8993

Szczegóły
Tytuł 8993
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8993 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8993 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8993 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Przemys�aw Skulski Czterna�cie lat temu Dzi� mija czterna�cie lat od chwili, gdy spotka�em Coxa. Przylecia� na Ziemi� z Syriusza H, o kt�rym nasi naukowcy nie maj� zielonego poj�cia. Cox by� podobny do ma�ej gruszki do robienia lewatywy. Powiedzia�, �e nauczy nas, Ziemian, jak �y� bez r�nych �wi�stw, wojen, chor�b, z�o�ci. Nie zd��y� mi opowiedzie� wszystkiego. Przejecha�a go 16-tonowa ci�ar�wka. Widocznie tak chcia� kto�, tam na g�rze. Cox, zanim zmieni� si� w plasterek substancji organicznej, przekaza� mi cz�� I swojej wiedzy. Nauczy� mnie tak du�o, �e od czternastu lat uwa�am' na | 16-tonowe ci�ar�wki. Pawe� Tomczyk Bliskie spotkanie �eby tylko nie kazali mi si� rozbiera�! � Ot� to! Dok�adnie tak pomy�la�em, gdy ICH zobaczy�em. Nie stan��em jak wryty, nie zdziwi�em si� nawet, nie krzykn��em ze strachu. Musia�em by� od dawna pod�wiadomie nastawiony na to spotkanie. Mo�liwe, �e by�a to ICH robota. Teraz to widz�. Jak mog�em nie domy�li� si� od razu, kto za tym stoi, czytaj�c w tygodnikach spekulacje, �e ludzko�� doros�a do KONTAKTU?! �e ONI nie wzbudz� taniej sensacji, histerii, paniki. Mistyk� kontaktu podlan� pseudofilozoficznym sosem lansowa�a gromada za�lepionych szale�c�w. Durnie wiedli uczone dysputy na temat podr�y mi�dzyplanetarnych, nie znaj�c rynkowej ceny tony paliwa rakietowego. Jak mog�em przypuszcza�, �e m�wi� to sami z siebie, nie podpuszczeni przez Obcych? S�owo daj�, �e gdy teraz przypominam sobie ich pseudonaukowy mistyczny jazgot, mam ochot� zawo�a� na ca�e gard�o, jak stary Fromage: �Naukowcy do nauki!!!" Ale nie b�d� przecie� krzycza� tutaj, w parku, stoj�c sam naprzeciw | dw�ch takich nie wiadomo sk�d. Chytrze si� ustawili � tu� za zakr�tem parkowej alejki, g�sto w tym akurat miejscu przes�oni�tej krzakami. Widz� ich tylko ja, zreszt� park o tej porze zawsze jest pusty. Cholera! Chyba nie ka�� mi si� rozbiera� � pomy�la�em z l�kiem, bo ju� mnie zauwa�yli, a marcowa aura nie zach�ca�a do streakingu. Nie lubi� zreszt� tej kosmopolitycznej nazwy � o ile� lepiej brzmi nasza ,,go�ole�". Trzeba ich jako� za�y� z ma�ki. Przej�� inicjatyw�. Zaczn� pierwszy � pomy�la�em podchodz�c na odleg�o�� cienia rzuconego przez najwy�szego z nich. � Przyjaciele! � dobieg� mnie g�os z sitka ulokowanego na czym�, co przypomina�o szyj� wy�szego. � Ciam aszaw awruk! � rzuci�em. Dam im do zrozumienia, �e r�wnie� dysponuj� translatorem. Niech sobie nie my�l�. � Nie rozumiem � rzek� ni�szy. � Przykro mi, ale niewa�ne. Sk�d droga prowadzi? � stara�em si� by� go�cinny i przyjacielski. � Z re... � zacz�� ten wy�szy. � Aha � wpad�em mu w s�owo. Najwa�niejsze utrzyma� inicjatyw�. � I co tam u was s�ycha�? Wszyscy tacy zieloni? � Tak � stwierdzi� wy�szy. � I wszyscy maj�, tak jak wy, po sze�� r�czek, to jest, przepraszam, ko�czyn g�rnych? � Tak, ale... � W porz�dku! A antenki na g�owie te� obowi�zkowe? � Tak, w celu... � Niewa�ne! A takie tr�bki na karku? � Te� � odpowiedzia� wy�szy wyra�nie zbity z tropu, bo jednak, chyba �eby si� upewni�, spojrza� na ty� tego ni�szego. � �wietnie � kontynuowa�em, zacieraj�c w duchu d�onie. Perspektywa rozbierania si� przy siedmiu stopniach marcowego przedpo�udnia oddala�a si� coraz bardziej. � A te pulsuj�ce lampki na �rodku czo�a? � Tylko �ydzi i Murzyni! � odpowiedzieli ch�rem. � Adam Pietrasiewicz Ko�a na piasku Lecieli�my B�g wie jak d�ugo, gdy wreszcie komandor przez system ��czno�ci wewn�trznej zarz�dzi� przygotowanie do trzeciego etapu. Podchodzili�my po prostu do l�dowania. Najpierw wystartowa�y trzy rakiety eksploracyjne. Ka�da wielko�ci ma�ej planetoidy. Cel ich podr�y zbadanie i ewentualna wst�pna eksploracja niewielkiej planety jednej z gwiazd bardzo odleg�ego uk�adu, kt�rego nazwa po tylu latach wylecia�a mi z pami�ci. Dzi�, gdy nawi�zano setki kontakt�w z pozaziemskimi intelektami, do nazw gwiazd nie przywi�zuje si� takiej wagi, jak w�wczas. Poza tym mam obecnie dziewi��dziesi�t osiem lat i pami�� mi nieco szwankuje. By�em wtedy m�odym operatorem wozu badawczego o nazwie X32-21 i co� tam jeszcze; mia�em dwadzie�cia lat i wiele zapa�u. Gdy komandor wyda� rozkaz, serce �wawiej zabi�o mi w piersi, a po plecach przebieg�y lekkie dreszcze. Nareszcie! Nareszcie spe�ni si� wielkie marzenie mojego dzieci�stwa i stan� na nieznanej planecie. Wszystko odbywa�o si� zgodnie z planem. Kosmoloty wyhamowano, wprowadzono je na orbit� stacjonarn� i zacz�� si� zwyczajny w takich momentach ba�agan. Najpierw wysz�o na jaw, i� nie wiadomo w�a�ciwie, kto ma pierwszy l�dowa�. Ka�dy z komendant�w uwa�a�, �e to on � on i nikt inny. Na Ziemi nie przygotowano szczeg�owego scenariusza, pozostawiaj�c sprawy fina�u w gestii komandora. Ten waha� si� bardzo d�ugo. Wreszcie zdecydowa�, �e najpierw wyl�duje rakieta zwiadowcza z jednym wozem badawczym i jednym operatorem. Spowodowa�o to jeszcze wi�ksze zamieszanie; ka�dy z operator�w chcia� by� w�a�nie tym pierwszym, a by�o nas dwustu kilkunastu. No i wypad�o na mnie! Z�o�liwi twierdzili, �e to ze wzgl�du na c�rk� komendanta, kt�ra podkochiwa�a si� we mnie. By�a to ohydna potwarz. Zosta�em wyznaczony, bo by�em najlepszy. Dla mnie nie ulega�o to w�tpliwo�ci. Ludzie s� zawistni. Wyl�dowa�em bez k�opot�w. Rakieta by�a niewielka, na pok�adzie znajdowa�y si� tylko dwie koje i magazyn z wozem badawczym. Ten w�z by� w�a�nie przyczyn� wszystkich nast�pnych problem�w. Po wyl�dowaniu przeszed�em do �adowni, by bezpiecznie ukryty w hermetycznej kabinie wozu wyjecha� na otwart� przestrze�, gdy okaza�o si�, �e pojazd, kt�ry mi dano, by� nie tym, kt�ry potrafi� obs�ugiwa�. No, wiecie sami, ta cholerna specjalizacja. Podejrzewa�em, �e to sprawka moich niezr�wnanych koleg�w, kt�rzy w ten spos�b chcieli si� na mnie odegra�. Nie podda�em si� jednak. Wsiad�em do nie znanego mi wozu i postanowi�em wyjecha�. Nie ukrywam, nie by�o to �atwe. Po pierwsze domy�la�em si� tylko, jak uruchamia� pojazd tego typu. Postanowi�em dzia�a� metod� pr�b i b��d�w, naciskaj�c po kolei wszystkie guziki w zasi�gu r�ki. Tak jak by�o do przewidzenia, po uruchomieniu radaru, magnetofonu, �widra oraz automatycznej ga�nicy, kt�ra obla�a mnie od st�p do g��w obrzydliw� mazi�, uda�o mi si� sprawi�, �e silnik w ko�cu zaskoczy�. Nacisn��em na wszelki wypadek jeszcze kilka innych guzik�w i ruszy�em. Planeta by�a pustynna. Na ekranie szcz�liwie dzia�aj�cego monitora kontrolnego a� po horyzont rozci�ga�o si� morze piasku. Przyst�pi�em do wykonywania zadania. Najpierw spr�bowa�em poszuka� analizator�w atmosfery. Nie wysz�o, wi�c od�o�ywszy poszukiwania na p�niej, zleci�em automatom pobieranie pr�bek gleby, bo to akurat robi�o si� tak samo, jak w moim wozie. I wtedy nieoczekiwanie przelecia�a nad moj� g�ow� i wy�adowa�a nie opodal jaka� ma�a rakietka. M�wi�em ju�, �e wygl�d nie musia� o niczym �wiadczy�, bo modeli zabrano na wypraw� tysi�ce. Wcale si� wi�c nie zdziwi�em, �e przypomina�a nieco chochl� do zupy. Wida� znowu jaki� nowy model � pomy�la�em � ale przecie� to ja sam mia�em prowadzi� wst�pne badania. Pewnie co� si� tam w g�rze pozmienia�o. Ale nic to, i tak by�em pierwszy. W dolnej cz�ci chochli otworzy� si� w�az. Co� tam hukn�o, zadymi�o i ukaza� si� w�z badawczy, jakiego nigdy jeszcze nie widzia�em. Pami�tam, co przysz�o mi wtedy do g�owy. Zgubi nas ta specjalizacja � pomy�la�em. Rozleg�o si� jakie� brz�czenie. No tak, nie za�o�y�em s�uchawek. Nasun��em he�mofon na g�ow� i us�ysza�em kaskad� nieartyku�owanych d�wi�k�w, szum�w i szmer�w. Wida� nie nastroi�em radia. Zn�w wzi��em si� do manipulacji guzikami i przyciskami, by wreszcie po przekr�ceniu ga�ki z liter� �T" us�ysze�: � To �obuzy! Podmienili... ej, ty tam, sk�d si� tu wzi��e�? To pytanie skierowano chyba do mnie. Odpowiedzia�em wi�c grzecznie: � Niech ci� cholera we�mie. To ja powinienem zapyta�, sk�d ty si� tutaj wzi��e�! � Dobra, niewa�ne, wida� uznali, �e we dw�ch b�dzie nami ra�niej. Ale te �obuzy podmieni�y mi pojazd. W og�le nie wiem, jak si� tym pos�ugiwa�. � Ze mn� to samo, mo�e to jaki� spisek � odpowiedzia�em uradowany, �e nie tylko ja mam problemy. � E tam, zaraz spisek, zazdroszcz�, po prostu. � To co robimy? � To, co mieli�my robi�. Badamy. Zabrali�my si� do roboty. Dialog nam si� urwa� na d�u�sz� chwil�. Znalaz�em wreszcie analizator atmosfery � CO2 , N, H i co� jeszcze, co� nieznanego, co nie mia�o znaczenia, bo oddycha� tym i tak nie by�o mo�na. Nagle us�ysza�em jego g�os: � Masz analiz� atmosfery? � Mam. � To mi przeka�, bo ja si� w tym nie mog� po�apa�. Przekaza�em mu wszystko, jak najdok�adniej umia�em. Chwil� rejestrowa� te dane, a potem zn�w us�ysza�em w s�uchawkach jego g�os: � No to co, wychodzimy? � Bez skafandr�w? � zapyta�em zdziwiony. � Jak chcesz. � Ty chyba chory jeste�, ja bez skafandra nie wychodz�, �ycie mi mi�e. � Jak chcesz. Nasun��em he�m, wy��czy�em obieg tlenu w kabinie i otworzy�em w�az. Po chwili sta�em na rozgrzanym piasku planety. Tamten te� otworzy� w�az. Przez otw�r wype�z�a ob�a, galaretowata masa z tysi�cem macek. Stoczy�a si� na piasek i znieruchomia�a. Stali�my tak naprzeciwko siebie dobre kilka minut. Nie mog�em zrozumie�, co si� dzieje. Gdy wreszcie poj��em, zasch�o mi w gardle i zbarania�em. Powoli jednak w mojej g�owie odblokowa�y si� jakie� zastawki i wprawn� r�k� na piasku zacz��em rysowa� tr�jk�t i przylegaj�ce do niego kwadraty. Tego uczono nas w szkole. Od tego mia� si� rozpoczyna� kontakt z obc� cywilizacj�. Odsun��em si�, wskoczy�em do pojazdu i odjecha�em kilka metr�w. Tamten wsiad� do swojego i podjecha� zobaczy�, co ja narysowa�em. Medytowa� nad tym okropnie d�ugo, a� wreszcie wysiad� i te� co� narysowa�. Z kolei ja obejrza�em jego dzie�o, ale nie mog�em si� z paru � nieregularnych rz�d�w kresek niczego domy�li�. Nieco niepewnie zapyta�em przez radio: � Ej, ty, co to ma znaczy�? Co narysowa�e�? Chwil� milcza�. � A to, co ty narysowa�e�, to co to by�o? � odpowiedzia� pytaniem. Postanowi�em by� szczery. � A bo ja wiem. Tak nam kazali rysowa� przy spotkaniu obcej cywilizacji. � Ja tak samo. Mnie te� uczyli... Ale ju� nie pami�tam, o co w tych rysunkach chodzi�o. � A jak my w�a�ciwie rozmawiamy? � Musieli�my w��czy� translatory. Rozmawialiby�my tak pewnie jeszcze do�� d�ugo, gdyby nagle nie zabrzmia� w moich s�uchawkach sygna� alarmu. Komendant nakazywa� natychmiastowy powr�t do bazy. Natrafiono na ekspedycj� kosmiczn� obcej cywilizacji. Tamten te� otrzyma� taki rozkaz. Ale nie polecieli�my od razu. Musieli�my przecie� doj�� do tego, co oznaczaj� rysunki, kt�re narysowali�my na piasku. Andrzej Drzewi�ski Czego tylko pragniesz Stali w sinym blasku umieraj�cego s�o�ca, po kostki zanurzeni w pumeksowej powierzchni. Nerwowo dysz�c w mikrofony skafandr�w patrzyli przed siebie na prostopad�o�ciany stacji. � Pusto � powiedzia� Eben. � I martwo � doda� Barry, skr�caj�c g�ow� ku l�dowisku, gdzie trzy bli�niaczo podobne pojazdy psu�y r�wn� lini� horyzontu. Dwa z nich nale�a�y do poprzednich wypraw ratunkowych. Eben przesun�� miotacz na brzuch i wsun�� palec w szeroki, dostosowany do r�kawic kab��k spustu. � Idziemy � zdecydowa�. Tarcza s�o�ca, wisz�ca nisko nad pumeksow� r�wnin�, jeszcze przez wiele dni mia�a zmienia� po�o�enie. Energia obrotowa planety by�a ju� tylko wspomnieniem. � Stos pracuje � stwierdzi� Barry celuj�c palcem w w�ski pasek sygnalizatora przy wej�ciu. Uruchomili zamek i kiszk� korytarza dostali si� do sali dziennej. Sta�a za�oga tej postawionej przed pi�ciu laty stacji liczy�a trzy osoby. Nast�pne wyprawy mia�y po dw�ch cz�onk�w. Razem stanowi�o to siedem os�b. Wszystkie le�a�y teraz na pod�odze; poskr�cane i martwe. � To straszne � westchn�� Eben i porzuci� miotacz. Cia�a by�y zmumifikowane i z�o�one przez kogo� w stert�. Na wierzchu le�a� siwy m�czyzna, w kt�rego zaci�ni�tej d�oni tkwi� notes. Eben odgi�� palce i wyszarpuj�c zapiski podszed� do Barry'ego. Na jednej zapisanej kartce nie by�o wiele do czytania. ,,Na tej planecie mo�na czyni� cuda. Niesamowite! Przed chwil� unie�li�my si�� woli krzes�o, pr�bujemy dalej..." Spojrzeli na siebie. � Chyba zwariowali. Eben przekr�ci� d�o� i mogli odczyta� na ok�adce wyt�oczony napis: �W�asno�� kierownika stacji Gottona". Barry a� zagwizda�. � Siwy by� w poprzedniej ratunkowej, nie? Eben rzuci� notes na d�ugi st� jadalniany. � Tak. Wida� znalaz� go gdzie� tutaj � tr�ci� Barry'ego luf�. � Co m�wi komputer? � Nic nie wie. Ludzie wchodzili, a potem przestawa� ich rejestrowa�. Eben grymasem wyrazi� pogard� dla tej inteligencji n-tej generacji. � I tylko zawodzi� o pomoc. � Jak to komputer � odpar� Barry, podzielaj�c tym samym niewiar� Ebena. Siedli przy podajniku i zam�wili dwie kawy. � Co zrobimy z cia�em? � spyta� Barry znad paruj�cego naczynia. Eben, maj�cy najwyra�niej �aroodporne gard�o, cisn�� pusty kubek do asenizatora. � Nic, wa�niejsze jest to, co im si� sta�o. � Nie jeste�my lekarzami � Barry zamlaska� poparzonym j�zykiem. � Przyleci s�u�ba medyczna, to powie. Po paru �ykach upora� si� jednak z kaw� i z sytysfakcj� m�g� zmi�� sw�j tekturowy kubek. � Mo�e planeta na m�zg si� rzuca � stwierdzi� odkrywczo. � Nie s�dz�. By�y badania � g�os Ebena by� nas�czony sceptycyzmem. � To ca�kowicie nieaktywny glob. Co ja m�wi�, martwy, wszystko wypalone. Barry podrapa� si� po karku i �ypn�� okiem. � To chod�, spr�bujemy. W �renicach Ebena pojawi�o si� rozbawienie. � Co? Krzes�o chcesz unie��? � Tak. � W porz�dku � roze�mia� si� i zakr�ci� na sto�ku. � Spr�bujemy. Rozochoceni wbili spojrzenia w najbli�szy mebel. � No... to... raz, dwa, trzy � powiedzia� Barry i krzes�o unios�o si� pod sufit. � O, jasny szlag � j�kn�� Eben i wytrzeszczy� oczy. Krzes�o z hukiem wyr�n�o o pod�og�. � Niemo�liwe � wymamrota� Barry. � To niemo�liwe. � Cicho � Eben a� si� trz�s�. � Spr�bujemy raz jeszcze. Teraz ze Sto�em. Wlepili wzrok i wielka p�aszczyzna pofrun�a ku g�rze. Wisia�a do chwili, gdy obydwaj m�czy�ni wybuchn�li zgodnie niepowstrzymanym �miechem. � Genialne, genialne � pia� Eben. � Ten gn�j mia� racj�. Barry b�bni� pi�ciami w �cian�. � S�uchaj, od dzieci�stwa marzy�em o czym� takim. Cudownie! � Ty � Eben rozczochra� w�osy. � A mo�e co� jeszcze za�yczymy sobie? � Stoliczek? Nie � Barry strzeli� palcami. � Dwie bu�ki z szynk�. Podskoczyli i wbili sztylety wzroku w blat sto�u. Po kilku sekundach d�awili si� chrupi�cym pieczywem i grubymi plastrami mi�sa. � Wyobra� sobie � zacz�� Barry mi�dzy k�sami � mo�emy za�yczy� sobie wszystkiego. � Tak � grzywa w�os�w Ebena a� zafalowa�a � na przyk�ad po korniszonie. Zachichotali i ju� trzymali dwa og�rki. � Cudownie � mlaska� Barry. � Co za cudowna planeta. � Jeste�my jej panami. � Tak, panami i w�adcami. Mo�emy zapragn��, czego tylko chcemy. U�miechali si�, lecz jedli coraz wolniej. � Obydwaj jeste�my w�adcami � powt�rzy� Barry i zastyg� z nie prze�kni�tym k�sem w ustach. Eben patrzy� na niego s�pim wzrokiem. � Tak, obydwaj � powt�rzy� i odwin�� g�rn� warg� w z�ym u�miechu. Wycieraj�c odruchowo d�onie, zmierzyli si� wzrokiem. __ Eben � wyszepta� Barry. � Ja zawsze by�em twoim najwi�kszym przyjacielem. � Tak, Barry � potwierdzi� tamten. � Zawsze o tym wiedzia�em. Spojrzeli na siebie, my�leli obaj o tym samym. � Zgi�! � krzykn�li, lecz Eben o u�amek sekundy by� lepszy. Barry zsinia�, chwyci� si� za gard�o i spad� z krzes�a. __ He... � chrz�kn�� Eben i zacieraj�c r�ce uni�s� si� ze sto�ka. Wszystko wskazywa�o, �e jego przyjaciel nie �yje. Wyprostowa� si� wi�c i z triumfem na twarzy o�wiadczy� uroczy�cie: � Teraz ja b�d� w�adc� tej planety! _ Nie � odpowiedzia�o co� zza jego plec�w. � Nie ty. A� podskoczy�. Zerkn�� na cia�o Barry'ego, a potem okr�ci� si� na pi�cie. � Kto...? � wychrypia�. Przed nim, w powietrzu, materializowa�o si� co� zadziwiaj�cego w kszta�cie, lecz bez w�tpienia rozumnego. To co� zachichota�o. __ Powiedzia�by�, �e jestem przedstawicielem wysoko rozwini�tej cywilizacji � stwierdzi�o i wykona�o szybki gest. Ga�ki oczne Ebena uciek�y w g��b czaszki, a on sam upad� na pod�og�. Skona�. � No, tak � mrukn�a istota. � Powiedzieli: sied� i podziel si� wiedz�, jak kto� zda test. A co mam robi� u licha, jak nikt go nie zdaje? � Z odraz� unios�a zw�oki i przesun�a na stert�. � Czekaj i czekaj � mamrota�a, kr�c�c si� po sali. � Ile mo�na? R�ni ju� przylatywali. Z �uskami, w �luzie, w lawie. Zawsze to samo. Ujawni im si� moc, a oni chlast, ciach i t� moc� po wsp�braciach. Co za galaktyka? Naprawd� nie ma nikogo normalnego? Istota zaj�cza�a �a�o�nie i znikn�a ze stacji, teleportuj�c si� w inne miejsce podleg�ej jej planety. Musia�a pilnowa�, czuwa� i przede wszystkim mie� nadziej�, bo bez tej ostatniej jej los by�by nie do wytrzymania. Andrzej Drzewi�ski Pomagajmy sobie W pierwszej chwili wydawa�o si�, �e dzie� jedenasty lutego zapisze si� z�otymi zg�oskami na kartach historii, aby dla przysz�ych pokole� stanowi� punkt, od kt�rego rozpocz�a si� nowa era ludzko�ci. Tego to w�a�nie dnia, oko�o czwartej po po�udniu, Kryspin Kalski, pracownik Europejskiego Centrum Kosmonautycznego, odebra� sygna�y jednoznacznie wskazuj�ce na rozumnego nadawc�. Po p�godzinie tekst poszed� do dzia�u dekrypta�u, a wieczorne dzienniki jeszcze zd��y�y zamie�ci� ow� sensacyjn� wiadomo��. Nast�pnego dnia gazety grzmia�y ca�oszpaltowymi tytu�ami: �Bracia w rozumie obiecuj� nam pomoc", �Gwiezdni dobroczy�cy", �Nie jeste�my sami". Faktycznie, tekst rozszyfrowany przez sprz�ony zesp� komputer�w zawiera� informacj�, �e przedstawiciele nie znanej nam cywilizacji przylec� dok�adnie za p� roku i pomog� Ziemianom przyspieszy� techniczno-naukowy rozw�j. Z tekstu wynika�o te�, i� pomoc jest odpowiedzi� na wys�an� uprzednio , z Ziemi wiadomo��. Trzeba przyzna�, �e by�a tu pewna trudno��. W ubieg�ych, dziesi�cioleciach, a szczeg�lnie w ostatniej dekadzie dwudziestego wieku, zorganizowano tyle najr�niejszych zespo��w maj�cych na celu nawi�zanie kontaktu, �e nie spos�b si� by�o w tym po�apa�. Mimo przetrz��ni�cia archiw�w, jednoznacznie nie ustalono, kto by� nadawc� uchwyconego przez Obcych programu. Jednak nie by�o czasu, aby si� d�u�ej zastanawia�, gdy� do przyj�cia wys�annik�w brakowa�o tylko kilku miesi�cy. Po gor�czkowych, a momentami dramatycznych sporach na forum ONZ postanowiono zbudowa� l�dowisko na jednej z wysp Pacyfiku. Z racji tego, �e nie mia�a ona przynale�no�ci pa�stwowej, unikni�to wyr�nienia kt�regokolwiek z pa�stw. Nast�pnie, za nad podziw szybko zebrane fundusze zbudowano pot�n� platform�, zdoln� przyjmowa� nawet najci�sze statki. Obok postawiono port, szereg hoteli i naturalnie ca�y ci�g magazyn�w maj�cych pomie�ci� przywiezione przez Obcych dobra. Tak na wszelki wypadek ca�o�� otoczono kilkoma tysi�cami �o�nierzy z si� ONZ maj�cymi pilnowa� porz�dku. W oznaczony dzie�, kiedy stacje astronomiczne ju� poinformowa�y O zbli�aniu si� do Ziemi obcego statku, samotna wyspa prze�y�a istny najazd oficjeli. Niespodziewanie okaza�o si�, �e par� tysi�cy os�b posiada nie wiadomo przez kogo wystawione zaproszenia. Naturalnie ka�dy twierdzi�, �e reprezentuje interesy swojego kraju, kt�ry nie pogodzi�by si� z my�l� o braku przedstawiciela. Nawet najmniejsze pa�stewka powysy�a�y kilkunastoosobowe delegacje, kt�re niczym na wielkim pikniku snu�y si� po gmachu portu plotkuj�c i popijaj�c col�. Kto� twierdzi�, �e widziano nawet Buszmen�w. W efekcie trzeba by�o interwencji samego sekretarza generalnego ONZ, aby wybra� trzydziestoosobow� grup�, kt�ra mia�a wita� Obcych na p�ycie lotniska. Przy okazji wysz�a nieprzyjemna sprawa z jednym dyplomat�. Podrzucony czyj�� �yczliw� d�oni� list spowodowa� kontrol� osobist�, kt�rej efekt przeszed� naj�mielsze oczekiwania. Dyplomata mia� kieszenie wypchane diamentami, a w teczce, o zgrozo, trzyma� owini�te w o�owian� foli� pr�ty uranowe. Jak si� okaza�o, mia�a to by� �ap�wka dla zapewnienia wi�kszego udzia�u w rozdziale dar�w. Delegata jednog�o�nie wykluczono i usuni�to z wyspy. Nast�pnie wszyscy udali si� do schron�w, gdy� tak naprawd� to do ko�ca nie wiedziano, na jakim paliwie wyl�duj� Obcy. Na szcz�cie plotka, �e maj� tylko silniki fotonowe, by�a na wskro� fa�szywa. Pot�ny, surrealistyczny w kszta�cie statek Obcych wyl�dowa� na zwyk�ym silniku grawitacyjnym i, poza niegodn� w�a�ciwie uwagi tr�b� powietrzn�, wszystko przebieg�o spokojnie. Trudno powiedzie�, czy komukolwiek z Ziemian Obcy przypadli do gustu. W ko�cu zawsze znajdzie si� kto�, komu podobaj� si� du�e na pi�� metr�w meduzy z czterema parami r�k i jedn� peryskopodobn� g�ow�. W atmosferze lekkiego za�enowania wymieniono par� kurtuazyjnych zwrot�w, na kt�re pozwala�a pami�� maszyn t�umacz�cych, i przyst�piono do wy�adunku dar�w. By�o tego mniej ni� oczekiwano, lecz w ko�cu, jak wynika�o ze s��w Obcych, by�a to dopiero pierwsza wizyta. Nast�pne mia�y si� odbywa� co dwa lata. Nie min�o wi�cej ni� par� godzin, a Obcy przy d�wi�kach ustawionej za portem orkiestry zamkn�li w�azy i �egnani tysi�cem machaj�cych r�k unie�li si� ku niebu. Tym razem wywo�ali ma�e tornado. Jeszcze tej samej nocy postanowiono na wyspie urz�dzi� sta�y punkt Kontaktu z Inn� Cywilizacj�. Po tej decyzji wszyscy pobiegli w stron� magazyn�w sprawdzi�, co te� one zawieraj�. Jak si� wtedy okaza�o, pomys� sprowadzenia zawczasu wojska by� g��boko s�uszny i przemy�lany. DWADZIE�CIA LAT PӏNIEJ Jonatan i Scordi �uli miarowo gum� i dopiero, kiedy w�azy statku Obcych zatrzasn�y si� na dobre, splun�li jednocze�nie. � Jak s�dzisz, co b�dzie, kiedy zabraknie magazyn�w? � spyta� Scordi wy��czaj�c idiotyczn� muzyk�, kt�ra lecia�a na l�dowisku przez ca�y czas pobytu Obcych. � Wygl�da na to, �e nast�pnym razem zdo�aj� zape�ni� ten hangar od strony oceanu � doda�. Jonatan, kt�ry ko�czy� wprowadza� w�zki transportowe do sk�adu, burkn�� co� niewyra�nie. � Tak, kochany � kontynuowa� Scordi, nalewaj�c kaw� z automatu. � Ca�a ta kurtuazja zaczyna by� m�cz�ca. Oni przywo�� nam pierdo�y, a my, zamiast kaza� im si� wypcha�, udajemy wniebowzi�tych. Psiako��, jeszcze te przem�wienia z ta�my za ka�dym razem, a� z�by bol�. Dla zamanifestowania uczu� siorbn�� g�o�no z kubka. Jonatan zgasi� o�wietlenie l�dowiska i, zmieniaj�c buty na wygodne papcie, siad� na �awie. � Wiesz, �e to niemo�liwe � powiedzia�. Jedyna forma, w kt�rej mogliby�my im to powiedzie�, brzmia�aby mniej wi�cej tak: �paszo� won". Nie znamy na tyle j�zyka, aby wyrazi� to kulturalniej, a inaczej nie wypada. � Zgnieciony przez Scordiego kubek chrupn�� i polecia� do kosza. � Nie wypada, nie wypada... a udawa� idiot�w wypada? Uni�s� si� i uderzy� palcami w klawisze. Na ekranie pojawi� si� schemat magazyn�w. Opr�cz jednego wszystkie �wieci�y ��tym blaskiem. Scordi �ypn�� na Jonatana i rytmicznie pocz�� stuka� w klawiatur�. � Magazyn pierwszy: aparat do syntezy po�ywienia z odpad�w � uderzy� i �wiat�o w pierwszym kwadraciku zgas�o. � Do kitu, bryja ma wygl�d rozk�adaj�cego si� wieloryba, a �mierdzi jeszcze gorzej. � Uderzy� w nast�pny klawisz. � Aparaty do syntezy krwi, tylko u licha! My nie mamy zielonej krwi o w�asno�ciach kwasu siarkowego. Zgasi� nast�pne �wiat�o. � Sze��dziesi�t tysi�cy pid�am w niebieskie kropki, z trzema nogawkami i czym�, co dzia�a jak na�adowany kondensator. Zn�w r�bn��. � Zdj�cia ich miast, przewod�w pokarmowych czy mo�e tamtejsze malarstwo, czort wie! Przy nast�pnym magazynie uni�s� palec i wyrecytowa� ze szczeg�lnym upodobaniem. � Maszyna, kt�ra zdar�a z szanownej komisji ubrania, opryska�a j� zielon� farb� i przy d�wi�kach kociej muzyki gania�a wok� magazynu. Uf... dobrze, �e ten bubel rozsypa� si� w kawa�ki po paru okr��eniach. Scordi z triumfuj�c� min� usiad� na pulpicie. � I co, ma�o ci? Jonatan w�a�nie szuka� w telewizorze czego� atrakcyjniejszego, wi�c odpar� po d�u�szej chwili. � Jeszcze powiniene� wspomnie� o nas, obs�uguj�cych ca�� imprez�. � A powiem, �eby� wiedzia�, �e powiem. Ju� dawno przesta�o mi si� op�aca� robi� z siebie b�azna co trzy miesi�ce. Ka�dy ma honor � pisn�� i doda� ju� ciszej. � Poza tym trafia mi si� lepsza robota. Jonatan ironicznie uni�s� brew. � Znaczy, �e zmieniasz prac�? Scordi roz�o�y� r�ce. � Chyba na tym si� sko�czy. � Mo�e jednak zmienisz zdanie. Zawsze mo�na liczy� na co� ciekawego. � Na co, na przyk�ad? � A obejrzyj si� za siebie. Scordi zerkn�� na pulpit ��czno�ci, w kt�rego �rodku pali�a si� czerwona lampa wywo�ania. � O, do diab�a? Centrum nas wzywa, nie mog�e� powiedzie� wcze�niej � j�cza� biegn�c do fotela. Jonatan za�o�y� r�ce pod g�ow� i u�miechn�� si� do sufitu. DWA DNI PӏNIEJ O ile sam gmach Stowarzyszenia Astronautycznego by� skromny i elegancko wkomponowany w park, o tyle gabinet prezesa by� zaprzeczeniem dobrego gustu. Ca�y obity szkar�atnym pluszem, z woskowan� posadzk� i archaicznym biurkiem wyciska� na interesantach niezatarte pi�tno. Dlatego te� nic dziwnego, �e Jonatan i Scordi stali sztywno, mn�c w palcach wej�ci�wki i nie �mieli spu�ci� wzroku z wisz�cego nad biurkiem emblematu. � Mo�e panowie napij� si� czego�? � spyta� prezes i ods�oni� zamaskowany w �cianie barek. Mimo uko�czonej pi��dziesi�tki doktor Longe nie mia� ani jednej zmarszczki, a s�ysza�o si� przecie�, �e prowadzi, nazwijmy to, lekko hulaszczy tryb �ycia. � Panowie � rzek�, kiedy ju� mieli kieliszki w r�ku. � Zanim przedstawi� moj� propozycj�, chcia�bym wyja�ni� par� rzeczy. Poprawi� si� w fotelu i o centymetr wysun�� ro�ek chustki z kieszonki. � B�dziecie jednymi z nielicznych, kt�rzy dowiedz� si�, �e uda�o si� nam nawi�za� kontakt z obc� cywilizacj�. Scordi nie wytrzyma� i sapn��. � Znowu... Prezes roze�mia� si� g�o�no. __ Tym razem jest to intelekt na ni�szym stopniu rozwoju ni� my. Odebrali�my jego sygna�y. Wygl�da, �e chc� nawi�za� kontakt i prosz� o pomoc technologiczn�. Scordi gwizdn��. � No, no... __ W�a�nie � odpar� prezes. � Sprawa jest delikatna i musimy rozegra� j� ostro�nie. Jonatan po�o�y� d�onie na por�czach. � Pewnie chcecie, aby�my doradzili, jakie dobra nale�y im wys�a� albo, jeszcze lepiej, jakich nie nale�y � mrukn�� do Scordiego. � Ale� nie! � zarycza� prezes tubalnym g�osem. � Zestaw dar�w mamy przygotowany. Spojrzeli po sobie. � W takim razie, co my mamy... � Panowie, dajcie doko�czy� � przerwa� im. � Ustalono, �e zostan� wys�ane przedmioty, kt�re s� sk�adowane na waszej wyspie. W ten spos�b... � chwil� szuka� s��w � ...zostan� upieczone dwie pieczenie na jednym ogniu. Scordi z wra�enia nie m�g� trafi� kieliszkiem do ust. � Nie mo�ecie, to by�oby �wi�stwo. Prezes zacmoka� i jakby dla polepszenia nastroju naci�ni�ciem guzika otworzy� okno. � Po co u�ywa� takich ostrych s��w? Staramy si� znale�� wyj�cie optymalne, a panowie jeste�cie nam potrzebni. __ Po co, je�li wolno spyta�? � Scordi robi� si� najwyra�niej agresywny. � Chcemy, aby�cie zawie�li tej nowej cywilizacji nasze dary. Macie ju� wpraw� w kontaktach... Przerwa�o mu szuranie odsuwanego fotela. � Idziemy, Jonatan � m�wi� Scordi czerwony z w�ciek�o�ci. __ Robi� tu z nas idiot�w. Gdy byli przy drzwiach, dogoni� ich g�os prezesa. � Zapomnia�em doda�, �e za ten lot dostaniecie po trzysta kawa�k�w na g�ow�. Stan�li i odwr�cili si� jak na komend�. � Trzysta kawa�k�w � powt�rzy� Scordi i u�miechn�� si�. � Ale� trzeba by�o od tego zacz��. Teraz to inna rozmowa. Ra�nym krokiem wr�cili na miejsca. ROK PӏNIEJ Rycz�c silnikami' chemicznymi opuszczali si� ku oznaczonemu przez kosmit�w l�dowisku. Starali si� robi� to jak naj�agodniej i jak najszybciej. Ostatnie komunikaty by�y wr�cz nagl�ce i mimo lakoniczno�ci sformu�owa� wida� by�o, �e tamci bardzo licz� na pomoc. W tej sytuacji sam fakt poznania nowej cywilizacji schodzi� na plan dalszy. Stan�y amortyzatory i usta�a wibracja: znak, �e wyl�dowali. Jonatan stara� si� dojrze� cokolwiek na ekranie zewn�trznym, lecz g�ste i ciemne chmury znacznie ogranicza�y widoczno��. Nawet nie by�o wiadomo, czy to przej�ciowy kaprys pogody, czy te� nieod��czny element pejza�u. Wreszcie w ciemniej�cych w oddali budowlach co� si�; poruszy�o, trysn�y sztuczne ognie i przedstawiciele tubylc�w ruszyli ku statkowi z tradycyjnym chlebem i szczypt� soli. Kiedy zbli�yli si� na kilkana�cie metr�w, Jonatan zblad� jak trup i ucapi� Scordiego za r�kaw. � M�w, co widzisz... � szcz�ka� z�bami; � Ja chyba �ni�. Scordi przy�o�y� twarz do okularu lornety i tylko szepn��: � O, w mord�... Przed nimi, po p�ycie lotniska pe�z�y pi�ciometrowej wielko�ci meduzy o czterech r�kach, z pa��kami peryskop�w hu�taj�cych si� u g�ry. � Jakim cudem oni tu si� wzi�li? To niemo�liwe, �eby sami czekali na pomoc. Scordi szarpa� w�osy. � Mo�e... mo�e tak si� wykosztowali pomoc� dla nas � dusi� s�owa. � Mo�e te� nie umieli nam elegancko powiedzie�, �e wi�cej nie maj�. � Niewa�ne � zachlipa� Jonatan. � Ale powiedz, co my teraz zrobimy? Meduzy podesz�y pod sam statek i najwyra�niej czeka�y na Ziemian. Nie by�o czasu do namys�u. � Niech to diabli � j�kn�� Scordi. � Je�li s� tak kulturalni, to udadz�, �e tego nie zauwa�yli. Wy�adowuj, co przywie�li�my. � Ale przecie� to jest to samo, co oni nam dali. Scordi dwoma ruchami rozwin�� gum� do �ucia i w�o�y� j� do ust. � Trudno � mlasn��. � Wy�adowuj. Jonatan uni�s� oczy ku niebu i z westchnieniem rozpaczy uruchomi� transportery. Meduzy spokojnie czeka�y.