8854

Szczegóły
Tytuł 8854
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8854 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8854 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8854 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8854 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Magda Papuzi�ska Wszystko jest mo�liwe PRESS Magda Papuzi�ska Wszystko jest mo�liwe Opracowanie graficzne ok�adki R�a Buczkowska Na ok�adce zosta�a wykorzystana reprodukcja obrazu Eugene Boudina �Beach scen�, Trouville" Redakcja Danuta Sadkowska Korekta Joanna Pietrasik im. K. SIENKIEWICZA >t . 06-800 Pruszk�w, Al. Woj. Polskiego 34 I \ / FILIA Nr 2, tel. 758-88-91 I V WYPO�YCZAUMA d�iJ>ZIEC� 2.5 2M � Copyright by Magda Papuzi�ska ISBN 83-88790-25-0 Wydanie I Wydawnictwo Akapit Press, ��d� 2003 90-369 ��d� ul. Piotrkowska 204/210/248 tel. (0 42) 636-12-14; dzia� zam�wie�: tel. (0 42) 680-93-70 Ksi�garnia internetowa: www.akapit-press.com.pl e-mail: [email protected] Moja mama m�wi, �e wszystko jest mo�liwe. Wiem, �e to nieprawda, ale lubi�, kiedy ona tak m�wi. U�miecha si� przy tym i ten u�miech jest naprawd� weso�y. Bo mama tak m�wi ku pokrzepieniu. Ma na my�li, �e mog� si� zdarzy� r�ne dobre rzeczy. Ja w�a�ciwie wiem, �e r�wnie dobrze mog� si� zdarzy� rzeczy z�e, ale ten jej u�miech sprawia, �e zapominam o tym. Kiedy zostaj� sam, wtedy mog� siedzie�, patrze� i my�le�. Rzadko bywam sam. Mama wszystko zorganizowa�a tak, �eby stale kto� przy mnie by�. Rano jeste�my we czw�rk�. Mama, Pawe�, m�j starszy brat i Agnieszka, moja siostra bli�niaczka. Oni jedz� �niadanie, a mama mnie karmi, wi�c mo�na powiedzie�, �e te� jem �niadanie. Chocia� to nie jest dobre okre�lenie, bo przecie� nie jem sam, chocia� jem. Jestem karmiony. Wi�kszo�� czasownik�w mog� stosowa� do siebie tylko w stronie biernej. To mnie martwi, bo niekt�re w stronie biernej znacz� zupe�nie co innego, ni� mam na my�li. Nie mog� powiedzie�, �e jestem jedzony, bo wszyscy zrozumieliby to tak, �e moja rodzina rzuca si� na mnie i po�era mnie na �niadanie. Brakuje mi takiej formy gramatycznej, kt�rej m�g�bym tu u�y�. Jem, a jednocze�nie nie jem, bo przecie� jedzenie nie polega tylko na poch�anianiu pokarmu, ale r�wnie� na nak�adaniu na talerz, krojeniu chleba, smarowaniu mas�em, przenoszeniu do ust przy pomocy r�k, gryzieniu. To wszystko robi za mnie mama. Opr�cz gryzienia oczywi�cie. Nie gryz�, nie jestem gryziony i nikt tego za mnie nie robi. Mama wlewa we mnie r�ne zmiksowane albo przetarte przez sitko papki, tak �e gryzienie staje si� zb�dne. No wi�c �niadanie jest we mnie wlewane. Potem oni we tr�jk� wychodz� z domu i przez jaki� czas - nied�ugi - jestem sam, dop�ki nie przyjdzie pani Krysia, kt�ra sprz�ta mieszkanie. Nasze mieszkanie nie jest du�e, ma dwa ma�e pokoje, trzeci wi�kszy, kuchni� i �azienk�. Pani Krysia lubi towarzystwo, chyba dlatego, �e ma bardzo du�o do powiedzenia. I jest systematyczna. Dzi�ki temu codziennie zwiedzam ca�e mieszkanie, bo pani Krysia zabiera mnie ze sob� po kolei do ka�dego sprz�tanego pomieszczenia. Najpierw zabiera odkurzacz, a potem wraca po mnie. I opowiada bez przerwy. Najcz�ciej o tym, co wczoraj ugotowa�a na obiad swojemu m�owi i jak on na to zareagowa�. Na koniec pani Krysia ustawia mnie przy oknie w kuchni i wychodzi. Kiedy� ustawia�a mnie przed w��czonym telewizorem, ale teraz jest lepiej, bo wol� patrze� przez okno. Mieszkamy na parterze, za oknem jest trawnik, piaskownica i �awki. Siadaj� na nich r�ne mamy, a ich dzieci biegaj� w k�ko jak szalone po trawniku albo bij� si� w piaskownicy i wrzeszcz�. Dalej jest szko�a z boiskiem, a z boku biegnie ulica. Niedu�a osiedlowa uliczka, wij�ca si� mi�dzy blokami. Bo mieszkamy w bloku. Z naszego okna wida� nast�pny blok naprzeciwko i trzeci troch� z boku, a w dali ca�e szeregi podobnych blok�w. Mama m�wi, �e kiedy� b�dziemy mieszka� w domu z ogrodem i kwitn�cymi drzewami owocowymi. Wszystko jest mo�liwe. Siedz� tak i patrz� przez okno, i wtedy uliczk� przyje�d�a pan Jurek bia�ym maluchem, macha do mnie z do�u i wbiega po schodkach w swoim granatowym dresie z napisem POLSKA. Pan Jurek jest dziarski, pe�en entuzjazmu i wigoru. Podnosi mnie do g�ry, k�adzie na specjalnym ��ku, przypina do r�nych pask�w i pr�buje rozrusza�. - No, ch�opcze - m�wi do mnie - podnie� praw� r�k� do g�ry. I podnosi moj� praw� r�k� do g�ry. Pan Jurek przychodzi codziennie z wyj�tkiem sob�t i niedziel. Zawsze, wychodz�c, powtarza: - �wietnie, �wietnie, coraz lepiej - chocia� obaj dobrze wiemy, �e nic si� nie zmienia, �e to ci�gle on podnosi moj� r�k�, nog�, palec, mnie ca�ego. Potem wracaj� Agnieszka i Pawe�. Widz� przez okno, jak wyfruwaj� ze szko�y z gromad� innych dzieciak�w, biegn� przez trawnik, wpadaj� do klatki. S�ysz� trzaskanie drzwiami i k��tni�, kto dzisiaj b�dzie si� mn� zajmowa�. Zajmowanie si� mn� polega na nakarmieniu mnie i wywiezieniu na dw�r. To si� nazywa, �e id� na spacer, co jest absolutn� nieprawd�. Tylko jak to powiedzie�? Jestem idziony na spacer? Z dwojga z�ego wol�, kiedy zajmuje si� mn� Agnieszka. Ona przynajmniej jest estetk� i przed wlaniem we mnie obiadu zawi�zuje mi na szyi �liniak, a po jedzeniu wyciera mi usta serwetk�. Paw�owi nie chce si� tego robi� i dlatego po obiedzie z nim ca�y jestem upaprany zup� jarzynow� przecieran� czuj� t� zup� na brodzie, szyi i wsz�dzie, a Pawe� jej nie czuje, wi�c wystawia mnie na dw�r ca�ego w zupie. I leci gra� w pi�k� na boisko. Zupa na mojej brodzie zmienia si� w sztywn� skorupk� i troch� szczypie. Mama wraca najp�niej. Najcz�ciej u�miecha si� i opowiada, co jej si� zdarzy�o. Wtedy jest mi dobrze. Czasami jest bardzo zm�czona i z�a, i nic nie m�wi. Wszystko jest mo�liwe. Je�li nie jest bardzo zm�czona, to wieczorem czyta mi ksi��ki na g�os. Bardzo lubi� jej s�ucha�. Umiem sam czyta�, nie potrafi� tylko przewraca� kartek. Czyta� nauczy� mnie tata, kiedy jeszcze by� z nami. Nie wiedzia�, �e nauczy� mnie czyta�. Mo�e dlatego odszed�. Nie rozumia� mnie. Tylko mama rozumie. M�wi�a mu, �e nauczy� mnie czyta�, ale nie wierzy� jej. My�l�, �e troch� nie chcia� wierzy�. Nie chcia� oczekiwa� po mnie niczego, opr�cz tego, �e umr�. A ja �y�em i �y�em. Nie spe�ni�em jego oczekiwa�, wi�c odszed�. Nie mam mu tego za z�e. Nie dlatego, �ebym by� szczeg�lnie wyrozumia�y albo �wi�ty. Nie. Uwa�am, �e zrobi� dobrze, bo zamienia� swoje �ycie w piek�o, a przy okazji �ycie mamy, Paw�a i Agnieszki. Osiem lat czeka� na moj� �mier�, kt�ra zgodnie z zapowiedziami lekarzy mia�a nast�pi� lada chwila. Lada chwila przez osiem lat. W dniu naszych �smych urodzin - moich i Agnieszki - zaraz po tym, jak zjad� kawa�ek naszego urodzinowego tortu, powiedzia�, �e wyje�d�a, i wyjecha�. Ja nie jad�em tortu ze zrozumia�ych przyczyn. Tato chcia� mi zrobi� przyjemno�� i nakarmi� mnie lodami. Nie spodziewa�em si� czego� takiego. Dot�d by�em karmiony niemal wy��cznie zupkami w temperaturze pokojowej. Lody wyla�y si� ze mnie z du�ym impetem. Mo�na powiedzie�, �e wytrysn�y ze mnie razem z poprzednio zjedzon� urodzinow� zupk�. Prosto na tat�, kt�ry chcia� mi zrobi� przyjemno��. Umy� si�, przebra�, zjad� kawa�ek tortu i opu�ci� nas na zawsze. Odej�cie taty uczcili�my milczeniem na ten temat. Milczenie trwa do dzisiaj, czyli ju� czwarty rok. Mam wra�enie, �e Agnieszka i Pawe� widuj� si� z nim, ale nigdy o tym nie opowiadaj� przy mnie. Nie z nadmiaru delikatno�ci. Chyba maj� mi za z�e, �e tata odszed�. Mo�e my�l� �e to dlatego, �e wyrzyga�em wtedy lody. To nieprawda. On by� nieszcz�liwy. Nie m�g� si� pogodzi�, �e ja jestem i ci�gle �yj�, co przejawia si� niemal tylko w tym, �e ruszam oczami. Jestem mu wdzi�czny, je�li mog� tak powiedzie�. Chcia�bym mu kiedy� podzi�kowa� za to, �e nauczy� mnie czyta�. Tato mia� zwyczaj po przyj�ciu z pracy siada� w fotelu, w du�ym pokoju, niby nie cafkiem ty�em do mnie, ale jednak tak, �eby jak najmniej widzie� mnie i moje oczy. Siada� wi�c sobie wygodnie, rozk�ada� gazet� i przy jej pomocy prowadzi� konwersacj� z mam�. Mama w tym czasie by�a zaj�ta przygotowywaniem kolacji albo praniem, albo sprz�taniem, albo czym� innym, w ka�dym razie nie mog�a sobie usi��� z gazet�. Tato, nie wiem, czy dlatego, �e czu� si� troch� g�upio, �e jej nie pomaga, udawa�, �e czyta gazet� tylko po to, �eby opowiedzie� mamie o tym, co tam napisali. - Wiesz - krzycza� w stron� kuchni lub �azienki, zale�nie od tego, gdzie mama akurat si� znajdowa�a. - Celnicy wykryli najwi�kszy od pi�ciu lat przemyt haszyszu! - Co ty powiesz? - odpowiada�a mama, je�li akurat byta w dobrym humorze. A ja patrzy�em zza jego plec�w na najwi�kszy tytu� w gazecie i - poniewa� to powtarza�o si� niemal ka�dego wieczoru - ju� wiedzia�em, jak wygl�da wyraz �celnicy" i �haszysz", i tak dalej. A� w ko�cu, je�li kto� zostawi� w zasi�gu mojego wzroku gazet� albo otwart� ksi��k�, potrafi�em bez trudu odczyta� wszystko, co by�o tam napisane. Bardzo d�ugo nikt o tym nie mia� poj�cia, bo kt� by podejrzewa�, �e bezw�adny tobo�ek jest zdolny do czego� takiego. I zreszt� po co mia�by umie� czyta�, skoro wiadomo, �e ma lada chwila umrze�. Nikt, opr�cz mamy. Mama zawsze umia�a czyta� w moich oczach, wi�c wcale jej nie zdziwi�o, �e ja umiem czyta� ksi��ki. Wieczorami, po kolacji, kiedy ju� sprz�tn�a, pozmywa�a i przygotowa�a si� do nast�pnego dnia, przenosi�a mnie na tapczan, k�ad�a si� obok, przytula�a mnie i bra�a do r�ki ksi��k�. Tak sobie razem le�eli�my i czytali�my. Uwielbia�em to. Tato oczywi�cie nie wierzy�, �e ja umiem czyta�, chocia� sam do tego doprowadzi�. Musia� widzie�, �e przebiegam oczami wiersze i na ko�cu strony zawsze czekam na mam�, bo czyta�em znacznie szybciej ni� ona, ale i tak nie wierzy�. Dla niego zawsze by�em bezm�zgim, ci�kim - coraz ci�szym - tobo�em, z kt�rym s� tylko same k�opoty i kt�ry dawno powinien umrze�. Tak mu by�o �atwiej. Nauczy�em si� czyta� wcze�niej ni� Agnieszka i nawet ni� Pawe�, kt�ry jest od nas o dwa lata starszy. Nie umiem przewraca� kartek. Mama m�wi, �e w staro�ytnym Egipcie ksi��ki by�y zwijane w rolk� jak papier toaletowy. To by�oby co� dla mnie, gdyby jeszcze kto� skonstruowa� niewielk� maszynk� do automatycznego przewijania papieru. Teraz mama nie ma czasu, �eby ze mn� czyta� ksi��ki. Wraca do domu bardzo p�no i jest zm�czona, a musi mnie jeszcze wyk�pa�. Ja jestem coraz ci�szym tobo�kiem, mo�e nawet nie jestem ju� tobo�kiem, tylko wielkim kufrem, coraz trudniej ze mn� podr�owa�. Mam ju� prawie trzyna�cie lat i nadal �yj�. Wszystko jest mo�liwe. Pan Jurek podnosi mnie jak pi�rko. Mama musi wo�a� na pomoc Paw�a. Wiem, �e nie lubi wymaga� od niego ani od Agnieszki, �eby jej przy mnie pomagali. Mama uwa�a, �e ja jestem wy��cznie jej tobo�kiem i nikogo nie mo�e mn� obci��a�. Czasami nie ma wyj�cia. Czasem, kiedy siedz� tak jak teraz na moim w�zku przed blokiem w s�oneczne upalne popo�udnie i patrz� na przechodz�cych ludzi, zm�czonych po pracy, to �al mi ich. Tak rzadko si� u�miechaj�, chocia� przecie� mog� si� u�miecha�. Ja, gdybym m�g�, to �mia�bym si� bez przerwy na g�os. Teraz te� si� �miej�, ale nikt tego nie widzi, wi�c nikt nie odwzajemnia mojego u�miechu. Przechodz� obok mnie i spuszczaj� g�owy albo patrz� w drug� stron�, jakby nie chcieli mnie widzie�. A przecie� mnie widz�. Codziennie, od tylu lat. Troch� szkoda, bo lubi� patrze� na u�miechni�tych ludzi. Czasami, kiedy im si� wydaje, �e nie patrz�, bo mam przymkni�te oczy - ale ja patrz� - przygl�daj� mi si� ciekawie. Patrz� nie jak na cz�owieka, ale na zadziwiaj�cy obiekt, kt�ry �yje, chocia� nie powinien. Im si� wydaje, �e jestem nieszcz�liwy z tego powodu, �e �yj�. Co za bzdura. Strasznie dzisiaj gor�co. Kwiatki, kt�re zasadzi� dozorca, pan W�adys�aw, skuli�y si� i zwiotcza�y, jakby upa� przygni�t� je do ziemi. Agnieszka wisi na trzepaku razem z Kamil�. Agnieszka jest ju� taka du�a. Nied�ugo b�dzie za du�a na trzepak. Zwisa g�ow� w d� i zamiata chodnik jasnymi w�osami. Kamila te� zwisa. Ciekawe, o czym rozmawiaj� w tej odwrotnej pozycji. Agnieszka postawi�a mnie w cieniu, ale to by�o godzin� temu. Cie� przesun�� si� i s�o�ce �wieci mi prosto w oczy. Zeskakuj� obie z trzepaka. Mo�e spojrz� na mnie. Nie. Id� gdzie� za blok, zagadane i roze�miane. O! Ruszy�em si�. Jestem w cieniu. Ciekawe, kto si� domy�li�. Stoi za mn�, czuj� to wyra�nie, ale niech si� poka�e. Nie, odchodzi. Lekkie kroki. Dziewczyna. W klapkach. Poznaj�, bo mama te� ma takie klapki na g�bczastej podeszwie i tak samo klapie. �a�uj�, czasami, �e nie mog� powiedzie�, przekaza� im wszystkim, jak bardzo si� ciesz�, �e �yj�, �e jestem. Wiem, �e umr�, wiem, �e jestem ci�ki i mam� m�czy, kiedy musi mnie nosi�. Bardzo lubi�, kiedy ona mnie nosi. Lubi�, jak mnie k�pie, jak g�aszcze myd�em moje cia�o. Mo�e powinienem czu� si� winny, �e jestem wielkim, ci�kim kufrem w jej podr�y. Mo�e. To przeze mnie ona nie ma m�a, a my ojca. Z drugiej strony, na co komu taki ojciec, kt�ry zostawia baga� na �rodku drogi. Lepiej, �e sobie poszed�. Mam� na pewno jeszcze spotka co� w �yciu. Wszystko jest mo�liwe. On nie zostawi� Paw�a ani Agnieszki. On zostawi� mnie i mam�, bo wydawa�o mu si�, �e z naszymi kuframi jeste�my nieszcz�liwi, chocia� to nieprawda. Sam by� nieszcz�liwy. Taki typ. Znowu przysz�a. Klap, klap. Stoi za mn�. Mo�e si� u�miecha. Pewnie ma d�ugie, g�ste, ciemne w�osy. Opadaj� na ramiona. Musi jej by� dzisiaj okropnie gor�co. Zwi�za�a je gumk�? A mo�e zaplot�a warkocz i przypi�a klamerk� z ty�u, ods�aniaj�c opalon� szyj�. Poka� si�, dziewczyno. Klap, klap. Odchodzi. Dlaczego? Nie przesun�a w�zka. Och, idzie Agnieszka z Paw�em. Pawe� patrzy ponad moj� g�ow�. Ma taki dziwny wyraz twarzy. Klapki przyspieszy�y. Biegnie. Ucieka? - Marianna, poczekaj! - to Pawe�. - Daj jej spok�j - Agnieszka. - Pom� mi. - Zaraz wr�c� - Pawe� startuje, p�dem mija w�zek. Pawe� jest podobny do taty, Agnieszka te�. O mnie si� nie m�wi, do kogo jestem podobny, �eby nikogo nie urazi�. Jestem do niczego niepodobny. - Kretyn - m�wi Agnieszka. - Nienawidz� go. Ze z�o�ci� szarpie w�zek i wtacza po podje�dzie do klatki. Podjazd zrobi� pan W�adys�aw, na pro�b� mojej mamy. Agnieszka wpycha w�zek do kuchni. Nie patrzy na mnie. Nigdy na mnie nie patrzy. Podgrzewa butelk�, no tak, b�dzie mnie karmi� przez smoczek. Tak jest szybciej i �atwiej. Mama nie pozwala, my�li, �e to mnie upokarza. Tu si� nie rozumiemy. Lubi� pi� przez smoczek. Czasami. Agnieszka przynosi do kuchni telefon, siada na stole, wykr�ca numer. Dzwoni do Kamili. Przed chwil� si� rozsta�y. Co to jednak znaczy prawdziwa przyja��. Jedn� r�k� przyciska s�uchawk� do ucha, drug� wpycha mi smoczek w usta. - Kamila? Mo�esz go sobie wybi� z g�owy. Zwariowa� na punkcie tej nowej. - Ona? Sk�d mog� wiedzie�? Nie odzywa si�. Ucieka przed nim. Dos�ownie. Robi w ty� zwrot i ucieka. - Wiem, ty by� nie ucieka�a. Co by�o z matmy? - Nie m�w! Nie zd���! - smoczek wypada mi z ust, picie leje si� na szyj�. - Cholera, poczekaj chwil�. Marianna, jakie �adne imi�. P�nowiosenne, czerwono-��te. Agnieszka �cierk� wyciera mi szyj�, potem usta. Wraca do telefonu. Tego dnia by� taki upa�, �e ludzie za oknem poruszali si� dwa razy wolniej ni� zwykle, nawet pan Jurek wydawa� si� troch� niesw�j, jakby mniej dziarski, i chocia� sumiennie podnosi� kolejno wszystkie moje niedoko�czone ko�czyny, zgina� je i prostowa�, czu�em, �e robi to bez zwyk�ej energii. Przekr�ci� mnie na brzuch i masowa� moje plecy powoli, tak jakby jego r�ce traci�y stopniowo si��, coraz wolniej i s�abiej, a� w ko�cu znieruchomia� zupe�nie. Nie widzia�em go, bo le�a�em twarz� do sto�u, ale pomy�la�em, �e pogr��y� si� w zadumie i zapomnia�, co ma robi�. A mo�e po kilku miesi�cach �mudnej pracy doszed� do wniosku, �e to nie ma sensu, bo przecie� nic si� nie zmienia. To prawda. Moje cia�o, jak nie dzia�a�o do tej pory, tak samo nie zamierza�o dzia�a� teraz. Wreszcie ockn�� si�, ubra� mnie i przeni�s� na w�zek. Wytar� czo�o r�cznikiem, popatrzy� mi w oczy i mo�e co� w nich wyczyta�, bo roz�o�y� bezradnie r�ce i powiedzia�: - No c�, ma�y. Do widzenia. To ostatni raz. Wci�gn�� na sw�j muskularny tors ��t� koszulk� z napisem University of Atlanta i ju� chcia� wychodzi�, ale jeszcze raz spojrza� na mnie i wida� znowu co� by�o w mojej twarzy, bo pokiwa� g�ow� i ustawi� w�zek tak, �e mog�em patrze� przez okno. Tak. W�a�nie o to mi chodzi�o. Potem skrzypn�� drzwiami i zatrzasn�� je za sob�. Zobaczy�em jeszcze, jak wychodzi z klatki, otwiera drzwiczki swojego malucha i odje�d�a. Lubi�em pana Jurka. Mam wra�enie, �e on te� mnie lubi�, je�li mo�na w og�le darzy� takim uczuciem bezw�adny tobo�ek wyposa�ony jedynie w oczy. By� mo�e by� tylko profesjonalist� i profesjonalnie okazywa� sympati�. Przez chwil� po jego wyj�ciu zastanawia�em si�, dlaczego powiedzia�, �e to ostatni 10 11 raz, ale przypomnia�em sobie, �e zbli�aj� si� wakacje, wi�c to pewnie dlatego. Nie przysz�o mi wtedy do g�owy, �e ma to zwi�zek z rozmow�, jak� wczoraj odby�a mama z Paw�em. Rozmawiali w �azience, ale chocia� drzwi by�y otwarte, to do wanny la�a si� woda na moj� k�piel, w dodatku w�zek sta� w przedpokoju, ty�em, wi�c nie wszystko s�ysza�em. - Dzisiaj nie, Pawe�ku - m�wi�a mama, �agodnie i spokojnie. - Ale ja musz� to mie� na jutro. Przecie� obiecywa�a�. Nie chc� nic wi�cej, tylko to, co obieca�a�. - Spr�buj zrozumie�, Pawe�, ja po prostu nie mam. Zap�aci�am za wasze kolonie i nic nie zosta�o. - Zadzwoni� do... - dalej nie us�ysza�em, bo �ciszy� g�os i mama te� m�wi�a bardzo cicho. Potem Pawe� wybieg� nagle z �azienki, pchn�� gwa�townie m�j w�zek, kt�ry sta� mu na drodze, i wybieg� z mieszkania. Mama krzykn�a za nim: - Pawe�, Pawe�, musisz mi pom�c! Albo nie us�ysza�, albo nie chcia� us�ysze�, bo nie zawr�ci�. Mama przepchn�a w�zek do �azienki i zacz�a mnie rozbiera�, co samo w sobie by�o ju� trudne dla jednej osoby. Stara�em si� by� najl�ejszy jak potrafi�em, ale niewiele mog�em. Nie uda�o jej si� przenie�� mnie do wanny. Obmy�a mnie tylko g�bk� na w�zku. Potem ubra�a mnie w pi�am� i przetoczy�a na ��ko. Usiad�a obok i zacz�a czyta� g�o�no jak�� ksi��k�. Nie s�ysza�em, co czyta�a, s�ysza�em tylko, �e nie idzie jej najlepiej. Podda�a si�, kiedy wargi zacz�y jej dr�e�. - �pij, ��wiku - powiedzia�a, poca�owa�a mnie w czo�o i zgasi�a �wiat�o. Wiem, �e posz�a do kuchni, usiad�a przy stole, podpar�a g�ow� na �okciach i pr�bowa�a powstrzyma� �zy, kt�re wbrew jej woli sp�ywa�y po policzkach. Nie mog�em zasn��, zamkn��em oczy i my�la�em o czerwono-z�otej Mariannie, wyobrazi�em sobie, �e podchodzi do mojego w�zka, bierze mnie za r�k�, a ja, czuj�c jej dotyk, unosz� si� i lec� do g�ry, razem z ni� i ta�czymy w powietrzu. Przez okno, przy kt�rym postawi� mnie pan Jurek, zobaczy�em wracaj�cego ze szko�y Paw�a. Szed� powoli, ci�ko cz�api�c i wpatruj�c si� w chodnik. By�o ko�o jedenastej, musieli ich wcze�niej wypu�ci�, sporo dzieciak�w k��bi�o si� na szkolnym podw�rzu. Zobaczy�em te� j�. Mariann�. Pierwszy raz j� zobaczy�em, ale wiedzia�em, �e to ona, bo nigdy przedtem nie widzia�em tej dziewczyny, a w ko�cu dosy� dobrze znam twarze wszystkich uczni�w, przygl�dam si� im niemal codziennie. Wybieg�a przez furtk� w ogrodzeniu boiska, rozejrza�a si� i lekko jak motyl pofrun�a w kierunku Paw�a. Mia�a na sobie czerwon� kr�tk� sukienk� bez r�kaw�w i bia�e klapki na gumowej podeszwie. Kr�tkie, czarne w�osy otacza�y puco�owat� buzi�. Dogoni�a Paw�a i sz�a tu� za nim, na�laduj�c jego ponury ch�d. Zatrzyma� si� i odwr�ci�, wtedy u�miechn�a si� bardzo �adnie i powiedzia�a co�, on wzruszy� ramionami, kr�c�c g�ow�. Zrobi�a tak� min�, jakby m�wi�a, �eby si� nie przejmowa�, nawet machn�a r�k�. Pawe� ci�gle kr�ci� g�ow� i pokazywa� na nasze okno, pokazywa� na mnie, bo ja siedzia�em w tym oknie, gapi�c si� na nich. Rozmawiali jeszcze przez chwil�, a potem rami� w rami� ruszyli do naszej klatki. To by�a �roda. W �rody Agnieszka ma po lekcjach angielski i siatk�wk�, i w �rody zawsze jestem oblepiony zup�. Pawe� przekr�ci� klucz w drzwiach, weszli do przedpokoju. - Co mu jest? - zapyta�a Marianna szeptem. - Nie wiadomo w�a�ciwie - odpar� Pawe�, nie staraj�c si� �ciszy� g�osu. - To znaczy ja nie wiem. Jest taki od urodzenia. M�wili, �e umrze, ale wci�� �yje. - Jak to, nie wiesz? - Nie wiem. Nie pyta�em i nikt mi nie powiedzia�. On by� zawsze. Jak ro�lina w doniczce. Trzeba podlewa�, a ona ro�nie. I tyle. - Czy on s�yszy, co m�wimy? Weszli do kuchni. Pawe� wzruszy� ramionami, a potem wyci�gn�� z lod�wki moj� zupk� i postawi� garnek na kuchni. - Mama m�wi, �e s�yszy. Ale ja nie wiem. Nawet je�li s�yszy, to co z tego? - I rozumie? - Nie wiem. Nic mnie to nie obchodzi. - Jak to? - No tak. Zwyczajnie. Nie mam czasu si� zastanawia�, czy on co� rozumie, czy nie, bo i tak nic nikomu z tego nie przyjdzie. Od tego mo�na tylko zwariowa�. Mo�esz przytrzyma� t� butelk�? Marianna wzi�a butelk�, a Pawe� przez lejek nape�ni� j� zup� za�o�y� smoczek i wetkn�� mi w usta. - Teraz go podlewam - powiedzia�. Marianna sta�a naprzeciwko mnie i patrzy�a oczami wielkimi jak spodki. Wydawa�o mi si�, �e robi� si� coraz wi�ksze. 12 13 - Ty �artujesz? - zapyta�a. - �artuj�? Nie, chyba widzisz, �e go podlewam. A potem wystawi� go na dw�r, �eby na�apa� troch� powietrza i lepiej r�s�. Pokr�ci�a g�ow�. - Wiesz? - powiedzia�a powoli. - Ja mam dwa kaktusy. Gucia i Petronel�. One nie maj� uszu i pewnie nic nie rozumiej�. Ale jak kiedy� wyjecha�am i przez p� roku by�y u mojej ciotki, to przesta�y rosn��, chocia� ciotka je podlewa�a i dba�a o nie. A jak wr�ci�am, to znowu ros�y i mia�am wra�enie, �e s� zadowolone, �e wr�ci�am. One mnie lubi�. Ja je te� lubi�. A ty? Lubisz swojego brata? - Nigdy si� nad tym nie zastanawia�em. Chyba go nie lubi�. Czasami mi przeszkadza. Czasami bardzo przeszkadza. Czasami go nienawidz�. A on i tak ro�nie. Lepiej by by�o, �eby nie r�s�. - Przesta�! - Marianna prawie krzykn�a. - Co� ty? Marianna? Ja tylko tak sobie m�wi�. Zupa si� sko�czy�a. Koniec podlewania, teraz spacer. Pawe� odstawi� butelk� i szarpn�� w�zek, tak �e ma�o z niego nie wylecia�em. - Poczekaj - powiedzia�a Marianna. Wzi�a ze sto�u serwetk� i poda�a Paw�owi. - Wytrzyj mu usta, zobacz, ca�y jest w zupie. Pawe� znowu wzruszy� ramionami. - My�lisz, �e to komu� robi r�nic�? - ale pos�usznie przejecha� serwetk� po mojej twarzy, rozmazuj�c r�wnomiernie resztki obiadu. - Tak nie mo�na - szepn�a Marianna. Wzi�a ze sto�u drug� serwetk�, zmoczy�a j� pod kranem. Zamar�em, je�li mog� tak o sobie powiedzie�. Umys� mi si� zatrzyma� i chyba przesta�em oddycha�. Pochyli�a si� nade mn�, tak blisko, �e czu�em jej zapach, i delikatnie umy�a mi twarz. Tak delikatnie, jak nikt nigdy przedtem. Nawet mama. Przypadkiem spojrza�a przy tym w moje oczy. Z odleg�o�ci pi�tnastu centymetr�w chyba lepiej wida�, bo zaczerwieni�a si� i szepn�a cichutko: �Przepraszam". Tak cicho, �e Pawe� tego nie us�ysza�. - Dosy� ju�, Marianna - powiedzia�. - Chod�my. Szarpn�� znowu w�zek i potoczy� do drzwi. Marianna sz�a za nami, s�ysza�em z ty�u: klap, klap. Na klatce wyprzedzi�a nas i otworzy�a przed w�zkiem drzwi wyj�ciowe. Na dworze otoczy�a mnie gor�ca masa nieruchomego powietrza. Marianna sz�a z przodu, a jej bia�e klapki odciska�y si� wyra�nie w roztopionym asfalcie alejki. Widzia�em, jak dr�y powietrze nad sam� ziemi�. Chyba ju� nie mog�o wytrzyma� tego upa�u. Pawe� zatrzyma� w�zek pod rachitycznym krzakiem akacji obsypanym bia�ymi kwiatkami. Zacisn�� hamulec, nie patrz�c na mnie, chwyci� Mariann� za rami� i poci�gn�� w stron� szko�y. Posz�a pos�usznie. Obejrza�a si� jeszcze dwa razy, nim znikn�li za budynkiem. Tak pozna�em Mariann� z puco�owat� buzi�. Siedzia�em pod akacj� i my�la�em o niej. Bia�e p�atki spada�y na moj� g�ow�, na kolana i na trawnik wok� mnie. Cie� akacji nie dawa� �adnej och�ody, by�o okropnie gor�co i ca�kiem pusto. Wszyscy ludzie pochowali si� gdzie� przed upa�em. Chcia�o mi si� pi�. Zamkn��em oczy, chyba zasn��em. Nie pami�tam, co mi si� �ni�o. Obudzi�em si� w bia�ej sali na szpitalnym ��ku, pod��czony do kropl�wki. Teraz by�o z kolei okropnie zimno. Sta�a przy mnie mama i k�ad�a mi na czole wilgotny ok�ad. - Och, ��wiku... - powiedzia�a, kiedy otworzy�em oczy, i poca�owa�a mnie ostro�nie w policzek. - Nie mog� si� do ciebie przytuli�, bo ca�� twarz masz poparzon�. Spa�em pod akacj� kilka godzin, mama m�wi�a, �e kiedy wr�ci�a z pracy, sta�em tam nadal w pe�nym s�o�cu, ca�y czerwony i nieprzytomny. Stale by�a ze mn� w szpitalu. Powiedzia�a, �e nie chodzi teraz do pracy, a Pawe� i Agnieszka wyjechali ju� na kolonie, wi�c ma du�o czasu tylko dla mnie. Rano przychodzi�a z gazetami i �niadaniem. Najpierw karmi�a mnie �y�eczk�, a potem sama jad�a. K�ad�a si� przy mnie na szpitalnym ��ku i przegl�dali�my gazety, a potem czytali�my ksi��ki. By�o mi dobrze, ale chcia�em ju� wraca� do domu, na m�j w�zek przy oknie. Niekt�re ksi��ki by�y nawet ciekawe, mimo to wola�em le�e� z zamkni�tymi oczami, bo wtedy przychodzi�a Marianna i trzyma�a mnie za r�k� albo pochyla�a si� nade mn�. Kiedy wr�ci�em do domu, mama nadal mia�a urlop, wi�c sp�dza�a ze mn� ca�e dnie. Wozi�a mnie na spacery, a raz wynaj�a taks�wk� i poje- chali�my do zoo. Pokaza�a mi s�onie, ma�py, wielb��dy i �yrafy. Nic mnie to nie obchodzi�o, ale ona o tym na szcz�cie nie wiedzia�a. Chcia�a mi sprawi� przyjemno��, a mnie co� si� sta�o i wszystko przesta�o mnie interesowa�. 14 15 Osiedle by�o wyludnione, mieszczuchy wyjecha�y na wakacje, w piaskownicy pustki, szko�a jakby wymar�a. Mimo to te rzadkie chwile, kt�re sp�dza�em przy oknie, by�y najprzyjemniejsze. Wpatrywa�em si� w bloki i puste przestrzenie miedzy nimi z nadziej�, �e zobacz� gdzie� cho�by skrawek czerwonej sukienki. Przez ca�y lipiec pogoda by�a pi�kna. Mama kupi�a bia�y parasol od s�o�ca i przyczepi�a go do mojego w�zka, kupi�a mi te� s�omkowy kapelusz. Wystawia�a m�j w�zek na trawnik ko�o akacji, siada�a obok na le�aku i czyta�a na g�os gazety i ksi��ki albo opowiada�a o wsi, w kt�rej si� urodzi�a i kt�rej ju� nie ma, bo przyjecha� buldo�er i w miejscu wsi powsta�o betonowe osiedle, takie samo, jak nasze. Kt�rego� dnia przywi�za�a le�ak do mojego w�zka i pojechali�my na basen, kt�ry by�, jak si� okaza�o, ca�kiem niedaleko, za ostatnimi blokami naszego osiedla. Nigdy przedtem tam nie by�em. Prawie nigdzie jeszcze nie by�em. Mama chcia�a kupi� bilety w budce przy wej�ciu, ale kasjerka spojrza�a na w�zek i powiedzia�a, �e inwalidzi z opiekunami maj� darmowy wst�p. Za ogrodzeniem z drucianej, zardzewia�ej siatki by�y trzy baseny: ma�y brodzik ze zje�d�alni� dla dzieciak�w, �redni, dla tych, co nie bardzo umiej� p�ywa�, i du�y, wype�niony po brzegi golasami, tak �e prawie nie by�o wida� wody. Tu przynajmniej by�o du�o ludzi, ruch, krzyk i by�o na co patrze�. Mama dopcha�a mnie do pustego skrawka trawnika niedaleko du�ego basenu i roz�o�y�a le�ak obok w�zka. Potem zdj�a sukienk�. Mia�a na sobie dwucz�ciowy kostum, czarny w ma�e kolorowe kwiatki. Nigdy nie widzia�em jej tak, prawie nagiej. Stan�a przede mn�, obr�ci�a si� przodem i ty�em, i spyta�a: - No, ��wiku, jak ci si� podobam? Podoba�a mi si�, owszem. By�a zgrabna, szczup�a, mia�a d�ugie nogi i w og�le by�a prawdziw� kobiet�. Przedtem nie przysz�o mi do g�owy, �e mama, poza tym, �e jest mam�, jest jeszcze kobiet�. Nie tylko mnie si� podoba�a. Kiedy tak sta�a przede mn� w pozie modelki, obok przechodzili akurat jacy� dwaj ow�osieni faceci, spojrzeli na ni� i jeden a� gwizdn��. Mama zgarbi�a si�, skurczy�a, ukl�k�a na trawie przy w�zku i zacz�a czego� szuka� w torbie. Poszli dalej, ale to by�o zabawne, �e jaki� go�� gwi�d�e z podziwu na widok mojej mamy i jeszcze si� za ni� ogl�da. Poza wszystkim by�a to jedna z rzadkich chwil, kiedy czu�em, �e m�j w�zek - a wi�c ja - mo�e by� dla niej tarcz� i os�on�. Usiad�a na le�aku na wprost mnie i zacz�a mi robi� przegl�d prasy, a ja nie mia�em czasu jej s�ucha�, bo przede mn� dzia�a si� masa rzeczy. Patrzy�em, jak dziewczyny uciekaj� z piskiem przed jakim� dryblasem, kt�ry chyba chcia� je wrzuci� do wody; jak za basenem na boisku ch�opaki graj� w siatk�wk�, jeden, wysoki, jak �yrafa, kt�r� widzia�em w zoo, kapitalnie �cina�. Przechodzili ludzie w k�piel�wkach, niekt�rzy zgrabni i muskularni, a inni t�u�ci i nieforemni, m�czy�ni z obwis�ymi brzuchami i kobiety z biustem przelewaj�cym si� ponad kostiumem. Wszyscy, nawet ci ostatni, wydawali mi si� pi�kni. Mia�em wra�enie, �e jestem jednym z nich, by�em w�r�d nich, by�em w �rodku. Mama zauwa�y�a, �e m�j wzrok kr��y ponad jej g�ow�, �e wcale nie s�ucham tego, co czyta, wi�c z u�miechem od�o�y�a gazet� i przestawi�a le�ak tak, �e patrzy�a na to, co ja. Musia�em wygl�da� jak ostatni idiota, z bia�� parasolk� rozpi�t� nad g�ow�, w s�omkowym kapeluszu i ciemnych okularach, siedz�c nieruchomo tam, gdzie wszyscy biegali, krzyczeli, skakali i chichotali. - Ale gor�co - powiedzia�a mama. - Przynios� troch� wody, och�odzimy si�. Odesz�a smuk�a i wysoka, zgrabna jak wszyscy diabli, sam bym zagwizda� na jej widok. Porusza�a si� z tanecznym wdzi�kiem, nigdy przedtem tego nie zauwa�y�em. Nagle zrobi�a co�, czego w og�le si� po niej nie spodziewa�em. Wesz�a na s�upek przy basenie, odbi�a si� lekko i pi�knym �ukiem skoczy�a g�ow� w d�. Nawet nie plusn�o. Jak jej si� u licha uda�o znale�� luk� w tym t�umie, nie mog�em poj��. Znikn�a mi z oczu, nie mog�em jej wypatrzy� w basenie, chocia� wyt�a�em wzrok z ca�ych si�, a� zacz�o mi si� wszystko zlewa� i mia�em w g�owie tylko bajeczne, kolorowe kr�gi. Przestraszy�em si�, �e znowu strac� przytomno�� i mama wi�cej nie przywiezie mnie tutaj, a do tego nie chcia�em dopu�ci�, wi�c zamkn��em oczy i pr�bowa�em si� uspokoi�. Troch� pomog�o, kr�gi wirowa�y coraz wolniej, a� zatrzyma�y si�, przybieraj�c kszta�t puco�owatej buzi. Tak mi si� zrobi�o od jakiego� czasu, �e wystarczy, bym zamkn�� oczy, a ona zaraz do mnie przychodzi. To by�o przyjemne, ale ba�em si�, �e mo�e dostaj� bzika. Poczu�em mokre r�ce mamy na twarzy i otworzy�em oczy. Otrz�sn�a si�, opryskuj�c mnie kropelkami. - Przynios�am wod� na sobie - za�mia�a si�. Poczu�em si� troch� tak, jakbym sam si� wyk�pa� w basenie. Owin�a si� r�cznikiem, zrzuci�a na ziemi� mokry kostium, a potem za�o�y�a sukienk�. 16 17 - Tak dawno nie p�ywa�am, chyba ze sto lat. W liceum by�am najlepsza na sto metr�w. Teraz przep�yn�am dwa baseny i dosta�am zadyszki. Jutro te� przyjdziemy, co, ��wiku? Od tego czasu chodzili�my tam codziennie. Podoba�o mi si� to i mama chyba o tym wiedzia�a. Od razu po �niadaniu pakowa�a torb� i gnali�my na basen. Kasjerka w budce przy wej�ciu ju� nas poznawa�a i u�miecha�a si� na przywitanie. Po dw�ch tygodniach mama by�a opalona na heban i jeszcze smuklejsza, bo zaraz po porannym czytaniu gazety wskakiwa�a do wody i p�ywa�a bez przerwy. Rano by�o zwykle troch� mniej ludzi, wi�c widzia�em j� w basenie, jak rytmicznie wyrzuca ramiona i posuwa si� naprz�d, swobodnie i bez wysi�ku. P�ywa�a �abk� i kraulem, a raz spr�bowa�a motylkiem, ale to jej chyba nie wychodzi�o, bo przerwa�a, podp�yn�a do brzegu i �miej�c si�, pomacha�a mi r�k�. Potem po�o�y�a si� na wodzie na plecach i le�a�a bez ruchu dobrych kilka minut. To by�o dziwne, mama, kt�ra si� nie rusza; zawsze co� robi�a, nigdy nie widzia�em, �eby trwa�a w tej samej pozycji d�u�ej ni� kilka sekund. A� pomy�la�em, �e co� jej si� sta�o. Nic si� nie sta�o, oczywi�cie. Po chwili odwr�ci�a si�, podp�yn�a do schodk�w i przysz�a do mnie, �eby, jak zwykle, ochlapa� mnie wod�. - Patrzy�am na niebo - powiedzia�a. - Jak by�am ma�� dziewczynk� lubi�am chodzi� na ��k� za domem, tam, gdzie pas�y si� krowy, k�ad�am si� na plecach i patrzy�am na niebo. W taki dzie�, jak dzisiaj, tamto niebo by�o naprawd� b��kitne, jak sukienka dobrej wr�ki. Twoja babcia czasami wo�a�a mnie do domu, a ja udawa�am, �e nie s�ysz�, bo nie mog�am od niego oderwa� oczu. A teraz nasze niebo jest szaroniebieskie, jakby z�y czarownik posypa� wr�k� popio�em. Kt�rego� dnia, kiedy mama p�ywa�a i na basenie by�o jeszcze ca�kiem lu�no, przesz�a przede mn� rodzinna defilada. Najpierw maszerowa�y trzy ma�e dziewczynki, szeregiem, wed�ug wzrostu, troch� za nimi jecha� w�zek z jeszcze mniejsz� dziewczynk� za w�zkiem wielki brzuch i przyczepiona do niego ogromna, gruba pani. By�a olbrzymia jak wie�a. To wygl�da�o bardzo �miesznie, a �rednia dziewczynka wlepi�a we mnie oczy i nie mog�a ich oderwa�. Przy tym ci�gle sz�a do przodu, wi�c g�owa jej si� przekr�ca�a, a� przestraszy�em si�, �e si� ca�kiem odkr�ci. W ko�cu nie wytrzyma�a, opu�ci�a szereg i podesz�a do mnie. Stan�a, wyci�gn�a palec, dotkn�a mego kolana i zapyta�a: - Jak si� nazywasz? - ton by� rozkazuj�cy i bezceremonialny. 18 Ca�a rodzina zatrzyma�a si� i przez moment zastyg�a, mo�e czekaj�c na moj� reakcj�, a potem ta pani, unosz�c sw�j brzuch, podesz�a do ma�ej, wzi�a j� za r�k� i powiedzia�a: - Chod�, Marylko, ten ch�opiec pewnie nie mo�e m�wi�. - Dlaczego? - spyta�a Marylka dociekliwie. - Bo jest chory. Marylka przyjrza�a mi si� uwa�nie i pokr�ci�a g�ow�. - Jak ja by�am chora, to mog�am m�wi�. - Tak - odpowiedzia�a pani z lekkim u�miechem - ty to zawsze mo�esz m�wi�. On jest inaczej chory. - Ale ja chc� wiedzie�, jak on si� nazywa! - Marylka chyba by�a zdenerwowana. I wtedy poczu�em na policzkach mokre r�ce, a g�os mojej mamy zza w�zka powiedzia�: - On ma na imi� Ja�. Pani z brzuchem spojrza�a ponad moj� g�ow� i twarz jej si� zmieni�a. Wyba�uszy�a oczy, otworzy�a usta, zamkn�a je i wreszcie szepn�a z niedo- wierzaniem: - Go�ka? Nad moj� g�ow� zapanowa�a cisza, a po chwili mama wysz�a zza w�zka i zarzuci�a r�ce na szyj� tej wielkiej pani. �ciska�y si� i ca�owa�y, potem odst�pi�y od siebie, spojrza�y sobie w twarze i znowu pad�y w obj�cia. W ko�cu obie zacz�y p�aka�, a wszystkie dziewczynki, nawet ta z w�zka, patrzy�y na nie z badawczym zainteresowaniem. Wreszcie si� uspokoi�y i ta gruba pani wyda�a dziewczynkom rozkaz: - Rozbiera� si�, maluchy, zostajemy tutaj. Dziewczynki zacz�y j�cze�, �e chc� przy zje�d�alni, wi�c moja mama powiedzia�a, �e dobrze, my si� te� tam przeprowadzimy, i w ko�cu wszyscy wyl�dowali�my przy brodziku pe�nym rozwrzeszczanych bachor�w. Mama z t� pani� siedzia�y na kocu i mama nic nie m�wi�a, a ta pani tylko co chwila spogl�da�a na ni� i powtarza�a �Go�ka", jakby si� zaci�a. - Ile to lat? - zapyta�a wreszcie. - Trzyna�cie - odpowiedzia�a mama bez namys�u. I znowu siedzia�y bez s�owa, zapatrzone w basen. Co chwila przybiega�a kt�ra� z dziewczynek, po kanapk�, �opatk�, jab�ko, wiaderko i co� do picia, i tak min�a chyba godzina, a� mama powiedzia�a, �e ju� musimy i��, i wsta�a. 19 Ta pani te� wsta�a. - Musimy si� spotka�, Go�ka... Pogada�. - Tak - zgodzi�a si� mama. - Zapisz� ci m�j telefon - gruba pani zacz�a szuka� czego� do pisania, ale nie mia�a kartki, tylko flamaster, wi�c mama poda�a jej gazet�. - Napisz tu. Ta pani zapisa�a, a potem popatrzy�a na mam� i powiedzia�a: - Ty i tak do mnie nie zadzwonisz. Daj mi sw�j numer. Mama jej podyktowa�a, ta pani oderwa�a skrawek gazety i odda�a reszt� mamie, a potem mama wyci�gn�a do niej r�k�: - No to cze��, Jola, trzymaj si�. - Do zobaczenia - odpowiedzia�a pani Jola. Ju� si� nie ca�owa�y, mama odwr�ci�a si� szybko i odjechali�my stamt�d. Nast�pnego dnia nie poszli�my na basen, bo rano by�o troch� pochmurno, chocia� nadal bardzo ciep�o. Po �niadaniu mama postawi�a mnie przy oknie i powiedzia�a, �e idzie po zakupy. Widzia�em, jak sz�a alejk� przed domem i skr�ci�a za blok w kierunku pawilonu. Wczoraj przez ca�e popo�udnie prawie si� nie odzywa�a. Chodzi�a zamy�lona i przypali�a moj� zup�, co bardzo rzadko jej si� zdarza. Mia�a tak� min�, jakby by�a zupe�nie gdzie indziej. Wieczorem, jak zawsze, odk�d wr�ci�em ze szpitala, przysz�a pani Krysia, �eby pom�c mamie mnie wyk�pa�. Pani Krysia ju� nie przychodzi�a w dzie� sprz�ta�, my�la�em, �e to dlatego, �e mama ma urlop i sprz�ta sama. Ale co wiecz�r pomaga�a mamie w�o�y� mnie do wanny i potem z powrotem na w�zek. Pani Krysia powiedzia�a, �e jej m�� chce sobie kupi� motocykl, chyba zwariowa�, teraz w og�le nie maj� pieni�dzy, a on tylko �azi i opowiada bez przerwy o tym motorze, �e ma taki silnik, i takie co� tam. Ona nic z tego nie rozumie, wie tylko, �e to jaki� kolega go namawia, a powinien to barach�o na z�om odda�, bo inaczej to tyle z tego b�dzie, �e jej m�� sobie kark skr�ci albo i przy tym kogo� zabije, pijak zatracony, i do wi�zienia go wsadz�. Nawet do pracy poszed� dodatkowej, po po�udniu, w jakim� warsztacie, �eby na ten motor zarobi�, i nic jej na dom nie daje, chocia� wie, �e ona teraz nie ma pieni�dzy, bo wszyscy, u kt�rych sprz�ta�a, na wakacje powyje�d�ali, i nie ma co do garnka w�o�y�. 20 Mama nic nie m�wi�a, bo zreszt� trudno by�o znale�� wolne miejsce w tym monologu, ale kiedy pani Krysia ju� wychodzi�a, us�ysza�em z przedpokoju cichy g�os mamy. - Przykro mi, �e tak si� sta�o. Ale to tylko chwilowo, od wrze�nia na pewno co� znajd� i wszystko b�dzie po staremu. - Co pani m�wi, dziecko. Ja to sobie tak narzekam, �eby co� gada� tylko. A pani na pewno znajdzie prac�, gdzieby tam taka pani na bezrobociu by�a. I jak trzeba, to zawsze pomog�, Jasia wyk�pa� czy co�, na mnie mo�e pani liczy�. M�j stary te�, jakby co� trzeba by�o nareperowa� albo d�wign��. I posz�a, a mnie dopiero wtedy b�ysn�o w g�owie, �e mama od czterech lat, odk�d zacz�a pracowa�, nigdy nie mia�a takiego d�ugiego urlopu. Bra�a najwy�ej tydzie� wolnego i wtedy te� wieczorami siedzia�a nad jakimi� papierami, co� kre�li�a i poprawia�a. U�wiadomi�em sobie, �e mama ani razu nie m�wi�a, �e ma urlop, powiedzia�a tylko kt�rego� ranka co� takiego, �e dzisiaj nie musi i�� do pracy, i nie posz�a wtedy, ani nast�pnego dnia, i nie chodzi do dzisiaj, wi�c ja bez zastanowienia uzna�em, �e to jest w�a�nie urlop. Mama by�a z wykszta�cenia prawnikiem, a tata in�ynierem, poznali si� w czasie studi�w. Przed naszym urodzeniem mama pracowa�a w jakim� biurze, a potem przesta�a w og�le pracowa�. Dopiero jak tata odszed�, znowu zacz�a szuka� pracy. Tak ma�o wiem o jej �yciu poza domem, o tym, co przytrafia�o jej si�, jak jeszcze nas nie by�o na �wiecie. Wiem tylko tyle, ile us�ysza�em przypadkiem z rozm�w; z tych strz�pk�w uk�ada�em ca�e historie, czasami ju� nie wiem, co us�ysza�em naprawd�, a co sam sobie dopowiedzia�em, tak jak z tym maminym urlopem. Znam �ycie z seriali w telewizji, ale tam ludzie s� jacy� inni, nieprawdziwi i nie lubi� ogl�da� telewizji, wol� to, co dzieje si� za naszym oknem, nawet je�eli brakuje mi d�wi�ku. Prawdziwi ludzie robi� wszystko naprawd�; nawet je�li udaj� to naprawd� udaj� a postacie z telewizyjnych film�w �yj� tylko na niby. Ostatnio w telewizji cz�sto m�wili o bezrobociu, �e ro�nie, �e zamyka si� kolejne zak�ady pracy, �e w og�le ludzi jest za du�o, a pracy za ma�o. Przy tym pokazywali zawsze jakie� tabelki, wykresy i szare obrazki smutnych facet�w stoj�cych w kolejce albo pijak�w bez z�b�w. Wiem, �e tacy ludzie istniej� naprawd�, bo mieszkaj� te� na naszym osiedlu i zbieraj� si� cz�sto na �awce przy trzecim bloku. Siedz� tam ca�ymi godzinami, bez ruchu, jak 21 ja, albo pij� w�dk� prosto z butelki, a potem wykrzykuj� brzydkie wyrazy i zaczepiaj� przechodni�w. Pan W�adys�aw, dozorca, m�wi o nich �element": - Znowu element wind� obsika�, kary na nich nie ma. Wi�c wyobra�a�em sobie, �e bezrobocie dotyczy tylko takich dziwnych ludzi, nigdy nie przysz�o mi do g�owy, �e mo�e to spotka� moj� mam�, kt�ra jest pi�kna i m�oda. Zamkn�a drzwi za pani� Krysi� i przysz�a powiedzie� mi dobranoc, le�a�em ju� pod ko�dr�, czysty i pachn�cy, usiad�a na ��ku i g�aska�a moj� r�k�, a ja chcia�em, �eby wyczyta�a z moich oczu te setki pyta�, kt�rych nie potrafi� jej zada�. Ale wcale nie patrzy�a na mnie, tylko na �cian�, i g�aska�a mnie tak jako� mechanicznie i pusto, zamy�lona, nieobecna, odleg�a. Zamkn��em oczy i po raz pierwszy od dawna, zamiast Marianny, zobaczy�em co� innego. Zobaczy�em mam� w szarej, postrz�pionej sukience, z pomarszczon� twarz� stoj�c� w kolejce do jakiego� okienka, po�r�d bezz�bnych, brudnych, pijanych m�czyzn. My�la�em o tym, patrz�c przez okno, za kt�rym niebo robi�o si� coraz ciemniejsze, granatowe i gro�ne. Mama d�ugo nie wraca�a ze sklepu, ba�em si�, �e zmoknie, bo wyra�nie zbiera�o si� na burz�. Jak tylko pomy�la�em o burzy, niebo przeci�a ��ta b�yskawica i po chwili rozleg� si� grzmot. Zaraz lunie, przemkn�o mi przez g�ow�, i rzeczywi�cie, od razu z nieba posypa�y si� wielkie krople, zrobi�o si� szaro jak wieczorem, i ju� nic nie widzia�em przez te strumienie wody. Wtedy przysz�o mi do g�owy, �e to ja, w�asn� my�l�, potrafi� rz�dzi� przyrod�. Krople wali�y w okno z wielk� si��, a szyba co chwil� roz�wietla�a si� ��tym blaskiem, poczu�em si� dziwnie, jak wtedy pierwszego dnia na basenie, kiedy nie mog�em wypatrzy� mamy w wodzie. Zamkn��em oczy i wiruj�ce kr�gi powoli si� uspokaja�y. - Niech przestanie pada�! - rozkaza�em przyrodzie i ona mnie znowu pos�ucha�a. Szum deszczu przycicha� powoli, a kiedy ju� ca�kiem zamilk�, otworzy�em oczy. Po wielkiej chmurze nie by�o �ladu, nad blokami, na b��kitnym niebie znowu zawis�o s�o�ce. By�em z siebie dumny. Mama przysz�a po chwili i odwr�ci�a mnie ty�em do okna. Rozk�ada�a do szafek i lod�wki przyniesione zakupy, i nawet si� u�miecha�a. 22 - Ale burza, co? Pi�kna. Prawdziwa letnia burza. Gwa�towna i kr�tka. Zaraz znowu b�dzie upal. Ucieszy�em si�, �e tak mi si� uda�o z t� burz�, �e podoba�a si� mamie, bo przecie� zrobi�em to dla niej. Na stole zosta� ju� tylko wielki p�czek m�odej marchewki, pomara�czowo- -zielony, jak bukiet kwiat�w. Mama obci�a zielony wieche�, umy�a marchewki pod kranem i wyj�a z dolnej szafki sokowir�wk�. - Ciekawa jestem, co jest w tej marchwi opr�cz marchwi - powiedzia�a. Nala�a sok do dw�ch kubk�w i spr�bowa�a z jednego. - Pyszne. Zupe�nie jak u twojej babci, chocia� ona chodzi�a po marchewk� do ogr�dka za domem, tar�a j� na tarce i wyciska�a sok przez gaz�. Nakarmi�a mnie �y�eczk� z drugiego kubka. Sok smakowa� jak lato. - A to zielone babcia dawa�a kr�likom - doda�a jeszcze mama, wyrzucaj�c marchewkow� na� do kub�a. - Tyle dobrego jedzenia si� marnuje. Babcia i dziadek, mamy rodzice, umarli, zanim ja si� urodzi�em. Mama cz�sto wspominata swoje dzieci�stwo, ale tylko raz opowiedzia�a mi, jak ono si� sko�czy�o. Dziadkowie nie byli bardzo starzy, kiedy buldo�er zr�wna� z ziemi� ich dom i ogr�dek za domem, i ��k�, z kt�rej mama ogl�da�a niebo, i brzozowy zagajnik, gdzie ros�y czerwone ko�laki. Zamieszkali w tym samym miejscu, tylko osiem pi�ter wy�ej, i widocznie ta wysoko�� im zaszkodzi�a. Pierwszej zimy dziadek dosta� raka i wiosn� zmar� w szpitalu. Babcia zosta�a sama. Ba�a si� mieszka� sama, ba�a si� kuchenki gazowej, wanny, kran�w i nawet sedesu. Ba�a si� je�dzi� wind�. Po �mierci dziadka codziennie schodzi�a po schodach te osiem pi�ter w d�, �eby odwiedzi� go na cmentarzu. Je�dzi�a tam autobusem, kt�rego te� si� ba�a, a na grobie dziadka posia�a rzodkiewki, fasolk� szparagow� i nasturcje, bo dziadek je bardzo lubi�. Umar�a tam, na cmentarzu, kiedy dojrza�a fasolka. Pozbiera�a ��te str�ki, usiad�a na �aweczce przy grobie i po prostu zasn�a. Mama studiowa�a wtedy w innym mie�cie. Powiedzia�a mi, �e by�a m�oda, g�upia i bez serca, i do dzi� nie mo�e sobie wybaczy�, �e nie dostrzeg�a, co dzieje si� z babci�. Tej zimy, kiedy dziadek dosta� raka, mama zakocha�a si� w tacie. Byli szcz�liwi i tak zaj�ci sob� �e nie mieli czasu my�le� o niczym innym, a ju� na pewno nie chcieli my�le� o smutnych rzeczach. 23 Babcia nie napisa�a do mamy, kiedy dziadek zachorowa�, nie chcia�a jej martwi�. Dopiero kiedy umar�, wys�a�a telegram. Mama pojecha�a z tat� i strasznie si� wstydzi�a, bo mieszkanie na �smym pi�trze by�o zaro�ni�te brudem. Babcia, jak jecha�y wind�, �ciska�a mam� kurczowo za r�k�, a po mieszkaniu chodzi�a, przytrzymuj�c si� �ciany Ale kiedy mama j� pyta�a, czy dobrze si� czuje, to u�miecha�a si� i m�wi�a �e tak, �e �wietnie daje sobie rad�, wi�c mama w to wierzy�a bo tak by�o �atwiej. Nawet nie posz�a z ni� do lekarza, a babcia ju� wtedy by�a prawie niewidoma. Tata wyjecha� zaraz po pogrzebie dziadka, mama zosta�a jeszcze tydzie�, wszystko uporz�dkowa�a, kupi�a babci na raty odkurzacz �eby by�o jej l�ej sprz�ta�, i telewizor, �eby si� nie nudzi�a. Wieczorem mama zapala�a telewizor, a babcia, kt�ra nic nie widzia�a m�wi�a, ze to bardzo ciekawe i dzi�kowa�a mamie, �e sprawi�a jej taki droai prezent. y Potem, kiedy babcia umar�a, jedna s�siadka powiedzia�a mamie �e po jej wyje�dzie babcia nigdy nie w��czy�a telewizora, nie u�ywa�a odkurzacza jad�a tylko chleb, bo bala si� zapali� gaz, i za�atwia�a si� do kube�ka - Gdybym wtedy z ni� zosta�a - powiedzia�a mi mama - wszystko by�oby inaczej. Tego lata nie poszli�my ju� wi�cej na basen, chocia� by�o jeszcze du�o pogodnych dni. Agnieszka i Pawe� wr�cili z kolonii pod koniec lipca, opaleni, tryskaj�cy energi� i przez dwa pierwsze dni wyrzucali z siebie wakacyjne opowie�ci, a potem zacz�li si� nudzi�. Mama rano kupowa�a gazet� i po �niadaniu zamyka�a si� w pokoju z telefonem, a p�niej zwykle gdzie� wychodzi�a. Osiedle wci�� by�o wyludnione, tylko element tkwi� wytrwale na swojej �awce. Je�li by�a �adna pogoda, przedpo�udnie sp�dza�em na trawniku przy akacji, ale teraz ju� w kapeluszu i pod parasolem, a je�li pada�o, w kuchni przy oknie. Kt�rego� deszczowego dnia, zaraz po wyj�ciu mamy, Pawe�, jeszcze w pi�amie, w��czy� telewizor i usiad� na kanapie, a Agnieszka kr�ci�a si� po kuchni, otwiera�a i zamyka�a szafki, wyra�nie nie wiedzia�a, co ze sob� zrobi�. Wreszcie posz�a do pokoju. Na parapet przylecia�a zmokni�ta, rdzawobr�zowa turkawka z r�owym brzuszkiem i przygl�da�a mi si� przez szyb�. Mama zwykle rano sypa�a 24 okruszki na parapet, wtedy zlatywa�a si� gromada go��bi, dzioba�y si� i przepycha�y, a turkawki by�y mniejsze i s�absze, nie mia�y szans. - Paaaweee� - us�ysza�em z pokoju - zagraj ze mn� w Monopol. - Nie. Ogl�dam. Turkawka przechyli�a g�ow�, jakby nas�uchiwa�a. - Ale to g�upie - w g�osie Agnieszki brzmia�a pogarda. - Sama jeste� g�upia. Zapad�a cisza, wi�c turkawka spokojnie roz�o�y�a jedno skrzyde�ko i prze- czesywa�a je dziobem, pi�rko po pi�rku. - No zaaagraj - j�kn�a znowu moja siostra. - Zamknij si�, bo nie s�ysz�. - Mo�esz te� nie widzie� - sykn�a Agnieszka i pod�oga w pokoju skrzypn�a. - Zejd� z ekranu, bo ci przywal�. - Przywalisz, ha, ha. Przywali� to powiniene� swojej narzeczonej. - Odejd� st�d, m�wi� ci, kocmo�uchu! - A Kamila widzia�a, jak twoja Marianna ca�owa�a si� z Arturem. - Kamila jest jeszcze g�upsza od ciebie. - Ale widzia�a, widzia�a, widzia�a, jak si� ca�uj�, ob�ciskuj�. - Spadaj, g�wniaro! - wrzasn�� Pawe� i z pokoju dobieg� �omot. Turkawka odwr�ci�a si� do mnie ty�em, rozwin�a skrzyd�a i odlecia�a. Jak byli mniejsi, cz�sto si� bili, kiedy� Pawe� kopn�� j� w brzuch, tak �e przez kilka minut le�a�a na pod�odze, z trudem chwytaj�c oddech. Od tego czasu panowa�o zawieszenie broni, przerywane pobrz�kiwaniem sza- belk�, czyli nieprzyjaznymi warkni�ciami, a teraz w pokoju znowu rozgorza- �a zaci�ta walka. - Gryziesz? - sapn�� Pawe�. - Wybij� ci z�by. Agnieszka nie odpowiedzia�a, pewnie dlatego, �e w�a�nie gryz�a. Kiedy wr�ci�a mama, Agnieszka siedzia�a w kuchni, ze spuchni�t� warg� i podbitym okiem, i robi�a sobie ok�ady z lodu, przynajmniej mia�a jakie� zaj�cie, a Pawe� zamkn�� si� na klucz w pokoju z telewizorem. - Pobili�cie si�? - zapyta�a mama spokojnie na widok twarzy Agnieszki, tylko r�ce zacz�y jej lata�. - To on si� na mnie rzuci�, bydl� - powiedzia�a Agnieszka. Mama nic nie powiedzia�a, wzi�a telefon i wysz�a do drugiego pokoju. Wiem, �e zadzwoni�a do taty. Nie wiem, sk�d wiem. Mo�e z jej miny, kiedy wr�ci�a do kuchni. 25 W ka�dym razie Agnieszka i Pawe� wyjechali na ca�y sierpie�, sp�dzili ten miesi�c z tat�, tego r�wnie� by�em pewien, chocia� nikt przy mnie o tym nie wspomnia�. Mama teraz wychodzi�a co dzie�, po porannej telefonicznej konferencji przy gazecie. Wraca�a o r�nych porach, czasem bardzo p�no. A ja sta�em przy oknie w kuchni. Nie przychodzi� ju� pan Jurek ani pani Krysia, ale nie by�o mi smutno. To znaczy owszem, �a�owa�em, �e oni ju� nie przychodz�, jednak wcale si� nie nudzi�em. Ci�gle nie mog�em nigdzie wypatrze� czerwonej sukienki, ale wiedzia�em, �e musz� spokojnie czeka�, bo ona na pewno wr�ci. Turkawki powoli chyba zbiera�y si� do odlotu, by�y coraz bardziej roztargnio- ne. Obserwowa�em je od dawna, przylatywa�y ju� wiosn� na nasz parapet szuka� resztek nie zjedzonych przez g�upie go��bie. Go��bie zajmowa�y si� g��wnie dziobaniem siebie nawzajem, wi�c zawsze zostawa�o po nich sporo okruszk�w. Turkawki przylatywa�y we dwie i systematycznie wyjada�y nawet najmniejsze drobinki. Kt�rego� dnia przylecia�y cztery. Dwie du�e, kt�re ju� dobrze zna�em, i dwie mniejsze, ja�niejsze i nieporadne. Rodzice pokazywali im okruszki, a ma�e gapi�y si� w r�ne strony i wcale nie wiedzia�y, o co chodzi. A� jedna stara wzi�a okruszek i wetkn�a tej ma�ej do dzioba. Ma�a, jak poczu�a jedzenie, zamiast samej szuka�, rozdziawi�a dzi�b i zacz�a wrzeszcze� wniebo- g�osy. Na miejscu matki chyba zla�bym jej ty�ek. Tylko gdzie taka turkawka ma ty�ek i czym j� tam ta du�a ma zla�? Ale nast�pnego dnia te ma�e ju� dobrze wiedzia�y, w czym rzecz, i same wszystko zjada�y, tak �e nie starcza�o dla rodzic�w. A kiedy� przylecia�a tylko jedna turkawka. Jedna z tych m�odych. To w�a�nie ona przygl�da�a mi si� tego dnia, kiedy Pawe� pobi� si� z Agnieszk�. Lata�a samotnie jaki� czas, a� wreszcie, mo�e po tygodniu, pojawi�a si� z narzecz

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!