Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8763 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Bajki o rzeczach
i nierzeczach
Zofia Beszczy�ska
Bajki o rzeczach
i nierzeczach
/
U i
ilustracje: Agnieszka �elewska
CZARNY KOT
Gda�sk 2002
Ksi��ka ukaza�a si�
dzi�ki wsparciu finansowemu
Fundacji Ksi��ka dla Dziecka.
O
ISBN 83-910580-5-0
Gda�sk 2002
Wydanie pierwsze
Projekt graficzny: Agnieszka �elewska
Korekta: El�bieta Pa�asz
Fotografia na IV stronie ok�adki: Bogus�aw Ulicki
� Copyright by Zofia Beszczy�ska 2002
Wydawnictwo �Czarny Kot"
80-169 Gda�sk, ul. Otwarta 25/2
tel. (058) 306 22 44
0 600 94 68 86
e-mail:
[email protected]
Dystrybucja �Motto"
tel. 0503 38 92 51
e-mail:
[email protected]
Druk i oprawa: Zak�ady Grafic2ne im. KEN S.A.
Bydgoszcz, ul. Jagiello�ska 1, Fax (052) 322-26-71
Weronice
O w��czce, swetrach
i Nocy Czar�w
%
?5y� sobie raz sweter, kt�ry chcia� by�
w��czk�. A raczej kilkoma w��czkami, gdy� by� to
sweter w r�nych kolorach. Ca�y w przepi�kny ob-
raz pokazuj�cy niebieskie niebo, zielon� ��k� i ba-
wi�ce si� na niej zaj�czki. Ale swetra nie obchodzi-
�y �adne w��czkowe obrazy ani to, jak bardzo mo-
g� si� one podoba� dzieciom, kt�rym mama kaza-
�a si� ciep�o ubra�. Wola� zosta� w��czk�, i ju�.
Sweter nale�a� do pewnej dziewczynki imie-
niem Weronika. Nosi�a go cz�sto, kiedy by�a ca�-
kiem ma�a. A� z tego noszenia na �okciach swetra
zrobi�y si� dziury, a na brzuchu - tu� obok bawi�-
cych si� zaj�czk�w - pojawi�a si� wielka plama po
frytkach z keczupem, kt�rej niczym nie mo�na
by�o wywabi�. Wreszcie Weronika uros�a i sweter
sta� si� dla niej za ma�y, a �e by� tak zniszczony,
nie mo�na go by�o odda� innemu dziecku. Pewne-
go dnia dziewczynka niespodziewanie znalaz�a
sweter w g��bi szafy i postanowi�a go spru�.
B�d� mia�a mn�stwo pi�knej w��czki - pomy-
�la�a. - Zrobi� sobie z niej co� zupe�nie innego,
supermodnego i nic a nic nie dzidziusiowatego.
I rzeczywi�cie, po jakim� czasie uda�o jej si�
zrobi� nowy sweter, zupe�nie niepodobny do po-
przedniego. By� lu�ny, d�u�szy z ty�u, a kr�tszy
z przodu, a w dodatku o nier�wnych bokach.
Jego kolory te� nie przypomina�y ju� ani nieba,
ani ��ki, ani zaj�czk�w. Falowa�y i miesza�y si� ze
sob� jak woda.
Tak�e ten sweter, chocia� w nowym kszta�cie,
wcale nie by� z siebie zadowolony. Wola�em by�
w��czk� - wo�a� bezg�o�nie - wola�em by� w��cz-
k�, czy nikt tego nie rozumie? - Ale, rzecz jasna,
nikt go nawet nie s�ysza�.
Tymczasem moda si� zmieni�a i nie nosi�o si�
ju� lu�nych wdzianek, lecz obcis�e pulowerki.
Weronika wi�c czym pr�dzej spru�a drugi sweter
i zrobi�a z niego trzeci, z kr�tkimi r�kawami.
I chocia� mia�a wi�cej wprawy, sweterek wygl�-
da� gorzej, bo w��czka by�a troch� zu�yta. Czu�
si� te� jeszcze bardziej fatalnie ni� poprzednio.
Nie tylko dlatego, �e ci�gle marzy� o pozostaniu
w��czk�, ale �e od tego prucia i przerabiania bo-
la�o go, je�eli tak mo�na powiedzie�, ca�e cia�o.
Weronika te� nie lubi�a go za bardzo i w ko�cu
spru�a sweter zupe�nie, bez �adnego pomys�u, co
zrobi� z w��czk�. Ta zreszt� by�a ju� tak poprzera-
7
biana na wszystkie strony, pozrywana i pozwi�zy-
wana, popl�tana i poskr�cana, tak sfilcowana od
ci�g�ego prania, �e nie nadawa�a si� ju� do niczego.
Wreszcie dziewczynka wypcha�a ni� poduszk�.
I tak w ko�cu w��czka by�a zadowolona. Le�a-
�a sobie cichutko w poduszce i gdy Weronika
spa�a, szepta�a jej do ucha bajki i wiersze.
O tym, jak kura-noc znios�a jajko-ksi�yca,
z kt�rego wyklu� si� pisklak-s�o�ce.
O czarownicy i wilko�aku, kt�rzy chcieli stra-
szy� dzieci, a �e im si� to nie udawa�o, z rozpaczy
zmienili si� w robaczki.
O �amadze i Ba�aganie, kt�rzy zakochali si�
w sobie i wzi�li �lub.
O drzewie, kt�re umia�o chodzi�, i o kamie-
niu, kt�ry umia� fruwa�...
Ale potem budzi� si� dzie�, Weronika wstawa-
�a i nie s�ucha�a ju� �adnych opowie�ci, a w��cz-
ce nudzi�o si� le�e� samotnie i milcze�. A �e by-
�a troch� zaczarowana - mo�e przez to niebo, ��-
k� i zaj�czki, kt�rymi by�a dawniej - doskonale
wiedzia�a, kiedy ma nadej�� Noc Czar�w. Staje
si� to jeden, jedyny raz w roku.
Tej akurat nocy nie opowiada�a dziewczynce
�adnych bajek, tylko rzuci�a na ni� zakl�cie moc-
nego snu. I przez dziurk� w poduszce (kt�r� na
szcz�cie Weronika zszy�a niedok�adnie) wydo-
sta�a si� na zewn�trz.
8
Pomaga� jej ksi�yc i ksi�ycowe strachy,
drzewo i zakochany w nim wiatr, kamienie, kt�-
re noc� zmieniaj� si� w zwierz�ta, i rosn�ce w le-
sie krasnoludki - bo wszyscy oni lubili s�ucha�
opowie�ci o sobie. I podczas gdy cicho nucili spe-
cjalne Noco-Czarowe zakl�cia, w��czka trzy razy
okr�ci�a si� wok� siebie, zata�czy�a i za�piewa�a,
zaczarowa�a si� i sama z siebie zrobi�a w��czko-
w� dziewczynk�. Ma�� i mi�kk�, kolorow�
i �mieszn�: zupe�nie jak prawdziw�. Nie chcia�a
by� ju� wi�cej ani swetrem, kt�ry chcia� by�
w��czk�, ani w��czk�, kt�ra nie chcia�a by� swe-
trem - chcia�a pozosta� sob�, czyli dziewczynk�
jak lalka, lalk� jak dziewczynka.
Wreszcie po�o�y�a si� na p�askiej poduszce tu�
obok g�owy Weroniki i szepn�a jej do ucha:
- Jestem twoj� przyjaci�k�!
A potem, bardzo zm�czona, zasn�a.
I tak Weronika nie mia�a ju� ani w��czki, ani
swetra, kt�ry mog�aby z niej zrobi�, ani nawet
mi�kkiej poduszki. Mia�a za to lalk�-przyjaci�k�.
Nazwa�a j� Filka i zupe�nie, ani razu, nie przy-
sz�o jej do g�owy, �eby j� pru� czy przerabia�.
W og�le nie my�la�a o niej, �e jest z w��czki. Uca-
�owa�a j� rado�nie i z poduszki, kt�r� kiedy� wy-
pycha�a, uszy�a Filce ko�derk�.
Filka, podobnie jak zaczarowana w��czka,
z kt�rej by�a zrobiona, nie umia�a m�wi� tak, �e-
by j� wszyscy s�yszeli. Ale z Weronik� i tak rozma-
wia�o si� jej wspaniale. To znaczy noc� nadal opo-
wiada�a lalka, ale za to w dzie� - dziewczynka.
Opowiada�y sobie wzajemnie.
O tym, jak co noc myszka zamienia si�
w ksi�niczk� i nigdy na odwr�t.
O bazyliszku, kt�ry przegl�da si� w lusterku
ksi�yca.
O drzewie i wietrze, kt�re dziel� si� jednym
cieniem.
0 w��czce, kt�ra sama zaczarowa�a si� w lalk�,
i dziewczynce, kt�ra o tym opowiada... i jeszcze
mn�stwo, mn�stwo innych historii.
1 nie wiadomo, kt�ra z nich wierzy�a w nie
bardziej.
I
10
\
Tajemnica
/??/?
4
JXarolina mia�a swoj� Tajemnic�. Trzy-
ma�a j� w szufladzie biurka. Ale pewnego dnia
Tajemnica znik�a.
Dziewczynka szuka�a jej wsz�dzie, nie znala-
z�a. Ani w domu, ani na podw�rku, ani nigdzie.
Dzieci je�dzi�y na rowerach, deskorolkach, grze-
ba�y si� w piasku - nikt Tajemnicy nie widzia�.
W piasku by�a tylko zniszczona �opatka, podarte
plastikowe torebki i kawa�ek szk�a. Lecz Tajem-
nicy ani �ladu.
- Jak wygl�da�a? - pytali wszyscy.
- To tajemnica - odpowiada�a Karolina.
I nikt nie umia� jej pom�c.
W ko�cu pomy�la�a, �e porwa�o j� jakie� zwie-
rz� albo Dziwna Istota.
Zgoda, Dziwne Istoty mo�e wcale nie istniej�.
Ale kto w takim razie m�g� porwa� Karolinow�
Tajemnic�?
Pies? Wiadomo, �e on poluje tylko na ko�ci i in-
ne �mieci. Kot? Kot�w cudze Tajemnice nie inte-
resuj�. Do�� maj� w�asnych. Ptak? No mo�e
ptak... Zadar�a g�ow�. S�ysza�a je wsz�dzie, ale
niebo by�o puste. Musia�y siedzie� w krzakach, na
ga��ziach drzew, na dachu �mietnika. Schowa�y
si� tak dok�adnie, bo zawini�y? Ju� ona im poka�e!
14
Pobieg�a do domu po okruszki, wysypa�a na
chodnik. Przybieg� tylko pr�gowany kot Tygrys.
By� m�dry i wiedzia�, �e gdzie okruszki, tam za-
raz b�d� ptaki. Ale tym razem i on si� pomyli�.
Nie przylecia�y.
- Czekasz na ptaki? - spyta�a pani Agnieszka,
s�siadka. - Pochowa�y si�, bo idzie na burz�. Wi-
dzisz, jakie niebo?
Nie wiadomo czemu, Karolina wola�a nie m�-
wi� ju� o Tajemnicy. Westchn�a tylko i wr�ci�a
do domu.
Po chwili lun�� deszcz. Schowali si� wszyscy,
nie tylko ptaki. Na podw�rku w mgnieniu oka
rozla�y si� ogromne ka�u�e. Karolina sta�a przy
oknie i patrzy�a, patrzy�a.
Nagle a� podskoczy�a. Spomi�dzy chmur wy-
rwa� si� cienki jak ig�a promie� s�o�ca i ka�u�e
rozb�ys�y. Na jednej pojawi�a si� i znik�a t�czowa
ba�ka. Niepodobna do niczego na �wiecie, chyba
15
tylko do Karolinowej Tajemnicy. Dziewczynka
chcia�a pobiec na d� i j� z�apa�, ale wiedzia�a, �e
nie warto. Kolorowa kula zniknie, ale po chwili
mo�e zjawi� si� nowa. I nowa, i nowa, bez ko�ca.
Jak tamtego dnia, gdy w s�o�cu puszcza�a my-
dlane ba�ki. Jedna by�a tak pi�kna, tak niezwy-
k�a, �e postanowi�a j� zachowa�, i nie m�wi�c nic
nikomu, pozwoli�a jej wlecie� do pustej szuflady
biurka. I dzisiaj zobaczy�a, �e ba�ki tam nie ma.
Teraz ju� Karolinie nie by�o smutno. Je�eli
ba�k� naprawd� porwa�y Dziwne Istoty - w ko�-
cu dlaczego by nie? - niech si� ni� ciesz� do wo-
li. Ona zawsze mo�e sobie zrobi� nowe Tajemni-
ce, i za ka�dym razem coraz pi�kniejsze.
Kiedy tylko zechce.
\
7
Moja mama
jest czarownic�
lVloja mama nie jest taka jak inne. Ma
br�zowe w�osy do ziemi i oczy pi�kne jak u kota.
Bardzo o siebie dba: w�osy nakr�ca na ga��zki,
usta maluje zielon� szmink�, a paznokcie lakie-
rem czarnym jak futerko kreta. Na g�ow� wk�ada
coraz to inny kapelusz. Ale niepotrzebnie, bo i tak
j� kocham. I chcia�abym nauczy� si� od niej cho-
cia� troch� dziwnych rzeczy, ale ona m�wi, �e na
to jeszcze za wcze�nie. Musz� wi�c chodzi� do nor-
malnego przedszkola i uczy� si� normalnych liter.
W przedszkolu mo�na wytrzyma�, ale jest
nudno. Ci�gle to samo: �niadanie, obiad i le�ako-
wanie, a potem podwieczorek. Stale te same nud-
ne zabawki i nudne drabinki w ogr�dku. Ledwie
raz wybra�y�my si� z dziewczynami obok na kwa-
�ne jab�ka, a ju� by�a awantura. I jeszcze panie
powiedzia�y, �e powinnam si� cieszy�, �e mnie
nie bola� brzuch. Nic nie rozumiem: niby od cze-
go? Kwa�ne jab�ka s� najlepsz� rzecz�, jak� ja-
d�am w �yciu. I �adnej z dziewczyn nic po nich
nie bola�o, ani troch�. Mama by mi ich wcale nie
zabrania�a. Mo�e by nawet wyczarowa�a dla mnie
ca�� jab�onk� na �rodku pokoju? Tylko �e to ju�
nie by�oby to samo.
20
Ale i tak nie mog� narzeka� na brak atrakcji.
Nasza czarna kotka Kawa rzadko jest czarna,
a przewa�nie w r�nych kolorach t�czy, bo mama
si� na niej �wiczy. Ale nie ma kryszta�owej kuli
ani nic takiego, najwy�ej dziwnie pachn�cy czer-
wony szal z prawdziwego jedwabiu. No i rzecz ja-
sna miot��. Nie pozwala mi jej dotyka�, ale ja
i tak to robi�, gdy ona nie widzi. Wcale si� nie bo-
j�, chocia� miot�a syczy na mnie jak w��. Przy-
zwyczai�am si� i do syku, i nawet do miotania
p�omieni. Kiedy miot�a jest zm�czona po noc-
nych podr�ach z mam� na grzbiecie, miota je na
niebiesko. A kiedy d�ugo wypoczywa, p�omienie
s� czerwone. Pewnie ze z�o�ci, a mo�e z nud�w.
Mama wyrusza noc� - �eby si�, jak m�wi, prze-
wietrzy� - i nigdy nie uda�o mi si� jej na tym
przy�apa�. Z ka�dej podr�y przywozi mi pre-
zent. Kawa�ek Ksi�yca. �usk� Syreny. Pier�cio-
nek z okiem Feniksa. Ziarnko niebieskiego pia-
sku - naprawd� nie wiem sk�d.
Taty nie pami�tam. Czasem my�l�, �e mama
w z�o�ci przemieni�a go w wielkiego czarnego ko-
cura i wygoni�a z domu, ale to oczywi�cie nie mo-
�e by� prawda. W ka�dym razie mama nigdy nic
na ten temat nie m�wi. A gdy sama o to pytam,
zaraz obiecuje, �e nauczy mnie lata�. Ale jako�
si� to nie udaje, bo jej miot�a na mnie prycha,
a w�asnej jeszcze nie uda�o mi si� wyhodowa�.
22
Gdy mama posz�a na zebranie, zerkn�am do
jej tajemnej Ksi�gi Czar�w, dla niepoznaki ob�o-
�onej w gazet�. Du�o nie przeczyta�am, bo znam
tylko pojedyncze litery, a i to nie wszystkie. Ale
by�y tam obrazki pokazuj�ce, jak sta� si� ca�kiem
male�k�, �eby zmie�ci� si� na grzbiecie Kawy.
Gdyby mi si� taki czar uda�, kt�rej� nocy mog�y-
by�my polecie� za mam� - cichutko, bo wiado-
mo, �e koty s� bardzo ciche. I mo�e bym si�
wreszcie przekona�a, gdzie ro�nie niebieski pia-
sek, i nie musia�abym ju� wraca� do przedszkola
uczy� si� g�upich liter.
Ale na to, jak m�wi mama, jeszcze za wcze-
�nie. Dlatego kiedy wr�ci, nastawimy sobie mu-
zyk� i zata�czymy, trzymaj�c si� za r�ce. Mama
po�yczy mi czerwony szal, a mo�e i kapelusz.
Ksi�yc b�dzie nad nami gra� na gitarze, a Kawa
patrzy� na nas pi�knymi i tajemniczymi oczami.
Potem mama ugotuje makaron, ale nie b�dziemy
ju� mia�y si�y go je��, wypijemy tylko herbat�
z fioletowych kwiatk�w.
A rano mo�e znajd� ko�o ��ka piernik z chat-
ki Baby Jagi. Mama ju� dawno mi go obieca�a.
\
Pan Nieboraki
r -
eto
yl sobie raz pan, kt�ry by� bardzo dziw-
ny. Ubiera� si� w spodenki w kropki, krawaty jak
motyle, a zamiast normalnej czarnej, szarej lub
br�zowej teczki, jak inni panowie, nosi� r�owy
wiklinowy koszyk. Wszystkich pi�knie, z daleka
i g�o�no pozdrawia�, i dlatego ludzie m�wili
o nim Pan Dzie�dobry. Ale naprawd� nazywa�
si� Nieboraki.
Mieszka� zupe�nie sam w wielkim domu. Zu-
pe�nie sam, je�eli nie liczy� myszy pod pod�og�,
nietoperzy na strychu i paj�k�w we wszystkich
zakamarkach (dzi�ki tym paj�kom u pana Nie-
borakiego nie mieszka�y muchy, ale to ju� ca�-
kiem inna historia), a tak�e jeszcze kogo�, ale
o tym b�dzie mowa p�niej. Na razie najwa�niej-
sze jest to, �e pan Nieboraki by� niezwykle roz-
targniony. Mog� was zapewni�, �e nigdy nie wi-
dzieli�cie nikogo co najmniej w po�owie tak roz-
targnionego jak on, i �e cho�by�cie si� nie wiem
jak starali, nigdy nie b�dziecie nawet w �wiartce
podobnie roztargnieni!
Na przyk�ad pan Nieboraki nie tylko zapomi-
na� sprz�ta� i zmywa� po jedzeniu, ale najcz�ciej
w og�le nie pami�ta�, �e musi je��, nie m�wi�c ju�
26
o robieniu zakup�w. Oczywi�cie te�, cho� mia�
wiele pi�knych kwiatk�w w doniczkach, prawie
nigdy nie my�la� o ich podlewaniu. Cz�sto r�w-
nie� myli�a mu si� noc z dniem i gdy widzia�
wschodz�ce s�o�ce, przychodzi�o mu nagle do
g�owy, �e chyba zn�w o czym� zapomnia�. A za-
pomnia�, oczywi�cie, �e zaraz po Dobranocce (al-
bo po Dzienniku, gdy by� w lepszej formie) powi-
nien by� po�o�y� si� spa�. Pan Nieboraki bowiem
chodzi� spa� z kurami, mimo �e �adnych kur
w domu nie mia�. Dziwne, prawda? Ale przecie�
wiecie, �e pan Nieboraki by� bardzo dziwny!
Nie zawsze si� tym specjalnie martwi�, ale od
czasu do czasu - na przyk�ad oko�o Bo�ego Naro-
dzenia, Wigilii albo �wi�ta Kwiatu Paproci (za-
pytajcie Waszych Rodzic�w, kiedy to jest) - ow-
szem. I w takich dniach (albo nocach) przycho-
dzi�y mu do g�owy r�ne pomys�y, jak sobie
poprawi� �ycie. Na przyk�ad - dr�czy� si� kiedy�
- to okropnie niesprawiedliwe, �e jedzenie samo
nie sprz�ta po sobie! Tylko czeka na mnie, a jak
ja mam mie� g�ow� do wszystkiego! I wyszorowa�
z�by, i wyczy�ci� buty (pami�taj�c przy tym, �e-
by nie pomyli� past!), i zawi�za� krawat na szyi,
i zapi�� szelki u spodni (pami�taj�c przy tym, �e-
by nie pomyli� krawata z szelkami!), �e nie wspo-
mn� o podlewaniu kwiatk�w! (Kwiatki w tym
momencie zacz�y si� �mia�, przys�aniaj�c sobie
usta li��mi, ale o tym b�dzie p�niej). A odku-
rzanie, �eby paj�ki mia�y wi�cej miejsca na paj�-
czyny? A zostawianie okruszk�w dla myszy?
A przeganianie muzyki, �eby nie zagnie�dzi�y si�
w niej Muzyczne Koty? (Teraz pan Nieboraki
troch� przesadzi�, ale wiecie przecie�, �e by� bar-
dzo dziwny!). I tak dalej, i tak dalej...
', -'
. J
H
W tym momencie Panu Nieborakiemu zrobi�o
si� okropnie smutno i chybaby zacz�� od tego
p�aka�, gdyby nagle nie us�ysza� szelestu. A to
z k�t�w i szpar zacz�y wychodzi� do niego Kra-
snoludki, zwane tak�e Skrzatami. Niekt�re
z nich by�y troch� podobne do myszy i mo�e dla-
tego pan Nieboraki nigdy przedtem nie zwr�ci�
na nie uwagi. Otoczy�y go k�kiem, zacz�y ta�-
czy� i �piewa�.
�piewa�y o tym, jak im dobrze u pana Niebora-
kiego i jak go strasznie, ale to strasznie lubi�. Mo-
�e dlatego, �e zostawia im okruszki i rozlane mle-
ko na stole, albo �e opowiada sam sobie na g�os
bajki, kt�rych one tak lubi� s�ucha�. �e chodzi
w motylich krawatach i kamizelkach jak ��ki
latem, a w wannie puszcza t�czowe ba�ki. Lub �e
chodzi spa� z kurami, a rano ogl�da wschody s�o�-
ca, kt�re jak wiadomo Krasnoludki ogromnie lu-
bi�... I od s�owa do s�owa, okaza�o si�, �e pan Nie-
boraki nie ma �adnych, ale to �adnych powod�w
do zmartwie�. Bo kiedy jednak, zm�czony, p�j-
dzie wreszcie spa� - niewa�ne, w ��ku czy w fote-
lu, w dzie� czy w nocy - Skrzaty wychodz� z k�-
t�w i szpar i dok�adnie sprz�taj� ca�e mieszkanie.
I tak b�dzie zawsze, nawet do ko�ca �wiata, byle
tylko pan Nieboraki nic a nic si� nie zmienia�!
A co z kwiatami? - zapytacie. No c�, kwiaty
ju� dawno nauczy�y si� dba� o siebie. Same cho-
30
dz� do zlewu, odkr�caj� wod� i pij�, ile im si�
chce. A potem wracaj� na miejsce i udaj�, �e nic,
ale to nic o niczym nie wiedz�.
_____J_
J
' * I
o
o
o
i�i
l5y�y raz sobie Wej�cie i Wyj�cie, kt�re
boczy�y si� na siebie stale.
Jedno nie mog�o zrozumie� drugiego, drugie
nie mog�o zrozumie� pierwszego wcale.
Jedno ci�gle chcia�o wchodzi�, a drugie tylko
wychodzi�.
.._,_,.. � Nie mog�y si� pogodzi�.
Jedno mia�o na sobie
napis �Ci�gn��", a drugie
- �Pcha�".
Nie chcia�y siebie zna�.
Jedno spogl�da�o na
po�udnie, drugie ku p�-
nocy.
Nie chcia�y patrze� so-
bie w oczy.
Ludzie wchodzili i wy-
chodzili, wychodzili i wcho-
dzili, bez przerwy.
A Wej�cie z Wyj�ciem
my�la�o: Ach, �eby tak po-
k��ci� si� ze sob� wreszcie,
bo to milczenie dzia�a mi
na nerwy.
A kiedy przyjdzie noc, ta jedna wa�na noc
w roku, mog�yby�my si� pogodzi� i mie� ju�
�wi�ty spok�j.
Gdyby ludzie st�d poszli i w ko�cu zrobi�o si�
mi�o, mog�oby si� nam przydarzy�, o czym si� ni-
gdy �adnym drzwiom nie �ni�o.
Mog�yby�my si� zakocha� i poda� sobie r�ce,
a p�niej wzi�� �lub ze sob� i ju� nie gniewa� si�
wi�cej.
I przysz�a noc magiczna,
wsz�dzie by�o cicho
i pusto. /
A drzwi si� poko-
cha�y i pobra�y, i uro-
dzi�y dziecko, kt�re na-
zwa�y Lustro.
I wszyscy razem �y- |
li d�ugo i szcz�liwie. j
I nikt si� chyba te-
mu nie dziwi, tak jak
i ja si� nie dziwi�.
A co si� sta�o
z lud�mi, co tak bez
przerwy wchodzili
i wychodzili?
Tego ju� nie wiem.
Mo�e wy by�cie sami
co� tu wymy�lili?
oon
L� ?'! "? ?' '.
i ' /'
'� X '?
)?'>'>('''''??'. {'??>'??
O dw�ch s�oikach
i jednej musze
,;, ' � v
f.. .
Th
t, L ewien pusty s�oik szed� sobie ulic�, a�
spotka� inny, kt�ry by� pe�en d�emu.
- Cze��, s�oiku z d�emem! - pozdrowi� go.
- Cze��, pusty s�oiku! - odpowiedzia� mu tamten.
I posz�y dalej razem, trzymaj�c si� za r�ce.
Sz�y, sz�y, a� zrobi�o si� im bardzo gor�co, bo to
by�o latem. Pusty s�oik zdj�� z siebie pokrywk�
i zacz�� si� wachlowa�. S�oik z d�emem zacz�� mu
zazdro�ci�.
- Ale masz fajnie! - m�wi�. - Ja tak nie mog�.
Musz� si� m�czy� z tym d�emem.
- Ale ty za to mo�esz sobie zje�� troch� d�e-
mu, kiedy jeste� g�odny - podpowiedzia� mu pu-
sty s�oik.
S�oik z d�emem ucieszy� si�, chocia� nie za bar-
dzo, bo na razie wcale nie chcia�o mu si� je��, tyl-
ko by�o mu gor�co. Na domiar z�ego, kiedy tylko
uchyli� pokrywki, �eby si� troch� och�odzi�, do
�rodka wpad�a mucha i zacz�a brz�cze�. Nie
do��, �e wyjada�a d�em, to jeszcze marudzi�a, �e
jest za ma�o s�odki. S�oik z d�emem bardzo si�
zdenerwowa�.
- Tylko spokojnie - powiedzia� pusty s�oik, kt�-
ry mia� dobre serce - zaraz ci pomog�. Zaczn� wy-
38
jada� ci d�em, a wtedy mucha przestraszy si� i od-
leci. A tobie przy okazji zrobi si� troch� l�ej.
Niestety, mucha nie da�a si� tak �atwo przep�-
dzi�. W dodatku ze z�o�ci brz�cza�a jeszcze g�o-
�niej, u�ywaj�c brzydkich wyraz�w. S�oiki, chc�c
nie chc�c, wsp�lnymi si�ami musia�y zje�� ca�y
d�em. Najad�y si� tak, �e omal nie pop�ka�o im
szk�o. Ale czego si� nie robi, �eby pozby� si� mu-
chy, no i pom�c koledze.
Przez te wszystkie prze�ycia oba s�oiki bardzo
si� zm�czy�y i postanowi�y uci�� sobie drzemk�
pod p�otem. Tylko �e mucha ci�gle nie chcia�a od
nich odlecie�, bo ju� si� zd��y�a do nich przyzwy-
czai�. I tak brz�cza�a nad nimi, ca�a umazana d�e-
mem, i tak ich wachlowa�a skrzyd�ami, i� s�oikom
przy�ni�o si�, �e tak�e zamieniaj� si� w muchy.
I tak im si� spodoba� ten sen, �e wcale ju� nie
chcia�y si� obudzi�. Mog�y powiewa� skrzyd�ami
i mog�y je�� d�em, ile tylko dusza zapragnie.
I wcale si� nie ba�y, �e zgubi� nakr�tki albo �e je
kto� st�ucze. A tak�e, oczywi�cie, mog�y fruwa�.
Dlatego prawdopodobnie �pi� sobie do tej pory,
ko�ysane brz�czeniem d�emowej muchy. A mo�e
rzeczywi�cie zamieni�y si� w muchy i razem
z prawdziw� much� odlecia�y gdzie� nie wiadomo
gdzie.
Mo�e i teraz ca�� tr�jk� fruwaj� pod niebem,
szukaj�c d�emu na podwieczorek.
39
N
<
O
N
J L>hc� opowiedzie� o kocie, a dok�adniej
kotce, kt�ra bardzo lubi�a s�ucha� muzyki. Na
poz�r nie r�ni�a si� niczym od innych kot�w, ty-
le �e mia�a czarne futro w bia�e nutki. Jej oczy
b�yszcza�y jak serenady, a ogon porusza� si� ni-
czym fuga. Dosta�a na imi� Aria.
Kt�rego� razu Aria postanowi�a odwiedzi� pe-
wien muzyczny utw�r.
Najpierw delikatnie nosem pchn�a drzwi,
a gdy to nie poskutkowa�o, pomog�a sobie �ap�.
Drzwi zaskrzypia�y, jakby by�y ze szk�a. We-
wn�trz bieg�o mn�stwo szklanych stopni, kt�re
a� si� prosi�y o stukot cienkich obcas�w. Lecz
Aria nie mia�a but�w, tylko mi�kkie �apy, i dlate-
go nie by�o s�ycha�, jak idzie.
Za schodami rozci�ga� si� pa�ac, a mo�e
ogr�d, w kt�rym �piewa�o mn�stwo ptak�w. Kie-
dy wyczu�y kota, zamilk�y. Aria st�pa�a cicho po
trawie, lecz ka�de �d�b�o ugina�o si� pod ni�
z cienkim brz�kiem. I tak kotka, wchodz�c do
�rodka pewnego utworu muzycznego, ca�kiem go
zmieni�a.
Gdy skoczy�a na drzewo, spad�o ze� z�ote jab�-
ko i potoczy�o si� po zielonomuzycznym zboczu:
42
plum, plum. Potem wpad�o do wody. A mo�e to
nie by�o z�ote jab�ko, tylko zielonomuzyczny ka-
mie�? Arii nie robi�o to najmniejszej r�nicy. Sie-
dzia�a na ga��zi i czatowa�a na ptaki. Na pr�no.
Na pr�no te� j� wo�a�am: nic nie by�o s�ycha�
przez szemrz�c� jak strumie� muzyk�. Muzyka
szemra�a jednostajnie i nie chcia�a si� zmieni�,
zreszt� nie wiedzia�a jak. Mia�a przecie� nagle
kota siedz�cego w samym �rodku, ni w pi��, ni
w dziewi��, i mo�e czeka�a, co z tego wyniknie.
A� w ko�cu z kryszta�owego pa�acu - a mo�e
z wielkiej szarej ska�y, kt�ra rozp�k�a si� na p� -
bum! - wypad�, powiewaj�c d�ug�, siw� brod�,
straszliwie zagniewany pot�ny Klucz Wiolinowy.
Ziemia zadr�a�a, strumie� znikn��. I po chwi-
li wahania utw�r zacz�� si� na nowo, tyle �e
zupe�nie inaczej. Nie by�o ju� w nim miejsca na
ptaki, a co dopiero na kota. Bardziej wygl�da� na
pocz�tek wielkiej burzy z piorunami.
Aria, chocia� muzyczna, podobnie jak inne
koty ba�a si� deszczu i piorun�w. Jednym susem
przeskoczy�a przez najgro�niejsz� czarn� chmu-
r� i natychmiast, troch� tylko oszo�omiona, zna-
laz�a si� z powrotem w swoim ulubionym fotelu.
Utw�r muzyczny, z kt�rego w takim pop�ochu
uciek�a, jak by�, tak pozosta� zmieniony i m�wi�c
prawd� - dziwny. Pewnie dlatego do tej pory nie
ma nazwy.
Aria za� spogl�da na mnie z niesmakiem za
ka�dym razem, gdy j� wo�am. Za�o�� si�, �e wo-
la�aby teraz mie� inne imi�, na przyk�ad Jazz al-
bo, jeszcze lepiej, Rap. Takie, kt�re w �adnym
wypadku nie ma w sobie nic ze �piewu ptak�w,
brz�ku trawy i szumu wody - pod jak�kolwiek
postaci�.
�?. ?-
cj xi
2?
I'
J
Ijy�a raz sobie kraina, w kt�rej �y�y i rz�-
dzi�y koty. Ma�e kotki wykluwa�y si� tam z jajek,
ptaki ros�y na drzewach jak li�cie i by�y w r�-
nych kolorach i smakach jak cukierki, a motyle
wyfruwa�y z kapusty - i z kwiat�w, naturalnie.
Koty hodowa�y na grz�dkach myszy, kt�re by�y
warzywami i zamiast ogonk�w mia�y korzenie,
i rzecz jasna nie porusza�y si� tak jak myszy, kt�-
re my znamy. W wodzie p�ywa�y ryby, kt�re same
wyskakiwa�y na brzeg, gdy by�y ju� ugotowane
i odfiletowane - �eby �aden kot nie musia� mo-
czy� sobie �ap ani tym bardziej omija� o�ci pod-
czas jedzenia.
Ka�dy kot rodzi� si� tam ca�kiem czarny, a do-
piero z czasem biela� - je�eli na to zas�u�y� do-
brymi uczynkami lub, jeszcze lepiej, bohaterski-
mi czynami.
�y� tam pewien kot imieniem Fisiek, kt�ry
by� czarny i mia� bia�e �apy. Jak mo�na si� domy-
�la�, nie by� bardzo z�y, ale te� nie ca�kiem dobry,
chocia� si� bardzo stara�. Codziennie podlewa�
mamie myszy na grz�dkach, a ptaki zbiera�
z drzew dopiero gdy dojrza�y, i delikatnie uk�a-
da� w koszyku. Mia� te� przyjaci�k� Misie,
48
V
i i
mieszkaj�c� w s�siedztwie, kt�rej nigdy, ale to
przenigdy nie ci�gn�� za ogon ani tym bardziej
nie przezywa� od g�upich Azor�w. Obiecywa� na-
tomiast, �e si� z ni� o�eni, gdy doro�nie i b�dzie
ju� ca�kiem bia�y. Niestety, chocia� r�s� jak na
dro�d�ach, nie biela� ani troch�, podczas gdy
z Misi robi�a si� coraz wi�ksza blondynka.
A� kt�rego� dnia us�ysza�, �e w okolicy rozpa-
noszy� si� straszliwy smok imieniem Bury. Mia�
ogon pozakr�cany we wszystkie strony, pe�no ku-
d��w na ca�ym ciele i okropny, g�o�ny i chrapliwy
g�os. Nie by�, jak m�wiono, zbyt wielki, lecz za to
nieobliczalny. Myszy wyci�ga� za uszy z ziemi
i goni� je po wszystkich grz�dkach, a ptaki stra-
szy�, a� odlatywa�y do ciep�ych - a mo�e zimnych
- kraj�w. Przygotowanego dla kot�w mleka nie
wypija�, ale rozlewa� na wszystkie strony. Zjada�
nawet ryby, i to w takich ilo�ciach, �e wkr�tce za-
cz�o ich brakowa�. Nie by�o na niego �adnego
sposobu.
Ale nie dla Fi�ka, kt�ry w imi� mi�o�ci
postanowi� smoka zwyci�y�. Zapakowa�
sobie na drog� par� kotlet�w, kt�re zosta�y
z obiadu, naostrzy� pazury, nama�ci� w�sy
walerian� i ruszy� w drog�.
Szed�, szed�, a� zobaczy� dziwnego stwora,
kt�ry biega� na wszystkie strony, macha� ogonem
i ha�asowa�. Fisiek mia� ogromn� ochot� wsko-
czy� ze strachu na drzewo, ale zapar� si� nogami
i na Burego sykn��. Bury si� zdziwi�. Podszed� do
Fi�ka, ale ten sykn�� jeszcze raz, pokazuj�c wn�-
trze paszczy z wszystkimi z�bami. Na trzeci raz -
my�la� gor�czkowo - wystawi� pazury! Ale do te-
go na szcz�cie nie dosz�o, bo Bury si� cofn��. Po
jego minie by�o wida�, �e si� zastanawia�, co ro-
bi� dalej.
1
- Bury, do nogi! - rozleg�o si� nagle nie wiado-
mo sk�d.
Potw�r rozejrza� si� niepewnie, jakby nie wie-
dz�c, czy ma wr�ci�, czy zosta� w sympatycznej
Krainie, gdzie by�o tyle dobrych rzeczy do jedze-
nia i zabawy. Mo�e nawet uda�oby mu si� zaprzy-
ja�ni� z tym dziwnym czarnym stworzeniem
z bia�ymi �apami. W ko�cu postanowi� wr�ci�
tylko na chwil�, �eby wszystko to wo�aj�cemu
wyt�umaczy�. Tak te� zrobi�, ale na nic to si� nie
zda�o. M�g� sobie wo�a� �hau, hau", ile dusza za-
pragnie, a i tak nikt go nie zrozumia�. A �e nie
mia� mapy, nie m�g� ju� potem znale�� do Kra-
iny drogi.
I tak Fi�kowi uda�o si� przep�dzi� strasznego
smoka imieniem Bury. Dziwnym jednak trafem
nie sta� si� od tego ani troch� bia�y.
A wkr�tce si� okaza�o, �e r�wnie� Misia nie
by�a blondynk�, tylko tak� udawa�a, co rano ta-
rzaj�c si� w m�ce. I �e do ko�ca �ycia mia�a po-
zosta� czarna jak wn�trze komina. Z pocz�tku
Fisiek my�la�, czy si� na ni� nie obrazi� i nie
p�j��, dok�d oczy ponios�. Ale po pierwsze, do-
piero co z takiej wyprawy wr�ci�, a po drugie,
chyba naprawd� by� w Misi zakochany. A zreszt�
czy to wa�ne, jakiego kto� jest koloru? Bohater-
skie czyny nie zdarzaj� si� na co dzie� i nie ka�-
demu. On sam by� wci�� czarny z bia�ymi �apa-
52
I
mi, chocia� si� bardzo stara�, i nic nie wskazywa-
�o, by mia�o si� to kiedykolwiek zmieni�. Tak
wi�c, postanowi�, pobior� si� z Misia cho�by nie
wiem co. I na pewno niekt�re ich dzieci b�d� bia-
�e, inne czarne, a inne - kto wie? - bia�e z czarny-
mi �apami.
\,r
O)
er
?�* �
CD
�?ii
JDy�a raz sobie dziewczynka, kt�ra mia�a
wszystko niebieskie. Niebieskie oczy i kokard�
we w�osach, kt�re by�y tak czarne, �e wygl�da�y
jak niebieskie. Z kolei z�by mia�a tak bia�e, �e
wygl�da�y jak niebieskie. Niebieskie mia�a te�
paznokcie u r�k, bo je pomalowa�a wodn� farb�.
Na brzuchu i udach zrobi�a sobie niebieskie ta-
tua�e za pomoc� d�ugopisu. Ubiera�a si� te� na
niebiesko, nawet buty i majtki mia�a w tym kolo-
rze, no bo jak wszystko, to wszystko.
Ale najbardziej lubi�a swoj� niebiesk� cza-
peczk�, przez kt�r� wszyscy j� nazywali Niebie-
skim Kapturkiem. T� czapeczk� dosta�a od cioci.
Ciocia farbowa�a sobie w�osy na niebiesko
i u�ywa�a niebieskich cieni do powiek. M�wiono
te�, �e ma Niebiesk� Krew i nosi Niebieskie Po�-
czochy, a w jej salonie wisia� portret Niebieskie-
go Ch�opca, namalowany przez angielskiego ma-
larza. Ale przede wszystkim by�a bardzo dobra
dla Niebieskiego Kapturka.
A� kiedy� ciocia zachorowa�a. Mama da�a
Niebieskiemu Kapturkowi koszyczek przewi�za-
ny niebiesk� wst��k�, w�o�y�a do niego ksi��k�
o Sinobrodym, bia�e wino w niebieskiej butelce
56
i kawa�ek sera, kt�ry nazywa� si� blue, czyli nie-
bieski - aha, i jeszcze kaset� z nagraniami bluesa,
kt�ry nie wiedzie� czemu nosi� nazw� czarny -
i przed wieczorem, gdy powietrze robi si� niebie-
skie, wys�a�a dziewczynk� w odwiedziny.
Do cioci nie by�o daleko, tylko par� ulic na
krzy�. Niebieski Kapturek zna� drog� na pami��,
a jeszcze mia� przykazane, �eby nie rozgl�da� si�
nigdzie na boki. Ale co z tego, skoro dziewczyn-
ka poczu�a, �e musi, ale to koniecznie musi do�o-
�y� ukochanej cioci co� od siebie. Niebieskie fio�-
ki b�d� w sam raz! - my�la�a rozgor�czkowana. -
Musz� gdzie� sta� panie z takimi ma�ymi bukie-
cikami przewi�zanymi niebiesk� nitk� - w sam
raz na szczup�� kiesze� Niebieskiego Kapturka.
Sz�a tak i sz�a, ale pa� nigdzie nie by�o. Za to
w powietrzu, kt�re z niebieskiego zrobi�o si� gra-
natowe, ujrza�a przed sob� niezwyk�e stworzenie.
Z twarzy by�o podobne do ch�opca, a z cia�a - do
ptaka. Od st�p do g�owy, zako�czonej wspania�ym
niebieskim czubem, pokrywa�y je niebieskie pi�ra.
- Dzie�dobry wiecz�r - powiedzia�o, a w�a�ci-
wie za�piewa�o uprzejmie, u�miechaj�c si� od
ucha do ucha. - A c� to niesiesz w tym �licznym
niebieskim koszyczku?
Niebieski Kapturek mia� oczywi�cie przyka-
zane, �eby nie rozmawia� z nikim obcym, ale ten
by� tak dziwny, �e wykrzykn�a:
57
T
- Ojej, a kim ty jeste�?
- Nazywam si� Niebieski Ptak - wyja�ni�. Po
czym si�gn�� mi�dzy pi�ra i wyci�gn�� ma�y po-
gnieciony bukiecik. - A to co� specjalnie dla cie-
bie. Niebieskie jak ty ca�a - doda� przebiegle.
- Ach, przyda mi si� dla cioci! - wykrzykn��
Niebieski Kapturek uszcz�liwiony. - Jaki� ty
mi�y, Niebieski Ptaku!
- Mo�e p�jd� razem z tob�... rzecz jasna, �eby
ci� obroni� w razie czego. A mo�e mi si�dziesz na
grzbiecie? B�dzie szybciej... I daj, niech ci ponio-
s� tw�j �liczny koszyczek.
Wtedy Niebieski Kapturek si� zaniepokoi�.
- Tam jest tylko serek blue! - wykrzykn�� -
a ptaki jedz� robaki! - I p�dem ruszy� przed
siebie.
Kto wie, jak sko�czy�aby si� ta historia, gdyby
nie policjant w niebieskim mundurze. Spyta�
Kapturka o adres, a potem zaprowadzi� do cioci,
kt�ra na szcz�cie nie by�a a� tak bardzo chora.
Zaraz nakry�a do sto�u i razem zjad�y serek blue
i przeczyta�y histori� o Sinobrodym. W��czy�a
te� kaset� z bluesem, ale ta muzyka nie podoba-
�a si� Niebieskiemu Kapturkowi za bardzo. Po-
tem ciocia przenocowa�a siostrzenic� w niebie-
skiej po�cieli, a rano odprowadzi�a do domu. Tak
�e wszystko sko�czy�o si� dobrze. Ciekawe tylko,
co sta�o si� z Niebieskim Ptakiem, a tak�e bukie-
58
cikiem fio�k�w. Kwiatki mo�e zgubi�y si� gdzie�
po drodze, a Ptak - trafi� do aresztu. Ale tego nie
wiemy na pewno.
N
'i \
B
?>y� sobie raz Kamie�, kt�ry nazywa� si�
Szary. Wszystko w nim by�o szare: g�owa i cia�o,
w�osy i z�by, usta i oczy. Szary brzuch i ramiona,
i nawet podeszwy od st�p. W dodatku Szary Ka-
mie� nie m�g� zobaczy� niczego, co mia�oby
w sobie chocia� troch� innego koloru ni� szary.
O szarej godzinie udawa�o mu si� dojrze� sza-
r� m�awk� i szare paj�cze nici, niekiedy szaraka,
szar� g� lub go��bia, bardzo rzadko - szary oset
lub sasank�.
Pewnego razu obok Kamienia przechodzi�a
Ksi�niczka o Szarych Oczach. W�osy mia�a jak
strumie�, a z�by jak ma�e srebrne rybki. I w�a-
�nie ten strumie� obj�� Kamie�, i Kamie� si� za-
kocha�. Wyci�gn�� do Ksi�niczki ramiona, ale
co z tego, je�eli m�g� widzie� z niej tylko szare
oczy? Jedno by�o dla niego S�o�cem, drugie Ksi�-
�ycem.
Ksi�niczka zata�czy�a wok� Kamienia -
a mo�e razem z Kamieniem - i zm�czona usn�a.
Spa�a tak d�ugo, a� nadesz�a zima i spad� �nieg.
Kamie� z ch�odu przytupywa� szarymi stopami,
ale nie mia� odwagi si� ruszy�, �eby nie zbudzi�
Ksi�niczki. Ci�gle mia� nadziej� zobaczy� zn�w
62
na niebie Szary Ksi�yc i Szare S�o�ce. Wreszcie
przysz�a wiosna, �nieg stopnia� i Ksi�niczka si�
obudzi�a. Wtedy od wiosennego ciep�a Kamie-
niowi i Ksi�niczce wyros�y skrzyd�a. Pofrun�li
do g�ry i trzymaj�c si� za r�ce, usiedli na sza-
rych, oblepionych mg�� ga��zkach wierzby, gdzie
w�a�nie zaczyna�y si� rozpycha� pierwsze szare
p�czki.
A pod drzewem pop�yn�� strumie�, w kt�rym
skaka�y weso�e srebrne rybki.
.�.?*
T
O kurczaku Kubie,
kt�ry si� zakocha�
\
A -
; i
i
a pewnym podw�rku �y� sobie kurczak
imieniem Kuba. Kuba nie interesowa� si� wcale
kurkami w swoim wieku. Chocia� jego koledzy
mieli ju� dziewczyny, on na �adn� nawet nie
spojrza�. Na swoje nieszcz�cie zakocha� si�
w kaczce imieniem Matylda. Ona za�, jak mo�na
si� domy�li�, wcale nie chcia�a go zna�. Nie zwra-
ca�a uwagi na jego rozmarzone spojrzenia, a gdy
przechodzi� obok, g�upio chichota�a. I �eby mu
zrobi� na z�o��, umawia�a si� na randki z coraz to
innym kaczorem, a raz nawet posz�a na dyskote-
k� z indykiem! Tego ju� by�o za wiele. Kuba by�
tak zrozpaczony, �e postanowi� odej�� z podw�r-
ka, dok�d oczy ponios�.
Szed� tak i szed�, a� wreszcie rozbola�y go nogi.
Zobaczy�, �e stoi na trawie nad rzek�, postanowi�
wi�c troch� odpocz��. Usiad� i zanurzy� pazury
w ch�odnej wodzie. Niestety, trawa by�a �liska
i Kuba zacz�� si� zsuwa� w d�. A jak to kurczaki,
nie umia� p�ywa�. Zanim si� spostrzeg�, obj�a go
fala. Na pr�no pia� i macha� skrzyd�ami - pogr�-
�a� si� w rzece coraz bardziej. W chwili, gdy ju�
traci� nadziej�, �e uda mu si� z niej wydosta�, po-
czu� nagle na stopie czyj� mi�y dotyk. By� on tak
66
" 1
mi�y, �e Kuba nawet nie zauwa�y�, i� ca�y znalaz�
si� pod wod�. Wiedzia� tylko, �e zrobi�o mu si�
bardzo przyjemnie. Obok niego znajdowa�a si�
przedziwna srebrzysta istota. Wygl�da�a jak ryba,
ale zamiast �usek mia�a pi�kne kurze pi�ra.
U�miecha�a si� do Kuby ca�ym dziobem - a mo�e
rybim pyskiem.
- Witaj - powiedzia�a - nazywam si� Klotylda
i od dawna ju� chcia�am ci� pozna�. Nie b�d�
g�upi i zapomnij o tej wstr�tnej Matyldzie. Nie
jest warta nawet najmniejszego twojego pi�rka.
I nie masz co p�aka�, bo naoko�o jest wystarcza-
j�co du�o wody. �eby� wiedzia�, jakie rzeczy ci�
tu czekaj�!
Kuba by� tak oszo�omiony, �e bez opor�w po-
zwoli� si� wzi�� za skrzyd�o i zaprowadzi� do
�licznego domku w�r�d wodorost�w. A gdy Klo-
tylda postawi�a przed nim talerz pe�en apetycz-
nych, r�owych glist, zapomnia� o bo�ym �wiecie.
Potem Klotylda nastawi�a magnetofon i urz�dzili
sobie tak� dyskotek�, �e wszystkie ryby, otuma-
nione, pouk�ada�y si� do snu na brzegu rzeki. Do-
piero rano ze wstydem wr�ci�y do wody.
Nast�pnego dnia po �niadaniu Klotylda
oznajmi�a Kubie:
- Nie mo�emy tak razem mieszka�. Zdecyduj
si�: albo wracasz do siebie na g�r�, albo bierzemy
�lub.
68
Kuba ani przez chwil� nie po�a�owa� dawnego
�ycia. Spodoba�o mu si� nowe, u boku Klotyldy.
Natychmiast si� jej o�wiadczy�, a ona bardzo si�
ucieszy�a. Chwycili si� za p�etw� i skrzyd�o i po-
p�yn�li-pofrun�li szuka� wieloryba, kt�ry udzie-
la� �lub�w. Wesele trwa�o trzy dni i trzy noce,
a ryby ta�czy�y na nim razem z ptakami. W ko�-
cu niekt�re z nich zapomnia�y, gdzie w�a�ciwie
mieszkaj� albo nawet kim s�, ale to ju� zupe�nie
inna historia.
Potem Kuba i Klotylda pofrun�li-pop�yn�li
w podr� dooko�a �wiata. Gdy wr�cili, mieli ju�
ca�e mn�stwo dzieci, kt�re mog�y �y� i pod wo-
d�, i w powietrzu, umia�y fruwa� i p�ywa� jed-
nocze�nie.
Nikt tylko nie wie, co sta�o si� z kaczk� Matyl-
d�. Mo�e po prostu przesta�a kogokolwiek intere-
sowa�. Ale z drugiej strony kaczki, jak wiadomo,
�wietnie potrafi� p�ywa�, a nawet nurkowa�...
I
~:\uA
14 0,>,;.
v:'>:<
a ? i'.; ?/'?
� ? .-r .....
'�.?�.{ : '.ii �
i � � ?'. r t ; i
.,;?�
O ksi�ciu Filipie^
dziewczynce Marysi
i smoku bez imienia
i
;H( V!i'
i
15y� sobie raz m�ody, przystojny i bogaty
ksi��� imieniem Filip, kt�remu nic nie brakowa-
�o do szcz�cia. Mia� wspania�y pa�ac i jeszcze
wspanialszy ogr�d ze stu fontannami, wielu
przyjaci� i jeszcze wi�cej zwierz�t - a jednak nic
go nie cieszy�o, nic nie mog�o wywo�a� u�miechu
na jego twarzy.
O jego wzgl�dy zabiega�y najpi�kniejsze
ksi�niczki �wiata; na pr�no, �adnej z nich nie
chcia� zaszczyci� nawet spojrzeniem. Martwili
si� tym jego przyjaciele, martwili dworzanie
i poddani. Wszyscy uwa�ali, �e tylko szcz�liwa
mi�o�� mog�aby wyleczy� Filipa z jego smutku.
A poza tym wiadomo przecie�, �e ka�dy ksi���
powinien mie� �on�!
Tymczasem mija�y miesi�ce i lata i wszyscy
powoli tracili nadziej�, �e co� si� zmieni, gdy na-
gle, kt�rego� dnia...
Nagle, kt�rego� dnia zdarzy�o si�, �e Filip zo-
baczy� na spacerze pewn� dziewczynk�. Dziew-
czynka, kt�ra mia�a na imi� Marysia, nie zauwa-
�y�a go, bo akurat bawi�a si� ze swoim kotem Pip-
kiem. Ale ksi��� wcale si� tym nie przej��. Pod-
szed� do Marysi i jakby nigdy nic zaproponowa�,
72
�eby zosta�a jego �on�! Niestety, spotka�a go
przykra niespodzianka: Marysia tylko si�
u�miechn�a i pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
Wydawa�o si�, �e Filip wpadnie w straszny
gniew. Najpierw zblad�, potem zzie�enia� i nad��
si� tak, �e ledwo nie p�k�. A� w ko�cu p�k� rze-
czywi�cie! I co si� okaza�o? W miejscu, gdzie
przed chwil� sta� m�ody, przystojny i bogaty ksi�-
��, teraz rozpo�ciera� swe zwaliste cielsko ogrom-
ny, straszliwy, pokryty zielon� �usk� smok! Otwo-
rzy� szeroko paszcz�, jakby chcia� po�kn�� nie
tylko dziewczynk� Marysi� z jej kotem Pipkiem
i ca�� sw� �wit�, ale i w�asny kraj, jak d�ugi i sze-
roki... lecz tylko przera�liwie zarycza�. Rycza�
i rycza� i nie m�g� przesta�, a� wszyscy si� zorien-
towali, �e to nie ryk, ale �miech! Oczy smoka
b�yszcza�y weso�o�ci�, jakiej nikt nigdy nie wi-
dzia� u niego, gdy by� jeszcze ksi�ciem.
Okaza�o si�, �e kiedy� z�a czarownica, z kt�r�
smok nie chcia� si� o�eni�, za kar� przemieni�a
go w ksi�cia, w kt�rym od razu musia�a si� zako-
cha� ka�da kobieta. Ale dopiero ta, kt�ra by go
nie chcia�a, mog�a zdj�� z niego zakl�cie. I tak si�
w�a�nie zdarzy�o!
Ale to jeszcze nie koniec. Powoli ca�y kraj Fi-
lipa razem z jego pa�acem, ogrodem, przyjaci�-
mi i zwierz�tami r�wnie� sta� si� tym, czym by�
poprzednio: ogromnym lasem i g�r�, gdzie smok
73
\
mia� sw� jaskini�. Ocala�a tylko dziewczynka
Marysia, kt�ra odczarowa�a smoka - i oczywi�cie
jej kot Pipek.
Smok i Marysia bardzo si� zaprzyja�nili, za-
wsze bawili si� razem i razem chodzili na space-
ry. A� w ko�cu smok sta� si� tak ma�y jak zwyk�a
zabawka i na sta�e zamieszka� w domu dziew-
czynki. I teraz nikt si� nie domy�la wielkiej ta-
jemnicy, kt�ra ich ��czy.
Powiecie mo�e, �e to wszystko nieprawda? �e
nigdy nic takiego nie mog�oby si� zdarzy�? Ale ja
wcale nie wymy�li�am tej historii. Znam j� st�d,
�e dziewczynk� Marysi� jestem ja sama.
\
Drzewko Marze�
1 ewnego razu (a zdarzy�o si� to w ponie-
dzia�ek) na podw�rku zacz�a rosn�� nowa, nie-
znana ro�lina. Powolutku wysuwa�a listki i �o-
dy�k�; we wtorek sta�a si� wi�ksza, w �rod� jesz-
cze bardziej, w czwartek by�o j� wida� z daleka
i w ko�cu w niedziel� rano na podw�rku ros�o
ju� drzewko. Nazwali�my je Drzewkiem Marze�,
nie tylko dlatego, �e by�o bardzo �adne, ale dlate-
go �e ka�dy m�g� znale�� na nim wszystko, cze-
go najbardziej pragn��.
Drzewko mia�o mn�stwo
ga��zi, a ka�da by�a zupe�-
nie inna.
Jedna dla tych, kt�-
rzy chc� nic nie robi�,
czyli dla leniuch�w.
Druga (pe�na
ciastek, baton�w
i innych przysmak�w)
dla �akomczuch�w.
Trzecia dla dziewczy-
nek lubi�cych plotki,
lalki i wst��ki.
Czwarta dla tych, kt�rzy od wszystkiego wol�
czyta� ksi��ki.
Pi�ta dla ch�opak�w graj�cych w pi�k� i ogl�-
daj�cych mecze.
Sz�sta dla turyst�w chodz�cych na wycieczki
piesze.
Si�dma dla graj�cych w gry r�ne i na kompu-
terze.
�sma dla marz�cych, by mie� mi�e i zupe�nie
w�asne zwierz�.
Dziewi�ta... Ale ju� wi�cej nie mog� sobie
przypomnie�, bo ga��zi by�o ca�e mn�stwo. Naj-
wa�niejsze, �e ka�dy czu� si� szcz�liwy, znajdu-
j�c na drzewku to, co lubi�
najbardziej.
Tymczasem, jak to
w niedziel�, doro�li
wybierali si� na spa-
cer. Dzieci tym ra-
i zem nie sz�y razem
' z nimi, bo przecie�
,v nie co dzie� na
podw�rku wyrasta
? Drzewko Marze�!
Dlatego mamy
z tatami (a tak�e bab-
ciami lub dziadkami,
no i psami, je�eli
akurat by�y w domu) poszli sobie na d�ug� prze-
chadzk� wzd�u� rzeki. S�o�ce grza�o mocno,
a niebo by�o b��kitne jak niezapominajki, tak �e
prawie czu�o si� ich zapach. Potem by�y lody,
a potem kino: doro�li te� mieli swoje �wi�to.
Powoli zbli�a� si� wiecz�r i niedziela si� ko�-
czy�a, by�o jej coraz mniej i mniej, ale dzieci by-
�y wystarczaj�co zm�czone tym dniem pe�nym
wra�e�.
Leniuchy, zaj�te nicnierobieniem, oczywi�cie
nie odrobi�y lekcji na poniedzia�ek.
�akomczuch�w z przejedzenia rozbola�y
brzuchy i te� nic wi�cej im si� ju� nie chcia�o.
Dziewczynki znudzi�y si� zabaw� i plotkami,
rzuci�y w k�t kwiaty i wst��ki, lalki i serwisy do
kawy.
Ksi��kowe mole przez czytanie zapomnia�y
o �wiecie, te� kolorowym i ciekawym.
Ch�opcy-pi�karze ca�y dzie� rozgrywali me-
cze, jeden po drugim, niszcz�c ubrania, t�uk�c
kolana, �okcie i g�owy.
Piechurzy, w ci�kich butach i z plecakami
wracali z wycieczki przez g�ry i lasy, ��ki i rowy.
Komputerowcy omal nie stracili oczu przez to,
co dzia�o si� na ekranie.
Zwierz�tkowcy zajmowali si� tylko zwierz�-
tami, nie pami�taj�c o szkole, domu ani nawet
mamie...
80
Nazajutrz by� poniedzia�ek i w planie lekcja
rysunk�w, na kt�r� trzeba by�o przygotowa� pra-
c� domow� pod tytu�em �Drzewko z Bajki" albo
�Moje Marzenia". Rano dzieci sz�y do szko�y wy-
machuj�c blokami rysunkowymi, gdzie ka�de
mia�o wymalowane Swoje W�asne Drzewko Ma-
rze�. Na podw�rku jednak po Drzewku nie by�o
�ladu. Gdzie si� podzia�o?
No w�a�nie.
I
LJosta�am nowe kredki.
Pierwszego dnia narysowa�am portret mojej
starszej siostry Izy. Mia�a na nim br�zowe w�osy,
zielone oczy i czerwone policzki: wszystko jak
naprawd�. A kiedy obudzi�am si� rano, zobaczy-
�am, �e kto� jej dorysowa� rude w�sy. Na dodatek
podkr�cone.
Drugiego dnia narysowa�am morze i pla��. Po
morzu p�yn�� statek pasa�erski, a piasek mia� ta-
ki kolor, jak s�o�ce na niebie. A nast�pnego dnia
niespodziewanie odkry�am pas�ce si� na pla�y
owce i pilnuj�cego je juhasa.
Ale chyba najgorsza rzecz zdarzy�a si� z rysun-
kiem, kt�ry zrobi�a moja starsza siostra Iza. Przed-
stawia� on Arktyk� i by�o tam pe�no �niegu, po kt�-
rym skrada� si� bia�y nied�wied�. Tymczasem rano
na tym �niegu ros�a ogromna palma, a dooko�a niej
p�dzi�y dzikie bizony gonione przez dzikich ludzi.
Jakby tego by�o ma�o, na samym dole kartki sta�
Chi�czyk i si� u�miecha�.
Wieczorem uda�am, �e id� spa�. Ale gdy tylko
zgas�o �wiat�o, cicho wysz�am z ��ka i schowa�am
si� za biurkiem. Na szcz�cie od okna pada�o tro-
ch� �wiat�a z ulicy.
84
Wkr�tce us�ysza�am podejrzany szelest. Wyj-
rza�am i zobaczy�am, �e z pude�ka na biurku po-
woli, jedna za drug�, wysuwaj� si� kredki i rusza-
j� do le��cej obok kartki papieru. I po chwili do-
piero si� zacz�o!
Czerwona kredka z furi� rzuci�a si� zamalo-
wywa� g�rny brzeg kartki. Domy�li�am si�, �e to
mia�o by� niebo.
Niebieska kredka szybko, jakby si� ba�a, �e
kto� j� ubiegnie, rysowa�a b��kitn� traw�, a po-
mara�czowa - spiczaste ska�y, nie wiadomo tylko
dlaczego odwr�cone do g�ry nogami. Zaraz te�
z ich wierzcho�k�w zacz�� wyp�ywa� br�zowy
strumie�, w kt�rym k�pa�y si� ptaki w kwiatki
i w kratk�.
Na niebie rozb�ys�o zielone s�o�ce, a w trawie
- fioletowy ksi�yc.
Ma�e granatowe kwiatki zamieni�y si�
w ogromne ��te drzewa, w kt�rych ga��ziach
spa�y bielutkie tygrysy.
I nie wiadomo, jak by to si� sko�czy�o, gdyby
nagle nie zacz�� pada� ulewny deszcz: to zdener-
wowa�a si� czarna kredka. Deszcz pada�, pada�, a�
zrobi�a si� ogromna, czarna pow�d�, kt�ra zala�a
wszystko, a potem zapad�a jeszcze czarniejsza noc.
Pomy�la�am sobie, �e sta�o si� tak przez to, �e
nie zostawi�am kredkom �adnego rysunku, kt�ry
mog�yby poprawi� po swojemu.
85
Teraz, po tym wszystkim, musia�y by� bardzo
zm�czone, dlatego pozwoli�am im odpoczywa�
ca�y dzie�. Dopiero wieczorem zatemperowa�am
je na nowo i narysowa�am ogr�d, w kt�rym
wszystko by�o inne ni� naprawd�. Ros�y tam
drzewa malutkie jak kwiaty i kwiaty wielkie jak
s�onie, a na niebie kwit�a czekoladowa trawa.
Wszyscy, ludzie i zwierz�ta, �piewali i ta�czyli
dooko�a pal�cego si� w li�ciach krzew�w b��kit-
nego s�o�ca, a w cytrynowej sadzawce odpoczy-
wa�y czarne motyle podobne do kleks�w. Wresz-
cie, na koniec, w ogrodzie rozb�ys�a t�cza z dwu-
nastu kolor�w.
Kredki wygl�da�y na zadowolone.
..i � >;-,*-vt... ;
> ' � i '?'
1 f;' .
� v� ? ?
? 'i..- .-i?'?';.?'
. ?�.:? v .,\
i:-'�
Korona z ga��zek
,. ? ;.-*??<*
1 ewien kr�l imieniem Aleksander prze-
chadza� si� raz po lesie i ujrza� tam prze�liczn�
dziewczyn�. Mia�a d�ugie br�zowe w�osy, zielone
oczy i rumiane policzki. Nazywa�a si� Letyeja
i by�a wr�k�. Aleksander zakocha� si� w Letycji,
a Letyeja w Aleksandrze. Wkr�tce wzi�li �lub
i wr�ka zamieszka�a w kr�lewskim zamku.
Ale chocia� wszyscy starali si� jak mogli, by
jej uprzyjemni� �ycie, chocia� dostawa�a �niada-
nie do ��ka, nosi�a jedwabne sukienki, at�asowe
sanda�ki, a na g�owie koron� z prawdziwego z�o-
ta, nie czu�a si� tam dobrze. Kr�l bardzo cz�sto
by� zaj�ty rozmaitymi wa�nymi sprawami, a ona
nudzi�a si� w grubych i zimnych murach, bez le-
�nych ptak�w, zwierz�t i drzew.
Wybiega�a to na taras, to do ogrodu, podziwia-
�a wspania�e kwietniki i cudowne fontanny, pr�-
bowa�a nawet rozmawia� z motylami, ale nie
przestawa�a t�skni� za lasem. Zacz�a tam cho-
dzi� na wycieczki, coraz d�u�sze i d�u�sze, a�
w ko�cu znik�a na dobre.
Kr�l wo�a� j� i szuka�, ale na nic to si� nie zda-
�o. Zjawia�a si� tylko w nocy, g�aska�a go po g�owie
i opowiada�a bajk�, a nazajutrz zn�w jej nie by�o.
90
Kt�rego� ranka Aleksander znalaz� w po�cieli
zawini�tko. By�a to ma�a dziewczynka, ca�a bia�a
i lekka jak go��bie pi�rko. Dlatego nazwa� j� Pi�r-
ko. Od tej pory Letyeja przychodzi�a w nocy tak�e
do niej. Opowiada�a bajki, g�aska�a po g�owie i ca-
�owa�a, mo�e te� uczy�a jakich� czar�w, a Pi�rko
mia�a zawsze najpi�kniejsze, kolorowe sny.
Dziewczynka wcale nie nudzi�a si� w zamku.
Kr�l i dworzanie spe�niali wszystkie jej za-
chcianki. Kupowali jej gum� do skakania i gum�
do �ucia, czipsy i col�, i kasety z bajkami na wi-
deo. W zamkowym ogrodzie urz�dzili jej weso�e
miasteczko i ogr�d zoologiczny. Mia�a rower, de-
skorolk�, �y�worolki i mn�stwo innych rzeczy,
a na �niadanie jad�a lody. Wszyscy wok� psuli j�
tak, �e na pewno sta�aby si� najniezno�niejszym,
najgorzej wychowanym dzieckiem na �wiecie,
gdyby nie jej mama wr�ka. Wci�� przychodzi�a
noc� i szepta�a jej do ucha r�ne r�no�ci, dzi�ki
kt�rym Pi�rko pozosta�a dziewczynk� mi��, roz-
s�dn� i nic a nic nierozpieszczon�.
A� pewnego dnia w zamku zjawi� si� rycerz
w zbroi czarnej jak sadza i ci�kiej jak o��w.
- Kr�lu - o�wiadczy� - prosz� ci� o r�k� twej
c�rki.
Aleksander nie m�g� uwierzy� w�asnym uszom.
- Ale ona ma dopiero siedem lat! - wykrzykn��.
- Nie szkodzi - odpar� rycerz. - Mnie to nie
91
przeszkadza. A je�eli si� nie zgodzisz, spal� tw�j
zamek i wszyscy zginiecie!
- Przyjd� jutro - powiedzia� kr�l, �eby zyska�
na czasie.
Pi�rko sta�a pod drzwiami i pods�uchiwa�a,
wiedzia�a wi�c, co si� �wi�ci. A kr�l nawet nie
udawa�, �e si� na ni� gniewa.
- Sama widzisz - rzek� - nie ma innego wyj-
�cia. Tym bardziej �e zamek jest zaczarowany
i gdy Czarny Rycerz go spali, zginiemy nie tylko
my, ale i ca�e kr�lestwo.
- Nic si� nie martw, tatusiu - pociesza�a go
Pi�rko - jako� to b�dzie. Zreszt� nie jestem zn�w
taka ma�a.
Spakowa�a do plecaka rolki, zapas czips�w
i gumy do �ucia i trzy orzechy zerwane z leszczy-
ny rosn�cej pod jej oknem. Uca�owa�a serdecznie
Aleksandra i wszystkich dworzan, wskoczy�a na
konia za plecami Czarnego Rycerza i wyruszy�a
w drog�.
Jechali, jechali, a� dojechali na pustyni�. Na
jej �rodku sta� ogromny pa�ac, ca�y z powietrza.
-Jeste�my na miejscu - powiedzia� rycerz. Ze-
skoczy� z konia i poda� r�k� kr�lewnie. Ledwo
stan�a nogami na ziemi, ko� znikn��. - Teraz
p�jdziesz do swej komnaty - oznajmi� rycerz. -
A wieczorem spotkamy si� na kolacji.
I ju� go nie by�o. w
92
Komnata Pi�rko te� by�a ca�a z powietrza, ale
meble w niej wygl�da�y na zupe�nie wygodne. Na
mieni�cym si� wszystkimi kolorami t�czy stole
w przejrzystej wazie le�a�y najrozmaitsze owoce,
b�yszcz�ce, jakby by�y ze szk�a. Ale kr�lewna na-
wet na nie nie spojrza�a. Wyj�a z plecaka orzech.
' - Mamusiu - powiedzia�a.
W jednej chwili orzech zamieni� si� w prze-
�liczn� wr�k�.
- Jeszcze nie mog�, jeszcze nie teraz - rzek�a.
- Ale powiem ci, co masz robi�.
Uca�owa�a dziewczynk� i znik�a, a Pi�rko po-
czu�a si� nagle tak �pi�ca, �e nawet nie spostrze-
g�a, jak znalaz�a si� w ��ku. I oczywi�cie nie s�y-
sza�a stukania do drzwi ani gniewnych okrzyk�w
Czarnego Rycerza. Spa�a mocno i mia�a jak zwy-
kle pi�kne i kolorowe sny.
Z samego rana pobieg�a na pustyni� i po�o�y-
�a sobie na g�owie ziarnko piasku. Nie min�a na-
wet sekunda, gdy z nieba spad� rz�sis