9028

Szczegóły
Tytuł 9028
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9028 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9028 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9028 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

David Brin Kryszta�owe sfery Tylko �ut szcz�cia sprawi�, �e zosta�em odmro�ony w�a�nie teraz - w tym samym roku, w kt�rym kosmopr�bnik 992573-aa4 wys�a� sygna� informuj�cy o odkryciu Dobrej Gwiazdy ze strzaskan� kryszta�sfer�. By�em jednym z zaledwie dwunastu kosmonaut�w ciep�o�ywych w tym czasie, wi�c naturalnie wzi��em udzia� w tej przygodzie. Z pocz�tku nic jednak nie wiedzia�em. Kiedy przyby� 1atacz, wspina�em si� akurat po zboczach sycylijskiego p�askowy�u, wielkiej doliny, w kt�r� ostatnie zlodowacenie zmieni�o, dobrze kiedy� mi znane, Morze �r�dziemne. Wsp�lnie z pi�cioma innymi, �wie�o obudzonymi �pi�cymi w�drowali�my i biwakowali�my w�r�d przepi�knych widok�w, aklimatyzuj�c si� do nowych czas�w. Stanowili�my prawdziw� mieszanin� z r�nych epok, cho� nikt nie by� starszy ode mnie. W�a�nie obejrzeli�my zatopione niegdy� ruiny Atlantydy i wracali�my z wyprawy le�n� �cie�k�, o�wietlon� blaskiem wisz�cego wysoko pier�cie�miasta. W ci�gu wiek�w, kt�re przespa�em, b�yszcz�cy, gi�tkotrwa�y pas mieszkalnoprzemys�owy otaczaj�cy nasz �wiat, wyra�nie zgrubia�. Na �rednich szeroko�ciach noce by�y blade, a w pobli�u r�wnika niemal nic nie odr�nia�o ich od dni - tak jasno �wieci�o niebo. Jednak gdyby nawet uwolniono je od wszystkich dzie� cz�owieka, nasza noc w niczym nie przypomina�aby nocy znanej memu dziadkowi, gdy by� jeszcze ch�opcem. Od XXII wieku na wieczno�� pozosta�y na niebie Skorupy, b�yszcz�ce kolorowo w miejscach, z kt�rych �wieci�y niegdy� gwiazdy i galaktyki. Nic te� dziwnego, �e nikt z powierzchni Ziemi nie �a�owa� wiecznego wygnania nocy. Ludzko��, �yj�ca na planetkach, mo�e i musia�a przygl�da� si� Skorupom, mieszka�cy Ziemi nie mieli jednak najmniejszej ochoty na to, by bezustannie przypomina� sobie o tym, co oznacza�y. Rozmro�ony zaledwie rok temu, nie by�em jeszcze got�w by zapyta�, w kt�rym wieku �yj�, nie m�wi�c ju� o wybraniu zawodu na to �ycie. Rozbudzeni �pi�cy dysponowali zazwyczaj dziesi�cioleciem, �eby cieszy� si� poznawaniem r�nic, wyros�ych na Ziemi i w Kosmosie podczas ich nieobecno�ci. Potem przychodzi� czas dokonywania wybor�w. Dotyczy�o to w szczeg�lno�ci kosmonaut�w podr�uj�cych przez dziesi�tki lat �wietlnych. Pa�stwo - bezwieczne bardziej ni� ka�dy z jego niemal nie�miertelnych obywateli darzy�o nostalgicznym uczuciem nas - dziwak�w, oficer�w nie istniej�cej ju� armii. Kiedy budzi� si� kosmonauta, by� zach�cany, �eby bez przeszk�d w�drowa� przez przemienion� Ziemi�, �eby uczy� si� nieznanego; m�g� wyobra�a� sobie, �e przemierza dobry �wiat, na kt�rym nie posta�a jeszcze noga cz�owieka, �e oddycha innym powietrzem, kt�rym nie oddycha� ju� przez tyle wiek�w. Spodziewa�em si�, �e moja nowonarodzeniowa podr� pozbawiona b�dzie niespodzianek. Stoj�c na le�nozboczu Sycylii ze zdumieniem patrzy�em na jasnobia�y, Sol-rz�dowy latacz przebijaj�cy koronk� chmur i zbli�aj�cy si� do obozowiska, kt�re moja grupa czasowych rozbi�a po to, �eby odpocz�� i plotkowa� o wydarzeniach zako�czonego dnia. Wstali�my wszyscy patrz�c jak nadlatuje. Zerkali�my na siebie podejrzliwie zgaduj�c, kto z nas jest wystarczaj�co wa�ny, �eby zmusi� zawsze dyskretne w�adze do pogwa�cenia naszej prywatno�ci i wys�ania tego strz�pka rzeczywisto�ci a� za wzg�rza Palermo, do rezerwatu, do kt�rego tak bardzo nie pasowa�. Nie podzieli�em si� z nikim moimi domys�ami, ale wiedzia�em, �e przybywali po mnie. Nie pytajcie - sk�d? Kosmonauci wiedz� takie rzeczy. To wszystko. My, kt�rzy byli�my poza potrzaskan� Skorup� kryszta�sfery Uk�adu S�onecznego i przygl�dali�my si� z daleka innym �wiatom niedost�pnym, ukrytym w swych odleg�ych muszlach... My, kt�rzy rozp�aszczali�my nosy o szyby zamkni�tych sklep�w ze s�odyczami wpatrzeni w to, czego nigdy nie dostaniemy. Tylko my pojmujemy ca�� g��bi� w�asnego upadku, rozumiemy sp�atany nam przez Wszech�wiat �art. Miliardy podobnych do nas ludzi - tych ludzi, kt�rzy nigdy nie wyszli spod mi�kkich, z�otych skrzyde� S�o�ca - potrzebuj� psychist�w by dowiedzie� si� o swym nieodwracalnym kalectwie. Wi�kszo�� z nich przep�ywa przez �ycie cierpi�c tylko na kr�tkie ataki g��bokiej depresji, �atwe do wyleczenia lub ko�cz�ce si� Ostatecznym Snem. Lecz my, Kosmonauci, my szarpali�my pr�ty naszej klatki. Wiemy, �e nasze neurozy wyros�y z najwi�kszego �artu Kosmosu. Poszed�em w stron� przesieki, na kt�rej zatrzyma� si� latacz. By�em tym, na kogo inni mogli zrzuci� win� za zak��cenie spokoju. Czu�em na plecach ich pal�ce spojrzenia. Jasna kropla otworzy�a si� przed wysok� kobiet� o urodzie pos�gowej i dalekiej, kt�ra nie by�a w modzie podczas �adnego z moich ostatnich czterech okres�w �ycia. Ta kobieta najwyra�niej nie poddawa�a si� biorze�bie. Bez wstydu przyznaj�, �e jej nie pozna�em, cho� w czasie wolnop�yn�cych lat oczekiwania trzykrotnie byli�my ma��e�stwem. Pierwsze co dostrzeg�em, pierwsze na co zwr�ci�em uwag� by� jej mundur, �przysypany naftalin�� (c� za okre�lenie!) tysi�c lat temu. Srebrny na tle granatu, granatowe oczy... - Alice! - szepn��em po d�ugiej chwili. - A wi�c sta�o si�? Po latach... Zbli�y�a si� i uj�a m� d�o�. Musia�a wiedzie�, jaki by�em napi�ty, jaki s�aby. - Tak, Joshua. Jeden z pr�bnik�w znalaz� strzaskan� sfer�. - Czy to nie pomy�ka? Czy to Dobra Gwiazda? Skin�a g�ow�, jej oczy m�wi�y �tak�. Czarne loki upad�y na policzki, b�yszcz�c jak p�omie� silnika rakiety. - Pr�bnik da� sygna� alarmu klasy �A� - u�miechn�a si�. - Wok� tej gwiazdy kr��� Skorupy, o�wietlaj�c nocne niebo, tak jak u nas. Jest tam tak�e �wiat. �wiat, kt�rego mo�na dotkn��! Roze�mia�em si� g�o�no i przytuli�em j�. Moi towarzysze pochodzili najpewniej z czas�w, kiedy czego� takiego po prostu si� nie robi�o, bowiem zza plec�w us�ysza�em pe�ne za�enowania szepty. - Kiedy? Kiedy si� dowiedzieli�cie? - Kilka miesi�cy temu. By�e� ju� rozmro�ony, rz�d zadecydowa�, �e musisz jednak mie� ten rok dla siebie. Jestem tu, bo w�a�nie si� sko�czy�. Czekali�my zbyt d�ugo, Joshua. Moishe Bok zbiera wszystkich �yj�cych dzi� kosmonaut�w. - Joshua, chcemy, �eby� by� z nami. Potrzebujemy ci�. Wyruszamy za trzy dni. Do��czysz do nas? Nie musia�a pyta�. Jeszcze raz przytulili�my si� do siebie, tylko �e teraz musia�em powstrzyma� �zy. Ju� od kilku dni, podczas w�dr�wek zastanawia�em si�, jaki zaw�d wybior� sobie na to �ycie. Lecz, c� za rado��, nie s�dzi�em, �e zn�w b�d� kosmonaut�. �e jeszcze raz w�o�� mundur i jeszcze raz polec� do gwiazd. Przygotowania by�y ca�kowicie tajne. Rz�dowi psychi�ci zadecydowali, �e jako rasa nie znie�liby�my kolejnego rozczarowania. Obawiali si� wybuchu epidemii g��bokiej depresji, kilku pr�bowa�o nawet powstrzyma� nas przed zorganizowaniem ekspedycji. Na szcz�cie pami�tano o pradawnej umowie. My, kosmonauci, dawno temu zgodzili�my si� wstrzyma� loty, �eby nie budzi� w ludziach fa�szywej nadziei. W zamian za to wysy�ali�my miliardy automatycznych pr�bnik�w i mieli�my zezwolenia na sprawdzenie ka�dego nades�anego przez nie sygna�u o strzaskanej kryszta�sferze. Kiedy dolecieli�my z Alice do Charona, zako�czono ju� przegl�d naszego statku. Mia�em nadziej�, �e u�yjemy �Roberta Rodgersa� lub �Prince de Leon�, kt�rymi kiedy� dowodzi�em, wybrano jednak starego �Pelenora�, wystarczaj�co du�ego do celu, kt�remu mia� s�u�y�, lecz nie niezdarnego. Rz�dowe holowniki �adowa�y na pok�ad dziesi�� tysi�cy zamro�onych cia�; widzieli�my to, Alice i ja, z promu mijaj�cego Plutona i rozpoczynaj�cego manewry cumowania. St�d, z jednej dziesi�tej drogi do Granicy, Skorupy b�yszcza�y �wiec�c niesamowitymi kolorami. Pozwoli�em Alice pilotowa� i patrzy�em na p�on�ce fragmenty strzaskanej, s�onecznej krzyszta�sfery. Gdy m�j dziadek by� ch�opcem, Charon by� �wiadkiem podobnej, gor�czkowej krz�taniny. Tysi�ce podenerwowanych m�czyzn i kobiet t�oczy�o si� wok� asteroidalnego statku wielko�ci potowy niewielkiego ksi�yca, prawdziwej arki przyjmuj�cej na pok�ad przysz�ych kolonist�w, ich zwierz�ta, ich dobytek. Ci wcze�ni podr�nicy wiedzieli, �e nie dotr� do miejsca przeznaczenia, lecz to ich nie martwi�o. Nie znali g��bokiej depresji. Odlatywali swym jak�e prymitywnym statkiem pe�ni nadziei, �e ich wnukowie osi�d� na planecie, kt�ra, jak dowodzi�y czu�e teleskopy, oczekiwa�a ich, zielona i przyjazna, kr���c w uk�adzie Tau Ceti. Dziesi�� tysi�cy lat p�niej i ja patrzy�em na przesuwaj�c� si� poni�ej, gigantyczn� Stoczni� Charona. Szereg za szeregiem spoczywa�y w niej przycumowane statki. Przez dziesi�tki wiek�w wybudowano ich tysi�ce: oto wielkie statki pokoleniowe, barki hibernacyjne, frachtowce i dumne jednostki zwiadowcze. By�y tam wszystkie, z wyj�tkiem tych nielicznych zniszczonych w katastrofach i tych, kt�rych za�ogi odebra�y sobie �ycie z rozpaczy. Wszystkie wr�ci�y na - Charona, pobite, zwyci�one. Widzia�em najstarsze z nich. My�la�em o czasach, gdy m�j dziadek by� ch�opcem, gdy �Poszukiwacz� przekroczy� rado�nie Granic� i z pr�dko�ci� r�wn� jednej setnej pr�dko�ci �wiat�a uderzy� w wewn�trzn� powierzchni� krzyszta�sfery Uk�adu S�onecznego. Za�oga nigdy nie dowiedzia�a si�, co ich zmia�d�y�o. Przechodzili przez zewn�trzne mielizny Uk�adu S�onecznego - Ob�ok Oorta, z�o�ony z miliard�w komet ta�cz�cych jak p�atki �niegu w s�abym u�cisku grawitacji s�onecznej. Instrumenty �Poszukiwacza� dr��y�y Ob�ok natrafiaj�c na pojedyncze, ruchome, lodowe kule. Przyszli koloni�ci zamierzali skraca� sobie czas d�ugiego lotu badaniami naukowymi. Mi�dzy innymi zamierzali rozwi�za� zagadk� masy komet. Dlaczego - zapytywali przez setki lat astronomowie wszystkie te lodowe cia�a maj� ten sam wymiar, kilka mil? Instrumenty �Poszukiwacza� mia�y znale�� odpowied� na jedno z gn�bi�cych ludzi pyta�. Jego piloci nie wiedzieli, �e znajd� dow�d �artu Bog�w. W momencie zderzenia kryszta�sfera rozci�gn�a si� na kilka minut �wietlnych. �Poszukiwacz� mia� akurat tyle czasu, �eby nada� jeden komunikat laserowy, za�oga wiedzia�a wy��cznie, �e dzieje si� co� dziwnego, �e co� rozrywa statek na kawa�ki, �e rozdziera si� sama osnowa Wszech�wiata. A p�niej krzyszta�sfera p�k�a. I tam, gdzie kiedy� by�o dziesi�� miliard�w komet, by�o ich teraz dziesi�� kwadrylion�w. Nikt nigdy nie znalaz� wraku �Poszukiwacza�. By� mo�e wyparowa� w momencie zderzenia. Niemal po�owa ludzko�ci zgin�a w Wojnie przeciw Kometom, a gdy po wiekach planety by�y ju� bezpieczne, statek znik�. Nigdy nie dowiedzieli�my si� w jaki spos�b, dzi�ki jakiemu przypadkowi, zdo�a� rozbi� kryszta�sfer�. Wielu ci�gle jeszcze s�dzi, �e to w�a�nie niewiedza za�ogi, nie�wiadomo�� faktu samego istnienia sfery, umo�liwi�y jej dokonanie tego, czego nikomu nie uda�o si� powt�rzy�. Ziemi� za� o�wietli�y Skorupy. Uk�ad S�oneczny b�yszcza� otoczony pier�cieniem �wiat�a, odbijanego przez kwadrylion komet... znak jedynej Dobrej Gwiazdy osi�galnej dla cz�owieka. - Zbli�amy si� - powiedzia�a Alice. Usiad�em i spojrza�em na jej zr�czne d�onie, ta�cz�ce w�r�d przycisk�w. A p�niej, w polu widzenia pojawi� si� �Pelenor�. Wielka kula �wieci�a w blasku rzucanym przez Skorupy. Praca silnik�w ju� powodowa�a dr�enie przestrzeni wok� statku. Holowniki sko�czy�y �adowanie kolonist�w i odlatywa�y. Dziesi�� tysi�cy cia� nie potrzebowa�o opieki podczas lotu, wi�c my, dwunastu kosmonaut�w, b�dziemy mieli czas na prace badawcze. A je�li to rzeczywi�cie Dobra Gwiazda �wieci nad w�a�ciw� planet�, obudzimy zamro�onych m�czyzn i zamro�one kobiety z g��bokiego snu i dostarczymy ich na ich nowy �wiat. Bez w�tpienia wybrano w�a�ciwych ludzi, dobrych przysz�ych kolonist�w, ale wydane nam rozkazy by�y jasne: nie wolno budzi� nikogo, dop�ki mo�liwo�� powstania kolonii nie zostanie udowodniona. By� mo�e i ta podr� zako�czy si� kolejnym rozczarowaniem i je�li tak, nikt z nich nigdy nie dowie si�, �e przelecia� dwadzie�cia tysi�cy parsek�w tam i dwadzie�cia tysi�cy parsek�w z powrotem. - Dokujmy - powiedzia�em niecierpliwie. - Ruszajmy! Alice u�miechn�a si�. - Prawdziwy kosmonauta, zawsze niecierpliwy. Odpocznij dzie� lub dwa, Joshua. Ju� wkr�tce wyfruniemy z gniazda. Nie warto by�o t�umaczy�, �e czeka�em d�u�ej ni� ona, zapewne d�u�ej ni� ktokolwiek z jeszcze �yj�cych. Zachowa�em wi�c sw� niecierpliwo�� dla siebie i ws�ucha�em si� w brzmi�c� mi w g�owie muzyk� sfer. Za moich czas�w znano cztery sposoby omini�cia praw Einsteina i dwa oszukania ich. W tej podr�y �Pelenor� u�ywa� wszystkich. Poruszali�my si� okr�n� drog�: od punktu spoczynku, przez kwantum, do kolapsara. Nim dolecieli�my, mia�em sporo czasu na zastanowienie si�, jakim cudem pr�bnik zdo�a� odby� t� drog�, a zw�aszcza drog� powrotn�. Znalaz� j� w pobliskiej, pomniejszej galaktyce Rze�biarza. Podr�owali�my dwana�cie lat czasu pok�adowego. Po drodze min�li�my co najmniej dwie�cie Dobrych Gwiazd, samotnych, stabilnych, ciep�o��tych. Ka�d� z nich okr��a�y planety. Kilkana�cie razy przelatywali�my wystarczaj�co blisko; �eby przez superskopy dostrzec kusz�ce, jasnob��kitne wodo�wiaty, na kt�rych nigdy nie b�dzie nam dane stan��. Dawno temu okre�liliby�my dok�adnie ich po�o�enie i pe�ni nadziei zatrzymaliby�my si� tu� poza niebezpieczn� granic�. Wszystkimi instrumentami badaliby�my te �wiaty, tak bardzo podobne do Ziemi. Uwa�nie i dok�adnie sporz�dziliby�my ich mapy, oczekuj�c na dzie�, w kt�rym ludzko�� nauczy si� dokonywa� �wiadomie to, co �Poszukiwacz� osi�gn�� przypadkiem. Raz zatrzymali�my si� nawet i stali�my oddaleni o dwa dni �wietlne od gwiazdy - tu� za granic� jej kryszta�sfery. By� mo�e byli�my g�upcami zbli�aj�c si� a� tak blisko, ale nic na to nie potrafili�my poradzi�. Ten wodno�wiat przemawia� do nas modulowanymi falami radiowymi! Dopiero po raz czwarty odnaleziono cywilizacj� techniczn�. Sp�dzili�my fascynuj�cy rok na umieszczaniu automatycznych stra�nik�w i rejestrator�w obserwuj�cych ten fenomen. Jednak nawet nie starali�my si� nawi�za� ��czno�ci. Wiedzieli�my ju�, co si� stanie. Ka�dy wys�any pr�bnik uderzy w kryszta�sfer�, rozbije si�, obro�nie lodem a jego wrak zatonie w megatonach wody. Pojawi si� nowa kometa. Ka�dy rodzaj promieniowania, kt�ry spr�bujemy wys�a� w stron� planety, uruchomi podobn� reakcj�, tworz�c lustro, od kt�rego odbij� si� wszystkie nasze wysi�ki, ka�da pr�ba kontaktu z mieszka�cami. Ale... mogli�my s�ysze� ich g�osy! Kryszta�sfery by�y barier� jednostronn�, zatrzymuj�c� modulowane fale radiowe i �wiat�o, barier� chroni�c� przed inteligencj�. To, co wychodzi�o z planety, nie by�o przechwytywane. W tym wypadku trafili�my na jeszcze jedn� cywilizacj� mrowiska. Te istoty nie stworzy�y nawet koncepcji podr�y kosmicznych, wi�c nie mog�y si� nimi interesowa�. Rozczarowani, pozostawili�my na miejscu stra�nik�w i odlecieli�my. Cel objawi� si� nam z ca�� oczywisto�ci�, gdy tylko si� do niego zbli�yli�my. Zdenerwowanie i zaciekawienie ros�o w miar�, jak przekonywali�my si�, �e pr�bnik nie k�ama�. Oto by�a Dobra Gwiazda: stabilna, stara, samotna, a jej przyjazny, ��ty blask za�amywa� si� w bladej, b�yszcz�cej otoczce dziesi�ciu kwadrylion�w �nie�nych p�atk�w... pozosta�ych po strzaskanej kryszta�sferze. - Jest pe�en zestaw planet - og�osi� nasz kosmofizyk, Yen Ching. Jego d�onie porusza�y si� wewn�trz holitanku, czuj�c w jego mrocznym wn�trzu to, co instrumenty statku odkry� mog�y z tej odleg�o�ci. - Czuj� trzy gazowe giganty, oko�o dw�ch milion�w ma�ych cia�, asteroid�w i... pozwoli� nam czeka�, podczas gdy sam wyczuwa� dok�adnie, dla pewno�ci... trzy �wiaty. Krzykn�li�my z rado�ci. Jeden z trzech powinien kr��y� wewn�trz Strefy �ycia. - Czekajcie... tak, jest tu ma�y �wiat, kt�ry ma - podni�s� palec, poliza� go i smakowa� przez chwil� z oczami wzniesionymi w niebo, niczym koneser pr�buj�cy doskona�ego wina... - Woda - powiedzia� powoli. - Tak! Du�o wody! Czuj� te� �ycie - typowo adeninowe �ycie w�glowe. Hmmm... w rzeczywisto�ci jest te� chlorofilowe i lewoskr�tne. W�r�d radosnej paplaniny, kt�ra nast�pi�a po tym o�wiadczeniu nasz kapitan, Moishe Bok, musia� podnie�� g�os. - W porz�dku! S�uchajcie! Jasna sprawa, �e niepr�dko trafimy do ��ka! Biolog Taiga, czy lista cia� do odtajania na wypadek odkrycia w�a�ciwej planety jest przygotowana? Alice wyci�gn�a list� z kieszeni. - Gotowe, Moishe. Biologowie, technicy, planetolodzy, krystalografowie... - Lepiej obudzi� tak�e kilku archeolog�w i kontaktowc�w - doda� sucho Yen. Obejrzeli�my si� i zobaczyli�my, �e trzyma d�onie w holitanku, a twarz ma rozmarzon�. - Nasza cywilizacja potrzebowa�a trzech tysi�cy lat, �eby umie�ci� asteroidy na orbitach optymalnych do kolonizacji. W por�wnaniu z tym systemem jeste�my ci�gle amatorami. Tory wszystkich ma�ych cia� znajduj�cych si� w tym systemie zosta�y zmienione. Maszeruj�, jak staro�ytni �o�nierze na defiladzie. In�ynierii na tak� skal� dot�d nawet sobie nie wyobra�a�em. Wzrok Moishe spotka� si� z moim. Jako pierwszy oficer mia�em obowi�zek broni� statku, gdyby popad� w k�opoty... i zniszczy� go w razie gro�by przechwycenia. Dawno temu doszli�my do jednego wniosku: je�li Dobre Gwiazdy bez kryszta�sfer s� tak rzadkie, je�li marzy o nich sfrustrowana ludzko��, to ka�da inna rasa, w�adaj�ca sekretem podr�y kosmicznych czuje zapewne to samo co my. Je�li inny gatunek zdo�a� wyrwa� si� ze swej skorupy i w�druje po Wszech�wiecie szukaj�c dost�pnej Dobrej Gwiazdy; co mo�e pomy�le� o naszym statku? Wiem, co my by�my pomy�leli. Pomy��eliby�my, �e intruz przyby� z systemu otwartego! Moim zadaniem by�o dopilnowanie, �eby nikt nie �ledzi� wracaj�cego na Ziemi� �Pelenora�. Skin��em na moj� asystentk�, Yoko Murukami i przeszli�my razem do kuli walki. Odblokowali�my konsol� ognia, Moishe nakaza� ostro�ne zbli�enie... Yoko patrzy�a na konsol� z pow�tpiewaniem. Najwyra�niej nie dowierza�a skuteczno�ci nawet naszego mega-terawatowego lasera wobec technologii o skali opisanej przez Yena. Wzruszy�em ramionami. Spe�ni�em sw�j obowi�zek w momencie uzbrojenia statku, ujmuj�c d�wigni� samozniszczenia. W ci�gu kilku nast�pnych godzin uwa�nie �ledzi�em nast�puj�ce po sobie wydarzenia i pami�ta�em... pami�ta�em. Dawno, dawno temu, nim �Poszukiwacz� rozbi� skorupk� S�o�ca i rozpocz�� dwustuletni� Wojn� przeciw Kometom, ludzko�� dojrza�a ju� do sporu, kt�ry �wczesnym my�licielom przysporzy� wielu bezsennych nocy. Poprawi�a si� jako�� teleskop�w, biolodzy zacz�li pojmowa� zagadk� �ycia i przykrawa� je na sw� miar�, a ludzie, kt�rych by�o coraz wi�cej i wi�cej wpatrywali si� w niebo pytaj�c: �Gdzie si� oni, do diab�a, podziali?�. Wielkie kamery umieszczone na Ksi�ycu �ledzi�y planety okr��aj�ce najbli�sze ��te s�o�ca. Okruchy �ycia potrafi� wykry� nawet ten, jak�e prymitywny, sprz�t z XXI wieku. Filozofowie mno�yli nerwowe obliczenia udowadniaj�c, �e galaktyki musz� roi� si� od �ycia. Ju� my�liciele przygotowuj�cy pierwszy gwiezdny statek zacz�li w�tpi�. Je�li podr�e kosmiczne s� tak �atwe, to czemu �yznych gwiazd nie obsia� kto� inny? W ko�cu i my byli�my gotowi do kolonizacji. Ostro�ne obliczenia stopnia ekspansji wskazywa�y na to, �e cz�owiek powinien zasiedli� galaktyk� w ci�gu kilku milion�w lat. Wi�c dlaczego kto� ju� jej nie zasiedli�? Dlaczego brak �lad�w mi�dzygwiezdnej komunikacji? Dlaczego nie zosta�a wykryta sie� galaktycznej ��czno�ci? Co wi�cej - czemu brak �lad�w kolonizacji Ziemi w przesz�o�ci? Byli�my ju� ca�kiem pewni, �e nie go�cili�my nigdy przybysz�w z innych planet, a dowodem na to by� prekambr. Nim nasta�a epoka gad�w, przed rybami, trylobitami i amebami, w ci�gu dw�ch miliard�w lat historii Ziemi jedynymi jej mieszka�cami by�y prymitywne, jednokom�rkowe organizmy bez j�dra - procariota - z mozo�em szukaj�ce podstawowej formy �ycia. W tym czasie nie przyby� na Ziemi� nawet jeden kolonista! Wiemy to na pewno, bo gdyby si� zjawi�, nawet pozostawione przez niego �miecie zmieni�yby ca�� histori� �ycia na Ziemi. Jedna nie ca�kiem szczelna latryna wype�ni�aby oceany istotami wy�szymi, bez k�opotu podbijaj�cymi naszych prymitywnych przodk�w. Dwa miliardy lat bez kolonizacji... milcz�ca pustka Wszech�wiata... dwudziestowieczni filozofowie nazywali j� Wielk� Cisz�. Mieli nadziej�, �e statki kosmiczne znajd� odpowied� na ich pytania. I pierwszy z nich, �Poszukiwacz�, zdo�a� jako� rozbi� kryszta�sfer�, o kt�rej istnieniu nie mia� nawet poj�cia, wyja�niaj�c nam t� zagadk� ostatecznie. Podczas Wojny przeciw Kometom niewiele mieli�my czasu na puste filozofowanie. Urodzi�em si� na polu bitwy, pierwsze sto lat �ycia sp�dzi�em w surowych warunkach na ma�ych, ha�a�liwych stateczkach, rozwalaj�c jedyne lodowe kule i unikaj�c zderzenia z nimi. Gdyby kt�ra� z nich spad�a na nasz delikatny �wiatek, zniszczy�aby go bezpowrotnie. Mogli�my sobie na to pozwoli�. W ko�cu przesz�o po�owa ludzko�ci �y�a ju� w koloniach, �atwiejszych do obrony ni� wystawiona na ka�dy strza� wielka planeta. By�oby to nawet logiczne, ale na wie�� o zagro�eniu Matki Ziemi ludzko�� dosta�a ataku lekkiego szale�stwa. Koloni�ci wystawiali na ciosy bry�y lodu miasta zamieszka�e przez miliony, chroni�c wielki �wiat znany im wy��cznie z ksi��ek i z bladoniebieskiego b�ysku na ciemnym niebie Psychi�ci d�ugo pr�bowali domy�la� si� ich motyw�w. Zakrawa�o to na epidemi� boskiego szale�stwa. W ko�cu zwyci�yli�my. Oswoili�my komety i znowu mogli�my podnie�� wzrok. Zbudowali�my nowe statki, lepsze od poprzednich. Musia�em czeka� na miejsce w dwunastym z nich i to oczekiwanie uratowa�o mi �ycie. Stracili�my pierwsze siedem. Nadaj�c radosne komunikaty i opisuj�c kwitn�ce, zielone �wiaty do kt�rych si� zbli�a�y - uderza�y w kryszta�sfery i gin�y. I - przeciwnie ni� �Poszukiwacz� - gin�y bez sensu. Obracaj�ce je w lodowe kule kryszta�sfery pozostawa�y nietkni�te. �ywili�my tak wielkie nadzieje... cho� ci pami�taj�cy �Poszukiwacza� troch� si� jednak niepokoili. �ywili�my nadzieje na spok�j, na to, �e pod�o�ymy innym �wiatom kuku�cze jaja, �e po raz pierwszy b�dziemy bezpieczni, wolni od strachu przed przeludnieniem, st�oczeniem, stagnacj�. Wszystkie �asze nadzieje za�ama�y si� naraz, strzaskane o niewidzialne, lecz �miertelnie niebezpieczne bariery. Ca�e wieki zabra�y badania, jak odkry� obszary �mierci. Pytali�my: czemu? Dlaczego Wszech�wiat jest tak przewrotny? Co to za wielki, kosmiczny psikus? Czym s� kryszta�sfery, istniej�ce mimo znanym nam zasadom fizyki, trzymaj�ce nas z dala od pi�knych, ma�ych, tak bardzo po��danych �wiat�w. Na trzy wieki szale�stwo zn�w zaw�adn�o ludzko�ci�. Mnie omin�y najgorsze lata g��bokiej depresji, by�em w grupie badaj�cych sfer� otaczaj�c� Tau Ceti i nim powr�ci�em sprawy nieco si� ju� uporz�dkowa�y. Lecz wr�ci�em do uk�adu, kt�ry mia� z�amane serce. D�ugo musia�em czeka�, by na Ziemi lub w koloniach us�ysze� wybuch serdecznego �miechu: Ca�a za�oga westchn�a z ulg�, gdy kapitan Bok kaza� mi zabezpieczy� bro�. Nareszcie mog�em zdj�� d�onie z autodestruktora. Napi�cie roz�adowa�o si� w biegn�cych po ca�ym ciele dreszczach i Alice musia�a mnie przez kilka chwil podtrzymywa�, cho� w ko�cu stan��em pewnie na nogach. Moishe odwo�a� alarm, poniewa� system okaza� si� martwy. M�wi�c dok�adniej pulsowa� �yciem, brakowa�o tylko inteligencji. Wi�ksze asteroidy posiada�y cudowne, samowystarczalne ekosystemy, absorbuj�ce �wiat�o przez gigantyczne �okna�. Pot�ne kopu�y na dwudziestu ksi�ycach okrywa�y wielkie lasy. Brakowa�o tylko komunikacji, przekaz�w radiowych lub �wietlnych, a detektory Yena nie odkry�y ani �ladu aktywno�ci mechanicznej lub telepatycznej, charakterystycznych dla istot analitycznych. Niesamowite wra�enie sprawia�a podr� mi�dzy uporz�dkowanymi cia�ami niebieskimi systemu. Do tej pory robili�my takie manewry wy��cznie w doskonale znanym nam Uk�adzie S�onecznym. Podczas pierwszych wiek�w kryzysu po rozpadzie kryszta�sfery, niekt�rzy ludzie nadal uwa�ali, �e mo�liwe jest �ycie w�r�d gwiazd. W wi�kszo�ci byli to koloni�ci, kt�rzy g�osili, �e planety s� ci�kie i niezdarne, �e nikt planet nie potrzebuje. Wi�c... podr�owali do Z�ych Gwiazd: czerwonych gigant�w i male�kich, czerwonych kar��w�ciasnych uk�ad�w podw�jnych i uk�ad�w s�o�c niestabilnych. Z�ych Gwiazd nie broni�y kryszta�sfery. Przyszli koloni�ci znajdowali dryfuj�ce wok� nich okruchy materii i budowali miasta na wz�r ziemskich. Ka�da kolejna pr�ba ko�czy�a si� kl�sk�: Ludzie tracili po prostu wol� prokreacji. Psychi�ci zdecydowali w ko�cu, �e mia�o to bezpo�redni zwi�zek z atakiem szale�stwa, kt�ry umo�liwi� nam zwyci�stwo w walce z kometami. M�wi�c najpro�ciej, ludzie mog� �y� na asteroidach tylko pod warunkiem, �e czuj� blisko�� b��kitnego �wiata, �e widz� go na niebie. Taka jest wada naszego charakteru, bez w�tpienia wada - nie mo�emy �y� samotnie. Musimy czu� blisko�� wodno�wiata, je�eli Wszech�wiat kiedykolwiek ma by� nasz. Ten �wiat nazwali�my Quest od imienia potwora, kt�rego tak d�ugo poszukiwa� kr�l Pelenor, kt�rego imieniem ochrzczono nasz statek. Quest �wieci� b��kitem i br�zem, ukrytymi za bia�� pieluch� chmur. Kr��yli�my nad nim cztery godziny, nie mog�c powstrzyma� �ez. Alice obudzi�a dziesi�ciu naukowc�w. Zapewniono nas, �e tych ludzi nie za�amie nowa fala nadziei. Obserwowali�my ich, gdy przysz�a na nich kolej ogl�dania planety, widzieli�my �zy rado�ci sp�ywaj�ce po ich policzkach i p�akali�my wraz z nimi. Sam �Pelenor� nie podo�a�by zadaniu zbadania tego systemu. Sp�dzili�my rok na odszukiwaniu i modyfikowaniu starych statk�w, dryfuj�cych wok� nowej planety, �eby zespo�y mog�y si� rozdzieli� i zbada� najdalsze zak�tki systemu. W drugim roku naszej obecno�ci ju� stu biolog�w obozowa�o na powierzchni Quest. Podnieceni, studiowali cechy genetyczne miejscowej fauny i flory, i ju� gotowi byli do modyfikacji ziemskich ro�lin tak, �eby w��czy�y si� one w ekosystem nie powoduj�c jego za�amania. Nadchodzi� czas, kiedy z genotank�w naszego statku mia�y by� wydobyte tak�e zwierz�ta. In�ynierowie obserwuj�cy ma�e cia�a niebieskie stwierdzili z rado�ci�, �e zdo�aj� uruchomi� systemy podtrzymywania �ycia, pozostawione na nich przez ras� w�adc�w. Mieli�my miejsce dla miliard�w kolonist�w - tak na pocz�tek. Najbardziej niecierpliwie oczekiwali�my jednak raport�w archeolog�w. W czasie gdy nie pilotowa�em akurat prom�w, pracowa�em w�a�nie z nimi. By�em w starych ruinach Miasta, pozna�em zbocza Wielkiej Doliny, widzia�em odkrycia, kt�re by�y katalogowane i mozolnie badane. Dowiedzieli�my si�, �e w�adcy Quest sami siebie nazywali Nataralami. Wygl�dali dok�adnie tak, jak mogli�my si� spodziewa�: dwuno�ni, dziewi�ciopalcy, dziwaczni. Do ich twarzy mo�na si� by�o jednak przyzwyczai� i - patrz�c wystarczaj�co d�ugo na rze�by i obrazy - rozpoznawa�o si� nawet subtelne r�nice mi�dzy osobnikami i delikatne szczeg�y ekspresji. Gdy z�amali�my kod j�zyka, opr�cz nazwy tej rasy poznali�my tak�e fragmenty jej historii. W odr�nieniu od kilku innych spo�eczno�ci, kt�re obserwowali�my z daleka, Natarale byli osobniczy i nastawieni na ekspansj�. Tak jak my, podbili system po wype�nieniu swej historii planetarnej, barwnej i troch� dobrej, troch� z�ej jak nasza. I - tak jak my - �nili dwa sprzeczne sny. Marzyli o gwiazdach, o tym, �eby rosn��. Marzyli te� o tym, �eby zobaczy� inne twarze, �eby mie� s�siad�w. Nim wybudowali pierwszy statek kosmiczny, zrezygnowali z my�li o s�siadach. Wiedzieli ju�, �e nikt nigdy nie odwiedzi� ich planety. Z gwiazd dobiega�a ich tylko cisza. A jednak gdy byli gotowi - wys�ali pierwszy statek wezwani przez drugi ze sn�w: Przestrze�. W kilka dni p�niej p�k�a kryszta�sfera ich s�o�ca. Przez dwa tygodnie sprawdzali�my t�umaczenia. I zn�w je sprawdzali�my. Tysi�cleciami szukali�my przecie� sposobu, �eby skruszy� bariery otaczaj�ce Dobre Gwiazdy... �eby powt�rzy� to, co uda�o si� przypadkiem �Poszukiwaczowi�. I teraz dopiero poznali�my tajemnic�. Tak jak i my, Natarale potrafili skruszy� tylko jedn� kryszta�sfer� - sw� w�asn�. Wz�r powtarza� si� - mieli sw� Wojn� przeciw Kometom, kt�ra omal nie zniszczy�a ich wysoko rozwini�tej cywilizacji. Wnioski narzuca�y si� same: bariery �mierci mo�na by�o skruszy�, lecz tylko od �rodka. I w�a�nie wtedy, gdy idea ta przybra�a ostateczny kszta�t, archeologowie odkopali Obelisk. Nasz czo�owy lingwista, Garcia Gardenas, mia� talenty dramatyczne. Kiedy odwiedzili�my go wraz z Alice w obozie po�o�onym u st�p �wie�o odkopanego monolitu, zdecydowanie od�o�y� dyskusj� o swym odkryciu do nast�pnego dnia. Razem ze wsp�pracownikami przygotowa� za to dla nas uroczyst� kolacj�, z toastem na cze�� Alice. Alice wsta�a i z humorem przyj�a ho�dy, po czym usiad�a, �eby dalej opiekowa� si� naszym dzieckiem. Stare nawyki umieraj� d�ugo i tylko kilka kobiet zdo�a�o zdecydowa� si� na dawanie �ycia. Alice jako jedna z pierwszych postanowi�a uaktywni� jajniki i wzbogaci� nasz nowy �wiat o dziecko. Wcale nie by�em zazdrosny. W ko�cu p�awi�em si� w nieco tylko mniejszej chwale ojcostwa. Ale ca�e to halo wok� dziecka troch� mnie irytowa�o. Z wyj�tkiem Moishe Boka by�em tu w ko�cu najstarszym chyba cz�owiekiem - wystarczaj�co starym by pami�ta�, �e ludzie mieli kiedy� dzieci tak, po prostu, ale mieli te� troch� czasu na inne sprawy. Uroczysto�� dobieg�a wreszcie ko�ca. Garcia Gardenas skin�� na mnie i wyszli�my przez tyln� �cian� namiotu. Poszli�my do terenu wykopalisk, �cie�k� prowadz�c� stromo w d�, o�wietlon� s�abym �wiat�em jasnych ma�ych cia�, kt�re Natarale pozostawili nad r�wnikiem planety. Dotarli�my w ko�cu do b�yszcz�cej, metalowej �ciany, wznosz�cej si� wysoko ponad naszymi g�owami i zbudowanej z materia�u, kt�ry technicy zacz�li dopiero analizowa�, niemal ca�kowicie odpornego na dzia�anie czasu. By�a na niej wyryta historia ostatnich dni Natarali. Pewne jej fragmenty znali�my z innych, ju� przet�umaczonych �r�de�. Samo zako�czenie pozostawa�o jednak tajemnic� i to tajemnic� wywo�uj�c� niepok�j. Zaraza? Bunt maszyn, na kt�rych opiera�a si� i ich, i nasza cywilizacja, obracaj�cych si� przeciw swym w�adcom? A mo�e to skomplikowana bioin�ynieria wymkn�a si� spod kontroli? Tylko jedno wiedzieli�my z pewno�ci�: Natarale cierpieli. Tak jak ludzie wylecieli w przestrze� i odkryli Kosmos, kt�ry by� przed-nimi zamkni�ty. Oba z ich wielkich sn�w: ten o przestrzeni i ten o spotkaniu innego umys�u, zosta�y zniszczone, jak bariera �mierci wok� macierzystej gwiazdy. I podobnie jak ludzie, oni te� trwali przez pewien czas w stanie zachwianej r�wnowagi umys�owej. Gardenas obieca� mi, �e znajd� odpowiedzi w ciemnych jamach wykopalisk. Podczas gdy przygotowywa� instrumenty, s�ucha�em odg�os�w otaczaj�cej nas d�ungli. Planeta obfitowa�a w �ycie. By�o tu wiele cudownych, wysoko rozwini�tych stworze�, cz�ciowo najzupe�niej naturalnych, czasami stanowi�cych wynik skomplikowanej biorze�by. Patrz�c na nie, poznaj�c sztuk� i architektur� i powody, dla kt�rych Natarale rozpaczali, widzia�em ich podobie�stwo do nas. Przypuszcza�em, �e m�g�bym ich polubi�. By�em szcz�liwy, �e zdobyli�my ten �wiat dla ludzko�ci, mog�o to bowiem oznacza� ratunek dla naszego gatunku. �a�owa�em jednak, �e ta rasa znikn�a. Gardenas przywo�a� mnie do holitanku, ustawionego u st�p obelisku. Gdy wsun�li�my d�onie w ciemno��, na jego �cianie pojawi�o si� �wiat�o. Dotykali�my miejsc, po kt�rych w�drowa�o �wiat�o i czuli�my nami�tno�� targaj�c� Nataralami podczas ich ostatnich dni na tej planecie. Dotkn��em dostrojonej, mi�kkorezonuj�cej powierzchni. i Gardenas poprowadzi� mnie i poczu�em czas ko�ca Natarali I tak, jak chcieli, �eby go czu�. Tak jak i my, Natarale przeszli przez d�ugi okres za�a~ mania, cierpieli nawet d�u�ej ni� my. I im wydawa�o si�, �e Wszech�wiat potrafi p�ata� gorzkie, chore �arty. Znale�li �ycie kwitn�ce w�r�d gwiazd. Ale inteligencja zdarza�a si� rzadko i dojrzewa�a powoli, a kiedy ju� si� pojawi�a, to cz�sto w fo.rmie nie po��daj�cej przestrzeni i gwiazd. Lecz gdyby nie istnia�y kryszta�sfery, �ycie wyp�yn�oby w Kosmos ze swych nielicznych siedzib. Podobne do nas gatunki rozpocz�yby ekspansj� i w ko�cu spotka�yby si�, zamiast na wieki szuka� ziarenka piasku w�r�d wydm. A rasa starsza mog�aby spotka� ras� m�odsz�, stoj�c� u pocz�tku drogi i pom�c jej w rozwoju. Gdyby nie istnia�y kryszta�sfery... Lecz tak si� nie mog�o zdarzy�! �ycie nie potrafi�o opanowa� Wszech�wiata, bowiem kryszta�sfery rozbi� mo�na tylko od �rodka. Jak�e okrutny okaza� si�, Wszech�wiat! W�a�nie tak my�leli Natarale. I przetrwali. W ci�gu stuleci, strawionych na poszukiwaniu cudu Dobrych Gwiazd, wys�ane z Quest pr�bniki znalaz�y ich pi��, nie bronionych przez bariery �mierci. Dr�a�a mi r�ka, kt�r� dotyka�em wsp�rz�dnych dost�pnych dla nas planet. Gard�o �ciska�a mi my�l o wspania�o�ci tego daru, otrzymanego za po�rednictwem obelisku. Nic dziwnego, �e Gardenas kaza� mi czeka�! I ja nie od razu poka�� to Alice! Nagle zastanowi�o mnie jedno. Gdzie znikn�li? I dlaczego? Dost�pno�� sze�ciu planet z pewno�ci� podnios�a ich morale. By�o na obelisku jedno skomplikowane zdanie... co� o Czarnych Dziurach, co� o czasie... Dotyka�em tego zdania raz za razem, a Gardenas przygl�da� mi si� uwa�nie. - Na Jajo! - krzykn��em nagle. Objawienie prawdy spowodowa�o, �e wie�� o pi�ciu planetach nagle zblad�a. - A wi�c po to s� kryszta�sfery? Nie mog�em uwierzy�. Gardenas u�miechn�� si�. - Strze� si� teleologii, Joshua. Bariery sugeruj� istnienie i dzia�anie Tw�rcy, to prawda. Ale mog� by� tak�e prost� konieczno�ci�, a nie wynikiem kreacji. Wiem tylko jedno: gdyby nie kryszta�sfery, nie by�oby nas. Inteligencja pojawia�aby si� rzadziej, a i tak nie jest powszechna. Gwiazdy niemal ca�kowicie pozbawione by�y �ycia. - Przeklinali�my kryszta�sfery przez dziesi�� tysi�cy lat westchn�� lingwista. - Nataralom zabra�o to nawet wi�cej czasu, lecz w ko�cu i oni to zrozumieli. Gdyby kryszta�sfery nie istnia�y... My�la�em o tym noc�, patrz�c na rozproszone, blade �wiat�o dryfuj�cych Skorup i prze�wiecaj�cy przez nie blask gwiazd. Gdyby kryszta�sfery nie istnia�y,- ka�d� galaktyk� opanowa�aby pierwsza cywilizacja gwiezdnych w�drowc�w. I cho� wi�kszo�� cywilizacji nie czuje potrzeby kolonizowania innych planet; odwiedziny agresywnego gatunku nie omin�yby tak�e i ich. Gdyby kryszta�sfery nie istnia�y, pierwsi gwiezdni w�drowcy wylecieliby w przestrze� i zagarn�li wszystkie znane sobie �wiaty. Osiedliliby si� na ka�dej wodnej planecie, na ka�dym ma�ym ciele, kr���cym wok� ka�dej Dobrej Gwiazdy. Dwa wieki przed odkryciem naszej kryszta�sfery my, ludzie, ju� rozwa�ali�my przyczyny samotno�ci Ziemi. Dlaczego, w ci�gu trzech miliard�w lat, podczas kt�rych by�a ona �posiad�o�ci� do wzi�cia�, �adna podobna do nas rasa nie przyby�a i nie wprowadzi�a si� do pustego domu. Odkryli�my, �e zawdzi�czamy to otaczaj�cej Sol barierze �mierci, chroni�cej naszych prymitywnych przodk�w przed wp�ywami z zewn�trz. Odkryli�my �e nasz w�asny �wiat wypie�ci� nas w spokoju i w izolacji. Gdyby nie kryszta�sfery, pierwsi z gwiezdnych w�drowc�w wype�niliby z pewno�ci� galaktyk�, by� mo�e Wszech�wiat. Tak w�a�nie post�piliby�my my, gdyby nie zatrzyma�y nas kryszta�sfery. Zmieniliby�my na zawsze histori� skolonizowanych �wiat�w. Nie spos�b wyobrazi� sobie katastrofalnych skutk�w tego rodzaju aktywno�ci. Tak wi�c bariery �mierci chroni�y �wiaty, dop�ki nie stworzy�y one �ycia zdolnego do skruszenia ich od �rodka. Lecz o co tu chodzi�o? Jaki m�g� by� zysk z wychowania m�odej istoty tylko po to, �eby dojrza�a do gorzkiej, smutnej samotno�ci dojrza�ego wieku? Wyobra�cie sobie, jak przedstawia�o si� to pierwszej rasie zdobywc�w gwiazd. Nigdy, cho�by mieli cierpliwo�� Hioba, nigdy nie zdobyli Dobrej Gwiazdy dla siebie. Dop�ki nie rozbi�o si� kolejne jajo, nie mogli spotka� s�siada, by zamieni� z nim kilka s��w. Nic dziwnego, �e popadli w rozpacz zanim to si� sta�o. A teraz my, ludzko��, otrzymali�my w darze sze�� przepi�knych planet. Je�li nawet nigdy nie spotkamy Natarali, mo�emy przecie� czyta� ich ksi��ki i poznawa� ich. Z kolei, dzi�ki dok�adnym badaniom jakie przeprowadzili Natarale, mo�emy pozna� wcze�niejsze rasy, rozkwit�e na ka�dym z pi�ciu �wiat�w, tak�e badaj�ce niegdy� Pustk� Wszech�wiata. By� mo�e za kolejny miliard lat Kosmos bardziej przypomina� b�dzie fabu�y fantastyki naukowej z czas�w dzieci�stwa mego dziadka. By� mo�e handel o�ywi drogi ��cz�ce ze sob� �wiaty. Lecz my - i Natarale - rozwin�li�my si� zbyt wcze�nie. Je�li b�dziemy czeka� na ten b�ogos�awiony dzie�, zostaniemy przekl�ci, staniemy si� Star� Ras�. Spojrza�em raz jeszcze ku konstelacji, kt�r� nazywamy Feniksem, do kt�rej Natarale polecieli przed milionem naszych lat. Nie mog�em dojrze� czarnej gwiazdy, b�d�cej ich celem, lecz wiedzia�em dok�adnie, gdzie ona jest. Zostawili dok�adne wskaz�wki. A p�niej odwr�ci�em si� i wszed�em do namiotu, kt�ry dzieli�em z Alice i naszym dzieckiem, opuszczaj�c i gwiazdy, i Skorupy. Jutro b�d� mia� ci�ki dzie�. Obieca�em Alice, �e zaczniemy budowa� dom, na zboczu wzg�rza, niedaleko Starego Miasta. Wyszepta�a co� przez sen i gdy tylko w�lizgn��em si� do ��ka przysun�a si� do mnie. Dziecko spa�o spokojnie w stoj�cej opodal ko�ysce. Przytuli�em si� do Alice, oddychaj�c powoli. Jednak sen nie przychodzi�. My�la�em o tym, co dali nam Natarale. Poprawka... O tym; co nam po�yczyli! Mo�emy u�ywa� ich sze�ciu �wiat�w pod warunkiem, �e b�dziemy si� z nimi dobrze obchodzi�. Ten sam warunek zaakceptowali i oni, dziedzicz�c cztery �wiaty dawno opuszczone przez Lap-Klenno, ich poprzednik�w na samotnych �cie�kach Kosmosu... A Lap-Klenno zgodzili si� na to przejmuj�c trzy s�o�ca Thwoozoon�w... Tak d�ugo, jak d�ugo chcieli�my si� jeszcze rozrasta�, mieli�my i te �wiaty, i �wiaty, kt�re sami znajdziemy. Lecz pewnego dnia zamarzymy o czym� innym. Przestaniemy domaga� si� tylko przestrzeni. Coraz cz�ciej - i to zrozumieli Natarale - b�dziemy za to my�leli o samotno�ci. Wiem, �e mieli racj�. Pewnego dnia m�j prawnuk do n-tej pot�gi nie b�dzie ju� m�g� znie�� Wszech�wiata, w kt�rym rozlega si� tylko jego g�os. Znudzi si� przepi�knymi �wiatami i powiedzie sw�j nar�d ku ciemnej gwie�dzie. I tutaj, wewn�trz horyzontu wielkiej, czarnej dziury, znajdzie Natarali, Lap-Klenno i Thwoozoon�w, czekaj�cych w kokonie zawieszonego czasu. S�ucha�em wiatru �agodnie poruszaj�cego p��tnem namiotu i zazdro�ci�em swym potomkom. W ko�cu i ja chcia�bym spotka� inne rasy, tak bardzo podobne do nas. C�, mogliby�my czeka� te kilka miliard�w lat i doczeka� odleg�ych czas�w, w kt�rych p�knie wi�kszo�� sfer i Wszech�wiat si� o�ywi. Lecz do tej pory bardzo si� zmienimy. Staniemy si� Star� Ras�. A kt�ry z gatunk�w, pozostaj�cych przy zdrowych zmys�ach, zdecyduje si� na taki los? O ile� lepiej jest pozosta� m�odym oczekuj�c na to, �eby Kosmos sta� si� wreszcie miejscem, w kt�rym warto �y�. Rasy, kt�re nas wyprzedzi�y, czekaj� na t� chwil� �pi�c wewn�trz Czarnych Dziur. Czekaj� tam na nas, a kiedy przyb�dziemy, powitaj� nas i wsp�lnie prze�yjemy puste, ja�owe lata Kosmosu. Rozwa�a�em wyj�cie, kt�re znale�li Natarale i czu�em, jak opadaj� ze mnie resztki g��bokiej depresji. Tak d�ugo bali�my si� Wszech�wiata i jego �artu, s�dzili�my, �e jeste�my jego przypadkowymi ofiarami. Lecz teraz, wreszcie!, obawy rozpad�y si� jak skorupa jajka, jak �ciany kryszta�sfery. Przytuli�em si� do swojej kobiety. Westchn�a i zamrucza�a co� przez sen. Zanim i ja w ko�cu zasn��em, poczu�em si� lepiej ni� kiedykolwiek w ci�gu tego tysi�ca lat... i poczu�em si� tak�e bardzo, bardzo m�ody. przek�ad: Krzysztof Soko�owski