8763

Szczegóły
Tytuł 8763
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8763 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8763 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8763 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bajki o rzeczach i nierzeczach Zofia Beszczy�ska Bajki o rzeczach i nierzeczach / U i ilustracje: Agnieszka �elewska CZARNY KOT Gda�sk 2002 Ksi��ka ukaza�a si� dzi�ki wsparciu finansowemu Fundacji Ksi��ka dla Dziecka. O ISBN 83-910580-5-0 Gda�sk 2002 Wydanie pierwsze Projekt graficzny: Agnieszka �elewska Korekta: El�bieta Pa�asz Fotografia na IV stronie ok�adki: Bogus�aw Ulicki � Copyright by Zofia Beszczy�ska 2002 Wydawnictwo �Czarny Kot" 80-169 Gda�sk, ul. Otwarta 25/2 tel. (058) 306 22 44 0 600 94 68 86 e-mail: [email protected] Dystrybucja �Motto" tel. 0503 38 92 51 e-mail: [email protected] Druk i oprawa: Zak�ady Grafic2ne im. KEN S.A. Bydgoszcz, ul. Jagiello�ska 1, Fax (052) 322-26-71 Weronice O w��czce, swetrach i Nocy Czar�w % ?5y� sobie raz sweter, kt�ry chcia� by� w��czk�. A raczej kilkoma w��czkami, gdy� by� to sweter w r�nych kolorach. Ca�y w przepi�kny ob- raz pokazuj�cy niebieskie niebo, zielon� ��k� i ba- wi�ce si� na niej zaj�czki. Ale swetra nie obchodzi- �y �adne w��czkowe obrazy ani to, jak bardzo mo- g� si� one podoba� dzieciom, kt�rym mama kaza- �a si� ciep�o ubra�. Wola� zosta� w��czk�, i ju�. Sweter nale�a� do pewnej dziewczynki imie- niem Weronika. Nosi�a go cz�sto, kiedy by�a ca�- kiem ma�a. A� z tego noszenia na �okciach swetra zrobi�y si� dziury, a na brzuchu - tu� obok bawi�- cych si� zaj�czk�w - pojawi�a si� wielka plama po frytkach z keczupem, kt�rej niczym nie mo�na by�o wywabi�. Wreszcie Weronika uros�a i sweter sta� si� dla niej za ma�y, a �e by� tak zniszczony, nie mo�na go by�o odda� innemu dziecku. Pewne- go dnia dziewczynka niespodziewanie znalaz�a sweter w g��bi szafy i postanowi�a go spru�. B�d� mia�a mn�stwo pi�knej w��czki - pomy- �la�a. - Zrobi� sobie z niej co� zupe�nie innego, supermodnego i nic a nic nie dzidziusiowatego. I rzeczywi�cie, po jakim� czasie uda�o jej si� zrobi� nowy sweter, zupe�nie niepodobny do po- przedniego. By� lu�ny, d�u�szy z ty�u, a kr�tszy z przodu, a w dodatku o nier�wnych bokach. Jego kolory te� nie przypomina�y ju� ani nieba, ani ��ki, ani zaj�czk�w. Falowa�y i miesza�y si� ze sob� jak woda. Tak�e ten sweter, chocia� w nowym kszta�cie, wcale nie by� z siebie zadowolony. Wola�em by� w��czk� - wo�a� bezg�o�nie - wola�em by� w��cz- k�, czy nikt tego nie rozumie? - Ale, rzecz jasna, nikt go nawet nie s�ysza�. Tymczasem moda si� zmieni�a i nie nosi�o si� ju� lu�nych wdzianek, lecz obcis�e pulowerki. Weronika wi�c czym pr�dzej spru�a drugi sweter i zrobi�a z niego trzeci, z kr�tkimi r�kawami. I chocia� mia�a wi�cej wprawy, sweterek wygl�- da� gorzej, bo w��czka by�a troch� zu�yta. Czu� si� te� jeszcze bardziej fatalnie ni� poprzednio. Nie tylko dlatego, �e ci�gle marzy� o pozostaniu w��czk�, ale �e od tego prucia i przerabiania bo- la�o go, je�eli tak mo�na powiedzie�, ca�e cia�o. Weronika te� nie lubi�a go za bardzo i w ko�cu spru�a sweter zupe�nie, bez �adnego pomys�u, co zrobi� z w��czk�. Ta zreszt� by�a ju� tak poprzera- 7 biana na wszystkie strony, pozrywana i pozwi�zy- wana, popl�tana i poskr�cana, tak sfilcowana od ci�g�ego prania, �e nie nadawa�a si� ju� do niczego. Wreszcie dziewczynka wypcha�a ni� poduszk�. I tak w ko�cu w��czka by�a zadowolona. Le�a- �a sobie cichutko w poduszce i gdy Weronika spa�a, szepta�a jej do ucha bajki i wiersze. O tym, jak kura-noc znios�a jajko-ksi�yca, z kt�rego wyklu� si� pisklak-s�o�ce. O czarownicy i wilko�aku, kt�rzy chcieli stra- szy� dzieci, a �e im si� to nie udawa�o, z rozpaczy zmienili si� w robaczki. O �amadze i Ba�aganie, kt�rzy zakochali si� w sobie i wzi�li �lub. O drzewie, kt�re umia�o chodzi�, i o kamie- niu, kt�ry umia� fruwa�... Ale potem budzi� si� dzie�, Weronika wstawa- �a i nie s�ucha�a ju� �adnych opowie�ci, a w��cz- ce nudzi�o si� le�e� samotnie i milcze�. A �e by- �a troch� zaczarowana - mo�e przez to niebo, ��- k� i zaj�czki, kt�rymi by�a dawniej - doskonale wiedzia�a, kiedy ma nadej�� Noc Czar�w. Staje si� to jeden, jedyny raz w roku. Tej akurat nocy nie opowiada�a dziewczynce �adnych bajek, tylko rzuci�a na ni� zakl�cie moc- nego snu. I przez dziurk� w poduszce (kt�r� na szcz�cie Weronika zszy�a niedok�adnie) wydo- sta�a si� na zewn�trz. 8 Pomaga� jej ksi�yc i ksi�ycowe strachy, drzewo i zakochany w nim wiatr, kamienie, kt�- re noc� zmieniaj� si� w zwierz�ta, i rosn�ce w le- sie krasnoludki - bo wszyscy oni lubili s�ucha� opowie�ci o sobie. I podczas gdy cicho nucili spe- cjalne Noco-Czarowe zakl�cia, w��czka trzy razy okr�ci�a si� wok� siebie, zata�czy�a i za�piewa�a, zaczarowa�a si� i sama z siebie zrobi�a w��czko- w� dziewczynk�. Ma�� i mi�kk�, kolorow� i �mieszn�: zupe�nie jak prawdziw�. Nie chcia�a by� ju� wi�cej ani swetrem, kt�ry chcia� by� w��czk�, ani w��czk�, kt�ra nie chcia�a by� swe- trem - chcia�a pozosta� sob�, czyli dziewczynk� jak lalka, lalk� jak dziewczynka. Wreszcie po�o�y�a si� na p�askiej poduszce tu� obok g�owy Weroniki i szepn�a jej do ucha: - Jestem twoj� przyjaci�k�! A potem, bardzo zm�czona, zasn�a. I tak Weronika nie mia�a ju� ani w��czki, ani swetra, kt�ry mog�aby z niej zrobi�, ani nawet mi�kkiej poduszki. Mia�a za to lalk�-przyjaci�k�. Nazwa�a j� Filka i zupe�nie, ani razu, nie przy- sz�o jej do g�owy, �eby j� pru� czy przerabia�. W og�le nie my�la�a o niej, �e jest z w��czki. Uca- �owa�a j� rado�nie i z poduszki, kt�r� kiedy� wy- pycha�a, uszy�a Filce ko�derk�. Filka, podobnie jak zaczarowana w��czka, z kt�rej by�a zrobiona, nie umia�a m�wi� tak, �e- by j� wszyscy s�yszeli. Ale z Weronik� i tak rozma- wia�o si� jej wspaniale. To znaczy noc� nadal opo- wiada�a lalka, ale za to w dzie� - dziewczynka. Opowiada�y sobie wzajemnie. O tym, jak co noc myszka zamienia si� w ksi�niczk� i nigdy na odwr�t. O bazyliszku, kt�ry przegl�da si� w lusterku ksi�yca. O drzewie i wietrze, kt�re dziel� si� jednym cieniem. 0 w��czce, kt�ra sama zaczarowa�a si� w lalk�, i dziewczynce, kt�ra o tym opowiada... i jeszcze mn�stwo, mn�stwo innych historii. 1 nie wiadomo, kt�ra z nich wierzy�a w nie bardziej. I 10 \ Tajemnica /??/? 4 JXarolina mia�a swoj� Tajemnic�. Trzy- ma�a j� w szufladzie biurka. Ale pewnego dnia Tajemnica znik�a. Dziewczynka szuka�a jej wsz�dzie, nie znala- z�a. Ani w domu, ani na podw�rku, ani nigdzie. Dzieci je�dzi�y na rowerach, deskorolkach, grze- ba�y si� w piasku - nikt Tajemnicy nie widzia�. W piasku by�a tylko zniszczona �opatka, podarte plastikowe torebki i kawa�ek szk�a. Lecz Tajem- nicy ani �ladu. - Jak wygl�da�a? - pytali wszyscy. - To tajemnica - odpowiada�a Karolina. I nikt nie umia� jej pom�c. W ko�cu pomy�la�a, �e porwa�o j� jakie� zwie- rz� albo Dziwna Istota. Zgoda, Dziwne Istoty mo�e wcale nie istniej�. Ale kto w takim razie m�g� porwa� Karolinow� Tajemnic�? Pies? Wiadomo, �e on poluje tylko na ko�ci i in- ne �mieci. Kot? Kot�w cudze Tajemnice nie inte- resuj�. Do�� maj� w�asnych. Ptak? No mo�e ptak... Zadar�a g�ow�. S�ysza�a je wsz�dzie, ale niebo by�o puste. Musia�y siedzie� w krzakach, na ga��ziach drzew, na dachu �mietnika. Schowa�y si� tak dok�adnie, bo zawini�y? Ju� ona im poka�e! 14 Pobieg�a do domu po okruszki, wysypa�a na chodnik. Przybieg� tylko pr�gowany kot Tygrys. By� m�dry i wiedzia�, �e gdzie okruszki, tam za- raz b�d� ptaki. Ale tym razem i on si� pomyli�. Nie przylecia�y. - Czekasz na ptaki? - spyta�a pani Agnieszka, s�siadka. - Pochowa�y si�, bo idzie na burz�. Wi- dzisz, jakie niebo? Nie wiadomo czemu, Karolina wola�a nie m�- wi� ju� o Tajemnicy. Westchn�a tylko i wr�ci�a do domu. Po chwili lun�� deszcz. Schowali si� wszyscy, nie tylko ptaki. Na podw�rku w mgnieniu oka rozla�y si� ogromne ka�u�e. Karolina sta�a przy oknie i patrzy�a, patrzy�a. Nagle a� podskoczy�a. Spomi�dzy chmur wy- rwa� si� cienki jak ig�a promie� s�o�ca i ka�u�e rozb�ys�y. Na jednej pojawi�a si� i znik�a t�czowa ba�ka. Niepodobna do niczego na �wiecie, chyba 15 tylko do Karolinowej Tajemnicy. Dziewczynka chcia�a pobiec na d� i j� z�apa�, ale wiedzia�a, �e nie warto. Kolorowa kula zniknie, ale po chwili mo�e zjawi� si� nowa. I nowa, i nowa, bez ko�ca. Jak tamtego dnia, gdy w s�o�cu puszcza�a my- dlane ba�ki. Jedna by�a tak pi�kna, tak niezwy- k�a, �e postanowi�a j� zachowa�, i nie m�wi�c nic nikomu, pozwoli�a jej wlecie� do pustej szuflady biurka. I dzisiaj zobaczy�a, �e ba�ki tam nie ma. Teraz ju� Karolinie nie by�o smutno. Je�eli ba�k� naprawd� porwa�y Dziwne Istoty - w ko�- cu dlaczego by nie? - niech si� ni� ciesz� do wo- li. Ona zawsze mo�e sobie zrobi� nowe Tajemni- ce, i za ka�dym razem coraz pi�kniejsze. Kiedy tylko zechce. \ 7 Moja mama jest czarownic� lVloja mama nie jest taka jak inne. Ma br�zowe w�osy do ziemi i oczy pi�kne jak u kota. Bardzo o siebie dba: w�osy nakr�ca na ga��zki, usta maluje zielon� szmink�, a paznokcie lakie- rem czarnym jak futerko kreta. Na g�ow� wk�ada coraz to inny kapelusz. Ale niepotrzebnie, bo i tak j� kocham. I chcia�abym nauczy� si� od niej cho- cia� troch� dziwnych rzeczy, ale ona m�wi, �e na to jeszcze za wcze�nie. Musz� wi�c chodzi� do nor- malnego przedszkola i uczy� si� normalnych liter. W przedszkolu mo�na wytrzyma�, ale jest nudno. Ci�gle to samo: �niadanie, obiad i le�ako- wanie, a potem podwieczorek. Stale te same nud- ne zabawki i nudne drabinki w ogr�dku. Ledwie raz wybra�y�my si� z dziewczynami obok na kwa- �ne jab�ka, a ju� by�a awantura. I jeszcze panie powiedzia�y, �e powinnam si� cieszy�, �e mnie nie bola� brzuch. Nic nie rozumiem: niby od cze- go? Kwa�ne jab�ka s� najlepsz� rzecz�, jak� ja- d�am w �yciu. I �adnej z dziewczyn nic po nich nie bola�o, ani troch�. Mama by mi ich wcale nie zabrania�a. Mo�e by nawet wyczarowa�a dla mnie ca�� jab�onk� na �rodku pokoju? Tylko �e to ju� nie by�oby to samo. 20 Ale i tak nie mog� narzeka� na brak atrakcji. Nasza czarna kotka Kawa rzadko jest czarna, a przewa�nie w r�nych kolorach t�czy, bo mama si� na niej �wiczy. Ale nie ma kryszta�owej kuli ani nic takiego, najwy�ej dziwnie pachn�cy czer- wony szal z prawdziwego jedwabiu. No i rzecz ja- sna miot��. Nie pozwala mi jej dotyka�, ale ja i tak to robi�, gdy ona nie widzi. Wcale si� nie bo- j�, chocia� miot�a syczy na mnie jak w��. Przy- zwyczai�am si� i do syku, i nawet do miotania p�omieni. Kiedy miot�a jest zm�czona po noc- nych podr�ach z mam� na grzbiecie, miota je na niebiesko. A kiedy d�ugo wypoczywa, p�omienie s� czerwone. Pewnie ze z�o�ci, a mo�e z nud�w. Mama wyrusza noc� - �eby si�, jak m�wi, prze- wietrzy� - i nigdy nie uda�o mi si� jej na tym przy�apa�. Z ka�dej podr�y przywozi mi pre- zent. Kawa�ek Ksi�yca. �usk� Syreny. Pier�cio- nek z okiem Feniksa. Ziarnko niebieskiego pia- sku - naprawd� nie wiem sk�d. Taty nie pami�tam. Czasem my�l�, �e mama w z�o�ci przemieni�a go w wielkiego czarnego ko- cura i wygoni�a z domu, ale to oczywi�cie nie mo- �e by� prawda. W ka�dym razie mama nigdy nic na ten temat nie m�wi. A gdy sama o to pytam, zaraz obiecuje, �e nauczy mnie lata�. Ale jako� si� to nie udaje, bo jej miot�a na mnie prycha, a w�asnej jeszcze nie uda�o mi si� wyhodowa�. 22 Gdy mama posz�a na zebranie, zerkn�am do jej tajemnej Ksi�gi Czar�w, dla niepoznaki ob�o- �onej w gazet�. Du�o nie przeczyta�am, bo znam tylko pojedyncze litery, a i to nie wszystkie. Ale by�y tam obrazki pokazuj�ce, jak sta� si� ca�kiem male�k�, �eby zmie�ci� si� na grzbiecie Kawy. Gdyby mi si� taki czar uda�, kt�rej� nocy mog�y- by�my polecie� za mam� - cichutko, bo wiado- mo, �e koty s� bardzo ciche. I mo�e bym si� wreszcie przekona�a, gdzie ro�nie niebieski pia- sek, i nie musia�abym ju� wraca� do przedszkola uczy� si� g�upich liter. Ale na to, jak m�wi mama, jeszcze za wcze- �nie. Dlatego kiedy wr�ci, nastawimy sobie mu- zyk� i zata�czymy, trzymaj�c si� za r�ce. Mama po�yczy mi czerwony szal, a mo�e i kapelusz. Ksi�yc b�dzie nad nami gra� na gitarze, a Kawa patrzy� na nas pi�knymi i tajemniczymi oczami. Potem mama ugotuje makaron, ale nie b�dziemy ju� mia�y si�y go je��, wypijemy tylko herbat� z fioletowych kwiatk�w. A rano mo�e znajd� ko�o ��ka piernik z chat- ki Baby Jagi. Mama ju� dawno mi go obieca�a. \ Pan Nieboraki r - eto yl sobie raz pan, kt�ry by� bardzo dziw- ny. Ubiera� si� w spodenki w kropki, krawaty jak motyle, a zamiast normalnej czarnej, szarej lub br�zowej teczki, jak inni panowie, nosi� r�owy wiklinowy koszyk. Wszystkich pi�knie, z daleka i g�o�no pozdrawia�, i dlatego ludzie m�wili o nim Pan Dzie�dobry. Ale naprawd� nazywa� si� Nieboraki. Mieszka� zupe�nie sam w wielkim domu. Zu- pe�nie sam, je�eli nie liczy� myszy pod pod�og�, nietoperzy na strychu i paj�k�w we wszystkich zakamarkach (dzi�ki tym paj�kom u pana Nie- borakiego nie mieszka�y muchy, ale to ju� ca�- kiem inna historia), a tak�e jeszcze kogo�, ale o tym b�dzie mowa p�niej. Na razie najwa�niej- sze jest to, �e pan Nieboraki by� niezwykle roz- targniony. Mog� was zapewni�, �e nigdy nie wi- dzieli�cie nikogo co najmniej w po�owie tak roz- targnionego jak on, i �e cho�by�cie si� nie wiem jak starali, nigdy nie b�dziecie nawet w �wiartce podobnie roztargnieni! Na przyk�ad pan Nieboraki nie tylko zapomi- na� sprz�ta� i zmywa� po jedzeniu, ale najcz�ciej w og�le nie pami�ta�, �e musi je��, nie m�wi�c ju� 26 o robieniu zakup�w. Oczywi�cie te�, cho� mia� wiele pi�knych kwiatk�w w doniczkach, prawie nigdy nie my�la� o ich podlewaniu. Cz�sto r�w- nie� myli�a mu si� noc z dniem i gdy widzia� wschodz�ce s�o�ce, przychodzi�o mu nagle do g�owy, �e chyba zn�w o czym� zapomnia�. A za- pomnia�, oczywi�cie, �e zaraz po Dobranocce (al- bo po Dzienniku, gdy by� w lepszej formie) powi- nien by� po�o�y� si� spa�. Pan Nieboraki bowiem chodzi� spa� z kurami, mimo �e �adnych kur w domu nie mia�. Dziwne, prawda? Ale przecie� wiecie, �e pan Nieboraki by� bardzo dziwny! Nie zawsze si� tym specjalnie martwi�, ale od czasu do czasu - na przyk�ad oko�o Bo�ego Naro- dzenia, Wigilii albo �wi�ta Kwiatu Paproci (za- pytajcie Waszych Rodzic�w, kiedy to jest) - ow- szem. I w takich dniach (albo nocach) przycho- dzi�y mu do g�owy r�ne pomys�y, jak sobie poprawi� �ycie. Na przyk�ad - dr�czy� si� kiedy� - to okropnie niesprawiedliwe, �e jedzenie samo nie sprz�ta po sobie! Tylko czeka na mnie, a jak ja mam mie� g�ow� do wszystkiego! I wyszorowa� z�by, i wyczy�ci� buty (pami�taj�c przy tym, �e- by nie pomyli� past!), i zawi�za� krawat na szyi, i zapi�� szelki u spodni (pami�taj�c przy tym, �e- by nie pomyli� krawata z szelkami!), �e nie wspo- mn� o podlewaniu kwiatk�w! (Kwiatki w tym momencie zacz�y si� �mia�, przys�aniaj�c sobie usta li��mi, ale o tym b�dzie p�niej). A odku- rzanie, �eby paj�ki mia�y wi�cej miejsca na paj�- czyny? A zostawianie okruszk�w dla myszy? A przeganianie muzyki, �eby nie zagnie�dzi�y si� w niej Muzyczne Koty? (Teraz pan Nieboraki troch� przesadzi�, ale wiecie przecie�, �e by� bar- dzo dziwny!). I tak dalej, i tak dalej... ', -' . J H W tym momencie Panu Nieborakiemu zrobi�o si� okropnie smutno i chybaby zacz�� od tego p�aka�, gdyby nagle nie us�ysza� szelestu. A to z k�t�w i szpar zacz�y wychodzi� do niego Kra- snoludki, zwane tak�e Skrzatami. Niekt�re z nich by�y troch� podobne do myszy i mo�e dla- tego pan Nieboraki nigdy przedtem nie zwr�ci� na nie uwagi. Otoczy�y go k�kiem, zacz�y ta�- czy� i �piewa�. �piewa�y o tym, jak im dobrze u pana Niebora- kiego i jak go strasznie, ale to strasznie lubi�. Mo- �e dlatego, �e zostawia im okruszki i rozlane mle- ko na stole, albo �e opowiada sam sobie na g�os bajki, kt�rych one tak lubi� s�ucha�. �e chodzi w motylich krawatach i kamizelkach jak ��ki latem, a w wannie puszcza t�czowe ba�ki. Lub �e chodzi spa� z kurami, a rano ogl�da wschody s�o�- ca, kt�re jak wiadomo Krasnoludki ogromnie lu- bi�... I od s�owa do s�owa, okaza�o si�, �e pan Nie- boraki nie ma �adnych, ale to �adnych powod�w do zmartwie�. Bo kiedy jednak, zm�czony, p�j- dzie wreszcie spa� - niewa�ne, w ��ku czy w fote- lu, w dzie� czy w nocy - Skrzaty wychodz� z k�- t�w i szpar i dok�adnie sprz�taj� ca�e mieszkanie. I tak b�dzie zawsze, nawet do ko�ca �wiata, byle tylko pan Nieboraki nic a nic si� nie zmienia�! A co z kwiatami? - zapytacie. No c�, kwiaty ju� dawno nauczy�y si� dba� o siebie. Same cho- 30 dz� do zlewu, odkr�caj� wod� i pij�, ile im si� chce. A potem wracaj� na miejsce i udaj�, �e nic, ale to nic o niczym nie wiedz�. _____J_ J ' * I o o o i�i l5y�y raz sobie Wej�cie i Wyj�cie, kt�re boczy�y si� na siebie stale. Jedno nie mog�o zrozumie� drugiego, drugie nie mog�o zrozumie� pierwszego wcale. Jedno ci�gle chcia�o wchodzi�, a drugie tylko wychodzi�. .._,_,.. � Nie mog�y si� pogodzi�. Jedno mia�o na sobie napis �Ci�gn��", a drugie - �Pcha�". Nie chcia�y siebie zna�. Jedno spogl�da�o na po�udnie, drugie ku p�- nocy. Nie chcia�y patrze� so- bie w oczy. Ludzie wchodzili i wy- chodzili, wychodzili i wcho- dzili, bez przerwy. A Wej�cie z Wyj�ciem my�la�o: Ach, �eby tak po- k��ci� si� ze sob� wreszcie, bo to milczenie dzia�a mi na nerwy. A kiedy przyjdzie noc, ta jedna wa�na noc w roku, mog�yby�my si� pogodzi� i mie� ju� �wi�ty spok�j. Gdyby ludzie st�d poszli i w ko�cu zrobi�o si� mi�o, mog�oby si� nam przydarzy�, o czym si� ni- gdy �adnym drzwiom nie �ni�o. Mog�yby�my si� zakocha� i poda� sobie r�ce, a p�niej wzi�� �lub ze sob� i ju� nie gniewa� si� wi�cej. I przysz�a noc magiczna, wsz�dzie by�o cicho i pusto. / A drzwi si� poko- cha�y i pobra�y, i uro- dzi�y dziecko, kt�re na- zwa�y Lustro. I wszyscy razem �y- | li d�ugo i szcz�liwie. j I nikt si� chyba te- mu nie dziwi, tak jak i ja si� nie dziwi�. A co si� sta�o z lud�mi, co tak bez przerwy wchodzili i wychodzili? Tego ju� nie wiem. Mo�e wy by�cie sami co� tu wymy�lili? oon L� ?'! "? ?' '. i ' /' '� X '? )?'>'>('''''??'. {'??>'?? O dw�ch s�oikach i jednej musze ,;, ' � v f.. . Th t, L ewien pusty s�oik szed� sobie ulic�, a� spotka� inny, kt�ry by� pe�en d�emu. - Cze��, s�oiku z d�emem! - pozdrowi� go. - Cze��, pusty s�oiku! - odpowiedzia� mu tamten. I posz�y dalej razem, trzymaj�c si� za r�ce. Sz�y, sz�y, a� zrobi�o si� im bardzo gor�co, bo to by�o latem. Pusty s�oik zdj�� z siebie pokrywk� i zacz�� si� wachlowa�. S�oik z d�emem zacz�� mu zazdro�ci�. - Ale masz fajnie! - m�wi�. - Ja tak nie mog�. Musz� si� m�czy� z tym d�emem. - Ale ty za to mo�esz sobie zje�� troch� d�e- mu, kiedy jeste� g�odny - podpowiedzia� mu pu- sty s�oik. S�oik z d�emem ucieszy� si�, chocia� nie za bar- dzo, bo na razie wcale nie chcia�o mu si� je��, tyl- ko by�o mu gor�co. Na domiar z�ego, kiedy tylko uchyli� pokrywki, �eby si� troch� och�odzi�, do �rodka wpad�a mucha i zacz�a brz�cze�. Nie do��, �e wyjada�a d�em, to jeszcze marudzi�a, �e jest za ma�o s�odki. S�oik z d�emem bardzo si� zdenerwowa�. - Tylko spokojnie - powiedzia� pusty s�oik, kt�- ry mia� dobre serce - zaraz ci pomog�. Zaczn� wy- 38 jada� ci d�em, a wtedy mucha przestraszy si� i od- leci. A tobie przy okazji zrobi si� troch� l�ej. Niestety, mucha nie da�a si� tak �atwo przep�- dzi�. W dodatku ze z�o�ci brz�cza�a jeszcze g�o- �niej, u�ywaj�c brzydkich wyraz�w. S�oiki, chc�c nie chc�c, wsp�lnymi si�ami musia�y zje�� ca�y d�em. Najad�y si� tak, �e omal nie pop�ka�o im szk�o. Ale czego si� nie robi, �eby pozby� si� mu- chy, no i pom�c koledze. Przez te wszystkie prze�ycia oba s�oiki bardzo si� zm�czy�y i postanowi�y uci�� sobie drzemk� pod p�otem. Tylko �e mucha ci�gle nie chcia�a od nich odlecie�, bo ju� si� zd��y�a do nich przyzwy- czai�. I tak brz�cza�a nad nimi, ca�a umazana d�e- mem, i tak ich wachlowa�a skrzyd�ami, i� s�oikom przy�ni�o si�, �e tak�e zamieniaj� si� w muchy. I tak im si� spodoba� ten sen, �e wcale ju� nie chcia�y si� obudzi�. Mog�y powiewa� skrzyd�ami i mog�y je�� d�em, ile tylko dusza zapragnie. I wcale si� nie ba�y, �e zgubi� nakr�tki albo �e je kto� st�ucze. A tak�e, oczywi�cie, mog�y fruwa�. Dlatego prawdopodobnie �pi� sobie do tej pory, ko�ysane brz�czeniem d�emowej muchy. A mo�e rzeczywi�cie zamieni�y si� w muchy i razem z prawdziw� much� odlecia�y gdzie� nie wiadomo gdzie. Mo�e i teraz ca�� tr�jk� fruwaj� pod niebem, szukaj�c d�emu na podwieczorek. 39 N < O N J L>hc� opowiedzie� o kocie, a dok�adniej kotce, kt�ra bardzo lubi�a s�ucha� muzyki. Na poz�r nie r�ni�a si� niczym od innych kot�w, ty- le �e mia�a czarne futro w bia�e nutki. Jej oczy b�yszcza�y jak serenady, a ogon porusza� si� ni- czym fuga. Dosta�a na imi� Aria. Kt�rego� razu Aria postanowi�a odwiedzi� pe- wien muzyczny utw�r. Najpierw delikatnie nosem pchn�a drzwi, a gdy to nie poskutkowa�o, pomog�a sobie �ap�. Drzwi zaskrzypia�y, jakby by�y ze szk�a. We- wn�trz bieg�o mn�stwo szklanych stopni, kt�re a� si� prosi�y o stukot cienkich obcas�w. Lecz Aria nie mia�a but�w, tylko mi�kkie �apy, i dlate- go nie by�o s�ycha�, jak idzie. Za schodami rozci�ga� si� pa�ac, a mo�e ogr�d, w kt�rym �piewa�o mn�stwo ptak�w. Kie- dy wyczu�y kota, zamilk�y. Aria st�pa�a cicho po trawie, lecz ka�de �d�b�o ugina�o si� pod ni� z cienkim brz�kiem. I tak kotka, wchodz�c do �rodka pewnego utworu muzycznego, ca�kiem go zmieni�a. Gdy skoczy�a na drzewo, spad�o ze� z�ote jab�- ko i potoczy�o si� po zielonomuzycznym zboczu: 42 plum, plum. Potem wpad�o do wody. A mo�e to nie by�o z�ote jab�ko, tylko zielonomuzyczny ka- mie�? Arii nie robi�o to najmniejszej r�nicy. Sie- dzia�a na ga��zi i czatowa�a na ptaki. Na pr�no. Na pr�no te� j� wo�a�am: nic nie by�o s�ycha� przez szemrz�c� jak strumie� muzyk�. Muzyka szemra�a jednostajnie i nie chcia�a si� zmieni�, zreszt� nie wiedzia�a jak. Mia�a przecie� nagle kota siedz�cego w samym �rodku, ni w pi��, ni w dziewi��, i mo�e czeka�a, co z tego wyniknie. A� w ko�cu z kryszta�owego pa�acu - a mo�e z wielkiej szarej ska�y, kt�ra rozp�k�a si� na p� - bum! - wypad�, powiewaj�c d�ug�, siw� brod�, straszliwie zagniewany pot�ny Klucz Wiolinowy. Ziemia zadr�a�a, strumie� znikn��. I po chwi- li wahania utw�r zacz�� si� na nowo, tyle �e zupe�nie inaczej. Nie by�o ju� w nim miejsca na ptaki, a co dopiero na kota. Bardziej wygl�da� na pocz�tek wielkiej burzy z piorunami. Aria, chocia� muzyczna, podobnie jak inne koty ba�a si� deszczu i piorun�w. Jednym susem przeskoczy�a przez najgro�niejsz� czarn� chmu- r� i natychmiast, troch� tylko oszo�omiona, zna- laz�a si� z powrotem w swoim ulubionym fotelu. Utw�r muzyczny, z kt�rego w takim pop�ochu uciek�a, jak by�, tak pozosta� zmieniony i m�wi�c prawd� - dziwny. Pewnie dlatego do tej pory nie ma nazwy. Aria za� spogl�da na mnie z niesmakiem za ka�dym razem, gdy j� wo�am. Za�o�� si�, �e wo- la�aby teraz mie� inne imi�, na przyk�ad Jazz al- bo, jeszcze lepiej, Rap. Takie, kt�re w �adnym wypadku nie ma w sobie nic ze �piewu ptak�w, brz�ku trawy i szumu wody - pod jak�kolwiek postaci�. �?. ?- cj xi 2? I' J Ijy�a raz sobie kraina, w kt�rej �y�y i rz�- dzi�y koty. Ma�e kotki wykluwa�y si� tam z jajek, ptaki ros�y na drzewach jak li�cie i by�y w r�- nych kolorach i smakach jak cukierki, a motyle wyfruwa�y z kapusty - i z kwiat�w, naturalnie. Koty hodowa�y na grz�dkach myszy, kt�re by�y warzywami i zamiast ogonk�w mia�y korzenie, i rzecz jasna nie porusza�y si� tak jak myszy, kt�- re my znamy. W wodzie p�ywa�y ryby, kt�re same wyskakiwa�y na brzeg, gdy by�y ju� ugotowane i odfiletowane - �eby �aden kot nie musia� mo- czy� sobie �ap ani tym bardziej omija� o�ci pod- czas jedzenia. Ka�dy kot rodzi� si� tam ca�kiem czarny, a do- piero z czasem biela� - je�eli na to zas�u�y� do- brymi uczynkami lub, jeszcze lepiej, bohaterski- mi czynami. �y� tam pewien kot imieniem Fisiek, kt�ry by� czarny i mia� bia�e �apy. Jak mo�na si� domy- �la�, nie by� bardzo z�y, ale te� nie ca�kiem dobry, chocia� si� bardzo stara�. Codziennie podlewa� mamie myszy na grz�dkach, a ptaki zbiera� z drzew dopiero gdy dojrza�y, i delikatnie uk�a- da� w koszyku. Mia� te� przyjaci�k� Misie, 48 V i i mieszkaj�c� w s�siedztwie, kt�rej nigdy, ale to przenigdy nie ci�gn�� za ogon ani tym bardziej nie przezywa� od g�upich Azor�w. Obiecywa� na- tomiast, �e si� z ni� o�eni, gdy doro�nie i b�dzie ju� ca�kiem bia�y. Niestety, chocia� r�s� jak na dro�d�ach, nie biela� ani troch�, podczas gdy z Misi robi�a si� coraz wi�ksza blondynka. A� kt�rego� dnia us�ysza�, �e w okolicy rozpa- noszy� si� straszliwy smok imieniem Bury. Mia� ogon pozakr�cany we wszystkie strony, pe�no ku- d��w na ca�ym ciele i okropny, g�o�ny i chrapliwy g�os. Nie by�, jak m�wiono, zbyt wielki, lecz za to nieobliczalny. Myszy wyci�ga� za uszy z ziemi i goni� je po wszystkich grz�dkach, a ptaki stra- szy�, a� odlatywa�y do ciep�ych - a mo�e zimnych - kraj�w. Przygotowanego dla kot�w mleka nie wypija�, ale rozlewa� na wszystkie strony. Zjada� nawet ryby, i to w takich ilo�ciach, �e wkr�tce za- cz�o ich brakowa�. Nie by�o na niego �adnego sposobu. Ale nie dla Fi�ka, kt�ry w imi� mi�o�ci postanowi� smoka zwyci�y�. Zapakowa� sobie na drog� par� kotlet�w, kt�re zosta�y z obiadu, naostrzy� pazury, nama�ci� w�sy walerian� i ruszy� w drog�. Szed�, szed�, a� zobaczy� dziwnego stwora, kt�ry biega� na wszystkie strony, macha� ogonem i ha�asowa�. Fisiek mia� ogromn� ochot� wsko- czy� ze strachu na drzewo, ale zapar� si� nogami i na Burego sykn��. Bury si� zdziwi�. Podszed� do Fi�ka, ale ten sykn�� jeszcze raz, pokazuj�c wn�- trze paszczy z wszystkimi z�bami. Na trzeci raz - my�la� gor�czkowo - wystawi� pazury! Ale do te- go na szcz�cie nie dosz�o, bo Bury si� cofn��. Po jego minie by�o wida�, �e si� zastanawia�, co ro- bi� dalej. 1 - Bury, do nogi! - rozleg�o si� nagle nie wiado- mo sk�d. Potw�r rozejrza� si� niepewnie, jakby nie wie- dz�c, czy ma wr�ci�, czy zosta� w sympatycznej Krainie, gdzie by�o tyle dobrych rzeczy do jedze- nia i zabawy. Mo�e nawet uda�oby mu si� zaprzy- ja�ni� z tym dziwnym czarnym stworzeniem z bia�ymi �apami. W ko�cu postanowi� wr�ci� tylko na chwil�, �eby wszystko to wo�aj�cemu wyt�umaczy�. Tak te� zrobi�, ale na nic to si� nie zda�o. M�g� sobie wo�a� �hau, hau", ile dusza za- pragnie, a i tak nikt go nie zrozumia�. A �e nie mia� mapy, nie m�g� ju� potem znale�� do Kra- iny drogi. I tak Fi�kowi uda�o si� przep�dzi� strasznego smoka imieniem Bury. Dziwnym jednak trafem nie sta� si� od tego ani troch� bia�y. A wkr�tce si� okaza�o, �e r�wnie� Misia nie by�a blondynk�, tylko tak� udawa�a, co rano ta- rzaj�c si� w m�ce. I �e do ko�ca �ycia mia�a po- zosta� czarna jak wn�trze komina. Z pocz�tku Fisiek my�la�, czy si� na ni� nie obrazi� i nie p�j��, dok�d oczy ponios�. Ale po pierwsze, do- piero co z takiej wyprawy wr�ci�, a po drugie, chyba naprawd� by� w Misi zakochany. A zreszt� czy to wa�ne, jakiego kto� jest koloru? Bohater- skie czyny nie zdarzaj� si� na co dzie� i nie ka�- demu. On sam by� wci�� czarny z bia�ymi �apa- 52 I mi, chocia� si� bardzo stara�, i nic nie wskazywa- �o, by mia�o si� to kiedykolwiek zmieni�. Tak wi�c, postanowi�, pobior� si� z Misia cho�by nie wiem co. I na pewno niekt�re ich dzieci b�d� bia- �e, inne czarne, a inne - kto wie? - bia�e z czarny- mi �apami. \,r O) er ?�* � CD �?ii JDy�a raz sobie dziewczynka, kt�ra mia�a wszystko niebieskie. Niebieskie oczy i kokard� we w�osach, kt�re by�y tak czarne, �e wygl�da�y jak niebieskie. Z kolei z�by mia�a tak bia�e, �e wygl�da�y jak niebieskie. Niebieskie mia�a te� paznokcie u r�k, bo je pomalowa�a wodn� farb�. Na brzuchu i udach zrobi�a sobie niebieskie ta- tua�e za pomoc� d�ugopisu. Ubiera�a si� te� na niebiesko, nawet buty i majtki mia�a w tym kolo- rze, no bo jak wszystko, to wszystko. Ale najbardziej lubi�a swoj� niebiesk� cza- peczk�, przez kt�r� wszyscy j� nazywali Niebie- skim Kapturkiem. T� czapeczk� dosta�a od cioci. Ciocia farbowa�a sobie w�osy na niebiesko i u�ywa�a niebieskich cieni do powiek. M�wiono te�, �e ma Niebiesk� Krew i nosi Niebieskie Po�- czochy, a w jej salonie wisia� portret Niebieskie- go Ch�opca, namalowany przez angielskiego ma- larza. Ale przede wszystkim by�a bardzo dobra dla Niebieskiego Kapturka. A� kiedy� ciocia zachorowa�a. Mama da�a Niebieskiemu Kapturkowi koszyczek przewi�za- ny niebiesk� wst��k�, w�o�y�a do niego ksi��k� o Sinobrodym, bia�e wino w niebieskiej butelce 56 i kawa�ek sera, kt�ry nazywa� si� blue, czyli nie- bieski - aha, i jeszcze kaset� z nagraniami bluesa, kt�ry nie wiedzie� czemu nosi� nazw� czarny - i przed wieczorem, gdy powietrze robi si� niebie- skie, wys�a�a dziewczynk� w odwiedziny. Do cioci nie by�o daleko, tylko par� ulic na krzy�. Niebieski Kapturek zna� drog� na pami��, a jeszcze mia� przykazane, �eby nie rozgl�da� si� nigdzie na boki. Ale co z tego, skoro dziewczyn- ka poczu�a, �e musi, ale to koniecznie musi do�o- �y� ukochanej cioci co� od siebie. Niebieskie fio�- ki b�d� w sam raz! - my�la�a rozgor�czkowana. - Musz� gdzie� sta� panie z takimi ma�ymi bukie- cikami przewi�zanymi niebiesk� nitk� - w sam raz na szczup�� kiesze� Niebieskiego Kapturka. Sz�a tak i sz�a, ale pa� nigdzie nie by�o. Za to w powietrzu, kt�re z niebieskiego zrobi�o si� gra- natowe, ujrza�a przed sob� niezwyk�e stworzenie. Z twarzy by�o podobne do ch�opca, a z cia�a - do ptaka. Od st�p do g�owy, zako�czonej wspania�ym niebieskim czubem, pokrywa�y je niebieskie pi�ra. - Dzie�dobry wiecz�r - powiedzia�o, a w�a�ci- wie za�piewa�o uprzejmie, u�miechaj�c si� od ucha do ucha. - A c� to niesiesz w tym �licznym niebieskim koszyczku? Niebieski Kapturek mia� oczywi�cie przyka- zane, �eby nie rozmawia� z nikim obcym, ale ten by� tak dziwny, �e wykrzykn�a: 57 T - Ojej, a kim ty jeste�? - Nazywam si� Niebieski Ptak - wyja�ni�. Po czym si�gn�� mi�dzy pi�ra i wyci�gn�� ma�y po- gnieciony bukiecik. - A to co� specjalnie dla cie- bie. Niebieskie jak ty ca�a - doda� przebiegle. - Ach, przyda mi si� dla cioci! - wykrzykn�� Niebieski Kapturek uszcz�liwiony. - Jaki� ty mi�y, Niebieski Ptaku! - Mo�e p�jd� razem z tob�... rzecz jasna, �eby ci� obroni� w razie czego. A mo�e mi si�dziesz na grzbiecie? B�dzie szybciej... I daj, niech ci ponio- s� tw�j �liczny koszyczek. Wtedy Niebieski Kapturek si� zaniepokoi�. - Tam jest tylko serek blue! - wykrzykn�� - a ptaki jedz� robaki! - I p�dem ruszy� przed siebie. Kto wie, jak sko�czy�aby si� ta historia, gdyby nie policjant w niebieskim mundurze. Spyta� Kapturka o adres, a potem zaprowadzi� do cioci, kt�ra na szcz�cie nie by�a a� tak bardzo chora. Zaraz nakry�a do sto�u i razem zjad�y serek blue i przeczyta�y histori� o Sinobrodym. W��czy�a te� kaset� z bluesem, ale ta muzyka nie podoba- �a si� Niebieskiemu Kapturkowi za bardzo. Po- tem ciocia przenocowa�a siostrzenic� w niebie- skiej po�cieli, a rano odprowadzi�a do domu. Tak �e wszystko sko�czy�o si� dobrze. Ciekawe tylko, co sta�o si� z Niebieskim Ptakiem, a tak�e bukie- 58 cikiem fio�k�w. Kwiatki mo�e zgubi�y si� gdzie� po drodze, a Ptak - trafi� do aresztu. Ale tego nie wiemy na pewno. N 'i \ B ?>y� sobie raz Kamie�, kt�ry nazywa� si� Szary. Wszystko w nim by�o szare: g�owa i cia�o, w�osy i z�by, usta i oczy. Szary brzuch i ramiona, i nawet podeszwy od st�p. W dodatku Szary Ka- mie� nie m�g� zobaczy� niczego, co mia�oby w sobie chocia� troch� innego koloru ni� szary. O szarej godzinie udawa�o mu si� dojrze� sza- r� m�awk� i szare paj�cze nici, niekiedy szaraka, szar� g� lub go��bia, bardzo rzadko - szary oset lub sasank�. Pewnego razu obok Kamienia przechodzi�a Ksi�niczka o Szarych Oczach. W�osy mia�a jak strumie�, a z�by jak ma�e srebrne rybki. I w�a- �nie ten strumie� obj�� Kamie�, i Kamie� si� za- kocha�. Wyci�gn�� do Ksi�niczki ramiona, ale co z tego, je�eli m�g� widzie� z niej tylko szare oczy? Jedno by�o dla niego S�o�cem, drugie Ksi�- �ycem. Ksi�niczka zata�czy�a wok� Kamienia - a mo�e razem z Kamieniem - i zm�czona usn�a. Spa�a tak d�ugo, a� nadesz�a zima i spad� �nieg. Kamie� z ch�odu przytupywa� szarymi stopami, ale nie mia� odwagi si� ruszy�, �eby nie zbudzi� Ksi�niczki. Ci�gle mia� nadziej� zobaczy� zn�w 62 na niebie Szary Ksi�yc i Szare S�o�ce. Wreszcie przysz�a wiosna, �nieg stopnia� i Ksi�niczka si� obudzi�a. Wtedy od wiosennego ciep�a Kamie- niowi i Ksi�niczce wyros�y skrzyd�a. Pofrun�li do g�ry i trzymaj�c si� za r�ce, usiedli na sza- rych, oblepionych mg�� ga��zkach wierzby, gdzie w�a�nie zaczyna�y si� rozpycha� pierwsze szare p�czki. A pod drzewem pop�yn�� strumie�, w kt�rym skaka�y weso�e srebrne rybki. .�.?* T O kurczaku Kubie, kt�ry si� zakocha� \ A - ; i i a pewnym podw�rku �y� sobie kurczak imieniem Kuba. Kuba nie interesowa� si� wcale kurkami w swoim wieku. Chocia� jego koledzy mieli ju� dziewczyny, on na �adn� nawet nie spojrza�. Na swoje nieszcz�cie zakocha� si� w kaczce imieniem Matylda. Ona za�, jak mo�na si� domy�li�, wcale nie chcia�a go zna�. Nie zwra- ca�a uwagi na jego rozmarzone spojrzenia, a gdy przechodzi� obok, g�upio chichota�a. I �eby mu zrobi� na z�o��, umawia�a si� na randki z coraz to innym kaczorem, a raz nawet posz�a na dyskote- k� z indykiem! Tego ju� by�o za wiele. Kuba by� tak zrozpaczony, �e postanowi� odej�� z podw�r- ka, dok�d oczy ponios�. Szed� tak i szed�, a� wreszcie rozbola�y go nogi. Zobaczy�, �e stoi na trawie nad rzek�, postanowi� wi�c troch� odpocz��. Usiad� i zanurzy� pazury w ch�odnej wodzie. Niestety, trawa by�a �liska i Kuba zacz�� si� zsuwa� w d�. A jak to kurczaki, nie umia� p�ywa�. Zanim si� spostrzeg�, obj�a go fala. Na pr�no pia� i macha� skrzyd�ami - pogr�- �a� si� w rzece coraz bardziej. W chwili, gdy ju� traci� nadziej�, �e uda mu si� z niej wydosta�, po- czu� nagle na stopie czyj� mi�y dotyk. By� on tak 66 " 1 mi�y, �e Kuba nawet nie zauwa�y�, i� ca�y znalaz� si� pod wod�. Wiedzia� tylko, �e zrobi�o mu si� bardzo przyjemnie. Obok niego znajdowa�a si� przedziwna srebrzysta istota. Wygl�da�a jak ryba, ale zamiast �usek mia�a pi�kne kurze pi�ra. U�miecha�a si� do Kuby ca�ym dziobem - a mo�e rybim pyskiem. - Witaj - powiedzia�a - nazywam si� Klotylda i od dawna ju� chcia�am ci� pozna�. Nie b�d� g�upi i zapomnij o tej wstr�tnej Matyldzie. Nie jest warta nawet najmniejszego twojego pi�rka. I nie masz co p�aka�, bo naoko�o jest wystarcza- j�co du�o wody. �eby� wiedzia�, jakie rzeczy ci� tu czekaj�! Kuba by� tak oszo�omiony, �e bez opor�w po- zwoli� si� wzi�� za skrzyd�o i zaprowadzi� do �licznego domku w�r�d wodorost�w. A gdy Klo- tylda postawi�a przed nim talerz pe�en apetycz- nych, r�owych glist, zapomnia� o bo�ym �wiecie. Potem Klotylda nastawi�a magnetofon i urz�dzili sobie tak� dyskotek�, �e wszystkie ryby, otuma- nione, pouk�ada�y si� do snu na brzegu rzeki. Do- piero rano ze wstydem wr�ci�y do wody. Nast�pnego dnia po �niadaniu Klotylda oznajmi�a Kubie: - Nie mo�emy tak razem mieszka�. Zdecyduj si�: albo wracasz do siebie na g�r�, albo bierzemy �lub. 68 Kuba ani przez chwil� nie po�a�owa� dawnego �ycia. Spodoba�o mu si� nowe, u boku Klotyldy. Natychmiast si� jej o�wiadczy�, a ona bardzo si� ucieszy�a. Chwycili si� za p�etw� i skrzyd�o i po- p�yn�li-pofrun�li szuka� wieloryba, kt�ry udzie- la� �lub�w. Wesele trwa�o trzy dni i trzy noce, a ryby ta�czy�y na nim razem z ptakami. W ko�- cu niekt�re z nich zapomnia�y, gdzie w�a�ciwie mieszkaj� albo nawet kim s�, ale to ju� zupe�nie inna historia. Potem Kuba i Klotylda pofrun�li-pop�yn�li w podr� dooko�a �wiata. Gdy wr�cili, mieli ju� ca�e mn�stwo dzieci, kt�re mog�y �y� i pod wo- d�, i w powietrzu, umia�y fruwa� i p�ywa� jed- nocze�nie. Nikt tylko nie wie, co sta�o si� z kaczk� Matyl- d�. Mo�e po prostu przesta�a kogokolwiek intere- sowa�. Ale z drugiej strony kaczki, jak wiadomo, �wietnie potrafi� p�ywa�, a nawet nurkowa�... I ~:\uA 14 0,>,;. v:'>:< a ? i'.; ?/'? � ? .-r ..... '�.?�.{ : '.ii � i � � ?'. r t ; i .,;?� O ksi�ciu Filipie^ dziewczynce Marysi i smoku bez imienia i ;H( V!i' i 15y� sobie raz m�ody, przystojny i bogaty ksi��� imieniem Filip, kt�remu nic nie brakowa- �o do szcz�cia. Mia� wspania�y pa�ac i jeszcze wspanialszy ogr�d ze stu fontannami, wielu przyjaci� i jeszcze wi�cej zwierz�t - a jednak nic go nie cieszy�o, nic nie mog�o wywo�a� u�miechu na jego twarzy. O jego wzgl�dy zabiega�y najpi�kniejsze ksi�niczki �wiata; na pr�no, �adnej z nich nie chcia� zaszczyci� nawet spojrzeniem. Martwili si� tym jego przyjaciele, martwili dworzanie i poddani. Wszyscy uwa�ali, �e tylko szcz�liwa mi�o�� mog�aby wyleczy� Filipa z jego smutku. A poza tym wiadomo przecie�, �e ka�dy ksi��� powinien mie� �on�! Tymczasem mija�y miesi�ce i lata i wszyscy powoli tracili nadziej�, �e co� si� zmieni, gdy na- gle, kt�rego� dnia... Nagle, kt�rego� dnia zdarzy�o si�, �e Filip zo- baczy� na spacerze pewn� dziewczynk�. Dziew- czynka, kt�ra mia�a na imi� Marysia, nie zauwa- �y�a go, bo akurat bawi�a si� ze swoim kotem Pip- kiem. Ale ksi��� wcale si� tym nie przej��. Pod- szed� do Marysi i jakby nigdy nic zaproponowa�, 72 �eby zosta�a jego �on�! Niestety, spotka�a go przykra niespodzianka: Marysia tylko si� u�miechn�a i pokr�ci�a przecz�co g�ow�. Wydawa�o si�, �e Filip wpadnie w straszny gniew. Najpierw zblad�, potem zzie�enia� i nad�� si� tak, �e ledwo nie p�k�. A� w ko�cu p�k� rze- czywi�cie! I co si� okaza�o? W miejscu, gdzie przed chwil� sta� m�ody, przystojny i bogaty ksi�- ��, teraz rozpo�ciera� swe zwaliste cielsko ogrom- ny, straszliwy, pokryty zielon� �usk� smok! Otwo- rzy� szeroko paszcz�, jakby chcia� po�kn�� nie tylko dziewczynk� Marysi� z jej kotem Pipkiem i ca�� sw� �wit�, ale i w�asny kraj, jak d�ugi i sze- roki... lecz tylko przera�liwie zarycza�. Rycza� i rycza� i nie m�g� przesta�, a� wszyscy si� zorien- towali, �e to nie ryk, ale �miech! Oczy smoka b�yszcza�y weso�o�ci�, jakiej nikt nigdy nie wi- dzia� u niego, gdy by� jeszcze ksi�ciem. Okaza�o si�, �e kiedy� z�a czarownica, z kt�r� smok nie chcia� si� o�eni�, za kar� przemieni�a go w ksi�cia, w kt�rym od razu musia�a si� zako- cha� ka�da kobieta. Ale dopiero ta, kt�ra by go nie chcia�a, mog�a zdj�� z niego zakl�cie. I tak si� w�a�nie zdarzy�o! Ale to jeszcze nie koniec. Powoli ca�y kraj Fi- lipa razem z jego pa�acem, ogrodem, przyjaci�- mi i zwierz�tami r�wnie� sta� si� tym, czym by� poprzednio: ogromnym lasem i g�r�, gdzie smok 73 \ mia� sw� jaskini�. Ocala�a tylko dziewczynka Marysia, kt�ra odczarowa�a smoka - i oczywi�cie jej kot Pipek. Smok i Marysia bardzo si� zaprzyja�nili, za- wsze bawili si� razem i razem chodzili na space- ry. A� w ko�cu smok sta� si� tak ma�y jak zwyk�a zabawka i na sta�e zamieszka� w domu dziew- czynki. I teraz nikt si� nie domy�la wielkiej ta- jemnicy, kt�ra ich ��czy. Powiecie mo�e, �e to wszystko nieprawda? �e nigdy nic takiego nie mog�oby si� zdarzy�? Ale ja wcale nie wymy�li�am tej historii. Znam j� st�d, �e dziewczynk� Marysi� jestem ja sama. \ Drzewko Marze� 1 ewnego razu (a zdarzy�o si� to w ponie- dzia�ek) na podw�rku zacz�a rosn�� nowa, nie- znana ro�lina. Powolutku wysuwa�a listki i �o- dy�k�; we wtorek sta�a si� wi�ksza, w �rod� jesz- cze bardziej, w czwartek by�o j� wida� z daleka i w ko�cu w niedziel� rano na podw�rku ros�o ju� drzewko. Nazwali�my je Drzewkiem Marze�, nie tylko dlatego, �e by�o bardzo �adne, ale dlate- go �e ka�dy m�g� znale�� na nim wszystko, cze- go najbardziej pragn��. Drzewko mia�o mn�stwo ga��zi, a ka�da by�a zupe�- nie inna. Jedna dla tych, kt�- rzy chc� nic nie robi�, czyli dla leniuch�w. Druga (pe�na ciastek, baton�w i innych przysmak�w) dla �akomczuch�w. Trzecia dla dziewczy- nek lubi�cych plotki, lalki i wst��ki. Czwarta dla tych, kt�rzy od wszystkiego wol� czyta� ksi��ki. Pi�ta dla ch�opak�w graj�cych w pi�k� i ogl�- daj�cych mecze. Sz�sta dla turyst�w chodz�cych na wycieczki piesze. Si�dma dla graj�cych w gry r�ne i na kompu- terze. �sma dla marz�cych, by mie� mi�e i zupe�nie w�asne zwierz�. Dziewi�ta... Ale ju� wi�cej nie mog� sobie przypomnie�, bo ga��zi by�o ca�e mn�stwo. Naj- wa�niejsze, �e ka�dy czu� si� szcz�liwy, znajdu- j�c na drzewku to, co lubi� najbardziej. Tymczasem, jak to w niedziel�, doro�li wybierali si� na spa- cer. Dzieci tym ra- i zem nie sz�y razem ' z nimi, bo przecie� ,v nie co dzie� na podw�rku wyrasta ? Drzewko Marze�! Dlatego mamy z tatami (a tak�e bab- ciami lub dziadkami, no i psami, je�eli akurat by�y w domu) poszli sobie na d�ug� prze- chadzk� wzd�u� rzeki. S�o�ce grza�o mocno, a niebo by�o b��kitne jak niezapominajki, tak �e prawie czu�o si� ich zapach. Potem by�y lody, a potem kino: doro�li te� mieli swoje �wi�to. Powoli zbli�a� si� wiecz�r i niedziela si� ko�- czy�a, by�o jej coraz mniej i mniej, ale dzieci by- �y wystarczaj�co zm�czone tym dniem pe�nym wra�e�. Leniuchy, zaj�te nicnierobieniem, oczywi�cie nie odrobi�y lekcji na poniedzia�ek. �akomczuch�w z przejedzenia rozbola�y brzuchy i te� nic wi�cej im si� ju� nie chcia�o. Dziewczynki znudzi�y si� zabaw� i plotkami, rzuci�y w k�t kwiaty i wst��ki, lalki i serwisy do kawy. Ksi��kowe mole przez czytanie zapomnia�y o �wiecie, te� kolorowym i ciekawym. Ch�opcy-pi�karze ca�y dzie� rozgrywali me- cze, jeden po drugim, niszcz�c ubrania, t�uk�c kolana, �okcie i g�owy. Piechurzy, w ci�kich butach i z plecakami wracali z wycieczki przez g�ry i lasy, ��ki i rowy. Komputerowcy omal nie stracili oczu przez to, co dzia�o si� na ekranie. Zwierz�tkowcy zajmowali si� tylko zwierz�- tami, nie pami�taj�c o szkole, domu ani nawet mamie... 80 Nazajutrz by� poniedzia�ek i w planie lekcja rysunk�w, na kt�r� trzeba by�o przygotowa� pra- c� domow� pod tytu�em �Drzewko z Bajki" albo �Moje Marzenia". Rano dzieci sz�y do szko�y wy- machuj�c blokami rysunkowymi, gdzie ka�de mia�o wymalowane Swoje W�asne Drzewko Ma- rze�. Na podw�rku jednak po Drzewku nie by�o �ladu. Gdzie si� podzia�o? No w�a�nie. I LJosta�am nowe kredki. Pierwszego dnia narysowa�am portret mojej starszej siostry Izy. Mia�a na nim br�zowe w�osy, zielone oczy i czerwone policzki: wszystko jak naprawd�. A kiedy obudzi�am si� rano, zobaczy- �am, �e kto� jej dorysowa� rude w�sy. Na dodatek podkr�cone. Drugiego dnia narysowa�am morze i pla��. Po morzu p�yn�� statek pasa�erski, a piasek mia� ta- ki kolor, jak s�o�ce na niebie. A nast�pnego dnia niespodziewanie odkry�am pas�ce si� na pla�y owce i pilnuj�cego je juhasa. Ale chyba najgorsza rzecz zdarzy�a si� z rysun- kiem, kt�ry zrobi�a moja starsza siostra Iza. Przed- stawia� on Arktyk� i by�o tam pe�no �niegu, po kt�- rym skrada� si� bia�y nied�wied�. Tymczasem rano na tym �niegu ros�a ogromna palma, a dooko�a niej p�dzi�y dzikie bizony gonione przez dzikich ludzi. Jakby tego by�o ma�o, na samym dole kartki sta� Chi�czyk i si� u�miecha�. Wieczorem uda�am, �e id� spa�. Ale gdy tylko zgas�o �wiat�o, cicho wysz�am z ��ka i schowa�am si� za biurkiem. Na szcz�cie od okna pada�o tro- ch� �wiat�a z ulicy. 84 Wkr�tce us�ysza�am podejrzany szelest. Wyj- rza�am i zobaczy�am, �e z pude�ka na biurku po- woli, jedna za drug�, wysuwaj� si� kredki i rusza- j� do le��cej obok kartki papieru. I po chwili do- piero si� zacz�o! Czerwona kredka z furi� rzuci�a si� zamalo- wywa� g�rny brzeg kartki. Domy�li�am si�, �e to mia�o by� niebo. Niebieska kredka szybko, jakby si� ba�a, �e kto� j� ubiegnie, rysowa�a b��kitn� traw�, a po- mara�czowa - spiczaste ska�y, nie wiadomo tylko dlaczego odwr�cone do g�ry nogami. Zaraz te� z ich wierzcho�k�w zacz�� wyp�ywa� br�zowy strumie�, w kt�rym k�pa�y si� ptaki w kwiatki i w kratk�. Na niebie rozb�ys�o zielone s�o�ce, a w trawie - fioletowy ksi�yc. Ma�e granatowe kwiatki zamieni�y si� w ogromne ��te drzewa, w kt�rych ga��ziach spa�y bielutkie tygrysy. I nie wiadomo, jak by to si� sko�czy�o, gdyby nagle nie zacz�� pada� ulewny deszcz: to zdener- wowa�a si� czarna kredka. Deszcz pada�, pada�, a� zrobi�a si� ogromna, czarna pow�d�, kt�ra zala�a wszystko, a potem zapad�a jeszcze czarniejsza noc. Pomy�la�am sobie, �e sta�o si� tak przez to, �e nie zostawi�am kredkom �adnego rysunku, kt�ry mog�yby poprawi� po swojemu. 85 Teraz, po tym wszystkim, musia�y by� bardzo zm�czone, dlatego pozwoli�am im odpoczywa� ca�y dzie�. Dopiero wieczorem zatemperowa�am je na nowo i narysowa�am ogr�d, w kt�rym wszystko by�o inne ni� naprawd�. Ros�y tam drzewa malutkie jak kwiaty i kwiaty wielkie jak s�onie, a na niebie kwit�a czekoladowa trawa. Wszyscy, ludzie i zwierz�ta, �piewali i ta�czyli dooko�a pal�cego si� w li�ciach krzew�w b��kit- nego s�o�ca, a w cytrynowej sadzawce odpoczy- wa�y czarne motyle podobne do kleks�w. Wresz- cie, na koniec, w ogrodzie rozb�ys�a t�cza z dwu- nastu kolor�w. Kredki wygl�da�y na zadowolone. ..i � >;-,*-vt... ; > ' � i '?' 1 f;' . � v� ? ? ? 'i..- .-i?'?';.?' . ?�.:? v .,\ i:-'� Korona z ga��zek ,. ? ;.-*??<* 1 ewien kr�l imieniem Aleksander prze- chadza� si� raz po lesie i ujrza� tam prze�liczn� dziewczyn�. Mia�a d�ugie br�zowe w�osy, zielone oczy i rumiane policzki. Nazywa�a si� Letyeja i by�a wr�k�. Aleksander zakocha� si� w Letycji, a Letyeja w Aleksandrze. Wkr�tce wzi�li �lub i wr�ka zamieszka�a w kr�lewskim zamku. Ale chocia� wszyscy starali si� jak mogli, by jej uprzyjemni� �ycie, chocia� dostawa�a �niada- nie do ��ka, nosi�a jedwabne sukienki, at�asowe sanda�ki, a na g�owie koron� z prawdziwego z�o- ta, nie czu�a si� tam dobrze. Kr�l bardzo cz�sto by� zaj�ty rozmaitymi wa�nymi sprawami, a ona nudzi�a si� w grubych i zimnych murach, bez le- �nych ptak�w, zwierz�t i drzew. Wybiega�a to na taras, to do ogrodu, podziwia- �a wspania�e kwietniki i cudowne fontanny, pr�- bowa�a nawet rozmawia� z motylami, ale nie przestawa�a t�skni� za lasem. Zacz�a tam cho- dzi� na wycieczki, coraz d�u�sze i d�u�sze, a� w ko�cu znik�a na dobre. Kr�l wo�a� j� i szuka�, ale na nic to si� nie zda- �o. Zjawia�a si� tylko w nocy, g�aska�a go po g�owie i opowiada�a bajk�, a nazajutrz zn�w jej nie by�o. 90 Kt�rego� ranka Aleksander znalaz� w po�cieli zawini�tko. By�a to ma�a dziewczynka, ca�a bia�a i lekka jak go��bie pi�rko. Dlatego nazwa� j� Pi�r- ko. Od tej pory Letyeja przychodzi�a w nocy tak�e do niej. Opowiada�a bajki, g�aska�a po g�owie i ca- �owa�a, mo�e te� uczy�a jakich� czar�w, a Pi�rko mia�a zawsze najpi�kniejsze, kolorowe sny. Dziewczynka wcale nie nudzi�a si� w zamku. Kr�l i dworzanie spe�niali wszystkie jej za- chcianki. Kupowali jej gum� do skakania i gum� do �ucia, czipsy i col�, i kasety z bajkami na wi- deo. W zamkowym ogrodzie urz�dzili jej weso�e miasteczko i ogr�d zoologiczny. Mia�a rower, de- skorolk�, �y�worolki i mn�stwo innych rzeczy, a na �niadanie jad�a lody. Wszyscy wok� psuli j� tak, �e na pewno sta�aby si� najniezno�niejszym, najgorzej wychowanym dzieckiem na �wiecie, gdyby nie jej mama wr�ka. Wci�� przychodzi�a noc� i szepta�a jej do ucha r�ne r�no�ci, dzi�ki kt�rym Pi�rko pozosta�a dziewczynk� mi��, roz- s�dn� i nic a nic nierozpieszczon�. A� pewnego dnia w zamku zjawi� si� rycerz w zbroi czarnej jak sadza i ci�kiej jak o��w. - Kr�lu - o�wiadczy� - prosz� ci� o r�k� twej c�rki. Aleksander nie m�g� uwierzy� w�asnym uszom. - Ale ona ma dopiero siedem lat! - wykrzykn��. - Nie szkodzi - odpar� rycerz. - Mnie to nie 91 przeszkadza. A je�eli si� nie zgodzisz, spal� tw�j zamek i wszyscy zginiecie! - Przyjd� jutro - powiedzia� kr�l, �eby zyska� na czasie. Pi�rko sta�a pod drzwiami i pods�uchiwa�a, wiedzia�a wi�c, co si� �wi�ci. A kr�l nawet nie udawa�, �e si� na ni� gniewa. - Sama widzisz - rzek� - nie ma innego wyj- �cia. Tym bardziej �e zamek jest zaczarowany i gdy Czarny Rycerz go spali, zginiemy nie tylko my, ale i ca�e kr�lestwo. - Nic si� nie martw, tatusiu - pociesza�a go Pi�rko - jako� to b�dzie. Zreszt� nie jestem zn�w taka ma�a. Spakowa�a do plecaka rolki, zapas czips�w i gumy do �ucia i trzy orzechy zerwane z leszczy- ny rosn�cej pod jej oknem. Uca�owa�a serdecznie Aleksandra i wszystkich dworzan, wskoczy�a na konia za plecami Czarnego Rycerza i wyruszy�a w drog�. Jechali, jechali, a� dojechali na pustyni�. Na jej �rodku sta� ogromny pa�ac, ca�y z powietrza. -Jeste�my na miejscu - powiedzia� rycerz. Ze- skoczy� z konia i poda� r�k� kr�lewnie. Ledwo stan�a nogami na ziemi, ko� znikn��. - Teraz p�jdziesz do swej komnaty - oznajmi� rycerz. - A wieczorem spotkamy si� na kolacji. I ju� go nie by�o. w 92 Komnata Pi�rko te� by�a ca�a z powietrza, ale meble w niej wygl�da�y na zupe�nie wygodne. Na mieni�cym si� wszystkimi kolorami t�czy stole w przejrzystej wazie le�a�y najrozmaitsze owoce, b�yszcz�ce, jakby by�y ze szk�a. Ale kr�lewna na- wet na nie nie spojrza�a. Wyj�a z plecaka orzech. ' - Mamusiu - powiedzia�a. W jednej chwili orzech zamieni� si� w prze- �liczn� wr�k�. - Jeszcze nie mog�, jeszcze nie teraz - rzek�a. - Ale powiem ci, co masz robi�. Uca�owa�a dziewczynk� i znik�a, a Pi�rko po- czu�a si� nagle tak �pi�ca, �e nawet nie spostrze- g�a, jak znalaz�a si� w ��ku. I oczywi�cie nie s�y- sza�a stukania do drzwi ani gniewnych okrzyk�w Czarnego Rycerza. Spa�a mocno i mia�a jak zwy- kle pi�kne i kolorowe sny. Z samego rana pobieg�a na pustyni� i po�o�y- �a sobie na g�owie ziarnko piasku. Nie min�a na- wet sekunda, gdy z nieba spad� rz�sis