8936
Szczegóły |
Tytuł |
8936 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8936 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8936 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8936 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
G�nter Grass
BLASZANY B�BENEK
Tytu� orygina�u: Die Blechtrommel
T�umaczenie z orygina�u: S�awomir B�aut
Copyright � 1993 by Steidl Verlag. G�ttingen
Copyright � for the Polish Edition by POLNORD
- Wydawnictwo OSKAR. Gda�sk 1994.
- For this edition � Copyright by Mediasat Poland
International Rights Organization (I.R.O.) KFT
For the Polish translation � Copyright by S�awomir B�aut
ISBN 83-89651-55-6 ISBN 84-9789-544-4
Pnnted in EU by CPI Group
Mediasat Poland Sp. z o.o.
ul. Miko�ajska 26 31-027 Krak�w, Polska
Wszystkie prawa zastrze�one
G�NTER
GRASS
Blaszany b�benek
Przek�ad S�awomir Blaut
Osoby i akcja ksi��ki s� zmy�lone
Wszelkie podobie�stwo z jak�� �yj�c�
lub zmar�� osob� jest tylko spraw� przypadku.
Ksi�ga
Pierwsza
Obszerna sp�dnica
Nie b�d� ukrywa�: jestem pensjonariuszem zak�adu dla nerwowo chorych, m�j
piel�gniarz obserwuje mnie,
bodaj ani na chwil� nie spuszcza z oka; w drzwiach bowiem jest judasz, a oko
piel�gniarza ma w sobie �w
br�z, kt�ry mnie, niebieskookiego, nie potrafi przejrze�.
M�j piel�gniarz nie mo�e wi�c by� moim wrogiem. Polubi�em go, opowiadam
podgl�daczowi zza drzwi,
ledwie wejdzie do pokoju, zdarzenia z mojego �ycia, aby mimo judasza, kt�ry mu
przeszkadza, pozna� mnie.
Poczciwiec ceni wida� moje opowie�ci, bo gdy tylko mu co� na�gam, pokazuje mi,
�eby si� odwdzi�czy�,
swoj� najnowsz� kompozycj� z sup��w. Czy jest artyst�, wydaje si� w�tpliwe.
Wystawa jego dzie�
spotka�aby si� jednak z dobrym przyj�ciem prasy, �ci�gn�aby tak�e gar��
nabywc�w. Ze zwyczajnych
sznurk�w, kt�re po godzinach odwiedzin zbiera w pokojach swoich pacjent�w i
rozpl�tuje, wyplata
pogmatwane w�laste stwory, potem zanurza je w gipsie, a gdy zastygn�, osadza na
drutach, stercz�cych w
drewnianych podstawkach.
Cz�sto nosi si� z my�l� wykorzystania w swej tw�rczo�ci koloru, ja mu odradzam,
wskazuj� na moje bia�o
lakierowane metalowe ��ko i prosz�, by wyobrazi� sobie to najdoskonalsze z
��ek barwnie wymalowane.
Przera�ony za�amuje w�wczas swoje piel�gniarskie r�ce, w nieco zbyt dr�twej
twarzy stara si� wyrazi�
wszystkie odcienie strachu na raz i wyrzeka si� kolorowych plan�w.
Moje bia�e metalowe ��ko szpitalne jest zatem miar�. Dla mnie jest nawet czym�
wi�cej: moje ��ko to cel,
kt�ry wreszcie osi�gn��em, to moje pocieszenie, a mog�oby si� jeszcze sta� moj�
wiar�, gdyby kierownictwo
zak�adu pozwoli�o mi wprowadzi� pewne zmiany: chcia�bym podwy�szy� krat� ��ka,
�eby ju� nikt nie
zbli�a� si� do mnie zanadto.
Raz w tygodniu moj� cisz� wplecion� mi�dzy metalowe pr�ty przerywa dzie�
odwiedzin. Wtedy przychodz�
ci, kt�rzy chc� mnie uratowa�, kt�rych bawi to, �e mnie kochaj�, kt�rzy
chcieliby we mnie ceni�, szanowa� i
poznawa� siebie. Jacy s� �lepi, nerwowi, jacy niewychowani. No�yczkami do
paznokci kalecz� bia�o
lakierowan� krat� ��ka, d�ugopisami i o��wkami chemicznymi wysmarowuj� na
lakierze wyd�u�one,
nieprzyzwoite figurki. M�j adwokat za ka�dym razem, ledwie wrza�nie na ca�y
pok�j swoje �halo�, wciska
nylonowy kapelusz na lewy s�upek w nogach ��ka. Przez ca�� wizyt� - a adwokaci
potrafi� d�ugo gada� �
tym aktem przemocy pozbawia mnie r�wnowagi i pogody ducha.
Gdy ju� go�cie z�o�� przyniesione prezenty na bia�ym, pokrytym cerat� stoliku
pod akwarel� z zawilcami,
gdy ju� im si� uda przedstawi� mi podejmowane w�a�nie lub zamierzone pr�by
ocalenia i przekona� mnie,
kt�rego niestrudzenie pragn� ocali�, o wysokim standardzie swojej mi�o�ci
bli�niego, zn�w odnajduj�
przyjemno�� we w�asnej egzystencji i odchodz�. Wtedy zjawia si� m�j piel�gniarz,
�eby wywietrzy� pok�j i
pozbiera� sznurki, kt�rymi zwi�zane by�y prezenty. Nieraz po wywietrzeniu
znajduje jeszcze czas, aby
siedz�c przy moim ��ku i rozpl�tuj�c sznurki tak d�ugo rozsiewa� cisz�, a�
nazywam cisz� Brunem, a Bruna
cisz�.
Bruno M�nsterberg - mimo zbie�no�ci nazwisk m�wi� tu, rzecz jasna, o moim
piel�gniarzu - kupi� na m�j
rachunek pi��set arkuszy papieru do pisania. Gdyby zapas nie wystarczy�, Bruno,
kt�ry jest nie�onaty,
bezdzietny i pochodzi z Sauerlandu, p�jdzie jeszcze raz do ma�ego sklepu
papierniczego, gdzie sprzedaj�
r�wnie� zabawki, i postara si� o potrzebn� mi nie liniowan� przestrze� dla
mojej, miejmy nadziej�,
dok�adnej pami�ci. Nigdy nie m�g�bym prosi� o t� przys�ug� moich go�ci, cho�by
adwokata czy Kleppa.
Troskliwa mi�o��, jaka zosta�a mi przepisana, z pewno�ci� nie pozwoli�aby
przyjacio�om przynie�� i odda�
do dyspozycji mojego nieustannie wydzielaj�cego s�owa umys�u czego� tak
niebezpiecznego jak nie
zapisany papier.
Kiedy powiedzia�em do Bruna:
- Ach, Bruno, kupi�by� mi pi��set arkuszy dziewiczego papieru? - Bruno
spogl�daj�c w sufit i, jakby
prowokowa� do por�wna�, wyci�gaj�c palec w tym samym kierunku, odpar�:
- Chodzi panu o bia�y papier, panie Oskarze.
Pozosta�em przy s��wku �dziewiczy� i prosi�em Bruna, �eby w sklepie te� tak
powiedzia�. Gdy p�nym
popo�udniem wr�ci� z paczk� wyda�o mi si�, �e k��bi� si� w nim r�ne my�li. Raz
po raz d�ugo wpatrywa�
si� w sufit, sk�d zwykle czerpie natchnienie, a� wreszcie odezwa� si�:
- Poleci� mi pan w�a�ciwe s�owo. Za��da�em dziewiczego papieru, a sprzedawczyni
zaczerwieni�a si� po
same uszy, zanim przynios�a mi, co potrzeba. Obawiaj�c si� d�u�szej rozmowy o
sprzedawczyniach ze
sklep�w papierniczych, by�em z�y na siebie, �e nazwa�em papier dziewiczym, tote�
zachowywa�em si�
cicho, czekaj�c, a� Bruno wyjdzie z pokoju, i dopiero wtedy otworzy�em paczk� z
pi�ciuset arkuszami
papieru do pisania.
Niezbyt d�ugo trzyma�em i wa�y�em w d�oni uparcie wyginaj�cy si� plik.
Odliczy�em dziesi�� arkuszy,
reszt� schowa�em w nocnej szafce, wieczne pi�ro znalaz�em w szufladzie ko�o
albumu z fotografiami: jest
pe�ne, nie powinno zabrakn�� atramentu, jak mam zacz��?
Mo�na rozpocz�� histori� od �rodka i przerzucaj�c si� �mia�o to naprz�d, to
wstecz, narobi� zamieszania.
Mo�na zagra� na nowoczesno��, przekre�li� wszystkie czasy i odleg�o�ci, a
nast�pnie oznajmi� lub sprawi�,
by oznajmili to inni, �e wreszcie, w ostatniej chwili, rozwi�za�o si� problem
przestrzeni i czasu. Mo�na
r�wnie� stwierdzi� na samym pocz�tku, �e w obecnej dobie napisanie powie�ci jest
niepodobie�stwem,
potem jednak, niejako za swoimi plecami, przed�o�y� znakomite czytad�o, aby w
rezultacie uchodzi� za
ostatniego z powie�ciopisarzy, kt�remu jeszcze si� uda�o. S�ysza�em te�, �e to
dobrze i skromnie brzmi,
kiedy na wst�pie zapewnia si� uroczy�cie: Nie ma ju� powie�ciowych bohater�w, bo
nie ma ju� indywiduali-
st�w, bo indywidualno�� zagin�a, bo cz�owiek jest samotny, bez prawa do
indywidualnej samotno�ci, i
tworzy bezimienn� i abohatersk� mas�. Mo�e to i prawda, mo�e jest w tym
wszystkim jaka� racja. Co do
mnie, Oskara, i mojego piel�gniarza Bruna, chcia�bym jednak stwierdzi�: Obaj
jeste�my bohaterami, bardzo
r�nymi bohaterami, on z jednej, ja z drugiej strony judasza; i kiedy on otwiera
drzwi, to obaj w dalszym
ci�gu, mimo ca�ej przyja�ni i samotno�ci, nie jeste�my bezimienn� i abohatersk�
mas�.
Zaczynam od czas�w odleg�ych; gdy� swojego �ycia nie powinien opisywa� nikt, kto
nie zdob�dzie si� na
cierpliwo��, aby przed zabraniem si� do w�asnej egzystencji wspomnie�
przynajmniej po�ow� swoich
dziadk�w. Wam wszystkim, kt�rzy poza murami mojego zak�adu musicie wie��
zawik�ane �ycie, wam,
przyjacio�om i cotygodniowym go�ciom, kt�rzy nie wiecie nic o moim zapasie
papieru, przedstawiam babk�
Oskara ze strony matki.
Pewnego pa�dziernikowego popo�udnia moja babka Anna Bro�ska siedzia�a w swoich
sp�dnicach na skraju
kartofliska. Przed po�udniem mo�na by si� by�o przekona�, jak zr�cznie umia�a
zgrabia� zwi�d�e zielsko na
porz�dne sterty, w po�udnie zjad�a chleb ze smalcem przyprawiony syropem, potem
ostatni raz skopa�a
zagon, wreszcie usiad�a w swoich sp�dnicach mi�dzy dwoma pe�nymi koszami. Przed
ustawionymi
pionowo, skierowanymi czubkami ku sobie podeszwami trzewik�w tli�o si� ognisko z
naci ziemniaczanej,
niekiedy odzywaj�ce astmatycznie, smu��ce si� p�askim i rozwleczonym dymem ponad
leciutko nachylon�
skorup� ziemi. By�o to w roku osiemset dziewi��dziesi�tym dziewi�tym, babka
siedzia�a w sercu Kaszub, w
pobli�u Bysewa, jeszcze bli�ej cegielni, siedzia�a maj�c przed sob� R�biechowo,
za sob� Firog�, zwr�cona
ku drodze na Br�towo, mi�dzy Tczewem a Kartuzami, siedzia�a plecami do czarnego
lasu wok� Z�otej
Karczmy i leszczynowym kijem nadpalonym u ko�ca wsuwa�a ziemniaki w gor�cy
popi�.
Je�li przed chwil� wymieni�em specjalnie sp�dnice mojej babki, je�li
powiedzia�em, mam nadziej�, do��
wyra�nie: siedzia�a w swoich sp�dnicach - ba! zatytu�owa�em ca�y rozdzia�:
Obszerna sp�dnica, to dlatego
�e wiem, co jestem winien tej cz�ci garderoby. Babka nie nosi�a jednej tylko
sp�dnicy, nosi�a ich cztery,
jedn� na drugiej. Nie znaczy to wcale, �e ubiera�a si� w jedn� wierzchni�
sp�dnic� i trzy halki; ubiera�a si� w
cztery tak zwane wierzchnie sp�dnice, jedna mia�a na sobie nast�pn�, ona za�
nosi�a wszystkie cztery wed�ug
systemu, kt�ry co dzie� zmienia� ich kolejno��. Co wczoraj by�o na wierzchu,
dzisiaj znajdowa�o si� pod
spodem; druga sp�dnica stawa�a si� trzeci�. Ta, co jeszcze wczoraj by�a trzecia,
dzisiaj przylega�a do sk�ry.
Tamta, wczoraj jej najbli�sza, dzisiaj ukazywa�a dok�adnie sw�j wz�r, mianowicie
�aden: sp�dnice mojej
babki Anny Bro�skiej, jedna w drug�, przek�ada�y ponad wszystko ten sam
ziemniaczanobury walor.
Musia�o jej by� dobrze w tym kolorze.
Poza tym kolorytem sp�dnice mojej babki cechowa�a ekstrawagancka rozrzutno�� w
szafowaniu materia�em.
Zaokr�gla�y si� bufiasto, wzdyma�y si�, gdy nadci�ga� wiatr, wiotcza�y, gdy
ustawa�, trzepota�y, gdy
przemyka� obok, i ca�� czw�rk� powiewa�y przed babk�, gdy dmucha� jej w plecy.
Siadaj�c zbiera�a
sp�dnice wok� siebie.
Opr�cz czterech wzdymaj�cych si� ci�gle, zwisaj�cych, uk�adaj�cych si� w fa�dy
lub sztywno i pusto przy
jej ��ku sp�dnic babka mia�a jeszcze pi�t� sp�dnic�. Nie r�ni�a si� ona niczym
od czterech pozosta�ych
ziemniaczanoburych sztuk. Zreszt� owa pi�ta sp�dnica nie by�a zawsze t� sam�
pi�t� sp�dnic�. Podobnie jak
jej siostry podlega�a prawom wymiany, nale�a�a do czterech noszonych sp�dnic i
jak one, gdy przyszed� jej
czas, musia�a co pi�ty pi�tek trafi� do balii, w sobot� na sznur do bielizny pod
oknem kuchni, a po wy-
schni�ciu na desk� do prasowania.
Kiedy po takiej sobocie wype�nionej sprz�taniem, pieczeniem, praniem i
prasowaniem, po wydojeniu i
nakarmieniu krowy moja babka wchodzi�a ca�a do cebra, co� nieco� pozostawia�a w
mydlinach, potem zn�w
wynurza�a si� z wody, aby w r�czniku w du�e kwiaty usi��� na brzegu ��ka, na
pod�odze le�a�y przed ni�
roz�o�one cztery noszone sp�dnice i jedna �wie�o wyprana. Palcem wskazuj�cym
prawej d�oni
podtrzymywa�a doln� powiek� prawego oka, nie korzysta�a z niczyich rad, nawet
brata, Wincentego, nie
pyta�a o zdanie, i dlatego decydowa�a si� szybko. Stawa�a boso i palcami u nogi
odsuwa�a t� sp�dnic�, kt�rej
ziemniaczana buro�� utraci�a najwi�cej blasku. Czystej sztuce przypada�o w�wczas
zwolnione miejsce.
Nazajutrz, w niedzielny ranek, id�c do ko�cio�a w R�biechowie po�wi�ca�a
od�wie�on� kolejno�� sp�dnic
Jezusowi, w kt�rego mocno wierzy�a. Gdzie moja babka nosi�a wypran� sp�dnic�?
By�a kobiet� nie tylko
czyst�, lecz r�wnie� troch� pr�n�, najlepsz� sztuk� nosi�a na widoku i - je�li
dopisywa�a pogoda - w s�o�cu.
Teraz jednak, gdy siedzia�a przy ognisku z ziemniaczanej naci, by�o
poniedzia�kowe popo�udnie. Niedzielna
sp�dnica w poniedzia�ki przesuwa�a si� bli�ej cia�a, o jedno miejsce, a
tymczasem ta, co w niedziel� grza�a
si� ciep�em jej sk�ry, w poniedzia�ki bardzo poniedzia�kowo sp�ywa�a sm�tnie z
bioder. Babka
pogwizdywa�a nie my�l�c o jakiej� melodii i leszczynowym kijem wygrzeba�a z
popio�u pierwszego
upieczonego ziemniaka. Odsun�a bulw� do�� daleko od tl�cej si� sterty zielska,
�eby wiatr j� wysmaga� i
ostudzi�. Ostro zako�czon� ga��zi� przebi�a potem nadw�glon� i skorupiasto
pop�kan� bry�k�, unios�a j� do
ust, kt�re ju� nie pogwizdywa�y, ale spomi�dzy suchych, sp�kanych od wiatru warg
zdmuchiwa�y popi� i
ziemi� z �upiny.
Dmuchaj�c babka zamkn�a oczy. Gdy uzna�a, �e ju� do�� si� nadmucha�a, otworzy�a
je, najpierw jedno,
potem drugie, wbi�a w ziemniaka rzadko rozstawione, poza tym jednak nienaganne
siekacze, przesta�a
natychmiast gry��, trzyma�a w otwartych ustach m�czast� i paruj�c� po��wk� zbyt
jeszcze gor�cego
ziemniaka i znad rozszerzonych nozdrzy, wdychaj�cych dym i pa�dziernikowe
powietrze, spogl�da�a
zaciekawionym wzrokiem na pola a� po niedaleki horyzont, podzielony s�upami
telegraficznymi na r�wne
odcinki, z g�rnym kawa�kiem, zaledwie jedn� trzeci�, komina cegielni.
Co� tam porusza�o si� mi�dzy s�upami telegraficznymi. Babka zamkn�a usta,
zacisn�a wargi, zmru�y�a
oczy i me��a ziemniaka w z�bach. Co� tam porusza�o si� mi�dzy s�upami. Co� tam
skaka�o. Trzej m�czy�ni
skakali mi�dzy s�upami, trzej dopadli komina cegielni, potem obiegli doko�a i
jeden zawr�ci�, rozp�dzi� si�
od nowa, zdawa� si� niedu�y i kr�py, pomkn�� przez cegielni�, dwaj inni,
szczuplejsi i wy�si, tu� za nim,
przez cegielni�, za chwil� zn�w mi�dzy s�upy, tamten jednak, niedu�y i kr�py,
skr�ci� raptownie, bardziej
mu si� spieszy�o ni� szczup�ym i wysokim pozosta�ym skoczkom, kt�rzy zn�w
musieli biec do komina, bo
tamten ju� tam by�, gdy oni, oddaleni o dwie pi�dzi, dopiero si� rozp�dzali, i
nagle znikn�li, stracili ochot�,
tak to wygl�da�o, a i �w niedu�y wp� skoku z komina skry� si� za horyzontem.
Zatrzymali si� tam i zrobili przerw� albo zmienili stroje, albo wzi�li si� do
strychowania cegie� i dostali za to
troch� grosza.
Gdy babka korzystaj�c z przerwy chcia�a nadzia� na kij drugiego ziemniaka,
chybi�a. A tamten, co zdawa�
si� niedu�y i kr�py, w tym samym stroju wdrapa� si� na horyzont, jakby to by�
p�ot z desek, jakby obu
goni�cych zostawi� za p�otem, w�r�d cegie� albo na szosie do Br�towa, a mimo to
spieszy� si�, chcia� by�
szybszy od s�up�w telegraficznych, sadzi� d�ugimi, powolnymi susami przez pole,
b�oto tryska�o mu spod
podeszew, wyskakiwa� z b�ota, ale im dalej skaka�, tym g��biej brn�� w glinie. A
niekiedy przykleja� si�
jakby do pod�o�a, potem zn�w tak d�ugo zastyga� bez ruchu w powietrzu, �e mia�
do�� czasu, niedu�y, lecz
kr�py, by w skoku otrze� sobie czo�o, zanim zn�w dosi�ga� nog� owego �wie�o
zoranego pola, kt�re wzd�u�
pi�ciu morg�w kartofliska ci�gn�o si� bruzdami w stron� w�wozu.
I dobieg� ju� do w�wozu, niedu�y, lecz kr�py, znikn�� niemal w w�wozie, gdy na
horyzont wdrapali si� i
dwaj pozostali, wysocy i szczupli, kt�rzy tymczasem zwiedzili pewnie cegielni�,
brn�li w glinie, wysocy i
szczupli, ale nie chudzi, i babka zn�w nie mog�a nadzia� ziemniaka na ga���; bo
czego� takiego nie widuje
si� co dzie�, �eby trzej doro�li, cho� r�nego wzrostu, skakali wok� s�up�w
telegraficznych, o ma�y w�os
nie od�amali komina cegielni, a potem, w pewnym odst�pie, najpierw niedu�y i
kr�py, potem szczupli i wy-
socy, ale wszyscy trzej jednakowo mozolnie, uparcie i z coraz grubsz� warstw�
gliny pod podeszwami
skakali od�wie�eni przez pole, zorane dwa dni temu przez Wincentego, i znikali w
w�wozie.
Teraz znikn�li wszyscy trzej i babka mog�a wreszcie nadzia� na kij prawie ju�
ca�kiem wystyg�ego
ziemniaka. Pospiesznie zdmuchn�a ziemi� i popi� z �upiny, w�o�y�a zaraz ca�ego
do ust, pomy�la�a, je�li w
og�le co� pomy�la�a: �Ci to pewnie b�d� z cegielni�, i jeszcze prze�uwa�a
koli�cie, gdy z w�wozu wyskoczy�
jeden, rozejrza� si� dziko znad czarnego w�sa, dwoma susami dopad� ogniska,
stan�� przy ogniu, przed i za
ogniem jednocze�nie, tu kl��, tam trz�s� si� ze strachu, nie wiedzia�, co ze
sob� zrobi�, nie m�g� zawr�ci�, bo
z ty�u nadbiegali w�wozem szczupli i wysocy, wi�c rzuci� si� na kolana, oczy
wysz�y mu nieomal z orbit, pot
wyst�pi� na czo�o. I sapi�c, z dr��cym w�sem, pozwoli� sobie podczo�ga� si�
bli�ej, podczo�ga� si� a� do
st�p; bardzo blisko podczo�ga� si� do babki, patrzy� na moj� babk� jak niedu�e i
kr�pe zwierz�, a� musia�a
westchn��, nie mog�a d�u�ej �u� ziemniaka, opu�ci�a stopy, nie my�la�a ju� o
cegielni, o ceg�ach,
wypalaczach i strycharzach, lecz unios�a sp�dnic�, nie, unios�a cztery sp�dnice
na raz i dostatecznie wysoko,
aby ten, co nie by� z cegielni, niedu�y, lecz kr�py, zmie�ci� si� ca�y pod nimi
i skry� si� ze swoim w�sem, i
ju� nie wygl�da� jak zwierz�, i nie by� ani z R�biechowa, ani z Firogi, by� pod
sp�dnic� ze swoim strachem, i
ju� nie rzuca� si� na kolana, nie by� ani kr�py, ani niedu�y, a mimo to znalaz�
swoje miejsce, zapomnia� o
sapaniu, dr�eniu i d�oni na kolanie: by�o cicho jak w dzie� pierwszy albo
ostatni, wiatr szemra� leciutko w
tl�cym si� zielsku, s�upy telegraficzne odlicza�y w szeregu bez s�owa, komin
cegielni zachowa� dawn�
sylwetk�, a ona, moja babka, roztropnie wyg�adzi�a wierzchni� sp�dnic� na
drugiej, ledwie go czu�a pod
czwart� sp�dnic�, trzecia za� nie mia�a jeszcze poj�cia o tym, co dla sk�ry
babki by�o nowe i zaskakuj�ce. A
poniewa� by�o zaskakuj�ce, lecz z wierzchu niedostrzegalne, a druga i trzecia
sp�dnica jeszcze si� w tym
wszystkim nie po�apa�y, babka wygrzeba�a z popio�u dwa, trzy ziemniaki, z kosza
po prawej r�ce wyj�a
cztery surowe, wsun�a te bulwy, jedn� po drugiej, w gor�cy popi�, przykry�a
suto popio�em i przegarn�a
ogie�, �eby od�y� g�sty dym - c� mia�a zrobi� innego?
Ledwie uspokoi�y si� sp�dnice mojej babki, ledwie zawiesisty dym ogniska z naci
ziemniaczanej, kt�ry po
gwa�townym rzuceniu si� na kolana tego niedu�ego, lecz kr�pego, po zmianie
miejsca i po przegarni�ciu
ognia zagubi� kierunek, zn�w pe�zaj�c ��to po polach zwr�ci� si� z wiatrem na
po�udniowy zach�d, a ju� z
w�wozu wypadli dwaj wysocy i szczupli, co gonili za niedu�ym, lecz kr�pym,
przebywaj�cym teraz pod
sp�dnicami m�czyzn�, i okaza�o si�, �e obaj ubrani byli z racji s�u�by w
mundury polowej �andarmerii.
Przemkn�li obok babki, nieomal jej nie spostrzegaj�c. Czy� jeden nawet nie
przeskoczy� ogniska? Naraz
jednak co� ich tkn�o, zatrzymali si�, zawr�cili, pomaszerowali, stan�li w
mundurach i wojskowych butach
w g�stym dymie, pokas�uj�c i poci�gaj�c dym za sob� otrz�sali mundury z dymu,
wci�� jeszcze pokas�uj�c
zagadn�li moj� babk�, spytali, czy nie widzia�a Koljaiczka, bo musia�a go
widzie�, skoro siedzi tu przy
w�wozie, a on, Koljaiczek, w�a�nie w�wozem ucieka�.
Babka nie widzia�a �adnego Koljaiczka, bo �adnego Koljaiczka nie zna�a. Czy to
kto� z cegielni, zapyta�a, bo
ona zna tylko tych z cegielni. Mundurowi opisali jednak Koljaiczka jako kogo�,
kto z cegielni� nie manie
wsp�lnego, kto jest raczej niedu�y, kr�py. Babka przypomnia�a sobie, �e
widzia�a, jak kto� taki bieg�,
paruj�cym ziemniakiem na czubku ostro zako�czonej ga��zi wskaza�a, oznaczaj�c
cel, w stron� Bysewa,
kt�re pod�ug ziemniaka musia�o le�e� mi�dzy sz�stym a si�dmym s�upem
telegraficznym, licz�c w prawo od
komina cegielni. Czy jednak �w biegacz to by� Koljaiczek, tego babka nie
wiedzia�a, a swoj� niewiedz�
usprawiedliwia�a ogniskiem, kt�re tli�o si� przed podeszwami jej trzewik�w; ma z
nim mas� kramu, ogie�
nie chce si� pali�, wi�c ona nie mo�e zajmowa� si� innymi lud�mi, kt�rzy
przebiegaj� t�dy albo stoj� w
dymie, w og�le nic j� nie obchodz� ludzie, kt�rych nie zna, wie tylko, jacy s� w
Bysewie, R�biechowie,
Firodze i w cegielni - ci jej w zupe�no�ci wystarcz�.
Powiedziawszy to babka westchn�a lekko, ale wystarczaj�co wyra�nie, by
mundurowi zainteresowali si�,
czemu wzdycha. Kiwn�a g�ow� w stron� ogniska, co mia�o oznacza�, �e westchn�a
z powodu kiepskiego
ognia, a troch� i z powodu r�nych ludzi, co kr�c� si� w dymie, potem rzadko
rozstawionymi siekaczami
odgryz�a p� ziemniaka, zaj�a si� wy��cznie prze�uwaniem i zwr�ci�a oczy w
lewo, ku g�rze.
Ci w �andarmskich mundurach nie mogli z nieobecnego spojrzenia mojej babki
zaczerpn�� otuchy, nie
wiedzieli, czy maj� za s�upami telegraficznymi szuka� Bysewa, i dlatego na razie
k�uli bagnetami pobliskie,
jeszcze nie podpalone sterty zielska. Ulegaj�c nag�emu podszeptowi wywr�cili
jednocze�nie obydwa prawie
pe�ne kosze, kt�re babka mia�a ko�o siebie, i d�ugo nie mogli zrozumie�, czemu z
plecionki potoczy�y si� im
pod nogi tylko ziemniaki, a nie Koljaiczek. Nieufnie okr��ali kopiec ziemniak�w,
jakby Koljaiczek w tak
kr�tkim czasie zd��y� si� zakopcowa�, k�uli te� miarowo i czekali daremnie na
krzyk uk�utego. Ich
podejrzenie zwraca�o si� ku ka�dej zmarnia�ej k�pie zaro�li, ka�dej mysiej
dziurze, ka�demu kretowisku i raz
po raz ku mojej babce, kt�ra siedzia�a jak wro�ni�ta, wydawa�a westchnienia,
kry�a �renice pod powiekami,
ukazuj�c jednak bia�ka, wymienia�a kaszubskie imiona wszystkich �wi�tych - co
wobec marnie p�on�cego
ogie�ka i dw�ch wywr�conych koszy z ziemniakami brzmia�o przesadnie smutno i
g�o�no.
Mundurowi pozostali dobre p� godziny. Czasem odchodzili daleko, to zn�w stawali
przy ognisku,
przeprowadzali namiar komina cegielni, chcieli te� zaj�� Bysewo, odk�adali
natarcie i trzymali nad ogniem
sinoczerwone d�onie, a� babka nie przerywaj�c westchnie� podsun�a ka�demu z
nich pop�kanego
ziemniaka na kiju. Ale nagle, prze�uwaj�c w najlepsze, mundurowi przypomnieli
sobie o swoich mundurach,
wyskoczyli w pole na odleg�o�� rzutu kamieniem, pobiegli wzd�u� janowca nad
w�wozem i wyp�oszyli
zaj�ca, kt�ry jednak nie nazywa� si� Koljaiczek. Przy ogniu znowu znale�li
m�czaste, pachn�ce gor�cem
bulwy i postanowili ugodowo, a i troch� znu�eni, pozbiera� surowe ziemniaki do
owych koszy, kt�re przed-
tem obowi�zek kaza� im wywr�ci�. Dopiero gdy wiecz�r wycisn�� z pa�dziernikowego
nieba drobny,
uko�ny deszcz i atramentowy zmrok, zaatakowali jeszcze pospiesznie i niech�tnie
daleki ciemniej�cy kamie�
polny, a potem, kiedy si� ju� z nim za�atwili, dali wreszcie za wygran�. Jeszcze
chwila na rozprostowanie
n�g i trzymanie d�oni, jak w b�ogos�awi�cym ge�cie, nad zamok�ym, smu��cym si�
szerok� i d�ug� wst�g�
ogniskiem, jeszcze raz kaszel w zielonym dymie, za�zawione oczy w ��tym dymie,
potem pokas�uj�cy,
za�zawiony marsz na Bysewo. Je�li Koljaiczka nie ma tutaj, musi by� w Bysewie.
�andarmi polowi znaj�
zawsze tylko dwie mo�liwo�ci.
Dym zamieraj�cego z wolna ogniska otuli� babk� niczym pi�t� sp�dnic�, tak
obszern�, �e i ona w swoich
czterech sp�dnicach, z westchnieniami i imionami �wi�tych znalaz�a, si�,
podobnie jak Koljaiczek, pod
sp�dnic�. Dopiero gdy mundurowi byli ju� tylko ko�ysz�cymi si� mi�dzy s�upami
telegraficznymi
punkcikami, kt�re poma�u roztapia�y si� w wieczorze, babka podnios�a si� z takim
trudem, jakby wros�a w
ziemi� i teraz, ci�gn�c za sob� w��kna i bry�y gleby, przerywa�a ledwie
rozpocz�te zapuszczanie korzeni.
Koljaiczkowi zrobi�o si� zimno, kiedy nagle, niedu�y i kr�py, znalaz� si� bez
os�ony na deszczu. Szybko
zapi�� sobie spodnie, kt�re strach i ogromna potrzeba schronienia si� kaza�y mu
rozpi�� pod sp�dnicami.
Manipulowa� �wawo przy guzikach, obawiaj�c si�, �eby mu pa�a nie przemarz�a, bo
w powietrzu pe�no by�o
jesiennych niebezpiecze�stw przezi�bienia.
To moja babka znalaz�a jeszcze w popiele cztery gor�ce ziemniaki. Trzy da�a
Koljaiczkowi, jeden sama
wzi�a i zanim ugryz�a, spyta�a jeszcze, czy on jest z cegielni, chocia� musia�a
wiedzie�, �e Koljaiczek
przyby� nie wiadomo sk�d, w ka�dym razie nie z cegielni. Nic te� potem nie
rzek�a na jego odpowied�,
obarczy�a go l�ejszym koszem, sama ugi�a si� pod ci�szym, mia�a jeszcze woln�
r�k�, by wzi�� grabie i
motyk�, z koszem, ziemniakami, grabiami i motyk� po�eglowa�a w swoich czterech
sp�dnicach w stron�
Bysewo-Wybudowania.
Nie by�o to w�a�ciwie Bysewo. Le�a�o ono bardziej w stron� R�biechowa. Zostawili
wi�c cegielni� po lewej,
szli na czarny las, w kt�rym le�a�a Z�ota Karczma, a za ni� Br�towo. Ale pod
lasem w kotlinie le�a�o
Bysewo-Wybudowanie. Tam za moj� babk� pod��y� niedu�y i kr�py J�zef Koljaiczek,
kt�ry nie m�g� ju�
rozsta� si� ze sp�dnicami.
Pod tratw�
To nie takie proste - le��c tutaj, na wy sterylizowanym metalowym ��ku zak�adu
dla nerwowo chorych, w
polu widzenia oszklonego judasza uzbrojonego w oko Bruna, odtworzy� k��by dymu
kaszubskich ognisk i
uko�ne smugi pa�dziernikowego deszczu. Gdybym nie mia� b�benka, kt�ry przy
zr�cznym i cierpliwym
u�yciu przywodzi na pami�� wszystkie ma�o wa�ne szczeg�y potrzebne do przelania
na papier rzeczy
najwa�niejszej, i gdybym nie mia� pozwolenia zak�adu na to, by moja blacha
przemawia�a po trzy-cztery
godziny dziennie, by�bym biedakiem, kt�ry nie mo�e wykaza� si� posiadaniem
dziadk�w.
W ka�dym razie m�j b�benek powiedzia�: W owo pa�dziernikowe popo�udnie osiemset
dziewi��dziesi�tego
dziewi�tego roku, gdy w Afryce Po�udniowej Wuj Kr�ger szczotkowa� swoje
krzaczaste antyangielskie brwi,
mi�dzy Tczewem a Kartuzami, w pobli�u cegielni Bysewo, pod czterema jednolitymi
w kolorze sp�dnicami,
po�r�d dymu, strachu, westchnie�, w zacinaj�cym deszczu i przesadnie smutnym
strumieniu imion �wi�tych,
po�r�d ma�o inteligentnych pyta� i przes�oni�tych dymem spojrze� dw�ch �andarm�w
polowych, niedu�y,
lecz kr�py J�zef Koljaiczek sp�odzi� moj� matk�, Agnieszk�.
Anna Bro�ska, moja babka, jeszcze pod os�on� tej samej nocy zmieni�a nazwisko: z
pomoc� hojnie
szafuj�cego sakramentami kap�ana sta�a si� Ann� Koljaiczkow� i pod��y�a za
J�zefem, nie do Egiptu
wprawdzie, lecz do stolicy prowincji nad Mot�aw�, gdzie J�zef znalaz� prac� jako
flisak i chwilowy spok�j
przed �andarmeri�.
Jedynie �eby podsyci� troch� ciekawo��, nie wymieniam jeszcze nazwy owego grodu
u uj�cia Mot�awy,
chocia� jako miasto rodzinne mojej matki ju� teraz zas�ugiwa�by na wzmiank�. W
ko�cu lipca
dziewi��setnego roku - zapad�a w�a�nie decyzja podwojenia cesarskiego programu
rozbudowy floty
wojennej - mama przysz�a na �wiat pod znakiem Lwa. Pewno�� siebie i egzaltacja,
wielkoduszno�� i pr�-
no��. Dom pierwszy, zwany r�wnie� domus vitae, pod znakiem ascendenta: �atwo
ulegaj�cy wp�ywom Ryb.
Konstelacja S�o�ca w opozycji do Neptuna, dom si�dmy albo domus matrimonii
uxoris, mia�a przynie��
powik�ania. Wenus w opozycji do Saturna, kt�ry, jak wiadomo, sprowadza chorob�
w�troby i �ledziony;
kt�rego nazywa si� przykr� planet�; kt�ry panuje w Kozioro�cu i w Lwie �wi�ci
swoj� zag�ad�; kt�remu
Neptun ofiaruje w�gorza i otrzymuje w zamian kreta; kt�ry lubi wilcze jagody,
cebul� i buraki pastewne;
kt�ry pluje law� i psuje wino; zamieszkiwa� on razem z Wenus dom �smy,
�miertelny, i nasuwa� my�l o
nieszcz�liwym wypadku, podczas gdy pocz�cie na kartoflisku zapowiada�o nader
ryzykowne szcz�cie pod
opiek� Merkurego w domu krewnych.
Tutaj musz� przypomnie� o protestach mojej mamy, kt�ra stale zaprzecza�a temu,
jakoby sp�odzono j� na
kartoflisku. Co prawda ojciec - tyle przyznawa�a - ju� tam pr�bowa� dopi��
swego, jednak�e zar�wno jego
po�o�enie, jak i pozycja Anny Bro�skiej nie zosta�y wybrane do�� szcz�liwie,
aby stworzy� Koljaiczkowi
warunki do zap�odnienia.
- Musia�o to si� sta� noc� podczas ucieczki albo na furze wujka Wincentego, a
mo�e dopiero na Przer�bce,
kiedy�my u flisak�w znale�li schronienie. - Tymi s�owami moja mama ustala�a
zwykle pocz�tek swojej
egzystencji, a babka, kt�ra musia�a wiedzie�, jak tam w�a�ciwie by�o,
przytakiwa�a cierpliwie i o�wiadcza�a
wszystkim: - Pewnie, dzieci�tko, na furze to by�o albo i na Przer�bce dopiero,
ale nie w polu: bo� tam wia�o
i deszcz m�y� jak diabli.
Wincenty by� to brat mojej babki. Po wczesnej �mierci �ony uda� si� w
pielgrzymk� do Cz�stochowy i od
Matki Boskiej Cz�stochowskiej otrzyma� wskaz�wk�, �e ma w niej widzie� przysz��
kr�low� Polski. Odt�d
szpera� ju� tylko w dziwnych ksi�gach, w ka�dym zdaniu znajduj�c potwierdzenie
praw Bo�ej Rodzicielki
do polskiego tronu, a obej�cie i par� zagon�w zostawi� na g�owie siostry. Jan,
jego syn, w�wczas czteroletni,
chorowite, zawsze skore do p�aczu dziecko, pasa� g�si, zbiera� kolorowe obrazki
i, zgubnie wcze�nie,
znaczki pocztowe.
Do tej zagrody, po�wi�conej niebieskiej kr�lowej Polski, babka przytaska�a kosze
z ziemniakami i
Koljaiczka, a�eby Wincenty dowiedzia� si�, co zasz�o, pobieg� do R�biechowa i
wywo�a� ksi�dza, kt�ry mia�
przyby� z sakramentami i za�lubi� Ann� J�zefowi. Ledwie zaspany proboszcz
udzieli� przerywanego
ziewaniem b�ogos�awie�stwa i zaopatrzony w du�y po�e� s�oniny pokaza� kap�a�skie
plecy, Wincenty
zaprz�g� konia do furmanki, wpakowa� m�od� par� na ry� wozu, u�o�y� na s�omie i
pustych workach, na
ko�le przy sobie posadzi� dr��cego, pochlipuj�cego Jana i da� koniowi do
zrozumienia, �eby szed� prosto
przed siebie i ostro w noc: nowo�e�com by�o spieszno.
Ciemn� jeszcze, lecz ju� ust�puj�c� noc� w�z dotar� do portu drzewnego w stolicy
prowincji. Zaprzyja�nieni
ludzie, kt�rzy podobnie jak Koljaiczek zajmowali si� flisactwem, przyj�li par�
uciekinier�w. Wincenty m�g�
zawr�ci�, pogna� konika z powrotem na Bysewo; trzeba by�o nakarmi� krow�, koz�,
macior� z prosi�tami,
osiem g�si i psa podw�rzowego, trzeba by�o po�o�y� ma�ego Jana do ��ka, bo
lekko gor�czkowa�.
J�zek Koljaiczek ukrywa� si� trzy tygodnie, przyzwyczai� swoje w�osy do nowej
fryzury z przedzia�kiem,
zgoli� w�s, wystara� si� o nieskazitelne papiery i podj�� prac� jako flisak
J�zef Wranka. Dlaczego jednak
Koljaiczek odwiedzaj�c handlarzy drzewem i tartaki musia� mie� w kieszeni
papiery flisaka Wranki, kt�ry
podczas b�jki zosta� zepchni�ty z tratwy i uton�� bez wiedzy w�adz w Bugu
powy�ej Modlina? Dlatego, �e
porzuciwszy na jaki� czas flisactwo pracowa� w tartaku pod �wieciem i tam
pok��ci� si� z majstrem o p�ot,
prowokacyjnie wymalowany Koljaiczkow� r�k� na bia�o-czerwono, zapewne po to, aby
podtrzyma�
s�uszno�� przys�owia, kt�re powiada, �e od p�otu blisko do k�opotu, majster
wyrwa� z p�otu dwie �aty, bia�� i
czerwon�, i na kaszubskich plecach Koljaiczka rozbi� te polskie �aty na tyle
bia�o-czerwonych drzazg, �e
poszkodowany mia� wystarczaj�cy pow�d, aby najbli�szej, dodajmy: gwia�dzistej
nocy pu�ci� czerwonego
kura w nowo zbudowanym, pobielonym wapnem tartaku w ho�dzie podzielonej co
prawda, ale w�a�nie
dlatego zjednoczonej Polsce.
Koljaiczek by� wi�c podpalaczem, wielokrotnym podpalaczem, bo od tego czasu w
ca�ych Prusach
Zachodnich tartaki i sk�ady drzewa dostarcza�y hubki dla rozb�yskuj�cych
dwubarwnie narodowych uczu�.
Jak zawsze, gdy chodzi o przysz�o�� Polski, tak i w tych po�arach mia�a sw�j
udzia� Naj�wi�tsza Maria
Panna, i byli podobno naoczni �wiadkowie - mo�e dzi� jeszcze kto� z nich �yje -
kt�rzy utrzymywali, �e na
wal�cych si� dachach wielu tartak�w widzieli Matk� Bosk� w polskiej koronie.
T�um, jaki zwykle gromadzi
si� przy wielkiej po�odze, intonowa� jakoby Bogurodzic� - wolno nam s�dzi�, �e
podpalenia, kt�rych
sprawc� by� Koljaiczek, mia�y uroczyst� opraw�: pada�y przysi�gi i zakl�cia.
Podczas gdy tak obci��ony podpalacz Koljaiczek poszukiwany by� przez w�adze,
nieskazitelny, samotny jak
palec, niewinny i ograniczony flisak J�zef Wranka, kt�rego nikt nie szuka� i
ma�o kto zna�, dzieli� swoj�
prymk� na dzienne porcje, a� poch�on�a go rzeka Bug, a trzy porcje prymki
pozosta�y w kurtce z
dokumentami. Poniewa� topielec Wranka sam ju� nie m�g� si� zg�osi�, a nikt nie
zadawa� k�opotliwych
pyta� na temat jego osoby, Koljaiczek, kt�ry by� podobnej postury i mia� tak�
sam� okr�g�� g�ow� jak
nieboszczyk, w�lizn�� si� najpierw w jego kurtk�, potem w jego potwierdzon�
urz�dowymi papierami,
dotychczas nie karan� sk�r�, odzwyczai� si� od fajki, przeszed� na prymk�,
przej�� nawet od Wranki rzecz
najbardziej osobist�, wad� wymowy, i przez nast�pne lata by� porz�dnym,
oszcz�dnym, lekko j�kaj�cym si�
flisakiem, kt�ry sp�awia� ca�e lasy w d� Niemna, Biebrzy, Bugu i Wis�y. Trzeba
te� powiedzie�, �e w
huzarach przybocznych nast�pcy tronu pod Mackensenem zosta� starszym huzarem
Wrank�, bo Wranka
jeszcze nie s�u�y�, Koljaiczek za�, kt�ry by� cztery lata starszy od topielca, w
toru�skiej artylerii pozostawi�
po sobie z�e �wiadectwo.
Najbardziej niebezpieczni rabusie, zab�jcy i podpalacze jeszcze rabuj�c,
zabijaj�c i podpalaj�c czekaj�
przewa�nie na sposobno��, by j�� si� solidniejszego zaj�cia. Niekt�rym w wyniku
poszukiwa� lub z
przypadku nadarza si� szansa: Koljaiczek by� jako Wranka dobrym i tak dalece
uleczonym z ognistego
na�ogu m�em, �e na sam widok zapa�ki zaczyna� si� trz���. Pude�ka zapa�ek,
kt�re bez opieki i zadowolone
z siebie le�a�y na kuchennym stole, przed nim, co m�g�by wynale�� zapa�ki, nigdy
nie by�y bezpieczne.
Wyrzuca� pokus� za okno. Moja babka mia�a sporo k�opotu, �eby w por� poda� na
st� gor�cy obiad. Cz�sto
rodzina siedzia�a w ciemno�ci, bo nie by�o czym za�wieci� naftowej lampy.
Jednak�e Wranka nie by� tyranem. W niedziel� szed� ze swoj� Ann� do ko�cio�a na
Dolnym Mie�cie i
pozwala� jej, prawnie mu po�lubionej, wk�ada�, jak na kartoflisku, cztery
sp�dnice, jedn� na drug�. W zimie,
kiedy rzeki by�y skute lodem i flisacy cienko prz�dli, siedzia� spokojnie na
Przer�bce, gdzie mieszkali tylko
flisacy, sztauerzy i robotnicy ze stoczni, i dogl�da� ma�ej Agnieszki, kt�ra
wida� wda�a si� w ojca, bo je�li
nie wpe�za�a pod ��ko, to chowa�a si� w szafie z ubraniem, gdy za� kto�
przychodzi�, siada�a pod sto�em ze
swoimi szmacianymi lalkami.
Ma�ej Agnieszce chodzi�o wi�c o to, �eby si� skry� i w ukryciu znale�� podobne
bezpiecze�stwo, cho�
odmienn� przyjemno�� od tej, jak� J�zef znalaz� pod sp�dnicami Anny. Podpalacz
Koljaiczek tyle razy
sparzy� si� w �yciu, �e potrafi� zrozumie� odczuwan� przez c�rk� potrzeb�
os�ony. Tote� gdy na
balkonowym wyst�pie p�tora-izbowego mieszkania trzeba by�o zbudowa� klatk� dla
kr�lik�w, zrobi� przy
okazji pomy�lane na jej miar� ogrodzenie. W takim kojcu moja mama siedzia�a jako
dziecko, bawi�a si�
lalkami i ros�a. P�niej, kiedy ju� chodzi�a do szko�y, zarzuci�a podobno lalki
i bawi�c si� szklanymi kulami
i kolorowymi pi�rami okazywa�a pierwsze upodobanie do kruchego pi�kna.
Poniewa� nie mog� doczeka� si� chwili, gdy wolno mi b�dzie przej�� do pocz�tk�w
w�asnej egzystencji,
mam chyba prawo pozostawi� Wrank�w, kt�rych rodzinna tratwa p�yn�a spokojnie,
swojemu losowi a� po
rok dziewi��set trzynasty, kiedy u Schichaua sp�yn�� na wod� �Columbus�: wtedy
bowiem policja, kt�ra
niczego nie zapomina, wpad�a na trop fa�szywego Wranki.
Zacz�o si� od tego, �e Koljaiczek, jak co roku u schy�ku lata, tak i w sierpniu
dziewi��set trzynastego mia�
sp�awia� wielk� tratw� z Kijowa, Prypeci�, przez Kana�, Bugiem do Modlina, a
stamt�d w d� Wis�y.
Holownikiem �Radunia�, kt�ry p�ywa� w s�u�bie ich tartaku, wyruszyli z G�rek
Zachodnich, by�o ich razem
dwunastu flisak�w, pop�yn�li Martw� Wis�� pod pr�d do Przegaliny, potem w g�r�
Wis�y, mijaj�c Kie�mark,
Leszkowy, Czatkowy, Tczew i Piek�o, a wieczorem przycumowali w Toruniu. Tam
wszed� na pok�ad nowy
majster, kt�ry mia� dopilnowa� zakupu drzewa w Kijowie. Kiedy o czwartej rano
�Radunia� ruszy�a w
dalsz� drog�, rozesz�a si� wie��, �e jest na pok�adzie. Koljaiczek zobaczy� go
pierwszy raz przy �niadaniu na
baku. Siedzieli naprzeciw siebie jedz�c i popijaj�c zbo�ow� kaw�. Koljaiczek od
razu go pozna�. Barczysty,
�ysy ju� m�czyzna kaza� przynie�� w�dk� i nala� do pustych fili�anek. W trakcie
jedzenia, gdy na ko�cu
baku jeszcze nalewano, przedstawi� si�: - �eby�cie wiedzieli: jestem nowym
majstrem, nazywam si�
D�ckerhoff, u mnie panuje porz�dek!
Flisacy po kolei, jak siedzieli, podawali na wezwanie swoje nazwiska i wychylali
fili�anki, a� im grdyka
chodzi�a. Koljaiczek najpierw wychyli�, powiedzia� potem �Wranka� i patrzy�
twardo na D�ckerhoffa. Ten
kiwn�� g�ow�, jak przedtem kiwa�, i powt�rzy� s��wko �Wranka� jak powtarza�
nazwiska innych flisak�w.
Jednak Koljaiczkowi wyda�o si�, �e D�ckerhoff nazwisko topielca podkre�li�
specjalnie, mo�e nawet nie z
naciskiem, ale jakby z namys�em.
�Radunia� z pomoc� zmieniaj�cych si� pilot�w wymija�a zr�cznie mielizny i
ko�ysz�c si� ci�ko,
pokonywa�a gliniasty, zm�tnia�y nurt, kt�ry zna� tylko jeden kierunek. Z lewej i
prawej ci�gn�� si� za
groblami wci�� ten sam, je�li nie p�aski, to pag�rkowaty, ju� po�niwny
krajobraz. Chaszcze, parowy, kotlina
poros�a janowcem, przestrze� pomi�dzy pojedynczymi zabudowaniami - wszystko
jakby stworzone dla
kawaleryjskich szar�, dla �wiczebnych manewr�w dywizji u�an�w, dla p�dz�cych
przez chaszcze huzar�w,
dla marze� m�odych rotmistrz�w, dla bitwy, kt�ra ju� si� odby�a, kt�ra stale
powraca, dla malowid�a:
Tatarzy przy ziemi, dragoni na staj�cych d�ba koniach, rycerze mieczowi spadaj�
z siode�, wielki mistrz w
zakrwawionym
p�aszczu zakonnym, kirys ma wszystkie sprz�czki pr�cz jednej, kt�r� odr�buje
ksi��� mazowiecki, i konie, w
�adnym cyrku nie ma takich siwk�w, nerwowe, przystrojone mn�stwem chwostow,
�ci�gna odrobione
niezwykle dok�adnie, i nozdrza, rozd�te, karminowe, buchaj�ce z nich chmurki
przeszywane ostrzem kopii
przybranych proporczykami, pochylonych i dziel�cych niebo, zorz� wieczorn�, i
szable, a tam, w tle - bo
ka�de malowid�o ma t�o - wioska przyklejona mocno do horyzontu spokojnie kurzy
dymem mi�dzy
kopytami karych, pochylone chaty, omsza�e, kryte s�om�; a w chatach, niby w
konserwie, pi�kni czo�gi�ci
marz�cy o nadchodz�cym dniu, kiedy i oni wedr� si� na pierwszy plan, na r�wnin�
za wi�lanymi groblami,
niczym zwinne �rebaki mi�dzy ci�k� kawaleri�.
Ko�o W�oc�awka D�ckerhoff dotkn�� lekko marynarki Koljaiczka.
- S�uchajcie, Wranka, czy przed ilu� tam laty nie pracowali�cie w tartaku pod
�wieciem? Wiecie, tartak si�
potem spali�.
Koljaiczek wytrwale, jakby pokonuj�c jaki� op�r, potrz�sa� g�ow�, uda�o mu si�
przy tym zgromadzi� tyle
smutku i znu�enia w oczach, �e D�ckerhoff pod tym spojrzeniem poniecha� dalszych
pyta�.
Gdy pod Modlinem, gdzie Bug wpada do Wis�y i gdzie skr�ci�a �Radunia�,
Koljaiczek, jak wszyscy flisacy,
przechylony przez reling splun�� trzy razy, obok stan�� D�ckerhoff z cygarem i
poprosi� o ogie�. Na to
s��wko, jak i na drugie: �zapa�ki�, ciarki przesz�y Koljaiczka.
- Cz�owieku, czemu si� czerwienicie, kiedy prosz� o ogie�? Nie jeste�cie
przecie� dziewczyn�!
Mieli ju� Modlin za sob�, gdy Koljaiczek pozby� si� wreszcie owego rumie�ca,
kt�ry nie by� rumie�cem
wstydu, lecz zap�nionym odblaskiem podpalonych przez niego tartak�w.
Mi�dzy Modlinem a Kijowem, a wi�c w g�r� Bugu, przez Kana�, kt�ry ��czy Bug i
Prype�, a� �Radunia�
pod��aj�c Prypeci� znalaz�a Dniepr, nie zdarzy�o si� nic, co mo�na by przytoczy�
jako wymian� s��w
mi�dzy Koljaiczkiem-Wrank� a D�ckerhoffem. Na holowniku mi�dzy flisakami, mi�dzy
palaczami a
flisakami, mi�dzy sternikiem, palaczami i kapitanem, mi�dzy kapitanem a
zmieniaj�cymi si� stale pilotami,
jak to bywa podobno, a mo�e i naprawd�, mi�dzy m�czyznami, oczywi�cie musia�o
zdarzy� si� niejedno.
M�g�bym sobie wyobrazi� zatargi mi�dzy kaszubskimi flisakami a urodzonym w
Szczecinie sternikiem,
mo�e poryw buntu: zbi�rka na baku, ci�gni�cie los�w, rzucanie hase�, ostrzenie
no�y.
Dajmy temu spok�j. Nie dosz�o ani do politycznych star�, niemiecko-polskich
rozpraw no�owych, ani do
�rodowiskowej sensacji w postaci pot�nego, zrodzonego z krzywdy spo�ecznej
buntu. Pracowicie po�eraj�c
w�giel �Radunia� pokonywa�a swoj� tras�, raz - by�o to, zdaje si�, tu� za
P�ockiem - wpad�a na mielizn�, ale
wydosta�a si� o w�asnych si�ach. Kr�tka, ostra wymiana s��w mi�dzy kapitanem
Barbuschem z Nowego
Portu a ukrai�skim pilotem, to by�o wszystko i w dzienniku pok�adowym nie
znalaz�oby si� niczego wi�cej.
Gdybym musia� i chcia� prowadzi� dziennik pok�adowy my�li Koljaiczka albo nawet
pami�tnik
D�ckerhoffowego, majstrowego �ycia wewn�trznego, mia�bym o czym pisa�: pod
dostatkiem by�oby waha�
i przyg�d, podejrze� i potwierdze�, nieufno�ci i niemal r�wnoczesnego,
po�piesznego jej uspokajania. Obaj
mieli stracha. D�ckerhoff ba� si� bardziej ni� Koljaiczek; znajdowali si�
przecie� w Rosji. D�ckerhoff
m�g�by, jak niegdy� biedny Wranka, wypa�� za burt�, m�g�by - a jeste�my ju�
teraz w Kijowie - w
sk�adnicach drzewa, kt�re s� tak rozleg�e i pe�ne zakamark�w, �e �atwo zgubi�
swojego anio�a str�a w
takim drzewnym labiryncie, m�g�by wi�c wpa�� pod stert� obluzowanych nagle, nie
daj�cych si� ju� niczym
zatrzyma� d�u�yc - ale m�g�by te� zosta� ocalony. Ocalony przez niejakiego
Koljaiczka, kt�ry najpierw
wy�owi�by majstra z Prypeci czy Bugu, a potem w pozbawionej anio��w str��w
sk�adnicy drzewa w Kijo-
wie w ostatniej chwili chwyci� D�ckerhoffa i wyrwa� spod lawiny d�u�yc. Jak�eby
to by�o pi�knie, gdybym
teraz mia� sposobno�� opisa�, jak to wyratowany z topieli albo niemal zmia�d�ony
D�ckerhoff jeszcze
dysz�c ci�ko i maj�c w oczach widmo �mierci szepce na ucho rzekomemu Wrance:
�Dzi�kuj� wam,
Koljaiczek, dzi�kuj�! - A p�niej po niezb�dnej pauzie: - Jeste�my teraz
skwitowani, zapomnijmy o
wszystkim!�.
I z cierpk� przyja�ni�, u�miechaj�c si� z zak�opotaniem i niemal przez �zy
popatrzyliby sobie po m�sku w
oczy, wymieniliby nie�mia�y, lecz twardy u�cisk d�oni.
Znamy t� scen� z urzekaj�co dobrze kr�conych film�w, kiedy re�yserom wpadnie na
my�l, �eby z dw�jki
wspaniale graj�cych powa�nionych braci zrobi� par� kamrat�w, co odt�d p�jd�
razem w ogie� i wod�, wyjd�
zwyci�sko jeszcze z tysi�ca przyg�d.
Koljaiczek nie znalaz� jednak sposobno�ci ani utopienia Duckerhoffa, ani
wyrwania go ze szpon�w tocz�cej
si� d�u�ycowej �mierci. Uwa�ny i dba�y o dobro firmy, D�ckerhoff zakupi� w
Kijowie drzewo, dopilnowa�
jeszcze sformowania dziewi�ciu tratw, wyp�aci� flisakom w rosyjskiej walucie,
jak zwykle, spory zadatek na
sp�yw, po czym wsiad� w poci�g i przez Warszaw�, Modlin, I�aw�, Malbork i Tczew
dojecha� do swojej
firmy, kt�rej tartak znajdowa� si� w porcie drzewnym mi�dzy stoczniami
Klawittera i Schichaua.
Zanim pozwol� flisakom po tygodniach najci�szej pracy dop�yn�� z Kijowa rzekami
i Kana�em do Wis�y,
zastanawiam si�, czy D�ckerhoff by� pewien, �e rozpozna� we Wrance podpalacza
Koljaiczka. S�dz� raczej,
�e p�ki majster p�yn�� jednym i tym samym statkiem z nieszkodliwym,
dobrodusznym, mimo
ograniczono�ci og�lnie lubianym Wranka, mia� nadziej�, �e jego towarzysz podr�y
nie jest gotowym do
ka�dej zbrodni Koljaiczkiem. Porzuci� t� nadziej� dopiero na mi�kkim siedzeniu
przedzia�u kolejowego. A
gdy poci�g osi�gn�� cel, wtoczy� si� - teraz to wyjawi� - na Dworzec G��wny w
Gda�sku, D�ckerhoff
powzi�� D�ckerhoffow� decyzj�, kaza� umie�ci� walizk� w doro�ce i odwie�� do
domu, a sam poszed�
dziarsko, bo bez baga�u, do pobliskiego prezydium policji przy Okopowej, wbieg�
po schodach przed
g��wnym wej�ciem, po kr�tkim, bystrym poszukiwaniu odnalaz� �w pok�j, kt�ry by�
urz�dzony
wystarczaj�co rzeczowo, aby wydoby� z D�ckerhoffa zwi�z��, obejmuj�c� tylko
fakty relacj�. Nie znaczy to,
�e majster z�o�y� doniesienie. Prosi� jedynie, �eby zbada� spraw� Koljaiczka-
Wranki, co mu w policji
obiecano.
W ci�gu nast�pnych tygodni, gdy drzewo unosz�c trzcinowe sza�asy i flisak�w
sp�ywa�o wolno w d� rzeki,
w licznych urz�dach zapisano mn�stwo papieru. By�y tam akta wojskowe J�zefa
Koljaiczka, prostego
kanoniera z takiego a takiego zachodniopruskiego pu�ku artylerii polowej. Dwa
razy po trzy dni �cis�ego
aresztu musia� odsiedzie� niesforny kanonier za wykrzykiwanie po pijanemu na
ca�e gard�o, po polsku i po
niemiecku, anarchistycznych hase�. By�y to plamy na honorze, kt�rych w papierach
starszego huzara
Wranki, s�u��cego w drugim pu�ku huzar�w we Wrzeszczu, niepodobna by�o znale��.
Chlubnie odznaczy�
si� �w Wranka, na manewrach jako ��cznik batalionu wpad� w oko nast�pcy tronu,
od niego, co zawsze nosi�
talary w kieszeni, dosta� w prezencie ksi���cego talara. O tym talarze milcza�y
jednak akta starszego huzara
Wranki, to raczej moja babka Anna opowiedzia�a o nim lamentuj�c g�o�no, gdy
przes�uchiwano j� razem z
bratem, Wincentym.
Nie tylko przy pomocy owego talara zwalcza�a s��wko �podpalacz�. Mog�a
przedstawi� dokumenty, kt�re
kilkakrotnie stwierdza�y, �e J�zef Wranka ju� w dziewi��set czwartym wst�pi� do
ochotniczej stra�y
po�arnej na Dolnym Mie�cie w Gda�sku i podczas zimowych miesi�cy, kiedy wszyscy
flisacy odpoczywali,
zmierzy�
si� jako stra�ak z niejednym du�ym i ma�ym po�arem. Istnia� r�wnie� dokument,
kt�ry g�osi�, �e w czasie
wielkiego po�aru w zak�adach kolejowych na Przer�bce, w dziewi��set dziewi�tym,
stra�ak Wranka nie
tylko gasi� ogie�, lecz ponadto uratowa� �ycie dw�m uczniom �lusarskim. Podobnie
wypowiedzia� si�
wezwany na �wiadka kapitan stra�y po�arnej Hecht. Zezna� on do protoko�u: �Jak�e
ma by� podpalaczem
ten, kt�ry gasi! Czy nie mam go jeszcze przed oczyma, jak uwija si� na drabinie,
gdy p�on�� ko�ci� w
Stogach? Feniks, co wynurza si� z popio��w i p�omieni, co gasi nie tylko ogie�,
lecz po�ar tego �wiata i
pragnienie Pana naszego Jezusa Chrystusa! Zaprawd� powiadam wam: Kto owego
cz�owieka w stra�ackim
he�mie, kt�ry ma pierwsze�stwo przejazdu, kt�rego mi�uj� ubezpieczenia, kt�ry
zawsze, czy to jako symbol,
czy to z racji zawodu, nosi w kieszeni szczypt� popio�u, kto chce tego
wspania�ego Feniksa nazwa�
czerwonym kurem, ten zas�uguje, aby mu kamie� m�y�ski uwi�za� u szyi...� Chyba
ju� pa�stwo zauwa�yli,
�e kapitan Hecht z ochotniczej stra�y po�arnej by� z�otoustym proboszczem, kt�ry
co niedziela wychodzi� na
ambon� w ko�ciele �w. Barbary na D�ugich Ogrodach i p�ki trwa�y dochodzenia
przeciwko Koljaiczkowi-
Wrance, nie omieszka� w podobnych s�owach wbija� swoim wiernym do g�owy
przypowie�ci o niebieskim
stra�aku i piekielnym podpalaczu.
Poniewa� jednak funkcjonariusze policji kryminalnej nie chodzili do �w. Barbary,
a i w s��wku �Feniks�
pr�dzej doszukaliby si� obrazy majestatu ni� usprawiedliwienia Wranki,
dzia�alno�� Wranki w ochotniczej
stra�y po�arnej sta�a si� okoliczno�ci� obci��aj�c�.
Zebrano �wiadectwa r�nych tartak�w, zasi�gni�to opinii w rodzinnych gminach:
Wranka przyszed� na �wiat
w Tucholi: Koljaiczek by� z urodzenia toru�czykiem. Drobne nie�cis�o�ci w
zeznaniach starszych flisak�w i
dalekich krewnych. D�ugo dzban nosi� wod�, c� wi�c dziwnego, �e ucho si�
urwa�o? Gdy przes�uchania
dosz�y do tego momentu, wielka tratwa wp�yn�a w�a�nie na terytorium Rzeszy i
poczynaj�c od Torunia
poddana by�a niepostrze�onej kontroli i obserwacji na postojach.
M�j dziadek dopiero za Tczewem spostrzeg� swoich anio��w str��w. Spodziewa� si�
ich. Przej�ciowa
bierno��, granicz�ca z melancholi�, przeszkodzi�a mu wida� w tym, by pod wsi�
Leszkowy albo ko�o
Kie�marku spr�bowa� ucieczki, co w tak dobrze znanej okolicy i z pomoc� paru
�yczliwych mu flisak�w
by�oby jeszcze mo�liwe. Od Przegaliny, gdy tratwy poma�u, wpadaj�c jedna na
drug�, wp�yn�y w Martw�
Wis��, towarzyszy� im niby to niepostrze�enie kuter rybacki, kt�ry mia� na
pok�adzie o wiele za liczn�
za�og�. Tu� za
P�oni� z nadbrze�nych trzcin wyprysn�y dwie motor�wki policji portowej i p�dz�c
nieustannie to wzd�u�, to
wszerz rzeki przecina�y coraz bardziej s�one, zwiastuj�ce port wody Martwej
Wis�y. Za mostem na Stogi
zacz�� si� kordon �niebieskich�. Sk�ady drzewa naprzeciw stoczni Klawittera,
drobniejsze warsztaty
szkutnicze, coraz szerszy, wdzieraj�cy si� w Mot�aw� port drzewny, przystanie
r�nych tartak�w, przysta�
w�asnej firmy z oczekuj�cymi flisak�w rodzinami i wsz�dzie �niebiescy�, nie by�o
ich tylko po tamtej
stronie u Schichaua, tam wszystko przystrojone flagami, tam dzia�o si� co�
innego, tam chyba jaki� statek
mia� sp�yn�� na wod�, tam zebra� si� wielki t�um, kt�ry denerwowa� mewy, tam
odbywa�a si� uroczysto�� -
uroczysto�� na cze�� mojego dziadka?
Dopiero gdy dziadek zobaczy� port drzewny pe�en niebieskich mundur�w, gdy
motor�wki kr��y�y coraz
bardziej z�owieszczo i zalewa�y tratwy falami, gdy zrozumia� ca�y ten kosztowny
wysi�ek, kt�rego on by�
przyczyn�, dopiero wtedy zbudzi�o si� w nim stare Koljaiczkowe serce podpalacza
i wyplu� Wrank�,
wymkn�� si� cz�onkowi ochotniczej stra�y po�arnej Wrance, na ca�y g�os i bez
zaj�kni�cia wyrzek� si� j�ka�y
Wranki i rzuci� si� do ucieczki, ucieka� po tratwach, po rozleg�ych chybotliwych
p�aszczyznach, ucieka� boso
po nie heblowanym parkiecie, z d�u�ycy na d�u�yc�, ku stoczni Schichaua, gdzie
flagi �opota�y weso�o na
wietrze, bieg� naprz�d po drewnianych balach, gdzie spoczywa�o co� na pochylni -
w wodzie s� jednak belki
- gdzie wyg�aszali pi�kne przem�wienia, gdzie nikt nie krzycza� �Wranka� czy
zgo�a �Koljaiczek�, gdzie
m�wiono: �Chrzcz� ci� imieniem SMS �Columbus��, Ameryka, przesz�o czterdzie�ci
tysi�cy ton
wyporno�ci, trzydzie�ci tysi�cy koni mechanicznych, statek jego cesarskiej
mo�ci, palarnia pierwszej klasy,
na bakburcie kuchnia drugiej klasy, sala gimnastyczna z marmuru, biblioteka,
Ameryka, statek jego
cesarskiej mo�ci, tunel wa�u nap�dowego, pok�ad spacerowy, Chwa�a ci w wie�cu
zwyci�zcy, proporzec
portu macierzystego, ksi��� Heinrich stoi przy kole sterowym, a m�j dziadek
Koljaiczek boso, ledwie
dotykaj�c kr�g�ych bali, p�dzi ku d�tej orkiestrze, nar�d, kt�ry ma takich
ksi���t, z