9053

Szczegóły
Tytuł 9053
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9053 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9053 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9053 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Arthur C. Clarke Przebudzenie Marian nudzi� si� - t� bezgraniczn� nud�, jakiej mo�na zazna� jedynie w Utopii. Sta� przy wielkim oknie i spogl�da� w d� na chmury, p�dzone wichrem szalej�cym u st�p miasta. Chwilami przez dziury we wzburzonej pokrywie bia�ych chmur miga�y mu jeziora, lasy i wij�ca si� wst�ga rzeki p�yn�cej przez puste pola; obecnie tak rzadko zadawa� sobie trud, by je odwiedza�. Trzydzie�ci kilometr�w na zach�d wznosi�y si� nad chmurami t�czowo zabarwione �wiat�em S�o�ca, najwy�sze szczyty sztucznej g�ry Dziewi�tego Miasta - wyspy marze�, dryfuj�cej w mro�nym bezmiarze stratosfery. Marian zastanawia� si�, ilu jej mieszka�c�w, jak on niezadowolonych z �ycia, patrzy�o oboj�tnie w jego stron�. Mia�, rzecz jasna, jedn� drog� ucieczki i wielu j� wybra�o, ale by�a ona tak oczywista, Marian za� nade wszystko unika� oczywisto�ci. Poza tym, p�ki istnia�a szansa, �e �ycie mo�e jeszcze dostarczy� jakich� nowych dozna�, poty nie chcia� korzysta� z drzwi prowadz�cych do zapomnienia. Wtem z le��cej w dole mg�y wystrzeli�o co� p�on�cego i �wiec�cego i rozdar�szy chmury znika�o w b��kicie zenitu. Marian obserwowa� wznosz�cy si� statek przygas�ymi oczami. Niegdy� - jak�e dawno temu! - widok ten doda�by mu otuchy. On r�wnie� kiedy� odbywa� takie podr�e, pod��aj�c drog�, na kt�rej Cz�owiek prze�y� swe najwi�ksze przygody. Lecz na dwunastu planetach i pi��dziesi�ciu ksi�ycach nie znaleziono nic, czego nie by�oby na Ziemi. By� mo�e, docieraj�c do gwiazd, ludzko�� wysz�aby ze �lepego zau�ka, w kt�rym znajdowa�a si� teraz jak w pu�apce; w�wczas w dalszym ci�gu mia�aby nieograniczone perspektywy eksploracji i odkry�. Lecz rodzaj ludzki zl�k� si� straszliwego ogromu przestrzeni mi�dzygwiezdnej. Cz�owiek dotar� do innych planet, kiedy by� jeszcze m�ody, ale gwiazdy pozosta�y na zawsze poza jego zasi�giem. A jednak - Marian a� spr�y� si� na sam� my�l o tym i powi�d� wzrokiem po spiralnym �ladzie pary znacz�cym drog� odlatuj�cego statku - chocia� Kosmos go pokona�, m�g� spr�bowa� jeszcze jednego podboju. Zamy�lony, d�ugo sta� w milczeniu, a tymczasem ko�cz�ca si� burza ods�ania�a daleko w dole podpory i umocnienia miasta, a pod nimi zapomniane pola i lasy, kt�re niegdy� by�y jedynym domem Cz�owieka. Pomys� ten przem�wi� do naukowej wyobra�ni Sandraka, stawiaj�c przed nim interesuj�ce problemy techniczne, kt�rych rozwi�zywanie zajmie go przez rok czy dwa. Zapewni to Marianowi do�� czasu, by zlikwidowa� swoje sprawy lub, je�li trzeba, zmieni� zamiary. Je�eli nawet zawaha� si� w ostatniej chwili, by� zbyt dumny, aby to okaza�, kiedy �egna� si� ze swymi przyjaci�mi. Rozpatrywali jego plany z niezdrow� ciekawo�ci�, w przekonaniu, �e chce podda� si� eutanazji w jakiej� wyszukanej formie. Gdy za Marianem zamkn�y si� drzwi niewielkiego statku kosmicznego, powoli rozeszli si�, by dalej ci�gn�� swe bezcelowe �ycie; Roweena zap�aka�a nawet, lecz na kr�tko. Marian dokonywa� ostatnich przygotowa�, a prowadzony automatycznie statek wznosi� si� swym kursem, nabieraj�c szybko�ci, a� Ziemia sta�a si� srebrnym p�ksi�ycem, a potem malej�c� gwiazd�, przy�mion� pot�niejszym blaskiem S�o�ca. Odlatuj�c prostopadle do p�aszczyzny, po kt�rej poruszaj� si� planety, statek wytrwale mkn�� ku gwiazdom, p�ki z samego S�o�ca nie zosta�o nic poza b�yszcz�cym punktem �wiat�a. Marian zmniejszy� szybko�� statku, wprowadzaj�c go na orbit�, kt�ra uczyni�a ze� najbardziej oddalone dziecko S�o�ca. Tutaj nigdy ju� nic nie zak��ci mu spokoju, chyba �e wskutek nie daj�cego si� przewidzie� przypadku przechwyci go jaka� w�druj�ca kometa. Po raz ostatni Marian sprawdzi� zbudowane przez Sandraka instrumenty, potem wszed� do najg��bszego przedzia�u i zakr�ci� ci�kie, metalowe drzwi. Kiedy ponownie je otworzy, w�wczas pozna tajemnic� ludzkiego przeznaczenia. Nie odczuwa� �adnych emocji, le��c na poduszkach pokrywaj�cych grub� warstw� tapczan i czekaj�c, a� automaty spe�ni� sw�j obowi�zek. Nie s�ysza� pierwszego sykni�cia wyp�ywaj�cego z przewod�w gazu; �wiadomo�� odesz�a jak fala odp�ywu. Wkr�tce z niewielkiego pomieszczenia ze �wistem usz�o powietrze, a pozosta�e ciep�o poch�on�� lodowaty ch��d Kosmosu. Nigdy tu si� ju� nic nie zmieni i nie ulegnie zniszczeniu; Marian le�a� w grobie, kt�ry przetrwa wszystko, co kiedykolwiek cz�owiek zbudowa� na Ziemi, a mo�e nawet sam� Ziemi�. Jednak nie by� to tylko gr�b, gdy� znajduj�ce si� tam urz�dzenia czeka�y na stosown� chwil�, a co sto lat w��cza� si� i wy��cza� jaki� obw�d, odmierzaj�c wieki. Marian spa� wi�c w lodowatym p�mroku za Plutonem. Nic nie wiedzia� o �yciu, kt�re przyp�ywa�o i odp�ywa�o na Ziemi i jej siostrzanych planetach, a tymczasem wieki wyd�u�a�y si� w tysi�clecia, a tysi�clecia w ery. Na planecie, kt�ra niegdy� by�a Marianowi domem, rozpada�y si� g�ry i poch�ania�o je morze; l�d sp�ywa� z biegun�w, jak to robi� przedtem i uczyni jeszcze wielokrotnie. Na dnie ocean�w, kolejnymi warstwami osadu powstawa�y g�ry, potem wy�ania�y si� na �wiat�o dzienne, by wkr�tce zgin�� �ladem zapomnianych Alp i Himalaj�w. S�o�ce mimo wszystko bardzo niewiele si� zmieni�o, kiedy cierpliwe urz�dzenia na statku Mariana przebudzi�y si� z d�ugiego snu. Do pomieszczenia z sykiem powr�ci�o powietrze; temperatura z wolna ros�a od absolutnego zera do poziomu, w kt�rym zn�w mog�o rozpocz�� si� �ycie. Automaty ostro�nie zacz�y seri� delikatnych zabieg�w, kt�re powinny przywr�ci� �ycie ich panu. Lecz on nawet nie drgn��. Przez d�ugie wieki, jakie up�yn�y od chwili, gdy zasn��, co� zawiod�o w obwodach, kt�re powinny by�y go zbudzi�. Prawdziwy cud, �e i tak wiele sprawnie funkcjonowa�o, bowiem Marian wci�� wymyka� si� �mierci, cho� s�u��ce mu automaty nigdy nie wyrw� go ze snu. A teraz cudowny statek przypomnia� sobie rozkazy otrzymane tak dawno temu. Przez kr�tk� chwil�, kiedy jego mechanizmy powoli si� rozgrzewa�y, unosi� si� bezw�adnie w nik�ym �wietle S�o�ca, po�yskuj�cym na jego �cianach. Potem, nawet jeszcze szybciej ni� w t� stron�, zacz�� powraca� drog�, kt�r� przeby�, gdy �wiat by� m�ody. Nie zwalnia�, p�ki znowu nie znalaz� si� w�r�d wewn�trznych planet, a jego kad�uba nie rozgrza�y promienie odwiecznego, niestrudzonego S�o�ca. Tutaj zacz�� poszukiwania - w strefie temperatury, w kt�rej kiedy� kr��y�a Ziemia - i tutaj odnalaz� planet�, kt�rej nie poznawa�. Wielko�� si� zgadza�a, lecz wszystko inne nie. Gdzie s� morza, kt�re niegdy� by�y najwi�ksz� chlub� Ziemi? Nie pozosta�y nawet ich wyschni�te dna - dawno zasypa� je py� z nie istniej�cych ju� kontynent�w. A przede wszystkim, gdzie jest Ksi�yc? W jakim� momencie zapomnianej przesz�o�ci zbli�y� si� do Ziemi i spotka�a go zguba, gdy� planet�, jak dawniej wy��cznie Saturna, otacza� teraz ogromny pier�cie� kr���cego wok� niej py�u. Przez chwil� roboty steruj�ce przeszukiwa�y sw� pami�� elektroniczn�, kiedy statek rozwa�a� sytuacj�. Nast�pnie podj�� decyzj� - gdyby maszyny mog�y wzrusza� ramionami, na pewno by to zrobi�. Wybrawszy na chybi� trafi� miejsce do l�dowania, �agodnie opad� w rozrzedzonym powietrzu i zatrzyma� si� na p�askowy�u ze zniszczonego erozj� piaskowca. Dowi�z� Mariana do domu i niczego wi�cej nie m�g� zrobi�. Je�li na Ziemi jeszcze istnia�o �ycie, wcze�niej czy p�niej kto� go znajdzie. I oto rzeczywi�cie wkraczali na statek Mariana nowi w�adcy Ziemi. Mieli dobr� pami�� i jajowaty przedmiot ze zmatowia�ego metalu, le��cy na piaskowcu, nie by� im ca�kiem obcy. Podekscytowani stosownie do swej natury, szybko si� naradzili, a potem, u�ywaj�c w�asnych, dziwnych narz�dzi, zacz�li przebija� si� przez oporne �ciany, a� dotarli do przedzia�u, w kt�rym spa� Marian. Na sw�j spos�b byli bardzo m�drzy, gdy� potrafili zrozumie� cel urz�dze� Mariana i ustali�, w kt�rym miejscu nie wykona�y swego zadania. Po kr�tkiej chwili specjali�ci naprawili, co trzeba, cho� zbytnio nie �udzili si� nadziej�. Mogli co najwy�ej oczekiwa�, �e je�li w og�le uda si� z powrotem doprowadzi� umys� Mariana do �wiadomo�ci, to tylko na kr�tk� chwil�, zanim Czas wywrze na nim sw� d�ugo odk�adan� zemst�. �wiat�o zn�w zacz�o dociera� do m�zgu Mariana z powolno�ci� zimowego �witu. Od wiek�w znajdowa� si� na granicy �wiadomo�ci w�asnego istnienia, wiedz�c, �e �yje, lecz nie wiedz�c, kim jest i sk�d przyby�. P�niej powr�ci�y fragmenty pami�ci i kolejno dopasowa�y si� do siebie, tworz�c zawi�� uk�adank� osobowo�ci, a� w ko�cu Marian wiedzia�, �e jest - Marianem. Cho� by� s�aby, �wiadomo�� powodzenia da�a mu g��bokie, a� pal�ce poczucie satysfakcji. Ciekawo��, kt�ra skierowa�a go na drog� przez wszystkie te wieki, podczas gdy jego towarzysze wybrali b�ogi sen eutanazji, zostanie wkr�tce nagrodzona: dowie si�, jacy ludzie mieszkaj� na Ziemi. Powraca�y mu si�y. Otworzy� oczy. �agodne �wiat�o nie o�lepia�o, lecz przez chwil� wszystko by�o zamazane i mgliste. Potem dostrzeg� majacz�ce nad nim postacie i zdumia� si� jak we �nie, wiedzia� bowiem, �e kiedy wr�ci do �ycia, powinien by� sam, otoczony jedynie automatami, kt�re mia�y si� nim opiekowa�. I teraz wszystko nabra�o ostro�ci - zobaczy� wpatrzone we�, ni to wrogie, ni przyjazne, ani te� podniecone czy oboj�tne, niezg��bione oczy Obserwator�w. Szczup�e, groteskowo zbudowane postacie otacza�y go ciasnym ko�em, patrz�c na� z g�ry poprzez przepa��, kt�rej zar�wno on, jak i oni nie mogli obj�� umys�em. Inny cz�owiek poczu�by strach, lecz Marian tylko u�miechn�� si� troch� smutno, kiedy zamyka� oczy na zawsze. Jego dociekliwy umys� osi�gn�� sw�j cel: ju� nie mia� o co pyta� Czasu. Bowiem w ostatniej chwili �ycia, gdy zobaczy� zebrane wok� siebie istoty, poj��, �e odwieczna wojna mi�dzy Cz�owiekiem a owadami ju� dawno si� sko�czy�a i �e to nie Cz�owiek by� zwyci�zc�.