9033
Szczegóły |
Tytuł |
9033 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9033 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9033 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9033 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof Boru�
Wied�ma
Na ulicy by�o cicho i spokojnie. Po dniu pe�nym nerwowego napi�cia pot�gowanego lawin� przedziwnych zdarze�, odczuwa�em gwa�town� potrzeb� odpr�enia. Co prawda wyj�cie bez po�egnania si�, cho�by tylko z gospodarzami, by�o krokiem nietaktownym i g�upim, gdy� wygl�da� mog�o na ucieczk� i przyznanie si� do winy, nie m�wi�c ju� o tym, �e nie rozwi�zywa�o �adnego z moich problem�w.
Ale w tej chwili by�em wdzi�czny Chocho�owskiej, �e wzi�a inicjatyw� w swoje r�ce. Tote� raczej z ch�ci dokonania jakiego� samouspakajaj�cego gestu, ni� z rzeczywistym zamiarem powrotu, zatrzyma�em si� w bramie i powiedzia�em:
- Chyba si� jednak wr�c�... Powinienem podzi�kowa� Rawikom...
- Wykluczone! - uci�a kategorycznym tonem. - B�d� ci� m�czy� g�upimi pytaniami, przes�uchiwa�... Oni przecie� �widzieli� jak zdrapywa�e� t� emulsj�. Oni my�l�, �e k�amiesz. Oni ci nie wierz�, oni nie chc� wierzy�, �e to �my�lak� albo �kamarupa�, bo to im nie pasuje do ich ignoranckich teorii.
- Kto to s� te �my�laki� i �kamarupy�?
- �My�lak� to tw�r medium, materializacja jego my�li. Istota powo�ana do �ycia si�� wyobra�ni, je�li przyj��, �e my�li i wyobra�enia to jedno.
- Jak ten Arab co�my go widzieli w czasie seansu?
- Tak. Z tym, �e �my�laki� mog� osi�ga� znacznie doskonalsz� form�. Albo te� prostsz� i prymitywn�. Ka�dy zreszt� cz�owiek mo�e je tworzy�, tyle �e u medi�w �atwiej si� materializuj�. Ka�da bowiem my�l d��y do zrealizowania si�, a energia �yciowa �my�laka� zale�y od si�y i precyzji my�li. W ten spos�b �my�lak� mo�e by� obdarzony materi� nie tylko astraln� i eteryczn�, ale i fizyczn�. Bardzo wa�n� rol� odgrywa tu si�a uczu�, nami�tno�ci i ��dz, cz�sto ni�szego rz�du. Bo przecie�, jak wiadomo, si�a wyobra�ni zale�y od si�y uczu�.
- A �kamarupa�?
- To zupe�nie co� innego. Osobowo�� pozbawiona ziemskiej pow�oki. Cia�o eteryczne i astralne cz�owieka zmar�ego, utrzymuj�ce si� przez pewien czas po �mierci w postaci niedoskona�ej.
- Po �mierci?
- Chod� ju�. Wszystko ci wyt�umacz� w domu! - ponagli�a Chocho�owska, bior�c mnie pod rami�.
- W jakim domu?
- Jedziemy do mnie. Zjemy sami kolacj�, porozmawiamy spokojnie...
- Powinienem jednak powiedzie� co� Rawikom. Mog� mnie szuka�.
- Zadzwonisz do nich ode mnie. A pogada� musimy. Jest o czym, Przede wszystkim o tym, co ty widzia�e�. Bo to, co wyczynia� pan J�zio to nic nowego. Twoja medialno�� jest wy�szego rz�du. Tw�j �budhi manas� jest chyba obdarzony panestezj�. Widzisz i czujesz to czego inni nie widz� i nie czuj�. To co� wi�cej ni� psychokineza pana J�zia.
- Doktor Walewski podejrzewa pana J�zefa o oszuka�cze sztuczki.
- Walewski nie zna si� na okultyzmie. Go�dzikiewicz to dobre medium o wysokim stopniu medialno�ci, rozwini�tym astrosomie i bogatych przejawach ideoplastii. Ale takie media materializacyjne znane s� od ponad stu lat. Z tob� to zupe�nie co innego. Ja naprawd� widzia�am, jak emulsja schodzi�a sama. To znaczy tak, jakby j� kto� paznokciami zdrapywa�, ale tego cz�owieka, a raczej niecz�owieka, kt�ry zdrapywa�, nie by�o wida�. By� dla wszystkich niewidzialny. A ty widzia�e�! I dlatego musimy doj��, co to by�o naprawd� - przekonywa�a mnie, coraz bardziej przej�ta w�asnymi s�owami.
Mieszkanie Chocho�owskiej znajdowa�o si� na dziewi�tym pi�trze. By�a to kawalerka z kuchenk� we wn�ce, �azienk� i przedpokojem. Obszerny pok�j pozbawiony by� prawie zupe�nie mebli. Niemal ca�� pod�og� przykrywa� czerwony dywan - w�ochacz si�gaj�cy a� na gruby materac piankowy do spania, roz�o�ony pod �cian�. Na �rodku pokoju sta� niski okr�g�y stolik, a obok niego trzy pufy. Przy drzwiach do przedpokoju - w�ski pojedynczy rega�, na kt�rym upchano wi�cej przedziwnych - g��wnie dalekowschodnich i po�udniowoameryka�skich - staroci ni� ksi��ek. Jakie� fantastycznie powykr�cane korzenie, zasuszone kwiaty i owoce, rze�bione szkatu�ki i plastykowe pude�ka, amulety, totemy, minera�y, a nawet - wystaj�ca z jakiej� metalowej miski zmumifikowana d�o� ludzka lub mo�e jej zr�czna imitacja.
W przeciwleg�ym k�cie przy oknie dostrzeg�em niewielki o�tarzyk z pos��kiem Siwy w�r�d doniczkowych kwiat�w. Na �cianie rozwieszone by�y maty i kilimy, a tak�e afryka�skie czy po�udniowoameryka�skie maski i akcesoria rytualne, prawdopodobnie w wi�kszo�ci imitacje. Obok tego kolorowe zdj�cia Chocho�owskiej w sari, oraz jakich� guru i szaman�w. Do drzwi przypi�ty by� zwyk�y turystyczny plakat reklamuj�cy Tajlandi�.
- By�a pani w Indiach? - zapyta�em, przygl�daj�c si� zdj�ciu gospodyni.
- W dw�ch poprzednich wcieleniach - odpowiedzia�a Chocho�owska z tak� powag�, �e zacz��em si� zastanawia�, czy nie kpi ze mnie.
- A wi�c nie�le pozna�a pani ten kraj - powiedzia�em p� �artem.
- Urodzi�am si� tam i umar�am.
Wyra�nie czeka�a na dalsze pytania dotycz�ce jej reinkarnacyjnych dziej�w, ale nie podj��em tematu. Dostrzeg�em telefon na dywanie obok materaca.
- Pani pozwoli, �e zatelefonuj�. - Wyj��em z kieszeni kartk� z numerem mecenasa Kamasy.
- M�w mi Ewa... A tobie jak na imi�?
- Adam.
- Wspaniale: Adam i Ewa... Chcesz dzwoni� do Rawika czy do Kamasy?
- Najpierw do Kamasy.
- Daj, ja zadzwoni�!
Chwyci�a kartk� z numerem telefonu i rzuci�a si� swobodnie na materac. Le��c na brzuchu wzi�a s�uchawk� i wykr�ci�a numer. Jej ruchy i poza bardziej pasowa�y do nastolatki ni� czterdziesto paroletniej kobiety.
- Czy mog� prosi� do telefonu pana Bronis�awa? - powiedzia�a do s�uchawki. - Tu Ewa Chocho�owska...
Odpowiedzia� jej jaki� g�os kobiecy.
- Kochana! Nie mo�e go pani obudzi�? - zapyta�a okultystka przymilnie. - Rozumiem... Niech mu pani powie, �e mam mu mas� bardzo ciekawych rzeczy do opowiedzenia. wprost rewelacyjnych... Urz�dzili�my seans z panem J�ziem... Arcyciekawe do�wiadczenie. I nie tylko z nim... Opowiem pani tylko jedno zdarzenie... Rozumiem... Zadzwoni� jutro rano... Dobrze, po po�udniu. I jeszcze, jedno: jest tu u utnie pan in�ynier Szarek. Przyjecha� specjalnie do �odzi, aby si� zobaczy� z mecenasem... chyba tak. Chodzi o k�opoty prawne:.. Chcia�by zasi�gn�� rady...
- Z polecenia Ba�ki Niewi�skiej - podpowiedzia�em pospiesznie.
- Z polecenia Ba�ki Niewi�skiej - powt�rzy�a Chocho�owska. Dzwoni�a?... Bardzo szkoda... Dzi�kuj�. B�dziemy jutro o dziewi�tej... Dobranoc pani!
Od�o�y�a s�uchawk� na wide�ki i nie podnosz�c si� z materaca, o�wiadczy�a:
- Jutro rano mamy by� u mecenasa. To stare babsko twierdzi, �e jest zm�czony i �pi. Ale jej nie wierz�. To taka �ona cerber. Aha! Ta twoja Ba�ka dzwoni�a ju� do Kamasy, ale go nie zasta�a. Co to za Ba�ka.?
- Kole�anka z pracy.
- Hm! - mrukn�a znacz�co Chocho�owska. - Masz sporo tych kole�anek. A ta Ba�ka to jaka� dobra znajoma... Kamasy?
- Bardzo dobra.
- Mia�e� dzwoni� do Rawika - zmieni�a temat. - I odwo�a� jak�� rozmow� mi�dzymiastow�. Je�li to co� wa�nego, mo�esz przerzuci� na m�j telefon albo spr�bowa� przez numer kierunkowy. O tej godzinie �atwiej.
- Musz� si� dowiedzie� czego chcia�a ode mnie doktor Szycka. To mo�e by� dla mnie bardzo wa�ne.
- Dzwo�. M�j numer masz przy telefonie.
Kierunkowy na central� piotrkowsk� wysiada� na �czw�rce�. Na szcz�cie numer ��dzkiej mi�dzymiastowej by� wolny i szybko mi si� uda�o za�atwi� przerzucenie zam�wienia na aparat Chocho�owskiej.
- A teraz do Rawika! - ponagli�a Chocho�owska, gdy po�o�y�em s�uchawk�. - Zapytaj o ten negatyw. Jestem bardzo ciekawa czy co� zosta�o.
Odczu�em przyp�yw niepokoju. Perspektywa rozmowy z docentem, a mo�e i ze Stasi�skim nie by�a dla mnie najprzyjemniejsza. Zn�w zaczn� si� pytania; indagacje...
Musia�em mie� bardzo niepewn� min�, bo Chocho�owska zaraz domy�li�a si� o co chodzi i pospieszy�a mi z odsiecz�:
- Najlepiej b�dzie jak ja zadzwoni�: Przeprosz� w twoim imieniu. A je�liby spr�bowali co� na ciebie m�wi�, przytr� im nosa. To nie ja si� ich boj�, lecz oni mnie! - dorzuci�a che�pliwie:
Si�gn�a po s�uchawk� i zacz�a wykr�ca� numer.
- Co im pani o mnie powie? - spyta�em troch� niespokojny.
- �adna �pani�! Ewa jestem! A co im powiem, to zakaz us�yszysz.
D�u�sz� chwil� nikt nie podnosi� s�uchawki, wreszcie odezwa� si� m�ski g�os, chyba docenta Rawika.
- Tu Chocho�owska! Przepraszam, bardzo, �e wysz�am bez po�egnania... - podj�a okultystka. - Nie, nie. Po prostu przypomnia�am sobie, �e maj� do mnie dzwoni� z E�ku o dziesi�tej. Czy jest u pa�stwa in�ynier Szarek? - Mrugn�a do mnie porozumiewawczo. - Nie ma?... Kiedy wyszed�?... Godzin� temu?... No tak. Wyszed� ze mn�, ale mia� wr�ci�... Wiem tylko tyle, �e mia� jak�� wa�n� spraw� do za�atwienia... Mo�e jeszcze przyjdzie albo zadzwoni. A propos: czy da� mu pan numer swego telefonu? To fatalnie... Nie by� zreszt� zupe�nie pewny czy wr�ci i prosi� mnie, �ebym odwo�a�a rozmow� mi�dzymiastow�, zadzwoni�a do pa�stwa i na wszelki wypadek przeprosi�a pana docenta, �e musia� tak nagle wyj��... Nic nie kr�c�! Odwioz�am go na Piotrkowsk�, do jakiego� znajomego... Jasne, �e m�g� czu� si� dotkni�ty insynuacjami Stasi�skiego. Ale do pana, panie docencie, ani do pani Zofii nie mia� z pewno�ci� �adnego �alu... Przeciwnie, m�wi� o panu z pe�nym uznaniem. Gdyby nie ten nieszcz�sny incydent ze Stasi�skim... Co pan powie?... Widzia�a?... Ja te� widzia�am, ale Stasi�ski nie chcia� mi wierzy�... In�ynier ma do mnie te� dzwoni�, to mu przeka��... Oczywi�cie, je�li tylko si� zgodzi, zaraz pana powiadomi�. Dobranoc! I jeszcze raz przepraszam.
Od�o�y�a s�uchawk� i za�mia�a si� jadowicie.
- Co pani mu naopowiada�a?! - powiedzia�em gniewnie.
- Sko�cz wreszcie z t� �pani��! A �e wsadzi�am kij w mrowisko to nie szkodzi. B�d� mieli nauczk�. I nie miej do mnie pretensji. Raczej powiniene� by� mi wdzi�czny, �e ci� uwolni�am od tych nudziarzy. Ty nie masz si� czym martwi�. To oni teraz si� martwi�. No przesta� robi� g�upie miny. Zapytaj raczej czego si� dowiedzia�am. Jeste� czysty jak �za. Rawikowa te� widzia�a jak jaka� niewidzialna r�ka zdrapywa�a emulsj�! Wyobra�am sobie jak� g�upi� min� mia� pan prezes!
- Mo�e jednak powinienem tam wr�ci�.
- Te� pomys�! - W oczach Chocho�owskiej pojawi�y si� z�e b�yski. - Ja ci� tam nie zawioz�, a taks�wk� trudno o tej godzinie z�apa�. Czekasz zreszt� na te Rokity.
- Telefonistka obieca�a, �e nie b�d� d�ugo czeka�. Czy daleko st�d do jakiego� hotelu? - zapyta�em ch�odno.
- Hotel? O tej porze? Wykluczone. Zanocujesz u mnie. Mamy zreszt� ca�� mas� spraw do om�wienia. By� mo�e trzeba b�dzie przeprowadzi� pewne pr�by. Z tego co mi opowiedzia�e� po drodze wynika, �e to nie mo�e by� �my�lak� pana J�zia. M�wisz, �e pojawi� si� po, raz pierwszy zaraz po awarii w elektrowni?
- Tak. A potem w poci�gu.
- Czy w czasie tego po�aru kto� zgin��?
- Nie by�o �miertelnych ofiar. Jeden poparzony., Jest jeszcze w szpitalu, ale nic mu nie grozi. Dopiero dzi� rano by� powa�niejszy wypadek. Ale i ten cz�owiek �yje. Mam nadziej�, �e �yje...
Chocho�owska zastanawia�a si� d�u�sz� chwil�:
- Wi�c to nie mo�e by� �kamarupa�... - stwierdzi�a do�� stanowczo. - Chyba jednak �my�lak�. Czy masz jakiego� zaciek�ego wroga? Mo�e jaki� kolega w tej waszej elektrowni?
- Nie wiem... - powiedzia�em z wahaniem i w tej chwili pomy�la�em o Wotnym. - Mam koleg�, kt�ry z pewno�ci� �le mi �yczy. Ale on ju� osi�gn�� co chcia�. Po tej awarii zaj�� moje miejsce.
- Czy jeste� pewny, �e nie pr�buje ci dalej szkodzi�? Czy chodzi�o mu tylko o twoje stanowisko? Mo�e jeszcze jest w tym jaka� kobieta? M�wi�am ci, �e si�a �my�laka� mo�e zale�e� od nat�enia ��dz i nami�tno�ci.
Popatrzy�em niepewnie na ezoteryczk�. Przypomnia� mi si� niedawny sen i halucynacja s�uchowa..
- Rzeczywi�cie... Jest zazdrosny o pewn� kobiet�. By� mo�e pr�buje si� m�ci� nie tylko na mnie, ale i na niej.
- Wiedzia�am! - zawo�a�a tryumfalnie Chocho�owska. - To z pewno�ci� jego �my�lak�. Nie wiesz czy nie zajmuje si� okultyzmem, magi�?...
- On? Jest cz�onkiem partii!.
- Mo�e dobrze si� maskowa�. Ale znajdziemy na niego spos�b. Najlepiej gdyby� mia� przy sobie jaki� przedmiot nale��cy do niego. Cho�by fotografi� zbiorow�, na kt�rej by�aby jego twarz.
- Niestety.
- Spr�bujemy innego sposobu. Zdejmij marynark� i usi�d� przy mnie.
Gdy wykonywa�em polecenie z kieszonki wypad� mi pisak - �o��wek�. Podnios�em go z dywanu.
- Ten �o��wek� to jego.
- Wspaniale! - ucieszy�a si� ezoteryczka. - Jak si� ten cz�owiek nazywa?
- Karel Wotny.
Chocho�owska wsta�a i podesz�a do rega�u. Wyj�ta zza niego szerok�, drewnian� tac� i po�o�y�a na stoliku. Nast�pnie zdj�a z p�ki jakie� stare puzderko rze�bione w tajemnicze znaki i postawi�a na tacy. Dokonawszy nad nim jakich� magicznych zakl�� ostro�nie je otwar�a i wyj�a z wn�trza trzy kr�tkie, grube �wiece, wi�zk� d�ugich szpilek i nieforemn� bry�� plasteliny.
- Daj ten pisak! - rozkaza�a sadowi�c si� na pufie.
Wzi�a �o��wek� i zacz�a go oblepia� plastelin�, modeluj�c na kszta�t postaci ludzkiej. Gdy sko�czy�a, wstawi�a figurk� na �rodku tacy i zapali�a �wiece, rozmieszczaj�c je tak, aby tworzy�y tr�jk�t wok� figurki.
- Zga� �wiat�o - wskaza�a mi wy��cznik przy drzwiach.
Jej twarz, o�wietlona tylko p�omykami �wiec, nabra�a niepokoj�co wied�mowatych cech.
- Usi�d� naprzeciw mnie i podaj lew� r�k�!
Wzi�ta moj� d�o� i uj�a mocno za serdeczny palec. Potem zanim zd��y�em zorientowa� si� co chce zrobi�, skaleczy�a mnie w opuszk� palca czym� ostrym. Mamarocz�c jakie� zakl�cia, z kt�rych potrafi�em wy�owi� tylko imi� �Karol�, kre�li�a teraz pospiesznie moj� krwi� jakie� magiczne znaki wok� figurki.
Musz� przyzna�, �e atmosfera niesamowito�ci czy wr�cz obcowania z �nieczystymi mocami� zacz�ta mi si� udziela�. Z rosn�cym napi�ciem �ledzi�em poczynania czarownicy, budz�ce zreszt� we mnie coraz wi�ksze opory.
- Czy on umrze? - spyta�em z niepokojem, widz�c, i� Chocho�owska szykuje si� do wbijania szpilek w plastelinow� �podobizn� Wotnego.
- A chcesz, �eby umar�? - zapyta�a grobowym g�osem.
- Nie.
- S�usznie, bo zamiast �my�laka� mog�aby ci� w�wczas odwiedza� �kumarupa�...
- A wi�c co z nim b�dzie?
- Pozbawimy go zdolno�ci wysy�ania �my�laka�. Nie b�dzie m�g� ci szkodzi�. A teraz sza...
Unios�a w g�r� szpilk�.
- Karolu! - zawo�a�a przejmuj�co. - Karolu! - powt�rzy�a. Gdziekolwiek jeste�! Niech tw�j �my�lak� wr�ci do �wiata ��dz Kamaloka! Niechaj utraci materi� fizyczn� i eteryczn�! Po trzykro� ci to nakazuj�, rani�c po trzykro�, trzy razy tw�j astrosom!
Wbi�a szpilk� w plastelin�. Potem drug� i trzeci�, a� do dziewi�tej, Powtarzaj�c zakl�cie.
- Czy on to czuje? - spyta�em szeptem.
Stoj�ca przede mn� �wieca zgas�a. Czy zdmuchn�a j� czarownica czy jaki� magiczny wiatr? - nie by�em w stanie stwierdzi�. Odczu�em wyra�nie zimny powiew, i to wszystko.
Chocho�owska zn�w wym�wi�a jakie� niezrozumia�e zakl�cie i zgas�a druga �wieca. Wyda�o mi si�, �e tu� przed jej wygaszeniem, dostrzeg�em jakby cie� czyjej� r�ki. Nachyli�em si� nad sto�em i cofn��em gwa�townie. Zza brzegu tacy wyjrza�a wyschni�ta d�o� mumii i pow�drowa�a jakby si� skradaj�c w kierunku ostatniej p�on�cej jeszcze �wiecy.
Trzecia �wieca zgas�a. W tej samej chwili za moimi plecami zadzwoni� telefon.
Chocho�owska wypowiedzia�a w ciemno�ciach jeszcze jakie� zakl�cie, potem wsta�a i zapali�a �wiat�o.
Telefon dzwoni� nadal. Przechyli�em si� do ty�u i si�gn��em po s�uchawk�. Dzwoni�a mi�dzymiastowa.
- Pan zam�wi� Rokity? - spyta�a telefonistka.
Potwierdzi�em i po kilku sekundach us�ysza�em sakramentalne: �prosz� m�wi�.
- Hallo! - us�ysza�em g�os Steni.
- Tu Szarek. Przepraszam, �e dzwoni� o tak p�nej porze, ale pan Stasi�ski powiedzia� mi, �e mnie pani szuka�a:..
- Sk�d pan dzwoni, panie Adamie?
Dok�adne precyzowanie, od kogo telefonuj� nie mia�o sensu. Nie chcia�em, aby podejrzewa�a nie wiem co.
- Jestem w �odzi i b�d� musia� pozosta� do jutra. Czy co� si� sta�o?
- Kiedy pan przyjecha� do �odzi?
- Jestem tu od pi�tej.
- W �odzi? - zapyta�a takim tonem, jakby w�tpi�a czy m�wi� prawd�.
- Oczywi�cie. By�em na seansie u docenta Rawika. Czy co� si� sta�o? - ponowi�em pytanie.
- Nie wiem... - odpowiedzia�a z wahaniem i to dopiero po d�u�szej chwili. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e ma jakie� k�opoty i oczekuje ode mnie pomocy.
- Czy chodzi o Wotnego? - to pytanie powinno sk�oni� j�, do szczero�ci.
Zn�w przez kilkana�cie sekund panowa�a cisza.
- Czy Wotny jest z panem? - zada�a pytanie zupe�nie zaskakuj�ce.
- Ze mn�? W og�le dzi� go nie widzia�em. Szuka pani jego czy mnie? Prosz� powiedzie� szczerze: ma pani jakie� k�opoty przez tego drania?
- Ja?
- Czego on chce od pani? Wotny pani� szanta�uje, prawda? - postawi�em spraw� otwarcie.
- Szanta�uje? Co panu do g�owy przychodzi? Wi�cej taktu, panie in�ynierze... - us�ysza�em te same s�owa, kt�re zna�em ju� z rannej halucynacji u Kabackiego.
Zanim zd��y�em co� odpowiedzie�, po��czenie zosta�o przerwane.
By�em pewny, �e moje przeczucia i obawy s� trafne. Postanowi�em, �e zaraz jak tylko jutro wr�c� do Rokit, przeprowadz� z Wotnym decyduj�c� rozmow�, kt�ra na pewno nie b�dzie dla niego przyjemna.
Od�o�y�em s�uchawk� i wsta�em.
Na tacy w�r�d wygaszonych �wiec sta�a nadal plastelinowa figurka, naje�ona teraz szpilkami. Zmumifikowanej r�ki na stoliku nie by�o. Le�a�a jak poprzednio na �rodkowej p�ce rega�u. Czy�bym da� si� nabra� na oklepany trik, skopiowany �ywcem z film�w grozy? Postanowi�em nie sprawia� mistyfikatorce przyjemno�ci i nie komentowa� pokazu �czarnej magii�.
Czarownica te� nie kwapi�a si� z podj�ciem rozmowy. W milczeniu z�o�y�a �wiece do puzderka i odstawi�a na poprzednie miejsce, przynios�a sto�ek i uprz�tn�a zagracon� g�rn� p�k� rega�u. Ustawi�a tam tac� z figurk� Wotnego okrywaj�c j� chustk�, na kt�rej by�y wydrukowane czy wyszyte tajemnicze znaki.
- Niech pozostanie tak przez trzy dni - skomentowa�a z powag� swe manipulacje, przerywaj�c wreszcie trwaj�c� ju� loka minut cisz�.
Czy Wotny zachoruje? - spyta�em wied�m�.
Nie schodz�c ze sto�ka, popatrzy�a na mnie jako� dziwnie. Zn�w poczu�em si� nieswojo.
- Z pewno�ci� tak si� stanie - potwierdzi�a z dum�. - Zw�aszcza, je�eli b�dzie pr�bowa� ci szkodzi�. Ale to si� ju� mu nie uda. Ja to czuj�! Nieprzypadkowo nasze drogi si� spotka�y. To by�o nam przeznaczone... Twoja zdolno�� widzenia przysz�o�ci powinna teraz, bez przeszk�d, rozwin�� si� w pe�ni.
Trafi�a kul� w p�ot.
- Wcale mnie to nie cieszy - powiedzia�em ju� troch� zirytowany. - Je�li kto� tego nie prze�y�, nie potrafi wyobrazi� sobie, jakie to m�cz�ce. Da�bym wiele, �eby mnie te wizje nie nawiedza�y. Pr�bowa�em z tym walczy�. Ale to jeszcze gorzej. Tak jakby co� m�ci�o si� za ka�d� pr�b� niedopuszczenia do spe�nienia si� zapowiedzi...
- Bo te� nie powiniene� przeciwdzia�a� przeznaczeniu. Musisz mu pomaga�, nauczy� si� odczuwa� bosk� oboj�tno�� wobec nieuniknionego biegu zdarze�. Nie hamowa�, lecz rozwija� swe zdolno�ci wieszcze. U�wiadamia� sobie konieczno�� takich, a nie innych decyzji. Gotowa jestem pom�c ci w tym!
Patrzy�a tak, jakby chcia�a wzbudzi� we mnie co� wi�cej ni� �wiadomo�� wi�zi duchowej... Poczu�em si� nieswojo. Przymkn��em powieki i... ju� wiedzia�em co teraz nast�pi.
Z niebieskawej mg�y wy�ania si� ponownie jej twarz, a potem ca�a posta�. Stoi przede mn�, ta sama, a zarazem jakby inna, odmieniona, m�odsza. Jej nagie cia�o okrywa jaki� barwny p�aszcz. Jest pi�kna, lecz zarazem bardzo demoniczn�. Widz� j� gdzie� z do�u i wydaje si� bardzo wysoka. Podaje mi szklan� czar� pe�n� rubinowego napoju i m�wi rozkazuj�cym tonem:
- Wypij to!
Majak ust�pi�. Chocho�owska sta�a nadal na sto�ku i patrzy�a na mnie z kusicielskim u�miechem.
- To jest moje i twoje przeznaczenie - ko�czy�a rozpocz�te zdanie.
- Silna i samowolna... - powiedzia�em, przypominaj�c sobie s�owa chi�skiej wyroczni. (:hwycila w lut q czymmy�l�. Wyci�gn�a spod sterty ksi��ek �I Ching� i zeskoczy�a ze sto�ka.
- Ten stary osio� nie przeczyta� interpretacji - skrzywi�a si� pogardliwie i zacz�a wertowa� tom. - Nie wolno bra� wyroczni dos�ownie. To s� metafory, kt�re trzeba umie� interpretowa�. Je�li dobrze pami�tam, chodzi�o o heksagram czterdziesty czwarty...
Odnalaz�a w�a�ciwe miejsce bardzo szybko. Wida� cz�sto pos�ugiwa�a si� wyroczni�. Zacz�a czyta� po cichu, ale chyba interpretacja nie by�a po jej my�li, gdy� zauwa�y�em, �e stara si� ukry� rosn�ce zniecierpliwienie. Nie mog�a si� jednak cofn��. Przewr�ci�a strun� i zaraz twarz jej si� rozja�ni�a.
- Pos�uchaj co m�wi �moksza�tego heksagramu! - zawo�a�a tonem zwyci�zcy.
- Co to ta �moksza��? - przyhamowa�em j� w rozp�dzie.
- Interpretacje w �Ksi�dze Przemian� podzielone s� na trzy grupy: artha, kama i moksza: To poj�cia hinduskie. Chodzi o r�ne dziedziny �ycia. Artha dotyczy spo�eczno�ci, zwi�zku z innymi lud�mi w sferze �ycia spo�ecznego. Kama to sfera uczu�, zwi�zku uczuciowego z kim� bliskim. Ale moim zdaniem najwa�niejsza jest moksza. Ona wskazuje ci drog� wyzwolenia duchowego. A o to ci przecie� chodzi�o! Prawda?
Nie czekaj�c mego potwierdzenia zacz�a zaraz czyta�:
- �Brak pokory w stosunku do innych ludzi jest nierozwag� i egoizmem, brak pokory wobec nieba jest po prostu ob��dem. To, i� mo�esz chcie� swojego o�wiecenia jest aroganckie i jawnie absurdalne. Nie mo�esz ��da�, by czas przesta� istnie�, mo�esz tylko si� podda� i przy��czy� do gry, w kt�rej czas nie istnieje. Nie mo�na pragn�� zatrzymania lub odwr�cenia proces�w tworzenia i rozk�adu, yin. Mo�na tylko podda� i zatraci� si� w pi�knie procesu, gdzie w ka�dym przypadku rozk�adu zawarta jest r�wnie� odnowa. Nie mo�esz wymaka�, by sp�yn�� na ciebie spok�j i szcz�cie, mo�esz tylko podda� si� ciem o�ci, a wtedy, ca�kowicie zatracony, zdasz sobie spraw�, �e jeste�~tl� szcz�liwy; spokojny i o�wiecony�. Tak brzmi interpretacja! - Chocho�owska zamkn�a z trzaskiem �Ksi�g� Przemian� i wrzuci�a na najwy�sz� p�k�. - A wi�c to samo co ci ju� m�wi�am. Brak pokory wobec nieba jest ob��dem... Odnowa poprzez zatracenie w pi�knie... Osi�gniesz pok�j i szcz�cie poprzez poddanie si� i odrodzenie. Ty tego chcesz, �wiadomie czy pod�wiadomie. I ja ci to u�atwi�!
By�em oszo�omiony zar�wno potokiem s��w Chocho�owskiej, jak i niedawn� wizj�.
- Nie wiem... ni� z tego nie rozumiem...
- Chcie� o�wiecenia to arogancja i absurd. Zaufaj mi!
Wzi�a sto�ek i wysz�a do przedpokoju. Us�ysza�em jak otwiera drzwi do �azienki, a po chwili szum wody ciekn�cej do wanny. Pomy�la�em, �e warto by�oby sprawdzi� co zawieraj� �artha� i �kama�, ale ksi��ka le�a�a za wysoko, za� stolik m�g�by si� za�ama� pod moim ci�arem. A zreszt� co tam znaczy� �I Ching� wobec zapowiedzi zawartej w proroczej wizji? Wiedzia�em. �e musz� sam zadecydowa�: albo jeszcze raz, podj�� pr�b� przeciwstawienia si� przeznaczeniu, albo czeka� biernie na dalszy bieg wydarze�. Decyzj� utrudnia� m�j ambiwalentny stosunek do Chocho�owskiej. Co� mnie do niej ci�gn�o, a jednocze�nie odpycha�o. Prze�yta wizja wyzwoli�a we mnie jakie� atawistyczne po��danie, a zarazem spot�gowa�a strach przed despotyzmem wied�my. Przewa�y�o w ko�cu chyba to ostatnie uczucie. Najprostsze rozwi�zanie - uciec z tego zwariowanego domu.
W�o�y�em pospiesznie marynark� i wyszed�em na palcach do przedpokoju. Chocho�owska krz�ta�a si� w �azience. Przez niedomkni�te drzwi widzia�em jak przechyla si� przez wy�o�on� niebieskimi kafelkami �ciank� o ponad metrowej wysoko�ci.
Obite blach� drzwi wej�ciowe by�y zaopatrzone w skomplikowane zamki zasuwy. Stara�em si� jak najciszej manipulowa� ryglami lecz Chocho�owska us�ysza�a. W�a�nie si�ga�em do ostatniego zatrzasku gdy stan�a za mn� i chwyci�a mnie za r�k�.
- Gdzie chcesz i��? Nigdzie nie p�jdziesz! Przecie� wiesz, �e to co m�wi wyrocznia musi si� spe�ni�! - m�wi�a ciep�ym, lecz stanowczym tonem. - Aby� by� wolny od obaw i szcz�liwy, musisz si� ponownie narodzi�! Czy wiesz co to jest rebirthing. To w�a�nie to czego ci trzeba. Dar, jaki posiad�e�, nie mie�ci si� w twej dotychczasowej osobowo�ci. Tw�j �budhi manas� kr�powany jest przez �kama manas�. �y�e� dot�d w kwiecie fizycznym, kt�rego wyziewy zatru�y twoje wy�sze Ja. Musisz si� wi�c powt�rnie narodzi�, przynajmniej duchowo. Rebirthing to w�a�nie takie ponownie narodziny. �ci�lej: cofni�cie si� duchowo do stanu p�odowego. Tw�rca nowoczesnego rebirthingu, Leonard Orr, opracowa� metod�, wykorzystuj�c zdobycze jogi oddechowej i psychologii g��bi, a ja t� metod� jeszcze wzbogaci�am o magiczne zabiegi oczyszczaj�ce Tarib�w i ich nap�j �dwunastu duch�w przyrody�. Chod�! - Poci�gn�a mnie do �azienki.
Stan�a w progu. W �azience nie by�o wanny. W jej miejscu zbudowano miniaturowy prostok�tny basen k�pielowy wy�o�ony, podobnie jak otaczaj�ce �ciany jasnoniebieskimi kafelkami. Na zewn�trz i wewn�trz basenu zainstalowano w�skie drabinki z por�czami.
Chocho�owska wyj�ta ze �ciennej szafki dwie buteleczki z zielonkaw� ciecz� i wla�a do basenu. By� on ju� do potowy wype�niony wod� lej�c� si� z kran�w.
- Rebirthing mo�na praktykowa� na sucho, na materacu, jednak spot�gowane oddzia�ywanie �wicze� oddechowych i odpr�aj�cych, a wi�c najszybsze i najlepsze rezultaty daje ciep�a woda wyja�ni�a czarownica, sprawdzaj�c termometrem temperatur� k�pieli. - Nasze doznania s� w�wczas najbli�sze doznaniom z okresu �ycia p�odowego. To ju� zauwa�y� sam Orr i stosowa� t� metod�. Ja naucz� ci� oddycha�. Ju� za pierwszym razem poczujesz jakie to wspania�e! Jak si� wszystko w nas odradza, budz� si� nieznane, a mo�e raczej nieu�wiadamiane dot�d si�y. B�dziesz widzia�, b�dziesz czu� jak walcz� o twoj� dusz� z�e i dobre emanacje tych si�, a ty b�dziesz spokojny, oboj�tny, szcz�liwy... To jest w�a�nie to najwspanialsze!
Jeszcze raz sprawdzi�a temperatur� wody i zakr�ci�a kurki.
- Gotowe! - stwierdzi�a i gestem zaprosi�a mnie do �rodka. Rozbierz si�, wejd� do basenu, usi�d� na dnie i staraj si� odpr�y�. To jest zabieg leczniczy, nic wi�cej - zaznaczy�a widz�c moj� g�upi� min�. - A mnie traktuj jak lekark�, a jeszcze lepiej matk�, nie inaczej! Ja tu zaraz wr�c�... - zaznaczy�a z u�miechem dobrej wr�ki.
Zosta�em sam. Sta�em niezdecydowany, patrz�c na drzwi, kt�rymi wysz�a czarownica, to zn�w na basen. Jeszcze ci�gle niepewny co robi�, zdj��em marynark� i krawat, k�ad�c je na taborecie. Zacz��em rozpina� koszul�, ale opad�y mnie zn�w w�tpliwo�ci i po chwili wahania zapi��em j� na powr�t.
Gdy si�ga�em po marynark�, drzwi si� otwar�y i wesz�a Chocho�owska. By�a w d�ugim, barwnym p�aszczu k�pielowym. W r�ku trzyma�a czar� z rubinowym napojem, tak� sam� jak w niedawnej wizji.
- Ukl�knij! - rozkaza�a tonem nie dopuszczaj�cym sprzeciwu. Wykona�em polecenie. Sta�a teraz nade mn� w�adcza, demoniczna. Wyci�gn�a ku mnie r�k� z czar� i wtedy, pod rozchylonym p�aszczem zobaczy�em jej nagie cia�o.
- Wypij to! - zbli�y�a czar� do moich ust.
Nap�j by� s�odkawy, z ledwo wyczuwaln� domieszk� goryczy. Nie zawiera� chyba alkoholu - z czary rozchodzi� si� tylko intensywny zapach zi� i sok�w owocowych.
My�la�em, �e od razu doznam skutk�w jego dzia�ania i czeka�em na to, spodziewaj�c si� jakich� niezwyk�ych wra�e� - ale nic takiego nie nast�pi�o. Nawet podniecenie spot�gowane widokiem ods�oni�tych piersi czarownicy jakby os�ab�o.
W zachowaniu si� Chocho�owskiej nie by�o teraz zreszt� niczego, co zapowiada�oby jakie� erotyczne ekscesy. Jej demonizm, jeszcze niedawno tak mnie niepokoj�cy, ust�pi� miejsca rzeczywi�cie matczynej czy lekarskiej troskliwo�ci. Spokojnie; bez apodyktycznych nakaz�w i ponagle� czeka�a, nie patrz�c na mnie; a� si� rozbior� i wejd� do basenu, t�umacz�c nasady �wicze� oddechowych i osi�gni�cia pe�nego relaksu. Potem zgasi�a �wiat�o, tak ii wn�trze �azienki pogr��y�o si� w mroku, rozpraszanym tylko jasn� smug� padaj�c� na posadzk� przez nie domkni�te drzwi.
Zgodnie z poleceniem usiad�em na dnie i podkurczy�em nogi. Chocho�owska powiedzia�a, abym przymkn�� oczy i wyobrazi� sobie, �e cofam si� w przesz�o��, a� do czas�w dzieci�stwa i niemowl�ctwa. Us�ysza�em cichy plusk. By�a tui obok mnie i poczu�em dotkni�cie jej palc�w na mojej g�owie. Pog�adziwszy delikatnie po w�osach skorygowa�a bez po�piechu, uk�ad mych r�k i n�g do �pozycji p�odu�.
Nie m�wi�a ju� nic. Znajdowa�a si� teraz za moimi plecami i s�ysza�em tu� nad g�ow� jej oddech. Rytm jego by� r�wny, spokojny i powolny, a wdech ��czy� si� bezpo�rednio z wydechem. Cz�stotliwo�� oddychania uleg�a jednak wkr�tce zmianie. By�o ono teraz przyspieszone, jak w czasie du�ego wysi�ku fizycznego, cho� nadal pozostawa�o p�ynne i rytmiczne.
Pocz�tkowo stara�em si� na�ladowa� Chocho�owsk�. Wydawa�o si� to trudne i m�cz�ce, ale wkr�tce nie tylko nabra�em wprawy, lecz moje oddychanie sta�o si� takie jakby automatyczne. Co wi�cej, skupiaj�c sw� uwag� niemal ca�kowicie na tej czynno�ci, odnalaz�em szybko w�asny, naj�atwiej utrzymywany przeze mnie rytm tych �wicze�.
Towarzyszy�y temp doznania nie zawsze przyjemne: jakie� mrowienie w mi�niach, fale ciep�a i ch�odu, a nawet nerwowe dreszcze.
Chocho�owska musia�a chyba wyczu� lub pozna� po moim oddechu, �e przechodz� jaki� kryzys, bo obj�a mnie i przytuli�a jak ma�e dziecko. Przykre doznania ust�pi�y natychmiast, a zaraz potem stwierdzi�em, �e cia�o moje przechodzi w jaki� inny, nieznany mi dot�d stan. Ogarn�o mnie koj�ce wra�enie ciep�a, ciszy i spokoju. Czu�em si� bezpieczny, wolny od wszelkich trosk i k�opot�w. By�o mi dobrze, bardzo dobrze...
Nie wiem jak d�ugo trwa� ten stan. Mo�e kilka godzin, a mo�e tylko par� minut. Nagle - jakbym zach�ysn�� si� wod�, czy te� powietrzem, tego nie by�em pewny. Podejrzewam, �e po prostu siedz�c po szyj� w wodzie mog�em na chwil� �znurkowa�. Pewne jest, �e wyda�em okrzyk przestrachu, kt�ry �atwo uzna� za pierwszy krzyk dziecka. Jak mi p�niej powiedzia�a Chocho�owska, jej zdaniem by� to w�a�nie moment ponownych narodzin.
Oczywi�cie w tamtym momencie w og�le o tym nie my�la�em. Po �narodzinach� bieg wydarze� uleg� nag�emu przyspieszeniu. Chyba stan m�j wywo�any rebirthingiem pozwala� si�ga� do najodleglejszych warstw pami�ci; bo ujrza�em si� zn�w ma�ym dzieckiem, tulonym przez jak�e m�od� jeszcze w�wczas moj� matk�. Potem pojawi�y si� bardzo realistyczne odtwarzane w wyobra�ni strz�py wspomnie� z dzieci�stwa i czas�w szkolnych. Dotyczy� one wydarze� wa�nych dla mnie, lecz a regu�y przyjemnych. Ale nim osi�gn��em �wiek dojrza�y� ten film wspomnie� nagle si� urwa�.
Zn�w zobaczy�em wy�o�one niebieskimi kafelkami wn�trze �azienki, lecz tym razem jakby z g�ry. Moje cia�o unosi�o si� w powietrzu, gdzie� wysoko, chyba pod sufitem. W dole widzia�em prostok�tny basen i nagiego m�czyzn� w zielonkawej wodzie.
To by�em ja. Oczy mia�em zamkni�te i zdawa�o mi si�, �e nie �yj�, spostrze�enie to nie wywo�a�o jednak we mnie niepokoju. Wype�nia�a mnie jaka� pogoda duchowa i bezbrze�na rado��. Czu�em si� wolny od wszystkiego co zosta�o po mnie tam w dole. Moje nowe cia�o przenika�a jasno��. Wspania�a, srebrzysta �wiat�o��, kt�rej �r�d�a nie potrafi�em odnale��, cho� rozgl�da�em si� woko�o.
Unosi�em si� teraz wysoko nad chmurami, sk�panymi w s�onecznym blasku. Potem nie widzia�em ju� ani chmur, ani s�o�ca, tylko wszystko wype�nia�a sama, czysta jasno��. I ja sam by�em t� jasno�ci�. Znalaz�em si� poza przestrzeni� i czasem. Tej wiedzy nie posiad�em ani zmys�ami, ani rozumem. U�wiadomi�em sobie, �e w istocie zdoby�em wszechwiedz�, ca�kowit�, pe�n�, nieograniczon�. Sam zreszt� by�em t� wiedz� i wiedzia�em, �e jestem w stanie przenikn�� my�l� wszelkie tajemnice bytu. Sta�em si� wszechw�adnym panem przeznacze�...
By�em pewny, �e tak ju� pozostanie na zawsze i pragn��em tego, gdy nagle zn�w co� si� wok� mnie, a w�a�ciwie we mnie zmieni�o. Jaki� g�os wewn�trzny wzywa� do powrotu z tych wy�yn duchowej mocy na ziemi�. A wraz z tym wezwaniem moja moc natychmiast przesta�a by� wszechmocn� i nie mog�em ju� przeciwstawi� si� nakazowi.
Wraca�em; a wype�niaj�ca mnie dot�d wszechwiedza gdzie�, si� po drodze gubi�a i rozprasza�a; tak �e w ko�cu, pozosta�o tylko mgliste wspomnienie; i� kiedy� j� posiada�em. Moje zmys�y zn�w poczyna�y przekazywa� mi zwyk�e ludzkie wra�enia.
Odczu�em zimny powiew i sucho�� w ustach. Sta�em u podn�a wysokiej g�ry; kt�rej szczyt zakrywa�y chmury. W stromym, skalistym zboczu dostrzeg�em klamry. Zacz��em wspina� si� po nich, lecz ju� po paru metrach droga si� urwa�a. Ujrza�em przed sob� przepa�� wype�nion� g�stymi oparami. Wst�pi�em w t� otch�a� i mg�a rozst�pi�a si� przede mn�. By�o letnie, s�oneczne popo�udnie. �agodny; ciep�y wiatr spowi� niewidzialnym p�aszczem moje zzi�bni�te cia�o. W ustach pojawi� si� upajaj�cy smak jakiego� orze�wiaj�cego nektaru. Szed�em teraz przez barwn�, kwiecist� ��k�. Na niedalekim pag�rku siedzia�a moja matka, bardzo m�oda i pi�kna.
- Usi�d� tu przy mnie - powiedzia�a, bior�c mnie za r�k�. - Musisz co� zje�� i to zaraz. Na ciebie, i do tego na czczo mo�e dzia�a� z podw�jn� si��.
Oprzytomnia�em. To nie by�a maja matka. Na przykrytym pledem materacu siedzia�a Chocho�owska w swym kolorowym p�aszczu. Zamiast w�r�d traw i kwiecia sta�em na w�ochatym dywanie; a moje mokre jeszcze cia�o okrywa� wielki k�pielowy r�cznik. Przysuni�ty do materaca stolik zastawiony by� talerzami z ��tym i bia�ym serem; chlebem i owocami. Dzban ze z�otawym napojem i dwie szklanki przypomnia�y mi us�yszane przed chwil� s�owa.
- Co to by�o? - zapyta�em z niepokojem.
- My�l�, �e by�e� bliski Wielkiemu Zespoleniu. Zespoleniu z Najwy�sz� �wiadomo�ci�. Niekt�rzy nazywaj� to objawieniem albo iluminacj�. W ka�dym razie z tego jak si� zachowywa�e� pod koniec drugiej fazy wnioskuj�, �e by�a to typowa ekstaza.
- Nie o to mi chodzi. Pytam: co mi da�a� do picia?
- Jedz, a ja ci wszystko wyt�umacz�. Nie mamy zbyt wiele czasu.
Wyra�nie zwleka�a z odpowiedzi�.
- Nie b�d� jad�!
- Jak chcesz. Ale �le robisz. M�wi�am ci ju�...
- Co to za narkotyki?
- �adne narkotyki. Chodzi ci o to, co ci. da�am do picia za pierwszym, czy za drugim razem?
- O jedno i drugie. A mo�e dawa�a� mi co� tam jeszcze w basenie?
- Nic nie dawa�am. Pierwszy nap�j, to ju� ci m�wi�em, tylko nie pami�tasz: taka mieszanka zio�owo - owocowa Tarib�w �dwana�cie duch�w przyrody�. Dzia�a bardzo powoli, bez �adnych sensacji i u�atwia tylko �narodziny� i �wielkie zespolenie�, zwi�kszaj�c si�� �Budhi manas�, czyli umys�u duchowego. Bo to co prze�y�e� w ekstazie nale�y do najwy�szych sfer �wiata duchowego.
- A to drugie co to za �wi�stwo? - zapyta�em czuj�c, �e czas ucieka.
- Nie m�w tak! - spojrza� na mnie gniewnie. - Istniej� trzy �wiaty: duchowy, astralny i fizyczny. �yjemy w tych trzech �wiatach i w naszych warunkach musi by� mi�dzy nimi zachowana r�wnowaga. Mo�na co prawda zamkn�� si� niemal ca�kowicie w �wiecie duchowym, ale to dost�pne jest tylko joginom wiod�cym �ycie pustelnicze. W naszym, tak zwanym cywilizowanym �wiecie sta� nas tylko na zachowanie r�wnowagi. To te� co� znaczy, bo ogromna wi�kszo�� ludzi naszych czas�w nie potrafi i nie chce poznania i poszerzenia swego �wiata duchowego.
- Powiesz wreszcie; co mi da�a� do picia przed chwil�?.
- W�a�nie chc� ci wyt�umaczy�. Nale�ysz do ludzi bardzo wra�liwych. Uda�o mi si� otworzy� przed tob� bezmiar �wiata duchowego, ale mog� si� obawia�, �e podzia�a� on na ciebie zbyt silnie. Konieczne jest zachowanie r�wnowagi. Astral, �wiat uczu� i ��dz, domaga si� te� swych praw. Czy chcesz, aby po tych wzlotach duchowych gromadz�ce si� i uwi�zione w tobie si�y astralne wy�adowa�y si� w agresji wobec Bogu ducha, winnych ludzi i zwierz�cych ��dzach, kt�rych nie b�dziesz w stanie zaspokoi�? Widzia�am co si� w tobie dzieje i moim obowi�zkiem by�o zapobiec niebezpiecze�stwu. To co przed chwil� wypi�e� to po prostu lek o dzia�aniu zapobiegawczym. Tak to mo�na traktowa�.
- M�w konkretnie! co to by�o?
- India�ska mikstura. Otrzyma�am j� od znajomego lekarza; a w�a�ciwie badacza po�udniowoameryka�skich praktyk magicznych. To nie �adna trucizna ani narkotyk. Mo�na by j� nazwa� wyzwalaczem dobra, mi�o�ci i pi�kna. Przede wszystkim jednak - hamuje agresj� i u�atwia odreagowywanie napi�� powsta�ych w o�rodkach pop�d�w i emocji. Tak to przynajmniej t�umaczy ten lekarz. Moim zdaniem u�atwia po prostu �agodny przep�yw si� astralnych. No, jedz, bo nie trzeba, aby dzia�a� zbyt intensywnie.
Nie dowierza�em ezoteryczce, ale u�wiadomi�em sobie, �e i tak nie dojd� prawdy, a wszelkie �rodki psychotropowe, podobnie jak alkohol, dzia�aj� szczeg�lnie silnie na czczo i pod tym wzgl�dem Chocho�owska mog�a mie� racj�. W�a�ciwie powinienem si� najpierw ubra�, lecz mo�e rzeczywi�cie pozosta�o niewiele czasu. Usiad�em wi�c obok stolika na dywanie i zacz��em je��.
Chocho�owska wysz�a do przedpokoju i przynios�a stamt�d, najpewniej przechowywane w szafach �ciennych, prze�cierad�a i koce. Dopiero teraz mog�em si� jej dobrze przyjrze�. Gdy j� pozna�em u Rawik�w wyda�a mi si� znacznie starsza. S�dzi�em, �e jest po czterdziestce, obecnie jednak nie da�bym jej wi�cej jak trzydzie�ci par� lat. Wyda�a mi si� te� zgrabniejsza ni� w sukience, a ods�aniane raz po raz przez niedyskretny p�aszcz jej kobiece wdzi�ki zaczyna�y na mnie dzia�a�. Nigdy nie przepada�em za kobitami o bujnych kszta�tach, tym razem jednak jej obfite piersi, mocne uda i szerokie biodra nie budzi�y we mnie opor�w. Nie zauwa�y�em zreszt� u niej sk�onno�ci do tycia, by�a masywnie, lecz harmonijnie zbudowana i atrakcyjna przez sw� dojrza�� kobieco��.
Z ka�d� minut� odkrywa�em nowe, nie dostrzegane dot�d, a poci�gaj�ce mnie teraz walory jej urody i osobowo�ci. Czu�em jak gwa�townie rozpala si� we mnie mi�o�� do czarownicy. By�a w niej nie tylko rozbudzona nami�tno�� i po��danie, lecz tak�e oddanie i uwielbienie. Nawet obawa, aby nie znale�� si� zn�w we w�adzy wied�my przyblad�a, zdominowana jak�� perwersyjn� pokus� szukania rozkoszy w poddaniu si� woli demona.
Nie wiem kiedy przesta�em je�� i znalaz�em si� obok niej. Widzia�em jak kl�cz�c poprawi�a przygotowane ju� pos�anie, a potem odwraca g�ow� i m�wi co� do mnie. Co powiedzia�a nie pami�tam. Tej nocy by�o to bowiem ostatnie wspomnienie; kt�re potrafi� umie�ci� w chronologicznym ci�gu zdarze�, a przede wszystkim odr�ni� od halucynacji. Moje dalsze prze�ycia s� rw�cym si� filmem, w kt�rym co prawda by�em g��wnym aktorem, ale graj�cym w �pijanym widzie�.
Granica mi�dzy tym, co by�o pragnieniem i tworem wyobra�ni, a rzeczywistym prze�yciem zatar�a si� niemal zupe�nie. Otaczaj�ca mnie sceneria zmienia�a si� chyba nieustannie, gdy� pami�tam �ciany, drzwi, r�ne przedmioty - zar�wno z pokoju Ewy Chocho�owskiej, jak i w�asnego mieszkania w Rokitach. Przykryty prze�cierad�em i pledem materac przeobrazi� si� na chwil� w m�j stary tapczan. Przypominam sobie sceny nacechowane fotograficznym realizmem, ale tak�e jakie� fantasmagorie i majaczenia senne, czy wr�cz pokazy magicznej sztuki. Ta�cz�ce maski rytualne, fruwaj�ce kwiaty, �lewituj�cy� pisak rozsadzaj�cy przek�ut� szpilkami figurk� Wotnego, a tak�e wyschni�t� r�k� mumii kiwaj�c� na mnie czarnym palcem.
Ewa z Czu�ej kochanki zmienia�a si� raz po raz w oszala�ego nami�tno�ci� demona. Urzeka�a oddaniem i delikatno�ci� to zn�w rozbudza�a jakie� zwierz�ce ��dze brutalno�ci� i wyuzdaniem erotycznym. Korzy�a si� i pastwi�a, bi�a i domaga�a ukarania. Rozkosz miesza�a si� z b�lem, poczucie mocy ze s�abo�ci�, bunt ze zniewoleniem. Chyba rzeczywiste prze�ycia miesza�y si� tu z mglistymi wspomnieniami jaki� czytanych przed laty powie�ci Witkiewicza czy Grabi�skiego...
Jestem pewny, �e w tym czasie uda�o si� czarownicy zaw�adn�� mn� tak duchowo, jak i fizycznie. Musia�y by� jednak chwile, w kt�rych wyzwala�em si� spod jej wp�ywu. Widzia�em j� w�wczas ju� nie jako wspania�� bogini�, osza�amiaj�c� mnie sw� niebia�sk� czy diabelsk� pi�kno�ci�, lecz starzej�c� si� wied�m�, budz�c� odraz� i strach. Raz nawet, i to w kulminacyjnym momencie kolejnego mi�osnego Szale�stwa, prze�y�em co� co mo�e �wiadczy�, �e pod�wiadomie broni�em si� przed urojeniami, pr�buj�c zast�pi� widok czarownicy obrazem rzeczywistego mego po��dania i ujrza�em w�wczas na moment pod sob� ju� nie niezmierzone obfito�ci cia�a Ewy, lecz pos�gowo pi�kne, m�ode, j�drne piersi Steni Szyckiej, kt�rych zreszt� naprawd� nigdy jeszcze nie dotyka�em, a tylko marzy�em o tym podczas wielu samotnych nocy.
Obudzi� mnie dzwonek telefonu, brz�cz�cy natarczywie nad uchem. Podnios�em s�uchawk� i bez s�owa poda�em Ewie, kt�ra te� si� przebudzi�a i wyci�gn�a spod pledu nagie rami�.
- Chocho�owska... Kto?... - rzuci�a w s�uchawk� zaspanym g�osem. - Tak, jest tutaj. To do ciebie!
Odebra�em s�uchawk� i powiedzia�em do mikrofonu:
- Tu Szarek! Us�ysza�em g�os Ba�ki Niwi�skiej i poczu�em si� troch� niepewnie.
- Cze�� Adam! Szukam si� od wczoraj - o�wiadczy�a ch�odno. - Dzwoni�am po wszystkich hotelach i dopiero przed chwil� Kamasowa da�a mi ten numer...
- Nie mog�em wczoraj dosta� si� do Kamasy i mam by� dzi� u niego o dziewi�tej.
- Wiem. Ale chyba nie zd��ysz.
- Musia�em zosta� w �odzi. W hotelach nigdzie nie by�o miejsca... Dlaczego m�wisz, �e nie zd���? Kt�ra godzina?
- Pi�tna�cie po �smej. Nie masa zegarka?
- Chyba par� minut Kamasa poczeka. Zaraz do niego zadzwoni�.
- Gdyby� natychmiast wyszed�, mo�e by� zd��y�.
To do�� daleko. Chyba, �e uda�oby mi si� zdoby� taks�wk�... Spojrza�em na Ew�. Udawa�a, �e drzemie, lecz gdy wspomnia�em o taks�wce, usiad�a nagle i powiedzia�a g�o�no, tak i� Ba�ka z pewno�ci� us�ysza�a:
- Zawioz� ci� moim wozem, tylko wezm� jeszcze prysznic! Wsta�a, podnios�a z pod�ogi p�aszcz k�pielowy i przerzuciwszy go sobie przez rami� wysz�a z pokoju, pozostawiaj�c uchylone drzwi. Jej nagie cia�o nie budzi�o we mnie �adnego podniecenia. Raczej niesmak i za�enowanie, wywo�ane wspomnieniem nocnych szale�stw.
- Musia�em zanocowa� u znajomych - sk�ama�em, nie bardzo wiedz�c dlaczego. - Wczoraj wieczorem by�em na bardzo ciekawym zebraniu. Przeci�gn�o si� do p�nych godzin. Gdy ci opowiem co prze�y�em...
- Uwa�aj, �eby� nie wyszed� na idiot� - przerwa�a mi Ba�ka cierpko. - Powiedzia�am, �e mo�esz nie zd��y� porozmawia� z Kamas�, bo o dwunastej musisz by� w Piotrkowie u prokuratora, a poci�g z �odzi Fabrycznej masz o dziewi�tej pi��dziesi�ta Prokurator Makarczyk. Zapisz sobie.
- U prokuratora, o dwunastej! Czy my�lisz, �e b�d� aresztowany.
- Spokojna g�owa. Prokurator chce z tob� porozmawia� w zwi�zku z protoko�em z grudniowej narady. Chodzi o twoje krytyczne wnioski. Chyba dogrzeba� si� czego�... Kabackiego wezwano na dywanik do Warszawy. Dzi� ma przyjecha� jaka� komisja. Ale nie przekaza�am ci najwi�kszej sensacji: Wotny znikn��!
- Znikn��? - zapyta�em rzeczywi�cie zupe�nie zaskoczony.
- Uciek�. Wszystko na to wskazuje. Zn�w dosz�o do wy�adowania, w tym samym trafo. Tyle �e na mniejsz� skal�, bez powa�niejszych skutk�w. Przy �fullerze� by� wtedy Wotny, i to sam. Przyszed� wieczorem. Podobno chcia� co� sprawdzi�. Dy�ur mia� Banecki. Wyszed� na chwil� zostawiaj�c Wotnego. I wtedy to si� sta�o. My�l�, �e pope�ni� jaki� b��d, przestraszy� si� i uciek�: To najwy�sza g�upota, ale wida� wpad� w panik�. Rano nie przyszed� do pracy i w domu tek go nie ma. S�dz�, �e lada chwila si� zjawi, ale nie wyobra�am sobie, �eby uda�o mu si� wykr�ci� od odpowiedzialno�ci.
- Danecki musi uwa�a�. B�dzie z pewno�ci� pr�bowa� go wrobi�.
- I ja tak my�l�. Tak czy inaczej ty jeste� tu czysty i w�a�ciwie adwokat ci niepotrzebny. Dobrze by�oby jednak, jakby� na wszelki wypadek poradzi� si� Kamasy, bo od twoich zezna� zale�y - wiele, mo�e nawet los starego.
- Rozumiem. B�d� stara� si� wpa�� do mecenasa jad�c na dworzec. Mam jeszcze p�ltorej godziny.
- Trzymaj si�. A z t� pani� leniej si� nie zadawaj... - dorzuci�a ostrzegawczo Ba�ka i widocznie po�o�y�a s�uchawk�, bo po��czenie zosta�o przerwane zanim zd��y�em zapyta� j� o Steni� Szyck�.
Rozejrza�em si� za ubraniem. Musia�o zosta� w �azience. Nie by�o tak�e r�cznika, kt�rym wczoraj po �narodzinach� owin�a mnie Chocho�owska. Okry�em si� wi�c prze�cierad�em i wyszed�em do przedpokoju. Z �azienki dochodzi� szum prysznicu, ale moje ubranie i bielizna le�a�y u�o�one r�wno, na sto�ku przed drzwiami.
Zanim zd��y�em si�, ubra�, szum wody usta� i w drzwiach pojawi�a si� Ewa. By�a zupe�nie naga i wyra�nie obserwowa�a jakie to robi na mnie wra�enie. Chyba musia�em j� rozczarowa�, bo si�gn�a po sw�j kolorowy p�aszcz i powiedzia�a niezbyt uprzejmie:
- Czego si� gapisz? Lepiej id� i ogol si�. Mam tu maszynk� po moim by�ym m�u - wskaza�a kciukiem za siebie. - Nie lubi� obro�ni�tych ch�op�w. I spiesz si�. S�ysza�am, �e musisz wyjecha� za p�torej godziny. Ja si� zaraz ubior�, to ci� podrzuc� na dworzec zmieni�a ton na �agodniejszy. - A po drodze wst�pimy do Kamasy. Ma�o czasu, ale mo�esz um�wi� si� na jutro.
- Nie wiem czy jeszcze mi b�dzie potrzebny adwokat. W moich sprawach wszystko wzi�o jakby inny obr�t - wyja�ni�em, rozgl�daj�c si� po oszklonych szafkach �azienki. - Gdzie jest ta maszynka do golenia?
- W pude�ku nad lustrem. Wi�c m�wisz, �e wszystko odwr�ci�o si� na twoj� korzy��? - zapyta�a z o�ywieniem. - Wiedzia�am, �e tak b�dzie!
W��czy�em golark� i powiedzia�em, aby sprawi� czarownicy przyjemno��:
- Twoje wczorajsze praktyki magiczne odnios�y skutek. Nie uda�o si� zrobi� ze mnie koz�a ofiarnego, Teraz od mojej rozmowy z prokuratorem zale�y komu i za co dobior� si� do sk�ry. �al mi troch� starego, to znaczy naczelnego dyrektora. To nie tylko jego wina...
Gwizd dochodz�cy z kuchenki przerwa� nasz� rozmow�: Wida�, id�c do �azienki, Chocho�owska postawi�a czajnik na gazie.
- Zrobi� herbaty i zjemy chocia� po kawa�ku ciasta. Nie wiadomo kiedy b�dziesz wolny. Dam ci te� kanapk� do poci�gu o�wiadczy�a wy��czaj�c gaz.
Gdy ogolony i od�wie�ony wr�ci�em do pokoju, na stoliku c�eka�o �niadanie, a Ewa, ju� w sukience, wk�ada�a rajstopy.
- A co z tym twoim wrogiem? - spyta�a gdy tylko wszed�em.
- Wyobra� sobie, �e spowodowa� now� awari� i uciek�. Sam si� wyko�czy�.
- Nie sam. Kiedy to by�o?
- Wczoraj wieczorem.
- No w�a�nie... - u�miechn�a si� z nieukrywan� satysfakcj�. Spojrza�a na p�k�, gdzie postawi�a plastelinowego homunkulusa i przesta�a si� u�miecha�.
Pod��y�em za jej wzrokiem i uczu�em nieprzyjemny skurcz w �o��dku. Chusta z magicznymi znakami zwisa�a z p�ki, a stoj�ca na tacy figurka rozpada�a si� na dwoje ods�aniaj�c �o��wek�. Wygl�da�a teraz jak dziwaczny totem jakiego� fallicznego kultu.
- Nie, chcia�em, �eby to by�o co� powa�nego - powiedzia�em szczerze.
- Co� tu jest nie tak - stwierdzi�a czarownica jakby troch� zaniepokojona.
Spojrza�em jeszcze raz na �o��wek� i w tym momencie, po raz pierwszy tego dnia, prze�y�em widzenie:
Teren jakiej� budowy. D�ugie wykopy pod fundamenty oszalowane deskami. Niedu�a betoniarka pracuje. Widz� jak tu� przede� mn� cementowe; mi�kkie ciasto sp�ywa w d� mi�dzy szalunki.
Co� ��tawego b�ysn�o na dnie wykopu. To pisak Wotnego. Utkwi� w �wie�ym betonie i teraz znika szybko pod zalewaj�c� go now� warstw� szarego b�ota...
Ockn��em si�. Ewa sta�a przy p�ce na sto�ku. Widocznie przed chwil� przynios�a go z przedpokoju. Wzi�a teraz zwisaj�c� chust� i ostro�nie chwyci�a przez ni� �o��wek�, wydobywaj�c go z rozszczepionej figurki.
- Trzymaj go mocno! - poda�a mi pisak owini�ty w chust�.
Wyda� mi si� jakby troch� ciep�y, ale mog�o to by� z�udzenie. Chocho�owsk� zdj�ta z ni�szej p�ki glinian� misk� o okopconym wn�trzu i zeskoczy�a ze sto�ka.
- Trzeba spali� ten amulet - o�wiadczy�a kategorycznym tonem. Odwin�a dywan, postawi�a sto�ek przy oknie pod kaloryferem i umie�ci�a na mim mis�.
- To jest miska do agnihotry. Najlepiej si� nadaje. W�� do niej ten amulet razem z chustk�. A potem otworzysz okno, aby dym nie pozosta� w mieszkaniu - doda�a wyja�niaj�co.
- Pisak jest chyba z plastyku; wi�c rzeczywi�cie mo�na si� zatru� - zauwa�y�em, obserwuj�c podejrzliwie poczynania czarownicy.
- Powiedzmy
- Czy naprawd� uwa�asz to za konieczne. Mam ma�o czasu...
- Zd��ysz na poci�g. To nie potrwa d�ugo. Nigdy bym sobie nie darowa�a, gdyby ten diabe� zn�w ci zacz�� szkodzi�! Z Kamas� um�wi� ci� na jutro wiecz�r.
- Mo�e w og�le te wizyta nie b�dzie potrzebna.
- Mimo wszystko my�l�, �e powiniene� by� z nim w kontakcie. Przyjedziesz jutro i zdasz mu relacj� z rozmowy w prokuraturze. Wysz�a z pokoju i za chwil� wr�ci�a z benzynowym rozpuszczalnikiem i zapa�kami. Zabawa w czary zaczyna�a by� niebezpieczna, wi�c postanowi�em wzi�� inicjatyw� w swoje r�