Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8854 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Magda
Papuzi�ska
Wszystko jest mo�liwe
PRESS
Magda
Papuzi�ska
Wszystko jest mo�liwe
Opracowanie graficzne ok�adki
R�a Buczkowska
Na ok�adce zosta�a wykorzystana reprodukcja obrazu
Eugene Boudina �Beach scen�, Trouville"
Redakcja
Danuta Sadkowska
Korekta
Joanna Pietrasik
im. K. SIENKIEWICZA >t .
06-800 Pruszk�w, Al. Woj. Polskiego 34 I \ /
FILIA Nr 2, tel. 758-88-91 I V
WYPO�YCZAUMA d�iJ>ZIEC�
2.5 2M
� Copyright by Magda Papuzi�ska
ISBN 83-88790-25-0
Wydanie I
Wydawnictwo Akapit Press, ��d� 2003
90-369 ��d�
ul. Piotrkowska 204/210/248
tel. (0 42) 636-12-14; dzia� zam�wie�: tel. (0 42) 680-93-70
Ksi�garnia internetowa: www.akapit-press.com.pl
e-mail:
[email protected]
Moja mama m�wi, �e wszystko jest mo�liwe. Wiem, �e to nieprawda,
ale lubi�, kiedy ona tak m�wi. U�miecha si� przy tym i ten u�miech jest
naprawd� weso�y.
Bo mama tak m�wi ku pokrzepieniu. Ma na my�li, �e mog� si� zdarzy�
r�ne dobre rzeczy. Ja w�a�ciwie wiem, �e r�wnie dobrze mog� si� zdarzy�
rzeczy z�e, ale ten jej u�miech sprawia, �e zapominam o tym.
Kiedy zostaj� sam, wtedy mog� siedzie�, patrze� i my�le�. Rzadko bywam
sam. Mama wszystko zorganizowa�a tak, �eby stale kto� przy mnie by�. Rano
jeste�my we czw�rk�. Mama, Pawe�, m�j starszy brat i Agnieszka, moja
siostra bli�niaczka. Oni jedz� �niadanie, a mama mnie karmi, wi�c mo�na
powiedzie�, �e te� jem �niadanie. Chocia� to nie jest dobre okre�lenie, bo
przecie� nie jem sam, chocia� jem. Jestem karmiony. Wi�kszo�� czasownik�w
mog� stosowa� do siebie tylko w stronie biernej. To mnie martwi, bo niekt�re
w stronie biernej znacz� zupe�nie co innego, ni� mam na my�li. Nie mog�
powiedzie�, �e jestem jedzony, bo wszyscy zrozumieliby to tak, �e moja
rodzina rzuca si� na mnie i po�era mnie na �niadanie. Brakuje mi takiej
formy gramatycznej, kt�rej m�g�bym tu u�y�. Jem, a jednocze�nie nie jem,
bo przecie� jedzenie nie polega tylko na poch�anianiu pokarmu, ale r�wnie�
na nak�adaniu na talerz, krojeniu chleba, smarowaniu mas�em, przenoszeniu
do ust przy pomocy r�k, gryzieniu.
To wszystko robi za mnie mama. Opr�cz gryzienia oczywi�cie. Nie gryz�,
nie jestem gryziony i nikt tego za mnie nie robi. Mama wlewa we mnie
r�ne zmiksowane albo przetarte przez sitko papki, tak �e gryzienie staje si�
zb�dne.
No wi�c �niadanie jest we mnie wlewane.
Potem oni we tr�jk� wychodz� z domu i przez jaki� czas - nied�ugi
- jestem sam, dop�ki nie przyjdzie pani Krysia, kt�ra sprz�ta mieszkanie.
Nasze mieszkanie nie jest du�e, ma dwa ma�e pokoje, trzeci wi�kszy, kuchni�
i �azienk�. Pani Krysia lubi towarzystwo, chyba dlatego, �e ma bardzo du�o
do powiedzenia. I jest systematyczna. Dzi�ki temu codziennie zwiedzam ca�e
mieszkanie, bo pani Krysia zabiera mnie ze sob� po kolei do ka�dego
sprz�tanego pomieszczenia. Najpierw zabiera odkurzacz, a potem wraca po
mnie. I opowiada bez przerwy. Najcz�ciej o tym, co wczoraj ugotowa�a na
obiad swojemu m�owi i jak on na to zareagowa�.
Na koniec pani Krysia ustawia mnie przy oknie w kuchni i wychodzi.
Kiedy� ustawia�a mnie przed w��czonym telewizorem, ale teraz jest lepiej, bo
wol� patrze� przez okno. Mieszkamy na parterze, za oknem jest trawnik,
piaskownica i �awki. Siadaj� na nich r�ne mamy, a ich dzieci biegaj� w k�ko
jak szalone po trawniku albo bij� si� w piaskownicy i wrzeszcz�.
Dalej jest szko�a z boiskiem, a z boku biegnie ulica. Niedu�a osiedlowa
uliczka, wij�ca si� mi�dzy blokami. Bo mieszkamy w bloku. Z naszego okna
wida� nast�pny blok naprzeciwko i trzeci troch� z boku, a w dali ca�e szeregi
podobnych blok�w. Mama m�wi, �e kiedy� b�dziemy mieszka� w domu
z ogrodem i kwitn�cymi drzewami owocowymi. Wszystko jest mo�liwe.
Siedz� tak i patrz� przez okno, i wtedy uliczk� przyje�d�a pan Jurek
bia�ym maluchem, macha do mnie z do�u i wbiega po schodkach w swoim
granatowym dresie z napisem POLSKA.
Pan Jurek jest dziarski, pe�en entuzjazmu i wigoru.
Podnosi mnie do g�ry, k�adzie na specjalnym ��ku, przypina do r�nych
pask�w i pr�buje rozrusza�.
- No, ch�opcze - m�wi do mnie - podnie� praw� r�k� do g�ry.
I podnosi moj� praw� r�k� do g�ry.
Pan Jurek przychodzi codziennie z wyj�tkiem sob�t i niedziel. Zawsze,
wychodz�c, powtarza:
- �wietnie, �wietnie, coraz lepiej - chocia� obaj dobrze wiemy, �e nic
si� nie zmienia, �e to ci�gle on podnosi moj� r�k�, nog�, palec, mnie ca�ego.
Potem wracaj� Agnieszka i Pawe�. Widz� przez okno, jak wyfruwaj� ze
szko�y z gromad� innych dzieciak�w, biegn� przez trawnik, wpadaj� do klatki.
S�ysz� trzaskanie drzwiami i k��tni�, kto dzisiaj b�dzie si� mn� zajmowa�.
Zajmowanie si� mn� polega na nakarmieniu mnie i wywiezieniu na dw�r. To
si� nazywa, �e id� na spacer, co jest absolutn� nieprawd�. Tylko jak to
powiedzie�? Jestem idziony na spacer?
Z dwojga z�ego wol�, kiedy zajmuje si� mn� Agnieszka. Ona przynajmniej
jest estetk� i przed wlaniem we mnie obiadu zawi�zuje mi na szyi �liniak,
a po jedzeniu wyciera mi usta serwetk�. Paw�owi nie chce si� tego robi�
i dlatego po obiedzie z nim ca�y jestem upaprany zup� jarzynow� przecieran�
czuj� t� zup� na brodzie, szyi i wsz�dzie, a Pawe� jej nie czuje, wi�c
wystawia mnie na dw�r ca�ego w zupie. I leci gra� w pi�k� na boisko. Zupa
na mojej brodzie zmienia si� w sztywn� skorupk� i troch� szczypie.
Mama wraca najp�niej. Najcz�ciej u�miecha si� i opowiada, co jej si�
zdarzy�o. Wtedy jest mi dobrze. Czasami jest bardzo zm�czona i z�a, i nic
nie m�wi. Wszystko jest mo�liwe.
Je�li nie jest bardzo zm�czona, to wieczorem czyta mi ksi��ki na g�os.
Bardzo lubi� jej s�ucha�. Umiem sam czyta�, nie potrafi� tylko przewraca�
kartek.
Czyta� nauczy� mnie tata, kiedy jeszcze by� z nami. Nie wiedzia�, �e
nauczy� mnie czyta�. Mo�e dlatego odszed�. Nie rozumia� mnie. Tylko mama
rozumie. M�wi�a mu, �e nauczy� mnie czyta�, ale nie wierzy� jej. My�l�, �e
troch� nie chcia� wierzy�. Nie chcia� oczekiwa� po mnie niczego, opr�cz tego,
�e umr�. A ja �y�em i �y�em. Nie spe�ni�em jego oczekiwa�, wi�c odszed�.
Nie mam mu tego za z�e. Nie dlatego, �ebym by� szczeg�lnie wyrozumia�y
albo �wi�ty. Nie. Uwa�am, �e zrobi� dobrze, bo zamienia� swoje �ycie w piek�o,
a przy okazji �ycie mamy, Paw�a i Agnieszki.
Osiem lat czeka� na moj� �mier�, kt�ra zgodnie z zapowiedziami lekarzy
mia�a nast�pi� lada chwila. Lada chwila przez osiem lat. W dniu naszych
�smych urodzin - moich i Agnieszki - zaraz po tym, jak zjad� kawa�ek
naszego urodzinowego tortu, powiedzia�, �e wyje�d�a, i wyjecha�.
Ja nie jad�em tortu ze zrozumia�ych przyczyn. Tato chcia� mi zrobi�
przyjemno�� i nakarmi� mnie lodami. Nie spodziewa�em si� czego� takiego.
Dot�d by�em karmiony niemal wy��cznie zupkami w temperaturze pokojowej.
Lody wyla�y si� ze mnie z du�ym impetem. Mo�na powiedzie�, �e wytrysn�y
ze mnie razem z poprzednio zjedzon� urodzinow� zupk�. Prosto na tat�,
kt�ry chcia� mi zrobi� przyjemno��. Umy� si�, przebra�, zjad� kawa�ek tortu
i opu�ci� nas na zawsze.
Odej�cie taty uczcili�my milczeniem na ten temat. Milczenie trwa do dzisiaj,
czyli ju� czwarty rok. Mam wra�enie, �e Agnieszka i Pawe� widuj� si� z nim,
ale nigdy o tym nie opowiadaj� przy mnie. Nie z nadmiaru delikatno�ci. Chyba
maj� mi za z�e, �e tata odszed�. Mo�e my�l� �e to dlatego, �e wyrzyga�em
wtedy lody. To nieprawda. On by� nieszcz�liwy. Nie m�g� si� pogodzi�, �e
ja jestem i ci�gle �yj�, co przejawia si� niemal tylko w tym, �e ruszam oczami.
Jestem mu wdzi�czny, je�li mog� tak powiedzie�. Chcia�bym mu kiedy�
podzi�kowa� za to, �e nauczy� mnie czyta�. Tato mia� zwyczaj po przyj�ciu
z pracy siada� w fotelu, w du�ym pokoju, niby nie cafkiem ty�em do mnie,
ale jednak tak, �eby jak najmniej widzie� mnie i moje oczy. Siada� wi�c
sobie wygodnie, rozk�ada� gazet� i przy jej pomocy prowadzi� konwersacj�
z mam�. Mama w tym czasie by�a zaj�ta przygotowywaniem kolacji albo
praniem, albo sprz�taniem, albo czym� innym, w ka�dym razie nie mog�a
sobie usi��� z gazet�. Tato, nie wiem, czy dlatego, �e czu� si� troch� g�upio,
�e jej nie pomaga, udawa�, �e czyta gazet� tylko po to, �eby opowiedzie�
mamie o tym, co tam napisali.
- Wiesz - krzycza� w stron� kuchni lub �azienki, zale�nie od tego, gdzie
mama akurat si� znajdowa�a. - Celnicy wykryli najwi�kszy od pi�ciu lat
przemyt haszyszu!
- Co ty powiesz? - odpowiada�a mama, je�li akurat byta w dobrym humorze.
A ja patrzy�em zza jego plec�w na najwi�kszy tytu� w gazecie i - poniewa�
to powtarza�o si� niemal ka�dego wieczoru - ju� wiedzia�em, jak wygl�da
wyraz �celnicy" i �haszysz", i tak dalej. A� w ko�cu, je�li kto� zostawi�
w zasi�gu mojego wzroku gazet� albo otwart� ksi��k�, potrafi�em bez trudu
odczyta� wszystko, co by�o tam napisane.
Bardzo d�ugo nikt o tym nie mia� poj�cia, bo kt� by podejrzewa�, �e
bezw�adny tobo�ek jest zdolny do czego� takiego. I zreszt� po co mia�by
umie� czyta�, skoro wiadomo, �e ma lada chwila umrze�.
Nikt, opr�cz mamy. Mama zawsze umia�a czyta� w moich oczach, wi�c
wcale jej nie zdziwi�o, �e ja umiem czyta� ksi��ki.
Wieczorami, po kolacji, kiedy ju� sprz�tn�a, pozmywa�a i przygotowa�a
si� do nast�pnego dnia, przenosi�a mnie na tapczan, k�ad�a si� obok, przytula�a
mnie i bra�a do r�ki ksi��k�. Tak sobie razem le�eli�my i czytali�my.
Uwielbia�em to.
Tato oczywi�cie nie wierzy�, �e ja umiem czyta�, chocia� sam do tego
doprowadzi�. Musia� widzie�, �e przebiegam oczami wiersze i na ko�cu strony
zawsze czekam na mam�, bo czyta�em znacznie szybciej ni� ona, ale i tak
nie wierzy�. Dla niego zawsze by�em bezm�zgim, ci�kim - coraz ci�szym
- tobo�em, z kt�rym s� tylko same k�opoty i kt�ry dawno powinien umrze�.
Tak mu by�o �atwiej.
Nauczy�em si� czyta� wcze�niej ni� Agnieszka i nawet ni� Pawe�, kt�ry
jest od nas o dwa lata starszy.
Nie umiem przewraca� kartek. Mama m�wi, �e w staro�ytnym Egipcie
ksi��ki by�y zwijane w rolk� jak papier toaletowy. To by�oby co� dla mnie,
gdyby jeszcze kto� skonstruowa� niewielk� maszynk� do automatycznego
przewijania papieru.
Teraz mama nie ma czasu, �eby ze mn� czyta� ksi��ki. Wraca do domu
bardzo p�no i jest zm�czona, a musi mnie jeszcze wyk�pa�. Ja jestem
coraz ci�szym tobo�kiem, mo�e nawet nie jestem ju� tobo�kiem, tylko wielkim
kufrem, coraz trudniej ze mn� podr�owa�. Mam ju� prawie trzyna�cie lat
i nadal �yj�. Wszystko jest mo�liwe.
Pan Jurek podnosi mnie jak pi�rko. Mama musi wo�a� na pomoc Paw�a.
Wiem, �e nie lubi wymaga� od niego ani od Agnieszki, �eby jej przy mnie
pomagali. Mama uwa�a, �e ja jestem wy��cznie jej tobo�kiem i nikogo nie
mo�e mn� obci��a�. Czasami nie ma wyj�cia.
Czasem, kiedy siedz� tak jak teraz na moim w�zku przed blokiem
w s�oneczne upalne popo�udnie i patrz� na przechodz�cych ludzi, zm�czonych
po pracy, to �al mi ich. Tak rzadko si� u�miechaj�, chocia� przecie� mog�
si� u�miecha�. Ja, gdybym m�g�, to �mia�bym si� bez przerwy na g�os. Teraz
te� si� �miej�, ale nikt tego nie widzi, wi�c nikt nie odwzajemnia mojego
u�miechu. Przechodz� obok mnie i spuszczaj� g�owy albo patrz� w drug�
stron�, jakby nie chcieli mnie widzie�. A przecie� mnie widz�. Codziennie,
od tylu lat. Troch� szkoda, bo lubi� patrze� na u�miechni�tych ludzi. Czasami,
kiedy im si� wydaje, �e nie patrz�, bo mam przymkni�te oczy - ale ja patrz�
- przygl�daj� mi si� ciekawie. Patrz� nie jak na cz�owieka, ale na zadziwiaj�cy
obiekt, kt�ry �yje, chocia� nie powinien.
Im si� wydaje, �e jestem nieszcz�liwy z tego powodu, �e �yj�. Co za bzdura.
Strasznie dzisiaj gor�co. Kwiatki, kt�re zasadzi� dozorca, pan W�adys�aw,
skuli�y si� i zwiotcza�y, jakby upa� przygni�t� je do ziemi. Agnieszka wisi na
trzepaku razem z Kamil�. Agnieszka jest ju� taka du�a. Nied�ugo b�dzie za
du�a na trzepak. Zwisa g�ow� w d� i zamiata chodnik jasnymi w�osami. Kamila
te� zwisa. Ciekawe, o czym rozmawiaj� w tej odwrotnej pozycji.
Agnieszka postawi�a mnie w cieniu, ale to by�o godzin� temu. Cie�
przesun�� si� i s�o�ce �wieci mi prosto w oczy.
Zeskakuj� obie z trzepaka. Mo�e spojrz� na mnie. Nie. Id� gdzie� za
blok, zagadane i roze�miane.
O! Ruszy�em si�. Jestem w cieniu. Ciekawe, kto si� domy�li�. Stoi za
mn�, czuj� to wyra�nie, ale niech si� poka�e. Nie, odchodzi. Lekkie kroki.
Dziewczyna. W klapkach. Poznaj�, bo mama te� ma takie klapki na g�bczastej
podeszwie i tak samo klapie.
�a�uj�, czasami, �e nie mog� powiedzie�, przekaza� im wszystkim, jak
bardzo si� ciesz�, �e �yj�, �e jestem.
Wiem, �e umr�, wiem, �e jestem ci�ki i mam� m�czy, kiedy musi mnie
nosi�. Bardzo lubi�, kiedy ona mnie nosi. Lubi�, jak mnie k�pie, jak g�aszcze
myd�em moje cia�o. Mo�e powinienem czu� si� winny, �e jestem wielkim,
ci�kim kufrem w jej podr�y. Mo�e. To przeze mnie ona nie ma m�a,
a my ojca. Z drugiej strony, na co komu taki ojciec, kt�ry zostawia baga�
na �rodku drogi. Lepiej, �e sobie poszed�. Mam� na pewno jeszcze spotka
co� w �yciu. Wszystko jest mo�liwe. On nie zostawi� Paw�a ani Agnieszki.
On zostawi� mnie i mam�, bo wydawa�o mu si�, �e z naszymi kuframi
jeste�my nieszcz�liwi, chocia� to nieprawda. Sam by� nieszcz�liwy. Taki typ.
Znowu przysz�a. Klap, klap. Stoi za mn�. Mo�e si� u�miecha. Pewnie
ma d�ugie, g�ste, ciemne w�osy. Opadaj� na ramiona. Musi jej by� dzisiaj
okropnie gor�co. Zwi�za�a je gumk�? A mo�e zaplot�a warkocz i przypi�a
klamerk� z ty�u, ods�aniaj�c opalon� szyj�. Poka� si�, dziewczyno. Klap, klap.
Odchodzi. Dlaczego? Nie przesun�a w�zka.
Och, idzie Agnieszka z Paw�em. Pawe� patrzy ponad moj� g�ow�. Ma
taki dziwny wyraz twarzy. Klapki przyspieszy�y. Biegnie. Ucieka?
- Marianna, poczekaj! - to Pawe�.
- Daj jej spok�j - Agnieszka. - Pom� mi.
- Zaraz wr�c� - Pawe� startuje, p�dem mija w�zek.
Pawe� jest podobny do taty, Agnieszka te�. O mnie si� nie m�wi, do
kogo jestem podobny, �eby nikogo nie urazi�. Jestem do niczego niepodobny.
- Kretyn - m�wi Agnieszka. - Nienawidz� go.
Ze z�o�ci� szarpie w�zek i wtacza po podje�dzie do klatki. Podjazd zrobi�
pan W�adys�aw, na pro�b� mojej mamy.
Agnieszka wpycha w�zek do kuchni. Nie patrzy na mnie. Nigdy na mnie
nie patrzy. Podgrzewa butelk�, no tak, b�dzie mnie karmi� przez smoczek.
Tak jest szybciej i �atwiej. Mama nie pozwala, my�li, �e to mnie upokarza.
Tu si� nie rozumiemy. Lubi� pi� przez smoczek. Czasami.
Agnieszka przynosi do kuchni telefon, siada na stole, wykr�ca numer.
Dzwoni do Kamili. Przed chwil� si� rozsta�y. Co to jednak znaczy prawdziwa
przyja��. Jedn� r�k� przyciska s�uchawk� do ucha, drug� wpycha mi smoczek
w usta.
- Kamila? Mo�esz go sobie wybi� z g�owy. Zwariowa� na punkcie tej nowej.
- Ona? Sk�d mog� wiedzie�? Nie odzywa si�. Ucieka przed nim.
Dos�ownie. Robi w ty� zwrot i ucieka.
- Wiem, ty by� nie ucieka�a. Co by�o z matmy?
- Nie m�w! Nie zd���! - smoczek wypada mi z ust, picie leje si� na
szyj�. - Cholera, poczekaj chwil�.
Marianna, jakie �adne imi�. P�nowiosenne, czerwono-��te. Agnieszka
�cierk� wyciera mi szyj�, potem usta. Wraca do telefonu.
Tego dnia by� taki upa�, �e ludzie za oknem poruszali si� dwa razy
wolniej ni� zwykle, nawet pan Jurek wydawa� si� troch� niesw�j, jakby mniej
dziarski, i chocia� sumiennie podnosi� kolejno wszystkie moje niedoko�czone
ko�czyny, zgina� je i prostowa�, czu�em, �e robi to bez zwyk�ej energii.
Przekr�ci� mnie na brzuch i masowa� moje plecy powoli, tak jakby jego
r�ce traci�y stopniowo si��, coraz wolniej i s�abiej, a� w ko�cu znieruchomia�
zupe�nie. Nie widzia�em go, bo le�a�em twarz� do sto�u, ale pomy�la�em, �e
pogr��y� si� w zadumie i zapomnia�, co ma robi�. A mo�e po kilku miesi�cach
�mudnej pracy doszed� do wniosku, �e to nie ma sensu, bo przecie� nic si�
nie zmienia.
To prawda. Moje cia�o, jak nie dzia�a�o do tej pory, tak samo nie
zamierza�o dzia�a� teraz.
Wreszcie ockn�� si�, ubra� mnie i przeni�s� na w�zek. Wytar� czo�o
r�cznikiem, popatrzy� mi w oczy i mo�e co� w nich wyczyta�, bo roz�o�y�
bezradnie r�ce i powiedzia�:
- No c�, ma�y. Do widzenia. To ostatni raz.
Wci�gn�� na sw�j muskularny tors ��t� koszulk� z napisem University of
Atlanta i ju� chcia� wychodzi�, ale jeszcze raz spojrza� na mnie i wida� znowu
co� by�o w mojej twarzy, bo pokiwa� g�ow� i ustawi� w�zek tak, �e mog�em
patrze� przez okno. Tak. W�a�nie o to mi chodzi�o.
Potem skrzypn�� drzwiami i zatrzasn�� je za sob�. Zobaczy�em jeszcze,
jak wychodzi z klatki, otwiera drzwiczki swojego malucha i odje�d�a.
Lubi�em pana Jurka. Mam wra�enie, �e on te� mnie lubi�, je�li mo�na
w og�le darzy� takim uczuciem bezw�adny tobo�ek wyposa�ony jedynie w oczy.
By� mo�e by� tylko profesjonalist� i profesjonalnie okazywa� sympati�. Przez
chwil� po jego wyj�ciu zastanawia�em si�, dlaczego powiedzia�, �e to ostatni
10
11
raz, ale przypomnia�em sobie, �e zbli�aj� si� wakacje, wi�c to pewnie dlatego.
Nie przysz�o mi wtedy do g�owy, �e ma to zwi�zek z rozmow�, jak� wczoraj
odby�a mama z Paw�em. Rozmawiali w �azience, ale chocia� drzwi by�y
otwarte, to do wanny la�a si� woda na moj� k�piel, w dodatku w�zek sta�
w przedpokoju, ty�em, wi�c nie wszystko s�ysza�em.
- Dzisiaj nie, Pawe�ku - m�wi�a mama, �agodnie i spokojnie.
- Ale ja musz� to mie� na jutro. Przecie� obiecywa�a�. Nie chc� nic
wi�cej, tylko to, co obieca�a�.
- Spr�buj zrozumie�, Pawe�, ja po prostu nie mam. Zap�aci�am za wasze
kolonie i nic nie zosta�o.
- Zadzwoni� do... - dalej nie us�ysza�em, bo �ciszy� g�os i mama te�
m�wi�a bardzo cicho. Potem Pawe� wybieg� nagle z �azienki, pchn�� gwa�townie
m�j w�zek, kt�ry sta� mu na drodze, i wybieg� z mieszkania.
Mama krzykn�a za nim:
- Pawe�, Pawe�, musisz mi pom�c!
Albo nie us�ysza�, albo nie chcia� us�ysze�, bo nie zawr�ci�.
Mama przepchn�a w�zek do �azienki i zacz�a mnie rozbiera�, co samo
w sobie by�o ju� trudne dla jednej osoby. Stara�em si� by� najl�ejszy jak
potrafi�em, ale niewiele mog�em. Nie uda�o jej si� przenie�� mnie do wanny.
Obmy�a mnie tylko g�bk� na w�zku.
Potem ubra�a mnie w pi�am� i przetoczy�a na ��ko. Usiad�a obok
i zacz�a czyta� g�o�no jak�� ksi��k�. Nie s�ysza�em, co czyta�a, s�ysza�em
tylko, �e nie idzie jej najlepiej. Podda�a si�, kiedy wargi zacz�y jej dr�e�.
- �pij, ��wiku - powiedzia�a, poca�owa�a mnie w czo�o i zgasi�a �wiat�o.
Wiem, �e posz�a do kuchni, usiad�a przy stole, podpar�a g�ow� na �okciach
i pr�bowa�a powstrzyma� �zy, kt�re wbrew jej woli sp�ywa�y po policzkach.
Nie mog�em zasn��, zamkn��em oczy i my�la�em o czerwono-z�otej
Mariannie, wyobrazi�em sobie, �e podchodzi do mojego w�zka, bierze mnie
za r�k�, a ja, czuj�c jej dotyk, unosz� si� i lec� do g�ry, razem z ni�
i ta�czymy w powietrzu.
Przez okno, przy kt�rym postawi� mnie pan Jurek, zobaczy�em wracaj�cego
ze szko�y Paw�a. Szed� powoli, ci�ko cz�api�c i wpatruj�c si� w chodnik.
By�o ko�o jedenastej, musieli ich wcze�niej wypu�ci�, sporo dzieciak�w k��bi�o
si� na szkolnym podw�rzu. Zobaczy�em te� j�. Mariann�. Pierwszy raz j�
zobaczy�em, ale wiedzia�em, �e to ona, bo nigdy przedtem nie widzia�em tej
dziewczyny, a w ko�cu dosy� dobrze znam twarze wszystkich uczni�w,
przygl�dam si� im niemal codziennie. Wybieg�a przez furtk� w ogrodzeniu
boiska, rozejrza�a si� i lekko jak motyl pofrun�a w kierunku Paw�a. Mia�a na
sobie czerwon� kr�tk� sukienk� bez r�kaw�w i bia�e klapki na gumowej
podeszwie. Kr�tkie, czarne w�osy otacza�y puco�owat� buzi�. Dogoni�a Paw�a
i sz�a tu� za nim, na�laduj�c jego ponury ch�d. Zatrzyma� si� i odwr�ci�,
wtedy u�miechn�a si� bardzo �adnie i powiedzia�a co�, on wzruszy� ramionami,
kr�c�c g�ow�.
Zrobi�a tak� min�, jakby m�wi�a, �eby si� nie przejmowa�, nawet machn�a
r�k�. Pawe� ci�gle kr�ci� g�ow� i pokazywa� na nasze okno, pokazywa� na
mnie, bo ja siedzia�em w tym oknie, gapi�c si� na nich. Rozmawiali jeszcze
przez chwil�, a potem rami� w rami� ruszyli do naszej klatki.
To by�a �roda. W �rody Agnieszka ma po lekcjach angielski i siatk�wk�,
i w �rody zawsze jestem oblepiony zup�.
Pawe� przekr�ci� klucz w drzwiach, weszli do przedpokoju.
- Co mu jest? - zapyta�a Marianna szeptem.
- Nie wiadomo w�a�ciwie - odpar� Pawe�, nie staraj�c si� �ciszy� g�osu.
- To znaczy ja nie wiem. Jest taki od urodzenia. M�wili, �e umrze, ale wci�� �yje.
- Jak to, nie wiesz?
- Nie wiem. Nie pyta�em i nikt mi nie powiedzia�. On by� zawsze. Jak
ro�lina w doniczce. Trzeba podlewa�, a ona ro�nie. I tyle.
- Czy on s�yszy, co m�wimy?
Weszli do kuchni. Pawe� wzruszy� ramionami, a potem wyci�gn�� z lod�wki
moj� zupk� i postawi� garnek na kuchni.
- Mama m�wi, �e s�yszy. Ale ja nie wiem. Nawet je�li s�yszy, to co z tego?
- I rozumie?
- Nie wiem. Nic mnie to nie obchodzi.
- Jak to?
- No tak. Zwyczajnie. Nie mam czasu si� zastanawia�, czy on co�
rozumie, czy nie, bo i tak nic nikomu z tego nie przyjdzie. Od tego mo�na
tylko zwariowa�. Mo�esz przytrzyma� t� butelk�?
Marianna wzi�a butelk�, a Pawe� przez lejek nape�ni� j� zup� za�o�y�
smoczek i wetkn�� mi w usta.
- Teraz go podlewam - powiedzia�. Marianna sta�a naprzeciwko mnie
i patrzy�a oczami wielkimi jak spodki. Wydawa�o mi si�, �e robi� si� coraz wi�ksze.
12
13
- Ty �artujesz? - zapyta�a.
- �artuj�? Nie, chyba widzisz, �e go podlewam. A potem wystawi� go
na dw�r, �eby na�apa� troch� powietrza i lepiej r�s�.
Pokr�ci�a g�ow�.
- Wiesz? - powiedzia�a powoli. - Ja mam dwa kaktusy. Gucia i Petronel�.
One nie maj� uszu i pewnie nic nie rozumiej�. Ale jak kiedy� wyjecha�am
i przez p� roku by�y u mojej ciotki, to przesta�y rosn��, chocia� ciotka je
podlewa�a i dba�a o nie. A jak wr�ci�am, to znowu ros�y i mia�am wra�enie,
�e s� zadowolone, �e wr�ci�am. One mnie lubi�. Ja je te� lubi�. A ty?
Lubisz swojego brata?
- Nigdy si� nad tym nie zastanawia�em. Chyba go nie lubi�. Czasami mi
przeszkadza. Czasami bardzo przeszkadza. Czasami go nienawidz�. A on
i tak ro�nie. Lepiej by by�o, �eby nie r�s�.
- Przesta�! - Marianna prawie krzykn�a.
- Co� ty? Marianna? Ja tylko tak sobie m�wi�. Zupa si� sko�czy�a.
Koniec podlewania, teraz spacer.
Pawe� odstawi� butelk� i szarpn�� w�zek, tak �e ma�o z niego nie wylecia�em.
- Poczekaj - powiedzia�a Marianna. Wzi�a ze sto�u serwetk� i poda�a
Paw�owi. - Wytrzyj mu usta, zobacz, ca�y jest w zupie.
Pawe� znowu wzruszy� ramionami.
- My�lisz, �e to komu� robi r�nic�? - ale pos�usznie przejecha� serwetk�
po mojej twarzy, rozmazuj�c r�wnomiernie resztki obiadu.
- Tak nie mo�na - szepn�a Marianna. Wzi�a ze sto�u drug� serwetk�,
zmoczy�a j� pod kranem.
Zamar�em, je�li mog� tak o sobie powiedzie�. Umys� mi si� zatrzyma�
i chyba przesta�em oddycha�. Pochyli�a si� nade mn�, tak blisko, �e czu�em
jej zapach, i delikatnie umy�a mi twarz. Tak delikatnie, jak nikt nigdy przedtem.
Nawet mama.
Przypadkiem spojrza�a przy tym w moje oczy. Z odleg�o�ci pi�tnastu
centymetr�w chyba lepiej wida�, bo zaczerwieni�a si� i szepn�a cichutko:
�Przepraszam". Tak cicho, �e Pawe� tego nie us�ysza�.
- Dosy� ju�, Marianna - powiedzia�. - Chod�my.
Szarpn�� znowu w�zek i potoczy� do drzwi. Marianna sz�a za nami,
s�ysza�em z ty�u: klap, klap. Na klatce wyprzedzi�a nas i otworzy�a przed
w�zkiem drzwi wyj�ciowe.
Na dworze otoczy�a mnie gor�ca masa nieruchomego powietrza. Marianna
sz�a z przodu, a jej bia�e klapki odciska�y si� wyra�nie w roztopionym asfalcie
alejki. Widzia�em, jak dr�y powietrze nad sam� ziemi�. Chyba ju� nie mog�o
wytrzyma� tego upa�u. Pawe� zatrzyma� w�zek pod rachitycznym krzakiem
akacji obsypanym bia�ymi kwiatkami. Zacisn�� hamulec, nie patrz�c na mnie,
chwyci� Mariann� za rami� i poci�gn�� w stron� szko�y. Posz�a pos�usznie.
Obejrza�a si� jeszcze dwa razy, nim znikn�li za budynkiem.
Tak pozna�em Mariann� z puco�owat� buzi�. Siedzia�em pod akacj�
i my�la�em o niej. Bia�e p�atki spada�y na moj� g�ow�, na kolana i na
trawnik wok� mnie. Cie� akacji nie dawa� �adnej och�ody, by�o okropnie
gor�co i ca�kiem pusto. Wszyscy ludzie pochowali si� gdzie� przed upa�em.
Chcia�o mi si� pi�. Zamkn��em oczy, chyba zasn��em. Nie pami�tam, co mi
si� �ni�o.
Obudzi�em si� w bia�ej sali na szpitalnym ��ku, pod��czony do kropl�wki.
Teraz by�o z kolei okropnie zimno. Sta�a przy mnie mama i k�ad�a mi na
czole wilgotny ok�ad.
- Och, ��wiku... - powiedzia�a, kiedy otworzy�em oczy, i poca�owa�a mnie
ostro�nie w policzek. - Nie mog� si� do ciebie przytuli�, bo ca�� twarz masz
poparzon�.
Spa�em pod akacj� kilka godzin, mama m�wi�a, �e kiedy wr�ci�a z pracy,
sta�em tam nadal w pe�nym s�o�cu, ca�y czerwony i nieprzytomny.
Stale by�a ze mn� w szpitalu. Powiedzia�a, �e nie chodzi teraz do pracy,
a Pawe� i Agnieszka wyjechali ju� na kolonie, wi�c ma du�o czasu tylko dla mnie.
Rano przychodzi�a z gazetami i �niadaniem. Najpierw karmi�a mnie
�y�eczk�, a potem sama jad�a. K�ad�a si� przy mnie na szpitalnym ��ku
i przegl�dali�my gazety, a potem czytali�my ksi��ki. By�o mi dobrze, ale
chcia�em ju� wraca� do domu, na m�j w�zek przy oknie. Niekt�re ksi��ki
by�y nawet ciekawe, mimo to wola�em le�e� z zamkni�tymi oczami, bo wtedy
przychodzi�a Marianna i trzyma�a mnie za r�k� albo pochyla�a si� nade mn�.
Kiedy wr�ci�em do domu, mama nadal mia�a urlop, wi�c sp�dza�a ze
mn� ca�e dnie. Wozi�a mnie na spacery, a raz wynaj�a taks�wk� i poje-
chali�my do zoo. Pokaza�a mi s�onie, ma�py, wielb��dy i �yrafy. Nic mnie to
nie obchodzi�o, ale ona o tym na szcz�cie nie wiedzia�a. Chcia�a mi sprawi�
przyjemno��, a mnie co� si� sta�o i wszystko przesta�o mnie interesowa�.
14
15
Osiedle by�o wyludnione, mieszczuchy wyjecha�y na wakacje, w piaskownicy
pustki, szko�a jakby wymar�a. Mimo to te rzadkie chwile, kt�re sp�dza�em
przy oknie, by�y najprzyjemniejsze. Wpatrywa�em si� w bloki i puste przestrzenie
miedzy nimi z nadziej�, �e zobacz� gdzie� cho�by skrawek czerwonej sukienki.
Przez ca�y lipiec pogoda by�a pi�kna. Mama kupi�a bia�y parasol od s�o�ca
i przyczepi�a go do mojego w�zka, kupi�a mi te� s�omkowy kapelusz.
Wystawia�a m�j w�zek na trawnik ko�o akacji, siada�a obok na le�aku i czyta�a
na g�os gazety i ksi��ki albo opowiada�a o wsi, w kt�rej si� urodzi�a i kt�rej
ju� nie ma, bo przyjecha� buldo�er i w miejscu wsi powsta�o betonowe osiedle,
takie samo, jak nasze.
Kt�rego� dnia przywi�za�a le�ak do mojego w�zka i pojechali�my na
basen, kt�ry by�, jak si� okaza�o, ca�kiem niedaleko, za ostatnimi blokami
naszego osiedla. Nigdy przedtem tam nie by�em. Prawie nigdzie jeszcze nie by�em.
Mama chcia�a kupi� bilety w budce przy wej�ciu, ale kasjerka spojrza�a
na w�zek i powiedzia�a, �e inwalidzi z opiekunami maj� darmowy wst�p. Za
ogrodzeniem z drucianej, zardzewia�ej siatki by�y trzy baseny: ma�y brodzik
ze zje�d�alni� dla dzieciak�w, �redni, dla tych, co nie bardzo umiej� p�ywa�,
i du�y, wype�niony po brzegi golasami, tak �e prawie nie by�o wida� wody.
Tu przynajmniej by�o du�o ludzi, ruch, krzyk i by�o na co patrze�. Mama
dopcha�a mnie do pustego skrawka trawnika niedaleko du�ego basenu
i roz�o�y�a le�ak obok w�zka. Potem zdj�a sukienk�. Mia�a na sobie
dwucz�ciowy kostum, czarny w ma�e kolorowe kwiatki. Nigdy nie widzia�em
jej tak, prawie nagiej. Stan�a przede mn�, obr�ci�a si� przodem i ty�em, i spyta�a:
- No, ��wiku, jak ci si� podobam?
Podoba�a mi si�, owszem. By�a zgrabna, szczup�a, mia�a d�ugie nogi
i w og�le by�a prawdziw� kobiet�. Przedtem nie przysz�o mi do g�owy, �e
mama, poza tym, �e jest mam�, jest jeszcze kobiet�.
Nie tylko mnie si� podoba�a. Kiedy tak sta�a przede mn� w pozie modelki,
obok przechodzili akurat jacy� dwaj ow�osieni faceci, spojrzeli na ni� i jeden
a� gwizdn��. Mama zgarbi�a si�, skurczy�a, ukl�k�a na trawie przy w�zku
i zacz�a czego� szuka� w torbie. Poszli dalej, ale to by�o zabawne, �e jaki�
go�� gwi�d�e z podziwu na widok mojej mamy i jeszcze si� za ni� ogl�da.
Poza wszystkim by�a to jedna z rzadkich chwil, kiedy czu�em, �e m�j
w�zek - a wi�c ja - mo�e by� dla niej tarcz� i os�on�.
Usiad�a na le�aku na wprost mnie i zacz�a mi robi� przegl�d prasy,
a ja nie mia�em czasu jej s�ucha�, bo przede mn� dzia�a si� masa rzeczy.
Patrzy�em, jak dziewczyny uciekaj� z piskiem przed jakim� dryblasem,
kt�ry chyba chcia� je wrzuci� do wody; jak za basenem na boisku ch�opaki
graj� w siatk�wk�, jeden, wysoki, jak �yrafa, kt�r� widzia�em w zoo, kapitalnie
�cina�. Przechodzili ludzie w k�piel�wkach, niekt�rzy zgrabni i muskularni, a inni
t�u�ci i nieforemni, m�czy�ni z obwis�ymi brzuchami i kobiety z biustem
przelewaj�cym si� ponad kostiumem. Wszyscy, nawet ci ostatni, wydawali mi
si� pi�kni. Mia�em wra�enie, �e jestem jednym z nich, by�em w�r�d nich,
by�em w �rodku.
Mama zauwa�y�a, �e m�j wzrok kr��y ponad jej g�ow�, �e wcale nie
s�ucham tego, co czyta, wi�c z u�miechem od�o�y�a gazet� i przestawi�a
le�ak tak, �e patrzy�a na to, co ja.
Musia�em wygl�da� jak ostatni idiota, z bia�� parasolk� rozpi�t� nad g�ow�,
w s�omkowym kapeluszu i ciemnych okularach, siedz�c nieruchomo tam, gdzie
wszyscy biegali, krzyczeli, skakali i chichotali.
- Ale gor�co - powiedzia�a mama. - Przynios� troch� wody, och�odzimy si�.
Odesz�a smuk�a i wysoka, zgrabna jak wszyscy diabli, sam bym zagwizda�
na jej widok. Porusza�a si� z tanecznym wdzi�kiem, nigdy przedtem tego nie
zauwa�y�em. Nagle zrobi�a co�, czego w og�le si� po niej nie spodziewa�em.
Wesz�a na s�upek przy basenie, odbi�a si� lekko i pi�knym �ukiem skoczy�a
g�ow� w d�. Nawet nie plusn�o. Jak jej si� u licha uda�o znale�� luk�
w tym t�umie, nie mog�em poj��.
Znikn�a mi z oczu, nie mog�em jej wypatrzy� w basenie, chocia�
wyt�a�em wzrok z ca�ych si�, a� zacz�o mi si� wszystko zlewa� i mia�em
w g�owie tylko bajeczne, kolorowe kr�gi. Przestraszy�em si�, �e znowu strac�
przytomno�� i mama wi�cej nie przywiezie mnie tutaj, a do tego nie chcia�em
dopu�ci�, wi�c zamkn��em oczy i pr�bowa�em si� uspokoi�. Troch� pomog�o,
kr�gi wirowa�y coraz wolniej, a� zatrzyma�y si�, przybieraj�c kszta�t puco�owatej
buzi. Tak mi si� zrobi�o od jakiego� czasu, �e wystarczy, bym zamkn�� oczy,
a ona zaraz do mnie przychodzi. To by�o przyjemne, ale ba�em si�, �e mo�e
dostaj� bzika.
Poczu�em mokre r�ce mamy na twarzy i otworzy�em oczy. Otrz�sn�a si�,
opryskuj�c mnie kropelkami.
- Przynios�am wod� na sobie - za�mia�a si�.
Poczu�em si� troch� tak, jakbym sam si� wyk�pa� w basenie.
Owin�a si� r�cznikiem, zrzuci�a na ziemi� mokry kostium, a potem za�o�y�a
sukienk�.
16
17
- Tak dawno nie p�ywa�am, chyba ze sto lat. W liceum by�am najlepsza
na sto metr�w. Teraz przep�yn�am dwa baseny i dosta�am zadyszki. Jutro
te� przyjdziemy, co, ��wiku?
Od tego czasu chodzili�my tam codziennie. Podoba�o mi si� to i mama
chyba o tym wiedzia�a. Od razu po �niadaniu pakowa�a torb� i gnali�my na
basen. Kasjerka w budce przy wej�ciu ju� nas poznawa�a i u�miecha�a si�
na przywitanie. Po dw�ch tygodniach mama by�a opalona na heban i jeszcze
smuklejsza, bo zaraz po porannym czytaniu gazety wskakiwa�a do wody
i p�ywa�a bez przerwy. Rano by�o zwykle troch� mniej ludzi, wi�c widzia�em
j� w basenie, jak rytmicznie wyrzuca ramiona i posuwa si� naprz�d, swobodnie
i bez wysi�ku. P�ywa�a �abk� i kraulem, a raz spr�bowa�a motylkiem, ale to
jej chyba nie wychodzi�o, bo przerwa�a, podp�yn�a do brzegu i �miej�c si�,
pomacha�a mi r�k�. Potem po�o�y�a si� na wodzie na plecach i le�a�a bez
ruchu dobrych kilka minut. To by�o dziwne, mama, kt�ra si� nie rusza; zawsze
co� robi�a, nigdy nie widzia�em, �eby trwa�a w tej samej pozycji d�u�ej ni�
kilka sekund. A� pomy�la�em, �e co� jej si� sta�o.
Nic si� nie sta�o, oczywi�cie. Po chwili odwr�ci�a si�, podp�yn�a do
schodk�w i przysz�a do mnie, �eby, jak zwykle, ochlapa� mnie wod�.
- Patrzy�am na niebo - powiedzia�a. - Jak by�am ma�� dziewczynk�
lubi�am chodzi� na ��k� za domem, tam, gdzie pas�y si� krowy, k�ad�am si�
na plecach i patrzy�am na niebo. W taki dzie�, jak dzisiaj, tamto niebo by�o
naprawd� b��kitne, jak sukienka dobrej wr�ki. Twoja babcia czasami wo�a�a
mnie do domu, a ja udawa�am, �e nie s�ysz�, bo nie mog�am od niego
oderwa� oczu. A teraz nasze niebo jest szaroniebieskie, jakby z�y czarownik
posypa� wr�k� popio�em.
Kt�rego� dnia, kiedy mama p�ywa�a i na basenie by�o jeszcze ca�kiem
lu�no, przesz�a przede mn� rodzinna defilada. Najpierw maszerowa�y trzy ma�e
dziewczynki, szeregiem, wed�ug wzrostu, troch� za nimi jecha� w�zek z jeszcze
mniejsz� dziewczynk� za w�zkiem wielki brzuch i przyczepiona do niego
ogromna, gruba pani. By�a olbrzymia jak wie�a. To wygl�da�o bardzo
�miesznie, a �rednia dziewczynka wlepi�a we mnie oczy i nie mog�a ich
oderwa�. Przy tym ci�gle sz�a do przodu, wi�c g�owa jej si� przekr�ca�a, a�
przestraszy�em si�, �e si� ca�kiem odkr�ci. W ko�cu nie wytrzyma�a, opu�ci�a
szereg i podesz�a do mnie. Stan�a, wyci�gn�a palec, dotkn�a mego kolana
i zapyta�a:
- Jak si� nazywasz? - ton by� rozkazuj�cy i bezceremonialny.
18
Ca�a rodzina zatrzyma�a si� i przez moment zastyg�a, mo�e czekaj�c na
moj� reakcj�, a potem ta pani, unosz�c sw�j brzuch, podesz�a do ma�ej,
wzi�a j� za r�k� i powiedzia�a:
- Chod�, Marylko, ten ch�opiec pewnie nie mo�e m�wi�.
- Dlaczego? - spyta�a Marylka dociekliwie.
- Bo jest chory.
Marylka przyjrza�a mi si� uwa�nie i pokr�ci�a g�ow�.
- Jak ja by�am chora, to mog�am m�wi�.
- Tak - odpowiedzia�a pani z lekkim u�miechem - ty to zawsze mo�esz
m�wi�. On jest inaczej chory.
- Ale ja chc� wiedzie�, jak on si� nazywa! - Marylka chyba by�a
zdenerwowana.
I wtedy poczu�em na policzkach mokre r�ce, a g�os mojej mamy zza
w�zka powiedzia�:
- On ma na imi� Ja�.
Pani z brzuchem spojrza�a ponad moj� g�ow� i twarz jej si� zmieni�a.
Wyba�uszy�a oczy, otworzy�a usta, zamkn�a je i wreszcie szepn�a z niedo-
wierzaniem:
- Go�ka?
Nad moj� g�ow� zapanowa�a cisza, a po chwili mama wysz�a zza w�zka
i zarzuci�a r�ce na szyj� tej wielkiej pani.
�ciska�y si� i ca�owa�y, potem odst�pi�y od siebie, spojrza�y sobie w twarze
i znowu pad�y w obj�cia. W ko�cu obie zacz�y p�aka�, a wszystkie
dziewczynki, nawet ta z w�zka, patrzy�y na nie z badawczym zainteresowaniem.
Wreszcie si� uspokoi�y i ta gruba pani wyda�a dziewczynkom rozkaz:
- Rozbiera� si�, maluchy, zostajemy tutaj.
Dziewczynki zacz�y j�cze�, �e chc� przy zje�d�alni, wi�c moja mama
powiedzia�a, �e dobrze, my si� te� tam przeprowadzimy, i w ko�cu wszyscy
wyl�dowali�my przy brodziku pe�nym rozwrzeszczanych bachor�w.
Mama z t� pani� siedzia�y na kocu i mama nic nie m�wi�a, a ta pani
tylko co chwila spogl�da�a na ni� i powtarza�a �Go�ka", jakby si� zaci�a.
- Ile to lat? - zapyta�a wreszcie.
- Trzyna�cie - odpowiedzia�a mama bez namys�u.
I znowu siedzia�y bez s�owa, zapatrzone w basen. Co chwila przybiega�a
kt�ra� z dziewczynek, po kanapk�, �opatk�, jab�ko, wiaderko i co� do picia,
i tak min�a chyba godzina, a� mama powiedzia�a, �e ju� musimy i��, i wsta�a.
19
Ta pani te� wsta�a.
- Musimy si� spotka�, Go�ka... Pogada�.
- Tak - zgodzi�a si� mama.
- Zapisz� ci m�j telefon - gruba pani zacz�a szuka� czego� do pisania,
ale nie mia�a kartki, tylko flamaster, wi�c mama poda�a jej gazet�.
- Napisz tu.
Ta pani zapisa�a, a potem popatrzy�a na mam� i powiedzia�a:
- Ty i tak do mnie nie zadzwonisz. Daj mi sw�j numer.
Mama jej podyktowa�a, ta pani oderwa�a skrawek gazety i odda�a reszt�
mamie, a potem mama wyci�gn�a do niej r�k�:
- No to cze��, Jola, trzymaj si�.
- Do zobaczenia - odpowiedzia�a pani Jola.
Ju� si� nie ca�owa�y, mama odwr�ci�a si� szybko i odjechali�my stamt�d.
Nast�pnego dnia nie poszli�my na basen, bo rano by�o troch� pochmurno,
chocia� nadal bardzo ciep�o. Po �niadaniu mama postawi�a mnie przy oknie
i powiedzia�a, �e idzie po zakupy. Widzia�em, jak sz�a alejk� przed domem
i skr�ci�a za blok w kierunku pawilonu.
Wczoraj przez ca�e popo�udnie prawie si� nie odzywa�a. Chodzi�a zamy�lona
i przypali�a moj� zup�, co bardzo rzadko jej si� zdarza. Mia�a tak� min�,
jakby by�a zupe�nie gdzie indziej. Wieczorem, jak zawsze, odk�d wr�ci�em ze
szpitala, przysz�a pani Krysia, �eby pom�c mamie mnie wyk�pa�. Pani Krysia
ju� nie przychodzi�a w dzie� sprz�ta�, my�la�em, �e to dlatego, �e mama
ma urlop i sprz�ta sama. Ale co wiecz�r pomaga�a mamie w�o�y� mnie do
wanny i potem z powrotem na w�zek.
Pani Krysia powiedzia�a, �e jej m�� chce sobie kupi� motocykl, chyba
zwariowa�, teraz w og�le nie maj� pieni�dzy, a on tylko �azi i opowiada bez
przerwy o tym motorze, �e ma taki silnik, i takie co� tam. Ona nic z tego
nie rozumie, wie tylko, �e to jaki� kolega go namawia, a powinien to barach�o
na z�om odda�, bo inaczej to tyle z tego b�dzie, �e jej m�� sobie kark
skr�ci albo i przy tym kogo� zabije, pijak zatracony, i do wi�zienia go wsadz�.
Nawet do pracy poszed� dodatkowej, po po�udniu, w jakim� warsztacie, �eby
na ten motor zarobi�, i nic jej na dom nie daje, chocia� wie, �e ona teraz
nie ma pieni�dzy, bo wszyscy, u kt�rych sprz�ta�a, na wakacje powyje�d�ali,
i nie ma co do garnka w�o�y�.
20
Mama nic nie m�wi�a, bo zreszt� trudno by�o znale�� wolne miejsce
w tym monologu, ale kiedy pani Krysia ju� wychodzi�a, us�ysza�em z przedpokoju
cichy g�os mamy.
- Przykro mi, �e tak si� sta�o. Ale to tylko chwilowo, od wrze�nia na
pewno co� znajd� i wszystko b�dzie po staremu.
- Co pani m�wi, dziecko. Ja to sobie tak narzekam, �eby co� gada�
tylko. A pani na pewno znajdzie prac�, gdzieby tam taka pani na bezrobociu
by�a. I jak trzeba, to zawsze pomog�, Jasia wyk�pa� czy co�, na mnie
mo�e pani liczy�. M�j stary te�, jakby co� trzeba by�o nareperowa� albo
d�wign��.
I posz�a, a mnie dopiero wtedy b�ysn�o w g�owie, �e mama od czterech
lat, odk�d zacz�a pracowa�, nigdy nie mia�a takiego d�ugiego urlopu. Bra�a
najwy�ej tydzie� wolnego i wtedy te� wieczorami siedzia�a nad jakimi�
papierami, co� kre�li�a i poprawia�a.
U�wiadomi�em sobie, �e mama ani razu nie m�wi�a, �e ma urlop,
powiedzia�a tylko kt�rego� ranka co� takiego, �e dzisiaj nie musi i�� do
pracy, i nie posz�a wtedy, ani nast�pnego dnia, i nie chodzi do dzisiaj, wi�c
ja bez zastanowienia uzna�em, �e to jest w�a�nie urlop.
Mama by�a z wykszta�cenia prawnikiem, a tata in�ynierem, poznali si�
w czasie studi�w. Przed naszym urodzeniem mama pracowa�a w jakim�
biurze, a potem przesta�a w og�le pracowa�. Dopiero jak tata odszed�, znowu
zacz�a szuka� pracy. Tak ma�o wiem o jej �yciu poza domem, o tym, co
przytrafia�o jej si�, jak jeszcze nas nie by�o na �wiecie. Wiem tylko tyle, ile
us�ysza�em przypadkiem z rozm�w; z tych strz�pk�w uk�ada�em ca�e historie,
czasami ju� nie wiem, co us�ysza�em naprawd�, a co sam sobie dopowiedzia�em,
tak jak z tym maminym urlopem. Znam �ycie z seriali w telewizji, ale tam
ludzie s� jacy� inni, nieprawdziwi i nie lubi� ogl�da� telewizji, wol� to, co
dzieje si� za naszym oknem, nawet je�eli brakuje mi d�wi�ku. Prawdziwi ludzie
robi� wszystko naprawd�; nawet je�li udaj� to naprawd� udaj� a postacie
z telewizyjnych film�w �yj� tylko na niby.
Ostatnio w telewizji cz�sto m�wili o bezrobociu, �e ro�nie, �e zamyka
si� kolejne zak�ady pracy, �e w og�le ludzi jest za du�o, a pracy za ma�o.
Przy tym pokazywali zawsze jakie� tabelki, wykresy i szare obrazki smutnych
facet�w stoj�cych w kolejce albo pijak�w bez z�b�w. Wiem, �e tacy ludzie
istniej� naprawd�, bo mieszkaj� te� na naszym osiedlu i zbieraj� si� cz�sto
na �awce przy trzecim bloku. Siedz� tam ca�ymi godzinami, bez ruchu, jak
21
ja, albo pij� w�dk� prosto z butelki, a potem wykrzykuj� brzydkie wyrazy
i zaczepiaj� przechodni�w. Pan W�adys�aw, dozorca, m�wi o nich �element":
- Znowu element wind� obsika�, kary na nich nie ma.
Wi�c wyobra�a�em sobie, �e bezrobocie dotyczy tylko takich dziwnych
ludzi, nigdy nie przysz�o mi do g�owy, �e mo�e to spotka� moj� mam�, kt�ra
jest pi�kna i m�oda.
Zamkn�a drzwi za pani� Krysi� i przysz�a powiedzie� mi dobranoc,
le�a�em ju� pod ko�dr�, czysty i pachn�cy, usiad�a na ��ku i g�aska�a moj�
r�k�, a ja chcia�em, �eby wyczyta�a z moich oczu te setki pyta�, kt�rych nie
potrafi� jej zada�.
Ale wcale nie patrzy�a na mnie, tylko na �cian�, i g�aska�a mnie tak
jako� mechanicznie i pusto, zamy�lona, nieobecna, odleg�a.
Zamkn��em oczy i po raz pierwszy od dawna, zamiast Marianny, zobaczy�em
co� innego. Zobaczy�em mam� w szarej, postrz�pionej sukience, z pomarszczon�
twarz� stoj�c� w kolejce do jakiego� okienka, po�r�d bezz�bnych, brudnych,
pijanych m�czyzn.
My�la�em o tym, patrz�c przez okno, za kt�rym niebo robi�o si� coraz
ciemniejsze, granatowe i gro�ne. Mama d�ugo nie wraca�a ze sklepu, ba�em
si�, �e zmoknie, bo wyra�nie zbiera�o si� na burz�. Jak tylko pomy�la�em
o burzy, niebo przeci�a ��ta b�yskawica i po chwili rozleg� si� grzmot. Zaraz
lunie, przemkn�o mi przez g�ow�, i rzeczywi�cie, od razu z nieba posypa�y
si� wielkie krople, zrobi�o si� szaro jak wieczorem, i ju� nic nie widzia�em
przez te strumienie wody.
Wtedy przysz�o mi do g�owy, �e to ja, w�asn� my�l�, potrafi� rz�dzi� przyrod�.
Krople wali�y w okno z wielk� si��, a szyba co chwil� roz�wietla�a si�
��tym blaskiem, poczu�em si� dziwnie, jak wtedy pierwszego dnia na basenie,
kiedy nie mog�em wypatrzy� mamy w wodzie. Zamkn��em oczy i wiruj�ce
kr�gi powoli si� uspokaja�y.
- Niech przestanie pada�! - rozkaza�em przyrodzie i ona mnie znowu
pos�ucha�a. Szum deszczu przycicha� powoli, a kiedy ju� ca�kiem zamilk�,
otworzy�em oczy. Po wielkiej chmurze nie by�o �ladu, nad blokami, na
b��kitnym niebie znowu zawis�o s�o�ce. By�em z siebie dumny.
Mama przysz�a po chwili i odwr�ci�a mnie ty�em do okna. Rozk�ada�a do
szafek i lod�wki przyniesione zakupy, i nawet si� u�miecha�a.
22
- Ale burza, co? Pi�kna. Prawdziwa letnia burza. Gwa�towna i kr�tka.
Zaraz znowu b�dzie upal.
Ucieszy�em si�, �e tak mi si� uda�o z t� burz�, �e podoba�a si� mamie,
bo przecie� zrobi�em to dla niej.
Na stole zosta� ju� tylko wielki p�czek m�odej marchewki, pomara�czowo-
-zielony, jak bukiet kwiat�w.
Mama obci�a zielony wieche�, umy�a marchewki pod kranem i wyj�a
z dolnej szafki sokowir�wk�.
- Ciekawa jestem, co jest w tej marchwi opr�cz marchwi - powiedzia�a.
Nala�a sok do dw�ch kubk�w i spr�bowa�a z jednego.
- Pyszne. Zupe�nie jak u twojej babci, chocia� ona chodzi�a po marchewk�
do ogr�dka za domem, tar�a j� na tarce i wyciska�a sok przez gaz�.
Nakarmi�a mnie �y�eczk� z drugiego kubka. Sok smakowa� jak lato.
- A to zielone babcia dawa�a kr�likom - doda�a jeszcze mama, wyrzucaj�c
marchewkow� na� do kub�a. - Tyle dobrego jedzenia si� marnuje.
Babcia i dziadek, mamy rodzice, umarli, zanim ja si� urodzi�em. Mama
cz�sto wspominata swoje dzieci�stwo, ale tylko raz opowiedzia�a mi, jak ono
si� sko�czy�o. Dziadkowie nie byli bardzo starzy, kiedy buldo�er zr�wna�
z ziemi� ich dom i ogr�dek za domem, i ��k�, z kt�rej mama ogl�da�a niebo,
i brzozowy zagajnik, gdzie ros�y czerwone ko�laki. Zamieszkali w tym samym
miejscu, tylko osiem pi�ter wy�ej, i widocznie ta wysoko�� im zaszkodzi�a.
Pierwszej zimy dziadek dosta� raka i wiosn� zmar� w szpitalu. Babcia zosta�a
sama. Ba�a si� mieszka� sama, ba�a si� kuchenki gazowej, wanny, kran�w
i nawet sedesu. Ba�a si� je�dzi� wind�. Po �mierci dziadka codziennie
schodzi�a po schodach te osiem pi�ter w d�, �eby odwiedzi� go na cmentarzu.
Je�dzi�a tam autobusem, kt�rego te� si� ba�a, a na grobie dziadka posia�a
rzodkiewki, fasolk� szparagow� i nasturcje, bo dziadek je bardzo lubi�. Umar�a
tam, na cmentarzu, kiedy dojrza�a fasolka. Pozbiera�a ��te str�ki, usiad�a na
�aweczce przy grobie i po prostu zasn�a.
Mama studiowa�a wtedy w innym mie�cie. Powiedzia�a mi, �e by�a m�oda,
g�upia i bez serca, i do dzi� nie mo�e sobie wybaczy�, �e nie dostrzeg�a,
co dzieje si� z babci�. Tej zimy, kiedy dziadek dosta� raka, mama zakocha�a
si� w tacie. Byli szcz�liwi i tak zaj�ci sob� �e nie mieli czasu my�le�
o niczym innym, a ju� na pewno nie chcieli my�le� o smutnych rzeczach.
23
Babcia nie napisa�a do mamy, kiedy dziadek zachorowa�, nie chcia�a jej
martwi�. Dopiero kiedy umar�, wys�a�a telegram.
Mama pojecha�a z tat� i strasznie si� wstydzi�a, bo mieszkanie na �smym
pi�trze by�o zaro�ni�te brudem. Babcia, jak jecha�y wind�, �ciska�a mam�
kurczowo za r�k�, a po mieszkaniu chodzi�a, przytrzymuj�c si� �ciany Ale
kiedy mama j� pyta�a, czy dobrze si� czuje, to u�miecha�a si� i m�wi�a �e
tak, �e �wietnie daje sobie rad�, wi�c mama w to wierzy�a bo tak by�o
�atwiej. Nawet nie posz�a z ni� do lekarza, a babcia ju� wtedy by�a prawie
niewidoma. Tata wyjecha� zaraz po pogrzebie dziadka, mama zosta�a jeszcze
tydzie�, wszystko uporz�dkowa�a, kupi�a babci na raty odkurzacz �eby by�o
jej l�ej sprz�ta�, i telewizor, �eby si� nie nudzi�a.
Wieczorem mama zapala�a telewizor, a babcia, kt�ra nic nie widzia�a
m�wi�a, ze to bardzo ciekawe i dzi�kowa�a mamie, �e sprawi�a jej taki droai
prezent. y
Potem, kiedy babcia umar�a, jedna s�siadka powiedzia�a mamie �e po
jej wyje�dzie babcia nigdy nie w��czy�a telewizora, nie u�ywa�a odkurzacza
jad�a tylko chleb, bo bala si� zapali� gaz, i za�atwia�a si� do kube�ka
- Gdybym wtedy z ni� zosta�a - powiedzia�a mi mama - wszystko by�oby
inaczej.
Tego lata nie poszli�my ju� wi�cej na basen, chocia� by�o jeszcze du�o
pogodnych dni. Agnieszka i Pawe� wr�cili z kolonii pod koniec lipca, opaleni,
tryskaj�cy energi� i przez dwa pierwsze dni wyrzucali z siebie wakacyjne
opowie�ci, a potem zacz�li si� nudzi�.
Mama rano kupowa�a gazet� i po �niadaniu zamyka�a si� w pokoju
z telefonem, a p�niej zwykle gdzie� wychodzi�a. Osiedle wci�� by�o wyludnione,
tylko element tkwi� wytrwale na swojej �awce. Je�li by�a �adna pogoda,
przedpo�udnie sp�dza�em na trawniku przy akacji, ale teraz ju� w kapeluszu
i pod parasolem, a je�li pada�o, w kuchni przy oknie.
Kt�rego� deszczowego dnia, zaraz po wyj�ciu mamy, Pawe�, jeszcze
w pi�amie, w��czy� telewizor i usiad� na kanapie, a Agnieszka kr�ci�a si� po
kuchni, otwiera�a i zamyka�a szafki, wyra�nie nie wiedzia�a, co ze sob� zrobi�.
Wreszcie posz�a do pokoju.
Na parapet przylecia�a zmokni�ta, rdzawobr�zowa turkawka z r�owym
brzuszkiem i przygl�da�a mi si� przez szyb�. Mama zwykle rano sypa�a
24
okruszki na parapet, wtedy zlatywa�a si� gromada go��bi, dzioba�y si�
i przepycha�y, a turkawki by�y mniejsze i s�absze, nie mia�y szans.
- Paaaweee� - us�ysza�em z pokoju - zagraj ze mn� w Monopol.
- Nie. Ogl�dam.
Turkawka przechyli�a g�ow�, jakby nas�uchiwa�a.
- Ale to g�upie - w g�osie Agnieszki brzmia�a pogarda.
- Sama jeste� g�upia.
Zapad�a cisza, wi�c turkawka spokojnie roz�o�y�a jedno skrzyde�ko i prze-
czesywa�a je dziobem, pi�rko po pi�rku.
- No zaaagraj - j�kn�a znowu moja siostra.
- Zamknij si�, bo nie s�ysz�.
- Mo�esz te� nie widzie� - sykn�a Agnieszka i pod�oga w pokoju skrzypn�a.
- Zejd� z ekranu, bo ci przywal�.
- Przywalisz, ha, ha. Przywali� to powiniene� swojej narzeczonej.
- Odejd� st�d, m�wi� ci, kocmo�uchu!
- A Kamila widzia�a, jak twoja Marianna ca�owa�a si� z Arturem.
- Kamila jest jeszcze g�upsza od ciebie.
- Ale widzia�a, widzia�a, widzia�a, jak si� ca�uj�, ob�ciskuj�.
- Spadaj, g�wniaro! - wrzasn�� Pawe� i z pokoju dobieg� �omot.
Turkawka odwr�ci�a si� do mnie ty�em, rozwin�a skrzyd�a i odlecia�a.
Jak byli mniejsi, cz�sto si� bili, kiedy� Pawe� kopn�� j� w brzuch, tak
�e przez kilka minut le�a�a na pod�odze, z trudem chwytaj�c oddech. Od
tego czasu panowa�o zawieszenie broni, przerywane pobrz�kiwaniem sza-
belk�, czyli nieprzyjaznymi warkni�ciami, a teraz w pokoju znowu rozgorza-
�a zaci�ta walka.
- Gryziesz? - sapn�� Pawe�. - Wybij� ci z�by.
Agnieszka nie odpowiedzia�a, pewnie dlatego, �e w�a�nie gryz�a.
Kiedy wr�ci�a mama, Agnieszka siedzia�a w kuchni, ze spuchni�t� warg�
i podbitym okiem, i robi�a sobie ok�ady z lodu, przynajmniej mia�a jakie�
zaj�cie, a Pawe� zamkn�� si� na klucz w pokoju z telewizorem.
- Pobili�cie si�? - zapyta�a mama spokojnie na widok twarzy Agnieszki,
tylko r�ce zacz�y jej lata�.
- To on si� na mnie rzuci�, bydl� - powiedzia�a Agnieszka.
Mama nic nie powiedzia�a, wzi�a telefon i wysz�a do drugiego pokoju.
Wiem, �e zadzwoni�a do taty. Nie wiem, sk�d wiem. Mo�e z jej miny,
kiedy wr�ci�a do kuchni.
25
W ka�dym razie Agnieszka i Pawe� wyjechali na ca�y sierpie�, sp�dzili
ten miesi�c z tat�, tego r�wnie� by�em pewien, chocia� nikt przy mnie o tym
nie wspomnia�.
Mama teraz wychodzi�a co dzie�, po porannej telefonicznej konferencji
przy gazecie. Wraca�a o r�nych porach, czasem bardzo p�no. A ja sta�em
przy oknie w kuchni. Nie przychodzi� ju� pan Jurek ani pani Krysia, ale nie
by�o mi smutno. To znaczy owszem, �a�owa�em, �e oni ju� nie przychodz�,
jednak wcale si� nie nudzi�em.
Ci�gle nie mog�em nigdzie wypatrze� czerwonej sukienki, ale wiedzia�em,
�e musz� spokojnie czeka�, bo ona na pewno wr�ci.
Turkawki powoli chyba zbiera�y si� do odlotu, by�y coraz bardziej roztargnio-
ne. Obserwowa�em je od dawna, przylatywa�y ju� wiosn� na nasz parapet
szuka� resztek nie zjedzonych przez g�upie go��bie. Go��bie zajmowa�y si�
g��wnie dziobaniem siebie nawzajem, wi�c zawsze zostawa�o po nich sporo
okruszk�w. Turkawki przylatywa�y we dwie i systematycznie wyjada�y nawet
najmniejsze drobinki. Kt�rego� dnia przylecia�y cztery. Dwie du�e, kt�re ju�
dobrze zna�em, i dwie mniejsze, ja�niejsze i nieporadne. Rodzice pokazywali im
okruszki, a ma�e gapi�y si� w r�ne strony i wcale nie wiedzia�y, o co chodzi. A�
jedna stara wzi�a okruszek i wetkn�a tej ma�ej do dzioba. Ma�a, jak poczu�a
jedzenie, zamiast samej szuka�, rozdziawi�a dzi�b i zacz�a wrzeszcze� wniebo-
g�osy. Na miejscu matki chyba zla�bym jej ty�ek. Tylko gdzie taka turkawka ma
ty�ek i czym j� tam ta du�a ma zla�? Ale nast�pnego dnia te ma�e ju� dobrze
wiedzia�y, w czym rzecz, i same wszystko zjada�y, tak �e nie starcza�o dla
rodzic�w. A kiedy� przylecia�a tylko jedna turkawka. Jedna z tych m�odych. To
w�a�nie ona przygl�da�a mi si� tego dnia, kiedy Pawe� pobi� si� z Agnieszk�.
Lata�a samotnie jaki� czas, a� wreszcie, mo�e po tygodniu, pojawi�a si�
z narzecz