem powiedzia� co� zupe�nie przeciwnego. - Tylko pami�� mo�e ci odpowiedzie� na to pytanie, m�j synu. Za �cian� bowiem jest kraina, w kt�rej �yli�my przed urodzeniem. Komu mia� wierzy�? Prawd� m�wi�c, nikt nie wiedzia�. Je�li kiedykolwiek znano prawd�, to posz�a w zapomnienie przed wiekami. Cho� Shervarie szuka� jej bez powodzenia, wiele jednak si� nauczy� w ci�gu tego roku studi�w. Z nadej�ciem wiosny po�egna� Brayldona i reszt� przyjaci�, z kt�rymi przebywa� tak kr�tko, i wyruszy� star� drog� prowadz�c� do ojczyzny. Ponownie odby� niebezpieczn� podr� wielk� prze��cz� mi�dzy g�rami, gdzie �ciany lodu gro�nie zwisaj� na tle nieba. Dojecha� do miejsca, z kt�rego droga wiod�a w d� do �wiata ludzi, gdzie by�o ciep�o i nie zamarzni�ta woda, a mro�ne powietrze nie zatyka�o przy oddychaniu. St�d, z ostatniego wzniesienia, zanim droga opad�a w dolin�, wzrok bieg� wysoko nad ziemi� i mo�na by�o zobaczy� odleg�y blask oceanu. I tam, na skraju �wiata, Shervane dostrzeg� ledwie widoczn� we mgle smug� cienia, kt�ra by�a jego krajem. Zje�d�a� d�ug� kamienn� wst�g�, a� dotar� do mostu, kt�ry wzniesiono nad wodospadem w dawnych czasach, kiedy jedyn� drog� zniszczy�o trz�sienie ziemi. Lecz mostu nie by�o:- wczesnowiosenne burze i lawiny znios�y jeden z pot�nych filar�w i pi�kny �uk z metalu le�a� teraz pogi�ty w pianie i pyle wodnym trzysta metr�w ni�ej. Zanim droga b�dzie ponownie otwarta, minie lato; kiedy Shervane ze smutkiem zawraca�, wiedzia�, �e musi up�yn�� nast�pny rok, nim zobaczy sw�j dom. Na d�u�sz� chwil� zatrzyma� si� na ostatnim wzniesieniu drogi, patrz�c za siebie na nieosi�galny kraj�w kt�rym by�o wszystko, co ukocha�. Lecz widok ten zas�oni�a mg�a i ju� nic wi�cej nie m�g� zobaczy�. Roztropnie wraca� t� sam� drog�, a� znik�y niziny i zn�w otoczy�y go g�ry. Kiedy Shervane powr�ci� do miasta, Brayldon jeszcze tam by�. Widok przyjaciela sprawi� mu niespodziank� i rado��; wsp�lnie zacz�li snu� plany na najbli�szy rok. Krewni Shervane�a, kt�rzy go polubili i nie �a�owali, �e wr�ci�, delikatnie napomykali, by ten rok po�wi�ci� dalszym studiom, lecz on ich nie pos�ucha�. Zbli�a�o si� lato, gdy ch�opcy razem wyruszyli do kraju Brayldona. Spieszyli si�, podr� bowiem by�a d�uga, a musieli j� zako�czy�, nim Trilorne zacznie na zim� obni�a� si� nad horyzontem. Przeje�d�aj�c przez kraje znane Brayldonowi, zadawali pytania, na kt�re ludzie mocno kr�cili g�owami. Udzielali jednak dok�adnych odpowiedzi i wkr�tce przyjaciele znale�li si� w Krainie Cienia. Niebawem Shervane zobaczy� �cian� po raz drugi w �yciu. Kiedy wyros�a przed nimi na niego�cinnej bezludnej nizinie, wydawa�a si� niezbyt odleg�a, lecz musieli bardzo d�ugo jecha�, nim cho� troch� si� zbli�y�a - a potem, prawie u jej st�p, u�wiadomili sobie nagle. �e jest tak blisko. Nie spos�b by�o oceni� odleg�o�ci od �ciany, p�ki cz�owiek nie m�g� wyci�gn�� r�ki i jej dotkn��. Kiedy Shervane przygl�da� si� tej monstrualnej hebanowej p�aszczy�nie, kt�ra tak zaprz�ta�a mu g�ow�, mia� wra�enie, �e �ciana zwali si� i zmia�d�y go sw� mas�. Z trudem oderwa� wzrok od tego hipnotyzuj�cego widoku i podszed� bli�ej, by zbada�, z czego jest zbudowana. To, co m�wi� Brayldon, okaza�o si� prawd�: w dotyku by�a zimna - zimniejsza ni� powinna w tej spragnionej s�o�ca krainie - ni to twarda, ni to mi�kka, jej powierzchnia bowiem jakby umyka�a spod r�ki, utrudniaj�c badanie. Shervane�owi zdawa�o si�, �e co� mu uniemo�liwia kontakt ze �cian�, chocia� nie zauwa�y� �adnej przerwy mi�dzy jej powierzchni� a swymi palcami, kt�re do niej przyciska�. Najdziwniejsza by�a ta niesamowita cisza, o kt�rej wspomina� wuj Brayldona: ka�de wypowiedziane s�owo g�uch�o i wszystkie d�wi�ki zamiera�y nienaturalnie szybko. Brayldon wyj�� z juk�w kilka narz�dzi i instrument�w, a potem zacz�� bada� powierzchni� �ciany. W bardzo kr�tkim czasie stwierdzi�, �e ani �widry, ani frezy nie zostawiaj� na niej �adnego �ladu, i niebawem doszed� do tego samego wniosku, co Shervane: �ciana nie jest zwyczajnie twarda jak diament, lecz po prostu niedost�pna. W ko�cu, zniech�cony, wzi�� idealnie prost� metalow� lini� i mocno przycisn�� j� do �ciany. Podczas gdy Shervane trzyma� lusterko tak, by odbija�o s�abe �wiat�o Trilorne�a, Brayldon patrzy� uwa�nie z drugiej strony wzd�u� linii zetkni�cia. By�o tak, jak przypuszcza�: cienka smu�ka �wiat�a z �atwo�ci� przechodzi�a mi�dzy dwiema powierzchniami. Zamy�lony Brayldon spojrza� na przyjaciela. - Shervane - rzek� - my�l�, �e �ciana jest zrobiona z nie znanej nam substancji. - A wi�c legendy m�wi� prawd�, �e nikt jej nie zbudowa�, lecz od razu zosta�a stworzona taka, jak j� teraz widzimy. - Ja te� tak uwa�am - powiedzia� Brayldon. - In�ynierowie pierwszej epoki mieli takie mo�liwo�ci. W moim kraju s� pewne stare budynki, kt�re wygl�daj�, jakby je odlano z jakiego� tworzywa, nie wykazuj�cego absolutnie �adnych �lad�w wietrzenia. Gdyby by�o czarne, a nie kolorowe, bardzo by przypomina�o substancj�, z jakiej zrobiona jest �ciana. Od�o�y� bezu�yteczne narz�dzia i zacz�� ustawia� zwyk�y przeno�ny teodolit. - Je�li nic wi�cej nie mog� zrobi� - rzek� z wymuszonym u�miechem - to przynajmniej dok�adnie zmierz� jej wysoko��! Kiedy si� obejrzeli, aby po raz ostatni spojrze� na �cian�, Shervane by� ciekaw, czy kiedykolwiek zn�w j� zobaczy. Ju� niczego wi�cej nie m�g� si� o niej dowiedzie� - na przysz�o�� b�dzie musia� zapomnie� o swych niem�drych marzeniach, �e pewnego dnia pozna jej tajemnic�. A mo�e nie ma w tym �adnej tajemnicy i za �cian� dalej ci�gnie si� Kraina Cienia, kt�ra pokrywa wypuk�o�� planety a� po tak� sam� barier� z drugiej strony? Tak, to z pewno�ci� najbardziej prawdopodobne. Ale w takim wypadku, po co wzniesiono �cian� i kto tego dokona�? Wysi�kiem woli, troch� z�y na siebie, odsun�� te my�li i ruszy� prosto w �wiat�o Trilorne�a, zastanawiaj�c si� nad przysz�o�ci�, w kt�rej dla niego �ciana nie b�dzie gra�a wi�kszej roli ni� w �yciu innych ludzi. Min�y dwa lata, zanim Shervane m�g� powr�ci� do domu. W ci�gu dw�ch lat, szczeg�lnie gdy cz�owiek jest m�ody, mo�na du�o zapomnie�: zacieraj� si� nawet rzeczy najbli�sze sercu i trudno w my�lach przywo�a� ich dok�adny obraz. Kiedy Shervane min�� ostatnie wzniesienia u st�p g�r i znalaz� si� w kraju swego dzieci�stwa, jego rado�� z powrotu miesza�a si� z jakim� dziwnym smutkiem: zapomnia� tak wiele z tego, o czym s�dzi�, �e zachowa w pami�ci na zawsze. Wie�� o jego powrocie dotar�a tam przed nim i niebawem dostrzeg� w oddali szereg je�d�c�w galopuj�cych drog�. Niecierpliwie pop�dzi� naprz�d, zastanawiaj�c si�, czy Sherval wyjecha� mu na powitanie. By� troch� rozczarowany zobaczywszy na czele je�d�c�w Grayle�a. Shervane zatrzyma� si�, kiedy starzec podjecha� do jego konia. W�wczas Grayle po�o�y� mu d�o� na ramieniu, ale przez chwil� milcza� z odwr�con� twarz�. Wkr�tce Shervane - dowiedzia� si�, �e burze sprzed roku zniszczy�y nie tylko stary most, uderzenie pioruna bowiem doszcz�tnie zrujnowa�o jego dom. Na d�ugie lata przed wyznaczonym czasem ca�a ziemia, jak� mia� Sherval, sta�a si� w�asno�ci� jego syna. A w rzeczywisto�ci znacznie wi�cej, zgodnie bowiem z dorocznym zwyczajem zebrana by�a ca�a rodzina, kiedy dom stan�� w ogniu, i w jednej chwili wszystko, co znajdowa�o si� mi�dzy morzem a g�rami, przesz�o w posiadanie Shervane�a. By� najbogatszym cz�owiekiem w swym kraju od wielu pokole�, ale wszystko by odda�, �eby m�c znowu patrze� w spokojne szare oczy swego ojca, kt�rego ju� nigdy nie zobaczy. Od czasu, gdy Shervane po�egna� si� z dzieci�stwem na drodze u st�p g�r, Trilorne wielokrotnie wznosi� si� i opada� na niebie. W ostatnich latach gospodarstwo rozwin�o si� i dobra, kt�re tak nagle odziedziczy�, wci�� zyskiwa�y na warto�ci. Umiej�tnie nimi zarz�dza� i obecnie zn�w mia� wi�cej czasu na marzenia, a co wi�cej - mia� maj�tek, kt�ry pozwala� mu te marzenia zrealizowa�. Cz�sto spoza g�r dociera�y opowie�ci o tym, co Brayldon robi� na wschodzie, a chocia� przyjaciele od czas�w m�odo�ci nigdy si� nie widzieli, to jednak regularnie wymieniali nowiny. Brayldon zaspokoi� swoje ambicje: zaprojektowa� nie tylko dwa najwi�ksze budynki, jakie wzniesiono od staro�ytno�ci, ale r�wnie� ca�e nowe miasto - cho� nie zostanie uko�czone za jego �ycia. Dowiedziawszy si� o tym, Shervane przypomnia� sobie w�asne m�odzie�cze aspiracje i cofn�� si� my�l� o wiele lat do dnia, kiedy obaj stan�li przed majestatem �ciany. Przez d�u�szy czas walczy� ze wspomnieniami w obawie, �e od�yj� dawne pragnienia, kt�rych nie da si� zaspokoi�. W ko�cu jednak zdecydowa� si� i napisa� do Brayldona - jaki jest bowiem po�ytek z bogactwa i w�adzy, je�li nie s�u�� spe�nianiu marze�? Shervane czeka� na odpowied� zastanawiaj�c si�, czy Brayldon nie zapomnia� o przesz�o�ci w ci�gu tych lat, kt�re przynios�y mu s�aw�. Nie czeka� d�ugo: Brayldon nie m�g� przyjecha� natychmiast z powodu jakich� wielkich rob�t, kt�re musia� uko�czy�, ale kiedy si� z tym upora, w�wczas odwiedzi swego starego przyjaciela. Shervane rzuci� mu wyzwanie na miar� jego kwalifikacji - je�eli Brayldon to wyzwanie podejmie i wszystko si� uda, sprawi mu to wi�ksze zadowolenie ni� jakiekolwiek z dotychczasowych osi�gni��. Przyjecha� na pocz�tku lata i Shervane wyszed� mu na spotkanie na drog� prowadz�c� do mostu. Rozstali si� jako ch�opcy, a teraz byli niemal w �rednim wieku, lecz przy powitaniu minione lata jakby si� cofn�y i obaj cieszyli si� skrycie widz�c, �e czas ledwie musn�� zapami�tany obraz przyjaciela. Sp�dzili wiele dni, naradzaj�c si� i rozwa�aj�c plany przygotowane przez Brayldona. Doprowadzenie do ko�ca tego ogromnego dzie�a wymaga�o wielu lat, ale by�o mo�liwe dzi�ki maj�tkowi Shervane�a, kt�ry przed podj�ciem ostatecznej decyzji zaprowadzi� przyjaciela do Grayle�a. Starzec od lat mieszka� w niewielkim domu, kt�ry zbudowa� mu Shervane. Od dawna nie uczestniczy� w �yciu wielkich maj�tk�w, lecz zawsze w potrzebie ch�tnie s�u�y� rad� i to niezmiennie m�dr�. Grayle wiedzia�, po co Brayldon tu przyjecha�, i nie okaza� zdziwienia, gdy architekt rozwin�� swe plany. Najwi�kszy rysunek przedstawia� �cian� w rzucie z ogromnymi schodami, wyrastaj�cymi obok niej na nizinie. Sze�� �agodnie wznosz�cych si� bieg�w ��czy�o szerokie podesty, z kt�rych ostatni si�ga� niemal szczytu �ciany. W kilku miejscach schody by�y podparte �ukami przyporowymi, kt�re Grayle�owi wydawa�y si� zbyt kruche i cienkie wobec czekaj�cego ich zadania. Potem u�wiadomi� sobie, �e ta ogromna konstrukcja b�dzie w du�ej mierze samono�na, a z jednej strony ca�e boczne parcie przejmie �ciana. Przez chwil� patrzy� na rysunek w milczeniu, a potem odezwa� si� �agodnie: - Zawsze ci si� udawa�o dopi�� swego, Shervane. Powinienem by�, si� domy�li�, �e w ko�cu i do tego dojdzie. - A wi�c uwa�asz, �e to dobry pomys�? - spyta� Shervane. Nigdy nie post�powa� wbrew radzie starca, a teraz bardzo mu na tym zale�a�o, �eby mie� j� niezw�ocznie. Jak zwykle Grayle przeszed� od razu do rzeczy. - Ile to b�dzie kosztowa�o? - zapyta�. Brayldon wymieni� sum� i na chwil� zapanowa�o k�opotliwe milczenie. - Koszty te - doda� po�piesznie architekt - obejmuj� r�wnie� budow� dobrej drogi dojazdowej przez Krain� Cienia i miasteczka dla robotnik�w. Same schody b�d� wykonane z oko�o miliona jednakowych blok�w, ��czonych na jask�czy ogon, �eby zapewni� sztywno�� konstrukcji. Mam nadziej�, �e bloki te zrobimy z minera��w, kt�re znajdziemy w Krainie Cienia. Westchn�� cicho. - Wola�bym zbudowa� schody z ��czonych metalowych pr�t�w, ale to jeszcze zwi�kszy�oby koszty, gdy� materia�y trzeba by dowozi� przez g�ry. Grayle uwa�nie przypatrzy� si� rysunkowi. - Dlaczego schody nie si�gaj� do samego szczytu? - spyta�. Brayldon spojrza� na Shervane�a, kt�ry odpowiedzia� starcowi nieco zmieszany. - Chc� by� jedyn� osob�, kt�ra dokona ostatecznego wej�cia - odpar�. - Na najwy�szym pode�cie b�dzie urz�dzenie do podnoszenia. Za �cian� mo�e by� niebezpiecznie, dlatego id� sam. Nie by� to jedyny pow�d, ale wystarczy�. Grayle przecie� sam powiedzia�, �e za �cian� jest ob��d. Je�li to prawda, nie trzeba nara�a� innych os�b. Grayle ponownie przem�wi� swym spokojnym sennym g�osem. - W takim wypadku - rzek� - to, co robisz, nie jest ani dobre, ani z�e, dotyczy bowiem wy��cznie ciebie samego. Je�eli �cian� zbudowano, by czego� nie dopu�ci� do naszego �wiata, to w dalszym ci�gu powinna pozosta� nie do przebycia z tamtej strony. Brayldon skin�� g�ow�. - Pomy�leli�my i o tym - powiedzia� z cieniem dumy w g�osie. - W razie potrzeby schody mo�na w ka�dej chwili zniszczy�, zak�adaj�c �adunki wybuchowe w ustalonych miejscach. - To dobrze - odpar� starzec. - Chocia� ja nie wierz� w te historie, lepiej by� na wszystko przygotowanym. Mam nadziej� do�y� ko�ca budowy. A teraz spr�buj� przypomnie� sobie, co s�ysza�em o �cianie, kiedy by�em tak m�ody jak ty, Shervane, gdy pyta�e� mnie o nie pierwszy raz. Przed nadej�ciem zimy droga do �ciany zosta�a wytyczona i po�o�ono fundamenty miasteczka dla robotnik�w. Nietrudno by�o znale�� wi�kszo�� potrzebnych Brayldonowi materia��w. Kraina Cienia bowiem obfitowa�a w minera�y. Ponadto Brayldon zmierzy� sam� �cian� i wybra� miejsce pod budow� schod�w. Kiedy Trilorne zacz�� chowa� si� za widnokr�giem, Brayldon odczuwa� wielk� satysfakcj� z wykonanej dotychczas pracy. Do lata zrobiono pierwsze z ogromnej liczby betonowych blok�w i poddano je pr�bom, kt�re zadowoli�y Brayldona, a zanim zn�w nadesz�a zima, wykonano ich kilka tysi�cy i fundamenty by�y ju� cz�ciowo gotowe. Zostawiwszy zaufanego pomocnika, kt�ry zaj�� si� produkcj�, Brayldon m�g� teraz wr�ci� do przerwanej pracy. Kiedy liczba blok�w b�dzie dostatecznie du�a, powr�ci, by nadzorowa� budow�, ale do tego czasu jego obecno�� by�a zb�dna. Dwa lub trzy razy do roku Shervane przyje�d�a� pod �cian� popatrze� na rosn�ce stosy blok�w, pouk�adanych w wielkie piramidy, a po czterech latach razem z nim wr�ci� Brayldon. Kolejne warstwy kamienia coraz wy�ej rysowa�y si� na tle �ciany i ju� zacz�y si� pojawia� �uki smuk�ych podp�r. Pocz�tkowo schody ros�y wolno, lecz potem, w miar� zw�ania si� budowli ku g�rze, coraz szybciej. Na trzeci� cz�� roku przerywano prac� - w czasie tych d�ugich i niespokojnych miesi�cy zimowych Shervane stawa� na granicy Krainy Cienia, ws�uchuj�c si� w szalej�ce tam burze, kt�rych odg�osy rozbrzmiewa�y w ciemno�ci. Brayldon jednak budowa� dobrze i ka�dej wiosny zastawali konstrukcj� nietkni�t�, jakby mia�a przetrwa� sam� �cian�. Ostatnie kamienie po�o�ono w siedem lat od rozpocz�cia prac. Stoj�c w odleg�o�ci p�tora kilometra, by widzie� schody w ca�o�ci. Shervane nie m�g� si� nadziwi�, �e wszystko to powsta�o z kilku rysunk�w, kt�re Brayldon pokaza� mu przed laty; zrozumia� w�wczas, przynajmniej cz�ciowo, co musi czu� artysta, gdy urzeczywistni swe marzenia. Przypomnia� sobie r�wnie� dzie�, kiedy jako ma�y ch�opiec u boku ojca po raz pierwszy zobaczy� w oddali �cian� na tle mrocznego nieba Krainy Cienia.. Najwy�szy podest otoczony by� barier�, ale Shervane ani my�la� zbli�a� si� do niej. Od ziemi dzieli�a go przepa�� przyprawiaj�ca o zawr�t g�owy. Stara� si� wi�c zapomnie� o wysoko�ci, pomagaj�c Brayldonowi i jego robotnikom ustawia� nieskomplikowan� wind�, kt�ra pozwoli mu pokona� ostatnie metry dziel�ce go od szczytu. Gdy winda by�a ju� gotowa, wszed� do niej i zwr�ci� si� do przyjaciela z ca�ym spokojem, na jaki m�g� si� zdoby�. - Id� tylko na par� minut - rzek� sil�c si� na oboj�tno��. - Cokolwiek tam zastan�, nied�ugo wracam. Nie m�g� si� nawet domy�la�, jak niewiele tam zobaczy. Grayle by� teraz niemal �lepy; nie do�yje wiosny. Pozna� jednak zbli�aj�ce si� kroki i przywita� Brayldona po imieniu, zanim go�� zd��y� si� odezwa�. - Ciesz� si�, �e jeste� - rzek�. - Przemy�la�em sobie wszystko, co mi napisa�e�, i wydaje mi si�, �e dotar�em do prawdy. By� mo�e sam ju� j� odgad�e�. - Nie - odpar� Brayldon. - Ba�em si� o tym my�le�. Starzec z lekka si� u�miechn��. - Jak mo�na ba� si� czego� tylko z tego powodu, �e jest dziwne? �ciana jest niezwyk�a, to prawda... lecz nie ma w niej nic strasznego dla tych, co �mia�o stawi� czo�o jej tajemnicy. Kiedy by�em ch�opcem, Brayldonie, m�j stary mistrz powiedzia�, �e czas nigdy nie zniszczy prawdy... mo�e jedynie ukry� j� w legendach. Mia� s�uszno��. Spo�r�d wszystkich bajek, jakie nagromadzi�y si� wok� �ciany, mog� teraz wybra� te, kt�re cz�ciowo s� histori�. Dawno temu, Brayldonie, w pe�ni rozkwitu pierwszej epoki, Trilorne by� gor�tszy ni� obecnie, a Kraina Cienia �yzna i zamieszkana... jak by� mo�e w przysz�o�ci Kraina Ognia, gdy Trilorne zestarzeje si� i os�abnie. Ludzie mogli podr�owa� na po�udnie, kiedy im si� podoba�o, nie by�o bowiem �adnej �ciany, kt�ra by zagrodzi�a im drog�. Sta�o si� z nimi to, co z Shervanem... a by�o ich tak wielu, �e uczeni pierwszej epoki zbudowali �cian�, by uchroni� kraj przed szerz�cym si� ob��dem. Legenda m�wi, �e powsta�a ona od razu, w ci�gu jednego dnia, z chmury otaczaj�cej planet�, chocia� ja w to nie wierz�. Pogr��y� si� w zadumie i Brayldon pozostawi� go na chwil� w spokoju. My�lami przeni�s� si� w odleg�� przesz�o�� i wyobrazi� sobie swoj� planet�, kt�ra jak idealna kula unosi si� w kosmosie, podczas gdy staro�ytni rzucaj� na r�wnik ten pas ciemno�ci. Chocia� w najwa�niejszych szczeg�ach obraz ten by� fa�szywy, to jednak Brayldonowi nigdy nie uda�o si� ca�kowicie wymaza� go z pami�ci. Kiedy ostatnie metry �ciany powoli przesuwa�y si� w d� przed oczami Shervane�a, musia� zebra� ca�� odwag�, by nie zawo�a�, �eby cofni�to wind�. Przypomina�y mu si� jakie� okropne historie, kt�re niegdy� zbywa� �miechem, pochodzi� bowiem z rasy wolnej od przes�d�w. A je�eli mimo wszystko te historie s� prawdziwe i �cian� zbudowano, �eby uchroni� planet� przed czym� strasznym? Pr�bowa� odsun�� od siebie te my�li i przysz�o mu to bez trudu, kiedy �ciana si� sko�czy�a. W pierwszej chwili nie bardzo rozumia� to, co zobaczy�; potem zorientowa� si�, �e patrzy w nieskazitelnie czarn� przestrze�, kt�rej g��boko�ci nie potrafi� oceni�. Niewielka winda zatrzyma�a si� i Shervane na wp� �wiadomie zauwa�y� z podziwem, �e obliczenia Brayldona by�y bardzo dok�adne. Nast�pnie rzuci� kilka uspokajaj�cych s��w stoj�cej w dole grupce, wszed� na �cian� i pewnym krokiem ruszy� przed siebie. Z pocz�tku wydawa�o mu si�, �e le��ca przed nim r�wnina nie ma ko�ca, nie m�g� bowiem nawet dostrzec, gdzie ��czy si� z niebem. Szed� jednak �mia�o do przodu, maj�c Trilorne�a za plecami. �a�owa�, �e nie s�u�y mu za przewodnika jego w�asny cie�, kt�ry gin�� w jeszcze g��bszej ciemno�ci pod stopami. Shervane zauwa�y� co� dziwnego: z ka�dym krokiem robi�o si� coraz ciemniej. Przestraszony odwr�ci� si� i zobaczy�, �e tarcza Trilorne�a przyblad�a i pociemnia�a, jakby patrzy� na ni� przez przydymione szkie�ko. Z rosn�cym przera�eniem spostrzeg�, �e to bynajmniej nie wszystko - Trilorne by� mniejszy od s�o�ca, kt�re zna� dotychczas. Ze z�o�ci� potrz�sn�� wyzywaj�co g�ow�: to tylko urojenia, wszystko sobie wymy�li�. A cho� rzeczywi�cie widzia� to po raz pierwszy, jako� opanowa� strach i odwa�nie szed� naprz�d: tylko od czasu do czasu spogl�da� za siebie na s�o�ce. Kiedy z Trilorne�a zosta� tylko punkcik i wok� zrobi�o si� ca�kiem ciemno, nale�a�o sko�czy� z udawaniem. Cz�owiek rozs�dniejszy w�wczas by zawr�ci�. Shervane ujrza� w duchu koszmarny obraz: zobaczy� siebie samego, jak zagubiony w wiecznym p�mroku mi�dzy niebem a ziemi� nie mo�e odnale�� w�asnych �lad�w, kt�re by go zaprowadzi�y do bezpiecze�stwa. I wtedy uprzytomni� sobie, �e dop�ki widzi Trilorne�a, dop�ty nic takiego mu nie grozi. Teraz szed� dalej troch� niepewnie, cz�sto rzucaj�c za siebie spojrzenia na blade �wiat�o przewodnie. Sam Trilorne znikn��, ale tam, gdzie si� znajdowa�, pozosta�a niewyra�na po�wiata. Wkr�tce Shervane ju� nie potrzebowa� jego pomocy, daleko przed sob� zobaczy� bowiem, na niebie inne �wiat�o. Pocz�tkowo zaledwie miga�o, a kiedy Shervane by� ju� pewien jego istnienia, zauwa�y�, �e Trilorne zupe�nie znikn��. Mimo to poczu� si� ra�niej i gdy tak szed� naprz�d, powracaj�ca jasno�� rozprasza�a jego strach. Kiedy spostrzeg�, �e naprawd� zbli�a si� do drugiego s�o�ca, i m�g� stwierdzi� ponad wszelk� w�tpliwo��, �e s�o�ce to ro�nie, z tak� sam� szybko�ci�, z jak� przed chwil� kurczy� si� Trilorne, st�umi� w sobie zdumienie. Postanowi� tylko obserwowa� wszystko i dobrze zapami�ta� - p�niej b�dzie czas na zrozumienie tych rzeczy. To, �e jego planeta mog�a mie� dwa s�o�ca �wiec�ce po przeciwnych stronach, mimo wszystko nie przechodzi�o ludzkiego wyobra�enia. Wreszcie zobaczy� s�abo widoczn� w ciemno�ci hebanow� smug�: drug� kraw�d� �ciany. Wkr�tce b�dzie pierwszym cz�owiekiem od tysi�cy lat, a by� mo�e w og�le pierwszym, kt�ry ujrzy ziemie oddzielone �cian� od jego �wiata. Czy b�d� one tak pi�kne jak jego w�asny kraj i czy b�d� tam ludzie, kt�rych z rado�ci� powita? Lecz nawet mu si� nie �ni�o, �e b�d� czekali, a tym bardziej �e przywitaj� go w taki spos�b. Grayle wyci�gn�� r�k� w stron� stoj�cego nie opodal sekretarzyka i po omacku szuka� du�ego arkusza papieru, kt�ry le�a� na blacie. Brayldon obserwowa� go w milczeniu, a starzec m�wi� dalej. - Jak�e cz�sto s�yszy si� o dyskusjach na temat rozmiar�w wszech�wiata i jego granic! Nie mo�emy sobie wyobrazi� ko�ca przestrzeni: hasze umys�y jednak buntuj� si� przeciwko poj�ciu niesko�czono�ci. Niekt�rzy filozofowie wyobra�aj� sobie, �e przestrze� jest ograniczona przez zakrzywienie w jakim� wy�szym wymiarze... przypuszczam, �e znasz t� teori�. Mo�e to i prawda w innych �wiatach, je�eli istniej�, lecz w naszym jest to bardziej skomplikowane. Wzd�u� linii �ciany, Brayldonie, nasz �wiat si� ko�czy - a zarazem nie ko�czy. Zanim zbudowano �cian�, nie by�o �adnej granicy: nic nikogo nie mog�o powstrzyma�, gdy chcia� tam p�j��. �ciana jest po prostu zbudowan� przez cz�owieka barier� o takich samych w�asno�ciach jak przestrze�, w kt�rej si� znajduje. W�asno�ci te zawsze istnia�y i �ciana ich nie zmieni�a. Powoli obracaj�c arkusz, wyci�gn�� go w stron� Brayldona. - Oto zwyczajny arkusz papieru - rzek�. - Ma oczywi�cie dwie strony. Czy mo�esz sobie wyobrazi� taki, kt�ry ma tylko jedn�? I Brayldon popatrzy� na starca zdumiony. - To niemo�liwe... absurdalne! - Czy�by? - �agodnie spyta� Grayle. Zn�w si�gn�� do sekretarzyka i palcami szuka� czego� po omacku w jego zakamarkach. Wreszcie wyci�gn�� d�ugi pasek papieru i skierowa� niewidz�ce oczy w stron� Brayldona, kt�ry czeka� w milczeniu. - Intelektem nie dor�wnujemy ludziom z pierwszej epoki, ale do tego, co ich umys�y pojmowa�y w lot, mo�emy dotrze� drog� analogii. Prosta sztuczka, kt�ra wydaje si� tak banalna, chyba ci u�atwi poznanie prawdy. Przeci�gn�� palcami wzd�u� papierowego paska, a p�niej po��czy� oba jego ko�ce i powsta� pier�cie�. - Oto forma, kt�ra jest ci doskonale znana: wycinek cylindra. Przeci�ga� palcami wewn�trz... o tak... a teraz na zewn�trz. Obie powierzchnie wyra�nie si� r�ni�: mo�na dosta� si� z jednej strony na drug�, trzeba tylko pokona� grubo�� paska. Zgadza si�? - Oczywi�cie - odpar� Brayldon, w dalszym ci�gu niczego nie rozumiej�c. - Ale czego to ma dowie��? - Niczego - rzek� Grayle. - A popatrz teraz... Shervane pomy�la�, �e s�o�ce to jest bli�niakiem Trilorne�a. Ciemno�� zupe�nie si� rozproszy�a i nie mia� ju� wra�enia, kt�rego �r�d�a nie pr�bowa� zrozumie�, �e idzie nizin� bez ko�ca. Szed� teraz powoli w obawie, �e zbyt nagle natknie si� na przepa�� przyprawiaj�c� o zawr�t g�owy. Po chwili na widnokr�gu dostrzeg� niskie wzg�rza, tak samo nagie i wymar�e jak te, kt�re zostawi� za sob�. Widok ten niezbyt go rozczarowa�, jego w�asny kraj bowiem na pierwszy rzut oka nie wygl�da�by atrakcyjniej. Maszerowa� wi�c dalej, a kiedy wkr�tce lodowata r�ka �cisn�a mu serce, nie zatrzyma� si�, co z pewno�ci� zrobi�by cz�owiek mniej odwa�ny od niego. �mia�o patrzy� na pojawiaj�cy si� przed jego oczami przera�liwie znajomy krajobraz, a� dojrza� r�wnin�, z kt�rej rozpocz�� sw� wypraw�, ogromne schody, a w ko�cu niespokojn� twarz czekaj�cego Brayldona. Grayle na nowo po��czy� oba ko�ce paska, ale przedtem obr�ci� je w taki spos�b, �e papier spiralnie si� skr�ci�. Poda� powsta�y pier�cie� Brayldonowi. - Teraz przeci�gnij po tym palcem - rzek� cicho. Brayldon nie potrzebowa� tego robi�: wiedzia�, co starzec ma na my�li. - Rozumiem - rzek�. - Nie ma ju� dw�ch oddzielnych powierzchni. Teraz papier tworzy ci�g�� p�aszczyzn�... jednostronn� powierzchni�... co w pierwszej chwili wydaje si� ca�kowicie niemo�liwe. - Tak - odpar� Grayle bardzo cicho. - Wiedzia�em, �e zrozumiesz... Jednostronna powierzchnia... Teraz chyba pojmujesz, dlaczego spiralny pier�cie� by� tak powszechnym symbolem w dawnych wierzeniach, chocia� jego znaczenie ca�kiem uleg�o zapomnieniu. Oczywi�cie to bardzo prymitywna i uproszczona analogia... przyk�ad tr�jwymiarowo�ci w dw�ch wymiarach. Ale tylko w ten spos�b mogli�my dotrze� jak najbli�ej prawdy. Zapad�o d�ugie pe�ne zadumy milczenie. Potem Grayle westchn�� g��boko i zwr�ci� oczy ku Brayldonowi, jakby wci�� m�g� widzie� jego twarz. - Dlaczego wr�ci�e� przed Shervanem? - spyta�, cho� bardzo dobrze zna� odpowied�. - Musieli�my to zrobi� - odpar� ze smutkiem Brayldon - ale ja nie chcia�em patrze�, jak ginie moje dzie�o. Grayle pokiwa� g�ow� ze wsp�czuciem. - Rozumiem - rzek�. Shervane raz jeszcze spojrza� na ogromne schody, po kt�rych nigdy ju� nikt nie b�dzie st�pa�. Odczuwa� �al: usi�owa� co� osi�gn�� i nic wi�cej nie m�g� zrobi�, chocia� jedyne mo�liwe zwyci�stwo przypad�o w udziale jemu. Powoli uni�s� r�k� i da� sygna�. �ciana poch�on�a odg�os wybuchu tak samo jak wszystkie d�wi�ki, ale t� niespieszn� gracj�, z jak� schody pok�oni�y si� i run�y, Shervane b�dzie pami�ta� do ko�ca �ycia. Przez chwil� mia� wizj�: ujrza� nagle niezwykle wyra�ny obraz innych wal�cych si� schod�w, na kt�re patrzy� inny Shervane po drugiej stronie �ciany. Szybko jednak u�wiadomi� sobie niedorzeczno�� tej my�li: nikt bowiem nie wiedzia� lepiej od niego, �e druga strona �ciany w og�le nie istnieje. Prze�o�y� Marek Cegie�a